Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Wiadomo, że obejrzałem The Marine 5, tylko ze względu na wrestlerów. Jest to jedna z bardziej kretyńskich serii WWE Studios, która nie wiedząc czemu, jest wałkowana najdłużej. Będzie krótko. Miz dalej jest drewniany, jego postaci absolutnie nic nie pomoże. Nie ma tam żadnej charakterystyki poza "heroiczny marine". Głębokie. I nie chodzi o to, że poszukuje w filmie akcji nie wiadomo jakiej głębi, ale już taki Ziggler w "Countdown" (czy jakkolwiek tamto się nazywało) potrafił być ciekawszy. Tutaj jest jednak pewien pozytyw - Bo Dallas. Na tle innych wrestlerów - wyróżniający się. Kiedy inni zagrali praktycznie to samo i głównie groźnie wyglądali, Dallas miał postać odbiegającą od swojej ringowej i miło zaskoczył. Marine 5 dzięki nie mu nie jest tak słabe, jak część 2 i 4 (oceny 1/10), a dorównało tym lepszym 1 i 3 (oceny 2/10) - 2/10 - Maryse gra w tym filmie jedną (!) scenę, a jest na okładce :twisted:
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/218/#findComment-419696
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Ghost in the Shell

Film oparty na kultowej mandze pod tym samym tytułem. Major do zadań specjalnych, jedyna taka na świecie cyborgiczna hybryda człowieka i robota (Scarlett Johansson), stoi na czele elitarnej jednostki Section 9, specjalizującej się w walce z najniebezpieczniejszymi przestępcami. Section 9 czeka największe wyzwanie w historii jednostki. Stanie przed obliczem wroga, którego jedynym celem jest wymazanie postępów technologii wirtualnej Hanka Robotic’s.

 

Słyszalem, że manga jest kultowa. Słyszałem, że jest sporo ciekawego rozmyślania o przyszłości, i o hybrydach człowieka z robotem. Jakby ten artyzm przejawiał się w tym zadawaniu pytań, a nie, tak jak tutaj, w samych efektach. „Ghost in the Shell” wygląda ładnie, ale poza ładnym wyglądem, nie oferuje sobą zbyt wiele.

 

Film dość ładnie rozgranicza ten największy zwrot akcji, który notabene przedstawili w zwiastunie - #stupididiots. Oszczędze nieświadomych. Pierwsza część, choć jest przepełniona dynamiczną akcją, nigdy nie podnosi poziomu adrenaliny widza. Patrzy się na to dość obojętnie. Niby ładne, ale nic mi do tego. Dopiero po spotkaniu tutejszego czarnego charakteru – Kuze jest najlepszą postacią - film nabiera tempa. Zaczyna się objawiać intryga, która podnosi poziom widowiska. Nie przestaje to być prostym akcyjniakiem, ale przynajmniej teraz te walki mają jakiś sens. Wiemy, o co ta przyjemna dla oka Scarlett walczy. Inna sprawa, że końcowa batalia jest zwyczajnie słaba.

 

Jak ktoś zachłyśnie się fajnymi widokami futurystycznego miasta, to pewnie i odbiór filmu będzie lepszy. U mnie zadziałała prosta matematyka – najpierw się nudziłem (3/10), potem nieco zaciekawiłem (5/10). Średnia wyciągnięta i nie ma co kombinować. Przeciętniak – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/218/#findComment-419877
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 959
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Jak jeszcze nie obejrzałeś, bierz się za kinówkę anime. Znalazłeś czas na hoolywoodzki badziew, znajdziesz i na coś dobrego ;)
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/218/#findComment-419882
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Jak jeszcze nie obejrzałeś, bierz się za kinówkę anime. Znalazłeś czas na hoolywoodzki badziew, znajdziesz i na coś dobrego

 

Gdzieś tam, kiedyś tam, jest to w nieśmiałych planach.

 

 

Power Rangers

Piątka nastolatków staje przed wyzwaniem na miarę superbohaterów, gdy dowiadują się, że świat stoi u progu zagłady. Zagrożenie o niewyobrażalnej mocy pochodzi z najdalszych krańców wszechświata, a przeciwstawić mu się może tylko ktoś o nadludzkich zdolnościach. Piątka bohaterów wybranych przez przeznaczenie musi pokonać swe lęki i słabości, by stanąć ramię w ramię jako Power Rangers.

 

Ciężko nie odnieść wrażenia, że nowi „Power Rangers” zostali stworzeni z materiałów odpadowych. Tutejsze charkatery są zestawem najbardziej oklepanych. Jakaś gwiazda szkoły, jakiś wyszydzany, jakiś rebeliant – ale z wzruszającą prawdą pod maską - jakiś odludek i jakaś tam ładna dziewczyna, którą się wszyscy zachwycają. We wszystkich rolach dość świeże twarze Hollywood. Brzmi kiepsko, a wcale tak źle nie wyszło. Są w swoich rolach dość wiarygodni, a okazjonalne żarty im siedzą – głównie RJ Cylerowi, bo to jego działka. W zasadzie cięzko by było się do ktoregokolwiek z nich przyczepić. Dali radę.

 

Wsparli ich dwoma dużymi nazwiskami – Bryan Cranston i Elizabeth Banks (Hadera podkładającemu głos robocikowi odpuściłem). Cranston wypełnia swoją rolę na medal. Jest tym budującym Zordonem, trenerem. O wiele ciekawszym, niż ten, którego przez mgłę pamiętam z serialu. Ma nawet swoją przeszłość, która wiąże się z antagonistką, Ritą. Tu niestety zaczyna się wieś. Zajeżdża wstrętnym kiczem. Każda jej scena, to jakiś ponury etap filmu. A że każdy film o superbohaterach może być tak dobry, jak czarny charakter, to...

 

Oczekiwania były zerowe. W zasadzie to ja nienawidziłem tych kolorowych nieudaczników i wybijanych na potęge „kitowców”. I może ten dystans mi pomógł zaakceptować te niedoskonałości filmu i przesadnie nie rozpaczać podczas seansu. Widać, że z tego może powstać całkiem niezła filmowa marka. Jestem ciekaw, czy bez tej oklepanej, lecz koniecznej, historyjki o poznawaniu się i stawaniu się przyjaciółmi, ta grupa by sobie poradziła udźwignąć kolejny film. I czy kolejny antagonista byłby tak czerstwy, jak ten tutaj. Ostatnia walka, to dla mnie zero emocji. Czyste efekciarstwo, bez serca. Transformesi się kłaniają – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/218/#findComment-420009
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

A Cure for Wellness / Lekarstwo na życie

Ambitny młody pracownik wielkiej korporacji (Dane DeHaan) otrzymuje zadanie przywiezienia szefa swej firmy z idyllicznego, ale i tajemniczego ośrodka odnowy biologicznej, położonego w malowniczym zakątku w szwajcarskich Alpach. Ośrodek oferuje lekarstwo na wszelkie problemy i bolączki współczesnego świata, ale na miejscu okazuje się, że nic nie jest tym, czym mogłoby się wydawać. Bohater odkrywa mroczne sekrety i musi walczyć, by ocalić życie – i zdrowie psychiczne.

 

Prawdziwą gwiazdą przedstawienia, jest reżyser, Gore Verbinski. Kiedyś odpowiedzialny za „The Ring”, czy „Piratów z Karaibów”, teraz stworzył świat koszmaru, jaki przeżywa główny bohater. Każdy kadr jest trafiony, a dzięki nim rośnie też napięcie. Niektórych może nawet skręcać od środka na widok przedstawionych wydarzeń. Ten artyzm jest prawdziwym lekarstwem na życie tego filmu.

 

Ładnie nagrany, ale i przyzwoicie napisany. O ile całość jest mocno fantastyczna, dla niektórych może aż nadto, przez co film nie ma bardzo dobrej średniej ocen (na dzień dzisiejszy 6.6 na IMDB), to ma to ukryty przekaz, pokazujący, jak dążenie do sukcesu może przesłonić prawdziwe szczęście. I jak tacy ludzie kończą samotni, na uboczu. Wszak to oni szukali tytułowego lekarstwa.

 

W ośrodku od razu śmierdzi grubymi nićmi szyta intryga. Ludzie są dziwni, obsługa odrealniona. Za leczenie odpowiada głównie woda. Zajęcia odbywają się na basenie, a i pacjentom nakazuje się częste jej picie. I o ile nasz bohater szybko wyczuwa w czym tkwi problem, to nie zabija to kompletnie dalszych emocji. Wciąż jest niejasna przeszłość ośrodka, wciąż kręci się tam nietypowy właściciel i specjalna dziewczyna. Pod znakiem zapytania stoi też sam Dane DeHaan.

 

Ode mnie nieco naciągane 7/10. Często jest to dość głupkowate, a i sam finał nie spełnia moich thrillerowych oczekiwań. Doceniam jednak to, co napisałem. Jest to rozpisane drugie dno, wszystko jest świetnie nakręcone. Aktorsko nikt mnie w fotel nie wbił, ale odgrywają swoje role bardzo dobrze.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/218/#findComment-420140
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

CHiPs

Do California Highway Patrol (CHP) w Los Angeles, dołącza dwóch ludzi - Jon Baker (Dax Shepard) i Frank Poncherello (Michael Pena). Powody mają jednak diametralnie odmienne. Baker stara się odzyskać swoją żonę i poukładać życie, podczas gdy Poncherello jest agentem federalnym pod przykrywką, badającym CHP od środka.

 

Fabularnie lipa, wiadomo, ale ewentualne powodzenie nie opiera się na niuansach w opowiadanej historii, a w chemii między partnerami z przypadku. Jeden aktor komediowy, drugi z większym wahlarzem mozliwości. I jak ktoś Cię rozśmieszy, to będzie to ten drugi. Michael Pena jest świetny. Wmawianie mu homofobii ciągnie się sporą część filmu, dostarczając rozrywki za każdym razem. Shepard jest zbyt wielkim nieudacznikiem/głupkiem, żeby się bawić z jego poczynań – jest tradycyjnym Daxem Shepardem. Przynajmniej mnie takie coś rzadko śmieszy.

 

Wracając na chwilę do historii, to ma się wrażenie, że nie jest ona w ogóle potrzebna. Jest wymówką do dalszych poczynań. Trochę jak przedłużony odcinek serialu (ChiPs oryginalnie jest serialem telewizyjnym). Niby są jacyś antagoniści, choć po twarzach widać, którzy to – zero intrygi. Niby ich ścigają, ale czekamy tylko na to, aż się zatrzymają wymienić kilka poglądów.

 

Były to materiały odpadowe, ale ich rozmów słucha się dobrze. Są głupkowate i, co najważniejsze, „rated R”. Bez tego ostatniego byłby mega gniot, a tak przeskoczyli jakąś poprzeczkę przyzwoitości – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/218/#findComment-420251
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Boss Baby / Dzieciak rządzi

Pewnego dnia w życiu siedmioletniego Tima pojawia się młodszy braciszek. Tim natychmiast zdaje sobie sprawę, że ubrany w garnitur, noszący teczkę i zachowujący się jak rasowy biznesmen dzieciak jest zagrożeniem dla jego niezachwianej dotąd pozycji w rodzinnym domu. Gdy Tim postanawia odzyskać utraconą pozycję, natrafia na trop tajemnego spisku, który może zmienić równowagę sił na świecie. Przekonuje się przy tym, że kluczem do tajemnicy jest jego młodszy brat. Rywale muszą zapomnieć o dzielących ich różnicach, ocalić rodziców, przywrócić porządek na świecie i udowodnić, że więzy rodzinne są siłą, której nic nie jest w stanie pokonać.

 

Jak wychodzi nowa animacja, to jest jakaś mała ciekawość, czy to może nowy hit, który szybko zawładnie sercami wszystkich roczników. W studiu DreamWorks powstał dzieciak w garniturze, prosta, niczym nie wyróżniająca się rodzina, oraz bezbarwny antagonista, posiadający niezłą genezę powstania. „Boss Baby” ssie... smoczka!

 

Ta miałkość postaci jest tu przerażająca. Ciężko komukolwiek kibicować i wkręcić się w historię. O ile miałem nadzieję, że to wszystko jakaś metafora, że tak naprawdę jest to innowacyjne przedstawienie tego, jak wszyscy reagują na płacz noworodka, to szybko z błedu mnie wyciągnięto. Wszystko jest magiczną przygodą, która nie dzieję się jedynie w głowie starszego dziecka. Ciężkostrawne przenoszenie się do firmy za pomocą smoczka, czy czarodziejske mleko hamujące starzenie się. Nie dla wszystkich.

 

Humoru w tym niewiele. Parę trafnych spostrzeżeń i nic poza tym. Większość zabawy wrzucono do zwiastuna, więc komediowo nic przed nami nie ukryli. Asów w rękawie brak.

 

Ładne i momentami urocze, to trochę za mało. Obecnie to jest w standardzie i żeby coś chwyciło za serca, musi taką poprzeczkę przeskoczyć. Twórcy za bardzo gonili za akcją, za napędzaniem tej „intrygi”, po czym przekroczyli metę, jak już nikt nie śledził tego wyścigu – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/218/#findComment-420407
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Smufs The Lost Village / Smerfy Poszukiwacze zaginionej wioski

W całej wiosce Łasuch, Ważniak, Papa Smerf, Laluś mają jakieś zadania. Co jednak ma robić Smerfetka? Jedyna dziewczyna w całej grupie niebieskich smerfów? W poszukiwaniu odpowiedzi towarzyszyć jej będą inne Smerfy. Wspólnie wyruszą w wielką podróż, która odkryje przed nami niezwykłą tajemnicę.

 

Na szybko. Czy to jest dobre? Nie. Czy to jest lepsze niż te ostatnie animacje, łączone z prawdziwymi aktorami? Tak. Sam fakt, ze „Smerfy” wróciły do bycia bajką w pełnym tego słowa znaczeniu, świadczy o tym, że podobało mi się bardziej. Nikt nie wybijał z rytmu sztucznością, a wszystko wyglądało jak kiedyś. Miało nawet ten sam zestaw żartów, co kiedyś... Bo tak jak te różne charaktery niebieskich stworków sprawiają, że jesteśmy w stanie ich odróżnić, tak narzucają im pewne schematy, ktore szybko nudzą. Komediowo to już chyba nigdy się nie uda. To bajka dla najmłodszych. Tych bardzo, bardzo, bardzo bardzo, bardzo, bardzo młodych. Tych, którzy jeszcze nie mówią, pierdną i poślinią się w trakcie pokazu kolorów. Dla nikogo innego, bo ta wioska powinna pozostać zaginiona – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/218/#findComment-420426
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Zaćma

Druga połowa lat. 50. O prywatną audiencję u prymasa Stefana Wyszyńskiego (Marek Kalita) ubiega się Julia Brystygierowa (Maria Mamona), była szefowa owianego złą sławą Departamentu V. Eks-funkcjonariuszka Ministerstwa Bezpieczeństwa, zwana niegdyś „Krwawą Luną”, słynęła z tego, że osobiście i z sadystyczną zawziętością katowała więźniów politycznych. W swoich donosach do NKWD nie oszczędzała również partyjnych towarzyszy. Teraz, szukając porady duchowej, dąży do spotkania z Wyszyńskim. Zanim jednak dojdzie do konfrontacji z głową Kościoła, Brystygierowa będzie musiała przekonać do swoich racji oślepionego księdza (Janusz Gajos) i cierpiącą na kryzys wiary zakonnicę (Małgorzata Zajączkowska).

 

Film dwóch scen. Dwóch rozmów. Początkowej, lepszej (bo Gajos), kiedy Julia Preiss świeżo przyjeżdża do ośrodka i spotyka niewidomego księdza, oraz końcowej, nieco słabszej, już z samym Wyszyńskim. Tylko w nich czuć emocje. Długie, przegadane, ale treściwe. Tam poznajemy samą Preiss lepiej, niż w całej reszcie scen i – o zgrozo – sennych retrospekcji. Te ostatnie obnażają, jak nierówno zagrała tu Mamona. Jako kobieta szukająca odkupienia, wypada nieźle. Jako ta bezwzględna, torturująca, najczęściej naraża się na śmieszność. Kiedy ma powiać od niej grozą, to mam banan na twarzy. Coś nie tak. Ale taka też specyfika polskiego kina. Ogółem ciężko nam uderzać w te nuty. Zwykle wygląda to bardzo biednie i przesyła odmienne sygnały od zamierzonych.

 

„Zaćma” z każdą minutą idzie w stronę chrześcijańskiej paszy. Gatunku filmów, którymi gardzę. Z początku nie sprawiało takiego wrażenia. Nawet jak handlowali niewidzialnym towarem, to robili to na tyle dyskretnie, że nie wypalały mi się gałki oczne. Później już bili po głowie.

 

Mogło być lepiej. Nawet zakładając, że akceptuje tę przygodę w poszukiwaniu Boga, to nie przeskoczyłbym licznych retrospekcji, które zabijają film. Bardziej się bałem Preiss, kiedy o niej mówili, niż kiedy pokazywali jej działania. To naprawdę kabaretowe momenty filmu. 50% całości, to takie pierdoły, które niewiele wnoszą – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/218/#findComment-420430
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Trzy filmy. Trzy, o których mogliście nie słyszeć. Trzy niszowe, bez hucznej premiery. Akurat dobrze się złożyło, że oglądałem je praktycznie jeden po drugim, bo wszystkie można podsumować jednym zdaniem - fajne pomysły, które gdzieś mnie zawiodły. Pierwszym z nich byl "The Ticket", gdzie niewidomy odzyskuje wzrok. Jak zacznie reagować na nowe bodźce? Akurat tutaj mam najmniejszy problem z rozwojem fabuły, aczkolwiek kulało to trochę aktorsko. Pomysł zasługiwał na więcej. Największym nazwiskiem jest tu grający główną rolę Dan Stevens, a podejrzewam, że większość teraz się zastanawia, kim on do cholery jest. Potem padło na "The Sweet Life", gdzie dwoje ludzi poznaje się gdy... chcą popelnić samobójstwo. Wyruszają razem, na specjalny most, z którego zamierzają skoczyć. A że to film romantyczny, to koniec nie jest trudny do przewidzenia. Koncept podobal mi się chyba najbardziej, ale komediowo nic nie wypaliło. Wszystko szybko stało się zbyt... filmowe? Zbyt oklepane będzie chyba lepszym określeniem. Zero zaskoczeń, bohaterowie mało ciekawi. Na koniec padlo na Netflix i tamtejsze "The Discovery". Ewidentnie zrobione za największe pieniądze, z najlepszą obsadą, na największą skalę. Robert Redford, jako naukowiec, odkrywa, że po śmierdzi nasza podświadomość trafia w jakieś miejsce. Nikt nie wie gdzie, ale ciekawość ludzi wygrywa. Zaczynają się masowe samobójstwa. Kiedy Redford ukrywa się przed światem i próbuje dowiedzieć się, co to za miejsce, do domu wraca jego syn (Jason Segel), zakochany w przypadkowo poznanej dziewczynie (Rooney Mara). Poczatek był głupi, ale klimatyczny. Hiperbolizował ten motyw, ale dla dobra całości, co nie przeszkadzało. Nawet można było wyłapać nieśmiałe nawiązania do religii, gdzie po smierci trafiasz do nieba. Wszystko jednak zamienia się w historię miłosną, która dość mocno kuleje, i końcówke, która zbyt mocno stara się nawiązać do hitu, do którego nawiązywać nie powinna (bo przegra). I nie napiszę jakiego, bo nie wszyscy muszą wiedzieć, że chodzi o "Eternal Sunshine of the Spotless Mind". Gdzieś mnie to filmidło zgubiło w trakcie seansu. A szkoda, bo zapowiadało się lepiej. Plus tego taki, że zachciało mi się wrócić do... "Eternal Sunshine of the Spotless Mind" :wink: Wszystkie dostały tę samą ocenę - 5/10
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/218/#findComment-420506
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  378
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  08.01.2009
  • Status:  Offline

N!KO, tak z ciekawości. Jak wysoko oceniłeś Eternal Sunshine of the Spotless Mind?
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/218/#findComment-420507
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 211
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Affleck dla mnie spoko w "Manchester by the Sea". Fenomen jego roli polega na tym, że wszyscy łyknęli jego stan wewnątrzy, ten którego nie sposób zobaczyć. No i niby go zagrał :twisted: Jak się nad tym zastanowić, to idiotyzm, ale nie drążmy tematu :wink: Denzel był lepszy, ale szans na przebicie go nie miał żadnych. W ogóle "Fences" jest jednym z moich ulubionych filmów zeszlego roku. -Raven- daj znać jak zobaczysz. Jestem ciekaw opinii. Bo to, że ja polubię film, gdzie Washington wali świetne monologi, a całość jest mocno przegadana i w jednej lokalizacji, to nie żadne zaskoczenie.

 

Prosiłeś mnie kiedyś N!KO bym skrobnął kilka słów jak już obejrzę „Fences” i właśnie obejrzałem. Nie będę pisał tradycyjnej recki, bo nie bardzo mam czasu się rozpisywać, a wiesz, że nie lubię w tej kwestii minimalizmu :wink: Powiem tylko tyle – film dobry, choć sama fabuła mnie nie powaliła, bo widziałem sporo ciekawszych pozycji o „domowym tyranie”. Wszystko ratuje ta specyficzna niejednoznaczność głównego bohatera i niemożność zaszufladkowania go (niby buc i domowy despota, ale wszystko co robi, robi po to, by dzieci nie stały się takie jak on sam i miały lepsze życie, choć za cholerę nie potrafi tego dzieciom wytłumaczyć czy okazać) oraz oczywiście kapitalne aktorstwo na każdym planie (rewelacyjny tandem aktorski Washingtona z Davis). Jeżeli chodzi o Denzela, to jak dla mnie – został obrabowany z Oscara, bo Affleck z tą swoją jednowymiarową rólką, to mógłby do niego co najwyżej na lekcje aktorstwa pomykać. Szkoda chłopa, bo pokazał tu wręcz zajebisty warsztat aktorski i świetnie oddał tą wielowymiarowość odgrywanej postaci (z jednej strony łatwo go znienawidzić, z drugiej, czujemy że to prosty, nie potrafiący mówić o własnych uczuciach człowiek, który chce dla rodziny lepszego życia, bez względu na metody jakimi do tego ma doprowadzić). Ogólnie za sam film dałbym 6/10, bo tak jak mówiłem, pod kątem fabuły, widywałem lepsze obrazy o podobnej tematyce, ale trudno tu nie docenić kapitalnego aktorstwa i świetnych dialogów, dlatego też finalnie wystawiam 7/10.

Edytowane przez -Raven-
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/218/#findComment-420526
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Jeżeli chodzi o Denzela, to jak dla mnie – został obrabowany z Oscara, bo Affleck z tą swoją jednowymiarową rólką, to mógłby do niego co najwyżej na lekcje aktorstwa pomykać. Szkoda chłopa, bo pokazał tu wręcz zajebisty warsztat aktorski i świetnie oddał tą wielowymiarowość odgrywanej postaci

 

Uf, czyli tym razem to nie tylko moja słabość do Denzela :wink: Czekam aż pojawi się na DVD, to kupię i ponowie seans. Ale na razie o tym cicho. W polsce przeszedł bez echa. Niestety.

 

N!KO, tak z ciekawości. Jak wysoko oceniłeś Eternal Sunshine of the Spotless Mind?

 

8/10. A żeby nie było tak sucho, to powiem ciekawostkę, że z każdym seansem cenie sobie ten film bardziej. Z tego co pamiętam, po pierwszym razie, to nawet trochę psioczyłem, że tak chwalony. Jakoś nie zagrał na odpowiednich nutach. Chyba dopiero później nauczyłem się te nuty czytać :wink: Mam czasem tak, że jak wracam do filmu, to pozwalam sobie korektować oceny. Zwykle +1, bo inaczej nie widzę sensu. Wiadomo, że drugi raz obejrzana komedia, może już nie bawić tak mocno, ale to nie powód, żeby obniżać daną oryginalnie ocenę - choć mam też takie komedie, które mnie bawią i za 5 seansem. Ostatnio nawet zrobiłem korektę i dorzuciłem swoje siódme 10/10 - siódme na 3775 obejrzanych filmów. Było to Pulp Fiction, więc zero zaskoczenia. Obejrzałem ponownie i poczułem, że muszę :wink:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/218/#findComment-420528
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Belko Experience

Dla grupy osiemdziesięciu amerykańskich ekspatriantów miejsce pracy w São Paulo staje się pułapką. Głos emitowany z systemu audio zmusza ich do podejmowania krańcowych decyzji. Zabić czy zginąć?

 

Tego typu thrillerów jest sporo. Bo wiadomo, o co chodzi. Jest zamknięte pomieszczenie, i zaczynamy grę, gdzie najpierw trzeba wybić tyle osób, potem jeszcze trochę, i nigdy nie ma gwarancji, kiedy koszmar się skończy. Intrygują mnie pomysłem, potem mogą się wyróżnić egzekucją. Niepotrzebne mi widowiskowe śmierci, choć pomagają, bo najważniejsze jest prowadzenie akcji, psychologia postaci i jakaś przyzwoita konkluzja. Miło, jak ktoś sensownie wyjaśni, czyj to spisek, i dlaczego bohaterowie znaleźli się w takim bagnie. Tym milej, jak ma to sens, a zaraz nie wyleci jakieś UFO, bo i takie akcje widywałem. Pierwsza „Piła” może nie eliminowała na masakrę, ale miała świetny klimat. „The Belko Experiment” ma kilka pozytywnych akcentów. Na pewno podoba mi się to, jak szybko giną tu ludzie. Niektore postaci nie mają skrupułów i na hasło zabij, latają z tasakiem w ręku. To ma sens. W takiej sytuacji sporo byłoby tych wariatów, a niewielu takich, jak nasz główny heros (John Gallagher Jr), chcący racjonalnie uratować wszystkich. Zazywaczaj żadną głębszą myślą skażony nie jest. Tylko biega i robi heroiczne rzeczy, podczas gdy widz chcialby, żeby zapakowali mu szybką kulkę w skroń. Nudny facet. Założeniem było sprzedanie rycerza w lśniącej zbroi. Nie wyszło. W zasadzie taki tradycyjny podział postaci mi tu trochę zaburza widowisko. Nie ma żadnych zaskoczeń. Ten jest dobry, ten jest mega zły. To wszystko prowadzi do oczywistego finału, a podróż nie oferuje żadnych zaskoczeń. Końcówka też była wałkowana setki razy. Eksperyment dość wtórny – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/218/#findComment-420584
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Win It All / Gra o wszystko

Uzależniony od hazardu Eddie traci 50 000 dolarów, które w dodatku nie należały do niego. Gdy zaczyna wychodzić na prostą, sielankę przerywa nieprzyjemna niespodzianka.

 

Mumblecore. Termin, którego możecie nie znać, jest połączeniem dwóch wyrazów mumble (mamrotać) i hardcore. Cechą tego podgatunku kina niszowego, jest naturalne, często improwizowane aktorstwo. Tam dialog, ma większe znaczenie niż sama fabuła, a wszystko często na tapetę bierzę relacje między ludźmi.

 

Nowym, netflixowym przedstawicielem „mumblecore’u”, jest właśnie „Win it All”. Obrazujący człowieka w potrzebie, który przegrywa wojnę z hazardem. Eddie (Jake Johnson) pożycza przechowywane pieniądze, a strata potężnej części zmusza go do poukładania swojego życia. Czas dorosnąć. Eddie zaczyna normalną pracę, poznaje normalną dziewczynę. Kiedy jednak pieniądze trzeba będzie oddać wcześniej, pokusa kolejnej partii pokera może okazać się silniejsza.

 

Najmocniejszym punktem jest tu Jake Johnson, który wypada bardzo dobrze. Świetnie sobie radzi z obrazem człowieka zdesperowanego. Nie kręta, który chcę zabrać i uciec, a gościa, który chcę wreszcie pozbierać się do kupy, jednak tak ciężko mu znów prosić o pomoc. Wsparcie też ma ciekawe – chociażby Keegan-Michael Key.

 

Warto podkreślić, że jak na filmy hazardowe, napięcie nie jest tu budowane scenami z pokerowego stołu. Nigdy nie mamy pełnego wglądu, co tam się dzieję, a informowani jestesmy jedynie o bilansie strat lub zysków. Podejście idealne dla tego filmu. Niekoniecznie wielbione przeze mnie, bo ja w zasadzie lubię tego typu pokerowe emocje na dużym ekranie, ale zaakceptowałem podejście.

 

Nie czuję się poruszony, ani tym bardziej rozbawiony, bo pech chciał, że wszystko jest sprzedawane jako komedia. Do filmu podchodziłem poważnie, a i on nie zdawał się błaznować z tak poważnym tematem. Niby wszystko ok, ale tylko ok - 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/218/#findComment-420619
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Attitude
      Śmiało można mówić, iż premierowe Raw na Netflixie to spory sukces, przynajmniej pod względem zainteresowania. Netflix przekazał, że epizod z 6 stycznia międzynarodowo zebrał 4,9 miliona widzów. W samych Stanach Zjednoczonych show oglądało 2,6 miliona osób. Te statystyki robią wrażenie, bowiem to wzrost aż o 116% względem najchętniej oglądanego odcinka Raw z 2024 roku. Trzeba jednak mieć na uwadze, że ostatni epizod poniedziałkowej tygodniówki był mocno promowany. I sporo osób było zainteresowanych tym, jak będzie to teraz wyglądać na Netflixie. Wkrótce przekonamy się, czy te liczby to będzie mniej więcej stały trend. Eric Bischoff w najnowszej odsłonie swojej audycji "83 Weeks" odniósł się do reakcji publiczności podczas wspomnianego Raw na pojawienie się Hulka Hogana. Rzuciło się w uszy, to jak ikona została wybuczana w Intuit Dome. Bischoff próbował wyjaśnić tę sytuację. Zwrócił uwagę, że wiele osób, których nie było do tej pory w Kalifornii nie jest świadome, jak politycznie nastawiony jest ten stan. A po ostatnich wyborach prezydenckich w USA, Hogan i Donald Trump są jakby "zrośnięci" ze sobą w oczach wielu. Bischoff przyznał, iż Hulk może być rozczarowany. Ale nie powinien być zaskoczony czy zszokowany taką, a nie inną reakcją publiczności na jego osobę. Link do filmu Przeczytaj wpis na portalu Wrestling.pl
    • MattDevitto
      Spadek w jakości kart niestety już był zauważalny w poprzednich miesiącach - szkoda, że z ciekawej, trochę innej federacji od reszty powstaje kolejny identyczny produkt.
    • Grins
      Co ten Lauderdale odpierdala... Może do Allie nic nie mam ale Effy to dno a nie zawodnik, nie chciałem tego widzieć może i dobrze że nie ma już tyle czasu tego śledzić, teraz gdy Gage odszedł z GCW raczej już nie będę tak zerkał na ten produkt tym bardziej jeśli ktoś taki jak Effy jest brany pod uwagę jako Main Eventer gali, pojebało totalnie Brett'a że stawia na ten odpad.   
    • Mr_Hardy
      Private Party te panie do świętowania mogli wybrać ładniejsze... Haha, fajny trolling z wejściem Stricklanda. Te zawiedzione miny 🤣. Genialny motyw z przerzucaniem Ricocheta między Archerem i Hobbsem. 🤣 Harley nie dość, że bardzo ładna, to jeszcze przezabawna. Śmiechłem ja Dax Harwood poślizgnął się i wywinął orła. Przewijałem kilkukrotnie. Bardzo fajne Dynamite, pełne dynamicznej akcji. Te niecałe dwie godziny minęły mi bardzo szybko. Super się to oglądało!
    • Mr_Hardy
      EDIT: Oj nie w tym temacie. Proszę skasować.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...