Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

Chora dziewczyna (2007)

 

 

Pani entomolog pracująca w muzeum historii naturalnej po raz kolejny zostaje sama. Po rozmowie z kolegą z pracy, postanawia zainteresować się rysowniczką którą mija codziennie. W tym samym czasie do Pani Naukowiec dociera paczka z Brazylii z tajemniczym insektem. Kiedy stworzenie ucieka z pojemnika, w całej kamienicy zaczynają się dziać dziwne rzeczy...

Mi film się podobał, ale więcej niż 3/10 nie mogę dać.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/175/#findComment-375813
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Voices / Głosy

Cierpiący na schizofrenię pracownik fabryki (Ryan Reynolds) przypadkowo zabija współpracownicę w której się podkochiwał (Gemma Arterton). Usiłując wybrnąć z sytuacji, zwraca się o pomoc do swoich rozgadanych zwierząt - kota i psa.

Ciężko znoszę tego typu filmowe „dziwolągi”, jak gadające zwierzęta. Tutaj naturalnie ma to związek z chorobą bohatera, który te i inne głosy słyszy. Zabieg czysto komediowy, mroczny, ale w ogólnym rozrachunku mało zabawny i nudny. Kot jako jedyny dawał radę, bo ubliżał bez żadnych zahamowań. Cały czas zastanawiałem się skąd znam te wszystke dubbingowane głosy. Szybki research wyjaśnił, że Reynolds odwalił całą robotę. Dał trochę różnorodności, ale do wielkich tej dziedziny mu ewidentnie brakuje.

Historia Jerry’ego sprawdziłaby się w poważniejszym tonie. Gość ma solidny background, który poznajemy z czasem, ma mocno namieszane pod kopułą, co widać na każdym kroku, a jak tylko „Voices” zaczynało być poważne, podobało mi się bardziej. Ta skuteczna – mimo, że dość typowa – scena, kiedy głosy już przestają być słyszalne, a My widzimy, jak to wygląda naprawdę - nie przez różowe okulary. Więcej takich rzeczy.

Nie zrobi to furory. Raczej znajdzie niszowe grono fanów, jak to było w przypadku „Horns” z Radcliffem. Pokazali nam w zasadzie tylko różnice między radosnym, a mrocznym światem Jerry’ego. Van Wilder nie zrobił ze swoją rolą wiele więcej od płakania. Był tak zagubiony, jak twórcy przy decydowaniu o czym to „Voices” wlaściwie będzie i jakie emocje ma w nas wywoływać – 3/10

Edytowane przez N!KO
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/175/#findComment-376249
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Blackhat / Haker.

Amerykańskie i chińskie służby specjalne sprzymierzają się w walce z niebezpieczną cyber-mafią. Na ich czele staje zwolniony z więzienia za przestępstwa komputerowe legendarny haker - Nicholas Hathaway (Chris Hemsworth). Międzynarodowe śledztwo zaprowadzi superhakera aż do Hongkongu i Dżakarty.

Bardzo duża wtopa, od bardzo utalentowanych ludzi. Michael Mann gdzieś zagubił smykałkę do sensacji. A już na pewno nie radzi sobie ze światem Hakerów. Nie skupił się na tym byśmy uwierzyli w ten komputerowy margines, to znaczy, byśmy łyknęli wszystkich jako wielkich hakerów, a na tym żeby zasypać widza nędznymi kadrami z linijkami tekstu, które dla przeciętnego zjadacza chleba nie będą znaczyć nic. Wszędzie się sypią kody, nigdzie nie ma napięcia. Takie to płytkie, że główny bohater potafi napisać wiadomość do złego „Idę po Ciebie”. Słodkie, nie?

Hemsworth niech zostanie w Asgardzie, bo klawiatury i myszki to nie jego młot. Nie jest postacią ani interesującą, ani do polubienia. Nie ma dobrych dialogów, a to że jest dobrym hakerem nam wmawiają. Po seansie dalej w to wątpię, bo koniec końców i tak zakończyło się przemocą...

Strzelaniny, włamania, wątek miłosny (a jakże!). „Blackhat” chciał być reprezentantem kina akcji, który upadł niżej od niektórych filmów klasy B z wora „Straight 2 DVD”. Poważnie miewam z niektórych więcej frajdy, niż z czegoś, co stara się być super, a na każdym kroku naraża się na śmieszność. Sztampa! – 2/10

 

 

Project Almanac / Witajcie we wczoraj

Nastolatkowie odkrywają maszynę do przemieszczania się w czasie. Rozpoczynają wyprawy w przeszłość aby zmienić niemiłe zdarzenia, które ich spotkały.

„Found Footage”. Styl, który swego czasu zawładnął horrorami – na szczęście na krótko – tylko czasami wypuszcza się na inne gatunki. Te wyprawy potrafią miło zaskoczyć – patrz „Kronika” – ale próżno takiego przyjemnego zaskoczenia szukać przy „Almanac”. Casting wypadł przyzwoicie – dzieciaki robią co mogą – ale logika w tym filmie powinna odgrywać kluczową rolę. Tutaj jej brakuje, przez co robi się niezrozumiała „papka”. Naginają rzeczywistość dla dobra kinematograficznych zabiegów, co uważam za zagranie niskich lotów. Jeśli coś zniszczyliśmy w przeszłości, to w przyszłości nie powinno to istnieć, racja? Według twórców „Almanac” niekoniecznie. Czy jeśli według podstaw tej fabuły, przenosząc sie w czasie WIDZIMY swoje wcześniejsze „ja”, to chyba powinniśmy je widzieć, kiedy chcemy się odważyć pocałować wymarzoną dziewczynę, choć tego nie zrobiliśmy wcześniej? Kolejny raz, niekoniecznie.

Podoba mi się, że mamy łykać, jak to ten film jest kręcony przez jednego z bohaterów, po czym główny przenosi się sam i wcale kamery nie trzyma :wink: A i to jak się trzęsie, jest niebywale trudne do zniesienia – jak zawsze.

Podróże w czasie potrafią być spoko. Tu próbowali się bawić, jak przy klasycznym już „Efekcie Motyla”. Miało swoje momenty, ale było bardzo przewidywalne i skupiło się w głównej mierze na wątku miłosnym – 4/10

 

 

The Rewrite / Scenariusz na miłość

15 lat temu scenarzysta Keith Michaels (Grant) miał świat u swych stóp. Dowcipny, seksowny i rozchwytywany laureat najbardziej pożądanej filmowej nagrody świata – Oscara. Teraz jest spłukany, rozwiedziony i cierpi na chroniczny kryzys twórczy. Jedyne, co mu zostało, to zawyżone poczucie własnej wartości – Ray mimo upływu lat i serii niepowodzeń, pozostał nadętym i pewnym siebie bufonem. Z nadzieją na zarobienie łatwych pieniędzy przyjmuje ofertę wykładów na niewielkiej uczelni. Tam, za sprawą ponętnej samotnej matki (Tomei), sam dostanie twardą lekcję życia.

Hugh Grant nie należy do moich ulubieńców. Wiadomo – zawsze trafiał do komromów, grając praktycznie tę samą postać. W „Rewrite” jego angielski język się odrobinę wyostrzył. Keith Michaels ma sporo dobrych tekstów, ale Grant ma jedną minę zbitego psa – w zasadzie tę samą co zawsze, bo druga to ta, kiedy się uśmiecha. To budzi nieco sprzeczne emocje, co do tej postaci. Niekoniecznie wiem, czy ją lubię. Zrobił wszystko poprawnie, ale to wciąż Grant. Tak, chyba dalej mam z nim problem...

Zdesperowany, niegdyś sławny teraz niechciany, łapie fuchę w miejscu, w które nie wierzy – nie sądzi, że można pisania scenariuszy nauczyć. Chcę zgarnąć szmal, przy czym się nie narobić. Tam pojawiają się kobiety – wybiera tylko ładne do swojej klasy – a on zacznie delikatnie odchodzić od swojego ówczesnego „ja”, otworzy się. Jak to komrom, znany schemat. Na szczęście jest w tym odrobinę komedii – tak w głównym bohaterze, jak i w innych szkolnych personach, na czele z JK Simmonsem.

„Scenariusz na miłość” nie okazał się czasem straconym. Przerabiał utarte schematy – serio, każdy krok tej historii już był nakręcony na potrzeby innych filmów - ale robił to z gracją. Z początku czerpałem satysfakcje z tego, że był dupkiem, potem z tego, jak o niego walczyły dwie studentki – w tym urocza Bella Heathcote – a finalnie... no tam się nie dało dobrze bawić, bo niechęć do gatunku i przewidywalność to uniemożliwiła – 5/10

 

 

50 Shades of Grey / 50 Twarzy Greya

Anastasia Steele (Dakota Johnson) jest młodą studentką literatury, która przeprowadza wywiad z intrygującym Christianem Greyem (Jamie Dornan) - milionerem i przedsiębiorcą. Dziewczyna jest zafascynowana inteligentnym i przystojnym mężczyzną, który robi na niej niesamowite wrażenie, jednak gdy ich spotkanie dobiega końca, stara się o nim zapomnieć. Grey zjawia się jednak w sklepie, w którym dorywczo pracuje Anastasia i prosi o kolejne spotkanie. Studentka zgadza się - tym samym wkracza w niebezpieczny świat pożądania, erotyki i głęboko skrywanych pragnień.

Matematyka uczy nas, że minus i minus, dają razem plus. Świat kina tak nie działa. Jak gówno inspirowane jest gównem, to kolejne gówno się narodzi. Społecznie akceptowane porno dostało swoją kinową premierę. Produkcje XXX rządzą się swoimi prawami, a kryteria oceny przyjmowane w kinematografii nie powinny ich obowiązywać. 50 odcieni szarości się jednak o to prosi.

Jedynym celem ekranizacji „Greya”, jest udowodnienie cywilizacji, że „Zmierzch” nie był AŻ tak zły. Odnoszę się do opowieści o apatii, wampirach i troskliwych misiach nie przypadkowo, gdyż autorka tego czegoś – Greya - inspirowała się tamtym czymś – Zmierzchem – co już było zalążkiem nadchodzącej katastrofy. Tak jak tam, mamy swoją nudną Bellę, swojego amanta – tym razem bilionera, a nie bladego wampira – i swojego przyjaciela, który bardzo by chciał z nią, ale... nie jest bilionerem.

Kompletny brak fabuły – Bo jaka on tam jest? Jestem dziewicą, ale puszczę się z odpowiednim bilionerem? – rekompensować powinny sceny łózkowe. Miało być seksownie. Nie wyszło. Jest masa „seksownych” filmów napędzanych erotyką, które zawsze mają do zaoferowania coś więcej, już nie wspominając, że są bardziej „seksowne” – chociażby „Sekretarka” z 2002, czy „Nagi Instynkt” (1992).

W romans głównych bohaterów nikt nie będzie w stanie uwierzyć. Nie dość, że wzięli niedoświadczonych nieudaczników, których będą chcieli wylansować niczym „Zmierzch” Pattisona, to jeszcze narzucili im prymitywne dialogi, wywołujące najczęściej uśmiech politowania. „Gdzie byłaś całe moje życie” – powiedział przystojny bilioner do dziewczyny z pierwszej ławki szkółki niedzielnej... Do teraz się zastanawiam, czy przez większe tortury przeszła główna bohaterka, czy ja na sali kinowej – 1/10

 

 

 

The SpongeBob Movie: Sponge Out of Water / Spongebob: na suchym lądzie

Pirat Burgerobrody (Antonio Banderas) wykrada ze skarbca SpongeBoba i jego przyjaciół ostatnią stronę magicznej księgi, na której widnieje tajemniczy przepis. Dzięki niemu Burgerobrody będzie mógł wcielić w życie swój okrutny plan. Bikini Dolne jest zagrożone, ale SpongeBob tak tego nie zostawi, będąc gotów połączyć siły ze swoim wieloletnim wrogiem, Planktonem.

Bez słynnych burgerów, mieszkańcy tracą rozum. Bikini Dolne czeka ponury koniec, okraszony wojną. Wszyscy szukają domniemanego zdrajcy, Spongeboba, który w obliczu zagłady może liczyć tylko na Plantkona – równie zdeterminowanego by dorwać przepis co zawsze. Bohaterowie będą musieli działać z ukrycia, a ich ostatnią deską ratunku może okazać się wehikuł czasu.

Nigdy nie byłem fanem serialu, ale pełnometrażówka nie pozwoliła mi się czuć zagubionym. Wiedziałem, kto jest kim, i co go motywuje do działania. Należą się im brawa, bo zrobili to w mało inwazyjny sposób, nie marnując zbyt wiele czasu. Wystarczyła krótka charakterystyka głównego bohatera, a pozostałe punkty łączą się same.

Spongebob oferuje typowy dla siebie, zakręcony humor. Te postaci da się lubić, choć szczególnie przypadaja mi do gustu momenty, gdy przełamują mur, tę tzw. „czwartą ścianę”, czy inaczej – mówiąc w terminologii wrestlingowej - łamią „kayfabe”. Nie robią tego z gracją czy częstotliwością Marvelowego Deadpoola, ale wystarczy kilka takich zabiegów, żeby bardziej przyjaznym okiem patrzeć na przygody gąbki – dla mnie zbiórka drugoplanowych to żart filmu. Pozostałe gagi, łącznie z całym motorem napędowym fabuły, są bardzo przewidywalne – jak na animacje przystało.

Jednym z zabiegów, jest mieszanka animacji z prawdziwymi aktorami, po której całość mocno mi zbrzydla. Jestem trwale niezdolny do śledzenia takich motywów, bo zwykle nie mają wiele dobrego do zaoferowania, a to nie czasy „Kto wrobił Królika Rogera?”, żeby robić wow na samą myśl o tym. Wyszła z tego jakaś kiepska bitwa na ulicach miasta – ta końcowa, spinająca wątki, które już połączyliśmy 40-minut temu.

Dobre tempo i kilka żartów, to chyba wszystko czego mogłem oczekiwać. Fani nie powinni być zawiedzeni takim potraktowaniem ich ulubieńców – 5/10

 

 

Kingsman: The Secret Service / Kingsman: Tajne służby

Ekranizacja kultowej serii opowieści rysunkowych Marka Millara ("Ultimate Avengers", "Wanted: Ścigani"), którą wyreżyserował Matthew Vaughn ("Gwiezdny pył", "Kick-Ass", "X-Men: Pierwsza klasa"). Nagrodzony Oscarem Colin Firth ("Jak zostać królem") w roli doświadczonego agenta służb specjalnych, który bierze pod swoje skrzydła ambitnego żółtodzioba. W pozostałych rolach: dwukrotny laureat Oscara Michael Caine ("Mroczny rycerz", "Incepcja"), Taron Egerton, nominowany do Oscara Samuel L. Jackson ("Pulp Fiction", "Avengers"), niezapominany Luke Skywalker z oryginalnej trylogii "Gwiezdne wojny" Mark Hamill i Mark Strong ("Wróg numer jeden", "Szpieg").

Dawno temu, Firth zwerbował do tajnej grupy młodego faceta, zostawiając jego żonę z dzieckiem samych. Wiele lat później, kiedy zwerbowany Lancelot umiera na akcji, a jego syn jest już dorosły, Firth próbuje wkręcić go w ślady ojca. Chłopak (Taron Egerton) nie ma wiele do stracenia, jego rodzina wyraźnie straciła swój status po odejściu głowy rodziny - zaczyna się jego trening. Przypomina to trochę „Facetów w Czerni”. Akcja pomieszana z komedią. Kosmitów nie ma, ale jest Sam L Jackson, równie niebezpieczne zagrożenie dla kulturalnych morderców. Kulturalnych, bo takimi arystokratami są Kingsmani, na tym polega założenie tej grupy. Zwykle werbują ludzi z wyższych sfer. Eggsy (Egerton) i jego ojciec, to odstępstwa od tej reguły, w które wątpi szefostwo – Michael Caine.

Komiksowość nie opuszcza filmu nawet na moment. Plejada dziwacznych person, granych przez wielkich aktorów. Wszystko jest tu mocno przejaskrawione. Kolorowy arcyłotr, nietypowy heros, kobieta z ostrzami zamiast nóg. Historia przebiega dość typowo. Od początku wiadomo, co w trawie piszczy, jak to się skończy, jaka będzie następna scena – może poza dwoma wyjątkami. Kliszami można jednak operować umiejętnie. Nie zawsze oznaczają katastrofę, co ta Angielska sensacja zdaje się potwierdzać. Ciężko nie kibicować Egertonowi, cięzko nie wsłuchiwać się z uwagą tak w jego mentora, jak i w ich największe zagrożenie. Interesujące dialogi nakręcają całość, dzięki nim ciężko odczuć znużenie dwugodzinnym seansem. Akcja jest pełna adrenaliny. Wciąz przekolorowana do granic absurdu, ale zabawna, spełniająca swoje założenia. W niektórych filmach aż nie chce się oglądać, kiedy jeden gość uwala kilkudziesięciu – w Kingsman w ogóle nie będzie Wam to przeszkadzało.

To gdzie produkcja mnie gubiła, to zagrożenie z jakim musieli się mierzyć. Nie tyle chodzi o samego Samuela – ten jest świetny jak zawsze – ale o założenia jego postaci, których absurd mnie nijak nie rajcował. To oczywiście sprawiło, że im większą porcję tego dostawałem – a ta zwiększała się z czasem - tym ciężej mi było ją przełknąć.

„Kingsman” szybko wyrobił sobie markę otrzymując bardzo pochlebne recenzje. Donoszę, że nie są one na wyrost. Jest to bardzo satysfakcjonujące, dynamiczne i zabawne dzieło, przy którym narodziła się nowa gwiazda – Egerton wypadł świetnie, mając u boku geniuszy w swoim fachu. Szpiegowskie kino z przymrużeniem oka – 6/10

 

 

Loft

Film "Loft" (2014, reż. Erik Van Looy) opowiada o pięciu mężczyznach, którzy wspólnie wynajmują mieszkanie by spotykać się tam z kochankami. Kiedy znajdują tam ciało zamordowanej niezidentyfikowanej kobiety, zaczynają podejrzewać siebie nawzajem. To remake belgijskiego thrillera z 2008 roku o tym samym tytule. Za kamerą reżyser oryginału, a w głównych rolach m.in. James Marsden, Wentworth Miller, Eric Stonestreet oraz Karl Urban.

Kiedy od thrillerów tego typu oczekujemy być wkręcani w zagadkę z każdą minutą coraz bardziej, reżyser nie zamierza rzucać w naszym kierunku żadnych podkręconych piłek. Zamiast próby manipulacji i wodzenia nas za nos, pokazuje wydarzenia z przeszłości, często tylko luźno powiązane z samą zbrodnią. Realizacyjnie „Loft” w napięciu nie trzyma. Dopiero gdy zbliżamy się to mety, a zagadka MUSI być rozwiązana, ktoś zaczyna manipulować. Wtedy jednak, jest już za późno.

Wentworth Miller – Oh My God, ale ten gość jest cienki. Pamiętany, wszystkowiedzący Scofield z „Prison Break”, udowodnił czemu jego kariera nie ruszyła z miejsca po emisji popularnego serialu. Kiedy tylko wybiega poza minę Scofielda, jest przerażająco sztuczny. Gorszy nawet od swoich marnych kolegów z planu. Marsden i Urban może nie są źli, ale tutaj zwyczajnie się nie starali.

Może to przez piękne kobiety, ale „Loft” ogląda się dość bezboleśnie – no, poza Millerem. Ma to kilka znośnych założeń i życzyłbym sobie, by więcej scen było kręconych w tytułowym aparatamencie, który to był miejscem zbrodni. Ba, reżyser z dobrym scenariuszem, nakręciłby tam cały film wgniatając w fotel. Van Looy głaszcze swoje dziecko tam, gdzie nie swędzi. Wraca się do wątków niepotrzebnych, bądź bezmyślnie pokazuje sceny z przesłuchania, które niczym nowym nie uraczają – 3/10

 

 

Jupiter Ascending / Jupiter Intronizacja

Jupiter Jones (Mila Kunis) urodziła się pod osłoną nocnego nieba, a jej narodzinom towarzyszyły znaki świadczące o tym, że jest stworzona do wielkich rzeczy. Dorosła już Jupiter nadal chce sięgać gwiazd, ale na ziemię sprowadzają ją obowiązki pani sprzątającej cudze mieszkania i niekończąca się passa nieudanych związków. Dopiero gdy na Ziemię przybywa Caine (Channing Tatum), genetycznie zaprogramowany były zwiadowca wojskowy, którego celem jest odnalezienie Jupiter, zaczyna ona dostrzegać przeznaczenie, które czekało na nią cały czas: w jej kodzie genetycznym jest bowiem zapisane, że jest spadkobierczynią niezwykłego dziedzictwa, które może zmienić układ sił we wszechświecie.

Międzygwiezdny crap od Wachowskich. Kiedy myślałem, że „Atlas Chmur” był marny, „Jupiter” upada jeszcze niżej. Cieżko mi uwierzyć, że tworzyli to goście od Matrixa. Zacznijmy od tego, że poza efektami, ta Intronizacja nie ma absolutnie nic do zaoferowania, a już na pewno nikogo nie sadza na tronie. Wojna światów, zły tyran, nieświadoma dziewczyna jest lekiem na całe zło. Chciałoby się powiedzieć - same old shit. Nie zapominajmy, że ona musi się zakochać i musi mieć w swoim poprzednim życiu źle – bo inaczej by się nie zgodziła na ratowanie świata najwyraźniej.

Niespodzianki przychodzą wraz z obsadą, kiedy dojdzie do nas, jak nisko te utalentowane nazwiska mogą upaść. Eddie Redmayne właśnie otrzymał Oscara, teraz ustawia się po Malinę. Kłamałem z tym, że nikt na tronie nie zasiądzie. Eddie siedzi... na kiblu cały czas. Rozwolnienie towarzyszy mu przy każdej scenie. Nie mam pojęcia, kto wpadł na taki „cool” głos dla niego, ale brzmi komicznie. Ten intergalektyczny arcyłotr, naraził się na śmieszność, gdy tylko otworzył usta – nie budził żadnego zagrożenia. Tatuma i Kunis skrzywdzili mniej, choć Channinga wyzbyli jego największego atrybutu – urody – a Kunis charakteru – urody bym nie wybaczył. Taka jak jest na starcie, taka będzie na końcu. Nie wierzę, że tak zachowuje się osoba, która przeżywa to co ona.

Wydali 175 milionów na efekty i 3 dolary na historyjkę. Brak jakiejkolwiek oryginalności nie pozwala czerpać jakiejkolwiek satysfakcji. Absolutnie nie miałem ochoty zainteresować się światem przedstawionym, a sceną która najbardziej zapadła mi w pamięć jest to, że jeden trzecioplanowy szkrab grał w „Dark Souls” na konsoli – poważnie! Zamiast zrobić z tego rozrywkową papką, oni zrobili melodramatyczną papkę – 2/10 (i to tylko dlatego, że wyznaje zasadę +1 dla filmu, w którym jedną z głównych ról gra Mila)

 

 

The Flintstones & WWE: Stone Age Smackdown / Flintstonowie: Wielkie Łubu-dubu

Gdy Fred traci pieniądze odkładane na rodzinne wakacje, wpada na jeden z tych swoich szalonych pomysłów. Postanawia zorganizować pojedynek zapaśniczy, w którym Barney będzie się mierzył z największymi gwiazdami wrestlingu.

Jeśli chodzi o połączenie WWE z bajkami, Flinstonowie squashują Scooby-Doo, niczym Ryback lokalnych jobberów. Wołają Feed Me More, ale psa i Kudłatego już nigdzie w pobliżu nie ma. Narzekania względem poprzedniczki są tu bezpodstawne. Tam miałem wrażenie, że wrestlerzy to tylko zbędny dodatek. Są, ale tak naprawdę mogliby być zastąpieni kimś innym. Tylko luźno nawiązywali do swoich ekranowych tożsamości. W „Stone Age SmackDown” jest inaczej. Tutaj ta wrestlingowa otoczka jest fundamentem, a wrestlerzy głównymi aktorami. Widać, że mieli sporo frajdy przy nagrywaniu dubbingu, parodiując samych siebie. CM Punkrock absolutnie kradnie show. Trudno nie docenić nawiązań do federacji Vince’a, gdzie CM nie tylko wygłasza proma, ale i dostaje w swoje ręcę megafon. Epizod z Bryanem tez jak najbardziej na plus. Aż chciałoby się powiedzieć więcej. Niekoniecznie chciałbym, żeby bajka była dłuższa – godzina jest w sam raz – ale żeby zaangażowali w to więcej gwiazd. Im też dajcie się nacieszyć swoimi rysunkowymi wersjami - 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/175/#findComment-376344
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

Jasnowłose dziecko (2005)

 

 

Tara wracając ze szkoły do domu zostaje porwana przez tajemniczego mężczyznę. Po przebudzeniu początkowo okazuje się że jest w szpitalu, jednak po wymianie kilku zdań z kobietą udającą pielęgniarkę okazuje się że jest gdzieś w domu na odludziu. Przy próbie ucieczki zostaje wrzucona do pomieszczenia przypominającego lochy. Tam spotyka Johnny'ego. Okazuje się, iż dziewczyna ma być ofiarą za syna właścicieli domu, który utopił się w trakcie obchodzenia 15 urodzin. Tym chłopcem jest właśnie Johnny.

Nie ma tragedii ale na kolana też nie powala, dlatego tylko 1,5/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/175/#findComment-376421
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Disco Polo

Szalone lata dziewięćdziesiąte, gdy nad Wisłą zagościła wolność, a cała Polska śniła amerykański sen. Wielka transformacja, gorączka złota, spełniają się marzenia ""od zera do Rockefellera"". Tomek (Dawid Ogrodnik) i Rudy (Piotr Głowacki) - chłopaki z prowincji napędzani pasją i marzeniami żegnają szarą rzeczywistość i ruszają na podbój discopolowych list przebojów. Karierę zaczynają od koncertów w remizach i wiejskich dyskotekach, by w końcu jako grupa LASER brawurowo wedrzeć się na muzyczne salony, czyli do wytwórni Alfa, w której króluje jedyny prawdziwy Polak - Daniel Polak (Tomasz Kot). Lecz sukces ma swoją cenę – dolary pozornie dają wolność i swobodę, a z amerykańskiego snu można się szybko i brutalnie przebudzić. Jak wyglądała walka o sukces w złotych czasach disco polo? I czy wszyscy Polacy to jedna rodzina?

Koszmar „Kac Wawy” powrócił. Disco Polo to realizacyjny kryminał, gdzię większość założeń jest kiczowatych – i to nawet jak zamiar był inny – a te na które wypadało postawić, zostały potraktowane po macoszemu. Niby przedstawiają Polskę, a ja widzę tę samą szosę i westernowe klimaty (!) – że niby „gorączka złota”? Już wolałbym oglądać „Disco Polo” w szatach „Yumy”, bo tutejsze założenia były chybione. Dawno mnie tak nie załamywały aspekty wizualne – okrutnie słaby green screen nas atakuje z zaskoczenia. Mimo oczojebnych kolorów i wszędobylskich cekinów, nie wykonałem skoku w przeszłość. Wrzucili mnie do dziwnego świata, gdzie tylko elementy nakazywały pokiwać głową z uznaniem – chociażby deal z niemcami na początku kariery.

Nie słucham Disco Polo, nie lubię Disco Polo, aczkolwiek doceniam, że aktorzy sami wykonywali utwory. Lubię takie zabiegi, a takie „Rock of Ages” to film, do którego z przyjemnością wracam. Niekoniecznie jestem za to w stanie zaakceptować niektóre postaci, na czele z Anką graną przez Joanne Kulig. Niby „szalona”, ale razi sztucznością od samego początku. Kot reklamuje ten film, ale jego postać nie jest jakkolwiek wiodąca. Stał trochę z boku tego wszystkiego, a w opowieści był tylko konieczny jako biznesmen, który wyczuł interes. Swoją drogą, ta biznesowa strona filmu wydawała się ciekawa, ale trzymanie jej za kurtyną na nic się nie zdało.

Przejaskrawione do granic możlwości kino, gdzie radość można czerpać z pojedynczych tekstów czy scen – radzę robić to szybko, bo te się potrafią urywać w połowie, co razi po oczach jeszcze bardziej niż w „Służbach Specjalnych”. Ja tej radości trochę wyciągnąłem, nie ukrywam, aczkolwiek im dalej w las, tym mocniej życzyłem wszystkim końca – pod koniec będzie taka strzelanina, że mózg mój przestał walczyć ze zrozumieniem całości. Tam nie ma żadnego ciągu przyczynowo-skutkowego, a jedyna zmiana charakteru postaci, to jakieś 10minut całości – choć i tak spada jak grom z jasnego nieba. Słabiutko. I nie, nie zrozumiem argumentów pokroju, to film o „Disco Polo” powinien być kiczowaty. Tam gdzie ten kicz być powinien – przesadzili. Tam gdzie go nie powinno być – i tak go dali... i przesadzili – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/175/#findComment-376613
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Black Sea

Film opowiada o kapitanie podwodnego okrętu (Jude Law), który przekonany zostaje do wyruszenia na wyprawę w poszukiwaniu zatopionego na Morzu Czarnym statku wypełnionego cennymi towarami. Kompletuje on załogę złożoną z angielskich i rosyjskich marynarzy. Im bliżej są skarbu, tym bardziej bohater zdaje sobie sprawę, że nie może nikomu ufać.

„Black Sea” bierze na tapetę fajne założenia, ale nie ma do egzekucji niezbędnych narzędzi. Wykonawcy nie sprostali postawionemu wyzwaniu. Aktorsko wypada to słabo. Nawet Jude Law nie porwał swoją kreacją. Efektem tego jest zgraja nieciekawych marynarzy w łodzi podwodnej. Ciężko mi się przejąć ich żądzą złota. Nie czułem też ich zaszczucia.

Scenariusz nie przemierzał nieznanych głebin, pozostając cały czas na znanym lądzie. Reżyser starał się ratować wszystko klaustrofobicznymi klimatami i może być ze swojej pracy zadowolony. To jeden z tych aspektów, które wyraźnie w „Black Sea” wyszły – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/175/#findComment-376650
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

Kobieta Jeleń

 

 

Przy jednym z zajazdów dochodzi do morderstwa kierowcy ciężarówki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt że podczas sekcji na ciele denata zostają odnalezione ślady kopyt.

Z czasem takich morderstw jest coraz więcej. Detektywi starający się rozwiązać zagadkę trafiają w końcu do kasyna, gdzie poznają indiańską legendę o kobiecie jeleniu.

Film mi się podobał, szczególnie motyw z tym gdzie jeden z prowadzących śledztwo rozważa możliwe scenariusze tego, co stało się w ciężarówce. Ze względu na słabe zakończenie muszę odjąć 0,5, dlatego zostaje tylko 3,5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/175/#findComment-376763
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  441
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.01.2014
  • Status:  Offline

Nie zamieszczałem chyba wcześniej

Snajper

Opis: Historia kariery wojskowej i życia osobistego Chrisa Kyle'a, który zyskał sławę najlepszego snajpera w historii elitarnej jednostki Navy SEALs.

Opinia:Niby film o amerykańskim żołnierzu, ale nie przesadzili z heroizmem głównego bohatera, tak jak w innych produkcjach tego typu. Oczywiście nadal jest utrzymywany typowy klimat filmów wojennych zza oceanu, ale mimo wszystko przyjemnie się to oglądało, tym bardziej że film jest oparty na faktach.

Żałuję, że nie pokazali trochę więcej na koniec filmu, ale mimo wszystko ludzie którzy nie znali historii Chris'a Kyle'a przed oglądnięciem filmu musieli być nieźle zaskoczeni na koniec.

 

Ocena:5/10 Jeden z lepszych filmów w tym gatunku

 

Trochę pozostając jeszcze w temacie oscarów, to dzisiaj natrafiłem chyba na najtrafniejsze pokazanie tego czym jest ta nagroda.

Edytowane przez Captain Jerry
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/175/#findComment-376765
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Ocena:5/10 Jeden z lepszych filmów w tym gatunku

 

5/10 to jeden z lepszych? Mało ich oglądałeś, czy jak? :o

 

 

'71

Konflikt północnoirlandzki. Młody angielski rekrut (Jack O’Connell) zostaje zesłany na wrogie tereny, gdzie zostawiony przez swój oddział przeżywa samotną noc pełną strachu, niepewności i rozpaczy.

Mocno odkładałem na później ten film, ale pozytywne recenzje mnie przekonały do sprawdzenia. Jest wojna domowa w Irlandii, zsyłają grupę żółtodziobów na prostą misję, która naturalnie się psuje. Nasz Jack zostaje uwalony i pominięty przez uciekającą jednostkę – bardzo fajnie podkreślali na początku motyw, jak to wszyscy mają działać jak zespół, bo zrobili sobie fundamenty pod taki myk. Teraz musi przetrwać, kiedy to jest na radarze wszystkich. Zabawne, żę O’Connell znów trafia na taki materiał. Tak jakby chciał zrobić na tym karierę. W poprzednim roku był twór Jolie „Unbroken”, był więzienny „Starred Up” i opisywany „71”. Wszędzie był poniżany, ale walczył o swoje. O dziwo najgorzej wypadł tam, gdzie na dobrym występie najwięcej by zyskał, ale to zgońmy na Panią reżyser, bo aktor z niego całkiem niezły. Czekam jednak na inne kreacje... Wracając, Gary Hook, bo tak protagoniście na imię, ma mocno przesrane, więc pozostaje nam mu kibicować. Nie miałem z tym większego problemu, ACZKOLWIEK – bo zawsze musi być jakieś „ale” – kompletnie gubiło mnie przerażająco wolne tempo produkcji – snucie się po ulicach, to niekoniecznie „moje kino” – jak i szósty zmysł naszego bohatera. Wiecie, te sceny, kiedy to Ci źli już są blisko, ale on tu stanie, tam podsłucha, bądź też akurat opuści budynek na kilka sekund przed wybuchem. Rozumiem w czepku urodzony, ale bez przesady z tym czepkiem.

„71” z racji swojej niszowości/niezależności, mogło mocniej uderzyć w nietykane przez main stream nuty. Mogło być bardziej brutalnie, mogło bardziej wgniatać w fotel emocjonalnie. Fabularnie ma to kilka zwrotów, ale są one głównie na nieco politycznym polu postaci drugoplanowych. Misja naszego herosa pozostaje bez zmian i tak kroczy biedak do celu. Baaaardzo powoli - 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/175/#findComment-376956
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

Powrót do domu/Homecoming (2005)

 

Film przedstawia kończącą się w USA kampanię prezydencką. Do pewnego momentu wszystko wskazuje na to, że reelekcja się powiedzie.Wszystko jednaj zmienia się, kiedy wracający z frontu martwi żołnierze przekształcając się w zombie. Poziom poparcia się wyrównuje. Wtedy pracownicy Prezydenta starają się dojść do wygranej wszelkimi możliwymi sposobami. Cel zostaje osiągnięty, jednak zombie teraz "polują" na działaczy.

Teoretycznie jest to horror, ale w praktyce ciężko tak określić ten film. Zombie nie są straszni, fabuła też nie daje powodów się bać. Może jest to film atrakcyjny dla członków Partii Demokratycznej innych, którzy nie lubią George'a W. Busha. Dal mnie nie jest. Nie polecam i jedyna możliwa ocena to 1/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/175/#findComment-376972
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Pyramid / Piramida

Horror w reżyserii Grégory’ego Levasseura, współautora scenariuszy filmów "Lustra" i "Wzgórza mają oczy". Grupa egiptologów odkrywa piramidę zakopaną w piaskach pustyni. Badając jej wnętrze gubią się w labiryncie podziemnych korytarzy i odkrywają, że w piramidzie kryją się niesamowite istoty, które zaczynają na nich polować. W rolach głównych: Ashley Hinshaw ("Kronika"), Denis O’Hare ("Witaj w klubie") i James Buckley ("Seksualni, niebezpieczni").

Mamy dziennikarzy, którzy kręcą egiptologów – found footage! – mamy ciemne labirynty, mamy potworki, wszyscy bohaterowie są z gatunku ciekawskich – ciemny korytarz, stańmy przy nim! Reakcja wywołująca kinematograficzną katastrofę. Głupiutką i wcale nie straszną. Każdy już miał do czynienia z tym filmem, a ja za każdym razem się dziwię, że są jeszcze ludzie skłonni to nakręcić. Wy możecie się dziwić, że są jeszcze ludzie skłonni to oglądać, a ja nie będę miał jak się z postawionych zarzutów wybronić... Jak o czymś słyszałem kiedyś, to później za to łapie z braku laku. No i złapałem, no i się załamałem. Po 20-minutach już kwestionowałem sens dalszego seansu. Blondynka była ładna, ale cóż nam po tym, jak i tak mamy nadzieję, że wielki potwór – bo skoro kicz, to musi być jeden predator nad predatory – ją dopadnie, a mój koszmar się skończy szybciej. A jeśli już o tym „bossie” mowa, to wygląda przekomicznie – 1/10

 

Worst 10

10. Facet (nie)potrzebny od zaraz

9. The Quiet Ones – Z gatunku

8. Leprechaun: Origins

7. Grace of Monaco

6. As Above, So Below

5. Pyramid

4. The Best of Me

3. Devil’s Due

2. Left Behind

1. Dżej Dżej

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/175/#findComment-376999
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  293
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  07.08.2014
  • Status:  Offline

Oglądałem dziś The Flintstones & WWE: Stone Age SmackDown!, a że chciałem obejrzeć z polskim dubbingiem, popełnić samobójstwo oraz się pośmiać to obejrzałem Wielkie Łubu-Dubu. Chciałem zobaczyć jak to wyszło i usłyszeć spolszczone chanty "Tak", oberjzałem dla porównania niektóre sceny z oryginału.

 

To tak, były sobie Nikki i Brie Kamień, Rey Mysterzagadka oraz Kosa lub Grabarz. Dostałem od filmu fajną scenę z Danielem Bryrockiem więc to już coś, jak obejrzałem to po polsku z uśmiechem na twarzy. Nie potrafiłem rozgryźć na początku czy w filmie jest Sin Cara czy Rey, podali mi rozwiązanie na tacy. Rozbawiło mnie przetłumaczenie "Rest in Peace", "Sio mi stąd". Naprawdę? Naprawdę dzieci używają słowa "sio"? Dawno nie widziałem filmu animowanego zdubbingowanego po polsku więc nie wiem czy często w filmach tak mówią.

Undertaker był dla mnie dubbingowym bohaterem. Wypowiedział dwa świetne teksty. "Lody wam się zaraz roztopią", a z mocarnego w amerykańskiej wersji "The Undertaker" z niesamowitym głosem Calawaya wyszło "Mówią mi Kosa lub Grabarz". Kocham polski język. Co do dubbingu to... kurde... no... może przejdę dalej. Film był głownie przesiąknięty słowem widowisko. Chyba prawidłowo, nie wiem jakie słowa nim zastępowali.

 

W 45 minucie, gdy usłyszałem ten theme song poczułem jedne z emocji które czuję oglądając co tydzień Raw. Fajnie by było gdyby przed napisami wrzucili szybko wydarzenia mające miejsce rok później, gdzie obydwie rodziny siedziałyby na widowni podczas jakiejś StoneManii i oglądali walkę Stone Colda z The Rockiem. Takie puszczenie oczka do fanów, a tematycznie by pasowali. Nie wiem jak to jest z prawami do ich wizerunku, czy Warner Bros. musiałoby dopłacić im. Historia była dobra, ciekawa. Nachodzi mnie myśl czy znajdą się po obejrzeniu tego filmu jacyś młodzi, nowi fani wrestlingu czy mylnie do tego podejdą i zaczną oglądać MMA lub Boks.

 

Film dostanie ode mnie 5 na 10 ziemniaczków, niedosyt pozostaje po małej ilości gwiazd.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/175/#findComment-377015
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  441
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.01.2014
  • Status:  Offline

Ocena:5/10 Jeden z lepszych filmów w tym gatunku

 

5/10 to jeden z lepszych? Mało ich oglądałeś, czy jak? :o

 

Niewiele filmów z tego gatunku ma dla mnie wyższą ocenę niż 5, bo zupełnie nie przepadam za filmami wojskowymi i historycznymi(oceniam na podstawie tego, co daje mi obejrzenie jakiegoś filmu, a w przypadku tego typu filmów mój zasób wiedzy bardziej się pomniejsza niż powiększa, ponieważ często pokazują zafałszowany obraz historii, dlatego poza najbardziej znanymi produkcjami sięgam po inne gatunki filmowe, które dają mi więcej satysfakcji, czy jakkolwiek inaczej by to nazwać, toteż w ich przypadku łatwiej jestem w stanie wystawić ocenę w granicy 8 lub 9). Nie mówię tutaj o jakichś politycznych odniesieniach, tylko o małych detalach, które robią dużą różnice, jak np dwa skrzydła wśród większości jednostek husarii podczas ataku. Takie filmy od razu oceniam bardzo nisko i fabuła jest w tym przypadku drugorzędną sprawą. Być może jestem zbyt krytyczny, ale historia jest dla mnie ważnym elementem i nie chcę posiadać błędnego pojęcia na jakiś temat, bo później się zastanawiam, co było prawdziwe(w innych gatunkach sami wyrabiamy sobie opinię, a tutaj część faktów jest już podana "na tacy" i pozostaje tylko ocenianie fabuły). W tym filmie nie miałem takich problemów, oglądało mi się przyjemnie, wielkich zachwytów nie było, ale potrafię znaleźć więcej plusów niż minusów, co i tak jest wynikiem wyjątkowym w porównaniu do tego, co widziałem do tej pory, niestety wyższej oceny nie mogę wystawić, bo w niektórych gatunkach jest zdecydowanie więcej lepszych filmów. Słowa "jeden z lepszych" oznaczają dla mnie około 15 filmów i gdzieś tam bym umieścił ten film(na podstawie tego co widziałem do tej pory, a zostało mi do obejrzenia jeszcze kilka znanych, ale starszych produkcji).

Edytowane przez Captain Jerry
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/175/#findComment-377088
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Obywatel

Obywatel Jan Bratek (Stuhr & Stuhr) gdziekolwiek się nie pojawi, ściąga na siebie lawinę niespodziewanych zdarzeń. Niczym Forrest Gump, Bratek bierze udział w najważniejszych wydarzeniach swojej epoki. Ma wielkie szczęście, a może raczej… pecha, że zawsze znajduje się w miejscach, gdzie historia akurat zmienia swój bieg. Los miota nim zarówno w czasach komuny, jak i w nowoczesnej, demokratycznej Polsce doprowadzając do zabawnych wpadek.

Poważane w środowisku nazwisko, które dla mnie zwykle bywa gwarancją sukcesu. Najnowszy twór skutecznie mi to wybił z głowy. "Obywatel" dobrej wartości niesie ze sobą niezwykle mało. Śmiałem się może dwukrotnie, a ani razu nie było to zasługą Jana Bratka, czyli Stuhrów dwóch. O ciekawość widza też ciężko, ze względu na dość przykre podejście realizacyjne, kiedy to nasz główny bohater po ciężkim wypadku zaczyna wspominać swoje życie. To pozwala nam zaserwować szereg skeczy/scen, a nie spójną całość. Jakiekolwiek porównania do Forresta Gumpa są obraźliwe dla hitu z Hanksem. Tam czujemy tę przygodę, tu czujemy, że śmierdzi i wyczekujemy końca. Może naciągane ze względu na sympatie do aktorów. Nikt niech jednak nie oczekuje salwy śmiechu. - 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/175/#findComment-377093
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

God's Not Dead / Bóg nie umarł

Profesor Radisson (Kevin Sorbo) rozpoczyna zajęcia z filozofii od postawienia świeżo upieczonym studentom ultimatum: muszą na piśmie zanegować istnienie Boga albo pożegnają się z dobrą oceną. Kiedy wszyscy zaczynają posłusznie pisać, Josh Wheaton (Shane Harper) czuje, że właśnie znalazł się na rozdrożu i będzie musiał wybrać pomiędzy swoją wiarą a przyszłością. Sprzeciwia się, przez co profesor wyznacza mu nowe zadanie: musi udowodnić istnienie Boga, używając racjonalnychch argumentów i dowodów, a także przekonać do tego resztę studentów przed zakończeniem semestru. Jeśli tego nie zrobi - obleje kurs. Kiedy Josh orientuje się, że nie może liczyć na niczyje wsparcie, zaczyna wątpić, czy faktycznie potrafi walczyć o to, w co wierzy.

Obraźliwy film. Niebywale mocno wpychają nam do głowy wyższość chrześcijaństwa, nie pozostawiając pola do jakiejkolwiek interpretacji. Wszyscy, którzy nie wierzą w dyktatora niebios są tu przedstawieni jako ludzie źli do szpiku koszci. Pozbawieni jakiejkolwiek moralności – bo i bez przyjęcia Chrystusa nie możesz jej mieć... Albo muzułmanin bijący córkę, albo profesor dupek, albo chłopak dupek.

Kevin Sorbo dawał radę jako ateista. Jego wypowiedzi potrafiły przywołać na myśl takie postaci jak Dr. House, jednak w końcowym rozrachunku to nie mogło się udać. Zwycięzca sporu był z góry znany, a i przegrany przyznał się do prawdziwych motywów, które obrażają wszystkich tych, którzy obrali inną drogę niż kościół. Fatalnie...

Jakościowo jest to kino telewizyjne – tam też pewnie szybko trafi. Stworzyli to jacyś ignoranci, chcący zaprezentować chrześcijaństwa jako jedyną drogę. Nie zdziwiłbym się, gdyby zdrowo podchodzący do religii ludzie, też wyczuli płytkość prezentowanej całości. Takim ograniczonym ludziom zabraniamy łapania za kamery i wpychania czegoś takiego. Oni tylko szkodzą swojej religii. Z niesmakiem na ustach... – 1/10

 

Worst 10

10. Leprechaun Origins

9. The Quiet Ones

8. Grace of Monaco

7. As Above, So Below

6. Pyramid

5. The Best of Me

4. Devil’s Due

3. Left Behind

2. Dżej Dżej

1. God's NOT Dead

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/175/#findComment-377315
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • HeymanGuy
      WWE SmackDown! 10.01.2025  Heyman: SmackDown zaczęło się naprawdę mocnym segmentem z Paulem Heymanem. No bo, kto inny może zacząć show i sprawić, że cała sala milczy z podziwu? Paul, jak to Paul, opowiadał o powrocie Romana Reignsa na szczyt, co było całkiem epickie, ale od razu wyczułem, że coś się szykuje. Przewidywałem chaos, ale… gdy Rhodes i Owens zaczęli się wzajemnie kopać, a Heyman pozostał sam na ringu, wiedziałem, że będzie to jedna z tych gal, gdzie wszystko może się zdarzyć. Potem przyszli Jacob Fatu i Tama Tonga, i po prostu wiedziałem, że coś się święci! To była dobra zapowiedź tego, co zdarzy się potem. WWE Women's US Title Match - Chelsea Green (c) vs. Michin: Cała ta walka była solidna, ale brakowało mi większego „wow”. Michin to zawodniczka, którą chcę zobaczyć w większych rolach, bo ma coś w sobie, ale w tej walce była trochę przytłoczona. Green? Cóż, z jej aktualnym gimmickiem była całkiem nieźle dopasowana, zwłaszcza z pomocą Piper Niven przy boku. Jednak, jak na mistrzynię, nie widać w niej jeszcze aż takiej charyzmy, która trzymałaby mnie na krawędzi fotela. Może to kwestia czasu, ale tej walki nie zapamiętam na długo. To była walka, którą można było potraktować lepiej, bo potencjał był. Los Garzas vs. Pretty Deadly: Przyznam, że tu miałem mieszane uczucia. Z jednej strony Los Garzas naprawdę pokazali, że są drużyną, której trzeba będzie się bać w przyszłości – ich współpraca na ringu była świetna. Z drugiej strony – Pretty Deadly... nie wiem, co o nich myśleć. Mają coś, ale na pewno muszą popracować nad tym, żeby nie zostać zapomnianymi. Kiedy Wilson krzyczał o pomoc od DIY, naprawdę się uśmiechnąłem, bo to było takie "niedorzeczne", że aż zabawne. Zwycięstwo Los Garzas jest okej, bo ci goście zasługują na więcej. To ten TT, który może być na topie, więc fajnie, że wygrali. Pretty Deadly? Ehh, jeszcze muszą coś udowodnić. WWE US Title Match - Shinsuke Nakamura (c) vs. LA Knight:  To była naprawdę dobra walka, bo obaj ci zawodnicy mają świetną chemię. Knight to mistrz trash talku, ale z Nakamurą robią naprawdę fajną dynamikę. Ich wymiany na ringu były naprawdę solidne, chociaż… no właśnie, zakończenie. Znowu, WWE, naprawdę? Wchodzi Fatu i Tonga i psują zabawę, jak co tydzień? Oczywiście, trochę się tego spodziewałem, ale jak patrzyłem na to jak walka się układa i zaczyna dobrze wyglądać, to naprawdę szkoda, że nie dostała ona solidnego zakończenia. Była energia, była akcja, ale ta końcówka była po prostu niewykorzystanym potencjałem. Walka, która miała potencjał na coś więcej. Szkoda tego zakończenia, które pewnie do niczego wielkiego nie doprowadzi. A-Town Down Under vs. Motor City Machine Guns: Patrząc na różnicę we wzroście, wiedziałem, że to będzie jedno z tych starć, gdzie „David” znowu pokona „Goliata”. Sabin i Shelley dali naprawdę świetną lekcję szybkiego, precyzyjnego wrestlingu, a Waller i Theory – choć byli więksi – musieli się bardziej postarać, żeby dotrzymać im tempa. To była naprawdę szybka, zwięzła walka, w której obie drużyny miały szansę się wykazać, ale to Motor City Machine Guns wyszli na prowadzenie, co było absolutnie zasłużone. Ich hot tagi to czysta przyjemność do oglądania. Jeden z najlepszych momentów gali. Wspaniała energia i świetne starcie, poproszę o więcej MCMG w WWE. Naomi vs. Bianca Belair vs. Bayley vs. Nia Jax: Cały segment z Tiffany Stratton był fajny, bo jak ją zobaczyłem, od razu poczułem, że ma ten charakter, który przyciąga fanów. Jest trochę niegrzeczna, ale jednocześnie można ją polubić, zobaczymy co pokaże jako nowa mistrzyni. Z kolei sama walka... cóż, każda z zawodniczek miała coś do udowodnienia. Bayley w końcu otrzymała swoją chwilę, wygrywając z Naomi, ale to była raczej okazja do dalszego rozwoju fabuły, a nie jakiś wielki breaking point, który zapadłby w pamięć. Z kolei Jax... Czułem, że jej progres na ringu widać. Naprawdę zrobiła ogromny postęp, co sprawia, że zaczynam się cieszyć na każdy jej występ. Odczułem, że Bayley i Jax miały naprawdę swoje momenty. Fajnie zobaczyć, jak Jax staje się lepsza, ale pasa pewnie długo nie tknie z powrotem. Jimmy Uso & Cody Rhodes vs. Jacob Fatu & Tama Tonga: No i na koniec... Z jednej strony - świetny brawl, bo te wszystkie dymy i zgrzyty między Rhodesem, Owens'em, Fatu i Tonga były budowane przez całe miesiące. Fatu i Tonga to naprawdę intensywni goście, ale szczerze mówiąc, to wszystko było do przewidzenia. Owens musiał pojawić się, by „rozgrzać” walkę, Cody musiał zrobić swoje, a na koniec... no cóż, Fatu i Tonga po prostu zdominowali. Walka była dobra, ale końcówka była jak z książki w pierwszej klasie, przewidywalna od A do Z.  Niestety, brakowało tego „wow” na końcu. Całe SmackDown miało momenty, które sprawiały, że było warto go obejrzeć, ale zabrakło większej liczby momentów w stylu ,,OMG", które sprawiają, że gala zostaje w pamięci na długo. Kilka dobrych walk, trochę fabularnych wstawek i segmentów, ale brakowało czegoś, co naprawdę przyciągnęłoby uwagę na dłużej. Kiedy kończyła się gala, miałem mieszane uczucia – bo chociaż była to solidna robota, to trochę brakowało tego czegoś, co by wybuchło. Solidny, ale nie wybitny odcinek. Czasami zastanawiam się, czy WWE nie za bardzo polega na przewidywalnych zakończeniach, zamiast zaskakiwać nas bardziej, zwłaszcza jeśli rozmawiamy o niebieskiej tygodniówce.
    • RomanRZYMEK
      Bardzo ciekawa opinia. Podparta mocnymi argumentami! Sam przyznam, że jestem dosyć nostalgicznym typem człowieka jeśli chodzi o wrestling i taki Last Dance Ceny wygrywający 17 mistrzostwo obejrzałbym chętnie, ale po Twoim poście i argumentach patrzę teraz na to z innej - z Twojej strony i jestem w stanie dojść do wniosku, że kurczę masz dużo racji. Wygrana Ceny już w Royal Rumble zamyka furtkę do dużo ciekawszego story, mianowicie - pogoń Ceny za tym 17 tytułem mistrza świata. Czy nie lepiej zrobić story w którym Cena goniący za tym rekordem w czasie Last Dance wpada w frustrację, zawód. Może to dać furtkę choćby do teasowania jego Heel Turnu. Dosyć łatwo i w logiczny sposób to rozpisać na dłuższą metę, aniżeli Cena wygrywający Royal Rumble. 
    • Kaczy316
      W sumie teraz ja dodam swoją kontrowersyjną opinię, ale tylko jedną, bo obecnie chyba tylko jedną taką mam.   Cena NIE POWINIEN wygrywać już Royal Rumble Matchu, pomimo tego jak ta walka jest obecnie traktowana czyli w sumie zazwyczaj kiepsko, większość zawodników wygrywających RR przegrywa, a na przestrzeni lat 2010-2019 to większość nawet nie Main Eventowała największej gali roku pomimo wygrania tej walki, więc to mówi samo za siebie, dopiero od tej dekady to się zmieniło, gdzie od 2020 to każdy zwycięzca RR Main Eventował WM'kę, także dobrze, że to zmienili, ale wracając do Lidera Cenation, tu nie chodzi o brak szacunku dla legendy jaką bez wątpienia jest, nie chodzi, że nie zasługuję na pobicie rekordu Flaira czy zrównanie się zwycięstwami w RR Matchu z SCSA, chodzi o to, że jeśli chcieli to zrobić to powinni to zrobić NAJPÓŹNIEJ w 2018 roku kiedy Cena jeszcze potrafił w miarę regularnie występować  i był w formie, żeby dać zarówno dobry feud jak i walkę, a nie teraz, gdzie gość nie ma formy, co wyjdzie na ring to daję to samo promo, a walki nie miał dobrej chyba od walki z Romanem w 2021, chociaż tej walki zbytnio nie oglądałem, ale ponoć była solidna, niemniej jednak tak jak mówię jedna jaskółka wiosny nie czyni, wcześniejsza jego dobra walka była z Wyattem, a to i tak był bardziej jakiś teatr czy coś niż walka z WM 36, a jeszcze wcześniej to musimy się cofnąć do chyba nawet 2017, bo w 2018 to już powoli przechodził na ten part timing i ciężko mi coś znaleźć dobrego z jego strony jak tak szukam pamięcią, ale chyba początek jeszcze nie wyglądał najgorzej po WM było o wiele gorzej, bo przed to jeszcze tam kręcił się wokół głównych tytułów i tam jakieś wieloosobówki były solidne czy nawet pojedyncze walki ze Stylesem, ale od okresu 2018 po WM to już tragedia była, przejście na part timing i kompletny brak formy z roku na rok co raz gorzej, 2018 to był dla mnie ostatni dzwonek dla niego, teraz już za późno ze względu na to, że to będzie totalny zawód, a danie mu takiego czegoś jako forma "nagrody" za cały rok to słaba sprawa, wygranie EC to najwyżej co może zrobić według mnie i pójście na tego Rhodesa powiedzmy, ale ten feud i walka nie będą dobre jeśli ma taką formę jaką miał ostatnim razem chociażby, a to już będzie dużo, a co dopiero mówić o wygraniu RR i kreowaniu WM wokół niego, nie jestem tego fanem, dla mnie nawet najlepiej jakby zawalczył na WM z kimś singlowo bez tytułu na szali jakaś walka Orton vs Cena, McIntyre vs Cena, Rollins vs Cena, naprawdę uważam, że jest sporo rywali, z którymi Cena mógłby się zmierzyć na WM bez tytułu, Punk vs Cena to byłoby coś, a jak już musi być tytuł to dałbym mu walkę o tytuł IC, Breakker vs Cena też chętnie bym zobaczył i Cena nawet mógłby to wygrać i to byłaby najlepsza nagroda dla niego jeśli mówimy o ostatnim runie, zdobycie tego tytułu, którego mu brakuję do bycia Grand Slam Championem, a Cena w tym feudzie nawet za wiele by nie musiał, to się samo piszę, Cena, który jest jak zwykle miły dobry super hero i Bronik, który rozwala go za każdym razem gdy go widzi, nawet nie dając mu dojść do słowa, nie trzeba wiele, a Rhodes vs Cena tu trzeba się mega postarać i wątpię, żeby WWE to rozpisało dobrze, bo oboje są jednowymiarowi i tacy sami, także to jest moja opinia, że jeśli chodzi o okres Road To WM, to Cena powinien próbować gonić za tytułem, ale nie powinien wygrywać ani RR ani EC w mojej opinii, ani nawet walczyć o tytuł na WM, po prostu fajnie byłoby zobaczyć tą pogoń i tyle, a po WM już mógłby dla mnie walczyć, po prostu nie lubię sytuacji w której zawodnik sobie powraca, dalej jest part timerem, totalnie niczym nie zasłużył na to, żeby zdobyć takie wyróżnienie, a szczególnie, że miał je już nie raz w przeszłości, w sensie, że był kluczową postacią w drodze do WM czy to jako pretendent czy jako Champion, od kilku lat mówi i robi to samo i jest z nim co raz gorzej, a nagle ma wygrywać najważniejszą walkę i być w ME największej gali.....tymczasem zawodnicy, którzy cały rok(Drew, Jey, Gunther, Punk, Rollins, Priest) lub nawet od kilku lat(Tak mam na myśli Ciebie Sami Zayn) pracują na to, żeby chociaż zdobyć jeden jedyny raz tytuł mistrza świata.......Nigdy nie byłem i nie będę fanem takich zagrywek, żeby to jeszcze storyline'owo się zgrywało jak w przypadku wygrania RR przez The Rocka by się to zgrywało to byłoby git, bo dla story, ale w takiej sytuacji jaka jest teraz to jest to dla mnie nie do pomyślenia i z całego serca liczę, że nie pójdą w wygranie RR Matchu przez Cenę. 
    • Kaczy316
      To lecimy z kolejnym SD i w sumie pierwszym, które można obejrzeć na Netflixie od razu, Knight vs Nakamura, kurde fajnie by było jakby Knight odzyskał ten tytuł, zobaczmy co Tryplak nam zgotował!   Ulala zaczynamy od Paula Heymana, ale zobaczymy czy ma coś znaczącego do powiedzenia. No mówi o tym, że Romuald jest prawdziwym i jedynym Tribal Chiefem i teraz ogólnie Reigns chcę się skupić na czymś innym, Heyman wie na czym, ale chcę się podzielić tym z jedyną osobą, która musi to usłyszeć oficjalnie przy spotkaniu twarzą w twarz i jest to Cody Rhodes! Którego Heyman chętnie zaprasza do ringu, a ten wychodzi, tak przypuszczałem. Oczywiście dowiadujemy się, że Roman po odzyskaniu władzy w rodzinie i "wisorka z papryczek" xD chcę z powrotem swój tytuł, a jego obecne plany zakładają, a właściwie to nie plany, a jest to spoiler, że Romuald wygrywa Royal Rumble i idzie po swój tytuł na WM i Heyman chcę wiedzieć czy Cody chcę o tym porozmawiać i w sumie to się nie odzywa, ale KO bardzo chcę o tym porozmawiać. KO wypomniał Rhodesowi to wszystko, wypomniał mu pomoc Reignsowi na Bad Blood i na ostatnim Raw, wypomniał mu uścisk z The Rockiem oraz wypomniał mu uścisk dłoni z Heymanem obecnie oj gruby feudzik, KO jedzie po całości mega mi się to podoba, a Cody jak zwykle gdy nie ma racji to wkurzony idzie zatłuc Kevina na trybuny xD. KO i Rhodes idą sobie gdzieś w otchłań korytarzy areny, natomiast w ringu Heyman się temu przyglądał, a za plecami pojawili się Jacob i Tama Tonga, czuję, że chcą mu oddać to co jego czyli hołd nowemu Tribal Chiefowi, ale zobaczymy. Nie wiemy w sumie co planowali, bo wyglądało to jakby chcieli zaatakować Heymana, ale tego nie zrobili, a w końcu przybiegł Jimmy Uso na ratunek! Już myślałem, że sam Jimmy rozwali dwójkę w tym JACOBA, ale na szczęście Fatu się obudził i przypomniał, że ma kody na nieodczuwanie bólu xD. Kodeusz uporał się z KO i teraz leci na pomoc Jimmy'emu. No i w sumie udało mu się i tyle, fajny segmencik łączący kilka wątków, podobał mi się i story poszły na przód, nie był on bez znaczenia jak wiele potrafi ostatnio być.   Hmm dzisiaj 2 Title Matche mamy, komentatorzy coś o tym wspominali, jeden znałem, ale o drugim kompletnie nie wiedziałem, a to też rewanż tylko, że za Saturday Night's Main Event Chelsea vs Michin o tytuł kobiet United States, nie jestem fanem, bo Michin cały czas dostaję te same walki z tymi samymi zawodniczkami, to już nudne się robi, ale no dajmy szansę. Niecałe 9 minut pojedynku, który wygrywa Green, nie wiem czy walka nie była lepsza niż ta z SNME ostatniego, być może, niemniej jednak sam pojedynek był przyjemny, może nie jakiś wybitny, ale tego raczej od tego typu Pań nie oczekujemy, był dobry i tyle, a Green broni tytułu, możemy teraz wycofać Michin z TV na dobre pół roku? Ja bym chętnie od niej odpoczął, mam wrażenie, że co chwila dostaję walki z tymi samymi osobami lub title shoty z niczego.   Los Garza vs Pretty Deadly lecimy! Kolejne niecałe 9 minut walki, ale bardzo dobrej walki, Garza, Berto, Elton i Kit każdy dał z siebie wszystko moim zdaniem, fajnie to wyglądało i przyjemnie się oglądało, Los Garza wygrali, zemścili się za kłamanie PD i dobrze, walka oddała moim zdanie, jedyny minus to praktycznie martwa publika na tej gali, druga walka i druga walka ma taką ciszę, jak na pogrzebie po prostu, masakra jakaś.   Shinsuke Nakamura vs LA Knight o tytuł United States, druga walka mistrzowska dzisiaj, zapowiada się interesująco, a wiecie co nie jest interesujące? Kolejny run Nakamury z mistrzostwem mid cardowym hehehehe, miejmy nadzieję, że to koniec tej tragedii. Lekko po ponad 14 minutach mamy No Contest, Jacob i Tama wbili i zaatakowali Knighta za to, że wypchnął ich z areny po segmencie początkowym jak byli już na backu i wsparł ochroniarzy, no cóż zdarza się niestety, ale sama walka jak Panowie się rozkręcili to naprawdę bardzo dobra i nawet Knightowi udało się rozruszać publikę, która była praktycznie martwa xD, więc gitara, Knight rozwalony, więc Cody i Jimmy mogą wbić i rozwalić Fatu oraz Tonge, a Cody potem proponuję Cody i Jimmy vs Jacob i Tama i to dostaniemy zapewne w ME, ciekawe jak to się skończy xD.    Piękna powtórka jak Tiffany zrobiła Cash In na Jax w zeszłym tygodniu, świetnie to wyglądało i ten Theme, który był jakby Tiffany była jakimś herosem czy największym facem w federacji, pasowało to mega do momentu, świetne rozpoczęcie roku to było dla kobiecej dywizji na SD.   MCMG vs A-Town Down Under, to może być bardzo dobry pojedynek. Ponad 12 minut naprawdę bardzo dobrego pojedynku, Panowie z czasem się ładnie rozkręcili, MCMG wygrało i pewnie pójdą na pasy WWE Tag Team z powrotem, ale naprawdę walka mega przyjemna, szkoda, że o większości walk dzisiaj nie da się napisać nic więcej, bo są i tyle, żadne to walki feudowe w większości ani nic, po prostu są dobre solidne i zobaczymy co dalej dla zwycięzców, więc zobaczymy jak to się rozwinie wszystko, niemniej ta walka naprawdę dobra.   It's Tiffy Time! Oj tak dostaniemy teraz Tiffany, mega czekam na ten segment i ciekawe co się w nim wydarzy, Nia chcę jej niby pogratulować, no zobaczymy czy faktycznie tak będzie xD.  Pięknie Tiffy wyglądasz z tytułem, pasuję jak ulał. To tylko zwykły wywiad no cóż jest jak jest, ale powiedziała, że to wszystko to był plan, który opracowała, bo Nia myślała, że Tiffy to tylko durna blondynka, a pokazała jej, że się myliła i wszystko przerywa Jax, xDDDDDDDDDDDD co to za kłamstwa z ust Jax, ona stworzyła Tiffany? BABO zobacz sobie reakcję na Stratton z przed sojuszu z Tobą, a na reakcję na Ciebie nawet do tej pory, NIA JEST NIKIM! To Tiffy sprawiła, że run Jax był jakkolwiek interesujący. Nia daję wybór albo Tiffy oddaję dobrowolnie tytuł jej albo Nia sobie go zabierze, ciekawe co dostaniemy xDDD, a dostaliśmy Bayley! Może być ciekawie, chociaż kolejne Bayley vs Nia tym razem możliwe, że o pretendenta do WWE Women's Championship....meh. Bayley nic ciekawego nie powiedziała, a wszystko przerywa Naomi i wszystkie zapewne chcą po prostu walki o tytuł hmm, może jakiś F4W na Royal Rumble? W sumie to bym brał, ale pewnie zdecydują się na jakiś Triple Threat Match o pretendentkę. Ostatecznie doszło do brawlu, który w sumie ładnie zakończyła Tiffany, a Aldis sobie wbił obok Stratton i zapowiedział ostatecznie F4W o pretendentkę do tytułu WWE Women's, spodziewałem się Triple Threatu, ale Pianek jeszcze się dołączył xD, no cóż liczę na wszystkich poza Jax, ale pewnie ona wygra, no to lecimy.   Liczę tutaj na wygraną kogokolwiek naprawdę, nawet Pianek niech to wygra, byle nie ta Nia xD. Po ponad 17 minutach świetnej w sumie walki mi się ona mega podobała, sporo near falli, prób finisherów i ogólnie finisherów nawet, dobre tempo, każda z Pań miała swoje 5 minut, Pianek i Bayley największą robotę tutaj moim zdaniem zrobiły, naprawdę bardzo dobre starcie i generalnie kontrowersyjna opinia, ale Tag Naomi z Piankiem wygląda o wiele lepiej niż Pianka z Jade, Bayley ostatecznie wygrała i mi się to podoba chętnie obejrzę Tiffy vs Bayley na Royal Rumble, będzie coś świeżego!   Next Week: Tiffany Stratton vs Bayley o tytuł WWE Women's aha, jakie Royal Rumble, jakie SNME, damy to za tydzień, a na SNME albo RR dajmy Nia vs Tiffy no tak xDD logiczne meh, Tiffany vs Bayley za tydzień ehh, świetne starcie, a dajemy to na zwykłym SD...... szkoda. MCMG vs Los Garza, oj tak pojedynek może być świetny. Ulala prawdziwy Tribal Chi.....a nie czekaj on już nie ma Ula Fali, szyli powraca zwykły mid cardowy Solo Sikoa, a zapowiadają go jako nie wiadomo kogo, znaczy no w walce z Reignsem pokazał się bardzo dobrze według mnie i jako main eventer, ale no w sumie to ciekawi mnie co dla niego dalej, dajcie mnie to. To tyle i w sumie aż tyle, mocne walki, mocny powrót po wielkiej przegranej, ja czekam.   No to pora na Main Event! Jacob Fatu & Tama Tonga vs Cody Rhodes & Jimmy Uso, pewnie face'owie tutaj wygrają, bo The New Bloodline już nie musi być wiarygodne dla OG Bloodline xD, więc można ich gnoić zapewne, ale sama walka może wyjść ciekawie. Kurde RR Match zapowiada się mega ciekawie, dwie pierwsze gwiazdy zapowiedziane na tę walkę to Cena i Roman, samo RR też jak na razie nie najgorzej KO vs Cody w Ladder Matchu o Undisputed WWE Championship, naprawdę oczekiwania znowu pewnie będą spore, a wyjdzie jak zwykle xD, ale przejdźmy do ME. No powiem tak pierwsza połowa to standardowy nudnawy Tag Team Match, a druga połowa oddała, bardzo fajnie się oglądało, Cody ostatecznie opuścił Jimmy'ego, bo zobaczył Kevina na stage'u, którego zaczął atakować i dlatego Jimmy przez to, że był w pojedynkę to przegrał i ostatecznie to Fatu i Tama wygrali, więc jest git, a na koniec mamy jeszcze brawl Kevina i Rhodesa, który zakończył się połamanym stołem, ciekawe jakie pokłosie będzie tego wszystkiego, czuję obwinianie Rhodesa o wiele rzeczy jak zwykle xD, ale solidna walka, a przynajmniej druga połowa, a sama walka trwała około 13,5-14 minut.   Plusy: Segment otwierający Women's United States Championship Match Pretty Deadly vs Los Garza United States Championship Match MCMG vs A-Town Down Under Segmencik It's Tiffy Time Fatal 4 Way o pretendentkę do WWE Women's Championship Main Event   Podsumowanie: Nie widziałem większych minusów w tej gali, bardzo mi się podobała i oglądałem z przyjemnością, walki były moim zdaniem bardzo dobre, nie było złego pojedynku, dostaliśmy kontynuację feudów i podbudowy już trwających, a także pokazanie, kto gdzie zmierza w niektórych przypadkach, jak chociażby w przypadku Romualda, który wiemy już, że leci po wygranie RR Matchu i osobiście uważam, że nie byłby to taki głupi pomysł, na pewno lepszy niż wygrywający ledwo dychający Cena, który jeśli by wybrał Rhodesa to ani nie będzie to dobry feud ani nie będzie to dobra walka, więc ja jestem na stanowcze NIE dla Ceny wygrywającego RR i Main Eventującego prawdopodobnie drugi dzień WM, to powinno się stać najpóźniej w 2018 roku, bo potem to już tendencja spadkowa była w wykonaniu tego zawodnika i jest co raz gorzej, jak zobaczę, że jest lepiej to może bym zmienił zdanie, ale po tym co pokazywał na przestrzeni ostatnich kilku lat to zdecydowanie NIE! Ale wracając do samego SD to tak jak mówię bardzo dobre show i polecam, fajne do obejrzenia, dużo story, nawet sporo się działo, ja jestem usatysfakcjonowany.
    • IIL
      Z tym brakiem WWE na Netflix w Belgii to faktycznie poszaleli...  Tłumacza się tym, że jakaś francuskojęzyczna stacja ma kontrakt na cały rok i Netflix wejdzie dopiero w 2026. Co ciekawe, WWE w Polsce na ESC zostało ponoć usunięte z ramówki nagle i według oficjalnych komunikatów ze strony Extreme Sports Channel, WWE nie informowało ich o nadchodzących zmianach... Elimination Chamber 2026 w BE brzmi interesująco, ale ceny zapewne znów byłyby zaporowe.  Coraz bardziej wkurwia mnie ten trend nabijania "the largest arena gate in the history of WWE" kosztem astronomicznego wręcz windowania cen wejściówek w górę. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...