Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  4 760
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.01.2005
  • Status:  Offline

 

 

Wołyń

 

 

Najnowszy film Smażowskiego, to znów huśtawka nastrojów i podróż po ciężkich klimatach. Moim zdaniem najlepszy obecnie polski reżyser i ucieszyłem się ze właśnie on podjął trudny temat Wołynia.

Temat potrzebny, film jeszcze bardziej, zbudza wiele kontrowersji i dobrze, pokazuje prawde historyczna a ona jest brutalna, dla wielu osób nie od zaakceptowania ( i ze storny sluzalczego rzadu i ukrainskiego wspierajacego banderowców).

Co do filmu, Ci którzy widzieli wcześniejsze filmy Smarzowskiego zobaczą sceny co występują w każdym jego filmie : picie vódy, multum negatywnych postaci, brud, szarość.

Pierwsza połowa filmu nie porywa, ot opowieśc o losach wiejskiej dziewuchy, która została sprzedana przez własnego ojca bogatemu ( takie czasy), oraz relacja polaków z ukraincami, kolaboracja to z nkwd, to z niemcami, każdy próbował przeżyć nawet za cene bycia skurwielem.

Przez Kolejna część filmu miałem dja-vu z filmu Róźa, kobieta zostaje sama w chacie i przybywa zraniony polak uciekający z wojenki....reżyser zbytnio fabularnie się nie wysilił, przynajmniej nie było gwałtów jak w wspomnianej Róźy.

Ostatnia część filmu, to pokazanie mordów banderowców na ludności polskiej ale i tak lekko złagodzone sceny+jedna scena odwetowa. Troche film w koncówce robi się z gatunku gore, inaczej byc nie mogło. Dobra scena jak pop na mszy namaszczał widły banderowców namawiając ich do mordu.

Dalej palenie wiosek, zabijanie niemowląt, dzieci, kobiet i uciekanie głównej bohaterki, która jest światkiem tego wszystkiego.

Reasumując, film potrzebny szczególnie w tych czasach, tam na Ukrainie wciąż wiele osób jest dumna z banderowców a zwyrodnialcy mają swoje ulice i pomniki.

Co do filmu to jednak oprócz waloru historycznego i wartkiej akcji w koncówce, to nic specjalnego.

Przez połowe filmu wieje nuda, fabuła lekko wzięta z Róźy w pewnym momencie, a aktorka grająca główną bohaterka gra drętwo i słabo.

Reszta aktorów znana z wcześniejszych dokonań reżysera, zdała egzamin, mimo wszystko akcja skupia się na losach dziewczyny, która gra nieprzekonująco.

Mimo tych wad, warto pójśc na film, bo jest to kolejna dobra pozycja tego rezysera.

 

 

7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/206/#findComment-412375
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Snowden

Trzymający w napięciu thriller sensacyjny o najsłynniejszym demaskatorze naszych czasów – Edwardzie Snowdenie (w tej roli Joseph Gordon-Levitt) w reżyserii trzykrotnego zdobywcy Oscara Olivera Stone'a. Pracujący dla służb specjalnych Edward Snowden decyduje się ujawnić ściśle tajne informacje dotyczące nielegalnego podsłuchiwania przez rząd Stanów Zjednoczonych milionów ludzi na całym świecie. Wypowiada wojnę najpotężniejszym. Niespotykany dotąd wyciek kompromitujących danych w historii USA stawia na nogi wszystkie służby. Zaczyna się wyścig z czasem. Amerykański rząd ma tylko jeden cel – złapać Snowdena.

 

Sposób przedstawienia historii jest bardzo płynny. Wywiad z dziennikarzami, gdzie sekrety mają być ujawnione, staje się pomostem do przybliżenia nam życia naszego bohatera. Krok po kroku wspinamy się z nim po szczeblach rządowych. Zaczynamy od nieopierzonego młokosa, by później oglądac jego zniesmaczenie, i to, jak to wpływa na jego życie prywatne. Film staje się mieszanką komentarza polityki USA, i romansem z nieśmiałą domieszką thrillera. Ciągle jesteśmy czymś karmieni.

 

Można mieć zastrzeżenia, czy taka forma biografii jest komukolwiek potrzebna i cokolwiek ze sobą niesie – w końcu mieliśmy już „Citizenfour”. Nie jest to wszystko przesadnie ekscytujące. Oferuje jednak bardzo dobre kreacje. Niedawno odświeżałem sobie „Don Jona”, a teraz dostałem Gordona-Levitta, w totalnie innej roli. Może ten ponowny seans sprawił, że tak doceniłem jego aktorstwo, ale on BYŁ Snowdenem. Łatwo w niego uwierzyć. Poza tym, świetnie wypadł Rhys Ifans, jako przełożony – on mówi, Ty sluchasz – i Shailene Woodley, w roli dziewczyny Edwarda.

 

Niewyobrażam sobie, żebym miał kiedykolwiek wrócić do „Snowdena”. Co nie zmienia faktu, że czas uważam za stracony. Stracił to mnie wątek, kiedy powinien generować emocje. Trzeci akt powinien trzymać w napięciu, a okazał się brutalnie płytki – 5/10 (Miało być „6”, ale strasznie to siadło na dupie)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/206/#findComment-412415
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Masterminds / Asy bez kasy

Jeśli myślisz, że tylko zawodowiec może zwinąć 17 mln dolarów z pilnie strzeżonego banku, to jesteś w błędzie. Poznaj ekipę nieudaczników, którzy stoją za jednym z najsłynniejszych włamów w historii USA. David (Zach Galifianakis), mimo swojego społecznego niedopasowania, stara się rzetelnie wykonywać pracę konwojenta. Dzień w dzień transportuje cudze miliony, marząc o własnej fortunie i o zdobyciu serca koleżanki z pracy (Kristen Wiig). Fantazje stają się realne, gdy David i jego wspólnicy (Wilson, Sudeikis) postanawiają wyprowadzić grubą kasę z bankowego skarbca. Ich potencjał kryminalny jest bardzo niski, ale szturm kończy się niespodziewanym sukcesem. Od pełni szczęścia dzielą ich teraz tysiące policjantów i agentów federalnych, więc najtrudniejsze jeszcze przed nimi. Czy świeżo upieczeni milionerzy będą równie skuteczni w zacieraniu śladów, co w rabowaniu banków?

 

Głupkowate. Idiota goni idiotę. W zasadzie nie ma na ekranie normalnie myślącej osoby. Nie lubię takiego slapsticku. Wierzę, że prawdziwa ekipa odpowiedzialna za tą kradzież, to też tępaki, ale tutaj kogoś zdecydowanie poniosło. Oni zrobiliby sobie krzywdę myjąc zęby. Galifianakis stoi (leży?) na dnie tego łańcucha pokarmowego. Do tego zaczyna bawić się w akcenty, które zabijają jakikolwiek humor, jaki jego postać oferowała. Nieakceptowalny pod żadnym kątem.

 

Historia się rozkręca, kiedy FBI wszczyna śledztwo, a ta średnio zorganizowana grupa przestępcza zaczyna działać przeciw sobie. Można wtedy mówić o kilku udanych żartach. Pojawia się Sudeikis, ale nawet on nie obrazuje tu swojego komediowego timingu. Też tonie w przejaskrawionej kreacji.

 

Patrząc na żeńską część obsady, można się domyślić, jak „Masterminds” powstawało. Ustawili plan zdjęciowy na uboczu nowych „Pogromczyń Duchów”, by tamtejsze bohaterki mogły w przerwie się zrelaksować i dorobić. Jest Wiig, jest McKinnon i Leslie Jones. I o ile tam 2/3 byłem w stanie pochwalić, tutaj laurek nie będzie. Dwie mają kiepski materiał, a trzecia w ogóle nie podlega pod komedie – i to ta z największym talentem do tego :neutral:

 

Bieda. Pozbawione to nawet dynamiki, której oczekiwalem po filmie z kradzieżą w tle. Dluzylo się, mimo krótkiego czasu trwania – 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/206/#findComment-412466
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Jack Reacher: Never Go Back / Jack Reacher: Nigdy nie wracaj

Jack Reacher (Tom Cruise) powraca do kwatery głównej swojego oddziału, gdzie nieoczekiwanie zostaje oskarżony o zabójstwo.

 

Więcej, mocniej, głupiej? Kontynuacja przygód Reachera, to podobny poziom do poprzedniczki. Klasyczny, dość sztampowy akcyjniak, z kilkoma bardzo dobrymi scenami. W jedynce byla scena na dyskotece, do której – mimo niewielkiej jakości filmu (4/10) – wracałem bardzo często. Tutaj jest bar i pojmanie szeryfa. Twórcy zdawali sobie sprawę z jakości danej sceny, dlatego widzimy ją w kazdym zwiastunie reklamującym produkcje. Niczym innym byś tego nie zareklamował. Reacher nie jest tak błyskotliwy jak w jedynce. To podstawowa różnica. Cwaniakuje, ale rzadziej. Większość czasu zajmuje mu dochodzenie swojego ojcostwa, o którym dowiaduje się w filmie, i próba wybielenia swojego imienia, do spółki z zaprzyjaźnioną Panią Major (Cobie Smulders).

 

Poza samym Cruisem, ciężko tu kogoś lubić. Małolatka jest w porządku, ale wszyscy wiemy, że to wątek wkręcony na siłę. Chcieli najwyraźniej uczłowieczyć tą maszynę do zabijania. Ale gdy tylko się ona pojawia, to wiadomo, kogo przyjdzie ratować przed czarnym charakterem. Ten swoją drogą jest dość zabawny. Jest wszędzie, wie wszystko. Taki kreskówkowy typ, który mógłby jeszcze kręcić wąsem. Dobrze się bije, dobrze strzela, wszystko wytropi. Drugi Reacher. Dziury w scenariuszu mnie niekiedy przerażały. Jakaś strzeżona jednostka, w której nagle się potrafią obaj – Reacher i zły Reacher - pojawić. Nikt nie wie jak. Oni po prostu wychodzą zza ściany. Tacy uzdolnieni.

 

Głupie to, ale charyzma Cruise’a potrafi utrzymać na swoich barkach przez większość czasu. Wszystko juz widzieliśmy, wszystko znamy, niczym nie zaskoczy - 4/10 (naciągane, bo i jest to gorsze od oryginału)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/206/#findComment-412509
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Accountant / Księgowy

Affleck wciela się w postać Christiana Wolffa, geniusza matematycznego, którego więcej łączy z liczbami niż z ludźmi. Pod osłoną małomiasteczkowego biura rachunkowego pracuje dla najbardziej niebezpiecznych organizacji przestępczych na świecie w charakterze niezależnego księgowego. Kiedy Wydział ds. ścigania przestępstw Departamentu Skarbu, prowadzony przez Raya Kinga (Simmons), zaczyna się nim coraz bardziej interesować, Christian podejmuje współpracę z legalnym klientem - nowoczesną firmą specjalizującą się w dziedzinie robotyki. Jej księgowa (Kendrick) wykryła niezgodność opiewającą na miliony dolarów. Jednak, kiedy Christianowi udaje się uzyskać prawdziwy obraz sytuacji finansowej firmy i zbliżyć się do odkrycia prawdy, liczba ofiar zaczyna niebezpiecznie wzrastać.

 

Bezemocjonalny, chory dzieciak, staje się maszyną do zabijania – ludzi i zadań matematycznych. A jak bezemocjonalny, to i Afflecka da się zaakceptować. Ba, da się go nawet polubić. Wiadomo, że pod tą kamienną twarzą nie kryje się wiele, ale jest to fajny protagonista. Mimo ciemnej strony, chcę się mu kibicowac. Funkcjonuje jednak w świecie przesadnie Hollywoodzkim. Takim, który musi mieć zalążek miłości, choć ona tam nie ma racji bytu. Taki, który musi wytłumaczyć wszystko łopatologicznie, choć już zrobił to wcześniej. Taki, w którym jak ktoś ma ciemną przeszłość, a tu zgrywa dobrą osobę, to musi sie wybielić, tłumacząc, że tamta przeszłość miała swój szczytny cel. Mnie to gryzie.

 

Wątku miłosnego jako takiego nie ma. Jest jego zalążek, a ten wystarczy, żeby zniesmaczyć. Pojawia się ona, Anna Kendrick. I ten bezmocjonalny gość z autyzmem, zaczyna coś do niej czuć. Bezwzględy, wyrachowany killer, zaczyna pomagać jej przeżyć. To mi mocno zaburza wizję naszego głównego bohatera. A do tego ten wątek się gdzieś tam urywa. Ona jest, zaraz jej nie ma. Potem pojawia się na koniec, choć z samym finałem nie miała wspólnego nic. Anno K., co Ty tam w ogóle robiłaś?

 

Największą bolączką jest tempo tego wszystkiego. Akcja jest strasznie toporna. Niewiele się dzieje. Skaczemy po osi czasu, często bez większego sensu, nie budując nic. Nie zbudowali też czarnego charakteru, który dopiero pod koniec nabiera kolorów i ratuje swoje istnienie. Jon Bernthal jest dobry, tylko brakowało mu umiejscowienia. Zresztą takich dziur w scenariuszu znalazłoby się wiele. A jak jedną na koniec wyjaśnili – kto współpracuje z Affleckiem – to chyba wolałem już ten szwajcarski ser...

 

Chciałem to polubić. Miało to ciekawy klimat, i nietypowego herosa, w dość skomplikowanym położeniu (i JK Simmons zawsze na plus!). Ale to nie jest dobry film. Tak po prostu – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/206/#findComment-412572
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Doctor Strange

"Doctor Strange" jest filmową adaptacją popularnego komiksu, stworzonego przez Stana Lee i Steve'a Ditko. Głównym bohaterem jest znany chirurg, Stephen Strange (Benedict Cumberbatch), który ulega wypadkowi samochodowemu. Nerwy w jego rękach zostają uszkodzone, co uniemożliwia mu dalszą pracę. Odnajduje jednak nowe życie podczas szkolenia na najwyższego czarnoksiężnika Ziemi...

 

To dla mnie nowe doświadczenie w kontekście Uniwersum Marvela. O każdej poprzedniej postaci, która doczekała się filmu, miałem już wyrobione zdanie. Stephen Strange był dla mnie zagadką. Kojarzę z kim walczy, ale na tym się moja wiedza kończyła. Nie wiem teraz, czy fakt, że go polubiłem, to zasługa Stana Lee, ktory postać wymyślił, czy Benedicta Cumberbatcha, który ją tu zagrał. Arogancki egoista z poczuciem humoru – brzmi jak moja para kaloszy! Ktoś napisał, że to mieszanka Iron Mana z Doctorem Housem, i trudno nie przytaknąć. Dobry charakter, fajne dialogi, cięte riposty. Brawo Cumberbatch.

 

Wizualnie Strange bije większość MCU na głowę. Tam znów widziałem inspiracje „Incepcją”, gdzie każdy budynek może zaraz spektakularnie się rozpaść, czy... zwinąć. Walki same w sobie może do najfajniejszych nie należą, jednak efekty, to najwyższa półka. Inna sprawa, że mnie orgazm wizualny nie rajcuje i choć to doceniam, to nie zostanę tym "kupiony".

 

Jeśli film o superbohaterze, jest tak dobry, jak jego czarny charakter – i tak, mam świadomość, że powtarzam to za każdym (!) razem – to „Doctor Strange”... jest słaby. Mads Mikkelsem, świetny aktor, co z tego. Jego Kaecilius jest mdły, nijaki, godny zapomnienia. Był dobry, zszedł na złą ścieżkę, bla bla. Nikogo gość nie interesuje. Ginie przy Stephenie, choć akurat on nokautuje całą konkurencje. Biedna Rachel McAdams, czy Chiwetel Ejiofor, też nie mają materiału, żeby się przebić. Jedynie Tilda Swinton może podnieść rękawice.

 

Humor mi mocno umilił seans. Dla wielu oglądających, tych żarcików może być zbyt wiele – a trzymają się do samego końca – jednak mi się kierunek postaci podoba. Z chęcią go zobaczę w zestawieniu z pozostałymi egomaniakami z Avengersów. O wiele mniej entuzjastycznie podchodzę do kontynuacji samego Strange’a, choć tamtejszy złoczyńca ma już wylane jakieś fundamenty – 6/10

 

Pocieszna scena po napisach końcowych :wink:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/206/#findComment-412586
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Ouija: Origin of Evil / Ouija 2 / Ouija: Narodziny zła

W 1965 roku w Los Angelese, matka z dwiema córkami dodają nowy motyw do swoich seansów spirytystycznych, podczas którego zapraszają do siebie prawdziwego ducha. Kiedy najmłodsza córka zostaje opętana, rodzina rozpoczyna walkę o odzyskanie pociechy i wypędzenie demona.

 

Bardzo słabiutki horror, który dostał kinowy sequel? Niezbyt częsta sytuacja. Oryginał nie zawiesił poprzeczki wysoko (2/10), więc przeskoczenie nie wymagało wiele. „Ouija 2” prezentuje nową rodzinkę i ich diabelską planszę. Motyw z opętaniem jest mocno odtwórczy i to w zasadzie ciąży na całej produkcji od startu. Na pierwsze „straszaki” czekamy około godziny czasu, a obserwowanie małej dziewczynki, która gada o swoich „nowych przyjaciołach”, to mało interesująca wycieczka.

 

Młodziutka Lulu Wilson daję radę, kiedy z niebiańskim spokojem i niewinnymi oczkami opowiada chłopakowi swojej siostry, jak to jest być uduszonym. Buduje klimat, zamiast atakować scenami wyskokowymi. Brawo!

 

Zaczyna mnie bawić jedna zależność. Coraz częściej w horrorach, jak do gry wchodzą duchy, demony i inne zjawiska paranormalne, Polski jest językiem, który musi zostać rozszyfrowany. Albo gadają, albo piszą. Jak to jest organizowane? Zbiera się banda kreatywnych z Hollywood i jak tylko zastanawiają się nad przedziwnym językiem, z przedziwnymi ludźmi, to odpowiedź nasuwa się sama?

 

Niezbyt wyszukane, ale dobrze zagrane. Niekiedy banalny scenariusz nie przeszkadza w czerpaniu satysfakcji z seansu. „Narodziny zła”, to miłe zaskoczenie, które nawet prezentując połowę swojej jakości, będzie przyjemniejsze od oryginału z idiotycznymi nastolatkami w rolach głównych – 6/10 (naciągane, ale to z sympatii do małej Doris)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/206/#findComment-412818
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Hacksaw Ridge / Przełęcz Ocalonych

Schyłek drugiej wojny światowej. Armia amerykańska toczy ciężkie walki z Japończykami o każdy skrawek lądu na Pacyfiku. Strategicznym celem jest wyspa Okinawa, której zdobycie może oznaczać ostateczną klęskę Japonii. Wśród setek tysięcy amerykańskich żołnierzy trafia tu Desmond T. Doss (Andrew Garfield), sanitariusz, który ze względu na przekonania odmawia noszenia broni.

 

Film człowieka odpowiedzialnego za „Pasję”. Smieje się do teraz z tego, jak Hollywood, nawet w zwiastunach, uparcie wypiera Mela Gibsona. Ciężko im przyznać, że „Hacksaw Ridge”, to jego sprawka. Ciekawe, jak do tego podejdzie Akademia w nominacjach do Oscarów, bo to kandydat skrojony pod tę miarę.

A skoro już trzymam się religii, to zgrabnie przejdę do tego, co raziło mnie w „Przełęczy” najbardziej. Nie jest tak, że niemożliwością jest czerpanie satysfakcji z seansu bez wiary chrześcijańskiej, ale nakreślona jest ona stanowczo zbyt mocno. Razi. Czasami miałem wrażenie, że to nie mocna wiara głównego bohatera pozwoliła mu na taki wyczyn, a sam Bóg jego rękoma wszystkich uratował. Od samego startu narzucony jest ten religijny ton, który trzyma się tu aż do końca. Rozumiem, że jest to ważny element życiorysu przedstawionego bohatera, ale dało się to opowiedzieć dyskretniej. Może nawet tą dyskrecją ten religijny akcent zyskałby na wartości.

 

Może i jest to dzieło nierówne, ale da się to wytłumaczyć kontrastem, jaki chcę zobrazować. Pierwsza połowa, poza wojną, jest bardzo spokojna. Tonie w romansie i problemach w domu. Hugo Weaving, jako ojciec alkoholik, to naprawdę dobra rola, ale nawet ona nie zamaże tego, że przez ten akt trzeba się po prostu przedrzeć, niczym żołnierze przez solidny bunkier przeciwnika. Mnie męczyła, nie działo się nic, a sympatyczny, lecz głupkowaty Garfield, sprawy nie ratował.

 

Podnosi się to, kiedy Doss walczy o swoje przekonania. Trafia do wojska, a tam mierzy się z pierwszym przeciwnikiem – zwątpieniem innych. Nikt nie wierzy, każdy chce się go pozbyć. Inni za niego cierpią, nienawidzą go, a on zwyczajnie nie chcę złapać za broń. Mógłby chociaż pomachać, żeby ulżyć sobie i kolegom, ale nawet nie rozmyśla w tych kategoriach. Nie sprzeda siebie. To trafiało do mnie najmocniej. Niesie to ze sobą mocne dialogi, narzuca szybsze tempo, daje nawet trochę komedii. Vince Vaughn po cichu kradnie show. Gość, który wiecznie gra to samo, wreszcie zagrał coś innego. I zrobił to fenomenalnie. Jakby ktoś mnie zapytał o nominacje za Hacksaw Ridge, to chyba on za rolę drugoplanową byłby na szczycie mojej listy. Może to złudzenie, bo wybudził z przysypiającego pierwszego aktu, ale czapki z głów.

 

Mel Gibson lubi się z ekranową brutalnością. Tak właśnie wyobrażam sobie grozę wojny, gdy nagle z tego spokojnego, kolorowego świata, trafiają na pole bitwy. Zaczyna się mocne kino, które nie szczędzi krwi, wnętrzności i latających kul.

 

„Przełęcz ocalonych” tak jak potrafiła mnie złapać za serducho, była równie skuteczna w zmuszaniu do ziewnięcia. Jakby człowiek się miał czepiać, to Japończycy wykazali się bardzo słabą celnością w niektórych sekwencjach, co potrafilo troche zburzyć tę wojenną otoczkę – po prostu bajeczka się robi. Garfield był niezły, dziewczyna akceptowalna, Weaving i Vaughn bardzo dobrzy. Nawet Sam Worthington nie był tak słaby, żebym musiał życzyć szybkiej śmierci jego postaci. Czy wyobrażam sobie to obejrzeć drugi raz? Nie, w ogóle mnie nie kusi. Historia Dossa, jest godna nakręcenia, warta zobaczenia, ale nie czuję, żeby miała się zapisać złotymi zgłoskami. Może większą wartość przyniesie chrześcijaninom, może ich umocni. I trapi mnie samo to, że muszę analizować to pod tym kątem – 7/10 (naciągane)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/206/#findComment-412900
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Handmaiden / Ah-ga-ssi / Służąca

Korea, lata 30. XX wieku. Oszust z nizin społecznych postanawia podstępem rozkochać w sobie piękną Japonkę – dziedziczkę wielkiej fortuny – aby przejąć jej majątek. W tym celu umieszcza w jej najbliższym otoczeniu tytułową służącą – posłuszną sobie naciągaczkę, która ma zaskarbić względy milionerki i stać się jej zaufaną powiernicą. „Służąca” to opowieść o trójkącie miłosnym, pożądaniu, seksualnych fantazjach i wyrafinowanej zemście. Widziana z różnych perspektyw intryga z minuty na minutę diametralnie się zmienia, zmierzając ku przewrotnemu finałowi.

 

Bardzo delikatnie trzeba pisać, bo łatwo wejść na temat spoilerow. Dramat, w którym każdy spiskuje przeciwko każdemu, a film robi bardzo dobrą robotę ze zrywania kolejnych warstw, zgrabnie skacząc po osi czasu. Aż od razu pomyślałem, kiedy to zostanie zremake’owane przez Hollywood, i jak bardzo ktoś się wyłoży właśnie na tym – na układaniu tych klocków. A w tej chronologii tkwi sila, bo samo spiskowanie przesadnie widowiskowe nie jest.

 

Film wygenerował spory szum medialny, za sprawą mocnego nacisku na lesbijską miłość. Scen seksu nie ma przesadnie dużo, ale i podczas nich przesadnie dużo na sobie aktorki nie mają :wink: Bez obrzydzenia dla wrażliwych – genitalia tylko na obrazkach.

 

Objawiała się trochę moja ignorancja, bo mimo, że postaci w widowisku nie ma zbyt wiele, to i tak potrafiłem mylić te dwie Azjatki :wink:

 

Dla mnie tempo trudne. Momentami wszystko przesadnie artystyczne, męczące. Miziają się, malują obrazy – mnie to nie rusza. Doceniam za to, jak to wszystko budowało opowieść, i jak przez większość czasu wydaje Ci się, że wiesz, kto co planuje – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/206/#findComment-412918
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Hands of Stone / Kamienne pięści

Dwukrotny zdobywca Oscara Robert De Niro w opowieści o jednym z najsłynniejszych bokserów wszech czasów. Roberto Duran (Edgar Ramirez) wychowuje się na ulicy, gdzie rządzi prawo pięści. Umiejętności, które zdobywa, walcząc o przetrwanie, stają się jego przepustką do lepszego świata. Na profesjonalnym ringu pojawia się po raz pierwszy w wieku 16 lat i niedługo po tym zyskuje przydomek Manos de Piedra, czyli Kamienne pięści. Trudna i niebezpieczna droga, którą wybiera, staje się dla Durana początkiem walki z najtrudniejszym przeciwnikiem – samym sobą. Wielki talent może bowiem nie wystarczyć, by raz na zawsze uwolnić się od przeszłości. Czy będzie gotowy na starcie z niepokonanym Sugar Rayem Leonardem (Usher)? Czy nieokrzesany chłopak stanie się prawdziwym mężczyzną zdolnym zadziwić cały świat?

 

Jestem zaskoczony, jak bardzo źle potrafili nakręcić tę historię. Zwykłem bywać frajerem na takie sportowe opowieści, ale ta mnie zwyczajnie nie nabrała. Nie zbudowali oni nic. Niby są jakieś wydarzenia, niby coś się dzieje, ale nic nie ma znacznia. To tak jakby gadali, ale nie mówili absolutnie nic. A w życiu tego gościa naprawdę sporo się działo. Przykro, ze przedstawili to w takiej formie.

 

Edgar Ramirez jest słabiutki, w zasadzie nie daje nic od siebie. Wzięli go chyba tylko ze względu na wygląd. Nie miałem problemu z tym, że został mi zobrazowany wycinek życia Durana, ale absolutnie nie rozumiem, jak sprawili, że jest on tak kiepskim protagonistą. Tego goscia zwyczajnie nie można lubić, nie da się mu kibicować. Kiedy nadchodzi czas jego odrodzenia, powrotu do korzeni, to film przyspiesza i zwija interes.

 

Większość zwróciło uwagę na ten film, ze względu na udział Roberta De Niro. Slusznie. Legendardy aktor, w roli legendarnego trenera, to ratunek „Kamiennych pięści”. Aż chciałoby się, żeby ten film skupiał się na nim, żeby zaraz dostał pod swoje skrzydła kogoś innego. Jego strategiczne podejście do wszystkiego, to najlepszy element.

 

Przynajmniej teraz wiem, dlaczego tak szybko produkcja znikała z sal kinowych. To po prostu dobry materiał, który trafił w złe ręce. Nabrali genialne nazwisko, żeby odegrał jedną z ważniejszych ról i przyciągnął troche ludzi do kina. Teraz najchętniej by zapomniał, że brał w tym udział. Nakręcił to, a raczej spartolił, jakiś Jonathan Jakubowicz. Na jego koncie ze trzy odcinki podrzędnych seriali i praktycznie brak pelnometrażówek – dwa Hiszpanskojęzyczne, anonimowe gnioty. To tak na potwierdzenie moich słów – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/206/#findComment-412925
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 158
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2011
  • Status:  Offline

 

Objawiała się trochę moja ignorancja, bo mimo, że postaci w widowisku nie ma zbyt wiele, to i tak potrafiłem mylić te dwie Azjatki

_________________

 

Ja w sumie tak mam przy okazji większości azjatyckich filmów i orientuje się kto jest kim w połowie :D Tutaj akurat tego problemu nie miałem i o dziwo potrafiłem je rozróżnić od początku.

 

Dla mnie "Służąca" jest znakomita. Wolniejsza narracja na początku drugiej części może być w sumie trochę wymęczająca, ale i ona miała swój cel i uzasadnienie, napięcie jest zajebiście budowane, a reżyser świetnie pogrywa sobie z widzem (i to na kilku płaszczyznach, tj. nie tylko tych intrygowych, ale też dotyczących rozwoju/budowy postaci czy nawet samej intymności) i powoduje, że nie można oderwać wzroku od ekranu.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/206/#findComment-412959
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 870
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Jestem zaskoczony tym jak bardzo podobał mi się Doctor Strange. Może to wynikać z niskich oczekiwań wobec filmu. Nie, że spodziewałem się czegoś słabego, ale po prostu nie oczekiwałem niczego wielkiego. Działał tu też bohater, którego może kojarzyłem ale nic poza tym. Film okazał się mocno efekciarskim kinem akcji ze sporą ilością typowego marvelowskiego humoru. I to mi grało w pełni. Strange to taki trochę Iron Man z czarami, a przecież wszyscy kochamy Starka prawda? ;)

Oczywiście znów niedomagał główny zły (ten przyszły zapowiada się lepiej) i jak dla mnie trochę zbyt szybko Strange stał się kozakiem. Mało wiarygodne było to, że

 

mistrz tego całego budynku w Nowym Yorku padł po chwili, a z świeżym jeszcze Strangem mieli tyle problemów

 

Podobał mi się natomiast sposób w jaki zakończono konflikt, gdzie wygrał spryt i pomysłowość, a nie potęga.

 

Oczywiście Strange używał potężnych artefaktów które go wybrały, ale powiedzmy że to kwestia potencjału a nie aktualnej siły.

 

Ja bawiłem się bardzo dobrze, a scena po napisach (ta pierwsza) jeszcze bardziej zachęca mnie do pójścia do kina na kolejny film Marvela ;)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/206/#findComment-412966
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Trolls / Trolle

Tytułowe trolle to przepełnione radością życia, rozśpiewane stworki, które obdarzono bajecznie kolorowymi włosami, układającymi się w niezwykłe fryzury. Magiczna kraina trolli zmieni się na zawsze, gdy jedna z jej mieszkanek, Poppy, wyruszy z misją ratunkową, która zaprowadzi ją w szeroki, nieznany dotąd świat.

 

Ale pierdolnik kolorow. I to chyba najtrafnijeszy start do recenzji bajki :wink: Niby nieco ponad godzinę, a oczy bolą. Cięzko mi było na to patrzeć po jakimś czasie i posępni, mroczni przeciwnicy naszych kolorych trolli, szybko stali się przyjemniejszym dla mnie srodowiskiem.

 

Postaci niestety są tu oklepane. Jest jedna, marudny troll, którą mogłem oglądać, choć wiadomo, jak potoczą się jego losy – a to strona, która obdziera go z wyjątkowych szat i stawia w szeregu z resztą. Opowieść prosta, o szczęściu, o miłości – fatalny aspekt - o tym, zeby nikogo nie zostawiać w tyle – dla dzieci spoko. Starsi niewiele znajdą tu pociechy. STANOWCZO za dużo śpiewania - 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/206/#findComment-412980
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Pitbull: Niebezpieczne Kobiety

W 2015 roku 40% funkcjonariuszy przyjętych do policji stanowiły kobiety. Wśród nich są Zuza (Joanna Kulig) i Jadźka (Anna Dereszowska). Na drodze świeżo upieczonych policjantek los szybko stawia starszych kolegów po fachu: Gebelsa (Andrzej Grabowski) i Majamiego (Piotr Stramowski). Ich doświadczenie okaże się bezcenne w starciu funkcjonariuszek ze skorumpowanymi przełożonymi, takimi jak Izabela Zych ps. Somalia (Magdalena Cielecka) oraz brutalnym, przestępczym światem mafii "paliwowej", której macki sięgają dalej niż można sobie wyobrazić… Życie prywatne bohaterek jest równie skomplikowane. Jadźka na co dzień zmaga się z nieobliczalnym mężem (Artur Żmijewski) – pracownikiem wywiadu skarbowego, powiązanym z mafią, natomiast Zuza niefortunnie wikła się w romans z Remkiem ps. Cukier (Sebastian Fabijański), socjopatycznym gangsterem, którego dziewczyna – Drabina (Alicja Bachleda-Curuś) właśnie wychodzi z więzienia…

 

Emocjonujący, jak wyścig kropel deszczu po szybie. „Pitbull” przestal być filmem sensacyjnym z elementami komedii. Teraz żarciki, to jedyne czym potrafi się bronić. Rozpiszmy im kilka „kurew”, a publika wyjdzie zadowolona. Ja zanotowalem takich, którzy wyszli przed napisami końcowymi. Dostałem szereg kiepskich postaci, gdzie te najciekawsze – z poprzednich części – zostały zepchnięte na daleki drugi plan. Paleczke przejmuje Zuza, policjantka, nudna, z wiecznie tą samą miną. Niby wylądowała między miłością a pracą, ale element został potraktowany po macoszemu. W zasadzie wszystko zostało potraktowane po macoszemu, cała historia. „Niebezpieczne kobiety”, cierpią na tę samą doleglwiość, która ciążyła na pierwszej połowie poprzedniej odsłony – zlepek skeczy. Niektóre mają tylko walory komediowe, są wyjęte z kapelusza, nie pchając fabuły do przodu. Są bo taki mieli kaprys. I później wychodzi z tego ponad 2-godzinny seans, podczas gdy faktyczny materiał zmieściłby się w godzinnym epizodzie serialu.

 

Tak jak po „Belfrze” zacząłem lubić Sebastiana Fabijańskiego, tak tutaj jest to dość wyraźny przerost formy nad treścią. Chyba chciał być za bardzo Amerykański. Mimo to, jego strategiczne podejście było jedną z jaśniejszych stron, bo wydawał się mieć zawsze plan B. Nigdy nie czuł się postawiony pod ścianą, choć wydawać by się mogło, że teraz go dopadną. Trzeba tylko pogodzić się z faktem, że z jego chorobą dążą donikąd, a on praktycznie nigdy nie stanowi jakiegoś wielkiego zagrożenia dla głównych protagonistów.

 

W sumie bez zaskoczenia. Wymieńcie sobie w glowie trzecie części filmowych serii, i powiedzcie szczerze, które tak naprawdę były dobre i spełniły pokładane nadzieje? To śmierdziało skokiem na kasę i dla mnie jest skokiem na kasę. Druga część wydana w tym samym roku? Ktoś poczuł sukces poprzedniczki. Napisał na kolanie, rzucił na plan i wystarczyło, żeby zapełnić salę. Uśmiechnąłem się kilka razy – choć sporo najlepszych żartów wyłożyli już w zwiastunie - i czułem się zażenowany przez resztę. Aż do ostatniej sceny, która... ech - 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/206/#findComment-413069
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

True Memoirs of an International Assassin

Fikcyjna powieść początkującego pisarza zostaje wydana jako wspomnienia, a jej autor zostaje wplątany w śmiertelnie groźną intrygę w Wenezueli.

 

Jeśli Netflix chcę być traktowany poważnie ze swoimi filmami, to musi się starać zdecydowanie bardziej. „True Memoirs”, to twór stworzony wyłącznie z materiałów odpadowych. Nie ma tu nawet jednej oryginalnej sceny. Wszystko już było. Do nakręcenia takiego filmu nawet nie jest potrzebny scenariusz. Znajomość takich komedyjek wystarczy. Bohater z przypadku, wmieszany w polityczne porachunki w obcym kraju. Jedni mówia, zeby zabil tego, inni tamtego. Ni to dobry film akcji, ni to zabawne. Kevin James gra w kółko to samo. Można się pocieszać patrzeniem na Zulay Henao – 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/206/#findComment-413091
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Grins
      Zapomniałem że gala jest u Turbiniarzy, no to obstawiam że Punk wygra w tym roku Royal Rumble już nie będzie lepszej okazji, w zeszłym roku miał wygrać, w tym roku już tego dokona. 
    • HeymanGuy
      TNA iMPACT! 09.01.2025 The System vs. Eric Young & Steve Maclin & Jonathan Gresham: Dobry opener, dynamiczny i z przyjemnym tempem, jak na 6-Man.  Maclin wypadł tu jak totalny killer, a KIA to zawsze świetne zakończenie. Natomiast powiem szczerze, że ten atak po walce z krzesłami i Greshamem wyglądał dość dobrze, brutalność i dobrze bo Systemu cała federacja nienawidzi, musiało się tak skończyć. Joe Hendry Promo: Hendry umie opowiadać historie, nie ma co. Hendry naprawdę fajnie sprzedaje swoją drogę na szczyt – od judo po bycie muzykiem do bycia jednym z najbardziej over workerów w 2024 roku. Plus, te jego wspomnienia o Kurt Angle vs. Samoa Joe na Genesis idealnie budują hype na jego walkę o pas, która jest na Genesis, 16 lat później. Ten segment był stonowany, ale przy okazji motywujący, mam nadzieję że wygra ten pas bo Nemeth nie jest takim mistrzem jakiego oczekiwałem od zawodnika takiej klasy i doświadczenia.  Léi Yǐng Lee vs. Savannah Evans: Trochę zaskoczenie, że Savannah już przegrała, zwłaszcza że wróciła niedawno. Lee ma ciekawy styl i Thunderstruck to świetne wykończenie, ale walka jakoś szczególnie mnie nie porwała. Spoko na rozgrzewkę, ale bez szału. Mike Santana i gauntlet z The Northern Armory: Santana to totalny badass. Widać, że fani złapali klimat z tym „bald ass head” Alexandera, co jest hitem. Segment z DQ trochę zamieszany, ale działa – buduje dalsze starcie na Genesis. C4 Spike od Josha wyglądał, jakby połamał Santanę, siadło im to. The Rascalz vs. The Good Hands: Rascalz robią robotę. Miguel i Wentz mają świetną chemię w ringu, a to "Feed Him to the Lions" to naprawdę solidne zakończenie. Dużo akcji, dobra energia. Warto było obejrzeć. X-Division Championship Match: Moose (c) vs. Andrew Everett: Fajnie było zobaczyć Everetta znowu w TNA, ale umówmy się – wynik był pewny od początku. Moose to bestia i ten Powerbomb na krawędzi ringu wyglądał niepokojąco że tak powiem. Walka solidna, ale bardziej jako pokaz siły Moose’a niż realne zagrożenie jego pozycji na piedestale X-Div. Joe Hendry & Rhino vs. The Nemeth Brothers: Zaskakujące, jak bardzo skupili się na Hendrym, a nie na Nicu, który przecież jest mistrzem świata. Hendry wyglądał świetnie – Standing Ovation to sympatyczny finisher. Rhino też swoje zrobił, ale można było lepiej wyeksponować World Champa. TNA stawia wszystko na Joe Hendry'ego, co ma sens przed Genesis, ale trochę szkoda Nica Nemetha, który wyglądał jak mid-carder, czyli rola od której w WWE za bardzo nie odchodzil i chyba znamy tego przyczynę. Jordynne Grace vs. Tessa Blanchard to dla mnie zdecydowanie najgorętszy feud, ale smutno, że Jordynne najpewniej odejdzie do WWE, choć może tam pokaże więcej. Genesis budują dość solidnie – ciekaw jestem, co dalej z Moose’em i jego „najbrzydszym pasem świata”, jak nazwał pas przed walką, może zmiana designu? Może totalnie zmiana koncepcji pasa? Przydałaby się bo dywizja X-D w TNA istnieje tylko we wspomnieniach, więc w tej roli teraz bardziej sprawdziłby się pas Global albo Television jak kiedyś.
    • KPWrestling
      Rozpoczynamy sprzedaż ostatniej puli biletów na galę Gala Wrestlingu: KPW Arena 27 Gala Wrestlingu: KPW Arena 27 (Gdynia) w dn. 24 stycznia 2025 o godz. 18:00. KPW Arena 27. KPW Arena 27Najlepsi polscy zawodnicy, goście z zagranicy, wielkie emocje, duż...Przeczytaj na oficjalnym fanpage KPW.
    • PTW
      Współczesny arystokrata nie ma ogłoszonej walki na jutrzejszą galę, ale mało parlamentarnymi słowami wymusił na naszym grafiku zrobienie ogłoszenia zapowiadającego jego obecność na wydarzeniu. Co chodzi po głowie Vincentowi? Istnieje spora szansa, że dowiemy się już jutro! :) Pod wieczór będziemy mieć dla Was jeszcze jedno ogłoszenie - takie, na które wszyscy czekaliście :) Bądźcie więc z nami i tutaj na socialach i jutro na gali! Przeczytaj wpis na oficjalnym fanpage PTW.
    • MattDevitto
      Szkoda, bo to moja jedna z ulubionych zawodniczek w Marigold
×
×
  • Dodaj nową pozycję...