Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

    Dostęp do pełnej zawartości forum wymaga zalogowania się. Możesz przyśpieszyć proces logowania lub rejestracji używając konta na wspieranych przez nas serwisach.

    W przypadku problemów z dostępem do konta prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum(@)wrestling.pl

     

Filmy ostatnio widziane


Sothiz

Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  3 631
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  24.11.2012
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

I tak Cię kocham

 

"I tak cię kocham" to świetne, odświeżone spojrzenie na komedie romantyczne. Jest historią opartą na faktach. Mimo sprawdzonego już schematu wciąga i zaskakuje.

 

Film opowiada o parze, którą połączyła miłość, mimo przeciwieństw kulturowych. W głównych rolach znakomicie spisali się Zoe Kazan (Emily) i Kumail Nanjiani (Kumail), który odpowiadał także za scenariusz. Świetnie dobrano także role drugoplanowe. Rodziców Emily zagrali znany komik Ray Romano i fenomenalna Holly Hunter.

 

Produkcja zbiera mnóstw dobrych recenzji w Stanach Zjednoczonych. W Polsce zapowiada się jako jeden z hitów zimy. Niektórzy krytycy sugerują nawet, że produkcja ma szanse na oscarową nominację w kategorii najlepszy film roku. Reżyser - Michael Showalter już otrzymał nagrody i nominacje w American Film Festival, czy też na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Locarno.

 

Każdy znajdzie w tej opowieści coś dla siebie. Nawet Ci, którzy niekoniecznie lubią komedia romantyczne. Główne postacie szybko budują w nas sympatię. Oprócz duzej dawki humoru, można znaleźć także cenny morał: choćby i cały świat sprzysiągł się przeciw naszej miłości, to trzeba o nią walczyć do końca.

 

Polska premiera będzie miała miejsce 5 stycznia. Ocena - 7/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Marshall

Thurgood Marshall (Chadwick Boseman) zapisał się w historii tym, że w 1967 roku został pierwszym czarnoskórym sędzią Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, tworząc precedens, który zmienił cały kraj. Rzadko kiedy mówi się jednak o tym, kim Marshall był wcześniej, jakim był człowiekiem, w jaki sposób zdobył renomę, która pozwoliła mu na osiągnięcie tak wysokiego stanowiska. Film opowiada o młodości przyszłego sędziego, gdy jako charyzmatyczny prawnik walczył idealistycznie o społeczne zmiany. Akcja rozgrywa się w 1941 roku, gdy Marshall stawia czoło systemowi, podejmując się obrony czarnoskórego mężczyzny oskarżonego o gwałt na białej kobiecie. Pomaga mu biały prawnik (Josh Gad), ale reszta kraju patrzy na to wszystko ze zdumieniem.

 

Tym razem wyciągnęli Marshalla. Nie wiem, kto będzie następny, ale widzę, że obowiązkiem sezonu Oscarowego, jest film o tym, jak murzynom było ciężko. W zasadzie śmiało mógłby powstać oddzielny gatunek – „ciężko mi”, gdzie afroamerykanie zmagaliby się z rasizmem i uprzedzeniami białych ludzi. Mimo, że są wspaniałomyślni, i praktycznie brakuje im tylko srebrnej (złotej?) zbroi, to walczą by przebić się przez „białą” ścianę. Cudowonie. Ja jednak mam wrażenie oglądania tego samego. Replay z Thurgoodem, ma nieco stonowany pierwiastek rasizmu. Jasne, dalej nie jest dopuszczany do głosu na sali sądowej, stąd pomoc Josha Gada, ale przynajmniej sika w tej samej toalecie. Rozwój.

 

Mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o rozprawę (zajmującą praktycznie cały film). Niewiele przeciwności losu spotyka nasz duet. Było kilka zaskoczeń jakie na nich czekały, ale nic, z czym by sobie nie poradzili parę minut później. Pojawia się tu niebywały spokój Marshalla. Jego nieomylność traktuje jako mały minus, zabijający emocje. Niby taki miał być – twardy i stanowczy, ale szybko stało się to wtórne. Nawet jeśli Chadwick Boseman zagrał „ok”, to nie nacieszymy się nim tyle, co równie „przyzwoitym” Gadem. Josh nawet jest ciekawszy, bo to on się musi rozwinąć z roli osaczonego asystenta, do prawnika z jajami. Chyba najwięcej radości miałem z tego, jak wymieniali się poglądami.

 

Sporą bolączką jest Dan Stevens, siedzący po przeciwnej stronie barykady. Lubię gościa, może pasował wizualnie (All-American American z przeczesanym włosem), ale swoją postacią nie wniósł tu absolutnie nic. Nawet nie bardzo dane nam było zobaczyć, jak dobrze radzi sobie na sali. Dziwne podejście. Skupiając sie na tych dobrych, zaszkodzili im. Nie czułem, żeby ich sprawa była zagrożona.

 

Jedna z mniej emocjonalnych rozpraw, jakie przyszło mi oglądać. W filmie, gdzie przyzwoite kreacje są na poczet scenariusza z podręcznika nowego pro-Oscarowego gatunku. Nie jestem rasistą, ale zaczynają mnie te filmy męczyć. Podobnie jak zeszłoroczne „Ukryte działania”, które uważam za srogo przereklamowane (4/10). Tu jest gorzej, ale też na – 4/10 (fatalnie zmontowany finalny speech Gada)

 

Idąc tym tropem, podtrzymując tendencje, za parę lat będzie Oscarowy film o Darrenie Youngu, który przyznał się, ze jest gejem w pro-wrestlingu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

Idąc tym tropem, podtrzymując tendencje, za parę lat będzie Oscarowy film o Darrenie Youngu, który przyznał się, ze jest gejem w pro-wrestlingu.

 

Również nie jestem rasistą, ale to jest wkurzające. Jeżeli ktoś ma dostać nominację (nie mówiąc o samej nagrodzie), tylko dlatego że jest czarny, a nie dlatego że dobrze zagrał swoją rolę, jestem na nie. Mam też nadzieję, że ta koncepcja z cytatu, to bardziej ironia, niż faktyczny pomysł na film, bo nawet sensownego materiału nie ma (Young przecież nic wielkiego w WWE nie osiągnął).

 

Abstrahując nieco od filmu, ale pozostając w temacie kinematografii, przy takiej zmianie standardów, niedługo zacznie się mówić, że mniej zdolna aktorka dostała rolę nie przez łóżko, tylko dlatego że była molestowana.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Snowman / Pierwszy śnieg

Szef elitarnej ekipy detektywów (Michael Fassbender) prowadzi skomplikowane śledztwo. Wraz z nadejściem zimy ginie kolejna osoba. Detektyw boi się, że do miasta powrócił seryjny morderca. Z pomocą znakomitej rekrutki (Rebecca Ferguson) zaczyna łączyć stare sprawy kryminalne z nowymi brutalnymi zdarzeniami. Wie, że musi rozwiązać zagadkę, zanim spadnie kolejny pierwszy śnieg.

 

Smutno się robi. W zasadzie na początku filmu, nie bardzo da się nadążyć za wydarzeniami. Wszystko jest tak chaotyczne, jakby oczekiwali od nas dogłębną znajomość postaci (akurat to uczucie zostało ze mną do końca, bo nie poznałem nikogo). A jak już nadążysz (niby), to objawi Ci się podrzędny dreszczowiec, którego intryga topnieje jak śnieg.

 

Napisałbym jeszcze, że końcówka jest tak zła, że to trzeba zobaczyć na własne oczy. Ale nie chcę, żeby ktokolwiek to oglądał...

 

Smutno się robi. Patrzysz na świetnego aktora, który nie jest w stanie Ci nic przekazać. Jest detektywem, podobno z problemami, ale jakoś niespecjalnie skupiają się na tym, żeby to pokazać. Wolą męczyć oklepany wątek rodzinny. Niewiele dziala tu na poczet sympatii do głównego bohatera. O reszcie nawet nie wspomnę, bo po paru godzinach już nie bardzo pamiętam ich twarzy. Takie aktory.

 

Omijać szerokim łukiem. W zasadzie jedynym plusem jest tu ponury klimat. Ta zimowa aura i niektóre kadry, naprawdę mogą się spodobać („O, to je ładne!”). Problem w tym, że nikt ich nie potrafił wykorzystać do zbudowania należytej intrygi, która zainteresuje nas choćby przez moment... Albo ja się tak mocno zastanawiałem, po co to powstało, że na nic innego nie miałem czasu – 2/10 (w sumie naciągane)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  806
  • Reputacja:   2
  • Dołączył:  30.03.2016
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Niko, będziesz oceniał Slumbera, bo wydaje się być w porządku, ale nie wiem, czy nie stracę na tym kasy :P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Niko, będziesz oceniał Slumbera, bo wydaje się być w porządku, ale nie wiem, czy nie stracę na tym kasy :P

 

Obawiam się, że musisz podjąc ryzyko. Nie załapał się na watchliste. Słyszałem, że słabiutkie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  806
  • Reputacja:   2
  • Dołączył:  30.03.2016
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Tyle mi wystarczy, dzięki.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Murder on the Orient Express / Morderstwo w Orient Expressie

Ekranizacja klasycznej powieści kryminalnej Agathy Christie, wyreżyserowana przez pięciokrotnie nominowanego do Oscara Kennetha Branagha. On sam gra także słynnego detektywa Herculesa Poirot, rozwiązującego sprawę morderstwa, którego ofiarą w najsłynniejszym pociągu świata pada wpływowy amerykański biznesmen. Luksusowa podróż staje się punktem wyjścia do stylowej, pełnej napięcia i zaskakującej opowieści sensacyjnej, uznawanej za największą zagadkę kryminalną wszech czasów. Trzynaścioro pasażerów uwięzionych zostaje w pułapce, nie wiedząc, co ich czeka. Jeden człowiek musi wskazać mordercę, zanim ten zaatakuje ponownie.

 

Hercule Poiret, w jednej z bardziej zagmatwanych spraw, z jakimi miał do czynienia. Jednocześnie jest to sprawa, z tak mało satysfakcjonującym finałem, że aż mi się zrobiło przykro. Nie dość, że cała intryga jest poprowadzona w dość przeciętny sposób, a kolejne fakty sprawiają wrażenie tylko słabo podkręconych piłek, to zakończenie... nawet nie mogę się odnieść.

 

W konstrukcji najbardziej drażniło mnie to, że całość jest powiązana z jakąś sprawą, którą dostajemy w retrospekcji, przez co próba doszukiwania się winnego do spółki z Poirot, jest zbyteczna. Nie ma związku z tym, co zobaczyliśmy. Karmią nas tylko kolejnymi powiązaniami z nieznaną nam przeszłością. To się nie mogło udać.

 

Gwiazdozbiór jest może godny podziwu, ale prawdę powiedziawszy, to nikt nie wybija się z tłumu. Nikt nawet nie ma na tyle czasu ekranowego. Kenneth Branagh, kręcił głównie siebie. Jego Poirot jest... ok.

 

Zapomnę – 4/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Justice League / Liga sprawiedliwości

Zainspirowany ofiarnym czynem Supermana Bruce Wayne odzyskał wiarę w ludzkość. Prosi swojego nowego sprzymierzeńca, Dianę Prince, o pomoc w pokonaniu jeszcze potężniejszego wroga. Nie tracąc czasu, Batman i Wonder Woman starają się znaleźć i przekonać do współpracy grupę metaludzi, która ma stanąć do walki z nowym zagrożeniem. Jednak mimo utworzenia jedynej w swoim rodzaju ligi superbohaterów, złożonej z Batmana, Wonder Woman, Aquamana, Cyborga i Flasha, może być już za późno na uratowanie planety przed atakiem katastroficznych rozmiarów.

 

Kiedy zbierają się „Avengersi”, to po tych wszystkich, zazwyczaj udanych filmach, człowieka bawi sama interakcja tych wielkich bohaterów. Kiedy zbiera się „Liga Sprawiedliwości”, minus i minus, plusem się nie staną. Potęguje się tylko całe zło i niedoskonałości.

 

To jest tak „epickie”, że naraża się na śmieszność. Tak kiczowate, że nie może być dobrze odebrane przez trzeźwo myślących. To bajka, która nie jest dla wszystkich. Kiedy idę na widowisko superbohaterów, to fajnie, jak nie odczuwam wstydu. Oglądając najnowszy twór DC, byłem zażenowany siedząc w kinie. Po prostu. Nienaturalne, przykre teksty (frajde miałem, jak powtarzałem je po wyjściu z kina), poziom rozrywki godny Transformersów, marne efekty specjalne (Steppenwolf). Nawet scena po napisach końcowych jest zła. Nawet to potrafili zepsuć! Niebywałe.

 

Słyszałem, że miało być mrocznie, niekoniecznie tak humorystycznie jak u konkurencji. Jakieś trefne newsy. Właśnie robili wszystko, żeby skopiować konkurencje, nie dbając o swoją tożsamość. Tu nie ma fabuły. Mroczne mogą być historyjki Flasha i Cyborga, ale tak naprawdę nie wnoszą nic do rozwoju postaci. Ba, tu nic nie wnosi do rozwoju postaci, bo tak jak nam ich przedstawili, tacy pozostali. Sceny po prostu lecą, urywają się, potem kogoś biją (w wyjątkowo słabych scenach walki, okraszonych tanim efekciarstwem). Zebrali całą Ligę, która udowodniła przez te 2-godziny, że bez Supermana i tak są bandą ciot. Świetne.

 

Słyszałem, że Flash jest spoko. Może tak. Warto jednak podkreślić, że jak mało kto, jest on kopią Marvelowskiego Spider-Mana, i pół-Marvelowskiego Quicksilvera. To już było. Bardziej podobał mi się Aquaman, który nieco innego tonu nadawał tej słodko-pierdzącej gromadce, ale gdzieś pod koniec wtopił się w ten cały kicz wylatujący z ekranu. Gal Gadot gorzej niż w „Wonder Woman”, a Ben Affleck o wiele gorzej, niż w „BvS”. Cyborg - bardzo nudny. Miał mieć jakąś historię, jest ważną częścią fabuły, ale to na niby. Bo fabuła to tylko walka z wielkim złem, które jest bardzo złe, i chce zniszczyć świat z tej złości (uuu). Cytując klasyka – film o superbohaterach, jest tak dobry, jak jego czarny charakter ... – 2/10 (okrutnie się wynudziłem)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  394
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.11.2010
  • Status:  Offline

 

Murder on the Orient Express / Morderstwo w Orient Expressie

Ekranizacja klasycznej powieści kryminalnej Agathy Christie, wyreżyserowana przez pięciokrotnie nominowanego do Oscara Kennetha Branagha. On sam gra także słynnego detektywa Herculesa Poirot, rozwiązującego sprawę morderstwa, którego ofiarą w najsłynniejszym pociągu świata pada wpływowy amerykański biznesmen. Luksusowa podróż staje się punktem wyjścia do stylowej, pełnej napięcia i zaskakującej opowieści sensacyjnej, uznawanej za największą zagadkę kryminalną wszech czasów. Trzynaścioro pasażerów uwięzionych zostaje w pułapce, nie wiedząc, co ich czeka. Jeden człowiek musi wskazać mordercę, zanim ten zaatakuje ponownie.

 

Hercule Poiret, w jednej z bardziej zagmatwanych spraw, z jakimi miał do czynienia. Jednocześnie jest to sprawa, z tak mało satysfakcjonującym finałem, że aż mi się zrobiło przykro. Nie dość, że cała intryga jest poprowadzona w dość przeciętny sposób, a kolejne fakty sprawiają wrażenie tylko słabo podkręconych piłek, to zakończenie... nawet nie mogę się odnieść.

 

W konstrukcji najbardziej drażniło mnie to, że całość jest powiązana z jakąś sprawą, którą dostajemy w retrospekcji, przez co próba doszukiwania się winnego do spółki z Poirot, jest zbyteczna. Nie ma związku z tym, co zobaczyliśmy. Karmią nas tylko kolejnymi powiązaniami z nieznaną nam przeszłością. To się nie mogło udać.

 

Gwiazdozbiór jest może godny podziwu, ale prawdę powiedziawszy, to nikt nie wybija się z tłumu. Nikt nawet nie ma na tyle czasu ekranowego. Kenneth Branagh, kręcił głównie siebie. Jego Poirot jest... ok.

 

Zapomnę – 4/10

 

zmienili zakonczenie w stosunku do książki? czy może po prostu film był tak nudny, że jak przyszło co do czego to zakończenie już Cie nie interesowało?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

zmienili zakonczenie w stosunku do książki? czy może po prostu film był tak nudny, że jak przyszło co do czego to zakończenie już Cie nie interesowało?

 

Nie pomoge, bo książki nie czytałem. Domniemam, że jakby zmienili to fani by już film pogrzebali. Mi ten film powinien dawać więcej frajdy, ale sposób prowadzenia akcji kompletnie chybiony (może książkowy, nie filmowy). Podobnie ma się sprawa z zakończeniem. Nie odniosłem się tam, bo nie spoilerując się praktycznie nie da.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Najlepszy

Głównym bohaterem filmu jest Polak, który zachwycił świat, a który u nas, do dziś, pozostaje osobą praktycznie nieznaną. To fascynująca, pełna morderczego wysiłku, spektakularnych upadków i niezwykłej siły, historia inspirowana życiem Jerzego Górskiego (Jakub Gierszał), który ukończył bieg śmierci oraz ustanowił rekord świata w triathlonowych mistrzostwach świata, zdobywając tytuł mistrza na dystansie Double Ironman z czasem 24h:47min:46sek. Ten rekord nie byłby jednak możliwy, gdyby w jego życiu nie pojawiły się dwie kobiety. Jedną stracił. Druga stała się inspiracją, aby zawalczył o swoje życie.

 

Zwiastun może trochę mylić. Sam Iron Man, to zaledwie pierwiastek całości. Napędza do treningu, ale wcale nie czuć, że jest to trzon fabuły. Głównie chodzi o walkę z demonami, w które główny bohater popadł. I zamiast czegoś co mogło być (jedynie?) sportową papką, dane jest nam zobaczyć fajną historię gościa przełamującego swoje bariery.

 

Gierszał pokazuje tu wiele swoich twarzy i wypada bardzo wiarygodnie. Fajnie się zmienia na naszych oczach. Z narkomana na skraju śmierci, w gościa z celem w życiu. Do spółki z reżyserem (Łukasz Palkowski) dali radę pokazać powagę narkotyków, nie popadając po drodze w jakąś tanią rozrywkę.

 

Jedyne poważne zgrzyty pojawiają się przy próbach zobrazowania tego, co siedzi w głowie bohatera. O ile nie mam nic przeciwko pokazywaniu demonów na ekranie, to jest to tak delikatny motyw, że łatwo nim sparzyć. Mnie sparzyli. Jeszcze rozmowy z lustrem były akceptowalne, ale im bliżej końca, tym przebijało się więcej tandety. Nawet niekoniecznie pasującej do tonu produkcji. Chcieli pokazać jedną rzecz, ale wyszło łopatologicznie. I bez tego każdy by to ogarnął.

 

Trudno się nudzić, ciągle się coś dzieje. Ma to swoje ciemniejsze strony, bo mocno przyspieszali akcje i musieli się czasami posiłkować montażami, a pierwszy akt w ogóle skacze po osi jakby oglądany w przyspieszonym tempie.

 

Wkręciłem się. Za Gierszałem stoi mocarna ekipa drugoplanowa. Są weterani jak Jakubik czy Gajos, jest też mniej znana Kamińska – solidna rola, wokół której wątek miłosny mnie nie wybijał z rytmu. Gdzieś tam zmarnowali potencjał z ojcem (Żmijewski) czy „nauczycielem” (Warszawski), ale zwyczajnie nie starczyło na nich czasu – 7/10 (w tym roku nr. 1 z polskich filmów)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Mudbound

Akcja filmu rozgrywa się na południu Stanów Zjednoczonych wkrótce po zakończeniu II wojny światowej. Dwie rodziny muszą zmierzyć się z bezwzględną hierarchią społeczną i nieprzyjaznym krajobrazem, tocząc wojnę nie tylko na froncie, ale i na swym lokalnym poletku. Film opowiada o przyjaźni, nieznanym dziedzictwie oraz o niekończącej się walce o ziemię i przeciw jej kaprysom.

 

Zaznaczmy, że to kolejny film o rasizmie i trudach, jakie przeżywali czarni w tamtym czasie. Czy oferuje jakieś niespotykane dotąd emocje? Raczej nie. Ze znanych materiałów wyciska jednak kilka mocniejszych momentów i kilka przyjemnych patentów. Przeżyć jednak musimy okazjonalne dłużyzny, które wylewają nam pod to wszystko fundamenty.

 

Dwie rodziny. Różnią się kolorem skóry, jak i podejściem do życia. Biały ma farmę, czarny u niego pracuje. Oczywisty schemat. Obraz białych to zacietrzewieni ludzie, którzy poniżanie drugiej rasy mają we krwi. Druga rodzina oczywiście nigdy nie odmówi pomocy, są nadzwyczaj życzliwi. Oczywista oczywistość w języku filmowym. Dziadek brutal, najbardziej sztywny ze wszystkich, matka to ich w zasadzie lubi (łącznik), a ojciec (Jason Clarke) jest zwyczajnie nudny. Gość ostatnio wcielił się w Heydricha w „HHhH” i też był cienki. Streak. Głównym twistem oferowanym przez „Mudbound”, jest przyjaźń dwóch członków tych rodzin, których połączyła wojskowa przeszłość. Przyjaźń dwóch ras w takich filmach, to też żadna nowość ("Tytani" zrobili to o wiele fajniej), ale wracający z wojny Ronsel Jackson (Jason Mitchell) nadaje temu fajnej dynamiki. Relacje w domostwie afro-amerykanów, z jego nadejściem stają się ciekawsze. On widział inny świat, na niego inaczej reagowali ludzie. Gdzieś tam podskórnie domaga się szacunku i równości. Biała rodzina? Wciąż nudna i sztampowa.

 

Po obejrzeniu ponad 2h filmu, który oferuje sobą niewiele nowości, dziwią mnie zachwyty i wysokie noty. Widzę jednak, czym się ludzie zachłysnęli. Z napiętej, ale dość spokojnej farmerskiej atmosfery, końcówka przybiera o wiele mroczniejsze tony. Tak jakby poprzednie 100-minut, było prologiem dla tych ostatnich 20 – 6/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Mountain Between Us / Pomiędzy nami gory

Dwoje obcych sobie ludzi, którzy wychodzą cało z tragicznej katastrofy lotniczej, uwięzionych zostaje w niedostępnych, skutych lodem górach. Kiedy uświadamiają sobie, że spodziewana pomoc nie nadejdzie, zmuszeni są wyruszyć w kilkusetkilometrową podróż przez dziką okolicę. Po drodze muszą stawić czoło nie tylko niewyobrażalnym przeciwieństwom losu, lecz także nieoczekiwanej namiętności.

 

Cukierkowy survival. Miłosnym też mógłbym go nazwać, a obie wersje wskazują na dość poważne olanie drugiego członu. Nie czuję, żeby ta dwójka jakoś desperacko walczyła o życie. Nie wiem, czy twórcy chcą nas ich cierpieniem w ogóle atakować. Raczej mają inne cele. Tam musie się narodzić uczucie, tam muszą być ładne widoczki. I o ile ich chemia mnie nie ogrzała przy tej zimowej aurze, tak zdjęcia naprawdę robią robotę. Widoki są na pewno wiele realistyczniejsze, od okrutnie naciąganej fabuły.

 

Parsknąłem śmiechem, jak w momencie, gdy zaczynali być sobie coraz bliżsi, Kate Winslet pierwsze co zrobiła, to zaczęła mu szperać w telefonie! To najprawdziwsza rzecz, jaka się tu wydarzyła :wink:

 

Winslet i Elba, robią co w ich mocy, ale to już na bazie scenariusza było skazane na porażkę. A jeśli nie, to niezwykle trudno byłoby uszczęśliwić tu wszystkich. Zbudować poważny survival, dodając wiarygodny wątek miłosny, który wyciśnie łzy. Mi się trochę dłużyło. Praktycznie nie było zwrotów akcji. Oni sobie tylko łazili po górach , pocieszając się wzajemnie, że to jeszcze nie koniec. Suche – 3/10

 

Przyznaje, że najbardziej kibicowałem psu. Inna sprawa, że dorzucenie psa nie było chyba konieczne?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Cicha Noc

Pracujący za granicą Adam (Dawid Ogrodnik) niespodziewanie wraca do rodzinnego domu na Boże Narodzenie. Nikt z krewnych nie spodziewa się, jak wielki wpływ na ich życie będą miały dalsze wydarzenia wigilijnej nocy.

 

Typowa Polska Wigilia. Jestem ciekaw, czy przypadkiem na ekranie nie odnajdziecie odpowiedników ze swoich rodzin. Było swojsko. Żarty nawet znajome. Problemy już niekoniecznie. Adam wraca do domu z jasno postawionym celem. Zapewnić sobie lepszą przyszłość. Odciąć się od korzeni.

 

„Cicha noc” wypada bardzo dobrze pod kątem aktorskim. W zasadzie każdy zasługuje na wyróżnienie. Są wiarygodni. Nawet nastolatka na drugim planie, przyklejona do telefonu, jest tu fajnym dopełnieniem. Zachwytów nad Ogrodnikiem co prawda nie rozumiem. Może już tak jest, że w czymkolwiek nie zagra, jest okrzyknięty najlepszym aktorem. Tutaj wcale na kolana nie rzucił. Miewał lepsze występy.

 

Fabularnie jest spora przewidywalność. Główny zwrot akcji wyczułem sporo wcześniej. Zabiło to emocje związane z dramatem głównego bohatera. Zresztą, jemu samemu ciężko tu kibicować. Bardziej trafiły do mnie problemy reszty rodziny. Matki, która ma naprawdę ogromny chaos do ogarnięcia, ojca, który mimo bycia u siebie, wcale się tak nie czuje, czy nawet brata, który dusi w sobie wiele rzeczy. Reszta już trochę naciągana. Totalnie zbędny wątek z marihuaną.

 

Dla mnie tempo nieco kuleje. Trzeba poczekać do Wiglii, żeby zaczęły wychodzić wszystkie demony. A jak już wylazły, to przesadnie w fotel nie wbiły – 6/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • -Raven-
      Co by nie mówić, strasznie rozmieniają na drobne popularność Rycerza. Już teraz widać, że niemal bankowo to spierdolą i facet utknie w midcardzie
    • -Raven-
      Co ma wspólnego film Godzilla i Kong: Nowe Imperium z szwedzką kapelą będącą legendą muzyki z gatunku gothic metal?
    • PpW
      Na tydzień przed najbardziej hardkorową galą roku - Ledwo Legalne 4, wbijajcie na konferencje do Pubu 2 Koła 🔥🔥🔥 Na miejscu m.in. - Johnny Blade oficjalnie ogłasza szczegóły swojej walki o tytuł European Ultraviolent 🤯🔪 - face-to-face Goblin vs Gustav 🧌🪽 - OG Merch PpW 👕 - pyszne piwko 🍻 - after w wrestlingowym klimacie z zawodnikami PpW 🕺 💸Wjazd 10 zł 🕐 31.05.2024, Start konferencji 20:00 (ale na piwko można wpaść wcześniej) 🗺Miejsce: Pub 2 Koła, Tunelowa 2B, Warszawa Przeczytaj na fanpage.
    • KyRenLo
      Ostatnio niebieskiej tygodniówki nie oglądałem, więc po przerwie chęci i oczekiwania większe. Zobaczymy jak wyjdzie. Nie bardzo mi pasi pani zapowiadająca, która przybyła z NXT, ale trudno. Nic przecież z tym nie zrobię. Bianca vs Tiffy: Na wstępie ładny kolorek stroju Belair. Dobra walka dwóch dobrych zawodniczek. Można postaci Belair nie lubić, ale ringowo przeważnie nie zawodzi. Niestety Tiffy przegrała. Trochę smutno. Spotkanie Logan/LA Knight No przyjdzie pora na to, żeby LA latał z tym pasem. Tama Tonga vs LA Knight: Średnia ta walka. Średni ten wynik. To ja myślałem, że LA Knight wejdzie do finału. Tonga przelazł dalej. Walka Jey vs Tonga możliwa. Oj, bardzo by mi się coś takiego nie spodobało, więc oby plan był inny. Cody/Logan: Porwać nie porwało. No popatrzył człowiek na Cathy. JAX to wygra, bo musi wygrać cały turniej. Niech ma Tak już na poważnie to oczywistym jest, że wolałbym Iyo, ale zakładam, że turniej panów wygra Gunther, a dwóch skalpów pewnie RAW nie dostanie. Nia vs Jade: Aha. Też mi pojedynek. Poleciało DQ i tyle. Najważniejsze, że to Jax awansowała. Nie chciałem turniejowej wygranej Jade. DIY vs Legado del Fantasma: Elektra elegancka, a sama walka co najwyżej niezła. DIY z wygraną. Pewnie walka o pasy, no i pewnie przegrana. Ooo mistrzyni Bayley dostała kawałek czasu antenowego. Ta. Spoko. Randy vs Melo: Solidny Main Event. Trudno oczekiwać, że Melo będzie takie walki wygrywał, ale fajnie, że to była walka zamykająca tygodniówkę. Orton jedzie dalej i oby finał Gunther vs Orton. Zupełnie szczerze i obiektywnie: Strasznie mnie wynudził ten odcinek.  
    • Attitude
      Wczoraj w klubie Nowy Harem w Gdyni odbyła się gala KPW Arena 25: Odkupienie. Najważniejszym wydarzeniem było zdobycie pasa KPW Oldtown przez Chemika. Wyniki KPW Arena 25: Odkupienie 17.05.2024 David Oliwa pokonał Louisa Bashama Filip Fux pokonał GREGa Martn Pain pokonał Michała Fuxa Eryk Lesak pokonał Gulyasa Ocsi Chemik pokonał Rosetti, Zefira i Leona Lato Przeczytaj wpis na portalu Wrestling.pl
×
×
  • Dodaj nową pozycję...