Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Jason Bourne

Prawie dwie dekady temu błyskotliwy młody żołnierz zgłosił się na ochotnika do eksperymentalnego programu specjalnego, po tym gdy dowiedział się, że terroryści zabili jego ojca. Wiedział, że tylko w ten sposób będzie mógł pomścić jego śmierć. Obiecano mu, że przysłuży się w ten sposób bezpieczeństwu kraju i nabierze niezwykłych umiejętności. Tyle tylko, że wszystko było kłamstwem. Poddawany nieludzkim treningom przez ludzi, których nie umiałby dziś rozpoznać, stał się Jasonem Bourne'm - wartą sto milionów dolarów bronią w ludzkiej postaci. Kiedy Bourne postanowił zakończyć grę, w jaką grali jego twórcy, ci starali się go usunąć i odebrali mu jedyną kobietę, którą kiedykolwiek kochał. Udało mu się zemścić, poznał swoją prawdziwą tożsamość, odczuł pozorny spokój i postanowił zniknąć. Na zawsze. Taką w każdym razie miał nadzieję.

 

Bourne ma trylogię. Koniec. Ultimatum zakończyło serię, a wszystko co powstało później, to nieporozumienie. Niby zjadliwe filmy, ale nie ukrywające swojej prawdziwej tożsamości. Skoki na kasę. Tak ten skok w bok z Rennerem, tak i nowy „Jason Bourne”, to produkcje wymuszone przez studia chcące zarobić. Nikt tu nie usiadł z sercem i pasją do kina szpiegowskiego. Usiadł, jak do comiesięcznego raportu, który nikomu się nie przyda, ale szef wymaga.

Jeśli wpiszecie w google „stupid and boring action movie with Matt Damon”, to prawdopodobnie wyskoczy wam scenariusz tego. Ciężko nawet się nad tym rozwodzić, bo zabrakło czynnika ludzkiego. Pełno tu robotów. Vikander kontynuuje swoją rolę z „Ex-Machina”, a Damon – jak na tą serię przystało – zapomniał... jak być ludzki. Pościgi, bijatyki i strzelaniny, są przerywane przez marną warstwę mówioną.

 

Teraz już jestem pewny – nie lubię Paula Greengrassa. Nienawidzę jego naleciałości do trzęsącej kamery. Ciężko mi było zaakceptować jego poprzednią randkę z Damonem – „Green Zone” – „Ultimatum” i „Krucjatę”, stawiam niżej od „Tożsamości” – w jedynce Greengrass udziału nie brał – a teraz nie mogę strawić tego. „Kapitan Phillips” byl wyjątkiem.

 

Ten zdradza, tamten zdradził, a ona zaraz zdradzi. Tylko jak trzon i postaci do nas nie przemawiają, to i takie zwroty nie mają prawa tego zrobić. Po pół godziny miałem dość tej sztampowej papki – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/202/#findComment-408122
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Neon Demon

Jesse (Elle Fanning) przyjeżdża do Los Angeles, aby rozpocząć karierę modelki. Wkrótce spotyka grupę kobiet owładniętych obsesją cielesnego piękna, obawiających się, że nowa krew wypchnie je z wybiegu

 

Wizualne mistrzostwo świata. Nicolas Winding Refn mnie zaczarował tym światem modelingu, do ktorego niepewnym krokiem wchodzi nastoletnia Jesse. Od razu widać, w jak kiepskie towarzystwo wpada, jak ciężko będzie się jej główce odnaleźć, jakie przeszkody mogą ją czekać. To jeden z tych filmów, przy których siedziałem bez ruchu, napawając się każdym kadrem. Czułem każdą scenę, napięcie rosło z każdą ciszą.

 

To było świetne doświadczenie. Bez wahania dawałem temu 8/10. Aż nasza księżniczka nieco dojrzała, a świat modelingu gdzieś się zgubił. Jasne, wciąż piękne modelki paradowały po ekranie, ale forma przerosła treść. Gdzieś się wkradła ta horrorowa warstwa, która zaburzyła wszystko. Czułem, jakby ktoś zaciągnął hamulec ręczny na tej urokliwej autostradzie. Jakby drzwi świetnej imprezy zostały zamknięte przed nosem. I może ta krwawa otoczka pasuje do tego świata, może to wciąż się przysłowiowej kupy trzymało, ale przestało być tym doświadczeniem. Zaczęło nużyć. Nagle te piękne widoki zaczęły być ograniczane. Statek odpłynął.

 

Refn był blisko zaserwowania mi kolejnego „Drive’a”. Kolejnego filmowego doświadczenia, które ciężko będzie komukolwiek polecić. To po prostu inne kino, nie dla wszystkich. Ale posypało się boleśnie. Zostały mi urodziwe aktorki – Abbey Lee!! - które wcześniej były tylko dodatkiem – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/202/#findComment-408157
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Suicide Squad / Legion Samobójców

Jak dobrze być złym… Zebrać drużynę złożoną z najbardziej niebezpiecznych pojmanych superprzestępców. Następnie przekazać im najpotężniejszą broń, jaką dysponuje rząd. Wreszcie wysłać ich na misję, której celem jest pokonanie tajemniczego, nieprzeniknionego bytu. Amanda Waller (Viola Davis), oficer amerykańskiego wywiadu, doszła do wniosku, że do takiego zadania nada się jedynie zbieranina łotrów, którzy nie mają absolutnie nic do stracenia. Co zrobi Legion Samobójców, gdy jego członkowie zorientują się, że nie zostali wybrani dlatego, iż mają szansę wygrać, ale dlatego, że nikt nie będzie ich żałował, gdy poniosą klęskę? Czy dadzą z siebie wszystko, choćby mieli zginąć, czy będą walczyć o własne przetrwanie?

 

Trzeci film z DC Universe cierpi na podobne bolączki, co poprzednicy. Niby fajne postaci, ale ... film jakiś niemrawy.

 

Co do Willa Smitha i Margot Robbie – byłem spokojny. Od początku wiedziałem, że ich charyzma udźwignie powierzonych im bohaterów, i się nie pomyliłem. Margot nie musiała brać udziału w castingu, wzięli ją z marszu, a cel został osiągnięty. Seksowna psycholka. Można się zakochać, ale nie poleca się przy niej zasypiać. Wystrzelała się trochę we wszystkich zwiastunach, ale mi to nie przeszkadzało. Uwiodła. Deadshot prawdopodobnie zyskał tu – w „Legionie Samobójców” - najwięcej. Za sprawą Willa Smitha, nabrał tony serducha, jest tym, którego losami będziemy się przejmować. Czynnik ludzki mocno ubarwia tego złoczyńce. W zasadzie odpowiedzialny za jego pojmanie Batman – przewija się w kilku flashbackach na przestrzeni filmu - był o wiele większym dupkiem.

 

Moim prywatnym bohaterem drugiego planu był Diablo (Jay Hernandez). Nie oczekiwałem wiele, nie kojarzylem gościa z komiksów, a dostał fajne zaplecze. Obok Deadshota, chyba najbardziej oddziałujące na naszych emocjach. Dla Boomeranga, w którego wcielił się zabójca blockbusterów Jai Courtney – nie wiem, czy średnia moich ocen, filmów w których grał, przekroczyłaby 2.5/10 – wystarczy, że nie wadził. Momentami nawet rozbawiał swoją prostotą – a to już szok! Killer Croc... po prostu był. Widać, że nie mieli pomysłu. Wiedzieli, że muszą go wrzucić, ale nie było im to na rękę. Wymyślili, że będzie warczał w celach komediowych. Efekt ... taki sobie. A, i jest jeszcze ta Azjatka z kataną – nuda! Barwniejszą częścią składu był Rick Flag (Joel Kinnaman), który w zasadzie dopełnia trio wiodących postaci z Harley Quinn i Deadshotem. Inna sprawa, że ginie w każdej scenie.

 

Na ustach wszystkich, jest zapewne nowy Joker. Jaki jest? Czy lepszy od Ledgera? Nie. Czy lepszy od Nicholsona? Nie. Jest inny, to fakt, ale w zestawieniu z poprzednikami, Leto przegrywa przez brutalny nokaut. Akurat tę postać powinienem kochać od pierwszej sceny. Jestem godzinę po przedpremierowym seansie, i do teraz nie wiem, czy mi się podobał. Jest ok... chyba. Na pewno wygląd do mnie przemawiał.

 

I te wszystkie fajne postaci – Viola Davis, jako Waller, to też mocna karta w talii – walczą z takim kiczem, że ciężko się patrzy. To jak walka z Doomsdayem ze „Świtu Sprawiedliwości”, rozciągnięta na cały film. Główne zło do mnie nie przemawia, poboczne zło jeszcze mniej, a wystawiane przez nich mięso armatnie wolałbym w ogóle przemilczeć. Kitowcy z Power Rangers mają więcej do gadania. Nie czułem zagrożenia. Czułem, że pierdzą mi w twarz efektami specjalnymi. Kino klasy B... C... D.

 

Da się czerpać z tego rozrywkę. Nawet dużo, jak na tak średni film. Skład jest zabawny, jest między nimi chemia, a przy każdej scenie obowiązkowej strzelaniny, chcemy żeby skończyła się jak najszybciej, by trochę między sobą pogadali. Nie są tak przebojowi, jak chociażby „Strażnicy Galaktyki”, ale dają radę. Twórcom na pewno udało się przybliżyć nam ich sylwetki – choć wcześniej nie byli częścią uniwersum – w sporym streszczeniu, ale skutecznie. Może jeszcze przyjdzie nam zobaczyć ich misję. Może będzie lepsza. Powinna – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/202/#findComment-408251
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

Lights Out / Kiedy gasną światła

Kiedy Rebecca (Teresa Palmer) opuściła rodzinny dom, myślała, że wraz z nim pozostawiła za sobą lęki z dzieciństwa. Dorastając, nigdy nie miała całkowitej pewności, co było prawdziwe, a co nie, zwłaszcza kiedy gasły światła. Teraz jej młodszy brat, Martin (Gabriel Bateman), jest świadkiem tych samych niewyjaśnionych i przerażających sytuacji, które kiedyś wystawiały na próbę jej zdrowie psychiczne i zagrażały bezpieczeństwu. Przerażająca istota w tajemniczy sposób związana z matką rodzeństwa, Sophie (Maria Bello), ponownie pojawiła się w ich życiu. Tym razem jednak, w miarę jak Rebecca zbliża się do odkrycia prawdy, nie ma wątpliwości, że ich życiu zagraża niebezpieczeństwo... zwłaszcza Kiedy gasną światła.

 

Potwór porusza się w ciemności. Czasami potrzebuje by otworzyły się drzwi, innym razem potrafi się teleportować. Zazwyczaj potrzebuje pewnego czynnika do działania, innym razem to olewa. Głupiutkie stworzenie, głupi scenariusz. Oczywiście, bohaterowie to też niezbyt bystre stworzenia. Mają spory problem z oświetlonymi przestrzeniami.

 

Festiwal scen wyskokowych. Coś co tak ładnie chciało wrócić do fundamentów – boimy się ciemności - wygląda dobrze tylko na papierze. W praktyce stosuje każdą możliwą klisze, gdzie wypunktować można straszaki na długo przed tym, jak się wydarzą. Zresztą, większość z nich pochodzi z warstwy dźwiękowej, co jest najniższym pułapem osiąganym przez horror.

 

Jak w moim pokoju dziś zgasną światła, to... już nie będę pamiętał o tym filmie – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/202/#findComment-408276
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 959
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Suicide Squad - ziewałem podczas najważniejszej walki. Nudziłem się w kinie - nie zdarzało mi się to za często, bo zwykle nie chodzę na coś, co mnie zbytnio nie kręci. Zrobiłem wyjątek, bo wyglądało mi to na ciut inny film, niż większość związana z DC. Jak np. Marvelowych X-Menów oglądam i nie narzekam (nawet Apokalipsę mi się miło oglądało, choć wybitna nie była - dobre na jeden spokojny seans), tak z tymi mam ciężej. Nawet pierwsi Avengersi mnie nie porwali.

 

Co my tu mamy... Krótko o fajnych: Deadshot dostał sporo czasu i wypadł spoko, Harley też była niezła. Joker - może i nie był zły, ale dostał tak mało czasu, że ciężko więcej napisać. Tak pisali na necie, czego ten Leto nie robił, by się wczuć... dla paru minut. Inne plusy? Wybrali świetną muzykę.

 

Cała reszta postaci mi zwyczajnie zwisała. Diablo miał jakąś historyjkę za sobą i się trochę wyróżniał, ale sprawiał wrażenie, jakby go tu wrzucili tylko dla efektów specjalnych. Gość z bumerangiem - trochę nienachalnej komedii, tyle że bez niego nic byśmy nie stracili (no i przez cały seans myślałem, że mógłby go zastąpić... Sheamus). Croc - podobnie. Wstawki komediowe przyjemne i w sumie niespodziewane, ale mogłoby go nie być. Reszta - olewam. Nawet główny przeciwnik... Jak to było? Film tak dobry, jak main antagonist?

 

Nie było to tragiczne, parę postaci trzymało mnie przed ekranem, jednak bez ziewnięć się nie obyło. Drugiego seansu nie planuję.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/202/#findComment-408304
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Tak pisali na necie, czego ten Leto nie robił, by się wczuć... dla paru minut

 

Leto podobnież mocno zawiedziony, bo nakręcili sporo więcej, ale przy ostatnich cięciach potawili na inne sceny. Pewnie wyjdzie znowu jakiś Uncut, jak w przypadku BvS, który będzie lepszy od kinówki.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/202/#findComment-408321
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 256
  • Reputacja:   257
  • Dołączył:  21.03.2011
  • Status:  Online
  • Urządzenie:  Windows

Pewnie wyjdzie znowu jakiś Uncut, jak w przypadku BvS, który będzie lepszy od kinówki.

 

Oglądałeś tą rozszerzoną wersję? Możesz coś o niej napisać w porównaniu do zwykłej kinowej wersji.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/202/#findComment-408332
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Oglądałeś tą rozszerzoną wersję? Możesz coś o niej napisać w porównaniu do zwykłej kinowej wersji.

 

Nie, nie. Na takie rzeczy trzeba poczekać do wydania DVD/BR

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/202/#findComment-408339
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 364
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  15.07.2013
  • Status:  Offline

Suicide Squad

 

Nie chodzę zbyt często do kina ale Legion Samobójców był akurat filmem na który czekałem od dłuższego czasu. Czy jestem zawiedziony? Nie. Czy jestem spełniony? Też nie.

 

Harley Quinn była taka jaką jej oczekiwałem(seksowna badassówa bez piątej klepki...szarpałbym jak Reksio szynkę) ale najlepszą postacią był dla mnie Deadshot. Bawił, był badassem i angażował emocjonalnie. Jared Leto? Nie był zły... ale dołączam się do lamentu co do tego jak mało dostał czasu. Wydaje mi się, że fani DC nie będą zadowoleni z tego jak wyglądał jego Joker, nie chcieli go w tej roli in the first place a do tego nie był on niczym wyjątkowym. Diablo nie interesował mnie absolutnie... niby był jakiś... ale znam już jednego lepszego protagonistę/antagonistę, który zabił swoją rodzinę. Scena jego śmierci po mnie spłynęła

 

Sam film... był ok. Pośmiałem się i w ogóle ale tak poza tym to jako całość podobał mi się dużo bardziej na początku... potem pojawił się znów ten motyw przyjaźni a razem z nim uciekło całe moje zainteresowanie. Główny zły... jak dla mnie z dupy ale możliwe, że to moja opinia spowodowana brakiem znajomości DC Universe. Podobnie jak przedmówców nie interesowała mnie zbytnio ostatnia walka i ziewałem.

 

Jeśli są jakieś powody do obejrzenia tego filmu drugi raz to dla mnie są to Harley Quinn i Deadshot.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/202/#findComment-408345
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 870
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Suicide Squad

Przed pójściem do kina czytałem o słabych ocenach filmu i szedłem na niego mając to wszystko w głowie. No i całe szczęście, bo to uratowało mi seans.

Początek filmu jest naprawdę fajny. Przedstawiają nam postacie, dostajemy trochę zabawnych scen. Generalnie wszystko jest super, aż pojawia się główny zły, a nasi "bohaterowie" ruszają do akcji. Paradoksalnie, gdy zaczyna się akcja mamy powolny zjazd w dół aż do ostatniej walki, która w ogóle nie emocjonuje.

Na całe szczęście, początek filmu nastawił mnie na tyle pozytywnie, że jakoś to przeleciałem czekając tylko na sceny po walkach, z interakcją między bohaterami.

 

A bohaterowie to największy plus tego filmu.

Deadshot ze swoją historią jest świetny, choć mało "villainowy" (ale to generalnie problem całego filmu).

Faworytka wszystkich Harley również super, choć wszystkie zabawniejsze rzeczy od niej widzieliśmy już w trailerach.

Na plus oceniłbym Diablo, który miał fajną historię i był bardzo ciekawą postacią. Oceniłbym, gdybym nie zobaczył sceny z nim w ostatniej walce... WTF!?

Zaskoczeniem na plus był też Boomerang, który zapewniał prostą, ale fajną rozrywkę.

Reszta z ekipy to po prostu meh...

Spoza ekipy na pewno na wyróżnienie zasługuje Amanda Waller. Świetnie zagrana zimna suka ;)

No i oczywiście Joker, którego było niestety za mało i przez to nie chcę podejmować się jego oceny.

A jak jeszcze o bohaterach, to fajnie że pojawił się Flash. Batmana się spodziewałem, bo była o tym mowa wcześniej. Flash jednak mnie zaskoczył.

 

Tak jak napisałem na początku, nastawienie się na film mocno średni pozwoliło mi się przy nim dobrze bawić. Szkoda, bo potencjał był naprawdę niezły. Żałuję na przykład, że film nie był bardziej "niegrzeczny" (nie mówię by robić z niego od razu R'ki). Szkoda, że bohaterowie nie byli bardziej źli. Patrząc na same sceny walki, to nie różnili się oni od choćby takich Avengersów. No, a tu był w moich oczach największy potencjał tego filmu.

Nie wiem czy polecam. Sam dałbym 6/10, czyli film średni. Niech każdy sam sobie zinterpretuje czy tak mu zależy na zobaczeniu tego filmu.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/202/#findComment-408459
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Ratchet and Clank

Po zdewastowaniu własnej planety, złoczyńca Drek wraz z armią posłusznych mu Blargów wyrusza na podbój kolejnych światów. Nieoczekiwanie na jego drodze staje para najbardziej zdumiewających bohaterów, jakich kiedykolwiek widział kosmos. To przedstawiciel legendarnej rasy Lombaxów – Ratchet oraz jego wierny druh Clank – mały robot o wielkim sercu i potężnym intelekcie. Aby ocalić wszechświat, Ratchet i Clank dołączą do Strażników Galaktyki, grupy śmiałków dowodzonych przez samozwańczego superbohatera – Kapitana Qwarka. Razem zrobią wszystko, by powstrzymać Dreka przed podbojem malowniczej Galaktyki Solana. A przy okazji odkryją, czym są przyjaźń, honor i prawdziwa odwaga.

 

Nie grałem w gry, znam jedynie ich motyw. Co w ogólnym rozrachunku powinno cieszyć, bo pełnometrażowa produkcja jest... dość biedna. Im więcej sympatii do nich bym miał, tym bardziej bym się oburzył na panującą na ekranie przeciętność. Od pierwszych minut wygląda to jak odcinek serialu. Jak telewizyjny twór, któremu daleko do srebrnego ekranu. Historia pozostawia wiele do życzenia. Ok, bądźmy szczerzy – jest nudna w ch*j. Ciężko się przejmować kimkolwiek.

 

Skłamałbym jednak, jakbym napisał, że się nie śmiałem. Nie mówię, że to obowiązkowa pozycja dla zwolenników humoru w bajkach, ale moje niezbyt wygórowane oczekiwania przeskoczyła. Uśmiechnąłem się – wystarczyło, żeby przeskoczyć :wink: Ratchet i Qwark dają radę. Nikogo nie interesuje, co tam zrobią, ale głupkowatym tekstem czasem trafią.

 

Dzieci się nabiorą - chyba! - starszych ta prostota nie urzeknie. Widac to po bardzo oczerniających recenzjach. Zgadzam się, ze nie jest to ratunek dla filmów na podstawie gier, ale ... ktoś oczekuje, że taki nadejdzie? – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/202/#findComment-408489
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Bad Moms / Złe mamuśki

Młoda i piękna matka cudownego synka, żona wspaniałego męża, po prostu perfekcyjna pani domu. To oficjalny wizerunek Amy Mitchell (Mila Kunis). W rzeczywistości przepracowana i wykończona monotonią matczynych obowiązków Amy ma już dość bycia chodzącym ideałem. Pod wpływem wyzwolonych przyjaciółek, wkurzona przez leniwego męża egoistę porzuca gary i pieluchy, a kuchenny fartuch zamienia na seksowną kieckę. I rusza w miasto, by znów poczuć, że żyje! Zakręcone na lokówkę obłudne kury domowe ze szkolnej rady rodziców gotują się z oburzenia, ale Amy nic już nie powstrzyma. Z dziką rozkoszą sieje ferment i zgorszenie, odkrywając przy tym, że szczęśliwa mama to lepsza mama.

 

Cóż, aż tak złe one nie są. Mamuśki uruchamiają wewnętrzną dzicz. W ich szaleństwach jednak nikt nie utonie. Nie z zachwytu, a już na pewno nie z nadmiaru. Szaleństwa zostały najwyraźniej zachowane na menopauze, bo tutaj sporo z nich, to mało znaczące muzyczne skróty. To co fabularne, jest bardzo matczyne, pouczające, ubrane w szaty tradycyjnej rywalizacji dobra ze złem. Głowna bohaterka kontra sztywna matka. Mila Kunis kontra Christina Applegate. Wynik przewidywalny na długo przed początkowym gwizdkiem. Nawet wyjściowe składy – koleżanki jednej i drugiej – to praktycznie to samo zestawienie co zawsze.

 

Widowiskowość spotkania zostanie jednak określona przez pryzmat humoru, gdzie na boisku są jedynie dwie zawodniczki. Koleżanki Amy, Carla (Kathryn Hahn) i Kiki (Kristen Bell). Przebojowa i skromna. Wybuchowa i wstydliwa. Na barkach Hahn twórcy położyli największy nacisk. Zwiastun dał się poznać z dość wulgarnej strony, a to jej chleb powszedni. Jest taką Melissą McCarthy. Nawet w komedii, gdzie nie ma Melissy McCarthy, zadbali o to, by była Melissa McCarthy Pośmiałem się trochę. Na dobrą sprawę te „one-linery”, to pozytywny akcent. Chyba jedyny...

 

Historia stawia moralne znaki zapytania przed bohaterką. Utrzymać za wszelką cenę rodzinę w całości – mimo internetowej zdrady męża – czy rzucić się na lokalne ciacho? – którym notabene jest Diablo z „Legionu Samobójców”. Czy szaleństwa faktycznie zrobią z niej lepszą matkę, czy zaraz coś sknoci, a dzieci ją znienawidzą? Liczyłem, że nie pójdą tą ścieżką. Nie wpadną w spirale sztampy. Nie będą chcieli nauczać, bo do nauczania się nie nadają. Nie mają do tego narzędzi, postaci. Komedie muszą się nauczyć śmiać z siebie, z otoczenia, ze wszystkiego. Muszą być przebojowe jak „Deadpool”, gdzie żarty mogą uderzyć widza z każdej strony, w kazdym momencie. Tutaj jak jest fabułka, to jest fabułka – idziemy spać – jak ma być żart, to też dadzą nam znać. Podpowiadam – jak Mila Kunis jest na ekranie, to żartów nie będzie. A już na pewno nie tych dobrych – 3/10 (i to mimo zasady +1 za wizerunek Kunis :wink: )

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/202/#findComment-408550
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 040
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.12.2010
  • Status:  Offline

Suicide Squad

 

Jako fan Gotham/Nietoperza i całego tego świata musiałem oczywiście się na to wybrać... I w sumie było OK. Film połączył zarówno pozytywne jak i negatywne aspekty ostatnich dzieł od DC. Dostaliśmy tu niestety rodem z "Człowieka ze stali" pseudofilozoficzny, magiczny bełkot oraz dennego antagonistę z którego nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Na plus jednak fakt, że zachowano klimat Gotham i co najważniejsze główni bohaterowie - członkowie Legionu sprawdzili się. Każdy moim zdaniem był jakiś i dołożył cegiełkę do ogólnej chemi pomiędzy bohaterami. Masa fajnych dialogów (nie obyło się bez sucharów niestety) i sytuacji. Z tej mąki może być chleb na przyszłość. Za Margot oczywiście duży + w ciemno choć wole ją w Scorsese-owskiej wersji. Co do Jokera bo to oczywiście dla wielu (nie dla mnie) główny wabik - Leto zagrał OK, na tyle na ile mógł. Nie da się ukryć, że to nie on był osią filmu (jak Ledger czy Jack) więc ciężko było by faktycznie coś niesamowitego pokazał. Mi się ten pół Joker pół Gangster podobał - oryginalny. Ale tak jak Leto wspomina - masa scen z nim wyciętych. Trzeba czekać na film o duecie Harley+Joker bo widać było chemie między tą dwójką.

6.5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/202/#findComment-408552
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Sausage Party

Historia Franka, parówki, która odkrywa prawdę o sobie - o tym, kim jest i jaka jest jej rola. Po upadku z koszyka na zakupy, tytułowa parówka wraz z innymi przyjaciółmi z supermarketu odbywa wielką podróż przez sklep, podróż, która pozwala im odkryć prawdę o sobie. Za pomysł i scenariusz odpowiedzialny jest Seth Rogen, możemy więc spodziewać się kontrowersyjnego humoru i znakomitych tekstów.

 

Shit, Rogen ma naprawdę popaprany humor. Sex & Drugs, to motyw przewodni. Nie tyle na tapetę wzięli życie jedzenia od strony umierania, co głównym żartem są ich pragnienia. Jak to parówka chcę wejśc w bułkę, jak to masło orzechowe i dżem są razem. I nikt tu nikogo oszczędzać nie będzie. Obciąganie i rżnięcie aż do ostatniej sceny. Podejrzewam, że wiele osób opuści kino lekko zniesmaczona. Jednak nie da się odebrać im jednego – jest zabawnie!

 

Tak jak w „Sekretnym życiu zwierzaków domowych”, podoba mi się wykorzystanie naturalnych dla nas scen, widzianych od tej drugiej strony. Co mogliby mówić i czuć. Tam zwierzeta, tu jedzenie. Sporo z tego najsłodszego miodu widać już w zwiastunie, ale kilka gagów ukryli, bo... pewnie przekraczały wiele granic dobrego smaku.

 

Takie podejście, to jednak tylko szata. Sama historia jest ... o miłości, religii i zemście. Miłości, bo wszyscy pasują do siebie – robią to ze swoimi – religiii, bo ludzie są uznawani za Bogów, którzy zabierają do ziemi obiecanej, a zemsta, bo... musi być jakiś czarny charakter czlapjący za protagonistami. Dla mnie o wiele spójniejsze od wspomnianych „zwierzaków”. Nikogo przesadnie nie poniosło. Zaden królik autobusem jeździć nie będzie. Jedzenia mają swoje ograniczenia, co tylko dodaje całości uroku. Większośc akcji dzieję się w markecie, gdzie niektóre alejki zostały zaprezentowane, jak nieznany ląd z filmów przygodowych.

 

Żarty bawią, ale kręcą się wokół jednej tematyki. Tak jakbyś czytał dowcipy o (tu wstaw cokolwiek) i wałkował różne metody na wyśmianie tego samego. Dochodzi do tego, że już wiem, jaki gag mnie czeka, zanim go jakaś parówka wypowie. Pochwalam za odwagę. Nigdy nie zjem parówki. ŻADNEJ! – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/202/#findComment-408697
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Mike & Dave Need Wedding Dates / Randka na Weselu

Mike i Dave (Adam Devine i Zac Efron), dwaj dorośli bracia, słyną ze szczeniackich wygłupów, które psują każdą rodzinną uroczystość. Gdy zostają zaproszeni na wesele swojej siostry na Hawajach, rodzice stawiają im warunek: muszą pojawić się w towarzystwie dziewczyn, które w razie potrzeby będą mieć na nich oko. Bracia umieszczają w internecie ogłoszenie, szukając idealnych partnerek. Nie przypuszczają nawet, że dwie dziewczyny (Anna Kendrick i Aubrey Plaza), które poznają, okażą się jeszcze bardziej szalone i nieprzewidywalne niż oni sami, a sytuacja szybko wymknie się spod kontroli.

 

Lubię Efrona. Ma coraz lepszy timing komediowy, więc i tutaj śmiałem się z jego ataków najmocniej. Był – o dziwo – najbardziej przyziemną postacią z całej czworki. A jak gość z High School Musical, zaczyna być najdojrzalszy, to skąd dobraliście resztę? Ok, jest Anna Kendrick, i ją jestem w stanie jeszcze rozgrzeszyć, ale Aubrey Plaza i w szczególności Adam Devine, to kompletnie nie moja bajka. Gość jest karykaturalny. Tak idiotyczny, że aż Ci go żal i głupio się śmiać. Każda mina trąci sztucznością. Ten jego grymas jest zjadliwy, gdy jest jakimś trzecioplanowym aktem. Kiedy ma ciągnąc wózek, to można być pewnym, że się wywróci.

 

Schematy bolą, a podrywom Mike’a i Dave’a daleko do „Polowania na druhny”, do którego swoją drogą się tu w jednej scenie odnoszą. Jake Szymanski nakręcił to samo, co setki jego poprzednikow, próbując opowiedzieć ten sam dowcip, co tysiące poprzedników. Czasami się na niego nabierzesz. Czasami... – 4/10

 

 

Cafe Society / Smietanka Towarzyska

Bobby (Jesse Eisenberg) jest wrażliwym romantykiem z Bronxu. Licząc na spełnienie marzeń o wielkiej karierze, wyrusza w podróż do Los Angeles, gdzie zaczyna pracę u swojego wujka Phila (Steve Carell) – agenta topowych gwiazd Hollywood. Na miejscu poznaje piękną sekretarkę Vonnie (Kristen Stewart). Chłopak bez pamięci zakochuje się w dziewczynie, nie wiedząc jeszcze, że ta znajomość wywróci jego życie do góry nogami.

 

Allen wraca i znów mnie zaczarował. Trochę podstępem, nie do końca wiem kiedy to się stało, ale zrobił to. Cofnął mnie w czasie, przeprowadził do Hollywood i pozwolił przejąc miłosnymi rozterkami bohaterów. „Cafe Society”, jest jednak filmem stricte dla fanów reżysera. Wszyscy inni mogą czuć się znużeni i oczekiwać zbyt wielu wzruszeń. To nie ten kom-rom!

 

Woody’ego brakuje przed kamerą. Działa tylko jako narrator. Dla mnie zbędna rzecz. Nie jest to wina głosu reżysera, co samego zabiegu, który nijak nie zbudował klimatu – choć było takie założenie. Nie czułem się bliżej tego miejsca, kiedy narrator przedstawiał mi gości, o których już więcej nie usłyszę. Nie czułem też, jakbym wiele więcej wiedział o głównych aktorach przedstawienia. Służył tylko przyspieszeniu czasu.

 

A jak nie ma Woody’ego, to i tak jest Allenowy bohater. Ktoś, kto ma go zastąpić. Taki, który ma przypominać genialnego reżysera. W tej roli postawiono Eisenbera, który choć nieźle zaczyna, tak nigdy nie dorasta do pięt mistrzowi. Bobby zwyczajnie nie jest tak zabawny. Nie do końca reprezentuje te cechy, którymi bawi do łez oryginał. Z zachowania owszem, nieco go przypominał, ale to chwilę później gdzieś się rozmyło...

 

Rozmyło na rzecz historii, bo o ile „Smietanka” nie jest tak zabawna, jakbym sobie tego życzył, to ma solidną opowieść. Opowieść o miłości, i to tej niespełnionej. Ubranej w szaty zakochanego trójkąta. On zakochany w niej, ale nawet nie wie, że ten, którego kocha ona, jest tak blisko. Pionki zgrabnie – i realnie – poruszają się po tej szachownicy. Scena końcowa jest dla mnie idealna.

 

Typowy Allen, choć z religii nie naśmiewa się aż tak często. Prawdziwie mocna jest jedna scena, praktycznie na samym końcu. W ogóle za mało się śmiałem, choć nie ukrywam, kilka tekstów wryło się w głowę. Z chęcią kiedyś to zobaczę raz jeszcze – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/202/#findComment-408743
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • KL
    • Attitude
    • MattDevitto
    • HeymanGuy
      Mówicie o @ KL ? That makes us two... ROH on Honor Club 09.01.2025 Trish Adora vs. Harley Cameron: No dobra, Trish Adora jest w dobrej formie. Już samo jej wejście z STP w narożniku robiło wrażenie. Harley Cameron próbowała, nie powiem, że nie. Pokazała zwinność i niezły timing, ale kiedy Trish odpaliła swój Lariat Hubman, to było jak... bum, end of story. To jeden z tych finisherów, które robią wrażenie i sprawiają, że czujesz moc przez ekran. Mam wrażenie, że Trish powoli zmierza w stronę czegoś większego – może tytułu? Byłoby przyzwoicie, bo to jedna z tych osób, które naprawdę zasługują na spotlight. Blake Christian vs. Serpentico: Blake Christian jest jak błyskawica w ringu – szybki, techniczny, po prostu niesamowity, od zawsze robił na mnie wrażenie. Serpentico, wiadomo, zawsze daje dobre show, ale tu nie miał większych szans. Ta Meteora na koniec? Coś pięknego. W sumie spodziewałem się szybkiego zakończenia, ale mimo to walka była widowiskowa. Dla fanów lucha libre myślę, że jak najbardziej do polecenia. Boulder vs. Griff Garrison: Powiem tak: jak tylko zobaczyłem Bouldera w akcji, to wiedziałem, że Griff będzie miał ciężki wieczór, przypomina mi trochę Mastiffa z brytyjskiej sceny indy, ale trochę mu do niego brakuje. Griff próbował walczyć sprytem, ale kiedy masz przed sobą człowieka tak dużego jak Boulder, to wiesz, że to się nie skończy dobrze. Boulder Dash to absolutna demolka – oglądając to, miałem wrażenie, że Griff dosłownie wbił się w matę. Z jednej strony szkoda mi Griffa, bo ma potencjał, ale Boulder? On jest po prostu maszyną, którą można lepiej wykreować niż się to robi teraz. Billie Starkz vs. Brittany Jade: Billie Starkz to dla mnie taki powiew świeżości, mimo że trochę już występuje w Tonylandzie (AEW) i Tonylandzie v2 (ROH). Oglądam jej karierę od jakiegoś czasu i za każdym razem mnie czymś zaskakuje. Brittany Jade dała radę, ale Billie... lubię bardzo jej styl. Gładkie, perfekcyjne wykonanie, aż chce się oglądać więcej. Mam nadzieję, że Billie dostanie niedługo większy program, bo dziewczyna ma w sobie to coś, co sprawia, że chce się jej kibicować. Queen Aminata vs. Rachael Ellering: Queen Aminata to ma fajny gimmick, ma spory potencjał – i to widać. Rachael próbowała, ale Aminata od początku wyglądała, jakby miała plan na tę walkę. . Aminata ma ten vibe dominatorki, która może zamieszać w każdej dywizji. Myślę, że to tylko kwestia czasu, aż zacznie walczyć o główne tytuły, czy to w ROH czy AEW. Throwback: Sumie Sakai vs. Hazuki (2018): Nie zwykłem komentować Throwbacków z gal, ale tu zrobię wyjątek, do ROH z tamtych m.in. lat mam spory sentyment, w sumie głównie z tego sentymentu powstaje ten komentarz, dość pozytywny, bo nie potrafię patrzeć na tą perełkę jaką jest ogół Ring of Honor złym okiem, nawet jak Tony Khan robi sobie z tego Velocity, Heat, Main Event, Superstars, nazywajcie to jak chcecie, pewnie rdzennym fanom się nawet nie chce na to patrzeć, bo szkoda sobie psuć pogląd i wspomnienia. Wspomnienia, wspomnienia... jak tylko zobaczyłem, że dostaniemy ten klasyk z 2018 roku, od razu się uśmiechnąłem. Hazuki z Kagetsu i Haną Kimurą w narożniku – to był ten czas, kiedy Women of Honor naprawdę rozkwitało i się dobrze zapowiadało. Walka była świetna, Sumie Sakai to absolutna legenda, szanuję za uśmiech w stronę starszych (choć są starsi) fanów. MxM Collection vs. The Dawsons: MxM Collection jest kolejnym świetnym duetem, który WWE puściło bez żalu. Mansoor i Mason Madden mają w sobie coś świeżego, co od razu przyciąga moją uwagę. The Dawsons to takie trochę noname'y, ale szczerze? Cieszę się, że MxM wygrali.  Mam nadzieję, że zobaczymy ich w większym programie w tej dywizji w bliższej przyszłości, pewnie skończą w AEW. Red Velvet vs. Jazmyne Hao: Red Velvet to całkiem przyzwoita mistrzyni ROH TV. Jazmyne Hao miała swoje momenty, ale Velvet to zupełnie inny poziom. Jej Right Jab to cios, który wygląda na równie groźny, co skuteczny, choć czy w tej walce nie pomyliła jej się ręka i czy nie użyła przypadkiem Left Jab? Walka była dobra, choć przewidywalna – mam nadzieję, że Red Velvet wkrótce dostanie bardziej wymagającą rywalkę o swój pas, bo obijać placki to każdy może. Shane Taylor Promotions vs. Gates of Agony: Uwielbiam Shane Taylor Promotions, ta ekipa to definicja dobrej chemii w ringu, a zwłaszcza Lee Moriarty. Gates of Agony próbowali zdominować siłą, ale Shane i Lee pokazali, że technika i strategia zawsze wygrywają. O'Connor Roll Bridge? Klasyk, ale działa, i to jak! Mam nadzieję, że Shane Taylor Promotions dostaną większe wyzwania, bo potencjał mają ogromny, a już za długo stoją w miejscu. Jericho/Rock'n'Roll Express: Na koniec – prawdziwa uczta dla fanów nostalgii. Chris Jericho jako część „The Learning Tree”? No powiedzmy, że w ROH nie wygląda to tak źle jak w AEW, mniejsza konkurencja może xD Z pasem ROH wygląda na większy deal w ROH, niż w AEW, niby proste ale Tony chyba tego nie ogarnia. Jego promo było idealnym balansowaniem między arogancją, a czystą rozrywką - typowy Y2J. Kiedy Rock N Roll Express weszli na ring publika nawet się ożywiła, dla odmiany. Ich atak na Jericho i Keitha to ukłon w stronę starej szkoły wrestlingu, który zawsze działa, przynajmniej na mnie. Widok Mortona i Gibsona triumfujących na koniec gali całkiem przyjemny, ale nie ma się co przyzwyczajać. Chris musi zacząć występować w ROH TV jeśli ma być choć trochę wiarygodnym ROH Champem. Co mogę powiedzieć? ROH dało nam wszystko, czego można oczekiwać od takiego formatu gali jaki od nich dostajemy: nie takie złe walki, rozwój jakichś tam historii i trochę nostalgii dla starszych fanów. Każda walka miała coś tam do zaoferowania, a momenty takie jak atak Rock N Roll Express czy nawet ten throwback z '18 roku sprawiły, że to nie był zwykły odcinek tygodniówki typu squashe i wywiady bez celu. Czekam na przyszły tydzień w sumie, bo QT Marshall vs. Komander o bodajże pas ROH TV zapowiada się nawet dobrze. Jeśli ROH dalej będzie trzymać taki poziom i konsekwentnie go podnosić, to może wreszcie coś zacznie się dziać. Sypnę klasykiem w takim razie od kolegi, którego wyżej oznaczyłem. OGLĄDAJCIE RING OF HONOR!
    • Grins
      Zapomniałem że gala jest u Turbiniarzy, no to obstawiam że Punk wygra w tym roku Royal Rumble już nie będzie lepszej okazji, w zeszłym roku miał wygrać, w tym roku już tego dokona. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...