Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 211
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Być może masz rację z tym Cainem (którego kojarze niestety tylko ze współpracy z Nolanem), ale pragne zauważyć, że w 99 roku obok Michaela Clarke'a Duncana (któremu rzecz jasna nic nie odbieram, bo był rewelacyjny) na tle reszty wybił się także Tom Cruise, który mnie osobiście w "Magnolii" zmiażdżył (jak i sam film) i to własnie on zgarnął Złotego Globa za aktora drugoplanowego i to właśnie jemu wręczyłbym statuetkę. No, jest jeszcze Pitt z fenomenalną rolą w "Podziemnym kręgu", ale jego to całkowicie olali z nieznanych bliżej przyczyn.

 

Rola Cruise'a była całkiem mocna, jedna z jego najlepszych w karierze, choć jak dla mnie - Duncan zrobił na mnie dużo większe wrażenie. Mówiąc szczerze - z nominowanych, większe wrażenie niż Cruise (bardziej zaskoczył) zrobił na mnie młody Osment w "Szóstym Zmyśle".

Brak nominacji (przynajmniej tej nominacji!) dla Pitt'a (tak samo jak i dla Nortona) za "Podziemny Krąg", to dla mnie śmiech na sali. Choć i tak Norton nie łyknąłby Spacey'a (American Beauty), a Duncan mimo wszystko zrobił na mnie większe wrażenie niż Brad (co nie zmienia faktu, że nominacje należały się im jak psu buda!).

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/75/#findComment-282760
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

4:44 Last Day on Earth

N!KO – Jak spędzisz ostatni dzień swojego życia? Na pewno nie oglądając ten film. Takie apokalipsy to popularny temat, który zwykle daję pole do popisu specom od efektów. Jeśli jednak zerwać z nich wizualne smaczki, to pozostaje zwykle coś, co należy unikać szerokim łukiem. „4:44” to właśnie ten niskobudżetowy gniot, który prezentuje to wszystko bez żadnego trójwymiaru. Mamy parę - aktora (Willem Dafoe) i malarke – którzy praktycznie spędzają ostatni dzień świata w czterech ścianach. O dziwo – w tym filmie – wszyscy siedzą w domach! Na ulicach paniki nie ma. Okazjonalnie ktoś wyskoczy z okna – przyspieszy proces – czy zaatakuje jakiegoś przypadkowego człowieka – w to akurat jestem w stanie uwierzyć. Co w takim razie robi 90% populacji? Siedzi na SKYPIE! Taka wizja reżysera mnie przeraża bardziej od apokalipsy, do której ma dojść o wskazanej w tytule godzinie. Willem rozmienia się na drobne wstępując na plan takich produkcji. Widać jak bardzo przewyższa reszte. W każdym bądź razie, dośc o tym, jeśli interesuje kogoś patrzenie na zbijanie bąków w świetle nadchodzącego końca, to zapraszam – 2/10

 

 

 

 

Wymyk

N!KO – Pomijając liczne rodzinne niesnaski, opowieść skupia się na napaści w pociągu, podczas której jeden z braci – z pozoru bardziej odważny – Alfred (Robert Więckiewicz), siedzi cicho w kącie, a drugi – Jerzy (Łukasz Simlat) – próbuje powstrzymać przestępców. Pasywna postawa sprawia, że Fred jest świadkiem wyrzucenia młodszego brata z środka transportu. Zdarzenie zmienia życie obserwatora – na dobrą sprawę obnażając jego prawdziwe oblicze. My zaś śledzimy jego wyrzuty sumienia, bo choć z początku mógł zgrywać równie poszkodowanego, tak kolejne części układanki wychodzą na jaw. Pytanie, czy przyznać się do tchórzostwa, czy lepiej brnąć dalej w lawinę obłudy?

Więckiewicz rośnie mi na największą gwiazdę Polskiej kinematografii, stąd też się nie obawiam włączyć filmu, na którego plakacie widnieje. „Wymyk” to kolejny dowód jego kunsztu, choć nie tak wielki jak rola Leopolda Sochy („W ciemności”). Na twarzy Alfreda ciągle widzimy wahanie, co do drogi, którą obrać. Mimo całej brawury, wyszedł na wielkiego tchórza, ale nacisk ojca – nie tak świetny jak zwykle Marian Dziędziel – nie ułatwia przyznania się do błedu. Takich wątków jest tu więcej, i dostrzeżenie ich nie nalezy do najtrudniejszych (dla niektórych może być to plus – nie trzeba „pocić” szarych komórek). Relacje z każdym członkiem familii, odcisną się w jakiś sposób na psychice głównego bohatera.

Spokojnie nakręcony dramat z wieloma wątkami godnymi uwagi. Na dobrą sprawę zabrakło mi jakiegoś mocnego „kopa”, który by dał się zapamiętać. Obawiam się, że wielu może pominąć ten film, a Ci którzy za niego złapią, po prostu o nim zapomną po jakimś czasie. Nie chodzi o to, że było źle – do takich wniosków mi daleko – ale dramat bez poważnego złapania widza za gardło, to dzieło nieco wybrakowane – 6/10

 

 

 

 

Pokaż Kotku Co Masz w Środku

N!KO – „To nie tak jak myślisz kotku”, to bardzo fajna komedia pomylek, którą miło wspominam po latach. Ten sam reżyser i sprawdzeni aktorzy, zabrali się za kolejnego „kotka”. Niestety, ten jest szary, ponury, i szcza gdzie popadnie. Znów dostajemy szereg niefortunnych wydarzeń, ale tutaj „klej” już tak nie trzyma tego wszystkiego jak poprzednio. Można się nabrać tylko na rozpoznawalną obsadę, ale w końcu dostajemy ją w każdej Polskie produkcji – za wyjątkiem Borusińskiego z Mumio, który i tak nie zachwycił. Taki zlepek skeczy rzadko się sprawdza. Niektóre sceny są lepsze - policze na palcach – niektóre dialogi są śmieszniejsze - tutaj już jedna ręka starczy – a niektóre kreacje ciekawsze – choć nie wiem czy można się ponosić na liczbę mnogą. Kotek pokazał co ma w środku... - 2/10

 

 

 

 

Bending The Rules

N!KO – Fabuła przedstawia losy prawnika (Jamie Kennedy), który od miesięcy próbuje uprzykrzyć życie pewnemu luzackiemu detektywowi, Blade’owi (Edge). Seria wydarzeń sprawia, że zaczynają pogoń za przestępcami we dwójke. Jeden ze względów profesjonalnych, drugi z osobistych.

Prawdopodobnie i tak nikogo nie interesuje ta cała historia. Jedyne pytanie, które ciśnie się na usta wszystkich fanów wrestlingu, to jak Adam Copeland radzi sobie jako aktor. Od razu uspokoje ciekawskich, że jest bardzo przyzwoicie. Myślę, że może się bić o miano lidera z wyłączeniem Austina i The Rocka, którzy już na dobre wsiąkli w Hollywood. Oczywiście może być to tylko złudzenie, bo postaci detektywa ciężko nie lubić. Robi co chcę, kiedy chce, i do tego kwituje wszystko ironicznym uśmiechem - który Edge ma doskonale opanowany jako Master Manipulator. Adam wcale nie wyszedł blado na tle Kennedyego (tego można kojarzyć po roli głównej w Malibu Most Wanted).

Całość nie zachwyca – na pewno nie tak jak trailer – ale też nie przyprawia o ból głowy. Czas mi się lekko dłużył, a żadnego przyspieszenia się nie doczekałem. Wszystko robione na jedno kopyto, i bije po oczach ograniczonymi funduszami – w końcu Straight 2 DVD. Jeśli jednak wziąć pod uwagę fakt, że jest to dziecko studia WWE... to chyba jest jednym z urodziwszych „bobasów” – 4/10

 

 

 

 

21 Jump Street

N!KO – W liceum, Schmidt (Jonah Hill) był kreatynem, a Jenko (Channing Tatum) popularnym chłopakiem. Po skończeniu szkoły, obaj trafiają do akademii policyjnej, gdzie stają się partnerami i... wracają do lat młodości. Tym razem działają pod przykrywką, przeciwko lokalnym dostawcą nowego narkotyku.

Młodzieżowa komedia pomyłek. Tak w skrócie można podsumować całość. Akcja dzieje się w liceum, gdzie oczywiste są imprezy - z nimi związane parę gagów - a „pomyłka” polega na zamianie tożsamości. W pierwszy dzień - w gabinecie dyrektora – zapominają, który z nich działa jako Doug. Wskazują na małego grubaska, a to przykrywka dla wysportowanego z tej dwójki. Przez to mały trafia na bieżnie i do klasy aktorskiej, a Tatum na lekcje chemii. Motyw iście idiotyczny, bo po wyjściu z gabinetu mogli śmiało udać, że wkręcili władze szkoły, ale jakoś trzeba fabułe ciągnąć. Szybko zderzają się z realiami, gdzie kujony są na topie, i to Schmidt staję się gościem, którego każdy chcę znać. Oczywiście za bardzo się wkręca w swoją role...

Nie jestem fanem obu Panów, ale zdziwiłem się, że to Channing dostarczył większą ilość uśmiechów. Obaj grali idiotów na swój sposób – nieudacznik i przygłup – ale brakowało „chemii”. Ciężko mi było kupić fakt, że mogą się przyjaźnić, już nie wspominając o całej historii zamiany ról. Najlepiej zaprezentował się Ice Cube jako szef całej grupy.

Ocene podciąga końcówka, bo choć dzieją się tam wszystkie oklepane motywy, a głowne twarze produkcji trafiają do jednego pomieszczenia – finalna transakcja podczas studniówki – to dochodzi do małego oczka puszczonego w strone widza. „21 Jump Street” to serial z lat 80’ z Johnnym Deppem w roli głównej, i twórcy nie starają się tego ukryć. Zwykle w takich sytuacjach – robimy pełnometrażowy film na podstawie serialu – twórcy starają się odwzorować oryginał. Tutaj zrobili sobie małą parodie – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/75/#findComment-283030
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  243
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.02.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Macintosh

Dances with Wolves/Tańczący z wilkami (1990)

Jest rok 1863, porucznik Dunbar zostaje przeniesiony na zachodnią granicę praktycznie na własne życzenie, ponieważ chce ją zobaczyć, zanim ta całkowicie się zatrze. Przed widzem rozciąga się step. Step aż po horyzont. Miejsce, do którego ciągnie serce. Miejsce, które budzi wewnętrzną tęsknotę. Sceny były kręcone w Południowej Dakocie. Sam porucznik pisze dziennik, by niczego nie pominąć, by móc uporządkować swoje działania, a może też po to, by kiedyś powspominać.

 

Na wielkiego, olbrzymiego wręcz plusa zasługują aktorzy. Zwłaszcza Kevin Costner, który ostatnio swoimi rolami utwierdza mnie w przekonaniu, że jest jednym z najlepszych aktorów. A jeśli nie, to przynajmniej wjeżdża z amerykańską flagą do listy moich ulubionych aktorów. Ale ten film to nie tylko Costner, reszta aktorów także zasługuje na duży plus, zwłaszcza ci, odgrywający Indian spisali się świetnie. Często po filmie mam problem z przywołaniem imion niektórych bohaterów, a tutaj, mimo utrudnionego zadania (jednak trudniej zapamiętać imiona indiańskie niż te, którymi posługujemy się na co dzień) udało mi się i to z bardzo dobrym efektem! Nawet się specjalnie na tym nie skupiałem, co tylko potwierdza klasę kina.

 

Swoją drogą Costner nie tylko odgrywa główną rolę w „Tańczącym z wilkami”, ale także jest reżyserem. I świetnie sobie radzi! Naprawdę byłem pod wrażeniem, gdy zobaczyłem, że nie kto inny, tylko właśnie Kevin wyreżyserował ten film. I nawet fakt, że flaga porucznika była z innej epoki nie psuje tego wrażenia. Scenariusz napisał autor książki o tym samym tytule- Michael Blade, który, co ciekawe, zamierzał napisać tylko scenariusz, ale został przekonany przez Costnera, aby wydał najpierw powieść, by mieć pewność, że historia zostanie opowiedziana w całości. Także dlatego, że scenariusz nie sprzedałby się tak dobrze, jak powieść.

 

Jak pewnie można się domyślić jestem oczarowany tym filmem. Zarówno aktorstwo, jak i fabuła stoją na naprawdę wysokim poziomie, zdjęcia są niesamowite i jest to kolejny, bardzo duży, plus tej produkcji. Muzyka może nie powala na kolana, ale mimo to uważam, że jest dobra. Nadaje odpowiedniego klimatu, jest spokojna, gdy trzeba, a w odpowiednich momentach nabiera tempa i „agresji”. Wyczytałem parę ciekawych informacji o błędach w filmie, w sumie najprawdopodobniej miały one miejsce, ale oglądając nie zauważyłem większości z nich (jakieś pojedyncze, nieistotne, przypadki się zdarzały).

 

Podsumowując nigdy nie spodziewałem się, że obejrzę 3-godzinny western, zwłaszcza, że nie przepadam za tym gatunkiem. Co więcej, nie pomyślałbym, że ocenię go tak wysoko! A jakby tego było mało… Bardzo chętnie obejrzę wersję 4-godzinną, jeśli tylko będę w stanie ją dorwać i fundusze pozwolą. Jestem jej niezmiernie ciekaw. Przechodząc do meritum- niezależnie, czy lubisz westerny, czy nie, polecam Ci tę produkcję, bo, moim zdaniem, jest warta uwagi i jest to jeden z najlepszych filmów jakie kiedykolwiek powstały.

 

9/10 + fav.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/75/#findComment-283222
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

The Hunger Games (Igrzyska Śmierci)

N!KO – Ziemia Panem jest podzielona na 12 dystryktów. Każdego roku, każdy dystrykt wybiera (losuje) dwóch młodych reprezentantów – chłopaka i dziewczyne – którz startują w Igrzyskach Śmierci - pół programie rozrywkowym, pół walce na śmierć i życie. Młodzi są zmuszeni eliminować siebie, lub po prostu przetrwać, licząc, że inni padną ze zmęczenia. Zwycięzca jest tylko jeden, a wśród tegorocznej 24 mamy Katniss (Jennifer Lawrence), która jako pierwsza ze swojego dystryktu, zgłosiła się dobrowolnie. Powodem nie były jej zabójcze umiejętności – jak często bywa w przypadku innych śmiałków – ale ochrona młodszej siostry. Towarzyszyć będzie jej Peeta (Josh Hutcherson), który od lat się w niej podkochuje.

Motyw telewizyjnego turnieju na śmierć i życie, widuje często ostatnimi czasy. Zwykle bywa to w produkcjach, które chcą wskrzesić dawną chwałę filmów z Jean Claudem Van Dammem, i zwykle im to po prostu nie wychodzi. Słabe, bezbarwne produkcje, które nie mają do zaoferowania kompletnie nic. „Igrzyska Śmierci” postanowiły zrobić taki turniej z rozmachem. Wygląda to bardzo przyjemnie dla oka, ale tak jak to było ostatnio w przypadku „Dziewczyny z Tatuażem” ... trochę ludzi ponosi z pochwałami. Parę przychylnych recenzji, trochę więcej uśmiechniętych twarzy wychodzących z kina, zaplecze w postaci popularnej książki, i już mamy „wielkie kino”? Radzę przyhamować. Nie mówie, że było to złe, ale ja pierwszy argument już wysunąć mogę przed seansem. Jeśli film nazywa się „Igrzyska ŚMIERCI”, a dostaje kategorie PG-13 (kategoria wiekowa „pod opieką rodziców”), w której stado gamoni kombinuje jak zrobić tak, żeby było mniej brutalnie, praktycznie bez krwi, i więcej ludzi będzie mogło wejść na seans (większy zysk), to ja zaczynam kwestionować dobrą zabawę. Rozumiem, że pieniądze to wszystko – pozwolą nakręcić kolejne ekranizacje – ale dzieło na tym ewidentnie traci. Sam początek historii mnie pozytywnie nakręcił. Dystrykty się od siebie mocno różnią, i choć nie dostajemy żadnej szerszej prezentacji, to od razu widać, że główni bohaterowie pochodzą z tego „gównianego”. Są społeczną niziną, która żyje w przyszłości, a wygląda jak śmiertelnicy z ubiegłego wieku. Trening nie skupia się na doszkalaniu sztuki zabijania, a na pozyskiwaniu sponsorów. Wcale nie musisz tam zabijać, ważne, żeby Cię ludzie lubili, a sponsorzy sami upewnią się, że będzie Ci łatwiej. Zawsze jakaś innowacja od mordobicia. Całość jest traktowana jak nasza olimpiada, a ludzie bawią się cierpieniem innych, przez co sami nakręcają ten biznes – gdyby przestali oglądać, to Igrzyska by się nie odbywaly, i nie musieliby sikać po nogawkach, że następnego roku to oni będą „naznaczeni”. Niestety, o ile podbudowa mi się podobała, to same Igrzyska zawiodły. Nakręcasz się na coś wyjątkowego – w końcu to punkt kulminacyjny – a dostajesz masę spokojnych momentów na łonie natury. Do tego dochodzi element romansu, którego nijak nie da się kupić. Podobnież w książce, Katniss zwraca uwage na chłopaka w celu pozyskania widzów/sponsorów, i w trakcie tego małego oszustwa, zaczyna go naprawdę lubić. W filmie nijak nie mogłem znaleźć tego momentu. Pewnie spowodowane jest to mocno przeciętnym występem głównej dwójki. Nastolatkowie dostali szanse, ale gdy trafiają do sceny z ludźmi pokroju Woodyego Harrelsona i Stanleya Tucci, giną w oczach. Gdy są sami, ciężko mi się ich losami przejąć. Weterani to starcie definitywnie wygrywają, i szkoda, że nie ma ich w filmie więcej (ocena by była wyższa). Woody gra człowieka, który zwyciężył w Igrzyskach dla Dystryktu 12, a teraz jest odpowiedzialny za mentorowanie młodych – co traktuje jako priorytet, zaraz za piciem alkoholu. Tucci z drugiej strony, to telewizyjna persona, którego talk-show przed turniejem, jest jedną z fajniejszych scen, a on sam zasiada na stołku komentatorskim, i z bujną fryzurą na głowie, stara się bym nie usnął podczas ich „batalii w PG”.

Jak pisałem o Igrzyskach Śmierci, że jest to pół program rozrywkowy, pół walka o przetrwanie, tak mogę odnieść się do całego filmu – pół rozrywka (pierwsza część), pół moja personalna walka o nie zamknięcie oczu (igrzyska) – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/75/#findComment-283255
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  105
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.01.2012
  • Status:  Offline

Philadelphia/Filadelfia

Ostatnio w końcu znalazłem czas aby oejrzeć film, który miałem zobaczyć już wiele razy, ale zawsze nie było czasu albo siły. Niedawno jednak znalazłem i nie żałuje.

Główny motyw scenariusza, można powiedzieć nieszczególnie zaskakujący. Perspyktywiczny prawnik odkrywa że ma wirusa HIV, zostaje wyrzucony z roboty, dochodzi swoich praw jako mały człowieczek w starciu z wielką korporacją. Niby nic. Jednak ubarwienie scenariusza niejednoznacznością postaci Joe Millera który zamiast być krystaliczną postacią idącą przez życie z hasłami tolerancji na ustach tak naprawde gardzi odmiennością i całym środowiskiem głównego bochatera powoduje że film ogląda się naprawde dobrze.

Siła tego filmu jest też fantastyczna, jak zwykle, rola Toma Hanksa, który w tamtym czasie rozpoczynał swój nalepszy aktorsko okres i po raz kolejny udowodnił że nie bez powodu jest moim ulubionym aktorem. Nie bez znaczenia jest tu bardzo dobra charakteryzacja, świetnie pokazująca coraz większe wyniszczenie Andrew przez chorobę. Niewiele ustępuje mu Denzel Washington który w bardzo ciekawy sposób pokazuje tworzącą paradoks pogarde dla homoseksualistów i umiłowanie dla prawa. Reszta aktorów się nie liczy, gdyż robili tylko tło dla dwóch wymienionych wyżej postaci.

 

Dlatego też ten film dostaje ode mnie 8/10 było by więcej, lecz jest za bardzo przewidywalny.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/75/#findComment-283312
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

New Year's Eve (Sylwester w Nowym Jorku)

N!KO – Michelle Pfeiffer, Zac Efron, Robert De Niro, Halle Berry, Jessica Biel, Carla Gugino, Katherine Heigl, Jon Bon Jovi, Sofía Vergara, Ashton Kutcher, Sarah Jessica Parker, Abigail Breslin, Hilary Swank, i jeszcze kilka rozpoznawalnych twarzy, składają się na obsade tego filmu. Można popsuć? Można!

W zeszłym roku pojawił się film “Walentynki”, który jest łudząco podobny do tego, tylko święto się zmieniło. Znów mamy mase gwiazd, które dostają małe role, i błąkają się po planie bez celu. Historia prowadzi do nikąd. Niby każdy ma jakieś postanowienie, niby każdy ma jakieś problemy, ale kompletnie nikogo to nie interesuje. Twórcy chyba chcieli, żeby to było jak najbardziej o prawdziwym życiu. Problem w tym, że życie jest do dupy, a potem umierasz.

Niektóre postaci były ciekawsze, nie będę temu zaprzeczał. Kutcher był najbliższy memu sercu ze swoimi opiniami na temat tego „święta”, więc sceny z nim mogłem przeboleć. Reszta po mnie spłynęła, a niektóre mnie bolały. To, że Sarah Jessica Parker występuje w takim czymś - to nie nowość. Co jednak robi tam De Niro? Rozumiem, że przychodzi ten wiek, kiedy aktor rozmienia się na drobne, ale niech to robi w filmach, które trafiają od razu na DVD, i których większość nawet nie zobaczy. To jest niesamowicie rozreklamowane, więc miliony będą świadkami dramatu wielkiego aktora.

Film jest analogiczny do tytułowej nocy – twórcy żyli nadzieją, że zbierając taką obsadę nie może się nie udać. To było ich postanowienie, które się skończyło tak jak większość... Jedynie warto poczekać na napisy końcowe. Nie tylko świadczą o końcu tego cholerstwa, ale zawierają nieudane sceny z planu, i to śmieszy bardziej niż cała reszta – 1/10 (miało być „2”, ale serio nie powinni tworzyć takich filmów)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/75/#findComment-283510
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 211
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Naiwniacy ('Muži v naději". 2011r.)

 

"Czy niewierność może być podstawą udanego małżeństwa? Uroczy bon vivant Rudolf (Bolek Polívka) wyznaje zasadę: kobieta powinna wiedzieć, że musi walczyć o mężczyznę, musi starać się go utrzymać, a co najważniejsze, nie może się nudzić! Rudolf z powodzeniem stosuje swoje teorie w codziennej praktyce i to z wielkim entuzjazmem, godnym pozazdroszczenia jak na sześćdziesięciolatka. Tym bardziej nie rozumie naiwności swojego zawsze poprawnego zięcia Ondřeja (Jiří Macháček), który sumiennie wykonując obowiązki małżeńskie nie dostrzega, że jego żona Alice (Petra Hřebíčková) zaczyna się nudzić. Kochający ojciec udziela Ondřejowi kilku sprawdzonych rad, jak wnieść trochę emocji do konającego małżeństwa. W końcu chodzi przecież o rodzinne szczęście jego jedynej córki. Ondřej wdaje się w romans z piękną Šarlotą (Vica Kerekes), co sprawia, że z "ciepłej kluchy" staje się "władcą świata", adorowanym przez kochankę i podziwianym przez żonę. Ondřeja czeka wir komediowych sytuacji, w których zderzają się typowe męskie cechy: zabawna inwencja oraz niezniszczalna wiara, że wszystko będzie dobrze."

 

Tak jak nie przepadam ogólnie za komediami, tak ta jest na prawdę dobra i podważa negatywnie zabarwione określenie: "czeski film". Zaletą jest tu dość ciekawe połączenie humoru z tematem, który jednak daje też do myślenia i pozwala na chwilę zadumy nad kondycją dzisiejszych związków damsko-męskich. Film pod płaszczykiem komediowych gagów, ujawnia nasza naiwność, ślepą pewność siebie, a także niedocenianie oraz nieszanowanie tego co mamy. Jest słodko-gorzką wariacją na temat "terapeutycznych wartości zdrady" oraz kosztach jakie często przychodzi za nią zapłacić.

Aktorstwo jest spoko, kobiety seksowne, a niektóre sceny (jak ta podczas gry w bilard, pokazująca jak wiele zastosowań mogą mieć damskie stringi :wink: ) zapadną w pamięć zapewne na dłużej.

Myślę, że "Naiwniacy" będą świetną rozrywką dla każdego, ale mogą też być bardzo dobrym pretekstem do rozmowy na temat związku, dla par, którym ten związek zaczyna się sypać, ponieważ reżyser z lekką ironią pokazuje, że nawet największy pantoflarz, permanentnie olewany przez drugą połowę, może przykuć po rogach, jeżeli nadarzy mu się taka okazja. I ku rozrywce i ku przestrodze... Moja ocena: 7/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/75/#findComment-283976
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

The Shawshank Redemption

 

Na naszym polskim Filmwebie ten obraz jest uznany przez społeczeństwo za najlepszy film na świecie, wyprzedzając takie klasyki jak "Ojciec Chrzestny" czy "Zielona Mila".Czy ja tak samo uważam?Raczej nie, tamte dwa filmy mi się bardziej podobały(Mila to mój ulubiony film).Ale pomimo wszystko naprawdę robi wrażenie.Powstał w 1994, gdzie tamten rok wyprodukował takie mega hiciory jak "Forrest Gump" czy "Pulp Fiction", więc konkurencję miał niesamowitą.Film opowiada historię przyjaźni dwóch więźniów, skazanych za morderstwo(Tim Robbins i Morgan Freeman).Aktorsko nie ma czego się przyczepić.Po prostu się nie da(ci, którzy nie wiedzą, kto to Tim Robbins to podpowiem, że to ten aktor, który dostał Oskara za rolę w "Mystic River" w 2003), choć Freeman wypada moim zdaniem dużo lepiej.Bardzo dobrze opisana jest sytuacja więźniów w kolonii karnej, ich zachowania, zwyczaje, psychologia i inne takie sprawy.Mądrze wyreżyserowany, nie ma za dużo wpadek, choć jest jedna moim zdaniem duża(albo po prostu nie zrozumiałem przesłania)

mianowicie scena, gdzie Red dostarcza drugi plakat do celi Dufrense'a.Jak on się tam dostał do celi?

.Ostatnia scena może zostać odebrana przez ludzi różnie

albo się wzruszycie, albo skwitujecie to "OK"

,zaliczam się do drugiej grupy ludzi.Jak mówię, nie jest to najlepszy film na świecie jak to niektórzy twierdzą, ale śmiało w TOP 10 wielu ludzi może się znaleźć i nie będę miał z tym żadnych problemów. 9.5\10

 

Pulp Fiction

 

Pierwszy raz ten film widziałem.Trochę wiedziałem, czego się spodziewać, ale i tak byłem podekscytowany.I co mówić, spełniły się moje oczekiwania.Film akcji nie ma co ukrywać, ale za to jakiej akcji.Często takie filmy są fajne pod względem efektów itd., ale mają tyle dziur w fabule i nielogiczności, że to woła o pomstę do niego(Die Hardy po 1 części i tego typu rzeczy).W tym wypadku jest zgoła odmiennie.Quentin Tarantino to prawdziwy geniusz.Potrafił dobrać wyśmienitą obsadę(Travolta, L.Jackson, Thurman, Willis) . poprowadzić historię z perspektyw 3 osób(nie liczę Thurman) i to bez większego mieszania w głowach ludzi, że nic nie zrozumieją.Z początku też myślałem, że po co takie coś było robić, że można było to zrobić prostą rzeczą, no ale przecież tytuł filmu to papka.Więc taką papkę dostaliśmy, ale nie taką do dupy z wojska, ale taką okraszoną wieloma specjałami.Zdecydowanie polecam tym ludziom, którzy do tej pory nie widzieli, jedno z niewielu arcydzieł w historii kina(i chyba najlepszy film Tarantino, jeżeli nie "Bękarty Wojny") 10\10(ARCYDZIEŁO)

 

Kramer Vs Kramer

Wziąłem pierwszy lepszy film z Dustinem Hoffmanem w roli głównej.Jeszcze na dodatek okazało się, że film zdobył Oscara za najlepszy film.Tematyka tyczy się sprawy rozwodowej małżeństwa Kramerów a także o wychowywaniu ich syna Billy'ego.Film jest fajny, ale moim zdaniem tylko.Nie mam nic do zarzucenia aktorom, bo zarówno i Dustin jak i Meryl Streep(surprise?I don't think so) zaliczają się do czołówki aktorskiej, więc kichy z ich strony nie mogło być.Ale sam film tak dobry na Oscara w tym samym roku co "Czas Apokalipsy"?No nie wiem, ja bym nie dał.Rozumiem czemu ten film dostał.Film o wojnie można łatwo zrobić.Natomiast ten film porusza znacznie większą sprawę, dużo ważniejszą.Nie będę spoilerował przebiegu akcji, bo po co psuć frajdę(taa, użyłem tego słowa najwyraźniej).Jednych film może wzruszyć, jednych nie, zależy jak to odebrać.Film jest na pewno dobry, nie mówię, że zły.Ale na Oscara?Wasza ocena.Zapomniałbym, jedna scena mnie rozwaliła

jak dzieciak zobaczył nagą kobietę w domu i nic.lol

7.5\10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/75/#findComment-283979
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Project X (Projekt X)

N!KO – W każdej szkole jest paczka nieudaczników, którzy zrobią wszystko, żeby zaistnieć. Trzech kumpli postanawia zrobić wielką imprezę, z okazji urodzin jednego z nich. Wszystko zostaje zarejestrowane na kamerze.

Nie przypominam sobie, by jakaś inna imprezowa komedia była kręcona w ten sposób. Wszystko zrobione jest w formie „dokumentu”, niczym „Blair Witch Project”, czy niedawna „Kronika”. Twórcy posiłkują się tym stylem przy nierealnych produkcjach, a sam pomysł pozwala im na nietypowe kadry. Czy coś takiego jest tutaj potrzebne? Nie sądze. Strasznie opornie się to ogląda, a zamierzone gagi, zwykle toną gdzieś w tych koślawych ujęciach.

Impreza oczywiście musi być szalona. Sam początek i zbieranie ekipy, to ciężki moment do przebrnięcia, ale już noc była całkiem znośna. Problem w tym, że całkowicie nieśmieszna (na to trzeba poczekać do ostatnich minut!). Jeśli to ma być komedia, to ewidentnie gdzieś twórcom zabrakło pomysłów. Z kopalni złota wyszli z dwoma srebrnikami. Napatrzyłem się za to na multum tańców, i okazjonalne afery. Przy tak nędznym kreśleniu postaci, to nawet życzyłem głównym aktorom, żeby ich wynieśli i zakopali - pomijając, że są mało naturalni w tym co robią. Cała trójka to najbardziej sztampowy zestaw z możliwych.

Styl i liczne montaże skaczących po parkiecie, sprawiły, że ciężko mi to sklasyfikować jako film. Nie było fabuły, więc i film dąży do ślepego zaułka. Przebrnąłem, ale zapomne. Zresztą co to za frajda, patrzeć jak inni imprezują? Absens Carens – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/75/#findComment-283985
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  5 045
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline

Obejrzałem już wszystkie filmy nominowane do Oscara w kategorii na najlepszy film i powiem szczerze, że raczej się zawiodłem. Większość filmów był bardzo solidna i większość oceniłem pozytywnie, ale to za mało jak na najbardziej prestiżową nagrodę filmową na świecie. Zdobywca Oscara, czyli "Artysta" to film niezły, Michel Hazanavicius fajnie oddał klimat kina niemego, a aktorstwo było na bardzo dobrym poziomie. Niestety sama historia jaj mi nie urwała i film oceniam na "tylko" 7. Jeżeli chodzi o najlepszy film w moim osobistym rankingu to najbardziej spodobały mi się "Służące", które oceniłem na 8. Taką samą ocenę dałem "Moneyball", bo film miał to coś co potrafiło mnie wciągnąć i z zapartym tchem czekałem na końcówkę. Największe nieporozumienie to oczywiście nominacja dla "Drzewa życia", czyli film dla ludzi którzy lubią sobie przeinterpretować film i uznawać się za mistrzów kina. Malick dał dupy i tyle, a mając takich tuzów jak Pitt i przede wszystkim Penn mógł zrobić coś naprawdę konkretnego.

 

Moje oceny "Oscarówek" roku 2012 wyglądają tak(kolejność nieprzypadkowa):

1. Służące. 8/10

2. Moneyball. 8/10

3. Artysta. 7/10

4. Spadkobiercy. 7/10

5. Strasznie głośno, niesamowicie blisko. 7/10

6. Hugo i jego wynalazek. 7/0

7. O północy w Paryżu. 7/10

8. Czas wojny. 6/10

9. Drzewo życia. 3/10

 

Dla porównania rok 2011, który wciąga tegoroczne nominacje nosem:

1. Incepcja. 9/10

2. Czarny łabędź. 9/10

3. Fighter 8/10.

4. 127 godzin. 8/10

5. Jak zostać królem. 7/10

6. The Social Network. 7/10

7. Prawdziwe męstwo. 7/10

8. Do szpiku kości. 7/10

9. Wszystko w porządku. 7/10

 

Daje dużo wysokich ocen, ale te które cenie najbardziej zaczynają się nie od noty 7, a od 8. W roku poprzednim byłem pod większym wrażeniem tego co mi zaoferowano, a już wybory głównych nagród przez kilka lat niesamowicie zawodzą. Ostatnim zdecydowanym zwycięzcą, który bez żadnych kontrowersji zgarnął statuetkę za najlepszy film był "To nie jest kraj dla starych ludzi" braci Coen. Akademia musi się poprawić pod tym względem, bo to czasami jest śmieszne.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/75/#findComment-284089
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Man on a Ledge (Człowiek na Krawędzi)

Były policjant, obecnie zbiegły więzień, Nick Cassidy (Sam Worthington), ma zamiar skoczyć z krawędzi 21 piętra hotelu na Manhattanie. Po interwencji policji, chcę rozmawiać tylko i wyłącznie z psycholog Lydia Mercer (Elizabeth Banks). Szybko jednak okazuje się, że to przedstawienie ma swój ukryty cel. Nick został wrobiony, co jest powodem jego odsiadki. Ciężko pogodzić się z takim losem, gdy ma się świadomość niewinności. Stąpa więc po krawędzi, by odwrócić uwagę od budynku obok, który należy do człowieka odpowiedzialnego za wrzucenie go za kratki.

Na polu filmów negocjatorskich, ciężko coś wymyślić. Tutaj też jest daleko od innowacji. Cassidy robi wszystko, żeby zdobyć zaufanie psycholog, i sciągnąć ją na swoją stronę. To w zasadzie jedyna niewiadomo w jego planie, gdyż odwracanie uwagi nie stanowi problemu. Ludzie szybko się wkrecają w całą aferę, i zaczynają mu dopingować. Wystarczy kilka sztuczek, jak chociażby wysunięta noga, czy wyrzucenie pieniędzy. W budynku obok mamy standardowe włamanie, z kilkoma problemami napotkanymi po drodze – tj. nic wymyślnego.

Worthington jest płytki jak tylko on potrafi, i nie wiem, czemu wciąż mu tak ufają w Hollywood. Poszczęściło się główną rolą w kasowym Avatarze, ale pewnie niewielu pamięta, że to właśnie on tam gral. W zasadzie nie ma roli w tym filmie, która zasługiwałaby na jakiekolwiek wyróżnienie. Tego typu produkcje muszą zgrabnie łączyć ze sobą elementy historii. I o ile te punkty udalo się powiązać w spójną całość, tak już zaskakujących zwrotów akcji zabrakło – jeden to zdecydowanie mało. Irytować może tempo narzucone przez twórców. Trzeba się naczekać na rozwój sytuacji.

Niby wszystko już było - z zamkniętymi oczami można wskazać „tych złych” oraz dalszy rozwój - ale nie wyszło najgorzej. Dowód na to, że nie zawsze płacze, gdy patrze na coś, co już widziałem, bo po tylu filmach mam wrażenie, że widziałem już wszystko – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/75/#findComment-284091
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  105
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.01.2012
  • Status:  Offline

Ciekawy przypadek Benjamina Buttona

Wiele dobrego słyszałem i choć sam z siebie motywacji nie miałem to emisja go na TVN w ten piątek w połączeniu z wolnym wieczorem skusiły mnie do poświęcenia (licząc z reklamami) tych 3 i pół godziny. I jestem umiarkowanie zadowolony, choć nie zachwycony. Oczywiscie pierwsze co rzuca się w oczy to genialna charakteryzacja. Aż ciężko uwierzyc że prawie cały film głównego bohatera gra ten sam aktor. Po za tym dobra rola Pitta, który przekonująco zagrał zarówno staruszka, rybaka w średnio-starszym wieku jak i młodzieniaszka.

Nie jest to może film który mnie porwał, było troche dłużyzn, raczej w drugiej części, kiedy motyw przemian głównego bohatera troche osłabł, a także troche za częste były wstawki z umierającą Daisy który troche wybijały film z rytmu, po za tym bardzo ciekawy, mądry film, pokazujący dramat głównego bohatera który na starość musi porzucić to co osiągnął, a w końcu całkowicie odizolować się od społeczeństwa. Pokazuje zalety normalnej starości, która, choć morze wydawać się zła i niesprawiedliwa, jest lepsza od ten głównego bohatera, w której nie dość że dotknęły go te same przypadłości co normalnych ludzi to jeszcze był uwięziony w nieprzystających do nich ciele.

Dobrze też że nie oparto wszystkiego na jednym wątku miłości Benjamina z Daisy, jego spotkania Elizabeth wprowadziły świeżość i w dodatku doprowadziły do fajnego motywu pod koniec (najstarsza kobieta która przepłynęła kanał la manche)

Ogólnie film dobry, można by z niego wciąć z pół godziny i byłby jeszcze lepszy, ale nie jest źle.

7/10

 

Klopsiki i inne zjawiska pogodowe

Także telewizyjny hit, tym razem Polsatu. Ogladałem jednym okiem znad komórki, w dodatku niecały, w oczekiwaniu na nowych łówców okazji. I na podstawie tego co widziałem moge powiedzieć że takiego animowanego crapu moje oczy dawno nie widziały. Sam pomysł wyjściowy nie powinien być w ogóle rozważany, takie coś mogło się spodobać chyba tylko hamburgożernym masom w USA. Dalej już mogło być tylko gorzej, od przewidywalności która biła po oczach 10 kilogramowym młotem ( maszyna się przeciąży? serio?) przez totalnie nietrafione, usilne próby parodiowania "Pojutrze, do jakiś totalnie chorych motywów na koniec (pizza z własną świadomością? maszyna uwieziona w wielkim rozumnym klopsie? koleś w pieluchach zjedzony przez pieczonego kurczaka i następnie przejmujący jego ciało na własny użytek??? @_o) Nie wiem, może za dużo wymagam od takich bajek, może jestem za stary, ale dzień wcześniej, z własnej woli, po raz enty obejrzałem Shreka 2 i po raz enty bardzo mi sie podobał. Jakiś czas temu z bratem widziałem też Sezon Na Misia 2 czy Madagaskar 2. I też dało się obejrzeć bez zgrzytania zębów. Naprawde nie rozumiem co takie badziewie robi w najlepszym czasie antenowym w dodatku w święta. Nie ogarniam

1/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/75/#findComment-284109
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Shame (Wstyd)

Wielki nieobecny tegorocznych Oscarów. Takie opinie dochodziły zewsząd. Powodem absencji była kontrowersyjna tematyka. „Na tapecie” mamy Brendona (Michael Fassbender), przystojnego, dobrze zarabiającego kawalera, który jest seksoholikiem. Ofiarą wolności schwytaną w pułapkę własnego popędu. Jeśli nie oczaruje żadnej kobiety, ani nie zadzwoni po przedstawicielke tych „wyzwolonych”, to pewnie poradzi sobie sam pod prysznicem. Facet nie wyobraża sobie życia w stałym związku. Sprawy lekko się komplikują, gdy do jego przestronnego mieszkania trafia siostra Sissy (Carey Mulligan).

Film, który na pewno podzieli widownie. Jedni się w nim zakochają, inni nie będą w stanie powiedzieć, czemu pojawiło się tyle narzekań na jego brak w rozdaniach nagród akademii. Bliżej mi chyba do tych pierwszych, bo choć złotej stuetki bym tu nie wcisnął – chyba, że za główną rolę męską – to całość jest o wiele ciekawsza, niż chociażby dwa łudząco podobne filmy o sierotach, które nominacje dostały – już o „Drewnie Życia” nie wspominając.

Razić może styl, który ewidentnie wskazuje na - „Uwaga! Kręcimy kino artystyczne”. Fajerwerków nie będzie, ale na pewno zobaczycie sporo długich scen, którym będą towarzyszyły dźwięki fortepianu. Każdy wie, czego się spodziewać, ale powoduje to, że film jest ubogi w dialogi. Dwie rozmowy zdołały się wyróżnić z całej produkcji, bo reszta to tylko proste konwersacje, zwykle nie pchające historii naprzód. Fassbender gra twarzą – co bardzo dobrze mu wychodzi - a całość opiera się na jego wewnętrznych rozterkach. Szkoda, że przedstawiany jest jako ten zły, choć nie krzywdził nikogo poza sobą.

Siostra to oddzielna historia. Odpowiada za najlepszą scene w filmie – idzie do łożka z szefem brata, gdy ten jest w pokoju obok – ale sama Carey Mulligan nie potrafiła mnie wkręcić w swoją postać. Na tle Michaela zawsze gdzieś ginęła, a to z nim ma tylko sceny, więc niebawem zapomnę, kto odpowiadał za tę rolę. Chwalona lekko na wyrost.

Wstyd dla Akademii, że nie nominowali... „Wstydu” – 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/75/#findComment-284177
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  905
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  10.02.2006
  • Status:  Offline

American Pie: Reunion

 

Otóż dziś po rozstaniu z chłopakami zmuszony byłem do pozostania do godziny 16.45 w Sopocie. Postanowiłem sobie pójść do Multikina i jakież było moje zaskoczenie, że dzisiaj o 12.40 w tymże Sopockim kinie będzie premiera, pierwszy seans tego filmu. No to cyk, decyzja była jedna - Idę. Jakiez było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, ze premierą oglądam sam jedyny na całej sali :D Przyjemnie kurcze :D

 

Film oczywiście opowiada losy ORYGINALNYCH bohaterów pierwszych 3 filmów z tej serii, którzy spotykają się po latach na zjezdzie absolwenckim. Filmów AP było już kilka, kilka obsad i kilku Stiffmeisterów. Ale tylko Ci właśnie oryginalni sprawiają, ze film ogląda się o wiele przyjemniej. Sam film nie jest najwyższych lotów, nie ma rewolucyjnego spojrzenia na jakieś sprawy. Jedyne co się nie zmieniło to gro pięknych ciałek młodych dziewczyn (w filmie miały po 18 lat, w rzeczywistości pewnie już blisko 30 :) ). Nastawiony byłem też na dużą ilość gołych biustów jednak dane mi było zobaczyć tylko jedną parę - ale za to jaką :shock: :D

 

Więcej opisywać nie będę bo wiem, że N!KO jutro się wybiera na ten film i opisze go na pewno o wiele dokładniej niż ja, ale sam fakt, że widziałem coś szybciej od niego był warty podkreślenia :)

 

Podsumowując AP:R to film, który mi się bardzo przyjemnie oglądało, kilka tekstów wzbudziło śmiech, i ogólnie jestem na tak :) Oceniać konkretną cyfrą nie bedę bo nie :)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/75/#findComment-284757
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Więcej opisywać nie będę bo wiem, że N!KO jutro się wybiera na ten film i opisze go na pewno o wiele dokładniej niż ja, ale sam fakt, że widziałem coś szybciej od niego był warty podkreślenia

 

Jutro powinienem znalezc czas, zeby sie wybrac do kina.

 

 

 

 

Bad Ass

Weteran wojny w Wietnamie - Frank Vega (Danny Trejo) - staje się bohaterem, gdy broni czarnoskórego obywatela przed skinami. To zdarzenie robi z niego nieoznakowanego szeryfa, a Frank jest gotów przejść granice, których boi się lokalny wymiar sprawiedliwości.

Po „Maczecie” przyszła kolejna rola główna Danny’ego. W zasadzie po seansie ciężko sobie wyobrazić kogoś innego w tym filmie. Mimo pokaźnej siwej brody na twarzy, Trejo wciąż ma oczy zabijaki, i wyraz twarzy gotowy komuś skopać cztery litery. Tytuł jest adekwatny do historii, bo Frank Vega to prawdziwy „Bad Ass”. Jaja ze stali i nokautująca siła są jego domeną, choć większość życia po wojnie mu uciekła na sprzedawaniu hot-dogów.

Całość obiera jeden tor, i kręci się wokół śmierci bliskiego przyjaciela. Policja nie robi z tym absoultnie nic, więc sprawy trzeba wziąć w swoje ręce. Vega obije kilka twarzy po drodze, ale to w zasadzie wszystko. Jedne bójki będą lepsze (boisko), inne trochę mniej – standard. Zabrakło ciętego języka. Zazwyczaj w takich produkcjach dochodzi wiele werbalnego „gaszenia” – tutaj nie znalazłem nic. Odnalazł się tylko Ron Pearlman, który wypełnil maksimum znanych nazwisk przy tak niszowej produkcji. Nie wiem, czemu się na to poniosłem, bo w końcu logicznie nie można było oczekiwać wiele. Z premierą spóźnili się... ... jakieś dwie dekady – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/75/#findComment-284919
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Kaczy316
      W sumie teraz ja dodam swoją kontrowersyjną opinię, ale tylko jedną, bo obecnie chyba tylko jedną taką mam.   Cena NIE POWINIEN wygrywać już Royal Rumble Matchu, pomimo tego jak ta walka jest obecnie traktowana czyli w sumie zazwyczaj kiepsko, większość zawodników wygrywających RR przegrywa, a na przestrzeni lat 2010-2019 to większość nawet nie Main Eventowała największej gali roku pomimo wygrania tej walki, więc to mówi samo za siebie, dopiero od tej dekady to się zmieniło, gdzie od 2020 to każdy zwycięzca RR Main Eventował WM'kę, także dobrze, że to zmienili, ale wracając do Lidera Cenation, tu nie chodzi o brak szacunku dla legendy jaką bez wątpienia jest, nie chodzi, że nie zasługuję na pobicie rekordu Flaira czy zrównanie się zwycięstwami w RR Matchu z SCSA, chodzi o to, że jeśli chcieli to zrobić to powinni to zrobić NAJPÓŹNIEJ w 2018 roku kiedy Cena jeszcze potrafił w miarę regularnie występować  i był w formie, żeby dać zarówno dobry feud jak i walkę, a nie teraz, gdzie gość nie ma formy, co wyjdzie na ring to daję to samo promo, a walki nie miał dobrej chyba od walki z Romanem w 2021, chociaż tej walki zbytnio nie oglądałem, ale ponoć była solidna, niemniej jednak tak jak mówię jedna jaskółka wiosny nie czyni, wcześniejsza jego dobra walka była z Wyattem, a to i tak był bardziej jakiś teatr czy coś niż walka z WM 36, a jeszcze wcześniej to musimy się cofnąć do chyba nawet 2017, bo w 2018 to już powoli przechodził na ten part timing i ciężko mi coś znaleźć dobrego z jego strony jak tak szukam pamięcią, ale chyba początek jeszcze nie wyglądał najgorzej po WM było o wiele gorzej, bo przed to jeszcze tam kręcił się wokół głównych tytułów i tam jakieś wieloosobówki były solidne czy nawet pojedyncze walki ze Stylesem, ale od okresu 2018 po WM to już tragedia była, przejście na part timing i kompletny brak formy z roku na rok co raz gorzej, 2018 to był dla mnie ostatni dzwonek dla niego, teraz już za późno ze względu na to, że to będzie totalny zawód, a danie mu takiego czegoś jako forma "nagrody" za cały rok to słaba sprawa, wygranie EC to najwyżej co może zrobić według mnie i pójście na tego Rhodesa powiedzmy, ale ten feud i walka nie będą dobre jeśli ma taką formę jaką miał ostatnim razem chociażby, a to już będzie dużo, a co dopiero mówić o wygraniu RR i kreowaniu WM wokół niego, nie jestem tego fanem, dla mnie nawet najlepiej jakby zawalczył na WM z kimś singlowo bez tytułu na szali jakaś walka Orton vs Cena, McIntyre vs Cena, Rollins vs Cena, naprawdę uważam, że jest sporo rywali, z którymi Cena mógłby się zmierzyć na WM bez tytułu, Punk vs Cena to byłoby coś, a jak już musi być tytuł to dałbym mu walkę o tytuł IC, Breakker vs Cena też chętnie bym zobaczył i Cena nawet mógłby to wygrać i to byłaby najlepsza nagroda dla niego jeśli mówimy o ostatnim runie, zdobycie tego tytułu, którego mu brakuję do bycia Grand Slam Championem, a Cena w tym feudzie nawet za wiele by nie musiał, to się samo piszę, Cena, który jest jak zwykle miły dobry super hero i Bronik, który rozwala go za każdym razem gdy go widzi, nawet nie dając mu dojść do słowa, nie trzeba wiele, a Rhodes vs Cena tu trzeba się mega postarać i wątpię, żeby WWE to rozpisało dobrze, bo oboje są jednowymiarowi i tacy sami, także to jest moja opinia, że jeśli chodzi o okres Road To WM, to Cena powinien próbować gonić za tytułem, ale nie powinien wygrywać ani RR ani EC w mojej opinii, ani nawet walczyć o tytuł na WM, po prostu fajnie byłoby zobaczyć tą pogoń i tyle, a po WM już mógłby dla mnie walczyć, po prostu nie lubię sytuacji w której zawodnik sobie powraca, dalej jest part timerem, totalnie niczym nie zasłużył na to, żeby zdobyć takie wyróżnienie, a szczególnie, że miał je już nie raz w przeszłości, w sensie, że był kluczową postacią w drodze do WM czy to jako pretendent czy jako Champion, od kilku lat mówi i robi to samo i jest z nim co raz gorzej, a nagle ma wygrywać najważniejszą walkę i być w ME największej gali.....tymczasem zawodnicy, którzy cały rok(Drew, Jey, Gunther, Punk, Rollins, Priest) lub nawet od kilku lat(Tak mam na myśli Ciebie Sami Zayn) pracują na to, żeby chociaż zdobyć jeden jedyny raz tytuł mistrza świata.......Nigdy nie byłem i nie będę fanem takich zagrywek, żeby to jeszcze storyline'owo się zgrywało jak w przypadku wygrania RR przez The Rocka by się to zgrywało to byłoby git, bo dla story, ale w takiej sytuacji jaka jest teraz to jest to dla mnie nie do pomyślenia i z całego serca liczę, że nie pójdą w wygranie RR Matchu przez Cenę. 
    • Kaczy316
      To lecimy z kolejnym SD i w sumie pierwszym, które można obejrzeć na Netflixie od razu, Knight vs Nakamura, kurde fajnie by było jakby Knight odzyskał ten tytuł, zobaczmy co Tryplak nam zgotował!   Ulala zaczynamy od Paula Heymana, ale zobaczymy czy ma coś znaczącego do powiedzenia. No mówi o tym, że Romuald jest prawdziwym i jedynym Tribal Chiefem i teraz ogólnie Reigns chcę się skupić na czymś innym, Heyman wie na czym, ale chcę się podzielić tym z jedyną osobą, która musi to usłyszeć oficjalnie przy spotkaniu twarzą w twarz i jest to Cody Rhodes! Którego Heyman chętnie zaprasza do ringu, a ten wychodzi, tak przypuszczałem. Oczywiście dowiadujemy się, że Roman po odzyskaniu władzy w rodzinie i "wisorka z papryczek" xD chcę z powrotem swój tytuł, a jego obecne plany zakładają, a właściwie to nie plany, a jest to spoiler, że Romuald wygrywa Royal Rumble i idzie po swój tytuł na WM i Heyman chcę wiedzieć czy Cody chcę o tym porozmawiać i w sumie to się nie odzywa, ale KO bardzo chcę o tym porozmawiać. KO wypomniał Rhodesowi to wszystko, wypomniał mu pomoc Reignsowi na Bad Blood i na ostatnim Raw, wypomniał mu uścisk z The Rockiem oraz wypomniał mu uścisk dłoni z Heymanem obecnie oj gruby feudzik, KO jedzie po całości mega mi się to podoba, a Cody jak zwykle gdy nie ma racji to wkurzony idzie zatłuc Kevina na trybuny xD. KO i Rhodes idą sobie gdzieś w otchłań korytarzy areny, natomiast w ringu Heyman się temu przyglądał, a za plecami pojawili się Jacob i Tama Tonga, czuję, że chcą mu oddać to co jego czyli hołd nowemu Tribal Chiefowi, ale zobaczymy. Nie wiemy w sumie co planowali, bo wyglądało to jakby chcieli zaatakować Heymana, ale tego nie zrobili, a w końcu przybiegł Jimmy Uso na ratunek! Już myślałem, że sam Jimmy rozwali dwójkę w tym JACOBA, ale na szczęście Fatu się obudził i przypomniał, że ma kody na nieodczuwanie bólu xD. Kodeusz uporał się z KO i teraz leci na pomoc Jimmy'emu. No i w sumie udało mu się i tyle, fajny segmencik łączący kilka wątków, podobał mi się i story poszły na przód, nie był on bez znaczenia jak wiele potrafi ostatnio być.   Hmm dzisiaj 2 Title Matche mamy, komentatorzy coś o tym wspominali, jeden znałem, ale o drugim kompletnie nie wiedziałem, a to też rewanż tylko, że za Saturday Night's Main Event Chelsea vs Michin o tytuł kobiet United States, nie jestem fanem, bo Michin cały czas dostaję te same walki z tymi samymi zawodniczkami, to już nudne się robi, ale no dajmy szansę. Niecałe 9 minut pojedynku, który wygrywa Green, nie wiem czy walka nie była lepsza niż ta z SNME ostatniego, być może, niemniej jednak sam pojedynek był przyjemny, może nie jakiś wybitny, ale tego raczej od tego typu Pań nie oczekujemy, był dobry i tyle, a Green broni tytułu, możemy teraz wycofać Michin z TV na dobre pół roku? Ja bym chętnie od niej odpoczął, mam wrażenie, że co chwila dostaję walki z tymi samymi osobami lub title shoty z niczego.   Los Garza vs Pretty Deadly lecimy! Kolejne niecałe 9 minut walki, ale bardzo dobrej walki, Garza, Berto, Elton i Kit każdy dał z siebie wszystko moim zdaniem, fajnie to wyglądało i przyjemnie się oglądało, Los Garza wygrali, zemścili się za kłamanie PD i dobrze, walka oddała moim zdanie, jedyny minus to praktycznie martwa publika na tej gali, druga walka i druga walka ma taką ciszę, jak na pogrzebie po prostu, masakra jakaś.   Shinsuke Nakamura vs LA Knight o tytuł United States, druga walka mistrzowska dzisiaj, zapowiada się interesująco, a wiecie co nie jest interesujące? Kolejny run Nakamury z mistrzostwem mid cardowym hehehehe, miejmy nadzieję, że to koniec tej tragedii. Lekko po ponad 14 minutach mamy No Contest, Jacob i Tama wbili i zaatakowali Knighta za to, że wypchnął ich z areny po segmencie początkowym jak byli już na backu i wsparł ochroniarzy, no cóż zdarza się niestety, ale sama walka jak Panowie się rozkręcili to naprawdę bardzo dobra i nawet Knightowi udało się rozruszać publikę, która była praktycznie martwa xD, więc gitara, Knight rozwalony, więc Cody i Jimmy mogą wbić i rozwalić Fatu oraz Tonge, a Cody potem proponuję Cody i Jimmy vs Jacob i Tama i to dostaniemy zapewne w ME, ciekawe jak to się skończy xD.    Piękna powtórka jak Tiffany zrobiła Cash In na Jax w zeszłym tygodniu, świetnie to wyglądało i ten Theme, który był jakby Tiffany była jakimś herosem czy największym facem w federacji, pasowało to mega do momentu, świetne rozpoczęcie roku to było dla kobiecej dywizji na SD.   MCMG vs A-Town Down Under, to może być bardzo dobry pojedynek. Ponad 12 minut naprawdę bardzo dobrego pojedynku, Panowie z czasem się ładnie rozkręcili, MCMG wygrało i pewnie pójdą na pasy WWE Tag Team z powrotem, ale naprawdę walka mega przyjemna, szkoda, że o większości walk dzisiaj nie da się napisać nic więcej, bo są i tyle, żadne to walki feudowe w większości ani nic, po prostu są dobre solidne i zobaczymy co dalej dla zwycięzców, więc zobaczymy jak to się rozwinie wszystko, niemniej ta walka naprawdę dobra.   It's Tiffy Time! Oj tak dostaniemy teraz Tiffany, mega czekam na ten segment i ciekawe co się w nim wydarzy, Nia chcę jej niby pogratulować, no zobaczymy czy faktycznie tak będzie xD.  Pięknie Tiffy wyglądasz z tytułem, pasuję jak ulał. To tylko zwykły wywiad no cóż jest jak jest, ale powiedziała, że to wszystko to był plan, który opracowała, bo Nia myślała, że Tiffy to tylko durna blondynka, a pokazała jej, że się myliła i wszystko przerywa Jax, xDDDDDDDDDDDD co to za kłamstwa z ust Jax, ona stworzyła Tiffany? BABO zobacz sobie reakcję na Stratton z przed sojuszu z Tobą, a na reakcję na Ciebie nawet do tej pory, NIA JEST NIKIM! To Tiffy sprawiła, że run Jax był jakkolwiek interesujący. Nia daję wybór albo Tiffy oddaję dobrowolnie tytuł jej albo Nia sobie go zabierze, ciekawe co dostaniemy xDDD, a dostaliśmy Bayley! Może być ciekawie, chociaż kolejne Bayley vs Nia tym razem możliwe, że o pretendenta do WWE Women's Championship....meh. Bayley nic ciekawego nie powiedziała, a wszystko przerywa Naomi i wszystkie zapewne chcą po prostu walki o tytuł hmm, może jakiś F4W na Royal Rumble? W sumie to bym brał, ale pewnie zdecydują się na jakiś Triple Threat Match o pretendentkę. Ostatecznie doszło do brawlu, który w sumie ładnie zakończyła Tiffany, a Aldis sobie wbił obok Stratton i zapowiedział ostatecznie F4W o pretendentkę do tytułu WWE Women's, spodziewałem się Triple Threatu, ale Pianek jeszcze się dołączył xD, no cóż liczę na wszystkich poza Jax, ale pewnie ona wygra, no to lecimy.   Liczę tutaj na wygraną kogokolwiek naprawdę, nawet Pianek niech to wygra, byle nie ta Nia xD. Po ponad 17 minutach świetnej w sumie walki mi się ona mega podobała, sporo near falli, prób finisherów i ogólnie finisherów nawet, dobre tempo, każda z Pań miała swoje 5 minut, Pianek i Bayley największą robotę tutaj moim zdaniem zrobiły, naprawdę bardzo dobre starcie i generalnie kontrowersyjna opinia, ale Tag Naomi z Piankiem wygląda o wiele lepiej niż Pianka z Jade, Bayley ostatecznie wygrała i mi się to podoba chętnie obejrzę Tiffy vs Bayley na Royal Rumble, będzie coś świeżego!   Next Week: Tiffany Stratton vs Bayley o tytuł WWE Women's aha, jakie Royal Rumble, jakie SNME, damy to za tydzień, a na SNME albo RR dajmy Nia vs Tiffy no tak xDD logiczne meh, Tiffany vs Bayley za tydzień ehh, świetne starcie, a dajemy to na zwykłym SD...... szkoda. MCMG vs Los Garza, oj tak pojedynek może być świetny. Ulala prawdziwy Tribal Chi.....a nie czekaj on już nie ma Ula Fali, szyli powraca zwykły mid cardowy Solo Sikoa, a zapowiadają go jako nie wiadomo kogo, znaczy no w walce z Reignsem pokazał się bardzo dobrze według mnie i jako main eventer, ale no w sumie to ciekawi mnie co dla niego dalej, dajcie mnie to. To tyle i w sumie aż tyle, mocne walki, mocny powrót po wielkiej przegranej, ja czekam.   No to pora na Main Event! Jacob Fatu & Tama Tonga vs Cody Rhodes & Jimmy Uso, pewnie face'owie tutaj wygrają, bo The New Bloodline już nie musi być wiarygodne dla OG Bloodline xD, więc można ich gnoić zapewne, ale sama walka może wyjść ciekawie. Kurde RR Match zapowiada się mega ciekawie, dwie pierwsze gwiazdy zapowiedziane na tę walkę to Cena i Roman, samo RR też jak na razie nie najgorzej KO vs Cody w Ladder Matchu o Undisputed WWE Championship, naprawdę oczekiwania znowu pewnie będą spore, a wyjdzie jak zwykle xD, ale przejdźmy do ME. No powiem tak pierwsza połowa to standardowy nudnawy Tag Team Match, a druga połowa oddała, bardzo fajnie się oglądało, Cody ostatecznie opuścił Jimmy'ego, bo zobaczył Kevina na stage'u, którego zaczął atakować i dlatego Jimmy przez to, że był w pojedynkę to przegrał i ostatecznie to Fatu i Tama wygrali, więc jest git, a na koniec mamy jeszcze brawl Kevina i Rhodesa, który zakończył się połamanym stołem, ciekawe jakie pokłosie będzie tego wszystkiego, czuję obwinianie Rhodesa o wiele rzeczy jak zwykle xD, ale solidna walka, a przynajmniej druga połowa, a sama walka trwała około 13,5-14 minut.   Plusy: Segment otwierający Women's United States Championship Match Pretty Deadly vs Los Garza United States Championship Match MCMG vs A-Town Down Under Segmencik It's Tiffy Time Fatal 4 Way o pretendentkę do WWE Women's Championship Main Event   Podsumowanie: Nie widziałem większych minusów w tej gali, bardzo mi się podobała i oglądałem z przyjemnością, walki były moim zdaniem bardzo dobre, nie było złego pojedynku, dostaliśmy kontynuację feudów i podbudowy już trwających, a także pokazanie, kto gdzie zmierza w niektórych przypadkach, jak chociażby w przypadku Romualda, który wiemy już, że leci po wygranie RR Matchu i osobiście uważam, że nie byłby to taki głupi pomysł, na pewno lepszy niż wygrywający ledwo dychający Cena, który jeśli by wybrał Rhodesa to ani nie będzie to dobry feud ani nie będzie to dobra walka, więc ja jestem na stanowcze NIE dla Ceny wygrywającego RR i Main Eventującego prawdopodobnie drugi dzień WM, to powinno się stać najpóźniej w 2018 roku, bo potem to już tendencja spadkowa była w wykonaniu tego zawodnika i jest co raz gorzej, jak zobaczę, że jest lepiej to może bym zmienił zdanie, ale po tym co pokazywał na przestrzeni ostatnich kilku lat to zdecydowanie NIE! Ale wracając do samego SD to tak jak mówię bardzo dobre show i polecam, fajne do obejrzenia, dużo story, nawet sporo się działo, ja jestem usatysfakcjonowany.
    • IIL
      Z tym brakiem WWE na Netflix w Belgii to faktycznie poszaleli...  Tłumacza się tym, że jakaś francuskojęzyczna stacja ma kontrakt na cały rok i Netflix wejdzie dopiero w 2026. Co ciekawe, WWE w Polsce na ESC zostało ponoć usunięte z ramówki nagle i według oficjalnych komunikatów ze strony Extreme Sports Channel, WWE nie informowało ich o nadchodzących zmianach... Elimination Chamber 2026 w BE brzmi interesująco, ale ceny zapewne znów byłyby zaporowe.  Coraz bardziej wkurwia mnie ten trend nabijania "the largest arena gate in the history of WWE" kosztem astronomicznego wręcz windowania cen wejściówek w górę. 
    • GGGGG9707
      Czyli tak w skrócie żeby całości nie tłumaczyć Fightful podało w zeszłym roku chyba że WWE planuje PLE w Belgii i we Włoszech i że mają robić testy w postaci gal w 2025. Pewne źródła w WWE odpowiadające za organizację gal w Europie potwierdzają tą informację i podają że WWE jest na ten moment bardzo zadowolone ze sprzedaży biletów w Bxl. Do gali zostały 2 miesiące a już praktycznie sprzedano liczbę biletów jakiej WWE oczekiwało.  No i ponoć omawiana była kwestia Elimination Chamber 2026 w Brukseli. Także teraz tylko trzeba dać z siebie wszystko na trybunach i jest szansa na duże PLE 😁
    • Mr_Hardy
      Bardzo mi się podoba to, że TNA na początku przypomina co się działo w poprzednim tygodniu. Często bywa, że nie pamiętam co było w poprzednim tygodniu.. Moose na Genesis będzie miał swoją wersję pasa X-Division czyli TNA zaspoilerowało nam wynik walki. Tak mi się wydaję. Ogólnie bardzo dobry iMPACT dużo dużo lepszy odcinek niż z tamtego tygodnia. Genesis zapowiada się świetnie. Nie mogę się doczekać.   
×
×
  • Dodaj nową pozycję...