Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Coriolanus (Koriolan)

Koriolan – tragedia autorstwa Williama Shakespeare'a. Akcja dzieję się w Rzymie, gdzie mają miejsce zamieszki po odebraniu obywatelon zapasów zboża. Wine za to ponosi generał Gnejusz Marcjusz Koriolan. Ubiegając się o tytuł konsula, potrzebuję poparcia ludu, który tym razem bunt kieruje przeciw jego osobie. Oburzony tym faktem wyraża kontrowersyjną opinię – „dopuszczenie plebsu do władzy nad patrycjuszami, jest jak dopuszczenie do dziobania orłów przez wrony” – po czym zostaję skazany na banicję. W akcie zemsty postanawia dołączyć do swojego wroga Aufidiusza (dowódca armii Wolsków), by przeprowadzić atak na Rzym.

Debiut reżyserski Ralpha Fiennesa można uznać za udany. Sam wcielił się w rolę Koriolana, a jako Aufiliujsza obsadził Gerarda Butlera. Poniósł się jednak na małą mieszankę. O ile nie tknął stylu Shakespeare’a, i teksty pozostają nienaruszone, tak wszystko inne przenósł do czasów obecnych. Większość może nie przełknąć takiego języka, więc jak ktoś ma problem z „trawieniem” takich rzeczy, to od razu może odpuścić. Osobiście trafia on do mnie bardziej niż dzisiejsze slownictwo, więc cieszę się z takiego obrotu sprawy. Mam świadomość, że nie do końca to do siebie pasuje - fabuła przetrwała próbę czasu, teksty na pewno nie – ale dialogi mnie urzekły.

Fiennes to rewelacyjny – niedoceniony – aktor, i tutaj pokazuję, że zasługuje na ambitniejsze projekty od „Gniewu Tytanów” (jego tutejsze monologi wgniatają w fotel). Podejrzewam, że śmiało można by zdjąć z niego hełm i karabin, by ubrać w Rzymską tunike. Z taką mimiką sprzedałby się lepiej. Butler – choć ważna rola – ciągle stoi w cieniu Ralpha, za co go winić nie można. Miewałem tutaj ochotę, by obejrzeć to w sposób, w jaki ogląda się serial z Dr. Housem – tj. przewijać tylko, gdy postać główna jest na ekranie, bo czy ktoś się kiedykolwiek przejmował pozostałymi?

W tym duecie najpiękniejszy jest motyw książkowy. Mimo, że ze sobą rywalizują, to niezwykle się szanują, a żadnego z nich nie sposób określić jako „tego dobrego”. Nie wiem, czy z pełną świadomością dałbym radę nazwać tak kogokolwiek. Jeśli już bohater, to na pewno tragiczny i niesympatyczny.

Ogółem „Koriolan” jest dziełem mało znanym. Posiada wszystko, czym można charakteryzować Greckie tragedie. Znajdziecie tu zdradę, zemste, dumę, konflikt, dylematy i śmierć. Wszystko w ... politycznej przyprawie. Takie intrygi rzadko do mnie trafiają, i to chyba mój największy problem z tą produkcją. Winny jestem sam, gdyż apolitycznym stworzeniem jestem. W końcu „polityka jest jak nurkowanie w szambie na zlecenie” – 7/10

 

 

 

 

Get the Gringo (Dorwać Gringo)

Bezimienny złodziej – w filmie nazywany Driver (Mel Gibson) – zostaje schwytany przez Meksykańską policję, podczas brawurowej ucieczki. Skorumpowani gliniarze kładą swoje brudne łapy na skradzionych pieniądzach, a Amerykańskiego przestępce wrzucają do paki. „El Pueblito” to jednak nietypowe więzienie. Zamiast okien w kratkę, mamy ogrodzone miasteczko, w którym nabyć można wszystko, oprócz swej wolności. Driver nawiązuje więź z 9letnim synem niedgyś zamordowanego gangstera (bogaci mieli możliwość sprowadzania swoich bliskich do tej „dziury”).

Kolejny raz produkcja, która nie doczekała się premiery na wielkim ekranie, a wydaje się być lepsza od gniotów produkowanych przez hamburgerożerców. Ani nie ma tu przesadnej brutalności, ani kontrowersyjnego dla Amerykanów tematu, więc nie wiem, czemu nie wpuścić tego do kin, bo przecież nie chodzi o brak star-poweru. Gibson jest już wiekowy, a aktorstwo nie należy do jego priorytetów, ale wciąż, gdy staję przed kamerą, to wypada przyzwoicie. Tutaj jest nie inaczej, bo choć nie jest to wielka rola dramatyczna – film niesłusznie określany jest tym gatunkiem – to Drivera ciężko nie polubić. Kryminalista, który ma głowę na karku, i nie omieszka oczernić paru osób, mimo marnego położenia. Akcent komediowy trafił do mnie najbardziej, bo fabuła nie jest niczym kreatywnym. Skorumpowani gliniarze, wyższe sfery w więzieniu, i nowy Gringo na horyzoncie. Im więcej minut na liczniku, tym więcej wystrzelonych pocisków, ale żadne akcje nie zasługują na zachwyt – w końcu budżet nie pozwalał na wiele.

Ci którzy kojarzą serial „Prison Break”, pewnie wypatrzą tu sporo powiązań z trzecim sezonem. W odróżnieniu od Scofielda, Driver jest bardziej realistyczną personą. Wciąż znajdziemy tu motywy mocno naciągane, ale taki urok tego typu filmów. Ten brawurowy plan nie miał prawa powodzenia, ale „Get the Gringo” ma prawo się podobać – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/78/#findComment-287422
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  1 955
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  15.11.2010
  • Status:  Offline

Avengers (2012) - Jako człowiek wychowany na komiksach TM-Semic nie mogłem przejść obojętnie obok okazji zobaczenia wielu ulubionych bohaterów na jednym ekranie. Zresztą, takich jak ja było więcej, bo wokół dało się usłyszeć rozmowy 20-kilku latków, obeznanych w temacie. O dziwo, mało było dzieciaków podniecających się każdym efektem i popcornożerców - nie mogło ułożyć się dla mnie lepiej.

Po mocno przeciętnym Thorze, Joss Whedon stworzył najlepszą ekranizację komiksu Marvela. Mimo aż takiej liczby herosów na jednym ekranie, nie było zamętu i chaosu. Każdy dostał swoje przysłowiowe 5 minut (dobrze wprowadzili nieznaną wcześniej na dużym ekranie Black Widow. Hawkeye ze wszystkich zrobił najmniejsze wrażenie i wypadł wręcz na zapchajdziurę tego dream teamu). Aktorstwo stało na wysokim poziomie - i tutaj muszę to napisać - Tom Hiddleston wyrasta na gwiazdę. Świetnie zagrany czarny charakter z jeszcze sporym zapasem potencjału do wykorzystania (jeśli nie pojawi się w 2 części to ogłaszam bojkot). Genialnie zagrał w szczególności scenę z Black Widow, której zaczął opowiadać, co jej zrobi (pierwsze skojarzenie - Ledger jako Joker przedstawiający ofiarom historię swoich blizn). Jak już jestem przy aktorach - był polski akcent. Jerzy Skolimowski załapał się do jednej sceny przesłuchania. Oczywiście zagrał ruska (jakże by inaczej). Dalej... nie będę się rozpisywał, bo spoilery same cisną się na klawiaturę (no i nie oszukujmy się, nie umiem pisać recenzji). Dodam, że na plus zaskoczył mnie humor. Nie były to dowcipy wymuszające sztuczny śmiech u widza (których we wcześniejszych produkcjach nie brakowało), tylko cięte riposty i sytuacje, pojawiające się w najmniej spodziewanym momencie (świetnie w tym elemencie został rozpisany Tony Stark i... Hulk. Tak, tak, zielone monstrum ma na koncie dwa epickie już momenty, po których po sali rozległy się brawa). Ja się nie zawiodłem i te 143 minuty zleciały szybko. Warto było. Moja ocena: 8/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/78/#findComment-287492
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  61
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  20.11.2010
  • Status:  Offline

Avengers (2012) - Jako człowiek wychowany na komiksach TM-Semic nie mogłem przejść obojętnie obok okazji zobaczenia wielu ulubionych bohaterów na jednym ekranie. Zresztą, takich jak ja było więcej, bo wokół dało się usłyszeć rozmowy 20-kilku latków, obeznanych w temacie. O dziwo, mało było dzieciaków podniecających się każdym efektem i popcornożerców - nie mogło ułożyć się dla mnie lepiej.

Po mocno przeciętnym Thorze, Joss Whedon stworzył najlepszą ekranizację komiksu Marvela. Mimo aż takiej liczby herosów na jednym ekranie, nie było zamętu i chaosu. Każdy dostał swoje przysłowiowe 5 minut (dobrze wprowadzili nieznaną wcześniej na dużym ekranie Black Widow. Hawkeye ze wszystkich zrobił najmniejsze wrażenie i wypadł wręcz na zapchajdziurę tego dream teamu). Aktorstwo stało na wysokim poziomie - i tutaj muszę to napisać - Tom Hiddleston wyrasta na gwiazdę. Świetnie zagrany czarny charakter z jeszcze sporym zapasem potencjału do wykorzystania (jeśli nie pojawi się w 2 części to ogłaszam bojkot). Genialnie zagrał w szczególności scenę z Black Widow, której zaczął opowiadać, co jej zrobi (pierwsze skojarzenie - Ledger jako Joker przedstawiający ofiarom historię swoich blizn). Jak już jestem przy aktorach - był polski akcent. Jerzy Skolimowski załapał się do jednej sceny przesłuchania. Oczywiście zagrał ruska (jakże by inaczej). Dalej... nie będę się rozpisywał, bo spoilery same cisną się na klawiaturę (no i nie oszukujmy się, nie umiem pisać recenzji). Dodam, że na plus zaskoczył mnie humor. Nie były to dowcipy wymuszające sztuczny śmiech u widza (których we wcześniejszych produkcjach nie brakowało), tylko cięte riposty i sytuacje, pojawiające się w najmniej spodziewanym momencie (świetnie w tym elemencie został rozpisany Tony Stark i... Hulk. Tak, tak, zielone monstrum ma na koncie dwa epickie już momenty, po których po sali rozległy się brawa). Ja się nie zawiodłem i te 143 minuty zleciały szybko. Warto było. Moja ocena: 8/10.

 

A jak jest z efektami 3d? Sam miałem zamiar pójść, ale te 3d mnie odstraszyło. :|

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/78/#findComment-287511
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Safe

Mei (Catherine Chan), to dziewczyka, która posiada bezcenny kod – ten na zasadzie „sezamie otwórz się”. Staję się obiektem napaści Triad, Rosyjskiej mafii i skorumpowanej policji. W jej obronie staje byly zawodnik MMA Luke Wright (Jason Statham), który również ma na pieńku z ciemną stroną miasta.

Jest Statham, czyli kolejny film akcji z nadmiarem testosteronu, o którym prawdopodobnie zapomne. Lubie gościa – parę filmów miał naprawdę udanych - ale w kółko widzę to samo. W „Safe” od razu rzucił mi się w oczy jego poprzedni film – świetny „Przekręt” – gdzie miał paść w drugiej rundzie walki, ale niestety, coś nie wyszło – wszedł cios na twarz przeciwnika, który posłał go do snu. Oczywiście, w Angielskim hicie, to Brad Pitt odpowiadał za podłożenie się, ale efekt jest ten sam – narazisz się ludziom, których nie chcesz zezłościć. Drugim torem biegnie Mei, która od początku jest zobrazowana jako genialne dziecko, i specjalistka od obliczeń. Oczywiście ścieżki się przecinają, a twórcy mają pretekst do różnej maści walk. Najgorsze jest to, że nie budują tych postaci na ekranie. Od razu wykładają karty na stół, więc nie sposób się przejąć małą Azjatką, czy bohaterskim mięśniakiem.

Sceny walki ciężko ocenić. Ani to nie są jakieś perły tej kategorii, ani porażki sezonu. Tak jak ten film. Prawdopodobnie każdy go widział. Spokojnie przeszedłby pod nazwą „Transporter 15”. Tylko dla fanów gatunku „moje życie jest do dupy, nie mam nic do stracenia, pomoge tej małej, i nie omieszkam skopać kilka tyłków – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/78/#findComment-287535
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Avengers (2012) - Jako człowiek wychowany na komiksach TM-Semic nie mogłem przejść obojętnie obok okazji zobaczenia wielu ulubionych bohaterów na jednym ekranie. Zresztą, takich jak ja było więcej, bo wokół dało się usłyszeć rozmowy 20-kilku latków, obeznanych w temacie. O dziwo, mało było dzieciaków podniecających się każdym efektem i popcornożerców - nie mogło ułożyć się dla mnie lepiej.

Po mocno przeciętnym Thorze, Joss Whedon stworzył najlepszą ekranizację komiksu Marvela. Mimo aż takiej liczby herosów na jednym ekranie, nie było zamętu i chaosu. Każdy dostał swoje przysłowiowe 5 minut (dobrze wprowadzili nieznaną wcześniej na dużym ekranie Black Widow. Hawkeye ze wszystkich zrobił najmniejsze wrażenie i wypadł wręcz na zapchajdziurę tego dream teamu). Aktorstwo stało na wysokim poziomie - i tutaj muszę to napisać - Tom Hiddleston wyrasta na gwiazdę. Świetnie zagrany czarny charakter z jeszcze sporym zapasem potencjału do wykorzystania (jeśli nie pojawi się w 2 części to ogłaszam bojkot). Genialnie zagrał w szczególności scenę z Black Widow, której zaczął opowiadać, co jej zrobi (pierwsze skojarzenie - Ledger jako Joker przedstawiający ofiarom historię swoich blizn). Jak już jestem przy aktorach - był polski akcent. Jerzy Skolimowski załapał się do jednej sceny przesłuchania. Oczywiście zagrał ruska (jakże by inaczej). Dalej... nie będę się rozpisywał, bo spoilery same cisną się na klawiaturę (no i nie oszukujmy się, nie umiem pisać recenzji). Dodam, że na plus zaskoczył mnie humor. Nie były to dowcipy wymuszające sztuczny śmiech u widza (których we wcześniejszych produkcjach nie brakowało), tylko cięte riposty i sytuacje, pojawiające się w najmniej spodziewanym momencie (świetnie w tym elemencie został rozpisany Tony Stark i... Hulk. Tak, tak, zielone monstrum ma na koncie dwa epickie już momenty, po których po sali rozległy się brawa). Ja się nie zawiodłem i te 143 minuty zleciały szybko. Warto było. Moja ocena: 8/10

 

No ja również byłem na tym filmie i byłem mile zaskoczony, bo przy takich mega produkcjach za kupę $ można się bardzo zawieść.W tym przypadku było inaczej.Już dawno zastanawiano się, czy nie zrobić filmu z wieloma bohaterami Marvela i w końcu coś takiego dostaliśmy.Pojawiają się głosy, że to było lepsze od "Mrocznego Rycerza".(muszę przyznać, że ci ludzie mają mocne argumenty, ale ja dalej trzymam się zdania, że filmu Nolana żaden komiksowy film już nie przebije).Film leci naprawdę szybko i pod koniec gdy już się miało kończyć czułem w sobie narastającą chęć, żeby ten film trwał w nieskończoność.Piękne sekwencje walk podczas bitwy w ciągu ostatnich 30 minut(chyba wtedy to było), mnóstwo gagów sytuacyjnych(u Marcela widzę brawa były.U mnie też, a największe owacje dostawał Hulk xD ), fabuła idealnie poskładana, tempo przebiegu akcji rozsądne(nie jak w Piratach z Karaibów volume 4., gdzie napierdzielała scena za scenę, gdzie nikt nic nie mógł zrozumieć).Także gra aktorska na plus(MVP filmu aktor grający Lokiego).Żeby jeszcze film wypadł lepiej, mieliśmy podwójne zakończenie:jedno prawdziwe i drugie po I napisach końcowych

w 2 części będzie Thanos!Fuck Yeah!!

.Jedyne problemy, jakie miałem z filmem to to, że 3D w ogóle nie było potrzebne, co najwyżej rozpraszało moją percepcję obrazu, i druga rzecz to brak muzyki zapadającej w ucho(serio, po seansie chciałem sobie coś zanucić, a tu dupa, nic z tego).Poza tym film na plus, jak ktoś lubi te klimaty to już wie, co zrobi z pieniędzmi. 9\10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/78/#findComment-287543
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 955
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  15.11.2010
  • Status:  Offline

A jak jest z efektami 3d? Sam miałem zamiar pójść, ale te 3d mnie odstraszyło. :|

 

Za bardzo nie mam do czego porównać, bo ostatni raz na seansie 3D byłem w podstawówce. :D Jakoś to do mnie nie przemawia, ale ogólnie po Avengersach jestem zadowolony. Szczególnie dobre wrażenie zrobiła na mnie scena walki Thor vs Iron Man i nieoczekiwane pojawianie się obcych w finałowej bitwie (wyglądało to jakby mi wyjeżdżali zza pleców). Momentami raziła chaotyczna praca kamery i "roztrzepanie" obrazu, przez co oczy zaczynały mnie boleć. Paru znajomych twierdzi, że 3D na Avatarze było dużo lepsze.

 

i druga rzecz to brak muzyki zapadającej w ucho(serio, po seansie chciałem sobie coś zanucić, a tu dupa, nic z tego)

 

Specjalnie po scenie finałowej zostałem jeszcze na napisy żeby wysłuchać muzyki i jest jeden kawałek, który momentalnie wylądował u mnie na dysku i nie przestaje znikać z głośników - Soundgarden "Live to rise". Tyle lat ich nie było, ale nie zapomnieli jak się gra i zrobili kawał dobrej roboty.

 

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/78/#findComment-287546
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

The Avengers

Niezliczone miliony wpompowane w produkcje – nawet nie zwracając uwagi na odrębne filmy poświęcone poszczególnym bohaterom – plejada gwiazd, zapowiedz kilka lat przed premiera. Czas sprawdzic, czy Avengersi faktycznie dają radę.

Nick Fury (Samuel L. Jackson) – dyrektor organizacji S.H.I.E.L.D. (międzynarodowej agencji panującej nad bezpieczeństwem) – musi zebrać drużynę, by powstrzymać nadciągające zło. Wszyscy marvelowscy herosi – Iron Man, Hulk, Captain America, Thor, Black Widow - zbierają się by stawić czoła Lokiemu (Tom Hiddleston), i – jak to zwykle bywa – uratować świat przed zagładą. W takich filmach fabuła jest ta sama, zmienną jesr tylko zagrożenie. Skupili się na energii – bla bla bla – otwierajacej portal między światami – bla bla – armia Lokiego przybedzie – bla.

Co więć może urzec w takim blockbusterze? Joss Whedon (reżyser) zrobił coś rzadko spotykanego. Sprawił, że każda postać miała znaczenie. Nie dało się odczuć, że któraś wyprzedza kompanów. Może to umiejętność Jossa wyciągnięta z seriali – dotąd tylko nimi się zajmował – ale za to należą się pochwały. Jest to fundament do genialnych, dynamicznych dialogów. Miałem obawy, że Robert Downey Jr. przyćmi całą resztę, i choć faktycznie sprawiał mi największą frajdę, to nie sposób mówić o usunięciu się w cień reszty. Każdy ma swoje 5min, a zielona bestia wykorzystuje je bezlitośnie.

Efekty – nieodłączny element tego typu produkcji – dają radę. Widać, że twórcy poświęcili swój film 3D. Ujęcia ewidentnie na to wskazują, ale na całe szczęście, te sceny nie są sztucznie wydłużane dla uciechy naszych ocznych gałek. Ładnie się komponują

„Avengers” robią na ludziach takie wrażenie, że pojawiają się porównania do „Mrocznego Rycerza”. Mimo świetnej obsady, to jednak Batman triumfuje. Różnica jest dość oczywista – pomijając geniusz Heatha Ledgera i jego Jokera. Dzieło Nolana jestem w stanie pokazać każdemu. Tamtejszy bohater, to w końcu zwykły koleś z gadżetami, a antagonista jest psychopatą. Nie ważne, ile ktoś się będzie krzywił, że to na podstawie komiksu, przy napisach końcowych powinien nie być zawiedziony. Marvelowska grupa z drugiej strony, to w większości pierdzący ogniami superbohaterowie, którzy stali się tacy w wyniku jakiegoś zjawiska (czyt. mutanci). Czy takie coś pokaże wszystkim? Niekoniecznie. Mam świadomość, że „kosmiczne” zagrywki nie wszyscy akceptują – 7/10

 

[ Dodano: 2012-05-15, 20:21 ]

 

 

 

Bel Ami (Uwodziciel)

Historia Georges Duroya (Robert Pattison), który robi kariere w XIX wiecznym Paryżu poprzez manipulacje zamożnych kobiet. Potrafi je zakręcić wokół palca swoim uśmiechem, który w moich oczach wygląda odrażająco dziwacznie. Czasami zachowuje się jak idiota, mający wizytę u psychiatry, a nie randke z Uma Thurman, czy Christina Ricci. Ma wyraz twarzy jak po silnej narkozie, ale i tak to wszyscy inni zachowują się jak bezmózgie zombie - pomimo tego „drugoplanowcy” są „energy drinkiem” na dotrwanie do napisów końcowych. Na dodatek „nakarmiono” mnie milionem dramatycznych pauz, które tuliły do snu przy miałkiej akcji. Rozumiem gatunek dramat, ale nie rozumiem „Bel Ami” jako dramat. Myśle, że dramatyczne kreacje nie powinny kategoryzować filmu. Fanki „Zmierzchu” i tak stawią się w kinie, bo dostaną 5sekund gołego tyłka, „słynnego” wampira. Już na początku ją eksponują w scenie, która KOMPLETNIE nie była związana z fabułą (przypadek?). „Pokażemy Wam dupe Roberta, bo wiele więcej nie mamy do zaoferowania, i naszym głównym – potężnym swoją drogą – targetem, są nastolatki lubujące się w Edwardzie Cullenie.”

Nijak nie dostrzegłem uwodzicielskich zagrywek, które sugerował mi tytuł. One po prostu się wokół niego kręciły. To był chyba jedyny powód dla którego chciałem to zobaczyć. Jeśli doszukiwałbym się pozytywów, to Pattison jest lepszy niż w „Zmierzchu” – tzn. i tak jest do dupy, ale przynajmniej tutaj przypominał aktora... trochę ambitniejszego od ogierów z filmów porno – 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/78/#findComment-287767
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  212
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.09.2008
  • Status:  Offline

Bunt (1967)

 

Bunt. Rok 1725, czas rządów dynastii Tokugawa. Samuraj Sasahara (Toshiro Mifune), wielki i powszechnie szanowany mistrz miecza, jest jednym z najbardziej zaufanych podwładnych księcia Matsudaira. Pewnego dnia jego syn zostaje zmuszony do poślubienia będącej w ciąży kochanki władcy. Wkrótce po porodzie dziecko staje się następcą tronu i matka zostaje wezwana z powrotem na dwór. Młodych łączy jednak szczere uczucie, więc samuraj Sasahara głowa rodziny, odmawia jej powrotu. Wtedy kobieta zostaje uprowadzona, a mężczyznom poleca się popełnienie harakiri. Ojciec i syn buntują się. Łamiąc zasadę bezwzględnego posłuszeństwa, muszą podjąć walkę na śmierć i życie.

 

 

Kino japońskie ma to do siebie, że bywa trudno przystępne. Akcja, emocje, a przede wszystkim gra aktorów jest zupełnie inna od tej, którą można oglądać w filmach amerykańskich czy europejskich. Porównać ją można do ról Bustera Keatona, człowieka, którego całą grą była ograniczona, choć mistrzowska, mimiką twarzy. Na wstępie warto zaznaczyć, że nie każdemu się ten film spodoba już ze względu na samą tendencję aktorstwa japońskiego do grania takiego, a nie innego.

 

Historia wydaje się być błaha, głupia, nudna i powielana po raz wtóry. Film rozwija się w ślamazarnym tempie, reżyser nie śpieszy się, aby przekazać widzowi to, co zamierzył. Jednak każda scena, każdy dialog, każde zdjęcie czy zbliżenie ma w tym obrazie swoje znaczenie, które po połączeniu w całość daje film kompletny. Pod względem technicznym film jest świetnie zrealizowanym obrazem, dając idealne pole do przekazania głównej myśli płynącej z projekcji.

 

Najważniejszym przesłaniem jest tytułowy "bunt", który w filmie jest przedstawiony jak sprzeciw zwykłego wasala przeciwko zarządcy. Wasal taki musiał być bezwzględnie posłuszny swojemu panu, jego obowiązkiem było wykonywanie wszelkich rozkazów nawet wtedy, gdy były one złe, czy działały na szkodę wasala. W dziele Kobaysahiego mamy odejście od tej reguły, od niesprawiedliowści. Główni bohaterowie nie boją się walczyć o to, co uważają za słuszne, robiąc to na przekór własnej rodzinie. Film można odebrać jako obraz o sensie buntu. Czy warto być nonkonformistą, skoro i tak niemożliwym wydaje się obronić tego, o co się walczy. Czy warto w ogóle próbować ? Film skłania do refleksji nad tymi pytaniami. Reżyser daje nam swoją wizję odpowiedzi na te pytania, które odpowiadają mojemu myśleniu na ten temat. Dlatego też wystawiłem temu filmowi 22 ocenę 10/10 w mojej kolekcji, i zachęcam wszystkich do zapoznania się nie tylko z tym dziełem, ale całościowo z kinem japońskim, które poza ultra brutalnymi, najbardziej obrzydliwymi horrorami, ma również do zaoferowania świetne dramaty, oraz kapitalne kino dotyczące epoki, w której w historii Japonii przewijają się Samuraje.

 

 

 

 

Obejrzałem też ostatnio z tych lepszych filmów Rebeccę Hitchcocka, której dałem ocenę 9/10, jednak nie chce mi się jej opisywać. Jeśli jednak komuś na tych zależy, napiszę recenzję od serca ;]

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/78/#findComment-287900
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 211
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Obejrzałem też ostatnio z tych lepszych filmów Rebeccę Hitchcocka, której dałem ocenę 9/10, jednak nie chce mi się jej opisywać. Jeśli jednak komuś na tych zależy, napiszę recenzję od serca ;]

 

Ja bym poprosił :wink: Przekonaj mnie do tego filmu. Jakoś patrząc na jego długość (ponad 2h) i mało wciągający opis - pomimo, że lubię Hitchcocka - nigdy nie potrafiłem się szarpnąć na seans z Rebeccą.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/78/#findComment-287932
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  212
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.09.2008
  • Status:  Offline

W kilku słowach postaram się streścić to, co spodobało mi się bardzo w tym filmie; być może zachęci to kogoś do seansu.

 

 

Film jest świetnym dramatem o kobiecie, która musi sobie poradzić z wszelkimi porównaniami do innej osoby. Pewien zamożny hrabia, Pan de Winter, traci żonę w wypadku ( jest to sytuacja skomplikowana, której nie będę spoilerował, wszystko jest opisane w filmie ) i nie może się z tego otrząsnąć. Na wakacjach poznaje młodą dziewczynę, której imienia nie poznajemy, co też ma swój wydźwięk w filmie, w której się zakochuje i w końcu żeni. Po przeprowadzce do ogromnego pałacu nowa Pani de Winter musi poradzić sobie z ciągłymi porównywaniem jej do poprzedniej żony hrabiego, Rebecci.

 

Taka jest fabuła w pigułce. Dlaczego urzekł mnie tak ten film ? Otóż zachowanie drugiej Pani de Winter zostało w filmie doskonale ukazane, dzięki znakomintym wręcz rolom drugoplanowym, chociażby dzięki portierowi czy pokojówce. Ich zachowanie oraz stosunek do nowej żony hrabiego, bardzo silnie oddziałuje na młodą dziewczynę. Dzięki tym rolom można świetnie zobaczyć jak z trudną sytuacją, z ciągłym stresem radzi sobie główna bohaterka. Bo te wydawało by się dodatkowe postaci składają się przede wszystkim na rozwój psychiki, na dojrzewanie Pani de Winter. W krótkim czasie z młodej osoby, musi szybko stać się kimś, komu postawione zostaną przez los bardzo trudne sytuacje, z którymi musi sobie poradzić. W filmie zostało to bardzo dobrze ukazane. Przekonała mnie ta historia.

 

Film ma też kilka swoich minusów, jak średnia gra aktorska pana de Winter, który w kilku scenach zachowywał się mocno sztucznie. Na plus dochodzi doskonała scenografia i doskonałe zdjęcia. Jest to film w iście hitchcockowskim stylu, ma dobrą kryminalną zagadkę (losy pierwszego małżeństwa Pana de Winter, jeszcze z Rebeccą) oraz bardzo fajne zakończenie. Jeśli jesteś Raven fanem Hitchcocka to powinieneś zapoznać się zdecydowanie z tym filmem, ja uważam go za jedno z lepszych jego dzieł (choć wielu jeszcze nie widziałem, ale na pewno nadbrobię).

 

 

 

Obejrzałem wczoraj radziecki film Idź i Patrz. Świetny film wojenny, ukazaujący ją od tej najgorszej strony. Bestialstwo, okrucieństwo i sodoma w wykonaniu hitlerowców. Gdyby pozbawić go kilku propagandowych akcentów, byłby jeszcze lepszy. Jednak i tak jest to bardzo dobry film, 8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/78/#findComment-287978
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 040
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.12.2010
  • Status:  Offline

Witam,

Właśnie obejrzałem Mechanika (z braku czasu ciągle przekładałem seans) i od razu mogę powiedzieć że świetny film i aż szkoda ze się w Liceum "Zbrodni i Kary" nie czytało :-) . Film można porównać do "Wyspy Tajemnic" - też świetnej i dlatego mam pytanie. Ktoś zna jakieś filmy podobne do Mechanika czy Shutter Island? Chodzi mi o filmy gdzie w czasie oglądania sami możemy się zastanawiać czy to jest prawda co bohatera spotyka czy po prostu sfiksował ?

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/78/#findComment-288076
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 955
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  15.11.2010
  • Status:  Offline

Ktoś zna jakieś filmy podobne do Mechanika czy Shutter Island? Chodzi mi o filmy gdzie w czasie oglądania sami możemy się zastanawiać czy to jest prawda co bohatera spotyka czy po prostu sfiksował ?

 

Takich filmów o rozdwojeniu jaźni jest sporo.

American Psycho (7/10 *), Podziemny krąg (10/10), Czarny łabędź (8/10), Sekretne okno (6/10), Mr. Brooks (8/10), Siła strachu (5/10), Lęk pierwotny (8/10) (ogólnie większość filmów z Edwardem Nortonem jest związana z tego typu tematyką), Harry Angel (8/10), Psychoza (8/10), Ja Irena i ja (5/10), Tożsamość (7/10). Jak coś mi się jeszcze przypomni to zedytuję.

 

* - oceny z filmwebu

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/78/#findComment-288089
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Ktoś zna jakieś filmy podobne do Mechanika czy Shutter Island? Chodzi mi o filmy gdzie w czasie oglądania sami możemy się zastanawiać czy to jest prawda co bohatera spotyka czy po prostu sfiksował ?

 

Dorzućmy to tego jeszce "Piękny Umysł"

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/78/#findComment-288097
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Dark Shadows (Mroczne Cienie)

N!KO – Barnabas Collins (Johnny Depp) budzi się po długiej drzemce, trwającej... kilkaset lat. Niegdyś zamożny przedsiębiorca, teraz krwiopijca. Na tę drogę został skazany przez zakochaną Angelique Bouchard (Eva Green). Wiedźme, której uczucia nie zostały odwzajemnione. W jego mieście – Collinswood – nic nie jest takie, jakim je zostawił. Świat poszedł do przodu, ale miłość Angelique nie minęła.

Kolejny produkt duetu Tim Burton – Johnny Depp. Zresztą zawsze, gdy widzimy Deppa w dziwacznej kreacji, i NIE jest nią pirat, to możemy stawiać w ciemno, że Burton stał za kamerą („Edward Nożycoręki”, „Charlie i fabryka czekolady”, „Alicja w krainie czarów” to wierzchołek góry lodowej). Niestety, mam wrażenie, że jest to zarazem najgorszy ich twór – choć „Alicja” to groźny konkurent.

Lekka komedyjka z gagami sytuacyjnymi, w których wampir stara się ogarnąć otaczający go świat. Jeśli kogoś będzie bawiło jego zdziwienie po zobaczeniu telewizora, czy innych przedmiotów, to i owszem, będzie zadowolony. Jednak ja bym polecał wyobrazić sobie taki pomysł, tylko bez znanego nazwiska na plakacie. Gdyby za Barnabasa nie odpowiadał Depp, to czy w ogóle dałoby to rade zarobić? Raczej bezpieczniejsze byłoby wydanie na DVD. Cofanie się z wampirem do czasów hipisowskich, to nie jest fabularny geniusz. Raczej szansa Burtona na pochwalenie się swym ewidentnym dziwactwem.

Oprócz Johnnyego przecisnęła swój udział również Michelle Pffeifer – walczyła uparcie o role – i Helena Bonham Carter, czyli drugi pewniak, jeśli chodzi o Burtnowskie wizje. Każda kreacja jest mocno udziwniona. W zasadzie nie wiem, czy Depp zgarnałby wyróżnienie, jeśli chodzi o największego „wampira” tego przedstawienia. Pierwszy kontakt z nową rodziną Collinsów zostawia dwie opcje – albo to wampiry, albo coś ćpają – a ten mały, który wydaje się najnormalniejszy, jest określany jako chory potrzebujący specjalnej opieki.

Film uczy wszystkiego, co powinniśmy wiedzieć o kobietach – gdy tylko pojawi się taka możliwość, to Cię przeklną, okradną i zakopią pod ziemią... i to jeśli Cię kochają. Depp musi zacząć szukać dobrego scenariusza, bo ostatnio gra w przeciętniakach... lub gniotach jak to, bo ni to film o wampirach, ni to dobra komedia – 2/10 – Gdyby wampiry były w stanie wyssać mózg, ocena byłaby wyższa.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/78/#findComment-288160
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

The Dictator (Dyktator)

Haffaz Alladeen to kolejne wcielenie Sachy Barona Cohena (wcześniej Borat, Bruno, Ali G). W przeciwieństwie do ostatnich hitów, film jest fabularyzowany, więc nie ma mowy o quasi dokumencie. Alladeen jest tytułowym dyktatorem, który usilnie stara się utrzymać takie sprawowanie rządów. Nijak mu nie pasuje demokracja, którą przepycha jego wuj (Ben Kingsley). Dochodzi więc do konfliktu interesów i komicznej intrygi z sobowtórem. Prawdziwy Alladeen traci brodę, przez co staję się nierozpoznawalny. Musi znaleźć sposób na odzyskanie pozycji i zachowanie ukochanej dyktatury.

Dla mnie chyba najzabawniejsze „dziecko” Sachy. Fabularyzowanie wyszło na dobrę – mam dość takich „dokumentów” – choć ciężko chwalić samą treść. Przewidywalne momenty wylewają sie z ekranu co kwadrans, ale wymagania w przypadku komedii nie powinny być wygórowane. To w końcu miała być seria skeczy, które są ze sobą luźno powiązane. Gagi skupiają się na obrażaniu... w gruncie rzeczy wszystkiego. Nie wiem, czy znajdzie się ktoś, komu w tej produkcji się nie oberwie.

Cohen znów daję mocną kreacje, ale towarzyszący mu Jason Mantzoukas nie odstępuję. Ich dialogi są esencją filmu, która później gdzieś zanika na rzecz wątku miłosnego - mogli sobie śmiało odpuścić. Skoro już robią jaja ze wszystkiego – i to w taki sposób, że bardziej wrażliwym będzie głupio się śmiać – to trzymajmy się tego do ostatnich chwil. Tak jakby ktoś wymiękł przy pisaniu scenariusza – Alladeen powinien ściąć mu łeb. „Dyktator” zaczął się od wspomnienia – In Loving Memory of Kim Dzong Il! W którym momencie wpadli na wątki milosne, z mocno przereklamowaną Anna Faris, której stylizacja nie dała nawet docenić wyglądu stereotypowej, głupiej blondynki.

Osobiście nie miałem oporów z powstrzymywaniem śmiechu, ale wiele scen do mnie nie trafiło. Masturbacje, czy ogólnie pojęte kawały z szuflady zatytułowanej „sex”, nie należą do moich ulubionych. Gadanie do pochwy to chyba najniższy punkt produkcji. Takich momentów naliczyłbym jeszcze kilka, ale teksty, cięte riposty, potrafiły mi je wynagrodzić. A w końcu te cenie najbardziej. – 6/10

 

 

 

 

Battleship (Battleship: Bitwa o Ziemię)

Kiedy doszły do mnie informacje, że ktoś tworzy FILM na podstawie gry w statki, to pierwsze nasuwające się pytanie brzmiało – co przedawkował? Po ponad 2godzinnym seansie, kiedy już wiem, że ze „statkami” to ma mało wspólnego – poza faktem, że dzieje się na morzu – pytanie się nie zmieniło.

Ludzie odnajdują planetę, która znajduje się w takiej samej odległości od słońca, więc na pewno jest na niej życie. Wysyłają tam sygnał, ale odpowiedź nie należy do przyjemnych – mamy kolejną inwazję obcych. Walczyć z nimi będziemy na morzu, gdzie odbywa się jakiś bliżej nieokreślony turniej marynarki. Podczas niego poznajemy główne postaci, od kapitana Shane’a (Liam Neeson) i jego córki (Brooklyn Decker), przez krnąbrnego chłopaka z niewykorzystanym potencjałem (Taylor Kitsch), aż do córki kapitana – Tak! Jest tak fajna.

Aktorstwo jest ponurym żartem. Taylor Kitsch dopiero raczkuje w Hollywood – nie błysnął jako tytułowy „John Carter” – Liam Neeson jest krótko w tej produkcji - nawet on nie jest w stanie zaciekawić swoją kreacją - a dorzucili im do kompletu prawdziwych żołnierzy marynarki, i Rihanne... - tej Pani życzymy jeszcze długiej kariery... za mikrofonem.

Inwazja, to taka sztampa, gdzie facet którego chcieli się pozbyć z marynarki, przejmuje dowodzenie nad statkiem i na jego barki spada ciężar walki z Transformersami - obcy zostali zaprezentowani jako kupa złomu, która robi robotę w niszczeniu planety. Takich przewidywalnych motywów jest cała masa. Zamiast męczarni z taką „epicką” produkcją, wolałbym obejrzeć 2godzinny maraton z teleturniejem „Piraci”, gdzie ludzie autentycznie dzwonili, by pograć w statki. Tam było więcej emocji. – 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/78/#findComment-288460
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Kaczy316
      W sumie teraz ja dodam swoją kontrowersyjną opinię, ale tylko jedną, bo obecnie chyba tylko jedną taką mam.   Cena NIE POWINIEN wygrywać już Royal Rumble Matchu, pomimo tego jak ta walka jest obecnie traktowana czyli w sumie zazwyczaj kiepsko, większość zawodników wygrywających RR przegrywa, a na przestrzeni lat 2010-2019 to większość nawet nie Main Eventowała największej gali roku pomimo wygrania tej walki, więc to mówi samo za siebie, dopiero od tej dekady to się zmieniło, gdzie od 2020 to każdy zwycięzca RR Main Eventował WM'kę, także dobrze, że to zmienili, ale wracając do Lidera Cenation, tu nie chodzi o brak szacunku dla legendy jaką bez wątpienia jest, nie chodzi, że nie zasługuję na pobicie rekordu Flaira czy zrównanie się zwycięstwami w RR Matchu z SCSA, chodzi o to, że jeśli chcieli to zrobić to powinni to zrobić NAJPÓŹNIEJ w 2018 roku kiedy Cena jeszcze potrafił w miarę regularnie występować  i był w formie, żeby dać zarówno dobry feud jak i walkę, a nie teraz, gdzie gość nie ma formy, co wyjdzie na ring to daję to samo promo, a walki nie miał dobrej chyba od walki z Romanem w 2021, chociaż tej walki zbytnio nie oglądałem, ale ponoć była solidna, niemniej jednak tak jak mówię jedna jaskółka wiosny nie czyni, wcześniejsza jego dobra walka była z Wyattem, a to i tak był bardziej jakiś teatr czy coś niż walka z WM 36, a jeszcze wcześniej to musimy się cofnąć do chyba nawet 2017, bo w 2018 to już powoli przechodził na ten part timing i ciężko mi coś znaleźć dobrego z jego strony jak tak szukam pamięcią, ale chyba początek jeszcze nie wyglądał najgorzej po WM było o wiele gorzej, bo przed to jeszcze tam kręcił się wokół głównych tytułów i tam jakieś wieloosobówki były solidne czy nawet pojedyncze walki ze Stylesem, ale od okresu 2018 po WM to już tragedia była, przejście na part timing i kompletny brak formy z roku na rok co raz gorzej, 2018 to był dla mnie ostatni dzwonek dla niego, teraz już za późno ze względu na to, że to będzie totalny zawód, a danie mu takiego czegoś jako forma "nagrody" za cały rok to słaba sprawa, wygranie EC to najwyżej co może zrobić według mnie i pójście na tego Rhodesa powiedzmy, ale ten feud i walka nie będą dobre jeśli ma taką formę jaką miał ostatnim razem chociażby, a to już będzie dużo, a co dopiero mówić o wygraniu RR i kreowaniu WM wokół niego, nie jestem tego fanem, dla mnie nawet najlepiej jakby zawalczył na WM z kimś singlowo bez tytułu na szali jakaś walka Orton vs Cena, McIntyre vs Cena, Rollins vs Cena, naprawdę uważam, że jest sporo rywali, z którymi Cena mógłby się zmierzyć na WM bez tytułu, Punk vs Cena to byłoby coś, a jak już musi być tytuł to dałbym mu walkę o tytuł IC, Breakker vs Cena też chętnie bym zobaczył i Cena nawet mógłby to wygrać i to byłaby najlepsza nagroda dla niego jeśli mówimy o ostatnim runie, zdobycie tego tytułu, którego mu brakuję do bycia Grand Slam Championem, a Cena w tym feudzie nawet za wiele by nie musiał, to się samo piszę, Cena, który jest jak zwykle miły dobry super hero i Bronik, który rozwala go za każdym razem gdy go widzi, nawet nie dając mu dojść do słowa, nie trzeba wiele, a Rhodes vs Cena tu trzeba się mega postarać i wątpię, żeby WWE to rozpisało dobrze, bo oboje są jednowymiarowi i tacy sami, także to jest moja opinia, że jeśli chodzi o okres Road To WM, to Cena powinien próbować gonić za tytułem, ale nie powinien wygrywać ani RR ani EC w mojej opinii, ani nawet walczyć o tytuł na WM, po prostu fajnie byłoby zobaczyć tą pogoń i tyle, a po WM już mógłby dla mnie walczyć, po prostu nie lubię sytuacji w której zawodnik sobie powraca, dalej jest part timerem, totalnie niczym nie zasłużył na to, żeby zdobyć takie wyróżnienie, a szczególnie, że miał je już nie raz w przeszłości, w sensie, że był kluczową postacią w drodze do WM czy to jako pretendent czy jako Champion, od kilku lat mówi i robi to samo i jest z nim co raz gorzej, a nagle ma wygrywać najważniejszą walkę i być w ME największej gali.....tymczasem zawodnicy, którzy cały rok(Drew, Jey, Gunther, Punk, Rollins, Priest) lub nawet od kilku lat(Tak mam na myśli Ciebie Sami Zayn) pracują na to, żeby chociaż zdobyć jeden jedyny raz tytuł mistrza świata.......Nigdy nie byłem i nie będę fanem takich zagrywek, żeby to jeszcze storyline'owo się zgrywało jak w przypadku wygrania RR przez The Rocka by się to zgrywało to byłoby git, bo dla story, ale w takiej sytuacji jaka jest teraz to jest to dla mnie nie do pomyślenia i z całego serca liczę, że nie pójdą w wygranie RR Matchu przez Cenę. 
    • Kaczy316
      To lecimy z kolejnym SD i w sumie pierwszym, które można obejrzeć na Netflixie od razu, Knight vs Nakamura, kurde fajnie by było jakby Knight odzyskał ten tytuł, zobaczmy co Tryplak nam zgotował!   Ulala zaczynamy od Paula Heymana, ale zobaczymy czy ma coś znaczącego do powiedzenia. No mówi o tym, że Romuald jest prawdziwym i jedynym Tribal Chiefem i teraz ogólnie Reigns chcę się skupić na czymś innym, Heyman wie na czym, ale chcę się podzielić tym z jedyną osobą, która musi to usłyszeć oficjalnie przy spotkaniu twarzą w twarz i jest to Cody Rhodes! Którego Heyman chętnie zaprasza do ringu, a ten wychodzi, tak przypuszczałem. Oczywiście dowiadujemy się, że Roman po odzyskaniu władzy w rodzinie i "wisorka z papryczek" xD chcę z powrotem swój tytuł, a jego obecne plany zakładają, a właściwie to nie plany, a jest to spoiler, że Romuald wygrywa Royal Rumble i idzie po swój tytuł na WM i Heyman chcę wiedzieć czy Cody chcę o tym porozmawiać i w sumie to się nie odzywa, ale KO bardzo chcę o tym porozmawiać. KO wypomniał Rhodesowi to wszystko, wypomniał mu pomoc Reignsowi na Bad Blood i na ostatnim Raw, wypomniał mu uścisk z The Rockiem oraz wypomniał mu uścisk dłoni z Heymanem obecnie oj gruby feudzik, KO jedzie po całości mega mi się to podoba, a Cody jak zwykle gdy nie ma racji to wkurzony idzie zatłuc Kevina na trybuny xD. KO i Rhodes idą sobie gdzieś w otchłań korytarzy areny, natomiast w ringu Heyman się temu przyglądał, a za plecami pojawili się Jacob i Tama Tonga, czuję, że chcą mu oddać to co jego czyli hołd nowemu Tribal Chiefowi, ale zobaczymy. Nie wiemy w sumie co planowali, bo wyglądało to jakby chcieli zaatakować Heymana, ale tego nie zrobili, a w końcu przybiegł Jimmy Uso na ratunek! Już myślałem, że sam Jimmy rozwali dwójkę w tym JACOBA, ale na szczęście Fatu się obudził i przypomniał, że ma kody na nieodczuwanie bólu xD. Kodeusz uporał się z KO i teraz leci na pomoc Jimmy'emu. No i w sumie udało mu się i tyle, fajny segmencik łączący kilka wątków, podobał mi się i story poszły na przód, nie był on bez znaczenia jak wiele potrafi ostatnio być.   Hmm dzisiaj 2 Title Matche mamy, komentatorzy coś o tym wspominali, jeden znałem, ale o drugim kompletnie nie wiedziałem, a to też rewanż tylko, że za Saturday Night's Main Event Chelsea vs Michin o tytuł kobiet United States, nie jestem fanem, bo Michin cały czas dostaję te same walki z tymi samymi zawodniczkami, to już nudne się robi, ale no dajmy szansę. Niecałe 9 minut pojedynku, który wygrywa Green, nie wiem czy walka nie była lepsza niż ta z SNME ostatniego, być może, niemniej jednak sam pojedynek był przyjemny, może nie jakiś wybitny, ale tego raczej od tego typu Pań nie oczekujemy, był dobry i tyle, a Green broni tytułu, możemy teraz wycofać Michin z TV na dobre pół roku? Ja bym chętnie od niej odpoczął, mam wrażenie, że co chwila dostaję walki z tymi samymi osobami lub title shoty z niczego.   Los Garza vs Pretty Deadly lecimy! Kolejne niecałe 9 minut walki, ale bardzo dobrej walki, Garza, Berto, Elton i Kit każdy dał z siebie wszystko moim zdaniem, fajnie to wyglądało i przyjemnie się oglądało, Los Garza wygrali, zemścili się za kłamanie PD i dobrze, walka oddała moim zdanie, jedyny minus to praktycznie martwa publika na tej gali, druga walka i druga walka ma taką ciszę, jak na pogrzebie po prostu, masakra jakaś.   Shinsuke Nakamura vs LA Knight o tytuł United States, druga walka mistrzowska dzisiaj, zapowiada się interesująco, a wiecie co nie jest interesujące? Kolejny run Nakamury z mistrzostwem mid cardowym hehehehe, miejmy nadzieję, że to koniec tej tragedii. Lekko po ponad 14 minutach mamy No Contest, Jacob i Tama wbili i zaatakowali Knighta za to, że wypchnął ich z areny po segmencie początkowym jak byli już na backu i wsparł ochroniarzy, no cóż zdarza się niestety, ale sama walka jak Panowie się rozkręcili to naprawdę bardzo dobra i nawet Knightowi udało się rozruszać publikę, która była praktycznie martwa xD, więc gitara, Knight rozwalony, więc Cody i Jimmy mogą wbić i rozwalić Fatu oraz Tonge, a Cody potem proponuję Cody i Jimmy vs Jacob i Tama i to dostaniemy zapewne w ME, ciekawe jak to się skończy xD.    Piękna powtórka jak Tiffany zrobiła Cash In na Jax w zeszłym tygodniu, świetnie to wyglądało i ten Theme, który był jakby Tiffany była jakimś herosem czy największym facem w federacji, pasowało to mega do momentu, świetne rozpoczęcie roku to było dla kobiecej dywizji na SD.   MCMG vs A-Town Down Under, to może być bardzo dobry pojedynek. Ponad 12 minut naprawdę bardzo dobrego pojedynku, Panowie z czasem się ładnie rozkręcili, MCMG wygrało i pewnie pójdą na pasy WWE Tag Team z powrotem, ale naprawdę walka mega przyjemna, szkoda, że o większości walk dzisiaj nie da się napisać nic więcej, bo są i tyle, żadne to walki feudowe w większości ani nic, po prostu są dobre solidne i zobaczymy co dalej dla zwycięzców, więc zobaczymy jak to się rozwinie wszystko, niemniej ta walka naprawdę dobra.   It's Tiffy Time! Oj tak dostaniemy teraz Tiffany, mega czekam na ten segment i ciekawe co się w nim wydarzy, Nia chcę jej niby pogratulować, no zobaczymy czy faktycznie tak będzie xD.  Pięknie Tiffy wyglądasz z tytułem, pasuję jak ulał. To tylko zwykły wywiad no cóż jest jak jest, ale powiedziała, że to wszystko to był plan, który opracowała, bo Nia myślała, że Tiffy to tylko durna blondynka, a pokazała jej, że się myliła i wszystko przerywa Jax, xDDDDDDDDDDDD co to za kłamstwa z ust Jax, ona stworzyła Tiffany? BABO zobacz sobie reakcję na Stratton z przed sojuszu z Tobą, a na reakcję na Ciebie nawet do tej pory, NIA JEST NIKIM! To Tiffy sprawiła, że run Jax był jakkolwiek interesujący. Nia daję wybór albo Tiffy oddaję dobrowolnie tytuł jej albo Nia sobie go zabierze, ciekawe co dostaniemy xDDD, a dostaliśmy Bayley! Może być ciekawie, chociaż kolejne Bayley vs Nia tym razem możliwe, że o pretendenta do WWE Women's Championship....meh. Bayley nic ciekawego nie powiedziała, a wszystko przerywa Naomi i wszystkie zapewne chcą po prostu walki o tytuł hmm, może jakiś F4W na Royal Rumble? W sumie to bym brał, ale pewnie zdecydują się na jakiś Triple Threat Match o pretendentkę. Ostatecznie doszło do brawlu, który w sumie ładnie zakończyła Tiffany, a Aldis sobie wbił obok Stratton i zapowiedział ostatecznie F4W o pretendentkę do tytułu WWE Women's, spodziewałem się Triple Threatu, ale Pianek jeszcze się dołączył xD, no cóż liczę na wszystkich poza Jax, ale pewnie ona wygra, no to lecimy.   Liczę tutaj na wygraną kogokolwiek naprawdę, nawet Pianek niech to wygra, byle nie ta Nia xD. Po ponad 17 minutach świetnej w sumie walki mi się ona mega podobała, sporo near falli, prób finisherów i ogólnie finisherów nawet, dobre tempo, każda z Pań miała swoje 5 minut, Pianek i Bayley największą robotę tutaj moim zdaniem zrobiły, naprawdę bardzo dobre starcie i generalnie kontrowersyjna opinia, ale Tag Naomi z Piankiem wygląda o wiele lepiej niż Pianka z Jade, Bayley ostatecznie wygrała i mi się to podoba chętnie obejrzę Tiffy vs Bayley na Royal Rumble, będzie coś świeżego!   Next Week: Tiffany Stratton vs Bayley o tytuł WWE Women's aha, jakie Royal Rumble, jakie SNME, damy to za tydzień, a na SNME albo RR dajmy Nia vs Tiffy no tak xDD logiczne meh, Tiffany vs Bayley za tydzień ehh, świetne starcie, a dajemy to na zwykłym SD...... szkoda. MCMG vs Los Garza, oj tak pojedynek może być świetny. Ulala prawdziwy Tribal Chi.....a nie czekaj on już nie ma Ula Fali, szyli powraca zwykły mid cardowy Solo Sikoa, a zapowiadają go jako nie wiadomo kogo, znaczy no w walce z Reignsem pokazał się bardzo dobrze według mnie i jako main eventer, ale no w sumie to ciekawi mnie co dla niego dalej, dajcie mnie to. To tyle i w sumie aż tyle, mocne walki, mocny powrót po wielkiej przegranej, ja czekam.   No to pora na Main Event! Jacob Fatu & Tama Tonga vs Cody Rhodes & Jimmy Uso, pewnie face'owie tutaj wygrają, bo The New Bloodline już nie musi być wiarygodne dla OG Bloodline xD, więc można ich gnoić zapewne, ale sama walka może wyjść ciekawie. Kurde RR Match zapowiada się mega ciekawie, dwie pierwsze gwiazdy zapowiedziane na tę walkę to Cena i Roman, samo RR też jak na razie nie najgorzej KO vs Cody w Ladder Matchu o Undisputed WWE Championship, naprawdę oczekiwania znowu pewnie będą spore, a wyjdzie jak zwykle xD, ale przejdźmy do ME. No powiem tak pierwsza połowa to standardowy nudnawy Tag Team Match, a druga połowa oddała, bardzo fajnie się oglądało, Cody ostatecznie opuścił Jimmy'ego, bo zobaczył Kevina na stage'u, którego zaczął atakować i dlatego Jimmy przez to, że był w pojedynkę to przegrał i ostatecznie to Fatu i Tama wygrali, więc jest git, a na koniec mamy jeszcze brawl Kevina i Rhodesa, który zakończył się połamanym stołem, ciekawe jakie pokłosie będzie tego wszystkiego, czuję obwinianie Rhodesa o wiele rzeczy jak zwykle xD, ale solidna walka, a przynajmniej druga połowa, a sama walka trwała około 13,5-14 minut.   Plusy: Segment otwierający Women's United States Championship Match Pretty Deadly vs Los Garza United States Championship Match MCMG vs A-Town Down Under Segmencik It's Tiffy Time Fatal 4 Way o pretendentkę do WWE Women's Championship Main Event   Podsumowanie: Nie widziałem większych minusów w tej gali, bardzo mi się podobała i oglądałem z przyjemnością, walki były moim zdaniem bardzo dobre, nie było złego pojedynku, dostaliśmy kontynuację feudów i podbudowy już trwających, a także pokazanie, kto gdzie zmierza w niektórych przypadkach, jak chociażby w przypadku Romualda, który wiemy już, że leci po wygranie RR Matchu i osobiście uważam, że nie byłby to taki głupi pomysł, na pewno lepszy niż wygrywający ledwo dychający Cena, który jeśli by wybrał Rhodesa to ani nie będzie to dobry feud ani nie będzie to dobra walka, więc ja jestem na stanowcze NIE dla Ceny wygrywającego RR i Main Eventującego prawdopodobnie drugi dzień WM, to powinno się stać najpóźniej w 2018 roku, bo potem to już tendencja spadkowa była w wykonaniu tego zawodnika i jest co raz gorzej, jak zobaczę, że jest lepiej to może bym zmienił zdanie, ale po tym co pokazywał na przestrzeni ostatnich kilku lat to zdecydowanie NIE! Ale wracając do samego SD to tak jak mówię bardzo dobre show i polecam, fajne do obejrzenia, dużo story, nawet sporo się działo, ja jestem usatysfakcjonowany.
    • IIL
      Z tym brakiem WWE na Netflix w Belgii to faktycznie poszaleli...  Tłumacza się tym, że jakaś francuskojęzyczna stacja ma kontrakt na cały rok i Netflix wejdzie dopiero w 2026. Co ciekawe, WWE w Polsce na ESC zostało ponoć usunięte z ramówki nagle i według oficjalnych komunikatów ze strony Extreme Sports Channel, WWE nie informowało ich o nadchodzących zmianach... Elimination Chamber 2026 w BE brzmi interesująco, ale ceny zapewne znów byłyby zaporowe.  Coraz bardziej wkurwia mnie ten trend nabijania "the largest arena gate in the history of WWE" kosztem astronomicznego wręcz windowania cen wejściówek w górę. 
    • GGGGG9707
      Czyli tak w skrócie żeby całości nie tłumaczyć Fightful podało w zeszłym roku chyba że WWE planuje PLE w Belgii i we Włoszech i że mają robić testy w postaci gal w 2025. Pewne źródła w WWE odpowiadające za organizację gal w Europie potwierdzają tą informację i podają że WWE jest na ten moment bardzo zadowolone ze sprzedaży biletów w Bxl. Do gali zostały 2 miesiące a już praktycznie sprzedano liczbę biletów jakiej WWE oczekiwało.  No i ponoć omawiana była kwestia Elimination Chamber 2026 w Brukseli. Także teraz tylko trzeba dać z siebie wszystko na trybunach i jest szansa na duże PLE 😁
    • Mr_Hardy
      Bardzo mi się podoba to, że TNA na początku przypomina co się działo w poprzednim tygodniu. Często bywa, że nie pamiętam co było w poprzednim tygodniu.. Moose na Genesis będzie miał swoją wersję pasa X-Division czyli TNA zaspoilerowało nam wynik walki. Tak mi się wydaję. Ogólnie bardzo dobry iMPACT dużo dużo lepszy odcinek niż z tamtego tygodnia. Genesis zapowiada się świetnie. Nie mogę się doczekać.   
×
×
  • Dodaj nową pozycję...