Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Serce, Serduszko

Maszeńka (Marysia Blandzi) marzy o karierze primabaleriny. Pewnego dnia ucieka z domu dziecka, a w ślad za nią rusza Kordula (Julia Kijowska), jej ekscentryczna opiekunka i miłośniczka tatuaży. Razem przemierzają całą Polskę od Bieszczad aż do Gdańska, by zdążyć na egzamin do szkoły baletowej. Ścigane listem gończym przez policję napotykają na swojej drodze mnóstwo dziwnych postaci, które pomagają dziewczynce spełnić marzenia. Maszeńki szuka też jej ojciec (Marcin Dorocinski), który musi na nowo odnaleźć drogę do serca córki i odmienić swoje życie.

Choć mamy do czynienia z familijnym dramatem w konwencji filmu drogi, to twórcę poniosło, jeśli chodzi o jaskrawość. Rozumiem, że Szyc w roli beatboxującego księdza zapada ludziom w pamięć, niosąc przede wszystkim wartości komediowe, nie religijne, to mimo wszystko jest postacią przekolorowaną do granic możliwości – dobrze sprawdzającą się w komedii, niekoniecznie w dramacie. Powagę całości skutecznie zabijała mi również Pani Ból Dupy, Kordula. Wiele pokręconych jednostek w życiu widziałem, ale przy niej brakowało umiaru. A do tego Julia Kijowska wypadła bardzo słabo. Od pierwszych scen widziałem, że jakkolwiek nie okaże się pomocna dla małej Maszeńki, ja tej postaci nie polubie. Wymuszony akcent raził sztucznością.

W tym bagnie przekolorowanych charakterów, światełkiem w tunelu jest Marysia Blandzi, jako Maszeńka. Dziewczyna, jak to bywa często w przypadku dzieci, wypadła niezwykle naturalnie. W zasadzie niezauważalna jest jakakolwiek gra. Ona po prostu tą pełną marzeń dziewczynką jest.

Żałowałem, że motyw rodzinny nie grał tu większej roli – Dorociński na standardowo dobrym/bardzo dobrym poziomie. Za często gubili ten wątek, na rzecz pokonywania kolejnych kilometrów i prezentowania coraz dziwniejszych bohaterów drugoplanowych. Może jestem dziwny, ale dla mnie większość była żałosna, a pojedynek taneczny małolatów, baletnicy i breakdancera, to w ogóle jakiś ponury żart – 4/10 (nawet lekko naciągane)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/177/#findComment-380087
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The DUFF / [#ta brzydka i gruba]

Bianka (Mae Whitman) jest pewną siebie licealną luzarą, dopóki nie dowiaduje się, że jest też… the DUFF (Designated Ugly Fat Friend), czyli #tąbrzydkąigrubą. Jej "przyjaciółki" potrzebują kogoś takiego, żeby na jego tle wypadać lepiej, a ci, którzy chcą do nich dotrzeć – żeby mieć punkt zaczepienia. Rzecz w tym, że ona wcale nie ma na to ochoty. Brutalnie uświadomiona przez Wesleya (Robbie Amell) postanawia rozprawić się ze szkolną rzeczywistością. Zanim jednak uda jej się przekonać świat, że jest pełnowartościową i do tego atrakcyjną Bianką, będzie musiała zejść na samo dno youtubowego upokorzenia i facebookowego niebytu, oraz przełknąć gorzkie rozczarowanie po ulokowaniu uczuć w niewłaściwym adresacie. Cała nadzieja w tym, że niezależnie od tego, jak wyglądasz, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie Twoim DUFF.

Typowa licealna komedyjka, wałkująca schematy do znudzenia. Ona się będzie uczyć podrywać pod okiem sąsiada, który jest lokalnym casanovą. Znają się od lat, ale będą musieli zawrzeć układ, który ułatwi im dalszy byt w szkole – ciekawe jak to się skończy. Nic w tym zjawiskowego, jednak wciąż da się dać ludziom trochę rozrywki takim filmem. The DUFF tego nie zrobi. Brakuje tutaj charyzmatycznych aktorów. Kiedy zebrał się skład do takiego „American Pie”, wróżyło się im kariery. Tutaj tego nie doświadczymy. Mae Whitman zwyczajnie nie jest zabawna. Obawiam się, że nawet jeśli rozpisane jej teksty dawałyby radę, to ona nie dała by rady ich dostarczyć. Potrzebowali brzydkiej humorzastej, a znaleźli tylko brzydką.

Wsparcie wcale śmieszniejsze nie jest. Zyskuje tylko, jeśli chodzi o wizerunek. Skoro mamy tą brzydką, to i musi mieć ładne koleżanki, jak i tą wredną znajomą, która uważa się za najpiękniejszą w szkole, a żeby już całkowicie pojechać po kliszy, okazuję się dziewczyną nowego pomocnika.

Może ta warstwa komediowa nie wydaje się tak śmieszna, bo twórcy chcieli zrobić film z przesłaniem. Nie taki, który utonie w komedii. Problem w tym, że promują to jak coś śmiesznego –tak było łatwiej wcisnąć go ludziom? Jeśli się nad tym zastanowić, to DUFFy istniały już wtedy, gdy My chodziliśmy do szkoły. Niewykluczone, że to im spodoba się ten film... – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/177/#findComment-380404
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Riot Club / Klub dla Wybrańców

Adaptacja błyskotliwej i popularnej sztuki Laury Wade o tym samym tytule. Miles (Irons) i Alistair (Claflin), studenci pierwszego roku Uniwersytetu Oksfordzkiego, dołączają do prestiżowego "The Riot Club", chcąc za wszelką cenę zyskać akceptację jego pozostałych członków. Akcja filmu toczy się w ciągu jednego wieczoru, podczas którego bohaterowie mogą zyskać upragniony szacunek lub całkowicie stracić reputację. Zabłyśnięcie w towarzystwie warte jest każdej ceny i każdego postępku.

Banda dupków. I o ile zazwyczaj takim kibicuje, tutaj jest to niemożliwością. Po pierwsze, trudność sprawiało mi odróżnienie ich. Budowa postaci praktycznie nie istnieje. Nie wiem, czy nawet ich imiona mają znaczenie. Jest główna dwójka, a cała reszta to zblizeni do siebie gamonie, z jednym lowelasem potrafiącym wyjść przed szereg (tylko wyglądem). Spory zawód po mocnym początku przedstawiającym zmarłego lidera ekipy.

Rozrywka na miałkim poziomie. Liczyłem na szaleństwa z prawdziwego zdarzenia, zamiast tego dostałem jakieś marne gierki wewnątrz klubu, jak i kiepskie sprawdziany testujące potencjalnych członków. A jak już poznamy tę kiepskiej jakości polewę, to ciężko będzie się doszukać nadzienia. Brakuje temu serca.

Są tak zepsuci przez wartości swojej drużyny, że ich jedynym życiowym celem zdaje się być udowodnienie kolegom, że jest się bardziej szalonym. Starają się być wariatami, choć jak człowiek na nich popatrzy, to w starciu z równie liczną, ogarniętą ekipą, polegliby tak bardzo, że szpital mógłby wystawić nieosiągalny dla ich grubych portfeli rachunek.

Dramat w tym wszystkim przewidywalny, moment w którym do niego dochodzi dość oczywisty. Może to chcieli nam przedstawić, jednak to trochę za mało na tą męczącą przejażdżkę z angielskim akcentem. Spłynęło po mnie, spłynie i po Was. Może ten film jest taki jak klub? Tylko dla wybrańców – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/177/#findComment-380508
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Gunman / Gunman: Odkupienie

James Terrier (Sean Penn) pracował kiedyś jako likwidator dla amerykańskich służb. Teraz – kilka lat po udanej akcji w Kongo - sam stał się celem grupy wykwalifikowanych morderców, którzy ścigają go od afrykańskiej dżungli, poprzez ulice Londynu, aż po tętniącą życiem Barcelonę. Terrier, by przetrwać, musi pokonać jedną z najpotężniejszych organizacji współczesnego świata. Wie doskonale, że w tym świecie nie liczy się prawo, ani moralność. Wygrywają silniejsi i bardziej bezwzględni.

Sean Penn to kolejny „dziadek”, który postanowił wybić wszystko, co zagraża jemu i bliskim. Wygląda dobrze, jest w swej roli wiarygodny – super! .... A teraz przejdźmy do minusów.

Matko, co za szmira. Nie dość, że toniemy w oklepanych motywach – takie filmy to powód narzekań na Hollywood, serwujące w kółko to samo danie – to jeszcze mamy wrażenie, że zabierają nas na tę przejażdżkę najdłuższą możliwą trasą. Niemiłosierne dłużyzny, spowodowane słabą reżyserią. O tyle dziwne, że tworzył to gość odpowiedzialny za pierwszą „Uprowadzoną” (Pierre Morel), więc powinien pływać w takiej tematyce. Kiedy nie czujemy historii, to wszelkie tamtejsze budowanie klimatu (a raczej „klimatu”) zwyczajnie irytuje i nie pomaga wrócić na ścieżkę zainteresowania.

Ta nieciekawa historia, oprócz strzelania, wybuchów i innych niezbędników kina akcji, dostaje motyw porzuconej dziewczyny, Annie (Jasmine Trinca). James po udanej akcji musiał się ukryć, zostawiając ją za sobą. Na Annie od dawna miał ochotę Felix (Javier Bardem), co naturalnie postanowił wykorzystać przy absencji ex-chłopaka. Jeśli ktoś – tak jak 99% oglądających zwiastun – spodziewa się rywalizacji tych dwóch zabójców w terenie, srogo się przeliczy. O ile mógłbym się zastanawiać nad sensem bytu Javiera w „Gunmanie”, tak nie mogę zaprzeczyć temu, że jego byt na ekranie podciąga poziom zaangażowania u widza. Rewelacyjny aktor. Dźwignął ile był w stanie – tzn. ile mu dali czasu ekranowego, a jest go stanowczo za mało.

Na domiar złego – taka mała bonusowa „wisienka”/kupa od twórców – goście, którzy polują na naszego herosa, to jedni z większych nieudaczników kiedykolwiek. Ich celność sprawiała wrazenie, że Ci zakontraktowani killerzy pierwszy raz trzymają w swoich rękach broń. Może twórcy mieli tego świadomość i wycięli trochę scen akcji, czego efektem – jeśli się nad tym zastanowić - jest mało „gunów” w „Gunmanie” – 2/10 (Szokujący jest okrutny drugi plan, dla tak utalentowanego gościa, jak Idris Elba)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/177/#findComment-380575
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Paul Blart: Mall Cop 2

Niezdarny sklepowy ochroniarz Paul Blart (Kevin James), który w pierwszej części tego wielkiego przeboju komediowego wykazał się sprytem i odwagą równą bohaterom filmów sensacyjnych, zostaje wysłany do Las Vegas na kongres strażników. Towarzyszy mu znana z pierwszej części córka Maya (Raini Rodriguez). Podczas kongresu Blart staje się świadkiem napadu z bronią w ręku. Tylko on może powstrzymać przestępców. Niezdarność jest jego sprzymierzeńcem.

Nadopiekuńczy ojciec, po tym jak większość rodziny go opuściła, nie do końca jest w stanie dostrzec, co jest faktycznie dobre dla córki. Ojcostwo jest dla niego większym wyzwaniem niż zagrażające konferencji niebezpieczeństwo. Generalnie, oklepane. Wzięli do roli nawet najbardziej oklepany czarny charakter w Hollywood, będący jednocześnie najtańszym – Neal McDonough (na pewno kojarzycie).

Kevin James zasługuje na więcej. I nie, nie piszę tego dlatego, że go lubię, czy doceniam jego gagi. Piszę to dlatego, że nikt nie zasługuje na występ w czymś tak złym, jak „Paul Blart: Mall Cop 2”. Pierwsza część była kiepska, jednak ten niezdarny Paul był potulnym grubaskiem, a jego nieudolne poczynania mogły rozśmieszyć. Tutejsza nieudolność nie reprezentuje sobą nic. Sam Blart urósł lekko w piórka po swojej udanej akcji i teraz jest po prostu irytującym grubym gamoniem.

Pro-rodzinny twór, wypluty przez ludzi Adama Sandlera. Czy to nie jest w ogóle śmieszne? Nie, nie w ogóle, jest jednak wystarczająco często nieśmieszne... To co się działo w Las Vegas, tym razem naprawdę powinno tam zostać! – 1/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/177/#findComment-381081
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Avengers: Age of Ultron / Avengers: Czas Ultrona

Kiedy Tony Stark (Robert Downey Jr.) próbuje wskrzesić dawno zapomniany program utrzymania światowego pokoju, sytuacja niespodziewanie się komplikuje. Na scenę wkracza mroczny Ultron (James Spader) ze zbrodniczym planem zniszczenia całej planety. Los milionów niewinnych istnień spocznie w rękach najpotężniejszych bohaterów Ziemi z drużyny Mścicieli. Iron Man, Kapitan Ameryka (Chris Evans), Thor (Chris Hemsworth), Hulk (Mark Ruffalo), Czarna Wdowa (Scarlett Johansson) i Hawkeye (Jeremy Renner) zostaną wystawieni na największą próbę pełną niełatwych sojuszy i niespodziewanych zwrotów akcji.

Jeśli film o superbohaterach może być tak dobry, jak złoczyńca, z którym przyjdzie walczyć, to „Avengersi” dokonali niemożliwego i po Lokim potrafili sprezentować kogoś satysfakcjonującego. Ultron, stworzona przez Starka sztuczna inteligencja, to destroyer, jaki jest konieczny by stanowić zagrożenie przy tak mocarnej ekipie. Maszyna do zabijania, która chcę uratować świat, niszcząc go. Trzeba przyznać, że w tym szaleństwie miał on sporo racji, przez co potrafił wzbudzić moją sympatie. Pomogło też poczucie humoru i charakter, jaki ta sterta metalu pokazuje przy każdej scenie. Teksty godne zapamiętania, świetny głos Spadera.

Wiedzieliśmy czego się spodziewać po tej grupie. Znamy chemie jaką dzielą, a ta na szczęście nie traci na uroku wraz z drugą częścią. Wchodzimy jak do siebie. Znamy twarze, znamy ich historie, cieszymy się z dialogów. Może nie są tak dobre, jak w oryginale, ale wciąż można wyhaczyć parę perełek. A Ci, którym taki humor nieodpowiada, mogą napawać się świetnymi efektami. Niektóre sceny walki robią wrażenie, i chyba tylko ta finalna nie spełniła moich oczekiwań. Nic złego, po prostu jakbym ten rozpierdol miasta już widział.

I choć Avengersi oferują sobą wiele dobrego, nie ustrzegli się minusów. To jest seria, która ma kończyć kolejne „fazy” w MCU (Marvel Cinematic Universe). „Czas Ultrona” sporo czasu poświęca na otwieranie nowych wątków, a nie zamykanie powstałych. Jasne, to sprawia, że jeszcze bardziej wyczekuje trzeciego Kapitana Ameryki, czy Ragnaroku u Thora, jednak produkt tu sprezentowany na tym delikatnie traci.

Nie podobało mi się też eskponowanie „drugoplanowców”. Black Widow, a w szczególności Hawkeye, są tu zbyt ważni. Dla mnie to zawsze będą dodatki do trzonu ekipy, a tutaj byli mi wciskani na siłę. Nieśmiały wątek miłosny, czy zaplecze rodzinne łucznika, to niekoniecznie rozrywka, jakiej bym od tego filmu oczekiwał. Pokazali, że tamci nie zasługują na poświęcony sobie, oddzielny produkt.

Nowe postaci dają radę. Scarlett Witch rozwija się na naszych oczach, Quicksilver niekoniecznie ustępuje swojej wersji z X-Menów, a Vision zdaje się być tym, którego poczynaniami będę najbardziej zainteresowany w przyszłości. Jak nigdy – Paul Bettany mówi, ja jestem autentycznie ciekawy co powie. Miło, że znaleźli też miejsce dla Falcona czy War Machine – ten drugi dostał nawet swoje komediowe „5-min”.

Czy „Czas Ultrona” jest lepszy od pierwszej odsłony? Nie. Dostaliśmy w zasadzie to samo, a to samo wciaż robi duże wrażenie. Wiele ciążyło na barkach Ultrona, a ten spisał się na medal, stając się jednym z fajniejszych antagonistów w filmach Marvela. Przyznam szczerze, że nie wierzyłem w taki obrót sprawy po pierwszym zwiastunie – 8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/177/#findComment-381995
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 870
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Avengers: Age of Ultron

Gdy wychodzili pierwsi Avengersi nie napalałem się jakoś strasznie i nawet nie byłem na tym filmie w kinie. Zresztą do każdego filmu Marvelowskiego podchodziłem ze sporym dystansem. No może poza X-Menami - te filmy oglądałem zawsze.

Z czasem moje podejście zaczęło się to stopniowo zmieniać. Wiele pozytywnych opinii, dobre oceny, efektowne trailery, no i moja trochę nerdowska dusza :D - to wszystko zadziałało i zacząłem oglądać i nadrabiać filmy z Iron Manem, Kapitanem Ameryką i resztą świty.

Także w momencie pojawienia się na rynku nowych Avengersów byłem już mocno wciągnięty w ten świat.

 

Co mi się bardzo podoba w tych filmach, to ciągłość zdarzeń i to nie tylko z Avengersami, ale również z Iron Manem, albo Kapitanem Ameryką. Dzięki temu wchodzimy w film "jak do siebie". Znamy bohaterów, znamy ich relacje między sobą, wiemy czego mniej więcej się spodziewać.

Zresztą podchodząc do tego filmu też wiedziałem dokładnie czego się od niego spodziewam. Chciałem akcji oraz sporej dawki humoru. W kwestii akcji było całkiem spoko, chociaż niekiedy miałem odczucie, że trochę przeginają (tylko tutaj nasuwa się pytanie, czy film z superbohaterami nie powinien być pod tym względem trochę przegięty ;)? ). Za to humor był świetny. Zaskoczony byłem, że było go aż tak dużo, ale to jeden z większych plusów tego filmu.

 

Zgadzam się z N!KO w kwestii Ultrona. Bardzo fajny antagonista, który najbardziej zaskoczył mnie właśnie humorem. Nie spodziewałem się tego po nim chociaż niesłusznie, bo to w końcu dzieło Starka ;)

 

Są jednak rzeczy z którymi nie zgadzam się z N!KO.

 

„Czas Ultrona” sporo czasu poświęca na otwieranie nowych wątków, a nie zamykanie powstałych. Jasne, to sprawia, że jeszcze bardziej wyczekuje trzeciego Kapitana Ameryki, czy Ragnaroku u Thora, jednak produkt tu sprezentowany na tym delikatnie traci.

 

To prawda, że film otwiera nowe wątki pod nowe filmy. Ja jednak odebrałem to pozytywnie, bo to jeszcze bardziej wciąga w ten świat i wywołuje u nas głód i oczekiwanie na nowości. Nie odczułem żeby produkt końcowy coś na tym tracił i odbierałem to jako pewną całość.

Tak btw. to Marvel ładnie to wszystko rozwiązuje, bo z tych wszystkich filmów zaczyna się robić taki "gruby" serial. Mi to nie przeszkadza i doceniam stworzenie takiego świata, no ale zdaję sobie sprawę że mogą być osoby którym nie będzie to odpowiadać.

 

Nie podobało mi się też eskponowanie „drugoplanowców”. Black Widow, a w szczególności Hawkeye, są tu zbyt ważni. Dla mnie to zawsze będą dodatki do trzonu ekipy, a tutaj byli mi wciskani na siłę. Nieśmiały wątek miłosny, czy zaplecze rodzinne łucznika, to niekoniecznie rozrywka, jakiej bym od tego filmu oczekiwał.

 

Tutaj też po części się nie zgodzę, bo ja akurat byłem bardzo zadowolony, że w końcu te dwie postacie są traktowane na równi z resztą ekipy. To w pierwszych Avengersach (zwłaszcza jeśli chodzi o Hawkeye) miałem wrażenie, że są tam piątym kołem u wozu i bez nich niewiele by się zmieniło. Tutaj w końcu stali się ważni i to mi się podobało.

Co do wątku miłosnego, to tu akurat się zgadzam i też wstawiam go jako malutki minus filmu.

 

A tak przy okazji postaci, to niesamowite jak przez dwa filmy (ten oraz Zimowego Żołnierza) zmieniło się moje podejście do Kapitana Ameryki. Wcześniej był to dla mnie przerysowany, mega praworządny żołnierz. Po tych dwóch filmach facet nabrał trochę charakteru i stał się w końcu jakiś. Oczywiście nadal nie będę z nim sympatyzował, ale teraz go chociaż akceptuję ;)

 

 

Bardzo dobrze bawiłem się przy tym filmie. Z kina wyszedłem w pełni zadowolony, a do tego przychodząc do domu sprawdziłem kalendarz kolejnych premier Marvela ;) Film oceniam na 8/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/177/#findComment-382025
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 131
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2010
  • Status:  Offline

A tak przy okazji postaci, to niesamowite jak przez dwa filmy (ten oraz Zimowego Żołnierza) zmieniło się moje podejście do Kapitana Ameryki. Wcześniej był to dla mnie przerysowany, mega praworządny żołnierz. Po tych dwóch filmach facet nabrał trochę charakteru i stał się w końcu jakiś. Oczywiście nadal nie będę z nim sympatyzował, ale teraz go chociaż akceptuję

Można to uznać za przyzwyczajenie się Rogersa do czasów teraźniejszych. A to sypnie żarcikiem, a to stylowo strzeli w pysk. Wyrobił się w końcu :)

 

W kwestii akcji było całkiem spoko, chociaż niekiedy miałem odczucie, że trochę przeginają (tylko tutaj nasuwa się pytanie, czy film z superbohaterami nie powinien być pod tym względem trochę przegięty ?

Marvel musiał przebić akcję z Szybkich i Wściekłych 7, aby ludzie dalej czuli, że są na filmie o superbohaterach, a nie zwykłym filmie akcji (chociaż podejrzewam, że Dominic Torretto wcale nie byłby bez szans w starciu z Hulkiem - po ostatnich Szybkich nic mnie już nie zaskoczy) :P

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/177/#findComment-382028
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

Flinstonowie: Wielkie łubu-dubu (2015)

 

Fred Flinstone planuje zabrać swoją rodzinę na wakacje, jednak przez kłopoty w pracy realizacja tego zamierzenia oddala się. Tymczasem obecność na festynie charytatywnym podsuwa mu pomysł, który może odmienić nie tylko jego życie...

Całkiem niezła produkcja. Na pewno plusem jest długość. Nieco ponad 50 minut sprawia że nawet pomimo kilku słabych momentów całość dobrze się ogląda. Zdecydowanie można sobie włączyć i nawet trochę się pośmiać. Ogólna ocena 7,5/10

 

[ Dodano: 2015-05-13, 17:40 ]

Odruch Serca (2014)

 

 

Pierwsza połowa lat 80, Nowy Jork. Środowisko Gejowskie dziesiątkuje nieznana choroba. Ze względu na jej przebieg, nikt nie chce się zająć analizą. Na placu boju pozostaje Emma Brookner, poruszająca się na wózku lekarz. Podejrzewa się raka. Dotknięte środowisko też próbuje coś robić. Na czoło wysuwa się Ned Weeks. Jednak ze względu na przyjęcie kontrowersyjnych metod działania, wkrótce zostaje usunięty ze stowarzyszenia, które próbuje rozwiązać problem.

Poza tym, że można dowiedzieć jak wyglądała bądź mogła wyglądać reakcja społeczeństwa amerykańskiego na HIV, film nie powala na kolana. Dlatego tylko 3/10.

Edytowane przez filomatrix
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/177/#findComment-382147
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Pani z przedszkola

"Pani z przedszkola" to obraz rodziny, której życie z dnia na dzień staje na głowie, gdy wkracza w nie przedszkolanka syna, piękna i tajemnicza Karolina (Karolina Gruszka). To za jej sprawą rodzice chłopca – zapalony konstruktor latawców (Adam Woronowicz) i jego melancholijna małżonka (Agata Kulesza) odkryją, czym jest prawdziwa miłość i zrozumieją, że przez wszystkie lata małżeństwa tak naprawdę niewiele o sobie wiedzieli.

Rodzina w okresie PRL-u, serwująca trochę śmiech przez łzy, bo historia tutaj wcale nie jest kolorowa. Jest tragiczny wypadek, jest ciężki przypadek syna, jest i ona, Pani z przedszkola. Kocha się w matce, synek w niej - skomplikowana osobowość. Musicie wiedzieć, że to nie jest typowa komedia, a promowanie tej produkcji tylko tym gatunkiem, może się okazać dla wielu zgubne. Nie spodziewajcie się dynamicznej opowiastki z masą gagów. Te często są mocno slapstickowe, wciśnięte mam wrażenie na siłę, by odciągnąć trochę od powagi całej reszty.

Mieszanka aktorska też wypada dziwacznie. Z jednej strony Kulesza i Gruszka pokazują swój warsztaty, by zaraz wyskoczył przekolorowany Woronowicz w scenie stylizowanej na komiks. Do końca chyba sami nie wiedzieli, co chcieli stworzyć. Brakowało mi w tym wszystkim spójności. Ta opowieść jest jakaś poszarpana, pocięta, a w ogólnym rozrachunku nieco męcząca – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/177/#findComment-382203
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Maggie

W całym kraju rozprzestrzenia się choroba, która zamienia ludzi w zombie. Wirus dociera także do prowincji nastoletniej Maggie (Abigail Breslin), co skutkuje jej zarażeniem. Jednak ojciec (Arnold Schwarzenegger) nastolatki nie chce pogodzić się z jej losem.

Dramat w świecie horroru. Ładna opowieść ojcowskiej miłości, w brutalnej rzeczywistości. Przyznam, że nie opuszczało mnie skojarzenie z „Walking Dead”. Z grą, bo z niczym innym z tego uniwersum nie miałem styczności. Klimat mocno uderzał w te same nuty, a nawet niektóre sceny były żywcem stamtąd skopiowane. Nie mam im tego za złe, to świetny wzór, jeśli o zombie chodzi. Muzyka budowała napięcie i chwała dźwiękowcom, bo historia sama w sobie nie ma najlepszego tempa. Wszystko jest tak ponure, że nie idzie nie dostrzec jak wolno się to wszystko rozwija.

Schwarzenegger daleki od swojej sfery komfortu. Nie ma tu wybuchów, nie ma walki, strzelanin, ani pościgów. Jest za to przyjemny obraz kochającego ojca, a tym ojcem pogromca Predatora okazał się bardzo dobrym. Wiarygodna postać, która bije się z własnymi myślami, co zrobić z zarażoną córką. Wysłać do kwarantanny, gdzie opieka nad chorymi nie jest najlepsza, a mała spędzi ostatnie momenty człowieczeństwa wsród obcych? Czy może zostawić ją przy swoim boku, wbrew wszelkim zaleceniom ostrożności, ryzykując własne życie?

Abigail daje świeży obraz osoby zarażonej. Osoby, która wie, co ją czeka. Od początku dziewczyna ma tego świadomość, a My możemy bacznie się przyglądać, jak sobie z tym poradzi i jak postanowi spędzić ostatnie dni życia.

Teatr dwóch aktorów. Spokojny, momentami nawet za spokojny, ale również ciekawy i intrygujący. Film o zombie obrazujący tragedię człowieka, a nie ganiających bezmózgich umarlaków. Scen z nimi jest tu jak na lekarstwo, ale nie są ani trochę potrzebni by zrozumieć powagę tamtejszej sytuacji. Fajne – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/177/#findComment-382213
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

McFarland, USA

Trener lekkoatletyki (Kevin Costner) prowadzi sportowców z małej kalifornijskiej miejscowości do występów w krajowych mistrzostwach.

Wyrzucony z pracy przez nieumyślną krzywdę wyrządzoną niepokornemu podopiecznemu, Jim White trafia do małej miejscowości, niewielkiej szkoły, do trudnych dzieciaków. Wielokrotnie widzieliśmy te opowieści, gdzie trener inspiruje młodych do wyższych celów. „McFarland” zachowuje wszelkie przyjęte tam standardy. Jim jest na nieznanym terenie, a próbując sie zaadaptować ze swoją rodziną w nowym miejscu zamieszkania, dostrzega potencjał kilku chłopaków, dla których wydawałoby się nie być już nadziei.

Jest ten wkurwiony-wyszczekany, ten nieco pocieszny, i ten najwkurwieńszy ze wszystkich – tak wkurwiony, że nawet średnio coś gada. Razem stanowią... mało atrakcyjną zgraje biegaczy, którym nie do końca chce się kibicować. Próżno tu szukać ekipy, jak to było w przypadku „Coacha Cartera”. Tamci się wyróżniali, byli jacyś. Tutaj jedego wyróżnicie tylko dlatego, że będzie miał wąsy. Za tym pewnie stoi przeciętne aktorstwo. Costner nadrabia ile może, ale oparcie tego na prawdziwej historii i dość duże ograniczenia, które za tym idą, nie pozwoliły na jakąś własną interpretacje. Powiedziałbym, że zagrał dobrze, ale książkowo. Podobała mi się jego nieporadność, trenując nowy dla siebie sport. Mały komediowy akcent przemycony przez reżysera.

Nieodparte wrażenie, że to już było. Czy inspiruje? Możliwe, choć ja nie wskoczę zaraz w krótkie spodenki i nie pójdę biegać. Największe emocje odczuwałem podczas wyścigów – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/177/#findComment-382354
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Age of Adaline / Wiek Adaline

Urodzona na początku XX wieku piękna Adaline (Blake Lively) jako dwudziestolatka ulega wypadkowi, na skutek którego przestaje się starzeć. To co wydaje się spełnieniem marzeń o nieśmiertelności, z czasem przynosi dramatyczne konsekwencje. Adaline musi się ukrywać przed władzami, które chcą poddać ją eksperymentom. Wciąż podróżując, zmieniając tożsamość traci kontakt z najbliższymi, którzy starzeją się na jej oczach. Ta pełna przygód i dramatycznych wydarzeń podróż przez życie Adaline trwa przez cały niemal XX wiek. To życie jest fantastycznie wręcz interesujące, kolorowe, niezwykłe ale także bardzo samotne. W końcu Adaline znajduje miłość, dla której warto wyrzec się nawet nieśmiertelności. Ale czy to możliwe?

Złoty pomysł, zamieniony w przeciętne filmidło. Nie uderza w żadne zaskakujące tony, nie porusza. Wszystkiego dowiedziałem się w zwiastunie, a ten narrator nawija też w trakcie trwania filmu. W ogóle mi nie pasował ten zabieg. Taka mocna droga na skrót – a i głosiwo narratora w ogóle nie pasowało do widowiska. Stało się to, to, i to, a teraz pozwólmy się jej zakochać, czyli zróbmy z tego romansidło, jak każde inne.

Niewiele razy poczułem dramat postaci. Szybki skok na osi czasu to uniemożliwia. Jak mam się przejmować tym, że ona jest skazana na patrzenie jak umierają bliscy, skoro tych bliskich na dobrą sprawę nie było mi dane poznać – poza psem. Gdyby dobrze zbudowali postać, która zestarzałaby się na naszych/jej oczach, a potem umarła ze starości przy wciąż młodej Adaline, to ten motyw uznałbym za należycie wykorzystany. A tak, jest on tylko chwytliwym opisem tego niezłego pomysłu. Stara córka nie wpisuje się w to wszystko, bo gdy ją na dobrą sprawę poznajemy, to ... już jest stara. Młodsza wersja to tylko bezowocne flashbacki.

Jak na 100-letnią personę, jakoś łatwo się dziewczyna zakochuje. Słabo, że jej mądrość została tylko fajnie nakreślona na starcie, kiedy poucza młodego fałszerza. Jej spostrzegawczość była ciekawym motywem, który oczywiście z czasem został wyparty sprawami sercowymi.

Aktorsko wypada to bez szaleństw. Postać Harrisona Forda rozkręca widowisko. Wtedy nabiera to sensu. Wtedy wreszcie można się rozwodzić nad jakimś wykorzystaniem pomysłu, kiedy dziewczyna zakochuje się w synu swojej starej miłości – a i interakcja między całą familią mi się podobałą. To już jakiś motyw, choć nie opuszczało mnie wrażenie, że z tej wielkiej historii życia Adaline, dostaliśmy tylko ostatni rozdział. Nie będzie to podróż, jakiej wypadało oczekiwać – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/177/#findComment-382393
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Wkręceni 2

Kontynuacja filmu "Wkręceni". Przyjaciele Tomka "Szyi" Zarównego (Paweł Domagała) rozjechali się po świecie, a on jako jedyny został w rodzinnym mieście. Podczas pracy mężczyzna poznaje przypadkowo Klementynę (Małgorzata Socha). Kobieta postanawia zabrać go na kilka dni do Warszawy, na co Szyja godzi się bez wahania. Niestety Tomek ma żonę, Jadźkę (Barbara Kurdej-Szatan), która za wszelką cenę chce sprowadzić męża do domu.

Im więcej fabuły, tym gorzej. Trochę dziwne, bo choć od „Wkręconych 2” nie oczekiwałem wiele – nic? – tak początek mnie miło zaskoczył. Mocno pajacujący Domagała dawał radę wywoływać salwy śmiechu swoimi tekstami, a ja zacząłem „luzować” i liczyć na dobra zabawę. 20-minut minęło i już dobra zabawa nie wróciła. Poszukiwanie „Szyi” przez żonę, to kiepski sitcom, albo jakaś gorsza reklama Playa z tragicznie słabą Kurdej-Szatan. Po drugiej stronie barykady, u jej męża, tez przestało być kolorowo. Zaczęli jechać schematami – tak w kwestii historii, jak i dowcipu. Jedynka (4/10) – choć też na sztampie zbudowana – dłużej utrzymywała widza przy życiu. Obie toną w romansach, choć podobnież chodzi o nieoczkiwaną zamianę miejsc - 3/10

 

 

 

Pitch Perfect 2

Kontynuacja komedii sprzed kilku lat, z debiutującą Elizabeth Banks za kamerą. Po upokarzającym wystąpieniu, grupa acapella Bellas, dołącza do międzynarodowego turnieju wokalnego, którego nigdy w historii nie wygrała grupa ze Stanów Zjednoczonych. Muszą udowdnić na co je stać i odzyskać dobre imię.

Trzy rzeczy – John Michael Higgins i Banks jako komentatorzy, Chrissie Fit jako członkini zaspołu i nieco mniej Keegan-Michael Key, jako szef Anny Kendrick. Kiedy oni byli na ekranie i rzucali żartami - ja się śmiałem. Higgins zabijał mnie praktycznie ze 100% skutecznością, i gdybym mógł to ściągnąłbym jego podcast, który tam nagrywał. Banks była tłem przy tym gościu. Dla mnie mistrzostwo świata komedii. Fit to dziewczyna z Gwatemali (?), która świetnie komentuje dramaty przeżywane przez zespół, zestawiając je ze swoim życiem w biedzie. Komentarze wskazane, bo wiadomo, że te dziewczynki będą piszczeć o jakieś pierdoły wokalne, a ona miała cięższy arsenał. Keegan to zaś reprezentant bocznego toru fabuły, który był zwyczajnie lepszy od tego głównego.

Bo i ten główny wątek, to „straight 2 dvd” shit, nie godny pokazywania na dużym ekranie. Żal było patrzeć na te kolejne schematy rzucane w twarz, jako wymówka do kiepskich żartów grubej Rebel Wilson. Druga Melissa McCarthy się z niej robi, gdzie wszystkie dowcipy opiera na falujących fałdach tłuszczu.

Popisy wokalne też nie porwały. Pierdziały efektami, zamiast dać popis talentu. Nie wiem na ile mogę się czepiać, bo to świadomy zabieg, w który idealnie wstrzeliła się rywalizująca grupa DSM. Niestety, ta rywalizacja robi się stara zanim się zaczyna – 4/10 (...bo Higgins)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/177/#findComment-382533
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Ex Machina

Scenarzysta „28 dni później” i „W stronę słońca” zaprasza do świata przyszłości, która dzieje się już teraz, w laboratoriach, o których nie mamy pojęcia. Młody informatyk Caleb (Dohmnall Gleeson) wygrywa firmowy konkurs i na tydzień trafia do laboratorium, w którym pracuje szef firmy - Nathan (Oscar Isaac). Caleb poznaje w nim piękną Avę (Alicia Vikander) - pierwszą na świecie sztuczną inteligencję pod postacią kobiety. Ava jest wynikiem eksperymentu Nathana. Czuje, myśli, wzrusza się i boi o własną przyszłość.

Powolnie budowana atmosfera. Klimat zamkniętych pomieszczeń, wszystko oparte na emocjach. Nie ma tu wybuchów, nie ma typowego sci-fi. I choć niektórym mogą się zamknąć oczy przy długich, przegadanych scenach, które tak naprawdę niewiele pchają historię do przodu – znam to z autopsji - apeluje zaczekać. Jak się rozkręci, to łapie za gardło i nie chce puścić. Jest kluczowy moment, który staje się zapalnikiem do dynamicznej, psychologicznej rozgrywki w ostatnim akcie. Czyje motywy są prawdziwe? Kto z kim trzyma i dlaczego? Kto kogo finalnie przechytrzy? Śledziłem z wypiekami na twarzy.

Świetny pokaz aktorstwa od Gleesona i Isaaca. Oscar od początku budzi obawy. Tak u nas, jak i u głównego bohatera. Wariat czy geniusz? To częste pytanie, które jakże idealnie się wpisuje w jego postać. Caleb nieco wycofany, zszokowany swoim zwycięstwem, zachwycony miejscem, w którym ma spędzić tydzień. Celem jest sprawdzenie sztucznej inteligencji. Czy wciąz można Avę nazwać robotem? Alicia Vikander nie rzuciła mnie na kolana, ale nie odstając i nie wadząc głównym bohaterom, nie zasługuje na złe słowa.

Dla mnie kino nierówne. Tak jak po pierwszej godzinie zastanawiałem się, w czym tkwi wielkośc tego filmu, tak druga mnie wgniotła w fotel. Jest kilka dziwnych, mocno naciąganych akcji, ale przez tę końcówkę będę to bardzo miło wspominał. Sci-fi, które mi podchodzi, a to już coś – 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/177/#findComment-382691
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Kaczy316
      W sumie teraz ja dodam swoją kontrowersyjną opinię, ale tylko jedną, bo obecnie chyba tylko jedną taką mam.   Cena NIE POWINIEN wygrywać już Royal Rumble Matchu, pomimo tego jak ta walka jest obecnie traktowana czyli w sumie zazwyczaj kiepsko, większość zawodników wygrywających RR przegrywa, a na przestrzeni lat 2010-2019 to większość nawet nie Main Eventowała największej gali roku pomimo wygrania tej walki, więc to mówi samo za siebie, dopiero od tej dekady to się zmieniło, gdzie od 2020 to każdy zwycięzca RR Main Eventował WM'kę, także dobrze, że to zmienili, ale wracając do Lidera Cenation, tu nie chodzi o brak szacunku dla legendy jaką bez wątpienia jest, nie chodzi, że nie zasługuję na pobicie rekordu Flaira czy zrównanie się zwycięstwami w RR Matchu z SCSA, chodzi o to, że jeśli chcieli to zrobić to powinni to zrobić NAJPÓŹNIEJ w 2018 roku kiedy Cena jeszcze potrafił w miarę regularnie występować  i był w formie, żeby dać zarówno dobry feud jak i walkę, a nie teraz, gdzie gość nie ma formy, co wyjdzie na ring to daję to samo promo, a walki nie miał dobrej chyba od walki z Romanem w 2021, chociaż tej walki zbytnio nie oglądałem, ale ponoć była solidna, niemniej jednak tak jak mówię jedna jaskółka wiosny nie czyni, wcześniejsza jego dobra walka była z Wyattem, a to i tak był bardziej jakiś teatr czy coś niż walka z WM 36, a jeszcze wcześniej to musimy się cofnąć do chyba nawet 2017, bo w 2018 to już powoli przechodził na ten part timing i ciężko mi coś znaleźć dobrego z jego strony jak tak szukam pamięcią, ale chyba początek jeszcze nie wyglądał najgorzej po WM było o wiele gorzej, bo przed to jeszcze tam kręcił się wokół głównych tytułów i tam jakieś wieloosobówki były solidne czy nawet pojedyncze walki ze Stylesem, ale od okresu 2018 po WM to już tragedia była, przejście na part timing i kompletny brak formy z roku na rok co raz gorzej, 2018 to był dla mnie ostatni dzwonek dla niego, teraz już za późno ze względu na to, że to będzie totalny zawód, a danie mu takiego czegoś jako forma "nagrody" za cały rok to słaba sprawa, wygranie EC to najwyżej co może zrobić według mnie i pójście na tego Rhodesa powiedzmy, ale ten feud i walka nie będą dobre jeśli ma taką formę jaką miał ostatnim razem chociażby, a to już będzie dużo, a co dopiero mówić o wygraniu RR i kreowaniu WM wokół niego, nie jestem tego fanem, dla mnie nawet najlepiej jakby zawalczył na WM z kimś singlowo bez tytułu na szali jakaś walka Orton vs Cena, McIntyre vs Cena, Rollins vs Cena, naprawdę uważam, że jest sporo rywali, z którymi Cena mógłby się zmierzyć na WM bez tytułu, Punk vs Cena to byłoby coś, a jak już musi być tytuł to dałbym mu walkę o tytuł IC, Breakker vs Cena też chętnie bym zobaczył i Cena nawet mógłby to wygrać i to byłaby najlepsza nagroda dla niego jeśli mówimy o ostatnim runie, zdobycie tego tytułu, którego mu brakuję do bycia Grand Slam Championem, a Cena w tym feudzie nawet za wiele by nie musiał, to się samo piszę, Cena, który jest jak zwykle miły dobry super hero i Bronik, który rozwala go za każdym razem gdy go widzi, nawet nie dając mu dojść do słowa, nie trzeba wiele, a Rhodes vs Cena tu trzeba się mega postarać i wątpię, żeby WWE to rozpisało dobrze, bo oboje są jednowymiarowi i tacy sami, także to jest moja opinia, że jeśli chodzi o okres Road To WM, to Cena powinien próbować gonić za tytułem, ale nie powinien wygrywać ani RR ani EC w mojej opinii, ani nawet walczyć o tytuł na WM, po prostu fajnie byłoby zobaczyć tą pogoń i tyle, a po WM już mógłby dla mnie walczyć, po prostu nie lubię sytuacji w której zawodnik sobie powraca, dalej jest part timerem, totalnie niczym nie zasłużył na to, żeby zdobyć takie wyróżnienie, a szczególnie, że miał je już nie raz w przeszłości, w sensie, że był kluczową postacią w drodze do WM czy to jako pretendent czy jako Champion, od kilku lat mówi i robi to samo i jest z nim co raz gorzej, a nagle ma wygrywać najważniejszą walkę i być w ME największej gali.....tymczasem zawodnicy, którzy cały rok(Drew, Jey, Gunther, Punk, Rollins, Priest) lub nawet od kilku lat(Tak mam na myśli Ciebie Sami Zayn) pracują na to, żeby chociaż zdobyć jeden jedyny raz tytuł mistrza świata.......Nigdy nie byłem i nie będę fanem takich zagrywek, żeby to jeszcze storyline'owo się zgrywało jak w przypadku wygrania RR przez The Rocka by się to zgrywało to byłoby git, bo dla story, ale w takiej sytuacji jaka jest teraz to jest to dla mnie nie do pomyślenia i z całego serca liczę, że nie pójdą w wygranie RR Matchu przez Cenę. 
    • Kaczy316
      To lecimy z kolejnym SD i w sumie pierwszym, które można obejrzeć na Netflixie od razu, Knight vs Nakamura, kurde fajnie by było jakby Knight odzyskał ten tytuł, zobaczmy co Tryplak nam zgotował!   Ulala zaczynamy od Paula Heymana, ale zobaczymy czy ma coś znaczącego do powiedzenia. No mówi o tym, że Romuald jest prawdziwym i jedynym Tribal Chiefem i teraz ogólnie Reigns chcę się skupić na czymś innym, Heyman wie na czym, ale chcę się podzielić tym z jedyną osobą, która musi to usłyszeć oficjalnie przy spotkaniu twarzą w twarz i jest to Cody Rhodes! Którego Heyman chętnie zaprasza do ringu, a ten wychodzi, tak przypuszczałem. Oczywiście dowiadujemy się, że Roman po odzyskaniu władzy w rodzinie i "wisorka z papryczek" xD chcę z powrotem swój tytuł, a jego obecne plany zakładają, a właściwie to nie plany, a jest to spoiler, że Romuald wygrywa Royal Rumble i idzie po swój tytuł na WM i Heyman chcę wiedzieć czy Cody chcę o tym porozmawiać i w sumie to się nie odzywa, ale KO bardzo chcę o tym porozmawiać. KO wypomniał Rhodesowi to wszystko, wypomniał mu pomoc Reignsowi na Bad Blood i na ostatnim Raw, wypomniał mu uścisk z The Rockiem oraz wypomniał mu uścisk dłoni z Heymanem obecnie oj gruby feudzik, KO jedzie po całości mega mi się to podoba, a Cody jak zwykle gdy nie ma racji to wkurzony idzie zatłuc Kevina na trybuny xD. KO i Rhodes idą sobie gdzieś w otchłań korytarzy areny, natomiast w ringu Heyman się temu przyglądał, a za plecami pojawili się Jacob i Tama Tonga, czuję, że chcą mu oddać to co jego czyli hołd nowemu Tribal Chiefowi, ale zobaczymy. Nie wiemy w sumie co planowali, bo wyglądało to jakby chcieli zaatakować Heymana, ale tego nie zrobili, a w końcu przybiegł Jimmy Uso na ratunek! Już myślałem, że sam Jimmy rozwali dwójkę w tym JACOBA, ale na szczęście Fatu się obudził i przypomniał, że ma kody na nieodczuwanie bólu xD. Kodeusz uporał się z KO i teraz leci na pomoc Jimmy'emu. No i w sumie udało mu się i tyle, fajny segmencik łączący kilka wątków, podobał mi się i story poszły na przód, nie był on bez znaczenia jak wiele potrafi ostatnio być.   Hmm dzisiaj 2 Title Matche mamy, komentatorzy coś o tym wspominali, jeden znałem, ale o drugim kompletnie nie wiedziałem, a to też rewanż tylko, że za Saturday Night's Main Event Chelsea vs Michin o tytuł kobiet United States, nie jestem fanem, bo Michin cały czas dostaję te same walki z tymi samymi zawodniczkami, to już nudne się robi, ale no dajmy szansę. Niecałe 9 minut pojedynku, który wygrywa Green, nie wiem czy walka nie była lepsza niż ta z SNME ostatniego, być może, niemniej jednak sam pojedynek był przyjemny, może nie jakiś wybitny, ale tego raczej od tego typu Pań nie oczekujemy, był dobry i tyle, a Green broni tytułu, możemy teraz wycofać Michin z TV na dobre pół roku? Ja bym chętnie od niej odpoczął, mam wrażenie, że co chwila dostaję walki z tymi samymi osobami lub title shoty z niczego.   Los Garza vs Pretty Deadly lecimy! Kolejne niecałe 9 minut walki, ale bardzo dobrej walki, Garza, Berto, Elton i Kit każdy dał z siebie wszystko moim zdaniem, fajnie to wyglądało i przyjemnie się oglądało, Los Garza wygrali, zemścili się za kłamanie PD i dobrze, walka oddała moim zdanie, jedyny minus to praktycznie martwa publika na tej gali, druga walka i druga walka ma taką ciszę, jak na pogrzebie po prostu, masakra jakaś.   Shinsuke Nakamura vs LA Knight o tytuł United States, druga walka mistrzowska dzisiaj, zapowiada się interesująco, a wiecie co nie jest interesujące? Kolejny run Nakamury z mistrzostwem mid cardowym hehehehe, miejmy nadzieję, że to koniec tej tragedii. Lekko po ponad 14 minutach mamy No Contest, Jacob i Tama wbili i zaatakowali Knighta za to, że wypchnął ich z areny po segmencie początkowym jak byli już na backu i wsparł ochroniarzy, no cóż zdarza się niestety, ale sama walka jak Panowie się rozkręcili to naprawdę bardzo dobra i nawet Knightowi udało się rozruszać publikę, która była praktycznie martwa xD, więc gitara, Knight rozwalony, więc Cody i Jimmy mogą wbić i rozwalić Fatu oraz Tonge, a Cody potem proponuję Cody i Jimmy vs Jacob i Tama i to dostaniemy zapewne w ME, ciekawe jak to się skończy xD.    Piękna powtórka jak Tiffany zrobiła Cash In na Jax w zeszłym tygodniu, świetnie to wyglądało i ten Theme, który był jakby Tiffany była jakimś herosem czy największym facem w federacji, pasowało to mega do momentu, świetne rozpoczęcie roku to było dla kobiecej dywizji na SD.   MCMG vs A-Town Down Under, to może być bardzo dobry pojedynek. Ponad 12 minut naprawdę bardzo dobrego pojedynku, Panowie z czasem się ładnie rozkręcili, MCMG wygrało i pewnie pójdą na pasy WWE Tag Team z powrotem, ale naprawdę walka mega przyjemna, szkoda, że o większości walk dzisiaj nie da się napisać nic więcej, bo są i tyle, żadne to walki feudowe w większości ani nic, po prostu są dobre solidne i zobaczymy co dalej dla zwycięzców, więc zobaczymy jak to się rozwinie wszystko, niemniej ta walka naprawdę dobra.   It's Tiffy Time! Oj tak dostaniemy teraz Tiffany, mega czekam na ten segment i ciekawe co się w nim wydarzy, Nia chcę jej niby pogratulować, no zobaczymy czy faktycznie tak będzie xD.  Pięknie Tiffy wyglądasz z tytułem, pasuję jak ulał. To tylko zwykły wywiad no cóż jest jak jest, ale powiedziała, że to wszystko to był plan, który opracowała, bo Nia myślała, że Tiffy to tylko durna blondynka, a pokazała jej, że się myliła i wszystko przerywa Jax, xDDDDDDDDDDDD co to za kłamstwa z ust Jax, ona stworzyła Tiffany? BABO zobacz sobie reakcję na Stratton z przed sojuszu z Tobą, a na reakcję na Ciebie nawet do tej pory, NIA JEST NIKIM! To Tiffy sprawiła, że run Jax był jakkolwiek interesujący. Nia daję wybór albo Tiffy oddaję dobrowolnie tytuł jej albo Nia sobie go zabierze, ciekawe co dostaniemy xDDD, a dostaliśmy Bayley! Może być ciekawie, chociaż kolejne Bayley vs Nia tym razem możliwe, że o pretendenta do WWE Women's Championship....meh. Bayley nic ciekawego nie powiedziała, a wszystko przerywa Naomi i wszystkie zapewne chcą po prostu walki o tytuł hmm, może jakiś F4W na Royal Rumble? W sumie to bym brał, ale pewnie zdecydują się na jakiś Triple Threat Match o pretendentkę. Ostatecznie doszło do brawlu, który w sumie ładnie zakończyła Tiffany, a Aldis sobie wbił obok Stratton i zapowiedział ostatecznie F4W o pretendentkę do tytułu WWE Women's, spodziewałem się Triple Threatu, ale Pianek jeszcze się dołączył xD, no cóż liczę na wszystkich poza Jax, ale pewnie ona wygra, no to lecimy.   Liczę tutaj na wygraną kogokolwiek naprawdę, nawet Pianek niech to wygra, byle nie ta Nia xD. Po ponad 17 minutach świetnej w sumie walki mi się ona mega podobała, sporo near falli, prób finisherów i ogólnie finisherów nawet, dobre tempo, każda z Pań miała swoje 5 minut, Pianek i Bayley największą robotę tutaj moim zdaniem zrobiły, naprawdę bardzo dobre starcie i generalnie kontrowersyjna opinia, ale Tag Naomi z Piankiem wygląda o wiele lepiej niż Pianka z Jade, Bayley ostatecznie wygrała i mi się to podoba chętnie obejrzę Tiffy vs Bayley na Royal Rumble, będzie coś świeżego!   Next Week: Tiffany Stratton vs Bayley o tytuł WWE Women's aha, jakie Royal Rumble, jakie SNME, damy to za tydzień, a na SNME albo RR dajmy Nia vs Tiffy no tak xDD logiczne meh, Tiffany vs Bayley za tydzień ehh, świetne starcie, a dajemy to na zwykłym SD...... szkoda. MCMG vs Los Garza, oj tak pojedynek może być świetny. Ulala prawdziwy Tribal Chi.....a nie czekaj on już nie ma Ula Fali, szyli powraca zwykły mid cardowy Solo Sikoa, a zapowiadają go jako nie wiadomo kogo, znaczy no w walce z Reignsem pokazał się bardzo dobrze według mnie i jako main eventer, ale no w sumie to ciekawi mnie co dla niego dalej, dajcie mnie to. To tyle i w sumie aż tyle, mocne walki, mocny powrót po wielkiej przegranej, ja czekam.   No to pora na Main Event! Jacob Fatu & Tama Tonga vs Cody Rhodes & Jimmy Uso, pewnie face'owie tutaj wygrają, bo The New Bloodline już nie musi być wiarygodne dla OG Bloodline xD, więc można ich gnoić zapewne, ale sama walka może wyjść ciekawie. Kurde RR Match zapowiada się mega ciekawie, dwie pierwsze gwiazdy zapowiedziane na tę walkę to Cena i Roman, samo RR też jak na razie nie najgorzej KO vs Cody w Ladder Matchu o Undisputed WWE Championship, naprawdę oczekiwania znowu pewnie będą spore, a wyjdzie jak zwykle xD, ale przejdźmy do ME. No powiem tak pierwsza połowa to standardowy nudnawy Tag Team Match, a druga połowa oddała, bardzo fajnie się oglądało, Cody ostatecznie opuścił Jimmy'ego, bo zobaczył Kevina na stage'u, którego zaczął atakować i dlatego Jimmy przez to, że był w pojedynkę to przegrał i ostatecznie to Fatu i Tama wygrali, więc jest git, a na koniec mamy jeszcze brawl Kevina i Rhodesa, który zakończył się połamanym stołem, ciekawe jakie pokłosie będzie tego wszystkiego, czuję obwinianie Rhodesa o wiele rzeczy jak zwykle xD, ale solidna walka, a przynajmniej druga połowa, a sama walka trwała około 13,5-14 minut.   Plusy: Segment otwierający Women's United States Championship Match Pretty Deadly vs Los Garza United States Championship Match MCMG vs A-Town Down Under Segmencik It's Tiffy Time Fatal 4 Way o pretendentkę do WWE Women's Championship Main Event   Podsumowanie: Nie widziałem większych minusów w tej gali, bardzo mi się podobała i oglądałem z przyjemnością, walki były moim zdaniem bardzo dobre, nie było złego pojedynku, dostaliśmy kontynuację feudów i podbudowy już trwających, a także pokazanie, kto gdzie zmierza w niektórych przypadkach, jak chociażby w przypadku Romualda, który wiemy już, że leci po wygranie RR Matchu i osobiście uważam, że nie byłby to taki głupi pomysł, na pewno lepszy niż wygrywający ledwo dychający Cena, który jeśli by wybrał Rhodesa to ani nie będzie to dobry feud ani nie będzie to dobra walka, więc ja jestem na stanowcze NIE dla Ceny wygrywającego RR i Main Eventującego prawdopodobnie drugi dzień WM, to powinno się stać najpóźniej w 2018 roku, bo potem to już tendencja spadkowa była w wykonaniu tego zawodnika i jest co raz gorzej, jak zobaczę, że jest lepiej to może bym zmienił zdanie, ale po tym co pokazywał na przestrzeni ostatnich kilku lat to zdecydowanie NIE! Ale wracając do samego SD to tak jak mówię bardzo dobre show i polecam, fajne do obejrzenia, dużo story, nawet sporo się działo, ja jestem usatysfakcjonowany.
    • IIL
      Z tym brakiem WWE na Netflix w Belgii to faktycznie poszaleli...  Tłumacza się tym, że jakaś francuskojęzyczna stacja ma kontrakt na cały rok i Netflix wejdzie dopiero w 2026. Co ciekawe, WWE w Polsce na ESC zostało ponoć usunięte z ramówki nagle i według oficjalnych komunikatów ze strony Extreme Sports Channel, WWE nie informowało ich o nadchodzących zmianach... Elimination Chamber 2026 w BE brzmi interesująco, ale ceny zapewne znów byłyby zaporowe.  Coraz bardziej wkurwia mnie ten trend nabijania "the largest arena gate in the history of WWE" kosztem astronomicznego wręcz windowania cen wejściówek w górę. 
    • GGGGG9707
      Czyli tak w skrócie żeby całości nie tłumaczyć Fightful podało w zeszłym roku chyba że WWE planuje PLE w Belgii i we Włoszech i że mają robić testy w postaci gal w 2025. Pewne źródła w WWE odpowiadające za organizację gal w Europie potwierdzają tą informację i podają że WWE jest na ten moment bardzo zadowolone ze sprzedaży biletów w Bxl. Do gali zostały 2 miesiące a już praktycznie sprzedano liczbę biletów jakiej WWE oczekiwało.  No i ponoć omawiana była kwestia Elimination Chamber 2026 w Brukseli. Także teraz tylko trzeba dać z siebie wszystko na trybunach i jest szansa na duże PLE 😁
    • Mr_Hardy
      Bardzo mi się podoba to, że TNA na początku przypomina co się działo w poprzednim tygodniu. Często bywa, że nie pamiętam co było w poprzednim tygodniu.. Moose na Genesis będzie miał swoją wersję pasa X-Division czyli TNA zaspoilerowało nam wynik walki. Tak mi się wydaję. Ogólnie bardzo dobry iMPACT dużo dużo lepszy odcinek niż z tamtego tygodnia. Genesis zapowiada się świetnie. Nie mogę się doczekać.   
×
×
  • Dodaj nową pozycję...