Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Infiltrator

Funkcjonariusz celny USA (Bryan Cranston) odkrywa program prania pieniędzy z udziałem kolumbijskiego barona narkotykowego.

 

Zdziwiłem się, jak zwyczajna jest ta historia. Jak znajome były wszystkie składniki, jak nawet nie starała się mnie zaskoczyć. Solidna dawka infiltracji, dla kogoś, kto nigdy nie widział filmu o infiltracji. Dla kogoś, kto nie otarł się o takiego „Donniego Brasco”, gdzie mocno nakreślane było to balansowanie między prawdziwym życiem, a tym zmyślonym, gdzie postaci tych złych, były bardzo mocnym punktem całości. Bob Mazur rownież ma problemy w prawdziwym życiu, ale już nie odcisną się one na świadomości widza tak mocno. Tutejsi „źli goście” również dają się momentami lubić, ale nigdy nie tak jak Lefty i reszta. Tamtych wspominam do dziś, o tych zapomnę – choć fajnie wypadł Benjamin Bratt.

 

To nie oznacza, że „Infiltrator” jest filmem złym. Bryan Cranston daję kolejną dobrą rolę. Znów uderza w punkt. Znów sprawia wrażenie, jakby był stworzony do danej postaci. Ma to wszystkie niezbędniki takiego kina, w których to coraz więcej osób zagraża akcji i zaczyna podejrzewać głównego bohatera. O dziwo, dość szybko są oni eliminowani i do kulminacji napięcia nigdy nie dochodzi. Jak tylko ktoryś z agentów slyszy „ja wiem”, to gość w tej samej scenie leży martwy.

 

Doceniam, że jest to oparte o prawdziwą historię – to zawsze działa na korzyść – ale oczekiwałem więcej. Miał być kandydat do Oscara, a po seansie zaczynam powątpiewać w nominacje – 6/10 (naciągane)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/205/#findComment-411423
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Miss Peregrine’s Home For Peculiar Children / Osobliwy dom Pani Peregrine

Podążając za wskazówkami, które zostawił mu ukochany dziadek, Jake (As Butterfield) odkrywa, że istnieje niezwykły świat poza czasem i przestrzenią, a w nim niezwykłe miejsce, zwane "Osobliwym domem pani Peregrine". Jake poznaje niesamowite moce mieszkańców domu i dowiaduje się, że mają oni potężnych wrogów. Wkrótce przekona się, że jeśli chce ocalić swych nowych przyjaciół, musi nauczyć się korzystać z "osobliwości", którą sam został obdarzony.

 

Tim Burton tworzy kolejny świat, z którego nie chce się wychodzić. Dom Peregrine jest kolorowy, pełen barwnych postaci i magicznych wydarzeń. Dla młodszych widzów, to na pewno przygoda, na którą będą chcieli rzucić okiem.

 

Jake trafia do domu Peregrine (Eva Green), w świecie, w którym powstała pętla czasowa, utrzymująca nietypową młodzież przy życiu. Choćby przez jeden, ten sam dzień. Jednak nawet ta pętla może zostać zagrożona, i tylko Jake może im pomóc przeciwstawić się złu. Obiecujący był początek opowieści. Przeniesienie się za wskazówkami dziadka, którego wszyscy znają w tym świecie, poznawanie mieszkańców, próba ogarnięcia wszystkich wydarzeń. Sprawiało to wrażenie przygodowego kina na najwyższym poziomie. I wtedy takie było. Z czasem jednak to zło wcale nie jest takie złe – raczej komiczne - magia z tego świata wyparowuje, tempo mocno przyspiesza, że nie wiesz o co chodzi i zaczynasz się męczyć. Gdzieś tam zaczęła się rozwijać totalnie zbędna historyjka miłosna, a humor ustąpił miejsca Samuelowi L. Jacksonowi. I nie byłoby w tym nic złego... gdyby mu się chciało. A jak mu sie chciało, to nie dostał należytego czasu ekranowego, żeby nam się chciało nim przejąć. Podobne zastrzeżenia można mieć do tytułowej Peregrine, gdzie świetna Eva Green, tez cierpi na tę samą dolegliwość.

 

Asa Butterfield, jest jednym z moich ulubionych aktorów młodego pokolenia. Pamiętam, jak dobrze wypadł w „Grze Endera”, a teraz swoją jakośc potwierdził i tutaj. Spora dojrzałośc u małolata, który zagrał tylko w paru kasowych produkcjach. Jeszcze sporo dobrego z niego wyciągną w Hollywood – sam czekam na kontynuacje Endera.

 

Miała być nutka straszenia, miała być ekscytacja światem, ale jednego nie było wcale, a drugie wyparowało. Szkoda, bo na papierze obsada jest bardzo dobra. Mam wrażenie, że to powinno trwać dłużej, parę filmów. Że gdyby te emocje rozłożyć, budowac, gdyby te postaci poznać, to efekt finalny byłby o wiele lepszy. A tak niewielu się nim przejmie – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/205/#findComment-411453
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 256
  • Reputacja:   257
  • Dołączył:  21.03.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

Jeszcze sporo dobrego z niego wyciągną w Hollywood – sam czekam na kontynuacje Endera.

 

Film był kasową klapa, więc ciężko może być z kontynuacją tym bardziej, że już 3 lata minęły od premiery a żadnych informacji nie ma.

Widziałeś już może nowy film z Laną i Edgem?

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/205/#findComment-411456
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Film był kasową klapa, więc ciężko może być z kontynuacją tym bardziej, że już 3 lata minęły od premiery a żadnych informacji nie ma.

Widziałeś już może nowy film z Laną i Edgem?

 

Właśnie zerknąłem na filmografie Asy i zero wzmianki o ewentualnej kontynuacji. Dziwne. Mi to się podobało.

 

Nie, nawet nie wiedzialem, że ten film już jest dostępny. Poza tym, nie wiem, czy poniose się na recenzje. Może jako dodatek do czegoś powazniejszego :wink:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/205/#findComment-411495
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Deepwater Horizon / Żywioł. Deepwater Horizon

Załoga największej i najnowocześniejszej platformy wiertniczej na świecie musi stawić czoła niewyobrażalnej potędze morskiego żywiołu podczas katastrofy o niespotykanej dotąd skali. Zbudowana w Zatoce Meksykańskiej platforma Deepwater Horizon jest wielkości małego osiedla i wysokości wieżowca. Ma wydobywać niespotykane dotąd ilości ropy przynosząc swoim właścicielom krociowe zyski. Podczas rozruchu wydobycia dochodzi jednak do awarii, która wkrótce doprowadza do serii eksplozji i pożaru platformy. Jednocześnie w Zatoce rozpoczyna się sztorm. Kapitan Mike Williams (Mark Wahlberg) otrzymuje informację, że służby ratunkowe nie będą w stanie przyjść załodze z pomocą ze względu na ekstremalne warunki pogodowe. Wiedząc, że w każdej chwili może dojść do zatonięcia platformy, Williams postanawia zrobić wszystko, by ocalić swoich ludzi.

 

Lubię, kiedy film jest świadomy. Kiedy reżyser zdaje sobie sprawe, co widz już wie, i czerpie z tego korzyści. Brawa dla Petera Berga, bo wiedział, że wszyscy czekamy na katastrofę, więc bawił się materiałem, żeby nam to delikatnie zwiastować. Eksperyment dziecka w kuchni, to bardzo budujący moment. Nastraja na dalsze wydarzenia.

 

Stara gwardia rozdaje karty. Dupkowaty człowiek korporacji, John Malkovich, oraz kierownik załogi Kurt Russell. Ich kłótnie dotyczące bezpieczeństwa akcji są jednymi z lepszych momentów filmu. Wahlberg nie nadążał za nimi. Momentami byłbym skłonny stwierdzić, że to Russell jest naszym głównym protagonistą. W Marka mi było ciężko uwierzyć. Niby jest to oparte na prawdziwej historii, ale i tak mam wrażenie, że Mike Williams został przekolorowany. Nie czułem, żeby faktycznie był zdeterminowany wrócić do rodziny. W obliczu katastrofy chciał pomóc wszystkiemu i wszystkim. Miałem wrażenie, że gdzieś tam się skończyło opowiadanie prawdziwej historii, a zaczęło opowiadanie filmu / wciskanie nam kitu.

 

Katastrofa wygląda bardzo dobrze. Czuć ogrom zniszczenia. „Miłym” spięciem klamrą tego wszystkiego, jest łódź ratunkowa i szukanie na niej ludzi. Komu się udało, kto nie wyszedł z tej walki zwycięsko. Tam pojawiały się emocje, choć wcześniej ich brakowało. „Żywioł” to dobry film, który jednak ogladałem bez przesadnej inwestycji - 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/205/#findComment-411599
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Hell or High Water / Aż do piekła

Dwaj bracia – Toby (Chris Pine) – zdesperowany ojciec, szukający lepszego życia dla syna oraz Tanner (Ben Foster), były skazaniec z wybuchowym charakterem, postanawiają okraść oddział banku, który skonfiskował ich zadłużoną, rodzinną ziemię. Napad udaje się, jednak sprawy szybko wymykają się spod kontroli. W pościg za braćmi wyrusza Marcus (Jeff Bridges), nieustępliwy Strażnik Teksasu, szukający ostatnich chwil sławy przed przejściem na emeryturę. Mimo policyjnej obławy, Toby i Tanner, skuszeni wizją szybkiego zysku, decydują się na kolejny wielki skok. Konfrontacja braci z zawziętym stróżem prawa wydaje się nieunikniona.

 

Mówili, że to męskie kino. Można to rozumieć na różne sposoby. Ten nie jest przepełniony adrenaliną, strzelaninami, pościgami, krwią, czy szybkim tempmem. Kilka z tych składowych się znajdzie, ale nie są one na pierwszym planie. Tu męskie kino obrazuje rozmowy przy piwie, próbę utrzymania rodziny, braterską miłość.

 

Dwa genialne duety. Chemia między Pinem i Fosterem, jak i Bridgesem i Indianskim partnerem, to esencja filmu. Dialogi, których można słuchać w pętli. Zwyczajne, z niewymuszonym humorem. Łatwo uwierzyć w prawdziwość tych postaci.

 

Fabularnie największy nacisk położony jest na Pinie i jego planie odzyskania swojej ziemi, ale to Bridges świeci najjaśniej. Cięty język i błyskotliwość. Jego partner okazał się workiem treningowym na tym planie filmowym. Jest tylko po to, by przyjmować kolejne ciosy od przełożonego. Najbardziej złożony zaś wydaje się Foster. Niby wariat, ale serducho tam bije mocno. Nawet dla matki, która się go wyparła.

 

Fajnie budowali klimat. Texas, pustkowie i klasyczna muzyka country. Wiedziałeś, że wszystko zmierza do spotkania się tej czwórki, ale to nie przeszkadzało w śledzeniu ich losów. Pomogła ta naturalność, o której wspomniałem. Kiedy już wszystkie klocki zaczynają się układać, byłem ciekawy rozwoju. I szczerze nie zmieniłbym w tym finale nic. Zakończyłbym w momencie, w ktorym zakończyli.

 

Z opisu wydaje się to widowiskowy film, który prędzej czy później przerodzi się w sensacje, a w naturze jest spokojny, wyciszony do samego końca. Nawet jak padają strzały, to nie ma zadnego efekciarstwa - brawo. Sam fakt, że oglądałem go w kinie studyjnym, nie w multipleksie, w ktorym premiery nie było. To sprawia, że i tempo jest stosunkowo wolne. Dla wielu pewnie nie do przełnięcia, nudne. Dla mnie jeden z lepszych filmów roku – 8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/205/#findComment-411991
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  394
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.11.2010
  • Status:  Offline

N1KO Hell or High Water można znaleźć w dobrej jakości już na internetach czy oglądałeś to w kinie?
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/205/#findComment-412023
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

N1KO Hell or High Water można znaleźć w dobrej jakości już na internetach czy oglądałeś to w kinie?

 

Nieuwaznie czytasz :wink: Padlo tam, że oglądałem w kinie studyjnym.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/205/#findComment-412037
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Captain Fantastic

Ojciec sześciorga dzieci to idealista, który wychowuje swe pociechy z dala od cywilizacyjnego zgiełku. Przychodzi jednak dzień, w którym wszyscy muszą powrócić na łono społeczeństwa.

 

Viggo Mortensen i jego dzieciaki, to banda dzikusów. Ex-Aragorn praktycznie robi ze swoich podopiecznych maszyny. Zdolności przetrwania mają na poziomie dorosłego człowieka – a nawet wyższe – wiedzą przewyższają praktycznie każdego. To oczytane i wysportowane stworzenia, które nigdy nie miały normalnego dzieciństwa. Ich dzieciństwo, to misja od taty, żeby zabić jakiegoś jelenia. I te z pozoru wydarte z emocji młodziaki, dowiadują się o śmierci matki. Cel – ruszyć w miasto na jej pogrzeb. Co nie jest aż tak prostym zadaniem, zważywszy, że tata ma sporo do ukrycia i niekoniecznie chce się pojawiać wśród spoleczeństwa.

 

Tworcy rzadko sięgają po komedie, żeby nakreślić spotkanie tej dziczy z rzeczywistością – co mnie w sumie zaskoczyło. Większość czasu wręcz przekonują, że pośrodku tego lasu powstała silna rodzinna więź, a wychowywanie i nauka u ojca, niosła za sobą lepsze efekty, niż tradycyjne metody. Nie neguje. Problem pojawił się, kiedy ta ich misja przybierała coraz to nowsze cele. Ten finalny, a co za tym idzie końcówka filmu, to dość niezamierzony, kiepski humor. Nie sądze, że cokolwiek niósł ze sobą. Urwał się gdzieś wątek dziadków, który dość mocno odcisnął się na przebiegu akcji. Po prostu twórcy zakończyli. Sweet Child O’mine...

 

Paradoksalnie ta najbardziej znana kreacja Mortensena, jest chyba jedną ze słabszych. To świetny aktor, którego do teraz ciężko mi wyciągnąć ze szponów Aragorna. Może kiedyś mi się uda. Więcej „The Road”, wiecej takich Captain Fantasticów i zapomnę. Dzieciaki grają nierówno. Jedni lepsi, inni gorsi. W zasadzie były dziewczynki w podobnym wieku i mam wrażenie, że do teraz nie wiem, która zleciała z dachu. Spoiler?

 

„Captain Fantastic”, to był dobry film. Był do ostatniego aktu, w którym wszystko się zaczęło sypać. Przez który nie opuszcza mnie wrazenie, że nic z niego nie wyciągnąłem. Uzyje słowa, którego ojciec zakazał tu swoim podopiecznym – interesujący – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/205/#findComment-412075
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Girl on the Train / Dziewczyna z Pociągu

Załamana rozwodem Rachel (Emily Blunt) spędza dnie na fantazjach o pięknej parze mieszkającej w domu, który codziennie mija jadąc pociągiem. Pewnego ranka zobaczy tam coś, co wkrótce wywróci jej życie do góry nogami. Rachel będzie zmuszona zmierzyć się z makabryczną tajemnicą, której rozwiązanie może okazać się ponad jej siły.

 

Prosta fabuła, którą twórcy starają się pogmatwać, jak tylko są w stanie. Robią wszystko, żebyś czuł się skołowany, jak główna bohaterka, alkoholiczka. Niby tak budują opowieść, ale cały czas miałem wrazenie, że usiedli do tego nieodpowiedni ludzi, którzy nie bardzo wiedzą, jak skakać po osi czasu. Thriller bez budowania napięcia, nie może być czymś dobrym. A „Dziewczyna” przestaje budować napięcie bardzo szybko. W zasadzie od obwieszczenia, że doszło do morderstwa, czułem się, jakbym stał na tej samej stacji z powodu uszkodzonego pociągu.

 

Zwyczajnie nie ma komu kibicować. To uniemożliwia emocjonalną inwestycję. Kiedy już dochodzi do odsłonięcia kart, nie towarzyszy temu żadna reakcja. Nie mogło mnie to obchodzić mniej.

 

Słusznie zbiera to bardzo przeciętne/słabe noty. Jedyna chwalona, to Emily Blunt. Osobiście nawet tam bym się nie poniósł na pochwały. Jest niezła. Tak jak jednooki jest królem wśród niewidomych. Nie ma czym się zachwycać. Cała reszta była po prostu tak nijaka. Mają te same miny przez większośc czasu, niezależnie od sytuacji.

 

Wybaczcie zwolennicy książki, ale ktoś właśnie obsikał Wasz klejnot. Sprawił, że historyjka jest przeciętna, postaci są z kartonu, a Ty chcesz po prostu wysiąść z tego pociągu. Nawet jadącego – 4/10 (naciągane)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/205/#findComment-412101
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Mr. Church

Historia wyjątkowej przyjaźni, która powstaje, gdy umierająca matka (Natascha McElhone) i jej córeczka (Britt Robertson) zatrudniają utalentowanego kucharza – Henry’ego Josepha Churcha (Eddie Murphy). Coś, co rozpoczyna się jako sześciomiesięczna praca rozwija się w 15-letnią relację, która tworzy rodzinne więzy.

 

Magiczny murzyn! Cały film wmawiano mi, że Mr. Church, to świetny facet. Załapałem już po pierwszej scenie, ale oni postanowili to wałkować bez końca. Pojawił się znikąd, a został z tą rodziną na zawsze. Opiekował się nimi, płacił ich rachunki. Trudno, żeby nie został przyjacielem, kiedy tyle dla nich zrobił. Sprzedają tę całą opowieść, w najbardzIej oczywisty sposób z możliwych.

 

Fajnie, ze gra tu Eddie Murphy, ale zwyczajnie nie widzą, co z nim zrobić. Jeśli dobrze się temu przyjrzeć, to jego nazwisko jest największym plusem filmu. Nie jego rola, ale nazwisko. Bo powrót na duży ekran, bo Eddie. Churcha z tym materiałem mógł zagrać każdy.

 

Dramat daję odrobinę emocji, ale takich, które byłeś w stanie przewidzieć na długo przed ich nadejściem. Niczym nie zaskakuje. Taki mały filmik, do obejrzenia w nudne niedzielne popołudnie – 4/10 (za zalążki serducha, jakie posiada)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/205/#findComment-412103
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Miles Ahead / Miles Davis i ja

Jazz to improwizacja. Takie też było życie legendarnego Milesa Davisa (Don Cheadle). Nie miało przy tym nic wspólnego z aksamitnym brzmieniem trąbki, którym zaczarował publiczność na całym świecie. Do dziś uchodzi za niekwestionowaną supergwiazdę jazzu, jednego z najbardziej wpływowych muzyków w historii; to dzięki jego rewolucyjnemu, innowacyjnemu podejściu do instrumentów, rytmu i gry zespołowej powstały odrębne gatunki muzyczne. W życiu prywatnym mierzył się z uzależnieniem od twardych narkotyków, alkoholu, lekarstw, chorobami, bólem i niekończącymi się depresjami. Ale kiedy stawał na scenie, publiczność zamierała w zachwycie. "Miles Davis i ja" to poruszająca, szczera, pozbawiona glamouru i blichtru opowieść o Milesie Davisie, największej gwieździe jazzu i nieszczęśliwym człowieku.

 

Ile by się ten Don Cheadle nie starał, nie uniesie tego na całej szerokości. Historia Milesa Davisa, przedstawiona została dwutorowo. Jedna trasa jest szybka, mocno rozrywkowa, pełna akcji i dynamicznych dialogów, a druga spokojna, miłosna, pokazująca naszego bohatera od innej strony. Pierwsza jest dobra, i chcielibyśmy na niej pozostać przez większość czasu, druga szybko traci swój, i tak niewielki, urok. A co jest najgorsze? Nie ma mety. Obejrzałem, film się skończył, pojawiły się napisy końcowe, a ja się zastanawiam, o czym on był. Nie czuje, że poznałem Milesa Davisa. Zobaczyłem dwa wycinki jego życia.

 

Wrócę do Dona Cheadle, bo występ zaliczył bardzo udany. Gość wytwarza wokół siebie niezbędną dla tej postaci aurę. Spojrzenie wiecznie w punkt, pewność siebie, spokojny ton głosu. Wiedział chłop, jak to przedstawić – jest też reżyserem filmu.

 

Ewan McGregor stanowi dopełnienie. Jest dobrym partnerem dla głównego bohatera, dlatego tak fajnie ogląda się jeden z tych wycinków. I nie ma znaczenia, że szukają taśmy, która jest traktowana, jak największy skarb, bo wszystko jest zrobione, jak w najlepszym kinie komedii akcji. Wolałbym tylko na to patrzeć. I wiem, że poznałbym tego muzyka jeszcze mniej, a całość cięzko by było nazwać biografią. Teraz też mam z tym problem – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/205/#findComment-412114
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Kochaj!

Sawa (Olga Bołądź) wkrótce wychodzi za mąż za Jurka (Mikołaj Roznerski), o którym jej przyjaciółki mówią: „facet marzeń z wmontowanym genem idealnego męża i ojca”. Jednak Sawę zaczynają ogarniać coraz większe wątpliwości, czy to właśnie Jurek jest tym jednym, jedynym… Zwłaszcza, że na horyzoncie pojawił się przystojny aktor – Krzysztof (Michał Czernecki). Do ceremonii zostało kilka godzin. W umówionym miejscu zbiórki, przed wieczorem panieńskim, stawiają się najlepsze przyjaciółki Sawy – lubiąca adrenalinę Anka (Roma Gąsiorowska-Żurawska), miłośniczka Orientu Weronika (Magda Lamparska) i perfekcyjnie zorganizowana gwiazda telewizji Oliwia (Aleksandra Popławska).

 

Polski kom-rom w najgorszym wydaniu. Taki, w którym zastanawiasz się, o co chodzi, by chwilę później zreflektowac się, że Cię to raczej nie interesuje. Taki, w którym wszystko jest puste. Puste emocje, puste bohaterki. Bo nikt mi nie wmówi, że to rozgrzeje jakieś serca, ani tym bardziej, że któraś z biegających po ekranie kobiet jest ciekawa. Wydarzenia w tym filmie na nikogo nie wpłyną, bo nie wpływają nawet na bohaterki. Takie jak były, takie są, takie kończą. Wszystko stereotypowe, plastikowe, mało realne. Nawet Chińczyk – bo chyba mamy się śmiać z akcentu – paraduje w szlafroku ze smokiem na plecach i gotuje ryż (!) Brak jakichkolwiek wartości. Nawet dla kobiet. Chyba, że montaże z tego, jak płeć piękna imprezuje, to czyjś kinematograficzny klimat – 1/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/205/#findComment-412291
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Imperium

Agent FBI (Daniel Radcliffe) infiltruje grupę terrorystyczną przekonaną o supremacji białej rasy, by przeszkodzić jej w stworzeniu bomby.

 

Wielu pewnie powie, że to „Imperium” powstało z materiałów odpadowych. Że części składowe są wszystkim dobrze znane, i wałkowali je w każdym filmie o inflitracji. Podejrzane rozmowy, rozpoznanie twarzy w najmniej odpowiednim momencie, zwątpienie, która strona barykady jest dla Ciebie, itp. Film Daniela Ragussisa, korzysta z tych rzeczy umiejętnie. W zasadzie większość wypala. Rozmowy na wrogim terenie są często przepełnione napięciem i niepewnością. Może nawet przesadną niepewnością na twarzy Radcliffe’a, bo każdy idiota by rozpoznał w niektórych momentach, że to oszust.

 

Harry Potter dał radę. W zasadzie to dzięki niemu tych dialogów słucha się tak dobrze. I dzięki niemu nie tracimy zainteresowania w historie. Uwierzyłem, że to gość z totalnie innej bajki, który musiał się nauczyć rasistowskich ideologii, żeby być wiarygodnym w nowym środowisku.

 

Fabularnie szykuje to parę zwrotów, choć często są one spowodowane zmianami infiltrowanej grupy. Trochę ucinało to wątki, bo gość najpierw paradował na jednym szczeblu, potem na innym, by finalnie dosięgnąć szczytu grupy i poznać plany. Problem w tym, że jak przeszedł na wyższy poziom, to o niższym musieliśmy zapomnieć. Jedna szybka scena, to troche za mało. Budowanie czarnych charakterów tez by się tej produkcji przydało. Efekt gry komputerowej, gdzie przechodząc dany poziom, już nie mamy z nim nic wspólnego, nie jest najlepszym z rozwiązań – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/205/#findComment-412334
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Inferno

Światowej sławy profesor w dziedzinie symboliki Robert Langdon (dwukrotny laureat Oscara Tom Hanks) śladami poematu Dantego usiłuje rozwikłać zagadkę symbolu, który znajduje w marynarce, kiedy budzi się - pogrążony w amnezji - w jednym z włoskich szpitali. Będzie to najtrudniejsze zadanie w karierze Langdona, na którego zewsząd czeka niebezpieczeństwo.

 

Może nie jestem fanem tej całej serii o zagadkach Langdona (Kod da Vinci (4/10), Anioły i Demony (5/10)), ale „Inferno” nawet do poprzeczki poprzedniczek nie doskoczyło. Może byłoby inaczej gdyby... zbudowali historię? Poważnie, film dla mnie nie podgrzał niczego. Odbywa się okrutnym schematem, gdzie większośc czasu bohaterowie uciekają, przed coraz to nowszymi grupami, a Tom Hanks nic nie pamięta. Minuta na gadce o „Boskiej Komedii”, potem kwadrans uciekania, potem minutka i kolejny kwadrans. Praktycznie tak do końca. Wszystko przeplatane jeszcze wizjami, do których moja niechęć jest dobrze znana. Koniec końców, nie możemy śledzić głównej zagadki, bo większość czasu towarzyszymy Hanksowi w próbach odtwarzania sytuacji sprzed wypadku. Nic nie jest wyjaśnione.

 

Samo rozwiązywanie tych puzzli przychodzi bohaterowi nadzwyczaj łatwo. W końcu musi się wyrobić w tą minutę, kiedy nikt go nie goni...

 

A jak już rozpędziłem się z wypisywaniem grzechów, to wspomnę, że jak już ucieczek jest mniej, gdy zbliżamy się do finału, to czas zapychany jest... ... historyjką miłosną. Gość, który jest pogrążony w swojej pracy, nagle zaczął dażyć kobietę wielkim uczuciem. Awesome.

 

Aktorsko jest niewiele lepiej, bo Tom Hanks wydaje się zmęczony – w sumie trochę się nabiegał – a Felicity Jones nie ma wyrazu twarzy. Nawet kiedy w połowie filmu dowiadujemy się o niej czegoś więcej, to jej mimika pozostała bez zmian.

 

Fani książki oburzeni – podobno zmienili końcówkę i wszystko uprościli – a fani kina uśpieni. Dobra robota? – 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/205/#findComment-412353
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • HeymanGuy
      Mówicie o @ KL ? That makes us two... ROH on Honor Club 09.01.2025 Trish Adora vs. Harley Cameron: No dobra, Trish Adora jest w dobrej formie. Już samo jej wejście z STP w narożniku robiło wrażenie. Harley Cameron próbowała, nie powiem, że nie. Pokazała zwinność i niezły timing, ale kiedy Trish odpaliła swój Lariat Hubman, to było jak... bum, end of story. To jeden z tych finisherów, które robią wrażenie i sprawiają, że czujesz moc przez ekran. Mam wrażenie, że Trish powoli zmierza w stronę czegoś większego – może tytułu? Byłoby przyzwoicie, bo to jedna z tych osób, które naprawdę zasługują na spotlight. Blake Christian vs. Serpentico: Blake Christian jest jak błyskawica w ringu – szybki, techniczny, po prostu niesamowity, od zawsze robił na mnie wrażenie. Serpentico, wiadomo, zawsze daje dobre show, ale tu nie miał większych szans. Ta Meteora na koniec? Coś pięknego. W sumie spodziewałem się szybkiego zakończenia, ale mimo to walka była widowiskowa. Dla fanów lucha libre myślę, że jak najbardziej do polecenia. Boulder vs. Griff Garrison: Powiem tak: jak tylko zobaczyłem Bouldera w akcji, to wiedziałem, że Griff będzie miał ciężki wieczór, przypomina mi trochę Mastiffa z brytyjskiej sceny indy, ale trochę mu do niego brakuje. Griff próbował walczyć sprytem, ale kiedy masz przed sobą człowieka tak dużego jak Boulder, to wiesz, że to się nie skończy dobrze. Boulder Dash to absolutna demolka – oglądając to, miałem wrażenie, że Griff dosłownie wbił się w matę. Z jednej strony szkoda mi Griffa, bo ma potencjał, ale Boulder? On jest po prostu maszyną, którą można lepiej wykreować niż się to robi teraz. Billie Starkz vs. Brittany Jade: Billie Starkz to dla mnie taki powiew świeżości, mimo że trochę już występuje w Tonylandzie (AEW) i Tonylandzie v2 (ROH). Oglądam jej karierę od jakiegoś czasu i za każdym razem mnie czymś zaskakuje. Brittany Jade dała radę, ale Billie... lubię bardzo jej styl. Gładkie, perfekcyjne wykonanie, aż chce się oglądać więcej. Mam nadzieję, że Billie dostanie niedługo większy program, bo dziewczyna ma w sobie to coś, co sprawia, że chce się jej kibicować. Queen Aminata vs. Rachael Ellering: Queen Aminata to ma fajny gimmick, ma spory potencjał – i to widać. Rachael próbowała, ale Aminata od początku wyglądała, jakby miała plan na tę walkę. . Aminata ma ten vibe dominatorki, która może zamieszać w każdej dywizji. Myślę, że to tylko kwestia czasu, aż zacznie walczyć o główne tytuły, czy to w ROH czy AEW. Throwback: Sumie Sakai vs. Hazuki (2018): Nie zwykłem komentować Throwbacków z gal, ale tu zrobię wyjątek, do ROH z tamtych m.in. lat mam spory sentyment, w sumie głównie z tego sentymentu powstaje ten komentarz, dość pozytywny, bo nie potrafię patrzeć na tą perełkę jaką jest ogół Ring of Honor złym okiem, nawet jak Tony Khan robi sobie z tego Velocity, Heat, Main Event, Superstars, nazywajcie to jak chcecie, pewnie rdzennym fanom się nawet nie chce na to patrzeć, bo szkoda sobie psuć pogląd i wspomnienia. Wspomnienia, wspomnienia... jak tylko zobaczyłem, że dostaniemy ten klasyk z 2018 roku, od razu się uśmiechnąłem. Hazuki z Kagetsu i Haną Kimurą w narożniku – to był ten czas, kiedy Women of Honor naprawdę rozkwitało i się dobrze zapowiadało. Walka była świetna, Sumie Sakai to absolutna legenda, szanuję za uśmiech w stronę starszych (choć są starsi) fanów. MxM Collection vs. The Dawsons: MxM Collection jest kolejnym świetnym duetem, który WWE puściło bez żalu. Mansoor i Mason Madden mają w sobie coś świeżego, co od razu przyciąga moją uwagę. The Dawsons to takie trochę noname'y, ale szczerze? Cieszę się, że MxM wygrali.  Mam nadzieję, że zobaczymy ich w większym programie w tej dywizji w bliższej przyszłości, pewnie skończą w AEW. Red Velvet vs. Jazmyne Hao: Red Velvet to całkiem przyzwoita mistrzyni ROH TV. Jazmyne Hao miała swoje momenty, ale Velvet to zupełnie inny poziom. Jej Right Jab to cios, który wygląda na równie groźny, co skuteczny, choć czy w tej walce nie pomyliła jej się ręka i czy nie użyła przypadkiem Left Jab? Walka była dobra, choć przewidywalna – mam nadzieję, że Red Velvet wkrótce dostanie bardziej wymagającą rywalkę o swój pas, bo obijać placki to każdy może. Shane Taylor Promotions vs. Gates of Agony: Uwielbiam Shane Taylor Promotions, ta ekipa to definicja dobrej chemii w ringu, a zwłaszcza Lee Moriarty. Gates of Agony próbowali zdominować siłą, ale Shane i Lee pokazali, że technika i strategia zawsze wygrywają. O'Connor Roll Bridge? Klasyk, ale działa, i to jak! Mam nadzieję, że Shane Taylor Promotions dostaną większe wyzwania, bo potencjał mają ogromny, a już za długo stoją w miejscu. Jericho/Rock'n'Roll Express: Na koniec – prawdziwa uczta dla fanów nostalgii. Chris Jericho jako część „The Learning Tree”? No powiedzmy, że w ROH nie wygląda to tak źle jak w AEW, mniejsza konkurencja może xD Z pasem ROH wygląda na większy deal w ROH, niż w AEW, niby proste ale Tony chyba tego nie ogarnia. Jego promo było idealnym balansowaniem między arogancją, a czystą rozrywką - typowy Y2J. Kiedy Rock N Roll Express weszli na ring publika nawet się ożywiła, dla odmiany. Ich atak na Jericho i Keitha to ukłon w stronę starej szkoły wrestlingu, który zawsze działa, przynajmniej na mnie. Widok Mortona i Gibsona triumfujących na koniec gali całkiem przyjemny, ale nie ma się co przyzwyczajać. Chris musi zacząć występować w ROH TV jeśli ma być choć trochę wiarygodnym ROH Champem. Co mogę powiedzieć? ROH dało nam wszystko, czego można oczekiwać od takiego formatu gali jaki od nich dostajemy: nie takie złe walki, rozwój jakichś tam historii i trochę nostalgii dla starszych fanów. Każda walka miała coś tam do zaoferowania, a momenty takie jak atak Rock N Roll Express czy nawet ten throwback z '18 roku sprawiły, że to nie był zwykły odcinek tygodniówki typu squashe i wywiady bez celu. Czekam na przyszły tydzień w sumie, bo QT Marshall vs. Komander o bodajże pas ROH TV zapowiada się nawet dobrze. Jeśli ROH dalej będzie trzymać taki poziom i konsekwentnie go podnosić, to może wreszcie coś zacznie się dziać. Sypnę klasykiem w takim razie od kolegi, którego wyżej oznaczyłem. OGLĄDAJCIE RING OF HONOR!
    • Grins
      Zapomniałem że gala jest u Turbiniarzy, no to obstawiam że Punk wygra w tym roku Royal Rumble już nie będzie lepszej okazji, w zeszłym roku miał wygrać, w tym roku już tego dokona. 
    • HeymanGuy
      TNA iMPACT! 09.01.2025 The System vs. Eric Young & Steve Maclin & Jonathan Gresham: Dobry opener, dynamiczny i z przyjemnym tempem, jak na 6-Man.  Maclin wypadł tu jak totalny killer, a KIA to zawsze świetne zakończenie. Natomiast powiem szczerze, że ten atak po walce z krzesłami i Greshamem wyglądał dość dobrze, brutalność i dobrze bo Systemu cała federacja nienawidzi, musiało się tak skończyć. Joe Hendry Promo: Hendry umie opowiadać historie, nie ma co. Hendry naprawdę fajnie sprzedaje swoją drogę na szczyt – od judo po bycie muzykiem do bycia jednym z najbardziej over workerów w 2024 roku. Plus, te jego wspomnienia o Kurt Angle vs. Samoa Joe na Genesis idealnie budują hype na jego walkę o pas, która jest na Genesis, 16 lat później. Ten segment był stonowany, ale przy okazji motywujący, mam nadzieję że wygra ten pas bo Nemeth nie jest takim mistrzem jakiego oczekiwałem od zawodnika takiej klasy i doświadczenia.  Léi Yǐng Lee vs. Savannah Evans: Trochę zaskoczenie, że Savannah już przegrała, zwłaszcza że wróciła niedawno. Lee ma ciekawy styl i Thunderstruck to świetne wykończenie, ale walka jakoś szczególnie mnie nie porwała. Spoko na rozgrzewkę, ale bez szału. Mike Santana i gauntlet z The Northern Armory: Santana to totalny badass. Widać, że fani złapali klimat z tym „bald ass head” Alexandera, co jest hitem. Segment z DQ trochę zamieszany, ale działa – buduje dalsze starcie na Genesis. C4 Spike od Josha wyglądał, jakby połamał Santanę, siadło im to. The Rascalz vs. The Good Hands: Rascalz robią robotę. Miguel i Wentz mają świetną chemię w ringu, a to "Feed Him to the Lions" to naprawdę solidne zakończenie. Dużo akcji, dobra energia. Warto było obejrzeć. X-Division Championship Match: Moose (c) vs. Andrew Everett: Fajnie było zobaczyć Everetta znowu w TNA, ale umówmy się – wynik był pewny od początku. Moose to bestia i ten Powerbomb na krawędzi ringu wyglądał niepokojąco że tak powiem. Walka solidna, ale bardziej jako pokaz siły Moose’a niż realne zagrożenie jego pozycji na piedestale X-Div. Joe Hendry & Rhino vs. The Nemeth Brothers: Zaskakujące, jak bardzo skupili się na Hendrym, a nie na Nicu, który przecież jest mistrzem świata. Hendry wyglądał świetnie – Standing Ovation to sympatyczny finisher. Rhino też swoje zrobił, ale można było lepiej wyeksponować World Champa. TNA stawia wszystko na Joe Hendry'ego, co ma sens przed Genesis, ale trochę szkoda Nica Nemetha, który wyglądał jak mid-carder, czyli rola od której w WWE za bardzo nie odchodzil i chyba znamy tego przyczynę. Jordynne Grace vs. Tessa Blanchard to dla mnie zdecydowanie najgorętszy feud, ale smutno, że Jordynne najpewniej odejdzie do WWE, choć może tam pokaże więcej. Genesis budują dość solidnie – ciekaw jestem, co dalej z Moose’em i jego „najbrzydszym pasem świata”, jak nazwał pas przed walką, może zmiana designu? Może totalnie zmiana koncepcji pasa? Przydałaby się bo dywizja X-D w TNA istnieje tylko we wspomnieniach, więc w tej roli teraz bardziej sprawdziłby się pas Global albo Television jak kiedyś.
    • KPWrestling
      Rozpoczynamy sprzedaż ostatniej puli biletów na galę Gala Wrestlingu: KPW Arena 27 Gala Wrestlingu: KPW Arena 27 (Gdynia) w dn. 24 stycznia 2025 o godz. 18:00. KPW Arena 27. KPW Arena 27Najlepsi polscy zawodnicy, goście z zagranicy, wielkie emocje, duż...Przeczytaj na oficjalnym fanpage KPW.
    • PTW
      Współczesny arystokrata nie ma ogłoszonej walki na jutrzejszą galę, ale mało parlamentarnymi słowami wymusił na naszym grafiku zrobienie ogłoszenia zapowiadającego jego obecność na wydarzeniu. Co chodzi po głowie Vincentowi? Istnieje spora szansa, że dowiemy się już jutro! :) Pod wieczór będziemy mieć dla Was jeszcze jedno ogłoszenie - takie, na które wszyscy czekaliście :) Bądźcie więc z nami i tutaj na socialach i jutro na gali! Przeczytaj wpis na oficjalnym fanpage PTW.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...