Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  3 820
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.09.2009
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

Ciężko mi to stwierdzić Raven, bo ja rapem jestem zajarany od ponad dekady i wiedziałem, że muszę na niego pójść do kina bez względu na opinie innych. Przez cały film przewijają się kawałki PFK (początkowo też na przykład "Plus i minut" Kalibra), ale to było po pierwsze do przewidzenia, a po drugie ten film by bez nich nie istniał, byłby bezwartościowy. Jeżeli nie będzie Ci przeszkadzać nieznajomość kawałków przewijających się przez film (np. Jesteś Bogiem, Powierzchnie Tnące czy Nowiny), to możesz spokojnie uderzać do kina. I tak polecam przynajmniej zaznajomienie się czy osłuchanie z tymi kilkoma "muzycznymi motywami przewodnimi" filmu.

 

Jeżeli chodzi o fabułę, to gdyby odjąć całą tę otoczkę PFK - Magik, Fokus, Rahim + kawałki. To byłaby to dobra historia i naprawdę solidna produkcja kina offowego. Bardzo podobała mi się gra aktorska Marcina Kowalczyka, który wcielił się w postać Magika. Miał o tyle trudniejszą sytuację niż pozostała dwójka Dawid Ogrodnik i Tomasz Schuchardt (odtwórcy Rahima i Fokusa), gdyż oni mogli pogadać z odtwarzanymi przez nich osobami, mogli skonfrontować scenariusz, opowieść ich bohaterów i do tego własne postrzeganie tej postaci. Z kolei Marcin mógł posiłkować się jedynie na opowieściach osób trzecich - kolegów z PFK, żony czy ojca Magika. Za to świetnie odtworzył tę postać - gra twarzą, gra głosem, pokazywanie emocji. Zdecydowanie filmowi Fokus i Rahim stanowią tło dla filmowego Magika.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/85/#findComment-300671
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Niezła recka, Vercyn. Co do tego filmu mam pewien dylemat, bo czytałem na jego temat multum pochlebnych opinii, ale z drugiej strony - osobiście zupełnie nie trawię RAPu, czy Hip-Hopu. Jak sądzisz, czy dla takiej osoby ten film nie będzie stratą czasu?

 

Generalnie historia tego skladu, to idealny material na film. Nie idzie w strone dokumentu - slyszalem, ze sporo pozmieniali - co powinno ulatwic innym sledzenie calosci. Bedzie sie o tym pewnie sporo mowilo w najblizszym czasie, a to juz chyba wystarczajaca "wymowka", zeby sprobowac samemu. Smiem twierdzic, ze sympatia do ich muzyki, to tylko bonus dla widza, ale pewnie szerzej ugryze temat w okolicach wtorku.

 

 

 

 

Lawless (Gangster)

W czasach prohibicji, wszyscy z Franklin County w stanie Virginia, żyją z nielegalnej produkcji alkoholu. Do czasu, aż z Chicago przybywa Charlie Rakes (Guy Pearce), który – będąc na usługach prokuratora – narzuca producentom wysokie łapówki. Jedynie nieustępliwi bracia Bondurant, Howard (Jason Clarke), Forrest (Tom Hardy) i Jack (Shia LaBeouf), nie mają zamiaru podporządkować się nowym zasadom. W świecie, w którym jedyną regułą, jest brak reguł, wszystko wskazuje na krwawą wojne.

Na wstępie od razu potwierdze, że „Lawless” to film dobry – jeśli nie bdb. Solidnie egzekwujący swoje założenia. Ma mocną obsade, przyzwoitą fabułe i sporo ciekawych dialogów. Problem w tym, że nie wybiega poza te ramy. Jeśli zastanowimy się nad nim chwilę, to wychodzi, że najnowszy obraz Johna Hillcoata, jest tylko niezły na każdym polu. Niezły jako dramat – nie uraczył niczym nowym - niezły jako kryminał – dość oczywista historia w czasach prohibicji - niezły jako western – choć fani gatunku pewnie będą psioczyć. Mieszanka z tego przyjemna, ale co cechuje takie produkcje? Nie kodują się w pamięci.

Trzech braci, z czego jednego – granego przez Jasona Clarke’a, jak nie trudno się domyślić – skreśle od razu, bo to jest piąte koło u wozu, którego mogło śmiało nie byc. Widocznie pasowało twórcom, żeby było Bondurantów trzech. Tyle! Główny nacisk położony został na postać Shia LaBeoufa – stary, zmień to nazwisko – którego przemiane będziemy śledzić. Jak szara mysz nabiera wiatru w żagle. Jak staje się zarozumiała, choć wcześniej tylko ogon chowała. Jak się zakochuje i walczy o wdzięki niewiasty. Na pewno to skok jakościowy względem pierdzących efektami Transformersów, z czego Shia powinien być dumny. Rola dobra, ale nie zapadająca w pamięć. Ma swoje momenty, ale na pewno nie towarzyszy mu w tym jego luba – Mia Wasikowski – która jak na kobiete przystało, jest tam tylko po to, żeby go w końcu w jakieś kłopoty wciągnąć – i wcale nie jest ładna, ani nie jest dobrą aktorką (zresztą, czego się spodziewać po Alicji z Krainy Czarów).

Show kradnie rewelacyjny Tom Hardy. Śmiem twierdzyć, że film wiele by zyskał, gdyby to on mu przewodził. Forrest to postrach całego miasta i nie wiem, czy nie budzi większego respektu, od zamaskowanego Bane’a z nowego Batmana – może to przez brak maski odniosłem takie wrażenie. Pozostaje żal, że tak mało mówił – ale gdy to robił, to na pewno wszyscy będą słuchać. Większość rozmów gasi swoim spojrzeniem. Z pozoru uparty gbur, ale tak naprawdę jedyny, który posiada wiedze, jak przetrwać w tej dźungli.

Czarny charakter – Pearce – dodaje swoje trzy grosze. Koleś jest dziwny, i jego inność budzi niepokój. Wygląda jak definicja seryjnego mordercy. Mocny punkt, choć chyba za bardzo przekolorowany. Usilnie starają się go nam wcisnąć, jako wielkie zło. Czułem się jak ofiara akwizytorów, którzy mają tylko pudełko od produktu ładne.

Solidny, ale nie urzekający. Zrozumiem ludzi, którzy będą zachwyceni, jak i tych, którzy się wynudzą. Początek wskazywał na wielkie dzieło, ale później lekko obniżyło loty. Razi niewykorzystanie Gary’ego Oldmana - mimo rewelacyjnego wejścia, nie zrobił żadnej różnicy - jak i sam koniec, który mogę określić jako farse. Warto zobaczyc i ocenić samemu – 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/85/#findComment-300672
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 820
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.09.2009
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

Jak się wybierzesz Raven, to daj znać czy Ci się podobał film czy nie i jak on wyglądał on okiem rapowego laika ;)

 

P.S. To nie jest polska "8 mila", a tym bardziej "Get rich or die tryin". Jeżeli miałbym go porównać do jakiegoś zagranicznego filmu o raperach to (biorąc dużą poprawkę na realia i historię) byłby to film - "Notorious".

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/85/#findComment-300683
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 211
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Jak się wybierzesz Raven, to daj znać czy Ci się podobał film czy nie i jak on wyglądał on okiem rapowego laika ;)

 

Do kina raczej na to nie pójdę, bo to nie moje klimaty, ale jak będę miał możliwość obejrzenia, to z pewnością to zrobię (i wtedy dam znać), ponieważ udało Ci się mnie do tego zachęcić swoją recką :wink:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/85/#findComment-300691
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Oglądał już ktoś Moonrise Kingdom ?, na IMDB średnia ponad 8, wielu upatruje kandydata do zgarnięcia oscara - sam dopiero dziś się za to wezmę.

 

Powodem dla którego ten film olśniewa wszystkich, to ta dziecięca niewinność, która wylewa się z ekranu, bo i sam Wes Anderson ma swoje specyficzne podejście – ostatnio spłodził „Fantastycznego Pana Lisa”, który był inny od reszty. To wygląda jak opowieść dziecka, które jest podniecone jakimś wydarzeniem. One mają to do siebie, że oddają całość, co do najmniejszego szczegółu, ale bardzo często wędrują zbyt daleko. To też wkroczy na tereny fantastyki, które nie spodobają się wszystkim. Logicznie podchodzić nie radze.

Oscar za scenografie – spoko, nie mam przeciwskazań. Oscar dla najlepszego filmu? Niekoniecznie. Niby takie to ładne na zewnątrz – kolorystyka, kadry – ale tak naprawdę puste w środku – treść, postaci. Budowa postaci drugoplanowych jest marna – nie wycisnęli nic z mocarnej obsady (Norton, Willis, Keitel, Murray) – a główne dzieciaczki nie są tak dobre jak chociażby Hailee Steinfeld („Prawdziwe Męstwo”), która ze złotym wyróżnieniem się minęła.

Akademia ma słabość do dzieciarni – w zeszłym roku dwa łudząco podobne filmy dostały nominacje z powietrza – więc i pewnie „Moonrise Kingdom” się znajdzie wśród najlepszych – szczególnie, że tutaj są na dodatek „słodką małą parką”. Czy jest to film, który wgniecie w fotel i wszyscy będą polecać swoim znajomym? Wątpliwe. Czy jest to film, który może się legitymować tytułem „Najlepszy w 2012”? Na pewno nie. Jeśli wygra, to tylko utwierdzi nas/mnie w przekonaniu, że nie zawsze te najlepsze autentycznie triumfują. Wystarczy „połaskotać” Akademie w odpowiednich miejscach. Dla mnie to jest przeciętniak, którego monotonia mnie kładła do snu (4/10). „Fantastyczny Pan Lis” był lepszy. SERIO!

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/85/#findComment-300897
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 040
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.12.2010
  • Status:  Offline

Jestem już po i rzeczywiście kandydaci do oscara prawdopodobnie się znajdą bardziej zasługujący (albo tacy już się pojawili), ale film mnie urzekł - na prawdę, prosta historia, krótki obraz a wiele przekazuję - jasne motyw tej dziecinnej "słodkości" może odpychać, ale też nie jest tak że tylko na tym się film opiera, bo mamy wiele scen dość trudnych w odbiorze i raczej nie pasujących do typowej opowieści o dziecięcej niewinności. Scenografia to rzeczywiście inna bajka i na tą chwilę główny kandydat do statuetki - kapitalne lokacje. Może też wpływ na pozytywną moją ocenę ma ta młoda aktoreczka Kara Hayword na którą mógł bym patrzeć godzinami i już dziś nie mogę sobe wyobrazić jej zjawiskowości jak dorośnie... :twisted: ode mnie 7/10. Dobra produkcja.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/85/#findComment-300899
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Jesteś Bogiem

Najwyższy czas sprawdzić, jak prezentuje się to – wielbione przez wszystkich – dzieło. Każdy pewnie ma świadomość, że to historia Paktofoniki, która zmieniła oblicze polskiego hip-hopu, więc wdawanie się w fabułe uważam oficjalnie za zbędne!

Problem z takimi produkcjami jest jeden, przez natłok pozytywnych opinii, człowiek podświadomie zaczyna podnosić poprzeczke, nastawiając się na jakąś petarde, która wystrzeli za chwile przed jego oczyma. Po seansie musze kolejny raz zapytac – czy My oglądaliśmy ten sam film?! Nie chcę przebijać tego napompowanego balonika, ale spuścić trochę powietrze wypada.

Otarłem się o opinie genialnych - serio? - kreacji aktorskich całego trio, a podpisać się mogę tylko pod jedną. Marcin Kowalczyk jako Magik skradł show. Miał najtrudniejsze zadanie – niemożność konsultacji z postacią przez siebie graną – ale umiejętności największe. Fokus (Tomasz Schuchardt) i Rahim (Dawid Ogrodnik) wyraźnie odstają – choć Schuchardt ma swoje momenty - i śmiem twierdzić, że te pochwały należy tylko zachować dla ludzi od castingu, którzy wizerunkowo starali się odzworować raperów. Nie czułem w ich grze czegoś, co byłoby nie do zastąpienia... Szczególnie, że kompletnie „znikają” z ekranu, gdy trafiają na sceny z taką gwiazdą polskiego kina, jaką jest Arkadiusz Jakubik, grający Gustawa Zarzyckiego – to drugi człowiek zasługujący na oklaski.

Największy problem miałem z fabularyzowaniem całości. Sytuacje z jakimi zmagają się bohaterowie, są często tak odrealnione, że pozostało mi się tylko zastanawiać, czy oni faktycznie mieli takiego niefarta, czy właśnie mam być ofiarą bardzo taniego motywu, rodem z setki innych dramatów – nie trudno się domyśleć na którą wersje się zdecydowałem, gdy brakowało potwierdzenia. Tu dochodzimy do brutalnego faktu, gdyby Paktofonika była dla mnie anonimowa – a pewnie tacy ludzie po ziemi stąpają – a ja bym był tylko fanem kinematografii, który przyszedł na dobry dramat, to... pewnie bym o nim szybko zapomniał.

Cała reszta moich żali, jest z kategorii tych mniej znaczących. Na sali kinowej nigdy nie widziałem takiego tłoku nastolatków, którzy pewnie będą skutecznie wmawiać sobie – i przy okazji znajomym – że wychowywali się na ich muzyce. To był większy powrót do przeszłości – wycieczka klasowa do kina – niż same utwory PFK. Ich obecność szybko stała się jasna i zobrazowała target tego filmu. Oni się brechtali – o inne słowo ciężko – z byle przekleństwa, czy pary leżącej nago w łóżku. Jeśli taka rozrywka pozwala coś nazwać „arcydziełem”, to chyba trzeba jeszcze raz przemyśleć skale ocen – choć najwyraźniej w tych przypadkach są tylko dwie skrajne możliwości: arcydzieło albo gówno. Twórcy mnie skutecznie dobili końcówką. Nie chodzi o śmierć Magika, a – lekko komiczny - ostatni koncert. Jeśli nie było archiwalnych zdjęć z tego wydarzenia, to mogli zostawić sam dźwięk i pozwolić się nam nim delektować. Zamiast tego, dostałem pokaz sztucznych, małoletnich statystów... Po co?

Ocena? Naciągane – muzyka budziła wspomnienia – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/85/#findComment-300966
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 820
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.09.2009
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

Z kolei ja będąc w kinie zupełnie wyłączyłem otaczającą mnie rzeczywistość i głupie śmiechy niektórych idiotów w dużo przydużych spodniach i bluzach z kapturem oraz towarzyszących im dziewczyn, z których kilka wydawało z siebie odgłosy jak świnia u koryta. Nie przeszkadzało mi to i mogłem skupić się na filmie. Nie pamiętam czy w tej wersji recenzji zaznaczyłem coś o aktorach czy tylko w tej na filmwebie (umieszczę w razie czego jeszcze raz)

Jeżeli chodzi o fabułę, to gdyby zdjąć całą tę otoczkę PFK - Magik, Fokus, Rahim + kawałki, to byłaby to dobra historia i naprawdę solidna produkcja kina offowego. Bardzo podobała mi się gra aktorska Marcina Kowalczyka, który wcielił się w postać Magika. Miał o tyle trudniejszą sytuację niż pozostała dwójka Dawid Ogrodnik i Tomasz Schuchardt (odtwórcy Rahima i Fokusa), gdyż oni mogli pogadać z odtwarzanymi przez nich osobami, mogli skonfrontować scenariusz, opowieść ich bohaterów i do tego własne postrzeganie tej postaci. Z kolei Marcin mógł posiłkować się jedynie na opowieściach osób trzecich - kolegów z PFK, żony czy ojca Magika. Za to świetnie odtworzył tę postać - gra twarzą, gra głosem, pokazywanie emocji (scena na schodach z Rahimem kiedy rymuje "Plus i minus" albo na koncercie kiedy został sam na scenie rymując "Nowiny"). Moim zdaniem, chociaż wiem, że to jest celowo uwypuklone, filmowi Fokus i Rahim stanowią tło dla filmowego Magika. Nie poznajemy ich historii głębiej tylko tak powierzchownie. Nie poznajemy również ich od strony ich dziewczyn. Wszystko opiera się o Magika i to on jest pierwszoplanową postacią, ale odczuwam, że taki miał być zamysł tej produkcji i w taki sposób Fokus i Rahim chcieli to przedstawić.

Uważam, że taki był zamysł i Fokusa i Rahima, aby najbardziej wyeksponowanym bohaterem produkcji był Magik. Poznajemy jego rodzinę szerzej, jego dziewczynę a potem żonę i dziecko, jego problemy. Wojtek i Sebastian są dużo mniej wyeksponowani.

 

Niektórzy idioci śmiali się przy każdym wulgaryzmie (masz rację) tak, jak zaznaczyłeś. Mnie natomiast bawiły tylko niektóre fragmenty ("Mam tyle co na bilet", scena jak Sot pakuje się z brudnym rowerem do czystego pokoju Rahima).

 

Rzeczywiście postać Gustawa przysłania Fokusa i Raha i jest zaraz za Magikiem, ale z tego co słuchałem różnych wypowiedzi Wojtka, Sebastiana, reżysera i scenarzysty to również chodziło o ukazanie tej postaci - której zachowanie mogło być jednym z powodów samobójstwa Magika.

 

Nie uważam, że ten film jest przereklamowany, ale rozumiem osoby, które nie czują w pełni klimatu tego filmu. Rzeczywiście zachowanie niektórych widzów, a raczej bezmózgich pożeraczy popcornu, w trakcie tego filmu wołało o pomstę do nieba, a Bóg nie raczył nawet spuścić nóg i ich porządnie pierdolnąć. To mogło powodować, że film przestawał być atrakcyjny - a szkoda, bo ta produkcja zasługuje na pochwałę - bo jak na biograficzny film jest solidna.

 

Pytasz czy nie było archiwalnych momentów z pożegnalnego koncertu PFK - są i wiele z nich (chociaż słabej jakości) znajduje się gdzieś na necie (chociażby YT). Nie uważam, że nakręcenie tamtych ujęć to jakiś minus dla filmu chociaż jak spojrzałem na tych fanów to trochę się zastanawiałem na jakiej zasadzie oni się tam znaleźli.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/85/#findComment-300972
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 040
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.12.2010
  • Status:  Offline

Moja koleżanka była statystką w tym tłumie - i ona mi powiedziała, ze z przypadku :)
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/85/#findComment-300975
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Barricade

Kolejna produkcja od WWE Studios oczywiście szerokim łukiem ominęła wielki ekran. Stało się tak pomimo tego, że obeszło się bez wrestlera w obsadzie. Czy to jakkolwiek wpłynie na jakość produktu? Teoretycznie brak nieudolnych aktorów pomaga, ale czy fani wrestlingu będą czuć takie samo zobowiązanie by obejrzeć film, gdy żaden „superstar” nie został tam przyłapany na aktorskiej zbrodni?

Założenie jest proste – przestraszyć widza. Użyte narzędzie to ponury domek w lesie i ojciec (Eric McCormack) na wycieczce z dwoma pociechami. Ujęcia kamer często mają pokazywać, że coś ewidentnie w tym lesie się czai, a dźwięki są niepokojące, mimo tego, że wizualnie się nie wysilali - budżet. Rzekomo miał być festiwal scen wyskokowych, ale mocno mija się to z prawdą. Na pewno nie jest ich tyle, by wybić się ponad inne produkcje tej kategorii.

Karmieni jesteśmy paranoją głównego bohatera. Ta wypada przyzwoicie, co daję odpowiedź na pytanie, czemu nie wrzucili tam wrestlera. Wątpie by któryś temu wyzwaniu sprostał. Cały czas chodzi mu po głowie utrata żony, ale sama jej śmierć została chyba napisana w ostatniej chwili, bo podobne idiotyzmy spotyka się raczej w parodiach filmów grozy.

Dziwie się, że „Barricade” nie poległ na KAŻDYM możliwym polu. Osobiście, nie przytulałem nerwowo poduszki i nie zasłaniałem oczu ze strachu. Na pewno nikt się nie posika w pidżamę, ale takiego McCormacka można po głowie pogłaskać. Prosty pomysł, który chcieli ładnie zapakować, ale finalnie wyszło trochę – mniejszych i większych – niedociągnięć. Takich produkcji jest wiele, ale jeśli wziąć pod uwagę samo studio World Wrestling Entertainment, to nie będę ich tym razem – jakoś szczególnie - obrzucał błotem. Skok na kasę im pewnie nie wyjdzie, bo reklamują to bez polotu, a i fani wrestlingu mogą mieć taki film głęboko w ... – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/85/#findComment-301051
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

The Campaign (Wyborcze Jaja)

By przejąć kontrole nad Północną Karoliną, dwóch dyrektorów węszy szanse na detronizacje wieloletniego kongresmena Cama Brady’ego (Will Ferrell), przez wystawienie do wyścigu swojego kandydata – naiwnego Marty’ego Hugginsa (Zach Galifianakis).

Produkcja obrazuje fakt, że niekoniecznie wygrywają CI, którzy chcą coś autentycznie zmienić, a właśnie Ci naiwni, którzy są sterowani – i wspierani - przez bogatszych. Wypuszczając samych idiotów, nasz wybór nie ma większego znaczenia. Oni są nam narzucani, a gdy dochodzi do wyścigu, zamiast promować swoje projekty, wytykają błędy przeciwników.

Użyli do tego dwóch adekwatnych aktorów, prześcigających się w swojej głupocie na ekranie. Problem w tym, że to tylko głupota. Dla przykładu tegoroczny „Dyktator” – będąc przedstawicielem takiego stylu - potrafił przekroczyć bariere przyzwoitości i obrazić jakąś grupe, co trafia do mnie o wiele bardziej niż... bicie niemowlaków. Choćby ze względu na fakt, że jest tam jakaś myśl, a nie po prostu ograniczenie się do pajacowania.

Założenie jest dobre – choć i tak politycy sami potrafią się zbłaźnić - ale jako rozrywkowa komedia, wypada bez szaleństw. Kilka razy każdy się pewnie uśmiechnie/zaśmieje, ale już następnego dnia nie będą pamiętać, co wywołało taką reakcję... – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/85/#findComment-301410
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

That’s My Boy (Spadaj, Tato)

Będąc jeszcze nastolatkiem, Donny (Adam Sandler), musiał sam wychowywać swojego syna. Nie ułatwiała mu tego, jego zawrotna kariera w show-biznesie, jako ucznia, który w młodym wieku spał ze swoją nauczycielką. Zaniedbywany syn opuścił rodzinne gniazdo w wieku 18lat. Na dodatek zmienił imię, żeby odciąć się od rodzica. Teraz Donny potrzebuje jego pomocy.

Adam Sandler i Andy Samberg są do siebie podobni, i to jeden z niewielu pozytywnych aspektów tej głupkowatej komedii. Ten pierwszy już od dłuższego czasu spada na dno, a tym filmem wcale nie udowodnił, żeby coś się zmieniło. Drugi zasłynął w Amerykańskim „Saturday Night Live”, ale w dużych produkcjach zwykle zawodzi. Dwa minusy, plusa z tego nie zrobiły.

Gdy tylko – wydawalo mi się – że coś ma potencjał na śmieszną scene, to urywało się w połowie. Zacząłem miewac wrażenie, że dopieszczane są tylko te najbardziej prymitywne akcje. Do mnie taki humor nie trafia, a tutaj nawet mnie skutecznie zniechęcał. Zamiast po mnie spłynąć, ja się zastanawiałem, czemu to w ogóle oglądam. W teorii niektóre kreacje potrafiły się wyróżnić, ale było to spowodowane słabością pozostałych. Najmilszym akcentem jest Vanilla Ice, który wcielił się w samego siebie. Może talentu tam nie ma za wiele, ale wygrzebanie starej gwiazdy, to wielki pozytyw – szczególnie, gdy potrafi skutecznie rozbawić.

Wszystko idzie po utartych schematach i nie sili się na odkrywanie nowych tras. Na starcie mamy wielki kontrast między dwójką, później zaczynają się do siebie zbliżać, co zawsze prowadzi do jakiegoś szczątkowego dramatu i wielkiego pojednania na koniec. Trochę śmiechu, ale głupota razi po oczach – 4/10 - ze względu na fakt, że w starciu z ostatnim "Campaign", wskaźnik mojego śmiechu był wyższy

 

 

 

 

Stolen

Były złodziej – Nicolas Cage – desperacko szuka swojej córki, która została porwana i uwięziona w bagażniku taksówki. Jednocześnie stara się unikać FBI, które jest przekonane, że próbuje znaleźć skradzione 8lat temu pieniądze.

Cage ewidentnie osiagnął już ten zaawansowany wiek, w którym aktor zaczyna łapać za każdy projekt, niezaleznie od scenariusza. „Stolen” jest prostym w budownie sensacyjnym-thrillerem, którym od początku nie jest w stanie zaskoczyć – czyli thriller z niego słaby. Wszystko sprawia wrażenie marnego klona „Uprowadzonej”, ale aż tak dobrze nie jest. Zwykła mieszanka bez wartościowych scen akcji – czyli druga połowa ma się jeszcze gorzej. Produkt gotowy – tylko i wyłącznie – do wydania na DVD. Puszczany na dużym ekranie ze względu na reżysera, który ma swoje 5min - Simon West nakręcił ostatnio „Niezniszczalnych 2” – i aktora, który swoje 5min już wykorzystał.

Po seansie człowiek się zastanawia, czemu takie coś jest kręcone, skoro już każdy to widział w lepszej wersji. Cage jako kozak – nokautujący kilka osób naraz – wypada kiepsko, a antagonista - Josh Lucas – to postać rodem z komedii. Jedynie Malin Akerman nie ma się czego wstydzić – bo jej zadaniem było „wyglądać”. Obsada rozpoznawalna, a poziom porownywalny do Kandyjskich filmów ze Stone Coldem, które różnią się tylko tytułem. Nawet nie wiem, czy nie wzięli stamtąd tej smętnej ścieżki dźwiękowej... – 2/10 ... i teraz ciekawostka. To wszystko napisałem na chwile przed samym końcem – pasjonująca produkcja, gdzie wszelkie pauzy były wskazane – a po tym co zobaczyłem, ocene jeszcze obniżam. Może „jedynek” ostatnio rzuciłem za dużo, ale... (spoilery niewielkie, ale mogą innych masochistow zabolec)

 

Jak walczą stękając – WTF - „ten zły” ma proteze na nodze – WTF! - i wynurza się z wody jak predator - ... - to nie da się inaczej podsumować – 1/10

 

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/85/#findComment-301674
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  493
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  28.03.2010
  • Status:  Offline

Uprowadzona

Druga część reklamowana bardzo nachalnie, wszyscy namawiają na jazdę do kina i zobaczenie świetnej akcji. Człowiek nie oglądał nawet pierwszej części, więc zanim podejmie się tej drugiej trzeba zapoznać się z początkową, no więc ściągam. Każdy z kim rozmawiałem bardzo poleca, świetne kino, okej odpalamy. Film zaczyna się dobrze, do momentu porwania człowiek naprawdę liczy na dobry film.. Niestety na tym się kończy bo to co się dzieje dalej nie jest nawet kur*a śmieszne. Ja rozumiem, że super wyszkolony agent i doświadczony zawodnik no ale proszę was. Człowiek posługując się pistoletem, nożem i własnym ciałem rozpierdala wszystko i wszystkich wokół nie zostając przy tym nawet zadrapanym. Gdzie by nie poszedł, zabija po 10 osób, także wyszkolonych, także uzbrojonych (lepiej niż on). Jedyny problem napotyka na końcu, gdzie chyba zostaje zraniony (tak mi się wydawało, potem tego nie było widać). Cała ekipa z "Niezniszczalnych" nie przeprowadziła by tej akcji prawdopodobnie lepiej, zabijając milion ludzi, nie zostając rannym i wrócić całym i zdrowym, wolnym i z córeczką do domu. To jest kolejny absurd tego filmu - rozumiem, zabijał tych złych i proponowali mu, żeby odleciał zamiast do więzienia, ale po tym jak postrzelił żonę faceta, który mu to załatwił.. Naprawdę akcja kończy się mega szczęśliwie a on jest wolny .. ? Film jak dla mnie z bardzo niskiej półki, wczoraj przy piwie koledzy opowiadali o świetnej drugiej części, na której byli w kinie, ja jednak podziękuję, niech inni koneserzy się nim zachwycają. Nie potrafię oceniać jakoś nisko, ale uwierzcie, że 4/10 w moim przypadku oznacza film, którego bym nie polecił nikomu.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/85/#findComment-301726
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Looper (Looper - Pętla czasu)

Looper to sprytnie nakręcony film, w którym pętle czasowe, dały szeroki wachlarz możlwości na rozwój fabuły. W 2072 roku – gdzie podróże w czasie są rzeczywistością - gdy mafia chcę się kogoś pozbyć, wysyła go 30lat w przeszłość, gdzie czeka na niego jego egzekutor - tytułowy Looper. Kimś takim jest Joe (Joseph Gordon-Levitt), który przy jednym zleceniu, rozpoznaje, że ofiarą ma być on sam (Bruce Willis). Chwila zawahania sprawia, że jego starszej wersji udaje się uciec, co dla głównego bohatera oznacza spore kłopoty. Dwie te same osoby, każda z innym celem. Walczą nie tylko o życie, ale również o swoje wspomnienia. Mimo, że może się to wszystko wydawać zakręcone, nie warto się filmu obawiać, bo to nie jest wyzwanie dla naszych umysłów, a sama końcówka wykłada wszystko na tacy – czyt. nie będzie spekulacji rodem z „Incepcji”.

Pomimo braku jakichś wielkich dialogów, aktorstwo w Looperze stoi na wysokim poziomie. W zasadzie ciężko się do kogokolwiek przyczepić, a niektórych nie sposób nie pochwalić. Do tej pory nie byłem fanem Gordona-Levitta, ale tutaj przeszedł samego siebie. Patrząc na niego, nie widziałem Blake’a z nowego Batman, czy Wileego z ostatniego „Premium Rush”. Patrząc na niego, widziałem młodego Bruce’a Willisa - opanował mimike gwiazdy „Szklanej Pułapki” – a to w jego kreacji było przecież najważniejsze. Starsza gwardia – reprezentowana przez Willisa i Jeffa Danielsa – wciąż pokazuje, że może udźwignąć wielkie kino, i niekoniecznie muszą się ośmieszać w tanich produkcjach, które ciężko strawić. Najmłodszy – 10-letni Pierce Gagnon – gra zaskakująco dobrze i już można powiedzieć, że zaklepał sobie kilka lat solidnej kariery. Problem w tym, że małe, słodkie dzieciaczki, w filmach sci-fi są jak pocałunek śmierci... W telegraficznym – i nie spoilerowym – skrócie, przez 90min byłem praktycznie przyklejony do ekranu – i już mogłem w myślach wydawać pieniądze na wydanie DVD. Coraz mniej do końca, a ja powtarzałem sobie, nie mogą tego już popsuć, nie mogą tego już popsuć, nie mog... ... ... kur.. popsuli to! Prawdopodobnie była jedna droga, której bym zakazał tej produkcji, a twórcy właśnie nią postanowili kroczyć.

Jeśli jesteście bardziej tolerancyjni ode mnie – a powiedzmy sobie szczerze, prawdopodobnie jesteście – to powinniście docenić „Loopera”. To jeden z tych tytułów, które w 2012 wypada obejrzeć i ocenić samemu. Oprócz tego największego, ma jeszcze kilka drobnych minusów – jak chociazby z pozoru ważne postaci, które są później bezlitośnie spychane na dalszy plan – ale one już nie przeszkadzają w chłonięciu całości – 7/10

 

 

 

 

House at the End of the Street

Matka z córką wprowadza się do nowego domu, gdzie nieopodal doszło do wielkiej tragedii – dziewczynka zabijła swoich rodziców. Elissa (Jennifer Lawrence) zaprzyjaźnia się z jedynym ocalałym, który – jak nietrudno się domyślić – jest społecznym wyrzutkiem. Między nimi zaczyna budować się więź, a główna bohaterka poznaje coraz więcej faktów, z tej przerażającej historii.

Prawdopodobnie skopiuje opis tego filmu, bo może się jeszcze przydać. Straszny dom, ciemny las, dziewczynka z zaczesanymi na twarz, czarnymi włosami i nowi sąsiedzi – tia... widzieliśmy to już. Nie wiem, jak to się dzieję, że jednego roku dostaje sie nominacje do Oscara, a następnego występuje się w czymś takim. Jennifer Lawrence powinna zwolnić swoich agentow i zakazać nowym dostarczania takich scenariuszów. Zakładam, że dała się namówić, przez ten szczątkowy romans, który wylewa się z ekranu. Oczywiście, to nikogo interesować nie będzie, bo wszyscy będą czekać na rozwiązanie tajemnicy. Tajemnicy, która – o dziwo – potrafi zaskoczyć! Fabularne twisty wyszły przyzwoicie – a to wypada docenić - mimo, że nie było to coś, czego bym nigdy nie widział. Możliwe, że to ten gatunek mnie tak usypia, i nie spodziewam się tam żadnym zawirowań, odliczając minuty do finału. Jeśli ktoś lubuje się w krwawych jatkach, czy scenach wyskokowych, to tutaj nie ma czego szukać. Wszystko jest prowadzone powoli, i z horroru raczej przeistacza się w thriller.

Kilka zwrotów akcji nie zrobi arcydzieła, ale na pewno poprawi finalny wizerunek. Twórcy przynajmniej starali się jakoś dopieścić swoje dzieło, a nie wrzucili byle horror, z popularną obecnie aktorką – licząc, że jej nazwisko wysprzeda sale kinowe. Szkoda tylko, że nie dopieścili nazwy – uwaga, czepiam się – bo żadnej drogi/ulicy przy tym domu nie widziałem. Gdy tylko nam go pokazują, to zasłania go gęsty las. Cóż, prawdopodobnie był już film o nazwie „Domek na końcu gęstego lasu” – 4/10

 

 

 

 

End of Watch (Koniec Zmiany)

Dwóch młodych policjantów – Jake Gyllenhaal i Michael Pena - podpisuje na siebie wyrok, gdy podczas rutynowej kontroli, konfiskują broń I pieniądze należące do kartelu. Całość jest kręcona amatorską kamerą – postać Jake’a nagrywa swój projekt – co z założenia ma dodać realizmu, a naprawdę potrafi mocno zirytować. Wystarczy sobie wyobrazić scenę, w której mała kamerka znajduje się przy piersi bohatera, a ten właśnie toczy ostrą bójkę – ciężko stwierdzić kto wygrywa. Zresztą twórcy nie trzymają się tego założenia od początku do końca, więc mam trochę im za złe, że w ogóle się na to decydowali. Głównie ze względu na fakt, że „End of Watch” sprawia wrażenie bardzo solidnego filmu. Fabuła nie jest niczym zjawiskowym, ale chemia między głównymi bohaterami stoi na wysokim poziomie - zeby gadali o największych pierdołach, to widz słucha z zainteresowaniem.

Warto zobaczyć, bo to swego rodzaju „Bad Boys” na poważnie, tylko trzeba przymknąć oko na niektóre głupoty serwowane na ekranie. Rozumiem, że policjant nagrywa swój projekt, ale żeby przestępcy też kręcili swoje wyczyny? Serio? Chyba „Ci źli” nie są aż tak tępi? Widocznie to było kolejne „poświęcenie” dla nędznego pomysłu amatorskiej kamery – 6/10

 

 

 

 

Taken 2 (Uprowadzona 2)

Jak pewnie większość pamięta, w pierwszej części, emerytowany agent CIA, Bryan Mills (Liam Neeson), walczy o odzyskanie uprowadzonej córki. Film – mimo bardzo prostej budowy – trafił do serc większości, a to najlepszy powód dla twórców, żeby pokusić się o kontynuacje. Co zrobią tym razem? Uprowadzą córke po raz kolejny? Pokuszą się na porwanie żony? Czy może rodzice zostaną schwytani, a córka wcieli się w role bohaterki? Niestety, wybrali bramke nr.3, a tam już czekał kot w worku. Nie było sposobu, żeby mi wmówili, iż nie jest to PERFIDNY skok na kasę, ze scenariuszem pisanym na kolanie. „Uprowadzona” była zamkniętą całością i jak widać po trzech zaprezentowanych opcjach, każda była złym posunięciem i za każdą czaił się „zonk”. Jedynym poprawnym był zugzwang – nazwa wywodząca się z gry w szachy, kiedy jedynym dobrym ruchem, jest brak ruchu...

Gdyby nie Liam Neeson, to prawdopodobnie mało kto dotrwałby do samego końca. Wciąż jest jednoosobową armią – która tak była chwalona po pierwszej części – która tym razem będzie zmuszona skorzystać z pomocy córeczki. Ta jest ofiarą idiotyzmu ludzi odpowiedzialnych za historie. Wystarczy, że przytocze sceny, gdy biega ona po budynkach i rzuca granatami – oczywiście nikogo w mieście to specjalnie nie rusza – czy nie umiejąc jeździć samochodem, dopuszcza się brawurowej ucieczki przed policją i mafią. Wszystko jest głupie, ale i głupota wylewała się z jedynki. Problem w tym, że tutaj akcje nikogo nie wzruszą, bo albo już je widzieliśmy, albo są przedstawione w chaotyczny sposób. Bójki wyglądają jak zlepek sekundowych obrazów .jpg, a wszystko po to, żebyśmy się nie zastanawiali, jak uwalić kilkunastu Albańczyków w tym samym czasie.

Mamy tutaj do czynienia z marną kalką poprzedniczki. Wykorzystane zostały nie tylko patenty, ale i teksty! Jedyne, co wynieśli na wyższy poziom, to absurdy. Mózg musi zostać wyłączony na te 90min, bo inaczej będzie zadawał zbyt wiele nieprzychylnych dla scenariusza pytań. A że za scenariusz odpowiada jeden z moich "ulubionych" nieudaczników Hollywood (Luc Besson), to jakoś szczególnie zaskoczony nie jestem – 3/10

 

 

 

 

To Rome with Love (Zakochani w Rzymie)

Woody Allen oderwał się od Nowego Jorku i zaczyna czerpać dofinansowania od miast, w których kręci swoje nowe produkcje. Tym razem padło na Rzym i podział na cztery historie miłosne. Turystka zauroczona w młodym Włochu, architekt zwiedzający ulice na której mieszkał jako student, młoda para podczas miodowego miesiąca, i przeciętny Kowalski, który pewnego dnia budzi się jako celebryta.

Historie nie są ze sobą nijak powiązane. Dwie dostajemy w języku Włoskim, dwie w Angielskim. Najslabiej wypada młoda para, która ma do zaoferowania tylko Penelope Cruz w roli prostytutki – wygląda przeokrutnie dobrze. Oboje szykują się na ważne spotkanie męża, a żona rusza w poszukiwaniu fryzjera. Zbiegiem okoliczności, prostytutka trafia do pokoju, gdzie zastaje ich cała ferajna. Teraz, gdy młoda dalej błądzi szukając salonu, jej miejsce – dla dobra sprawy – zajmuje Penelope. Komedia pomyłek nie została w pełni wykorzystana, i film w całości poświęcony temu, by się nie sprzedał.

Liczyłem, że lepiej wypadnie Alec Baldwin jako architekt. Wędrując po znajomych okolicach, śledzimy jego historie za młodu – w postać wciela się Jesse Eisenberg – gdzie zakochuje się w najlepszej przyjaciółce swojej dziewczyny. Całość to dialog dwóch wersji tej samej postaci, które obrazują jego uczucia w tej ciężkiej sytuacji. Poza kilkoma trafnymi spostrzeżeniami dojrzałej wersji, nic specjalnego.

„Kowalski”, który budzi się jako celebryta, to miłe zaskoczenie, któremu uroku dodaje Roberto Benigni. W zasadzie wystarczy jego mimika twarzy, żeby zrozumieć Włoskie dialogi. Facet jest zdezorientowany całą sytuacją, a media pytają go o największe pierdoły z możliwych. Przyjemne dla oka. Szczególnie, że tu też mamy swoją piękność - Cecilia Capriotti (foto poniżej)

 

http://i2.listal.com/image/796498/600full-cecilia-capriotti.jpg

 

Na zdecydowanym szczycie stoi zauroczona młoda para, która szybko zostaje zepchnięta na drugi plan przez swoich rodzicow. W ojca dziewczyny wcielił się – zawsze rewelacyjny – Woody. To jest jedyna historia, którą bym mógł zobaczyć w wersji pełnometrażowej, a na sceny z nią związane, wręcz desperacko czekałem. Allen to sfrustrowany życiem – czyli standard – reżyser opery, który ma talent do wyszukiwania utalentowanych śpiewaków. Takim okazuje się ojciec chłopaka, którego wcale nie jest łatwo namówić na wielką kariere. Jedynie pozostaje żal, że całość nie przebiegła torem początkowym, gdzie Woody okazywał spory dystans do Włoskiej rodziny.

Jedna bardzo dobra, jedna dobra, i dwie mocno przeciętne historie. „Zakochanych w Rzymie” ogląda się łatwo i przyjemnie, ale nie jest to na pewno hit, na miarę nazwiska stojącego za kamerą. Obawiam się, że przebłysków geniuszu już u niego nie zobaczymy. Produkcja jednak wykonała jedno zadanie na 5+. Nie wiem, czy to za sprawą kobiet tu pokazanych, ale ja chcę jechać do Rzymu! – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/85/#findComment-302140
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

N!KO, widzę że nareszcie ogarnąłeś film Woody'ego.Ja jakoś nie potrafiłem się przemóc jak na nim byłem w kinie, to film mnie miał do 1 h a potem w mojej opinii było tylko gorzej.Pozytywny akcent tak jak Ty mówisz, to Woody i Benigni.Ode mnie 3\10.Zauważyłem też, że mówisz rewelacyjny jak zawsze Woody.Dasz radę polecić coś z jego fajniejszych filmów?Do tej pory widziałem tylko takie(w kolejności od najlepszego)

 

Annie Hall(8\10)

Midnight in Paris(8\10)

Sweet & Lowdown(7\10)

To Rome with Love(3\10)

 

[ Dodano: 2012-10-13, 17:09 ]

Będzie krótko, ale bardzo treściwie.Mianowicie o "Bitwie pod Wiedniem".Kto jeszcze nie widział, gorąco ODRADZAM marnowania pieniędzy.To, że film jest słaby pod względem fabuły to jest już normalne,ale jeżeli film jest straszny pod względem technicznym to tego nie odpuszczę.Fatalne oświetlenie,przekontrastowany obraz,dźwięk z tylnej strony postaci zupełnie inny i gorszej jakości jakby to było z przodu.Fabuła jest....o niczym i o wszystkim.O Bitwie pod Wiedniem to w zasadzie jest może 1\8 filmu(też nienajlepsza).Tandetne efekty, których sztuczność wyczułby przedszkolak, że o negacji faktów historycznych nie wspomnę.Jedynie na plus aktorstwo F.Murraya Abrahama(ciekaw jestem ile kasy na niego poszło) i co dziwne, Piotra Adamczyka(idealnie oddał postać Leopolda moim zdaniem).Tylko przez taki wzgląd daję 2\10.Gdyby nie pewne kreacje aktorskie, byłoby murowane "niedostateczne".

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/85/#findComment-302248
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Mr_Hardy
      Z tej listy to pamiętam, że oprócz Attitude miałem konto na BGZ i RingSkill. No i WF, ale to jeszcze stoi. Nigdy nie byłem aktywny na forach jak teraz. Kiedyś był nacisk na dłuższe posty. A u mnie z pisaniem czegoś to średnio. 
    • StuPH
      Tak jest! A konkretniej, jak wskazywał sam autor - "What?!" to felietony mojego autorstwa które ukazywały się najpierw na Wrestling24H, następnie na WF24H, a teraz pisze je na The Bottom Line oraz Attitude.    Tak, użytkownicy forum WF organizowali swego czasu quizy, ale z tego co pamiętam to sporo osób z czatu było konkretnie z PJC.    Linki: The Bottom Line:  THE BOTTOM LINE - Wrestling na vhs i cd WEB.ARCHIVE.ORG najswieÂsze wie¶ci z wrestlingu oraz sklep z kasetami     PJC: spam WEB.ARCHIVE.ORG      
    • IIL
      @StuPH jak chcesz, to podaj linki do PJC i thebottomline Przeglądałem thebottomline autorstwa @ FH gdzieś od 2006 roku. Był tam zbiór jego felietonów, newsów, relacje z wypadów na WM, kolekcja kaset VHS, itd. Głównie to jednak kopia pisanego przez FH kontentu dla WrestleFans. Pamiętam, że PJC od @ KL  miało taki chat u góry strony i był bardzo aktywny swego czasu.  Było bardzo dużo efedow opartych na forach. Niektóre z nich funkcjonowały bardzo prężnie, ale nie znam niestety linków do nich.  @HeymanGuy złapałem admina RingSkill właśnie, ale niestety nic się nie zachowało...  
    • HeymanGuy
      Nie mam kontaktu z nikim z RS niestety  
    • StuPH
      Jesienią 2007 roku powstał blog, który w swoim czasie był mocno odwiedzany, a sam lubiłem poczytać raporty, które pisał tam KL. Mowa o Przyjacielu Johna Ceny (uwielbiam tę nazwę ). Niestety w archiwum jest tylko wersja od 2011, a więc po tym jak KL oddał bloga jakimś typkom.  Druga strona, która od razu przyszła mi na myśl, a nie została wskazana przez @ IIL  to The Bottom Line autorstwa FH. Najwcześniejsza wersja z archiwum pochodzi z 2003 r., więc to jakaś moja pierwsza klasa podstbazy xD Ja rzecz jasna trafiłem na stronę później, myślę że jakoś w okresie 2008 r. przez buszowanie na WF.  Na BGZ konto założyłem jakoś w czerwcu 2009 r., ale w sumie się nie udzielałem. Pamiętam, bo to okres wakacji przed gimnazjum kiedy spędzałem masę czasu na graniu w SAMP i...  a na pierwszy zaprosił mnie użytkownik attitude o nicku Hrystek.  Matko, ale nostalgłem! Dzięki adminie 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...