Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  311
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  24.11.2003
  • Status:  Offline

Ostatnio zaliczyłem kilka lepszych lub gorszych filmów…

Na pewno pozytywnie zaskoczył mnie nowy Bond czyli „Casino Royale”. Nigdy nie byłem zwolennikiem filmów z tej serii, i na własne oczy widziałem może z 5-6, na pewno nie więcej. A już sam fakt, że Bond wychodził gładko z każdej opresji strasznie mnie wqrwiał. Tutaj jest nieco inaczej. Film jest bardziej „surowy”, oczywiście nadal ważna jest widowiskowość, ale dostajemy coś więcej niż tylko ładną kobitkę, niezniszczalnego gościa z arsenałem gadżetów i czarny charakter, który chce rządzić światem. Poza tym, dobrze zagrał Daniel Craig. W porównaniu do filmów z Brosnanem, na pewno duży „+”.

 

Dalej… Miami Vice. Jako dzieciak, starałem się oglądać każdy odcinek, nie ma to jak różowe podkoszulki i białe mokasyny :P

Nowa wersja, znacznie różni się od oryginału. Nie wiemy jak Crockett i Rico zostali partnerami, tylko od razu zaczyna się akcja, która w pewnym momencie zmienia się w … romansidło. Na szczęście później jest już lepiej. Film ma dobre efekty, jest bardziej realistyczny od serialu, i – jak dla mnie – ma bardzo dobrą ścieżkę dźwiękową (pominąć Linkin Park brr…). No i te widoczki… Troszkę może denerwować, iż główni bohaterowie zachowują się jak Jasiu Cena, i są praktycznie nie do ruszenia. Spotkałem się także z opiniami, że film jest nudny. Ja tam się przy nim zrelaksowałem. Nie jest to żadna rewelacja, nie jest to także produkcja, która może spodobać się fanom serialu. Identyczne są tylko imiona & nazwiska + miejsce, czyli Miami (i to też nie zawsze). Ale jednak nie żałuję tych 120 min. zwłaszcza, że bardzo ciekawie wygląda pani Li Gong :)

 

Poza tym:

Saw 3 – hmm… Zęby bolą od oglądanie niektórych scen, film jest ok., na pewno bardziej mi się podobał niż część 2. Wiele spraw z dwóch poprzednich filmów, zostanie tu wyjaśnionych, i to na pewno wyszło tej produkcji na dobre. Ponownie – bez rewelacji, ale przyzwoite horrorowate kino.

 

Texas Chainsaw Massacre: The Beginning – miał to być prequel, a dla mnie praktycznie niczym nie różni się od remake’u z 2003 r. Znowu mamy nastolatków, których atakuje Szeryf & Leatherface. Szeryf to w zasadzie główna postać tego filmu, i gra aktorska Lee Ermeya jest naprawdę wysokich lotów. Poza tym, nie widzę wielu innowacji. Podobny klimat, podobny scenariusz, i jedyne, co mi się bardziej spodobało to końcówka. Dla fanów serii, reszta może sobie darować.

 

Plac Zbawiciela – ojj… Bardzo dobry film, ale również bardzo ciężki w odbiorze, jednak zdecydowanie polecam. Kawał dobrego kina – z życia wzięte, zważywszy na informacje, jakie pojawiają się w mediach, odnośnie tragedii rodzinnych.

 

Pitbull – film oparty na kanwie serialu pod tym samym tytułem. Bohaterami są oficerowie z Wydziału Zabójstw, którzy próbują dotrzeć do ormiańskiego mafiosa, Saida.

Jeżeli chodzi o serial, to widziałem tylko 2 odcinki, jednak na tyle mi się spodobał, iż postanowiłem sięgnąć po wersję kinową. I nie zawiodłem się ani trochę. Wprawdzie, nie wszystko jest tak dokładnie wyjaśnione, ale to co najważniejsze pozostało, czyli: gra Gajosa, Dorocińskiego, Grabowskiego i Stroińskiego (tekst z hydraulikiem rlz:P), realizm, i brak tych cholernych „cukierkowych” i ułożonych postaci jak w jakiś bzdetach typu „Kryminalni”. Nie przeszkadza nawet inteligentna inaczej Weronika Rosati. Bardzo dobry dramat & sensacja w jednym. No i dialogi. Brawa & polecam.

 

Z klasyki polecam: Romper Stomper, Shawshank Redemption (oczywiste:)), Mechaniczną Pomarańczę, Lot nad kukułczym gniazdem (oczywiste:)), o serii Godfather, Kasynie, Wściekłym Byku, raczej mówić nie trzeba ;)

Z nowszych: Jarhead, Crash – Miasto Gniewu, Requiem dla snu, Hotel Rwanda, Donnie Darko, Big Lebowski, i Spacer po Linie (raczej dla fanów Casha, aczkolwiek ja nim nie jestem, ale film jest bardzo ok.)

 

Natomiast odradzam: Doom, Revolver, Egzorcysta 4, Venom,

I dość niespodziwanie – Infiltracja - przereklamowany, może gdyby filmu nie zrobił Scorsese, sądziłbym inaczej, oryginał czyli „Infernal Affairs” – lepszy. Może i się czepiam, ale naprawdę, „coś” mi tu nie pasowało.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/9/#findComment-60202
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 209
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

I dość niespodziwanie – Infiltracja - przereklamowany, może gdyby filmu nie zrobił Scorsese, sądziłbym inaczej, oryginał czyli „Infernal Affairs” – lepszy. Może i się czepiam, ale naprawdę, „coś” mi tu nie pasowało.

 

Tu bym polemizował - Infiltracja to kawał świetnego kina akcji, doborowa obsada (świetna rola DiCaprio) i napięcie od samego początku do końca. Powiem szczerze, że mi się film podobał i to nawet bardzo.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/9/#findComment-60308
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 334
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  02.12.2003
  • Status:  Offline

Jesli Infiltracja Ci sie podobala Raven to, podpisujac sie pod zdaniem Zwiecha, pierwowzorem bedziesz zachwycony ;)
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/9/#findComment-60309
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 209
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Bardzo możliwe - nie oglądałem (może niedługo nadrobię zaległości), ale remake także bardzo mi się podobał. Z pewnością nie był to film oskarowy (pomimo, że otrzymał statuetkę), ale na pewno wart był obejrzenia. Osobiście - polecam.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/9/#findComment-60321
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 014
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  06.11.2003
  • Status:  Offline

"Noc żywych kretynów", "Epic the Movie" oraz "Sprzedawcy 1". Dwa pierwsze, to naiwne i kretyńskie filmy, nakręcone niewiadomo po co. "Epic the Movie" stara się parodiować większość znanych filmów (Narnie a nawet Borata!), ale średnio mu to wychodzi. "Noc żywych kretynów" - taka porąbana niemiecka komedia, w której poziom śmiechu jest diabelnie niski. Za to pierwsza cześć "Sprzedawców" jest naprawdę dobra, znacznie lepsza niż druga.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/9/#findComment-60346
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 858
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  13.02.2007
  • Status:  Offline

Ja po ostatnich niedawnych postach na temat filmu "300" postanowilem obejrzec go i podobnie jak pare osob nei mam pojecia skad te zachwyty nad tym filmem?po dobrej kampani reklamowej jaka towarzyszyla filmowi przed premiera mozna bylo sie spodziewac cos na miare Troji a tu mamy taki sredni film chociaz jakis tam klimat swoj posiada :)

Z racji ze weekend sie rozpoaczal wczoraj ogladanalem kilka filmow ktore posadam w swej kolekcji ale nigd jakos nie mialem checi zeby je wlaczyc i tak na ogien poszly 2 filmy

1.Doom (polski rezyser :D ) film dosc zawiodl moje oczekiwania (nie tylko mnie wsytarczy teraz spojrzec na oceny w necie) po ekranizacji tak znanej i dobrej gry ktora jest DOOM chcialo by sie otrzymac tytul bardzo dobry a tak to...ale film taki zly nie jest mozna go ogladnac z braku zajecia w niektorych momentach jest ciekawy(ostatnie scen ilmu oczywiscie :D )a w jednej z rol wystepuje Rock!!

2. Drugi film juz "XXX 2" przypadl mi do gustu..jest w nim prawie wszystko czego mozna wymagac od filmow sensacyjnych..ciakawa szybka akcja kobietki( :P i ogolnie ciekawa fabula..slowem udany sequel pierwszej czesci :)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/9/#findComment-60354
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  914
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  31.08.2005
  • Status:  Offline

Rocket Rock o ile pamiętam grał tam jedną z głównych ról.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/9/#findComment-60361
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 858
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  13.02.2007
  • Status:  Offline

Rocket Rock o ile pamiętam grał tam jedną z głównych ról.

tak Rock grall w tym filmie Sarge :)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/9/#findComment-60391
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  10 209
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Ostatnio oglądałem nawet niezły film z Nicholasem Cage'em - "Lord of War" (inteligentne polskie tłumaczenie tytułu - "Pan Życia i Śmierci" :twisted: ). Nieźle opowiedziana historia handlarza bronią, który usiłuje wycofać się z interesu. Dwie godziny trzymającej w napięciu, ciekawej akcji i niegłupie przesłanie na koniec filmu. Na prawdę przyjemnie się oglądało (dobra rola Cage'a).
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/9/#findComment-62074
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 014
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  06.11.2003
  • Status:  Offline

Jako że był długi weekend a ja nigdzie się nie wybierałem, to trochę sobie pooglądałem :)

 

"Jaś Fasola na wakacjach"

Jaś Fasola powraca na duży ekran. Po paru latach przerwy i takim sobie "Jaś Fasola: Nadciąga totalny kataklizm" teraz przyszło mi obcować z Fasolą na wakacjach. Fabuła bardzo prosta. Nasz bohater wygrywa los na loterii w swojej parafii, gdzie w nagrodę otrzymuje wyjazd do Cannes + kamerę i nieco euro. Musimy się przygotować na to, że film jest banalny, z całkiem niezłą dawką humoru sytuacyjnego. Napewno jest mniej śmieszny niż poprzednik, ale czy przez to gorszy? Moim osobistym zdaniem nie, wręcz przeciwnie. Bardziej podoba mi się Jaś Fasola w "klimatach europejskich" niż amerykańskich. Może i nie ma tutaj tak dużej ilości żartów, jednak film dobrze się ogląda. Póki co, "Jaś Fasola na wakacjach" to najlepszy film kinowy opowiadający perypetie niezbyt rozgarniętego Pana Fasoli. Jednak tak naprawdę filmy kinowe trudno porównywać z genialnym serialem, który o głowę bije swoje kontynuacje z dużego ekranu.

 

"Magnolia"

W zasadzie dla mnie ten film to przypomnienie obrazu którego już widziałem kilkakrotnie - raz parę lat temu w kinie i później w domu. Film opowiada kilka historii dziejących się w USA. Począwszy od dosyć samotnego policjanta, poprzez faceta w pewnym sensie "promującym męskość" (świetna rola Tom'a Cruise'a) a skończywszy na umierającym na raka. Film jest bardzo ponury, jednak mimo tego klimat tego filmu jest świetny. Trwa on 187 minut (!) i trakcie jego trwania, jak i po zakończeniu napewno najdzie nas chwila refleksji na temat życia. Tak, na temat życia, albowiem film właśnie o tym traktuje, nie tylko przez postacie przewijające się w nim, ale także głęboko zakorzenioną psychologię. Z filmu wynika także to, że każdego życie jest traktowane na równi z życiem kogoś innego. Dlatego też w filmie nie mamy jakiegoś głównego wątku, skupiającego się na jednej z postaci. Wszystkie one są traktowane równo i dla każdych z nich przeznaczono mniej więcej tyle samo czasu aby opowiedzieć ich historię. Film z całego serca mogę polecić każdemu, albowiem jest to jeden z nielicznych amerykańskich filmów o którym mogę powiedzieć "genialne!". Niech nikogo nie zwiedzie, że obsadzie znajduje się chociażby Tom Cruise, że to może podlecieć zwykłym gwiazdorstwem. Cruise moim zdaniem gra świetnie swoją postać, jest to jedna z najlepszych o ile nie najlepsza kreacja w jaką się wcielił. Jeszcze raz gorąco polecam!

 

"Dreamland"

W Nevadzie znajduje się słynna Strefa 51, miejsce bardzo zagadkowe, bowiem nikt tak naprawdę nie wie co się tam dzieje. Prawdopodobnie wojsko nie tylko prowadzi tam testy nad nową bronią oraz myśliwcami, ale także ma do czynienia z czymś z nie tego świata, z obcymi i ich technologią. Film opowiada losy młodej pary, która postanawia odwiedzić rodzinę. Dlatego też wyruszają w podróż, która wiedzie m.in. przez okolice Strefy 51. Kiedy zatrzymują się w jednym z pobliskich barów, tak naprawdę rozpoczyna się ich przekleństwo... Osobiście mogę powiedzieć, że film do najlepszych nie należy, wręcz przeciwnie - można poczuć w nim pewne elementu kiczu. Pomysł ciekawy, jednak wykonanie daje bardzo dużo do życzenia. Miał to być horror s-f, jednak jak dla mnie wyszła komedia. Sceny w których m.in. Hitler goni samochodem naszą bohaterkę, to rzecz z której można się tylko śmiać, zwłaszcza, że owy Hitler nie jest do końca podobny do Hitlera. Poza tym widać, że w filmie tym nie postawiono aż tak na realizm. Jak wiadomo, Strefa 51 jest bardzo mocno strzeżona, jak i jej okolice. Wiadomo, że za wtargnięcie na jej teren grozi nie tylko bardzo wysoka grzywna, ale także śmierć! Tymczasem nasi bohaterowie poruszają się po okolicy, jak i po samej Strefie bez żadnych oporów, bez żadnego zagrożenia. Zero realizmu, oprócz opowiadań które przedstawia naszym bohaterom barman. Od samego początku dobitnie widać, że film ten, to zwykła niskobudżetówka nakręcona za grosze. Przejawia się to nie tylko w aktorach, którzy są kompletnie nieznani, jak i w samej realizacji. Film w zasadzie żadnych plusów nie ma, oprócz muzyki otwierającej go. "Dreamland" w naszym kraju jest bardzo trudny do zdobycia, chyba jedynie sprowadzą go do siebie jakieś większe wypożyczalnie, jak chociażby Beverly Hills Video. Nie ma szans aby trafił on do kin, bo z tego co się orientuje to w USA był tylko i wyłącznie rozprowadzany na dvd. I w zasadzie można powiedzieć, że chyba to dobrze, bo sam film jest naprawdę kiczowaty.

 

"Armia Boga"

Pierwsza część jednego z najlepszych, jak i zarazem najciekawszych horrorów metafizycznych. Fabuła filmu jest bardzo ciekawa. Oto "Archanioł Gabriel, skłócony z Bogiem, wraz ze swymi zastępami zstępuje na ziemię aby tu rozpętać piekło. Poszukuje duszy najstraszliwszego człowieka jaki się urodził. Dobry anioł - Szymon, ukrywa duszę owego człowieka w ciele malutkiej Marii. W nieuchronne starcie wplątuje się Thomas Daggett, były ksiądz oraz Lucyfer." W rolę Gabriela wciela się Christopher Walken, tworząc tym samym kapitalną kreację! Sam film jest świetny, trzymający widza przed ekranem od samego początku, do samego końca. Ma niepowtarzalny klimat, trzymającą w napięciu akcję. Czy film ma jakieś minusy? Pewnie jakieś ma, ale nie są one tak ważne i tak zauważalne. Film zdecydowanie mogę polecić nie tylko fanom horrorów, ale także każdemu, kto chciałby odpocząć od nowych produkcji, które ostatnimi czasy nie są najwyższych lotów.

 

"Armia Boga 2"

W 3 lata po nakręceniu pierwszej części, nakręcono także i drugą. Wraz z "Armią Boga 2" powraca także archanioł Gabriel, a co za tym idzie Christopher Walken.

"Na ziemię, po czteroletnim pobycie w piekle, powraca archanioł Gabriel. Jego celem jest dziecko zrodzone ze związku anioła (Daniel) i kobiety (Valerie Rosales). Do walki z bezwzględnym Gabrielem i jego towarzyszką Izzy, prócz Daniela, staje archanioł - Michał. Po raz kolejny ważą się losy świata i ludzi." Druga część moim zdaniem gorsza od pierwszej, jednak to nie znaczy, że zła. Klimat jest porównywalny, aczkolwiek gorszy. Nadal jednak mamy wiele elementów z pierwszej części, jak chociażby słynne wyrywanie serc. Pomimo, że film gorszy od części pierwszej, to także warto go obejrzeć.

 

"Armia Boga: Proroctwo"

Na trzecią część "Armii Boga" przyszło nam czekać raptem 2 lata, bowiem w 2000 roku nakręcono "Proroctwo". Fabuła to kontynuacja wydarzeń z poprzednich dwóch części, "Pyriel, upadły anioł, przybywa na ziemię z misją zagłady rodzaju ludzkiego. Do walki może stanąć jedynie Daniel, zrodzony z anioła i kobiety. Pomocą w wypełnieniu jego przeznaczenia służy archanioł Gabriel.". Jest to ostatni film z serii, w którym pojawia się Gabriel a co za tym idzie Christopher Walken. Sam Walken nie zachwyca tak jak w poprzednich częściach, głównie przez konstrukcję postaci którą gra, a tej w tym filmie jest wyjątkowo mało. "Proroctwo" daje nam odpowiedzi na pytania zawarte w poprzednich dwóch częściach "Armii Boga" i w pewnym sensie kończy jakiś epizod zawarty w tych 3-ech częściach. Sam film niestety ale do najlepszych nie należy. Jednak mimo to, warto go obejrzeć, chociażby dlatego, że kolejne części znacznie różnią się od pozostałych.

 

"Armia Boga: Powstanie"

Pomiędzy "Proroctwem" a "Powstaniem" mieliśmy 5 lat przerwy. Ten drugi nakręcono dopiero w 2005 roku. "Anioły szukają na ziemi tajemniczej księgi - Lexiconu, w której zapisane są niezwykle istotne informacje, będące swoistym "dalszym ciągiem" Biblii. Sama, wciąż pisząca się księga zawiera pewne wiadomości mówiące o nadejściu Antychrysta. Mieszkająca w Rumunii Allison, dość przypadkowo wchodzi w posiadanie Lexiconu. Jej tropem podąża Simon, jeden z aniołów. Na szczęście dla kobiety pomocą służy jej tajemniczy John, oddelegowany do współpracy z rumuńskim detektywem Danim, mężczyzna.". Po 5-ciu latach zmieniło się wszystko. Począwszy od miejsca wydarzeń (teraz akcja dzieje się w Rumunii), a skończywszy na obsadzie. Główne role przede wszystkim grają Doug Bradley (stojący za nakręceniem kilku części "Hellraisera"), John Light oraz Kari Wuhrer (znana z kilku seriali, puszczanych także i w naszym kraju). Film ogląda się tak jakby "inaczej", głównie przez kompletną zmianę realii w których rozgrywa się cała historia. Tak jak wspomniałem wcześniej, teraz akcja filmu toczy się w Rumunii, co napewno zmieniło (nawet na lepsze) oblicze tego obrazu. Nie mamy już w nim Gabriela, który w 3-ciej części był postacią nużącą. Poza tym, film przeszedł pewną metamorfozę, będąc już nie tylko zwykłym horrorem, ale mającym w sobie także elementy kryminału, tudzież thrillera. Napewno zrobiło to dobrze, bo przez takie odświeżenie starego (nowego) filmu, ogląda się go z wiekszym zaciekawieniem. Pomimo tego, film jest jednak chwilami dość nużący, może nie aż tak jak "Proroctwo", ale warto o tym wspomnieć. Jednak obok tego małego "zgrzytu" uważam, że sam film obok części 1-szej jest najlepszy w tej serii.

 

"Armia Boga: Porzucenie" ("The Prophecy: Forsaken")

Bardzo szybko po "Powstaniu" nakręcono część 5-tą. Głównie stało się tak, albowiem "Armia Boga" stała się niskobudżetową produkcją, kręconą w tym samym czasie co poprzednia część i w tym samym miejscu (Rumunia). Jeśli chodzi o fabułę, to mamy tutaj kontynuację z poprzedniej części. Pojawia się Allison, posiadająca Lexicon i jak zawsze, popada ona z tego powodu w tarapaty. Obsada specjalnie się nie zmieniła od "Powstania". Kilku aktorów ubyło, kilku pozostało - głównie Kari Wuhrer oraz John Light. Do tego doszli Tony Todd oraz Jason Scott Lee (znany chociażby z wcielenia się w rolę Bruce'a Lee w filmie biograficznym o nim). Moim zdaniem film nieco gorszy niż poprzednik, ale jednak także dobry, pomimo, że to kino niskobudżetowe, trafiające prędzej na półki wypożyczalni niż do kin. Dla mnie osobiście ta część nie była aż tak nużąca jak "Powstanie". Po oglądnięciu filmu ma się takie wrażenie, jakby to nie był jeszcze koniec serii. Nie wiem dokładnie, ale czuje, że powstanie kolejnych części to kwestia czasu.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/9/#findComment-62122
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 334
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  02.12.2003
  • Status:  Offline

Póki co, "Jaś Fasola na wakacjach" to najlepszy film kinowy opowiadający perypetie niezbyt rozgarniętego Pana Fasoli. Jednak tak naprawdę filmy kinowe trudno porównywać z genialnym serialem, który o głowę bije swoje kontynuacje z dużego ekranu.

 

Z drugiej strony Jasia Fasole Rowan Atkinson zjada na sniadanie swoja genialna rola w "Czarnej Zmiji" :)

Genialny serial, goraco polecam

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/9/#findComment-62133
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  5 045
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline

Z drugiej strony Jasia Fasole Rowan Atkinson zjada na sniadanie swoja genialna rola w "Czarnej Zmiji"

 

Nic dodać nic ująć ;) Kto nigdy nie widział musi koniecznie nadrobić zaległości, więc tak jak SPoP gorąco polecam ;)

 

 

 

Jeżeli jestem już w temacie filmowym to przy okazji takie małe pytanko. Co polecacie z twórczości Monty Python'a ? :) Mam i widziałem następujące pozycje z ich repertuaru :

- Żywot Briana

- Sens życia według Monty Python'a

- Święty Graal

- Latający Cyrk Monty Python'a(wszystkie odcinki)

- A teraz coś zupełnie z innej beczki

- Monty Python w Hollywood

- 20 lat latającego cyrku Monty Python'a

 

Jest coś jeszcze, ? :)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/9/#findComment-62136
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 334
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  02.12.2003
  • Status:  Offline

Jesli lubisz Pajtonow, to moge z wielka checia polecic "Hotel Zacisze" (w oryginale "Fawlty Towers"), czyli zycie-po-zyciu Johna Cleese'a. Bardzo zabawny serial, wiadomo ze nie tak pajtonowski jak pierwowzor, ale jak najbardziej daje rade (zwlaszcza odcinek 6 o Niemcach ;) )

 

A z filmow jest jeszcze to

 

http://www.imdb.com/title/tt0076221/

 

Debiut rezyserki Terrego Gilliama. Lekko absurdalna komedia osadzona w basniowo-fantastycznych realiach, jakies klimaty Wikingow zdaje sie (dosc dawno ogladalem :) Pythoni udzielaja sie tam dosc solidnie, a glowna role gra Tim Robbins. Film z tego co pamietam dobry i dosc zabawny, ale te obrazy ktore juz wymieniles znacznie lepsze ;)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/9/#findComment-62139
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 861
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  25.09.2004
  • Status:  Offline

Jesli chodzi o klimat podobny do pajtonow to polecam Pcin Dolny z angola The League Of Gentlemen moim zdaniem kapitalny serial :D
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/9/#findComment-62208
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 014
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  06.11.2003
  • Status:  Offline

Z tą "Żmiją" to fakt :)

 

Jeśli chodzi o Python'ów, to widzialem z nich wszystko co można było i trudno mi coś doradzić.

 

Ps. Widział ktoś z was film "W stronę słońca"? Recenzje filmu nie są ponoć najlepsze więc zastanawiam się czy go obejrzeć.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/9/#findComment-62209
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Nialler
      Imo w tych wdziankach co wychodzą są nieraz seksowniejsze i bardziej hoterskie niż "na codzień" xD
    • MattDevitto
      Royal Rumble kobiet w 2026 xDDDDDDD
    • KyRenLo
      WWE oficjalnie potwierdza lokalizację Royal Rumble 2026:
    • MattDevitto
      Ja wiem, że New Japan obecnie ma o wiele słabszy roster niż x lat temu, ale łączenie Corbina z fedką z Japonii to liść prosto w twarz dla Azjatów Chociaż tag team Corbin&Omos to byłoby coś
    • HeymanGuy
      NJPW Wrestle Dynasty 2025 8-Man Lucha Gauntlet Match: 16 minut czystego chaosu, efektownych akcji i technicznego wrestlingu, ale zacznijmy od początku. Hecheciro i Kosei Fujita zaczęli to na spokojnie, wymieniając kilka klasycznych chwytów. Fajna techniczna robota z obu stron, choć Hecheciro wydawał się mieć lekką przewagę w doświadczeniu i precyzji. No i zanim zdążyło się rozkręcić, wpadł Soberano Jr. – typowy luchador z CMLL, który wszedł jak tornado. Rzut na Fujitę, headscissors na Hecheciro i zaczęło się latanie. Typowe, ale cholernie przyjemne dla oka, ja zawsze to lubiłem. Chwilę później pojawił się Master Wato. Powiem szczerze, że Wato ostatnio idzie w górę, to i tu udowodnił, że potrafi. Wymiana chopów z Soberano? Była Hurricanrana? No też była. A potem wszyscy zaczęli się tłuc poza ringiem, bo czemu nie. No i proszę, mamy Mascara Doradę. Kolejny zawodnik z CMLL, który miał dobry 2024 rok, a tutaj wyglądał, jakby chciał udowodnić, że nadal jest w formie. Szybkie biegi po linach, headscissors na Soberano, a potem genialne suicide dive’y – praktycznie dla każdego, kto był w pobliżu. Zdecydowanie wyróżniał się swoją akrobatyką. A potem… Taiji Ishimori. Facet wszedł z buta. Handspring Cutter? Elegancko. La Mistica w Bonelock? Klasa. Ale Dorada dzielnie się wybronił. Ishimori nie zwalniał tempa i widać było, że ma ochotę na coś większego. Lubiłem Ishimoriego w TNA, z tego co pamiętam trzymał nawet pas X-Div. No i teraz czas na Titana – typ wpadł jak błyskawica. Crossbody, rope walk dropkick, Tornado DDT – wszystko to wyglądało świetnie. Trochę przyspieszył tempo i fajnie to wszystko zróżnicował.I wreszcie, gwóźdź programu… El Desperado, gość z IWGP Jr. Heavyweight na biodrach. Wszyscy momentalnie rzucili się na niego, bo jak tu nie skupić się na facecie z pasem? Desperado zebrał niezły łomot na rampie, potem w ringu, ale jego spryt pozwolił mu na kilka błyskotliwych kontr. Końcówka? Totalny chaos. Hecheciro z backbreakerem na Desperado, Fujita lata na Hecheciro, Ishimori dorzuca moonsault. Soberano z corkscrew dive’em, Titan i Wato się nie poddają i sami dorzucają swoje loty. No i Dorada… Ten Shooting Star Press na całą grupę to było coś pięknego. Wszystko zakończyło się jednak w ringu. Desperado próbował coś ugrać z Fujitą, ale Ishimori z Gedo Clutchem przechytrzył wszystkich i zgarnął wygraną. To była klasyczna spot-festowa walka. Dużo fajnych akcji, tempo, które nie pozwalało się nudzić, i świetna okazja, by młodsi zawodnicy pokazali swoje zalety. Czy była jakaś większa historia? Raczej nie, ale czysty fun wrestlingowy zdecydowanie był obecny. Po walce wszyscy rzucili się na Ishimoriego, ale on uciekł przez tłum – klasyczny heel move. CMLL-owcy jeszcze trochę poświętowali z fanami. 2,5/5 Grappling Match: Hiroshi Tanahashi vs. Katsuyori Shibata: Zaczyna się od przyjacielskiego pojedynku, bo jakby nie było, Shibata uratował Tanahashiego przed EVIL-em i House of Torture na Wrestle Kingdom, więc tu mamy coś w stylu "dziękuję za pomoc, stary". Czas na zabawę, ale wiadomo, jak to bywa z tymi dwoma – nie potrafią po prostu delikatnie. 😂Pierwsze 30 sekund? Wymiana klasycznego tie-upu, obaj starają się zyskać przewagę, ale wiecie, jak to jest – żadnego z nich nie da się zdominować tak łatwo. Kończą w linach, czysty break, i ruszają dalej. Następnie zaczynają wymieniać chopy.I tu Shibata zaczyna robić robotę, czujesz ten ból, jak jego ciosy trafiają w Tanahashiego. Ale Tanahashi? Facet nie odpuszcza, walczy o każdy chop. To był taki klasyczny "chop fest", jak to bywa u tych dwóch, że aż można poczuć ból przez ekran. Tanahashi przyjmuje ciosy, ale potrafi odpowiedzieć. Nawet próbuje full nelson w końcu, ale kończy się to po prostu na kolejnym chopie. Ostatnie sekundy? Obaj są już na tyle wyczerpani tymi ciosami, że to po prostu nastąpiła wymiana chopów do samego końca. Mimo że nie padło żadne wielkie zakończenie, to był czysty fun. Ciężko to ocenić jakkolwiek, bo w sumie to nie była żadna epicka walka, ale dla tych dwóch to była totalna zabawa. Widziałem, jak się dobrze bawią, więc i ja się bawiłem. Można było się spodziewać, że z tej rywalizacji nie będzie nic większego, ale te chopy – wow. Szkoda, że nie wyłonili zwycięzcy, ale i tak było to całkiem zabawne. 2/5 takie wymuszone. Winner Takes All: Strong Women’s Champion Mercedes Mone vs. RevPro Women’s Champion Mina Shirakawa: Zaczynamy od klasyki – panie zaczynają od klinczu i Mina daje Mercedesównej kopa w brzuch, bo czemu nie? Potem trochę rope runningu, dropkick na kolana i momenty, gdzie obie zaczynają robić uniki, trochę typowego wrestlingu. Mone rzuca snapmare i próbuje Statement Maker. Mina nie daje się złapać, bo zaraz wskakuje na liny i przerywa. Czyste, ale nic, co by powaliło widza. Mone robi kilka klasycznych ruchów, jak baseball slide i suicide dive na Minę i jej ekipę, a potem do akcji wkracza Mina – trochę Dragon Screw, wrzucenie nogi Mone w słupek i Figure Four wokół słupka, bo czemu nie? Widać, że Mina stara się trzymać fason, ale Mone jak zawsze wyprzedza ją o krok – nie daje się zdominować tymi technicznymi ruchami. Dość szybko Mone próbuje backstabber, ale nie jest w stanie kontynuować, bo no… kolano, dobry selling przy okazji. Potem klasyczne corner work i jeszcze jedna Meteora. W końcu Mina odpłaca jej tym samym, Figure Four znów się pojawia, a Mone w końcu ucieka do lin. Przełomowy moment? Mina trafia z Sling Blade, potem Implant DDT, Glamorous Driver i… Mone dalej wstaje, jakby nic się nie stało. Po czym po prostu odbija kolejną Mone Maker na 2, bo ta kobitama niekończące się siły, jakby była jakimś niezniszczalnym cyborgiem z lat 80-tych. 🤦‍♂️ Szczerze mówiąc, Mone już mnie trochę nudzi czy to w NJPW czy w AEW. Tak, wiem, ma swój styl, jest gwiazdą i mega utalentowaną wrestlerką, ale jej walki są po prostu mechaniczne. Brakuje w nich tej iskry, dramatu, który sprawiłby, że widzowie naprawdę by jej kibicowali, mimo charakteru postaci. Zwycięstwa Mone wydają się takie "wiedziałem, że wygra". Na pewno wielu będzie to oceniało jako solidny pojedynek, ale dla mnie brak tej energii i autentycznego zagrożenia w jej walkach sprawia, że nie czuję w tym większego entuzjazmu. Trochę mam wrażenie, że jej booking przypomina Hogana z lat 90, czy Cenę z lat 10 – zawsze wygrywa, tylko nie wiadomo do końca jak i dlaczego, a inne zawodniczki zaczynają przy niej wyglądać na marne tło. Takie trochę "Mone Show", a reszta to tylko postacie drugoplanowe. 3/5 Brody King vs. David Finlay /w. Gedo:  To był typowa hoss fight – dwa wielkie byki, jeden z nich to Brody King, który absolutnie dominuje w sile, drugi to Finlay, który stara się wyjść z opresji, bijąc się o każdą okazję. Zaczynamy od budowania Kinga jako powerhouse'a, który pokazuje swoją przewagę, zrzucając Finlaya jak kawałek śmiecia. Ale Finlay nie odpuszcza – jak to on – i z każdą chwilą udowadnia, że potrafi się wybić z takich sytuacji. Chop block z jego strony to jeden z pierwszych momentów, kiedy rzeczywiście potrafi zrównać Kinga z ziemią, chociaż ten później spokojnie odpłaca ciosami. Bardzo fajne cross face od Finlaya, potem Cactus Clothesline i obaj lądują na ziemi. Plancha też ładnie wyszła, ale King złapał go w powietrzu i odpłacił mu się zaciętym uderzeniem w barykady. Brody King świetnie wygląda w roli wielkiego, brutalnego faceta. Senton, chopy, elbowy, a potem Death Valley Driver – gość po prostu rozbija Finlaya na każdym kroku. Finlay w odpowiedzi walczy, jakby to była jego ostatnia szansa – coraz więcej uppercutów, walka o przetrwanie, a cannonball senton Kinga w narożniku... no siadło xd Chociaż King wyglądał jak absolutna bestia przez większość tej walki, Finlay w końcu zaczyna odwracać losy pojedynku. Speer po świetnym wyrwaniu się z chwytów Kinga, clothesline z tyłu głowy, a na końcu – Overkill. Finlay nie dał się zgnieść przez Kinga i wygrał w momencie, który podsumował całą jego walkę o przetrwanie. To była świetna walka, typowy hoss fight, jakiego można się spodziewać po tych dwóch. King był tytanem, nie dawał Finlay’owi ani chwili wytchnienia, ale właśnie to Finlay sprawił, że walka miała więcej dramaturgii, pokazując klasę zawodnika walczącego z takim potworem. Choć Brody King dał za dużo, co sprawia, że ciężko mu utrzymać status topowego zawodnika (bo powinien chyba mieć więcej do powiedzenia w ringu), to naprawdę świetnie się to oglądało. Finlay świetnie sprzedał techniki z mniejszych pozycji i Overkill był odpowiednią kropką nad i. Zdecydowanie dobra walka, z mocnym końcem i solidnym storytellingiem – ale King chyba mógłby być trochę mniej "zbyt hojnym" w takim stylu pracy. 3,5/5 Shota Umino vs. Claudio Castagnoli: Zaczynamy od Claudio, który od razu atakuje Shotę na wejściu, pokazując, kto tu rządzi. Claudio od samego początku wykorzystywał swoją siłę, by trzymać młodszego rywala w pasie i nie pozwalał mu na żadną chwilę oddechu. Nie oszczędzał go – uppercuty (zresztą akcje firmowe ex-Cesaro), stompy, potem Giant Swing, gdzie Shota się wyrwał na ostatnią chwilę. Potem widzimy trochę tego "brutalnego Claudio" w akcji, jak Crippler Crossface. Jasne, można powiedzieć, że Shota trochę wziął na siebie za dużo ciosów, ale od tego momentu zaczyna wstawać. Gdy udało mu się Tornado DDT i Jumping DDT na apronie, zyskał trochę momentum. Od tego momentu cała walka nabrała tempa, a Shota zaczynał wyglądać na kogoś, kto może dać radę Claudio. Zmienia się dynamika: nie jest już tylko ofiarą, ale zaczyna odnajdywać w sobie siłę, której mu wcześniej brakowało. Claudio oczywiście odpłacał z nawiązką, ale Shota miał ten magiczny moment – kilka naprawdę dobrych kontr – jak Beyblade czy Avalanche Tornado DDT. Ostatecznie jednak zwyciężył po Snap Death Rider, co było świetnym zakończeniem tej historii w ringu. To nie tylko walka, to także opowieść o tym, jak młodszy zawodnik może przejść przez piekło, a potem znaleźć sposób, by wygrać. Shota pokazał, że nie chodzi tylko o siłę, ale i serce do walki. Fajna walka – Claudio naprawdę pokazał swoją moc, ale cała historia o Shocie była naprawdę solidna. Chłopak przeszedł przez niemały młyn, ale dzięki swojemu wewnętrznemu duchowi walki udało mu się znaleźć sposób na pokonanie takiego dominatora jak Claudio. Ostatecznie Shota wyglądał na gościa, który się rozwija. Claudio udaje gest pojednania, a potem wyśmiewa go klasycznym ruchem z geste Kozakiewicza. Solidne, emocjonujące, i patrząc na Shotę, mamy tu naprawdę początek czegoś większego. 3,5/5 NEVER Openweight and AEW International Title match: Konosuke Takeshita (c) w/ Don Callis vs. Tomohiro Ishii: Walka zaczęła się klasycznie dla takich zawodników – siłowe próby zdominowania przeciwnika. Takeshita próbował szybko zdominować, zasypując Ishiiego ciosami i kopnięciami, ale Ishii, jak to ma w zwyczaju, po prostu wstał i zaczął odpowiadać swoimi charakterystycznymi chopami i lariatami.  Momentem przełomowym była próba Avalanche Falcon Arrow Takeshity – widowiskowe podniesienie Ishiiego z lin i zrzucenie go z wysokości mogło zakończyć walkę, ale Ishii, jak to wojownik, znalazł w sobie siłę, by przetrwać i kontynuować ofensywę. Nie tylko to, ale sam Ishii zaskoczył wszystkich swoim Avalanche Hurricanraną, co było totalnym szokiem, biorąc pod uwagę jego styl walki.. Takeshita i Ishii zaczęli wchodzić w strefę totalnej desperacji – headbutty, wymiana lariatów, i nagłe, potężne kontry sprawiały, że publiczność siedziała na krawędzi krzeseł. Kiedy Takeshita trafił Poisoned Rana i zakończył wszystko Power Drive Knee oraz Raging Fire, było jasne, że młody gwiazdor utrzyma swoje tytuły, ale nie przyszło mu to łatwo. Ishii wyglądał, jakby miał jeszcze trochę magii w sobie, a jego walka była jak przypomnienie o tym, dlaczego jest uważany za jednego z najtwardszych w biznesie. Brutalna, szybka i intensywna walka – klasyka w wykonaniu Ishiiego, który po raz kolejny pokazał, że wciąż ma w sobie ogień, a Takeshita zademonstrował, dlaczego jest uważany za gwiazdę wschodzącą. Połączenie old-schoolowej brutalności z odrobiną nowoczesnej atletyki. 4/5 Triple Threat Tornado Tag Team Match for the vacant IWGP Tag Team Titles: United Empire (Jeff Cobb and Great-O-Khan) vs. Young Bucks (Matt and Nick Jackson) vs. Los Ingobernables de Japon (Himoru Takahashi and Tetsuya Naito): Tornado Tag oznacza totalny chaos, i tak właśnie było w tym starciu. Walka rozpoczęła się od szybkiego wywalenia Young Bucks z ringu przez Cobba i Hiromu. Cobb imponował swoją siłą, a Bucksi szybko wrócili do gry, używając swoich charakterystycznych superkicków i widowiskowych dive'ów, by zyskać przewagę. Jeff Cobb był prawdziwą gwiazdą w tej walce – jego brutalne German Suplexy, zwłaszcza podwójny German na Bucksach, były absolutnym popisem jego siły. Wielokrotnie przypominał, dlaczego jest jednym z najbardziej fizycznie dominujących zawodników na świecie. Great-O-Khan również miał swoje momenty, pokazując kreatywność. Hiromu i Naito wnieśli do walki swoją charakterystyczną dynamikę – kombinacje ciosów i synchronizowane ruchy, takie jak Time Bomb i Destino, były imponujące. Szczególnie Naito z jego opanowanym stylem był kontrapunktem dla energicznych Bucksów. Young Bucks, jak przystało na nich, skupili się na szybkich, widowiskowych akcjach – Elevated Swanton Bomb, X-Factor, i oczywiście EVP Trigger. Nawet w momentach, kiedy wydawało się, że ich przewaga zostanie przerwana, zawsze znajdowali sposób, by wrócić do gry. Ostatecznie ich doświadczenie w chaosie tego typu walk przyniosło im zwycięstwo, kiedy wykorzystali TK Driver, aby zdobyć tytuły. Widowiskowy spot fest, który świetnie sprawdził się jako szybka, dynamiczna walka, choć brakowało w niej głębszej narracji. Występ Cobb’a był absolutnie na najwyższym poziomie, ale w końcu to Bucksi byli najlepsi w chaosie. Jeśli lubicie szybkie akcje i niekończące się przejścia między ruchami, to była walka dla Ciebie. Jednak brak znaczącej dramaturgii w sekwencjach nieco obniża ogólną ocenę. 3/5 IWGP Global Heavyweight Title Match: Yota Tsuji (c) vs. Jack Perry: Walka rozpoczęła się od klasycznych zapasów, z wymianą przejść i kontr. Perry, jako heel, sprytnie atakował oczy i plecy rywala. Yota Tsuji jednak udowodnił, dlaczego jest mistrzem. Walka nabrała tempa, gdy Tsuji zaczął przełamywać dominację Perry’ego, pokazując swój wachlarz umiejętności – od siły po widowiskowe ruchy, takie jak Modified Spanish Fly. Jack Perry miał swoje momenty, zwłaszcza w budowaniu narracji z celowaniem w dolne plecy Yoty. Jego Wrist Clutch Angle Slam oraz manipulacja sędzią poprzez ukryty cios poniżej pasa były klasycznymi zagraniami czarnego charakteru. Perry robił wszystko, by oszukać rywala i wywalczyć przewagę. Kulminacja przyszła w końcówce, gdzie po wymianie ciosów Perry wydawał się być bliski zwycięstwa. Jednak Yota Tsuji, dzięki Gene Blaster (po prostu Spear), przełamał ofensywę rywala i przypieczętował swoją pierwszą obronę tytułu. To był solidny pojedynek, który skutecznie podkreślił siłę i wszechstronność Yoty jako nowego mistrza. Perry odegrał swoją rolę dość dobrze, budując napięcie jako sprytny, lecz podstępny pretendent. Walka była dynamiczna, z dobrą strukturą, ale brakowało większej nieprzewidywalności – wynik był dość oczywisty. Mimo wszystko, jak na pierwszą obronę tytułu Yoty, było to odpowiednio intensywne starcie, które pozwoliło mu zaprezentować się jako godnego czempiona. 3/5 Kenny Omega vs. Gabe Kidd: Starcie rozpoczęło się w tempie klasycznym dla Omegi – techniczne uniki, szybkie kontry i solidne chopy. Kidd szybko pokazał, że nie zamierza być tylko kolejnym przeciwnikiem do odhaczenia, przewracając Omegę solidnym Shoulder Blockiem i wygrywając wymianę ciosów. Już na początku było widać, że Kidd chce wykorzystać swoje brutalne, fizyczne podejście. Suplex na krawędzi ringu i wyrzucenie Omegi na barykadę szybko pokazały, że walka będzie bardziej ostra, niż tylko techniczna. Kidd przygotował stoły, ale Omega jak zawsze odpowiedział widowiskowymi akcjami, jak Plancha czy Snap Dragon Suplex na podłodze. Te spoty były bolesne do oglądania, a zwłaszcza ten kiedy Kidd, który wylądował na linach i odbił się na podłogę w sposób wyglądający na groźny. Omega atakujący krwawiącego rywala, a potem użycie krzeseł i stołów przez Kidd’a, podniosły imho powagę i prestiż tej walki. Kidd, pokazując brutalność, rozbił fragment stołu na głowie Omegi, co wizualnie wyglądało niesamowicie i podkreślało desperację obu zawodników. Końcówka walki to pokaz charakterystycznego dla Omegi stylu – szybkie przejścia między technikami, potężne V-Triggery oraz emocjonalne próby zakończenia walki przez One Winged Angel. Kidd, mimo zmęczenia, walczył jak równy z równym, serwując Piledrivery i Kawada Driver, które wyglądały jakby miały zakończyć walkę. Fakt, że Omega zdołał przetrwać te ciosy, wzmacniał jego status jako niezniszczalnego wojownika. Ostateczna wymiana to podsumowanie tego, czym była ta walka – brutalnością, wytrzymałością i nieustępliwością. Kidd po V-Triggerze i Powerbombie podnosi się przy liczeniu do jednego, co było symbolicznym pokazem ducha walki. Ostatecznie jednak Omega zamknął pojedynek swoim One Winged Angel, co zakończyło walkę. To była emocjonalna, brutalna i techniczna uczta wrestlingowa. Obaj zawodnicy zrobili wszystko, by wynieść ten pojedynek na najwyższy poziom. Kidd, mimo przegranej, wyszedł z tej walki jako gwiazda, jeszcze większa niż był do tej pory, udowadniając swoją wartość jako fizycznego, agresywnego rywala. Gabe był idealnym rywalem dla Kennego na powrót po kontuzji. Omega, po problemach zdrowotnych, pokazał, dlaczego jest jednym z najlepszych na świecie. Jedyny minus? Trochę przesadna długość walki, co momentami wydłużało akcję, ale finalny efekt zrekompensował te momenty. Tanahashi płaczący po walce mówi wszystko – ta walka przejdzie do historii jako niezapomniane starcie, na pewno dla fanów Gabe'a. 5/5 IWGP Heavyweight Title Match: (c) Zack Sabre Jr. vs. Ricochet: Ricochet szybko zaatakował, próbując wypracować przewagę dzięki swojej szybkości i akrobatycznym manewrom, takich jak Sasuke Special i Springboard 450 Splash. Wydawało się, że Ricochet ma szansę na szybkie zakończenie walki, ale Zack Sabre Jr., jak to ma w zwyczaju, przejął kontrolę, skrupulatnie eliminując atuty rywala. Sabre zaczął od technicznych rozwiązań, takich jak Cravat i złożone dźwignie, które skutecznie neutralizowały zapędy Ricocheta. Sabre, będący mistrzem techniki, skupił się na żebrach i ramionach Ricocheta, używając Inverted Indian Death Lock i Kimura Lock, aby powoli rozkładać przeciwnika na czynniki pierwsze. Ricochet próbował odpowiadać serią dynamicznych ataków, takich jak Running Shooting Star Press czy Lionsault, co podkreśliło różnicę w ich stylach walki. Jednak Sabre, jak zawsze, znalazł sposób na spowolnienie tempa, przejmując kontrolę przez precyzyjne kopnięcia i dźwignie. Walka nabrała intensywności, gdy obaj zawodnicy zaczęli wprowadzać bardziej ryzykowne akcje. Ricochet zaserwował widowiskową sekwencję: Northern Lights Suplex, Brainbuster, a następnie absurdalne Suplexy na krawędzi ringu i na podłodze. W tym momencie widzowie byli na krawędzi swoich miejsc. Sabre, pomimo widocznego bólu w żebrach, kontynuował walkę, wykorzystując Dragon Suplexy i Michinoku Driver, które ledwo nie zakończyły pojedynku. Ricochet próbował zakończyć walkę widowiskowym 630 Splash, ale Sabre unika tego i kontruje potężnym Punt Kickiem, po którym następuje Zack Driver.  Finalna sekwencja należała do Sabre'a, który zamknął Ricocheta w The Inexorable March of Progress, idealnie wykorzystując swoją techniczną przewagę. Ricochet nie miał wyjścia i poddał walkę. Było to świetne zestawienie dwóch unikalnych stylów walki – atletycznego i dynamicznego Ricocheta kontra technicznego i precyzyjnego Sabre'a. Choć wynik nie był zaskoczeniem, obaj zawodnicy dostarczyli ekscytującej walki, która pokazała, dlaczego są w czołówce. Sabre zachował mistrzowskie opanowanie i ciągłość narracyjną, sprytnie pracując nad żebrami i ramionami Ricocheta, podczas gdy Ricochet wniósł nowy wymiar do swojego stylu dzięki subtelnym heelowym elementom. Sabre, w swoim charakterystycznym stylu, podziękował Ricochetowi i podkreślił swoje oddanie New Japan. Mocne słowa o przyszłości NJPW i dominacji TMDK były idealnym zakończeniem tego show, budując dalsze emocje wokół jego stajni. Warto dodać, że pirotechnika i moment celebracji były świetnym akcentem na zakończenie gali. To była gala, która nabierała tempa w miarę jej trwania. Choć początek pozostawiał trochę do życzenia, ostatnie dwie walki zrekompensowały wcześniejsze niedociągnięcia. Show cierpiało na pewne problemy z pacingiem, jak również z długością (10 walk po ponad 12 minut każda to wyzwanie zarówno dla zawodników, jak i widzów), ale te najlepsze momenty były naprawdę znakomite i warte czekania. Mimo że nie była to gala bezbłędna, jej mocne momenty wyniosły ją do poziomu bardzo dobrej. Szczególnie ostatnie dwie walki uczyniły ją wartą obejrzenia, a Gabe Kidd i Takeshita wyraźnie zaprezentowali się jako przyszłe gwiazdy dla New Japan (i nie tylko). Gala mogłaby być lepsza przy bardziej zrównoważonej karcie, ale jako całość była satysfakcjonująca.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...