Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Tau

Kobieta (Maika Monroe) zostaje uwięziona w futurystycznym, sterowanym komputerowo domu. Jej jedyną szansą na ucieczkę jest włamanie się do komputera kontrolującego budynek.

 

... ok. Dziewczyna zostaje porwana. W głowie pewnie rysuje się walka o życie, podczas gdy rozmowy z oprawcą są dość spokojne. Ma nerwy ze stali, niech będzie. Oprawca (tu antagonista z pierwszego Deadpoola, Ed Skrein) wyjaśnia jej swój cel, a ja stwierdzam, że gdyby napisał dobra ofertę pracy, to na takich warunkach przyszłoby mu sporo ludzi. Bez porywania. Całym domem zarządza komputer, tytułowy Tau. Super komputer, wszechwiedzący, maszyna nad maszyny. Zaraz się okazuje, że rozmowy bohaterki z tym robotem, to jak rozmowy rodzica z dzieckiem. Maszyna (ta ogarniająca cały dom) zaczyna zadawać kretyńskie pytania. Przyjaźń trwa w najlepsze.

 

Gdzieś po godzinie czasu musiałem sprawdzić, czy to na pewno jest Thriller. Tak go zapowiadano, ale dreszczu w nim żadnego, napięcia mniej.

 

Netflix skupił się bardziej na sci-fi. Na pierdołach, którymi też ciężko się zachwycać. Chcieli kopiować świetną „Ex Machine”, ale nie mają do tego narzędzi. Tau jest mało wiarygodny, a i tak daje chyba największy wachlarz emocji. Skrein pusty, jednowymiarowy, a Monroe coś próbuje, ale przy takim scenariuszu wysoko nie podskoczysz. Strata czasu – 2/10

 

***

 

 

The Catcher Was a Spy

Obraz zainspirowany życiem Moe Berga (Paul Rudd), przeciętnego bejsbolisty, który okazał się szpiegiem Biura Służb Strategicznych (poprzednika CIA) podczas II wojny światowej.

 

Żaden home run. Twórcy szybko obnażyli swoje słabe strony. Gra była praktycznie przesądzona już w połowie podstawowego czasu. Wiedziałeś już, że ktoś obrał złą taktykę. Zamiast budowania zainteresowania wokół śledztwa, dostałem sporo wątków pobocznych, które nijak nie trzymały się całości, a w końcowym efekcie okazały się zbędne. Wątek miłosny, jak i podejrzenia o orientację Berga, to coś, co obrazowali, często o tym wspominali, ale nie zdecydowali się na odkrycie kart, czy wyciśnięcie czegokolwiek. Ukryty homoseksualizm (domniemany, bo w końcu miał dziewczynę) miał tu chyba pokazać, z jakim przypadkowym kozakiem szpiegostwa mamy tu do czynienia. Niby nikt go nie rozszyfrował. Wyszło słabo.

 

Tyle dobrego, że lubię Rudda, i facet starał się jak mógł. Zresztą towarzystwo miał przyzwoite, bo jest Jeff Daniels, Guy Pearce, Paul Giamatti, Tom Wilkinson, czy Mark Strong. Jak na dość wyraźny niski budżet, to przekozacka ekipa. Zagrali ile fabryka dała, a że tekst biedny, to wyszło bezemocjonalnie. Spływa po człowieku. Zapomnę – 4/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Submission

Cyniczny professor (Stanley Tucci) zaczyna poważnie interesować się młodą, utalentowaną studentką (Addison Timlin).

 

Podobała mi się Timlin. Jako studentka była uwodzicielska, zachowując przy tym niewinność. Większość by się przy niej ugięło, choć Tucci cały czas dawał obraz człowieka kochającego rodzinę. Taki ma być wydźwięk filmu, o czym wspominają na samym początku – niekoniecznie źli ludzie, robią czasami złe rzeczy.

 

I choć ona uwodzicielska, to zabrakło iskry. Ta historia jest tak prostolinijna, że nawet tempo tu się nie podnosi na moment. Zero zaskoczeń. Zabrakło odwagi na mocniejsze akcenty, które w dramacie muszą mieć miejsce. Ma być jebnięcie. A jebnięcia tu próżno szukać.

 

Oglądało mi się dobrze, lubię takie filmy. Zastanawiałem się nad wyższą notą, ale to było zbyt oklepane. To że Timlin jest ładna i dała radę udźwignąć rolę, to jeszcze nie gwarancja sukcesu. Wątek rodzinny się urywa, końcóka zawodzi – 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Sicario: Day of the Soldado / Sicario 2: Soldado

Matt (Josh Brolin) i Alejandro (Benicio Del Toro) powracają na pogranicze amerykańsko-meksykańskie, by dopaść Carlosa Reyesa, narkotykowego barona, który trudni się także przemytem broni dla terrorystów.

 

Wraz z Blunt wyparował czynnik ludzki. Z Villeneuve (reżyser pierwszej części) wyparował klimat. Wyraźnie widać, że Solima nie ma takich narzędzi, ani pomysłu, na zbudowanie wyjątkowego klimatu. Facet ma kręcić film „Call of Duty”, i Sicario 2 momentami takie Call of Duty (w rozumieniu prostego akcyjniaka) przypominało.

 

Brolin i Del Toro to świetny duet. Poniżej pewnego poziomu nie spadną. Wracają oni do swoich postaci z oryginału, ale na tym, i na walce z kartelami, podobieństwa się kończą. To nawet z założenia nie jest sequel. Nie nawiązuje do poprzedniczki, a jedynie bierze postaci i wrzuca je do innego scenariusza. Taka jest wizja na antalogie Sicario. Dobra, czy nie, wiadomo, że będą kolejne, na co wyraźnie wskazuje końcówka tego filmu. Końcówka mocno naciągana, serialowa, pozostawiająca spory niesmak.

 

Mogę walczyć z kartelami w takim składzie. Pomysł, którym chcieli rozpętać wojnę między grupami był fajny. I w zasadzie na tym się miłe akcenty kończą. Cała reszta mnie wynudziła. Gdzieś nawet przypominało to część większej całości. Ocena wyjściowa, przeciętniak – 4/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Super Troopers 2 / Straż wiejska 2

Na granicy USA i Kanady dochodzi do międzynarodowego sporu między przeciwnymi jednostkami. Straż wiejska zostaje powołana do utworzenia nowej stacji patrolowej na spornym obszarze, mimo iż ich metody są bardzo niekonwencjonalne.

 

Ton pierwszego filmu pozostał. Mieszanka głupkowatych żarcików, z seksistowskimi, często wymuszonymi dowcipami. Zmęczony jestem takim zestawem. A to się oćpają, a to trafią do klubu ze striptizem, gdzieś jeszcze w tle narodzi się uczucie. Niezbyt wyszukany zestaw.

 

Wciąż jednak lubię tą ekipę. Pocieszna gromadka. Nie ma żadnego lidera, każdy oferuje trochę inny charakter i inne żarty. To działa na plus, bo człowiek nie traci poczucia, że obserwuje poczynania całej grupy. Nikt nie wysuwa się przed szereg jako główny bohater, co często ma miejsce.

 

Poza kilkoma pojedynczymi scenami tu i tam, mocno się śmiałem, jak wykradli stroje swoich rywali z Kanady. Szereg scen, jedna po drugiej, a działa jak kompilacja najlepszych motywów z filmu. Highlightsy wręcz.

 

Głupie, nic nie zapamiętam, fabularnie jest to przerażające nijakie (o ile mogę mówić o fabule, bo to raczej wymówka do zebrania składu i skoku na kasę). Wszystko wskazuje na notę wyjściową, „przeciętną” (4/10), ale śmiałem/uśmiechałem się dość regularnie, a o to w tym wszystkim chodzi – 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Film przedstawia relacje między ojcem, Gotti Sr. (John Travolta), a jego synem, Gotti Jr. (Ben Foster), przyszłym liderem grupy mafijnej. Młody chłopak decyduje się opuścić przestępczy świat, pragnąc oczyścić siebie i swoje nazwisko. John Gotti Sr żył według kodeksu mafijnego i był głową przestępczej rodziny Gambino, która w swoim czasie stała się najpotężniejszą i najbardziej wpływową organizacją przestępczą w kraju.

 

Zalało negatywnymi opiniami. Średnie przerażająco niskie. Klimat i główna postać nie pozwalały mi jednak przejść obojętnie.

 

„Gotti” to film zły. Nawet bardzo zły. Oddanie projektu w ręce gościa, który praktycznie debiutuje w tak dużej produkcji, był aktorem, a za kamerą stał tylko w garści odcinków różnych seriali, to spisanie projektu (i potencjału) na straty. Dawno nie widziałem czegoś podobnie chaotycznego. Skaczemy po osi czasu, przenosimy się z miejsca na miejsce, a w głowie szukamy celu dla tego wszystkiego. Tu nie ma historii. Wszystkie opisy fabuły są mylne. Nie da się tego opisać, bo to jest o wszystkim. Cały czas gadają, ale nie mówią nic. Rozmowa Gottiego z synem, zaraz jego walka o władzę, potem jeszcze inne wydarzenia. Jeśli coś tu się ze sobą łączy, to nikt nam tego nie pokazał. Nawet nie próbował wzbudzić zainteresowania, o graniu na emocjach nie wspominając.

 

Ciąg przyczynowo-skutkowy? Nie, dziękuję.

 

Travolta się stara. Dla mnie jedyny pozytywny akcent na planie. Widać, że wziął sobie do serca tą rolę, może nawet liczył na powrót do dużych filmów. Charakteryzacja też dała radę przenosić go w czasie. Ktoś na etapie post-produkcji go oszukał. Finalny projekt to bagno. Taplasz się na własne życzenie. Gdzieś tu leżał lepszy film. Pozostaje "Gotti" z Armandem Assante – 4/10 (ocena tak „wysoka” za Travolte i moją znaną sympatię do klimatów)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

A napiszę post pod postem... Czemu nie :D

 

 

The Legacy of a Whitetail Deer Hunter / Polowanie z tatą

Gwiazda nagrań myśliwskich próbuje zbliżyć się do swojego dwunastoletniego syna podczas wyprawy w dzicz. Kłopot w tym, że rodzinnych więzi nie da się utworzyć siłą.

 

Bezpiecznie, do zapomnienia. Takie hasło przypisuje filmom Netflixa. Powtarzam się, wiem, ale temu molochowi ciężko już będzie odmienić moje zdanie. Każdy film, to jakiś oklepany schemat. Czasami wrzucona jest w to jakaś gwiazda (tu Josh Brolin), żeby tylko zainteresować publikę (w tym, kuźwa, mnie). Tym razem dostaliśmy wyprawę ojca z synem, gdzie ojciec, zaślepiony swoimi pragnieniami, będzie głuchy na potrzeby młodego. Zamiast się zbliżyć, będzie się dystansował. Co potem – każdy wie. Tyle dobrego, że „Polowanie z tatą” jest dośc krótkie i ogląda się bez większych zgrzytów. Nie rozumiem tylko, jak ktokolwiek mógł to sklasyfikować jako komedię. To nawet się nie stara – 4/10 (naciągane)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Tag / Berek

Piątka lubiących rywalizację przyjaciół spotyka się co roku, aby przez miesiąc grać w berka, w którym wszystkie chwyty są dozwolone. Bawią się w ten sposób od pierwszej klasy. Teraz ryzykują własną głową, pracą i związkami, aby wyeliminować pozostałych uczestników z gry, wykrzykując „berek!”. W tym roku gra zbiega się w czasie z weselem jedynego niepokonanego gracza, co wreszcie powinno uczynić go łatwym celem. Jednak on wie, na co się zanosi... i jest przygotowany.

 

Niskiej jakości slapstick. Bieganie za innymi to niekoniecznie ubaw po pachy, a to przy tym „Berek” stara się rozkręcić. Muzyka przyspiesza, aktorzy się wydzierają, zaczyna się rzekoma frajda. Czasami komedie potrafią mnie czymś takim zaskoczyć/rozbawić, ale tu zabrakło kreatywności.

 

Nie polubiłem tej ekipy. Ciężko mi kibicować takiemu szaremu zestawowi charakterów. Nasz „czarny charakter”, nieuchwytny Jeremy Renner, był zdecydowanie najbardziej sympatyczny. Gość zwyczajnie był sprytniejszy od swoich nieudolnych przyjaciół. Momenty, kiedy w zwolnionym tempie rozpracowuje starania kumpli, to moje ulubione sceny filmu (są też najzabawniejsze). Taki Matrix na wesoło.

 

Fajnie zaprezentowali gości, którzy nie chcą się zestarzeć, nie robiąc z tego jakiegoś dramatu, gdzie nie radzą sobie w życiu - Hamm ma wielką firmę, Helms mega CV i Isla Fisher za żonę. To zawsze miła odmiana.

 

Celebrowanie głupoty. Nie dla mnie – 3/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Book Club / Pozycja obowiązkowa

Cztery wieloletnie przyjaciółki raz w miesiącu spotykają się w stworzonym na własny użytek klubie czytelniczym. Niejedno już w życiu widziały, przeczytały i przeżyły, ale "Pięćdziesiąt twarzy Greya” okaże się w ich przypadku pozycją wyjątkowo inspirującą. Początkowo nieco onieśmielone, szybko dają się zauroczyć Christianowi Greyowi i jego zmysłowej pomysłowości. A ponieważ, jak wiadomo, życie jest krótkie, panie postanawiają nie tracić czasu i odkryć nowe twarze miłości. I choć z pewnością nie każdy facet to Grey, to niejednemu warto dać szansę…

 

W sumie to smutne, kiedy gwiazda kina się starzeje. Sam proces czeka każdego, ale oni zaczynają się rozmieniać na drobne. Niegdyś gwiazdy największych hitów, teraz wałkują „Book Club”. Jest to wieloma rzeczami, ale nie pozycją obowiązkową. Nawet nie nazwałbym tego opcją na bezludnej wyspie. To podrzędny kom-rom, gdzie w związkach nie ma pasji, chemii, a jedyna zmienna to podkręcony wiek występujących. Ratowanie małżeństwa, portale randkowe, nowe znajomości. W sumie bardzo mało ma to wspólnego z „Pięćdziesięcioma twarzami Greya”, które stanowią start ich podbojów. Nawet tego twórcy nie byli w stanie wykorzystać. Jeden tekst o związaniu rzucony do męża, to trochę mało. Szczególnie, że materiał zasluguje na obśmianie, i można to poprowadzić na wiele sposobów. Poprowadzili w najgorszy, bezbarwny. Nawet trudno tu mówić o jakiejś fabule – 2/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Ant-Man and the Wasp / Ant-Man i Osa

Scott Lang (Paul Rudd), zarówno jako ojciec jak i superbohater, próbuje stawić czoła konsekwencjom swoich czynów. Podczas prób zrównoważenia życia rodzinnego z obowiązkami Ant-mana, otrzymuje pilne zadanie od doktora Hanka Pyma (Michael Douglas) i Hope van Dyne (Evangeline Lilly). Musi połączyć siły z Osą, by odkryć sekrety z ich przeszłości.

 

Najmocniejszą stroną Ant-Mana wciąż jest komedia. Nie jest to może zbiór scen genialnych, przezabawnych, ale taki feel-good movie, który nawet najprostszymi gagami potrafi wywołać uśmiech. Uzbierali skład dobrych wykonawców, którzy czują się w gatunku jak ryba w wodzie... czy mrówka w ziemi. Paul Rudd nie jest osamotniony.

 

Jeśli o Wasp chodzi, to pozostaje obojętny. Evangeline Lilly aktorsko dała radę, wizualnie zawsze daje radę, tylko ta postać do mnie nie trafia. Nie ma sobą wiele do zaoferowania. Kobiecy bad-ass, ok, wraz z Wonder Women twórcy widzą zapotrzebowanie, ale dla mnie to mało. Kiedy przyszłoby jej towarzyszyć większemu gwiazdozbiorowi (Avengers), to by utonęła.

 

Bardzo słaby jest wątek fabularny, gdzie nadrzędnym celem jest odnalezienie „matki Osy”, co wiąże się z podróżami do „światów”, których nigdy nie chciałbym widzieć. Nie lubię takich klimatów (cząsteczkowych pierdół), i nigdy się do tego nie przekonam. Za kolorowo, za kiczowato, a ja przed oczami mam filmy o superbohaterach sprzed kilkunastu lat. Obiekty drwin, a nie dojne krowy Hollywood.

 

Czarny charakter... Nie będę pisał żelaznej reguły, bo nakazywałaby ona ocenić kontynuację Mrówki bardzo nisko. A ja aż tak nisko nie zejdę, bo ogląda się stosunkowo lekko i przyjemnie. Porównywalnie do jedynki – 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Shock and Awe

Rok 2003. Pod pretekstem posiadania przez Saddama Husajna broni masowego rażenia, Stany Zjednoczone podejmują decyzję o inwazji zbrojnej w Iraku. Dociekliwi dziennikarze mają wątpliwości w sprawie słuszności wojny.

 

Przy politycznych filmach tak wyraźnie opowiadającyh się po jednej ze stron, staram się nie zwracać uwagi na negatywne oceny. „Shock and Awe” miało tego dużo. Za kamerą Rob Reiner, a na planie Harrelson, Tommy Lee Jones, Jessica Biel i Marsden. Nie wierzyłem, że może być tak źle. Błąd. Może być i jest. To zwyczajnie źle nakręcony film, a Rob Reiner był bardziej zainteresowany grą, niż kręceniem gry swoich aktorów. Reinera jest tu pełno, wypada dobrze, a cała reszta dużo poniżej swoich możliwości. Przypadek? „Shock and Awe” nie szokuje, nie trzyma w napięciu, a temat na to zasługiwał. Dziennikarskie filmy o jakimś skandalu, to jeszcze nie samograj. „Czwarta władza” dla ubogich. Nakręcona z telewizyjna otoczką. Mieli przesłanie, chcieli nawet go podkreślić, tworząc postać czarnoskórego chłopaka, który zapisuje się na wojnę... nie pomogło. Jakbym przeczytał epilog, to bym wyniósł z tego wszystkiego tyle samo – 2/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

How It Ends

Tajemniczy kataklizm wywołuje epidemię dezinformacji i przemocy. Tymczasem pewien mężczyzna wraz z teściem przemierza pogrążony w chaosie kraj, by uratować swoją ciężarną żonę.

 

Forest Whitaker dalej ma to coś. Tą ekranową charyzmę, która generuje wokół niego zainteresowanie. Nawet jak produkcja jest z mniejszym budżetem, kamera tandetna, reszta obsady kuleje na jedną nogę i się jąka, to Forest i tak wyciągnie film na wyższy poziom. Relacja z granym przez Theo Jamesa protagonistą, jest przyjemnie prowadzona. Obserwujemy dość naturalny rozwój sytuacji. Od nieufności, po szczere rozmowy.

 

„How it Ends” to film drogi, a przeszkody, na które nasz duet trafia są bardzo wtórne. Zmęczony byłem randomowymi twarzami, którymi najczęściej są zwykli, zdesperowani ludzie. Każdy musi gdzieś być, gdzieś dąży, ale notoryczne pościgi i ucieczki mnie męczyły.

 

Katastroficzna polewa okazała się wyłącznie wymówką. Starterem do reszty wydarzeń. Ani to nie zostało jakoś wyjaśnione, ani nie zdążyliśmy się tym nacieszyć. Widzimy szkody, ale nie wywoła to na nikim wrażenia. Nawet jak bohater dociera na miejsce, to groza miejsca nie istnieje. Końcówka wypada bardzo słabo. Nie wiąże się z niczym, co widziałem wcześniej, nie jest efektem czegokolwiek. Ot, pojawia się i znika. Chwytając zębami w ostatniej scenie o tani chwyt – 5/10 (naciągane, za Foresta)

 

***

 

 

Skyscraper / Drapacz chmur

Weteran wojenny (The Rock) pełni funkcję ochroniarza wieżowców. Gdy wybucha ogień w jednym z najwyższych chińskich budynków, musi uratować swoją rodzinę i udowodnić, że to nie on jest za pożar odpowiedzialny.

 

Przepis na wakacyjnego blockbustera (odmóżdżacz):

- 1 charyzmatyczny bohater

- szczypta wyrazistego antagonisty

- 4 stołowe łyżki zabawnych tekstów

- intensywne mieszanie ( w celu podtrzymania tempa akcji )

 

... Kucharz sobie nie poradził.

 

The Rock jest charyzmatyczny. Prawdopodobnie najbardziej charyzmatyczny z charyzmatycznych. Top 1%. Ale Will Sawyer, w którego się wcielił, jest dość ponurym gościem. Nie wyróżnia się niczym, poza muskularną posturą byłego wrestlera WWE. Myślałem, że czasy, kiedy Rocky będzie tak nijaki w Hollywood są już dawno za mną. Nic bardziej mylnego. Musieli zrobić Chińczykom dobrze, zapominając, żeby zadbać o obsadę.

 

A nawet jeśli będziemy odpowiednio zaginać rzeczywistość. Jeśli zapomnimy, że to jakiś Will Sawyer, i będziemy czerpać radość z tego, że oglądamy The Rocka... to reszty składników zwyczajnie nie ma. Wyrazistego antagonisty próżno szukać. W świecie wrestlingu zwykłem mówić „gość w gaciach”, to tu powiem „gość z karabinem w ręku”. Zabawne teksty? Zapomnieli nawet o połowie łyżeczki, a intensywne mieszanie zostało zamienione z ziewaniem w leniwe niedzielne popołudnie.

 

„Skyscraper” traktuje się za poważnie. Potrzebujemy rozrywki w takich filmach. Nikt nie idzie na to, żeby szukać ambicji. Może być głupio, mogą naginać grawitację, ale niech sprawia frajdę. Ja cierpiałem. A w ogóle to mam lęk wysokości i nie lubię drapaczy chmur – 3/10 (naciągane, chyba tylko za Rockyego, nie Willa Sawyera)

 

Dziś najwyraźniej dzień sympatii do poszczególnych aktorów

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Hotel Transylvania 3: Summer Vacation

Tym razem Paka Draka wybierze się na ekskluzywne wakacje. Będą podróżować luksusowym potwornym statkiem. W końcu od codziennej pracy w Hotelu Transylwania trzeba kiedyś odpocząć. Czas na spokojne żeglowanie i korzystanie ze wszystkich dobrodziejstw statku - od upiornych zawodów w siatkówkę przez egzotyczne wycieczki aż po relaksujące opalanie pod światłem księżyca. Ale wakacje ze snów szybko stają się wakacjami z koszmarów, kiedy Mavis spostrzega, że Drac zakochał się w tajemniczej pani kapitan statku. Ericka ukrywa niebezpieczny sekret, który zagraża gatunkowi potworów.

 

Śmierdziało od początku. Wcielenie sztampowego wątku wakacyjnego, wymieszanego z miłosnym, przy wykorzystaniu popularnych postaci. Można rzec – definicja skoku na kasę. Próżno szukać jakiegoś morału dla dzieciaków. Ambicji w tym za grosz, serwując coraz gorsze żarty. Czy można upaść niżej niż tańcowanie przy Makarenie? Wydaje mi się, że nie. Na szczęście równia pochyła zaczynała z dość wysokiego, czy też bezpiecznego pułapu, przez co nikt nie powinien zwymiotować na całość. Przypomina to takie „straight 2 DVD”, ale to bezbolesne „straight 2 DVD”. Zaznaczam jednak, że ja lubię większość tych oryginalnych postaci. Jedynka dostała 7/10, dwójka 5/10, więc staczamy się stopień niżej – 4/10 (oby nie było kolejnych).

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Tully

Mąż, dom i trójka dzieci! Marlo (Charlize Theron) to prawdziwa superbohaterka, ale czasem nawet superbohaterki potrzebują chwili wytchnienia. Pewnego wieczoru w drzwiach domu Marlo zjawia się tajemnicza niania, Tully (Mackenzie Dern)... Młoda, piękna i zwariowana opiekunka szybko wywraca do góry nogami życie całej rodziny. Marlo musi zmierzyć się z przebojową i pełną energii dziewczyną, która ma w sobie wszystko to, co Marlo utraciła.

 

Jak gówniane jest życie matki. Dzeici się drą bez powodu, Ty chodzisz w ciąży z kolejnym, a wszyscy wokół wydają się Cię zwyczajnie wkurwiać. Przemęczenie, znudzenie, wieczne nerwy. Jak ktoś planował macierzyństwo, to pierwsze pół godziny „Tully” może być poważnym argumentem przeciw. Mimo komediowej formuły i kilku żartów, to dość przerażające widowisko, tworzące wymowny – i niezbędny do dalszego przebiegu akcji - obraz naszej głównej bohaterki. Jak sobie z czymś takim radzić?

 

Odpowiedzi pewnie są, ale nie znajdziemy ich w filmie Reitmana. Przynajmniej nie sądzę, by proces tworzenia naszego końcowego morału, to coś do czego bym zachęcał. A i samo głośno wykrzykiwane „matki potrzebują pomocy”, to nie jest specjalnie wyszukana rada. Jeśli ktoś będzie czerpał z „Tully” inspiracaje, to mogą mi dać doktorat z psychologii, bo nie poczułem się edukowany.

 

Warto prześledzić losy Marlo, i jej nowej niani, tytułowej Tully. Film dość fajnie miesza gatunki, pozostając cały czas życiowym widowiskiem. No, może poza przesadnie irytującymi dzieciakami. Bo one nie mogą się aż tak drzeć, prawda?

 

Trzeci akt lekko kucnął. Zacząłem gubić zainteresowanie. Przytaknąłem dopiero na ostatniej prostej, ale gdzieś już sympatia była mniejsza. Wybaczam, że kompletnie zapomnieli o swoich komediowych fundamentach. Nie było w tych żartach nic szczególnego, żebym przesadnie tęsknił. Za to za Theron tęsknić będę. Fajna rola. Udźwignęła cały film – 6/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Dramat biograficzny opierający się na prawdziwej historii klubu bogatych chłopców z lat 80-tych. Wymyślają oni plan wzbogacenia się, szybko zyskując sympatie wpływowych ludzi.

 

Dla mnie – świetna obsada. Jeśli chodzi o aktorów młodego pokolenia, którzy szybko zyskali moją sympatię, to Taron Egerton i Ansel Elgort, są gdzieś u szczytu listy. Ich filomografie liczą mało produkcji, a ma się wrażenie, że widziało się ich wiele razy. Swoją charyzmę prezentują i tutaj, jako przebojowi, nastoletni biznesmeni, którzy szturmem chcą zawładnąć Los Angeles. Podbijając serca inwestorów, zaczynają gromadzić wokół siebie nie tylko pieniądze, ale i problemy. Nie ukrywam, nie ma w tej historii wielu zaskoczeń. Jest w zasadzie definicją próby szybkiego wzbogacenia się. Im dłużej w tym tkwią, tym bardziej zaciskają pętle wokół szyi. Tylko, czy można to zatrzymać?

 

Kevin Spacey nie został przez nikogo zastąpiony. I świetnie. Mimo bycia perona non grata, to wciąż genialny aktor.

 

James Cox jest rezyserem z niewielkim doświadczenim. To widać. Film trochę cierpi na jego brakach. Nie zatuszujemy smrodu tańszych produkcji, który przebija się przez ekran. Za to na stole edycyjnym, przy montażu, ktoś wycisnął z tego maksimum. „Billionaires Boys Club” trzyma bardzo dobre tempo na całej szerokości. Niecałe dwie godziny jest nieodczuwalne. Cały czas coś się dzieję. To szanuje.

 

Najpierw wkręcają to sobie, potem innym, a mając swoje 5-min, powoli zdają sobie sprawę z bagna, w które wdepnęli. Niby sztampa, ale oparta na prawdziwych wydarzeniach. To jest zawsze w cenie. Postaci są ciekawe, teksty dobre. Ciężko mi narzekać. Wilczki z Wall Street – 7/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Mamma Mia! Here We Go Again / Mamma Mia 2

Sophie (Amanda Seyfried) spotyka się na greckiej wyspie Kalokairi z przyjaciółkami swojej matki Donny (Meryl Streep) – Rosie (Julie Walters) i Tanyą (Christine Baranski). Dziewczyna ogłasza im, że jest w ciąży, jednak obawia się, że samodzielnie nie uda jej się wychować dziecka. Kobiety oferują swoją pomoc, a do spółki dołączają także mąż Donny, Sam (Pierce Brosnan) oraz jej byli partnerzy: Harry (Colin Firth) i Bill (Stellan Skarsgård). Wszyscy zaczynają opowiadać historię nastoletniej Donny, która została matką w młodym wieku isamodzielnie wychowywała dziecko, jednocześnie prowadząc grecką willę oraz śpiewając w girls bandzie.

 

Jeszcze raz – o czym to jest? Serio pytam. Ktoś ma pojęcie, czy ten film ma jakąś fabułę? Ogłoszenie ciąży? Czy pokazanie wydarzeń, o których prowadzili śledztwo w pierwszej części? De facto będące zabiciem uroku, jaki z tego płynął u poprzedniczki. Tam staraliśmy się dowiedzieć – kto jest ojcem Sophie? Tutaj, cofając się w czasie do młodej Donny, oglądamy jej relacje z wszystkimi kandydatami z jedynki. Tylko ich młodsze wersje (facetów), to zbiór aktorów anonimowych, których nawet nie byłem w stanie rozróżnić po kilku scenach. Jestem ignorantem, ok, ale oni są totalnie pozbawieni kolorytu.

 

Lily James jest w porządku, ale weszła w za duże buty. Bycie młodszą wersją Meryl Streep, to zadanie zazwyczaj nieosiągalne. Nie da się powtorzyć. O ile była najlepsza z wątku z przeszłości, to o żadnym z tamtejszych nie da się powiedzieć – jest lepszy od „oryginalnej” wersji. Przykre, bo młodsze wersje stanowią większość tego filmu, a takiej Streep to tutaj na dobrą sprawę nie ma. Została tylko wykorzystana w celach promocyjnych. Co jest mega słabym ciosem. Poniżej pasa.

 

Czy da się zrobić restart repertuaru Abby i udawać, że dalej jest fajnie? Taki jest plan. Kilka hitów zwyczajnie musiało znaleźć swoje miejsce. Pozostałe – nawet ich nie znam.

 

Jest to dopiero trzeci film na koncie reżysera (Ol Parker), co dość wymownie podsumowuje poziom produkcji. Wypadałoby powiedzieć – słaby film, ale przyzwoicie spędzony czas. Zależy od preferencji muzycznych. Tylko wiecie co zrobić, jak się chcę posłuchać Abby? Włączyć muzykę Abby!! Nie „Mamma Mia 2” – 3/10 (naciągane)

50608915156a3743c1fa34.jpg

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Polecana zawartość

    • WWE Backlash 2025
      Dyskusje na temat wydarzenia WWE Backlash 2025!
        • Lubię to
      • 32 odpowiedzi
    • WWE WrestleMania 41
      Spekulacje i dyskusje na temat największego wydarzenia wrestlingowego roku - WrestleManii 41!
        • Lubię to
      • 147 odpowiedzi
    • WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Zapraszamy do dzielenia się wrażeniami z Monday Night Raw na Netflix!

      W tym wątku użytkownicy forum dyskutują na temat czerwonego brandu od 2010 roku. Pozostaw swoją cegiełkę w temacie, zawierającym 17,9 tyś. odpowiedzi i 2,9 mln wyświetleń. :)
      • 18 042 odpowiedzi
    • New Japan Pro Wrestling - Dyskusja Ogólna
      Miejsce na ogólne dyskusje związane z New Japan Pro Wrestling.
      • 713 odpowiedzi
    • Kobiecy Pro Wrestling
      Ogólne dyskusje na temat pro wrestlingu w wykonaniu płci pięknej.
        • Zmieszany/a
        • Haha
      • 107 odpowiedzi
    • TNA Wrestling - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce w dedykowane ogólnym dyskusjom na temat TNA/Impact Wrestling!

       

      Wczorajszy IMPACT właśnie się ściąga, więc opinia w późniejszym terminie
      • 9 352 odpowiedzi
    • AEW Saturday Collision - ogólne dyskusje i komentarze
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 147 odpowiedzi
    • AEW Dynamite - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 1 187 odpowiedzi
    • WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z Friday Night SmackDown!
      • 9 599 odpowiedzi
    • WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z WWE NXT!
      • 4 893 odpowiedzi

×
×
  • Dodaj nową pozycję...