Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Child 44 / System

Związek Radziecki, czas rządów Stalina. Oficer służb bezpieczeństwa, Leonid Demidow (Tom Hardy), już wcześniej miał na pieńku z przełożonymi. Teraz zajął się sprawą serii zagadkowych morderstw dzieci. Problem w tym, że w państwie sowieckim takie rzeczy oficjalnie po prostu nie istnieją. Śledztwo staje się przedmiotem bacznej obserwacji wysoko postawionych osób, a sam detektyw zaczyna mieć poważne kłopoty.

Niekoniecznie thriller jakiego oczekiwałem. Miało być szukanie seryjnego mordercy, było głównie nakreślanie Stalinowskiego Związku Radzieckiego – do motywu mordowania dzieci dochodzimy po jakiejś godzinie. Okraszone bardzo przeciętnymi akcentami wybitnych aktorów. Hardy, Oldman, Rapace – fajny zestaw, niezłe kreacje, ale w słabym materiale. To tak jakby wziąć dobry pomysł i nic z nim nie zrobić. Tempo tego thrillera zabija, dosłownie. Maraton ziewania.

Ładnie nakreślili początek. Pokazali jak Leo był ważny w tamtejszym systemie. Jakim wyróżniającym się był człowiekiem, choć wziął się z ubóstwa. W młodym wieku został osierocony, a teraz boli go krzywda młodszego pokolenia – ma to sens. Z czasem ten system zaczął coś ukrywać. Coraz więcej rzeczy było przykrytych zasłoną milczenia, a on poczuwał się do tego, by coś z tym zrobić. I.. na tym się kończą pozytywy. Równia pochyła. Thriller bez elementu zaskoczenia, to bardzo ponura podróż. Miałem wrażenie, że oglądam przejaskrawiony polityczny dramat. Czarnymi charakterami nikogo nie zaskoczą. Pierwszy rzut oka pokazuje, kto, co, i dlaczego. Jedyne zaskoczenie jest takie, że Gary Oldman jest w filmie... jakieś 20-minut.

„There’s no murder in paradise” – a jednak umarłem – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/181/#findComment-386910
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Ant-Man

Zawodowy oszust Scott Lang (Paul Rudd) aka Ant-Man, za sprawą niezwykłego kostiumu potrafi zmniejszać się do rozmiarów mrówki, zyskując jednocześnie nadludzką siłę. Gdy świat stanie w obliczu nowej generacji zagrożeń, Ant-Man wraz ze swoim mentorem doktorem Hankiem Pymem (Michael Douglas), zaplanuje skok, który może zapobiec katastrofie.

O komiksowym Ant-Manie wiem niewiele. Wiedziałem jedynie, że jest mrówką, a na przestrzeni lat było ich trzech. Pojawiały się narzekania, że dość niszowy superheros będzie kończył „drugą fazę” Marvel Cinematic Universe. Wszyscy najwyraźniej zapomnieli, że „Strażnicy Galaktyki”, to też nie byli królowie popularności... aż do ekranizacji.

„Ant-Man” jest dość nietypowym produktem MCU. Mieszanką gatunków, która nie jest stworzona tylko dla komiksowych geeków, ale i dla zwykłego kinomana. Nie naoglądamy się tony efektów – choć te stoją na przyjemnym poziomie i wykorzystują w pełni motyw zmniejszania (sceny batalistyczne wyglądają uroczo) – ani nie przesiąkniemy wielkim ratowaniem świata – choć jest to motor napędowy pchający całość naprzód. Film Peytona Reeda to lekka produkcja z gatunku „heist movie” (czyt. z napadem w tle), zahaczająca o komedię – to nie nowość w MCU – jak i kino obyczajowe. Scott Lang nie tylko walczy ze złem, ale i z uśmiechem swojego dziecka, które stracił w wyniku rozwodu. Nie może pozwolić, żeby córka straciła nadzieję w ojca. Motyw nieco zepchnięty na boczny tor, ale nie dadzą o nim zapomnieć.

Miałem zrywać boki za sprawą komedii, ale przyznam, że choć Paul Rudd jest charyzmatyczny – i kojarzy mi się ze śmieszkami – tak nie stał się nagle moim ulubieńcem. Rzuca od czasu do czasu głupkowatym tekstem, ale cały humorystyczny ciężar spada na barki postaci drugoplanowych, na czele z kumplem nieudacznikiem granym przez Michaela Peńa. Niestety, on nie jest kimś, kogo życzyłbym sobie więcej dla potrzeb swojego uśmiechu. Zwyczajnie w świecie, Ant-Man się minął z moim poczuciem humoru, choć to serwowane przez MCU do mnie zazwyczaj trafia.

Podobało mi się, jak zgrabnie przedstawili tę postać. Z jaką gracją potrafili sprzedać sporo informacji, bez żmudnego wałkowania „genezy powstania bohatera”. Wkręcili w to bardzo ładnie Hanka Pyma – prawdopodobnie najpopularniejszego Ant-Mana z komiksów – w roli którego króluje na ekranie Douglas – zdecydowanie najlepsza postać. To co kuleje, to antagonista. Yellowjacket nawet nie brzmi groźnie, a na ekranie jest jeszcze słabszy. Raczej wina materiału, nie grającego go Coreya Stolla.

Jest lekko, bardzo lekko. W prostocie siła można by powiedzieć. Oglądało się to momentami jak stare kino familijne – a prosta konstrukcja może wielu osobom przeszkadzać. Kochanie zmniejszyłem Marvela. Czy dostaliśmy poważnego gracza w tym ogromnym Universum? Nie, jedynie przyjemny dodatek. Miło będzie go zobaczyć w przyszłych produkcjach – jak zbliżający się „Civil War” Kapitana Ameryki – ale tak samo miło, jak było tu zobaczyć takiego Falcona - 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/181/#findComment-387081
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Pixels / Piksele

Wysłaliśmy sondę z naszą kulturą w kosmos. Obcy najwyraźniej potraktowali to jako deklaracje wojny, a teraz kultowi bohaterowie gier lat osiemdziesiątych i i dziewięćdziesiątych powracają. Pac-Man, wielki goryl Donkey Kong, kosmici ze "Space Invaders" najadą Ziemię z kosmosu cyberprzestrzeni. Pamiętacie jak chcieliście ich ustrzelić? Teraz wezmą odwet. Nawet pozytywni bohaterowie gier przejdą przemianę i staną się superzłoczyńcami, których jedynym celem jest zamienienie świata w piksele. Ludzkość znajdzie się w prawdziwym niebezpieczeństwie, znikną miasta, a na ulicach będziegrasował pożerający wszystko wielki Pac-Man. Jeśli myślicie, że macie siedem żyć… Na ratunek światu przyjdzie szkolny kolega prezydenta Stanów Zjednoczonych (Kevin James) - mistrz gier komputerowych sprzed lat, dziś instalator kablówki Sam Brenner (Adam Sandler), oraz ich towarzysze.

Interesujący mnie pomysł, który został skażony wirusem Adama Sandlera. Adaś od dłuższego czasu reprezentuje te same kretyńskie żarty, które dawno przestały śmieszyć... wszystkich. „Pixels” tonie w nich jeszcze bardziej, niżeli w nawiązaniach do klasycznych gier z automatów. Mam wrażenie, że Sandler przeważnie jest Sandlerem. Zero w tym aktorstwa, gdzie trzeba się wcielić w jakąś napisaną postać, a po prostu wyjście i zrobienie kilku min. Przeważnie wmieszają go w jakiś wątek miłosny, i znaleźli na to miejsce nawet tutaj.

Peter Dinklage wydawał się być stworzony do swojej roli. Przyznam nawet, że w tej kreacji małego podrywacza, jest kilka uśmiechów. Szybko stają się one jednak przestarzałe, a schemat zaczyna się powielać. Próżno tu u kogokolwiek doszukiwać się zaskoczeń. Raz opowiedziany żart powtarzany do znudzenia. Takie miewałem po nich wrażenie. Najnaturalniej wypada Kevin James jako – o zgrozo – prezydent, ale to pewnie dlatego, że nie został obciążony żadnym ciężarem komediowym. Nikt od niego nie oczekuje pajacowania.

Nawiązań do gier jest sporo. Kilka scen – jak PacMan niszczący Nowy Jork czy „ostatni boss” – wypada przyjemnie, ale nie tworzą one dobrego filmu. Doprawiaja nieco ten przestarzały - jak prezentowane tu gry – kotlet, co nie sprawia, że staje się on zjadliwy, czy wartościowy. „Wreck-It Ralph” poradził sobie z ekranizacją elektronicznej rozgrywki o wiele lepiej – 3/10 (naciągane - jak ktoś nie kojarzy tych gier i nie czuje do nich sentymentu, to śmiało może przekształcić to na 2 bądź nawet niżej)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/181/#findComment-387478
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  174
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  17.01.2013
  • Status:  Offline

Raging Bull (1980) – W rolach głównych zobaczymy Roberta de Niro jako Jake La Motta, wyśmienitego boksera oraz Joey Pesci, jego brata i menadżera. Ciężko powiedzieć który z panów lepiej wywiązał się z swojego zadania, pewne jest to, że aktorstwo tej dwójki to połowa sukcesu filmu. Druga to ciekawy klimat lat lat 40 i 50tych XX wielu pokazany w odcieniach szarości, dobry scenariusz i historia napisana przez życie a konkretniej oparta na wspomnieniach o których piał sam Jake La Motta.Martin Scorsese powyciągał ciekawe szczegóły z życia boksera i uwiecznił na taśmie filmowej, przez co nie możemy poznać głównego bohatera w całości, ocenić czy był dobrym czy złym człowiekiem, jakim w ogóle był poza ringiem, czym zajmował się po przejściu na emeryturę. Pominięty w filmie został czas jaki Jake spędził w więzieniu, trafił tam za stręczycielstwo. Mógł uniknąć więzienia gdyby uzbierał 10 tyś dolarów, i tu zastanawia mnie dlaczego bokser znany w całym kraju nie był do tego zdolny. Tyle z żalów, obraz polecam bo jest tego wart.Ocena 8.5/10

 

[ Dodano: 2015-08-01, 17:22 ]

White Hunter Black Heart (1990) – film nakręcony na podstawie powieści autorstwa Petera Viertela, nawiązujący do wydarzeń które miały miejsce przed nakręceniem filmu Afrykańska Królowa w reżyserii Johna Hustona. Film wyreżyserował jak i zagrał główną rolę Clint Eastwood i nareszcie miałem okazje zobaczyć mojego ulubionego aktora w kreacji odbiegającej od jego wizerunku. Cokolwiek by nie zagrał, jakkolwiek początkowo był zły, krnąbrny, nieznośny koniec końców okazywało się, że jego postać to człowiek o gołębim sercu, tutaj jest odrobinę inaczej. „Biały myśliwy, czarne serce” to opowieść o człowieku, który potrafi wstawić się za drugim człowiekiem, stanąć w jego obronie ale też o jego egocentrycznej naturze nie pozwalającej mu na wykonywanie obowiązków zawodowych. John Wilson (Clint Estwood) jako jeden z pierwszych reżyserów w Hollywood decyduje się na zrobienie filmu po za USA, plenery mają być kręcona w Afryce.Po ciężkich bojach z producentami, reżyser postawił na swoim, wyrusza z przyjacielem, pisarzem Pete Verrillem (Jeff Fahey) do Afryki. Na miejscu interesuje go wszystko tylko nie przygotowania do filmu. Nowa pasja, polowanie, zawładnęła nim doszczętnie, nie pozwala mu myśleć o niczym innym jak tylko o uśmierceniu słona. Zastrzelenie słonia staje się symbolem, buntem, popełnieniem grzechu, na który pozwala Bóg. Film przepełniony górnolotnymi hasłami czy też wręcz przekombinowanymi wypowiedziami, aczkolwiek z ust Eastwooda, wypadają całkiem znośnie w odbiorze.

Film jest przedstawieniem jednego aktora, nie wychyla się czymś szczególnym ale to interesująca pozycja z bardzo dobrą rolą Clinta Eastwooda.Ocena 8/10

Edytowane przez kajetan79
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/181/#findComment-387610
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Dope

Malcolm (Shameik Moore) jest kujonem, który całe życie starannie unikał kłopotów, żyjąc w jednej z najbardziej niebezpiecznych dzielnic w mieście. Teraz będzie miał szanse spełnić swoje marzenie, by dostać się na Harvard. Wraz z przyjaciółmi wyrusza do Los Angeles, jednak jedna impreza zostawia go z dziewczyną gangstera i plecakiem pełnym towaru.

Wielokrotnie wałkowany schemat, który wciąż potrafi być zaskakująco świeży. Historia jakich wiele – dobry dzieciak, skład szkolnych nieudaczników, przypadkowe narkotyki i próba odnalezienia się w nowym, gangsterskim środowisku. Kombinowanie nad handlem, okazjonalne strzelaniny, pierwsze miłości, podrywy. Klucz do sukcesu najwyraźniej tkwi w aktorach. Jesli ich polubimy, to będziemy z uśmiechem śledzić ich poczynania. O Shameiku Moore jeszcze usłyszymy. Jego Malcolm da się lubić, a jego niewinność wypisana na twarzy wręcz karze tej postaci współczuć. Wszelkie kontakty z kobietami, z towarem, jak i zakręcone koleje losu, jakie go tu spotykają – kwituje miną zbitego psa. Nie ma wątpliwości, że ten gość nie ma pojęcia co robi, a jego kumple – jeden to kobieta, ale wygląda jak facet - to zgraja na której polegać nie może – są równie spanikowni, co on.

Komediowo stoi to na dość oczywistym poziomie. Tam się porzygają, tutaj naćpają, sporo pseudo-gangsterki od lokalnych niemotników, które nasłuchały się gangsta rapu. Mam wrażenie, że Vanilla Ice’ów nam tu pod dostatkiem. Kazdy chce być gitem, a wokół same pipy. Część postaci mocno przejaskrawiona na potrzeby śmiechu.

Nie jest to film idealny. Gubi wątki drugoplanowe na zbyt długi czas, dość mylnie oczekując od widza, że jak do niego wrócą, to będziemy się jeszcze przejmować. Sceny też żadnej nie będę wspominał za kilka miesięcy. To co urzekło mnie w „Dope”, to droga, a nawet swego rodzaju rozwój Malcolma. Młody mózg aspirujący do Harvardu, musi sie odnaleźć w nowym świecie. Czy to zaburzy jego karierę naukową? A może zainspiruje? Jeśli tak, to w jaki sposób? Wysoką ocenę to tu dostaje Shameik. On wywindował ten film. A że na ekranie go pełno – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/181/#findComment-387612
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Mission Impossible – Rogue Nation

Ethan Hunt (Tom Cruise), agent elitarnej rządowej jednostki Impossible Missions Force, po raz kolejny udowodni, że nie ma dla niego misji niemożliwej. Po rozwiązaniu IMF, Ethan (Tom Cruise) zostaje na lodzie, sam przeciw wysoko wyspecjalizowanej sieci agentów, Syndykatowi, który jest zdeterminowany, by zaprowadzić na świecie nowy porządek. Służyć ma temu eskalacja ataków terrorystycznych. Ethan, nie mając innego wyjścia, skrzykuje starą gwardię, by stawić czoła groźnemu Syndykatowi. Dołącza do nich zdyskredytowana agentka brytyjskiego wywiadu (Rebecca Ferguson), która może, ale nie musi, stać po stronie IMF. Tak rozpoczyna się najbardziej nieprawdopodobna misja. Mission: Impossible.

Hunt wraca z kolejną niemożliwą misją. I dobrze, bo to bardzo fajna postać. Jedna z lepszych Cruise’a, dlatego tak często do niej wraca. „Rogue Nation” nie uniknie porównań do „Ghost Protocool”, wiec miejmy to już za sobą. Powtórka z rozrywki. Jeśli poprzednia część przypadła do gustu, ta też sprosta wyzwaniu. Skład pozostał bez zmian. Hunt zdolny jest do wszystkiego, a Pegg dba o warstwę komediową. Renner dostał więcej do roboty, a jego relacja z Ving Rhamesem wypada bardzo pozytywnie. Mamy zbiór efektownych scen, w których może brakuje tych wizualnie epickich, jak w poprzedniczce, ale trzymają poziom godny serii. Pościg ulicami miasta – bo gdzież indziej :wink: - przypadł mi szczególnie do gustu. Idealna kombinacja akcji z niewymuszoną komedią.

Nowym dodatkiem do całości, jest prawdziwa Bad Ass Chick, Rebecca Ferguson. To ona w głównej mierze napędza historię. To przy niej jest największy znak zapytania, gdzie tak naprawdę stoi - z kim walczy i o co? Bardzo przyjemny dodatek. Na drugim planie, w politycznych spiskach stoi Alec Baldwin, który zaczyna od hucznego zamknięcia organizacji IMF, podejrzewając, że główny bohater jest odpowiedzialny za wszystkie ataki.

Niekoniecznie przekonał mnie do siebie czarny charakter. Solomon Lane (Sean Harris), to przebiegła bestia, ale nie stanowiąca mocnego punktu całości. Jest, bo ktoś temu światu zagrażać musi. Absolutnie nie wyróżnia się niczym na tle jemu podobnych. Szkoda, bo to w głównej mierze antagonista nakręca emocje w filmach o super bohaterach. Hunt to w końcu taki super-heros. Bez maski, bez peleryny, ale potrafiący zdziałać cuda. Niezłe kino, ale obecne noty zbiera na wyrost. Trzeci akt był już nieco męczący – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/181/#findComment-387650
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Trainwreck / Wykolejona

Judd Apatow, reżyser "Wpadki" i "40-letniego prawiczka", przedstawia historię młodej kobiety (Amy Schumer), której życie wypełnia fantastyczna praca marzeń i bogate życie towarzyskie. Jest popularna, zamożna, każdy chciałby być na jej miejscu. Ale jej życie osobiste to katastrofa. Prawdziwa katastrofa, w której sam środek wszedł on – porządny facet (Bill Hader)

Judd Apatow był zawsze chwalony, ale mimo wartości intelektualnej jego komedii, czegoś brakowało. Brakujące ogniwo znalazł rezygnując ze standardowej obsady – Leslie Mann, Seth Rogen – zatrudniając niedoświadczoną aktorsko, Amy Schumer. Co lepsze, pozwolił jej napisać tekst. Amy w Polsce nie jest zbyt znana, tak jak malo znani są stand-uperzy zza oceanu. W tej dziedzinie odnosiła sukces swoim ciętym dowcipem – dla fanów wrestlingu może być jeszcze znana, jako ex-dziewczyna Dolpha Zigglera :wink: Teraz robi sobie dobry grunt pod karierę w Hollywood. Aktorsko może nie rzuca na kolana, ale wartość tutejszych tekstów jest na wagę złota. Pierwsza scena filmu, to dla mnie wręcz arcydzieło. To, jak zgryźliwy ojciec tłumaczy małym córeczkom, czemu nie jest już z mamą, to dla mnie geniusz – trzeba zobaczyć.

„I look like Mark Wahlberg, ate Mark Wahlberg.” Zazwyczaj celebryci są zatrudniani do gościnnych występów. Jedna scena, fani się cieszą, możesz zejść z planu i pozwolić grać profesjonalistą. Judd Apatow był nieco odważniejszy, a gwiazdom pozwolił wykreować swoje postaci na drugim planie. Opłaciło się. Najlepszy wrestler dzisiejszych czasów (John Cena), i najlepszy koszykarz dzisiejszych czasów (LeBron James), to jedne z jaśniejszych punktów całości. Szczególnie, jeśli chodzi o komedię. Za każdym razem jak byli na ekranie, uśmiech pojawiał się na twarzy. Przebili całą resztę.

Im dalej w las, tym więcej romansu. To ta ciemniejsza strona „Wykolejonej”. W tym romansie nie ma nic specjalnego. Jest, nakręca historyjkę, i kończy ją w znany wszystkim sposób. Dwójka się przypadkiem poznała, są z innych światów, ale jakoś ich do siebie ciągnie. Proste? Banalnie!

Czas produkcji wydłuża się nieco, ze względu na mnogość wątków pobocznych. Oprócz życia Amy, mamy jej relacje z całą familią – dość mocno nakreślone – mamy przyjaźń Billa Hadera z LeBronem, a z czasem i jego rozterki. Tego jest dużo, ale też dużo w tym prawdy, bo i to często cechowało Judda Apatowa. Dawał do myślenia. Jedna z większych niespodzianek tego roku – 7/10

Edytowane przez N!KO
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/181/#findComment-387681
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Five Star / Pięć gwiazd

John stawia pierwsze kroki w nowojorskim półświatku. "Mały błąd może się skończyć dużym wyrokiem" – przestrzega niepozornego chłopaka gangster Primo, który bierze go pod swoje skrzydła.

Mieszanka dokumentu z fikcyjną opowieścią, w której reżyser Keith Miller robi wszystko, by uniknąć utartych schematów gangsterki. Jest to portret dwóch gości, przedstawiając ich w realnym świetle. Primo wygląda jak typowy gangster, ale jego postać jest nam obrazowana jako kochającego ojca, zapatrzonego w swoje dzieci. Trudno w to nie uwierzyć. Primo nie jest postacią fikcyjną. James Primo Grant, to prawdziwy facet z krwi i kości.

Tu nie ma miejsca na filmowe przejaskrawienie wątku. Mocno życiowa otoczka, jest taka jak życie... niekoniecznie nadaje się na film. Doceniam prawdę jaka wycieka z ekranu, jednak próżno w niej szukać emocji. Bardzo obojętnie podchodziłem do wszelakich wątków. Pierwszych gangsterskich kroków Johna, jego relacji z matką, miłości, czy mentorowania go przez Primo. Czułem się, jakbym oglądał jakieś Discovery, i wcale nie mam na myśli pozytywów za tym idących. To nie jest tak, że coś się tu nauczyłem, że coś z tego wyciągnąłem. To po prostu było. Kości bez mięsa – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/181/#findComment-387853
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Fantastic Four / Fantastyczna Czwórka

Fantastyczni superbohaterowie, jakimi ich jeszcze nie oglądano: w nowym wydaniu, nowej konwencji i w nowej obsadzie aktorskiej. Historia czworga outsiderów, którzy przenoszą się to alternatywnego i pełnego niebezpieczeństw świata, gdzie ulegają zdumiewającej przemianie i nabierają niezwykłych mocy. Po powrocie muszą się nauczyć wykorzystać swoje nowe umiejętności i ocalić Ziemię przed potężnym wrogiem, który niegdyś był ich przyjacielem.

Kilka ładnych lat temu, powstał film o „Fantastycznej 4”. Doczekał się nawet kontynuacji, choć był wyszydzany przez kreskówkowe podejście. Osobiście nie byłem jego wielkim przeciwnikiem. W tej komiksowatości – to jeszcze nie były czasy, kiedy każdy superbohater był jak „Mroczny Rycerz” – był urok. Film był moim „guilty pleasure”, a Chris Evans jako Human Torch był idealny do swojej roli. Dziś potrzebny jest restart. Torch jest Kapitanem Ameryką, Alba już się zestarzała, a My chcemy łączyć filmy niczym Marvel Cinamatic Universe – Czwóka też jest Marvela, ale nie jest własnością studia, więc w grę wchodzi jedynie crossover z X-Menami. Efekt? ... Oby się nigdy z nikim nie łączyli. Oby nigdy nie doczekali kontynuacji – nawet tak słabej jak tamta z Srebrnym Surferem.

Plusy restartu? Praktycznie brak. Wszelkie przeprowadzone zmiany były na minus. Dostaliśmy nową postać, której aboslutnie nie kojarze z genezą powstania F4 – Dr. Franklin Storm (Reg E. Cathey). Gość rzekomo zebrał ten skład z premedytacją, włączając do ekipy swoją białą córkę i czarnego syna, pod dziwnym pretekstem, że są mu potrzebni. Otóż nie, nie są. Tej ekipie brakuje chemii. Nie ma tych komediowych akcentów od Torcha, a szczególnie jego kłótni z The Thing. Tamto było kreskówkowe, ale Evans robił robotę w dokuczaniu niszczycielskiemu partnerowi.

It’ Clobbering Time? Może lepiej nie. Z tym bym się wstrzymał. Jeśli film o superbohaterach jest tak dobry, jak złoczyńca, z którym przychodzi im/jemu sie zmierzyć, to F4 wypada jeszcze gorzej. Z początku jakiś obrażony bachor, później jakiś komediowy, świecący robot. To nawet nie jest zabawne. Ostatni akt został wyciągnięty chyba z jakiegoś ponurego filmidła akcji lat 80’. Coś się świeci, coś błyska, Doom nic nie robi, a robi wszystko. Efekty tego wszystkiego są szokująco tandetne. Wszelkie komplkacje z planu dały się we znaki w końcowym rozrachunku. Fantastyczna Czwórka, jest wszystkim, tylko nie fantastyczną produkcją. Utalentowani aktorzy utopieni w beznadziejnym scenariuszu, który zabija powolnym tempem i nigdy się nie rozkręca – 1/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/181/#findComment-387934
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Cop Car

Szeryf z małego miasteczka (Kevin Bacon) wyrusza śladem dwóch nastolatków, którzy dla zabawy ukradli mu samochód. Ciśnienie na odbiór zguby byłoby może mniejsze, gdyby nie trup leżący w bagażniku.

Kino mocno niezależne, które chcę podporządkować się danemu gatunkowi. Zwykle wychodzi papka, wyszła i tutaj. Potencjalnie przyjemny film o dwóch nastolatkach, którzy trafiają na policyjny radiowóz chcąc się tylko pobawić, przeradza się w prosty kryminał akcji na obrzeżach Colorado. Oni przesadnie łatwo ogarniają jazdę, on nie ma jakiegoś wielkiego problemu ich znaleźć, a na koniec to i tak nie chodzi już o radiowóz.

Kevin Bacon niby użycza swojej twarzy na plakacie, ale daleko mi do nazwania go głównym bohaterem widowiska. Tam stoją dwaj młodzi, którzy pozytywnie zdali egzamin przed kamerą. Jeden urodzony przywodca, drugi fajtłapowaty, próbujący nadążyć za kolegą. Ich dzieciąca naiwność bywa słodka, szczególnie w kontaktach z osobami trzecimi.

Krótkie filmidło, w którym niewiele się dzieję. Często mam taki problem z „indie”, gdzie całą historię jestem w stanie streścić do dwóch zdań. Wiele scen jest przesadnie przeciąganych, a emocji w tym wszystkim niewiele. Ani nie kibicujesz małolaton, ani szeryfowi. Tu nie ma dobrych charakterów. Są źli i Ci jeszcze bardziej źli – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/181/#findComment-388180
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Irrational Man / Nieracjonalny Mężczyzna

Profesor filozofii (Joaquin Phoenix) przeżywa kryzys egzystencjalny. Wkrótce angażuje się w związek z jedną ze swoich studentek (Emma Stone), a zasłyszana w restauracji historia nadaje jego życiu sens.

Profesor Lucas to intrygująca persona. Wydaje się stać jedną nogą w grobie, będąc pogrążonym w depresji stanowczo za długo. Krążą o nim szkolne legendy. Każdy chcę poznać prawdę o tym człowieku, i o tym, co go tak zniszczyło. Jest to wielki magnez na kobiety - tak koleżanki po fachu, jak i studentki. Tam dostrzeżemy starego, romantycznego Woody’ego Allena. Pozbawione to wszystko typowego dla reżysera humoru, ale przepełnione głębokimi, filozoficznymi tekstami.

Woody jak sobie ubzdura jakąś gwiazdę Hollywood, to wałkuje z nią filmy do oporu, wykorzystując dany talent do granic możliwości. Miała swój epizod Scarlett, kiedyś Diane Keaton, teraz Emma Stone. O ile w „Magii w Blasku Księżyca” była solidnym fundamentem całości, tak tutaj jest tylko dodatkiem. I to takim bardzo łatwym do zastąpienia. Jej miłość do starszego nauczyciela nie przychodzi nagle, nie jest dziełem przypadku, jest za to wyczuwalna na kilometr, a w ogólnym rozrachunku mało ciekawa.

Z powagą Allenowi nie jest do twarzy. Żartowanie z poważnych tematów, to jego konik. O ile część o nieprzewidywalności życia, jest tu przyjemna, tak cała kryminalna polewa z morderstwem w tle, już niekoniecznie. Jakoś brakowało mi tu mocniejszego akcentu na koniec. Ot, luźne przemyślenia i napisy końcowe. Emocji zabrakło. Po dwóch dobrych produkcjach – „Blue Jasmine” i „Magia w Blasku Księżyca” – przyszedł czas na średniaka. I tak wybaczam – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/181/#findComment-388242
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Straight Outta Compton

Fabuła skupia się wokół powstania i upadku zespołu hip-hopowego N.W.A, pochodzącego z Compton w stanie Kalifornia. Wówczas członkami owej grupy byli Eazy-E (Jason Mitchell), Dr. Dre (Corey Hawkins), Ice Cube (O’Shea Jackson Jr), MC Ren (Aldis Hodge) i DJ Yella (Neil Brown Jr). Tytuł produkcji został zapożyczony od albumu grupy o tej samej nazwie.

Jeśli jakaś grupa/artysta z rapu zasługuje na swój film, to jest to właśnie NWA. Bogata historia, pełna zwrotów akcji, jak i prawdziwych ludzkich dramatów, idealnie pasująca na duży ekran. „Straight Outta Compton”, to ponad dwu godzinna produkcja, której aż chce się więcej, która mogłaby się nie kończyć. Oglądając miałem wrażenie, że jeszcze tyle wątków pobocznych można by było rozwinąć, a po napisach końcowych za tym filmem zacząłem tęsknić. Mimo 6-letniej przerwy, reżyser Gary Gray nie wyszedł z formy. Zrobił świetną robotę w nakreślaniu tych kultowych dla muzyki postaci, odpowiednio je eksponując. Tu nie ma jednego głównego bohatera – a w takie coś łatwo popaść – nawet jak niekiedy są ku temu przesłanki. Każdy z tej trójki dostaje należyty czas, więc nawet nieznajomość twórczości NWA (serio?!) w niczym nie przeszkadza.

Nie wiem jak tego dokonali, ale wszelkie podpisy, który to który, nie były potrzebne. Charakteryzatoskie mistrzostwo świata. Jakby odmłodzili całe NWA i nie tylko. Jest tutaj sporo postaci na drugim planie, których nie sposób nie znać i nie sposób nie cieszyć się na ich widok. Przyznam, że jarałem się jak dziecko, kiedy w niezobowiązującej scenie, gdzieś tam w studiu nagrywał 2-Pac, czy pierwszy raz do wytwórni przychodził Snoop Dogg. Miłe dodatki.

Kariery przed tymi aktorami stoją otworem. Ciężko jest odtworzyć z taką dokładnością kultową postać. Goście byli wierni oryginałom, ale i pełni typowo filmowych emocji. Znaleźli do spółki z reżyserem idealny balans. Przeniosłem się do Compton tamtych lat. I jeśli mogę mieć pewne zastrzeżenia do całości, to przesadne wybielanie ich i demonizowanie policji. Domyślam się, że policja faktycznie była zła w tamtych rejonach, ale w filmie nieco to przejaskrawili. Tutaj każdy glina ma minę jakby właśnie wyszedł po 20-latach odsiadki, a zatrzymania członków NWA, ZAWSZE były za nic. Spoko, wiele takich na pewno mieli, ale żeby wszystkie? Serio? Zawsze byliście niewinni? Średnio chcę mi się wierzyć.

Nie tylko film muzyczny, ale i świetna produkcja o przyjaźni, o tym jak pieniądze bywają zgubne, o trudnym wychowaniu w Compton, o ludzkim dramacie. Dobre aktorstwo, spójna, łatwa do przyswojenia historia - oparta na faktach - brak dłużyzn. Czego chcieć więcej? – 8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/181/#findComment-388279
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Man From U.N.C.L.E. / Kryptonim U.N.C.L.E.

Akcja filmu Kryptonim U.N.C.L.E. rozgrywa się w latach 60. XX wieku, w kulminacyjnym okresie zimnej wojny. Skupia się na postaciach agenta CIA Napoleona Solo (Henry Cavill) oraz agenta KGB Illyi Kuryakina (Armie Hammer). Agenci, zmuszeni odłożyć na bok wzajemne animozje, łączą siły, aby powstrzymać tajemniczą międzynarodową organizację przestępczą, której celem jest zburzenie równowagi sił poprzez rozprzestrzenianie broni i technologii nuklearnej. Jedyny trop, do jakiego udało im się dotrzeć, to córka zaginionego niemieckiego profesora, który jako jedyny jest w stanie przeniknąć do organizacji przestępczej. Agenci muszą ścigać się z czasem, aby go odnaleźć i zapobiec ogólnoświatowej katastrofie.

Od Guya Ritchiego oczekuje więcej. Oczekuje wielu brawnych postaci, wciągającej i zagmatwanej fabuły, humoru. Angielski reżyser w zasadzie nas do tego przyzywczaił, a teraz odgrzewa na dużym ekranie serial, który świecił triumfy, gdy nie było go jeszcze na świecie. „UNCLE” ma feeling starego kina szpiegowskiego, i to nie tylko dlatego, że akcja jest osadzona w latach 60’. Nie ma tu efektów, akcja zwykle jest pro-Bondowska, a i czarne charaktery wydają się mocno przeterminowane.

Brakuje wykonawców. Henry Cavill i Armie Hammer. SuperMan i Jeździec znikąd. O ile nie są to tak dramtyczne kreacje, jak te przeze mnie wspomniane, to daleko mi do satysfakcji. Szarpią się oni o jakąś chemię, ale większość czasu spędzają oddzielnie. Też zdają się za bardzo wzorować na oryginale, a że aktorzy z nich przeciętni, to i efekt nie mógł powalić. Aż przykro mi stwierdzać, że drugoplanowy Hugh Grant – z którym zawsze miałem problem – jest tu najlepszym aktorem, najciekawszą postacią, najprzyjemniejszym aspektem. Alicia Vikander za to dokonała niezwykłej rzeczy. W „Ex Machinie”, gdzie grała sztuczną inteligencję, robota, było w niej więcej życia niż tutaj – brawo?

Nie było zbyt wielu zwrotów, i tylko pojedyncze sceny ratowały mnie przy życiu. Dobrze, że podwali mi od czasu do czasu tę butlę z tlenem, bo byłem bliski uduszenia – szczególnie w trzecim, oklepanym akcie. Za słabe jak na kino szpiegowskie. Zbyt cienkie na kino akcji. Absolutnie kulejące, jak na film o nietypowej przyjaźni. Okazjonalne przebłyski charyzmy głównej dwójki i Hugh Grant, w mocno sztampowym filmie. Luźna wakacyjna rozrywka, która idealnie nadaje się do TV – 4/10 (naciągane, bo ciężko im odmówić odwzorowanie klimatu)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/181/#findComment-388353
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Sinister 2

Szeryf So&So (James Ransone) kontynuuje śledztwo w sprawie serii makabrycznych morderstw, która doprowadziła do śmierci jego przyjaciela. Dochodzenie prowadzi go do położonego na odludziu domku, zamieszkałego przez Courtney Collins (Shannyn Sossamon), która wraz z synami Zachem (Dartanian Sloan) i Dylanem (Robert Daniel Sloan), ukrywa się tu przed agresywnym mężem. Courtney nie jest świadoma mrocznej tajemnicy, którą skrywa jej nowy dom. Wkrótce odkryją ją chłopcy, znajdując w piwnicy stare amatorskie filmy, których pierwsza projekcja obudzi duchy przeszłości i da nowy początek krwawej krucjacie zła.

Starszy brat odniósł sukces, to posyłamy na plac gry upośledzonego brata. Podobni do siebie, choć ten pierwszy był wysportowany, umiał się pokazać, momentami nawet zachwycał, a ten próbuje być marną kopią, wywracając się o własne nogi. Przynajmniej zbierze pieniadze od ludzi wspomagających dzieci specjalnej troski. Tak można to podsumować. „Sinister 2”, to skok na kasę. Nawiązuje do oryginału, ale już nie ma gwiazd, nie ma polotu, jest festiwalem scen wyskokowych. I to tych przewidywalnych.

Straszne? Absolutnie nie. Klimatyczne? Też nie. Historia ciekawa? Chciałbym. Twarz z oryginału gdzieś tu straciła swoją magię. Przestała być tajemnicza i zaskakująca. Teraz to po prostu zwykły demon, boogeyman czyhający na najmłodszych. Po oryginale potrafił siedzieć w głowie, teraz jest godny zapomnienia.

W tym całym bagnie miernych aktorzyn, detektyw So&So wypadł przyzwoicie. Aż sam byłem w szoku, że tak polubiłem głównego bohatera, bo niewiele na to wskazywało. Ani nie znam aktora, ani nie pamiętam go jakoś specjalnie z oryginału, ani też na papierze nie wyglądał jak ciekawa postać. W nim jednak sporo charyzmy drzemie, a jego rozmowy z policją, czy otwierająca z księdzem, to jedne z lepszych elementów filmu, jeśli można o czymś takim mówić. W zasadzie to on jest odpowiedzialny za uratowanie tej katastrofy w moich oczach. Nie zrozumcie mnie źle, to wciąż bardzo miałki horrorek, pełen dziur i niezrozumiałych decyzji, ale Ransome na ekranie nadaje temu trochę blasku. Troszeczkę – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/181/#findComment-388549
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Hitman: Agent 47

Bohater bijącej rekordy popularności serii gier komputerowych "Hitman", powraca w nowym wydaniu. Tytułowego agenta 47 (Rupert Friend) zaprojektowano genetycznie, by był najbardziej skutecznym zabójcą w historii. Jest znany tylko z ostatnich dwóch cyfr kodu, który wytatuowano mu na karku. Obdarzony niezwykłą siłą, szybkością i inteligencją jest niepokonaną maszyną do zabijania. Musi stawić czoło ogromnej korporacji, która planuje odkryć jego przeszłość i stworzyć armię super zabójców. Łączy siły z młodą kobietą (Hannah Ware), która może mu pomóc i razem wypowiadają wojnę śmiertelnemu wrogowi.

Seria gier Hitman, to nie jest najlepszy materiał na film. A jeśli już ktoś ponosi się na takie wyżyny, to powinien zadbać o klimat. Klimat w Hitmanie to podstawa, a cicha eliminacja jest tam standardem. Na tym to polega. Masz być tym Silent Assassinem. Jak wygląda Hitman oczami Hollywood? Boom! Boom! Trisz! Łam! Bam! Powolnym krokiem z NIE tak łysą glacą jak być powinna... Boom! Łam! Bam! Rozpierdol! Tanie filmidło akcji, z terminatorem w roli głównej. Materiał na „straight 2 dvd”, co przykro stwierdzić fanowi materiału bazowego. Nowy „Agent 47” ma kilka „cool” momentów i czuć, że Rupert Friend jest badassem, jakich... no ok, jakich w Hollywood wielu, nie mniej jednak badassem. Ma kilka przyjaznych tekstów, jak na człowieka z tej kategorii przystało, ale większośc dialogów, to jakiś godny pozałowania żart – innymi słowy, godne taniego filmidła akcji. Zaczerpnęli kilka postaci z gry, i uważają, że odbębnili robotę. Przeraża mnie jednak logika w tym wszystkim. W 2007 byl już „Hitman” z Timothy Olyphantem w roli 47 (4/10). Nie przyjął się, było sporo zgrzytu, fani płakali. Co robią 8-lat później? Biorą do pisania scenariusza tego samego gościa!! Do tej pory nie mogę wyjść z podziwu, bo efekt jest – cóż za szok - podobny. Skip Woods mu na imię, a maczał też palce w takich projektach jak „X-Men Geneza: Wolverine” – to tam gdzie zeszmacili Deadpoola, za co fani płakali – „Szklana Pułapka 5” – czy muszę w ogóle przypominać? – „Drużyna A”, czy niedawny gniotek z Arniem „Sabotaż”. Niezły dorobek. Musi mieć chłop plecy... Wracając do „Agenta 47”, który gdyby dostał podtytuł, to na pewno byłoby w nim słówko Audi. Koncern chyba wyłożył większośc hajsu, bo tak inwazyjnego product placementu dawno nie widziałem. Fabularnie to walka z korporacją, czyli jeszcze większa sztampa. W ogóle mi się nie podobały tutejsze motywy, ani fakt, że dziewczyna, która mu towarzyszy, to jakieś medium, które... ... a zresztą, szkoda słów. Jeśli szukacie łysego zabójcy, to należy czekać do grudnia do premiery nowej odsłony gry, a nie łudzić się, że zobaczycie gościa na dużym ekranie – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/181/#findComment-388712
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • GGGGG9707
      Czyli tak w skrócie żeby całości nie tłumaczyć Fightful podało w zeszłym roku chyba że WWE planuje PLE w Belgii i we Włoszech i że mają robić testy w postaci gal w 2025. Pewne źródła w WWE odpowiadające za organizację gal w Europie potwierdzają tą informację i podają że WWE jest na ten moment bardzo zadowolone ze sprzedaży biletów w Bxl. Do gali zostały 2 miesiące a już praktycznie sprzedano liczbę biletów jakiej WWE oczekiwało.  No i ponoć omawiana była kwestia Elimination Chamber 2026 w Brukseli. Także teraz tylko trzeba dać z siebie wszystko na trybunach i jest szansa na duże PLE 😁
    • Mr_Hardy
      Bardzo mi się podoba to, że TNA na początku przypomina co się działo w poprzednim tygodniu. Często bywa, że nie pamiętam co było w poprzednim tygodniu.. Moose na Genesis będzie miał swoją wersję pasa X-Division czyli TNA zaspoilerowało nam wynik walki. Tak mi się wydaję. Ogólnie bardzo dobry iMPACT dużo dużo lepszy odcinek niż z tamtego tygodnia. Genesis zapowiada się świetnie. Nie mogę się doczekać.   
    • MattDevitto
      Na razie na SD w karcie jest tylko jeden match + ma pojawić się Tiffany
    • KPWrestling
      Ten pojedynek to szansa na rehabilitację przed gdyńską publicznością po nieudanym starcie w turnieju. Zarówno Leon Lato, jak i Eryk Lesak, przegrali swoje walki ćwierćfinałowe w boju o tytuł pretendenta do mistrzostwa KPW. Nie zmienia to jednak faktu, że obaj pozostają w dobrej dyspozycji. Eryk toczył bardzo wyrównany bój z Filipem Fuxem i momentami wydawało się, że przechyli szalę zwycięstwa na swoją stronę. Leon Lato po listopadowej porażce zaliczył z kolei wygraną na włoskiej ziemi, pokonując Lello Boy Jonesa na gali Wrestling Megastars Main Event. Czy Eryk Lesak jako ten większy i silniejszy zdominuje przeciwnika i nie pozwoli mu na rozwinięcie skrzydeł, trzymając go w walce na swoich warunkach? Czy też Leon Lato wykorzysta szybkość, spryt i fantazję, zaskakując Lesaka i dopisując kolejne zwycięstwo do swoich statystyk? Jedno jest pewne - dla obu liczy się tylko zwycięstwo i zrobią w ringu wszystko, by je odnieść. Eryk Lesak vs. Leon Lato Instagram: heelesak leon.lato Gala Wrestlingu: KPW Arena 27 24 stycznia 2025 Nowy Harem Gdynia Ostatnia pula biletów: https://kpw.kupbilecik.pl/ Przeczytaj na oficjalnym fanpage KPW.
    • KL
×
×
  • Dodaj nową pozycję...