Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

mother!

Uczucie wiążące młodą parę (Jennifer Lawrence i Javier Bardem) zostaje wystawione na próbę, kiedy w ich domu zjawia się nieproszony gość.

 

Nie sądzę, że jeden seans wystarczy, by wszystko ogarnąć. Kilka aspektów wciąż mi gdzieś umknęło. Wiem jednak, że wielu widzów nie złapie absolutnie nic, a z seansu wyjdą zniesmaczeni tym, co właśnie zobaczyli. Nie ich wina - „mother!” to ciężkie kino, któremu nadajemy sens dopiero wtedy, kiedy poznamy bohaterów widowiska. Nie tych dosłownych – Jego (Barden) i ją (Lawrenec) – a tych, o których reżyser chciał faktycznie pomówić. Fajnie, bo z czasem staje się to dla nas coraz bardziej klarowne (szczególnie w końcowej scenie), i zaraz zaczynamy doceniać całą resztę, która początkowo nas odpychała.

 

Nie rozbijam tego na części pierwsze, nie chcę psuć zabawy. Rozumiem główne założenie, przez co doceniam pomysł i realizacją Aronofskyego. On sam przyznał, że scenariusz przyszedł mu bardzo łatwo. Jedno co może pomóc przed podjęciem rękawic, jest klucz, jakim reżyser dzieli się z widzami podczas konferencji - „Biblijny dzień 6”

 

„Mother!” ciężko sklasyfikować. Faktycznie najbliżej temu do horroru, ale nigdy nie nazwałbym tego „straszakiem”. Jeśli połaszą się na to wielbiciele scen wyskokowych, to srodze się zawiodą, a cała konstrukcja ich przerośnie. Wyjdą zdezorientowani. Tu nic nie będzie dosłowne. Będą mogli tylko popsioczyć na mało ludzkie zachowanie przedstawionych postaci (wliczone w koszta). Sam byłem zdezorientowany. Potem załapałem i z uznaniem pokiwałem głową – 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/229/#findComment-426662
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  806
  • Reputacja:   2
  • Dołączył:  30.03.2016
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Czy zamierzasz iść Niko na "Twój Vincent"?
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/229/#findComment-426849
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Czy zamierzasz iść Niko na "Twój Vincent"?

 

Z początku nawet nie trafiło na Watchliste, ale oceny wszystkich są tak pozytywne, że rzucę okiem. Nie wiem tylko, czy to będzie teraz, jak będzie w kinach, czy kiedyś tam, jak wyjdzie na DVD.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/229/#findComment-426871
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

15 godzin po ostatnim poście...

 

Loving Vincent / Twój Vincent

Historia życia i śmierci Vincenta van Gogha, jednego z najsłynniejszych malarzy wszech czasów, opowiedziana przez bohaterów jego obrazów oraz symbole pojawiające się na płótnach artysty. Pierwszy film animowany klatka po klatce namalowany techniką malarstwa olejnego.

 

Aż strach pomyśleć, ile oni to rysowali. Ogrom pracy, innowacyjność – to wypada docenić. Może i ta kreska mnie drażniła na dłuższą metę, i wymęczyła na pełnym dystansie, ale i tak trudno mi na nią narzekać po wyjściu z kina.

 

Historia mocno detektywistyczna, prosta. Jak po sznurku podążamy za naszym bohaterem, który chce wyjaśnić przyczynę śmierci malarza, przyjaciela ojca. Może to się wydawać śmieszne, ale ta kreska, ten dubbing, niektóre z „kadrów”, przywodziły na myśl grę przygodową point’n’click, gdzie nawiedzamy kolejne lokacje, rozmawiając z kolejnymi postaciami niezaleznymi. W tym wydaniu, nie rzuca to na kolana. Wydaje się, że najciekawsza postać to ta, która zmarła i o której dowiadujemy się sprzecznych rzeczy. Przyznaje, że sympatia do Vincenta narodziła się u mnie dopiero pod koniec, kiedy czytane były jego listy. Wcześnie był mi dość obojętny, tak jak cała reszta bohaterów.

 

Na pewno ciekawe doświadczenie. Szkoda, że poświęcone na tak prostą historię, w której emocje zagrają dopiero na linii mety – 6/10 (lekko naciągane)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/229/#findComment-426896
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Lego Ninjago Movie

W pełnometrażowym filmie "Ninjago" do walki o Ninjago City staną: młody Lloyd, zwany również Zielonym Ninją, oraz jego przyjaciele – tajni wojownicy i Master Builderzy LEGO. Grupie przewodzi mistrz kung fu, Wu, równie mądry, co dowcipny. Bohaterowie filmu muszą pokonać złego lorda Garmadona, Najgorszego Gościa Wszech Czasów — i jednocześnie ojca samego Lloyda. To epickie starcie mecha z mechem i ojca z synem wystawi na próbę członków groźnej, choć niezdyscyplinowanej grupy współczesnych wojowników ninja. Każdy z nich będzie musiał poskromić swoje ego i uczynić wszystko, by pokazać swoją prawdziwą moc.

 

Siłą filmów LEGO byl humor. Wszystkie były chodzącą reklamą Duńskich klocków, ale przyjemne dialogi i wszechobecna parodia, nie dawała nam się zrazić (Przygoda ma u mnie 8/10, a Batman 6/10). „Ninjago” nie czerpie garściami ze znanych marek, opierając wszystko na barkach fabuły o porzuconym dzieciaku. Nie wyszło. To zdecydowanie najsłabsza część serii. Niby ma w sobie to jajcarskie podejście, jednak sporo żartów jest mocno chybionych. Historyjka jest jak milion innych. Wpadka, naprawianie błędów, pojednanie z ojcem. Do tego co chwila ktoś walczy, skacze, bije się, a jak tego nie robią, to serwują jakiś montaż do znanej piosenki. Całość zdaje się strasznie wtórna. Wynudziłem się. Nie było ciekawych postaci (Garmadon ujdzie), nic nie nakręcało na dalsze oglądanie. Tak jak dwie poprzednie odsłony można było uznać jako „dla wszystkich”, ta jest tylko dla dzieci – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/229/#findComment-426918
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Meyerowitz Stories / Opowieści o rodzinie Meyerowitz (utwory wybrane)

Fabuła skupia się na rodzinie, która zbiera się na wieść o chorobie ojca. Okazuje się to okazją do odkrycia, jak naprawdę wyglądają relacje między członkami rodziny.

 

Netflixowy komediodramat, któremu ciężko będzie się przebić na szersze wody. Obejrzałem, ale sądzę, że za parę dni nie przypomnę sobie z tego filmu nic. Jest to historia rodziny starego Meyerowitza (Dustin Hoffman), który prowadził barwne życie artysty, u boku kilku żon. Z różnymi żonami ma dzieci. Jedne starały się iść w ślady ojca i zostać artystami, inne nie przejawiały do tego talentu i szukały szczęścia gdzie indziej. Zjazd rodziny pokazuje, jak bardzo są sobie dalecy. Niby stanowią grupę sobie bliską, a sprawiają wrażenie tak różnych. Sandler wybucha jak ojciec, Elizabeth Marvel jest spokojna, zamknięta w sobie, a Ben Stiller to dynamiczna jednostka, obracająca dużymi pieniędzmi.

 

I.. to w sumie tyle. Film ogląda się przyjemnie, bo ma naprawdę fajną obsadę. Do kompletu wymienionego powyżej dochodzi chociażby Emma Thompson, w roli obecnej żony artysty. Dobre kreacje, to jednak trochę za mało. Fajnie oglądać Stillera i Sandlera w nieco poważniejszym tonie. Poważniejszym, bo choć piszą o komedii, to wypada do tego podchodzić z innym nastawieniem. Rzuciłem się, bo gdzieś tam krążyły plotki porównujące reżysera (Noah Baumbach) do Allena, czego ten film miał być przykładem. Ktoś chyba pominął, że Woody naprawdę bawi, a jego dialogi są dynamiczne i błyskotliwe. Tu tego nie było. Raczej sytuacje pokroju gonienia za gościem, który przypadkowo wziął nie swoją kurtkę, czy agresji na drodze, przy próbie zaparkowania samochodu. Wszystko nabiera nieco jakości na samym końcu, ale to za późno by ratować projekt. Temat dysfunkcyjnej rodziny, to jeszcze nie taki samograj – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/229/#findComment-426931
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

Mortal Kombat (1995)

 

We wszechświecie istnieją różne światy. Tajemniczy Imperator po przejęciu jednego z królestw, tym razem upatrzył sobie ziemskie. Władzę można przejąć wygrywając tajemniczy turniej Mortal Kombat 10 razy, rozgrywany co pokolenie. Ziemianie przegrali już 9 razy. Czy wybrana grupa wojowników odniesie zwycięstwo i zdoła ochronić ludzkość ?

 

Jeżeli nie wszyscy, to pewnie większość spotkała się już z tym filmem, grą lub jednym i drugim. Dla mnie najprawdopodobniej był to pierwszy seans. Wrażenia pozytywne. Dobrze opowiedziana historia i niezły poziom walk. Jeżeli miałbym na coś narzekać, to że aktorka wcielająca się w Sony'e Blade była zbyt dziewczęca. Ogólnie miło spędzony czas i mocna ocena 6/10.

 

Koniec pierwszej części zapowiadał, że może być druga. Była okazja, więc też obejrzałem...

 

 

Mortal Kombat II: Unicestwienie (1997)

 

Opis fabuły w spoilerze

Zwycięstwo w Turnieju, nic ziemianom nie dało. Chcąc uchronić ludzkość, muszą wygrać z samym Imperatorem.

 

 

Obejrzałem...i to był błąd. Gniot i typowy skok na kasę. Historia opowiedziana słabo, a obsada po części inna. Szkoda więcej pisać i tracić czas na ten film. Nie polecam. Ocena 1/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/229/#findComment-426952
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Gwiazdy

Posiadający polsko-niemieckie korzenie Jan Banaś (Mateusz Kościukiewicz) dorasta na Śląsku. Od dzieciństwa jego największą pasją jest piłka, a największym rywalem... oddany kumpel Ginter (Sebastian Fabijański). Z czasem rywalizacja przyjaciół przenosi się z podwórka na stadiony śląskich klubów – Polonii Bytom i Górnika Zabrze. A to nie koniec ich zmagań. Prawdziwe emocje zaczynają się, gdy w życiu gwiazd sportu pojawi się piękna Marlena (Karolina Szymczak). Walczący o jej względy Jan i Ginter szybko odkrywają, że w grze o miłość nie obowiązują żadne przepisy. Kiedy ciężka kontuzja kończy karierę Gintera, a samego Banasia przybliża do składu "orłów Górskiego", bohater staje przed trudnym, życiowym wyborem. Stawką jego decyzji będzie udział w olimpiadzie i piłkarskich mistrzostwach świata.

 

Jan Kidawa-Błoński ma na swoim koncie bardzo dobre filmy – jest „Różyczka” (7/10), jest „Skazany na bluesa” (7/10). Czarna plama musiała się zdarzyć. Czarna „gwiazda” w tym przypadku. Wydaje mi się, że historia Banasia, na papierze wyglądała naprawdę filmowo. Gdzieś oczami wyobraźni widzieli emocje jakie wywoła. Przyjaźń, miłość do tej samej kobiety, rywalizacja sportowa. Trzeba tylko dobrze dobrać taktykę. Ta tutejsza spowodowała, że nasza drużyna zostałaby ograna przez przypadkową zbieraninę z gimnazjum. Emocji nie ma absolutnie żadnych. Wszystko jest na niby. W zasadzie to zastanawiam się, czy gdyby nie szczegółowy opis fabuł i świadomość jej przebiegu przed seansem, to zorientowałbym się, co tu jest do cholery grane... Bo ja nie czułem, że Jasiek z Ginterem są wielkie ziomki. Wspomnieli mi o tym w jakimś montażu, pokazali dzieciaki kopiące o ścianę. Ja nie czułem, że obaj kochają Marlenę, bo nikomu się nie chciało nas do tego przekonać. Powiedzieli, że tak jest, w jakiejś krótkiej scenie. Ba, buziaka nam pokazali. Dziwne, że „W. Sz. M.” nie wypisali na naszych ekranach. Tego zwyczajnie nie czuć, a potem to tego w ogóle nie ma. Gdzieś oddalamy się do kariery sportowej, a tam, szok, kolejny brak emocji. Wydmuszka. Nawet te boiskowe zmagania, które powinny mi być bliskie, zazwyczaj były sprezentowane w formie montażu. Z tymi wygraliśmy tyle, z tamtymi tyle. Super... Dalej mam na to wy.....

 

Aktorsko wygląda to adekwatnie do stylu prezentacji. Kościukiewicz mi już dawno podpadł (z tego, co przeglądam, to film z nim nie dostał ode mnie więcej niż 5/10), od niego cudów nie oczekiwałem. Biega jako Banaś, służąc nam lepiej jako narrator opowieści. Fabijański mi nie przeszkadza, ale jego Ginter, nie daje się zapamiętać. Nie ma nawet pół dobrej sceny. Służy tylko do tego, żeby się pojawić i przypomnieć nam, czy teraz są z naszym bohaterem kumplami, czy się za coś mści. Szymczak gra wielką miłość, choć gra to chyba zbyt duże słowo. Kolejny raz – ważny punkt historii, a pokazuje się na jakieś ochłapy. W zasadzie to tylko ładnie wygląda, nie gra.

 

2/10 – i to chyba za sympatie do futbolu, przybliżenie trudów tamtych lat (nie, że coś wyjątkowego, ale transfer do Koln mnie na chwilę wybudził z zamulenia totalnego), oraz archiwalne materiały.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/229/#findComment-427025
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Geostorm

Kiedy katastrofalne w skutkach zmiany klimatu zaczynają zagrażać istnieniu Ziemi, rządy wszystkich państw świata jednoczą siły i tworzą program o kryptonimie Dutch Boy Program. Obejmuje on sieć satelitów otaczających całą planetę, które uzbrojono w technologie z dziedziny geoinżynierii zaprojektowane, aby powstrzymywać powstawanie klęsk żywiołowych. Po dwóch latach niezakłóconego działania system ochronny zaczyna szwankować. Zadanie usunięcia awarii zostaje powierzone dwóm braciom, którzy od dawna nie utrzymują ze sobą kontaktu. Muszą oni zdążyć rozwiązać problem, zanim olbrzymich rozmiarów geoburza pochłonie całą planetę.

 

W latach 90’, Geostorm byłby pewnie hitem. Niestety, fabuła, jej rozwój, tutejsi bohaterowie, jak i efekty, zatrzymały się w tamych latach i wrzucono (wyrzygano?) je na ekran w 2017. „Geostorm” zaczyna się całkiem przyzwoicie. Jest niezbyt wyszukana, ale dość pocieszna komedia. Gerard Butler, i grający jego brata Jim Sturgess, zaczynają nadawać swoim dialogom fajną dynamikę. Da się zauważyc zalążki chemii. Potem zaliczamy jednak sensacyjny zjazd w dół, gdzie całość zostaje pochłonięta przez polityczną intrygę, ściągniętą z dziesiątek innych filmów, w których głównego złego wskażesz po samej mimice jego twarzy, a każdy zwrot wyczujesz na dobre kilkanaście minut przed zajściem. Zaczynają obrzucać widza kiczem. Czułem się, jakbym miał 12-lat i oglądał jakiś Polsatowski „Mega Hit”. I to nie tak, że mam problem ze starym kinem (zazwyczaj jest lepsze), ale „Geostorm” tej pozytywnej nostalgii nie wywoła. Świetnie za to mu wychodzi wywoływanie uśmiechu politowania, kiedy serwuje kolejne głupoty, a postaci w zasadzie stoją w bezruchu. Nie mają nic ciekawego do dodania, tylko ślamazarnie pełzają po ekranie, próbująć nas zainteresować spiskiem. Swoją drogą to dziwne, że film sklasyfikowany jako katastroficzny, nie bardzo szarpie się na efekciarstwo. Może i nie jestem fanem, ale czy nie na efektach to powinno być zbudowane? Czy kolejne wybuchy nie powinny zachwycać? A tych jest tu jak na lekarstwo, potęgując moje zdziwienie (spowodowane też tym, że mają czelność serwować to w 3D – po co?). Końcowe 40-min, to festiwal ziewania i walka z samym sobą. To nie gatunek jest „katastroficzny”, a jakość widowiska – 2/10 (za Butlera)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/229/#findComment-427077
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Wheelman / Kierowca

Po nie do końca udanej próbie napadu kierowca (Frank Grillo) ucieka z łupem. Nagle otrzymuje szokujące instrukcje od nieznanej osoby — i będzie musiał pokazać, na co naprawdę go stać.

 

Całość oparta na rozmowach telefonicznych, jednak w przeciwieństwie do „Locke”, Frank Grillo nie jest ani przez chwilę spokojny. Siedzi za kółkiem w ciągłym stresie, pośrodku wojny gangów. Nie wie, kto jest kto, i czy może komukolwiek ufać. „Wheelman” ma w sobie przyjemny, mroczny klimat, a Frank nieźle wypada w roli głównej. Cała intryga jednak troszkę kuleje. Jest nijaka. Unika serwowania filmowych absurdów do samego końca (co i tak jest niezłym wynikiem), ale nie oferuje wiele więcej poza tym, co zobaczymy w zwiastunie, czy po 15 pierwszych minutach. Nawet nie ma tu przesadnych popisów za kółkiem. O ile lubię filmy trzymające w napięciu z jednej lokacji, tak ten kierowca nie dowiózł mnie do żadnych emocji – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/229/#findComment-427167
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Foreigner

Mężczyzna (Jackie Chan) postanawia dokonać zemsty na irlandzkich terrorystach odpowiedzialnych za śmierć jego córki.

 

Ciężko uniknąć przeświadczenia, że reżyser Martin Campbell („Casino Royale”) wylosował kilka podstarzałych nazwisk kina akcji z kapelusza, dobrał do tego losowych terrorystów, i po prostu nakręcił film. „Foreigner” nie będzie żadnym oryginalnym doświadczeniem, a fabularnie próżno tu o jakąś magię. Poza Chanem i Piercem Brosnanem, cały drugi plan jest do wymiany. Żeby nie wiem, jak ważnym elementem układanki byli, to i tak nie byłem w stanie zapamiętać ich twarzy.

 

To co działa na plus „Foreignera”, to sam Jackie, który porzucił swój znany schemat wiecznie uśmiechniętego Azjaty, kopiącego tyłki na ekranie. W zamian dostajemy Jackiego smutnego, zdesperowanego, z wyrazem. Zazwyczaj gość mnie nudzi i przeszkadza. Jego komedia nie trafia w moje gusta. Tu pokazuje swój warsztat i wychodzi obronną ręką. Jasne, dalej jest twardy w walce na gołe pięści, ale tym razem nieco stonowanym, lepszym. Brosnan na swoim niezłym poziomie, ale powinien dać widowisku więcej. Ostatnio gra te same nuty.

 

Niezły akcyjniak. Wyszłoby lepiej, gdyby ktoś inny poukładał sensowniej te klocki, a czarny charakter był nieco większą tajemnicą. Bo tak sili się na intrygę, której zwyczajnie nie ma – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/229/#findComment-427179
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Happy Death Day / Śmierć nadejdzie dziś

Studentka college’u (znana z „La La Land” Jessica Rothe) każdego dnia na nowo budzi się w dniu swojej śmierci, powoli odkrywając niezwykłe szczegóły przyczyn zabójstwa, by wreszcie odkryć tożsamość mordercy i jego motywy.

 

Jessica Rothe ma w sobie sporo charyzmy. Idealnie pasuje do roli gwiazdki swojej szkoły, która wraz z filmowymi wydarzeniami, musi przejść małą przemianę osobowości. Przyjemnie się ją ogląda.

 

„Happy Death Day” sklasyfikowano jako horror, choć wielbiciele scen wyskokowych, czy mrocznego klimatu, nie mają tu czego szukać. Może przy pierwszych próbach przeżycia są tego pierwiastki, ale potem wchodzą zabiegi czysto thrillerowe – tj. kto zabija? W tej materii nie ma tragedii. Przyjemnie się ogląda te zabarwione komedią próby rozwiązania tajemnicy. Dziewczyna chociażby tworzy listę i prześladuje potencjalnych killerów. Oczywiście trzeba przymrużyć oczy i przesadnie się nie pastwić nad fabularnymi zabiegami, bo logicznie wystarczyłoby jej 2-3 dni, żeby wszystko ogarnąć.

 

Gdzieś w połowie produkcja nieco siada. Zaczyna się lekko dłużyć, a podkręcone piłki rzucane przez twórców są zbyt mało wiarygodne, żeby ktoś je kupił. Wciąż pozostaje przyjemna Jessica Rothe, ale napędzana wątkiem miłosnym, który nie był w takim kinie nikomu potrzebny – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/229/#findComment-427203
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Ach śpij kochanie

Od kilku lat w Krakowie i okolicach znikają ludzie. W sumie 67 osób. Młody śledczy Karski (Tomasz Schuchardt), wbrew swoim przełożonym, stawia hipotezę o seryjnym mordercy. Wkrótce w kręgu podejrzanych pozostaje tylko jeden człowiek: Władysław Mazurkiewicz zwany Pięknym Władkiem (Andrzej Chyra). To król życia, zamożny kobieciarz, szanowany obywatel, ale także człowiek o zaskakujących powiązaniach, hipnotycznym uroku i niejasnej przeszłości. Karski w trakcie śledztwa zaczyna napotykać na coraz większe trudności. Znikają dowody i akta spraw. Ludzie, którym ufał odwracają się przeciw niemu, a między nim i podejrzanym tworzy się nietypowa relacja... A w tle całej sprawy jak duch pojawia się tajemnicza piękna kobieta

 

Zebrali przed kamerę bardzo fajną obsadę. Nawet w tych wyjątkowo krótkich scenach (w filmie nie uświadczymy żadnej dłuższej, non stop przenosząc się z miejsca na miejsce) potrafią wzbudzić jakieś emocje. Chyra, Linda, Grabowski, Jakubik – w sumie top naszej kinematografii. Schuchardt w roli głównej trochę nie nadąża, ale jest akceptowalny. O kobietach tego nie powiem, bo z obiema mam problem. Warnke, mimo urody, mnie zwyczajnie drażni w każdej roli, a Gruszka wypadła tu bardzo cienko. Jest odpowiedzialna za największe zło filmu – niewiarygodnie słaby i naciągany wątek miłosny. Wszystkie sceny w kawiarni, gdzie jest kelnerką, wybijają z rytmu. Jeszcze starasz się utrzymać zainteresowanie śledztwem, by zaraz dostać marny dialog jej postaci z głównym bohaterem. Gdyby nie to, może fabularnie nie topniałoby wszystko z każdym aktem. Sporym problemem „Ach śpij kochanie”, jako kryminału, są poustawiane klocki od samego początku. Film nie pozostawia żadnych wątpliwości, kto w to wszystko jest zamieszany. Pozostaje tylko czekać, kiedy i jak za swoje czyny odpowie. Jesteśmy prowadzeni za rączkę do wyjątkowo kiepskiego finału – 5/10 (naciągane, bo aktorstwo, bo klimat)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/229/#findComment-427231
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Home Again / Wszyscy moi mężczyźni

Po rozstaniu z mężem, Alice (Witherspoon) wraz z córkami opuszcza Nowy Jork. W Los Angeles wraca do rodzinnego domu, znajduje pracę oraz szkołę dla dzieci. I tylko sprawy sercowe odkłada gdzieś na bok. Wszystko zmienia się, gdy w dniu urodzin poznaje trzech uroczych facetów, którzy – podobnie jako ona – przybyli do LA w pogoni za marzeniami. Cała trójka pozostaje bez dachu nad głową i Alice, wbrew rozsądkowi, pozwala im zamieszkać u siebie. Tak rozpoczyna się pasmo damsko-męskich komplikacji, które z czasem przekształcają się w coś o wiele więcej.

 

Fabuła jest zbyt oklepana by kogokolwiek przejąć losem postaci, i zbyt mało zabawna, żeby pozwolić nam ich w pełni polubić. Czuć, że to debiut za kamerą Hallie Meyers-Shyer, która może i odziedziczyła talent po matce (odpowiedzialnej chociażby za „Lepiej późno niż później”, czy niedawnego „Praktykanta” z De Niro), ale jeszcze postanowiła się nim nie dzielić. „Home Again” jest mało skomplikowanym filmem, przeznaczonym chyba wyłącznie dla samotnych matek. A ten brak skomplikowania mu ciąży. Z jednej strony to kom-rom, które zazwyczaj niczym złożonym nie grzeszą, a z drugiej, tutejsza historyjka wręcz powinna oferować więcej zdrowego (zabawnego) zamieszania.

 

Lubię Reese Witherspoon. Mimo wieku, nie zatraciła swojego uroku. Dalej jest tą samą (legalną) blondynką, którą pamiętamy. Scenariusz niestety nie pozwalał jej na rozwinięcie skrzydeł. Jej nowi znajomi są... praktycznie tacy sami. Odróżniałem ich tylko dlatego, że jeden pomagał zajmować się córką, drugi był kochankiem, a trzeci... ... grał w „Notatniku śmierci”. Jak tylko do Reese wrocił były mąż (Martin Sheen), wszyscy utonęli – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/229/#findComment-427269
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Birth of the Dragon

Film WWE Studios, inspirowany życiem Bruce’a Lee, zanim zrobił karierę. Kto by pomyślał, że będzie mi się to oglądało tak dobrze…

 

... Poważnie! Ten film mi się podobał, choć wiadomo, że nie jest niczym zjawiskowym. Noty zbiera wręcz słabiutkie, a jednak coś mnie urzekło. Fabularnie to prosta konstrukcja, rodem ze starych filmów akcji ze sztukami walki w tle. Jest jakiś mistrz, jest uczeń, gdzieś tam dziewczyna, jacyś źli ludzie. Trafiły do mnie głównie rozmowy o kung-fu. O jego esencji, o czym jest, jak oni go odbierają. Daleko temu do filozofowania, ale Wong Jack Man (Yu Xia), reprezentuje całkowicie inne kung-fu, niżeli Bruce Lee (Philig Ng). Ktoś by pomyślał, że to Bruce jest tu głównym bohaterem, ale nie będzie to do końca prawdą. Ktoś by pomyślał, że Bruce jest rycerzem w srebrnej zbroi, ale bardziej się mylić nie da. Fajnie, że przedstawili trochę innego mistrza Lee. Nie tego, którego zna większość, a aroganckiego dupka, który przybył do USA, żeby nauczyć Amerykanów kopać dupy, zarobić na tym kupę hajsu, a przy okazji stać się gwiazdą. Ma parcie na bycie celebrytą, co niekoniecznie podoba się takim ludziom jak Wong Jack Man. To wszystko jest takie... cool. Dwie fajne postaci. Bo ten trzeci zakochany Amerykanin, łaknący wiedzy o kung-fu, nie jest nikomu potrzebny. Takie narzędzie do pchania fabuły do przodu. Ktoś się zakochać musi.

 

Jak na film walki, to totalnie wyłożyli się na bijatykach. Początkowe choreografie są przeciętne, ostatnia może się podobać tylko wtedy, jak polubiliśmy postaci, a ta kluczowa dla wątku, jest zwyczajnie słaba. Za kazdym razem, kiedy próbowali się silić na efekciarstwo, to wychodził kicz. Cienka granica przy takim budżecie, powinni trzymać się od niej z daleka – 6/10 (guilty pleasure)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/229/#findComment-427285
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • -Raven-
      I tak i nie. Nie - nie jest to prawidłowa odpowiedź. Tak - zdecydowanie jest to film dla Ciebie, amigo
    • Kaczy316
      1.Zgadzam się w 100% taki teatr/serial, ale wrestling nigdy nie był sportem   2.Przez prawie pół dekady ciężko nie powtarzać schematów, nawet w filmach obecnie to widać czy serialach, ciężko stworzyć coś oryginalnego, bo "wszystko już było".   3.100% Prawdy   4.Znaczą, ale niestety o wiele mniej niż kiedyś, w sensie uważam, że obecnie więcej niż w latach 17-22, ale mniej niż w latach przed PG Erą chociażby.(A i btw pominąłeś nr. 4 xD)   5.Wszystko się dostosowuję do swoich czasów dobrym porównaniem są filmy i seriale, bo do tego można porównać wrestling, jakie filmy wychodziły w latach 90-00? I ogólnie jakie rozrywki wtedy preferowano? Brutalność była mega pożądana przez ludzi, walki, coś dla tego typu grup odbiorców, a właściwie wtedy to były nawet masy, bo większości wmawiano, że to jest rozrywka, teraz wszystko jest tworzone pod masy i dzieci, jakie czasy takie widowiska.   6.A tutaj się nie wypowiem, bo ciężko mi coś powiedzieć, może coś w tym jest.   Teraz tematy bieżące:   1.Dość subiektywna opinia, ja uważam, że dzięki temu mieliśmy naprawdę mega WM 40, gdyby Cody zdobył tytuł rok wcześniej nie mielibyśmy tak dobrego odłączenia się Jeya według mnie od Romana, sytuacji z Bloodline całej, kozackiego feudu z Rockiem, świetnego momentu z wybraniem zemsty na Rollinsie przez Romana, no ja powiem tak, gdyby patrzeć świeżo po WM 39 to można by to tak uznać, ale patrząc ile świetnych momentów dało to, że właśnie Rhodes wygrał dopiero rok później to jestem zdania, że była to najlepsza możliwa decyzja.   2.Z Tym też się zgadzam w 100% Bloodline zaczyna nudzić, ale głównie dlatego, że znowu wracamy do punktu gdzie umiera sporo storyline'ów, po prostu boją się pociągnąć za spust, dlaczego Solo nie wygrał z Romanem? Dlaczego nawet po wygranej Romka nie dostaliśmy Rock Bottom dla Romualda? Czemu Heyman się nie mógł odwrócić od Romana? Dlaczego Reigns nie mógł zwerbować sobie drużyny na WG tylko to Drużyna się do niego kleiła pomimo tego co im robił? To story zyskało na innowacyjności i ryzyku, a teraz traci mega dużo na pójściu po najmniejszej i najbardziej przewidywalnej linii oporu.   3.Też w 100% się zgadzam i mówię to od dłuższego czasu, Sami od 2022 odwala taką robotę, a jedyne co miał to pas IC, gdzie stracił go w drugim feudzie meh, chociaż ME WM nie da się mu odebrać i genialnego momentu, tak dalej to nie jest pas WWE/WH i ścisły ME tygodniówek, PLE, po prostu jak jest potrzebny to go wyciągają z kieszeni, żeby jobbnął, to samo jest z KO, smutne, ale niestety prawdziwe.   4.Też nie jestem tego fanem, jak ma ktoś zdobyć pas to niech będzie Full Time, przyzwyczaiłem się, że pasy World potrafią trafiać w ręce part timerów, no zdarza się, trzeba "promować" federację nazwiskami, ale żeby nawet mid cardowe? To już dla mnie przesada, jeszcze ten run był mega kiepski i zabił tylko tytuł US jeszcze bardziej.   5.Tutaj uważam, że zawodzą przecieki i internet, jest cała masa spekulacji, plotek i fake newsów, najświeższy przykład? The Rock, zapowiedział, że będzie na Raw i to wszystko, zjawił się? Zjawił, ale w tym przypadku to było takie 50/50, bo WWE zaczęło pompowanie balonika na Bad Blood kiedy The Rock zakończył gale, ale potem wszystko dopowiadali sobie fani, jakieś pojawienie się na SvS, potem ataki na Raw na Netflixie, nieważne, że byłoby to świetne pod kątem story, ale WWE nigdy wprost nie powiedziało, że Rock naznaczy Solo na nowego Tribal Chiefa i zrobi go z niego i że to Rock za tym wszystkim stoi, to wszystko fani sobie ustalali, więc z jednej strony się zgadzam, a z drugiej fani mają mega wysokie oczekiwania, a czasem WWE chcę po prostu, żeby legenda się pokazała i pogadała i to wszystko, ale to też już się robi mega nudne, bo ile można słuchać o tym jak świetnie być w danym mieście i jaka ta publika nie jest genialna i jak to wrestler X nie tęsknił za miastem Y czy za samym WWE xD, kontrowersyjny temat bardzo, ale ciekawy.   6.Ciężko zrobić coś z niczego, jak mają zrobić Panie na równi z facetami kiedy......Wrestling i walki to stricte męska rozrywka? Zawsze tak było i zawsze tak będzie i w większości to faceci oglądają takie rzeczy i chcą oglądać utalentowanych zawodników, 3/4 babek botchuje najprostsze akcję, nawet jak dali ME WM to z tego co pamiętam finish był zbotchowany, a przecież były tam dwie zawodniczki, które tu wymieniłeś, to tak jakbyś chciał zrobić z facetów cheerleaderów, w sensie nie jestem pewny, ale chyba są faceci cheerleaderzy, jednak nie zmieni to faktu, że jest to dyscyplina, która nie dość, że lepiej wychodzi kobietom to jeszcze ludzie po prostu chętniej je oglądają, bo z nimi to zostało utożsamione, kwestia tego na czym/kim dana dyscyplina powstała i która płeć jest w tym lepsza, zdarzają się wyjątki oczywiście, ale nie zmienia to reguły i faktów, porównanie może kiepskie wybrałem, nie jestem pewny, ale takie jedynie mi do głowy przyszło.  
    • Jeffrey Nero
      Może przed Tv ludzi przyciągnie bo po sprzedaży biletów wygląda to mizernie.
    • HeymanGuy
      1. Wrestling to bardziej teatr niż sport Oczywiście, że w wrestlingu są elementy sportowe, ale jest to przede wszystkim teatr. Przykład? Chociażby feud Lesnara z Romanem m.in. na WM 34, gdzie wielu fanów czuło, że walka była "ustawiona", ale nie pod względem wyniku, a pod kątem większego marketingu, a nie autentycznego rywalizowania dwóch zawodników. Historia i scenariusz były bardziej widoczne niż sama walka w ringu. Nawet w WWE, jednym z głównych atutów są właśnie postacie i opowiadanie historii, które przyciągają widza, a nie czyste umiejętności sportowe. 2. "WWE stało się mega komercyjne i przewidywalne" Pamiętacie, jak Vince McMahon wykreował najpierw SCSA, potem Jasia Cenę i tak powtarzał ten schemat z coraz to nowymi "twarzami" federacji> Zaczęło to być przewidywalne. Przykład: kiedy Cena zdobył 16. tytuł mistrza WWE w 2017 roku, fani odczuli to jako kolejną próbę wykreowania historycznego momentu, który nie miał większego związku z rzeczywistą rywalizacją. WWE stało się maszyną do zarabiania pieniędzy na nazwiskach i powtarzalnych formułach. Kolejnym dowodem może być dominacja The Undertakera przez lata – jego seria na WrestleManii była traktowana jak wydarzenie, ale z roku na rok traciła na świeżości. Schematy, schematy i jeszcze raz schematy. 3. "AEW to jeszcze nie jest prawdziwy konkurent dla WWE" Owszem, AEW zyskało wielu wiernych fanów, ale wciąż nie może dorównać WWE pod względem globalnego zasięgu. Jednym z najbardziej mówiących o tym momentów była reakcja na "All In" w 2018 roku, kiedy AEW ogłosiło ogromne plany i zmiany w wrestlingu, a potem okazało się, że ich plany są w dużej mierze oparte na tym, co już robiło WWE, tylko z deka gorszym wykonem elitarnym to wychodzi. AEW wciąż nie potrafi zbudować takiej samej bazy subskrybentów w WWE Network, tudzież od kilku dni fani WWE na Netfliksie, czy dotrzeć do tak szerokiej grupy odbiorców na całym świecie. 5. "Znaczenie mistrzostw w WWE i nie tylko. Czy one coś jeszcze znaczą?" Czy pas mistrza WWE ma jeszcze jakiekolwiek prawdziwe znaczenie? W wielu przypadkach pasy są bardziej elementem marketingowym niż oznaczeniem najlepszego zawodnika. Przykład? Cała masa, Jinder Mahal przejmujący pas aby trafić na indyjski rynek. Walki o pasy stały się bardziej oparte na scenariuszach ,,po coś" niż na faktycznej rywalizacji, co było widoczne w wielu storyline'ach. Oczywiście przykład Jindera to jeden z wielu, ale ten najbardziej przychodzi mi do głowy, kiedy w rosterze mieliśmy przecież masę lepszych workerów. 6. "Wrestling w latach 90-tych miał ten ‘dziki’ klimat, teraz za bardzo się tego boją, a nie powinni" Lata 90-te w wrestlingu to czas, kiedy granice były przekraczane. Z jednej strony mieliśmy erę Attitude WWE, z Austinem, Rockiem i Triple H, a z drugiej – ECW, które promowało brutalność, kontrowersyjne tematy i awangardowe podejście do tego, co można zrobić w ringu. W tym czasie wrestlerzy tacy jak Mick Foley (Cactus Jack) czy Terry Funk wprowadzali brutalność, która nie miała miejsca w dzisiejszym, bardziej ułożonym wrestlingu, przynajmniej tym mainstreamowym na dłuższą metę. Wiadomo jest GCW i inne CZW itp., ale to nie to samo. To były czasy, gdy nawet McMahon robił coś szalonego w ringu. Dziś już tego nie ma, a powinno się do tego od czasu do czasu wracać, ale na poważnie, a nie na odwal się. Kiedyś takie gale jak Extreme Rules i TLC zwiastowały naprawdę coś niespotykanego. Wiadomo, kiedyś formuła się wyczerpuje, ale aż tak szybko? 7. "Kontrowersyjni wrestlerzy na siłę wciskani audiencji" Patrząc na p sytuację np. z Joeyem Ryanem, który został oskarżony o molestowanie, ale mimo to próbował powrócić na ring, widać, że promotorzy wrestlingu często ignoruje kontrowersje. WWE przez wiele lat trzymało się "herosów", ale kiedy te osoby wpadły w skandale, organizacja po prostu je ignorowała i nie rozliczała się z nimi do końca. To samo dotyczy sytuacji z Hulk Hoganem, który po skandalu z nagraniem rasistowskim wrócił do WWE po kilku latach, co wywołało falę kontrowersji. Z jednej strony wrestling jest show, ale z drugiej, niektóre decyzje są bardziej biznesowe niż moralne, choć nie wiem co miało na celu pojawienie się Hogana na ostatnim RAW, bo ani biznesowo, ani moralnie się to nie spina imo. To było tak ogólnikowo, teraz bardziej na bieżąco. 1. "Cody Rhodes i jego droga do tytułu mistrza WWE" Historia Cody'ego Rhodesa, który wrócił do WWE po latach nieobecności, była jedną z najgorętszych story 2023 roku. Jednak ja jestem zdania, że WWE niepotrzebnie "zatrzymało" jego zwycięstwo nad Romanem Reignsem na WrestleManii 39, co było dla mnie sztuczne i przeładowane marketingiem. WWE zbudowało sobie historię wokół tego, że Cody musi "doprowadzić historię rodziny Rhodesów do końca", ale czy to naprawdę miało sens w kontekście jego rzeczywistego rozwoju w WWE i federacji? Przecież to było przewidywalne, Cody zasługiwał na pas mistrza wcześniej, zamiast rok panowania Reignsa prawie, że w hibernacji. Co teraz z tego wielkiego reignu Romana? Wspomnienie, ale czy dobre? 2. "Roman Reigns i jego dominacja nad WWE – ile można?" Roman Reigns stał się niemalże niepokonanym mistrzem w WWE, a storyline wokół jego dominacji trwa już od kilku lat. Mnie już szczerze nudzi tą idea Reignsa, bo choć jest dobrze napisany, to powtarzalność tego, jak Reigns "niszczy" kolejnych rywali, staje się przewidywalna. Całe "Bloodline" i jego rozwój w tej sytuacji miały ogromny potencjał, ale powtarzalność tej dominacji sprawia, że m. in. ja oczekujemy, spodziewamy się czegoś nowego, innowacyjnego. Co więcej, sytuacja z bliźniakami sprawiała wrażenie, że saga Bloodline idzie w stronę bardziej "personalnego" konfliktu niż rzeczywistej rywalizacji sportowej. Czasem sobie tak myśle, kiedy ta historia w końcu osiągnie swój "koniec" i jak WWE zrealizuje tę "dominację" na dłuższą metę, bo który to już ME WM będziemy mieć oparty w jakimś stopniu na kimś z Bloodline? Nawet nie chcę wiedzieć. 3. "Sami Zayn i knebel Triple H'a na jego twarzy. Jak WWE hamuje Samiego Zayna? Dlaczego?" Zaczynając od najpierw "lojalnego członka" Bloodline, Zayn stał się jednym z najgorętszych nazwisk w WWE dzięki świetnej pracy nad swoim charakterem. Jednak po jego "odwróceniu się" od Reignsa i staniu się bohaterem, zaczęły się pojawiać kontrowersje dotyczące tego, czy WWE naprawdę pozwoli Zaynowi zbudować "autentyczną" postać bez polegania na "momentach" z przeszłości. Wyraźnie widać, że Zayn często wpasowywał się w role, które były tylko "przeplatanką" starych smaczków storyline'owych, co niekoniecznie pasuje do jego talentu i potencjału, bo to i to ma ogromne. Męczy mnie to, że mają Samiego na wyraźnym hamulcu, zamiast spuścić go ze smyczy i pokazać co potrafi z pasem załóżmy WHC, albo WWE. Wszystko po to, żeby aktorzyny miały co robić, albo ktoś kończył historię przez 2-3 lata, SZ spokojnie dźwignąłby główny pas w WWE i to jest kryminał, że jeszcze tego nie zobaczyliśmy patrząc na to jaką robotę robi w ostatnich miesiącach. 4. "Logan Paul jako mistrz – czy to naprawdę dobra droga?" Pojawienie się Logana Paula w WWE wywołało mieszane uczucia u mnie. Jego status super gwiazdy w mediach społecznościowych i ogromny zasięg sprawiły, że WWE postanowiło dać mu pas US. Jednak ja totalnie nie widzę żadnego sensu w tym, by celebryta, który nigdy wcześniej nie był profesjonalnym wrestlerem, zdobywał tytuł nawet w midcardzie. Może to być świetny ruch marketingowy, ale pod względem storyline'owym wydaje się to kontrowersyjne, bo można to traktować jako "spalanie" mistrzowskich pasów w imię szerszego zainteresowania mediów. Czy to dobry kierunek, by tytuł mistrza był traktowany jako coś, co można "sprzedać", a nie zasłużyć na niego w ringu? Przypominam, że w rosterze mamy takie tuzy jak Theory, Knight, Waller, no cholera moge wymieniać przez pare minut na jednym wdechu. Ale traktujmy pasy jak zabawki dalej, gawiedź i tak łyknie. 5. "(nie)Udane powroty legend do WWE – nostalgia czy wypalenie?" Powroty legend takich jak Edge i Christian (zwłaszcza po zakończeniu kariery Edge'a w 2011 roku) są zarówno ekscytujące, jak i kontrowersyjne, z uwagi na to że wychodzą inaczej niż sobie wyobrażamy. Na ogół cieszę się z ich występów, ale z drugiej strony – czy nie zaczyna to być po prostu używanie nostalgii zamiast rozwijania nowych gwiazd? WWE kontynuuje wciąganie starych, lubianych postaci do głównych storyline'ów, co wywołuje pytanie, czy to nie blokuje możliwości stworzenia nowych legend. Z jednej strony, te powroty dodają wielkiego efektu wow, ale z drugiej, mogą sprawiać, że nowe talenty nie dostają odpowiedniej przestrzeni. Moje zdanie jest takie, że WWE ostatnio nie potrafi za bardzo w wielkie powroty. Jedynie powrót Punka zasługuje na uwagę, ale reszta? Bez większego echa i polotu według mnie. Kiedyś bardziej w to potrafili. 6. "Wrestling kobiet – czy WWE robi wystarczająco, by promować je na równi z mężczyznami?" W ostatnich latach kobiety w WWE, takie jak Becky Lynch, Charlotte Flair czy Rhea Ripley, zyskały ogromną popularność, ale wciąż pojawiają się pytania o to, czy WWE naprawdę traktuje je na równi z mężczyznami. Storyline’y z udziałem kobiet są coraz bardziej złożone i emocjonalne, ale wciąż można zauważyć, że są one traktowane jako "dodatkowe" story w porównaniu do głównych fabuł z mężczyznami. Np. walka Becky Lynch z Trish Stratus na SummerSlam 2023 była świetnie zrealizowana, ale była to zaledwie jedna z kilku równolegle toczących się historii, niekoniecznie traktowanych na równi z głównymi pasami męskimi. W skrócie według mnie WWE nie robi nic, abym przestał traktować kobiety jako przerwa na siku.  
    • MattDevitto
      Wraca Omega, więc to powinno ludzi zainteresować
×
×
  • Dodaj nową pozycję...