Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

    Dostęp do pełnej zawartości forum wymaga zalogowania się. Możesz przyśpieszyć proces logowania lub rejestracji używając konta na wspieranych przez nas serwisach.

    W przypadku problemów z dostępem do konta prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum(@)wrestling.pl

     

Filmy ostatnio widziane


Sothiz

Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

http://www.youtube.com/watch?v=DfBccnAcuwg&feature=youtu.be

 

Mark Felt: The Man Who Brought Down the White House

Mark Felt (Liam Neeson) pod pseudonimem "Deep Throat" pomaga parze dziennikarzy odkryć aferę Watergate.

 

Problemem filmu jest to, że jak nie znasz tematu, nie wiesz nic o "Watergate", to będzie on dla Ciebie praktycznie nie do obejrzenia. Temat tylko liźniesz, a i z początku będziesz mocno zdezorientowany. Od razu czułem się wrzucony na głęboką wodę, musząc szybko łapać co i jak. Filmów o tej tematyce się trochę przerobiło, to i nie miałem z tym wielkich trudności, ale nie każdy może mieć takie zaplecze.

 

Prowadzenie akcji pozostawia trochę do życzenia. Czułem jakby to wszystko było jakieś pocięte. Każda scena jest krótka, nie generująca wielkich emocji. Skacze po przyjętym planie wydarzeń jak szalone.

 

Jak zwalnia, to handluje raczej wątkiem familijnym, a tam bardzo kiepsko wypadła Diane Lane. Od pierwszej sceny już miałem z nią problem, który tylko się nasilał. Nie wiem, czy przedstawienie sytuacji w małżeństwie głównego bohatera był niezbędny dla tego filmu. Ja bym się skupił tylko na polityce. Tam mamy Liama Neesona, który praktycznie ratuje widowisko w pojedynke. Ale to Liam, nic nowego dla niego. Film niespełnionych aspiracji. Widać było, że mierzą w coś więcej, nawet w Oscary, ale dramat Felta nie okazał się na tyle mocnym widowiskiem - 4/10 (mocno naciągane, bo Neeson)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Ferdinand / Fernando

Fernando (John Cena) jest młodym byczkiem niepodobnym do innych - zamiast walczyć, woli bowiem leżeć pod drzewem i wąchać kwiatki. Pewnego dnia pięciu mężczyzn poszukuje najwaleczniejszego i najodważniejszego byka, który weźmie udział w walkach w Madrycie. Za sprawą pomyłki ich wybór pada na Fernanda, który musi stawić czoła losowi...

 

Być sobą przede wszystkim. To bajka podnosząca na duchu oryginalne jednostki, czujące się odtrącone na bok. Fernando nie jest specjalnie zabawnym doświadczeniem, choć kozica Lupe jest nastawiona głównie na to. Jeden poboczny bohater to za mało, żeby zabawiać na całym dystansie. Nabiera to trochę kolorków i sprzedaje odrobinę emocji jedynie pod koniec, serwując przez pierwsze dwa akty przestarzałe schematy. Ten latynoski temperament w krzywym zwierciadle powinien być zdecydowanie lepszy. Cena wzięty do roli głównej jako idol dzieciaków i jako adekwatnie duży gość dla głównego bohatera. Nie stworzył z byka postaci godnej zapamiętania – 4/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

 

Brud (2013)

 

Edynburg. W miejscowej policji zwalnia się funkcja Inspektora. W tym samym czasie zostaje zamordowany japoński student. Sprawą zajmuje się grupka detektywów i wszystko wskazuje na to, że ten kto najbardziej się wykaże, dostanie awans. Liderem w tym wyścigu wydaje się być Bruce Robertson. Walczy on ne tylko z innymi, ale także z własnymi demonami.

 

Oglądam pierwszą część filmu. Alkohol, seks, niezłe teksty. Dobre kino na wieczór z kumplami. Oglądam drugą część i trochę tonuję ten entuzjazm bo jest to bardziej część refleksyjna, gdzie akcja zwalnia, a my mocniej zapoznajemy się z demonami dręczącymi głównego bohatera.

 

Gdyby nie powyższe "mankamenty", mogłyby być 8 lub więcej, a tak jest 7/10.

Nie mniej polecam, szczególnie teraz w okresie Świątecznym. Akcja dzieje się właśnie w tym okresie, a w telewizji i tak nic ciekawego nie ma :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Last Flag Flying

Filmy Linklatera zazwyczaj są przegadane. Zawsze biorą jakiś temat i w bardzo wiarygodny, życiowy sposób, pozwalają mu się rozwijać na naszych oczach. Tym razem mamy trzech wojskowych weteranów, których drogi się rozeszły po jednym traumatycznym wydarzeniu w Wietnamie. Po latach odszukuje ich Doc (Steve Carell), który właśnie stracił syna po tym, jak ten zaciągnął się do armii. Pożegnalna podróż poruszy nie tylko temat sensu zbrojnych konfliktów.

 

Jeśli ktoś nie lubi filmów Linklatera, to pewnie nie zmieni swojego podejścia z „Last Flag Flying”. Jednak jeśli miałbym wskazywać jego najbardziej przystępny film, to właśnie postawiłbym na to. Pomijając, że szybko stał się moim ulubionym dziełem uznanego reżysera.

 

Ciężko o nich (filmach Linklatera) mówić, bo to wszystko opiera się na dialogach. A że w tych dialogach biorą udział świetni aktorzy, z ciekawymi postaciami do odegrania, to nie mogło się nie udać. Wskakuje do hype-trainu o nazwie „Oscar dla Cranstona”. Bryan wciela się tu w Sala Nealona. Gość jest najbardziej wierny wojennym barwom z całej trójki, a teraz prowadzi bar, samemu mając spory problem z alkoholem. Jednostka wyszczekana, nie bierze jeńców w słownych przepychankach. W skrócie – mój człowiek. W filmie sporo mówi się o religii, do której Sal zachowuje sceptycyzm. Tym większe jego zaskoczenie, kiedy odnaleziony trzeci kompan (Laurence Fishbourne), po latach stał się człowiekiem Boga, będąc księdzem w lokalnej społeczności. Ich przetarczki słowne są filarem tego filmu. Doc, jako postać z największym dramatem na barkach, zazwyczaj jest wycofany, siedzi z tyłu, stara się okiełznać ostatnie wydarzenia ze swojego życia.

 

Oglądało mi się to świetnie, film ma serducho, ale czy to był jakiś wielki dramat, który wyciśnie łzy, albo skłoni do refleksji? Niestety nie. Sporo zabrakło na ostatniej prostej. Nikt naszym ryjem o ziemie nie miał zamiaru rzucać, bo całość po prostu się kończy. W najbardziej naturalny ze sposobów. Na minus też idzie zrobienie z tej trójki postaci prehistorycznych, które nie ogarniają najnowszych technologii. Trochę tego było za dużo, a i niewiele ze sobą niosło. I tak... – 7/10 (Pierwsza połowa 8/10, druga 6/10 :wink: )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  806
  • Reputacja:   2
  • Dołączył:  30.03.2016
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Niko, mam do ciebie pytanie, może je zdawałam, może nie - czu kiedykolwiek oceniłeś film 10/10, a jeśli tak, to jaki film/y?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Niko, mam do ciebie pytanie, może je zdawałam, może nie - czu kiedykolwiek oceniłeś film 10/10, a jeśli tak, to jaki film/y?

 

http://www.filmweb.pl/user/captaincharisma

 

Scarface, Ojciec Chrzestny, Chłopcy z Ferajny, Dzień Próby, Donnie Brasco, Sunset Limited, Pulp Fiction, Whiplash

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  806
  • Reputacja:   2
  • Dołączył:  30.03.2016
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Dzięki za odpowiedź :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Disaster Artist

Historia spotkania i wczesnej przyjaźni Tommy'ego Wiseau (James Franco) oraz Grega Sestero (Dave Franco) - aktorów kultowego "The Room", który został okrzyknięty najgorszym filmem świata.

 

Łapie przekaz – mamy tu komediodramat. Widzę, co chciał Franco pokazać, ale skłamałbym pisząc, że to dobra komedia, albo dobry dramat. Film jest dziwny. Tak dziwny, jak dziwne było „The Room”. Miesza gatunki, pozostawiając widza w rozkroku. Naprawdę nie wiedziałem, czy się śmiać, czy przejmować przedstawionymi wydarzeniami. Raczej skłaniałem się ku pierwszemu, ale też nie dochodziło do tego przesadnie często.

 

Na pewno doceniam samego Jamesa, który świetnie odwzorował maniery Tommy’ego Wisau. Uchwycił to jak odrealnionym był facetem, co nie było łatwym zadaniem. Dave miał o wiele łatwiej, bo Greg Sestero raczej stąpał po ziemi. Do kariery w kinie brakowało mu tylko talentu :wink:

 

Mam wrażenie, że „Disaster Artist” przyjmie się bardziej u ludzi, na których w jakiś sposób oddziaływał oryginał. Nie ważne, czy się z niego śmiali, czy doszukiwali czegoś więcej (a tacy podobnież też są). Katastrofa na piątke – 5/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Lady Bird

Christine "Lady Bird" McPherson (Saoirse Ronan) nieustannie kłóci się z mamą, ale w rzeczywistości bardzo ją przypomina - obie są bardzo troskliwe, a do tego mają silną wolę i wyrobione poglądy. Matka Christine jest pielęgniarką i niestrudzenie stara się zapewnić rodzinie byt po tym, jak jej mąż traci pracę.

 

Czy to rola życia Saoirse Ronan? Niewykluczone. Nie dlatego, że powinni ją zaraz obsypać złotymi statuetkami, a dlatego, że „najlepsza rola Saoirse Ronan”, to nie jest najtrudniejsza kategoria ze wszystkich.

 

To ja, ten dupek, który zawsze sprowadza na ziemie po hucznie zapowiadanych hitach. Prawie w każdym sezonie Oscarowym pojawi się film, którego szumu jaki się wytworzył nie zrozumiem. Kiedyś był „Brooklyn” (hej, też tam grała Ronan), teraz „Lady Bird”. Bo to film, który kupuje ludzi urokiem bohaterki, oraz realną historią dorastającej nastolatki. Jak dla mnie – wcale nie było to jakoś super-realistyczne. Raczej nazwałbym to filmem przyziemnym, zwykłym, gdzie niektóre zachowania były trochę przejaskrawione w celu wytworzenia dramatycznej polewy. To nie jest zwykła nastolatka, więc i niekoniecznie uważam ją za dobrą reprezentantke wszystkich w tym wieku.

 

Cały czas czekasz az coś się wydarzy. Jej aktorskie i miłosne podboje, to niekoniecznie materiał na wyjątkowe widowisko. W zasadzie tylko przez moment ta cała Lady Bird mi się podobała. Tylko jak pokazała swojego wewnętrznego rebelianta i została zawieszona w szkole. Cała reszta? Meh...

 

Spłynął po mnie, a każdy kolejny krytyk papuguje swojego poprzednika. Wszyscy się zachłysnęli, a je dalej nie wiem czym. Film był ok, a ja jestem przekonany, że o nim zaraz zapomnę. Sorry ptasznico, sorry Sacramento – 4/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Downsizing / Pomniejszenie

Film pokazuje, co może się stać z ludźmi i światem, kiedy norwescy naukowcy – próbując znaleźć rozwiązanie problemu przeludnienia – odkrywają sposób na zmniejszenie ludzi do wysokości zaledwie 5 cali. Proponują też trwający 200 lat program przekształcenia rzeczywistości z wielkiej w małą. Ludzie szybko orientują się, jak wygodniejsze i zamożniejsze życie mogą wieść w zminiaturyzowanym świecie. Obietnica lepszego życia kusi także niewyróżniającego się niczym Paula Safranka (Matt Damon) oraz jego żonę Audrey (Kristen Wiig). Oboje decydują się na życie w mniejszym rozmiarze i mniejszym świecie.

 

Przyznaje – pomysł jest interesujący. Pierwszy akt, choć był praktycznie w całości w zwiastunie, napawa optymizmem. Wylewa fundamenty... na których nie powstaje nic. Bo tak naprawdę tytułowe pomniejszenie przestaje mieć znaczenie. Nawet nie odczuwamy, że oni są mali, bo tylko w świecie małych się obracamy. Ludzie się nie krzyżują, nie mają ze sobą interakcji, a film staje się banalny.

 

Przeistacza się to w historie o miłości i pomaganiu innym. Nie bądź dupkiem – to hasło przewodnie. Pomniejszenie ludzi staje się tylko słodkim żarcikiem, nawet nie dorastającym do pięt polskiemu „Kingsajzowi”.

 

Przed katastrofą ratuje to casting. Christoph Waltz jest w formie, i wraca z kolejną charyzmatyczną kreacją. Czasami jego mimika wystarcza, żeby scena nabrała kolorytu. Żadna wielka rola, po prostu dał temu widowisku siebie, a to wystarczyło, żeby się człowiek uśmiechnął kilka razy. A na ten uśmiech widza jest to mocno nastawione. Wietnamka Hong Chau, to praktycznie maszyna do małych żarcików. Najczęściej wynikających z jej pochodzenia i łamanego języka angielskiego. Nic wyszukanego.

 

Mnóstwo niedokończonych wątków. Mam wrażenie, że oglądałem dwa filmy. Zaczęło się pomniejszanie, a potem ktoś podmienił taśmy – 4/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 166
  • Reputacja:   438
  • Dołączył:  24.07.2008
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Disaster Artist

 

Historia spotkania i wczesnej przyjaźni Tommy'ego Wiseau (James Franco) oraz Grega Sestero (Dave Franco) - aktorów kultowego "The Room", który został okrzyknięty najgorszym filmem świata.

 

Łapie przekaz – mamy tu komediodramat. Widzę, co chciał Franco pokazać, ale skłamałbym pisząc, że to dobra komedia, albo dobry dramat. Film jest dziwny. Tak dziwny, jak dziwne było „The Room”. Miesza gatunki, pozostawiając widza w rozkroku. Naprawdę nie wiedziałem, czy się śmiać, czy przejmować przedstawionymi wydarzeniami. Raczej skłaniałem się ku pierwszemu, ale też nie dochodziło do tego przesadnie często.

 

Na pewno doceniam samego Jamesa, który świetnie odwzorował maniery Tommy’ego Wisau. Uchwycił to jak odrealnionym był facetem, co nie było łatwym zadaniem. Dave miał o wiele łatwiej, bo Greg Sestero raczej stąpał po ziemi. Do kariery w kinie brakowało mu tylko talentu

 

Mam wrażenie, że „Disaster Artist” przyjmie się bardziej u ludzi, na których w jakiś sposób oddziaływał oryginał. Nie ważne, czy się z niego śmiali, czy doszukiwali czegoś więcej (a tacy podobnież też są). Katastrofa na piątke – 5/10

 

Toś mnie zmartwił Nikoś, bo w cholerę czasu czekam niecierpliwie na ten film niczym na nowe nudesy gwiazd WWE. Oryginał oglądałem już z 5 razy i dalej jest to film magiczny - mimo wszystko, że gówno tam się dzieje to nie nudzi, aktorstwo rodem ze szkolnych jasełek bawi, jeden z producentów, a zarazem gość od castingów umarł na 3 lata przed filmem i w sumie gówno miał z nim wspólnego, ale Tomasz wrzucił go do napisów końcowych... z sympatii, a dziury fabularne i idiotyczna fabuła (jaki scenariusz :D? ) otoczyła ten film kultem. Książkę, na której oparty jest film własnie kończę czytać (fajna lektura) i zastanawia mnie jak odtworzą fanaberię Tomasza kosmity z Poznania :D

Może fakt, że nie jesteś obeznany aż tak z tematem nie pozwolił Ci wychwycić wszystkich żartów, choć u Ciebie ocena 5/10 to i tak nieźle. The Room pewnie dostałby z minus five stara :twisted:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Toś mnie zmartwił Nikoś, bo w cholerę czasu czekam niecierpliwie na ten film niczym na nowe nudesy gwiazd WWE. Oryginał oglądałem już z 5 razy i dalej jest to film magiczny - mimo wszystko, że gówno tam się dzieje to nie nudzi, aktorstwo rodem ze szkolnych jasełek bawi, jeden z producentów, a zarazem gość od castingów umarł na 3 lata przed filmem i w sumie gówno miał z nim wspólnego, ale Tomasz wrzucił go do napisów końcowych... z sympatii, a dziury fabularne i idiotyczna fabuła (jaki scenariusz :D ? ) otoczyła ten film kultem. Książkę, na której oparty jest film własnie kończę czytać (fajna lektura) i zastanawia mnie jak odtworzą fanaberię Tomasza kosmity z Poznania :D

Może fakt, że nie jesteś obeznany aż tak z tematem nie pozwolił Ci wychwycić wszystkich żartów, choć u Ciebie ocena 5/10 to i tak nieźle. The Room pewnie dostałby z minus five stara

 

Ja The Room nawet nie ruszam, choć z tego co słyszałem, Franco zrobił świetną robotę w odtworzeniu tego "dzieła". Za to niesamowite pochwały. Tylko że mnie to nie bawiło, nic nie poradzę. Dla fanów The Room będzie to na pewno bardziej wartościowe widowisko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Jumanji: Welcome to the Jungle / Jumanji: Przygoda w dżungli

Czworo przyjaciół odkrywa starą grę, która przenosi ich w świat dżungli. Aby powrócić do rzeczywistości, muszą stawić czoło niebezpiecznym przygodom.

 

Rozrywka w czystej postaci. Jumanji oferuje sporą dawkę humoru. Są różnorakie żarty – od głuputkich, gdzie przeciwnicy latają po ciosach The Rocka, po całkiem przyjemne wymiany zdań postaci. Ta interakcja całej czwórki świeci tu najjaśniej. Już na poziomie podziału ról, ktoś trafił w „10”. Szkolny nieudacznik staje się The Rockiem, atleta staje się o wiele niższym od siebie Hartem (do czego jest równie nieprzyzwyczajony), a szkolna piękność jest Jackiem Blackiem. Trzeba przyznać, że Black od dawna nie był tak zabawny. Gość wymiata praktycznie w każdej scenie i robi wiele, żebyśmy widzieli w nim słodką Bethany (Madison Iseman). Gdzieś tam w tle ląduje Karen Gillan i jej Martha. Mało popularna dziewczyna, trafia w skórę urodziwej fighterki. Komedii w niej niewiele, choć jedną sceną kradnie show (od razu będzie wiadomo którą, choć komentarz pozostałej ekipy jest jej mocnym punktem, więc całej zasługu nie może sobie przypisać).

 

Odkurzone Jumanji stało się grą komputerową. Dobry zabieg, z którego twórcy wycisnęli kilka przyjemnych detali (powtarzane kwestie NPC-ów). Film zaś przejął tego wszystkie naleciałości. Tak dobre, jak i złe. Wiadomo, jak to jest z filmami na podstawie gier, lub przypominającymi gry. Jakiś podział na poziomy, wypchany zapychaczami (często w postaci interakcji postaci). Pomijając dobrą interakcje o której pisałem wyżej, nie jest to najatrakcyjniejszy scenariusz. Raczej uboga przygoda z kiepskimi misjami. Żadna nie sprawi, że skoczy tu poziom adrenaliny. Czarny charakter jest słabiutki i w ogóle go nie czuć.

 

Jak ktoś biegał i bił, to się nudziłem. Jak gadali, to się bawiłem bardzo dobrze – 6/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  806
  • Reputacja:   2
  • Dołączył:  30.03.2016
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Jako wielka fanka pierwowzoru spytam się ciebie Niko jednego - który film wypada lepiej? Pierwowzór czy nowa wersja?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 762
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.01.2005
  • Status:  Offline

Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi

 

W skrócie

 

minusy

-dialogi poziomem kreskówek

-nuda

-beznamietne postacie

-slabe rozegranie akcji

-wtornosc

-ten sam beznadziejny główny zły, jest jeszcze bardziej beznadziejny

 

plusy

-jedynie bohaterka daje rade

-ciekawa akcja z Lukiem pod koniec

-troche klimatu z gwiezdnych wojen jest i miło się to odczuwa

 

A kiedyś była to dobra seria

 

2/10

 

-

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • -Raven-
      Co by nie mówić, strasznie rozmieniają na drobne popularność Rycerza. Już teraz widać, że niemal bankowo to spierdolą i facet utknie w midcardzie
    • -Raven-
      Co ma wspólnego film Godzilla i Kong: Nowe Imperium z szwedzką kapelą będącą legendą muzyki z gatunku gothic metal?
    • PpW
      Na tydzień przed najbardziej hardkorową galą roku - Ledwo Legalne 4, wbijajcie na konferencje do Pubu 2 Koła 🔥🔥🔥 Na miejscu m.in. - Johnny Blade oficjalnie ogłasza szczegóły swojej walki o tytuł European Ultraviolent 🤯🔪 - face-to-face Goblin vs Gustav 🧌🪽 - OG Merch PpW 👕 - pyszne piwko 🍻 - after w wrestlingowym klimacie z zawodnikami PpW 🕺 💸Wjazd 10 zł 🕐 31.05.2024, Start konferencji 20:00 (ale na piwko można wpaść wcześniej) 🗺Miejsce: Pub 2 Koła, Tunelowa 2B, Warszawa Przeczytaj na fanpage.
    • KyRenLo
      Ostatnio niebieskiej tygodniówki nie oglądałem, więc po przerwie chęci i oczekiwania większe. Zobaczymy jak wyjdzie. Nie bardzo mi pasi pani zapowiadająca, która przybyła z NXT, ale trudno. Nic przecież z tym nie zrobię. Bianca vs Tiffy: Na wstępie ładny kolorek stroju Belair. Dobra walka dwóch dobrych zawodniczek. Można postaci Belair nie lubić, ale ringowo przeważnie nie zawodzi. Niestety Tiffy przegrała. Trochę smutno. Spotkanie Logan/LA Knight No przyjdzie pora na to, żeby LA latał z tym pasem. Tama Tonga vs LA Knight: Średnia ta walka. Średni ten wynik. To ja myślałem, że LA Knight wejdzie do finału. Tonga przelazł dalej. Walka Jey vs Tonga możliwa. Oj, bardzo by mi się coś takiego nie spodobało, więc oby plan był inny. Cody/Logan: Porwać nie porwało. No popatrzył człowiek na Cathy. JAX to wygra, bo musi wygrać cały turniej. Niech ma Tak już na poważnie to oczywistym jest, że wolałbym Iyo, ale zakładam, że turniej panów wygra Gunther, a dwóch skalpów pewnie RAW nie dostanie. Nia vs Jade: Aha. Też mi pojedynek. Poleciało DQ i tyle. Najważniejsze, że to Jax awansowała. Nie chciałem turniejowej wygranej Jade. DIY vs Legado del Fantasma: Elektra elegancka, a sama walka co najwyżej niezła. DIY z wygraną. Pewnie walka o pasy, no i pewnie przegrana. Ooo mistrzyni Bayley dostała kawałek czasu antenowego. Ta. Spoko. Randy vs Melo: Solidny Main Event. Trudno oczekiwać, że Melo będzie takie walki wygrywał, ale fajnie, że to była walka zamykająca tygodniówkę. Orton jedzie dalej i oby finał Gunther vs Orton. Zupełnie szczerze i obiektywnie: Strasznie mnie wynudził ten odcinek.  
    • Attitude
      Wczoraj w klubie Nowy Harem w Gdyni odbyła się gala KPW Arena 25: Odkupienie. Najważniejszym wydarzeniem było zdobycie pasa KPW Oldtown przez Chemika. Wyniki KPW Arena 25: Odkupienie 17.05.2024 David Oliwa pokonał Louisa Bashama Filip Fux pokonał GREGa Martn Pain pokonał Michała Fuxa Eryk Lesak pokonał Gulyasa Ocsi Chemik pokonał Rosetti, Zefira i Leona Lato Przeczytaj wpis na portalu Wrestling.pl
×
×
  • Dodaj nową pozycję...