Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Borg McEnroe / Borg/McEnroe. Między odwagą a szaleństwem

Wimbledon 1980. Cały świat wstrzymuje oddech – rozpoczyna się finałowy mecz. Björn Borg (Sverrir Gudnason), najlepszy tenisista na świecie, będzie bronił po raz piąty tytułu mistrza. Chłodny, opanowany i skuteczny – jest ulubieńcem publiczności. Nikt jednak nie wie o dramacie rozgrywającym się poza kortem: niespełna 24-letni tenisista jest fizycznym i psychicznym wrakiem, wyniszczonym przez mordercze treningi, które rujnują także jego życie prywatne. Przeciwnik Borga to 20-letni John McEnroe (Shia LeBeouf), porywczy i wybuchowy, zdeterminowany, by zająć miejsce swojego dotychczasowego idola. Jaką cenę może mieć sukces?

 

Prawdziwe, fajnie przedstawione emocje sportowe. Pokazali tennis od innej strony. Pokazali, że najważniejsza walka toczy się w głowie. Łatwo tutejszy tok rozumowania przerzucić na inne sporty, co sprawia, że „Borg/McEnroe”, jest jeszcze lepszym filmem.

 

Postaci widowiska tylko z pozoru są od siebie diametralnie różni. Wraz z przebiegiem historii, dostrzegamy coraz więcej podobieństw (może dlatego w tytule gdzieś zginął "versus"). Zaczynamy rozumieć Borga, który mimo braku ludzkich odruchów, dostrzega w Johnie samego siebie. Kolejny mocny punkt.

 

Przyznaje, że sympatyzowałem z obydwoma. Z konieczności, Borg gra tu pierwsze skrzypce. To on jest championem, to on odpowiada za dramatyczny ton całości. Shia LaBeouf i jego McEnroe, stoi trochę na drugim planie, co mnie bolało, bo z punktu widzenia rozrywki, to gość, którego chce się więcej i więcej. Obie role są jednak godne uwagi. Może jedna jest bardzo nieprzewidywalna, co pewnie przysporzy mu więcej sympatyków, ale mamy tu do czynienia przede wszystkim ze sportowym dramatem, a ten rozgrywa się w głowie głównego bohatera. Gościa, który ma dość sławy. Jest zmęczony czymś, na co pracował od najmłodszych lat. Chce odstąpić, łamie się na naszych oczach. Gdzieś przebijają się demony przeszłości.

 

Ta budowa postaci pozostawia nas w ciekawym punkcie przed ostateczną rozgrywką. Tam czekamy, któremu finalnie puszczą nerwy, który nie wytrzyma tej zaciętej rywalizacji. W zasadzie jedyne co mi się nie podobało w historii, to mocne ograniczenie interakcji tego duetu przed pojedynkiem. Chodzą własnymi ścieżkami, to rozumiem zgodne ze stanem faktycznym, ale brakowało też wypowiedzi jednego o drugim. Za często dryfowaliśmy w latach młodości. Koniecznych dla zrozumienia postaci, ale nie w takiej częstotliwości jak nam zaserwowali. Po jednej scenie by nam praktycznie wyjaśniło wszystko o obu. Potem wałkowaliśmy to samo, odchodząc od głównej osi.

 

Może i jestem lekkim frajerem na opowieści sportowe, ale do bycia fanem Tennisa mi daleko. Podobnie jednak było z Formułą 1, i rywalizacją przedstawioną w „Wyścigu”. Porównanie nie przypadkowe – 8/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Thor: Ragnarok

Thor (Chris Hemsworth) zostaje uwięziony po drugiej stronie wszechświata. Osłabiony i pozbawiony młota musi znaleźć sposób, by powrócić do Asgardu i stawić czoła bezwzględnej i wszechpotężnej Heli (Cate Blanchett) oraz powstrzymać Ragnarok – "zmierzch bogów", zagładę świata i całej asgardzkiej cywilizacji. Przedtem jednak musi stanąć do gladiatorskiego pojedynku na śmierć i życie z byłym sprzymierzeńcem i członkiem drużyny Avengers — niesamowitym Hulkiem!

 

Taika Waititi, stojąc za kamerą Thora, przerobił go na modłę „Strażników Galaktyki”. Jest kolorowo, jest klimatyczna muzyka (choć nie gra tak ważnej roli jak u Starlorda), jest nieustanny humor. Praktycznie nie ma chwili wytchnienia, jeśli chodzi o gagi. To powoduje, że trudno się przejmować zagładą, jaka wisi nad Asgardem. Hemsworth ze swoim młotem, może stawać w szranki do boju z reprezentantami śmiesznego gatunku. Sam może nie jest w tym skuteczny na 100%, ale taki Hulk czy Korg (któremu sam reżyser podkłada głos), urokiem zawłaszczają każdą scenę. Spory nacisk położyli na te dwie postaci, przez co spuścić z tonu musieli inni, w tym Loki. Brat głównego bohatera, stracił pozycję najbarwniejszej postaci (przynajmniej na ten jeden epizod). Gdzieś nawet, jak podkreślił sam Thor, stał się niebywale przewidywalny. A jeśli mowa o przewidywalności, to Cate Blanchett jako Hela, jest dość oklepanym antagonistą, z fajną genezą, ale niczym więcej poza tym. Smutno.

 

Wraz z niebywałą ilością żartów (piszę to kilkadziesiąt minut po seansie, a nie sposób mi wspomnieć o czymkolwiek innym... nie moja wina) w parze idzie dość duża porcja kiczu. Może to dziwne, że poważnie podchodzę do tematyki spandexu i superbohaterów, ale nie chcę, żeby było to przesadnie dziecinne. Chcę to oglądać bez zażenowania, a tego Thor całkowicie nie uniknął. Pierwsze pół godziny, zanim blond władca piorunów trafia na planetę Grandmastera, było dla mnie dość ciężkie do przełknięcia. Nawet zaczynałem się nudzić, kiedy żarty lądowały gdzieś obok mnie (przewidywalne), a po ekranie biegały jakieś płonące, przesadnie efekciarskie stwory. Pojawiły się w głowie obawy, że to nie będzie tak dobre, jak wszyscy mówią. Potem na szczęście całość podnosi z kolan wspomniany Hulk, a zmora kolorowych pierdół wraca dopiero na sam koniec. Czyli tam, gdzie spotykam ją najczęściej w tych filmach.

 

Niby nierówny, ale skłamałbym pisząc, że po seansie nie chciałem więcej. Bo zaraz zacznę tęsknić za tym Uniwersum, i już chciałbym zobaczyć następny etap. Zawsze ten sentyment u mnie zadziała, który pewnie podciągnie każdą notę o punkt wyżej – 7/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Jigsaw / Piła: Dziedzictwo

Miasto paraliżuje strach, gdy policja odkrywa kolejne zmasakrowane zwłoki. Media rozdmuchują teorię o seryjnym mordercy, ale detektywom nie udaje się ustalić żadnego wspólnego mianownika, który łączyłby wszystkie zabójstwa. Aż do dnia, gdy na jaw wyjdzie jeden makabryczny szczegół, który rzuci podejrzenie na dobrze znanego policji mordercę Johna Kramera (Tobin Bell). Problem w tym, że Kramer nie żyje...

 

Ostatnia część wcale nie okazała się ostatnią. Co za zaskoczenie, kiedy w kieszeni brakuje milionów. Minęło siedem lat, kiedy pożegnaliśmy się z odrzewanym kotletem. Teraz go wykopali, podgrzali raz jeszcze, i oczekują naszej radości ze starego przepisu. Przykro mi, nie da się. „Piła” wystrzelała się już ze wszystkiego, a teraz częściej naraża się na śmieszność, niż na podziw czy strach. Kolejne „gry”, jakie muszą odbyć nasi skazańcy, niczym nie zaskakują. Imponują jeszcze mniej. Na kilka z nich parsknąłem śmiechem, kiedy jakiś złowieszczy silnik motoru, który był powodem skazania jednego z bohaterów, służył jako napęd do jakiejś dziwnej konstrukcji. Jigsaw, Ty ananasie...

 

Drugim torem biegnie policyjne śledztwo, czyli próba „Piły” na sprezentowanie jakiejś fabuły. Ta nie dość, że nie jest ciekawa, to na ostatniej prostej staje się zwyczajnie głupia. A tutejsze zwroty, to te same atrakcje, jakimi już nas raczyli kilkanaście lat temu. Ciężko się nimi zaskoczyć.

 

Jest tu ta klasyczna muzyka, ale klimatu brak. Jest też Tobin Bell (Jigsaw), co nieco podnosi widowisko, ale nie wiem, na ile to będzie pocieszeniem dla ludzi. Pułapki nie są żadną atrakcją, są smutną koniecznością. Jest gorzej niż było – 3/10 (naciągane)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

A Bad Moms Christmans / Złe mamuśki 2: Jak przetwać święta

Idą Święta, a to w życiu każdej pani domu jak wiadomo szczególny czas. Tygodnie harówki przy garach, walka wręcz przy sklepowych ladach o najlepsze kąski, detektywistyczna praca w poszukiwaniu prezentów dla całej rodziny. Po prostu pełnia szczęścia. Złe mamuśki dawno jednak zrzuciły kajdany perfekcyjnej pani domu i mogłyby się tym świątecznym czasem cieszyć z drinkiem w ręce, gdyby nie fakt, że zbliżają się jeźdźcy Apokalipsy czyli ich szacowne mamusie: strażniczkii rodzinnych tradycji, konserwatywne jak dąb Bartek i surowe jak treser dzikich zwierząt. Czy naszym wyzwolonym mamuśkom uda się przekabacić własne rodzicielki i przeciągnąć je na weselszą stronę mocy? Święta to czas cudów!

 

Weź słabą komedię (pierwsza część – 3/10), zalej świąteczną polewą, skocz po kasę. Mam nadzieję, że tym razem spotka się to ze sporymi stratami. Nie sądzę, że to czas na świąteczne filmiki, a nawet jeśli byłby na nie czas, to „Złe mamuśki” nie mają wiele do zaoferowania. Ani familijnej serdeczności, ani, co gorsza, komedii. Zacznijmy od tego, że te oryginalne złe mamuśki, nie są wcale złe. Tylko przeklinają - w zasadzie jedna, nadmiernie. Cała koncepcja została porzucona na rzecz świątecznych schematów. Za to ich mamuśki (babcie) nie mają w sobie nawet złego pierwiastka. Reprezentują jakieś przejaskrawione wersje swoich córek. Wygląda to biednie. Jeśli już ruszamy w śmieszne tony, to żartami bardzo przewidywalnymi. Humor bardzo niskich lotów. Zaliczyłem kilka uśmiechów. Reszte czasu byłem skłonny przespać. I tak bym wiedział, jak to się rozgrywało – 2/10 (i to też naciągane, za Mile Kunis, do której mam słabość)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

Ucieczka z kina "Wolność" (1990)

 

W kinie Wolność ma premierę film Jutrzenka. Już od pierwszego pokazu, zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Wraz z każdym kolejnym seansem, poziom niepokojów się zwiększa. Ostatecznie musi w to wszystko interweniować cenzura.

 

Dwa razy (w krótkim odstępie czasu) oglądałem ten film i dalej mam z nim zagwozdkę. To co dzieje się w kinie, niby można by potraktować, jako opór na system komunistyczny. Taka interpretacja wydaje się jednak zbyt prosta. Dlaczego ? Cenzor Rabkiewicz nie tylko ma problem z filmem (co tak na dobrą sprawę nie powinno być jego problemem, bo za film odpowiedzialni są cenzorzy z innego miasta), ale też ze współpracownikami (Asystent), a przede wszystkim ze swoją rodziną. Wydaje mi się, że od tego jak zinterpretujemy postać graną przez Janusza Gajosa, tak odbierzemy cały film.

 

Biorąc pod uwagę powyższe, mam też problem z oceną tego filmu. Nie jest długi (niecałe 90 minut). Nie jest nudny. Jest poważny, ale z elementami groteski. Podobno zawiera odniesienia do innych dzieł kultury (np. Mistrza i Małgorzaty). Niewątpliwą siłą filmu, są aktorzy. Bardzo dobre role postaci głównych (Gajos, Zamachowski), epizodycznych (Fronczewski, Bajor, Bińczycki), no i ekipy filmowej.

 

Polecam zapoznać się, aby każdy mógł wydać swoją ocenę. Moja to 7,5/10.

"Jeśli mówisz do Boga, jesteś osobą religijną. Jeśli Bóg ci odpowiada, jesteś chory psychicznie"

House M.D. S02E19

211015597452e3a27e841d5.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Good Time

"Good Time" to opowieść o rabusiu (Robert Pattinson), który nie może uciec przed obławą policyjną. To zresztą nie jedyne jego zmartwienie - musi również wyciągnąć z więzienia swojego brata, który wpadł w trakcie rabunku.

 

Pattinson w życiowej roli. Facet wreszcie pokazał, że gdzieś tam drzemią te pokłady talentu. Nie jest to żadna Oscarowa rola, ani nawet taka, którą będziemy wspominać latami, ale jako Connie Nikas, był cały czas w punkt. Szczególnie mimika.

 

Film nie zwalnia tempa ani przez moment - co wszyscy recenzenci chwalą, ale też nie angażuje przesadnie w samą historię – o czym nie zawsze się mówi. Pędzi to na złamanie karku, a ja pod koniec poważnie gubiłem zainteresowanie. Ta cała braterska więź mi gdzieś zaczynała umykać w połowie (rozwinięcie akcji szpitalnej), a potem kroczyło dość znanymi ścieżkami.

 

Ma to swój psychodeliczny (urok) klimat. Dobrze się ogląda, ale cholera, to film na raz. I to jeszcze taki szybki raz, o którym mogę bardzo szybko zapomnieć. W tym sprincie nie było czasu na budowanie emocji. Drugoplanowe postaci mają bardzo mało czasu na cokolwiek, a niektóre z nich wypadają bardzo przyjemnie, pozostawiając po sobie niedosyt (Barkhad Abdi czy sam reżyser, Benny Safdie, który wcielił się w upośledzonego brata) – 6/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Prawdziwa historia człowieka, który skrywał największe tajemnice III Rzeszy. Każda władza potrzebuje kogoś, kto pozostanie w cieniu i zatroszczy się o jej sekrety. Reinhard Heydrich (Jason Clarke) skrycie pracuje nad stworzeniem siatki szpiegowskiej na ogromną skalę. W tajemnicy powstaje tajna organizacja, która zmieni bieg historii i wpłynie na losy milionów. Ale człowiek, w którego rękach spoczywają niebezpieczne tajemnice, staje się zagrożeniem również dla swoich przywódców.

 

Trochę produkcja telewizyjna. Nie odchodziło ode mnie wrażenie, że ugrzeczniona i uproszczona. Jakby trzeba było ją puścić o konkretnej (wczesnej) godzinie w ramówce. Niby ludzie giną, ale bez emocji. Tak jakby zamiast krwi był ketchup. Nie czułem. Postać Heydricha powinna nieść ze sobą jakąś aurę wielkości, której Clarkowi zwyczajnie brakuje. A jak nie brakuje jemu, to na pewno nie zadbali o to, żeby tak wyglądał. Wcale nie była to jakaś wyjątkowa persona. Film w zasadzie podniósł się w momencie, kiedy poznaliśmy ludzi planujących zabójstwo. Nic wyjątkowego, ale wypadało przetrzeć oczy choćby na chwilę. Nawet jeśli to taka heroiczna sztampa, która została srogo nadużyta w ostatniej strzelaninie. Obejrzałem, i nie do końca wiem, jak miałem odebrać to wszystko (po co to kręcili?). Grozy wojny nie czułem, Heydricha nie poznałem. Tanie wzruszenia – 3/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

1922

Rolnik (Thomas Jane) przyznaje się do zabójstwa żony, jednak ta śmierć stanowi raptem początek makabrycznej historii. Film na podstawie opowiadania Stephena Kinga.

 

Niekoniecznie horror, niekoniecznie thriller, a życie farmera, które pokomplikowało się od jednej decyzji. Z filmowego frankensteina, czerpiącego pierwiastki z różnych gatunków, wyszło solidne kino, które wciąga swoim wiejskim klimatem, oraz bardzo dobrą rolą główną Thomasa Jane’a. Jedna z lepszych kreacji tego gościa. Wczuł się na tyle, że nawet najsubtelniejsze gesty dało się zauważyć.

 

Nie byłem fanem motywów stricte horrorowych, ale były one niezbędne, by nakreślić wyrzuty sumienia, jakie dręczą faceta po zabiciu swojej żony. Nie wiem, czy to tylko ja, czy może tak ten film miał działać, ale żona była przedstawiona w taki sposób, że niekoniecznie winiłem go za to, co zrobił.

 

Podobało mi to śledztwo, jakie przeprowadzał lokalny szeryf i trafne wnioski, jakie wysnuwał. Zacząłem mocno wyczekiwać rozwoju sprawy. Problem w tym, że jak się pojawił, tak zaraz śledztwo się urwało, a film obrał całkowicie inny kierunek. Gdzieś tam po żonie zostały tylko wyrzuty, a swoje trzy grosze dorzucił synalek. Młody i reszta obsady wypadła conajwyżej przeciętnie. Wszyscy gdzieś utonęli, nie oddając tyle serca swoim postaciom, co Jane – 6/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 274
  • Reputacja:   288
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Nie byłem fanem motywów stricte horrorowych, ale były one niezbędne, by nakreślić wyrzuty sumienia, jakie dręczą faceta po zabiciu swojej żony. Nie wiem, czy to tylko ja, czy może tak ten film miał działać, ale żona była przedstawiona w taki sposób, że niekoniecznie winiłem go za to, co zrobił.

 

Teoretycznie można go było zrozumieć, chociaż w opowiadaniu Stephena Kinga (na podstawie którego jest ten film) przedstawiona była jako jeszcze większa zouza, tak więc tutaj nie czułem do niej aż takiej niechęci, jak podczas czytania prozy Króla :wink:

 

Podobało mi to śledztwo, jakie przeprowadzał lokalny szeryf i trafne wnioski, jakie wysnuwał.

 

Akurat dla mnie to było mocno po chuju. Babka zniknęła, słuch po niej zaginął, nikt nie wie co się z nią dzieje, zniknęła kiedy próbowała opchnąć ziemię (a wszyscy wiedzieli, że mąż jest przeciwko, tak więc motyw jak diabli)... Dobry detektyw, wiedząc że w przypadku 90% zabójstw czy zaginięć lasek - winny jest mąż, wycisnąłby prawdę ze starego i szczyla, a tu Szeryf odpykał swoje minimum oględzin i olał sprawę (baba zniknęła, to zniknęła. Na chuj drążyć? :twisted:)

 

Film też oceniłem 6/10, ale z tego powodu, że mało wiarygodnie reżyser pokazał to jak ojciec nakręcił syna na to morderstwo (matki, jakby nie patrzeć). Poszło to tak lightowo, że aż poczułem niesmak. W książce stary musiał zdrowo zatańczyć na jajcach żeby młodego przekręcić i wciągnąć w tą zbrodnię. Tutaj poszło mu to jak z płatka (słaby realizm w tej kwestii).

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Akurat dla mnie to było mocno po chuju. Babka zniknęła, słuch po niej zaginął, nikt nie wie co się z nią dzieje, zniknęła kiedy próbowała opchnąć ziemię (a wszyscy wiedzieli, że mąż jest przeciwko, tak więc motyw jak diabli)... Dobry detektyw, wiedząc że w przypadku 90% zabójstw czy zaginięć lasek - winny jest mąż, wycisnąłby prawdę ze starego i szczyla, a tu Szeryf odpykał swoje minimum oględzin i olał sprawę (baba zniknęła, to zniknęła. Na chuj drążyć? :twisted: )

 

To że zniknął i olał temat, było faktycznie po chuju. Wątek śledztwa się totalnie urwał. A że nie był z niego żaden Holmes (choć swoje zauważył), to pasowało do miejsca akcji. Jak jakaś wieś, to facet zazwyczaj przyjacielski, zna każdego, to i nie robił awantury i nie rozstawiał rodziny po kątach przesłuchując. Fajnie w tym wszystkim wypadł Jane, gdzie widziałeś to jego niepewne zachowanie.

 

Film też oceniłem 6/10, ale z tego powodu, że mało wiarygodnie reżyser pokazał to jak ojciec nakręcił syna na to morderstwo (matki, jakby nie patrzeć). Poszło to tak lightowo, że aż poczułem niesmak. W książce stary musiał zdrowo zatańczyć na jajcach żeby młodego przekręcić i wciągnąć w tą zbrodnię. Tutaj poszło mu to jak z płatka (słaby realizm w tej kwestii).

 

Film, to i nie mieli czasu drążyć przesadnie. Ja do niej niechęć zdążyłem poczuć, to i nie zabolał mnie taki przyspieszony motyw. A, że dałeś 6/10, to wiem, urok filmwebu. Ja w ogóle to oglądałem dlatego, że Ty i Ghost daliście 6 :wink: Nie wiedziałem nawet, że coś takiego powstało.

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 274
  • Reputacja:   288
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Fajnie w tym wszystkim wypadł Jane, gdzie widziałeś to jego niepewne zachowanie.

 

Jane zagrał bardzo dobrze. Jest dla mnie najjaśniejszym punktem tego filmu. Nigdzie nie pisałem, że jego zachowanie było niepewne, tylko że zbyt łatwo nakręcił syna na to morderstwo matki (kwestia niedociągnięć w scenariuszu, a nie wina aktora).

Edytowane przez -Raven-

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Jane zagrał bardzo dobrze. Jest dla mnie najjaśniejszym punktem tego filmu. Nigdzie nie pisałem, że jego zachowanie było niepewne, tylko że zbyt łatwo nakręcił syna na to morderstwo matki (kwestia niedociągnięć w scenariuszu, a nie wina aktora).

 

Ja też nie do tego się odnosiłem :wink: Konkretnie chodziło mi o tą scenę śledztwa, gdzie Jane właśnie pokazał tą swoją niepewność. Nie tyle, jeśli chodzi o zabicie żony, a o całą wizytę szeryfa.

 

 

Patti Cake$

Patricia Dombrowski, a.k.a. Patti Cake$, a.k.a. Killa P (Danielle Macdonald)., siłuje się z życiem w pozbawionym perspektyw New Jersey. W wieku 23 lat jest wreszcie gotowa wyjść na scenę i zawalczyć o ten sam rodzaj muzycznej nieśmiertelności, jaki stał się udziałem jej idola, rapera O-Z.

 

Jak zobaczysz Danielle Macdonald, to nie będziesz wiedział, czy ona jest dobrą aktorką i zagra wszystko, ale będziesz przekonany, że idealnie pasuje do roli głównej w tym widowisku. Jest tak naturalna w tej roli, że casting chyba był przed pomysłem na film. Bardzo dobrze się odnajduje w dramacie o komediowym zabarwieniu, gdzie będą z niej drwić, szydzić, a ona nie spocznie dopóki nie spełni swych marzeń. Upór godny podziwu.

 

O ile Danielle jest niezła, tak komediowe zabarwienie szkodzi calej reszcie. Bo ten wiarygodny dramat, w którym dość wyraźnie nakreślają problemy rodzinne, ma w sobie charaktery, które z prawdziwością mają niewiele wspólnego. Czułem, że to tylko manekiny, mające wypełnić swą rolę. Cięzko mi było uwierzyć w przyjaciela, którego Patty poznaje w połowie filmu, a on zaczyna nagrywać dla niej podkład. Trochę „over the top”.

 

Dobry film. Danielle ma flow, którego przyjemnie się słucha (a trochę tej muzyki tu jest), ale fabuła to swoje flow ma ściągnięte od innych. Prozno tu szukać zaskoczeń – 6/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

 

The Purple Rose of Cairo/Purpurowa róża z Kairu (1985)

 

Cecilia to kelnerka, która nie jest szczęśliwa w małżeństwie. Jedyną rozrywką, która pozwala jej się wyrwać z szarości życia, jest kino. Kiedy traci pracę, większość czasu spędza tam, wielokrotnie oglądając film "Purpurowa róża z Kairu". Podczas jednego z seansów, główny bohater zwraca na nią uwagę i wychodzi z ekranu. Od tej chwili Cecilia i Tom przeżywają wiele przygód.

 

Na poważnie moja przygoda z Allenem, rozpoczęła się od filmu Vicky Cristina Barcelona i staram się oglądać każdy kolejny, który wyszedł po nim. Purpurowa róża z Kairu to taki allenowsko-nieallenowski film. Co prawda Reżyser pochyla się nad związkiem kobiety i mężczyzny, a także umieszcza typowy dla siebie humor. Jednak daje to tylko tyle, że zamiast być bardziej w konwencji realnej, nawet nieźle pokręconej (nowsze filmy), jest bardziej w konwencji odrealnionej (starsze filmy, typu Bananowy Czubek), przez co nie jest jakimś dziełem wybitnym.

 

Z ekranu nie wieje nudą, ale od Allena wymagam jednak więcej. Ocena 6/10.

Edytowane przez filomatrix

"Jeśli mówisz do Boga, jesteś osobą religijną. Jeśli Bóg ci odpowiada, jesteś chory psychicznie"

House M.D. S02E19

211015597452e3a27e841d5.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Victoria and Abdul / Powiernik królowej

"Powiernik królowej" to historia niezwykłej przyjaźni, jaka połączyła brytyjską królową Wiktorię (Judi Dench) z Abdulem Karimem (Ali Fazal), indyjskim muzułmaninem, który towarzyszył jej i służył przez ostatnie 15 lat panowania królowej. Wiktoria nadała mu tytuł "munshi", sekretarza, ale także nauczyciela. Platoniczna relacja łącząca oboje była źródłem plotek i niepokoju na brytyjskim dworze. Spekuluje się, że to dzięki wpływowi Abdula Karima polityka zagraniczna kraju i silny, bezkompromisowy charakter królowej uległy złagodzeniu.

 

Zastanawiam się, czy głównym celem tego filmu była historyczna opowieść o królowej i jej nietypowej przyjaźni, czy ważniejsze było złagodzenie wizerunku muzułmanów. Sposób prezentacji, jak i przebieg rozmów, sugerują mi raczej to drugie. Złagodzenie przez prezentowanie tamtejszych zwyczajów (notoryczne, cały film), jak i zaserowowanie uśmiechniętego, nieskazitelnego Ali Fazala, który skruszył kamienną powłokę serca Wiktorii, co ma też pewnie zrobić z żeńską częścią publiczności. Jeśli oceniać go pod tym kątem, to zrobił swoją robotę. Tonie przy Judi Dench, ale to konkretna aktorka, przy której mało kto utrzyma się nad powierzchnią wody. Trochę szkoda, że tak ważną postać, zaprezentowała w tak mało ważnym filmie.

 

Takie kostiumowe kino środka przeważnie wydaje mi się bardzo przeciętne. Te niewinne żarciki są zbyt cukierkowe, zeby miały mnie rozśmieszyć, a tutejsze dramaty sa jak muskająca mnie mucha w leniwe niedzielne popołudnie – 4/10 (końcówka daje rade)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Suburbicon

Suburbicon to idealne amerykańskie miasteczko, istna reklama sta¬tecznego życia i dobrobytu czyli American Dream w czystej postaci. Jednak nie dla wszystkich. Życie rodziny Lodge'ów obraca w gruzy na¬pad z bronią w ręku, w którym ginie seniorka rodu, ukochana mama nastoletniego Nicky'ego Lodge. Pogrążony w rozpaczy chłopak posta¬nawia pomścić swą ukochaną rodzicielkę. W poszukiwaniu sprawców rozpoczyna śledztwo na własną rękę, w trakcie którego odkryje mrocz¬ne rodzinne sekrety, układy, machinacje i animozje, które nie były bez związku ze śmiercią jego matki.

 

Oddam „Suburbiconowi” to, że ma naprawdę fajną obsadę, u której próżno szukać słabego ogniwa. Nawet na drugim planie wszyscy spisują się conajmniej dobrze, a taki Oscar Isaac kradnie show, kiedy tylko się pojawia. Jeśli musiałbym się kogoś czepić, to najmłodszy Nicky gdzieś się gubił na tle utalentowanych kolegów z planu. Nie zawsze, z czasem.

 

Problemem filmu jest George Clooney. Wyłożył się niemiłosiernie. Buduje często rzeczy, których nie warto budować. To tworzy niepotrzebne dłużyzny. „Suburbicon” jest filmem oklepanym, przewidywalnym, a Clooney pozbawiając tego jakiejkolwiek dynamiki, uwypukla tylko problemy. Gubi gdzieś ten Coenowski humor. Na starcie było widać fajne wyszydzanie rasizmu, a potem cała komedia totalnie znika. Mamy poważnie podchodzić do czegoś, co ewidentnie poważnym nie jest – 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Polecana zawartość

    • WWE Backlash 2025
      Dyskusje na temat wydarzenia WWE Backlash 2025!
        • Dzięki
      • 32 odpowiedzi
    • WWE WrestleMania 41
      Spekulacje i dyskusje na temat największego wydarzenia wrestlingowego roku - WrestleManii 41!
        • Dzięki
      • 147 odpowiedzi
    • WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Zapraszamy do dzielenia się wrażeniami z Monday Night Raw na Netflix!

      W tym wątku użytkownicy forum dyskutują na temat czerwonego brandu od 2010 roku. Pozostaw swoją cegiełkę w temacie, zawierającym 17,9 tyś. odpowiedzi i 2,9 mln wyświetleń. :)
      • 18 045 odpowiedzi
    • New Japan Pro Wrestling - Dyskusja Ogólna
      Miejsce na ogólne dyskusje związane z New Japan Pro Wrestling.
      • 713 odpowiedzi
    • Kobiecy Pro Wrestling
      Ogólne dyskusje na temat pro wrestlingu w wykonaniu płci pięknej.
        • Lubię to
      • 107 odpowiedzi
    • TNA Wrestling - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce w dedykowane ogólnym dyskusjom na temat TNA/Impact Wrestling!

       

      Wczorajszy IMPACT właśnie się ściąga, więc opinia w późniejszym terminie
        • Lubię to
      • 9 352 odpowiedzi
    • AEW Saturday Collision - ogólne dyskusje i komentarze
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
        • Lubię to
      • 147 odpowiedzi
    • AEW Dynamite - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 1 187 odpowiedzi
    • WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z Friday Night SmackDown!
      • 9 599 odpowiedzi
    • WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z WWE NXT!
      • 4 893 odpowiedzi

  • Najnowsze posty

    • Bastian
      Zgadzam się z Tobą. Wolę nieco za krótki pobyt w NXT niż kiszenie się tam. Impet Perez w głównym rosterze i tak już nieco wyhamował. Była ostatnia wyeliminowaną w RR, weszła do EC, a potem cisza, ucięty feud z Bayley i jobbowanie w NXT. Teraz jakoś to odbudowują. Lepsze to niż walki o North American Title.
    • Giero
      Dawka najważniejszych informacji z najnowszego odcinka NXT. Skrót NXT Za tydzień zapowiedziano: – koncert Joe Hendry’ego i występ rapowy Tricka Williamsa – Shawn Spears vs. Josh Briggs – OTM vs. Kale Dixon & Uriah Connors – #1 Contender’s for NXT North American Championship: Sean Legacy vs. Je’Von Evans vs. Ashante Thee Adonis – Kelani Jordan vs. Zaria Aktualna karta Battleground 2025, które już 25 maja: Tony D’Angelo vs. Stacks NXT Women’s Championship Stephanie Vaquer vs. Jordynne Grace TNA World Championship Joe Hendry vs. Trick Williams NXT Championship Oba Femi vs. Myles Borne
    • Jeffrey Nero
      No właśnie tak sobie czytam na zagranicznych stronach, że ludzie są średnio zadowoleni jak są one prezentowane bo większość walk mimo, że z gwiazdami, ale udupiają. Ja bardzo na nie liczę w głównym rosterze. Nie wiem jak wy, ale ja osobiście wolę jak ktoś awansuje do głównego rosteru a nie tak sami nie wiedzą czy już je awansować czy potrzymać jeszcze w NXT. Walizka jak dla mnie w tym orku dla Perez.
    • MattDevitto
      Ale to były czasy Tamten Orton był takim kocurem, że aż będę musiał to łyknąć w całości w wolnej chwili...
    • Bastian
      RAW spod znaku całkiem niezłych walk i przynudzania przy mikrofonie. Ględził Punk, ględził Seth, a że nieszczęścia chodzą parami, ględziła też i Becky pod koniec gali.  Penta i Gable to gwarant niezłego wrestlingu, ale obie te postaci zmierzają donikąd. Luchador to kolorowa błyskotka ringowa, nic więcej. Fruity Pebbles, że pozwolę przytoczyć sobie klasyka mikrofonowego od The Rocka. A Chada opluto na tym RAW w momencie, gdy on dostał jobber entrance, zaś ten błazen Pat McAfee wjechał na arenę z wejściówką i aplauzem godnym SCSA. Btw. gdzie są amerykańskiego barwy u Gable 'a? Czyżby naprawdę wsiąkał w postać Grande Americano? Niestety, w przypadku Chada nie pomoże Grande Americano ani Matcha Latte. Dla WWE zawsze będzie tylko mini wersją Kurta Angle. Za każdym razem, jak widzę American Made, kojarzą oni mi się z postaciami z filmów typu "Wykidajło" lub tych ze Stathamem, gdzie główny bohater kładzie ich jednym strzałem w pierwszej scenie.  Balor kontra Styles, kiedyś materiał na klasyk, dziś walka podstarzałej już gwiazdy TNA i WWE kontra 2-20 w ostatnich telewizyjnych meczach. Gdyby Irlandczyk był polskim politykiem, byłby Korwinem Mikke.  Do Yeeta ustawia się kolejka chętnych. Paul, Gunther, Rollins... Austriak chce rewanżu na MITB. Czyli jakby McAfee ograł Gunthera na Backlash, byłby pretendentem?  Oczami wyobraźni już widzę ten mecz z gimmickiem, kto pierwszy zmęczy się yeetowaniem, ten przegrywa...  Iron Yeet Match, czy coś... Giulia i Perez w pierwszym main evencie głównej tygodniówki. Wiadomo było, że z Ripley i Sky szans nie mają, ale milutko, że je promują.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...