Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

ParaNorman

Norman to lokalny dziwoląg. Wyśmiewany przez kolegów ze szkoły jak i członków rodziny. Wszystko przez jego niebywałą umiejętność rozmowy ze zmarłymi. W mieście od lat pogrążonym w klątwie, jego zdolności mogą być jedyną możliwą solucją.

Scenariusz czerpie garściami ze znanego motywu społecznej akceptacji, tak często oglądanej w animacjach. To sprawia, że szybko całośc wkracza na przewidywalny tor. Wszystkie postaci to stereotypy: otyły przyjaciel, blond piękność, tępy mięśniak i szkolny osiłek. „ParaNorman” broni się jednak zgrabnym połączeniem komedii z horrorem – wzorowali się najpewniej Timem Burtonem. Twórcy przygotowali nawet parę momentów wyskokowych, co pozwala myśleć, że nie jest to idealna bajka dla najmłodszych, chyba że chcecie by posikali się w pidżame.

Niedawno dostaliśmy bajke o feministycznej królewnie, a teraz to. Coraz więcej animacji zwiedza nieznane grunty. Kolejny raz, nie jest to wielkopomne dzieło, ale każdy powiew świeżości staram sie doceniać – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/84/#findComment-298256
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

The Bourne Legacy (Dziedzictwo Bourne’a)

Rozszerzenie historii przedstawionych w książkach Roberta Ludluma i ekranizacjach z Mattem Damonem. Nawiązuje do poprzedniczek, ale przedstawia całkowicie nową postać - agenta Aarona Crossa (Jeremy Renner). Efektem jest Bourne, bez Bourne’a...

W zasadzie mógłby to być całkowicie niezależny twór, o próbie likwidacji tajnej organizacji, a co za tym idzie, eliminacji wszystkich z nią związanych. Twórcy parokrotnie informują o istnieniu Jasona Bourne’a, tylko żebysmy nie zapomnieli, jaki film właśnie oglądamy. Strasznie się pocą by powiązać to z – zamkniętą! – trylogią. Widocznie chcieli jeszcze wydoić tą zmęczoną krowę, ale po 30minutach było widać, że mleka z tego nie będzie.

Jeremy Renner to najjaśniejszy punkt obrazu. Gatunek „uciekaj, bo Cię gonią”, nie jest gwarancją oscarowej nominacji, ale nowa gwiazda filmów akcji wychodzi obronną ręką, mimo, że scenariusz tego nie ułatwiał. Kolejne sceny prześcigają się w wyścigu o najbardziej sztampową. Aaron Cross to bohater kreskówki w porównaniu do Bourne’a, więc Renner walczy o zaprezentowanie nam jego ludzkiej strony. Gdyby twórcy pracowali równie wytrwale, to może całość nabrała by kolorów. W zasadzie ciężko sobie wyobrazić, jak nisko by „Dziedzictwo...” upadło, gdyby nie obsada. Dostajemy tu również solidną Rachel Weisz i zawsze przyzwoitego Nortona – choć tutaj bez fajerwerków.

Czuć na odległość wymuszoną, pisaną na kolanie, historie. Aktorzy starają się jak mogą, by zamydlić - choć trochę - oczy fanom serii. Oni na pewno będą dalecy od euforii. Wszyscy inni prawdopodobnie skończą podobnie. Dzieło dla nikogo, tylko dla pieniędzy. Dowód na to, ze przeważnie warto odpuścić, gdy nachodzi nostalgiczna myśl o przebojach przeszłości – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/84/#findComment-298722
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

What to Expect When You're Expecting (Jak urodzić I nie zwariować)

Spojrzenie na kilka par, które oczekują dziecka. Mieliśmy sylwester i inne świeta, więc teraz wypada wykorzystać inną wymówkę, żeby wrzucić multum gwiazd i spróbować powalczyć o uśmiech widza.

Boków zrywać nikt nie będzie. Wszyscy aktorzy wyglądają, jakby to robili w przerwie od innych – poważniejszych - projektów. Najwyraźniej twórcy oczekiwali od tych gwiazd tylko nazwiska na plakacie. Uczucie może być zauważalne u najmłodszych, dla których pewnie było to jakieś wyróżnienie. Odegrane poprawnie – mimo płytkiej fabuły - ale humorystycznie – w końcu to komedia, więc śmiać bym się chciał – tylko kilka mniej znaczących postaci trafia w moje gusta. Grupa zaprawionych w boju ojców, którzy wiedzą już o pociechach oraz swoich żonach wszystko i nie omieszkają wprowadzać świeżaków w ten nowy etap życia. Przewodzi nimi Chris Rock, a w jego radach, jest sporo prawdy, co tylko uatrakcyjnia ten motyw.

Kobiety będą zadowolone, bo temat jest im bliższy, a mężczyźni w ramach rekompensaty, dostali szereg Hollywoodzkich piękności – Cameron Diaz, Jennifer Lopez, Elizabeth Banks, Brooklyn Decker. Żeby być zadowolony, musiałbym wyciąć sceny ze wszystkimi poza wcześniej wspomnianą grupą i Dennisem Quaidem. To daje mi jakieś 20min satysfakcjonującej rozrywki. Mało! – 3/10

 

 

 

 

Bachelorette (Wieczór Panieński)

W zeszłym roku były „Druhny”, więc z ich popularnością, musiał przyjść lekko przepakowany klon pod zmienioną nazwą. Trzy kobiety są poproszone do świadkowania na ślubie dziewczyny, z której naśmiewały się w czasach szkolnych. Od przyjazdu zaczyna się wszystko psuć.

Standardowy zestaw narkomanki, imprezowiczki i typu przemądrzałej - która chce nad wszystkim zapanować – w akcjach pokroju, dewastacji sukienki panny młodej, czy nieplanowanej wizycie w strip clubie. Gagi nie zaskakują, a ilość prawdziwie dobrych jest znikoma. Nie jest to bynajmniej wina aktorek, bo Isla Fisher czy Lizzy Caplan sobie w tym gatunku radzą – o Kirsten Dunst nie wspomne, bo do zabawnych nie należy – a ludzi odpowiedzialnych za scenariusz. Tam od samego poczatku brakowało wizji, ale potrzeba zarobienia łatwej kasy na popularnym zabiegu, była silniejsza. Wszystko szybko przeradza się w trzy szczęśliwe – nie śmieszne - historyjki miłosne.

Dwie niezłe aktorki, nie powstrzymały tej małej katastrofy. Debiutująca reżyser – która notabene napisała też scenariusz – chciała zmieścić zbyt wiele w 90minutach. Miszmasz, prowadzący do sztampowej końcówki. Jak chcę się za dużo, to na każdym polu się polegnie – 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/84/#findComment-299184
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

The Cold Light of Day

Po tym, jak jego rodzina zostaje porwana, młody makler (Henry Cavill), musi zmierzyć się z ludźmi odpowiedzialnymi za zbrodnie – agencja poszukująca tajemniczej walizki.

Określając ten film jednym słowem, wystarczyłoby powiedzieć „płytki”. Porywają mu rodzine, przez co jest wplątany w szpiegowską afere. Zbrodnią w tym wszystkim nie jest porwanie, a wykorzystanie najbardziej oklepanego motywu z możliwych – nawet dodali walizke! Więcej dziur od postrzelonych bohaterów, ma fabuła. Wraz z ujawnianiem kolejnych wydarzeń, mamy dwie możliwe reakcje – „CO?!” albo „Nie... nie zrobili tego...”

Mimo dobrej obsady – Bruce Willis i Sigourney Weaver – nie potrafili ich nijak wykorzystać. Sprawiają wrażenie ludzi, których jedynym zadaniem jest promocja swoją twarzą na plakatach. Bez nich, „The Cold Light of Day”, trafiłby z miejsca do telewizji,,, tam gdzie tego miejsce. Henry Cavill nie budzi jakiejkolwiek sympatii. Nikogo nie będzie obchodzić, czy przez jego czyny rodzina zostanie zgładzona. W zasadzie, jak się nad tym zastanowie, to cały czas byłem za tym, żeby tak właśnie się stało, Przynajmniej całość byłaby jeszcze krótsza... STOP THE PAIN – 1/10

Nie rozpisywałem się, bo jedyne co musicie wiedzieć to to, żeby tego nie oglądać.

 

 

 

 

Premium Rush

Kurier przemieszczający się po Manhattanie rowerem – Joseph Gordon-Levitt – za sprawą dostarczanej koperty, przykuwa uwagę podejrzanych ludzi, którzy zaczynają go śledzić. Nie zrażajcie się plakatem, to nie jest film o kolarskiej karierze Lance’a Armstronga! Ot, zwykły thriller akcji, z tajemniczą przesyłką - która jak najszybciej musi dotrzeć do celu - znaną twarzą w roli głównej i jego dwoma pedałami.

Wilee, to najlepszy z najlepszych w swoim fachu. Jego rower nie ma hamulców, a on sam zgrabnie mija każdą przeszkodę. Jest to powód pierwszego zgrzytu. Przed „sporną” sytuacją, czas zwalnia, a my oglądamy każdą ścieżkę jaką może obrać bohater, wraz z konsekwencjami – dokładnie są to jego wizje wydarzeń, bo przecież ma tyle czasu, żeby to przemyśleć... Niby zrobione jest stylowo, ale to pierwszy znak, by mózg na najbliższy czas wyłączyć. Poza tym, wzbudza facet sympatie widza, więc nie sposób mu nie kibicować... Szczególnie, gdy czarny charakter pozostawia mieszane uczucia. Michael Shannon raz potrafi potężnie przykozaczyć, by po chwili śmiać się jak idiota.

Wraz z postępem fabularnym, cofamy się w czasie by prześledzić drogę każdej z postaci. Jak trafiają na trop rowerzysty, co jest w kopercie, itd. Wszystkie rozwiązania mocno zawodzą. Żadnego mocniejszego zwrotu akcji. Wszystko jest tak gładkie, jak zakręty na trasie rowerowej.

Film o kurierach, który nie dostarcza rozrywki. Kibicujemy bohaterowi, ale chyba za słabo, by łyknąć całość. Obiecujący był tylko początek. Potem jechali już z górki... Jego rower może nie mieć hamulców, ale ja się powstrzymam od wystawienia wysokiej oceny – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/84/#findComment-299836
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  212
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.09.2008
  • Status:  Offline

Cieszy mnie Raven, że spodobał Ci się Okręt. Wnioskuję z oceny 8/10. Jednak zastanawia mnie, czemu tylko 6/10 dla Rękopisu z Saragossy ? Toż to jeden z oryginalniejszych polskich filmów :)
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/84/#findComment-300022
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

The Possession (Kronika Opętania)

“Kolejna część” filmu o egzorcyzmach, które ciągle starają się zaskoczyć na polu, na którym każda zagrywka jest już dobrze znana. Tym razem młoda dziewczyna kupuje antyczne pudełko na wyprzedaży. Nieświadoma tego, że wewnątrz przedmiotu znajduje się starożytna dusza. Ojciec (Jeffrey Dean Morgan) wraz z byłą żoną, próbuje znaleźć lekarstwo na klątwe, która opętała ich córke (Natasha Calis).

Mimo oklepanych motywów, produkcja ma swoje lepsze momenty. Potrafi trzymać w napięciu i budować atmosfere - początek naprawdę sprawiał wrażenie, że tym razem może być lepiej. To by był ogromny pozytyw, gdyby nie to, że klimat jest albo niewykorzystywany, albo wywołuje śmiech politowania. Niektóre sceny są prawdziwie niestrawne dla trzeźwo myślących. Przykład (ciężko nazwać spoilerem, bo to praktycznie dają nam na starcie): Pierwszy raz, gdy demon daję się we znaki, córka wbija ojcu widelec w rękę. Wszystko do tego momentu jest budowane właściwie, a reakcja ojca to... ... ... „idź do pokoju” – koniec sceny, jedziemy dalej. Czy nad tym faktycznie stoją profesjonaliści? Ciężko mi sobie wyobrazić dumną minę reżysera, gdy właśnie płodzi coś tak idiotycznego. Najgorsze, że takich motywów znalazłbym jeszcze kilka, ale oszczędze Wam dalszych wizualizacji.

Oscarowych kreacji nie ma, ale solidnie wykonana robota się znajdzie. Ojciec mnie nie irytował, a dziewczyna była dobra. Nawet przy tak miernym scenariuszu, dało się ich oglądać. Szkoda, że zmarnowali potencjał. Brakowało szlifu. Ledwie straszny, pozbawiony logiki i nie warty 90min – 3/10

PS: Warto nadmienić, że demon komunikuje się w naszym języku. Trochę kaleczy, ale wybaczamy mu, bo mieszkał w pudełku. Oczywiście ręki sobie za to uciąć nie dam, bo mogłem być otumaniony – tudzież opętany – przez całokształt.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/84/#findComment-300023
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 211
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Cieszy mnie Raven, że spodobał Ci się Okręt. Wnioskuję z oceny 8/10. Jednak zastanawia mnie, czemu tylko 6/10 dla Rękopisu z Saragossy ? Toż to jeden z oryginalniejszych polskich filmów :)

 

Tak, Das Boot mi się bardzo podobał (kto grał na Amidze w Silent Service, to powinien zwariować gdy poczuje ten klimat :D ), bo 8/10 nie daję zbyt często i bez powodu. Dzięki za reckę, bo na jej podstawie przypomniał mi się serial, który oglądałem za małolata i z chęcią zarzuciłem sobie pełnometrażówkę :wink:

Co do "Rękopisu znalezionego w Saragossie", to mocno mnie rozczarował. Tyle się nasłuchałem, że totalna klasyka polskiej sztuki filmowej, kto nie oglądał - nie wie co to prawdziwe kino, że to ulubiony film Lyncha i Tarantino, genialne aktorstwo, innowacyjna konstrukcja itd. A co dostałem? Ponad 3 godziny mało wciągających historyjek (serio, oglądałem je bo oglądałem, bez żadnej "wkrętki"), wręcz słabe aktorstwo jak tak zajebistą obsadę (strasznie drewnianie odgrywane role, zwłaszcza Cybulski - który jest świetnym aktorem - ale tutaj jak dla mnie zagrał sztucznie i manierycznie), oraz fabułę bez żadnego - jak dla mnie - przesłania, czy przekazu (ot, sztuka dla sztuki). Fakt - konstrukcja szkatułkowa była bardzo interesująca (dlatego dałem 6/10), ale same opowiadanka były miałkie i nie potrafiły mnie porwać. Spodziewałem się, że tak wychwalany pod niebiosa film - wytrze mną podłogę, a finalnie walczyłem ze snem, żeby dociągnąć do końca tych 3 godzin. Spore rozczarowanie w stosunku do oczekiwań, a z czasem nauczyłem się, aby nie dawać wysokich ocen tylko za to, że "Słowacki wielkim poetą był!". Albo film ma coś w sobie i to doceniam wyższą oceną, albo nie ma - i bez względu na jego sławę, klasyczność, czy reżysera - daje niższą notę.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/84/#findComment-300032
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Seeking a Friend for the End of the World (Przyjaciel do Końca Świata)

Asteroida zmierza w kierunku naszej planety. Wszyscy już pogodzili się z końcem świata, który nastąpi za 3tygodnie. Dodge’a (Steve Carell) opuszcza żona w dzień ogłoszenia. On sam postanawia wykorzystać ostatnie dni, by odnaleźć swoją szkolną miłość. W podóży towarzyszy mu sąsiadka (Keira Knightley).

W tym całym nostalgicznym nastroju, można się pośmiać. Steve Carell jako samotnik, który nie wyobraża sobie spędzać ostatnich dni poznając nowe osoby, czy słuchać o ich idiotycznych planach, to strzał w 10. Od pierwszej sceny widać, że się odnajduje w tej roli. Jak ktoś potrafi mnie rozbawić swoją „kamienną twarzą” i brakiem emocji, to zasługuje na pochwałe jak mało kto.

Niestety, nie mogę się rozpływać w zachwytach o byłej Pani pirat, Keirze Knightley. Jeśli Steve od pierwszej sceny był postacią na tyle sympatyczną, że mu kibicowałem, tak Keira mogłaby być pierwszą ofiarą apokalipsy. Sztuczna i bezbarwna przez całe 90min. Bardziej potrafił mnie rozbawić pies, który hasał u ich boku. Keira głównie śpi, pali i irytuje.

„Przyjaciel do końca świata”, to nietypowy film o armagedonie. Nie jest to historia rządu w Stanach, który wraz z NASA, planuje wyczarować mistrzowski plan i uratować ludzkość. To opowieść zadająca proste pytanie – co byś zrobił, wiedząć, że niebawem nie będzie niczego? Mogę nie pochwalać planów głównej dwójki, ale całokształt był lepszy niż to, czego się spodziewałem. Jedynie wypada mieć za złe twórcom, że obrócili wszystko o 180stopni. Film z czarnego humoru, stał się słodkim romansem. Kiedy człowiek oczekuje, że z każdym kolejnym dniem będzie coraz bardziej ponuro, Hollywood wychodzi obronną ręką i wciska „ładny” kom-rom... – 5/10

 

 

 

 

Hit and Run

Komedia o młodej parze (Kristen Bell I Dax Shepard), którzy ryzykują wszystko opuszczając małe miasteczka dla wielkiego Los Angeles – gdzie panna dostała prace. Spontaniczna wycieczka przyniesie jednak wiele komplikacji, bo Charlie nie do końca był prawdomówny w stosunku do swojej miłości, a były chłopak ma zamiar otworzyć jej oczy.

Na starcie napisze, że wszystkie zabiegi mające nas śmieszyć, były przewałkowane już na wszystkie możliwe sposoby. To zawsze wpisuje się w niszowy gatunek „czemu to w ogóle puszczamy w świat”. Dziewczyna wyjeżdża w trase z facetem, którego ledwie zna, ex-chłopak to parówka - która słowo „przegrany” ma wypisane na czole - a cała tajemnica nikogo nie ruszy. Jedynie może zaboleć fanów Bradleya Coopera, bo jak świetny aktor jest sprowadzony na dno, do roli przestępcy wielbiącego psy, to wiedz, że coś się dzieje – a raczej dzieje się niewiele w głowach twórców. Jako wisienka - na tym ohydnym torcie – pojawia się Tom Arnold, czyli facet, który nigdy śmieszny nie był i jak najszybciej powinien szukać innego zawodu.

Zmuszałem się by dotrwać do końca, ale nadzieja, że coś się tu zmieni, wydawała się być jak wiara w umiejętności ringowe Marcina Najmana. Fabularnie płytki, aktorsko dołujący, wartościowych gagów nie stwierdzono, a konwersacje kładą do snu. Jeśli wyżyną tego są żarty z gejowskim akcentem, to podsumuje, że czułem się mentalnie zgwałcony – 1/10

 

 

 

 

Resident Evil: Retribution (Resident Evil: Retrybucja)

Chyba właśnie obejrzałem najgorszy film roku… Wiedziałem, że jak Paul WS Anderson spłodzi ze swoją partnerką Milla Jovovich, kolejne „dziecko”, w którym dzielna Alice będzie odpierać ataki hord zombie, to nie będzie wielkie kino. Ich poprzednie odsłony tej ekranizacji, legitymowały się spektakularnymi akcjami i nadużywaniem slow-motion, ale nigdy takiego dna nie sięgnęły. Ja jestem w stanie zrozumieć odmóżdżony target takiej produkcji, ale teraz to już zaczęli używać patentów, które są nie fair w stosunku do widzów. To jest jak dostawanie poniżej pasa w 12-rundowym pojedynku bokserskim, na co sędzia nie reaguje.

Na początku dostajemy krótkie wspomnienie poprzednich – czterech – części. To jest kluczowe w kontekście dalszej wypowiedzi. Skoro wjeżdżają z taką wstawką, to śmiem w tym momencie twierdzić, że jakaś ciągłość zostanie zachowana. Jednak jak się szybko okazało, gdy Alice widzi Weskera – główny czarny charakter – którego ZABIŁA w „czwórce”, to w ogóle nie pyta skąd on się wziął i jak to możliwe. Jakby nigdy nic ucinają sobie krótką pogawędkę - genialnie. Brnąc dalej w to bagno, okazuje się, że większość, która padła wcześniej, teraz triumfalnie wraca. Tak jakby sobie przypomnieli, że uśmiercili już wszystkich, a kolejny skok na kasę zrobić trzeba... Na „całe szczęście” pokusili się o wyjaśnienie. Otóż, koroporacja Umbrella robiła testy, w których klonowała ludzi – gdzie taka Alice mogła raz się obudzić jako matka, drugi raz jako żołnierz – co pozwala wykorzystać jedną aktorke w paru odsłonach (co oczywiście robią)! Nawet brak mi słów, żeby opisać jak TANI jest ten motyw. On pozwala reżyserowi – który oczywiście napisał też scenariusz, bo przecież ludzi z taką „wizją” wiecej nie ma – na wszystko. Może nam mieszać w głowach i zrobić sobie – a raczej swojej nieistniejącej w kinematografii dziewczynie (ach ta miłość) - kolejny pokaz slow-motion, który nie ma racji bytu. Trzymając się tego – ukochanego – zwolnienia czasu, tu również naruszyli pewną bariere. Zrobili to wręcz w festyniarski/tandetny sposób. Tu już nawet czas zwalnia, gdy ktoś się ociera o drugą osobę. A jak już zacznie zwalniać, to nie będzie trwał kilku chwil. Nie, nie, nie, on teraz będzie trwał kilka minut! Najpierw się otrze o potencjalnego zombie, potem będzie uciekać przed stadem, by na końcu je zwalczać – z zegarkiem w ręku 4minuty na slow-motion. A takich scen jest więcej... Ogólnie sceny są podzielone na poziomy rodem z gry. Przechodzą przez kolejne sekwencje, aż do finału. Zero głębszych myśli.

Szybko poddałem się szukając pozytywnych aspektów. Aktorzy wzieli sobie do serca oryginaly z komputerowych gier. Wszyscy chodza i okazuja emocje jak roboty. Najstraszniejsze jest to, że końcówka otworzyła furtke dla szóstej części... – 1/10

 

Człowiek już był przekonany, że na nic gorszego od "Hit and Run" nie trafi. Okazało się, że już kolejny film był słabszy. Po takich dwóch gniotach, aż boje sie oglądać cokolwiek. To nie jest tak, że jestem zbyt surowy - lub mam jakies trefne dni - te filmy to prawdziwy shit.

 

 

 

 

Arbitrage

Robert Miller (Richard Gere) ma wszystko, co posiada szanujący się biznesmen – worki z pieniędzmi, wielką firme, szczęśliwą rodzine i kobiete na boku. Dwa wydarzenia sprawiają, że wszystko wywraca się do góry nogami. Niemożność finalizacji poważnej transakcji może wyjawić kilka firmowych sekretów, a niefortunny wypadek na drodze robi z niego głównego podejrzanego. Gra na obu tych płaszczyznach, toczy się o wszystko.

Mam wrazenie, że daje sie tu we znaki reżyserski debiut Nicholasa Jareckiego. Jedna ze spraw – systematycznie - schodzi na dalszy plan i staje się tą trudniej przyswajalną. Właściwie dopiero po godzinie dostajemy odpowiedzi, które wyjaśniają położenie głównego bohatera. Wypadek drogowy jest prosty w budowie i bardziej zjadliwy. Pomaga w tym detektyw Bryer, w którego wcielił się Tim Roth - kolejna dobra rola drugoplanowa na jego koncie. Problem w tym, że cała zagadka nie sprawiała stróżom prawa żadnego problemu. Gdy tylko się pojawiał Bryer, to miał szereg nowych dowodów. Trochę to potraktowane po macoszemu i razi po oczach.

Z hucznych zapowiedzi wynikało, że to próba zdobycia Oscara przez Gere’a. Poważny ton thrillera powinien trafić w gusta Akademii, ale sama rola może już nie zapewnić złotego rycerza – chyba, że za wcześniejsze zasługi, co już miało miejsce. Zabrakło mu momentu, który dałby się zapamiętać – 5/10

 

 

 

 

Red Lights

Psycholog Margaret Matheson (Sigourney Weaver) i jej asystent (Cilian Murphy), badają zdarzenia paranormalne, co krzyżuje ich drogi ze światowej sławy medium (Robert De Niro), który właśnie wraca po latach absencji.

Duet od spraw paranormalnych reprezentuje moje podejście do tych wydarzeń, stąd sympatia w ich kierunku wyklarowała się po pierwszych 10minutach. To, że nie jesteśmy w stanie znaleźć logicznego wytłumaczenia, nie znaczy, że należy zadowalać się głupim. Obalane przez nich teorie są widzom wyjaśniane, więc nikogo nie będzie bolało, że odpowiedzi spadają z powietrza i taki stan musimy zaakceptować – co w filmach się zdarza. Sprowadzają się do tego, co każda iluzja, czyli patrzenia w nieodpowiednie miejsce, ale i tak miło obserwować cały proces.

Weaver zachowuje spokój na twarzy przy każdej bajce, którą chcą jej sprzedać, a sceptycyzm postaci zagwarantował kilka dobrych monologów. Ciężko mi narzekać na nią, jak i na reszte obsady. Narzekania zaczynają się na fabułe, kiedy niebezpiecznie zmierza w kierunku, który właśnie chce obalić. Powodem dla którego medium – grany przez De Niro - był nieobecny przez te lata – to nie jest spoiler, bo szybko jest wyłożone na tace - to śmierć podczas przedstawienia, jednego z tych, którzy wątpili. To już zaczynało mi śmierdzieć. Druga połowa filmu – niestety - całkowicie zboczyła na tą ponurą trasę. Wciskanie mi horrorywch scen „wyskokowych”, nigdy nie zdaje egzaminu. Zacząłem mieć wrażenie, że reżyser zaprzedał dusze diabłu – którego wypada tu nazwać „Hollywood”. Szkoda, bo uniknął tego w swojej poprzedniej produkcji – „Pogrzebany” z Ryanem Reynoldsem.

Początek napawał sporym optymizem, ale wszystko się posypało. Z czasem „Red Lights” miewało już tylko momenty, aż przerodziło się w zwykły thriller. Może to była jedyna metoda – w końcu to nie dokument – ale wierze, że dało się uniknąć sztampy. Projekt wystarczyło dopieścić, bo rozwiązania domyśliłem się bardzo szybko – jeśli ktoś myśli logicznie, też to zrobi. Tematyka fajna, obsada świetna, diament nieoszlifowany. Jeśli robimy coś, co trafia od razu na DVD – lub nie jest jakimś wielkim przebojem - to nie trzeba na siłe uszczęśliwiać masowej publiki... tudzież po prostu „hamburgerożerców” – 5/10

Edytowane przez N!KO
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/84/#findComment-300508
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

N!KO, chyba po raz pierwszy zdarza mi się ocenić film dużo,dużo niżej niż tobie(co jest raczej wyczynem na tą okoliczność xD ).Mianowicie chodzi tutaj o "Red Lights".Na początku jednak przyznam, że pomysł był naprawdę dobry, a także obsada solidna(oprócz głównego aktora, ale o nim później).Jednakże tak jak już wspomniałeś, film zaczyna się kolokwialnie mówiąc walić po niecałej godzinie.Już nie mówię, że to przeradza się w tandetny dreszczowiec, bo to akurat mogło wyjść(tutaj nie udało się, prawdopodobnie przez trefny skrypt).Co mi się nie spodobało to to, że powinni odwrócić role

mianowicie to nie Weaver powinna zginąć, tylko ten drugi, bo Weaver byłaby w stanie pociągnąć swoją rolę, a tak to się bardzo rozczarowałem i nie kupiłem za nic kolesia

.De Niro naprawdę na starość chyba nie czyta przed przyjęciem roli scenariusza, tylko bierze co mu los da.Niby dobrze mu idzie "nawijka", ale tak naprawdę to jest gadanie o niczym i nie wydało mi się to straszne, tylko wręcz nudne.A już sam koniec filmu uważam za głupi,bezsensowny i raczej nie na miejscu.Nie powiem, że zasnąłem na filmie, ale żeby przez to nazwać film dobrym to byłaby lekka przesady(The Cold Light of Day też nie pozwolił mi zasnąć, a sam wiesz,jaki poziom ten film reprezentował).Ode mnie 3/10(pomysł fajny, ale beznadziejne wykonanie).

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/84/#findComment-300590
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

N!KO, chyba po raz pierwszy zdarza mi się ocenić film dużo,dużo niżej niż tobie(co jest raczej wyczynem na tą okoliczność xD )

 

:twisted: Już się tłumacze ze swojej chwilowej słabości. Cholernie kupiłem tematyke i początek produkcji. Do scen z Sigourney potrafiłem wracać - szczególnie do testu z kartami doktorka - i gdyby poziom utrzymali do końca, to byłaby sporo większa nota. To, że oni zjechali na tą sztampe, nie znaczy, ze zrobili tam kiepska robote. Bardziej byla to moja frustracja na kierunek, który obrali.

Spróbuj mnie przebić w nowym Residencie, któremu dałem 1/10, czyli po prostu go nie oglądaj - zostanie, bądź co bądź, zero :wink: Albo okazjonalnie w Cosmopolis... ale nie zycze Ci tej przeprawy ->

 

 

 

 

Cosmopolis

Cronenberg jest cenionym reżyserem. Podobały mi się jego „Wschodnie obietnice”, ale ten najnowszy twór nie budzi żadnego zainteresowania. Wystaczy, że spojrzymy na pierwszy plan, a już można się zrazić. Blady wampir ze „Zmierzchu”, to dobry chwyt by ściagnać na sale kinową nastolatki, ale przepełnienie całości dialogami, to raczej nie priorytet dla tego targetu. Erick Packer – Pattison – to jakiś tam bogacz, który w dniu wizyty prezydenta w jego mieście, ma zachcianke – inaczej ciężko to określić – na przejażdżke, na drugi koniec miasta... do fryzjera. Podczas tej zakorkowanej trasy, kolejno będą go odwiedzać w limuzynie jakieś postaci, które będą sobie z nim rozmawiać. O czym? Na dobrą sprawę o wszystkim i niczym. Niby poruszają wachlarz tematów, ale żaden nie brnie do niczego... tak jak fabuła! Na pewno wielu już ma świadomość, że przegadane produkcje do mnie trafiają, ale tutaj kompletnie nie mogłem się wkręcić. Bardzo szybko zacząłem się interesować tym, co dzieje się za oknami – co już samo w sobie zgrabnie podsumowuje „wielkość” tekstów - gdzie ujrzałem bardzo szary – najpewniej komputerowo stworzony – świat.

Robercik jest sztuczny, jak tylko on potrafi. Rzekomo to miała być jego najlepsza rola, ale jedynie mogę to argumentować tym, że jego postać miała być obdarta ze wszelkich emocji, a wiemy, że ten aktor nie zwykł ich okazywać... kiedykolwiek.

IMDB wskazuje, że to dramat, co czym prędzej powinni poprawić – o ile w ogóle klasyfikują to jako film. Czuć w tym wszystkim domieszke „fantasty”, który przejawia się w żonie głównego bohatera. Jazda jest przerywana tylko na rozmowy z nią w różncych miejscach – odskocznia od limuzyny. Skąd ona się w nich bierze – raczej za samochodem nie biega? Prawdopodobnie bym się zastanawiał, gdyby „Cosmopolis” było jakkolwiek interesujące.

Dobrze, że we wszystko wmieszali Paula Giamattiego, bo to chyba jedyny aktor, który zdołał mnie wybudzić i podnieść delikatnie ocene tego artystycznego... niczego. Były tu te minimalne plusy, które skutecznie sobie wmawiałem - "ooo... ładnie pokazują jego izolacje od świata, do którego czuje obojętność", ale nie lubie się zagłebiać w psychike postaci, która samą twarzą, gadką i zachowaniem, jest tak płytka jak w swoim hitowym romansie...

Jeśli kogoś rajcuje oglądanie dialogu – OGLĄDANIE... nie słuchanie – to będzie prawdopodobnie w tej mniejszośći, która się nie zanudzi na śmierć – 2/10

Edytowane przez N!KO
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/84/#findComment-300602
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Spróbuj mnie przebić w nowym Residencie, któremu dałem 1/10, czyli po prostu go nie oglądaj - zostanie, bądź co bądź, zero :wink: Albo okazjonalnie w Cosmopolis... ale nie zycze Ci tej przeprawy

 

Oj,nie ma mowy, żebym odpuścił.Jeżeli przy filmie jest przyczepiona łatka (2012), to to muszę obejrzeć.Już mam 97 filmów przerobionych(średnia ocen nie zachwyca bo 4,123..., gdzie ratuje to 2x 9,5x8 i parę 7), to trzeba jechać do końca.Na szczęście teraz wychodzą już mega filmy, na które się rok czekało(Życie Pi, Mistrz - btw. wie ktoś czy będzie premiera w Polsce?, Lincoln,Django,Hobbit)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/84/#findComment-300603
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 158
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2011
  • Status:  Offline

Mistrz - btw. wie ktoś czy będzie premiera w Polsce?

To już zależy od tego, jak film przyjmie się w USA (premiera już dziś jeśli się nie mylę) i ew. czy zostanie nominowany do najważniejszych nagród (no, jak Phoenix nie dostanie nominacji do Oskarka to będzie ładna wtopa Akademii, w Wenecji juz go nagrodzili). Nie spodziewałbym się "The Master" wcześniej niż w styczniu, ale może mnie zaskoczą. "There Will Be Blood" w Polsce miało premierę długo po tej u hamburgerów.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/84/#findComment-300606
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 040
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.12.2010
  • Status:  Offline

Oglądał już ktoś Moonrise Kingdom ?, na IMDB średnia ponad 8, wielu upatruje kandydata do zgarnięcia oscara - sam dopiero dziś się za to wezmę.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/84/#findComment-300632
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 820
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.09.2009
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

W tamtych czasach nie trzeba było posiadać supernowoczesnego sprzętu nagraniowego, mediów społecznościowych czy licznika wyświetleń klipów na YouTube. To były czasy kiedy każdy wiedział, jak przy pomocy ołówka naprawić swoje ulubione wciągnięte kasety magnetofonowe, a dźwięk wciąganej kasety każdy znał na pamięć. To był okres, w którym opinie o czyjejś twórczości wyrażało się osobiście stojąc z kimś twarzą w twarz, a nie chowając się za numerem IP komputera i wysyłając kolejne mniej lub bardziej obraźliwe komentarze na forach. To lata, w których spotykało się ze znajomymi w przelotkach, na klatkach czy na ławkach w gąszczu betonowych blokowisk, a nie na „fejsie”, „gadu” czy „skajpie”. Wtedy oznaką szacunku było przybicie piątki z wykonawcą po koncercie i kupienie oryginału jego kasety czy płyty, a nie klikanie kolejnych „lajków na fejsie” czy „łapek na jutub” i równoczesne ściąganie jego twórczości z „neta”. To było tak niedawno, ale już wystarczająco dawno, aby o tym skutecznie zapomnieć. Leszek Dawid, biorąc się za realizację filmu „Jesteś Bogiem”, nam o tym przypomniał.

 

Wojtek, Sebastian i Piotrek, czyli Fokus, Rahim i Magik, mieli coś czego większości młodych raperów (ale także i młodym ludziom) dzisiaj brakuje – zajawka. Oni chcieli coś robić i uwierzyli, że są w stanie zrobić to dobrze. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, wtedy młodzi mieli talent i charyzmę, nie mieli możliwości – teraz mają możliwości, ale w ich słownikach brakuje słów „talent” i „charyzma”. To jest historia trzech młodych chłopaków, którzy wykorzystując swój talent próbując zrobić coś niebanalnego, coś innowacyjnego. I udaje im się to pomimo wielu kłód, jakie pod nogi rzuca im los. Świetnie w to wpasowują się pierwsze linijki Magika z kawałka „Nowiny” – „Nawet jeśli wszyscy już w Ciebie zwątpili, pokaż, że się mylili, nie czekaj, ani chwili dłużej…”

 

Historię śmierci Magika zna wiele osób, nawet niezwiązanych z kulturą hiphopu w Polsce. Jednak o przyczynach czy też powodach jego tragicznej decyzji nie wie nikt i raczej nikt się tego nie dowie. Reżyser również nie próbuje nam tego wskazać, co należy uznać za niewątpliwie dobre posunięcie. Pokazuje jednak różne aspekty, które mogły przyczynić się do tego samobójczego skoku w momencie, w którym Paktofonika wypływała na szerokie wody.

 

Całą fabułę filmu spina pożegnalny koncert PFK, na którym zabrakło oczywiście niepodważalnego lidera składu – Magika. Fokus i Rahim postanowili zamknąć ten projekt pod względem muzycznym, ale w ostatnich wywiadach powiedzieli, że ich rozdziały w życiu zatytułowane „Paktofonika” zostały zamknięte na dobre właśnie tym filmem, na realizację którego musieli czekać ponad dekadę. Może to i lepiej, że film wyszedł później niż wcześniej, a przynajmniej na pewno nie jest to ze szkodą ani dla Magika, ani dla Fokusa i Rahima, a tym bardziej dla Paktofoniki, która jednym swoim albumem zrobiła więcej dla rozwoju hiphopu w Polsce, niż niektóre inne składy czy raperzy kilkoma płytami.

 

„Jesteś Bogiem” to jest film nie tylko dla dzisiejszej „zbuntowanej” młodzieży, która uczy się jeszcze w gimnazjach, liceach czy technikach. To jest podróż do końcówki lat ’90 dla osób, które już albo wyrosły ze słuchania rapu albo wciąż go słuchają tylko rzadziej. To jest także dobry film dla jeszcze starszych osób – pokolenia obecnych czterdziesto czy pięćdziesięciolatków, którzy z rapem za młodu nie mieli nic wspólnego, a których synowie i córki są obecnie w wieku głównych bohaterów.

 

Wielu może razić wulgarność językowa tej produkcji, ale trzeba pamiętać, że to nie jest kolejna komedia romantyczna, a obraz ówczesnej młodzieży – zbuntowanej, wulgarnej, często utalentowanej i twardo broniącej swoich racji, marzeń i przekonań. Patrząc jednak na to obiektywnie – uszy potencjalnego widza nie ucierpią bardziej niż na wielu innych filmach, które można bez trudu obejrzeć codziennie w telewizji.

 

Ta historia, chociaż pojawiły się w niej humorystyczne momenty, nie miała prawa mieć happy endu i każdy, kto chciał zobaczyć ten film, dobrze o tym wiedział. Jednak reżyser na sam koniec zostawił pozytywny akcent w postaci oryginalnych zapisów z zeszytu Piotrka, które ten spisał na chwilę przed samobójczym skokiem, a które kierował do Wojtka i Sebastiana (a myślę, że również pośrednio do wszystkich swoich słuchaczy) – „Nie poddawajcie się. Walczcie. Magik”.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/84/#findComment-300654
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 211
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Niezła recka, Vercyn. Co do tego filmu mam pewien dylemat, bo czytałem na jego temat multum pochlebnych opinii, ale z drugiej strony - osobiście zupełnie nie trawię RAPu, czy Hip-Hopu. Jak sądzisz, czy dla takiej osoby ten film nie będzie stratą czasu?
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/84/#findComment-300669
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • MattDevitto
      Wiele emocji w sieci wywołuje oglądalność pierwszego RAW na nowej platformie. Stąd też jestem ciekawy jak u nas na forum ludzie zapatrują się na wynik uzyskany przez HHH'a i spółkę. Dla przypomnienia: Czy powyższe liczby są zadowalające? Czy jednak rację mają Ci, którzy zwracają uwagę na to, że mimo wytoczonych potężnych dział ta liczba nie robi wrażenia, szczególnie jeśli chodzi o Stany Zjednoczone?
    • IIL
      Od dawna interesuje mnie polska scena wrestlingowa. Na przestrzeni lat w sieci pojawiło się wiele różnych stron poświęconych wrestlingowi, które niestety odeszły w zapomnienie.  Chciałbym, aby ten wątek służył dzieleniem się różnymi linkami do stron zapisanych w Internet Wayback Machine jakie zapamiętaliście z dawnych lat. Dzięki temu pamięć o nich nie zaginie i kto wie, może znajdą się również ich autorzy i uda się je jakoś przywrócić do życia jako np. część archiwum forum (jak to było w przypadku Archiwum forum BGZ Wrestling).    Na dobry początek lista tego, co udało mi się wykopać osobiście...  attitude.pl/forum - warto zacząć od archiwalnej wersji tego właśnie forum. Tak mniej więcej wyglądało to miejsce, gdy zacząłem zaglądać tutaj po raz pierwszy: Attitude Wrestling Forum :: Strona G³ówna WEB.ARCHIVE.ORG Ciekawe jest tutaj to, że w kopiach zapisu forum Attitude znajdują się również archiwalne zapisy shoutboxa.  forum i portal BGZ Wrestling Portal: BGZ Wrestling Forum: Najlepsze Polskie Forum Wrestlingowe :: WEB.ARCHIVE.ORG Forum: BGZ Wrestling Forum :: Strona G³ówna WEB.ARCHIVE.ORG Serwis Ultimate Wrestling Portal: Ultimate Wrestling - Newsy, profile, biografie, felietony, wyniki, raporty. Portal fanów wrestlingu. U nas dowiesz siê wszystkiego na ten temat! WEB.ARCHIVE.ORG Ultimate Wrestling - Newsy, profile, biografie, felietony, wyniki, raporty. Portal fanÃw wrestlingu. U nas dowiesz siê wszystkiego na ten temat! Gra UWF: Ultimate Wrestling Federation :: Strona G³ówna WEB.ARCHIVE.ORG Forum: Ultimate Wrestling :: Strona G³ówna WEB.ARCHIVE.ORG wrestlingmania.prv.pl - forum z którego wyłoniło się później UltimateWrestling https://web.archive.org/web/20050128021224/http://www.wrestlingmania.prv.pl/ wcw4life.prv.pl - strona o WCW WCW 4 life WEB.ARCHIVE.ORG NajwiÃksza polska strona po¶wiêcona WCW nwo-4life.prv.pl - bardzo ładna i rozbudowana strona poświęcona historii stajni nWo. Ktoś zna autora tej strony? New World Order WEB.ARCHIVE.ORG Wszystko o nWo   Pro Wrestling Quiz - gra quizowa autorstwa @ Maxi4 , działająca najpierw na UltimateWrestling, a następnie pod domenami pwq.xad.pl i pwq.nmj.pl. Osobiście uwielbiałem tę zabawę. PWQ na forum UW: Ultimate Wrestling :: Zobacz Forum - PWQ WEB.ARCHIVE.ORG pwq.nmj.pl pwq.nmj.pl :: Strona G³ówna WEB.ARCHIVE.ORG 4-corners.pl / wrestlingforum.pl - forum, które założyłem i prowadziłem od 2009 do 2013 roku https://web.archive.org/web/20120521025529/http://wrestlingforum.pl/ prowrestling.pl - portal, który zbierał informacje z polskiej sceny w jednym miejscu, przeprowadzał wywiady, itd. Wrestling - Polska Scena Wrestlingowa WEB.ARCHIVE.ORG ringskill.pl - forum o wrestlingu RingSkill - Forum o Wrestlingu • Strona główna forum WEB.ARCHIVE.ORG   Jest tego o wiele więcej, także temat będzie rozwijany Nigdy nie byłem e-fedziarzem, ale na przestrzeni lat przewinęło mi się wiele for o tej tematyce. Może znajdą się tutaj dawni gracze, chcący odkopać część tej historii?   Jakie z w/w stron odwiedzaliście? Co pamiętacie z tamtych czasów? Zapraszam do dzielenia się linkami i dyskusji na temat dawnej polskiej sceny wrestlingowej.
    • RomanRZYMEK
      Tydzień temu pisałem, że boję się, że przez zmianę formatu na 3h poziom spadnie na łeb na szyję, ale ten SmackDown wypadł serio bardzo przyjemnie! Oglądało mi się go nawet lepiej niż RAW na Netflixie, ale po kolej:   - Nie pierdola się w tańcu - Romek po spławieniu Solisty chce odzyskać to co jemu należne. Heyman w promo z Rhodsem brzmiał już bardziej jak Heyman którego znamy z ostatnich lat Bloodline - „That’s a Spioler!”. W sumie to dosyć logiczne, ale chciałbym zwrócić uwagę na jeden fakt - fani na arenie w reakcji na słowa Heymana o chęci odzyskania pasa przez Romka nie dali już prawie żadnego popu. Zamiast tego pojawiły się chanty “Cody”. Mimo że Title Run Romka oceniam jako najlepszy w XXI wieku, to ludzie nie chcą oglądać go znowu z pasem. Ewentualny program z Rhodsem o pas wróciłby Romka do punktu wyjścia - fani znowu by się od niego odwrócili. Mi to na rękę, bo Reignsa ogląda się najlepiej jak jest Heelem czy Tweenerem (patrz program z Undertakerem i słynny segment - This is My Yard Now). Plus też za to, że nie robią z nas debili jeśli chodzi o Romana - od czasu jego powrotu nie dał żadnego słodko pierdzacego proma, że kocha fanów ITP. Dalej jest Tribal Cheefem, tylko dzięki strory z Solo ludzie automatycznie opowiedzieli się po jego stronie.     - Kevin Owens używa tak logicznych i trafnych argumentów, że nie chce się na niego buczeć. Wiedziałem po tym segmencie na RAW gdzie Cody zbija piony z Rockiem, że Kev wyciągnie to Cody’emu i słusznie. Plus jeszcze ten argument, że przez Rhodesa Reigns znowu odbudowuje swoje wpływy i zatruje federacje - zajebiste. Uwielbiam takie przecinanie się różnych historii, kiedy ma to sens i podłoże storylineowe.     - Mochy początek Tiffy - bardzo fajne promo. Nie ma słodkiego gadania, to Tiffy Time. Podoba mi się jak prowadza poszczególne postacie. To nie jest tak, jak za Vince’a, że każdy Heel czy Face ma się zachowywać tak samo. Nie. W erze Tryplaka fani utożsamiają się z postacią, a nie z Heelem/facem.     - ciekawy jestem co z Solo. Dzisiaj się nie pojawił, ale nowe Bloodline, a raczej Fatu dzięki temu mają szansę żeby jeszcze bardziej zaistnieć. Przy promo Fatu przed walką nie było już „I love you Solo”, czyżby rozbrat z Solistom? 
    • HeymanGuy
      WWE SmackDown! 10.01.2025  Heyman: SmackDown zaczęło się naprawdę mocnym segmentem z Paulem Heymanem. No bo, kto inny może zacząć show i sprawić, że cała sala milczy z podziwu? Paul, jak to Paul, opowiadał o powrocie Romana Reignsa na szczyt, co było całkiem epickie, ale od razu wyczułem, że coś się szykuje. Przewidywałem chaos, ale… gdy Rhodes i Owens zaczęli się wzajemnie kopać, a Heyman pozostał sam na ringu, wiedziałem, że będzie to jedna z tych gal, gdzie wszystko może się zdarzyć. Potem przyszli Jacob Fatu i Tama Tonga, i po prostu wiedziałem, że coś się święci! To była dobra zapowiedź tego, co zdarzy się potem. WWE Women's US Title Match - Chelsea Green (c) vs. Michin: Cała ta walka była solidna, ale brakowało mi większego „wow”. Michin to zawodniczka, którą chcę zobaczyć w większych rolach, bo ma coś w sobie, ale w tej walce była trochę przytłoczona. Green? Cóż, z jej aktualnym gimmickiem była całkiem nieźle dopasowana, zwłaszcza z pomocą Piper Niven przy boku. Jednak, jak na mistrzynię, nie widać w niej jeszcze aż takiej charyzmy, która trzymałaby mnie na krawędzi fotela. Może to kwestia czasu, ale tej walki nie zapamiętam na długo. To była walka, którą można było potraktować lepiej, bo potencjał był. Los Garzas vs. Pretty Deadly: Przyznam, że tu miałem mieszane uczucia. Z jednej strony Los Garzas naprawdę pokazali, że są drużyną, której trzeba będzie się bać w przyszłości – ich współpraca na ringu była świetna. Z drugiej strony – Pretty Deadly... nie wiem, co o nich myśleć. Mają coś, ale na pewno muszą popracować nad tym, żeby nie zostać zapomnianymi. Kiedy Wilson krzyczał o pomoc od DIY, naprawdę się uśmiechnąłem, bo to było takie "niedorzeczne", że aż zabawne. Zwycięstwo Los Garzas jest okej, bo ci goście zasługują na więcej. To ten TT, który może być na topie, więc fajnie, że wygrali. Pretty Deadly? Ehh, jeszcze muszą coś udowodnić. WWE US Title Match - Shinsuke Nakamura (c) vs. LA Knight:  To była naprawdę dobra walka, bo obaj ci zawodnicy mają świetną chemię. Knight to mistrz trash talku, ale z Nakamurą robią naprawdę fajną dynamikę. Ich wymiany na ringu były naprawdę solidne, chociaż… no właśnie, zakończenie. Znowu, WWE, naprawdę? Wchodzi Fatu i Tonga i psują zabawę, jak co tydzień? Oczywiście, trochę się tego spodziewałem, ale jak patrzyłem na to jak walka się układa i zaczyna dobrze wyglądać, to naprawdę szkoda, że nie dostała ona solidnego zakończenia. Była energia, była akcja, ale ta końcówka była po prostu niewykorzystanym potencjałem. Walka, która miała potencjał na coś więcej. Szkoda tego zakończenia, które pewnie do niczego wielkiego nie doprowadzi. A-Town Down Under vs. Motor City Machine Guns: Patrząc na różnicę we wzroście, wiedziałem, że to będzie jedno z tych starć, gdzie „David” znowu pokona „Goliata”. Sabin i Shelley dali naprawdę świetną lekcję szybkiego, precyzyjnego wrestlingu, a Waller i Theory – choć byli więksi – musieli się bardziej postarać, żeby dotrzymać im tempa. To była naprawdę szybka, zwięzła walka, w której obie drużyny miały szansę się wykazać, ale to Motor City Machine Guns wyszli na prowadzenie, co było absolutnie zasłużone. Ich hot tagi to czysta przyjemność do oglądania. Jeden z najlepszych momentów gali. Wspaniała energia i świetne starcie, poproszę o więcej MCMG w WWE. Naomi vs. Bianca Belair vs. Bayley vs. Nia Jax: Cały segment z Tiffany Stratton był fajny, bo jak ją zobaczyłem, od razu poczułem, że ma ten charakter, który przyciąga fanów. Jest trochę niegrzeczna, ale jednocześnie można ją polubić, zobaczymy co pokaże jako nowa mistrzyni. Z kolei sama walka... cóż, każda z zawodniczek miała coś do udowodnienia. Bayley w końcu otrzymała swoją chwilę, wygrywając z Naomi, ale to była raczej okazja do dalszego rozwoju fabuły, a nie jakiś wielki breaking point, który zapadłby w pamięć. Z kolei Jax... Czułem, że jej progres na ringu widać. Naprawdę zrobiła ogromny postęp, co sprawia, że zaczynam się cieszyć na każdy jej występ. Odczułem, że Bayley i Jax miały naprawdę swoje momenty. Fajnie zobaczyć, jak Jax staje się lepsza, ale pasa pewnie długo nie tknie z powrotem. Jimmy Uso & Cody Rhodes vs. Jacob Fatu & Tama Tonga: No i na koniec... Z jednej strony - świetny brawl, bo te wszystkie dymy i zgrzyty między Rhodesem, Owens'em, Fatu i Tonga były budowane przez całe miesiące. Fatu i Tonga to naprawdę intensywni goście, ale szczerze mówiąc, to wszystko było do przewidzenia. Owens musiał pojawić się, by „rozgrzać” walkę, Cody musiał zrobić swoje, a na koniec... no cóż, Fatu i Tonga po prostu zdominowali. Walka była dobra, ale końcówka była jak z książki w pierwszej klasie, przewidywalna od A do Z.  Niestety, brakowało tego „wow” na końcu. Całe SmackDown miało momenty, które sprawiały, że było warto go obejrzeć, ale zabrakło większej liczby momentów w stylu ,,OMG", które sprawiają, że gala zostaje w pamięci na długo. Kilka dobrych walk, trochę fabularnych wstawek i segmentów, ale brakowało czegoś, co naprawdę przyciągnęłoby uwagę na dłużej. Kiedy kończyła się gala, miałem mieszane uczucia – bo chociaż była to solidna robota, to trochę brakowało tego czegoś, co by wybuchło. Solidny, ale nie wybitny odcinek. Czasami zastanawiam się, czy WWE nie za bardzo polega na przewidywalnych zakończeniach, zamiast zaskakiwać nas bardziej, zwłaszcza jeśli rozmawiamy o niebieskiej tygodniówce.
    • RomanRZYMEK
      Bardzo ciekawa opinia. Podparta mocnymi argumentami! Sam przyznam, że jestem dosyć nostalgicznym typem człowieka jeśli chodzi o wrestling i taki Last Dance Ceny wygrywający 17 mistrzostwo obejrzałbym chętnie, ale po Twoim poście i argumentach patrzę teraz na to z innej - z Twojej strony i jestem w stanie dojść do wniosku, że kurczę masz dużo racji. Wygrana Ceny już w Royal Rumble zamyka furtkę do dużo ciekawszego story, mianowicie - pogoń Ceny za tym 17 tytułem mistrza świata. Czy nie lepiej zrobić story w którym Cena goniący za tym rekordem w czasie Last Dance wpada w frustrację, zawód. Może to dać furtkę choćby do teasowania jego Heel Turnu. Dosyć łatwo i w logiczny sposób to rozpisać na dłuższą metę, aniżeli Cena wygrywający Royal Rumble. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...