Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Co do Tytanow to sam posiadam na DVD, bo dalem 8/10. Dla mnie film autentycznie ładny. Ma to swoje przesłanie walki z rasizmem, fajny motyw z przyjaźnią, świetne role (mała i Denzel), pamiętną ścieżke dźwiękową (Ain't No Mountain High, Peace Train - do dziś pamiętam, jak jedzie do swojego "brata z boiska" do domu, i Cat Stevens leci w tle), i nikomu nie powinno przeszkadzać, że to film od Disneya. W zasadzie to ja się skapnąłem dopiero długo po seansie. Nie chce przez to powiedzieć, że film kompletnie odbiega od tego, jak był przez was nazwany, ale to tak nie razi po oczach jak w innych produkcjach tej stajni.

W ogole jest cos w futbolu amerykanskim, ze wychodza dobre filmy. Tytani i Męska Gra, to absolutna czołówka (ktora mi od razu przychodzi na mysl), ale jest wiele innych, które również mogły się podobać - chociazby dwa najlepsze z The Rockiem mają motyw z tym sportem. Inna dyscyplina się chyba nie może takimi sukcesami pochwalić (ewentualnie z Koszykowki bym troche wymienil).

Mniejsza z tym, bo wreszcie znalazłem czas na jakąś nowość:

 

 

 

 

The Descendants (Spadkobiercy)

N!KO – Wielka szycha z Hawajów - Matt King (George Clooney) - próbuje utrzymać swoją rodzinę w ryzach po tragicznym wypadku żony. Najmłodsza zaczyna robić problemy w szkole i powoli jej odbija, za to nastoletnia ma swój buntowniczy okres, a niebezpiecznie zbliżająca się możliwość utraty matki, sprawy nie poprawia. Gdy wydaje się, że Matt poradzi sobie z wyzwaniem, dochodzi do niego informacja, że jego żona nie była mu całkowicie wierna.

Dramato-komedia, w której to drugie można śmiało skreślić. Historia od początku przytłacza, a za (pseudo) gagi odpowiada chłopak jednej z córek, któremu bliżej do irytowania widza i wszystkich wokół, niż wywołania uśmiechu. „Spadkobiercy” zbierają masę pozytywnych opinii, i ciągle słychać o potencjalnych nagrodach, które ta produkcja zgarnie. Ma to się wszystko opierać na międzyludzkich relacjach, i próbie złapania wspólnego języka z córkami, ale jakoś ten wątek nie rozwija się w znaczący dla filmu sposób. To kolejny z tych poprawnych dramatów, które ładnie wszystko przedstawią, ale na pewno nie złapią za serce, i nie skłonią do większych refleksji. Niby wszystko jest gdzie powinno – fabuła (sam wątek, nie relacje), aktorzy są w formie (Clooney dostał nagrodę „Golden Globe” za najlepszego aktora), zdjęcia się powinny spodobać – ale i tak coś nie „pykło”. Fajnie, że obserwujemy jak córka musi szybko dojrzeć, a ojciec walczy ze swoimi myślami, ale zabrakło motywu, który kopnie mnie w twarz. To jest niezbędne bym zaczął podpisywać się pod wszystkimi krytykami, którzy wciskają już temu nagrody. Dzieło dobre, ale takich jest wiele, i znowu muszę wylać kubeł zimnej wody na głowę tych, którzy się podpalają na seans – 5/10 (Przyzwoity/Niezły)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/70/#findComment-274119
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Seeking Justice

N!KO – Will (Nicolas Cage) i Laura (January Jones) Gerardowie, obchodzą właśnie swoją rocznicę. Powoli przymierzają się do dziecka, więc wszystko jest na dobrej drodze szczęśliwego życia, gdy Laura zostaje pobita i zgwałcona. Policja zapowiada odszukanie sprawcy, ale tego samego dnia pojawia się oferta natychmiastowe eliminacji złoczyńcy. Niezależna grupa sprawiedliwych proponuję swoję usługi za sprawą tajemniczego Simona (Guy Pearce). „My go zabijemy, a Ty nam się odwdzięczysz w późniejszym czasie”. Motyw jak z podpisywaniem paktu z diabłem – na początku wydaję się ok, ale nigdy nie wiadomo jak wielka będzie cena, którą trzeba zapłacić.

Z początku myślałem, że będzie to prosta produkcja a’la „Taken”, w której prawo zawiedzie, i bliski ofiary będzie musiał sam wymierzyć sprawiedliwość. Zacznie tropić sprawcę, kolejno eliminując całą szajkę, a my będziemy mogli 873 raz zobaczyć, do czego w takich sytuacjach zdolny jest przeciętny Kowalski. Z chwilą pojawienia się Simona fabuła nabiera kolorków. Widz już ma świadomość, że na prostej przysłudze się nie skończy, i główny bohater będzie musiał podjąć walkę z tymi, którzy „bezinteresownie” mu pomogli w przeszłości. Całość ma w sobie niezłą intrygę.

Nicolas Cage powoli wraca do formy. Niedawno „Tresspass”, a teraz „Seeking Justice”, to może nie jakieś wielkie kreacje, ale wystarczająco solidne, by wymazać z pamięci czarownice, czarnoksieznikow, czy nieudolnych zabojcow na zlecenie. Nawet przez chwilę przejąłem się losami Willa, a to zawsze coś. Guy Pearce jest w swoim żywiole, bo i jeśli szukałbym dla niego idealnej roli, to tajemniczy antagonista Simon byłby celnym strzałem. January Jones jest jak zawsze urocza, a momentami potrafi pokazać pazury.

Nie spodziewałem się wiele, i byłem mile zaskoczony po seansie. Jeśli się nad tym zastanowić, to nie ma tutaj żadnych rewolucji, ale jest to bardzo solidna sensacyjna produkcja – 6/10

... „Głodny królik skacze”

 

 

 

 

The Girl with the Dragon Tattoo (Dziewczyna z Tatuażem)

N!KO – Amerykańska adaptacja Szwedzkiej noweli Stega Larssona, przedstawia losy Mikaela Blomkvista (Daniel Craig), który jako dziennikarz zostaję oskarżony o zniesławienie. Szukając azylu dostaję ofertę pracy, w roli prywatnego detektywa sprawy sprzed 40lat. W poszukiwaniach winnego pomaga mu szalona Lisbeth Salander (Rooney Mara) – tytułowa dziewczyna z tatuazem, i specjalistka od komputerowych włamań.

Szum jaki powstał wokół tego filmu przeróśł moje oczekiwania. W takich produkcjach ludzie się zwykle dzielą na dwa obozy – jedni to fanatycy europejskiego kina, którzy narzekają na to, że hamburgerożercy spłycili ich ulubiony film (w tym przypadku „Millenium: Mezczyzni, którzy nienawidza kobiet”), a z drugiej przysłowiowi Kowalscy, którzy nie oglądają zbyt wielu filmów i łykają wszystko jak młode pelikany. Przy okazji nowego dzieła Davida Finchera, dwa obozy stoją ramię w ramię. Wszyscy się rozpływają w zachwytach, jakie to nie jest wybitne. Dawno nie miałem tak, że ludzie mnie nachodzili z pytaniami o jakąś produkcję. Jakby kinematografia nie płodziła niczego innego od lat. Czy to faktycznie jest tak dobre? Tak. Czy to faktycznie jest wybitny film? Absolutnie nie.

David Fincher „zrobił robotę” - mamy klimatyczną intrygę. z dobrymi zdjęciami, i jeszcze lepszymi kreacjami. Tylko to w końcu David Fincher – byłbym skłonny postawić grube pieniądze, że tak się stanie, gdy tylko postanowił stanąć za kamerą. Ten facet jest odpowiedzialny za takie perełki jak „Podziemny Krąg”, czy „Siedem” (a im chociażby „Dziewczyna...” do pięt nie dorasta). Poza tym, jest to remake, więc do wszelkich tego typu pochwał muszę mieć dystans, bo oryginału nie widziałem.

Można się sprzeczać, że film jest o tytułowej postaci, ale prawda jest taka, że to kryminał o dość prostej budowie. Kończy się ładną pętelką, ale cała reszta jest oklepana – na czele z mordercą. Zdarzało mi się widzieć filmy, w których trzeba rozwiązać jakąś sprawę, i ... samo to nie czyni ich niczym wielkim. Owszem, Craig i Mara dają bardzo dobre rolę - i chwała im za to - ale to wciąż nie jest produkcja, która nie da spać po nocy. Sprawi jedynie, że Mara będzie rozchwytywana – gwarantuje.

Robiąc zestawienie plusów i minusów, albo - trzymając się wszechobecnego w tym filmie wątku religijnego – „rachunek sumienia”, trzeba przyznać, że wiele mi się tu podobało. Co nie zmienia faktu, że to niecałe 3godziny patrzenia na rozgrywkę gry w Cluedo, czyli kto zabił. Najlepszy film 2011? Nie, ale na Top 10 by się nadał – 7/10 . Innymi słowy, niech was nie ponosi z tym wychwalaniem, bo nie trudno się tu sparzyć. Nie można pompować tego balonika za bardzo, bo on aż tyle nie jest w stanie wytrzymać.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/70/#findComment-274655
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

The Godfather[(1972)

 

Jedno z największych arcydzieł Francisa Forda Coppoli, jak również całej branży kinematograficznej.Wstyd się przyznać,ale dopiero w wieku 19(prawie) lat pierwszy raz obejrzałem ten klasyk.Przez niecałe 3 godziny otrzymałem niemałą rozrywkę.Film z całą pewnością zasługuje na całą chwałę, jaką się mu przypisuje.Nie może też dziwić fakt, że film dostał aż tyle nominacji rolowych dla Oskara.Marlon Brando(R.I.P.) jako tytułowy ojciec chrzestny, Al Pacino jako "młody spadkobierca" rodu Corleone(a propo, czy Pacino zdarzyło się grać kogoś innego niż gangster?), nawet Robert Duvall i James Caan dostali nominacje, zresztą całkiem zasłużone.Tak jak już wcześniej wspomniałem, film trwał niecałe 3 godziny.Z reguły film powinien trwać od 1,5 do 2 godzin, a jak już robimy tak długą produkcję, to powinna ona być pozbawiona wad i przekazać bardzo ciekawą historię.I tak też tutaj było.Film również pokazuje to, co tak dawno już przeminęło, a mianowicie prawdziwych gangsterów, a nie tych, co to teraz ledwie co wyrosną i krążą po ulicach, zabierając telefony innym i mają się za gangsterów.Nie.Gangsterzy z "Ojca Chrzestnego" mają swoje zasady i kodeks postępowania.Vito Corleone może i nie był dobry, ale był dobrym człowiekiem z zasadami(dziwnie brzmi, ale nie potrafię tego inaczej opisać).Film nosi też przykład, jak można zmienić się za pomocą władzy.Michael Corleone był uważany za bohatera wojennego, a po przejęciu schedy stał się jednym z najgroźniejszych szefów mafii świata.Film jest bardzo mocną produkcją i gorąco zachęcam każdemu, kto jeszcze nie obejrzał. 9+\10

 

Scarface(1983)

 

Wielu moich znajomych polecało mi gorąco ten film z powodu takiego, że kocham filmy gangsterskie.Podobnie twierdzą też na filmwebie, gdzie ten film był strasznie wysoko oceniany.I teraz po obejrzeniu tego filmu zadaję sobie pytanie:Czy zafascynowanie tym filmem wynika z faktu kompletnej ignorancji, czy tępoty czy czego?Film nie zasługuje na takie wysokie noty.Podobnie jak poprzednik trwa jakieś 3 godziny,ale w porównaniu z "Ojcem Chrzestnym" "Scarface" bladnie i to bardzo.Film miał przekazać prostą historię człowieka, którego władza i pieniądze doprowadziły na skraj szaleństwa, aż w końcu do śmierci.To można zrobić w o wiele krótszym czasie, skupiając się tylko i wyłącznie na tym, a nie na innych bzdurnych wątkach kompletnie niepasujących do fabuły.Co jeszcze mi się nie podobało to to, że reżyser chyba pojął, że film gangsterski to film, w którym występują sceny mas mordu zupełnie nieprzemyślanego.Owszem, trzeba scen z morderstwami, ale żeby to były wyrafinowane ujęcia, a nie bum bum bum bum przez połowę filmu.Tak samo z dialogami.Co drugie słowo to fuck, shit itp.To bardzo ambitne dialogi, jestem pewien podziwu.Jeszcze można się przyczepić do paru dziur w fabule, które nie zostały pokryte(problemy bohatera z Kolumbijczykami, czemu nie zabił pewnego człowieka, kompletnie przejaskrawione właściwości kokainy....lista się ciągnie i ciągnie).Jedyne, co tak naprawdę mogę zapisać na plus, to postawa Ala Pacino jako Tony Montana i to by było na tyle w zasadzie.Jeżeli ktoś chce obejrzeć 3 godzinny film i się nie wynudzić,to odradzam tą produkcję.5\10

 

[ Dodano: 2012-01-25, 10:44 ]

Moneyball(2011)

N!KO – Brad Pitt to manager drużyny baseballowej. Kiedyś miałbyć wielką gwiazdą, i po namowie skautów, rzucił wszystko dla tego sportu. Niestety, nie może walczyć o najwyższe cele, bo zespół dysponuję najmniejszym budżetem w całej lidze. Kłopoty narastają, gdy odchodzą 3 największe nazwiska, i trzeba ich zastąpić. Wtedy pojawia się Jonah Hill – absolwent ekonomii z Yale – który opracował system przydatności do zespołu. Nie trzeba brać najdroższych, żeby trafić w „10” i wzmocnić zespół. Mimo, że sztab nie jest za takim obrotem spraw, to ostatnie słowo należy do managera.

Baseball to jeden z tych sportów, których niestety nie ogarniam. Wolałbym obejrzeć kolejną część Sagi Zmierzch, niż jakiś mecz MLB. Typowo amerykańska rozrywka z pałkami. Nie mniej jednak filmy sportowe często do mnie trafiają (zwykle to bywa w historiach o futbolu – Męska Gra, Tytani). O ile mnie pamięć nie myli, to Moneyball jest wymieniany w kontekście nominacji do Oscara, ale w moim odczuciu na statuetke szans nie ma. Nie jest to zły film, ale na dobrą sprawę żadnych rewelacyjnych motywów się nie dopatrzyłem. Hill i Pitt grają poprawnie, i potrafią niekiedy uraczyć jakimś żartem, ale ja stałem obok tych wszystkich wydarzeń. Phillip Seymour Hoffman również miał trochę czasu na pokazanie umiejętności, ale materiał nie pozwolił na nic godnego zapamiętania (tutaj, pisząc to, doszedłem do wniosku, że wszędzie mam jakieś „ale”). Spłynęła po mnie ta historia, mimo, że ma być inspirująca, i pokazuje jak dążyć do celu, choć w oczy wieje wiatr. Motyw obliczeń niby jest, choć ja mam wrażenie, że można było na tym film oprzeć. Gracze których sprowadzają praktycznie nie istnieją na planie. Taka fabuła by się sprawdziła w jakiejś prostej historii, gdzie zbierana jest cała ekipa nieudaczników, którym zmieniają pozycje w taki sposób, że osiągają oni szczyt.

Jeśli coś jest oparte na prawdziwej historii, to nie sprawia, że ma być od razu nominowane do Oscara... – 5/10

 

A ja się nie zgodzę z tą wypowiedzią.Fakt, film się bardzo powoli rozkręca, ale mnie ta historia wciągnęła i przyjemnie mi się siedziało przy tym filmie.Oscara za film raczej nie zdobędzie, bo konkurencja w tym roku dosyć silna jest, ale Brad Pitt na Oscara ma małą szansę.Jeżeli lubicie filmy o tematyce historyczno-sportowej, to polecam, bo to jeden z lepszych tytułów w ostatnich latach. 8+\10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/70/#findComment-274669
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Contraband (Kontrabanda)

N!KO – Chris Farraday (Mark Wahlberg) porzucił życie przestępcy, i nie planuję powrotu. Chcę spokojnie zaopiekować się bliskimi w legalny sposób. Po nieudanej transakcji narkotykowej członka rodziny, zmuszony jest wrócić, by spłacić jego bezwzględnego szefa. Legendarny przemytnik musi zebrać drużynę z pomocą swojego przyjaciela (Ben Foster). I nie.... nie jest to opis filmu „60 sekund”.

Trzeba przyznać, że wszystko wydaję się dziwnie znajome, i seans wiele tu nie zmienia. Prawdopodobnie już oglądaliście setki takich filmów kryminalnych, w których notorycznie reżyser wyciąga królika z kapelusza starając się zaskoczyć widza. Plan się psuje, a czasu zostaje coraz mniej, itd. Realizm zbliżony do gry komputerowej, ale czego się nie robi dla dobra akcji.

Wahlberg daję swój standardowy popis nieudolnej gry aktorskiej, czyli jeden wyraz twarzy w kolejnej próbie zrobienia z siebie superbohatera. Mam nadzieję, że szybko podzieli los Bena Afflecka (jeszcze większy bałwan), któremu na dobre wyszła reżyserka. Na całe szczęście Mark został otoczony przyzwoitymi aktorami, którzy ratują te dwie godziny (na czele z J.K. Simmonsem).

Dialogi są kiczowate, i nikt nie zobaczy tutaj niczego nowego. Wolałbym przewałkować raz jeszcze wspomniany wcześniej samochodowy hit z Nicolasem Cagem, niż męczyć się z młodszym bratem bliźniakiem, który nie podzielił entuzjazmu do motoryzacji – 3/10

 

 

 

 

Sztos 2

N!KO – Dzięki kontynuacji „Sztosa” dowiedziałęm się, że jedynka jest w Polsce filmem „kultowym”. Nie chce sprowadzać na ziemię, ale nie był to dobry film kryminalny, ani tym bardziej dobra komedia. Zwykły przeciętniak, gdzie najlepsze sceny miewał Nowicki w restauracjach, a to na pewno nie był motor napędowy. Jeden tekst – „Nie kolekcjonuje pieniędzy. Zarabiam dużo i wydaję dużo” – nie tworzy arcydzieła. Motor napędowy Sztosa to przekręty. Przekręty, które tutaj zostały potraktowane trochę po macoszemu. Nie wiem czemu ma służyć kontynuacja... oprócz wypchania kieszeni pieniędzmi nieświadomych, którzy złapią się na obsadę. Ta faktycznie zachwycić potrafi. Pazura, Szyc, Topa, Linda, to w zasadzie wierzchołek góry lodowej. Gościnnych występów znanych twarzy jest sporo, ale cóż z tego? Dwójka cierpi na syndrom jedynki. Jakkkolwiek do tego nie podejść, to i tak nie jest dobry film. Wartościowe sceny naliczyć jestem w stanie na palcach u jednej ręki, a w nich znajdą się motywy z poprzedniczki, co trzeba odnotować. Polecić mogę tylko początkową rozgrywkę w pokera. Ona powinna reklamować ten film. Poza nią mamy masę beznadziejnych dialogów – jeden z lepszych był cytatem Chaplina - niewykorzystaną postać Lindy - jak był na ekranie, to nokautował swoich kolegów z planu - i miałką - by nie powiedzieć nieistniejącą - fabułę. Jedyny pozytyw jest taki, że klimat tamtych lat został ładnie oddany. Na tym Lubaszenko siedział chyba najdłużej, bo dancingów jest tu więcej niż zabawnych gagów... Na ten sztos zostali nabrani Ci, którzy zapłacili za bilet. Dajesz prawdziwe pieniądze, a w zamian dostajesz pusty papier. Szkoda, że nie można ścignąć tego cinkciarza, bo tłumy by pobiegły – 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/70/#findComment-274721
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

War Horse(2011)

 

Najnowsza produkcja Stevena Spielberga opowiada o losach konia, który został wychowany na angielskiej farmie przez młodego Alberta.Tak, ja też po przeczytaniu tego zdania bałem się, co to będzie za film.Czy moje obawy spełniły się?Cóż.......I tak, i nie.Zależy, jak na to patrzeć.Od strony technicznej jest naprawdę dobrze(i tutaj mamy prawo nosić dumnie podniesione głowy, bo za kamerą stał nasz rodak).Sama fabuła może wydaje się na pierwszy rzut oka dziecinna, a wręcz bajkowa, to jednak jest ona opowiedziana poprawnie.Niestety znajduje się też pełno niedociągnięć w fabule, a także od strony realistycznej i logicznej.Idąc przez ten film, tak gdzieś pod koniec, sądziłem że film w skali do 10 będzie przez te błędy góra na 6.Ale stało się coś, co u mnie zawsze wpływa bardzo pozytywnie na film.Mianowicie wzruszyłem się(SICK).Na koniec dodam, że jestem przekonany, iż ten film nie ma co liczyć w tym roku na Oscara,ale warto obejrzeć. 7\10

 

[ Dodano: 2012-01-26, 23:34 ]

The Artist(2011)

 

Ktoś, kto powiedział, że czarno-biały niemy film w XXI wieku będzie murowanym hitem, chyba w tamtym momencie był wyśmiewany, poniżany, krytykowany itp. A więc teraz mówię, że ci wszyscy malkontenci mogą połknąć swoje słowa.Niesłychanie oryginalna koncepcja, połączona ze wspaniałą muzyką i wyśmienitą grą aktorską głównych bohaterów(Jean Dujardin i Berenice Beno).A sama historia wydaje się na pierwszy rzut oka dosyć banalna, to sposób jej przedstawienia wydaje się być idealny.Sam film jest PRAWIE idealny(gdyby nie ta końcóweczka, oj czemu ta końcóweczka była taka).Czy będzie Oscar?W moich oczach na razie tak(zostało mi 5 tytułów do przejrzenia).A ktoś z aktorów na pewno dostanie.Dlatego też taka wysoka nota 9.5\10(końcóweczka popsuła 10-teczkę)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/70/#findComment-274743
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

The Rum Diary (Dziennik Zakrapiany Rumem)

N!KO – Dziennikarz Paul Kemp (Johnny Depp) to wolny strzelec, który trafia do Puerto Rico, by skrobać słowa dla lokalnej gazety. Nie trafia dokładnie do raju z pocztówek. Na ulicach ludzie sieją zamęt, a cała redakcja to banda wykrętów. Większość ma problemy z alkoholem, a naczelny (Richard Jenkins) sam nie jest zadowolony ze swojego dziecka.

Całość została oparta na noweli Huntera S Thompsona – autor odpowiedzialny za książkę na podstawie której powstało „Las Vegas Parano”. To pewnie główny chwyt marketingowy, bo dla wielu ta narkotykowa psychodela, jest arcydziełem (sam podchodzę sceptycznie). Dostajemy więc masę samozniszczenia w tropikalnych klimatach. Nie jest to jednak nijak zbliżone do wcześniej wspomnianego przeboju. Jeśli chcesz to zobaczyć, tylko dlatego, że po zwiastunie kojarzy Ci się z „Las Vegas Parano” – nie oglądaj. Jeśli chcesz to zobaczyć, bo po zwiastunie sprawia wrażenie dobrej komedii – nie oglądaj. Produkcja ta przybiera bardziej poważny ton, i nie koniecznie śmieszkuje, gdzie tylko może – parę niewinnych uśmiechów to max. Mamy niespełnionego pisarza, zauroczonego dziewczyną wielkiej szychy, który ma co do przyjezdnego z Ameryki wielkie plany.

Obsada na papierze wygląda genialnie, ale w praktyce nie zachwyca niczym szczególnym. Jest nieźle, ale poprawność to tylko odbębniona robota przez te nazwiska. Jack Sparrow powoli wysysa życie z Depp’a, bo już dawno nie widziałem filmu z Johnnym, w którym nie rzucałby mimiką twarzy przypominającą kultowego już pirata. Ciężko mu odstąpić od mocno przekolorowanych, komicznych postaci. Eckhart – jak na dwie twarze przystało – jest tu politykiem manipulującym wszystkimi wokół, i z czymś takim mu... do twarzy. Jego dziewczyna – Amber Heard – ma tylko dobrze wyglądać, i wprawiać w zachwyt przy każdym kadrze, co raczej nie sprawia jej wielkiej trudności. Giovanni Ribisi, Michael Rispoli i Richard Jenkins to kolorowe charaktery spinające ładną klamrą całość. Szczególnie Ribisi jest wart podkreślenia. Notorycznie natykam się na jego drugoplanowe postacie w nowych filmach, i miewam problemy z rozpoznaniem. Facet jest zdolny zagrać wszystko.

Strasznie ciężko to podsumować. Niby wszystko jest ok, ale .. o czym to w ogóle było. Rozumiem, że to coś jak autobiografia Thompsona, czy też Kemp to jego jakieś alter ego. Ale czy to była historia godna filmu lub książki? Chociażby jeden fakt może udzielić odpowiedzi na to pytanie – nowela „The Rum Diary” została napisana we wczesnych latach 60’ (wtedy też dzieje się akcja), a wydano ją dopiero 30 pare lat później... Jakby tego było mało – ekranizacja zaczęła powstawać w roku 2000. Projekt szybko zostal zdjęty, i musiał czekać na zielone światło wiele lat. Czy to było warte zachodu? Nie sądze, aczkolwiek efekt końcowy może przypaść do gustu – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/70/#findComment-274863
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

A Dangerous Method (Niebezpieczna Metoda)

N!KO – Fabuła filmu skupia się na przyjaźni Karola Gustawa Junga (Michael Fassbender) z Zygmuntem Freudem (Viggo Mortensen). Co ich poróżniło wiedzą już wielbiciele psychologii, a Ci którzy nie mają pojęcia... pewnie i tak nie wytrwają, żeby ogarnąć tę „Niebezpieczną Metodę”. Wiele kręci się wokół rosyjsko-żydowskiej pacjentki cierpiącej na histerię. Sabina Spielrein, niewiaście na imię, a skoro jest rosjanką to wcieliła się w nią... ... Keira Knightley? Serio? Dałbym sobie rękę uciąć, że to Angielka, a wcale nie stara się nas zwodzić, bo akcent ma tak samo płynny, jak w swojej każdej innej, nędznej kreacji. To dla mnie największa kula u nogi tego filmu. Długo ze sobą walczyłem, żeby ją kupić w tej roli, ale nawet jeśli przymknąć oko na taką błahostkę jak akcent, to jej mimika twarzy uniemożliwia dalszą radość z filmu. Napięcia tu tyle, co w zepsutym gniazdku, a tempo łatwo określić poprzez nakreślenie ważnego aspektu historii, w której Freud piszę list Jungowi, drugi odpisuje, a później czeka na odpowiedź, itd... Jeśli już produkcji uda się odstąpić od wątków biograficznych, to ląduje w przeciętnym melodramacie.

W zasadzie największą radość czerpałem z postawy Aragorna Mortensena. Siwy włos i stonowany głos mu służą. Fassenbergowi lepiej wyginać różnej maści metale (Magneto), niżeli bawić się w psychanalizę, ale i tak ciężko mu było „zniknąć” przy swojej pacjentce. Polecałbym jedynie ludziom zainteresowanym w temacie. Wydaję się to być pieczołowicie odwzorowane, w takim stopniu, że nie mogło się udać jako półtorej godzinny film – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/70/#findComment-275710
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

The Gray (Przetrwanie)

N!KO – Praca na końcu świata – Alaska – a wokół sami kryminaliści, zbiegli więźniowie, i każdy inny rodzaj dupka. Tak swoje położenie określa główny bohater - Ottway (Liam Neeson) – który właśnie się zbiera do drogi powrotnej. Tam czeka na niego ciepły dom i ukochana osoba. Przytulna przyszłość zostaje jednak zachwiana - tak jak i samolot, którym lecą – i grupa pracowników ląduje w samym środku... niczego. Zaczyna się walka o przetrwanie. Jeśli nie zabije ich pogoda, to zrobi to wataha wilków czająca się intruzów. Grunt to odnaleźć się w sytuacji, w której panujące reguły są dawno zapomniane przez cywilizacje.

Liamowi towarzyszą mało znaczący aktorzy, ale żaden nie stara się usilnie pokazac, jak bardzo jeszcze nie jest gotowy na przebywanie obok takiej gwiazdy. Gwiazdy, która jest tak dobra, by na swoim blasku – i umiejętnościach – udźwignąć całość. Ottway to dokładnie ten, który zawsze stara się trzeźwo myśleć i informować panikującą resztę, co trzeba zrobić, żeby nie zginąć - taki Bear Grylls. Wśród rozbitków swoje miejsce znajdzie jeszcze ten typowy dupek, ktory ma problem z podoporządkowaniem się pod reszte, i wiecznie ma swoje odmienne zdanie. Ciekawie rozpisany został dialog o strachu, którego oczywiście się wypiera przed pozostałymi.

Niby wszystko wydaje się standardowe - od postaci, po samą „survivalową” koncepcję – ale ma to swój urok. Przede wszystkim „The Grey” jest klimatyczne, a bez tego ani rusz, żeby się ścigać z podobnymi produkcjami. Nawet te „wyskokowe momenty” (zapożyczone z horrorów, którym bym raczej tego nie nazwał) sprawiają wrażenie fajnych. Zawsze są bardzo przewidywalne, a tutaj jak już się dzieją, to może nie straszyły mnie zgodnie z założeniem twórców, ale jak najbardziej je potrafiłem docenić. Brawa dla „kreatywnych”, którzy mieli taką wizję. Wprowadzają pomysły bez większych oporów, i kilka chorych akcji się znajdzie. Jedynie miałem problem z potrzebami na jedzenie całej ekipy. Nie rzucają się zbytnio żarcie, a w końcu fabuła opisuje parę dni... Grunt, że rozwijają się wraz z postępami w fabule, jak na dobry dramat przystało. Ciekaw jestem jak sam bym się zachował w takiej sytuacji. Tegoroczna zima już stara się mi to ułatwić – 7/10

 

 

 

 

1920 Bitwa Warszawska

N!KO – Pozwoliłem sobie poświęcić chwilkę na tą głośną produkcję Polskiej kinematografii. Musiałem jednak odpuścić (przewinąć) wszystkie bezsensowne tańce i śpiewy, którymi tutaj jesteśmy atakowani z każdej strony przez Natasze. W ten sposób zaoszczędziłem sporo czasu, ale to co zostało, i tak mnie skutecznie raziło w oczy. Gdyby mój mózg był oddzielnym organizmem i potrafił gadać, to skandowałby „Stop The Pain” niczym naród chcący zapobiec ACTA. To był taki pokaz sztywnej gry aktorskiej, że gdyby nie opisy w internecie, to ja bym myślał, że to parodia – mało zabawna, ale w końcu nie wszystko musi mnie śmieszyć. Love story między Szycem a Urbańską nie było w ogóle rozwinięte – w jakikolwiek sposób – i oparło się na przysiędze powrotu, jaką Romeo złożył tej dramatycznej Julii – „dramatycznej” nie ma być komplementem, a podsumowaniem gry. Chłopak trafia do niewoli i... w zasadzie nie chcę mi się już o tym pisać. Nawet Linda i Olbrychski – czyli bez wątpienia czołówka Polskich aktorów – prezentują się bez szaleństw. Owszem, mają swoję momenty, ale na tle Urbańskiej trudno by takich nie było. Ta ostatnia nie powinna stawać przed kamerą, bo ni to śpiewa, ni to tańczy, a na pewno już nie gra. Recytuje jakieś przykre teksty, i brakuje w tym jakichkolwiek emocji. To ma być tak ładna papka, że aż smutno się robi na sercu (to dlatego jest to reklamowane jako dramat?). Mam chyba awersję do czegoś takiego. Pierwszy Polski skok na 3D odkrył nowy gatunek – Tragiżenada – 1/10

Jedno co nasuwa się do głowy po tym seansie, to porównanie kina amerykańskiego z polskim, jakiego dopuścił się Jacek Braciak u Wojewódzkiego:

„Nie trzeba być fachowcem, żeby dostrzec różnicę między polskim filmem, a amerykańskim. Mamy Polski film wojenny. Namocowaliśmy się, zebraliśmy 1,200,000 euro, mamy czołgi z kartonu, trzech żołnierzy w mundurach, kręcimy. W Polsce to wygląda tak, że siedzi dwóch gości w okopie i mówi:

A – Dosyć mam tej wojny. Jak ona mnie upokarza... Masz moją fajkę popal...

B – No, a ja już żony nie widziałem 3 lata...

Film amerykański. Siedzi dwóch tych samych gości, w tym samym okopie, i mówią tak:

A – A pamiętasz, jak byliśmy na Coca-Coli tam w Kentucky?

B – No, ale były jajca...

Tylko że tam, w tle, zapierdala 20 helikopterów, napierdala napalm, wszyscy strzelają, i to jest groza wojny, a nie to, że my to będziemy mówić – no czuję się wyobcowany przez Niemców...”

Bitwa Warszawska i tak nie ma tak ambitnych dialogów, jak te wyżej, ale tandeciarstwo zachowała.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/70/#findComment-276156
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 211
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Sam film jest PRAWIE idealny(gdyby nie ta końcóweczka, oj czemu ta końcóweczka była taka).Czy będzie Oscar?W moich oczach na razie tak(zostało mi 5 tytułów do przejrzenia).A ktoś z aktorów na pewno dostanie.Dlatego też taka wysoka nota 9.5\10(końcóweczka popsuła 10-teczkę)

 

Końcówka musiała być właśnie taka, bo

tak z reguły kończyły się (happy endem) filmy w epoce kina niemego. Reżyser chciał tutaj być wierny schematowi (konwencji gatunku), którym się posłużył. Nie mów jednak, że nie zacząłeś się zastanawiać, kiedy przeczytałeś "Bang!" (swoją drogą świetny motyw :wink: ).

 

Sam film (The Artist) - pełen świetnego aktorstwa (nie mogąc "mówić", musieli wykorzystać w 100-u procentach grę twarzą i ciałem, co udało im się wyśmienicie), doskonale komponującej się muzyki i magii starego kina. Dodatkowo kilka zabawnych motywów + rewelacyjny psiak. Moja ocena: 7/10 i sądzę, że film szarpnie Oscara, jeżeli nie za najlepszy film (nie wiem - nie oglądałem jeszcze wszystkich nominowanych, ale z tego co widziałem, to konkurencja w tym rok unie jest jakaś miażdżąca), to za aktorstwo pierwszoplanowe (męskie lub kobiece).

 

1920 Bitwa Warszawska

 

N!KO wiedziałem, że jest z Ciebie filmowy masochista, ale porywać się na to "dziełko", to jakby będąc murzynem, wyskoczyć z tortu na urodzinach przywódcy Ku-Klux-Klanu, a później się dziwić, że dostało się po łbie :lol: Przyznam, że wystarczył mi zwiastun i ekspresyjna gra Urbańskiej, kiedy strzelała bodajże z CKM-u, aby (w połączeniu z tym, że tego typu poważną tematykę pakują w 3D - rezerwowane raczej dla lekkich produkcji - co jest dla mnie grzechem niemal śmiertelnym) zakwalifikować ten film do kategorii: "nie oglądaj pod żadnym pozorem!" :twisted:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/70/#findComment-276180
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

We Need to Talk About Kevin (Musimy Porozmawiać o Kevinie)

N!KO - Eva Khatchadourian (Tilda Swinton), to niesamowicie dumna przyszła matka, która daję życię Kevinowi. Kevinowi, który nie do końca jest tym małym kochanym chłopcem, jakiego każdy rodzic by sobie życzył. Małomówny, samolubny, przemądrzały i wredny chłopak staję się koszmarem Evy.

Niesamowitych opinii się naczytałem o tym filmie, a sam seans sprawił, że chciałem umrzeć. Nie mówie o chaotycznym toku, który przeskakuję z okresu na okres i większość się pewnie pogubi (i w końcu wyłączy), ale o przygnębiającym klimacie. Wcale to nie znaczy, że mi się to wszystko podobało, choć pewnie w taki stan chcieli mnie wprowadzić twórcy. Tilda Swinton jest wychwalana, ale praktycznie ma jeden wyraz twarzy przez cały seans. Cierpienie matki – tak. Wielki kunszt aktorski – niekoniecznie. Więcej uwagi powinno się skupić na Kevinie, bo to on jest postacią ciekawszą. Jednak to nie jest największy mankament tego filmu – dla mnie jest to nie oddanie do wglądu punktu kulminacyjnego. Motyw fajny, ale niewykorzystany. Wizja filmu była odmienna (toporna), i nie pozwalała na takie sceny, które mogłyby... wybudzić widza. Mimo, że film się rozkręca z czasem – pierwsze minuty potrafią odepchnąć – to i tak człowiek ma śpiochy w oczach, a postaci dość. Film z rodzaju ambitnych, więc i trzeba się nastawić. Gdyby jednak całość nie składała się z szeregu scen o przemalowywanych ścianach, a z rozmowy matki z synem (oraz wmieszania w to wazniejszych chwil z życia obojga), to pewnie bym kończył z uśmiechem na twarzy. Tak zapamiętałem tylko wspomnianą parominutową scenę, w której pada fajny dialog ( - „Nie wyglądasz na szczęśliwego” ; - „Czy kiedykolwiek wyglądałem?”) – 5/10

 

 

 

 

Extremely Loud and Incredibly Close (Strasznie Głośno, Niesamowicie Blisko)

N!KO – 9-letni Oscar (Thomas Horn), szuka zamka, pasującego do klucza zostawionego przez jego ojca (Tom Hanks), który zginął podczas tragedii World Trade Center. Minęło dziesięc lat, a Amerykanie wciąż są w stanie wałkować ten temat, by wymusić parę łez. Oni mogą płakać, a mnie będzie zbierać na mdłości. Tani ten chwyt, ale postaram się nie wspominać o tym więcej...

Mały to bystry chłopak (wręcz przesadnie), który wybiera się w podróż po Nowym Jorku. Tam czeka go wiele przygód, i jeszcze więcej osób gościnnie występujących w jego życiowej historii. Poszukiwania wskazówek z zaciekłością maniaka zabierają mu dzieciństwo, a winnym jest ojciec, który mu wmówił zagadke. Oczywiście to tylko moja wizja, bo ta filmowa przewiduje, że Tom Hanks miał dobre intencje. Może gdyby ten mały był lepszym aktorem, to i całość oglądałoby się lepiej. Bullock i Max von Sydow (koleś nie mówi nic, a na ekranie go pełno) ratuje trochę produkcje, ale to tego szkraba trzeba śledzić przez 2godz. Nie rozumiem czemu dostało to nominacje do oscara, ale widocznie Akademia nie jest zbyt wymagająca. Potężna łycha patosu wystarczy... Śmieszna intryga nie trzyma sie kupy, a podpowiedzi spadają z powietrza (warto to podkreślić, bo ktoś może się spodziewać jakiejś łamigłówki godnej swojego czasu). Można jednak nauczyć się tego, że przy tamburynie (nieodłączny instrument głównego bohatera) mózg lepiej pracuje! Wystarczy chwilę pobrzdękać do ucha.

„Extremely Loud and Incredibly Close” to prosta bajeczka dla dorosłych – tak jak samolot wpadający w WTC (a... miałem nie wspominać). Raczej radziłbym ustawić głośniki strasznie cicho, i odsunąć się niesamowicie daleko – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/70/#findComment-276757
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 870
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Show (2003)

Bohaterem "Show" jest Czarek (w tej roli oczywiście Cezary Pazura), drobny oszust i fałszywy uzdrowiciel, który uciekając przed prześladowcami znajduje schronienie wśród uczestników popularnego reality show. Niestety, bardzo szybko okazuje się, że wpadł z deszczu pod rynnę. Wśród uczestników programu znalazł się bowiem morderca, który kolejno eliminuje konkurentów do głównej nagrody...

Widziałem już ten film parę lat temu, ale niewiele pamiętałem, dlatego widząc, że rodzice go oglądają, przyłączyłem się do seansu. Moim zdaniem film jest dość ciężki do oceny, bo wszystko zależy od tego, jak do niego podejdziemy. Jeśli odbierzemy go jako komedię, albo film sensacyjny, to wypada to dosyć blado. Niestety, ale jest w nim dużo nielogicznych rzeczy, które ciężko wytłumaczyć, a koniec filmu i wytłumaczenie tego wszystkiego nawet dodaje nam ich jeszcze więcej.

Jeśli jednak na film ten spojrzymy jak na dramat z przesłaniem, to naprawdę film bardzo zyskuje. Szkoda tylko, że możemy na niego spojrzeć tak dopiero na samym końcu. Bardzo spodobała mi się opinia, którą przeczytałem na filmwebie (gdzie BTW film ma zadziwiająco niską ocenę). Ktoś napisał, że większość tego filmu to tak naprawdę kontrast dla dla tak fantastycznej końcówki. Trudno się z tym nie zgodzić.

Ogólnie film bardzo mi się podobał i daję mu bardzo dobre 8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/70/#findComment-276770
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Listy do M.

N!KO – Miłosna opowieść grupy ludzi, emanująca bożonarodzeniową aurą... a dokładnie Polska wersja wielowątkowego „To właśnie miłość”. Film przedstawia pięciu mężczyzn i pięć kobiet, którzy pogubieni w swoim życiu dostali strzałą amora w tyłek.

O dziwo, mimo, że jest to kolejna komedia romantyczna, to nie wali ona na kilometr takim kiczem jak większość. Wspominając poprzednie „(arcy)dzieła” tego gatunku, nie jest to może trudne do osiągnięcia, ale wolę jedne „Listy do M.”, niż dwadzieścia „KOCHAJ i Tańcz”, „Tylko mnie KOCHAJ”, „Nie kłam KOCHANIE”, i serii innych filmow z tym słowem na „K”, których na następny dzień nie jestem w stanie odróżnić.

Punkt A, to oczywiście ściągnąć sprawdzony pomysł (ten już mamy ogarnięty). B – zebrać potężną obsadę. Myślę, że ekipa odpowiedzialna za to, może być z siebie dumna, bo Karolak, Stuhr, Adamczyk, Dygant, i inni, to wystarczająco rozpoznawalne postacie, by osiągnąć dobre wyniki sprzedaży, w ten – prosty - świąteczny okres. Pomijając fakt, że większość występuję w każdym Polskim filmie... Może poza młodym Stuhrem, jego jestem w stanie rozgrzeszyć, i zarazem pochwalić za najlepszą rolę. Oczywiście mimo różnorodnych charakterów, jedni są bardziej zjadliwi, inni trochę mniej. Spiker radiowy (Stuhr), czy zły mikołaj szukający komórki (Karolak), potrafią wzbudzić sympatie, ale mała blond sierota, to zabieg tani i budzący u mnie odmienne od pożądanych uczucia. Wspominałem już, że wątki z nią związane, wiążą się z rozkładaniem na części pierwsze wartości tych świąt? To już dla mnie nie do zaakceptowania!

„Listy” spełniają swoje zadanie, ba nawet się parę razy pośmiałem, co mnie zszokowało, i nie wiem, czy nie powinienem ruszyć na jakieś badania - to jest w końcu Polski kom-rom. Po seansie masz się czuć dobrze, i iść się zakochać. Podobnież nie da się żyć bez miłości, ale myślę, że tlen jest ważniejszy... – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/70/#findComment-276894
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Underworld Awekening (Underworld Przebudzenie)

N!KO – Szczerze to spływa po mnie ta seria na 5min po seansie. Każda część wydaje mi się być tą ostatnią, a oni i tak wracają z kolejnym skokiem na kase. Jedynka dostała 5/10 (ją w miarę pamiętam), dwójka 3/10 (o tej nie jestem w stanie na dzień dzisiejszy powiedzieć nic), trójka 4/10 (pamiętam, że to był prequel, który powielił sporo motywów już sprawdzonych). Ciekawe ile dni minie zanim zapomne o czwórce...

Rzekomo jest to kontynuacja wydarzeń z drugiej części, gdzie główna bohaterka – Selene (Kate Beckinsale) już nie jest potulnym wampirem, który musi ukrywać się w ciemnościach. Ma umiejętność hasania przy świetle dziennym (Blade). Schwytana przez ludzi, wydostaję się na wolność by siać zniszczenie, a fabuła obiera dwie drogi. Pierwsza to wojna z ludźmi - w końcu musieli to przerobić – którzy od teraz tropią Wampiry i Lycanów (tamtejsze wilkołaki). Druga to tajemnicza dziewczynka – hybryda obu gatunków - której pragną Lycanie, a Selene musi ją ochronić (najbardziej oklepany motyw z możliwych).

Całość sprawia wrażenie epizodu jakiegoś serialu, i czuć że zostało wszystko oddane w ręce obcych ludzi. Ci postanowili odciąć się od poprzednich filmów, i zrobić oddzielne dzieło z postaciami wykreowanymi wcześniej. Inna sprawa, że bez Billa Nighy i jego kreacji (Viktor), Underworld jest filmem kompletnie zbędnym, który utonie w konfrontacji z innymi, podobnymi do siebie produkcjami. Można się tutaj skusić tylko na widowiskowe akcje, ale te mnie nie zachwyciły, a jak już były ok, to sprawiały wrażenie ściągniętych. Dobrze, że wszystko trwa niewiele ponad godzinę. Źle, że jest przygotowane pod kolejny odcinek... – 2/10

 

[ Dodano: 2012-02-12, 20:33 ]

 

 

 

J. Edgar

N!KO – Clint Eastwood to dobry reżyser, i co do tego nigdy nie miałem wątpliwości. Każdy projekt za jaki się łapie, wydaje się w pewnym stopniu wyjątkowy, czy też ambitny. Ciężko tam też narzekać na złą pracę za kamerą. Problem jest taki, że ja nie wszystkie te filmy łykam jak młody pelikan. W zasadzie to jestem w stanie podzielić jego produkcje na dwie kategorie: te których tematyka do mnie trafiła (Rzeka Tajemnic, Gran Torino), i te w które nijak się nie umiałem wkręcić (Medium, Invictus). Historia J Edgara Hoovera, należy do tych drugich...

Każdy powinien kojarzyć nazwisko Hoovera – dyrektor FBI przez prawie 50lat, wielki przeciwnik komunizmu – i tutaj dostaliśmy jego życiową historię. Opartą na faktach, i wspartą poteżnym star-powerem, w postaci Di Caprio. Do Leo ciężko się przyczepić, choć narzucił sobie jakiś dziwny akcent, a w starszej wersji Hoovera wyglada trochę komicznie. Mój największy problem z tym wszystkim to długość. Niby nieco ponad 2godziny to standard w filmie, który ewidentnie chciał lecieć na Oscara, ale tutaj NIC SIĘ NIE DZIEJE. Jeśli po 20minutach oglądania filmu patrzysz na zegarek, to wiedz, że coś poszło nie tak. Edycja chaotycznie skacze po osi czasu, i w ciągu 10minut, kilkukrotnie przeskakuje z młodego na starego Hoovera i z powrotem. Po czasie staję się to wybitnie irytujące, bo dostaję dwa zdania narracji (Hoover piszący książkę), i paro minutową scenę młokosa.

Do podsumowania „J. Edgara” nadaję się idealnie pewien cytat - „Życie jest tylko powieścią idioty. Głośną, wrzaskliwą, a nic nieznaczącą..." Tak jak ten film – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/70/#findComment-277320
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Big Love

N!KO - Barbara Bialowąs miała świetny pomysł. W dobie zasypywania nas komediami romantycznymi, stworzyć coś, co pokaże jaka miłość potrafi być naprawdę. W końcu kom-romy mogą się kończyć happy endem - trzymaniem się za rączkę przy zachodzie słońca – ale po napisach końcowych realne życie toczy się dalej, i już niekoniecznie ten Don Juan obok jest taki rewelacyjny...

Z początku taką perłą był Maciek (Antoni Pawlicki) dla Emilii (Aleksandra Hamkalo). Główna bohaterka ma w końcu 16lat, a on jest o osiem lat starszy. Ona zagubiona, on – wydawać się może – wskaże jej drogę. Wszystko z góry jest skazane na porażkę, a my tylko czekamy na rozwój. Szkoda, że wszystko mamy wyłożone na tacy. Mam na myśli za dużo wskazówek (zbyt szybko) na to, co może się dziać później. „Może” staję się „pewne” z każdą minutą, by finalnie nikogo nie wzruszyć.

Fajnie przedstawiono rozwój związku tej dwójki, gdzie to dziewczyna z czasem przejmowała kontrolę, ale to jedna z niewielu zalet. Niestety, już tak optymistycznie nie można powiedzieć o wszechobecnej erotyce, która kończy się na „och”, „ech” , i kolorowym niebie (dosłownie). Pawlicki w starciu ze swą ekranową miłością wypada blado. Hamkalo miażdży go w każdej scenie, i robi się go szkoda. Chłopak musi wrócić do dzieł pokroju „Los Numeros”, bo z poważniejszego kina pieniędzy nie będzie. Swoją drogą, jego postać jest tępym prostakiem, a pracuję w jakimś laboratorium – tylko w Polskim kinie, bo przecież nie w kraju.

Słowa „Fuckin’ Big Love...” – dowód na przykre dialogi - kończą ten film, a w moim odczuciu go też podsumowują. Szkoda, bo pomysł był niezły, ale gdzieś utopił się w oklepanym scenariuszu, bezpłciowych dialogach, i słabych skokach po osi czasu – 3/10

 

[ Dodano: 2012-02-14, 19:23 ]

 

 

 

Journey 2: Mysterious Island (Podróż na Tajemniczą Wyspę)

N!KO – Wypuszczone w 2008 roku Journey to the Center of the Earth (2/10), to film bardzo niskich lotów, który nawet nie zachwycił tym, na co stawiał najbardziej (3D). Kontynuacja nie wskazywała na nic dobrego, ale postać Dwayne’a Johnsona mnie skusiła na seans.

Sean (Josh Hutcherson) rusza na tajemniczą wyspę w poszukiwaniu swojego dziadka. O istnieniu tego miejsca wie niewielu, a misja ratunkowa nie możę się obejść bez odpowiedniego nadzoru. Za ten odpowiada chłopak jego matki, Hank (Dwayne The Rock Johnson). Dla tej dwójki to przede wszystkim szansa na zbudowanie wspólnych więzi, które by zadowoliły kobiete bliską ich sercu. Na miejsce ruszają u boku pilota Gabato (Luis Guzmán), i jego córki Kailani (Vanessa Hudgens).

Wydaje mi sie, że produkcja niewiele podniosła poprzeczke względem poprzedniczki, ale może być to spowodowane moją sympatią do The Rocka. Nie jest z niego wielki aktor, ale do komedii się nadaje. Szkoda, że trafia wiecznie do familijnych produkcji, które trzymają się oklepanych schematów. Szczególnie dobrze wypadają jego przetarczki słowne z dziadkiem chłopaka, którego gra Michael Caine. Nie wiem, po co angielski aktor się na to zgodził, ale wywiązał się z zadania najlepiej jak było to możliwe.

Całe „Journey 2” to ekranowa walka o aprobate drugiej osoby - Hank z Seanem, Sean z Kailani (w końcu wątek miłosny musiał się znaleźć) itd. – oraz pokaz efektów specjalnych. W prostych słowach to, co najmłodsi powinni łyknąć z łatwością – 4/10

 

 

 

 

Róża

N!KO – Tadeuszowi (Marcin Dorosiński) wojna zabrała wszystko. Żona i kompan polegli, a wypełniając ostatnią wolę tego drugiego, trafia na Mazury. Tam mieści się gospodarsto Róży (Agata Kulesza), która również żyje ze stratą męża – niemieckiego żołnierza.

Smarzowski to chyba najwybitniejszy polski reżyser. „Wesele” było bardzo dobre. „Dom zły” był bardzo dobry. A „Róża” nie ma zamiaru bardzo odstawać (poprzednicy są naprawdę z najwyższej półki). Ten facet ma głowe do robienia filmów z sensem, i nawet jak przedstawia historie miłosną – tak jak tutaj – to i tak potrafi zauroczyć. Ważną cechą, która wyróżnia go od reszty, to klimat. Ten jest też kluczowym elementem trzymającym mnie przed ekranem. Gdyby nie umiejętności reżysera, to pewnie bym wstał i wyszedł po pół godziny. To na dobrą sprawę historia o miłośći niemożliwej. Taka, która nie jest w stanie mnie zaciekawić.... chyba, że jest właśnie przedstawiona w taki sposób. Sposób realistyczny, w którym bardziej odczuwam grozę wojny, niż w pozostałych polskich filmach przedstawiających tamten okres.

Główna dwójka aktorów mnie nie zachwyciła (Kulesza lepsza), a największą uwagę przykuwał chyba „poboczny” Marian Dziędziel. Fajnie, że jego związek z reżyserem, jest zbliżony do Burtonowskiego z Deppem. Każdy film Smarzowskiego, to rola dla Dziędziela. Patrząc na ogół naszej kinematografii, to rewelacyjna kombinacja.

Ta róża ma sporo kolcy, i one zostawią na widzu trochę brutalnych śladów. Nie wszystkim może to przypaść do gustu. Sam nie będę się rozpływał w zachwycie nad samą fabułą, ale podejrzewam, że każdy inny reżyser załatwiłby mi tutaj ocene „1”, stąd też doceniam wkład – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/70/#findComment-277806
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 776
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  20.10.2007
  • Status:  Offline

We Need to Talk About Kevin (Musimy Porozmawiać o Kevinie)

N!KO - Eva Khatchadourian (Tilda Swinton), to niesamowicie dumna przyszła matka, która daję życię Kevinowi. Kevinowi, który nie do końca jest tym małym kochanym chłopcem, jakiego każdy rodzic by sobie życzył. Małomówny, samolubny, przemądrzały i wredny chłopak staję się koszmarem Evy.

Niesamowitych opinii się naczytałem o tym filmie, a sam seans sprawił, że chciałem umrzeć. Nie mówie o chaotycznym toku, który przeskakuję z okresu na okres i większość się pewnie pogubi (i w końcu wyłączy), ale o przygnębiającym klimacie. Wcale to nie znaczy, że mi się to wszystko podobało, choć pewnie w taki stan chcieli mnie wprowadzić twórcy. Tilda Swinton jest wychwalana, ale praktycznie ma jeden wyraz twarzy przez cały seans. Cierpienie matki – tak. Wielki kunszt aktorski – niekoniecznie. Więcej uwagi powinno się skupić na Kevinie, bo to on jest postacią ciekawszą. Jednak to nie jest największy mankament tego filmu – dla mnie jest to nie oddanie do wglądu punktu kulminacyjnego. Motyw fajny, ale niewykorzystany. Wizja filmu była odmienna (toporna), i nie pozwalała na takie sceny, które mogłyby... wybudzić widza. Mimo, że film się rozkręca z czasem – pierwsze minuty potrafią odepchnąć – to i tak człowiek ma śpiochy w oczach, a postaci dość. Film z rodzaju ambitnych, więc i trzeba się nastawić. Gdyby jednak całość nie składała się z szeregu scen o przemalowywanych ścianach, a z rozmowy matki z synem (oraz wmieszania w to wazniejszych chwil z życia obojga), to pewnie bym kończył z uśmiechem na twarzy. Tak zapamiętałem tylko wspomnianą parominutową scenę, w której pada fajny dialog ( - „Nie wyglądasz na szczęśliwego” ; - „Czy kiedykolwiek wyglądałem?”) – 5/10

Wg mnie jest to przeinterpretowanie filmu, żeby tylko go nie zjechać. Nagradzany, chwalony, więc trzeba mieć o nim dobre zdanie. A ja na przekór, chcę ostrzec wszystkich, żeby nie chwytali się za to gówno. W tym filmie nie ma kompletnie NIC, co mogłoby wpłynąć na pozytywny jego odbiór. Akcja rozgrywa się w od dwóch do trzech czasach na raz (co ma skłaniać do refleksji, dodać filmowi nadzwyczajności... GÓWNO- przez ten zabieg nie da się tego oglądać!), główna bohaterka przez cały czas na ten sam wyraz twarzy i niestety do niej ogranicza się obsada, cała fabuła przedstawiona jest w retrospekcjach, które są mniejszym procentem produkcji. Większy procent to naturalne pokazanie życia bohaterki, po punkcie kulminacyjnym filmu, czyli bezsensowna (po poznaniu tego punktu) NUDA. W sumie to cała nadzieja w filmie opiera się właśnie na punkcie kulminacyjnym -dlaczego całe miasto nienawidzi głównej bohaterki? Dlaczego nie ma przy niej Kevina (bohatera tytułowego!)? Dlaczego jej dom oblany jest czerwoną farbą? Niestety finał nie odpowiada na te pytania, a jedynie zawodzi; jedna, jedyna scena, która mogłaby uratować ten film jest tak słaba (w stosunku do oczekiwań), że chce się jak najszybciej skasować film z dy...... wyrzucić płytę za okno. Możemy sie tylko domyślać, czemu reżyserowi wpadły do głowy takie poronione pomysły. Nic tu nie trzyma się kupy i nic nie jest wyjaśnione, nawet w najprostszy sposób, żeby można było ten film interpretować. Ode mnie zasłużone 1/10!!!. Nie polecam nikomu, nawet jak chcecie stracić półtorej godziny z życia, to lepiej włączcie sobie "Gulczas, a jak myślisz?", tam przynajmniej są cycki.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/70/#findComment-277819
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • GGGGG9707
      Czyli tak w skrócie żeby całości nie tłumaczyć Fightful podało w zeszłym roku chyba że WWE planuje PLE w Belgii i we Włoszech i że mają robić testy w postaci gal w 2025. Pewne źródła w WWE odpowiadające za organizację gal w Europie potwierdzają tą informację i podają że WWE jest na ten moment bardzo zadowolone ze sprzedaży biletów w Bxl. Do gali zostały 2 miesiące a już praktycznie sprzedano liczbę biletów jakiej WWE oczekiwało.  No i ponoć omawiana była kwestia Elimination Chamber 2026 w Brukseli. Także teraz tylko trzeba dać z siebie wszystko na trybunach i jest szansa na duże PLE 😁
    • Mr_Hardy
      Bardzo mi się podoba to, że TNA na początku przypomina co się działo w poprzednim tygodniu. Często bywa, że nie pamiętam co było w poprzednim tygodniu.. Moose na Genesis będzie miał swoją wersję pasa X-Division czyli TNA zaspoilerowało nam wynik walki. Tak mi się wydaję. Ogólnie bardzo dobry iMPACT dużo dużo lepszy odcinek niż z tamtego tygodnia. Genesis zapowiada się świetnie. Nie mogę się doczekać.   
    • MattDevitto
      Na razie na SD w karcie jest tylko jeden match + ma pojawić się Tiffany
    • KPWrestling
      Ten pojedynek to szansa na rehabilitację przed gdyńską publicznością po nieudanym starcie w turnieju. Zarówno Leon Lato, jak i Eryk Lesak, przegrali swoje walki ćwierćfinałowe w boju o tytuł pretendenta do mistrzostwa KPW. Nie zmienia to jednak faktu, że obaj pozostają w dobrej dyspozycji. Eryk toczył bardzo wyrównany bój z Filipem Fuxem i momentami wydawało się, że przechyli szalę zwycięstwa na swoją stronę. Leon Lato po listopadowej porażce zaliczył z kolei wygraną na włoskiej ziemi, pokonując Lello Boy Jonesa na gali Wrestling Megastars Main Event. Czy Eryk Lesak jako ten większy i silniejszy zdominuje przeciwnika i nie pozwoli mu na rozwinięcie skrzydeł, trzymając go w walce na swoich warunkach? Czy też Leon Lato wykorzysta szybkość, spryt i fantazję, zaskakując Lesaka i dopisując kolejne zwycięstwo do swoich statystyk? Jedno jest pewne - dla obu liczy się tylko zwycięstwo i zrobią w ringu wszystko, by je odnieść. Eryk Lesak vs. Leon Lato Instagram: heelesak leon.lato Gala Wrestlingu: KPW Arena 27 24 stycznia 2025 Nowy Harem Gdynia Ostatnia pula biletów: https://kpw.kupbilecik.pl/ Przeczytaj na oficjalnym fanpage KPW.
    • KL
×
×
  • Dodaj nową pozycję...