Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  1 131
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2010
  • Status:  Offline

Również dzisiaj zaliczyłem seans i choć bawiłem się świetnie, to mam bardzo mieszane uczucia. Humorystycznie bosko - począwszy od BB-8, przez choćby nawet Finna, kończąc na Luke'u! I, jak już wspomniał aRo - nareszcie nie było to tak przewidywalne, jak Siódemka (kiedy wszyscy zdali sobie sprawę, że jadą równo po trasie Nowej Nadziei). I tutaj właściwie zaczynają się moje widzimisię. Otóż tak: mnóstwo momentów, w których po prostu nie bardzo wiedziałem "jak?", "dlaczego?", czy też klasyczne "po chuj?". Może polecę w spoilerze, bo to już mało recenzyjne:

 

No więc zacznijmy od Lei w kosmosie - żenada. Dalej niech będzie zabicie Snoke'a. Jedynym plusem tego był fakt, że zrobił to Kylo. Gość w Przebudzeniu pojawiał się sporadycznie, tutaj dali mu większe pole manewru i bardzo szybko je ukrócili. Decyzja jest bardzo OK, bo promuje to Bena Solo. Ale w takim stylu uśmiercać teoretycznie tak potężną postać to wstyd. Rose ratująca Finna no OK, ale ten tekst "Wojny nie wygrywa się zabijając wrogów, tylko ratując sojuszników". No brawo, właśnie wystawiłaś na pewną śmierć wszystkich sojuszników, żeby uratować jednego. Winszuję. I może to przeoczyłem, ale kiedy Rey przesiadła się ze statku Snoke'a na Sokoła. Bardzo logiczne - zamiast zwiać elegancko uzbrojonym myśliwcem, wybrała Falcona.

 

 

Tak jak wspomniałem - bawiłem się świetnie. Zwłaszcza, że atmosfera kinowa również dała się we znaki. Może się nie skupiłem, może wyłączyłem myślenie. A może po prostu film przekroczył granicę? Dałem siódemkę na filmwebie, poprzedniej części również. Chociaż Przebudzenie było kalką Nadziei, a Jedi był po prostu lepszy, to na ósemkę nie zasłużył :)

1047920915357ecfbacc6b.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

aRo, ale ukryj spoilery, bo tam masz sporo rzeczy (kto przeżyje, kto zginie, itd), którymi mógłbym się przejmować to oglądając (w sobote). Mógłbym, ale już nie będę. Już wiem

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  4 959
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Ukryte. W sumie nie spodziewałem się, że będzie to czytał ktoś, kto zamierza obejrzeć film, a jeszcze tego nie zrobił - tak jak opisujemy gale na forum i nie czytam postów przed luknięciem :P OK, wtopa.

 

Ale w sumie nie napisałem zbyt wiele, jak teraz na to patrzę. W sumie jedna rzecz, gdzie ciekawsze niż sam fakt tego są okoliczności sytuacji. O ważniejszych rzeczach w kontekście fabuły jeszcze nie wiesz.

...bo jeden Straight Edge na forum to zdecydowanie za mało.

Typer WWE 2018 - 3 miejsce

Typer NXT 2018 - 1 miejsce

105504318959183a35d96e9.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Ukryte. W sumie nie spodziewałem się, że będzie to czytał ktoś, kto zamierza obejrzeć film, a jeszcze tego nie zrobił - tak jak opisujemy gale na forum i nie czytam postów przed luknięciem OK, wtopa.

 

To recenzja, więc zawsze czytam :wink: Chcesz mi powiedzieć, że nikt nie czyta moich recenzji, bo nie ogladali filmu (a zazwyczaj jestem pierwszy) ? Fuck! :twisted:

 

Ale w sumie nie napisałem zbyt wiele, jak teraz na to patrzę. W sumie jedna rzecz, gdzie ciekawsze niż sam fakt tego są okoliczności sytuacji. O ważniejszych rzeczach w kontekście fabuły jeszcze nie wiesz.

 

Dla mnie luz. Jak gdzies będą emocje, to je wyczuje, nawet jakbym znał finał. Poza tym, to Gwiezdne Wojny, a mi do ich fanów daleko (do tej pory najwięcej dostały 6/10). Raczej chciałem chronić innych, którzy mogliby się bardziej wnerwić.

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  4 870
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.01.2007
  • Status:  Offline

Szczerze nie wiem co powiedzieć (i jak ocenić) nowe Star Warsy. Z jednej strony nie jestem w stanie powiedzieć że film jest zły, albo że jest gorszy od Przebudzenia Mocy. Z drugiej strony wyszedłem z kina wkurzony (głownie z powodu paru scen), co przy VII części nie miało miejsca i po seansie byłem zadowolony.

Dziwny to film. Zupełnie nie taki jakiego się spodziewałem. I to chyba oczekiwania i różne przypuszczenia jakie miałem przed nim spowodowały taki mętlik w mojej głowie. Myślę, czy nie iść na niego drugi raz i już na spokojnie, wiedząc czego oczekiwać zobaczyć i to ocenić.


  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline

Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi (2017)

 

„Przebudzenie mocy” pozostawiło niedosyt i poczucie niewykorzystanej szansy (z jednej strony młoda obsada zdała egzamin, a z drugiej Abrams zachował się zachowawczo serwując nam remake „Nowej Nadziei”), „Łotr 1” jakoś mnie nie ujął, ale to w żadnym razie nie przeszkodziło mi czekać na „Ostatniego Jedi” z ogromnymi nadziejami. Po pierwsze - Lucas stworzył wspaniały świat, mnogość furtek i kolejni reżyserzy mają szerokie pole do popisu bez względu na to, czy poprzednia część była udana czy nie. Po drugie - wraca Luke Skywalker, bohater z dzieciństwa i po przeszło 30 latach znowu ma chwycić za miecz świetlny. Byłem dziwnie spokojny o rolę starego Luke’a. Hamill żył z piętnem Skywalkera przez lata i teraz ponownie mógł zmierzyć się z postacią, która zdefiniowała jego aktorską karierę na zawsze. Wiedziałem, że się postara i da radę. Ale w tym filmie nie tylko Hamill kradł show. Chwała Johnsonowi za to jak rozwinął w „Ostatnim Jedi” postać Kylo Rena i chwała Adamowi Driverowi, że otrzymanej szansy nie zmarnował.

 

Po kolei jednak. Były obawy, że film będzie powielał schemat „Imperium kontratakuje”. I nie oszukujmy się. Ten schemat zostaje powielony. Główni bohaterowie są porozrzucani po galaktyce. Młoda „dżedajka” dostaje się pod skrzydła ukrywającego się przed światem starego mistrza i oprócz tego, że stara się poznać Jasną Stronę Mocy odkrywa także czym jest Mrok. W drugim końcu galaktyki Nowy Porządek ściga Ruch Oporu, a bohaterowie dokonują niewyobrażalnych wygibasów, żeby ujść pogoni. Brzmi znajomo? Mógłbym jeszcze to rozwinąć, ale musiałbym zbyt dużo zdradzić z fabuły. Inaczej jednak niż w „Przebudzeniu mocy” reżyser postanowił zagrać z widzami w kotka i myszkę. Wykorzystał nasze przyzwyczajenia, żeby zafundować kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji. Dzięki tym zabiegom wyprowadził fabułę z torów, które pozwalają mieć nadzieję, że epizod IX nie będzie kolejnym „Powrotem Jedi”.

 

Wracając do kwestii aktorskiej, to dostajemy trochę więcej Oscara Isaaca w roli Poe, który jako pilot-zadziora ma chyba za zadanie przejąć pałeczkę po Hanie Solo (jego przekomarzanie się z Leią trochę nawiązuje do utarczek Solo z księżniczką, ale tutaj wszystko ma rzecz jasna inny charakter i dostajemy to w zminimalizowanej wersji), a Rey trzyma fason tak jak w „Przebudzeniu mocy” i zwyczajnie wzbudza sympatię. Podobnie sprawa ma się z Finnem, któremu partneruje nowa postać, wyciągnięta oczywiście z disnejowskiej galerii postaci opatrzonych etykietką „Ale panowie! Musi być poprawnie politycznie!”, do której jestem średnio przekonany, ale też jestem daleki od ciskania gromami. Jedynie pewna scena z udziałem tej dwójki w finale jest wg mnie najgorszą w całym filmie i jeżeli już obejrzycie, to na pewno będziecie wiedzieli, o którą scenę mi chodzi. W miarę przyzwoicie wypada Leia oraz postaci drugoplanowe (np. del Toro jako DJ, Snoke, Hux), a nielubiana przeze mnie Maz Kanata pojawia się tylko na chwilę i chwała reżyserowi za to. Także skrzeczące ptaszysko-kulka z trailera, która wywołała wkurw fanów Star Warsów z całego świata także pojawia się rzadko i niekoniecznie irytuje. To nie jest starwarsowa wersja Małego Groota ze „Strażników galaktyki”, a pewna scena z udziałem ów sympatycznych stworzonek oraz wookiego - pomyślana zapewne z myślą o młodych widzach - jest całkiem zabawna.

 

Od strony wizualnej film prezentuje się znakomicie. Komnata Snoke’a, rozwałka w kosmosie, planeta znana z trailerów oraz wyspa Luke’a - te wszystkie znakomite obrazki pozostają w głowie po seansie. Jeżeli chodzi o sceny walk, to nie zawsze jest to tylko rozwałka dla rozwałki, ale reżyser stara się w każdej zafundować choć trochę dramatyzmu. Z niezłym zresztą skutkiem.

 

Jeżeli chodzi o muzykę Williamsa to niestety nie ma tutaj pierdolnięć na miarę „Marszu Imperialnego” i pojedynkowych kawałków z trylogii prequeli. Williams w nowych odsłonach Star Wars jest nad wyraz oszczędny, ale muzyka nawiązuje do nut znanych z poprzednich części więc nie jest najgorzej. (Chociaż cholera - mogłoby być zdecydowanie lepiej!)

 

A teraz UWAGA! Będę sypał spoilerami. Zatem dalsza część tekstu jest przeznaczona dla tych, którzy film już widzieli albo mają najnowsze „Gwiezdne wojny” w dupie.

 

 

 

 

Dlaczego jestem na „tak” dla filmu:

 

+ Kylo Ren wychodzi z roli popierdułki i morduje Snoke’a. Bardzo podoba mi się sposób w jaki ów czarny charakter zostaje wysłany do krainy wiecznych łowów i sam fakt, że to się dzieje. Jak dla mnie zaskakujący zwrot akcji i rozwiązanie najlepsze z możliwych. Dzięki temu w epizodzie IX nie będziemy mieli powtórki z „Powrotu Jedi”, w której główny antagonista historii będzie jedynie pieskiem na usługach potężniejszego pana i prawdopodobnie unikniemy dylematów między wyborem Jasnej oraz Ciemnej Strony Mocy, która jest trzepana do bólu w każdej niemal części „Star Wars”. Johnson chciał dać jasno do zrozumienia: z tym już koniec! Kylo Ren wziął władzę w swoje ręce i nie ma dla niego nadziei na powrót na ścieżkę prawa i sprawiedliwości. Reżyser „Ostatniego Jedi” zdaje się mówić: „Wymyślcie teraz coś innego, wciągnijcie tą historię na nowe tory.” Swoją drogą zawsze rozkminiałem co by było, gdy Vader zabił Imperatora i sam rządził galaktyką, a Johnson po prostu takie rozwiązanie fabularne zastosował. Bardzo dobrze. Kylo Ren to nadal rozdarty, rozchwiany emocjonalnie dzieciak, ale już na tyle bystry, żeby w drodze po władzę odsunąć konkurentów; już wiadomo, że nie ma z nim żartów.

 

+ Ostania droga Luke’a. Idąc do kina myślałem sobie, że Skywalker zginie - zapewne poświęcając się dla dobra sprawy. I tak poniekąd się stało. Ale byłem totalnie zaskoczony twistem z niematerialnym Lukiem i faktem, że on cały czas był na wyspie (Johnson udanie wprowadził starych fanów w pułapkę pokazując zatopionego X-Winga, który przecież musiał zostać wydobyty z wody jak to miało miejsce w „Imperium kontratakuje”). Warto też wspomnieć o pięknej scenerii walki między Kylo Renem, a Skywalkerem. Ujmująca jest też (aczkolwiek trudno tutaj o wzruszenia i zalewanie się łzami) scena umierającego/odchodzącego do świata duchów Luke’a.

 

+ Kylo Ren i Rey łączą na chwilę siły i dokonują rozwałki czerwonych sługusów Snoke’a. Swoją drogą - przypominali oni straż przyboczną Imperatora z oryginalnej trylogii. Jestem przekonany, że wielu fanów Gwiezdnych Wojen przez lata zastanawiało się kim są ów postacie i jakie są ich możliwości. Johnson takich niedopowiedzeń nie pozostawił. Po prostu rzucił ich do walki. I była to jedna z tych scen, którą oglądałem z uśmiechem na ustach i myślałem sobie „Ale zajebiście!”.

 

+ Yoda. Niby całkiem normalne, że mógł się pojawić. Ale z jakichś powodów w ogóle się go nie spodziewałem. Rewelacyjne wejście Yody, który rugał i naśmiewał się ze zgorzkniałego Luke'a jak za starych, dobrych lat.

 

Kwestie polemiczne:

 

+/- Leia Organa przetrwała w kosmicznej próżni… Dla niektórych najgorszy moment w filmie. Dla mnie - niekoniecznie. Nie wiem na ile Johnson znowu chciał nieco rozszerzyć niedopowiedzenia z poprzednich filmów, a na ile po prostu zafundować zaskakujący zwrot akcji z Leią, która w filmowym świecie jednak uchodzi z życiem (chociaż ja akurat wcale nie obstawiałem jej zgonu mimo śmierci Fisher, a bardziej obawiałem się o Luke’a - jak widać słusznie) i teoretycznie nadal powinna przewodzić Ruchowi Oporu w finale trylogii sequeli. Z tymi niedopowiedzeniami chodzi mi o to, że nie raz zastanawiałem się, czy rycerz Jedi jest w stanie przetrwać w próżni. Leia formalnie „dżedajką” nie jest, ale dzięki mocy udaje się jej ocaleć. Zatem mam już odpowiedź. Nierealne? Mam mieszane uczucia. Gdyby to był Vader lub Luke, to pewnie mało kto by się czepiał.

 

+/- Planeta hazardzistów to najsłabsza lokalizacja ze wszystkich w filmie. Wątek poszukiwania cwaniaka, który umożliwi bohaterom przedostanie się na krążownik Nowego Porządku i namieszanie w systemach słabszy od pozostałych motywów, ale sama postać DJ całkiem, całkiem. Podobał mi się wątek wyjścia z więzienia.

 

Tutaj jestem zdecydowanie na nie:

 

- Pocałunek Tico i Finna na tle Armagedonu, który dokonuje się w tle. No i to pitolenie Kitajki o tym w jaki sposób wygrywa się z wrogiem. Tanie, słabe i żenujące. Lepsze rozwiązanie byłoby gdyby Finn zginął bohatersko. Mielibyśmy kolejne pierdolnięcie, a zamiast tego dostaliśmy scenę z Harlequina.

 

- Kapitan Phasma - nie mieli na tą postać pomysłu w „Przebudzeniu mocy”, a tym bardziej chyba nie wiedzieli co z nią zrobić w Epizodzie VIII. Ale to w zasadzie mały pryszcz i doszukiwanie się minusów na siłę.

 

 

 

 

Ocena: 8/10

Edytowane przez Ghostwriter

14453752125651e0a536c69.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Star Wars: The Last Jedi / Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi

Rey dołącza do Luke'a Skywalkera, by zostać rycerzem Jedi. Razem odkrywają tajemnice Mocy i sekrety przeszłości.

 

Powrót Marka Hammilla, to najlepsze, co mogło ich tu spotkać. Mimo niechęci, Luke Skywalker to postać tak kultowa, że trudno nie poczuć nostalgii. Cieszy też, że przez większość czasu był on bardzo fajnie prowadzony, a motywy z nim związane były wiarygodne. Legenda, która zwątpiła – super. Zdecydowanie nr.1 widowiska.

 

Ci, którzy mieli sporo uroku w poprzedniej odsłonie (Finn, Rey), teraz stali mi się totalnie obojętni. Zaś Ci, którzy pozostawiali wiele do życzenia (Kylo Ren), zaczęli nabierać właściwych kolorków i nakręcać akcje.

 

Dobrych momentów „Ostatni Jedi” ma zaledwie garść. Trzeba na nie sporo czekać, a reszta wypchana jest słabiutką zawartością. Z tych wszystkich motywów pobocznych, na wyróżnienie zasługuje tylko misja hakerska – bo Benicio Del Toro. Naciąganym wątkom miłosnym mówimy nie, czarnemu charakterowi o imieniu Snoke, mówimy definitywne nie, a pokazywanie nam bohaterskich poświęceń ludzi, o których nie wiemy nic, to tylko próba włamania sie do naszych serc i wydobycia emocji. Próba nieudana.

 

Gdzieś tam mi się musiał udzielić ten hurra optymizm, który panował w mediach po pierwszych seansach. Gdzieś te głosy o wodzeniu za nos, uruchomiło tryby w głowie, kazało wyczekiwać fajnych momentów. Niestety, im dalej, tym bardziej przypominano mi, dlaczego nie lubię „Gwiezdnych Wojen”. W momencie, kiedy po „Przebudzeniu Mocy”, gdzieś się z tą sagą pogodziłem, gdzieś znaleźliśmy nić porozumienia, „Ostatni Jedi” zaczął wymiotować tymi epickimi momentami, które może trafią do najbardziej zagorzałych (zaślepionych?) fanów, ale dla postronnego widza będą tylko wydmuszką – 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline

„Ostatni Jedi” zaczął wymiotować tymi epickimi momentami, które może trafią do najbardziej zagorzałych (zaślepionych?) fanów, ale dla postronnego widza będą tylko wydmuszką – 5/10

 

Akurat zagorzali fani Star Warsów bywają też najbardziej krytycznymi widzami. Wystarczy prześledzić dyskusje takowych na facebooku, czy pod recenzjami "Ostatniego Jedi" czy innych odsłon kosmicznej sagi (BTW najnowszy film z serii SW bardzo podzielił fanów - od tych, którzy twierdzą, że to gniot po tych, którzy dają 9/10). Wśród tych "zagorzałych fanów" są często ludzie, którzy wychowali się na tzw. "oryginalnej trylogii" i trudno ich zadowolić. Z moich obserwacji wynika, że zarówno prequel trilogy i to, co kręci obecnie Disney łykają w dużej mierze widzowie, którzy mieli wyjebane na stare części i młoda widownia. Oczywiście zdarzają się starzy wyjadacze, którzy to kupują. Ja np. "Ostatniego Jedi" kupuję. ;)

14453752125651e0a536c69.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Akurat zagorzali fani Star Warsów bywają też najbardziej krytycznymi widzami. Wystarczy prześledzić dyskusje takowych na facebooku, czy pod recenzjami "Ostatniego Jedi" czy innych odsłon kosmicznej sagi (BTW najnowszy film z serii SW bardzo podzielił fanów - od tych, którzy twierdzą, że to gniot po tych, którzy dają 9/10). Wśród tych "zagorzałych fanów" są często ludzie, którzy wychowali się na tzw. "oryginalnej trylogii" i trudno ich zadowolić. Z moich obserwacji wynika, że zarówno prequel trilogy i to, co kręci obecnie Disney łykają w dużej mierze widzowie, którzy mieli wyjebane na stare części i młoda widownia. Oczywiście zdarzają się starzy wyjadacze, którzy to kupują. Ja np. "Ostatniego Jedi" kupuję.

 

Dobrze wiedzieć, że pozostają obiektywni. Znam fanatyka, który chwali za wszystko. Ale on też wydaje grube tysiące, żeby ubrać się w strój Darth Maula czy Szturmowca :wink:

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

 

Blue Jasmine

 

Jasmine i Ginger, to przybrane siostry funkcjonujące w dwóch różnych światach. Ginger pracuje w sklepie, ma dwóch synów i mniej lub bardziej spokojnie mieszka w San Francisco. Jasmine ma syna, bogatego męża, prowadzi wystawne życie, jeździ po świecie i miejscem jej stałego przebywania jest Nowy York. Kiedy okazuje się, że Hall jest nie tylko oszustem ale i notorycznie zdradza swoją żonę, Jasmine pomimo niesnasek z siostrą, udaje się do San Francisco i chce rozpocząć nowe życie.

 

Można by rzec, że to mój powrót do "klasycznego" Allena. Nie ma wielkiego wow, ale jest zdecydowanie lepiej niż w przypadku Purpurowej róży z Kairu.

 

Narracja jest prowadzona w sposób dwutorowy. Życie Jasmine z San Francisco jest przeplatane tym z Nowego Yorku. Dlaczego tak to formułuję ? Ponieważ to postać w którą wciela się Cate Blanchett, jest głównym i do tego czarnym charakterem tego filmu.

Niby kobieta biedna, oszukana i do tego jeszcze z zaburzeniami natury psychicznej, ale sama nie powstrzymuje się przed kłamstwem, kiedy chce usidlić pasującego jej mężczyznę.

 

Tak zarysowana postać, przypomina tę graną przez Penelope Cruz w Vicky Cristina Barcelona. Jednak przy takim porównaniu, moim zdaniem, Blanchett tej konfrontacji nie wytrzymuje.

 

Dodatkowo FW określa ten film jako komediodramat. Dla mnie jest to dramat z pojedynczymi, humorystycznymi scenami. Nie jest to jednak typowy dla Allena humor niepoprawny politycznie (ten możemy znaleźć chociażby w Co nas kręci, co nas podnieca).

 

Napisałem, że jest to film lepszy niż Purpurowa róża z Kairu, dlatego wystawiam 7/10. Biorąc jednak pod uwagę powyższe, robię to bez przekonania.

"Jeśli mówisz do Boga, jesteś osobą religijną. Jeśli Bóg ci odpowiada, jesteś chory psychicznie"

House M.D. S02E19

211015597452e3a27e841d5.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Killing of a Sacred Deer / Zabicie świętego jelenia

Steven (Colin Farrell) zostaje zmuszony do podjęcia niewyobrażalnego poświęcenia, gdy przyjęty przez niego pod własny dach chłopiec radykalnie zmienia swoje zachowanie.

 

„Zabicie świętego jelenia”, to w sumie najprostszy film Lanthimosa, z jakim miałem kontakt. To oczywiście nie oznacza, że jest to film bez próby wdarcia się do naszych umysłów, jednak robi to najmniej inwazyjną ścieżką. Grek stał się trochę ofiarą swoich wcześniejszych pomysłów, które miały ten jego dziwaczny urok już po przeczytaniu opisu fabuły.

 

Ten jeleń biegnie powoli. W zasadzie on nie biegnie, on człapie. W zasadzie to nawet nie człapie. Przez pierwszą godzinę wylewane są fundamenty pod obraz, który chce nam reżyser pokazać. Następne pół godziny zaczyna nieco podkręcać tempo, i dopiero ostatnie dwa kwadranse to „Zabicie świętego jelenia”. Ten przydługi prolog jest męczący. Ma atmosferę niejasności, ale poza tym, ciężko mówić o staniu na palcach w oczekiwaniu na następne wydarzenia.

 

Doceniam aktorstwo, które odnalazło wspólny język z reżyserem. Szczególnie wyróżnia się tu Barry Keoghan. Nastolatek, który nawet przez moment nie wydaje się normalny. Jego mimika jest w punkt za kazdym razem.

 

Doczekałem tego finału, był jakiś... ale tylko na tle nijakiej reszty. Ogółem nie sądzę, że był wart czekania, nie został ze mną po napisach końcowych, nie przejąłem się, po prostu. Oczekiwałem ciekawszych, innowacyjnych rozwiązań - 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Just Getting Started

Ilość Oscarów i nominacji między głównym duetem, nie zaślepi na tyle, żeby zaakceptować ten film. Dwóch starców rywalizuje ze sobą o względy lokalnych kobiet. Na wielu płaszczyznach, karty tu rozdawał Morgan Freeman, ale przybycie Tommy'ego Lee Jonesa, mocno obniża jego notowania. W tle dorzućmy Rene Russo, o którą trzeba rywalizować, szczyptę świątecznej atmosfery i sensacje z podrzędnego akcyjniaka, a dostaniemy "Just Getting Started". Wszystko od gościa, który wydaje film raz na 10-lat. Miejmy nadzieję, że następnego nie doczekamy. Kiedyś to byli "Biali nie potrafią skakać", a teraz "komedia nie potrafi wylądować". Chybiony humor, a jak już coś do widza trafi, to od razu czuć, że to już gdzieś słyszeliśmy. Taki wtórny (po)tworek, który ratuje chyba tylko urok Freemana i Jonesa. Bo nie ma co ukrywać, wciąż go mają. Morgan nawet niedawno wystąpił w czymś podobnym ("W starym dobrym stylu" - 6/10) i szkoda, że dał się namówić i tutaj. Coś kierowane dla ludzi starszych, czego bym nie polecał ludziom starszym - 2/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Battle of the Sexes / Wojna płci

Historia rozegranego w 1973 roku meczu tenisowego pomiędzy ówczesną pierwszą rakietą świata, Billie Jean King (Emma Stone), a byłym mistrzem i notorycznym oszustem, Bobbym Riggsem (Steve Carell).

 

Więcej niż tennis. Tylko wszystko co wykracza poza sferę sportową, jest zwyczajnie cieniutkie. „Wojna płci” na tapetę bierze pojedynek dwójki sportowców, ale i ich historie, która jak się okazuje ma spory wydźwięk homoseksualny. Billie Jean King zaczyna eksperymentować zabawy z kobietami, co odciska dość mocne piętno na produkcji. Te sceny miłosne są bardzo słabe, zazwyczaj mocno przedłużone, nie dające żadnej satysfakcji. Mają związek z małżeństwem King, którym też ciężko się przejmować.

 

Steve Carell i jego Riggs, nie pozostają w tle. On ma swoje problemy związane z hazardem. O ile rozpadem jego małżeństwa równie ciężko się przejmować, to przynajmniej w zamian za swoją uwagę dostaniemy odrobinę komedii. Bo Carell jest tu Carellem – pajacuje, śmieszkuje, ale momentami człowiek się uśmiechnie. Szczególnie się rozkręca, kiedy pojedynek dwójki bohaterów jest już zaklepany, a on może pokazać swoje szowinistyczne, showmańskie oblicze.

 

Tennis jak i przebieg ich pojedynku mi się podobał. Nie ma tego jednak aż tak wiele. Był w tym roku świetny film o tej dyscyplinie, ale nazywa się „Borg/McEnroe”. „Wojna płci” sili sie na bycie czymś więcej, nie prezentując sobą nic. Dawno nie widziałem tak słabej i bezbarwnej Emmy Stone. To mógł zagrać chyba każdy – 4/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Rebel in the Rye

Biografia uznanego amerykańskiego pisarza i samotnika - J.D. Salingera (Nicholas Hoult), który sławę zdobył za sprawą powieści "Buszujący w zbożu".

 

Mówi się, że autor nie może przekrzyczeć fabuły. Takie były błędy młodego Salingera. Jego głos był głośniejszy. W przypadku filmu jest zgoła inaczej. Świetny początek, kiedy prezentowani byli bohaterowie (dużo ciętych żartów), z czasem zaczyna milknąć na rzecz opowieści, która ma za dużo wątków, nie przebijając się szczególnie z żadnym. Wojna mocno wpłynęła na głównego bohatera, ale wcale jej grozy nie czuć. Różne miłosne wpadki po powrocie - równie bezbarwne.

 

Ilekroć bym się nie wykoleił za sprawą tych wszystkich wątków, wciągali mnie z powrotem. Sam Salinger mi odpowiadał jako autor, któremu cięzko było biec z wiatrem. Nie chciał się przystosować, choć na przestrzeni filmu poznajemy wielu ludzi, którzy go kształtowali – czyli był skłonny słuchać innych. Hoult gra przyzwoicie. Żadna Oscarowa kreacja, prawdopodobnie do zastąpienia, ale nie raził.

 

Spacey jest równie dobry jak zawsze. Nie wiem czemu, ale ten koleś wypada świetnie w rolach nauczyciela/mentora. Zawsze chce się go słuchać. Aż przykro patrzeć, kiedy pomyśleć o jego obecnym wypchnięciu za ramy obrazka Hollywood, i fakcie, że będziemy go oglądać coraz rzadziej.

 

Mi się to oglądało dobrze. Po prostu – 6/10

 

Notka dla siebie - to była ocena nr 4,000 na IMDB.

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Bright

Akcja tego wartkiego thrillera w reżyserii Davida Ayera (reżysera „Legionu samobójców” i „Bogów ulicy” oraz scenarzysty „Dnia próby”) toczy się w alternatywnej teraźniejszości, w której od zarania dziejów ludzie, orki, elfy i wróżki żyją obok siebie. Dwoje policjantów pochodzących z zupełnie różnych środowisk — człowiek Ward (Will Smith) i ork Jakoby (Joel Edgerton) — wyrusza na rutynowy nocny patrol, który zmieni znaną im rzeczywistość. Wspólnie muszą przezwyciężyć osobiste różnice i stawić czoła hordom wrogów, aby ochronić młodą elfijkę i pewien zapomniany przedmiot, który w niewłaściwych rękach może sprowadzić na cały świat zniszczenie.

 

Interesujący pomysł. Wymieszanie gatunków, brudny policyjny klimat. Na papierze pewnie wszystko wygląda w porządku, więc Netflix zainwestował miliony, tworząc kasową produkcję debiutującą w sieci, nie na dużym ekranie. I o ile gdzieś tam był dobry film, to po 2h z „Bright”, ja go nie zobaczyłem. Rzuceni w wir wydarzeń, nie dają nam czasu na zaangażowanie się w nietypowy świat. A to nie jest zwykłe Los Angeles, żebyśmy od początku czuli się jak ryba w wodzie. Zaraz dostajemy strzelaniny, pościgi, ucieczke przed wszystkimi. Natłok wątków, gubienie po drodze innych (rodzina Warda nie musiała być tak nakreślana, skoro potem tak niewiele miała do powiedzenia), to zmora tego filmu. I wcale nie mam wrażenia, że pędzili bo chcieli się wyrobić w przyzwoitym czasie. Te wątki po prostu nie były konieczne, a sam film mógłby być spokojnie krótszy. Pod koniec czułem zmęczenie, a wszelka magia w ogóle mi nie pomagała.

 

Will Smith i Joel Edgerton są zbyt mało rozrywkowym duetem. Kilka ciętych ripost Smitha, to max na co możemy liczyć. To nie „Bad Boys”, gdzie efektowna sztampa zostanie nam wynagrodzona dającymi się lubić bohaterami. A to wymóg takich filmów. Skoro znamy schemat, to musimy polubić aktorów. Jeśli nie - ciężkie 2h przed nami. Dopiero pod koniec łapią jakąś chemię.

 

Jak na 90milionów, to efekty wyglądają dość biednie. Szczególnie slow-motion, które było tu mocno zbędne. Nie wiem czemu przy takim technicznym zaawansowaniu, mamy wrażenie, że zwolnienie czasu jest ciąle „cool”. Kicz straszny.

 

Oddam im to, że fajnie podeszli do tematu rasizmu. Przynajmniej tyle nowości, bo cała policyjna warstwa jest dość oczywista – włącznie z finałem.

 

4/10

50608915156a3743c1fa34.jpg

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Polecana zawartość

    • WWE Backlash 2025
      Dyskusje na temat wydarzenia WWE Backlash 2025!
      • 32 odpowiedzi
    • WWE WrestleMania 41
      Spekulacje i dyskusje na temat największego wydarzenia wrestlingowego roku - WrestleManii 41!
        • Dzięki
      • 147 odpowiedzi
    • WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Zapraszamy do dzielenia się wrażeniami z Monday Night Raw na Netflix!

      W tym wątku użytkownicy forum dyskutują na temat czerwonego brandu od 2010 roku. Pozostaw swoją cegiełkę w temacie, zawierającym 17,9 tyś. odpowiedzi i 2,9 mln wyświetleń. :)
      • 18 042 odpowiedzi
    • New Japan Pro Wrestling - Dyskusja Ogólna
      Miejsce na ogólne dyskusje związane z New Japan Pro Wrestling.
      • 713 odpowiedzi
    • Kobiecy Pro Wrestling
      Ogólne dyskusje na temat pro wrestlingu w wykonaniu płci pięknej.
      • 107 odpowiedzi
    • TNA Wrestling - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce w dedykowane ogólnym dyskusjom na temat TNA/Impact Wrestling!

       

      Wczorajszy IMPACT właśnie się ściąga, więc opinia w późniejszym terminie
      • 9 352 odpowiedzi
    • AEW Saturday Collision - ogólne dyskusje i komentarze
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 147 odpowiedzi
    • AEW Dynamite - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 1 187 odpowiedzi
    • WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z Friday Night SmackDown!
      • 9 599 odpowiedzi
    • WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z WWE NXT!
      • 4 893 odpowiedzi

  • Najnowsze posty

    • Attitude
      Nazwa gali: NJPW Best Of The Super Junior 32 - Dzień 3 Data: 14.05.2025 Federacja: New Japan Pro Wrestling Typ: Online Stream Lokalizacja: Tokyo, Japan Arena: Korakuen Hall Publiczność: 1.470 Format: Live Platforma: NJPWWorld.com Karta: Wyniki: Powiązane tematy: New Japan Pro Wrestling - dyskusja ogólna
    • Attitude
      Nazwa gali: WWE NXT #785 Data: 13.05.2025 Federacja: World Wrestling Entertainment Typ: TV-Show Lokalizacja: Orlando, Florida, USA Arena: WWE Performance Center Format: Live Platforma: The CW Komentarz: Booker T, Corey Graves & Vic Joseph Karta: Wyniki: Powiązane tematy: World Wrestling Entertainment - dyskusje ogólne WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
    • PpW
      Już w ten piątek widzimy się w Pleneum Space w Gdańsku na Tequila Mezcal Festival 🍹🔥 Na Lucha Libre Extravaganza zobaczycie występy zawodników takich jak: Esteban Lucha, Czacha, El Señor Cerveza, Electrico czy Martinez Grabollo 🤩 Show rozpoczniemy o godzinie 18:30, ale wbijajcie na Festiwal od kiedy tylko możecie bo czeka tam na was ogrom stoisk, warsztatów i atrakcji 🔥🔥🔥 Widzimy się już w ten piątek w Gdańsku 👊 Przeczytaj na fanpage.
    • ManiacZone
      Maniacy ❗️ Podczas MZW Green Madness odbędzie się turniej, w którym weźmie udział ośmiu zawodników. Każdy zwycięzca swojej walki automatycznie zakwalifikuje się do finałowego starcia, które stanie się walką wieczoru. Do wygrania: Walizka z Kontraktem, który upoważnia do wyzywania na pojedynek Mistrza MZW lub PpW ‼️ Walizkę będzie można zakontraktować w dowolnym momencie! Oprócz wspomnianego turnieju czekają Was inne starcia i atrakcje, ale o tym już niebawem. Bądźcie czujni! 👊🏻 *Stypulacja walki wieczoru zostanie ogłoszona już wkrótce. A tymczasem zapraszamy do linku poniżej, gdzie znajdziecie wejściówki na show: https://stage24.pl/events/mzw-4692 Przeczytaj wpis na oficjalnym fanpage Maniac Zone
    • Caribbean Cool
      Jezu jakie to raw bylo kijowe
×
×
  • Dodaj nową pozycję...