Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Sinister

Ellison Oswalt (Ethan Hawke), opiera swoje książki na niewyjaśnionych historiach. Zaginione dzieci, czy serie morderstw, których policji nigdy nie udało się rozwiązać. Zabawa w detektywa prowadzi go do nowego domu, gdzie historia poprzednich właścicieli, jest bardziej skomplikowana od innych, z którymi miał do czynienia.

Opis fabuły nie zapowiada żadnego wielkiego widowiska – ciężko znaleźć horror, który na papierze wyglądałby innowacyjnie – obsada nie gwarantuje nic dobrego, ale to solidny „straszak”. Przede wszystkim, twórcy poradzili sobie z budowaniem napięcia. Nie idą za głupią zasadą, im głośniej, tym straszniej, i nie zasypują scenami wyskokowymi – choć od tych też nie da się uciec kompletnie.

Ujęcia są mocno niepokojące i wrażliwi mogą sikać w pidźamę, że film zaczyna się od rodziny powieszonej na drzewie. Jeśli ktoś stroni od opowieści o demonach, to to jest ta, którą warto się zainteresować. Sam jestem sceptykiem i nijak mnie takie filmy nie przekonują, ale twarz tego demona, to pierwsza rzecz jaką miałem przed oczami po zamknięciu oczu. Jeśli przejrzeć horrory, które miały mnie przestraszyć w ostatnich latach, to jestem w stanie obejrzeć je w nocy, na cmentarzu, malując pentagram na ścianie i wykrzykując „krwawą mary” do lustra – z Sinisterem bym chyba nie był takim wariatem.

Niestety, ma to wszystko swoje gorsze strony, które nie pozwolą na bardzo wysoką ocene. Aktorsko nie zapowiadało się dobrze, ale i nic nie wskazywało na taki dramat. Hawke jest przyzwoity – do niego nie wypada się przyczepiać – ale wszyscy, którzy mu towarzyszą, to nieudacznicy, których miałem dość po 30-sekundach.

Końcówka sprawiła jeden z większych zawodów. To były momenty, w których „Sinister” miał rozwinąć skrzydła, a skończył wykładając się na każdym polu – tj. upodobnił się do innych przedstawicieli. Jest dobrze, ale lekki niedosyt pozostał – 6/10

 

Poza tym...

Hoffa - 5/10 - Nic nie zachwycilo. Masz ciagle wrazenie w glowie, ze ogladasz cos dobrego, ale pozniej bedziesz mial problem, zeby powiedziec, co dokladnie to bylo. Historia ma kilka lepszych momentow, a Nicholson tylko momentami robi wrazenie.

 

 

 

 

The Watch (Straż sąsiedzka)

Czterech mieszkańców małego miasteczka – Ben Stiller, Vince Vaughn, Jonah Hill, Richard Ayoade – zakłada straż sąsiedzką, w celu rozwiązania zagadki tajemniczego morderstwa. Zabawa w stróżów prawa zamienia się w bitwe o ziemię, bo za ostatnie ataki nie odpowiada człowiek...

Mimo, że na papierze wygląda, to jak gniot, który trafi od razu do popołudniowej telewizji, to w swojej głupocie ma swój urok. Kazdy z czwórki reprezentuje nieco inny humor. Każdy to odmienna osobowość. Stiller to założyciel, i jedyny, który główny cel wziął sobie do serca. Jest tym, który ma temperować całą ekipe, więc na dobrą sprawę nie odpowiada za żadne gagi – na czym nie ucierpimy, bo i tak dawno nikogo nie potrafił rozśmieszyć. Vince Vaughn – mój faworyt – beztroski ojciec nastoletniej córki, który żyje by się bawić. Jonah Hill, koleś z wyimaginowym „ja”, który przy okazji oblał wszystkie możliwe testy na policjanta. Richard Ayoade... ... nie mam pojęcia kto to, ale wiem, że jest Anglikiem, co już z założenia mnie nie śmieszy.

Groteska rzadko się sprawdza w moich oczach. „Straż sąsiedzka”, to na pewno nie seria gagów, które bym polecił każdemu – najczęście spotkacie motyw wypowiedzenia kretyńskiego tekstu z ogromną powagą. Ma to po prostu swoje momenty. Momenty pozwalające nie pociąć się suchą bułką w piwnicy po obejrzeniu. Jutro już pewnie będę niewiele pamiętał – 4/10

 

Poza tym...

Kinsey – 5/10 – Jak zawsze świetny Neeson, i bardzo fajna tematyka – badania o seksie. Niestety, wraz z postępem, ocena spadla aż o dwa oczka. Na poczatku bylem przyklejony do ekranu, a im dalej, chcialem, zeby to juz byl koniec. Tematyka staje sie mocno uciazliwa, a dialogi juz tak nie ciesza. Może gdyby był odrobine krótszy...

About a Boy (Był sobie chłopiec) – 5/10 - To chyba jedyny film z Hugh Grantem – na pewno jeden z niewielu – który nawet przypadł mi do gustu. Prosta historia o dzieciaku, który uczy faceta, jak być dorosłym. Największy plus, to główny bohater – cyniczny uwodziciel samotnych matek - ... do czasu przemiany.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/91/#findComment-303901
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline

Moje opinie zawierają całą masę spoilerów.

 

Pamięć absolutna (2012)

 

Generalnie to nie mogę pojąć, że remaki zdarzają się obecnie tak szybko. O ile rozumiem, że ktoś może nakręcić "od nowa" historię opowiedzianą przed pół wiekiem (np. western "3:10 do Yumy"), to już remaków filmów, które ukazały się na tyle niedawno, że jeszcze się je pamięta uważam za niepotrzebne. Sprawa "Total recall" uświadamia mi jednak dwie rzeczy:

 

Po pierwsze, że te lata szybko biegną, a mi nadal się wydaje, że jestem nastolatkiem. Inspirowany opowiadaniem Dicka film ze Schwarzeneggerem powstał przecież 22 lata temu, a mi się wydaje, że oglądałem go wczoraj. W tym czasie wyrosło już przecież kolejne pokolenie, które obraz z 1990 roku uważa za stary. W tym momencie zastanawiam się, czy twierdząc "za wcześnie na remake" nie przesadzam.

 

Po drugie - uświadamiam sobie jak bardzo kino akcji się zmieniło i że stare czasy już nie wrócą. Napakowanych aktorów w stylu Schwarzeneggera i Stalone'a zamieniono na przystojniaków w stylu Colina Farella (też dobrze zbudowanych, ale do typów brutali na sterydach sporo im brakuje). Dzisiaj bohaterami tego typu filmów są niby lepsi aktorzy, ale jednak filmy wydają się bardziej płytkie. Brutalność zastąpiono efektami specjalnymi. W Total Recall 2012 oglądając kolejne sceny pościgów, walk, eksplozji itp. nudziłem się niesamowicie. To już nie trzyma w napięciu. Bardziej wygląda to na popis możliwości grafików. Między tymi efektami mieliśmy coś co ja nazwałbym szczątkami fabuły. Oczywiście wszystkich tych, którzy oglądali film ze Schwarzeneggerem nie sposób było zaskoczyć. Co najwyżej radochę mogliśmy mieć z porównań. I tutaj niestety te porównania wychodzą na niekorzyść nowej wersji.

 

O tym, że Farell jest dobrym aktorem, a Arnie po prostu wielkim kulturystą z kiepskim akcentem nie trzeba nikogo przekonywać. Ale i tak ciekawsza jest starsza wersja Douglasa Quaida. Przede wszystkim chodzi o to, że Colin jako postać rozmywa się gdzieś w tle tych ucieczek, wybuchów itp. Kluczowa wydaje mi się też motywacja głównego bohatera, żeby pójść do firmy oferującej "fałszywe wspomnienia". Bardziej kupowałem Arniego mającego obsesję na punkcie marsa i tajemniczej brunetki niż przemyślenia colinowego Douglasa Quaida, że jest stworzony do ważniejszych celów niż tyranie w fabryce. Tak samo relacje między głównym hero, a dwiema heroinami były zdecydowanie ciekawsze. Mieliśmy to napięcie między Arniem, a Meliną, która nie wie, czy może ufać swojemu facetowi, a z drugiej trójkąt Arnie-Lori-Richter (bardzo dobry w roli schwarzcharaktera Michael Ironside). W nowej wersji mieliśmy absolutnie niemrawą Jessicę Timberlake, a z drugiej ciekawszą, ale pozbawioną jakiś ciekawszych motywacji (poza ambicją) Kate Beckinsale. W przypadku Katm mamy takie połączenie Lori i Richtera, które w sumie wyszło ciekawie, ale gdybym miał wybierać, to bez namysłu postawiłbym na duet Sharon Stone-Ironside.

 

Dalej. Bohaterowie drugoplanowi. Cohaagen w Total Recall 2012 jest niemrawy i mało przekonywujący. Generalnie to nie ma co porównywać do postaci granej przez Ronny'ego Coxa. Tak samo jeżeli chodzi o przywódcę rebeliantów. W jednym i drugim przypadku rola gościa ogranicza się do spotkania z głównym hero i następującym chwilę później zgonem. Ja stawiam jednak kolesia z głową w brzuchu. Nawet mentorski ton brzydkiej kukiełki kupuję bardziej niż kwestię o przeszłości i teraźniejszości Billa Nighy'ego.

 

No i mamy w końcu kolejne połączenie. Wybuchy i pościgi zjadły trzy postaci ze starej "Pamięci absolutnej". I tak Woodbine zagrał Harry'ego, połączenie "starego" Harryego, dr Edgemara (swoją drogą Roy Brocksmith zajebiście przypomina mi Paula Heymana) oraz od biedy taksówkarza Benny'ego. Nowy Harry żyje zatem dłużej niż ten stary, ale niczym szczególnym się nie wyróżnia. Ot, zagrał, bo zagrał. I tyle.

 

Kolejna sprawa. Zamiast marsa mamy nie nadającą się do życia ziemię. Pomysł może być. Ale tutaj znowu wraca mi ten Arnie i jego obsesja na punkcie lotu na czerwoną planetę. Nie wiem jak wy, ale ja to łykałem. Facet chodzi i gada o marsie, a wszyscy się dziwią - "Daj spokój! To dziura". To jest jakaś historia. A tutaj - postapokaliptyczna ziemia i tyle. Nie będę krytykował już tych podróży przez jądro ziemi, bo w "marsjanskiej" wersji filmu też było sporo absurdów. Podobał mi się natomiast pomysł tego, że Cohaagen trzymał ludzi w szachu mając pieczę nad powietrzem. Tutaj zmieniono tę historię na inwazję robotów. Zapewne chodziło o to, że teraz graficy mogą produkować takich robotów od cholery. I znowu mamy zastąpienie fabuły efektami. Armia cyborgów z wybuchami w tle wygląda efektowniej niż powietrze wystrzeliwujące z góry.

 

Mimo tych mankamentów film daje się obejrzeć. Na filmwebie dałem 5/10. Dlaczego nie niżej? Podobała mi się Kate Beckinsale (aczkolwiek jakimś fanem jej nie jestem), dwa fajne ukłony w stronę starej wersji (chodzi o scenę przejścia przez kontrolę z grubą panią w żółtym płaszczu oraz kobitkę z trzema cyckami) oraz plenery. Chociaż te ostatnie wydawały mi się mocno inspirowane "Łowcą androidów" - tyle, że w Total Recall 2012 nie było tak mroczno, a bardziej kolorowo.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/91/#findComment-303979
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  885
  • Reputacja:   82
  • Dołączył:  08.01.2009
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Ja ostatnio obejrzałem sobie "Starcie Tytanów", o którym pisać nie będę - wstawię swoją wideorecenzję wrzuconą dziś na YT :

 

http://www.youtube.com/watch?v=At8-MhzUnZI

 

Film ma 7m 20s, ale recenzja ma ok. 4m 30s.

Jeśli komuś się będzie chciało i walnie komentarz albo "da suba" to będę dozgonnie wdzięczny.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/91/#findComment-304006
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  5 045
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline

Czas skrobnąć kolejne parę zdań, bo obejrzałem kilka naprawdę dobrych produkcji. Zacznę od "Fucking Amal", czyli kolejnego świetnego filmu ze Skandynawii. Jest to historia dwóch dziewczyn z małego miasteczka, które poszukują swojej własnej tożsamości. Jedna już odkryła swoje prawdziwe ja, czyli fakt, że jest lesbijką, natomiast druga tak naprawdę nie miała pojęcia co jeszcze czeka ją na przestrzeni kilkunastu dni. Amal, czyli tytułowe miasteczko i młodzież, która tam zamieszkuje nie akceptuje innych orientacji i jest to dla nich temat tabu. Kilka naprawdę świetnych scen i pośród nich jedna, która absolutnie zapadła mi w pamięć i nie chce mnie przez kilka dni opuścić. Film, który niesie za sobą mega pozytywne przesłanie, ale też stawia wiele trudnych pytań. Czułem się po tym seansie naprawdę bardzo dobrze stąd moja ocena 8/10. Kolejny film to znów kino europejskie, ale tym razem prosto z Hiszpanii. "Słodkich snów" to film o Cesarze, dozorcy z eleganckiej kamienicy, który swoje zadania wykonuje sprawnie, ale zazwyczaj zawodzi swojego szefa. Lubią go natomiast wszyscy lokatorzy, dla których jest bardzo miły, ale tylko z pozoru. To co dzieje się w nocy powinno zaskoczyć każdego widza, dlatego nie będę zdradzać, ale dodam tylko, że napięcie buduje się w tym filmie powoli, ale bardzo systematycznie i w efekcie otrzymujemy naprawdę mocne zakończenie. W pewnym momencie nasunęło mi się porównanie do innego hiszpańskiego filmu "Dziwny lokator", ale na szczęście produkcja z 2011 roku okazała się o wiele lepsza od tej z 2004, która miała potencjał, ale zupełnie go nie wykorzystała i wyłapało u mnie 5/10. Z kolei film twórcy "REC" dostał 8/10.

 

Notki:

Wybrzeże Moskitów - nie spodziewałem się takiej historii i mimo kilku momentów w których film się dłuży byłem pozytywnie zaskoczony. Bardzo podobała mi się postać jaką odgrywał Harrison Ford i jaki wpływ miały jego decyzje na życie swojej rodziny i nie tylko. Żałuje, że tej roli nie otrzymał Jack Nicholson, który był do tego przymierzany, bo pewnie znów przeszedłby do historii, ale Ford też trzymał niezły poziom. 7/10

Kramarz - słyszałem kilka pochlebnych opinii o kinie Andrzeja Barańskiego, a jako, że miałem pod ręką jeden z jego filmów to postanowiłem się za to zabrać. Niestety zupełnie nie rozumiem tak wysokiej średniej dla tego filmu, bo zawiodłem się i ciężko mi było wyszukać jakieś większe pozytywy tuż po zakończeniu seansu. Roman Kłosowski w głównej roli jakiś taki nijaki, a muzyka zamiast wprowadzać do filmu trochę dramatyzmu to grała, ale na moich nerwach, bo za bardzo przypominała mi komediowy ton. Naciągane 4/10.

Gwiezdny pył - lubię fantasy i pisałem o tym nieraz, ale jakoś tutaj nie potrafiłem się wciągnąć. Na pewno liczyłem na coś przyjemniejszego dla oka od strony wizualnej i tego też nie otrzymałem, więc całość wypadała dla mnie średnio gdyż sama fabuła również pozostawiała wiele do życzenia. De Niro w tym filmie znów dał z siebie zrobić idiotę. 5/10

Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi - film miał niezły potencjał, ale go nie wykorzystał. Liczyłem, że Simon Pegg będzie w stanie rozbawić mnie więcej niż raz i że rola Jeffa Bridgesa będzie bardziej wyrazista. Sama fabuła jak już napisałem miała potencjał, było sporo nawiązań do kinematografii, ale jednak wyszła z tego papka. 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/91/#findComment-304122
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Silent Hill: Revelation (Silent Hill: Apokalipsa)

Pierwsza odsłona – wydana w 2006 roku – była jedną z niewielu ekranizacji gier, która nie skończyła się „totalną stratą czasu”. Filmowcy narzucili kilka chybionych zmian, ale całokształt był przyswajalny dla większości. Co cieszyło bardziej, to sam koniec, dający do myślenia, że kontynuacja sięgnie po fabułe drugiej odsłony gry – a to jest ta, która bardzo dobry scenariusz wykłada na tacy. Hollywood postanowił jednak przeskoczyć SH2, przejść do SH3, i pocić się z przerzuceniem jej na duży ekran – chłopaki lubią utrudniać sobie życie. Owszem, cała saga jest na tyle pogmatwana, że faktycznie SH3, jest dokończeniem historii rodziny Masonów z SH1, ale skoro już poprzestawiali tyle pionków w swojej filmowej adaptacji, to mogli śmiało brnąć dalej – szczególnie, że jedyny, zaangażowany w film, aktor z renomą, przejąłby wtedy rolę główną.

Heather Mason (Adelaide Clemens), przez całe życie miewa koszmary, których nie może wytłumaczyć. Po zniknięciu ojca (Sean Bean), zaczyna się jej podróż w poszukiwaniu odpowiedzi, która prowadzi do tytułowego miasteczka, Silent Hill.

Nawet nie byłem świadom, jak bardzo trafny okaże się podtytuł tej części. Mimo szczerych chęci, nie jestem w stanie wskazać, co było tam dobrego. Wystarczy, że ktoś przytoczy kategorie, a ja powiem, jak bardzo polegli. Wypada zacząć od klimatu, bo w końcu to znak towarowy serii. O ile gra wychodziła z założenia, że najstraszniejsze jest to, czego nie widać, tak film, to nic innego jak maraton tandetnych scen wyskokowych.

Historia została znów zmiksowana. Nie ma tam żadnej płynności. Nie wygląda jak ekranizacja gry, tylko wizja najbardziej irytującego dźwięku na świecie. Dziewczyna po prostu biega od punktu A do punktu B, a te smaczki, które przed graczem SH3 skrywali, tu wylożyli po 15minutach. Wszystkie odpowiedzi, których człowiek mógł oczekiwać po filmowej jedynce, zostały udzielone, w najprostszy z możliwych sposobów – trudno, że taka odpowiedź rodzi 20 kolejnych pytań.

Postaci, które postanowili przenieść, zostały obdarte ze swoich tożsamości. Jeśli ktoś miał w tonie głosu ironie i sarkazm – cały czas będąc zagadką - tutaj się podkochiwał w głównej bohaterce, jakby grał w „Zmierzchu” – serio? To od razu daję odpowiedz na to, jak wyglądają dialogi...

Chciałem skutecznie wmówić sobie, że muzyka ratuje to przed katastrofą – i co za tym idzie, dać lepszą ocene. Faktycznie, przeniesienie motywów Akiry Yamaoki, to najlepsze, co się mogło tej papce przydarzyć. Wciąż mogę słuchać wszystkich utworów, ale w tym filmie było ich po prostu za mało... – 1/10

Co ciekawe, tutaj również zostawili sobie otwarte furtki do kontynuacji. Jedna z nich ewidentnie wskazuje na SH2 – już nawet nie wymaga mojej interpretacji - ale... proszę nie róbcie tego. Zapomnijcie o tym, zwińcie interes, nie krzywdźcie aktorów, którzy już tutaj grali, jakby to była jakaś kara. Jeśli nie poradziliście sobie z tym (intro z gry SH3) –

 

 

... to tutaj polegniecie tym bardziej (intro z gry SH2) –

 

 

 

 

Poza tym...

Wild Things (Dzikie żądze) – 3/10 - Nauczyciel zostaje oskarżony za odbycie stosunku ze swoimi podopiecznymi. Po pierwsze, gdyby przybili mi takie coś – a podopieczne to Denise Richards i Neve Campbell – od razu bym krzyknął „WINNY!” :wink: Ma to wszystko fabularne twisty – a nawet ich nadmiar - ale nie ratują one całości. Sceny „grozy” budzą uśmiech i towarzyszy im ta sama, pseudo tajemnicza nuta. Największym plusem są całujące się, wyżej wymienione aktorki (film z 1998, więc obie były petardami)

Boomerang – 4/10 – Polsat to wałkował setki razy, tematyka wydaje mi się odpowiednia, ale niepotrzebnie zrobili z tego kom-rom. Po mocnym początku, dalej jest już tylko gorzej. Na pewno nie jest to życiowa rola Murphyego, czy Lawrence’a

A Fish Called Wanda (Rybka zwana Wanda) – 2/10 - Czy ktoś może mi wyjaśnić, czemu to jest sklasyfikowane jako komedia? Nie śmiałem się z tekstów, bo takich nie było. Nie śmiałem się z postaci, bo były denne – babka ma mokro, bo ktoś gada w obcym języku, drugi się jąka, trzeci to typowy Angol, a czwarty krzyczy. Nie śmiałem się z akcji, bo się dostosowały do reszty – no chyba, że kogoś rajcuje, jak sobie frytki wpychają w nos. Fajny pomysł na fabule, ale za to, że ktoś miał czelność to nazwać komedią, i za to, że ten shit ma średnią 7.7...

Billy Madison – 2/10 - Sandler gra debila - to nie nowość - który musi przebrnąć przez szkołe – od klas podstawowych - żeby uzyskać prawa do imperium ojca. W ogole nie mialem zamiaru tego ogladac, ale moje poszukiwania komedii na noc były mocno bezowocne – imdb miało problem, żeby jakąś zarekomendować – a chciałem sie pośmiać, po tej wpadce z „Wandą”. Problem w tym, że „śmiałem się” tak samo. Czysty idiotyzm, w którym biegające pingwiny mają bawić. Na domiar złego przeradza się to w romantyczną opowiesc, ktora jest nieudolna. Generalnie, po 5min juz wiedziałem, że tutaj nie znajde zbyt wiele, ale nie chcialo mi sie podnosic z lozka :wink:

Bedazzled (Zakręcony) – 3/10 - Wybiegłem za daleko szukając komedii – człowiek chciał się wreszcie uśmiechnąć - i trafiłem na coś, co nie było ocenione, choć wiem, że to kiedyś oglądałem. Pamietałem, że Fraser grał w filmie, w którym jakaś okrutnie fajna kobieta, grała diabła (czy coś podobnego) – cóż... niewiele zapamiętał mój młodociany umysł, ale i tak byłem z niego dumny! Pewnie jak byłem młodszy, to mi się podobało bardziej – film i ona – ale mimo prostoty, było lepiej niż u dwoch poprzednikow – co nie znaczy, że było dobrze.

Mr.Brooks – 7/10 - Może niekoniecznie do mnie przemawia motyw alter-ego – a raczej faktu, że odpowiada za nie inny aktor, którego widzimy – ale całość jest bardzo przyzwoita. Sporo dobrych kreacji - szczególnie Dane Cook zaskoczył pozytywnie – i ciekawy kierunek obrany przez wielowątkową fabułe.

Mississippi Burning (Mississippi w ogniu) – 4/10 - Na papierze miał być hit – oceny też na to wskazywały. Wyszedł prosty dramat/thriller z rasizmem w tle, i z dobrą rolą Hackmana. Nic szczególnego, choć w 1988 mógł bardziej szokować.

Risky Business (Ryzykowny interes) – 5/10 – Może i najwieksza kariere zrobil taniec w bokserkach młodego Cruise’a, ale film ma do zaoferowania wiecej. Trzeba tylko uzbroic sie w cierpliwosc, bo druga polowa jest o wiele ciekawsza.

The Color of Money (Kolor pieniedzy) – 5/10 – Trzymamy sie Tomka, i kolejny raz mamy do czynienia z lepsza i gorsza polowa. Tutaj bylo odwrotnie – poczatek byl przebojowy, budzacy ciekawosc, a dalej szlo sztampowo i ciekawosc zanikala. Dobre role Newmana i Cruise’a, w prostej opowiesci bilardowej, gdzie dochodzi do walki mistrza z uczniem.

Ferris Bueller's Day Off (Wolny dzien pana Ferrisa Buellera) – 4/10 – Stara komedia, ktora w dzisiejszych czasach trafilaby od razu do TV – pewnie Nickelodeon. Koles robi sobie dzien wolny od szkoly i nie byloby w tym nic zlego, gdyby nie przygotowal sie na kazda ewentualnosc, co tylko budzi usmiech... politowania.

Copycat (Psychopata) – 3/10 – Serio, nie ma o czym pisac. Jeden z bardziej oklepanych filmow, jaki widzialem. Jesli ktos czyta tytul po raz pierwszy, to zapewniam, ze ogladales juz to. Moze inaczej sie nazywalo, ale ogladales :wink:

The Curse of the Jade Scorpion (Klatwa skorpiona) – 5/10 – Ponioslo Allena z fabula, w ktorej glowni bohaterowie sa hipnotyzowani, ale film jest mocny pod wzgledem interakcji postaci. Klotnie Allena z Helen Hunt sa godne polecenia kazdemu... fanowi Woody’ego. Jesli nie przekonuja Cie jego dziela, to ten na pewno nic nie zmieni.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/91/#findComment-304166
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 955
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  15.11.2010
  • Status:  Offline

A Fish Called Wanda (Rybka zwana Wanda) – 2/10 - Czy ktoś może mi wyjaśnić, czemu to jest sklasyfikowane jako komedia? Nie śmiałem się z tekstów, bo takich nie było. Nie śmiałem się z postaci, bo były denne – babka ma mokro, bo ktoś gada w obcym języku, drugi się jąka, trzeci to typowy Angol, a czwarty krzyczy. Nie śmiałem się z akcji, bo się dostosowały do reszty – no chyba, że kogoś rajcuje, jak sobie frytki wpychają w nos. Fajny pomysł na fabule, ale za to, że ktoś miał czelność to nazwać komedią, i za to, że ten shit ma średnią 7.7...

 

Chyba pierwsza Twoja ocena w tym temacie, z którą kompletnie się nie zgadzam. Dla mnie to film kultowy. Starcie humoru amerykańskiego z wyspiarskim (który osobiście uwielbiam), pełen świetnych gagów i niezapomnianych kreacji. Cała czwórka głównych bohaterów zagrała bardzo dobrze (członkowie Monty Pythona jak zwykle na swoim poziomie, Jamie Lee Curtis dopiero dzięki tej roli przekonała mnie do siebie), ale prawdziwy popis dał Kevin Kline, za co słusznie otrzymał Oscara. Nie wiem jak można się było przy jego tekstach nie zaśmiać. Ja ten film klasyfikuję w czołówce najlepszych komedii ever made, właśnie z uwagi na rewelacyjny humor. Nie mogło przy nim zabraknąć porównań do Monty Pythona i trudno się dziwić, bo za scenariusz odpowiada John Cleese (nagrodzony nominacją do Oscara) i jednak klimat tej właśnie grupy tutaj czuć. Ode mnie 9/10. Aż sobie go odświeżę, bo szmat czasu nie widziałem. Jak ktoś gustuje w "American Pie" to tego typu komedie nie przypadną mu do gustu i na odwrót. :wink:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/91/#findComment-304205
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  5 045
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline

"Rybka zwana Wandą" to w moim odczuciu nie jest film ani słaby, ani tym bardziej kultowy. Jest to kino solidne, sama historia była całkiem zabawna, a niektóre postacie przypominały trochę to co wyprawiała grupa Monty Pythona. Niestety było też dużo słabszych momentów i sporo scen, które mnie irytowały. Ostatecznie film z oceny 5 na 6 podciągnęła rola naprawdę świetnego, bardzo wyrazistego Kevina Kline'a, ale koniec końców do samego filmu bardziej pasuje etykieta "niezły" lub "solidny" niż "kultowy" czy "dno". :wink:
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/91/#findComment-304229
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Chyba pierwsza Twoja ocena w tym temacie, z którą kompletnie się nie zgadzam. Dla mnie to film kultowy.

 

Spoko, marcel, na Ciebie tez musial przyjsc czas :wink: Nie to, ze robie to specjalnie, ale ja przesiedzialem wszystko z kamienna twarza, a im dalej w las, tym czesciej reka ladowala na czole - frytki w nosie, czy koncowka z samolotem. Ja takiego humoru nie łykam. Może za często za młodu byłem w Anglii, i mam jakiś uraz do nich. Przynajmniej mozna wyciagnac prosty wniosek, jak zjade kompletnie jakas komedie, to bedziesz wiedzial, zeby ją sprawdzić :wink:

 

 

 

 

Lay the Favorite

Jeden z tych filmów, który wpadł w ręce podczas kompletnej posuchy, i mimo, że nie zapowiada się na nic specjalnego - debiut na VOD - to przynajmniej ma znane persony, których poczynania warto sprawdzić. Głupiutka dziewczyna na telefon, Beth (Rebecca Hall), wyrusza do Las Vegas, by zmienic swoj zawod i zostac kelnerka w kasynie. Na miejscu trafia na Dinka (Bruce Willis), który zajmuje się hazardem – facet nie jest bukmacherem, tylko stawia wszystko jak leci. Okazuje się, że nowa dziewczyna, jest dobra w numerkach, i na dodatek zaczyna się podkochiwać w swoim szefie, czym nie jest zachwycona jego żona (Catherine Zeta-Jones)

Poza trojkatem milosnym, dostajemy tu niewiele. Przewidywalna historia, w ktorej szczescie zaczyna sie od Dinka odwracac. On ją zwalnia, zatrudnia, i tak w kolko. Ciezko tu sledzic poczynania postaci. Ich dzialania nie sa jakkolwiek wyjasnione, czy mozliwe do rozczytania. Graja tam, bo widocznie cos robic musieli. Willis jest w porzadku, ale cale zalozenie glupiutkiej Beth, bylo skazane na porazke - i gwarantuje, ze nikt by nie postawil na nią w porownaniu z Zeta-Jones, ktora wciaz trzyma poziom.

Niby to komedia, ale nie do konca smieszna. Zdecydowanie zmarnowali potencjal takiego Vince'a Vaughna, jak i calej tematyki. Bukmacherka jest tak niepewna, ze gdyby film o nią oparty był na wielu zwrotach akcji, to nikt nie powinien byc ich nadmiarem zniesmaczony. Grzechem jest zrobienie czegos, co po czlowieku splynie - 2/10

Krótko, bo na dobra sprawe, nie ma o czym pisac - gdyby nowych filmow bylo wiecej, i gdyby marcel mnie nie zripostowal, to prawdopodobnie nie napisalbym o tym w ogole, a i Wy byscie nie wiedzieli o istnieniu tego filmu :wink:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/91/#findComment-304232
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Bez Wstydu

Polskie dramaty często sprawiają, że zostaje bez słów. Oczywiście nie chodzi tu o ich geniusz... Tadek (Mateusz Kosciukiewicz) zjeżdża do domu siostry (Agnieszka Grochowska), gdzie dowiaduje się, że jest ona w związku z ogarniętym biznesmanem – dziewczyna szuka kogoś na stałe, bo chcę się utrzymać. Ich związek wydaje się być w jak najlepszej kondycji, ale przyjazd braciszka wszystko zmienia. Ten kudłacz podkochuje się w siostrze, i nienawidzi jej chłopaka – z założenia, choć ten chcę być z nim w porządku. Stroi fochy i odwala sceny – mocno nieudolne pod kątem aktorstwa – choć sam nie może mówić o jakimś odosobnieniu, bo od początku podkochuje się w nim młoda cyganka – jako jedyna wyszła naturalnie. Te zawirowania miłosne można wyczuć na kilometr, a nie sposób dostrzec jakiegokolwiek uczucia. Momentami przypomina to telenowele. Jak ktoś, coś zrobi, to nie bedzię nam dane poznać jego motywacji. Po prostu, tak jest i koniec. Kazirodztwo jest niezłym tematem, ale tu nie wiedzieli, jak się z nim obchodzić. Spłycili wszystko do maksimum, a i tak później poszli inną drogą.

Plan całej fabuły, to dla mnie 5 punktów. Spoiler dla tych, którzy i tak nie mieli oglądać - czyli utwierdzenie ich w przekonaniu. Jeśli jednak widzieliście recenzje filmwebu, to tutaj nie znajdziecie nic, co by Was mogło zaskoczyć – „poważany” portal i tak machnął streszczenie zamiast recenzji :wink:

 

 

1. Tadek przyjeżdza

2. Doprowadza do rozpadu związku siostry, bo przyłapuje jej chłopaka z dziwką... tzn. kobietą wyzwoloną

3. Wskakując siostrze do łóżka, i wpajając, ze może jednak nie są rodzeństwem, doprowadza do stosunku z nią (nie mam siostry, więc nie wiem, czy to tak łatwo skutkuje)

4. Siostra wraca do chłopaka na 10min po scenie łóżkowej. Czemu? Who cares, wraca i już. Tadek mówi, że zabije jego albo siebie

5. Nagle mu się przypomina, że cyganka żyje i jest 20x ładniejsza i fajniejsza od siostry

 

 

Reklamują to tekstem „miłość nie zna tabu”, ja zareklamuje, „świat nie powinien znać tego filmu” – 2/10 (za cyganke – Anna Próchniak - i momentami znośnego chłopaka)

 

Poza tym...

Mean Machine (Mecz ostatniej szansy) – 4/10 - Nawet nie wiedziałem, że Anglicy mają swoje Mean Machine. Główna różnica to zastąpienie futbolu amerykańskiego, piłką nożną. Sport mi bliższy, ale humor już niekoniecznie. Większość akcji - jak nie wszystkie – juz widziałem w The Longest Yard (tudzież „Wykiwać Klawisza”), bo oryginalu z Burtem Reynoldsem nie ogladalem. Statham ukradł show, jako stojący na bramce Mnich.

Barton Fink – 6/10 - Pisarz wkracza do Hollywood, i zmaga się z blokadą. Ciężko mu spłodzić scenariusz do nowego filmu – notabene o wrestlerze - a poszukując natchnienia, poznaję to zepsute centrum kinematografii od srodka. Całość niby ma mieć poważny ton, ale często bawi – czarna komedia jak się patrzy. Filmowcy są mocno przekolorowani – wszyscy mowią szybko i czują się najważniejsi (pewnie sporo w tym prawdy) – a głównemu bohaterowi zaczyna poważnie odbijać – w tej roli bdb Turturro. Szkoda, że wszystko z czasem troche za bardzo zaczyna błądzić. Nie wkręcili mnie w historie, ale nie sposób nie docenić aktorstwa, dialogów i podejscia do tematu Hollywood.

Boy A (Chłopiec A) – 5/10 - Młody chłopak wychodzi z więzienia i musi nauczyć się życia - dojrzewa już będąc dorosłym. W nowym mieście, w nowym otoczeniu i z nową tożsamością, próbuje zapomnieć o przeszłości – co naturalnie do łatwych rzeczy nie należy. „Nowy SpiderMan” (Garfield) wypada nieźle, ale nie kupił mnie swoją kreacją. Innymi słowy, średnio mnie jego Jack obchodził, a już na straty spisuje drugą warstwe fabularna, która obrazuje jego młodszą wersje (sprzed zdarzenia). Na fajerwerki – ba, jedyne wartosciowe momenty – trzeba sie sporo naczekac.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/91/#findComment-304475
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline

"Róża"

 

Film otwiera scena gwałtu i morderstwa żołnierzy niemieckich na żonie Tadeusza, żołnierza AK na zgliszczach zniszczonej Warszawy. Ocalały bohater trafia na Mazury, do domu Róży, której mąż zginął podczas wojny. Ona i on starają sobie ułożyć jakoś życie w nowej rzeczywistości. Przeszkodą w tym są jednak nie tylko blizny historii, ale i nowa, okrutna rzeczywistość.

 

Wojciech Smarzowski powiedział w jednym z wywiadów, że chciał zrobić film o miłości, a znowu wyszedł mu film rewizjonistyczny. Mnie natomiast bardzo interesowała właśnie ta historia miłosna, bo liczyłem, że w przypadku tego reżysera nie dostanę niczego banalnego. Wątek związku Tadeusza (genialny Marcin Dorociński) i Mazurki (dotrzymująca Dorocińskiemu kroku Agata Kulesza), chociaż oszczędnie opowiedziany, był dla filmu kluczowy. To opowieść o dwojgu ludzi, którzy wobec zawieruchy historii nie mogą być razem. Gdy już wydaje się nam, że ci dwoje wyjdą na prostą, że zbudują coś nowego, Smarzowski znowu wali nas obuchem w łeb. Niemożliwe jest pielęgnowanie miłości, w ogóle normalne życie wobec brutalności radzieckich żołnierzy, gwałtów, nowego porządku wprowadzanego przez cyniczną i tępą władzę ludową. Mazurzy płacą straszliwą cenę za to, że kiedyś woleli, żeby ich ziemie należały do Niemiec. Ale cenę tę płacą także wszyscy inni - bohaterowie tacy jak Tadeusz, czy repatrianci ze wschodu. Przemoc nie skończyła się wraz z końcem wojny. Ona jest wszechobecna, narasta, niszczy bohaterów. Podobnie jak w "Domu złym" Smarzowski opowiada wszystko bez sentymentalizmu. Wydawałoby się, że także jak we wspomnianym obrazie tutaj nie ma miejsca na nadzieję. Takowa jednak istnieje. To postawa Tadeusza. Znosi on kolejne ciosy, upada, żeby znowu powstać, bez słowa skargi przyjmuje to, co przynosi los. Ale ból w nim narasta. Jest taka świetna scena, w której bohater grany przez Jacka Braciaka stwierdza, że jego żona przez gwałt została "zepsuta" i że jest to hańba. Tadeusz nie wytrzymuje, chwyta go za fraki i mówi: "Moją żonę zgwałcono i zabito niemal równocześnie. Róże gwałcono tyle razy [...]. Masz do nich pretensję? To jest dopiero wstyd i hańba." Ludziom wychowanym na filmach, w których ten sprawiedliwy wymierza karę złoczyńcom, mogą podobać się też sceny, w których Tadeusz rozprawia się z szabrownikami i gwałcicielami. Pewnie z tego powodu mówi się, że film ten został nakręcony w westernowskiej konwencji. Ale tutaj nie ma miejsca na sielankę, wiarę w to, że dobro zatryumfuje nad złem. Nad głównym bohaterem cały czas wisi groźba. Mazury po II wojnie światowej tak samo nie są miejscem dla autochtonów jak i dla ludzi honoru, nie dających się kupić, inteligencji jak Tadeusz. Ba! Nie tylko Mazury, ale i Polska nie jest już miejscem dla nich. O to też chodzi w końcowej scenie na polu. Bohaterowie zostali wyklęci z tego głupiego i okrutnego świata.

 

Na filmwebie dałem 8/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/91/#findComment-304628
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Wreck-It Ralph (Ralph Demolka)

Ralph jest czarnym charakterem gry, w której dzieci – sterując Felixem - naprawiają burzony przez niego budynek. Jak każdy pracownik zaczyna odczuwać nude. Dość ma odgrywania tej roli, i przyglądania się, jak cała sympatia przypada jego uśmiechniętemu rywalowi. Postanawia uciec i pokazać światu dobrą strone „Ralpha Demolki”, co wiąże się z zaburzeniem całego programu.

Film serwujący nawiązania do gier wideo, który swoją warstwą fabularną, nie wypada blado na tle animowanej konkurencji. Nie mamy tu nic innowacyjnego, bo jeśli odstąpić od automatów, to prosta historia z heroicznym bohaterem. Nie do końca wiem, dla kogo to wszystko jest zrobione. Znikoma ilość osób będzie łykać całość. Z jednej strony mamy historie dla dzieci, ale gry do których nawiązują, nie są pierwszym wyborem dzisiejszej młodzieży (Pac-Man czy Street Fighter lata świetności mają za sobą).

Postaci tworzą największe show, ale głównie promują te stworzone na potrzeby filmu. Nie można mówić o motywie Hotel Transylvania, który wziął znane z pop-kultury stwory. Ralph jest nieudolny i mimo, że chcę dobrze, zwykle coś psuje. Felix jedzie go ratować w duecie z „kobietą z pistoletem”, czyli jeden przyjemniaczek, a druga babka z jajami – chyba najbardziej komediowe duo. Do tego mamy małego glitcha – błąd w grze – w którego kobiecą wersje wciela się irytująca Sarah Silverman. Na dobrą sprawę, to twórcy się nie wysilili, bo ta mała wygląda jak... Sarah Silverman. Tak samo zdradliwa z urody, co cięta w języku. Zdecydowanie najwiekszy plus całości – chyba w myśl zasady, że jeśli grasz siebie, to cóż może pójść źle :wink:

Humorystycznie nie był to szczyt bajek, więc i sam nie będę się silił na polecanie tego komukolwiek. Widzę, że to co obejrzałem, jest dobre, ale daleko temu do rewelacji. Gdyby odważniej ruszyli w strone nawiązań do znanych hitów, to pewnie zaznajomionym w temacie, podobałoby się bardziej – 6/10

 

 

Poza tym...

Along Came Spider (W sieci pająka) – 5/10 - Lepszy Alex Cross, od ostatniego „Alexa Crossa”. Morgan Freeman ma umiejetnosci, ktore pozwalaja mu wciagnac w thriller, bez innowacyjnej fabuły. Zabrakło dobrego psychopaty. Akurat na tym polu, lepiej wypada Picasso z wyzej wymienionej nowosci. Plus za „face to face” przeciwników.

The Greatest Movie Ever Sold (Najlepiej sprzedany film) – 6/10 – Fajny pomysł na dokument poświęcony reklamom, finansując go z reklam. Oglądamy negocjacje z firmami, i... niewiele poza tym. Zabrakło tu jakichs kontrowersyjnych wniosków, ale wszystko w przyjemnych, kolorowych barwach, prezentowanych przez Morgana Spurlocka (gość od Super Size Me)

Radio – 3/10 - Miał łapać za serce, ale z moim się najwyraźniej minął. Cuba Gooding Jr. dostał rolę, którą wypadało ukraść show, a tak naprawde, byl znosny do pierwszego wypowiedzianego slowa. Historia nietypowej przyjazni. Nic poza tym.

Over Her Dead Body (Nawiedzona narzeczona) – 3/10 – Bywało gorzej na polu komedii romantycznych. Najbardziej kulały tu aktorki – ładne, ale żenująco słabe (przykład: Eva Longoria)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/91/#findComment-304650
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  5 045
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline

Obejrzałem znów dwa filmy godne polecenia. Pierwszy z nich to "Fahrenheit 451" Francoisa Truffauta, który opowiada o czasach w których straż pożarna nie gasi pożarów, a zamiast tego pali książki, których czytanie zostało zabronione przez władze. Tytułowe 451 stopni Fahrenheita to temperatura w jakiej te książki palili. Ogólnie sam pomysł bardzo przypadł mi do gustu, wszystko zostało świetnie przedstawione i idealnie pokazało jaki wpływ na życie innych ludzi mają otumaniające decyzje władz. Oczywiście trzeba też wielokrotnie oglądać to z przymrużeniem oka, bo jeżeli nie zaakceptuje się świata przedstawionego w tym filmie to dla wielu może się to okazać pozycją zbyt absurdalną. Były momenty w których czułem się jakbym oglądał kolejny film Kubricka, ale może to moje mylne wrażenie po ostatnio oglądanych produkcjach. W każdym razie było to moje drugie podejście do twórczości Truffauta i oba filmy, które widziałem dostaję ode mnie 8/10. Tym pierwszym filmem było "400 batów". Drugi film to "Oskar i pani Róża", który opowiada o 10-letnim chłopcu umierającym na raka, który nie ma ochoty z nikim rozmawiać, bo nikt nie jest z nim szczery i wszyscy mu tylko współczują. Nienawidzi nawet rodziców, którzy boją się spojrzeć mu w oczy. Wszystko zmienia się kiedy Oskar spotyka Róże wyszczekaną i szczerą do bólu dostarczycielkę pizzy(tutaj ciekawostka, bo przeszłość tej pani w tym filmie to - wrestling, który pojawia się w kilku scenach z jej udziałem, ale to akurat mniej udane fragmenty filmu). Choroba chłopca jest na tyle poważna, że od początku zna się zakończenie tej produkcji, ale mimo wszystko jest w niej coś na tyle pozytywnego, że mnie to urzekło. Może to przez fakt, jak ludzie potrafią się zmienić kiedy zmusi ich do tego sytuacja. 7/10

 

Notki:

Family Guy Presents Stewie Griffin: The Untold Story - 3 ostatnie odcinki 4 sezonu "Family Guya" z których powstał film na zakończenie tamtego roku. Szału nie było, ale na tyle uwielbiam te wszystkie postacie, że w drugiej połowie filmu dałem się znów wkręcić i oceniłem bardzo pozytywnie. 7/10

Straż sąsiedzka - bardzo pozytywny początek podczas którego kilka razy się uśmiałem. Niestety później było już tylko gorzej, a sama fabuła mimo, że potraktowałem ją z odpowiednim dystansem i tak mnie irytowała. Mały plus za naprawdę niezłe dialogi, które momentami wyraźnie przebijały się na pierwszy plan. 5/10

Lekcja przetrwania - nieźle się to oglądało, ale na pewno niektóre sceny były tutaj zbędne. Hopkins z Baldwinem potrafili się uzupełniać na ekranie, a sama końcówka przypadła mi do gustu. Szkoda, że ogólny pomysł walki o przetrwanie nie został bardziej wykorzystany, bo niektóre sceny można było lepiej nakręcić i na pewno elementy thrillera przydałyby się do podbudowania emocji. 6/10

Rozgrzeszenie - było w tym filmie kilka dłużyzn, ale z czasem się rozkręcił, a sama końcówka bardzo wiele nadrobiła. Myślałem, że ta brytyjska produkcja to będzie coś a'la "Egzorcysta", ale było to coś zupełnie innego i mimo słabego początku wspomniana końcówka naprawdę potrafiła powalić na kolana. Świetnie pokazali też jak można manipulować ludźmi.

Plan B - nie wiem czemu to kiedyś ściągnąłem, ale widać mam ten sam zryty łeb jak N!KO. Powiem tak - fabuła miała potencjał komediowy, ale sama Jennifer Lopez była tak irytująca, że psuła dosłownie wszystko włącznie z ogólnym wrażeniem na temat całego filmu. Od czasu Jennifer Garner, która popisała się w filmie "Było sobie kłamstwo" nikt aż tak mnie nie denerwował na ekranie...3/10

Roman Barbarzyńca - nie będę się powtarzać, ale znów mnie uwiodła animacja! Nie jest to na pewno coś dla dziec, a bardziej dla młodzieży, ale ja się bawiłem naprawdę dobrze. Wiele świetnych postaci, humor na przyzwoitym poziomie i sama historia w stylu od zera do bohatera opowiedziana w bardzo ciekawy sposób. Mam jeszcze tego dzieciaka w sobie i jak widzę jakie animacje mam jeszcze przed sobą to chyba nigdy mi się to nie znudzi. 7/10

 

Dodam też, że obejrzałem sobie jeszcze raz "Pluton" i zarwałem na to noc co sprawiło, że ledwo wstałem do roboty. Film dalej robi na mnie ogromne wrażenie i to jak pokazuje bezsens wojny w Wietnamie jest po prostu mistrzowskie. Utrzymuje moją ocenę 9/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/91/#findComment-304653
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Mistrz/The Master (2012)

 

Pierwszy raz byłem na premierze, cała sala była wypełniona(kto przyszedł parę minut później, miał problemy ze znalezieniem wolnego miejsca), przez co od razu lepszy klimat do obejrzenia filmu się stwarzał.Ale dosyć o pierdołach, czas coś powiedzieć o filmie.Od dawna wyczekiwany film reżysera P.T. Andersona jest moim skromnym zdaniem MUROWANYM kandydatem do Oscarów w wielu kategoriach.A czemu tak sądzę?Już śpieszę z wyjaśnieniem.Zacznę od najbłachszych rzeczy(wręcz detalicznych można powiedzieć), czyli od zdjęć.Tyle filmów już widziałem, a i tak zawsze coś powoduje, że zachwyt nad pięknie uchwyconym krajobrazem(w tym wypadku rozciągającego się w nieskończoność morza i podobnie pustyni) nie maleje.Tutaj pochwały dla ludzi od zdjęć.Dalej, muzyka.Czułe ucho i sprawny umysł wyczują, że muzyka skomponowana na rzecz filmu w sposób idealny oddaje nastrój poszczególnych scen, a także odczuć głównych bohaterów.Mówiąc o bohaterach, mamy ich zasadniczo 2:"wyrzutek społeczny" Freddie Quell(Joaquin Phoenix) i "Mistrz" Lancaster Dodd(Philipp Seymour Hoffman).Obie kreacje nadzwyczajne(główne pochwały w kierunku do Phoenixa, do którego do tej pory nie byłem się w stanie przekonać, a tutaj jego piękna gra twarzą nadaje większości scen znaczenia i powagi w danej sytuacji.Śmiem twierdzić, że to najlepsza rola w tym roku, którą mi dane było zaobserwować - nie widziałem jeszcze roli D. Day-Lewisa jako prezydenta Lincolna.).Amy Adams dotrzymuje im kroku, ale nie dane jej się było tutaj jakoś specjalnie wykazać.Sama historia(fabuła jak i sposób jej przeprowadzenia) zasługuje na pochwałę.Pokazuje historię relacji pomiędzy Freddiem i Lancasterem - poprzez "nauki" Lancastera Freddie będzie się stopniowo przemieniał, aż w końcu... no właśnie, co się stanie?Nie powiem, bo byłby to spoiler.Powiem tylko tyle, że do tego filmu trzeba przystąpić z pełnymi siłami(podobnie jak do wszystkich filmów P.T. Andersona), ponieważ wymaga myślenia(tutaj muszę lekko skrytykować publikę, bo nie potrafili odczuć powagi pewnych scen i śmiali się w nieodpowiednich miejscach, no ale cóż...).Powiem tylko tyle, że film porusza takie kwestie jak:przyjaźń,samotność,zatracenie zmysłów,wierność,wybór.Więcej już nie powiem,zapraszam na film. 9/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/91/#findComment-304683
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline

Drive

 

Długo wzbraniałem się przed obejrzeniem tego filmu. A powód był prozaiczny: samochody kompletnie mnie nie interesują. Oczywiście sam lubię jeździć autem, ale nic poza tym. Gdy znajomi zaczynają dyskutować o tym jaka bryka jest fajna, jaką pojemność ma silnik, ile pali itp., to wyłączam się jak za małolata na mszy w kościele. Zatem gdy z trailerów wywnioskowałem, że film jest o gościu, który za dnia pracuje w warsztacie, w nocy wozi przestępców, a pojawia się okazja, żeby brał udział w wyścigach, to pomyślałem sobie: "No tak... Kolejny film o młodym gniewnym, który poderwie laskę, wygra wyścig i na koniec będą mu wszyscy klaskać". Dopiero, gdy obejrzałem jakiś wywiad z twórcami, że to film w stylu noir, nakręcony w nietypowy sposób, to stwierdziłem, że wyciągnąłem błędne wnioski odnośnie fabuły i zdecydowałem, że muszę w końcu obejrzeć. Efekt? Od tego pierwszego, wspaniałego seansu "Drive" zdążyłem obejrzeć już kilka razy, samo (genialne) zakończenie co najmniej kilkanaście, jadąc samochodem słucham soundtracka z filmu, a wczoraj wciągnąłem w Empiku książkę Jamesa Sallisa. Chyba brakuje mi tylko wykałaczek i białej kurtki ze skorpionem. I już całkowicie na poważnie - dawno żaden film nie zrobił na mnie tak dużego wrażenia. Dałem na filmwebie 8/10, ale tak sobie myślę, że ocenę tę podwyższę. Bo jednym z uroków tego filmu jest to, że można go oglądać wiele razy i odkrywać na nowo.

 

Zacznijmy od aktorów. Na pewno najmocniejszym punktem jest Ryan Gosling. Cenię oczywiście gościa za "Fanatyka", ale jeszcze bardziej za łzawy "Pamiętnik". A to z tego prostego powodu, że "Fanatyk" to film w sam raz dla mnie, a romansideł nienawidzę, a dzięki Goslingowi dało się ten drugi film obejrzeć. W "Drive" Gosling grał twarzą i wyszło mu to świetnie. Jego bohater jest nieprzewidywalny. Z jednej strony mamy miłego gościa z sąsiedztwa, a z drugiej twardego skurczybyka, który potrafi uderzyć kobietę i rozwalić gangsterowi głowę na kawałki. Ten kontrast połączony z małomównością bohatera, brakiem jakichkolwiek szerszych informacji na temat jego przeszłości, sprawia, że jest to postać tajemnicza, ciekawa, którą chcemy odkrywać. Za każdym razem, gdy oglądam ten film zastanawiam się kim jest ten bohater. Jaką mroczną przeszłość skrywa? O co mu właściwie chodzi? Czego chce? Nawet w kwestii jego relacji z bohaterką graną przez Carey Mulligan (występ aktorki na plus, aczkolwiek na pierwszym planie i tak błyszczał w tym filmie przede wszystkim Gosling) nie jesteśmy pewni jak gorące jest jego uczucie. Z jednej strony jest dla niej gotowy poświęcić wszystko, a z drugiej - gdy wraca z więzienia jej mąż, to nie widzimy u Drivera jakiejś wielkiej rozpaczy i próby walki o swoją... no właśnie - miłość, przyjaciółkę, bratnią duszę, pierwszą lepszą, która ma wybawić go od samotności? Momentami wydawało mi się, że Driver jest dla Irene i jej syna jak starszy brat lub opiekun. Nie sposób krytykować pozostałych aktorów. Ze swoich ról wywiązali się jak należy i pozwolili błyszczeć Goslingowi.

 

Jeżeli chodzi o konstrukcję, to film jest oparty na kontrastach. Sławetna scena w windzie z pocałunkiem i zabójstwem gangstera, to najlepszy przykład. Ale w filmie jest takich więcej. Bo to połączenie filmu o miłości z kinem gangsterskim, a wszystko to w klimacie noir i ze świetną muzyką w stylu lat 80 w tle.

 

Zakończenie - jedno z najlepszych jakie ostatnio widziałem w filmach. Uwielbiam takie niedopowiedzenia.

Bohater zginął, czy odjechał siną w dal, żeby chronić Irene? Oczywiście gdyby podejść do sprawy łopatologicznie, to należałoby stwierdzić, że przeżył. W końcu film oparty jest na książce, a ta ma swój ciąg dalszy. Ale ja chcę wierzyć, że dzieło Refna to inna interpretacja tej historii. I chcę się zastanawiać dalej, co stało się z Driverem.

 

 

A propos książki jeszcze. Za taki przekład jaki zafundowało nam Wydawnictwo Albatros należy rozstrzeliwać. Walą po oczach literówki. Mam też dziwne wrażenie, że tłumaczenia dokonywano na szybko i nieumiejętnie. A te wielkie litery z ogromnymi przerwami w stylu książek dla dzieci, żeby tylko zwiększyć liczbę stron - uważam za skandal. Żałuję, że nie zakupiłem oryginału.

 

Ostatnio usłyszałem od znajomej, że "Drive" ludzie albo uwielbiają, albo nie znoszą. Cieszę się, że zaliczam się do tej pierwszej grupy. :)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/91/#findComment-304694
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 158
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2011
  • Status:  Offline

Ostatnio usłyszałem od znajomej, że "Drive" ludzie albo uwielbiają, albo nie znoszą. Cieszę się, że zaliczam się do tej pierwszej grupy.

Niektórzy spodziewają się po prostu czegoś na wzór "Transportera", łatwej rozrywki, wielu scen akcji i tak dalej (na filmwebie do dzisiaj podpisany jako "akcja). Do dzisiaj pamiętam, jak reklamowany był jako film, "który zrobiłby Tarantino... gdyby potrafił", ja się z tego śmiałem, nie poszedłem do kina, a później obejrzalem i tego żałowałem. Mało jest współczesnych filmów, które zrobiły na mnie takie wrażenie. Dla mnie jeden z najlepszych XXI wieku, wracałem juz kilka razy i wróce jeszcze niejednokrotnie. Po pierwszym seansie było 8, po drugim 9.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/91/#findComment-304750
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • IIL
      @GGGGG9707 , belgijskie BZW zrobi galę w Brukseli dzień przed Raw: Potwierdzono udział Trent Seven i MAO oraz dmuchanej lali z DDT
    • IIL
      @StuPH moje konto też wtedy poleciało...   @ SinMaker  od niedawna też jest z nami tutaj na forum. Pamiętam te forum PWZ. Nawet jakiegoś wywiadu odnośnie śmierci Misawy tam udzielałem i potem jechano mnie tam za jego treść. Trzeba by wykminić jaki tam był link i poszukać na IWM. W tamtym czasie istniało też forum Evo Wrestling na prywatnym hostingu. Nie pamiętam jednak linka do niego.    
    • StuPH
      Nie pamiętam jak inni, wiem że ja wtedy wyleciałem właśnie za to xD i to był syn Andrzeja a nie Pawła! Wtedy też powstał mój nick, który w oryginale brzmiał Stupron Hart (czy Stu Pron Hart). Na taki zmienił mi go właśnie wspomniany SinMaker, który z admina zleciał na moderatora (ale bana się ustrzegł). Tak było! 
    • HeymanGuy
      A te bany od Boryssa były za wyśmiewanie się z sympatii jego syna do Reya Mysterio?
    • StuPH
      Ale tylko jako cmentarzysko  Będąc przy temacie forum WF, przypomniał mi się fakt, że na wiosnę 2009 r. sporo użytkowników wyłapała bany (chyba nawet od samego Boryssa) i w tamtym okresie wygnani założyli własne forum, którego nazwy w stu procentach nie jestem w stanie sobie przypomnieć, ale coś mi świta, że mogło to być Polish Wrestling Zone. Przez jakiś pierwszy miesiąc (lub dwa tygodnie?) było na darmowym serwerze, później już bardziej profeska. Oczywiście forum nie przetrwało zbyt długo, bo w gruncie rzeczy jedynymi użytkownikami byli ex-WFowcy (SinMaker był adminem na nowym forum i WF - ten to się umiał ustawić ). Ciekawostka - na wspominanym przeze mnie forum pojawił się Wee Man Pawłowski, który nawet dostał moderatora i promował jako swoje jakieś przedsięwzięcie wrestlingowe. Później okazało się, że nie miał z tym nic wspólnego, lecz brnął, że "został wyrzucony z własnego projektu". Ot historia krótko żyjącego forum. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...