Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  502
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  08.05.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Król Skorpion 4

 

Kolejna część przygód niepokonanego wojownika Mathayusa. Fabuła filmu jest typowa dla filmów przygodowych jasny podział na dobrych i złych. Oczywiście dobrzy bohaterowie unikają strzał wygrywają walki z przeważającymi siłami wroga rozwiązują trudne zagadki bez większych problemów, a główny bohater to terminatorzy całkowicie ale dla mnie było to całkiem przyjemne.

Można było się pośmiać, podziwiać walki rodem z wrestlingu i tu dochodzimy do sedna czyli kilku ról gościnnych. Przed oglądaniem wiedziałem, że występuje tu Roy Nelson, ale jak zobaczyłem Antonio Silvę w akcji :D to od razu mi się humor poprawił, a scena walki w klatce z udziałem głównej bohaterki zdecydowanie przypominał walki rodem z WWE tym bardziej, że jej przeciwniczką była Eve Torres :shock: , która wykonała nawet swój finisher na leżącą rywalkę.

Ogólnie film mimo sporej ilości rzekłbym nawet głupot, całkiem przyjemnie mi się oglądało( Esme Bianco :oops: )

 

5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/172/#findComment-372970
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

American Sniper / Snajper

Jako wysłany do Iraku członek elitarnej jednostki Navy SEALs Chris Kyle (Bradley Cooper) ma tylko jedną misję - chronić swoich towarzyszy broni. Swoją precyzją ratuje niezliczoną ilość żołnierzy na polu bitwy. W miarę jak opowieści o jego czynach rozpowszechniają się, zyskuje sobie miano "legendy". Reputacja Kyle'a rośnie także za liniami wroga. Powstańcy uznają snajpera za ważny cel i wyznaczają nagrodę za jego głowę. Największym wyzwaniem w życiu Chrisa jest jednak pozostanie mężem i ojcem dla rodziny, od której dzieli go pół świata. Pomimo niebezpieczeństw i rozłąki z bliskimi, Chris odbywa cztery zmiany w Iraku. Jednak po powrocie do żony Tayi (Sienna Miller) i dzieci zdaje sobie sprawę, że nie pozostawi wojny za sobą.

Wojna i jej konsekwencje. Chris nawet jak nie będzie na polu bitwy, bitwa będzie się toczyć w jego głowie. To naturalnie będzie niosło ze sobą konsekwencję, jednak zanim film na dobre się rozpoczął, zobaczyłem napisy końcowe. Niekoniecznie trafił do mnie „American Sniper”. Raczej zapamiętam go z motywów, które już widziałem setki razy. Tutejsze dramaty postaci były mi znane i ani nie razu nie czułem się zszokowany ekranowymi wydarzeniami.

Bradley Cooper i tylko Bradley Cooper. Rzadko kiedy dostajemy scene, gdzie nie byłoby gościa na ekranie. Gra on poprawną rolę, w poprawnym filmie, jednak ciężko poruszyć się odległością dzielącą małżeństwo, kiedy tak naprawdę ich bliskość jest tylko domyślna. Sienna nie dostała zbyt wiele czasu ekranowego, żeby rozbudować swą postać.

Trochę akcji, trochę dramatu, fajnie, że ktoś stworzył o nim film. Chris Kyle faktycznie na takie coś zasługiwał i przyjemnie było mi się z jego osobą zapoznać w takiej postaci. Niestety, prawdopodobnie o nim zapomnę, bo próba przeniesienia jego historii na duże ekrany skończyła się malym niepowodzeniem. Eastwood znów mnie zawodzi za kamerą – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/172/#findComment-373125
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Taken 3 / Uprowadzona 3

Bryana Millsa (Liam Neeson) nikomu przedstawiać nie trzeba. Od lat oczyszcza świat z najbardziej zwyrodniałych szumowin. Przestępcy już kilka razy próbowali go za to ukarać i za każdym razem przypłacali to życiem. Tym razem zaatakują wyjątkowo boleśnie. Gdy jego ukochana żona (Famke Jansen) zostanie zamordowana, a podejrzenie padnie na niego, Bryan znów będzie musiał zrobić użytek ze "swych wyjątkowych umiejętności", by dorwać winnych, oczyścić się z zarzutów i przede wszystkim ochronić najdroższą córkę.

Przynajmniej nikt nie rzuca granatami z dachu budynku :wink: „Taken 3” czerpie ile może ze „Ściganego” z Harrisonem Fordem. Ta nieudolna kopia znajdzie swoich zwolenników, jednak będą oni z grona ludzi, którzy rzadko sięgają po filmy by czerpać rozrywkę. Zlepiony ze znanych schematów twór, który jest ratowany przez Liama Neesona. Bryan Mills to wciąż fajna postać, mimo, że powtarza swoje teksty do znudzenia.

O ile byłem się w stanie wkręcić w całą intrygę, tak akcja zawsze przypominała mi z jak niskich lotów produkcją mam do czynienia. Pościgi czy strzelaniny, to sceny bardzo chaotycznie nakręcone, gdzie ciężko mówić o jakiejkolwiek satysfakcji. To znaczy tak samo ciężko, jak o realizmie. Scena na autostradzie, to trochę tacy „Szybyc i Wściekli” minus rozrywka.

„Uprowadzona 3” zaimponowała mi raz. Dokładnie przed seansem, kiedy od dawien dawna zobaczyłem pełną salę. Poza tym, po prostu była. Neeson i Whitaker – grający ścigającego naszego bohatera detektywa – to duet, który umiliłby mi każdy scenariusz. Tu udowodnili swoją wartość i pozostaje żal, że jeden drugiemu uciekał i tak mało razy dzielili ekran – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/172/#findComment-373127
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Gambler

Profesor literatury, a jednocześnie nałogowy hazardzista Jim Bennett (Mark Wahlberg) traci cały swój majątek. Wkrótce zapożycza się u niewłaściwych ludzi, którzy domagają się spłaty długu.

Pożyczyć od jednych, by oddać drugim, lub po prostu przegrać wszystko. Jim to destrukcyjna persona. Wszyscy widzą w nim gościa, który lubi przegrywać. Po tym, jak dług urósł do dużych rozmiarów, na linii jest jego życie. Śledzimy tydzień, który mu pozostał na zebranie pieniędzy. Czy zdobędzie je od bogatej matki, czy może znów pożyczy od jeszcze ciemniejszych typów niż ostatnio? Wahlberg pasuje do roli „I don’t give a shit”, bo miewam wrażenie, że właśnie tyle serca wkłada w swoje niektóre kreacje. Jednak to, co polubiłem – bo fajnie mi się ogląda Wahlberga grającego przy stole, czy wykładającego na uczelni - jest zarazem największym problemem tego filmu. Nie jest to wina Marka, a scenariusza, który oczekuje od nas, że będziemy się przejmować losem gościa, któremu zwyczajnie nie zależy. To nie jest typ, który popadł w nałóg i niekoniecznie wie, jak się z niego wydostać. To gość, który popadł w nałóg, jednak ma gdzieś by się z niego wydostać. Próżno szukać u niego zmartwienia tą całą sytuacją. Fajne jest to, że umie pomagać swoim studentom, a nie jest w stanie pomóc sobie, jednak to atut jedynie na papierze. Wszyscy wydają się przejmować bardziej od niego. Jego relacje z matką (Jessica Lange), czy Frankiem (John Goodman) stanowią o sile całości. Niekoniecznie kupuje wątek miłosny ze studentką (Brie Larson), która musi się wcielić w tę dobrą duszyczkę, która spróbuje go wyciągnąć na dobre. Uczucie naciągane.

Niby w sezonie Oscarowym, jednak daleko od realnych kandydatów. Bardzo chcieli być czymś więcej, jednak za mało w tym wartościowej treści. Zapomnę, choć nie był to czas zmarnowany. Pomimo wielu tysięcy na stole, bardziej przypomina to przyjacielską grę z kumplami w pokera – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/172/#findComment-373134
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  174
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  17.01.2013
  • Status:  Offline

Horror Drakuli-1958

 

Na przestrzeni lat w brytyjskiej wytwórni Hammer powstał cały cykl filmów, będących wariacjami na temat najsłynniejszego transylwańskiego hrabiego Draculi. Obrazem otwierającym ową serię był nakręcony w 1958 roku "Dracula", w reżyserii Terence'a Fishera. Film ten masowej widowni znany jest również jako "Horror Draculi", pod takim bowiem tytułem wydany został na rynku amerykańskim (zmiana wynikała z obaw dystrybutorów, iż film Fishera mógłby być mylony z klasykiem Browninga z Belą Lugosi w roli głównej).Do dziś dnia film ten pozostaje jednym z najbardziej znanych obrazów wyprodukowanych w studiach Hammer Productions; wytwórni, w której powstał, przyniósł krociowe zyski, zaś odtwarzający główne role Christopher Lee i Peter Cushing ugruntowali dzięki niemu swe pozycje w brytyjskiej i światowej kinematografii.

 

Spośród wszystkich filmów o Draculi, jakie stworzyła angielska wytwórnia, "Horror Draculi" jest najwierniejszy swemu literackiemu pierwowzorowi. Wprawdzie ograniczenia budżetowe wymogły dość znaczne zmiany w scenariuszu (choćby całkowite zrezygnowanie z postaci Renfielda), to jednak zasadniczo oś fabuły pokrywa się z powieścią Brama Stokera. Otrzymujemy więc historię Jonathana Harkera, który pod pretekstem współpracy przybywa do zamku hrabiego Draculi. Faktycznym celem wizyty jest jednak unicestwienie siejącego grozę wampira. Gdy Dracula odkrywa intencje swego gościa, mści się na nim okrutnie i, żądny dalszej zemsty, wyrusza na poszukiwanie narzeczonej Jonathana, Lucy. Na szczęście w sprawę angażuje się też doktor Van Helsing, współpracownik Harkera i wybitny znawca tematyki wampirycznej. Akcja filmu koncentruje się na wysiłkach naukowca podejmowanych wraz z rodziną Lucy, mających na celu ostateczne zlikwidowanie potwornego monstrum. Zwieńczenie filmu przynosi kapitalną scenę bezpośredniego starcia doktora Van Helsinga z odrażającym Draculą."Horror Draculi" to przede wszystkim popis dwóch najwybitniejszych bodaj aktorów studia Hammer - Christophera Lee w roli hrabiego Draculi oraz Petera Cushinga jako doktora Van Helsinga. Obaj są absolutnie zjawiskowi w swych kreacjach; Cushing jest w każdym calu dżentelmenem, eleganckim i szarmanckim, na wskroś brytyjskim (sic!) naukowcem, człowiekiem stonowanym, lecz zarazem świadomym powagi sytuacji. Przed Christopherem Lee stało o wiele trudniejsze zadanie - musiał zmierzyć się z klasycznym wizerunkiem Draculi wykreowanym przez Belę Lugosi. Lee świadomie odciął się od tradycji Universalu, tworząc postać całkowicie autonomiczną i niezależną od Draculi Lugosiego. Czy skutecznie? Wystarczy powiedzieć, że w rolę hrabiego przyszło mu wcielać się jeszcze bodaj osiem razy (!), zaś jego twarz stała się prawdziwym symbolem i ikoną, nierozerwalnie zrośniętą z wizerunkiem Draculi.O ile Max Schreck z "Nosferatu" Murnau'a przeraża swą fizycznością, zaś Bela Lugosi intryguje egzotyczną i mroczną aurą, Christopher Lee jest przede wszystkim arystokratycznie wyniosły. Brytyjski aktor nadał postaci wampira prawdziwie hrabiowskiego sznytu; scena powitania Draculi z Harkerem przypomina bardziej dialog dwóch angielskich notabli, niż rozmowę bestii ze swą przyszłą ofiarą. W scenach ataku wampira jest zaś Lee bezkonkurencyjny. Dracula z czerwonymi oczyma, skrwawioną i wykrzywioną furią twarzą jest prawdziwie przerażający.

Godne odnotowania jest również to, iż w rolę Artura Holmwooda wcielił się Michael Gough, znany dzisiejszej widowni z roli służącego Alberta w ekranizacjach opowieści o Batmanie.

Film Terence'a Fishera przynosi nam cały wachlarz fetyszy pojawiających się w każdej niemal opowieści grozy Hammera. Gotyckie wnętrza, krzyże, czosnek oraz drewniane kołki to symbole nierozerwalnie związane z poetyką horroru. Tu dziwić może jedynie fakt, iż zamek Draculi pokazywany jest jako skąpana w słońcu budowla - słoneczne pejzaże mimo wszystko niezbyt dobrze wpływają na budowanie napięcia.

Podkreślić jednak należy, że stronie technicznej filmu nie można wiele zarzucić. Dziwić się też nie ma czemu - za film odpowiedzialni byli najwięksi wyjadacze Hammer Productions: za scenariusz odpowiadał Jimmy Sangster (twórca historii do takich szlagierów wytwórni, jak choćby "Przekleństwo Frankensteina", "Mumia", "Narzeczona Draculi" czy "Drakula: Książę Ciemności"), muzykę skomponował James Bernard, zaś nad całością czuwał najwybitniejszy chyba reżyser związany z wytwórnią, Terence Fisher.

Wielka Brytania lat pięćdziesiątych była krajem niezwykle konserwatywnym i staroświeckim, co znajdywało odzwierciedlenie również w filmach tego okresu. Dlatego z dzisiejszej perspektywy razić może ugrzecznienie stylizacji mrocznej przecież opowieści o wampirze. Wszystkie postaci są niezwykle dystyngowane i kulturalne, mężczyźni są gentlemanami o nienagannych manierach, zaś kobiety to porządne i skromne damy - Lucy z warkoczami sięgającymi pasa wygląda zgoła jak Ania z Zielonego Wzgórza). Oczywiście, stylizacja ta nadaje filmowi owego szczególnego charakteru i posmaku lat minionych; kwestia jej odbioru pozostaje całkowicie subiektywną. Na marginesie dodam tylko, że analiza filmów Hammera powstałych pomiędzy połową lat pięćdziesiątych i połową siedemdziesiątych pozwala prześledzić dość radykalne zmiany obyczajowe i kulturowe, jakie dokonały się w owym okresie na Wyspach Brytyjskich i może być przedmiotem osobnych rozważań.

Pochodzący sprzed blisko pół wieku "Horror Draculi" jest filmem ze wszech miar godnym polecenia. Obraz Fishera to kino wyrafinowane i atmosferyczne, z wybitnymi kreacjami aktorskimi i interesującymi rozwiązaniami formalnymi. Pamiętać też należy, iż film ten jest pierwszym z całej serii Hammerowskich opowieści o wampirze z Karpat (zaś drugim po "Przekleństwie Frankensteina" Hammerowskim horrorem w ogóle). Godzien zatem jest uwagi choćby jako jeden z prekursorów specyficznego stylu, który w brytyjskim horrorze obowiązywał przez dwie dekady.Ocena 8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/172/#findComment-373178
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Unbroken / Niezłomny

Film na podstawie bestsellerowej książki Laury Hillenbrand. Dzięki pomocy rodziny Zamperini (Jack O'Connell) został jednym z najlepszych biegaczy. II wojna światowa przekreśliła jego plany bicia rekordu świata na dystansie 1 mili i rzuciła nad Pacyfik. Jego samolot został zestrzelony, 47 dni dryfował na oceanie, przeżył 2 lata w japońskich obozach jenieckich.

Huczne zapowiedzi, uboga realizacja. Niedoświadczona za kamerą Jolie, ugryzła więcej niż jest w stanie przerzuć. Historia Zamperiniego jest niesamowita. Zamperini u Angeliny, jest miałki i zwyczajny. Jakoś brakowało mi tu poczucia zaszczucia – wina Pani reżyser, bo scenariusz dawał wiele możliwości. Jakoś te katastrofy nie były katastrofami. Na środku oceanu zmieniały się twarze, jednak wszelkie przeciwności losu dość gładko im przechodziły. Kiedy nadchodzi wielki sztorm, Jolie pokazuje to w krótkiej sekwencji, a widz zastanawia się, jak do cholery oni to przeżyli?! Wypadało poświęcić temu więcej czasu, kosztem gadania na pontonie czy łowienia ryb. Szczególnie, że podczas tych dialogów, nijak nie zżyliśmy się z bohaterami. Takie trudności miewałem ciągle, gdy film skakał po osi czasu bez większego ładu. W japońskim obozie się trochę stonował, jednak tam brakowało JK Simmonsa, który przeleciałby werbalnym miotaczem ognia przez więźniów. Zamiast tego dostajemy jakiegoś nastoletniego, potulnego kitajca (Takamasa Ishihara), którego doświadczenie aktorskie kończy się na... a nie, on nie ma doświadczenia – true story!

Jedyne emocje odczułem, gdy rodzina słuchała radia podczas jego biegu na olimpiadzie. Kiepskie aktorstwo nie pozwoliło mi na więcej. Mam nadzieję, że Jack O’Connell będzie się trzymał z dala od nominacji za rolę pierwszoplanową, bo o wiele lepiej wypadł w „Starred Up”. Niby popłakał się kilkukrotnie, niby jakiś wyraz twarzy w tym był, ale to i tak nie było „to”. Brakowało mi emocji w tym wszystkim. Szkoda, bo materiał był świetny. W dobrych rękach byłby ogromny kasowy hit, do którego ludzie wracaliby po latach. O próbie Jolie chciałbym zapomnieć po dniach. Droga Angie, wróc przed kamerę, tam Cię lubię – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/172/#findComment-373200
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Cake

Cake to dramat o kobiecie (Jennifer Aniston), która przeżyła tragiczny wypadek. Odcisnął on na niej wielkie piętno – jej twarz pokrywają blizny i sama cierpi z powodu chronicznego bólu, zmagając się z uzależnieniem od leków. Ma depresję, powodującą myśli samobójcze.

Jennifer Aniston ma depresję – uwierzyłem. Jej Claire jest chora, a popularnej Rachel z „Przyjaciół” udaje się to oddać na ekranie. Z racji, że nigdy nie miała szczęścia do srebrnego ekranu, śmiało można zakładać, że to jej życiowa rola – najlepsza pod kątem warsztatu aktorskiego, bo pewnie jakieś komediowe kreacje lubie bardziej. Przyjemnie mi było śledzić jej poczynania, w świecie któremu brakuje wyrazu. To dramat oparty na jednej postaci, jednej roli, jednej aktorce. Wszystko inne to brednie, które z każdym kolejnym fabularnym posunięciem potrafią przesłonić to co dobre. Mam wrażenie, że nie wiedzieli, czym ten film ma właściwie być. Opowieścią o depresji i pogrążeniu się w narkotykach, czy zbawieniu przez znalezienie drugiej duszy skrzywdzonej przez życie. Zabrakło im odwagi przy pisaniu scenariusza. To powinno rzucić o ziemie, a przeleciało jak mucha. Za dużo tu głupich pogawędek z duchem zmarłej koleżanki (Anna Kendrick), jak i wdowcem po niej (Sam Worthington). Tu się zaczynają dla mnie schody. Ci co czytują moje teksty o filmach, wiedzą jak duży problem mam z wizjami, duchami, flashbackami i innymi tego typu pierdółkami, które mało co wnoszą do fabuły lub są – jak w tym przypadku - zbędne. O niebo lepiej prezentowała się dla mnie relacja Claire z jej opiekunką (Adriana Barraza).

Realistyczna kreacja, w kiepskiej historyjce. Rachel, byłaś świetna, ale „Cake” światem nie zawładnie. W tym roku było już kilka lepszych dramatów, ze „Still Alice” na czele. To film z Julianne Moore zasługuje na większy szum medialny, to tam zrobisz „wow”, kiedy będziesz zapominał o „Cake” – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/172/#findComment-373210
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Kill the Messenger

Reporter pracujący dla San Jose Mercury News, Gary Webb (Jeremy Renner) postanawia ujawnić powiązania CIA z organizacją związaną z dostarczaniem kokainy z Nikaragui do Kalifornii. Po opublikowaniu artykułów dziennikarza rozpoczyna się kampania oszczerstw, która zaczyna niszczyć mu życie. Scenariusz do filmu powstał na podstawie autobiograficznej książki napisanej przez samego Gary'ego Webba.

Kiedy poznasz prawdę, stajesz przed najtrudniejszym wyborem, czy się nią podzielić... Dziennikarskie klimaty z poważną intrygą na tapecie, a wszystko oparte na prawdziwej historii - przez co nabiera jeszcze większego powera. Rząd zamieszany w kokaine, to nie jest może najświeższy temat w kinematografii, jednak wciąż niesie ze sobą sporo kontrowersji. Pokazali tu jaką mają nad ludźmi władzę i jak za jeden nieodpowiedni ruch potrafią zniszczyć człowiekowi życie.

Emocje zapewni świetna obsada. Jeremy Renner tworzy z kontrowersyjnego dziennikarza świetnego protagoniste, gdzie ktoś, kto nie ma z góry wyrobionego zdania o Garym Webbie, będzie za niego trzymał kciuki. Został zaprezentowany nie tylko jako autor artykułu, ale również jako mąż i ojciec. Ta rodzinna polewa ma tu swoją filmową wartość i nie ciąży na człowieku jak „zło konieczne”. Poza świetnym Rennerem – który częściej powinien brać role tego typu – mamy naprawdę mocny drugi plan. Nawet jak ktoś pojawia się przez chwilę, to da się zapamiętać. Może te nazwiska już najlepsze lata mają za sobą, ale w tak małych dawkach wciąż widać jak są genialni w swoim fachu. To czułem, kiedy zaskakująco na ekranie pojawił się Andy Garcia. Do tego trafimy na takie nazwiska jak Michael Sheen, Ray Liotta, Robert Patrick, Oliver Platt, czy Gil Bellows.

Zabrakło czasu na cała historię, a momentami rośnie ochota na przybliżenie sobie życia prawdziwego Gary’ego Webba - film mógł trwać spokojnie 45minut dłużej. Niektóre fakty zmieściły się dopiero w napisach końcowych, jednak nie mogę zaprzeczyć, że mnie wkręcili – niech o tym świadczy sam fakt, że mówię o poszukiwaniu prawdziwych artykułów. Ma to trochę fabularnych dziur, jednak stanowi satysfakcjonujący produkt – 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/172/#findComment-373286
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Top Five

Aktor komediowy (Chris Rock) chcę spróbować sił w poważniejszych projektach, kiedy jego narzeczona (Gabrielle Union), będąca gwiazdą reality-TV, proponuje upublicznić w swoim show ich ślub.

Trzonem fabuły jest rozmowa Chrisa Rocka, z przeprowadzającą z nim wywiad dziennikarką, graną przez Rosario Dawson. Sporo uroku w ich luźnych gadkach. Trochę jakbym oglądał trylogię Linklatera z Ethanem Hawke i Julie Delpy, tylko na wesoło. Nie ma tematów tabu, wiele rzeczy zostanie wyszydzonych. Gość ma sporo niemiłych wspomnień, które obrazuje nam w humorystyczny sposób.

Zapomniałem już jak Chris potrafi być zabawny. Jego kinowa kariera nie była zbyt zawrotna, jednak gdy sam wyreżyserował i sam sobie napisał scenariusz, potrafi być to tak śmieszne jak jego stand-upy. Co najważniejsze, nie jest to przesadnie głupkowata afro-amerykańska komedia. Niesie to za sobą inne wartości. Obrazuje zawrotne życie gwiazdy od kuchni, podejmuje się tematów na tle rasowym i wbrew pierwszej połowie, nie wszystko zamierza obrócić w żart.

Rock zebrał znajomych, którzy ubarwiają całość. Tracy Morgan, Kevin Hart, Cedric the Entertainer, może grają epizodyczne role, ale zapewnią kilka uśmiechów. A i są tylko wierzchołkiem góry lodowej, bo sporo niezapowiedzianych osobistości pojawia się na ekranie grając siebie. „Top Five” nie jest może genialnym filmem, ale wystarczająco zabawnym, by fani gatunku rzucili okiem – końcówka na scenie bardzo mocna. Pewnie załapałby się do top five w swojej kategorii w 2014 – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/172/#findComment-373382
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

A Most Violent Year

Akcja toczy się w Nowym Jorku w 1981 – w roku, w którym odnotowano największy wzrost przestępczości w tym mieście. Film opowiada historię rodziny imigrantów, których głowa rodziny (Oscar Isaac) walczy z wszelkimi przeciwnościami losu, by utrzymać swój biznes i zapewnić bezpieczeństwo swoim bliskim.

Oscar Isaac i Jessica Chastain, dają bardzo fajny potret małżeństwa. Kiedyś pozwalali sobie na ciemne interesy, teraz balansują pomiędzy koniecznością wejścia w ten świat kolejny raz, a usilną próbą pozostania czystymi. Isaac przypomina tu trochę młodego Pacino. Jego Abel Morales ma nerwy ze stali i nie pęka mimo kłopotów w które wpadnie. Umowa którą zawarł na upragniony obiekt jest zagrożona. Pieniądze – które miał otrzymać - się wycofały, teraz trzeba je zdobyć w inny sposób, żeby zaliczka nie przepadła. W międzyczasie ktoś robi mu koło nosa, atakując jego ciężarówki.

I oglądasz te świetne kreacje, czekając aż film przyspieszy, aż coś się zacznie dziać. Ostrzegam, nie zacznie. Bardzo powolne tempo towarzyszy temu do samego końca. Kilka końcowych scen jest bardzo dobrych, mają swój klimat, ale ciężko sklasyfikować to jako kryminał akcji. Tej akcji tu zwyczajnie nie ma. Jak na przestępczy półświatek, tych przestępców jest na ekranie niebywale mało. Jak na „najbardziej brutalny rok”, nie ma tu brutalności. Momentami to wygląda jak ponury melodramat. Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tak, że oczekuje od takich filmów samych strzelanin i pościgów. Oczekuje jednak emocji, których te dialogi mi nie zapewniły. Lecimy od rozmowy do rozmowy, ale żadnej z tych rozmów na dobrą sprawę nie zapamiętam.

Trzeba się przestawić przed seansem. Nie ufajcie hucznym zapowiedzią, które mogą Was przekonywać, że to produkcja z mafijną polewą. Nic z tych rzeczy. Klimat jest, garnitury są, ale pistolet to jest tylko jeden, a gangsterów – a raczej prostych, niszowych przestępców – ze dwóch. Jasne, te grube szychy posiadajace swoje firmy to też „gangsterzy”, którzy chcą wyeliminować konkurencje, ale nie na tym się film opiera, tylko o to zahacza. Przerost formy nad treścią? – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/172/#findComment-373421
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Nominacje do Oscara za nami - wzeszłym roku miałem 75% trafionych nominacji, w tym roku jest identycznie, choć niektóre pominięcia są bardzo zaskakujące, co wręcz bulwersujące.Największe zaskoczenia to:

 

brak Lego w animacjach(ja sam nie jestem fanem filmu, ale był dla mnie pewniakiem, zatem jego brak jest szokiem)

 

całkowite pominięcie Gone Girl w nominacjach(jest Pike, ale powinien być też scenariusz - WTF?! , muzyka Reznora, montaż i reżyser a tu dupa)

 

Turysta wśród obcojęzycznych(tyle dobrego, że Idzie nie zabierze głosów, ale i tak z Lewiatanem będzie ciężko choć Akademia może się skłonić nie ku antyputinowskiemu filmu a filmowi z czynnikiem żydowskim)

 

nomki dla Coopera i Streep(gdzie nie masz kogo, wepchnij tam Streep, ale to nie ta rola.Nie ma Chastain zamiast tego.Podobnie Cooper, niby lepszy od Gyllenhaala, Oyewolo czy Fiennesa?I call bullshit)

 

dodatkowe nominacje Polaków(2 krótkie dokumenty plus Ida powalczy o zdjęcia), to akurat na plus

 

Whiplash niby jest adaptowanym scenariuszem?WTF?

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/172/#findComment-373442
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Jeśli o Oscary chodzi, to ktoś może założyć śmiało temat z nominacjami - Thrawn bierz się za to :wink: Co roku tak robimy. Osobiście nie chcę tego zakładać teraz, bo byłby on na ten moment pozbawiony wypowiedzi od siebie - same suche nominacje (został mi jeszcze Birdman i Inherent Vice) - jednak warto już tam, w jednym miejscu, zbierać opinie.

 

 

Wild / Dzika droga

Ekranizacja bestsellerowej, autobiograficznej książki Cheryl Strayed. Nagrodzona Oscarem Reese Witherspoon (”Spacer po linie”) w roli kobiety, która uświadamia sobie, że jej życie legło w gruzach i wyrusza na samotną wyprawę przez całe Stany Zjednoczone, by odnaleźć siebie i poczucie sensu życia.

Znikoma ilość nominacji absolutnie nie dziwi. Akademia widziała już ten film w 2007 roku, nazywał się „Into the Wild” (7/10) i był o niebo lepszy. Wszyscy zwolennicy ładnych widoków i tak będą piszczeć z zachwytu. Ja jestem z tych bardziej wymagających, oczekując mocnej postaci, dobrych dialogów, emocji. Nie znalazłem tego tutaj. Jakkolwiek by się ta Witherspoon nie starała, jakkolwiek jej włosy by się nie przetłuściły, jakkolwiek by się nie rozebrała, zwyczajnie nie jestem w stanie jej kupić w takiej roli. I tu nie tyle chodzi o tego włoczykija, a o to, jaka była wcześniej...

Postaci napotkane na drodze są często bez wyrazu. Te spotykane w „Into the Wild” dają się zapamiętać, te tutaj niekoniecznie. Aż życzylibyśmy sobie, żeby rezyser rozwijał częściej wątek z przeszłości, prowadzący do decyzji o tej wyprawie – zasługa Laury Dern. Tam się dzieję interesujący dramat, jej piesza wędrówka jest zwyczajnie nudna. Kino nie dla wszystkich, a na pewno nie dla mnie. W takich filmach są często motywy skłaniające do refleksji, jednak jak nie trafią do serca, to jawią się jako takie „pitu-pitu” – tak Reese, to ponownie do Ciebie – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/172/#findComment-373466
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 040
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.12.2010
  • Status:  Offline

Nie ma się co denerwować na nominacje... bo to jest kwestia widzimisie i kwestia polityczna (rozwaliło mnie jak dziś wszyscy nerwowo czekali aż się Selma pojawi w nominacjach - jedyny film który dostał oklaski) więc co roku będą się zdarzać takie kwiatki jak brak Jake'a, Jessici, Renner'a w nominacjach, docenianie takich "potworków" jak "Into The Woods", nominacje dla Coopera (filmu jeszcze nie widziałem, ale on w ambitniejszych produkcjach był "średni" wiec na cuda nie licze) Przecież od lat ta uroczystość nie jest w najmniejszym calu spontaniczna, specjalnie się kręci filmy pod Oscary, specjalnie się gra w filmach pod Oscary (taka Aniston nawet zatrudniła speca od wizerunku by jej pomógł wygrać - wtf), filmy które mają box office nie mogą liczyć na Oscara itd. W ogóle to jeszcze zaczyna mnie irytować to, że każdy aktor komediowy nawet od debilnych filmów musi w pewnym momencie przejść przemiane i zostać aktorem "artystycznym" - Carell, Aniston, Hill, Tatum itd i nawet jeśli jest mega przeciętny to i tak dostaje te nominacje bo taka wielka przemiana, dużo o tym będzie w mediach - kto kolejny? Melissa McCarthy?... Kurde St. Vincent zapomniałem :lol:
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/172/#findComment-373468
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Whiplash

(2014)

Andrew (Miles Teller) jest utalentowanym młodym perkusistą, uczniem konserwatorium muzycznego na Manhattanie. Chłopak marzy o wielkiej karierze. Aby zrealizować plany, postanawia dołączyć do szkolnej orkiestry jazzowej prowadzonej przez okrutnego nauczyciela Terence'a Fletchera (J.K. Simmons), który często wyładowuje swoje frustracje na uczniach. Pod kierunkiem bezwzględnego Fletchera, Andrew zaczyna dążyć do doskonałości za wszelką cenę - nawet własnego człowieczeństwa.

Dążenie do doskonałosci i sławy dla niektórych staje się najważniejszym celem w życiu i przesłania wszystko inne. W "Whiplash" mamy dwa przykłady takich osób. Andrew- główny bohater, który chce obie te rzeczy osiągnąć. Jest też Fletcher, dla którego doskonałość jest najważniejszym celem do osiągnięcia. W tym filmie nie widzimy jak dąży do własnej doskonałości, ale próbuje ją osiągnąć u swoich uczniów. To że jego metody nauczania są trudne do zniesienia nie ma dla niego większego znaczenia, ale na swój sposób potrafił osiągnąć swój cel. Jego motta, którymi kierował się w swojej pracy potrafiły dać do myślenia, bo Fletcher ma rację- jak się po niedoskonałym wykonaniu jakiegoś zadania powie się, że jest nieźle, dobrze itp, to osoba wykonująca nie będzie dążyła do jeszcze lepszego wykonania. On natomiast pokazuje, że trzeba motywować ludzi do bycia coraz lepszym w tym co się robi i to jest dobra postawa, ale w złym wykonaniu, bo podczas prób się za bardzo starał do tego doprowadzić i stawał się brutalny. Mimo to Fletcher jest nawet bardziej wyraźną postacią od głównego bohatera- Andrewa.

Przechodząc do głównego bohatera- Andrew z początku wydaje się być zagubiony i nie pokazuje że jest tak utalentowany, jak ma się okazać że jest w dalszej części filmu. Dopiero z czasem zaczyna ujawniać cechy, które mogą go uczynić wielkim perkusistą. A przede wszystkim poddał się nauczaniu Fletchera i starał się jak najlepiej z niego skorzystać, w dodatku grając przyjemną dla ucha muzykę. Bardzo dobrze się oglada tą postać, jej zawzięcie i całkowite odzwierciedlenie powiedzenia, że przez "krew, pot i łzy" można dojść do sukcesu, a w wykonania Andrewa każdej z tych trzech rzeczy było bardzo dużo i im było więcej, tym on sam też stawał się lepszy. Kiedy dochodzi już do końca filmu, to jest on zrobiony w taki sposób, że chciałoby się "Whiplash" oglądać jeszcze i żałowałem że to już koniec. Ale może jedną z dobrych rzeczy był brak przeciągania na siłę akcji w filmie, bo czasem są dobre filmy trwające ponad dwie godziny, ale ich dobry odbiór utrudniają nudniejsze momenty. Tutaj takich nie było, a całą droga Anrewa do doskonałości pod kierownictwem Fletchera okazała się świetną historią, w dodatku uzupełnioną fajnymi jazz'owymi kawałkami. Andrew poświęcił wszystko żeby zdobyć miejsce w zespole i żeby jego nauczyciel zaczął go w końcu doceniać. Czy mu się udało- trzeba samemu obejrzeć ten film. Ale warto, nie będziecie żałować ani jednej chwili przy nim spędzonej. Jeden z lepszych filmów, jakie widziałem w ostatnim czasie. Ocena: 8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/172/#findComment-373724
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  441
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.01.2014
  • Status:  Offline

Hobbit: Bitwa Pięciu Armii

 

 

Opis: Filmowa adaptacja książki J.R.R. Tolkiena, będącej wstępem do słynnego "Władcy Pierścieni", to opowieść pełna niesamowitych wydarzeń i magicznych postaci. Przedstawia odwieczną walkę dobra ze złem. Po wielkim sukcesie pierwszych dwóch części trylogii – "Hobbit: Niezwykła podróż" oraz "Hobbit: Pustkowie Smauga", nadszedł czas na film zamykający niezwykłe dzieło Petera Jacksona: "Hobbit: Bitwa Pięciu Armii". Drużyna dowodzona przez Thorina Dębową Tarczę dotarła do Samotnej Góry, której skarbu strzeże potężny Smaug. Czy Bilbo i jego towarzysze pokonają smoka i odzyskają legendarny Erebor?

 

Opinia: Pamiętam jak w szkole, gdy wszyscy zachwycali się Władcą Pierścieni (z braku tych książek w bibliotece) przeczytałem Hobbita. Jest to krótka książka. Czytało mi się ją wtedy dość przyjemnie. Co do samej treści to nie pamiętam już czy pokrywa się z filmem.

Film niewiele różni się wizualnie od Władcy Pierścieni. Efekty specjalne są bardzo podobne, mimo to ta różnica 10 lat zrobiła niewielką, ale jednak różnicę w jakości. Kilka lat temu pewnie oceniłbym ten film i całą trylogię trochę wyżej, ale obecnie zmieniły się moje priorytety oczekiwań odnośnie filmów.

Film mnie nie zachwycił(jak i cała trylogia). Nie lubię już takiego gatunku filmów, ale z przyzwyczajenia zobaczyłem najnowszą część. Podzielenie tej książki na 3 filmy jest wg mnie równie sensowne co wydanie serialu opartego na książce "Janko Muzykant" autorstwa Henryka Sienkiewicza. Głównym celem jest zwiększenie zarobku producentów, którzy wiedzą że góra złota jaką wypracowują te filmy się kończy i za wszelką cenę chcą zdobyć ostatnie możliwe do zarobienia dolary.

Nie jestem pewien, ale cały czas odnoszę wrażenie, że pisałem już gdzieś jakąś opinię do którejś części lub czytałem podobną opinię, więc mogę się powtórzyć w tym poście.

 

Ocena 5/10(dla ujednolicenia przy filmach postaram się teraz stosować skalę 1-10, przy serialach będę używać starego schematu)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/172/#findComment-373761
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • MattDevitto
      Wiele emocji w sieci wywołuje oglądalność pierwszego RAW na nowej platformie. Stąd też jestem ciekawy jak u nas na forum ludzie zapatrują się na wynik uzyskany przez HHH'a i spółkę. Dla przypomnienia: Czy powyższe liczby są zadowalające? Czy jednak rację mają Ci, którzy zwracają uwagę na to, że mimo wytoczonych potężnych dział ta liczba nie robi wrażenia, szczególnie jeśli chodzi o Stany Zjednoczone?
    • IIL
      Od dawna interesuje mnie polska scena wrestlingowa. Na przestrzeni lat w sieci pojawiło się wiele różnych stron poświęconych wrestlingowi, które niestety odeszły w zapomnienie.  Chciałbym, aby ten wątek służył dzieleniem się różnymi linkami do stron zapisanych w Internet Wayback Machine jakie zapamiętaliście z dawnych lat. Dzięki temu pamięć o nich nie zaginie i kto wie, może znajdą się również ich autorzy i uda się je jakoś przywrócić do życia jako np. część archiwum forum (jak to było w przypadku Archiwum forum BGZ Wrestling).    Na dobry początek lista tego, co udało mi się wykopać osobiście...  attitude.pl/forum - warto zacząć od archiwalnej wersji tego właśnie forum. Tak mniej więcej wyglądało to miejsce, gdy zacząłem zaglądać tutaj po raz pierwszy: Attitude Wrestling Forum :: Strona G³ówna WEB.ARCHIVE.ORG Ciekawe jest tutaj to, że w kopiach zapisu forum Attitude znajdują się również archiwalne zapisy shoutboxa.  forum i portal BGZ Wrestling Portal: BGZ Wrestling Forum: Najlepsze Polskie Forum Wrestlingowe :: WEB.ARCHIVE.ORG Forum: BGZ Wrestling Forum :: Strona G³ówna WEB.ARCHIVE.ORG Serwis Ultimate Wrestling Portal: Ultimate Wrestling - Newsy, profile, biografie, felietony, wyniki, raporty. Portal fanów wrestlingu. U nas dowiesz siê wszystkiego na ten temat! WEB.ARCHIVE.ORG Ultimate Wrestling - Newsy, profile, biografie, felietony, wyniki, raporty. Portal fanÃw wrestlingu. U nas dowiesz siê wszystkiego na ten temat! Gra UWF: Ultimate Wrestling Federation :: Strona G³ówna WEB.ARCHIVE.ORG Forum: Ultimate Wrestling :: Strona G³ówna WEB.ARCHIVE.ORG wrestlingmania.prv.pl - forum z którego wyłoniło się później UltimateWrestling https://web.archive.org/web/20050128021224/http://www.wrestlingmania.prv.pl/ wcw4life.prv.pl - strona o WCW WCW 4 life WEB.ARCHIVE.ORG NajwiÃksza polska strona po¶wiêcona WCW nwo-4life.prv.pl - bardzo ładna i rozbudowana strona poświęcona historii stajni nWo. Ktoś zna autora tej strony? New World Order WEB.ARCHIVE.ORG Wszystko o nWo   Pro Wrestling Quiz - gra quizowa autorstwa @ Maxi4 , działająca najpierw na UltimateWrestling, a następnie pod domenami pwq.xad.pl i pwq.nmj.pl. Osobiście uwielbiałem tę zabawę. PWQ na forum UW: Ultimate Wrestling :: Zobacz Forum - PWQ WEB.ARCHIVE.ORG pwq.nmj.pl pwq.nmj.pl :: Strona G³ówna WEB.ARCHIVE.ORG 4-corners.pl / wrestlingforum.pl - forum, które założyłem i prowadziłem od 2009 do 2013 roku https://web.archive.org/web/20120521025529/http://wrestlingforum.pl/ prowrestling.pl - portal, który zbierał informacje z polskiej sceny w jednym miejscu, przeprowadzał wywiady, itd. Wrestling - Polska Scena Wrestlingowa WEB.ARCHIVE.ORG ringskill.pl - forum o wrestlingu RingSkill - Forum o Wrestlingu • Strona główna forum WEB.ARCHIVE.ORG   Jest tego o wiele więcej, także temat będzie rozwijany Nigdy nie byłem e-fedziarzem, ale na przestrzeni lat przewinęło mi się wiele for o tej tematyce. Może znajdą się tutaj dawni gracze, chcący odkopać część tej historii?   Jakie z w/w stron odwiedzaliście? Co pamiętacie z tamtych czasów? Zapraszam do dzielenia się linkami i dyskusji na temat dawnej polskiej sceny wrestlingowej.
    • RomanRZYMEK
      Tydzień temu pisałem, że boję się, że przez zmianę formatu na 3h poziom spadnie na łeb na szyję, ale ten SmackDown wypadł serio bardzo przyjemnie! Oglądało mi się go nawet lepiej niż RAW na Netflixie, ale po kolej:   - Nie pierdola się w tańcu - Romek po spławieniu Solisty chce odzyskać to co jemu należne. Heyman w promo z Rhodsem brzmiał już bardziej jak Heyman którego znamy z ostatnich lat Bloodline - „That’s a Spioler!”. W sumie to dosyć logiczne, ale chciałbym zwrócić uwagę na jeden fakt - fani na arenie w reakcji na słowa Heymana o chęci odzyskania pasa przez Romka nie dali już prawie żadnego popu. Zamiast tego pojawiły się chanty “Cody”. Mimo że Title Run Romka oceniam jako najlepszy w XXI wieku, to ludzie nie chcą oglądać go znowu z pasem. Ewentualny program z Rhodsem o pas wróciłby Romka do punktu wyjścia - fani znowu by się od niego odwrócili. Mi to na rękę, bo Reignsa ogląda się najlepiej jak jest Heelem czy Tweenerem (patrz program z Undertakerem i słynny segment - This is My Yard Now). Plus też za to, że nie robią z nas debili jeśli chodzi o Romana - od czasu jego powrotu nie dał żadnego słodko pierdzacego proma, że kocha fanów ITP. Dalej jest Tribal Cheefem, tylko dzięki strory z Solo ludzie automatycznie opowiedzieli się po jego stronie.     - Kevin Owens używa tak logicznych i trafnych argumentów, że nie chce się na niego buczeć. Wiedziałem po tym segmencie na RAW gdzie Cody zbija piony z Rockiem, że Kev wyciągnie to Cody’emu i słusznie. Plus jeszcze ten argument, że przez Rhodesa Reigns znowu odbudowuje swoje wpływy i zatruje federacje - zajebiste. Uwielbiam takie przecinanie się różnych historii, kiedy ma to sens i podłoże storylineowe.     - Mochy początek Tiffy - bardzo fajne promo. Nie ma słodkiego gadania, to Tiffy Time. Podoba mi się jak prowadza poszczególne postacie. To nie jest tak, jak za Vince’a, że każdy Heel czy Face ma się zachowywać tak samo. Nie. W erze Tryplaka fani utożsamiają się z postacią, a nie z Heelem/facem.     - ciekawy jestem co z Solo. Dzisiaj się nie pojawił, ale nowe Bloodline, a raczej Fatu dzięki temu mają szansę żeby jeszcze bardziej zaistnieć. Przy promo Fatu przed walką nie było już „I love you Solo”, czyżby rozbrat z Solistom? 
    • HeymanGuy
      WWE SmackDown! 10.01.2025  Heyman: SmackDown zaczęło się naprawdę mocnym segmentem z Paulem Heymanem. No bo, kto inny może zacząć show i sprawić, że cała sala milczy z podziwu? Paul, jak to Paul, opowiadał o powrocie Romana Reignsa na szczyt, co było całkiem epickie, ale od razu wyczułem, że coś się szykuje. Przewidywałem chaos, ale… gdy Rhodes i Owens zaczęli się wzajemnie kopać, a Heyman pozostał sam na ringu, wiedziałem, że będzie to jedna z tych gal, gdzie wszystko może się zdarzyć. Potem przyszli Jacob Fatu i Tama Tonga, i po prostu wiedziałem, że coś się święci! To była dobra zapowiedź tego, co zdarzy się potem. WWE Women's US Title Match - Chelsea Green (c) vs. Michin: Cała ta walka była solidna, ale brakowało mi większego „wow”. Michin to zawodniczka, którą chcę zobaczyć w większych rolach, bo ma coś w sobie, ale w tej walce była trochę przytłoczona. Green? Cóż, z jej aktualnym gimmickiem była całkiem nieźle dopasowana, zwłaszcza z pomocą Piper Niven przy boku. Jednak, jak na mistrzynię, nie widać w niej jeszcze aż takiej charyzmy, która trzymałaby mnie na krawędzi fotela. Może to kwestia czasu, ale tej walki nie zapamiętam na długo. To była walka, którą można było potraktować lepiej, bo potencjał był. Los Garzas vs. Pretty Deadly: Przyznam, że tu miałem mieszane uczucia. Z jednej strony Los Garzas naprawdę pokazali, że są drużyną, której trzeba będzie się bać w przyszłości – ich współpraca na ringu była świetna. Z drugiej strony – Pretty Deadly... nie wiem, co o nich myśleć. Mają coś, ale na pewno muszą popracować nad tym, żeby nie zostać zapomnianymi. Kiedy Wilson krzyczał o pomoc od DIY, naprawdę się uśmiechnąłem, bo to było takie "niedorzeczne", że aż zabawne. Zwycięstwo Los Garzas jest okej, bo ci goście zasługują na więcej. To ten TT, który może być na topie, więc fajnie, że wygrali. Pretty Deadly? Ehh, jeszcze muszą coś udowodnić. WWE US Title Match - Shinsuke Nakamura (c) vs. LA Knight:  To była naprawdę dobra walka, bo obaj ci zawodnicy mają świetną chemię. Knight to mistrz trash talku, ale z Nakamurą robią naprawdę fajną dynamikę. Ich wymiany na ringu były naprawdę solidne, chociaż… no właśnie, zakończenie. Znowu, WWE, naprawdę? Wchodzi Fatu i Tonga i psują zabawę, jak co tydzień? Oczywiście, trochę się tego spodziewałem, ale jak patrzyłem na to jak walka się układa i zaczyna dobrze wyglądać, to naprawdę szkoda, że nie dostała ona solidnego zakończenia. Była energia, była akcja, ale ta końcówka była po prostu niewykorzystanym potencjałem. Walka, która miała potencjał na coś więcej. Szkoda tego zakończenia, które pewnie do niczego wielkiego nie doprowadzi. A-Town Down Under vs. Motor City Machine Guns: Patrząc na różnicę we wzroście, wiedziałem, że to będzie jedno z tych starć, gdzie „David” znowu pokona „Goliata”. Sabin i Shelley dali naprawdę świetną lekcję szybkiego, precyzyjnego wrestlingu, a Waller i Theory – choć byli więksi – musieli się bardziej postarać, żeby dotrzymać im tempa. To była naprawdę szybka, zwięzła walka, w której obie drużyny miały szansę się wykazać, ale to Motor City Machine Guns wyszli na prowadzenie, co było absolutnie zasłużone. Ich hot tagi to czysta przyjemność do oglądania. Jeden z najlepszych momentów gali. Wspaniała energia i świetne starcie, poproszę o więcej MCMG w WWE. Naomi vs. Bianca Belair vs. Bayley vs. Nia Jax: Cały segment z Tiffany Stratton był fajny, bo jak ją zobaczyłem, od razu poczułem, że ma ten charakter, który przyciąga fanów. Jest trochę niegrzeczna, ale jednocześnie można ją polubić, zobaczymy co pokaże jako nowa mistrzyni. Z kolei sama walka... cóż, każda z zawodniczek miała coś do udowodnienia. Bayley w końcu otrzymała swoją chwilę, wygrywając z Naomi, ale to była raczej okazja do dalszego rozwoju fabuły, a nie jakiś wielki breaking point, który zapadłby w pamięć. Z kolei Jax... Czułem, że jej progres na ringu widać. Naprawdę zrobiła ogromny postęp, co sprawia, że zaczynam się cieszyć na każdy jej występ. Odczułem, że Bayley i Jax miały naprawdę swoje momenty. Fajnie zobaczyć, jak Jax staje się lepsza, ale pasa pewnie długo nie tknie z powrotem. Jimmy Uso & Cody Rhodes vs. Jacob Fatu & Tama Tonga: No i na koniec... Z jednej strony - świetny brawl, bo te wszystkie dymy i zgrzyty między Rhodesem, Owens'em, Fatu i Tonga były budowane przez całe miesiące. Fatu i Tonga to naprawdę intensywni goście, ale szczerze mówiąc, to wszystko było do przewidzenia. Owens musiał pojawić się, by „rozgrzać” walkę, Cody musiał zrobić swoje, a na koniec... no cóż, Fatu i Tonga po prostu zdominowali. Walka była dobra, ale końcówka była jak z książki w pierwszej klasie, przewidywalna od A do Z.  Niestety, brakowało tego „wow” na końcu. Całe SmackDown miało momenty, które sprawiały, że było warto go obejrzeć, ale zabrakło większej liczby momentów w stylu ,,OMG", które sprawiają, że gala zostaje w pamięci na długo. Kilka dobrych walk, trochę fabularnych wstawek i segmentów, ale brakowało czegoś, co naprawdę przyciągnęłoby uwagę na dłużej. Kiedy kończyła się gala, miałem mieszane uczucia – bo chociaż była to solidna robota, to trochę brakowało tego czegoś, co by wybuchło. Solidny, ale nie wybitny odcinek. Czasami zastanawiam się, czy WWE nie za bardzo polega na przewidywalnych zakończeniach, zamiast zaskakiwać nas bardziej, zwłaszcza jeśli rozmawiamy o niebieskiej tygodniówce.
    • RomanRZYMEK
      Bardzo ciekawa opinia. Podparta mocnymi argumentami! Sam przyznam, że jestem dosyć nostalgicznym typem człowieka jeśli chodzi o wrestling i taki Last Dance Ceny wygrywający 17 mistrzostwo obejrzałbym chętnie, ale po Twoim poście i argumentach patrzę teraz na to z innej - z Twojej strony i jestem w stanie dojść do wniosku, że kurczę masz dużo racji. Wygrana Ceny już w Royal Rumble zamyka furtkę do dużo ciekawszego story, mianowicie - pogoń Ceny za tym 17 tytułem mistrza świata. Czy nie lepiej zrobić story w którym Cena goniący za tym rekordem w czasie Last Dance wpada w frustrację, zawód. Może to dać furtkę choćby do teasowania jego Heel Turnu. Dosyć łatwo i w logiczny sposób to rozpisać na dłuższą metę, aniżeli Cena wygrywający Royal Rumble. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...