Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Before I Wake / Zanim się obudzę

Młode małżeństwo, po tragicznej stracie ukochanego syna, adoptuje ośmioletniego chłopca. Jessie (Kate Bosworth) i Mark (Thomas Jane) robią wszystko, by stworzyć dziecku kochającą się i szczęśliwą rodzinę. Szybko okazuje się jednak, że Cody (Jacob Tremblay), który jest uroczym i grzecznym chłopcem, skrywa mroczny sekret. Kiedy Cody zasypia, jego sny stają się rzeczywistością. Koszmary również... Rodzinę zaczynają nawiedzać wyśnione przez chłopca demony. Jessie i Mark zrobią wszystko, by dotrzeć do źródła lęków syna, zanim ich życie zmieni się nie do poznania.

Rzadkością jest, kiedy fabuła w horrorze jest przyjemna. Jeszcze większą, że mi się podoba. Nie ukrywałem nigdy, ze nie jestem zwolennikiem horrorów. Jestem jednak w stanie przyznać, że „Before I Wake”, to dobrze zrealizowany pomysł, który może nie trzyma na czubkach palców do napisów końcowych, może nie trzyma w napięciu i nie straszy, ale podtrzymuje ciekawość widza. Film, w którym rozwiązanie horrorowej zagadki i odpowiedzi na pytania były spójne, nawet poprawiając moją ocenę - tylko nie zadawajcie ich zbyt wiele, bo dziur i tak by się troszke znalazło :wink:

Młody Jacob Trembley niedawno zachwycał wszystkich w „The Room”, a teraz przenosi te pozytywne opinie tutaj. Wciela się w bystrego dzieciaka, który nie ma szczęścia w życiu. Większość spędził w samotności. Matka zginęła, rodziny zastępcze też znikają w tajemniczych okolicznościach. Sprawcą jest potwór z jego koszmarów. Skąd się wziął? Czemu o nim śni? Te odpowiedzi dodają wartości, bo sam wygląd straszaka nie zachwyca. Oczywiście końcówka wyjaśnia też jego wizerunek – dla mnie świetnie – ale jeśli miało to coś straszyć, to się nie sprawdziło. Horror z tego bez szaleństw, ale film – jako przedstawienie jakiejś opowieści – jak najbardziej fajny.

Reżyser Mike Flanagan potrafi tworzyć atmosferę. Nie zrzuca całego ciężaru na dźwięk, nie zasypuje scenami wyskokowymi, buduje. Wykorzystuje sporo fajnych zabiegów, które mają tu rację bytu. Pozytywnie – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/199/#findComment-405324
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Mother's Day / Dzień Matki

Każda rodzina obchodzi Dzień Matki na swój sposób. Jedni w podniosłej i uroczystej atmosferze, inni na luzie i ze śmiechem, ale wszyscy przede wszystkim z miłością. Garry Marshall przedstawia cztery rodziny, których losy splotą się w tym wyjątkowym dniu. Sandy (Jennifer Aniston) – mąż zostawił ją dla młodszej, a ona robi co może, by udowodnić sobie, że jest lepszą matką dla swoich dzieci niż nowa, fajna macocha. Miranda (Julia Roberts) – całkowicie poświęciła się karierze i choć została gwiazdą, czegoś jej jednak brakuje. Wkrótce niespodziewany gość wywróci jej życie do góry nogami. Jesse (Kate Hudson) – jej stosunki z matką są dalekie od ideału. Niezapowiedziana wizyta rodziców grozi więc eksplozją. Ale przecież każdą bombę można rozbroić. Bradley (Jason Sudeikis) – czyli pan mama, uczy się roli samotnego rodzica dwóch córek. Sprawa nie jest prosta, bo to co dla matek jest oczywiste, dla tatusiów często pozostaje czarną magią.

Wasze matki zasługują na więcej. Matki Waszych matek zasługują na więcej. Matki matek Waszych matek... wiecie, o co chodzi. Nikt nie przygotuje ich na pociąg nonsensu pędzący donikąd. Nikt nie przewidzi, że te wszystkie znane nazwiska nie chcą nawet tu grać. Chcą odczytać swoje kwestie i iść do domu. Tu nawet nie było nadziei, że to wyjdzie ponad poziom niedzielnego kina puszczanego w TV w samo południe. Roberts, Aniston, Sudeikis, cała reszto – wstydzilibyście się. Z chęcią bym napisał jakiś zarys fabuły, ale to nie ma czegoś takiego – zresztą widzicie wyżej i można zauważyć, że tam ktoś tam, coś tam, a tamten coś tam jeszcze. Wrzucili do wora kilka postaci i czasami przetną ich drogi. Aż musiałem zobaczyć, kto to pisał, i jakoś nie byłem zaskoczony, że nazwisk było wiele. Albo faktycznie każdy dopisał kilka linijek, a jeszcze jeden gamoń to połączył w Wordzie, albo wzięli odpowiedzialność grupową, bo tak będzie łatwiej przyjąć wiadro pomyj od widzów, którzy będą mieli NIEprzyjemność to zobaczyć.

Jeśli kochacie swoje matki, to uciekajcie przed tym potworem. Po nim 26 maja będzie się źle kojarzył i może wywoływać silne zaburzenia lękowe – 1/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/199/#findComment-405353
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Teenage Mutant Ninja Turtles 2: Out of the Shadows / Wojownicze Żółwie Ninja: Wyjście z Cienia

Kiedy Shredder łączy siły z szalonym naukowcem Baxterem Stockmanem oraz zmutowanymi Bebopem i Rocksteadym, Żółwie muszą zmierzyć się z jeszcze większym złem – Krangiem.

Więcej, głośniej, a co najważniejsze, lepiej. Turtlesy wróciły, ale dopiero teraz przybrały formę, jaką powinny mieć od początku. Pierwsza część wylała fundamenty, jednak gdzieś w trakcie procesu tworzenia zaczęła odbiegać od kanonu. Ludzie niekoniecznie oczekiwali jakiegoś zmechanizowanego Shreddera. Dla efekciarskiego kina był jak znalazł, dla dzieciaków pewnie też – co ich w jakimś stopniu usprawiedliwia - dla fanów, którzy oglądali Żółwie, kiedy byli dziećmi - absolutnie nie. „Out of the Shadows” znalazło złoty środek. Spełnia oczekiwania wszystkich kategorii. Jest bardziej efekciarskie, co pewnie spodoba się najmłodszym, a dodaje też znane wszystkim fanom postaci. Właśnie tak zapamiętałem Turtlesy. Właśnie takie charaktery mają reprezentować główni bohaterowie, tak ma się z nimi komponować Casey Jones, taki respekt ma wzbudzać Shredder. A jak dodali do tego innych – tym ciekawiej.

Naleciałości z jedynki niestety jeszcze gdzieś tam zostały. Bo o ile Shredder paraduje z Rocksteadym i Bebopem – dwójka kradnie show – przez większość filmu, tak sama końcówka należy do Kranga. A to przecież znów wielki robot...

Wracając do nosorożca i guźca, guzieca, no, tej drugiej świni – są fajną kombinacją siły i humoru. Stanowią zagrożenie, a ich głupota bawi. Nie wiem, na ile tu chwalić Sheamusa i Gary’ego Thomasa, bo w końcu to komputerowe stwory królowały na ekranie, ale miło się ich śledziło. Jest chemia. Wielu wątpliło, że da się ich przenieść na duży ekran, a Ci szybko udowodnili, że fani byli w błędzie.

Dla mnie Cowabunga. Odsunęli Vernona Fenwicka (Arnett) - co wyszło na plus, bo w końcu nie jest aż tak ważną postacią z oryginału – a czas ekranowy oddali w ręce bardziej znanych, których pamiętam z kreskówek i komiksów. Po cichu liczę, że to nie ostatnia odsłona. Jeszcze jedna runda ze Shredderem się mu należy, nie wspominając o rozwinięciu postaci Baxtera Stockmana (Tyler Perry nie zawiódł) – 6/10 – Dlaczego mimo pochwał tylko 6? Bo to nie jest wielkie kino, do którego z chęcią bym wracał. Sporo zwolnień czasu, znany schemat, wiadomo, czego się spodziewać. Pewnie podchodząc jako ktoś nieobeznany, to byłoby zdecydowanie mniej, jednak doceniam udane przeniesienie tych wszystkich postaci na ekran. Dzieciak się trochę odezwał, który to pamięta. Wychowywałem się na tym. Jak ktoś nie, to będzie miał ciężej :wink:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/199/#findComment-405396
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Warcraft / Warcraft: Początek

Epicka opowieść fantasy oparta na popularnej grze wideo firmy Blizzard Entertainment. Spokojne życie Azeroth stoi przed obliczem wojny. Najazd orków zagraża całej ludzkiej rasie. Wśród zielonych barbarzyńców są jednak Ci, którym metody ich lidera nie odpowiadają. Podjęta zostaje próba przymierza z ludźmi.

 

Witamy w Azeroth. Tam, gdzie ludzie walczą z orkami, orki z orkami, i mimo milionów postaci na ekranie, widzimy tylko trzy. I to nie ważne, kto stoi za kreacją. Momentami oglądało mi się to jak teatr, gdzie to aktorstwo stara się być czymś więcej, niż być powinno. W zasadzie to podobał mi się tylko Durotan, ork. W nim było najwięcej życia, on dał najwięcej emocji. Cała reszta ma te same miny, chyba, że przejdą jakąś mutację, co tylko im służy. Ben Foster rzuca się w oczy chyba najbardziej, bo po nim oczekiwaliśmy więcej. Oczekiwaliśmy czegokolwiek, a to najnudniejszy mag, jakiego świat fantasy widział na ekranie. Wyrwany chyba z filmu Uwe Bolla.

 

Tam gdzie niedomagają aktorzy, nadrabiają efekty. Durotan podobał mi się głównie dlatego, że orki wyglądają fajnie, po prostu. Tam widać te wpompowane pieniądze, tam złożyli największy hołd grze. Jakby ludzi tu nie bylo, to film byłby lepszy. Orki na polu bitwy = dobra zabawa.

 

Fabularnie jestem daleki od narzekań. Końcówka nawet była bliska podwyższenia oceny, bo tamtejsze zwroty mnie nakręciły na kontynuacje – a takie było założenie. Są zdrady, jest dzieciak, który w przyszłych ekranizacjach będzie wielki, są problemy w stadzie, jest dążenie do prawdy młodego maga. Jest też problem, duży – gość od edycji był chyba naćpany. Skaczemy po scenach, często nawet nie wiedząc, gdzie jesteśmy. Zastanawiałem się, czy mimo nieznajomości historii pierwszej gry, będę w stanie się odnaleźć. Wydawało się, że tak – w końcu start serii - ale po seansie widać, jak taka znajomośc byłaby wskazana. Ułatwiłaby ogarnięcie całości. A nie, jestem gdzieś tam, zaraz cięcie i przenoszę się w połowie filmu do ludzi, o których do tej pory ledwo wspominano. Nie wiesz, kto to, po co tam ktoś polazł, co tam chce osiągnąć. Zanim zdążysz machnąć ręką, to już kamera będzie gdzie indziej. Bardzo dziwne budowanie historii.

 

5/10 – Są narzekania, ale wśród ekranizacji gier, to wyróżniający się produkt (nie bylo trudne do osiągnięcia :wink: ) Nie będzie rywalizować z wielkimi hitami fantasy, ale fani powinni wyjść usatysfakcjonowani. Widać potencjał, który gdzieś został utopiony przez nieudolność w opowiadaniu.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/199/#findComment-405601
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Conjuring 2 / Obecność 2

Kolejna odsłona kultowej Obecności Jamse Wana. Paranormalny thriller, w którym para słynnych demonologów Lorraine (Vera Farmiga) i Ed Warrenowie (Patrick Wilson) udają się do północnego Londynu. W nękanym przez złośliwe duchy domu, gdzie samotna matka wychowuje czwórkę dzieci, poprowadzą jedno ze swoich najbardziej przerażających śledztw.

 

James Wan umie budować emocje. Samą kamerę ustawi tak, że nasz mózg będzie zaalarmowany. Wielokrotnie nastraja nas na sceny wyskokowe, ale nie rzuca się na nie zbyt łapczywie – jakby to zrobił jakiś przeciętny festyniarz. I ku mojemu zdziwieniu, kiedy przyszło do finalu, to przejmowałem się bohaterami, co w horrarach zdarza się rzadko. Farmiga i Wilson, to dobry duet, których śledztwa można ekranizować w nieskończoność. Oczywiście mam nadzieje, że nie przeholują tematu, ale jeszcze jedna odsłona pewnie nikogo by nie uraziła.

 

W historii niewiele świeżości. Angielska rodzina jest zwyczajnie głupia i nieciekawa. Poza najbardziej opętaną dziewczynką, wszyscy są zbędnym dodatkiem. Nie wiem, jakich dowodów na duchy trzeba uświadczyć, żeby zacząć działać. Do nich mała przemawia demonicznym głosem, a Ci idą spać. Zresztą demon też do wyszukanych nie należał. Podobało mi się, że nie jest to kolejny z tych, których widzi tylko jedno dziecko. Ten ma wręcz ciąg na kamerę – im więcej ludzi, tym lepiej. Bo czy demon tak naprawdę by kalkulował?

 

Stylistycznie wygląda to fajnie, choć same straszaki mocno siadają w drugim akcie. Gdzieś zaczyna się ratowanie opowieści, którą uratować ciężko. Film mocno bazuje na naszym przywiązaniu do głównych aktorów, ale wykorzystuje to w najlepszy z możliwych sposobów. Dobre. Nie tak dobre, jak oryginał, ale dobre – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/199/#findComment-405684
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Model / Modelka

Marzeniem Emmy (Maria Palm) jest zostanie modelką międzynarodowego formatu i praca dla ekskluzywnej marki Chanel. Wreszcie dostaje swoją szansę i wyjeżdża do stolicy światowej mody – Paryża, gdzie poznaje pochodzącą z Polski Zofię (Charlotte Tomaszewska). Nowa przyjaciółka wprowadza ją w świat pełen atrakcyjnych ludzi, drogich marek i luksusowych imprez. Emma bardzo szybko zaczyna odnosić sukcesy, nie wiedząc jeszcze, że ekskluzywny styl życia ma swoją cenę. Na jednej z sesji zdjęciowych poznaje przystojnego i charyzmatycznego fotografa – Shane’a (Ed Skrein). Dziewczyna zakochuje się w mężczyźnie od pierwszego wejrzenia. Wkrótce jednak ich relacja zacznie przybierać charakter niebezpiecznej obsesji. Emma szybko przekona się jak wygląda prawdziwe oblicze branży modelingu. Jeżeli chce zrobić karierę, musi porzucić dawne życie i być gotowa na wszystko.

 

Wyjechać na podbój świata, dać się zniszczyć w drodze na szczyt. Takich modelek jak Emma, było pewnie setki, tysiące. Jadą w nadziei, że ich uroda da im przepustkę do życia jak królowa, podczas gdy szybko trzeba zrzucić wszelkie mechanizmy obronne i dać się wykorzystać – dosłownie i w przenośni. Znany fotograf jest z nas na planie niezadowolony? Trzeba zadowolić go innym sposobem. Tutaj mamy małe zauroczenie, nie tylko pogoń za karierą, choć to na pewno było bodźcem. Podoba mi się ten glamour świat, ktory tu przedstawili, bo muzyka i tak robi go mocno smętnym. Nie jest tak prędki, huczny i bajeczny, jak się wydaje tym, które jadą na jego podbój. Z tonacją trafili w moje gusta. Aktorsko też nie ma blamażu, ale materiał szybko staje się zdartą płytą. Zero zaskoczeń, banalny finał. Szokujący tylko dla tych, którzy jeszcze się łudzą, że wygląda to inaczej. Szarpania modelek, kłamstwa, manipulacje. W zasadzie tylko raz dałem się zaskoczyć – trochę naiwnie - co wyszło im na plus i podkreśliło dramat sytuacji – bez spoilerów.

 

Dramat musi moją mordą wytrzeć podłogę. Jeśli nie to, to przynajmniej zaserwować paletę emocji. Tematyka fajna, film trafny, ale to nie jest wielkie kino, które zapamiętam na lata. Niezły, nie szokujący – 5/10

Edytowane przez N!KO
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/199/#findComment-405808
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Pitbull. Nowe porządki

"Będzie zabójstwo. I ja w nim będę brał udział. A mówię ci to tylko dlatego, że mi tego nie udowodnisz". Tymi słowami Bogusław Linda, w roli gangstera złamanego przeszłością, powraca na wielki ekran. W filmie Patryka Vegi "Pitbull. Nowe porządki" rzuca wyzwanie niepokornemu policjantowi o pseudonimie Majami (Piotr Stramowski) z mokotowskiej komendy. Gdy Majami zaczyna rozpracowywać grupę gangsterów, jego droga przecina się z bohaterami dawnego Pitbulla - Gebelsem, Igorem i Barszczykiem. Okazuje się, że sekcja zabójstw z Pałacu Mostowskich rozpracowuję Grupę Mokotowską do tematu „Gangu obcinaczy palców”, odpowiedzialnego za serię porwań i zabójstw. Policjanci z obydwu komend zaczynają rozumieć, że mają do czynienia z najsilniejszą organizacją przestępczą w Polsce i jeśli chcą ją rozbić, muszą ze sobą współpracować.

 

Tyle pozytywnych opinii. Z poślizgiem, ale doczołgałem się do nowego Pitbulla i delikatnie parsknąłem śmiechem. Raz, z rzucanych tekstów, dwa, że to się ludziom aż tak podobało. Przez większość czasu biłem się z myślami, że oglądam skrót serialu. Taką papkę, która serwuje zlepek highlightów. Montaż śmiesznych tekstów. Ten festiwal skeczy towarzyszy nam przez dobrą godzinę filmu, gdzie jedna scena nie ma związku z drugą, a chwile później okazuje się, że sensu, czy ciągu przyczynowo-skutkowego też w niej niewiele. Po prostu jest, bo ktoś musi sypnąć żartem. Ja z większości z nich się śmiałem, co chyba uratowało film przed katastrofą. Tak, katastrofą, bo Nowe porządki, jako film, nie niosą ze sobą zbyt wiele dobrego.

 

Zakochanym w Majami, od razu powiem, że to nie jest wielka rola. Postać jest spoko, ale aktor pod nią furory nie zrobi. Ja też go polubiłem - trochę, troszeczkę. Zresztą, jak mogłoby być inaczej, skoro on i Linda, to praktycznie jedyne postaci w tej produkcji. Drugoplanowi nie mają zbyt wielkiego znaczenia. Mięśniak jeszcze ma coś do zaoferowania swoją głupotą, ale niejaki Zupa... to jakaś popierdółka, a nie Zupa :wink: Sorry, ale gość chciał zabijać powagą, a budził litość. Nie tak dużą, jak naciągane love story, gdzie karykatura grana przez Maję Ostaszewską, atakuje tekstami, jak to do siebie z głównym herosem pasują. Jakby ją wyciąć z filmu, to co by się zmieniło? Stracilibyśmy tekst z bzykaniem? Chyba tylko po to tam była. Ani Majami nie przeszedł jakiejś transformacji, ani ona nie stanowiła jakiegoś ważnego punktu w historii...

 

W historii, która niczym nie zaskakuje. Wręcz mocno zapomina o swoich fundamentach. Linda był mścicielem, miał za sobą jakieś fabularne zaplecze, a rzadko kiedy o tym wspominał. Bo to, że wsadzą jego synka na ekran, nie znaczy, że postać Lindy na tym zyska. Zwykły gangster, a backgroud nie został nijak wykorzystany. Bo gdyby nie miał synka, to? Dalej byłby tym samym Babcią.

 

Wahalem się nad niższą oceną, ale przeważył czynnik, że mimo tego, że to kiepski film, to ja się na nim bawiłem przyzwoicie. Czasem z głupoty, czasem z dobrych tekstów, rzadko z mrocznego klimatu – bo tam raczej mroczna i poważna była tylko muzyka – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/199/#findComment-405896
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Popstar: Never Stop Never Stopping

Conner4real (Andy Samberg) jest u szczytu popularności. Żyje jak król, wszyscy go kochają. Do czasu aż jego nowy solowy album okazuje się klapą. Status celebryty jest jednak zbyt ważny, by go stracić.

 

Conner nie bawił. 4 real. „Popstar” to parodia wokalisty, obserwowana w formie dokumentu z okazji wydania jego drugiej solowej płyty. Dokument okraszony wypowiedziami prawdziwych gwiazd sceny muzycznej, którzy rozpływają się w zachwytach nad talentem tego gościa. Gościa, w którego tekstach próżno szukać sensu. Ja w „Popstarze” widzę zbiór śmiesznych piosenek z jakiegoś Saturday Night Live’a. Tylko kiedy one królują, gdy są 3-minutową wstawką, niesamowicie nużą, gdy zapchamy nimi pełnometrażowy film.

 

Samberg jest na tyle pozytywny, że wywołał u mnie kilka uśmiechów, jednak oczekiwania były znacznie większe - a i recenzje film zbiera dość pozytywne. Nie siadła mi forma, bo zazwyczaj te wypowiedzi nie mają zamiaru rozbawić, tylko nakreślić fabułę. Jedynie obrażony kolega z zespołu robi na tym polu robotę – odszedł i stał się farmerem :wink: Niektórzy mają tylko nadać dokumentowi wiarygodności, podkreślić w jak pokręconych czasach żyjemy.

 

Nabijają się, parodiują, fajnie, tylko ja słyszałem ciągle ten sam żart. Parodia TMZ była w punkt, świetna, ale później zobaczyłem ją jeszcze parę razy, a do zaoferowania miała dokładnie to samo. Zdarta płyta – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/199/#findComment-405954
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Finding Dory / Gdzie jest Dory?

W najnowszej animacji Disney/Pixar "Gdzie jest Dory" tytułowa bohaterka wraz z przyjaciółmi – Nemo i Marlinem – postanowi odkryć tajemnice swojej przeszłości. Co pamięta? Gdzie są jej rodzice? Gdzie nauczyła mówić się językiem wielorybów?

 

Bardziej „Dory szuka”, bo to nie ona tu się zgubiła.

 

Wracamy do podwodnego świata znanego z historii Nemo. A Pixar potwierdza, że nie ma sobie równych w kwestii animacji. To co robią, jest tak śliczne, że naprawdę trudno narzekać - ale spokojnie, sprobuje :wink: Każdy podwodny kompan, żeby nie wiem jak zamulonym charakterem był, jest fenomenalny wizualnie, a co za tym idzie, uroczy. Geniusz.

 

Dory jest w porządku postacią, ale absolutnie nie jako główna bohaterka. Jej zapominalstwo szybko staje się wtórne. Mówi jedno, ktoś odwróci jej uwagę – zapomina. Ha ha? Za pierwszym razem może. Później bardzo, bardzo nie. A jak z tego nie korzystają, to znaczy, że nauczyła się pamiętać? Czepiam się, ale tylko dlatego, że nijak się Dory nie nadaje, żeby budować wokół niej pełnometrażowy film.

 

Nie pamiętam, żeby przez oryginał przewinęła się ta ośmiornica, czy foki. W zasadzie to nic z Nemo nie pamiętam. Mniejsza z tym. Wyżej wymienieni potrafią rozbawić. Dostają może mało czasu, ale świecą najjaśniej. I o nich będzie się mówić najwięcej.

 

Przygoda dość oklepana. Początek wskazywał na coś bardziej grającego na naszych emocjach, a przerodziło się w misję ratunkową / misję poszukiwawczą. Dory szuka rodziców, napotykając na kolorowe postaci, a Nemo z ojcem szuka Dory, napotykająć na kolorowe postaci. Dość jednowymiarowe, dokładnie jak bohaterka. Poza tym, pamiętacie jak podchodzę do różnych wizji, czy flashbacków? Tu tego jest pełno! :sad: Gdzie jest fajna historia? – 4/10 - Bo nigdy nie byłem fanem efektów, to i jakość animacji nie powinna mnie zaślepić.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/199/#findComment-406054
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 040
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.12.2010
  • Status:  Offline

Nabijają się, parodiują, fajnie, tylko ja słyszałem ciągle ten sam żart. Parodia TMZ była w punkt, świetna, ale później zobaczyłem ją jeszcze parę razy, a do zaoferowania miała dokładnie to samo. Zdarta płyta

 

Przestań N!KO, "CMZ" zrobiło ten film a ostatnia scenka po napisach to po prostu było mistrzostwo pod względem tego co wszyscy myślą i nie zgodze się ze każda z tych scenek była taka sama. Eric Andre Mistrz.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/199/#findComment-406061
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Now You See Me 2 / Iluzja 2

Czterej Jeźdźcy powracają! Grupa magików, która na wyżyny wzniosła sztukę scenicznej iluzji – ukazując ludzkim oczom rzeczy o jakich dotąd nikomu się nie śniło i obdarowując publiczność milionami dolarów z kont niczego nie podejrzewających bogaczy – tym razem wpadnie w nie lada tarapaty. Ich żądny zemsty dawny rywal planuje pokrzyżować im nowe plany. Uciekając przed FBI i policją, znienawidzeni przez publiczność będą musieli udowodnić swą niewinność i usidlić swego wroga. A wszystko to oczywiście przy użyciu swych niezwykłych umiejętności.

 

Doskonale pamiętam, co drażniło mnie w pierwszej części (4/10). Dwójka, praktykując zasadę „więcej, efektowniej, szybciej”, cierpi na te same przypadłości. Najgorsze, czego można oczekiwać po „Iluzji” to ... iluzja. Dla mnie to nie są sztuczki, to są efekty specjalne. To nie zdolności bohaterów, to nierealistyczne sekwencje. Mnie to zwyczajnie nie bawi.

 

Bez zmian została chemia Jeźdźców. Trzyma poziom. Może już nie tak zabawna, jak w jedynce, ale wciaz odczuwalna. Grają swoje nuty, a wspólna melodia jest przyjemna dla ucha. Doszło do jednej zmiany. Isla Fischer nie brała udziału w kontynuacji, więc na planie pojawiła się Lizzy Caplan. Jakość poszła do dołu, nie na dno. Jako nowej postaci, ciężko jej się tu wkręcić. Wszyscy cierpią na tą przypadłość. Nawet Daniel Radcliffe, który z magią już miał coś wspólnego :wink: Szczegolnie wątpliwą pomysłowość twórcy wykazali przy dodaniu brata bliźniaka Harrelsona, granego naturalnie przez samego Woody’ego. Kiepska, po prostu.

 

Fabularnie narzucają nam bonusowe, nic nie warte wątki. Za dużo zostało zrzucone na barki Ruffalo. Jego chęć rewanżu, to coś, czym zwyczajnie nie można się emocjonować, a tam zagrali va banque. Cała reszta to sensacyjka jakich wiele. No, tylko nasi protagoniści są z kartami w ręku tak skuteczni, jak najprzebieglejsi herosi Marvela.

 

W jedynce pokazali nam skok na kasę, a pieniądze oddali ludziom. Tutaj zrobili skok na kasę widza, i pieniędzy już nikt nie zobaczy. W heist movie często zadajemy sobie pytanie, jak to zrobili? W „Iluzji 2” nie chodzi o to, że wiemy, jak tego dokonali, a o to, że w ogóle nie chcemy o to pytać – 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/199/#findComment-406101
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Everybody Wants Some!!

Grupa bejsbolistów wspólnie odkrywa blaski i cienie wkraczania w dorosłość.

 

A w zasadzie lepszym opisem byłoby przytoczenie nazwiska reżysera – Richard Linklater. Odpowiedzialny za „Boyhood”, czy serie z Ethanem Hawke i Julie Delpy, zapoczątkowaną przez „Przed wschodem słońca” w 1995 roku. To o tyle ważne, że nakreśla ton „Everybody Wants Some”. To film o życiu, po prostu. W tym przypadku jest to dorastanie sportowców z college’u, w latach 70’. Dziewczyny, ich przyszłość, narkotyki.

 

Linklatera się kocha, albo nienawidzi. O ile jestem w stanie docenić „Boyhood” za podejście do kręcenia, a Hawke’a z Delpy zwyczajnie lubię słuchać, tak tutaj brakuje mi wyrazu. Fajnie odzworowany klimat, to trochę za mało. Zgraja bejsbolistów, to dość typowa ekipa. Kilku idiotów, kilku mądrzejszych, jeden główny, zakochać się musi. Wątek miłosny nie jest tu wiodący, ale... ... w zasadzie nie wiem, co jest wiodące. Imprezują, gadają, a jak się z tym nie utożsamisz, nie znajdziesz czegoś dla siebie, to nie zapamiętasz nic – jak ja!

 

Z założenia to komedia. Kilka śmiesznych akcentów jest, ale życie potrafi napisać zabawniejsze scenariusze. Ja po podłodze się nie turlałem. Linklater zwyczajny. Zbyt zwyczajny – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/199/#findComment-406157
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Demolition

Bohaterem jest bankier (Jake Gyllenhaal), którego życie wali się w gruzy po tragicznej śmierci żony i dopiero przypadkowe spotkanie z pewną kobietą wyrywa go ze stanu emocjonalnej zapaści.

 

Bliska znajomość z firmą od maszyn vendingowych (automatów z przekąskami), to chyba już wyraźny sygnał do rozpoczęcia jakiegoś leczenia? Bohater „Demolition”, Davis, zaczyna do nich pisać. W filmie sporo czasu na początku spędzimy w jego głowie. Przysłuchamy się temu, o czym myśli, co czuje. Zabieg wskazany, mocno niewykorzystany. Jednostka dziwna, mało interesująca. Wszystko za szybko przybiera innego tonu.

 

Lekarstwem na utratę żony okazuje się inna kobieta. Shocker, co nie? Najpierw rozmowy, potem spotkania. I choć Davis zachowuje się jak jakiś prześladowca, to ona też jest na tyle nietypowa, że w ogóle się tym nie przejmuje - samotna matka z uzależnieniem od trawki :wink: To dwoje dziwaków jest dla siebie ratunkiem. Słodkie, oklepane, słabe.

 

Aspiracje były duże. Widać po tematyce, po obsadzie, po reżyserze (gość odpowiedzialny za „Dallas Buyers Club”, czy „Wild”). Efekt pozostawia sporo do życzenia. Gyllenhaal bez aspiracji na najwyższe laury – dobrze, ale nic szczególnego - Naomi Watts tym bardziej. Relacje Davisa z ojcem byłej żony (Chris Cooper) u którego pracuje, miały potencjał na coś większego, ale szybko staje się dalekim tłem opowieści. Wypartym przez obcowanie ze skomplikowanym, mocno zboczonym synalkiem nowej wybranki – on znowu potrzebuje ojca.

 

Prędzej pobiegniecie po młot kowalski, niż po „Demolition” na DVD. Rozwalanie swojego życia, to inicjatywa, z której pewnie wielu by skorzystało. Zniszczyć, zapomnieć, budować od nowa. Oby wyszło lepiej niż w filmie. Bo gość nie jest typem, którego momentalnie się lubi. Nie opłakuje należycie swojej miłosci, co może budzić mieszane uczucia. Ale zabiegi Hollywoodzkie sprawią, że na koniec i tak wyjdzie na jego korzyść. Wyjdą z tego tak, żebyś pomyslał - dobrze zrobił! – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/199/#findComment-406205
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

A Bigger Splash / Nienasyceni

Legendarna gwiazda rocka Marianne Lane (Tilda Swinton) wraz z ukochanym Paulem (Matthias Schoenaerts) uciekają przed zgiełkiem show biznesu. Spędzają upragniony urlop na oddalonej od świata, sąsiadującej ze słoneczną Sycylią, wyspie. Wszystko się jednak zmieni, kiedy z wizytą pojawi się były partner Marianne – Harry (Ralph Fiennes) wraz ze swoją piękną i wyzywającą córką Penelope (Dakota Johnson). Rajski spokój włoskiej wysepki zostanie zburzony przez zmysłowe i pełne seksualności napięcie. Nie zawsze można wygrać z ukrytymi pragnieniami.

 

Spokojne tempo, ładne krajobrazy i czworo tubylców, których związki zaczynają się krzyżować. Harry przyjechał po Marianne, którą kiedyś oddał w ręce Paula, a Paul coraz śmielej spogląda na młodą Penelope. Romans i zdrada wiszą w powietrzu, a .. najlepsza aktorka nic nie mówi? Ciężko mi było pogodzić się z faktem, że Tilda Swinton milczy, z powodu leczenia swojego głosu. Sporo musiała zagrać twarzą, ale niewiele wnosiła swoją osobą. Najwięcej mieszał Ralph Fiennes, który od pierwszej chwili wydaje się mieć plan. Daję się poznać jako dusza towarzystwa, rozkręcająca każdą imprezę i znająca wszystkich. Spory kontrast dla milczącego, spokojnego Paula.

 

Ciężko polecać, bo siła tego filmu tkwi między wierszami. Spojrzenia aktorów, niepokój o drugą połówkę. To elementy ratujące przed dość prostą historią, aspirującą do bycia erotycznym dramatem, a kończącą jak melodramat z elementami thrillera. Intrygujące, ale bez większej satysfakcji po napisach końcowych. Najpierw czekasz, aż poszczególne jednostki zaczną pękać i zdradzać, a potem kiedy liczysz na konfrontacje, serwują Ci coś innego - 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/199/#findComment-406279
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Central Intelligence / Agent i pół

Chciałoby się powiedzieć, że stara przyjaźń nie rdzewieje. I chyba coś w tym jest. Dwóch starych kumpli odnawia znajomość dzięki jednemu z portali społecznościowych. I tak księgowy, w którego życiu niewiele się dzieje, zostaje wciągnięty do międzynarodowej szajki szpiegowskiej...

 

Chemia, chemia, chemia. Czuć ją między Hartem i Rockiem – a to najważniejszy czynnik takich filmów - co sprawia, że dialogów słucha się przyjemnie, choć... są słabe. Nie wiem, kto to pisał, ale gość nie jest wybitnie zabawny. Jak na komedię, „Central Intelligence” wykrzesa zaledwie kilka uśmiechów, niewinnych, z litości.

 

Wina może leżeć u podstaw. Ktoś się wyłożył przy pisaniu postaci. Lubię jednego i drugiego aktora, ale bohaterowie są przerażająco oklepani i nudni. Jeden błyszczał, a teraz jest niemotą. Drugi był niemotą, a teraz jest w CIA. Los bywa przewrotny, who cares. Daję to obowiązkowe etapy historyjki, przez które przejść musimy. Jeden się nauczy od drugiego, drugi przezwycięży swoje lęki, bla bla. Tylko, żeby to było ubrane w humorystyczne wstawki, to każdy by wybaczył. A to taki PG potworek. Dla wszystkich i dla nikogo.

 

Katastrofy totalnej nie ma. Poza tym, moja sympatia do The Rocka na pewno dała się we znaki przy wystawianiu oceny. Jego charyzma – Harta też – bije z ekranu, nawet jak gra tak ubogie kreacje. Zwyczajnie liczyłem na więcej – (naciągane!) 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/199/#findComment-406325
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • MattDevitto
      Na razie na SD w karcie jest tylko jeden match + ma pojawić się Tiffany
    • KL
    • Attitude
    • MattDevitto
    • HeymanGuy
      Mówicie o @ KL ? That makes us two... ROH on Honor Club 09.01.2025 Trish Adora vs. Harley Cameron: No dobra, Trish Adora jest w dobrej formie. Już samo jej wejście z STP w narożniku robiło wrażenie. Harley Cameron próbowała, nie powiem, że nie. Pokazała zwinność i niezły timing, ale kiedy Trish odpaliła swój Lariat Hubman, to było jak... bum, end of story. To jeden z tych finisherów, które robią wrażenie i sprawiają, że czujesz moc przez ekran. Mam wrażenie, że Trish powoli zmierza w stronę czegoś większego – może tytułu? Byłoby przyzwoicie, bo to jedna z tych osób, które naprawdę zasługują na spotlight. Blake Christian vs. Serpentico: Blake Christian jest jak błyskawica w ringu – szybki, techniczny, po prostu niesamowity, od zawsze robił na mnie wrażenie. Serpentico, wiadomo, zawsze daje dobre show, ale tu nie miał większych szans. Ta Meteora na koniec? Coś pięknego. W sumie spodziewałem się szybkiego zakończenia, ale mimo to walka była widowiskowa. Dla fanów lucha libre myślę, że jak najbardziej do polecenia. Boulder vs. Griff Garrison: Powiem tak: jak tylko zobaczyłem Bouldera w akcji, to wiedziałem, że Griff będzie miał ciężki wieczór, przypomina mi trochę Mastiffa z brytyjskiej sceny indy, ale trochę mu do niego brakuje. Griff próbował walczyć sprytem, ale kiedy masz przed sobą człowieka tak dużego jak Boulder, to wiesz, że to się nie skończy dobrze. Boulder Dash to absolutna demolka – oglądając to, miałem wrażenie, że Griff dosłownie wbił się w matę. Z jednej strony szkoda mi Griffa, bo ma potencjał, ale Boulder? On jest po prostu maszyną, którą można lepiej wykreować niż się to robi teraz. Billie Starkz vs. Brittany Jade: Billie Starkz to dla mnie taki powiew świeżości, mimo że trochę już występuje w Tonylandzie (AEW) i Tonylandzie v2 (ROH). Oglądam jej karierę od jakiegoś czasu i za każdym razem mnie czymś zaskakuje. Brittany Jade dała radę, ale Billie... lubię bardzo jej styl. Gładkie, perfekcyjne wykonanie, aż chce się oglądać więcej. Mam nadzieję, że Billie dostanie niedługo większy program, bo dziewczyna ma w sobie to coś, co sprawia, że chce się jej kibicować. Queen Aminata vs. Rachael Ellering: Queen Aminata to ma fajny gimmick, ma spory potencjał – i to widać. Rachael próbowała, ale Aminata od początku wyglądała, jakby miała plan na tę walkę. . Aminata ma ten vibe dominatorki, która może zamieszać w każdej dywizji. Myślę, że to tylko kwestia czasu, aż zacznie walczyć o główne tytuły, czy to w ROH czy AEW. Throwback: Sumie Sakai vs. Hazuki (2018): Nie zwykłem komentować Throwbacków z gal, ale tu zrobię wyjątek, do ROH z tamtych m.in. lat mam spory sentyment, w sumie głównie z tego sentymentu powstaje ten komentarz, dość pozytywny, bo nie potrafię patrzeć na tą perełkę jaką jest ogół Ring of Honor złym okiem, nawet jak Tony Khan robi sobie z tego Velocity, Heat, Main Event, Superstars, nazywajcie to jak chcecie, pewnie rdzennym fanom się nawet nie chce na to patrzeć, bo szkoda sobie psuć pogląd i wspomnienia. Wspomnienia, wspomnienia... jak tylko zobaczyłem, że dostaniemy ten klasyk z 2018 roku, od razu się uśmiechnąłem. Hazuki z Kagetsu i Haną Kimurą w narożniku – to był ten czas, kiedy Women of Honor naprawdę rozkwitało i się dobrze zapowiadało. Walka była świetna, Sumie Sakai to absolutna legenda, szanuję za uśmiech w stronę starszych (choć są starsi) fanów. MxM Collection vs. The Dawsons: MxM Collection jest kolejnym świetnym duetem, który WWE puściło bez żalu. Mansoor i Mason Madden mają w sobie coś świeżego, co od razu przyciąga moją uwagę. The Dawsons to takie trochę noname'y, ale szczerze? Cieszę się, że MxM wygrali.  Mam nadzieję, że zobaczymy ich w większym programie w tej dywizji w bliższej przyszłości, pewnie skończą w AEW. Red Velvet vs. Jazmyne Hao: Red Velvet to całkiem przyzwoita mistrzyni ROH TV. Jazmyne Hao miała swoje momenty, ale Velvet to zupełnie inny poziom. Jej Right Jab to cios, który wygląda na równie groźny, co skuteczny, choć czy w tej walce nie pomyliła jej się ręka i czy nie użyła przypadkiem Left Jab? Walka była dobra, choć przewidywalna – mam nadzieję, że Red Velvet wkrótce dostanie bardziej wymagającą rywalkę o swój pas, bo obijać placki to każdy może. Shane Taylor Promotions vs. Gates of Agony: Uwielbiam Shane Taylor Promotions, ta ekipa to definicja dobrej chemii w ringu, a zwłaszcza Lee Moriarty. Gates of Agony próbowali zdominować siłą, ale Shane i Lee pokazali, że technika i strategia zawsze wygrywają. O'Connor Roll Bridge? Klasyk, ale działa, i to jak! Mam nadzieję, że Shane Taylor Promotions dostaną większe wyzwania, bo potencjał mają ogromny, a już za długo stoją w miejscu. Jericho/Rock'n'Roll Express: Na koniec – prawdziwa uczta dla fanów nostalgii. Chris Jericho jako część „The Learning Tree”? No powiedzmy, że w ROH nie wygląda to tak źle jak w AEW, mniejsza konkurencja może xD Z pasem ROH wygląda na większy deal w ROH, niż w AEW, niby proste ale Tony chyba tego nie ogarnia. Jego promo było idealnym balansowaniem między arogancją, a czystą rozrywką - typowy Y2J. Kiedy Rock N Roll Express weszli na ring publika nawet się ożywiła, dla odmiany. Ich atak na Jericho i Keitha to ukłon w stronę starej szkoły wrestlingu, który zawsze działa, przynajmniej na mnie. Widok Mortona i Gibsona triumfujących na koniec gali całkiem przyjemny, ale nie ma się co przyzwyczajać. Chris musi zacząć występować w ROH TV jeśli ma być choć trochę wiarygodnym ROH Champem. Co mogę powiedzieć? ROH dało nam wszystko, czego można oczekiwać od takiego formatu gali jaki od nich dostajemy: nie takie złe walki, rozwój jakichś tam historii i trochę nostalgii dla starszych fanów. Każda walka miała coś tam do zaoferowania, a momenty takie jak atak Rock N Roll Express czy nawet ten throwback z '18 roku sprawiły, że to nie był zwykły odcinek tygodniówki typu squashe i wywiady bez celu. Czekam na przyszły tydzień w sumie, bo QT Marshall vs. Komander o bodajże pas ROH TV zapowiada się nawet dobrze. Jeśli ROH dalej będzie trzymać taki poziom i konsekwentnie go podnosić, to może wreszcie coś zacznie się dziać. Sypnę klasykiem w takim razie od kolegi, którego wyżej oznaczyłem. OGLĄDAJCIE RING OF HONOR!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...