Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

    Dostęp do pełnej zawartości forum wymaga zalogowania się. Możesz przyśpieszyć proces logowania lub rejestracji używając konta na wspieranych przez nas serwisach.

    W przypadku problemów z dostępem do konta prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum(@)wrestling.pl

     

Czarna Maska i Powrót Po Latach, Franko The Butcher, Under Pressure VIII.


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  489
  • Reputacja:   6
  • Dołączył:  17.08.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Zabij i Zagryź.

 

Zabij i Zagryź to dorosłe wilczarze irlandzkie. Wspominam o nich z prostego powodu: kiedy Franko usłyszał o powrocie High Voltage Wrestling, był z nimi na spacerze. Właśnie rzucił im „patyczek” którym pewnie dałoby się połamać czyjeś kości, kiedy zadzwoniła komórka. Dzwoniącym był Bidam:

- No co tam, Pożeraczu Kurczaków?

(...)

- Aha…

(...)

- Ok…

(...)

- Słucham uważnie…

(...)

- Słucham jeszcze uważniej…

(...)

- No co ty nie powiesz? High Voltage Wrestling, tak? I zechcą takich podstarzałych weteranów jak my?

(...)

- Są entuzjastycznie nastawieni? No, zobaczymy, jak tam u nich z tym entuzjazmem.

(...)

- Czy ja jestem entuzjastycznie nastawiony? No, do tego droga jeszcze dosyć daleka. Ale jestem zainteresowany. Tak, to na pewno. Zainteresowany. Wpadnij do mnie, obgadamy sprawę.

(…)

- Jasne, że mam kurczaki, czy ja ich kiedyś nie miałem? Dobrze się zastanów.

(…)

- No właśnie. No to jesteśmy dogadani. Rzeźnik schował telefon i w zadumie spojrzał na swoje psy. Zabij i Zagryź starali się wzajemnie wyrwać sobie kij, jednak ta próba sił nie wyłoniła zwycięzcy. Franko spokojnie sięgnął po ich zdobycz. Potężne psiska próbowały protestować, ale jakoś tak bez przekonania.

- Spokój, pieski - mruknął Butcher - nie takim jak wy odbierałem trofea. Rzucił kijem mocno i daleko. Jego wzrok zrobił się zimny i trochę nieobecny.

- I może jeszcze odbiorę…

 

 

 

Helenka przekazuje pałeczkę.

 

- Wyście wszyscy zwyczajnie powariowali!

 

Połowica Rzeźnika to cierpliwa kobieta. Musi taką być. Rozumiecie, małżeństwo z człowiekiem aż tak niewzruszonym jak Zamaskowany, to jednak nie byle co. Wymaga od głównej zainteresowanej sporego opanowania, trochę cierpliwości, i więcej niż trochę samozaparcia. I pozbycia się złudzeń, przynajmniej w pewnych kwestiach. Joanna spełnia te wymagania. Niemniej są sytuacje, w których nawet tak zaprawionej w bojach niewieście po prostu puszczają nerwy. Oto jedna z nich:

 

- Moja córka jest za młoda na to bagno! Nie ma możliwości, żebym na to pozwoliła! Dla Franka nie ma już nadziei, ale ona ma całe życie przed sobą!

 

Rzecz dzieje się w domu Franka, a dokładnej mówiąc, w jadalni. Osobami dramatu są: Joanna (żona naszego bohatera), Helenka (dawna menadżerka tegoż) i Młoda (znana też jako Mariola – córka Włochatego). Dokładna data nie jest nam potrzebna, dzień jest raczej chłodny, ale atmosfera gorąca:

 

- I nic, co możecie powiedzieć, nie zmieni mojego zdania w tym temacie! Jakoś przeżyję to, że mój starzejący się mąż znowu pakuje się w to gówno, ale córki nie oddam, rozumiecie?! I tak czekają mnie nieprzespane noce wypełnione zastanawianiem się: wróci do domu, czy dostanę wiadomość ze szpitala? A może nie wróci? Może znowu go porwą do Afryki i miesiącami nie będę pewna, czy mam jeszcze męża, czy go nie mam?!

 

Franko jak zawsze jest oazą spokoju:

 

- To nie EWF.

 

Joanna spogląda na niego z autentyczną złością. Nasz bohater kontynuuje, niezrażony:

 

- To jest High Voltage Wrestling. W porównaniu z Extreme Wrestling Federation to oni tam całkiem normalni byli. Żadnych porwań, Somalijskich Piratów, żadnego Boko Haram. Po prostu wrestlingowa federacja. Fajne hardcore, ale takie z grubsza w granicach rozsądku... że tak to określę. Piranie nikogo tam nie wpierdalały, ani nikogo nie przybijano do ściany, nic z tych rzeczy o ile mnie pamięć nie myli. Porachunki pomiędzy zawodnikami były - jak najbardziej - ale nie przypominam sobie, żeby którykolwiek z nich ściągał na galę terrorystów w celu uprowadzenia jego rywala i połowy rosteru przy okazji. Kogoś tam wprasowali w samochód, paru wyniesiono w workach na zwłoki – ale żywych, więc to się nie liczy – generalnie ostro było i ciekawie, ale nie przekraczano pewnych granic. No, może z Jazzowskim i jego rodziną były jakieś dziwne motywy, ale czego się spodziewać po tym bucu? On zawsze był takim błędem statystycznym, więc nie biorę go pod uwagę. Zmierzam do tego, że to normalne miejsce pracy jest. Całkiem niezłe dla Młodej, na początek. Szczególnie, że przypilnujemy jej tam z Bidamem. Przypilnujemy, jak należy.

 

- Sam siebie nie umiałeś przypilnować.

 

- Słuszna uwaga, która jednak niczego nie zmienia. Nie sądzę, żeby sprawy miały się tam potoczyć w sposób choćby zbliżony do tego, co działo się w EWF. Z tego co się zorientowałem, mają tam większy nacisk na sportową stronę tego biznesu. Co powinno cię jakoś tam uspokajać.

 

- Wiesz co, Franek? Jednak mnie nie uspokaja.

 

- Daj już spokój, Ąśka – Helenka dołącza do dyskusji – Młoda ma wszystko, co jej trzeba żeby spróbować sił w tym biznesie! Może poza odpowiednio kobiecymi kształtami, ale to przyjdzie z czasem.

 

- Niestety – warczy Joanna, boleśnie świadoma prawdy zawartej w słowach przyjaciółki. - Nie śpieszmy się tym tak, dobra? Na razie jednak akurat ta kwestia nieszczególnie mnie martwi. Martwią mnie natomiast te wszystkie chore rzeczy, które się mogą przytrafić mojej córce.

 

Helenka chyba powoli traci cierpliwość:

 

- Dajże już spokój, do cholery! Twoją troskę o dziecko rozumiem, w porządku. Ale przyjmijże wreszcie do wiadomości, że dziewczyna jest już dorosła! I nie sądzę, żeby miało ją tam spotkać coś gorszego niż ten lot przez stół, który Franek sprezentował jej na szesnaste urodziny!

 

- Sama prosiła – wyjaśnia nasz bohater po raz enty. - A gorsze rzeczy mogą jej się zdarzyć, a i owszem. Tylko że się nie zdarzą, bo będziemy nad nią czuwali z Bidamem. To raz. Dwa, dziewczyna potrafi zadbać o siebie. Sami ją tego uczyliśmy, nie pamiętasz?

 

- Co mi przypomina – to znowu Helenka – że mam dla ciebie prezent, Młoda. - Dawna menadżerka Rzeźnika sięga do torebki i wyciąga... nieco sfatygowaną pałkę teleskopową.

 

- Służyła mi przez ten cały czas spędzony w EWF. Tak właściwie to nigdy mi się nie przydała, ale dawała mi takie poczucie siły i spokoju, wiesz? A to było bezcenne, tak na dłuższą metę. Przyda ci się, choćbyś też nie miała jej używać. Dałabym ci też gaz, ale mi się przeterminował…

 

Helenka wydaje się nieco zakłopotana. Młoda ignoruje to, i po prostu przyjmuje podarunek. Przygląda się pałce, rozkłada ją i markuje parę ciosów.

 

- Fajna. Dzięki, ciociu.

 

Dawna menadżerka Zamaskowanego wygląda, jakby coś ściskało ją za gardło.

 

- No. Niech ci tam służy. Albo lepiej nie. Sama nie wiem… może uda ci się pomóc ojcu w którejś walce?

 

Butcher uśmiecha się po swojemu i mówi z typową dla niego, spokojną pewnością siebie:

 

- To po prostu nie będzie konieczne.

 

Joanna wygląda na pokonaną. Spogląda na swojego męża, który siedzi, niewzruszony jak zawsze. Spogląda na przyjaciółkę, która odpowiada jej pełnym współczucia spojrzeniem. Przez dłuższą chwilę patrzy na córkę, też niewzruszoną i tak przerażająco podobną w tym do swojego ojca:

 

- W porządku. Niech wam będzie. Ale ty, Hela, jeszcze poczujesz, jak to jest. Już tam wujo Franko i wujo Bidam zadbają o TWOJE dzieci. Jeszcze zrobią z bliźniaków tag team. I wtedy będziemy mogły wrócić do tej rozmowy, pogawędzimy sobie tak od serca. I poczujesz dokładnie to, co ja czuję teraz. Do usłyszenia za kilka lat, zołzo.

 

Helenka wydaje się być lekko zaniepokojona. Joanna uśmiecha się paskudnie – chyba nauczyła się tego od Rzeźnika.

 

- Bójcie się wszyscy! - Przerywa niewygodną ciszę córka naszego bohatera - Mariolka będzie częścią HVW!

 

I wykonuje efektownego młyńca prezentem od swojej „cioci”.

 

Młoda może i jest nieodrodną córką swego ojca. Może i potrafi imponować spokojem, przynajmniej w pewnych sytuacjach. Niemniej, niedawno skończyła osiemnaście lat i emocje muszą znaleźć jakieś ujście. Świat stoi przed nią otworem. Rumieńce pokrywają policzki. Drobne ząbki błyskają w śnieżnobiałym uśmiechu. W tej chwili aż milo na nią popatrzeć. I Franko patrzy, uśmiechając się lekko. Ojcowska duma nieśmiało puka do jego kamiennego serca. Tak, w tej chwili Rzeźnik jest dumny ze swojej córki…

 

Ale nie aż tak jak wtedy, kiedy obolała i oszołomiona, ale jednak szczęśliwa i roześmiana, gramoliła się spomiędzy szczątków rozwalonego stołu.

 

 

 

Jaskinia Batmana.

 

Samotnia Franko to ciekawe miejsce. Zebrał tutaj pamiątki ze swojej kariery – zarówno wrestlingowej jak i filmowej – i urządził sobie siłownię. Od lat spędza tu sporo czasu. Wysiłek fizyczny zawsze dobrze mu robił. Przyda się i teraz.

 

To jego jaskinia.

 

Młody przechrzcił to miejsce na Jaskinię Batmana, ale dla Franka nie ma to znaczenia. Ot, kaprys pięciolatka, faza którą trzeba przeczekać. A Butcher zawsze był dobry w przeczekiwaniu. Dzięki tej umiejętności jakoś przetrwał rozbrat z wrestlingiem.

 

Teraz może przyznać, że nie było łatwo.

 

Było, minęło. Teraz mamy erę HVW. Oby nie okazała się niewypałem, jak kiedyś WSF. Rzeźnik nie może pozwolić sobie na dalszą stratę czasu. Wie, że upływ lat jest nieubłagany. Że może już nie być kolejnej szansy.

 

Zatem, High Voltage Wrestling. Ostatni bastion Butchera? Być może. Ostatni run weterana, ostatnia okazja, żeby odetchnąć pełną piersią i żyć tak, jak lubi najbardziej. Czyli od gali do gali, od walki do walki. Ostatnia szansa na podbudowanie rekordu i na wzięcie udziału w kolejnej pamiętnej, hardkorowej rozpierdusze.

 

Ostatnia szansa na główny pas federacji...

 

Franko spogląda na swoje poorane bliznami przedramię. Większość z tych blizn to pamiątki z Afryki, ale zlewają się w jedną całość z tymi z Flagellation Matchu. Walczył wtedy o EWF World Title. Porządnie się tam wtedy poharatali z SR – Crazym. Prawdę mówiąc, niezależnie od pochodzenia, wszystkie te blizny są jednakowo paskudne.

 

- Wtedy byłem najbliżej celu.

 

Mówienie do siebie nie jest czymś, co byłoby w stylu naszego bohatera. Ale w spokoju tego miejsca i magii tego wieczoru jest coś, co sprawia że tego typu zastrzeżenia po prostu tracą sens.

 

Rzeźnik podchodzi do manekina ubranego w strój zamaskowanego mordercy z „Tasaka 2”. Stoi on niedaleko szafki, która zawiera te z pamiątek z planu, które nie powinny być oglądane przez dzieci. Trochę krwawych zdjęć, jakieś gałki oczne w słoikach, no i parę sztucznych głów – w tym ta, za której pierwowzór posłużyła Helenka.

 

(Tak – dawna menadżerka Butchera załapała się na krótki, acz intensywny epizod w tej produkcji.)

 

Kolejne „Tasaki” to była dobra rzecz. Dostarczyły jakiegoś zajęcia, no i finansowo wyszło się na plus. Sukces tej serii zaskoczył Rzeźnika. Na pewno jednak nie narzekał z jego powodu. Polska odpowiedź na „Piątek Trzynastego” zadziwiająco dobrze dała radę. Fani szybko przyzwyczaili się do Zamaskowanego jako „ikonicznego” odtwórcy głównej roli. Co jest o tyle zabawne, że w żadnej z części filmu nie wypowiedział nawet słowa, ani nie odsłonił twarzy.

 

Nie były to oscarowe kreacje.

 

Franko przez chwilę spogląda na wiszącą na ścianie maczetę będącą kolejną pamiątką z planu filmowego. W końcu jednak wzrusza ramionami (gest, który kiedyś poruszał tłumy!) i kieruje się w stronę wrestlingowej części swojej kolekcji.

 

Tutaj znajduje odpowiedniejszą pożywkę dla swoich rozmyślań.

 

Manekin z najstarszą wersją stroju wrestlingowego Rzeźnika wygląda trochę śmiesznie, tak samo jak pozłacany odlew nogi Esmeraldy Martinez. To drugie to nagroda działu kadr EWF – kolejny przykład na specyficzne poczucie humoru włodarzy tej federacji.

 

- Świetnie się tam bawili, kiedy my krwawiliśmy.

 

Kolejne wzruszenie ramion. Beznamiętny wzrok podążający w stronę następnych eksponatów.

 

Gablota z Felkiem za najlepszy tag team 2013 roku. Kolejny manekin, tym razem odziany w strój, w którym Franko stoczył pamiętny Rekonstrukcja Match. Róg, z którego pił miód po tamtej gali. Dwururka, z której wpakował w tyłek Jazzowskiego konkretną porcję śrutu. Strój galowy, w którym wyglądał w sumie całkiem godnie, ale czuł się w nim nieswojo, jakoś tak nie na miejscu. Nieużywany sekator będący swoistą pamiątką po serii porwań, które kiedyś trapiły EWF. Sfatygowany kij baseballowy, który brał udział w chyba najbrutalniejszym promie sygnowanym przez Butchera. Zardzewiała rura i pokryta zaschniętą krwią maska – nierozerwalnie związane ze sobą pamiątki po pobycie w BGW. Paczka nierozpakowanych cygar pochodzących z Hawany. Trochę wzorów koszulek z EWF Shopzone. Zdjęcia… sporo zdjęć. I jeszcze trochę innych rzeczy, na przykład akwarium z piraniami. Oczywiście nie są to ryby, które posmakowały Rzeźnika w Gehenna Matchu, ale są wystarczająco podobne. Na twarzy naszego bohatera wykwita krzywy uśmiech:

 

- Dobrze, że mi jaj nie odgryzły.

 

Jest też manekin odziany w aktualny stój zapaśniczy naszego bohatera i w jego maskę. Franko zatrzymuje się przed nim. Wbija zimne spojrzenie w puste oczodoły maski.

 

Przez chwilę nie czuje nic.

 

Później nadchodzą wspomnienia. Odczucia. Przychodzi ten trudny do zdefiniowania głód.

 

Zapach potu i krwi, które wsiąknęły w maskę. Ból knykci po tym, jak bez żadnych oporów po prostu uderzał w twarz przeciwnika. Satysfakcja płynąca z wykonania bardziej złożonej akcji. Smak i zapach krwi, jego i rywala. Nadzieja gasnąca w oczach oponenta. Spokojna pewność siebie kiedy wiedział już, że przeciwnika po prostu nie stać na nic więcej. To bliżej niesprecyzowane uczucie triumfu biorące się z tego, że właśnie go przełamał. Że nie było już nadziei dla tego, kto stanął na drodze Zamaskowanego. I te dźwięki. Nie można ich zapomnieć. Śpiew lin. Łomot maty. Tępe odgłosy uderzeń. Trzask pękających żeber. Charkot w gardle, któremu właśnie odciął dostęp do powietrza. Głuchy stukot głowy, którą bez opamiętania walił w element konstrukcji ringu. I kolejne odczucia… tąpnięcie w ramionach, kiedy rozwalał na kimś krzesło. Zimne okrucieństwo, kiedy wycinał na czole przeciwnika krwawy wzór. Satysfakcja z oplątania swojej ofiary drutem kolczastym. Pęd powietrza, kiedy przypominał fanom, że nawet taki kloc jak on czasami odrywa się od ziemi, by po chwili spaść na cel całym ciężarem ponad stukilogramowego cielska. Radosne, czasami przerażone wrzaski widzów. Wszystkie te pojebane rzeczy, które robił sobie i tym, którzy stawiali mu czoła. Świat skurczony do rozmiarów areny, na której toczył się pojedynek.

 

Różne odcienie bólu, kiedy przeciwnik się odgryzał.

 

Brakowało ci tego, Rzeźniku?

 

Odpowiedź jest tak oczywista, że Franko nawet nie zadaje sobie tego pytania. To nie ma sensu. To tak, jakby zapytać: „czy brakuje ci oddychania?”

 

Takie pytanie byłoby po prostu głupie.

 

Przez wszystkie te lata, Rzeźnik czekał. I wreszcie znów nadszedł jego czas.

 

Wyciąga dłoń po maskę będącą symbolem jego odrodzenia. Sięga po nią bez wahania, z pełną świadomością znaczenia tego czynu. Znowu zamieszka w świecie pełnym zdrady, chciwości, bólu, krwi i chwały. Znów będzie kaleczył i krwawił, cierpiał i triumfował. Zaczyna się gra o najwyższą stawkę.

 

Są tacy, dla których to piekło.

 

Dla Butchera to nawet nie czyściec.

 

Dobrze wie, czego oczekuje od życia.

 

Zakłada maskę i nagle jest tak, jak powinno być.

 

 

 

Powrót Czarnej Maski.

 

- Widzę, że kolega nabrał trochę masy od czasu, kiedy przed laty oglądałem go w HVW? - Ton zadającego to pytanie Rzeźnika jest niezobowiązujący, ale w gruncie rzeczy przyjazny. Pod maską wykwita cień uśmiechu. Spojrzenie jednak jest zimne, jak zawsze.

 

- Cóż, nie chcę zostać źle odebrany, ale chyba nie jestem jedyny – Zbigniew Wierzchowski uśmiecha się szczerze słysząc słowa naszego bohatera – ty też jesteś większy, niż pamiętam z TV.

 

- Ano, prawda – mówi spokojnie Zamaskowany – na szczęście większość z tego to jednak mięśnie, nie tłuszcz.

 

Rozmowa odbywa się w Jaskini Batmana, którą wzbogacono o dwa wygodne fotele. Na jednym z nich rozwalił się nasz zamaskowany heros ubrany w czarną koszulkę i takież spodnie od dresu, po jego bokach usadowiły się Zabij i Zagryź. Leżą z lekko przymkniętymi oczami. Strzygą uszami. Wydają się przysłuchiwać konwersacji. Naprzeciwko siedzi reporter HVW, nienagannie ubrany, spokojny i zrelaksowany.

 

- Ceremonię czas zacząć? - Pyta Butcher.

 

- Przepraszam, chyba nie rozumiem? - Reporter jest lekko zakłopotany.

 

- No, ceremonię. Rytuał. - W głosie Zamaskowanego jest bezmiar cierpliwości. - Tańce wojenne. Wszystko to, co odstawiamy, kiedy poznamy kartę na najbliższą galę.

 

- Tańce wojenne? - Tym razem w głosie Zbigniewa słychać szczere rozbawienie.

 

- A jak inaczej to nazwać? Intonujemy nasze pieśni, potrząsamy włóczniami, ten i ów wydaje z siebie jakiś okrzyk wojenny. Licytujemy się na długość fiutów i ogólnie pokazujemy, jacy to z nas twardziele. Taki uświęcony tradycją, wrestlingowy ceremoniał. Już chyba pora, żeby zacząć, no nie?

 

Wierzchowski śmieje się. Psy podrywają łby i wywalają jęzory. Dyszą. Też się śmieją?

 

- A mówili mi, że z Ciebie jest taki śmiertelnie poważny facet.

 

- Bo jestem śmiertelnie poważny, szczególnie jeśli chodzi o wrestling. Ale nie przeszkadza mi to w dostrzeganiu pewnych rzeczy. Pewnych… wzorców. Mamy powrót federacji, zacnej i w sumie bardzo zasłużonej – pomimo stosunkowo niewielu wydanych gal – mamy ten powrót, otrąbiono go i skrzyknięto ekipę. Ustalono czas i miejsce gali. Zestawiono walczących. Pora na tańce wojenne.

 

- Cóż, skoro ujmujesz to w taki sposób... nie sposób przyznać Ci racji. Zaczynamy?

 

- Dawaj te pytania.

 

- Najpierw coś na rozgrzewkę: jak czujesz się wracając do wrestlingu po ośmiu latach? To, co porabiałeś w tym czasie, jest nam z grubsza wiadome, jednak pozostaje pytanie: chce Ci się jeszcze? Nie boisz się, że po czterdziestce forma Cie zawiedzie?

 

- Tak jak powiedziałeś, wracam do wrestlingu. W tym biznesie dobrze sobie radzą nawet goście po pięćdziesiątce. Dbałem o siebie, nie zaniedbywałem siłowni ani biegania. Bidam odwiedza nas w miarę regularnie, więc miałem zajebistego sparring partnera. Jestem trochę wolniejszy niż dziesięć lat temu, ale nabrałem siły i masy – a przecież wcześniej też było to moim atutem. Jak dla mnie, uczciwa wymiana. Do tego dochodzi wieloletnie doświadczenie i fakt, że żądza walki i zwycięstw jakoś nie chce we mnie przygasnąć. Co prowadzi do wniosku, że jest dobrze. Jestem w stanie rozsmarować po ringu każdego, niezależnie od jego wieku, kategorii wagowej, bazowego stylu czy doświadczenia. Niezależnie od tego kim jest i co sobą reprezentuje, konfrontując się ze mną ma kawał cholernego, potencjalnie bolesnego problemu.

 

- Twoim rywalem będzie Krzysztof Wereszczyński. Masz jakieś rozeznanie na temat tego zawodnika?

 

- Oczywiście, że tak. Ja zawsze rzetelnie odrabiam swoje zadania domowe. W tej chwili oglądam każdą jego walkę, na jaką mogłem natrafić w czeluściach internetu. I rzeczywiście, byłem w stanie wyrobić sobie zdanie na jego temat. W sumie to niewygodny z niego rywal. Jest młodszy, ma godną uwagi technikę, dobrze się rusza i jest skoncentrowany na zwycięstwie. To wojownik. Wygląda mi na prawdziwego. Muszę na niego uważać, jeśli zamierzam zameldować się w walce wieczoru. A zamierzam, żeby nie było wątpliwości.

 

- Stara dobra pewność siebie?

 

- Realna ocena sytuacji. Irokez ma papiery na bycie prawdziwym zagrożeniem, ale nie jest kompletnym wrestlerem. To utalentowany fighter. Aż tyle, i tylko tyle. Z tego co widzę i czytam na jego temat, jego przyzwyczajenia z dotychczasowej kariery będą dla niego zawadą. On po prostu nie do końca jest tej bajki, rozumiesz?

 

- Wielu zawodników wywodzących się z mieszanych sztuk walki sprawdziło się w pro wrestlingu.

 

- Tak, ale niekoniecznie od razu. Jego dawne przyzwyczajenia będą go blokowały, a jeśli chodzi o zmuszenie do poddania czy nokaut, to jestem wybitnie trudnym rywalem. Choćby dlatego, że mam wyższą kategorię wagową, a to dopiero pierwszy z powodów. Krzychu musi zweryfikować swoje podejście, jeśli chce mieć ze mną szansę. Jakiś cień szansy. I nawet jeżeli to zrobi – a powinien to uczynić, zachęcam do do tego – to i tak najpewniej przegra. Bo Butcher nie toleruje słabości. Nie pozostawia czasu na wahanie. Nie prowadzi szkółki wrestlingowej. Butcher punktuje, kiedy tylko może. Okalecza, kiedy musi. To nie MMA, to pro wrestling. A „Sierściuch” zapłaci frycowe.

 

- „Sierściuch” vs „Włochaty” - myślisz, że w tym są pieniądze, Franko?

 

- Pewnie tak, ale nie zastanawiam się nad tym. HVW ma od tego menadżerów. Ja jestem od walki.

 

- Jeszcze jakieś uwagi na temat rywala?

 

- To taki współczesny typ zawodnika - z tych, co to mają ludzi do wszystkiego. Ten zbiera dane na temat przeciwnika, kolejny układa dietę, następny jest od programu treningowego, jeszcze inny planuje mu czas. Następny, bo ja wiem? Tyłek mu podciera? Śpiewa kołysanki, tuląc go do snu? Nie wiem i w sumie średnio mnie to interesuje. Po raz kolejny jednak – to nie ta bajka. Może mój sposób myślenia jest przestarzały, może tak teraz osiąga się sukcesy: za pomocą bandy przydupasów i trenera, który planuje ci każdą wizytę w kiblu. Naprawdę, nie wiem tego. To co wiem to fakt, że nasze spotkanie w ringu będzie spotkaniem światów – stylów, filozofii i historii życia. To nie będzie kulturalna dyskusja na wymienione wyżej tematy. Ja do wszystkiego doszedłem samodzielnie, podczas gdy mój rywal to taka roślinka szklarniowa. Zawsze był na czas podlewany, nawożony, naświetlany tak jak trzeba. Dbano o jego właściwą temperaturę i może nawet odpowiednio dobierano muzykę, której tam sobie słucha dla relaksu. Jest zdany na innych, po prostu. A prawda jest taka, że w ringu będziemy sami. Zdani na siebie. Skazani na siebie. A kiedy krew zaczyna tętnić ci w uszach, to nie słyszysz swojego trenera. Musisz podejmować błyskawiczne decyzje. Będziesz wtedy wiedział, co zrobić, Sierściuchu? Nie pogubisz się, aby? Tak bez podziału na rundy? Bez czasu na odpoczynek? Już niedługo poznamy odpowiedź na to pytanie. Stara szkoła kontra nowa szkoła, to też jest chyba całkiem chwytliwe?

 

- Nie wiem – śmieje się Wierzchowski – jestem tylko reporterem.

 

- No i bardzo dobrze. Nasz świat byłby prawdopodobnie dużo lepszy, gdyby ludzie znali swoje ograniczenia. Tak jak powinien je znać Sierściuch, który pcha się na moje podwórko i na razie nie wiadomo po co. Zdecyduj się chłopie: wchodzisz w to, albo pozujesz na kogoś z innego uniwersum. Jeżeli chcesz być tutaj z nami, to się kurna dostosuj. Jeżeli nie, to wypierdalaj. To proste. Trzeba nam świeżej krwi, a nie jakichś niezdecydowanych popierdółek, jasne? Więc powtórzę: zdecyduj się. A na razie przyjmij swoją nieuniknioną porażkę z godnością. No wiesz, z Rzeźnikiem to żaden wstyd. Jakoś ją przełkniesz.

 

- No dobrze, załóżmy, że przekonałeś mnie i fanów. Załóżmy, że pokonujesz swojego pierwszego oponenta i przechodzisz dalej. Jak myślisz, kogo spotkasz w finale?

 

- Naprawdę musisz pytać? Jasne, że Bidama. Ja wiem, że Damage to HVW Oryginals i taka legenda federacji w której wykręcił jakieś tam mniej lub bardziej imponujące statystyki, ale też dobrze wiem, na co stać mojego tag partnera. A stać go na anihilację pana „Złotego Kasteta”. Ni mniej, ni więcej. Nicky jest dla Bidamowicza co najwyżej rozgrzewką, epizodem. A jeżeli nie zrozumie tego wystarczająco szybko, to będziemy mieli morderstwo w obrębie ringu. Bo Bidam zwyczajnie zajebie tego zadufanego w sobie kutafona. Statystyki go nie obronią. Jego legendą Bidamczyk może się co najwyżej podetrzeć. Jego przydupasy albo wymarły, albo spotkają się ze mną poza ringiem. Ten typ po prostu nie robi na nas wrażenia. Nie ma żadnych atutów. Dociera to do Ciebie, Zbyszku?

 

- Cóż – zamyślił się na chwilę Wierzchowski – nie powiem, że nie.

 

- Dobrze. A gdyby nawet jakimś cudem, dzięki czyjeś pomocy, jakimś fartownym przekrętem, jakimś kompletnie niezrozumiałym dla mnie szczęśliwym trafem Damage pokonał mojego kumpla, to w gruncie rzeczy niczego to nie zmieni. Po prostu w walce wieczoru potraktuję go jak Bidama. Dokładnie tak, może już robić w portki i zastanawiać się nad swoim życiem. Bo my z Bidamowskim nie pieścimy się w ringu. To byłoby zwyczajnie poniżej naszej godności. Żadnej taryfy ulgowej, żadnej litości. Za mocno się szanujemy, żeby odpierdalać coś na pół gwizdka. Co oznacza, ze niezależnie od wyniku walki numer jeden, moja taktyka na Main Event jest dokładnie taka sama. Dać z siebie więcej, niż wszystko. I wygrać to, co tam akurat będzie do wygrania.

 

- Chodzą słuchy, że stawką będzie World Title…

 

- Oby. Życzę tej federacji jak najlepiej, ale nie wiem, ile potrwa jej obecny run. Nie mogę tracić czasu, niestety. Z każdego starcia muszę wycisnąć tyle, ile się tylko da. Czasy EWF, kiedy po prostu rozkoszowałem się tym, co jest, kiedy gale wychodziły regularnie i wciąż dostarczały nowych wyzwań, te czasy minęły bezpowrotnie. Jeżeli będę miał cień szansy na zdobycie jakiegoś trofeum, to tę szansę wykorzystam. Kropka.

 

- A… walka numer dwa?

 

- Attitude vs Thornpike? Zdarzało nam się pracować w tych samych federacjach, w tym samym czasie. Nigdy jednak nie spotkałem się z żadnym z nich w ringu. Jakoś tak się rozmijaliśmy, po prostu. No, to teraz będzie okazja poznać się lepiej z jednym z nich. Stawiam na surfera, jakby ktoś mnie pytał. Zawsze wydawało mi się że jest… wróć. Zawsze był lepszy. Oczywiście minęło wiele lat i Chris może okazać się podtatusiałym emerytem, podczas gdy jego rywal zamieni się w istnego demona ringu, kto wie? Jeżeli tak się zdarzy, to będę musiał dostosować się do zaistniałej sytuacji. Być może Thornpike nie jest już tylko wyszczekanym, wiecznie wkurwionym słabeuszem. Być może Chris spręży się na swój ostatni run. To możliwe, nie wykluczam tego. Żywy przykład na to, że ludzie się zmieniają, siedzi naprzeciwko mnie w fotelu. Tyle że, niezależnie od rozwoju sytuacji, to też nie ma większego znaczenia. Niezależnie od tożsamości zwycięzcy walki numer dwa, będzie on skazany na plątanie się pod moimi i Bidama nogami. Na bycie błędem statystycznym Main Eventu, niczym więcej. Zrozum mnie dobrze: ja nie odmawiam im umiejętności, zaangażowania ani pasji. Ja odmawiam im jakiejkolwiek szansy na zwycięstwo. Mistrzem będzie Bidam, albo będę nim ja. Nikt inny.

 

- World Title w tej chwili należy chyba ciągle do Damage’a?

 

- Tylko do czasu walki z Bidamem, nie dłużej. Później już nie będzie miał okazji, żeby obronić swoje najcenniejsze trofeum. Ale nie ma tego, co by na dobre nie wyszło – przynajmniej zapisze sobie w rekordach wieloletnie panowanie z tym pasem… niech ma, dla mnie to obojętne. Ważne jest to, do kogo ten tytuł może trafić po Under Pressure VIII. A ten temat już omówiliśmy.

 

- Znowu staniesz naprzeciwko Bidama? Nie znudziło Ci się jeszcze? Albo inaczej: naprawdę nie ma w tobie obaw?

 

- Jedyne, czego się obawiam to to, że nas poniesie i w końcu się w tym ringu wykończymy. Bo obaj nie lubimy odpuszczać i pewnie nie potraktujemy tego jako jednego z naszych sparringów. Znamy się jak łyse konie, więc ciężko będzie o jakieś wzajemne zaskoczenia w czasie walki. Uczestnik numer trzy będzie zawadzał, ale jest wysoce niewykluczone, ze rozpierdolimy go wcześniej, a później załatwimy to między sobą. No bo dlaczego tak tego nie rozwiązać, skoro jest okazja? A później po prostu się zobaczy. Bidam albo ja, ja albo Bidam. Stara historia w nowej odsłonie. Cokolwiek się zdarzy, pas pozostanie w rodzinie. I o to chodzi, nie trzeba mi niczego więcej. Czuję się mocny i cholernie nakręcony na naszą konfrontację pomiędzy linami. Nic dziwnego, w końcu minęło, ile? Osiem lat? Przez ten czas odłożyło się we mnie sporo pary, rzec można. Sporo z tych ośmiu lat dostanie się Wereszczyńskiemu. Większość jednak zostanie na Bidama. On na to zasługuje. Cholernie głupio będzie przegrać na pierwszej gali po tylu latach, więc zrobię dosłownie wszystko, żeby tak się nie stało. Wybacz stary, ale tak to w tej chwili wygląda. Szanuję Cie, jesteś moim kumplem. Moje dzieci mówią do Ciebie „wujku”. Moja żona darzy Cię sympatią. Masz moje pełne wsparcie, dam sobie rękę za Ciebie uciąć. Bez mrugnięcia okiem załatwię każdego, kogo mi wskażesz. Każdego. I pomimo tego, a właściwie to właśnie dlatego, Main Event zakończy się moim a nie Twoim zwycięstwem. Bo w sytuacji, kiedy dam z siebie aż tyle, ile podczas naszej nieuniknionej konfrontacji, w sytuacji w której aż tyle pokażę i tyle zostawię na macie, w tej sytuacji po prostu nie mogę przegrać. Nie mogę. To byłoby k***a zwyczajnie nie na miejscu. To się nie wydarzy.

 

Końcówka przemowy Rzeźnika poruszyła nawet jego psy, które jak na komendę stuliły po sobie uszy i zawarczały głucho.

 

- Spokojnie, pieski. Nie ekscytujcie się.

 

Zabij i Zagryź uspokajają się trochę, ale pozostają czujne.

 

- Dobre pieski. Wiedzą, kto tu rządzi. Reszta rosteru High Voltage Wrestling, też się w końcu dowie. Myślę, że nieźle tam z Bidamem zamieszamy. I jestem wręcz pewien, że jeśli tylko zarząd uaktywni pasy tag teamów, to się po nie zgłosimy. Nie ma tam nikogo, kto by nam w tym przeszkodził. Nikogo, kto mógłby nam się postawić.

 

Głos Rzeźnika jest przepojony zimną, spokojną pewnością siebie. Nasz bohater zamyśla się na chwilę.

 

- Wiesz, Zbyszku? Wydaje mi się, że to już wszystko.

 

- Na pewno? - Wierzchowski uśmiecha się po raz kolejny w trakcie tej rozmowy. - Jesteś pewny, że o niczym nie zapomniałeś?

 

Rozmówcy przez chwilę mierzą się spojrzeniami. Psy poruszają się niespokojnie. W końcu do Zamaskowanego dociera to, co reporter miał na myśli.

 

- Aaa… o to chodzi. No tak, racja. Dzięki za przypomnienie. Rzeczywiście, mam jeszcze ostatnią wiadomość dla swoich ewentualnych przeciwników. Nie dotyczy ona Bidama, bo w jego przypadku wszystko wygląda inaczej, ale reszta powinna posłuchać moich słów.

 

Chwila milczenia, w trakcie której Rzeźnik zbiera myśli, a psy znowu szczerzą kły. W końcu ich pan przemawia:

 

- To nieważne, kim wam się wydaje, że jesteście. Obojętne, co sobą reprezentujecie. Nieistotne, jakim poziomem umiejętności dysponujecie. To nic nie znaczy. Kiedy wkraczacie w obręb ringu zajmowanego przez Butchera, jesteście już skazani. Macie kurna, rzetelnie i do bólu, prawdziwie i nieuchronnie przejebane. Jesteście zgubieni. Obieracie kurs na porażkę. Stajecie się niczym innym, jak karmą. Świeżą, albo zatęchłą, soczystą albo tak suchą, że można się nią udławić. Jak już wspomniałem, to nie ważne. Ja pogryzę i przełknę wszystko. Dam radę. Kimkolwiek jesteście i czegokolwiek byście nie pragnęli, cokolwiek was napędza, czymkolwiek się karmicie…

 

Spojrzenie Butchera jest lodem, a głos warkotem przyczajonego drapieżnika kiedy wypowiada słowa, na które jego fani czekali od jakichś ośmiu lat:

 

- Skopię wam dupska, sukinsyny.

 

Z gardzieli psów dobywa się głuchy warkot. Rozmówca naszego bohatera uśmiecha się… ale jakoś niepewnie. Poczuł moc słów Zamaskowanego i zrozumiał zawartą w nich obietnicę. Już wie, że to nie żarty.

 

Cięcie.

 

 

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/74809-czarna-maska-i-powr%C3%B3t-po-latach-franko-the-butcher-under-pressure-viii/
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  12
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  07.03.2023
  • Status:  Offline

Dobry towar, Rzeźnik wraca na poziomie.


  • Posty:  1 927
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  25.09.2004
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Bardzo dobry RP. Jest w nim wszystko, co trzeba: wyjaśnienie losów postaci w okresie czasu pomiędzy poprzednimi występami w ringu i reaktywacją HVW, relacje rodzinne i ustosunkowanie się od karty. Speach - wywiad to ozdoba RPa. No i tu padają dobre argumenty, zwłaszcza te o różnicy między MMA a Pro Wrestlingiem, jak podział na rundy. Bardzo dobrze to rozegrałeś. 

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  1 692
  • Reputacja:   24
  • Dołączył:  13.04.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

Przez większość czasu jaki mieliście na RPy byłem przekonany, że będzie to zwycięski RP bo tak jak pisał Vaclav, jest tu dokładnie wszystko czego oczekiwałbym przeczytać. Wzorowy opis życia, wprowadzenie do wszystkich postaci pobocznych również. Speeche pierwsza klasa, ogólnie jestem wielkim fanem Franko. Jego problemem okazało się to, że pojawił się minimalnie lepszy RP.

Polecił bym go wszystkim początkującym jako wzór tego jak powinien wyglądać wysokiej klasy RP.

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • IIL
      Warto śledzić względnie nowy kanał YouTube WWE Vault. Wrzucają tam wiele niepublikowanych nigdy wcześniej materiałów filmowych, a także pełne walki i dawne pełne wydania DVD, itd.   W te sobotę wypuszczą nie pokazywany nigdy wcześniej house show brandy WWE ECW w ECW Arena z 2006 roku... Prawdziwa gratka dla koneserów!   Znalazłem też ciekawą propozycją relacje kogoś kto był na gali: WrestlingClassics.com Message Board: ECW Arena House Show Results: 06-24-2006 WRESTLINGCLASSICS.COM    
    • Jeffrey Nero
      30 tys. to byłby spoko wynik. Gala w Texasie, więc z tych okolic ktoś w karcie musi być Bracia Von Erich bankowo i Athena po 2 latach w ROH powinna pójść na, któryś pas po wygraniu shoota w 4 way na gali Dynasty w Japonii. Plus Sammy G i Dustin Rhodes też są z Texasu. To tak na szybko.
    • Jeffrey Nero
      Jest 8 walk czyli do standardu AEW czyli 10 walk w karcie głównej dużo nie brakuje plus 3 w zero hour. Na bank zobaczymy starcie o pasy tag team shota mają Lio Rush i Action Andretti. Może walka o pasy Trios dawno nie bronione, ale nie wiem z kim lub wrzucą Shelton Benjamin vs Daniel Garcia o pas TNT.
    • IIL
      Największe pro wrestlingowe wydarzenie roku uderzy do nas z stadionu Allegiant w Las Vegas, 19 i 20 kwietnia 2025. To będzie pierwsza WrestleMania nowej, Netflixowej ery. Odbędzie się też o dobre 2-3 tygodnie później niż zwykle. Bilety trafiają do sprzedaży w ten piątek.  Czego spodziewacie się po tej edycji? Pojawiło się kilka plotek odnośnie Manii, m.in. występ The Rocka był poddawany pod wątpliwość w co jednak w ogóle nie chce mi się wierzyć. Rock jest również częścią TKO, także raczej czeka go dokończenie story z Codym. Tutaj zakładam gorące RTWM z finałem gdzie w walce wieczoru niedzielnej nocy. Kto wygrałby Cody Rhodes vs The Rock? Cody zgarnia nowy pasek Rocka czy na odwrót? Mówi się też głośno o walce Roman Reigns vs CM Punk, co generalnie pisze się samo z Paulem Heymanem w tle po wydarzeniach na Survivor Series. Mogą main eventować sobotnią noc, dając Punkowi upragniony main event Manii (o ile znów się wcześniej nie wyłamie lub połamie ). John Cena stoczy tutaj ostatni występ ringowy na Manii w karierze. Zaczyna być coś słychać o ewentualnej walce z Loganem Paulem... Wolałbym tutaj Randy Orton, ale Paul też dałby radę. Randalla mogą zostawić na ten faktyczny retirement match Jasia pod koniec roku. Tutaj dyskutowaliśmy wcześniej o WrestleManii XL: Podzielcie się swoimi typami!  
    • IIL
      Data: 12 lipiec, 2025 Miasto: Arlington, Texas Stadion: Globe Life Field   Podczas AEW ALL IN: London, 25 sierpnia 2024 roku, potwierdzono trzecią edycję wydarzenia ALL IN pod brandem AEW w Global Life Field, mieszcącym się w Arlinton, Teksas. To pierwsza gala w takim formacie w USA w wykonaniu All Elite Wrestling i pierwsza poza WWE od WCW Nitro w Georgia Dome z 6 lipca, 1998 z ok 42,000 widzów. Dotyczas najlepszy wynik publiczności w USA dla AEW wynosi ponad 20,000 biletów dla pierwszej gali Grand Slam z stadionu tenisowego Arthur Asche, 22 września 2021 roku. Bilety trafiły do sprzedaży i aktualne szacunki WrestleTix wskazują na ok. 10,000 sprzedanych biletów z wstepnym setupem miejsc na nieco ponad 18,000 biletów:     Jak sądzicie - ile uda im się sprzedać miejsc, a także jakich walk możemy się spodziewać na największej gali AEW w 2025 roku? Jeszcze ponad pół roku przed nami, ale wstępnie widzę tutaj - Kenny Omega vs Kazuchika Okada i możliwą końcową detronizację Moxa (Darby Allin?). Obstawiam max 30k sprzedanych biletów niestety, ale chciałbm się zdziwić. Mają jeszcze dużo czasu, 10k już w zapasie i nowe możliwości z HBO Max w nowym roku.     
×
×
  • Dodaj nową pozycję...