Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

 

Cloverfield Lane 10

 

Michelle rozstaje się z chłopakiem i rusza w drogę, w trakcie której ma wypadek. Kiedy dochodzi do siebie, wie tylko że jest uwięziona. Z czasem dowiaduje się że jest w schronie, który nie wiadomo jak szybko opuści, ponieważ ziemia została zaatakowana. Towarzyszami niedoli są Howard (właściciel schronu) i Emmett (który ten schron budował).

 

To co dzieje się w schronie, zajmuje prawie cały film. Nie ma tu jakiegoś wielkiego napięcia, ani szybkiej akcji, jednak narracja postępuje sprawnie i całkiem dobrze się to ogląda. Jedyne zastrzeżenie jakie można mieć, to że pod koniec

kiedy główna bohaterka opuszcza schron, to niszczy UFO czy w ogóle cały statek koktajlem mołotowa

. Gdyby nie to, byłoby 5. Tak wystawię 4,5/10.

"Jeśli mówisz do Boga, jesteś osobą religijną. Jeśli Bóg ci odpowiada, jesteś chory psychicznie"

House M.D. S02E19

211015597452e3a27e841d5.jpg


  • Posty:  1 131
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2010
  • Status:  Offline

Pamiętam, że na Filmwebie ten film był powiązany z innym - "Projekt: Monster". Podejrzewam, że gdybym nie obejrzał go w pierwszej kolejności, to bawiłbym się dużo lepiej i zakończenie pewno mocno by mnie zaskoczyło. A tak to cały czas miałem gdzieś tę świadomość w głowie, że to nawiązanie nie może być przypadkiem.

 

Druga sprawa, że do tego filmu kampania promocyjna była kapitalna - fikcyjne strony internetowe, artykuły itp. Nie żebym to śledził, ale w którejś z dyskusji na Filmwebie ktoś to wszystko przedstawił i naprawdę nie pozostało mi nic innego jak skierować ukłon do osób odpowiedzialnych za całą tę otoczkę :)

1047920915357ecfbacc6b.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Gdyby nie to, byłoby 5. Tak wystawię 4,5/10

 

Też narzekałem na końcówkę Cloverfield Lane 10. Tylko ja, mocno narzekając na nią, wystawiłem 7/10 :wink: Pamiętam, że film długo się trzymał na mojej liście top zeszłego roku. Finalnie skończył na 20 miejscu. Tam klimat i Goodman robili kolosalną robotę. Niebawem kolejny Cloverfield

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

To nawet zawyżasz średnią z FW. Sama akcja w schronie jest niezła, ale że aż tyle dasz, to się nie spodziewałem (chyba, że po prostu przegapiłem Twoją reckę tutaj).

"Jeśli mówisz do Boga, jesteś osobą religijną. Jeśli Bóg ci odpowiada, jesteś chory psychicznie"

House M.D. S02E19

211015597452e3a27e841d5.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

To nawet zawyżasz średnią z FW. Sama akcja w schronie jest niezła, ale że aż tyle dasz, to się nie spodziewałem (chyba, że po prostu przegapiłem Twoją reckę tutaj).

 

Może czytałeś, a nie pamiętasz :wink: To w końcu 23 marzec 2016 roku

Na IMDB jest średnia 7.2, a Metascore u krytyków to 76/100. Filmweb najostrzejszy

 

8-lat minęło od filmu „Cloverfield”. Możecie pamiętać – w polsce znany jako „Projekt Monster” – to katastroficzne filmidło, gdzie ulice amerykańskiego miasta zostały zaatakowane przez potwora. Dla wielu, na tamten czas nowatorski film – dla mnie mocno przereklamowany. Mniejsza z tym. „10 Cloverfield Lane”, ma miejsce w tym uniwersum, jednak ma z poprzednikiem niewiele wspólnego. Fabułe widać powyżej, i naprawdę ciężko ugryźć ją z innej strony nie wdając się w spoilery. Trójka ludzi zamknięta w schronie, gdzie John Goodman rości sobie prawo bycia Bogiem. Uratowałem Was – słuchajcie mnie. A ten Bóg ma ewidentnie niepokolei w głowie. To jak emocjonalnie niestabilny jest Goodman, to esencja tego filmu. Ciężko przewidzieć jego działania, ciężko też rozgryźć jego intencje. Czy on mówi prawdę? Czy może świat ma się dobrze, a to tylko jakiś psychopata, który mnie więzi?

Budują napięcie, jak w najlepszych thrillerach. Aż chce się kibicować młodej Winstead – też bardzo dobrze zagrała – choć sami do końca nie wiemy, czy ma ona rację. Jesteśmy kręceni przez twórców, razem z główna bohaterka – stąd pewnie ta moja więź z tą postacią. I ten kroczący za nami znak zapytania, to filar całości. Tempo jest dobre, co chwilę zyskujemy nowe fakty, a potencjalnie zwykła scena, potrafi się przeobrazić w coś większego.

I tak przyjemnie zbudowany film, dostaje za prosty i momentami zbyt komiczny finał. To tak jakby mnie obdarli z tych wszystkich emocji, którymi byłem karmiony przez ponad godzinę produkcji. Przy promocji używają zdania, że potwory przybierają różne formy. Myślałem, że chodzi im o Goodmana, a tym najobrzydliwszym potworem było zakończenie. Wciąż badzo dobre kino, ale ta końcówka... – 7/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Polka King

Jan Lewan (Jack Black), muzyk polskiego pochodzenia, pragnie zasmakować amerykańskiego snu i nakłania fanów do zainwestowania w piramidę finansową.

 

„Polka King” ma w sobie ten Netfilxowy pierwiastek. Patrzysz i widzisz, że to dzieło stworzone do TV. Coś z góry budzące uboższe wrażenie. Coś co może się obronić tylko historią, a ta jest tu całkiem sympatyczna. Polak robi furorę w USA. Żyje prawdziwym amerykańskim snem. Z tego co wiem, film mocno trzyma się faktów, co czyni go jeszcze przyjemniejszym do śledzenia. Koniec jest z góry znany, ale nawet Jan o nim doskonale wiedział, kiedy wyciągał pieniądze od swoich darczyńców.

 

Obsada jest mocno przeciętna, ale wyróżnia się ten, który powinien się wyróżniać. Jack Black wypadł tak dobrze, że naprawdę ciężko wyobrazić sobie kogoś lepszego do tej roli. Kogoś kto nie tylko udźwignie Polski charakter za oceanem, ale poradzi sobie też wokalnie. Fajnie, że postarał się rzucić kilka słów po polsku od czasu do czasu. Takich tekstów powinno być więcej.

 

Film na swoje nieszczęście jest reklamowany jako komedia, a prawdę powiedziawszy komedia z tego żadna. Polskość jest jedynym żartem. Poza – to ja Polak w USA, przynoszę lekką wieś ze wschodu, nie uświadczyłem wiele gagów. Można się uśmiechnąć tylko okazjonalnie.

 

I mimo, że to przestępca, to jakoś temu gościowi kibicowałem. Potrafi zarazić swoim optymizmem i wiarą w swoją osobę – Niezły (5/10)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Post / Czwarta władza

Dwoje wydawców dziennika „The Washington Post” Katherine Graham (Meryl Streep) i Ben Bradlee (Tom Hanks) staje na czele bezprecedensowego starcia amerykańskiej prasy z najwyższymi władzami, walcząc o prawo do ujawnienia szokujących tajemnic, przez cztery dekady ukrywanych przez najwyższe władze USA.

 

Spielberg, Hanks i Streep – chyba większość oczekuje złota.

 

Przyznaje na starcie – zauroczył mnie ten wątek. Może to nie miłość od pierwszego wejrzenia (wolno się rozkręca), ale przy bliższym poznaniu byłem oczarowany. To jak ludzie odpowiedzialni za Washington Post zawzięcie walczą o prawo do publikacji takich rzeczy było inspirujące. To jak trudne decyzje podejmują po drodze jest imponujące. To grupa idealistów, którzy muszą omijać tony przeszkód, żeby zrobić coś, co w ich rozumowaniu jest oczywiste. Jeśli jednak przyjrzeć się drugiej stronie medalu, to trudno odmówić słuszności. To jest piękne w „The Post” – jest pełne fajnych postaci, które mają przed sobą masę niejednoznacznych decyzji. Jeśli zrobią jedno, coś innego się posypie. Jeśli chcą to uratować, muszą jakoby zdradzić siebie. Walka serca z rozumem.

 

A na ringu trudno o lepszych bokserów niż Hanks i Streep. To zawsze gwarancja jakości, choć nie ukrywam – momentami widziałem zgrane nuty. Takie role, jakich Tom i Meryl dali już naście. Wciąż dobrzy, ale na kolana mnie nie rzucili. Hanks miewał momenty, Streep doceniamy dopiero na ostatniej prostej. Ja swoich faworytów upatruje na drugim planie. Bob Odenkirk dał naprawdę fajną rolę. Przebił się do świadomości odbiorcy, mimo tytanów stojących w pierwszym rzędzie. To zresztą cecha Spielberga, u którego nawet jak masz jedną scenę, czy jeden tekst, to on naprawdę wyciśnie z tego maksimum. Takich cichych bohaterów jest dzięki temu kilku.

 

Świetnie rozegrane przez Spielberga. Wyczułem, że w trzecim akcie wcale nie starał się pompować tego, co było oczywiste, a skupił się na rozterkach poszczególnych postaci i solidnych argumentach po obu stronach. Tak, żeby to widz sam miał zagwozdkę, co by zrobił w danej chwili. Doceniam też obrazowanie maszyn drukujących gazetę. Wiem, brzmi to kretyńsko, ale są to krótkie wstawki, które pokazały piękną stronę tego wszystkiego. W punkt.

 

Idę wysoko. Nie wiem tylko, czy „The Post” klasyfikować jako film z 2017 (limitowana premiera / festiwal), czy już z 2018, kiedy wychodzi na szersze wody. Zwykle przymykałem oczy na festiwale, więc tego wypada się trzymać. W każdym bądź razie - i tu i tu byłby blisko topu – 8/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

LBJ

Historia Prezydenta Stanów Zjednoczonych Lyndona Bainesa Johnsona (Woody Harrelson). Od młodych lat w Texasie, po Bialy Dom.

 

Charakteryzacja Harrelsona troszke mnie irytowała. Ewolucja Woody’ego w LBJa, zatrzymała się w połowie drogi. Takie miałem wrażenie patrząc na tę twarz. Słucha się go całkiem przyjemnie, ale nie generuje większych emocji. Nie jest to wina samego aktora, którego poza wszystkim co wymieniłem, ciężko się czepić.

 

Niekoniecznie czułem ten film. Skacze po osi czasu bez większego sensu. Nie widziałem tu nic więcej, niż rozsypanych puzzli, które ktoś złośliwy rozwalił przy edycji filmu. Ta scena tu, ta tam, teraz machnijmy zamach na JFK, potem jak coś obgadywali. Często takie zabiegi mają konkretny cel. Jeśli tu był, to sorry, nie zauważyłem. Później już się naprostowała chronologia, jakoby utwierdzając mnie w przekonaniu, że wszystko w pierwszej połowie było na nic.

 

Nachodziły mnie myśli – po co ten film powstał? To nie jest najlepszy znak przy oglądaniu. W zasadzie to jeden z gorszych. Całość to LBJ, jego pogaduchy wieczorne z żoną (bezpłciowa rola), ból dupy z innymi politykami. Nie przenieśli mnie do tamtych czasów. Nie pokazali, jak trudny był to okres dla USA. Siedziałem cały czas w zamkniętych pokojach. Klaustrofobia – 4/10 - W sumie naciągane, bo zdarzyło się ziewnąć. W podobnym okresie wychodził inny film o LBJ – stworzony dla telewizji „All Way In”. Lepszy.

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Commuter / Pasażer

Dla agenta ubezpieczeniowego Michaela Woolricha (Liam Neeson) każdy dzień wygląda tak samo – praca i powrót pociągiem do domu. Wszystko zmienia się, gdy w czasie jednej z podróży poznaje tajemniczą kobietę. Nieznajoma, która wydaje się wiedzieć o Michaelu dosłownie wszystko, zleca mu niezwykłe zadanie. Zanim pociąg dotrze do celu, mężczyzna ma zlokalizować i wskazać osobę, która tego dnia nie powinna się w nim znajdować. Jeśli tego nie zrobi, ucierpi zarówno on sam, jego rodzina, jak i pozostali współpasażerowie. Nie mając wyboru, Michael postanawia rozwiązać zagadkę. Z każdą minutą i przebytym kilometrem stawka rośnie, a mężczyzna przekonuje się, że stał się pionkiem w szalenie niebezpiecznej intrydze.

 

Jaume Collet-Serra i Liam Neeson, to jakiś nieśmiały Hollywoodzkie bromans. W pare lat stworzyli razem “Tożsamość”, “Nocny pościg” i “Non-stop”. Dwa pierwsze całkiem udane (przynajmniej dla mnie – 6/10) i ostatni potworek (2/10). W „Non-Stop”, Neeson musiał znaleźć mordercę w samolocie. W „Pasażerze”, Neeson musi znaleźć niepasującą osobę w pociągu. Samolot zmienił się w pociąg - powalająca kreatywność.

 

Niestety, to nie jest jedyne podobieństwo do wyżej wymienionego. „Pasażer” nie potrafi wygenerować intrygi godnej śledzenia, im dłużej się wlecze, tym bardziej jest głupszy, i dopuszcza się czegoś , co wydaje się wręcz niemożliwe – sprawia, że Liam nie jest „cool” i jego postać jest Ci totalnie obojętna. Czy muszę pisać więcej? Strata czasu – 2/10 - Film podnosi się z kolan tylko przez krótkie segmenty. Zazwyczaj leżysz twarzą w bagnie.

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Grupa znajomych postanawia uczcić urodziny przyjaciela w wyjątkowy sposób. Wynajmują nowy, tajemniczy escape room, wokół którego krążą niepokojące opowieści. Gdy docierają na miejsce, zostają rozdzieleni i trafiają do innych pomieszczeń. Sytuacja, którą biorą za niewinny żart, zaczyna budzić w nich stopniowo coraz większe przerażenie. Okazuje się, że muszą w ciągu godziny wydostać się z labiryntu pokojów-zagadek. Tylko w ten sposób mogą uratować porwaną przyjaciółkę i ocalić własne życie. Oprócz rozwiązywania makabrycznych łamigłówek, ich zadaniem będzie odkrycie tożsamości mężczyzny, który ich uwięził.

 

Zwiastun nie był tragiczny. Lubie takie thrillery. Przywoływali „Piłę”, przywoływali „Cube”, ale to są klasyki tego gatunku. Patrząc na kierunek Hollywood – chybe nie do podrobienia. Zazwyczaj biorą się za to świeży ludzie – tak reżyserzy, jak i aktorzy – zapominając totalnie o najważniejszym – klimacie. „Escape Room” miewa tego zalążki, na starcie, ale to tylko w sytuacji, jak jesteś w stanie się pogodzić z prostotą tutejszych bohaterów. Oni nie mieli być ciekawi, mieli być ładni. Jest ładna blondynka (nawet dwie), ładna brunetka, jakiś główny bohater, jakiś przystojny latino lover i nieudacznik w okularach (bo taki też musi zawsze być). Zestaw oklepany do bólu. I sobie ta grupka zaczyna rozwiązywać zagadki – fajnie. Człowiek sobie pogłówkuje z nimi, choć tylko tyle, na ile pozwolą Ci twórcy. A na tym polu nie pozwalają na wiele (na nic?) Zazwyczaj pokazana jest jakaś łamigłówka, a ta szóstka wpada na jej rozwiązanie. Często wyłapując wskazówki totalnie z powietrza i niewiarygodnie łatwo. A jak zaczynają ginąć, to film już jest na takim etapie, że zbliża się jego koniec – yyy może emocje? Wybijani są seriami, aż do jednego z bardziej kretyńskich i zdecydowanie najmniej klimatycznych finałów, jakie widziałem od dawna. Jeśli jest jakieś 10 przykazań thrillerów, a w nich czego unikać, to właśnie takie końcówki powinny załapać się na conajmniej 2 podpunkty. 2... trafne – 2/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Pitch Perfect 3

Teraz, kiedy opuściły już mury college'u i dopadły je problemy dorosłości, trzeba czegoś więcej, by wróciły. Ale wracają: dziewczyny z uwielbianej na całym świecie serii "Pitch Perfect"! Po sukcesie podczas Mistrzostw Świata dziewczyny z The Barden Bellas odkrywają, że niełatwo będzie żyć z muzyki. Co więcej, każda z nich idzie w swoją stronę. Ot, życie. Kiedy jednak otrzymują szansę na ponowne połączenie sił podczas międzynarodowego tournée, nie wahają się.

 

Seria utrzymuje, że dalej jest komedią, ale już od drugiej odsłony ciężko tu było o uśmiech. Za gagi odpowiada Rebel Wilson, która wiecznie jedzie na tym samym schemacie grubej i szalonej. Mnie przyprawia o odruchy wymiotne. Może ludzi śmieszy ten sam dowcip po raz tysięczny. Zdjęła praktycznie cały ciężar z barków uroczych komentatorów, a to filmowi szkodzi. To oni tutaj rozdawali (a w trzeciej wciąż powinni rozdawać) śmieszne karty.

 

Fabuła prowadzi Bellaski do dorosłości. Już dogoniła ich proza życia, ale gdzieś tam jeszcze marzą o wspólnym śpiewaniu. Ma to swoje przyzwoite momenty, kiedy uświadamiają sobie o pewnych sprawach, ale ma tez takie, które są zwyczajnie żałosne. Tak bardzo, że jakikolwiek entuzjazm w człowieku zostaje zmiażdżony. Postawienie okrutnie oklepany czarny charakter, oraz dodanie tu akcji rodem z sensacyjnych komedii było lekko mówiąc karkołomne. Wyszła ... nawet nie parodia. To jakaś filmowa zbrodnia.

 

Muzycznie, a to w sumie najważniejsze, dalej jest to bardzo przyjemne. Uszy się cieszą, kiedy wjeżdżają kolejne covery. Kendrickowa króluje wtedy nie tylko jako fajna dziewczyna, ale i dobra wokalistka. Dzięki niej „Pitch Perfect” osiągnęło sukces, i dzięki niej trzecia odsłona wciąż bywa strawna – 4/10 (mocno naciągane, bo jak sobie przypomnę akcje na statku...) – Dodam tylko małą prywatę – Ruby Rose <3 To tyle. Dlaczego jej tu było tak mało #smutny

 

http://www.fromthemovie.com/wp-content/uploads/2017/08/Cross-drop-earrings-Ruby-Rose-in-Pitch-Perfect-3-2017-600x600.jpg

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

12 Strong

Walka Thora z Hulkiem jest bardziej wiarygodna. Hemsworth porzucił (na chwilę) Avengersów, podmieniając ich na kilku solidnych aktorów – z Michaelem Shannonem na czele. Ci przywdziali wojskowy trykot i polecieli do Afganistanu, jako pierwsza odpowiedź po ataku na World Trade Center. Niewielu pewnie o ich istnieniu wiedziało, a oni sami zapewne woleliby być uhonorowani czymś lepszym, niż „12 Strong”. To reprezentant gatunku macho żołnierzy niszczących wszystko. Bez większych emocji – bo i Afganistan wywołuje coraz mniejsze – ale i bez rozrywki. Trochę smutno patrzeć na tak utalentowanych gości, którzy duszą się w tych kreacjach. Skrępowani kiepskim scenariuszem, który na sale kinowe mógł trafić tylko w biednym styczniu. Biegają, krzyczą, strzelają, a w tle coś wybucha. Nikomu nie zrobi dobrze – 3/10 (zanim polecieli na misję, to mi się to nawet podobało)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

All the Money in the World / Wszystkie pieniądze świata

Miliarder Jean Paul Getty (Christopher Plummer, NIE-Kevin Spacey) jest znany z nieustępliwego charakteru i skąpstwa. Gdy grupa nieznanych sprawców porywa jego ukochanego wnuka i żąda wielomilionowego okupu, Getty odmawia zapłacenia choćby dolara. Zrozpaczona matka porwanego – Gail (Michelle Williams) robi wszystko, by skłonić teścia do zmiany zdania, ale bez skutku. Czas ucieka, a porywacze zaczynają tracić cierpliwość. Życie chłopca wisi na włosku i nic nie wskazuje na to, że uda się jeszcze zapobiec tragedii. Wtedy do drzwi Gail puka tajemniczy mężczyzna twierdząc, że jest wysłannikiem Jean Paula Getty’ego, specjalizującym się w sprawach „nie do rozwiązania”…

 

Plummer, nie Spacey. Trudno oglądać ten film, nie rozmyślająć, jak lepszy by był, gdyby Kevin zachował rolę Getty’ego, do której prawdę powiedziawszy był stworzony. Plummer wypadł nieźle, trzeba mu przyznać, ale to wciąż nie Kevin Spacey. Bezwzględność tej postaci była momentami przerażająca. Facet był gotów zrobić wszystko, żeby osiągnąć swój cel. Nie ważne czym handlował lub co negocjował.

 

Kamienna twarz Wahlberga była tutaj dobrym wyborem. W niektórych rolach mu to pomaga. Fletcher Chase, jako twardy negocjator, kimś takim właśnie był, a nam pozostaje żal, że tych scen negocjacyjnych nie ma więcej. Za często z porywaczami rozmawiała targana emocjami matka, w którą wcieliła się Michelle Williams. Wypadła conajwyżej poprawnie, nigdy nie rozczulając swoją rozpaczą. Do zastąpienia przez każdego (łącznie ze Spaceyem :wink: )

 

„Wszystkie pieniądze świata” ogląda się bardzo dobrze przez świetną mieszankę charakterów. Techniki negocjacyjne potrafią zaskoczyć na wielu płaszczyznach. Te mniej oczywiste bawią nawet bardziej. Takich rzeczy też życzyłbym sobie więcej, bo podkręconych piłek było trochę za mało, żeby utrzymać pełne zainteresowanie pod koniec. Trzeci akt trochę męczący. Poza jednym dialogiem wręcz nudny – 7/10

 

Top 2017 (aktualizowane, jak dojdzie do zmian)

20. It / To

19. Wind River

18. Shot Caller

17. Last Flag Flying

16. All the Money in the World

15. Coco

14. Strażnicy Galaktyki vol. 2

13. Dunkierka

12. Get Out! / Uciekaj!

11. Molly's Game / Gra o wszystko

10. Gifted / Obdarowani

9. Najlepszy

8. Thor Ragnarok

7. Split

6. Blade Runner 2049

5. Mother!

4. John Wick 2

3. Wonder / Cudowny chłopak

2. Borg/McEnroe

1. Baby Driver

 

Lista prawie końcowa, bo zostało tylko Hostiles i Only the Brave (Phantom Thread już 2018)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Wielowątkowa opowieść, w której zwykli ludzie wpadają w wir nieoczekiwanych zdarzeń, co radykalnie odmieni ich życie. Atrakcyjna autorka kryminałów na randce spotyka swojego byłego. Wracające z wakacji małżeństwo wybiera najgorsze miejsca w samolocie. Nastolatek po raz pierwszy pali trawkę i przeżywa totalny odlot. Młoda dziewczyna ryzykuje, że koleżanki zdemaskują ją jako gwiazdę porno. Panna młoda z pomocą psiego psychologa rodzi na własnym weselu, a w tym czasie kelner próbuje uratować planetę. Brawurowa komedia, w której nic nie jest tym czym się wydaje, a codzienność zamienia się w czyste wariactwo.

 

Poza wiarygodnymi dialogami (często w wykonaniu mniej znanych aktorów), oraz w miarę zgrabnym powiązaniem wszystkich wątków, „Atak paniki” ma niewiele do zaoferowania. Ani nie ma jakiejś historyjki, która królowałaby nad innymi, wyróżniając się czymkolwiek, ani niespecjalnie można tu mówić o komedii pełną gębą, bo i z czasem wątki stają się mocno depresyjne. Tylko kiedy ja (najwyraźniej) miałem się nimi przejmować – patrzyłem na zegarek. Srogo mnie to wymęczyło. Nawet jakby mnie ktoś zapytał „o czym jest ten film”, to miałbym problem z jednoznaczną odpowiedzią. A jako widz lubię handel emocjami. To mi nie dało nic. Kilka razy się uśmiechnąłem, ale na tę chwilę niekoniecznie pamiętam z czego. Skaczą po scenach, jak ja w tej „recenzji” po wątkach. Zanim się akcja rozkręci, to przeskakuje w inne miejsce. Zabieg celowy, ale i chybiony. Ktoś chyba chciał za bardzo artystycznie do wszystkiego podejść, zapominając o tych, którym przyjdzie to oglądać. Ludzie wychodzili z kina w połowie. Nawet widziałem spory niesmak po scenie otwierającej, którą ja akurat uznaje za bardzo intrygującą/dobrą.

 

Nie chce mi się o tym pisać. Bohaterowie osiągają granice swojej wytrzymałości, z najróżniejszych powodów. Moja cierpliwość na próbę nie została wystawiona, ale mocno mijam się z pozytywnym szumem medialnym, jaki się wokół tej „komedii” wytworzył. Jakiś cymbał cisnący z matką, bo mu w grze coś nie wyszło, to niekoniecznie mój rodzaj humoru. Nieudacznik na usługach szefa – też średnio. Małolaty jarające zioło? Trafnie, bo sami twórcy chyba nie wiedzą, po co ich tam wrzucili (zjazd?). A na dziewczynę masturbującą się w internecie całkiem miło popatrzeć. Nie jak to robi - twarz miała ładną – 4/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Den of Thieves

Podczas ryzykowanego skoku na Bank Rezerwy Federalnej, grupa śmiałków ściera się z elitarnymi funkcjonariuszami policji w Los Angeles.

 

Dawno tak dobrze się nie bawiłem na prostym filmie akcji. Bo to prosta opowieść o policjantach i złodziejach, ale tutejsi policjanci, to niekoniecznie banda lokalnych bohaterów. Gerard Butler, jako lider grupy, twierdzi nawet, że to oni są tymi złymi. Nie są policjantami, którzy zakują kogoś w kajdanki, oni strzelą mu między oczy. Sam Gerard praktycznie kradnie każdą scenę w jakiej się znajduje. Jest charyzma, są dobre teksty, i gdzieś tam w tle wątek nieszczęśliwej rodziny (mało ważny, jeśli mam być szczery). Po drugiej stronie tak pięknie nie ma, bo Pablo Schreiber czy 50 Cent, to niekoniecznie aktorzy z najwyższej półki. Jeszcze Schreiber swoją milczącą kreacją coś ugrywa, ale raper jest tylko po to, żeby przyciągnąć przed ekran z plakatu. Pierwsza połowa filmu, to rozrywka na bardzo przyzwoitym poziomie.

 

Druga – niekoniecznie. Druga połowa filmu pokazuje nam skok na bank, więc czysta akcja wchodzi na pierwszy plan. A że to film styczniowy (klasy B?), to i nic zjawiskowego nasze oczy nie ujrzą. Co gorsza, zajmuje to całą godzinę czasu. Butler już nie wozi się po mieście, już nie gada, już nie miesza w głowach swoich przeciwników. Wszystko siada na dupie, a Ty patrzysz na zegarek. Cholerna szkoda. Zostawiam 6/10, bo tak dobrze się oglądało postać Butlera (me gusta!). Zakładam, że do tego wrócę. Może nauczę się akceptować całą (konieczną) resztę filmu, która przymykała oczy. A jak nie, to przynajmniej posłucham tekstów Gerarda.

50608915156a3743c1fa34.jpg

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • -Raven-
      1. Jamie Hayter vs. Mercedes Moné - mocno średnia walka (zwłaszcza jak na te z Moneciarą w składzie), z bardzo dobrym finiszem. Szefowa Mercedesa została rozpisana za mocno, przez co często walka była bardzo jednostronna. Wkurwia to tym bardziej, że przecież rozpisano jej wygraną. Mocny finisz, gdzie chwilami można było się łudzić, że Hejterka to jednak ugra. Jednak nic z tego. Samochodówka oczywiście musiała zaorać kolejną rywalkę i zdobyć kolejne trofeum. Wkurwia mnie babsko straszliwie, ale nie tak heelowo (jak powinna), ale tak po prostu, normalnie - po ludzku. Mam tylko nadzieję, że nie planują zrobić z niej pierwszej laski w AEW z dwoma babskimi pasami : 2. FTR (Cash Wheeler and Dax Harwood) (with Stokely) vs. Daniel Garcia and Nigel McGuinness - słabiutka walka, przez większość czasu oparta o gnojenie Nigela i niedopuszczanie Garcii do ringu, czyli bookingową sztampę. Jedyne zaskoczenie, to to, że finalnie to Daniel jobnął, bo spodziewałem się, że od tego tu będzie Angol. Uśpiło mnie to starcie i kilkukrotnie musiałem cofać, co nie jest najlepszą rekomendacją. 3. Mark Briscoe vs. Ricochet - kolejny zmarnowany potencjał przez durny booking. Pomimo niezłych spotów i fajnych motywów komediowych, Maras przez 90% walki wycierał sobie buty Łysolem, żeby ten na koniec wygrał po dwóch akcjach z nożyczkami... Kto to kurwa rozpisuje??? Podkupili bookerów z WWE? 4. The Hurt Syndicate (Bobby Lashley and Shelton Benjamin) (c) (with MVP and MJF) vs. The Sons of Texas (Dustin Rhodes and Sammy Guevara) - walka z dupy, o randze tygodniówki, a oglądało się ją całkiem spoko. Nie była zbyt długa, były zmiany przewag, fajnie rozpisany Dustin (który z wiekiem jest jak wino) i nie przynudzała. Żaden tam wypas, ale mimo wszystko, dostałem więcej niż się spodziewałem (choć za wiele się nie spodziewałem). 5. Kazuchika Okada (c) vs. "Speedball" Mike Bailey - pierwsza, naprawdę dobra walka na tym PPV. Mocno kibicuję Karate Kid'owi od czasów TNA i tutaj także błyszczał, a walka nabierała kolorów, kiedy Bailey zaczynał ją prowadzić (bo Okada standardowo potrafił ją ringowo zamulić). Zajebiste kontry, zmiany przewag i solidnie rozpisany pretendent, który - pomimo, że nie miał prawa tego wygrać - zafundował nam kilka niezłych near falli. Fajnie się to wszystko oglądało. Akurat na Bitch'a Bailey jest obecnie za krótki (pod kątem wypromowania), ale mam nadzieję, że finalnie dostanie w AEW push adekwatny do jego skillsów. 6. "Timeless" Toni Storm (c) (with Luther) vs. Mina Shirakawa - no żesz ja pierdolę! Przecież za takie rozpisywanie walk powinny być instant wyjebki z roboty. Sikawa robi miękkim dzyndzlem Sztormiaczkę przez niemal całą walkę, kontruje, obija, ogólnie niemal ośmiesza w ringu, żeby Antośka na sam koniec miała reaktywację i po odpaleniu jednego finiszera, skradła wygraną??? To musiał bookować ten sam kretyn, co rozpisywał walkę Rico z Briscoe. Widać tą samą spierdolinę mózgową i zero pojęcia o co chodzi w tym biznesie 7. Kenny Omega, Swerve Strickland, Willow Nightingale, and The Opps (Samoa Joe, Powerhouse Hobbs, and Katsuyori Shibata) vs. Death Riders (Jon Moxley, Claudio Castagnoli, Marina Shafir, and Wheeler Yuta) and The Young Bucks (Matthew Jackson and Nicholas Jackson) - mam z tą walką duży problem. Z jednej strony 3/4 było mega chujowym chaosem, pełnym słabego brawlu i okraszonym jakimiś debilnymi przyśpiewkami i odpustową muzą lecącą w tle (serio???), co wymęczyło mnie w chuj i spowodowało permanentne odliczanie do końca. Jednak pozostała 1/4, a zwłaszcza to co działo się stricte w ringu, potrafiło diabelnie wkręcić i sprawić, że momentami można było zamarkować. Te wariackie spoty, szaleństwo i konkretny hardcore - prawie uratowały to starcie. "Prawie" robi jednak różnicę. Nie wiem czy Joe miał jakąś kontuzję, ale nie było go tu niemal widać, gdzie to on powinien poprowadzić swoją drużynę do zwycięstwa (powinni go uwiarygodnić), żeby na następnym PPV, mógł gładko jobnąć Mox'owi, w walce "jeden na jeden". Dziwnie to wyglądało, że Kapitan Teamu stosunkowo (do reszty) gówno tutaj zrobił. 8. The Paragon (Adam Cole, Kyle O'Reilly, and Roderick Strong) vs. The Don Callis Family (Konosuke Takeshita, Kyle Fletcher, and Josh Alexander) (with Don Callis) - nie wiem co było nie tak z tą walką, ale za cholerę nie potrafiła mnie wkręcić. Ringowo było spoko (bo oba teamy, to świetni zawodnicy), ale czułem jakby każdy odpierdalał tam swoje, bez jakiejś większej ringowej chemii. Finisz też był jak cała walka... Po prostu był, ot tak, bez jakiejkolwiek finezji. Szkoda, bo potencjał by tutaj na prawdziwego killera, a dostaliśmy walkę jakich wiele... na tygodniówkach. Swoją drogą Cole ładnie poleciał w dół w kwestii pushu. Od main eventera do udupienia w tagach. Wygląda jakby kompletnie nie mieli obecnie na niego pomysłu. 9. "Hangman" Adam Page vs. Will Ospreay - byłem podjarany wizją tej walki jak ksiądz proboszcz przed wizytą w Smyku. Finalnie powiem tak - było bardzo dobrze, ze świetnie rozpisanymi zawodnikami, kozackimi kontrami i mnóstwem near falli. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że nie spodziewałem się po taki składzie jeszcze więcej. Jedna rzecz była tam dla mnie jak kamyk w zajebiście wygodnych butach, a mianowicie tempo stracia. Kiedy Kowboj prowadził pojedynek, było chwilami wolno jak w walkach Reignsa, z tą jednak różnicą, że Adaś potrafi robić to na pełnej kurwie (co pokazał nie raz) w przeciwieństwie do Pięknego. Ktoś znowu rozpisał to po chuju, bookując Hangmana z "zaciągniętym ręcznym" :roll: Szkoda, bo mogli skrócić to o te 10 minut, ale pozwolić obu wcisnąć gaz do dechy, a wtedy ponowne ojcostwo już by mi nie groziło, bo urwałoby mi jaja Nigdy nie czytam innych opinii przed napisaniem własnej, ale podejrzewam, że za wynik pewnie AEW dostało mocne zjeby. Ja tam nie narzekam. Od zawsze mocno kibicuje Wisielcowi (bardzo lubię jego postać oraz ringowe skille) i cieszy mnie push dla niego. Podejrzewam, że wygrał, bo chcą jeszcze zostawić pas u Moxa (Adaś niestety nie da tutaj rady), a jak już Ospreay dostanie swoją szansę na Złoto - to ją wykorzysta. Swoją drogą Angol jest trochę rozpisywany jak Omega - potrafi przegrać z teoretycznie słabiej promowanym rywalem, ale potrafi też wygrać dosłownie z każdym, co zapewne wkurwia jego fanów, ale też powoduje, że przy jego starciach, nie można być do końca niczego pewnym. Reasumując - kolejne już PPV od AEW, które jak na ich możliwości, to dupy nie urywa. Od chuja niewykorzystanego potencjału i bookerskiej fuszerki. Tak na dobrą sprawę, to były tylko 2 bardzo dobre walki (main event i Okada z Bailey'em) i 2, które były spoko (walka o pas tagów oraz Anarchy). Cała reszta zassała w mniejszym lub większym stopniu, co jak na umiejętności AEW (a pokazali nie raz, że potrafią montować kurewsko dobre PPV's) jest jednak mocno rozczarowujące. Moja ocena: 3-/6.  
    • PTW
      GALA JUŻ W SOBOTĘ, KTO OKAŻE SIĘ PROTAGONISTĄ KOMIKSU NAPISANEGO W NASZYM RINGU? :) To tylko mała zajawka tego, co wydarzy się 31 maja w ramach pro wrestlingowej extravaganzy zatytułowanej PTW: Dzień Dziecka. Kto napisze kolejny rozdział epickiej historii, a kto utonie w falach zapomnienia? Bądź z nami i przeżywaj losy swoich ulubionych bohaterów! Przeczytaj wpis na oficjalnym fanpage PTW.
    • Grins
      R-Truth a raczej Ron Cena to był świetny przystanek dla Cena co jak co  Wychodzi na to że Cena sam chyba sobie dobiera zawodników z którymi chce stoczyć walkę, mam nadzieje że to nie Cody będzie ostatnim przeciwnikiem Cena tylko Punk.  Bronson Reed nowy członkiem stajni Rollinsa... Najśmieszniejsze w tej całej historii jest to że Roman zniknął od tak z dupy, po prostu go nie ma i chuj... Zrobił sobie przerwę i wróci po Money In The Bank albo na samej gali ale już nie jako OTC, Trible Cheef bo to już umarło coś czuje że będzie już nowy gmmick oby nie Big Dog    
    • Grins
      Jakoś ostatnio mam mało czasu oglądać wrestling, ale obejrzałem ostatnio tą galę i ogólnie była nawet spoko tym bardziej Fatal 4 Way mocno mnie nie zawiódł ale już Main Event był nie co średni. Nie będę się tu rozczulał nad każdą walką, ogólnie przejdę od razu do Main Eventu, na prawdę to miała być ostatnia walka Cena i Ortona? Serio średnia końcówka tym bardziej, John mimo że staruje się Heelować to średnio mu to idzie, ta jego sztuczność bije po oczach, serio jak już chcieli tego turnu to mógł zmienić charakter a nie dalej wchodzi przy swojej starej muzyce, dalej w starym stroju bez sensu to jest... Ogólnie wszystkie segmenty Ortona i Cena były świetne ale sama walka to totalna klapa, szkoda mi Ortona że go tak chujowo zabookowali bo serio nie zasługuje na to.  Tyle z tego dobrego że Valkyria jest pompowana i pushowana to na duży plus, jednak powrót Becky to nie był taki zły pomysł może sama Beczka postanowi promować młodsze nabytki. 
    • KyRenLo
×
×
  • Dodaj nową pozycję...