Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Pitch Perfect

Skojarzenia z serią „Step Up”, jak najbardziej wskazane. Różnica jest taka, że pokazy taneczne, zastąpili wokalnymi (a’capella). Tu też mamy dziewczynę – Beca (Anna Kendrick) w nowej szkole, niezainteresowaną występami, ale działającą na polu muzycznym. Udaję się ją wcielić do żeńskiej ekipy „The Bellas”, która każdego roku rywalizuję w mistrzostwach, głównie z grupą facetów – oczywiście zawsze triumfujących, zarozumiałych dupków. Dobro kontra zło, w rytmie klasyków.

Cieszy, że mają świadomość głupoty takich scenariuszów i przedstawiają wszystko z przymrużeniem oka. Poza byciem produkcją muzyczną i romansidłem – przecież oczywiste, że w przeciwnej drużynie MUSI być „ten jedyny” – mamy tu sporo komedii. Humor typowy dla studenckich klimatów w USA – szału nie ma, ale człowiek się uśmiechnął kilkukrotnie – na pewno dodaję uroku. A skoro mamy dziewczyny robiące jaja, to nie mogło zabraknąć Rebel Wilson – chyba nie było pro-kobiecej komedyjki w 2012, w której gruba nie dostałaby roli.

A’capella nie porywa. Tupać nikt nogą raczej nie będzie. Grupa kolesi miała swoje lepsze momenty, ale to by było na tyle. Kendrickowa dysponuje przyzoitym głosiwem, ale nic zjawiskowego. Jej rola, to rozruszanie „zardzewiałej” grupy. Jak wychodzą, męska część, zamiast słuchania, będzie patrzeć ... na Alexis Knapp ... tia

Korespondencyjny pojedynek z „Rock of Ages” przegrali - czego akurat wstydzić się nie powinni (w końcu 7/10). Tam dostałem lepszą obsadę, i przeboje, które są bliższe moim preferencjom – 4/10

 

Highlight Toma Cruise'a z "Rock of Ages" dla porównania:

 

 

 

Poza tym…

A Midsummer Night's Sex Comedy (Seks nocy letniej) – 5/10 - Trzy pary spotykają się na wsi. Łączy ich wspólna przeszłość, a w powietrzu od pierwszych minut wisi zazdrość. Trochę komedii, i kilka – tj. za dużo - scen montażowych, w których oglądamy ... biegające wiewiórki i łono natury. Taki miłosny oktagon da się rozwiązać ciekawiej.

Broadway Danny Rose (Danny Rose z Broadwayu) – 4/10 - Pomysł fajny, wykonanie bez szaleństw. Dość powiedzieć, że główny wątek - który jest jak najbardziej w porządku - kończy się po godzinie, a później ciągną się jakieś pierdoły, przy których człowiek jest gotów usnąć.

Take the Money and Run (Bierz forsę i w nogi) – 4/10 - Kolejny “dokument”, który skupia się na historii drobnego złodziejaszka, Virgila Starkwella (Allen). Znów główne skrzypce gra narrator i dostajemy sporo wypowiedzi osób powiązanych z postacią. Na całe szczęście nie opiera się na tym wszystko, jak w przypadku „Zeliga”. Szybko ton produkcji staje się bardziej romantyczny.

 

 

 

 

The Words

Rory Jansen (Bradley Cooper), to młody pisarz, który stara się wydać swoją pierwszą książkę, ale każda próba kończy się odmową wydawców. Życie stawia przed nim kolejne przeszkody, a cierpliwy ojciec już nie chcę pomagać w jego utrzymaniu. Los się do niego uśmiecha, gdy w starej teczce odnajduje nowele nieznanego autora, którą wydaje jako własną. Chłopak staję się celebrytą, aż pewnego dnia spotyka prawdziwego twórce jego sukcesu.

Ciężko mi sobie w tej chwili przypomnieć film, który wykazałby się takim haniebnym marnotrawstwem. Mieli do dyspozycji dobrą fabułę, dobrą obsadę, a wyszedł mały gniot. To, o czym pisałem wyżej, to pierwszy akt. Akt, który urzeka jako dramat, i napawa niesamowitym optymizmem – podobnie zresztą do zwiastunu, czy promocji całości. Czekając na rozwój wydarzeń, tam zaczyna się dziać coraz mniej. Budowa akcji, jest jak matrioszka. Początek duży, a z każdym krokiem, z każdą minutą, coraz mniejszy. Jeremy Irons - w roli prawdziwego autora - siada na ławce ze złodziejem, i zaczyna opowiadać o swym życiu. My dostajemy te retrospekcje – które rzadko się sprawdzają w moich oczach - a to nic innego, jak nudna opowieść starego dziada. Nie wynosimy z niej kompletnie nic, i aż prosi się, żeby upomnieć starca, by ograniczył się do streszczenia najważniejszych wydarzeń – czasowo zajmuje mu to 30min (1/3 filmu)! Później wcale nie jest lepiej...

Bradley Cooper dawał radę, i cieszy, że nie jest tylko hollywoodzkim błaznem, który kurczowo się będzie trzymał komedii. Mimo, że widzimy jego błędy, to wydaję mi się, że większość zrobiłaby to samo – przez co jest sympatyczniejszy dla widza. Towarzyszący mu Irons, jest ofiarą nędznego – jak się później okazuje – scenariusza. Ciężko mu wytknąć błędy warsztatowe. Facet zanudza, bo mu kazali. W końcu mamy świadomość, że skradziono jego własność, nie potrzebujemy biografii, żeby współczuć...

Najważniejsze, żeby się nie napalać. Piorunujące wrażenie z początku, zanika z każdą minutą. Częsty brak logiki niweluje wkład aktorów, a bezbarwny koniec potęguje niesmak – 3/10

 

Poza tym…

Bananas (Bananowy czubek) – 7/10 - Humor opisze najlepiej monolog reportera, który relacjonuje wydarzenia na początku filmu – „Dobry wieczór. Tu Wide World of Sports znajdujemy sie w Republice San Marco, skąd na żywo, zamierzamy wam pokazać prawdziwe morderstwo. Ten tłum zamierza zabić prezydenta tego cudownego kraju, i zastąpić go wojskową dyktaturą. Wszyscy są niezwykle podnieceni i spięci. Pogoda tego popołudnia dopisuję i jeżeli właśnie do nas dołączyliście, byliśmy świadkami bombardowania amerykańskiej ambasady. Rytuału tak starego, jak samo miasto.” W taką rebelię zostaje wmieszany obywatel USA (Woody). Jeśli weźmie się poprawkę na wiek (rok 1971) – wiadomo, że dostaniemy kilka mulących scen, których nijak by nikt nie wypuścił dzisiaj - to ciężko się nie śmiać. Przy okazji zobaczycie, jak zaczynał Sylwek Stallone

Love and Death (Miłość i śmierć) - 6/10 – Po wysokiej średniej (7.7) spodziewałem się trochę więcej. Jest to jednak ta produkcja, która spłodziła najwięcej Allenowych cytatów, znanych do dziś wszystkim fanom. Dobry koniec przygody z jego filmami. Oficjalnie odrzuciłem tylko 3... może kiedyś je jeszcze złapie, ale po takim maratonie, czas zostawić neurotyka w spokoju.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/93/#findComment-306315
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  212
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.09.2008
  • Status:  Offline

Dzisiaj bez recenzji, ale chciałbym się czymś pochwalić. Właśnie stuknęło mi 1000 filmów na filmwebie :) Tysięcznym obrazem był Monty Python i Święty Graal.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/93/#findComment-306569
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Trouble with the Curve (Dopóki piłka w grze)

Decydujący moment meczu. Pałkarzem drużyny gości, jest poczciwy, lecz wciąż skuteczny, Eastwood. Miotacz przygotowuje swój specjalny rzut... Eastwood odbija! Piłka szybuje w powietrzu, to najwyraźniej będzie zwycięskie uderzenie. 82-latek zdobywa pierwszą bazę, rusza w pogoni za drugą...

 

Gus (Clint Eastwood), to baseballowy łowca talentów. W obawie przed utratą pracy, mimo dolegliwości, wyrusza na poszukiwanie nowej gwiazdy sportu. Towarzyszyć mu będzie córka (Amy Adams), ambitna Pani adwokat, z którą kontakt nie był najlepszy ostatnimi czasy.

W baseballu ogarniam tylko podstawe pojęcia, i „home runem” ta produkcja na pewno nie jest. Miło widzieć, jak ciągnie starego wilka do lasu, ale daleki jestem od zachwytu Eastwoodem. Czuł się chyba zobowiązany wobec wieloletniego przyjaciela – reżyser Robert Lorenz – przez co dał się namówić na powrót przed kamerę. To jednak nie przywróci blasku w oczach, nie zmusi do największego wysiłku, tylko pozwoli odbębnić robotę. Zaserwował kilka min ze swojego repertuaru, rzucił paroma tekstami, jak na zgryźliwego starca przystało, i... nic poza tym. Bardziej się przejmowałem małym love story, pomiędzy córką, a niedoszłą gwiazdą tego sportu (Justin Timberlake), bo taką drogę obrał film, tonąc tym samym w banałach. Dwie kłótnie, jedno rozstanie, dwa pojednania, jedno kochanie.

Obsada robi wrażenie. Oprócz wymienione trójki, mamy jeszcze kilka rozpoznawalnych twarzy – Goodman, T-1000, Lillard. Niestety, żadna kreacja serca nie skradnie, a oklepane motywy – końcówka - które najczęściej oglądamy w produkcjach Disneya czy Nickelodeon, nie przystoją, gdy ma się na składzie Clinta. Oryginalny tytuł wydaję się być najlepszym podsumowaniem. Mieli problem z „podkręconą”, ale nie piłką, tylko fabułą. Nikt się nie wysilał przy scenariuszu. Rzut był amatorski – prosty i bez prędkości. - 4/10

 

... Eastwood pędzi ile sił w nogach do trzeciej, a piłka spada prosto w rękawice przeciwnika. OUT! I zarazem koniec nadziei, na udany sportowy dramat.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/93/#findComment-306571
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 870
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Wczoraj w TV trafiłem na Funny Games U.S. (2007) . Z początku film mnie zaciekawił, ale potem jednak żałowałem poświęconego mu czasu. Jak dla mnie film całkowicie nijaki. Sporo rzeczy mnie w tym filmie irytowało. Przeciąganie scen na siłę, co niby miało budować napięcie, a tak naprawdę człowiek chciał już śmierci tej rodziny. Nie wiem też w jakim celu była scena z cofaniem czasu, albo gadanie wprost do nas. Ja to odebrałem jako próbę pokazania, że to jest coś więcej niż zwykły film o psychopatach, ale tak naprawdę średnio to wyszło. Mi do myślenia ten film nie dał, nie wyciągnąłem żadnych wniosków z niego i pewnie bez czytania jakiejś publicystyki nie dojdę do tego, o czym tak naprawdę myślał autor.

Nie wiem, może dla kogoś będzie to coś ekstra, może ktoś zobaczy w tym filmie to coś. Ja chyba jednak wolałbym, żeby zamiast próby robienia z tego dzieła, był to zwykły film o psycholach. Moja ocena 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/93/#findComment-306658
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

The Man with the Iron Fists

Jeden koleś zabija drugiego, więc jego syn żąda zemsty. Fabuła to nic innego, jak Mortal Kombat, tudzież ktoś po mordzie dostać musi. Zresztą, czego się spodziewać, jak za reżyserie wziął się członek Wu Tang Clanu, RZA.

Największą frajde sprawia różnorodność postaci. Jak ktoś obracał się w świecie komiksów za młodu, to też na to zwróci główną uwagę. Mamy kowala, który trzyma się z dala od wojny (RZA), reinkarnacje Lucky Luke’a, z pistoletem, który strzela ostrzami (Russell Crowe – tia... on tu gra), właścicielke burdelu z ostrymi wachlarzami (Lucy Liu), czy bydlaka, którego skóra zamienia się w złoto, gdy ktoś próbuję go zaatakować ostrzem (Dave Bautista) – co rodzi pytanie, jak zrobił tatuaże :wink:

Krew się leje, a efekty tryskają z ekranu. Szkoda, że bardziej mnie to bawi, niż zachwyca – „Serio? Wystrzeliłeś shurikena z pleców, kiedy byłeś cały związany?” Nie wiem czemu, jak ktoś robi film klasy B, zaczyna robić wszystko, żeby zajeżdżał on kiczem przy każdej scenie. Czemu jak jest „Klan Wilka”, to muszą chodzić w wilczych skórach?! Czemu jak ktoś nosi pseudonim „Złoty Lew”, to wizualnie wygląda jak odpowiadające mu zwierzę?! Nie obeszłoby się bez tego? Jeśli bym dostał takie mordobicie, to przy przesadzonych scenach, zawsze mógłbym sobie przypomnieć, jaki film włączyłem. Nie muszą mi tego prezentować na każdym kroku.

Na barkach Batisty, oparli więcej niż mogłem się spodziewać. Myślałem, że będzie tylko zjawiskowym dodatkiem, a okazał się ważną częścią intrygi, i największym kozakiem w mieście. Jego wizerunek ogranicza kwestie mówione, co pozwala nam się cieszyć, bo do grona naturalnych aktorów nie należy. Tych jest tylko dwójka – Crowe i Liu. Ich postaci – mimo, że są tak samo „głębokie” jak reszta – przykuwają największą uwagę, co tylko pokazuje jak ważne jest doświadczenie. Konkurencja – Cung Le, czy Ryu ze „Street Fightera” (tego z Van Dammem) – jest denna, ale nikt do Oscarów ich nominować nie będzie.

Niezobowiązująca rozrywka, z której wycisnąłem dla siebie za mało. Może już zestarzałem się na tyle, by odpuszczać takie produkcje – hmm... wrestling wciąż śledzę - choć nawet jakbym je kochał, to i tak RZA miał inną wizję – 3/10

 

Poza tym...

The Wedding Singer (Od wesela do wesela) – 3/10 - Stara komedia z Sandlerem, kiedy był... jeszcze mniej śmieszny niż teraz. Zresztą, to „kom-rom”, gdzie dwoje ludzi traci czas w nieodpowiednich związkach. Jeden śpiewa po weselach, druga jest tam kelnerką. Znikoma ilość uśmiechów, ale pełny zestaw typowych dla gatunku „zwrotów akcji” – że się zakochują, później obrażają, i finalnie godzą

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/93/#findComment-306659
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  5 045
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline

Nie pisałem jakiś czas, ale po prostu przez pewien okres nadrabiałem niektóre mainstreamowe produkcje i w większości byłem zawiedziony tym co otrzymałem. Na duży plus na pewno zasługuje "Wojownik", który nie dość, że uraczył mnie świetnym Nickiem Nolte to także bardzo solidnym Tomem Hardym i ogólnie bardzo dobrym scenariuszem. Zupełnie odmienna historia dwóch braci, których losy potoczyły się w taki, a nie inny sposób z miejsca przyciągnęła moją uwagę, a gdy do tego doszedł turniej MMA w którym obaj brali udział to nie byłem w stanie się nudzić i czekałem na końcówkę z nadzieją, że nic nie zostanie popsute. Koniec końców jestem zadowolony, bo wiele wątków w tym filmie razem z finałem zostało fajnie poprowadzone i do końca nie byłem w stanie przewidzieć jak to wszystko się skończy. Dla fanów wrestlingu i MMA to pozycja obowiązkowa - 8/10. Później miałem kilka dni w których obejrzałem sporo średniaków, ale na szczęście w weekend dorwałem całkiem solidną produkcje "Szepty" z Rebeccą Hall w roli głównej. Sama fabuła na początku wydała mi się dość oklepana, ale im dalej toczyła się akcja tym bardziej podobało mi się w jaki sposób budowane jest napięcie, a samo zakończenie, które zupełnie odbiegło od tego na co liczyłem(myślałem, że będzie bardzo sztampowo) bardzo u mnie zaplusowało. Horror, który przez większość czasu wygląda jak thriller i który ma w sobie dużą dawkę dramatyzmu - 7/10.

 

Notki:

Kochanie, poznaj moich kumpli - kolejna komedia, która wydaje się być bardzo podobna do tego wszystkiego co wychodzi w ostatnich latach. Jest picie, jest ćpanie, a zmienia się tylko tło, bo zamiast wieczoru kawalerskiego, który był tylko tłem dostajemy wesele. Za bardzo oklepane i zaledwie kilka zabawnych scen. 4/10

 

Podróż na tajemniczą wyspę - jak wiadomo lubię sobie pooglądać coś z fantasy, ale tutaj bawiły mnie głównie widoki, bo The Rock mnie nie porwał na pewno. Na plus Michael Caine i tytułowa wyspa, ale poziom bardzo zbliżony do części pierwszej z Brendanem Fraserem. O, mało bym zapomniał, film został skradziony przez najzabawniejszego Luiza Guzmana. 5/10

 

Protektor - kolejna typowa produkcja z Jasonem Stathamem. Bardzo przypomina mi to pierwszą część "Transportera", ale z mniej dopracowaną fabułą i gorszymi scenami walki. Średniak na którym człowiek się nie nudzi, ale też nic po takim obrazie nie zapada mu w pamięć. 5/10

 

Ted - wiele razy słyszałem już podobne opinie i moja nie będzie się za bardzo różnić. Ten film miał naprawdę fajne pierwsze 30-40 minut, a potem było już tylko gorzej. Szkoda, że nawet w taką produkcję wmieszali wątek romantyczny, który popsuł ogólne wrażenie. 6/10

 

Gniew tytanów - pierwsza część była jednak lepsza, bo druga okazała się bardzo przesadzona. Szkoda, bo tak jak lubię mitologie tak trudno dorwać dobrze zrobiony film w tych klimatach. Tutaj był potencjał, ale na tym się skończyło. 4/10

 

Raid - wiele naczytałem się na temat tego filmu i oczekiwałem naprawdę niesamowitej rozróby, a otrzymałem średniaka. To co miało być najlepszą częścią tego filmu, czyli sceny akcji, a w szczególności walki zaczęły mnie męczyć po pół godzinie, bo wszystko wyglądało tak samo. "Ong Bak" zrobiło na mnie o wiele lepsze wrażenie. 5/10

 

Kontrabanda - może i film jakich wiele, ale nie oglądało mi się tego źle. Fabuła miała oczywiście wiele niedociągnięć, a uważny widz mógł spodziewać się takiej, a nie innej końcówki, ale napięcie w pewnym momencie zbudowali niezłe, a sam pomysł okazał się mniej nudny niż mogło się wydawać. Whalberg znów zagrał tak samo, a w paru filmach pokazał, że stać go na więcej. 6/10

 

Atak na dzielnicę - lubię takie luźne filmy gdzie reżyser z miejsca bawi się konwencją, ale tutaj nie przypadło mi to do gustu. Kosmici atakują dzielnice Londynu ścigając nastolatków, którzy zachowują się momentami jak John Rambo po marihuanie. No i jeszcze wygląd obcych, którzy wyglądali jak połączenie "Obcego" z gorylem w wersji animowanej. 3/10

 

Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć - cóż ten film oglądało się nawet nieźle, ale z czasem łapałem się za głowę. Fabuła strasznie prowadzona, a większość postaci zupełnie nie wykorzystana. Wiadomo, że klimatu takiego jaki miał serial nie można było osiągnąć, ale mogli zrobić coś lepszego, bo czułem się jakbym oglądał parodie momentami. W ogóle wojna i te sprawy, a tam prawie nikt nie ginie! 4/10

 

Anatomia strachu - kolejny film z Cagem, który okazał się zupełnym średniakiem, ale na pewno pozostawia po sobie lepsze wrażenie niż chociażby Ghost Rider. Oczywiście sam pomysł mógł zostać lepiej poprowadzony, ale też nie będę narzekać, bo mogło być jeszcze gorzej. Nawet niezła była Nicole Kidman, ale to też takie szukanie pozytywów. 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/93/#findComment-306670
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

The Perks of Being a Wallflower

Polscy tłumacze jeszcze na tytuł nie wpadli, ale nie zdziwię się, jak sprezentują nam coś w rodzaju “Jestem nieudacznikiem”. Film opowiada historie 15-letniego Charliego (Logan Lerman), który właśnie przeżywa śmierć jedynego przyjaciela. Mało tego, szykuje się do największej katastrofy w dziejach ludzkości – przynajmniej dla Amerykańskich nastolatków – pierwszy dzień w nowej szkole! Z racji bycia outsiderem, sytuacja nie jest wesoła. Czeka go stanie pod ścianą i obserwacja innych, do czasu, aż pod swoje skrzydła bierze go ekipa seniorów - tj. kilka lat starsi koledzy ze szkoły, nie jakieś pedofile.

Początek napawa sporym optymizmem, gdy pokazują, że w głowie chłopaka nie jest najlepiej. Zmaga się on co prawda z typowymi problemami braku akceptacji, czy strachu, ale wszystko wyegzekwowane w najlepszy z możliwych sposobów. Śmiesznie jest, kiedy ma być śmiesznie, dramatycznie, kiedy dramatycznie – co wcale nie jest jakąś oczywistością. Nawet aktorsko jest przyzwoicie, bo młodego Lermana, wspierają doświadczeni rówieśnicy pokroju Emmy Watson i dostarczają wiarygodne, życiowe dialogi.

Utarte schematy zabijają trochę frajdę – co raczej nie przystoi produkcji, która ma średnią 8.4. Chłopak się musi zakochać, powoli przełamywać słabości i... dalsza wyliczanka to by był spoiler, choć i tak wiem, że każdy się domyśli oglądając. Tak jak każde pokolenie ma swoją imprezową komedię, tak też jest z tymi szkolnymi dramatami. Wszystkie nieudaczniki mogą się cieszyć, bo dostały smaczny kąsek. Pewnie skłoni ich do refleksji, choć stoją pod ścianą z wyboru, niekoniecznie tak jak nasz główny bohater - pod koniec dostajemy mocny akcent, który wynagrodził przedzieranie się przez znane wszystkim ścieżki – 6/10 - gdybym się bawił w połówki to 6.5 na spokojnie (innymi słowy, kusiła siódemka)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/93/#findComment-306721
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Killing Them Softly

 

Przed recenzją pogratuluję(po raz kolejny) tłumaczenia tytułu.Naprawdę, świetna robota... Jak się nie potrafi, to się zostawia oryginalny tytuł, a nie specjalnie komercjalizuje po to, by haczykiem przyciągnąć masy do kina(niestety nie z takim tytułem).

 

Ale już do rzeczy, bo nie o to w tym wszystkim chodzi.Zatem "Killing Them Softly".Został nam tutaj zaprezentowany thriller, w którym mniej więcej chodzi o to, że 2 przypadkowych złodziejaszków zostaje wynajętych, by buchnąć pieniądze podczas ustawianej gry w pokera.Skok się udaje, ale zostają tropieni przez płatnego zabójcę(Brad Pitt).Na pierwszy rzut oka wydaje się banalna i bardzo prosta.Ale w praktyce zupełnie inaczej się to prezentuje.Po pierwsze, przez thriller kojarzymy film, który nie ma jakiegoś wydumanego przesłania, a skupia się bardziej na "thrillingu", czyli na utrzymywaniu nas w napięciu poprzez różnorakie sceny akcji, czy twisty fabularne... no wiecie o co chodzi.Tutaj akcji mamy jak kot napłakał.Śmiało można powiedzieć, że w zasadzie ona tutaj nie występuje.Występuje za to multum dialogów, które po pierwsze są bardzo sensowne(nie jest to zwykła,czcza paplanina), a po drugie potrafią rozbawić człowieka do łez(np. scena w hotelu gdzie opowiadana jest historia "pierwszego wzwodu" - nie zamierzam niczego spoilerować, ja sam zwijałem się ze śmiechu dobry kawałek czasu).Jednakże sama słowa byłyby niczym, gdyby nie fantastyczne odgrywanie postaci, a tutaj mamy ich paru.Pierwsze skrzypce gra Brad Pitt, który wciela się w płatnego mordercę(miła odmiana po rolach "tych dobrych").Jego postać cechuję to, że "zabija po przyjacielsku"(więcej się dowiecie podczas filmu).Postać którą odgrywa jest dosyć ciekawa i tajemnicza, przez co będziemy się nią interesować do samego końca.Role pomocnicze są tutaj również dobrze odgrywane, bazując co prawda głównie na humorze, ale i to dobre(humoru jedynie nie prezentuje Ray Liotta, ale jego postać akurat ma do tego najmniej powodów - tak na marginesie, jak on się bardzo zestarzał przez te lata, Henry Smith z "Goodfellas" to już na pewno nie jest, a szkoda).Jednakże jak już wspomniałem na początku, w filmie mało się dzieje.Jest z deczkę przegadany.Ale, ale.Mamy tutaj bardzo ciekawe i mocne zarazem przesłanie.Mianowicie przez cały film jest budowana ostatnia scena, w której zawiera się przesłanie skutków myśli kapitalistycznej(ta budowa o której wspomniałem jest tak skonstruowana, że trzeba uważać na poszczególne dialogi między Pittem a pozostałymi postaciami i łączyć schematy, które prezentują i połączyć je na końcu we wspólną całość i dopiero wtedy do nas to dotrze) i tylko od nas zależy, jak ją będziemy rozumieć.Podsumowując mój długi post(najdłuższy chyba, jaki napisałem podczas całego mojego przebywania na forum), nie jest to film dla każdego.Ktoś, kto szuka akcji, może sobie darować.Bardziej wybrednych śmiało zachęcam.Film ma wady, ale też ma więcej zalet.Zatem moja ocena to 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/93/#findComment-306928
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Killing Them Softly

 

Obiło mi się o uszy, że to taki "Drive" o płatnym mordercy - skupiający się bardziej na klimacie, nie akcji - a jak już napisałeś, że postawili w głównej mierze na dialogi, to ślina chyba pociekła mi z gęby. Must See! Cholernie czekałem na ten film. Jak już byłem gotowy isc do kina, to okazalo sie, ze w Radomiu tego nie graja! Genialnie! "Żółwika Sammy'ego 2", to pamiętali, żeby wcisnąć w repertuar...

 

Chociaż wolelibyśmy(a przynajmniej ja) recenzji "Atlasu Chmur" w najbliższym czasie(jak to wygląda z Twojej perspektywy).

 

 

 

 

Cloud Atlas (Atlas chmur)

Dla wielu współczesne arcydzieło, dla innych przynudzający gniot. „Atlas Chmur” to nowa produkcja Wachowskich („Matrix”), którzy starają się pokazać, jak decyzje postaci z jednej epoki, wpływają na ich przyszłość w innych wcieleniach. Wyzwanie dla mojej sceptycznej osoby...

Jeśli ciągniesz swój film przez 3godziny, nie znaczy, że ta podróż będzie epicka. Jeśli podejmiesz się intrygującego tematu, nie znaczy, że zdołasz utrzymać widza „przyklejonego” do ekranu. „Atlas” został podzielony na przeplatające się sekwencje z różnych epok, które mają zobrazować, to co twórcy założyli. Tych historii jest bodajże pięć, a żadna nie jest ciekawa w pojedynke. Żadna nie miałaby szans na duży ekran, gdyby była pojedynczym tworem. Czemu mam czekać na rozwój wydarzeń w każdej z nich? Mam świadomość, co twórcy sobie założyli, więc tylko wyczekuje egzekucji planu, a tym oczekiwaniem się lekko znudziłem. Ładnie poukładali ten bajzel – przeskoki między scenami są zgrabne, i nie przyprawiają o zawrót głowy – co nie zmienia faktu, że wciąż śmierdzi – na czele z historiami przyszłości.

Jednym z głównych założeń Wachowskich, było użycie tych samych aktorów. Na zasadzie przedstawienia dusz, w kolejnych wcieleniach. Z czasem, to wszystko zostaje ostro pokręcone, bo dodają jeszcze znamie, które ktoś ma od urodzenia, i już człowiek nie wie, czy ma się kierować aktorami, czy tymi znakami. Pytanie, czy konieczne było użycie tych samych ludzi, do odtworzenia różnych ról? Z jednej strony, godne podziwu – aktorzy mieli wyzwanie – z drugiej, zbędnę poplątanie. Dochodzi do tego, że Hugo Weaving, ląduje w komicznych kreacjach, nie działających jakkolwiek na plus całości. Aż dziwię się, że tak (nie)wykorzystali swojego ulubionego aktora (współpracował z nimi wielokrotnie). Raz rzucając go do roli pielęgniarki, innym razem jakiegoś kosmicznego chińczyka, który wizualnie wygląda, jak twory ze wczesnych Star Treków. To pozostawia mieszane uczucia, w kwestii obsady. Tom Hanks i Jim Broadbent, są świetni za cokolwiek się nie złapią, i obu widzę w nominacjach do Oscarów. Piękno ich gry objawia się w tym, że człowiek jest gotów uwierzyć w ich nowe charaktery. Dla przykładu, taka Halle Berry, za co by się nie złapała... jest po prostu Halle Berry.

Przesolona zupa! Na początku wydaje się smakować dobrze, a z czasem trzeba to po prostu wylać i zapomnieć. Nikt mi nie wmówi, że ten 3-godziny „Tour-de-France” był konieczny. Spokojnie mogli przedstawić, to co chcieli, w bardziej przystępnej – niezanudzającej – formie. Widocznie Wachowskim szkodzi, jeśli nikt nie ingeruje w ich projekt. Od podstaw nikt im nie podpowiadał, zrobili co chcieli, nie szli na ustępstwa. Tym głupiej im powinno być, że przy tak ważnym - dla nich - temacie, pozwalali sobie na infantylny humor. Współczesne arcydzieło? Tylko dla tych, którzy wielbili „Odyseje Kosmiczna”, czy zachwycali się zeszłorocznym „Drzewem życia” - 4/10

 

Poza tym...

Mansome – 4/10 - Dokument o wszelkiej maści zaroście. Wycisnęli z tego maksimum, choć to i tak niewystarczająco dużo, zeby dać dobrą ocenę. Za mało wypowiedzi kobiet, za dużo psycholi, dla których zapuszczanie brody to SPORT - maja nawet swoje mistrzostwa! Dla nas najciekawsze będą momenty, gdy wrestlerzy dochodzą do głosu (około 10min). Sporo tego czasu poświęcili Daivariemu, który ma włosy na każdej części ciała – prawdziwy neandertalis - więc tylko tutaj możecie zobaczyć, jak Colt Cabana pomaga mu golić te z pleców. Oprócz niego zajrzeli z kamerą na zaplecze TNA, gdzie Dixie stwierdziła, że poświęca na szykowanie się, mniej czasu od swoich wrestlerów (+ krótka wypowiedź Morgana)

Comic-Con Episode IV: A Fan's Hope (Comic-Con Epizod V: Fani kontratakują) – 7/10 - Pani Ania z biura tłumaczeń dała ostro dupy. Człowiek szukał epizodu V, jak wściekły - bo i po co ponosić się na IV, skoro i tak to ma być tylko w ramach ciekawostki. Okazało się, że debile nawet w cyfrach potrafią namieszać, a o Comic-Conie, powstał tylko jeden dokument, który nasze kina nawiedził z rocznym poślizgiem – za to też brawa.

Przyjemna produkcja, zaglądająca za kulisy. Wywiady z ludźmi, którzy nie potrafią wytłumaczyć, czemu zbierają zabawki czy komiksy. Z chęcią bym taką impreze odwiedził. Daleko mi do tych maniaków – ich wejście na hale, to sprint większy od otwarcia supermarketu w Polsce - ale z roku na rok, jest to coraz większa inicjatywa. Zaczynała jako mały zjazd fanów, a dziś wie o tym każdy. Jeśli ktoś choć trochę ogarnia temat, to polecam. Ja miałem spory ubaw. Trochę z wykrętów – którzy tam przyjeżdżają - trochę z opowiedzianych historii, trochę z akcji – twórcy kostiumów muszą zdać swoją „broń” do sprawdzenia przed wejsciem (widok tych młotów czy karabinów – bezcenny).

The Collector – 3/10 - Produkcja, broniąca się tylko pomysłem – nic genialnego, ale jednak. Były więzień, który próbuje spłacić długi, obiera za cel obrabowanie mieszkania swojego pracodawcy. Nie wie tylko, że do tego samego mieszkania włamał się wcześniej inny przestępca, który zastawił w nim pułapki. Te nie są niczym zjawiskowym, w obsadzie brakuje konkretnych ludzi, a o strachu – to horror/thriller – mowy nie ma. Tzn. jest stasznie... gówniano nakręcony – chaos i zbyt duże zbliżenia. Kamerzysta – albo pomysłodawca takich kadrów – powinien zostać wykopany, i nie mieć powrotu do Hollywood. Niech idzie kręcić studniówki.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/93/#findComment-306930
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

N!KO, ale już nawet sami Wachowscy mówili, że ich celem nie była żadna reinkarnacja, czy pierdoły w tym stylu.Wykorzystali tych samych aktorów, żeby specjaliści od make-up'u mieli pole do popisu.Sam przyznaj, że przynajmniej połowy kreacji ześ nie poznał(przynajmniej ja nie).A to znamię, które mieli wszyscy bohaterowie ma symbolizać walkę o wolność w obojętnie jakiej postaci(słowa, woli, sumienia itp.), że to jest wartość ponadczasowa.Każda historia nie miałaby miejsca, gdyby nie inna, to też zostało bardzo pięknie w mojej opinii pokazane i wyegzekwowane.Aktorstwo - tak jak mówisz, majstersztyk(przede wszystkim Hanks i Broadbent, szkoda tylko, że szansa na ich nominacje jest bliska zeru), ale Halle Berry też dawała radę.Prawdopodobnie przesadna krytyka bierze się z tego, że skupiłeś się na reinkarnacji(też tak myślałem przez część filmu, że o to chodzi tam, ale potem coś mnie strzeliło), a sęk w tym, że tam nie ma ani słowa o tym.Dla mnie ten film jest arcydziełem, przyznaję mu 10/10, lepszego filmu w tym roku już raczej nie znajdę, a sam obraz ten nic nie dostanie, a wielka szkoda.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/93/#findComment-306934
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Wykorzystali tych samych aktorów, żeby specjaliści od make-up'u mieli pole do popisu.

 

I popisali sie! Tak zmaskrowac Hugo Weavinga, nikt nie potrafił :wink: Na tym polu faktycznie nie mają sobie równych.

 

A to znamię, które mieli wszyscy bohaterowie ma symbolizać walkę o wolność w obojętnie jakiej postaci(słowa, woli, sumienia itp.), że to jest wartość ponadczasowa.

 

Tutaj z czystej ciekawosci... w ktorym momencie ten wniosek wysnules?

 

Dla mnie ten film jest arcydziełem, przyznaję mu 10/10, lepszego filmu w tym roku już raczej nie znajdę, a sam obraz ten nic nie dostanie, a wielka szkoda.

 

Sam masz świadomość, że nic nie dostanie, wiec chyba nie było AŻ tak pięknie? Ja nie zapamiętam z niego wiele - chyba, że Pana "Yes-Yesa", czy jak tam miał ten diabełek, objawiający się w uber-przyszłości Hanksowi? (oczywiście, nie jest to jakkolwiek pozytywny apekt, tylko pierdoła).

 

OK. Odstępuje od sceptycyzmu, od diabłów, od przykrej wizji przyszłości, i... ten film, i tak nie daje mi do żadnego myślenia. Może to będzie ta sama batalia, którą mogę prowadzić z fanami Odysei Kosmicznej. Jedni ubóstwiają, ja śpie.

 

Halle Berry, była dobra? W którym momencie, patrząc na nią, przytaknąłeś i stwierdziłeś, że jest dobra? Obawiam się, że to nie w tym filmie było :wink: A Ci od make-upu, to chyba wzięli wolne, jak przyszło do charakteryzacji Catwoman.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/93/#findComment-306936
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

To, że nic nie dostanie(nawet nominacji, co najwyżej parę w technicznych) wnoszę z tego, że ma za mało poparcia krytyków(za duża biegunowość opinii).Pamiętajmy, że kiedyś takie "Lśnienie" dostawało nominacje do Razzie, co pochlebstwe dla filmu raczej nie jest(Kubrick i nominacja do najgorszego reżysera?Jak widać było możliwe).Być może coś się w tej kwestii zmieni przez pare dziesiąt lat.Nie chcę się kłócić na temat Odyseji, bo nie widziałem(zabieram się do tego ale nie ma czasu przez studia klasyków oglądać, bo z nowościami na bieżąco trzeba być).Fakt faktem, Odyseja też nie zostało ciepło przyjęta w swoich czasach.

 

Pytasz też kiedy taki wniosek wysnułem?15 minut po wyjściu z kina.Jak zawsze wychodzę, to wracam spacerem te 30 minut do domu, więc staram sobie wykombinować, co obejrzałem, czemu i dlaczego.Wnoszę po tym, że każda historia dotyczyła tego zagadnienia w innej formie, plus że wszyscy mieli to char. znamię, co ich w pewien sposób łączyło.Dla mnie tylko to ma logiczny sens, bo reinkarnacja(jeżeli o to Wachowskim chodziło) kompletnie mija się z celem i przebiegiem fabuły.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/93/#findComment-306937
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Pytasz też kiedy taki wniosek wysnułem?15 minut po wyjściu z kina.Jak zawsze wychodzę, to wracam spacerem te 30 minut do domu, więc staram sobie wykombinować, co obejrzałem, czemu i dlaczego.Wnoszę po tym, że każda historia dotyczyła tego zagadnienia w innej formie, plus że wszyscy mieli to char. znamię, co ich w pewien sposób łączyło.Dla mnie tylko to ma logiczny sens, bo reinkarnacja(jeżeli o to Wachowskim chodziło) kompletnie mija się z celem i przebiegiem fabuły.

 

Czyli nie jest wykluczone, że oczarowany filmem, dopisujesz sobie ideologie, których tam po prostu nie ma?

 

To, że nic nie dostanie(nawet nominacji, co najwyżej parę w technicznych) wnoszę z tego, że ma za mało poparcia krytyków(za duża biegunowość opinii)

 

Z czegoś to się bierze. Ja nie będę stawał w obronie zadufanych krytyków, używających zwrotów, o których czytający pojęcia nie ma, ale tutaj bliżej mi do nich. Wachowscy mogli to zrobić lepiej. Temat nie był zły, wykonanie było nędzne. Poza tym, fani książki - podobnież taka istnieje - też zachwyceni nie są, choć to nie nowość - ten target zadowolić filmem ciężko. Dla mnie sami się wyłożyli na tych szczegółach. Zbędne żarciki. Kto widział, żeby podejmować poważny temat, i dawać scene, w której kot skacze na krocze typa, a ten wypada z okna? (bodajże wypada - robiłem facepalm - ale kot skoczył tam na bank) Po co? Do czego to prowadziło? Było kompletnie zbędne. Pozostawiało niesmak. A taki niesmak mi towarzyszył zbyt często, żeby Tom Hanks dał radę go osłodzić.

 

Dla mnie tylko to ma logiczny sens, bo reinkarnacja(jeżeli o to Wachowskim chodziło) kompletnie mija się z celem i przebiegiem fabuły.

 

O właśnie! Reinkarnacja kompletnie mija się z celem, i wprowadza to w zamęt. Nasłuchałem się wielu opinii na temat filmu, i jeszcze nikt nie negował, że nie chodzi tam o to, jak los jednych postaci, wpływa na ich wcielenia w przyszłości - Ty nazwałeś to reinkarnacją, więc tego pojęcia się trzymajmy. Jeśli więc nie jest to reinkarnacja, to co zostaje? Pięć historyjek, które są ze sobą powiązane?

 

Pominę, że nie odpisałeś na wszystkie zagadnienia przeze mnie poruszone. Diabła pomijamy dla dobra produkcji? :wink:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/93/#findComment-306938
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Czyli nie jest wykluczone, że oczarowany filmem, dopisujesz sobie ideologie, których tam po prostu nie ma?

 

Czy właśnie nie o to chodzi w interpretowaniu sztuki, drogi Nikodemie?Widziałem coś, rozumiem tak jak rozumiem(bo jak coś takiego widzę, to od razu przypomina mi się język polski, gdzie jak nie rozumiałeś tak jak Ci nauczyciel mówił, to bania była)

 

O właśnie! Reinkarnacja kompletnie mija się z celem, i wprowadza to w zamęt. Nasłuchałem się wielu opinii na temat filmu, i jeszcze nikt nie negował, że nie chodzi tam o to, jak los jednych postaci, wpływa na ich wcielenia w przyszłości - Ty nazwałeś to reinkarnacją, więc tego pojęcia się trzymajmy. Jeśli więc nie jest to reinkarnacja, to co zostaje? Pięć historyjek, które są ze sobą powiązane?

 

Tak mi się wydaje.Czytałem też wywiad, gdzie Wachowscy SAMI mówią o tym, że tworząc film nie kierowali się żadną reinkarnacją, a czymś innym.Wystarczy sobie ten fragment znaleźć.

 

[ Dodano: 2012-12-14, 22:58 ]

A propo diabła :P, nie wiem po co miałbym odpisywać na to.To już zależy wyłącznie od Ciebie, jak widzisz postać, to nie jest przedmiotem dyskusji : )

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/93/#findComment-306940
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Czy właśnie nie o to chodzi w interpretowaniu sztuki, drogi Nikodemie?Widziałem coś, rozumiem tak jak rozumiem(bo jak coś takiego widzę, to od razu przypomina mi się język polski, gdzie jak nie rozumiałeś tak jak Ci nauczyciel mówił, to bania była)

 

OK. Dokładnie o to chodzi. Dlatego ja pytałem, co pozwoliło Ci dojść do tych wniosków. Które sceny. W końcu oparłeś to, o ten sam film, który ja widziałem. W zamian dostałem - bo to wydaję się jedyną logiczną opcją. OK. Też jestem w stanie kupić tą wersję, ale tylko i wyłącznie w chwili, gdy ktoś przyjmuje jakąś krytke danego dzieła. Jeśli takiej krytki ktoś przyjmować nie chce, to ja po prostu wnioskuje, że mu się podobało, a zgrabną idee sobie z powietrza ściągnął. Bo jaki inny wniosek mogłeś wyciągnąć, skoro nie było w rozmyślaniach opcji - "Hej, a może po prostu im nie wyszło?"

 

A propo diabła :P, nie wiem po co miałbym odpisywać na to.To już zależy wyłącznie od Ciebie, jak widzisz postać, to nie jest przedmiotem dyskusji : )

 

To właśnie jest jeden z tych beznadziejnych motywów, które staram Ci się wypunktować. To samo jest z kotem, bo przecież jego triumfalny skok na jaja, nie jest integralną częścią całości :twisted: Zbyt często błądzili w bezsensownych scenach, a to jest dla mnie niewybaczalne w tych "epickich", wielogodzinnych produkcjach.

 

Tak mi się wydaje.Czytałem też wywiad, gdzie Wachowscy SAMI mówią o tym, że tworząc film nie kierowali się żadną reinkarnacją, a czymś innym.Wystarczy sobie ten fragment znaleźć.

 

OK. Wierzę, że masz rację, ale zapytałem... o czym w takim razie jest ten film?

 

... żeby nie było. Ja akceptuje Twoją opinie - życia sobie przez nią nie odbiore - ale staram się po prostu dowiedzieć więcej, bo "Atlas Chmur", do mnie zdecydowanie nie trafił.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/93/#findComment-306942
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • IIL
      @GGGGG9707 , belgijskie BZW zrobi galę w Brukseli dzień przed Raw: Potwierdzono udział Trent Seven i MAO oraz dmuchanej lali z DDT
    • IIL
      @StuPH moje konto też wtedy poleciało...   @ SinMaker  od niedawna też jest z nami tutaj na forum. Pamiętam te forum PWZ. Nawet jakiegoś wywiadu odnośnie śmierci Misawy tam udzielałem i potem jechano mnie tam za jego treść. Trzeba by wykminić jaki tam był link i poszukać na IWM. W tamtym czasie istniało też forum Evo Wrestling na prywatnym hostingu. Nie pamiętam jednak linka do niego.    
    • StuPH
      Nie pamiętam jak inni, wiem że ja wtedy wyleciałem właśnie za to xD i to był syn Andrzeja a nie Pawła! Wtedy też powstał mój nick, który w oryginale brzmiał Stupron Hart (czy Stu Pron Hart). Na taki zmienił mi go właśnie wspomniany SinMaker, który z admina zleciał na moderatora (ale bana się ustrzegł). Tak było! 
    • HeymanGuy
      A te bany od Boryssa były za wyśmiewanie się z sympatii jego syna do Reya Mysterio?
    • StuPH
      Ale tylko jako cmentarzysko  Będąc przy temacie forum WF, przypomniał mi się fakt, że na wiosnę 2009 r. sporo użytkowników wyłapała bany (chyba nawet od samego Boryssa) i w tamtym okresie wygnani założyli własne forum, którego nazwy w stu procentach nie jestem w stanie sobie przypomnieć, ale coś mi świta, że mogło to być Polish Wrestling Zone. Przez jakiś pierwszy miesiąc (lub dwa tygodnie?) było na darmowym serwerze, później już bardziej profeska. Oczywiście forum nie przetrwało zbyt długo, bo w gruncie rzeczy jedynymi użytkownikami byli ex-WFowcy (SinMaker był adminem na nowym forum i WF - ten to się umiał ustawić ). Ciekawostka - na wspominanym przeze mnie forum pojawił się Wee Man Pawłowski, który nawet dostał moderatora i promował jako swoje jakieś przedsięwzięcie wrestlingowe. Później okazało się, że nie miał z tym nic wspólnego, lecz brnął, że "został wyrzucony z własnego projektu". Ot historia krótko żyjącego forum. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...