Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Boss / Szefowa

Michelle Darnell (Melissa McCarthy) to kobieta sukcesu, rekin biznesu. Tyle że za sukces ten zapłaciła więzieniem za szpiegostwo handlowe. Tak bywa. Teraz panna Darnell opuszcza zakład karny i zamierza wskrzesić karierę - stać się ulubienicą Ameryki. Tyle tylko, że dawni wrogowie nie zapomnieli jej grzechów przeszłości…

„Szefowa” to kolejne dzieło tego samego duetu, który dał światu „Tammy” (2/10). Nie jest to najlepsza reklama, nie jest nawet dobra, ale jest – niestety – prawdziwa. Potężny znak STOP dla wielu, bo i leży to bardzo blisko swojej poprzedniczki. Miesza ten sam tandetny, dziecinny, momentami slapstickowy humor, z jakimś tam małym przesłaniem.

Michelle jest samotnikiem. Nie znosi słowa rodzina, bo i żadna nigdy jej nie zaakceptowała. Wychowana w sierocińcu dochodzi na szczyt. Kiedy wszystko traci, zrozumie co to oparcie bliskich. A Ci bliscy trafią jej się z przypadku. Oczywiście, że za pierwszym razem ich nie doceni, ale ta cała przemiana, jak i końcowy morał, to motyw niesłychanie naciągany.

Ludzie narzekają, że często występuje tu humor wulgarny. Michelle jest chamska, zepsuta i nie szczędzi słów nikomu... I chwała jej za to, bo tylko wtedy byłem w stanie się wybudzić z tej papki rodem z Nickelodeon. Jak Michelle z kimś przerabia, to przekracza każdą możliwą barierę. Jakoś po pół godziny dochodzi do sceny przy polu golfowym, która podpowiedziała mi, że może to wszystko nie będzie aż takie złe. Niestety, takie akcje są w mniejszości, a dobrym podsumowaniem całej reszty, jest przedstawienie czarnego charakteru, bylego chłopaka. Peter Dinklage, jako biznesmen, któremu się ubzdurało, że jest samurajem. Śmieszne? No właśnie – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/197/#findComment-402966
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Eddie the Eagle / Eddie zwany Orłem

Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami tragikomiczna historia Michaela "Eddie'ego" Edwardsa (Taron Egerton), brytyjskiego skoczka narciarskiego amatora, który nigdy nie przestał wierzyć w siebie - mimo iż nikt inny nie podzielał wiary w jego możliwości. Z pomocą zbuntowanego i charyzmatycznego trenera (Hugh Jackman) Eddie porwał się na niemożliwe - stawił czoło oficjalnym selekcjonerom sportowym, dziennikarzom i całej opinii publicznej. Mimo iż wszystko świadczyło przeciwko niemu, zapewnił sobie wyjazd na zimową olimpiadę w Calgary w 1988 roku, gdzie stanął do walki o medale, podbijając serca kibiców na całym świecie.

Małyszofani, nadszedł film dla was. Bohater może nie będzie regularnie jadł bułki z bananem, ale na mleku ma zamiar dolecieć jak najdalej – przy okazji nie łamiąc kości. Eddie od zawsze chciał być na Olimpiadzie. Nie ważne w czym, nie ważne z jakim skutkiem. Ma chłopak marzenia i nie zamierza z nich zrezygnować. Wszyscy mu tlumaczą, że nie jest sportowcem, on udowodni, jak bardzo się mylili. Wielka Brytania nie ma reprezentantów w jednej z dyscyplik – skoki narciarskie. To one stają się największą szansą na bilet.

Historyjka oparta na faktach, na znanych schematach, ale z pokładami serca i emocji, kiedy jest to od niej wymagane. Dalej uważam, że jestem frajerem na sportowe opowiastki, więc nawet jeśli trącą banałami, to jakoś przełykam tę gorzką pigułkę. I tu również zagrali w odpowiednie nuty, i grali przez całą drugą połowę filmu. Pierwsza? Wynudziłem się. Egerton mnie nie bawił, momentami wręcz irytował. Wolverine-Hugh też nie jest przesadnie ciekawym bohaterem, choć wnosi swoją osobą więcej niż poprzednik. Cała reszta? Poza ojcem, godna zapomnienia. Dawno nie byłem tak obojętny w stosunku do obsady. Najchętniej w ogóle bym o nich nie pisał, wiec...

Ani nie jestem fanem skoków, ani nie znałem Michaela Edwardsa. Czy zasłużył on na swój film? Na pewno jest to inspirująca opowieść. Jedna z wielu, bo nie obejdziecie się z wrażeniem, że już to widzieliście. Takie przeskakiwanie przeszkód, taką nietypową przyjaźń – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/197/#findComment-403152
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Barbershop: The Next Cut

Znany z poprzednich filmów salon fryzjerski Calvina przeszedł rewolucje: teraz strzyże również panie. Więcej gadania, więcej plotek, więcej rozmów, z których jasno wynika, że życie w sąsiedztwie staje się coraz bardziej niebezpieczne. Ekipa i klienci postanawiają to zmienić.

Trzecia odsłona fryzjerskiej komedii Ice Cube’a i spółki. Raczej nie tęskniłem, ale też grymasu na twarzy nie było. Raper rozwinął się jako aktor ostatnimi czasy, ale tutaj tego nie pokazał. Za rzadko wkręcał się w salonowe dyskusje o wszystkim. A to one stanowią o sile – „sile” – tego filmu. Takie luźne gadki. Inne spojrzenia na dany temat facetów i kobiet. Ma to swoją dynamikę i przyjemnie się tego słucha. Za każdym razem, kiedy akcja przenosi się poza tytułowy Barbershop, to cała dynamika i tempo siada. Zaczynają nam sprzedawać fabułę, a inny raper Common, czy Nicki Minaj, nam fabuły nie sprzedadzą. Ich miłosne rozterki nikogo nie zainteresują. W tle mamy jeszcze niebezpieczne Chicago i kilka ojcowskich problemów z synalkami. Prześcigają się schematy – 4/10 - bo niesie to za sobą jakąś komediową wartość, a u podstaw ma rozśmieszać. Miło było zobaczyć niektóre twarze, które kiedyś przewijały się w wielu komediach, a potem gdzieś zniknęły, jak chociażby Anthony Anderson.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/197/#findComment-403371
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

High-Rise

W poszukiwaniu spokoju i anonimowości doktor Robert Laing (Tom Hiddleston) wprowadza się do luksusowego apartamentowca, który został zbudowany, aby zaspokajać wszelkie kaprysy londyńskiej elity. Szybko okazuje się jednak, że pozostali lokatorzy nie mają najmniejszego zamiaru zostawić go w spokoju. Mężczyzna staje się świadkiem i uczestnikiem niezdrowej rywalizacji, która opanowuje wszystkich mieszkańców. Stopniowo pełen przepychu, zakrapianych imprez i szalonych orgii raj zmienia się w prawdziwe piekło, a do uporządkowanego świata wkracza chaos, bezprawie i przemoc. Minie dużo czasu, zanim Robert Laing poczuje się tam jak u siebie.

„High-Rise” to mocno pokręcony film. Dzieją się tu dziwne rzeczy i próżno szukać normalnośći, na którymkolwiek piętrze. Trochę kojarzyło mi się ze „Snowpiercerem”, gdzie jakaś zamknięta grupa tworzy swoje społeczeństwo, ze swoimi zasadami. O ile interesowała mnie ta podróż po bajecznych wagonach, tutaj mocno się nudziłem. Pierwsza połowa, to praktycznie poznawanie tego „świata”. A ten do najbardziej czarujących nie należy. Szybko przestaje zaskakiwać, a jak zaskakuje, to niczym zjawiskowym – ktoś tam się przejedzie po korytarzu na koniu, tyle. Z czasem gówno uderza do głowy, ludziom zaczyna odbijać, wszystko pogrąża się w chaosie. Wszystko poza tempem, które dalej pędzi z prędkością wagonów pełnych węgla.

Stylistyczna anarchia. Czasami wolałem, jak było mi to przedstawiane w formie teledysku, gdzie montaże łapały najważniejsze ujęcia do klimatycznie dobranej muzyki. To chyba te sceny będę wspominał najmilej. Hiddleston jakoś specjalnie się nie wyróżnia. Gra trochę twarzą, ale nie jest bohaterem godnym zapamiętania.

Wielu pewnie zacznie sobie ten film usprawiedliwiać – jeśli się im spodoba. Będą bronić, że to o degradacji ludzkości na zamkniętym, odizolowanym terytorium. Tylko ten wieżowiec nie mienił się jako zamknięty, a o przemianie ludzkości też ciężko mówić, bo... od początku wszyscy byli szaleni. To nie była zamknięta wyspa, czy jakiś ostatni bastion. Nie kupię, że główne skrzypce gra tu budynek posiadający jakieś moce – co bohaterowie niekiedy sugerują – bo i reżyser jakoś specjalnie mi tego nie zobrazował. Pozostaje obojętny, niewzruszony, z gorzkim posmakiem w ustach – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/197/#findComment-403497
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Special Correspondents

Dziennikarze radiowi wpadają na genialny pomysł: nadają serię zmyślonych relacji "na żywo" z konfliktu zbrojnego w Ekwadorze. Na dodatek fingują swoje własne porwanie.

Netflix nie dał się ostatnio poznać od dobrej strony. Sandlerowe „Ridiculous 6” było okropne (1/10). Tym razem za kamerą zasiadł Gervais, który odegrał też jedną z głównych ról i napisał scenariusz. Poziom rozrywki poszedł diametralnie w górę. Angielski komik ma o wiele lepsze wyczucie, nie wydurnia się bez potrzeby. A towarzyszący mu Eric Bana, kradnie show. Mamy dość sztampowy podział na technika nieudacznika i charyzmatycznego przystojniaka – wiadomo, który to który - ale nie każde duo cechuja dobra chemia. Nie ukrywam, że choć znam ten rodzaj filmu bardzo dobrze, a każdą ich przeszkodę już oglądałem ze wszystkich możliwych stron, to dostarczyli trochę uśmiechu.

Pobocznym torem, kiedy oni udają poszkodowanych, w telewizji karierę zaczyna robić żona ekranowego Gervaisa, Vera Farmiga, która zaliczyła krótki łózkowy epizod z Baną. Podkręca kobieta fabułę, kiedy kończą się zmyślone historie, a nasi radiowcy zostają „porwani”.

Trzeba podchodzić ze świadomością, że to film budżetowy. Tańszy, stworzony na potrzeby Netflixa. Pozbawiony wielkiej reklamy, kinowej premiery, i innych niezbędników dzisiejszego Hollywood. To drastycznie obniża poprzeczkę, którą udaje się przeskoczyć. Traktowałem to jako luźną, niezobowiązującą rozrywkę. Ostatni akt pozostawił trochę do życzenia, ale wszystko kończy się z hukiem – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/197/#findComment-403528
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

How to Be Single / Jak to robią single

Istnieją szczęśliwi single, nieszczęśliwi single i jest jeszcze... Alice (Dakota Johnson). I Robin (Rebel Wilson), Lucy (Alison Brie), Meg (Leslie Mann), Tom (Anders Holm) oraz David (Damon Wayans Jr). W Nowym Jorku roi się od singli poszukujących drugiej połówki — nieważne czy pragną miłości na całe życie, rozrywki na jedną noc, czy czegoś pomiędzy jednym a drugim. Tym, co łączy ich wszystkich, miotających się w gąszczu zaczepnych sms-ów i przygód na jedną noc, jest potrzeba zrozumienia, jak to jest tak naprawdę być singlem w świecie pełnym, stale ewoluujących definicji, miłości. Poszukiwanie szczęścia w mieście, które nigdy nie śpi dawno nie było tak ekscytujące...

Polubiłem ich. Głównie one tu grają pierwsze skrzypce, a jednym rodzynkiem jest Tom, który spał z większością z nich. Typ podrywacza, w tym świecie singli niezbędny. On wprowadza Alice do świata singli. Co robić, czego unikać. Z pozoru proste, ale stosowanie się do jego reguł brzmi jak szaleństwo. Jest tu łącznikiem wątków. Wie wszystko, wiele się kręci wokół niego.

Jedna jest zamulona, druga pędzi do małżeństwa, trzecia jest otyłą wariatką, czwarta przymierza się do bycia matką, co zdawało się nigdy nie być jej pisane. Aktorki dopasowane, czują się jak w domu. Żadna nie wychodzi poza znane sobie ramy. Jak ktoś zna nazwiska, to łatwo przypisze je do powyższych opisów. Naturalnie irytowała mnie Rebel Wilson, która popadła już w bycie Melissą McCarthy dla ubogich. Gra w kółko to samo. Ma zabawiać, ale opowiada ten sam dowcip. Jak komuś się nie znudziła, to pewnie będzie zachwycony. Ja bym ją wyciął.

Sporo prawdy. Często nieco przekolorowanej, ale życiowe rzeczy są tu omawiane. Fajnie, że przemycili serce do swojego dzieła. Jedną poważna wadą jest to, że puzzle układają się za szybko. To tak ekspresowo staje się typowym romansidłem, że schematy mogą kogoś zrazić. Wciąż zachowują poziom, nieco humoru, ale toną w banałach – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/197/#findComment-403587
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Słaba płeć?

Zośka (Olga Bołądź) jest atrakcyjna, wykształcona i wie, czego chce. Rodzinne miasteczko zamieniła na warszawską korporację i pnie się po drabinie sukcesu, choć do raju jeszcze droga daleka. Zamiast luksusowego apartamentu – kawalerka na kredyt, zamiast prestiżowej pracy – użeranie się z szefem burakiem, zamiast szczęśliwego życia – udawanie kogoś, kim nie jest. Pewnego dnia Zośka zalicza twarde lądowanie. Oszukana przez szefa traci pracę i reputację. Ten otrzeźwiający kubełzimnej wody budzi ją z plastikowego korpo-snu i zmusza do działania. Ale to już nowa Zośka – silna kobieta, która chce wziąć z życia to, co jej się należy: miłość, przyjaźń, szacunek i satysfakcjonującą pracę. A przy okazji ukarać byłego szefa kanciarza i złowić dorodny okaz prawdziwego faceta. Słaba płeć? Serio?

Typowa suka, próbuje wspinać się po drabinie sukcesu. Nie zwraca uwagi na nikogo, w głowie tylko kariera. Jak ktoś się w niej zakocha, to zaczyna uciekać. Idealny kandydat na przemianę rodem z komroma. Na kryzys, na potrzebe miłości. To wszystko tu jest. Zapakowane w mocno sitcomową, mało zabawną i jeszcze mniej romantyczną formę. Nie wiem, czy twórcy chcieli pokazać i udowodnić siłę dzisiejszych kobiet, ale na pewno im nie wyszło. Jak tylko się sytuacja jej waliła, to odczuwała braki faceta. Ten gatunkowy niezbędnik mocno się gryzie z tytułem.

Bołądź, Adamczyk, Głowacki, Dereszowska – ciekawe czy po obsadzie ktoś zgadłby tytuł filmu. A raczej ciekawe, ile tych tytułów by wymienił, bo ja znów odczuwałem, że to Ci sami aktorzy, grający te same role. Niczym nie zaskakują, grają swoje. A najgorsze jest to, że grając swoje, nadal potrafią być tak bezbarwni. Zastanawiam się, po co tam była Dereszowska – wykorzystana do siedzenia w knajpie – Dziędziel – niewiele znaczący dla rozwoju całości – czy Figura – niby matka głównej bohaterki, ale nic z nią się nie wiąże.

Słaba płeć? Nie, słaby film, po prostu, po ludzku – 2/10 – Czemu 2, a nie 1? Bo bez bicia przyznaje, że jak jej się życie waliło, to coś tam drgnęło. Może przez psa. Ja lubię psy.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/197/#findComment-403810
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Captain America: Civil War / Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów

W filmie "Kapitan Ameryka: wojna bohaterów" Steve Rogers (Chris Evans), czyli Kapitan Ameryka staje na czele drużyny Avengers, by ponownie ocalić ludzkość przed zagładą. W czasie kolejnej międzynarodowej akcji z udziałem superbohaterów ponownie dochodzi do strat w ludności cywilnej. Rosną więc naciski polityczne, by poddać herosów systemowi nadzoru i utworzyć organ decydujący o stopniu ich zaangażowania w działania militarne. Sytuacja ta poważnie wpływa na atmosferę panującą wśród Avengers, którzy starają się obronić świat przed nowym nikczemnym nieprzyjacielem.

Wiele osób odbierało to, jak kolejną część „Avengersów”. W końcu wszyscy bohaterowie znów będą na jednym ekranie. Zwiastuny też mocno alarmowały o czymś takim, ale całość zbacza z kursu. „Civil War” w głównej mierze, jest kontynuacją „Zimowego Żołnierza”. Bucky (Sebastian Stan) znów namieszał, a jego wieloletni przyjaciel będzie go ratował, bo jako jedyny jest pewien jego niewinności - #BFF. I muszę przyznać, że jak w poprzedniej odsłonie po mnie to spływało, tak teraz bardzo odczuwalna jest ich przyjaźń. Teraz Kapitan musi odwrócić się przeciwko znajomym.

Tytułowa wojna, to prawdopodobnie jedna z fajniejszych scen akcji w ostatnich latach. Może odzywa się tu wewnętrzny fanboy Marvela, ale dla mnie to cos, czego wymagam od tych filmów. Widowiskowa akcja połączona z humorem – dla mnie niezbędnik. Śmiałem się, dzięki czemu ta scena mogła trwać i trwać. Jak zwykle nie zawiódł mnie Robert Downey Jr, świetnie wypadł Paul Rudd jako Ant-Man, aż nadleciał on, Tom Holland. Spider-Man zmiótł wszystkich. Oddanie postaci w ręce Marvela, to najlepsze, co mogło się mu przytrafić, a debiut w pełnym gwiazd filmie, to idealne miejsce. On tu nie ginie, on czerpie korzyści. Spider-Man jest fanboyem, typowym nastolatkiem, który dopiero raczkuje ze swoimi mocami. Stanowi fajny kontrast przy tych wszystkich Macho Manach. O wiele lepsze coś takiego, niż kolejna geneza powstania. Czekam na jego solowy film.

Podobnie zresztą ma się sprawa z innym przybyszem, Czarną Panterą. Tu już nie ma miejsca na humor, jednak w rękach Chadwicka Bosemana, właśnie urodziła się nowa gwiazda Marvela. To nie jest tak głęboki i popularny bohater, żeby dostał swój solowy film z genezą. To kolejny gość, któremu służy debiut w większym widowisku i kolejny, na którego solowy film będę czekał – szczególnie, że scena po napisach już nakreśla, o czym może być.

Pozostali grają na znanym poziomie. Scarlett Witch (Elizabeth Olsen) urosła trochę do rangi bóstwa, o jakim ciagle się mówiło, a i Falcon (Anthony Mackie) dostał trochę materiału do zagrania i w przyszłości może nie będzie dla mnie taki przezroczysty.

Co było nie tak? Pierwsza połowa filmu potrafi się trochę przeciągać. Nie jest tak dynamiczna, jak druga. Trochę jak w meczu piłkarskim, gdzie wynik to 3-3, ale do szatni w przerwie schodzili przy 0-0. Na dobre rzeczy trzeba było poczekać. Jednak najbardziej razi mnie taki... brak konsekwencji. „Civil War” nie wstrząsł Uniwersum. Przynajmniej ja tego nie czuję. A i jeśli film o superbohaterach, jest tak dobry, jak antagonista – bo zawsze to powtarzam – to Daniel Bruhl (Zemo), jest tylko małym dodatkiem. Chodzącym gdzieś tam w cieniu, manipulującym. Gość ma jedną dobrą scenę, kiedy poznajemy jego motywy, ale cała ta operacja była okrutnie naciągana i jak dla mnie – co film zobrazował – niemożliwa do zaplanowania. Bez spoilerów – 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/197/#findComment-403854
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  213
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  24.03.2016
  • Status:  Offline

N!KO, jak Ty znajdujesz czas, by oglądać te wszystkie filmy i je recenzować, oglądać wrestling i jeszcze recenzować gry + do tego życie prywatne? Przecież to wszystko sprawia, że Ty chyba w ogóle nie śpisz, a jak już śpisz, to chyba po 3-4 h na dobę?

 

A i jeszcze tak na odchodne, oglądałeś może film Życie jest piękne o holokauście Żydów? Jak tak, to prosiłbym link do recenzji.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/197/#findComment-403855
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

N!KO, jak Ty znajdujesz czas, by oglądać te wszystkie filmy i je recenzować, oglądać wrestling i jeszcze recenzować gry + do tego życie prywatne? Przecież to wszystko sprawia, że Ty chyba w ogóle nie śpisz, a jak już śpisz, to chyba po 3-4 h na dobę?

 

Zapomniales dodac, ze jeszcze na siłownie chodzę :wink: Wrestling oglądam przed pracą - chyba, ze to PPV, albo nie ma w sieci - film zwykle przed snem, a gry to bardzo rzadko koncze. Często pisze pierwsze wrazenia, po czym przygoda z danym tytułem zmierza ku końcowi. Na to nie mam za bardzo czasu. A i jestem tak pedantyczny na punkcie czasu, jak tylko to możliwe.

 

Oglądałem Życie jest piękne. Mam ocenione 7/10. Recenzji wtedy nie pisałem, a że oglądałem to dawno, to nawet nie pokusiłbym się o napisanie teraz.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/197/#findComment-403858
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Meet the Blacks

Kiedy Carl Black (Mike Epps) ma możliwość przeprowadzki ze swoją rodziną poza Chicago, pakuje się bez namysłu. W Beverly Hills trafia na coroczną „czystkę”, podczas której każda zbrodnia jest legalna.

Obrzydliwie zły film. Miała być parodia „Purge”, a skończyło się na skeczach murzyńskich gwiazdek kina... tamtejszego kina. To znaczy niewielu ich będzie kojarzyć. Jest Mike Epps, ktory udowadnia, dlaczego zawsze jest na drugim planie – tak powinno zostać – i cała plejada, która pojawia się tylko po to, by chwilę zagrozić rodzinie. Dla nas nie mają żadnego znaczenia, dla głównego bohatera podobno tak – who cares. Jak na komedie, to nie zaśmiałem się ani razu. Ani jeden cholerny raz, nawet na mojej twarzy nie było uśmiechu. Niby fajnie zakończyli – we właściwy sposób – ale to nie ratuje przed totalną katastrofą. Wszyscy woleliby przeżyć taką noc z sąsiadami, gdzie zbrodnia jest legalna, niż oglądać to... coś – 1/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/197/#findComment-403921
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Neighbors 2: Sorority Rising / Sąsiedzi 2

Pamiętacie Teddy’ego Sandersa (Zac Efron) – imprezowe monstrum z komedii "Sąsiedzi"? On wraca! Ale tym razem po to, by powstrzymać baaardzo niegrzeczne dziewczęta z akademika. Małżeństwo Radnerów (Seth Rogen i Rose Byrne) nie ma szczęścia. Kiedy już udało im się pozbyć kolegów Sandersa, w okolicy zamieszkują nieokiełznane studentki, których jedynym zainteresowaniem są imprezy. Z piekła rodem.

W natłoku imprezowych komedii, „Sąsiadów” zwykłem lubić (5/10). A może akceptować to lepsze określenie? Generalnie podobały mi się pojedyncze sceny, często na mojej twarzy gościł uśmiech – robota wykonana komedio! – a najpoważniejszym zastrzeżeniem był brak świeżości. Wszystko gdzieś było, a aktorzy grają to samo, co w innych filmach. To sequel, więc na „to samo” w pewnym stopniu byłem gotów. Wiedziałem z jakimi charakterami mam do czynienia, i nawet podobało mi się, jak się rozwinęli. Małżeństwo Rogena i Byrne, mimo wszystko nieco spoważniało. Oczekują drugiego dziecka, chcą usilnie sprzedać dom. Dalej są nieodpowiedzialni, ale nie są tak przekolorowani. Nikt się nie przećpa, nie zachla, liczy się czysta rywalizacja z nowym bractwem. A ja wolę Rogena, jak jest tylko potulnym, śmiesznym grubaskiem. Byrne też pokazała o wiele więcej niż w poprzedniczce.

Siostrzany skład niestety nie oferuje sobą absolutnie nic. Niby są bardziej wredne od facetów z jedynki, ale nie są śmieszniejsze. Męska ekipa, która za sprawą Efrona ma tutaj swoje epizody, dalej króluje w tym temacie. Wstyd się przyznać, ale ja zaczynam coraz bardziej lubić (znów, akceptować?) gwiazdę „High School Musical”. Jego komediowy timing jest coraz lepszy.

Początek jest spokojny, jednak stanowi solidny pomost między dwiema częściami, potem jest zabawnie, a końcówka mocno przymula. Wręcz byłem zaskoczony, że taką komedię, w której dziecko przez 90% czasu ekranowego paraduje z wibratorem, można zakończyć tak spokojnie. Nijako wręcz – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/197/#findComment-404214
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 870
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Kilka filmów o których chciałbym napisać parę słów

 

Kasyno (1995)

Las Vegas, rok 1973. Hazardzista i bukmacher, Sam "Ace" Rothstein, na polecenie mafii zostaje szefem jednego z największych kasyn w mieście.

 

Jeden z klasyków, których (wstyd się przyznać) nie widziałem. W sumie sam jestem zdziwiony, że nie oglądałem tego wcześniej, zwłaszcza że lubię klimaty gangsterskie.

Gdyby ktoś powiedział, że Kasyno to Chłopcy z ferajny, tyle że odbywające się w Las Vegas, to niewiele by się pomylił. I broń Boże nie jest to minus. Nawet dwaj najważniejsi aktorzy się powtarzają i znów prezentują mistrzowskie role. Uwielbiam Pesciego grającego gangstera, a De Niro to klasa sama w sobie. Również Sharon Stone spisała się na medal grając ostrą kobietę. Jeszcze coś wiążącego się mocno z klimatem, a więc ci wszyscy włosko-amerykańscy, przygrubi aktorzy którzy pasują do ról mafiozów jak mało kto :D Może to i pierdoła i są oni tylko tłem w filmach, ale w moich oczach bez nich nie byłyby one tym samym. Zresztą klimat filmu jest niesamowity. Najbardziej podobają mi się sceny z kasyna, a zwłaszcza te w których pokazane jest jak rozprawiają się z oszustami lub niegrzecznymi gośćmi.

Bez żadnych zaskoczeń, Scorsese znów pokazał klasę i aż żal że nie widziałem tego filmu wcześniej. W pełni zasłużone 9/10

 

 

 

Sęp (2012)

Sęp – policjant o wyjątkowych zdolnościach dedukcyjnych – dostaje zlecenie poprowadzenia dochodzenia w sprawie znikających przestępców.

 

Nie będę ukrywać, nie przepadam za naszym rodzimym kinem. Wczoraj jednak w TV nie było nic ciekawego, a Sęp wydał mi się jakąś tam propozycją na wieczór. Czy był to dobry film? Raczej nie. Tragedią też bym jednak tego nie nazwał, choć w dużej mierze ratuje go zakończenie które uważam za największy pozytyw filmu. Spodziewałem się jakiś dziwnych happy endów, głównego bohatera jako herosa w złotej zbroi, a dostałem naprawdę fajne i niejednoznaczne zakończenie. Szkoda tylko, że to co działo się przed tym nie było tak dobre. Widać, że autorzy wzorowali się tu na różnych amerykańskich filmach i chcieli zrobić coś ambitniejszego, ale niestety nie wyszło. Najbardziej kuriozalne są dla mnie sceny głównego bohatera przy tablicy. Miało wyjść ambitnie, miała być ukazana dedukcja naszego bohatera, to z jakim problemem się mierzy, a wyszło w sumie śmiesznie, żeby nie powiedzieć żenująco.

Przy okazji, dlaczego wszystkie polskie filmy mają tak skopany dźwięk? Oglądałem niedawno pierwszego PitBulla i wkurzałem się, że połowy kwestii nie rozumiem bo aktorzy coś mamroczą pod nosem, albo kwestie zakłóca mi muzyka w tle. Tutaj jest dokładnie to samo, a to nie jedyne przypadki gdzie w polskim filmie lub serialu mógłbym czepiać się dźwięku.

O Pitbullu jeszcze będzie za chwilę, a ja podsumowując Sępa daję mu 5/10. Jak nie macie co oglądać (tak jak to było ze mną), to śmiało możecie sięgać, ale nie oczekujcie za wiele :P

 

PitBull (2005)

Policjanci z warszawskiego Wydziału Zabójstw usiłują aresztować groźnego ormiańskiego przestępcę.

 

Dużo dobrego słyszałem o tym filmie, jak i o serialu. Jeśli chodzi o serial, to widziałem parę odcinków jakiś późniejszych sezonów i wiem że chcę go nadrobić w całości. Film oglądałem całkiem niedawno i niestety trochę się zawiodłem.

Tak ja kreacja głównych bohaterów, gra aktorska i klimat (przedstawienie realiów w polskiej policji) są świetne, tak cała otoczka fabularna i przedstawiona historia nie trzyma się kupy. Nie wiem jak to było z premierą serialu i czy wychodził wcześniej, czy później, ale film cierpi na to samo co Służby specjalne, gdzie serial oglądało mi się świetnie, za to film był dla mnie zlepkiem scen, które nie do końca łączyły się w fajną, spójną historię. Tutaj mam wrażenie, że jest to samo. Zlepek scen, które nie grają mi do końca i praktycznie przez cały czas filmu byłem mocno zmieszany.

Spory zawód i mocne 6/10. Chyba lepiej sięgnąć po serial.

 

Dredd (2012)

Miasto przyszłości. Władzę absolutną sprawują w nim sędziowie. Wśród nich jest Sędzia Dredd, który staje do walki z dilerami zabójczego narkotyku.

 

Zaraz po Sępie trafiłem w TV na Dredd'a 3D... tak wiem, wzięło mnie na ambitne kino :D Tyle, że tutaj twórcy nie udają jakie kino dostajemy. Dupny napis 3D w tytule mówi: "Wyłącz mózg i baw się dobrze". I tak też było.

Pamiętam Sędziego Dredda ze Stallonem i myślałem że ten film to remake. Okazało się jednak, że to całkiem nowa historia, znów niewiele odkrywcza, mało ambitna i typowa dla tego typu filmów. Dredd interweniuje w sprawie potrójnego morderstwa w jednym z kompleksów mieszkalnych, który jak się okazuje jest pod kontrolą niebezpiecznego kartelu narkotykowego. Szefowa kartelu postanawia pozbyć się sędziego, zamyka więc wszystkie wyjścia i zaczyna się krwawe polowanie. A tak przy okazji Dredd dostaje pod swoje ręce rekrutantkę z paranormalnymi umiejętnościami, ale moim zdaniem jest ona mało ważna.

Najbardziej podoba mi się aktor grający Dredda, Karl Urban. Przez cały film nie widzimy całęj jego twarzy, tylko dolną część. Ta jest ciągle posępna, wkurzona, zła i wypada to super. Ktoś powie, że nie ma tu wiele do grania. może i tak, ale idealnie pasuje do roli bezwzględnego sędziego Dredda.

Ja bawiłem się dobrze przy tym filmie i śmiało polecam fanom takich "odmóżdżaczy". 7/10

 

Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów (2016)

Ustawa zmuszająca superbohaterów do rejestracji i ujawnienia ich tożsamości doprowadza do konfliktu pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami nowego prawa.

 

Napierdalanka dwóch grup superbohaterów? To nie może się nie udać. Tyle, że twórcy poszli o krok dalej i nie zostawili tego "od tak" tylko dodali do tego fajną historię, jeszcze bardziej rozwinęli postacie już w serii występujące oraz udanie wprowadzili nowych.

Może jadąc od końca, nowi bohaterowie. Black Panther to postać, która raczej nie powodowała u nikogo szybszego bicia serca. Kapitan Ameryka zdecydowanie to zmienił, a ja na pewno pójdę do kina na jego solowy film - zwłaszcza po scenie po napisach która pokazał Wakandę i chyba nakreśliła nam w jakim kierunku pójdzie fabuła.

Druga osoba to Spider-Man, postać znana na całym świecie jednak tutaj przedstawiona w zupełnie innym świetle niż do tej pory w filmach. Dostajemy nastolatka, bez doświadczenia, który jest podekscytowany całą tą walką i co chwilę jara się tym co wyczyniają jego koledzy lub rywale. Oczywiście to nie robi z niego bezużytecznego, bo tak jak i inni ma duży udział w walce bohaterów.

Wspomniana walka, a myślę tu o scenie na lotnisku, to najfajniejsza rzecz w filmie. To co chyba każdy lubi w filmach Marvela, a więc połączenie akcji, efektów i humoru. Wszystkiego po trochę nic nie przesadzone.

Jednak film nie jest w całości w takim klimacie. Wydaje się trochę mroczniejszy niż poprzednie dzieła Marvela, jest trochę więcej dramatu. Pasuje to jednak do całej historii, która jest ciekawa i wciąga. Osobiście przed filmem byłem zdecydowanie #TeamIron. W czasie filmu już nie było to dla mnie tak oczywiste i to nawet mimo mojej niechęci do Kapitana. Fajne jest to, że praktycznie każdy bohater miał tu jakieś motywacje by stać po jednej ze stron. I nie były to jakieś głupie błahostki albo argumenty z dupy. Realnie wierzyło się, że mają powód by stać po danej stronie i robić to co robią.

Czołowymi postaciami byli tu oczywiście Iron Man i Kapitan Ameryka i widać to też pod względem aktorskim. Chris Evans jako Kapitan jest świetny. Aż dziwię się, że to piszę, ale naprawdę zaczynam go lubić. Dość powiedzieć, że przed filmem liczyłem że Kapitan skończy jak w komiksie o tej samej nazwie ;) Teraz cieszę się, że do tego nie doszło. Zdecydowanie widać też, że to jest film o Rogersie, a nie jak mogłoby się wstępnie wydawać Avengersi pod przykrywką Kapitana.

Przed filmem miałem też problem ze Starkiem, bo jakoś nie chciało mi się wierzyć, że ten buntujący się i zawsze idący swoją drogą Stark nagle będzie chciał się podporządkować ONZ. W ogóle obu panów postawiłbym po przeciwnych stronach konfliktu przed seansem. A oni swoją grą i tym jak zostały te postacie rozpisane przekonały mnie do siebie i już nie miałem żadnych wątpliwości.

Radę dały również inne postacie. Fajnie rozwinął się i nabrał kolorytu Falcon, gdyby nie sceny po napisach, to totalnie kupiłbym w kolejnych filmach Zimowego Żołnierza jako tego dobrego, Wandę i Visiona czeka ciekawa relacja, Czarna Wdowa na stałym poziomie. Chyba tylko Hawkeye wrócił w moich oczach do bycia nijakim "pomocnikiem innych".

Jedynym problemem filmu jest rzeczywiście główny zły: Zemo. Jest go tu bardzo mało, jego plan też nie jest jakiś wielce genialny i udał się po prostu przez zbieg okoliczności. Za to bardzo żałuję Crossbone'a. Fajna postać z przeszłością w filmach Marvela, a nie miała szans pokazać zbyt wiele.

Civil War to na pewno jeden z lepszych filmów ze stajni Marvela. Może i nie ma tu fabularnego wstrząsu, którego niektórzy mogliby się spodziewać skoro to wojna. Na pewno jednak zachęca on do zobaczenia kolejnych filmów z postaciami które się tu przewijały. 8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/197/#findComment-404226
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Race

Zapis kariery Jesse'ego Owensa (Stephan James), jednego z najlepszych lekkoatletów, który wystąpił na Olimpiadzie w Berlinie.

Zdarta płyta? Na pewno naszła mnie taka myśl, kiedy kolejny raz przyglądałem się dyskryminacji czarnych. Nie wiem, ile można jeszcze wymyśleć na tym polu. Mam jednak wrażenie, że już nie wyjdziemy poza „czekaj czarnuchu, teraz My wchodzimy”. Rasizm będzie nas tu prześladował, jak i Owensa. Film jednak zbudowany jest tak, że kiedy rusza do Berlina, to na nakreślanie tego nie ma czasu. Wychodzi na to, że o wiele gorzej mu było w Stanach, niż na podwórku Hitlera.

Nie znałem wcześniej Jesse’ego. Gość był naturalnym atletą wyprzedzającym swoje czasy. Każdy jego start, to praktycznie pewne zwycięstwo. Zatrzymać go tylko mogła jego głowa, ale poza kobietami, nie zanotowałem z nią większych problemów. Gdyby to nie było oparte na prawdziwej historii, to narzekałbym na prostotę i brak odwagi z psychologią postaci.

Wiodącym motywem jest przyjaźń głownego bohatera z jego trenerem. Czuć między nimi chemię, a każdy dialog ma w sobie to coś, że chce się go słuchać. Realistycznie została oddana ich znajomość. Widać, czemu właśnie te postaci tak dobrze się rozumieją. Bardzo dobrze w roli szkoleniowca wypadł Sudeikis, który największe triumfy święci w komedii. W zasadzie tylko w tamtym gatunku szło go spotkać, a własnie pokazał, że nie tylko do pajacowania się nadaje.

O wielkim kinie ciężko mówić. Czuć, że budżet nie był najwyższych lotów. Wszystko jest dość proste, nie zaskakuje, nie skupia się na pobocznych wątkach z jego życia dostatecznie bardzo. Nie poznasz za bardzo jego rodziny, nawet żona nie jest jakąś wiodącą postacią – jak na kobietę jego życia, to jedna poważniejsza scena, jest lekko mowiąc średnim wynikiem. Wątki się pojawiają i znikają, tak szybko, jak jego sprint na 100metrów. Jednak przyznaje, że bawiłem się dobrze, a 2-godziny zleciało zaskakująco szybko. Jak jego sprint na ... a, to już było - 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/197/#findComment-404263
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  145
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.02.2013
  • Status:  Offline

Do 10 Cloverfield Lane przymierzałem się od samej premiery, jednak dopiero wczoraj udało mi się do tego przysiąść. Projekt: Monster zostawił po sobie dobre wrażenie, przynajmniej w moim mniemaniu, dlatego film obsadzony w tym samym uniwersum bardzo mnie interesował. Budowanie napięcia i poczucie osaczenia to znak rozpoznawczy Abramsa, który tym razem był jednym z producentów. Klaustrofobiczna, gęsta niczym budyń atmosfera i umiejscowienie akcji w atomowym schronie spełniło się w 100 procentach, pozwalając aktorom( w tym filmie mamy praktycznie trzech) dać popis swoich umiejętności, na spokojnie budując swoje postacie. Genialna rola Goodmana, którego można było odbierać na wiele sposobów. Na początku oschłego, tajemniczego gbura, który po dokładniejszym poznaniu wydaje się być miłym, nieco skłonnym do wybuchów agresji staruszkiem.

 

Film jest swoistym rollercoasterem uczuć, razem z bohaterką poznajemy kolejne tajemnice i tak jak ona co chwilę zmieniamy zdanie o sytuacji, w której się znalazła. Sama końcówka jest mocno w stylu Nighta M. Shyamalana, którego znakiem rozpoznawczym stały się twisty. Wiedziałem co stanie się na końcu, jednak dla wielu może to być totalny szok.

Przy promocji używają zdania, że potwory przybierają różne formy. Myślałem, że chodzi im o Goodmana, a tym najobrzydliwszym potworem było zakończenie. Wciąż badzo dobre kino, ale ta końcówka... – 7/10 (niby zasłużone, ale naciągane :P .

Mi osobiście przypadła ona do gustu, rozumiem jednak, że wielu dla wielu ludzi może ona znacznie pogorszyć odbiór tegoo filmu 8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/197/#findComment-404295
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Mr_Hardy
      Bardzo mi się podoba to, że TNA na początku przypomina co się działo w poprzednim tygodniu. Często bywa, że nie pamiętam co było w poprzednim tygodniu.. Moose na Genesis będzie miał swoją wersję pasa X-Division czyli TNA zaspoilerowało nam wynik walki. Tak mi się wydaję. Ogólnie bardzo dobry iMPACT dużo dużo lepszy odcinek niż z tamtego tygodnia. Genesis zapowiada się świetnie. Nie mogę się doczekać.   
    • MattDevitto
      Na razie na SD w karcie jest tylko jeden match + ma pojawić się Tiffany
    • KPWrestling
      Ten pojedynek to szansa na rehabilitację przed gdyńską publicznością po nieudanym starcie w turnieju. Zarówno Leon Lato, jak i Eryk Lesak, przegrali swoje walki ćwierćfinałowe w boju o tytuł pretendenta do mistrzostwa KPW. Nie zmienia to jednak faktu, że obaj pozostają w dobrej dyspozycji. Eryk toczył bardzo wyrównany bój z Filipem Fuxem i momentami wydawało się, że przechyli szalę zwycięstwa na swoją stronę. Leon Lato po listopadowej porażce zaliczył z kolei wygraną na włoskiej ziemi, pokonując Lello Boy Jonesa na gali Wrestling Megastars Main Event. Czy Eryk Lesak jako ten większy i silniejszy zdominuje przeciwnika i nie pozwoli mu na rozwinięcie skrzydeł, trzymając go w walce na swoich warunkach? Czy też Leon Lato wykorzysta szybkość, spryt i fantazję, zaskakując Lesaka i dopisując kolejne zwycięstwo do swoich statystyk? Jedno jest pewne - dla obu liczy się tylko zwycięstwo i zrobią w ringu wszystko, by je odnieść. Eryk Lesak vs. Leon Lato Instagram: heelesak leon.lato Gala Wrestlingu: KPW Arena 27 24 stycznia 2025 Nowy Harem Gdynia Ostatnia pula biletów: https://kpw.kupbilecik.pl/ Przeczytaj na oficjalnym fanpage KPW.
    • KL
    • Attitude
×
×
  • Dodaj nową pozycję...