Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Bastille Day / Dzień Bastylii

Kieszonkowiec Michael Mason (Richard Madden) kradnie torbę Zoe (Charlotte Le Bon). Zabiera pieniądze i dokumenty, resztę wyrzuca do kosza na zatłoczonym przystanku paryskiego metra. Na drugim końcu miasta agent CIA Sean Briar (Idris Elba) próbuje odnaleźć się w biurowej rzeczywistości po powrocie z Iraku. Eksplozja na stacji metra prowadzi do kosza ze skradzioną torebką, a głównym podejrzanym staje się Michael. Agent CIA chce na własną rękę odnaleźć kieszonkowca, zanim zrobi to francuska policja. Szybko odkrywa jednak, że za atakami stoi ktoś inny.

 

Trzeba mieć talent, żeby z Idrisa Elby, zrobić zwykłego gościa. Jego Sean Briar, to postać, którą z takim samym powodzeniem zagrałby każdy. Ani to błyskotliwy glina, ani zły, ani przesadnie sprytny. To po prostu gość z CIA. Tak jak Mason, to po prostu uliczy złodziejaszek. Nawet w takich prostych sensacjach mają świadomość, jakie postaci mogą się spodobać. Jest jakiś promyk nadziei na wyszczekanego protagoniste. Do Bastylii ten news nie doszedł.

 

Ciężko się pastwić nad czymś, co nic nie robi. Kilka obowiązkowych pościgów, bijatyk, parę strzałów, prosta intryga. Mogę zaś się pastwić nad tym, że „Dzień Bastylii”, jest filmem brutalnie nudnym. Masz ochotę wziąc drzemkę, wiedząc, że nic nie stracisz. A przycisk przewiń o 5-sekund do przodu, nigdy nie kusił tak mocno. Nawet czarnego charakteru tu nie ma. Jest szary. To takie WWE studios, bez wrestlera – 2/10 (naciągane)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/203/#findComment-408832
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Nerve

Uczennica ostatniej klasy liceum dołącza do internetowej gry w prawdę i wyzwanie. Wkrótce odkrywa, że każdy jej ruch jest manipulowany przez anonimowych "obserwatorów".

 

Vee (Emma Roberts) przechodzi buntowniczy okres w swoim życiu. Nie do końca wie, co robić dalej. Koleżanka przedstawia jej „Nerve”. Gra w prawdę i wyzwanie... tylko bez prawdy. Rejestrujesz się i przechodzisz szereg zadań. Uda Ci się – dostajesz pieniądze. Jesteś celebrytą, oglądają Cię miliony. Panuje rywalizacja między uczestnikami o oglądających. Kto ma najwięcej – przechodzi do finału o wielką pulę. Całkiem przyjemna wariacja na temat internetu, gdzie jednym kliknięciem możesz zdradzić o sobie więcej, niż chciałbyś odkryć.

 

Tempo jest dobre. To taka emocjonująca przejażdżka. Ciąglę się coś dzieje, bo zasady dyktują obserwatorzy. Budowa fabuły pozostawia jednak sporo do życzenia. Ona trafia na innego, przystojnego gracza (Dave Franco), z którym zaczyna łączyć ją coś więcej – love story? – a podkochujący się w niej przyjaciel, próbuje odkryć prawdę o tym gościu – love story! Do tego dopiszmy motyw najlepszej przyjaciółki, która zazdrości bohaterce. Trochę ubogie.

 

Odświeżające i frustrujące. Równe dawki. Widzisz, że stoi za tym pomysł, przez co nie zdziwisz się, jeśli ktoś się poniesie na kontynuacje, w której pójdzie o krok dalej. W sumie będzie to kuszące dla nie silących się na innowacje. Bohaterowie w pewnym momencie przestają mieć znaczenie. Nawet Ci tutaj są szarzy. Drugoplanowi to już w ogóle manekiny. Coś jak „Oszukać Przeznaczenie”, w którym z czasem tylko sypali pomysłowymi wypadkami – 5/10 – A... i końcówka jest kretyńska.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/203/#findComment-409364
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Genius / Geniusz

Oparta na faktach historia życia Maxa Perkinsa (Colin Firth) i jego przyjaźni z Thomasem Wolfem (Jude Law). Max jest redaktorem literackim, który zajmuje się wyszukiwaniem i wspieraniem pisarzy. Znajduje młodych, niedoświadczonych artystów, by z jego pomocą stali się gwiazdami wielkiego kalibru. W ten sposób świat słyszy o Hemingwayu, Fitzgeraldzie czy Wolfie. Ten ostatni staje się nie tylko podopiecznym Maksa, ale także jego wielkim przyjacielem.

 

Lubię historie o bohaterach drugiego planu. O gościach stojących za czyimś sukcesem. Często niosą ze sobą jakieś bliżej nieznane fakty. Pozwalają poznać coś od drugiej strony. „Geniusz” nic takiego nie oferuje. Jak na film, nie szokuje. Niesie ze sobą kilka zmian w zachowaniach postaci na przestrzeni kilku lat, ale były one zbyt śladowe, żeby można było mówić o dynamiźmie.

 

Przyjaźń i obsesja, prowadzą do problemow w innych aspektach życia u obu Panów. Ale dla Wolfe’a to nie ma znaczenia. Jest tak zdeterminowany, że popada w czyste szaleństwo. Mam trochę za złe, że nie zagłębili się w to z pomocą Jude’a Law. Były momenty, gdzie ten koleś naprawdę odpływał, a ja czułem, że gdzieś mnie to omija, że temat został tylko liźnięty. Zaraz jest koniec sceny, omawiają inny rozdział, przenosimy się w czasie. Oglądałem o nich pełnometrażowy film, a dalej nie czuję, żebym ich znał.

 

Do Firtha ciężko się przyczepić. Gra swoje.

 

Początek usypiający, potem mocny strzał w górę, gdzie naprawdę zacząłem się wkręcać w ich dialogi, a na koniec znowu powrót do stanu bazowego. Nierówny ten film. Widac braki, widac niedoświadczonego reżysera. W innych rękach mogłoby trafić bliżej czułych punktów – 5/10 (naciągane)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/203/#findComment-409534
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Whole Truth

Film opowiada o adwokacie (Keanu Reeves), który walczy w sądzie o uniewinnienie swego nastoletniego klienta w procesie o zamordowanie zamożnego ojca chłopca.

 

Mniejszy film, łatwo pominąć, przeoczyć. Jeśli jednak ktoś lubi produkcje przegadane, rozwijające akcje w jednym miejscu, to kino dla niego. 90% „The Whole Truth” ma miejsce na sali sądowej, gdzie od razu jesteśmy poinformowani o czynie, jakiego dopuścił się małolat. Reeves musi znaleźć sposób, żeby go wybronić. A to będzie proces powolny, pozbawiony hucznych wypowiedzi, które przejdą do historii kina. Sale sądowe zwykle nas do tego przyzwyczajały. Tu jest inaczej. Niezbędna będzie jednak cierpliwość. Warto się w nią zaopatrzeć, bo mi zwrot akcji przypadł do gustu. W zasadzie przeważył on szalę na korzyść lepszej oceny. Przez cały czas trwania, widać, że to produkcja uboższa, mająca swoje problemy, ale pozostawia po sobie miłe wrażenie. W zasadzie ten minimalizm sprawił, że ta rozprawa była realistyczna – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/203/#findComment-409646
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Blood Father

Były agent służb specjalnych (Mel Gibson) spotyka utraconą lata temu córkę, której grozi niebezpieczeństwo ze strony handlarzy narkotyków.

 

Rozrywka klasy B, bez choćby pierwiastka oryginalności. Córka w potrzebie, odnajduje ojca, ten jest ostrzejszym graczem, niż prześladowcy się spodziewają. Staje w jej obronie. Parę zgorzkniałych tekstów, kilka strzelanin, ciemnych charakterów. Ani to nie podnosi tętna, ani przesadnie nie ciekawi.

 

Mel Gibson trzyma na swoich barkach całość. Jest tym jedynym ogniwem, które nakazuje oglądać, bo „a może jednak”. Otóż nie, nic nadzwyczajnego tu się nie stanie, ale poczciwy Mel, to dalej solidna marka. Wyszczekanego ma córcia tatusia. Ale za dużym problemem jest cała, uboga reszta. Co chwile jakieś nowe postaci z przeszłości bohatera, o ktorych nic nie wiemy, i nie do końca wiemy, czy w ogóle powinniśmy się nimi przejmować – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/203/#findComment-409668
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

War Dogs / Rekiny wojny

Prawdziwa historia dwóch dwudziestoparolatków Davida Packouza i Efraima Diveroliego (Hill i Teller), mieszkających w Miami, którym udaje się wykorzystać mało znany projekt rządowy, pozwalający niewielkim firmom brać udział w przetargach na kontrakty dla amerykańskiej armii. Panowie zaczynają skromnie, ale z czasem zgarniają mnóstwo pieniędzy, dzięki czemu żyją jak królowie.

 

Jak Twoje życie może się zmienić w mgnieniu oka. David to prosty masażysta, który szuka swojego miejsca na świecie. Trafiając na Efraima, wspominając stare czasy, zaczyna dla niego pracować. Zaczyna handlować bronią. Nie wie o tym praktycznie nic, ale imponuje mu, jakim kompendium wiedzy jest jego przyjaciel. Tylko, ile tak naprawdę jest w stanie o nim powiedzieć?

 

Jonah Hill zagrał jedną ze swoich lepszych ról. Efraim to nie tylko postać zabawna, co przerażająca. Ani przez moment nie wiesz, czy mówi prawdę, czy przywdziewa kolejną maskę na pokaz, żeby osiągnąć swój cel. Miles nie jest tak rozrywkowy, ale to też idealna twarz dla skołowanego Davida, który nie do końca zdaje sobie sprawę ze świata do którego trafił.

 

Momentami inspirujący, czasami śmieszny, a jednym z głównych atutów jest oparcie wszystkiego na prawdziwej historii. Aż trudno uwierzyć, że coś takiego mogło mieć miejsce. Że tak proste chłopaki mogły wykręcać takie kontrakty. Wszyscy zagrali bardzo dobrze, a ja na pewno będę chciał do tego wracać. To dość znany schemat filmu, niczym nowym nie zachwycił, ale mnie urzekł. Nawet Bradley Cooper ze swoją prosta kreacją siadł mi w pamięci za sprawą ostatniej sceny – 8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/203/#findComment-409710
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Ben Hur

Bogaty kupiec Juda Ben-Hur (Jack Huston) żyje w Jerozolimie na początku pierwszego stulecia, w czasach wielkiego niepokoju. Do miasta powraca jego brat Messala (Toby Kebbell), aby stanąć na czele legionów rzymskich i rozprawić się z buntownikami zyskującymi coraz szersze wpływy. Ben-Hur odmawia bratu pomocy w zdławieniu powstania. Oskarżony o zdradę, zostaje skazany na lata ciężkich, niewolniczych prac. Przy życiu trzyma go jedynie myśl o zemście i powrocie do ukochanej. Jego los odmieni pewne spotkanie, dzięki któremu wyrównanie rachunków stanie się realne. Jakie szanse ma jednak niewolnik przeciwko największemu imperium świata?

 

Różnica między tym „Ben-Hurem”, a poprzednikami jest taka, że premierą tego się nikt nie przejmuje :wink: A co śmieszniejsze, ja nawet nie lubię wersji z 1959 – tej najpopularniejszej. Ciągnie się to dla jednej wartościowej sceny w nieskończoność. Gdzieś tam się ucieszyłem, że nowa wersja, to tylko 2h. Można powiedzieć, że zaczęli od plusa. Jedynego...

 

Huston i Kebbell. Kto i kto? Zapytam o to samo przy ich następnych głównych rolach, bo przecież po tym ich nie idzie spamiętać. W zasadzie gadający w tle Morgan Freeman sprawi, że przestajesz rejestrować ich twarze. A on się nawet nie stara! Obaj może pasują do ról wizualnie, ale nie są aktorami, którzy udźwigną tak kultową opowieść. Kebbell może dać radę w czymś innym. Huston to na razie jobber :wink:

 

Historia w zasadzie pozostaje bez zmian. Bracia, sprzeczka, niewolnictwo, zemsta, rydwany. Ma to swoje zjadliwe momenty. Nijak nie ratują filmu, ale wtedy mówisz – o, może jednak nie jest to takie złe. A potem zbliżasz się do końca. Końcówka... Pomyślcie teraz o najgorszej finalnej scenie filmu, jaką widzieliście. Ok? A teraz o czymś jeszcze slabszym. Już? To jak zejdziecie jeszcze niżej, tam będzie to. Nic nie miało znaczenia. Magiczny deszcz. Masakra – 2/10

 

***

 

Zwykle nie wracam do filmów sprzed lat, czy nawet sprzed roku, ale ten łatwo pominąć. W 2015 powstała ekranizacja sztuki teatralnej "An Inspector Calls". Trafiła tylko do telewizji, dlatego mogliście o niej nie słyszeć. Rozpoczyna się od rodziny, która wlaśnie odbywa uroczystą kolację z okazji zaręczyn ich córki, z wysoko postawionym synem innej rodizny z podobnej branży. Nagle słyszą dzwonek do drzwi, u progu których staje Inspektor Goole. Nowy w mieście, rozwiązuje zagadkę samobójstwa. Dziewczyna, ktora tego czynu sie dopuściła, była pracownicą głowy rodziny. A może przecięła swoje drogi z kimś jeszcze? Fajny klimat, budowanie atmosfery w jednym miejscu, świetny David Thewlis w tytułowej roli. Niektóre sceny świetnie obrazują obłudę ludzkiej natury. Siadł mi w głowie, to o nim piszę. Warto zerknąć. Nawet umieściłem go w Top 10 z 2015 roku, nad "Marsjaninem" i "Zjawa" :wink:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/203/#findComment-409808
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Sing Street

Dublin, lata 80. Dorastający chłopak (Ferdia Walsh-Peelo) postanawia założyć zespół, żeby zaimponować tajemniczej dziewczynie.

 

Dorastanie. Pierwsza milość. Temat na papierze prosty, w głowach młodych niezwykle skomplikowany. Tkwi w tym niewątpliwy urok, tak jak w samym „Sing Street”. Chłopak inspiruje się coraz to nowszymi zespołami. Szuka siebie. Nie do końca wie, kim jest, i kim powinien być, żeby ona czuła to samo do niego. Uda się, czy jednak młody, prosty uczeń, to nie rywal dla przebojowego starszego faceta z furą? Zaczyna od zaproszenia jej do teledysku jego zespołu, który... jeszcze nie istnieje.

 

Tak powstaje paczka znajomych, która jest chyba jedyną poważniejszą bolączką. Nie czułem wielkiej więzi w tym zlepku grajków. Dziewczyna skutecznie zepchnęła ich na boczny tor. Niby miały się narodzić nietypowe znajomości, ale nic nie zostało należycie rozwinięte.

 

Rozwijali się tylko muzycznie, a z prostego chłopaka, zaczął wyrastać całkiem przyzwoity śpiewak. Wraz z muzyką, dojrzewał i on. Ferdia Walsh-Peelo skomponował sobie niezły debiut na dużym ekranie. Jest wiarygodny i trudno mu nie kibicować. I nawet jeśli te klocki ułożyły się w jedyny możliwy sposób, to jest to taki „feel-good movie”. Nieskomplikowany, momentami zabawny, przyjemny w odbiorze film – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/203/#findComment-409874
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Florence Foster Jenkins / Boska Florence

Florence Foster Jenkins (Meryl Streep) kochała muzykę ponad życie. Niestety bez wzajemności. Natura obdarzyła ją słuchem i głosem, które nawet głuchego doprowadziłyby do rozpaczy. Florence jednak pragnęła śpiewem podbić świat i w pewnym sensie jej się to udało. Jako dziedziczka sporej fortuny i narzeczona St Clair Bayfielda (Hugh Grant) - brytyjskiego aktora arystokraty posiadała atuty, przy których jej brak talentu wydawał się nieistotną przeszkodą. Dzięki heroicznym staraniom ukochanego udawało się jej występować na Broadwayu i nagrywać płyty, a przede wszystkim wciąż wierzyć w swój dar. Jednak gdy zapragnęła ukoronować swój tryumf koncertem w słynnym Carnegie Hall nawet Bayfield wpadł w panikę. Ale czegóż nie robi się dla ukochanej.

 

Żyj marzeniami – za wszelką cenę! A ta cena była niemała, kiedy Bayfield opłacał wszystkich, by nie śmiali się z jego żony. By z kamienną twarzą doceniali jej kunszt. A to zadanie trudne, bo tego wycia się słuchać nie dało. Pieje Pani Jenkins niemiłosiernie, talentu w niej za grosz. Wiedzą o tym wszyscy, ale nie powie nikt.

 

Meryl jest świetna jak zawsze. Kobieta zaczarowała kolejną kreacją. Osiągnęła wszystkie pożądane emocje. Z jednej strony masz się śmiać z jej nieudolności wokalnych, a z drugiej, kiedy tylko prawda będzie bliska odkrycia, będzie Ci jej żal. Nie chcesz, żeby się dowiedziała. Współczujesz jej. Tylko Streep mogła to tak zagrać. Perfekcjonistka.

 

Towarzyszący jej na ekranie Grant, to już nie ta liga. Nigdy nie byłem fanem Hugh, i poza paroma wyjątkami, dalej uważam, że jest cienki i jednowymiarowy. Pomarszczone czoło i nie pomarszczone czoło – cały zestaw oferowanych twarzy. A to postać centralna widowiska. Kocha i wspiera żone, jednocześnie ją zdradzając. Szkoda, że Grant.

 

Lekka, momentami czarująca rozrywka. Jak Meryl nie śpiewa, to komediowo wykazuje się pianista, Simon Helberg (bardzo dobra mimika!). Cichy bohater, jako jedyny wspierający Streep. Cała reszta, łącznie z historią, nie jest tu po to, żeby kogokolwiek ruszyć. Nie czułem, że starają się złapać mnie za serce. Nie to jest priorytetem twórców. Podeszli do tematu na wesoło, choć biorąc pod uwagę jej ciężką chorobę, tak lekka ta historia zapewne nie była. Próżne starania Streep, bo mam wrażenie, że za rok będę tylko wspominał jak wyła na scenie – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/203/#findComment-409902
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Kickboxer: Vengeance / Kickboxer

Kurt Sloan (Alain Moussi) i jego starszy brat Eric (Darren Shahlavi) są potomkami słynnej rodziny Venice z Kalifornii specjalizującej się w sztukach walki. Kurt od zawsze był w cieniu Erica, brakowało mu instynktu potrzebnego, by zostać mistrzem. Podczas jednego z turniejów Kurt jest świadkiem walki brata z bezwzględnym mistrzem muya thai, Tong Po (Dave Bautista). Gdy na własne oczy widzi, jak Eric ginie z jego rąk, poprzysięga zemstę. Zwraca się o pomoc do Duranda (Jean-Claude Van Damme), byłego mentora Erica. Początkowo mistrz nie dostrzega w nim umiejętności potrzebnych, by trenować sztuki walki. Jednak po serii ćwiczeń mających na celu sprawdzenie nie tylko ciała, ale również i umysłu Durand odkrywa, że młodszy Sloan ma siłę, której do tej pory nie pokazywał. Dochodzi do wniosku, że jest on jedyną osobą, która może pokonać Tong Po w niebezpiecznym pojedynku na śmierć i życie.

 

Alain Moussi nie jest tak dobrym Kurtem Sloane, jakim był Jean Claude Van Damme. Jean Claude Van Damme, nie jest tak dobrym trenerem, jakim był Dennis Chan. Dave Bautista na pewno nie odciśnie się na młodych umysłach tak mocno, jak lata temu zrobił to Michel Qissi. Choć akurat tutaj to może nie być wina samego aktora, co zwyczajnie poziomu, jaki obecnie reprezentuje „Kickboxer”. To nie kasowy przebój. To fanowska zajawka.

 

Samo restaurowanie klasyki budzi obawy. A jeśli restaurujesz i próbujesz poprawić niektóre elementy po swojemu, to nie dość, że już obraziłeś fanów za próbę renowacji, to jeszcze plujesz im w twarz. Trzon fabuły pozostał w zasadzie bez zmian – zemsta na Tong Po za swojego brata nakręca całe widowisko – ale kombinatorstwo z osią czasu jest karkołomne. Zaczynamy od Kurta celującego ze spluwy do Tong Po, a dopiero potem cofamy się w czasie, żeby poznać początek historii. Mi takie skoki burzą emocje, jakie ta śmierć budowała. Podobnie ma się sprawa do scen z Tajlandzką policją. Zbędnych tak, jak miłość głównego bohatera do policjantki.

 

Jeśli Batista i JCVD, to najbardziej wszechstronni aktorzy na planie, to ktoś się obijał podczas castingu. Niby to nie to jest najważniejsze, ale uroku reszta nieudaczników temu nie nada. Sceny walki też nie są przesadnie widowiskowe. Na Velasqueza, Werduma czy GSP, wolę patrzeć w octagonie. Pojawił się „Southpaw”, jest „Creed”, parę lat temu nawet „Never Back Down” robiło większą robotę. Polecam to, albo powrót do oryginalnego „Kickboxera” – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/203/#findComment-409927
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 517
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  22.07.2012
  • Status:  Offline

Oglądałem wlaśnie ostatnią część żółwi ninja z Sheamusem i nie rozumiem jak tak rozwałkowany temat może być finalnie tak dobrym filmem. Zwroty akcji, morały itp itd. Tak głupie coś bije na głowę większość "Super produkcji" :) 8/10
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/203/#findComment-409984
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 631
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  24.11.2012
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Stwierdziłem, że nadrobię trochę zaległości filmowych, bo od stycznia w sumie nie lukałem niczego wchodzącego do kin...

 

Batman vs Superman 4/10

Trochę przydługi wstęp. Myślę, że każdy kto szedł na ten film znał raczej genezę powstania obydwóch bohaterów. W sumie mógłbym stwierdzić, że pierwsze 50 minuty do przewinięcia. Później zaczęło się trochę rozkręcać. Podobały mi się konfrontacje obydwóch, choć nie do końca kupuję motyw z nagłą przemianą Batmana w przy kulminacyjnej walce z Supermanem. Ruszyła mnie trochę końcówka, ale w sumie tylko tyle. Sam film skupili na dość znanych motywach i gdyby nie finałowe sceny, to może dałbym i mniej.

 

Suicide Squad 6/10

Dzięki soundtrackowi zastanawiałbym się nawet nad 7/10 :P A tak serio, to serio, zastanawiam się czemu jest tak wiele krytycznych ocen. Dla mnie film może nie wybił się mocno ponad przeciętność, ale przyjemnie się go oglądało. Oczywiście tak jak wspominali poprzednicy - najbardziej wyeksponowano postacie Deadshota i Quinn. Było kilka fajnych tekstów, bez większego przesadyzmu przy scenach walk. Zdecydowanie lepiej się czułem po spędzonych dwóch godzinach z SS niż przy BvS, gdzie mam odczucie iż straciłem trochę czasu...

 

BTW zupełnie przypadkowo z Batman vs Superman przeszedłem do SS, ale zobaczyłem iż w sumie dobrze zrobiłem ;)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/203/#findComment-410009
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

Nikodem, masz w planach Smoleńsk ?
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/203/#findComment-410020
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Nikodem, masz w planach Smoleńsk ?

 

Obejrze to, ale dojdzie do tego wraz z premiera DVD, jak w przypadku wiekszosci polskich filmow. Szczegolnie, ze w ten weekend debiutuje też film Kamienne pięści, którego jestem targetem. Nawet Morgan jest wyżej w hierarchii, choć dochodzą mnie kiepskie recenzje.

 

 

Pete's Dragon / Mój przyjaciel smok

Pan Meacham (Robert Redford), miejscowy rzeźbiarz, od lat bawi miejscową dzieciarnię opowieściami o złowrogim smoku zamieszkującym lasy zachodniego wybrzeża Ameryki. Jego córka Grace (Bryce Dallas Howard), która jest leśnikiem, uważa je za najzwyklejsze bajki… dopóki nie poznaje małego Pete’a (Oakes Fegley). Ten tajemniczy dziesięciolatek twierdzi, że mieszka w lesie sam, bez rodziny, jedynie z wielkim zielonym smokiem o imieniu Elliott. I z tego co mówi chłopiec, jego niezwykły towarzysz przypomina smoka z opowiadań pana Meachama. Grace postanawia dowiedzieć się, skąd wziął się Pete, gdzie jest jego dom i jaka jest prawda o smoku.

 

Podobnie jak w przypadku „BFG”, kolejna bajka sprzed lat dostaje swoje nowe oblicze na dużym ekranie. Tym razem przyjaźń małego chłopca ze smokiem. O dziwo, trudniej mi w nią uwierzyć, niż w kraine gigantów. Uwierzyć, to może złe słowo, bo trzeba zawiesić dla bajek takie myślenie – niech będzie dać się oczarować. Nie oczarowali mnie tak, jak poprzednicy. Historia tutejszego Mowgliego, jest mocno niejasna. Wypadek, spotyka go smok, potem widzimy jak jest duży, paraduje po dżungli i umie mówić, choć nie miał w okolicy nikogo, kto by językiem się posługiwał. Wasza sprawa, czy wybaczycie to przyspieszenie.

 

Za złe można im mieć fakt, że nie otoczyli smoka większym mistycyzmem. Wszyscy ludzie – poza Petem – uważają smoka za bajeczkę. Mit, który nigdy nie istniał. Dobrze by było, żebyśmy podzielali ich pogląd. Żeby nawet w przypadku wiedzy, że smok zaraz na ekran wskoczy, nie być do końca pewnym, jak wygląda, jak się zachowuje. Tutaj grają z nami w otwarte karty od pierwszych minut. W zasadzie otwierająca scena, to ta, w której smok przywłaszcza sobie ludzkiego pupila.

 

Za dużo czasu spędzamy z rodziną, która odnajduje młodego. Do lasu wracamy dopiero na ostatnie pół godziny, przez co ograniczamy kluczową wartość sprzedawania przyjaźni między bohaterami. Skupiamy się bardziej na tym, że młody odnajduje rodzinę, której nie ma. Nie „Mój przyjaciel smok”, a „Jestem sierotą”. Szkoda, bo pod koniec rzucają w nas momentami, które byśmy wszyscy łyknęłi... gdyby tylko wcześniej karmili nas ich znajomością. Ja łyknąłem jako wielbiciel zwierząt, nie jako fan dobrego kina. To różnica – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/203/#findComment-410044
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Czerwony Kapitan

Rok 1992. Po upadku komunizmu pozostało wiele nierozwiązanych spraw kryminalnych, których sprawcy nigdy nie ponieśli kary. W ręce Krauza (Maciej Stuhr) – ambitnego, młodego detektywa z Wydziału Zabójstw, wpada jedna z nich. Na miejskim cmentarzu odnalezione zostają zwłoki z licznymi śladami tortur. Świadomi niebezpieczeństwa, Krauz wraz ze swoim partnerem, postanawiają jednak rozwiązać zagadkę. Wszystkie tropy prowadzą do „Czerwonego Kapitana” – owianego złą sławą specjalisty od „ostatecznych” przesłuchań z czasów minionej władzy. Niewielu przeżyło spotkanie z nim. Z każdą minutą wychodzi na jaw coraz więcej faktów, a podejrzenia padają na najwyższych decydentów policji i Kościoła.

 

Dubbing potrafi wybić z rytmu. Nie jestem w stanie wkręcić się w film z dubbingiem – animacje to inna bajka. Nawet jeśli Stuhr podkłada głos Stuhrowi, to patrzy się na to dziwnie. Robili, co mogli, ale to i tak ciężko zsynchronizować, a mi zaakceptować.

 

Z każdą kolejną minutą, lubiłem ten film coraz mniej. Coraz bardziej mnie męczył, nudził. Zamiast zyskiwać zainteresowanie wraz z nowymi wątkami, ja się odbijałem. Aż do końcówki, do której już zdążyłem popaść w apatie. A mowa o thrillerze, gdzie przy końcu powinienem sikać po nogawkach. Każdy jest wmieszany – załapałem, nie jestem zainteresowany.

 

Obsada jest w porządku. Stuhr zagrał fajnie, a Czescy aktorzy to też solidna marka. Szkoda, że dubbing nie pozwolił mi bardziej cieszyć się ich kreacjami. Edo Burger, mimo kiepskiego startu, zaczął mi się podobać. A gdy tylko do tego doszło, spadł na tak odległy plan, że w zasadzie wrócił tylko na ostatnią scenę. Zacięli się na problemach Stuhra w domu – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/203/#findComment-410124
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • HeymanGuy
      Mówicie o @ KL ? That makes us two... ROH on Honor Club 09.01.2025 Trish Adora vs. Harley Cameron: No dobra, Trish Adora jest w dobrej formie. Już samo jej wejście z STP w narożniku robiło wrażenie. Harley Cameron próbowała, nie powiem, że nie. Pokazała zwinność i niezły timing, ale kiedy Trish odpaliła swój Lariat Hubman, to było jak... bum, end of story. To jeden z tych finisherów, które robią wrażenie i sprawiają, że czujesz moc przez ekran. Mam wrażenie, że Trish powoli zmierza w stronę czegoś większego – może tytułu? Byłoby przyzwoicie, bo to jedna z tych osób, które naprawdę zasługują na spotlight. Blake Christian vs. Serpentico: Blake Christian jest jak błyskawica w ringu – szybki, techniczny, po prostu niesamowity, od zawsze robił na mnie wrażenie. Serpentico, wiadomo, zawsze daje dobre show, ale tu nie miał większych szans. Ta Meteora na koniec? Coś pięknego. W sumie spodziewałem się szybkiego zakończenia, ale mimo to walka była widowiskowa. Dla fanów lucha libre myślę, że jak najbardziej do polecenia. Boulder vs. Griff Garrison: Powiem tak: jak tylko zobaczyłem Bouldera w akcji, to wiedziałem, że Griff będzie miał ciężki wieczór, przypomina mi trochę Mastiffa z brytyjskiej sceny indy, ale trochę mu do niego brakuje. Griff próbował walczyć sprytem, ale kiedy masz przed sobą człowieka tak dużego jak Boulder, to wiesz, że to się nie skończy dobrze. Boulder Dash to absolutna demolka – oglądając to, miałem wrażenie, że Griff dosłownie wbił się w matę. Z jednej strony szkoda mi Griffa, bo ma potencjał, ale Boulder? On jest po prostu maszyną, którą można lepiej wykreować niż się to robi teraz. Billie Starkz vs. Brittany Jade: Billie Starkz to dla mnie taki powiew świeżości, mimo że trochę już występuje w Tonylandzie (AEW) i Tonylandzie v2 (ROH). Oglądam jej karierę od jakiegoś czasu i za każdym razem mnie czymś zaskakuje. Brittany Jade dała radę, ale Billie... lubię bardzo jej styl. Gładkie, perfekcyjne wykonanie, aż chce się oglądać więcej. Mam nadzieję, że Billie dostanie niedługo większy program, bo dziewczyna ma w sobie to coś, co sprawia, że chce się jej kibicować. Queen Aminata vs. Rachael Ellering: Queen Aminata to ma fajny gimmick, ma spory potencjał – i to widać. Rachael próbowała, ale Aminata od początku wyglądała, jakby miała plan na tę walkę. . Aminata ma ten vibe dominatorki, która może zamieszać w każdej dywizji. Myślę, że to tylko kwestia czasu, aż zacznie walczyć o główne tytuły, czy to w ROH czy AEW. Throwback: Sumie Sakai vs. Hazuki (2018): Nie zwykłem komentować Throwbacków z gal, ale tu zrobię wyjątek, do ROH z tamtych m.in. lat mam spory sentyment, w sumie głównie z tego sentymentu powstaje ten komentarz, dość pozytywny, bo nie potrafię patrzeć na tą perełkę jaką jest ogół Ring of Honor złym okiem, nawet jak Tony Khan robi sobie z tego Velocity, Heat, Main Event, Superstars, nazywajcie to jak chcecie, pewnie rdzennym fanom się nawet nie chce na to patrzeć, bo szkoda sobie psuć pogląd i wspomnienia. Wspomnienia, wspomnienia... jak tylko zobaczyłem, że dostaniemy ten klasyk z 2018 roku, od razu się uśmiechnąłem. Hazuki z Kagetsu i Haną Kimurą w narożniku – to był ten czas, kiedy Women of Honor naprawdę rozkwitało i się dobrze zapowiadało. Walka była świetna, Sumie Sakai to absolutna legenda, szanuję za uśmiech w stronę starszych (choć są starsi) fanów. MxM Collection vs. The Dawsons: MxM Collection jest kolejnym świetnym duetem, który WWE puściło bez żalu. Mansoor i Mason Madden mają w sobie coś świeżego, co od razu przyciąga moją uwagę. The Dawsons to takie trochę noname'y, ale szczerze? Cieszę się, że MxM wygrali.  Mam nadzieję, że zobaczymy ich w większym programie w tej dywizji w bliższej przyszłości, pewnie skończą w AEW. Red Velvet vs. Jazmyne Hao: Red Velvet to całkiem przyzwoita mistrzyni ROH TV. Jazmyne Hao miała swoje momenty, ale Velvet to zupełnie inny poziom. Jej Right Jab to cios, który wygląda na równie groźny, co skuteczny, choć czy w tej walce nie pomyliła jej się ręka i czy nie użyła przypadkiem Left Jab? Walka była dobra, choć przewidywalna – mam nadzieję, że Red Velvet wkrótce dostanie bardziej wymagającą rywalkę o swój pas, bo obijać placki to każdy może. Shane Taylor Promotions vs. Gates of Agony: Uwielbiam Shane Taylor Promotions, ta ekipa to definicja dobrej chemii w ringu, a zwłaszcza Lee Moriarty. Gates of Agony próbowali zdominować siłą, ale Shane i Lee pokazali, że technika i strategia zawsze wygrywają. O'Connor Roll Bridge? Klasyk, ale działa, i to jak! Mam nadzieję, że Shane Taylor Promotions dostaną większe wyzwania, bo potencjał mają ogromny, a już za długo stoją w miejscu. Jericho/Rock'n'Roll Express: Na koniec – prawdziwa uczta dla fanów nostalgii. Chris Jericho jako część „The Learning Tree”? No powiedzmy, że w ROH nie wygląda to tak źle jak w AEW, mniejsza konkurencja może xD Z pasem ROH wygląda na większy deal w ROH, niż w AEW, niby proste ale Tony chyba tego nie ogarnia. Jego promo było idealnym balansowaniem między arogancją, a czystą rozrywką - typowy Y2J. Kiedy Rock N Roll Express weszli na ring publika nawet się ożywiła, dla odmiany. Ich atak na Jericho i Keitha to ukłon w stronę starej szkoły wrestlingu, który zawsze działa, przynajmniej na mnie. Widok Mortona i Gibsona triumfujących na koniec gali całkiem przyjemny, ale nie ma się co przyzwyczajać. Chris musi zacząć występować w ROH TV jeśli ma być choć trochę wiarygodnym ROH Champem. Co mogę powiedzieć? ROH dało nam wszystko, czego można oczekiwać od takiego formatu gali jaki od nich dostajemy: nie takie złe walki, rozwój jakichś tam historii i trochę nostalgii dla starszych fanów. Każda walka miała coś tam do zaoferowania, a momenty takie jak atak Rock N Roll Express czy nawet ten throwback z '18 roku sprawiły, że to nie był zwykły odcinek tygodniówki typu squashe i wywiady bez celu. Czekam na przyszły tydzień w sumie, bo QT Marshall vs. Komander o bodajże pas ROH TV zapowiada się nawet dobrze. Jeśli ROH dalej będzie trzymać taki poziom i konsekwentnie go podnosić, to może wreszcie coś zacznie się dziać. Sypnę klasykiem w takim razie od kolegi, którego wyżej oznaczyłem. OGLĄDAJCIE RING OF HONOR!
    • Grins
      Zapomniałem że gala jest u Turbiniarzy, no to obstawiam że Punk wygra w tym roku Royal Rumble już nie będzie lepszej okazji, w zeszłym roku miał wygrać, w tym roku już tego dokona. 
    • HeymanGuy
      TNA iMPACT! 09.01.2025 The System vs. Eric Young & Steve Maclin & Jonathan Gresham: Dobry opener, dynamiczny i z przyjemnym tempem, jak na 6-Man.  Maclin wypadł tu jak totalny killer, a KIA to zawsze świetne zakończenie. Natomiast powiem szczerze, że ten atak po walce z krzesłami i Greshamem wyglądał dość dobrze, brutalność i dobrze bo Systemu cała federacja nienawidzi, musiało się tak skończyć. Joe Hendry Promo: Hendry umie opowiadać historie, nie ma co. Hendry naprawdę fajnie sprzedaje swoją drogę na szczyt – od judo po bycie muzykiem do bycia jednym z najbardziej over workerów w 2024 roku. Plus, te jego wspomnienia o Kurt Angle vs. Samoa Joe na Genesis idealnie budują hype na jego walkę o pas, która jest na Genesis, 16 lat później. Ten segment był stonowany, ale przy okazji motywujący, mam nadzieję że wygra ten pas bo Nemeth nie jest takim mistrzem jakiego oczekiwałem od zawodnika takiej klasy i doświadczenia.  Léi Yǐng Lee vs. Savannah Evans: Trochę zaskoczenie, że Savannah już przegrała, zwłaszcza że wróciła niedawno. Lee ma ciekawy styl i Thunderstruck to świetne wykończenie, ale walka jakoś szczególnie mnie nie porwała. Spoko na rozgrzewkę, ale bez szału. Mike Santana i gauntlet z The Northern Armory: Santana to totalny badass. Widać, że fani złapali klimat z tym „bald ass head” Alexandera, co jest hitem. Segment z DQ trochę zamieszany, ale działa – buduje dalsze starcie na Genesis. C4 Spike od Josha wyglądał, jakby połamał Santanę, siadło im to. The Rascalz vs. The Good Hands: Rascalz robią robotę. Miguel i Wentz mają świetną chemię w ringu, a to "Feed Him to the Lions" to naprawdę solidne zakończenie. Dużo akcji, dobra energia. Warto było obejrzeć. X-Division Championship Match: Moose (c) vs. Andrew Everett: Fajnie było zobaczyć Everetta znowu w TNA, ale umówmy się – wynik był pewny od początku. Moose to bestia i ten Powerbomb na krawędzi ringu wyglądał niepokojąco że tak powiem. Walka solidna, ale bardziej jako pokaz siły Moose’a niż realne zagrożenie jego pozycji na piedestale X-Div. Joe Hendry & Rhino vs. The Nemeth Brothers: Zaskakujące, jak bardzo skupili się na Hendrym, a nie na Nicu, który przecież jest mistrzem świata. Hendry wyglądał świetnie – Standing Ovation to sympatyczny finisher. Rhino też swoje zrobił, ale można było lepiej wyeksponować World Champa. TNA stawia wszystko na Joe Hendry'ego, co ma sens przed Genesis, ale trochę szkoda Nica Nemetha, który wyglądał jak mid-carder, czyli rola od której w WWE za bardzo nie odchodzil i chyba znamy tego przyczynę. Jordynne Grace vs. Tessa Blanchard to dla mnie zdecydowanie najgorętszy feud, ale smutno, że Jordynne najpewniej odejdzie do WWE, choć może tam pokaże więcej. Genesis budują dość solidnie – ciekaw jestem, co dalej z Moose’em i jego „najbrzydszym pasem świata”, jak nazwał pas przed walką, może zmiana designu? Może totalnie zmiana koncepcji pasa? Przydałaby się bo dywizja X-D w TNA istnieje tylko we wspomnieniach, więc w tej roli teraz bardziej sprawdziłby się pas Global albo Television jak kiedyś.
    • KPWrestling
      Rozpoczynamy sprzedaż ostatniej puli biletów na galę Gala Wrestlingu: KPW Arena 27 Gala Wrestlingu: KPW Arena 27 (Gdynia) w dn. 24 stycznia 2025 o godz. 18:00. KPW Arena 27. KPW Arena 27Najlepsi polscy zawodnicy, goście z zagranicy, wielkie emocje, duż...Przeczytaj na oficjalnym fanpage KPW.
    • PTW
      Współczesny arystokrata nie ma ogłoszonej walki na jutrzejszą galę, ale mało parlamentarnymi słowami wymusił na naszym grafiku zrobienie ogłoszenia zapowiadającego jego obecność na wydarzeniu. Co chodzi po głowie Vincentowi? Istnieje spora szansa, że dowiemy się już jutro! :) Pod wieczór będziemy mieć dla Was jeszcze jedno ogłoszenie - takie, na które wszyscy czekaliście :) Bądźcie więc z nami i tutaj na socialach i jutro na gali! Przeczytaj wpis na oficjalnym fanpage PTW.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...