Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Hunger Games: Mockingjay Part 1 / Igrzyska Śmierci: Kosogłos część 1

Katniss Everdeen (Jennifer Lawrence) udaję się przetrwać Ćwierćwiecze Poskromienia. Dziewczyna wraz z kilkoma uczestnikami igrzysk zostaje przetransportowana do Dystryktu 13, który od lat był uważany za nieistniejący. Mieszka tam wraz z innymi ocalałymi z Dystryktu 12, który po incydencie na 75. edycji Głodowych Igrzysk został zniszczony. Kiedy Katniss zostaje poproszona o zostanie Kosogłosem - symbolem rebeliantów, zgadza się. Stawia jednak dwa warunki: chce odbić pojmanych przez Kapitol uczestników Igrzysk oraz własnoręcznie zabić Snowa (Donald Sutherland). Dziewczyna pod czujnym okiem reżyserki Cressidy (Natalie Dormer) przechodzi wiele wywiadów oraz występuje w nagraniach, których zadaniem jest zjednoczenie dystryktów. Następnie Katniss decyduje się ruszyć do walki przeciwko bezlitosnemu Kapitolowi.

Jak każda ekranizacja ksiązek dla nastolatków, końcówka musi być przesadnie długa i trwać dwie części. Nie ma znaczenia, jak obszerna jest książka, albo jak rozłożą się wydarzenia na poszczególne odsłony – kasa misiu kasa, dwa i nie ma gadania. Naturalnie tak samo skończyły popularne „Igrzyska”. Opłacało się to dzielić? Również jak w większości przypadków - nie.

Pierwszy Kosogłos oferuje całą masę politycznej propagandy. Katniss albo sprzedaję ludziom nadzieję, albo płacze. Jej postać stoi w miejscu, nie zaskakując niczym szczególnym. To dalej babka o miękkim sercu, ale z jajami. Co gorsza, jest to chyba jedyna osoba, którą jako widzowie możemy się przejmować.

Do bohaterów znanych, dorzucili kilku nowych - nieprzygotowanych, często sprawiających wrażenie wymuszonych. Oczywiście, to może się zmienić w kontynuacji, ale na pewno ciąży na pierwszej połowie, z którą mamy tu do czynienia. Wygląda to jak zwiastun „Mockingjay part 2”. Ostatni kwadrans dla mnie dopiero rozpoczął jakąś akcję, co chyba jest najlepszym podsumowaniem.

Świetna obsada i ich dobre kreacje, nie uratują całości, która zwyczajnie nie daje żadnej satystakcji z oglądania. Tempo było dla mnie skandalicznie wolne. Nie ma tu początku, nie ma tu końca. Jeśli już dzielicie coś na dwa filmy – a takie sytuacje będą – to w tej zapowiedzi finału (zwanej często „Part 1”), dajcie ludziom rozrywkę. Dajcie coś, co sprawi, że nie uznają czasu za stracony. „Kosogłosa” z bólem oceniam na – 4/10 – To nie jest „złe”, jest bezcelowe.

 

The Hunger Games - 6/10, The Hunger Games: Catching Fire - 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/166/#findComment-369275
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Skeleton Twins

Kiedy dwójka bliźniaków Milo (Bill Hader) i Maggie (Kristen Wiig), w ten sam dzień szczęśliwie unika śmierci, postanawiają zastanowić się nad swoim dotychczasowym życiem i dokonaniami.

Dramat pełną gębą, a w rolach głównych gwiazdy komediowego Saturday Night Live. Przed aktorami ogromne wyzwanie zmiany swojej ekranowej twarzy na poważną. Prawdziwa weryfikacja warsztatu. Egzamin zaliczony. Ocena: dobra. Na ich twarzach wyrysowana jest niechęć do życia. Oboje chcą sobie je odebrać. Kupiłem ich.

Film podejmuje ciężkie tematy, ale niekoniecznie wyciąga z nich wartościowe wnioski. Stara się usilnie być czymś więcej niż jest. Takie niezależne kino „o trudnym życiu”. Samobójstwo, problemy w związku, homoseksualizm, mają pod koniec niewielkie znaczenie. Ambitne tematy, ale zbyt trudne dla niedoświadczonego reżysera – Craig Johnson. Gość potrafi nam zaserwować przesadnie długą scenę dialogu, w której bohaterowie wspominają o swoim dzieciństwie. Nie byloby w tym nic złego, gdyby nie fakt, ze nie mamy z czym się utożsamić podczas słuchania. Losowe historie, losowi znajomi, o ktorych istnieniu nie mamy pojęcia, zero związku z fabułą.

Raczej niezależna sztampa. Jak po sznurku użyte zostały motywy znane z podobnych filmów. Obsada fajna, ale jak oglądało się juz tego typu produkcje, to „Skeleton Twins” w fotel nie wciśnie – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/166/#findComment-369289
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Tusk

Nie takiego wywiadu oczekiwał Wallace (Justin Long) podróżując do Kanady. Podejrzany mężczyzna Howe (Michael Parks), choć posiadał wiele historii ze swojego życia, ma swoje własne plany, które zakładają transformację Wallace’a w ... morsa – tylko w głowie Kevina Smitha.

Komedia, dramat i horror. Wybuchowa mieszanka. A prawda jest jedna powiadam Wam, jak coś jest od wszystkiego, to jest do niczego. „Tusk” jest tego przykładem. Z żadnego z trzech gatunków nie wycisnął wielkich wartości. One tam są bez wątpienia – to nie widzimisię twórcy – ale zwyczajnie nie śmieszą, nie ruszają, nie straszą. Jeśli mówimy o przerażeniu, to wywodzi się z tego, jak dziwaczna to historia.

Mimo intrygującej – i dobrze zagranej - postaci Michaela Parksa, dialogi są tutaj przesadnie długie, i czasami tak samo odrealnione, jak cały trzon fabuły. Trzon, od którego jesteśmy odrywani, na rzecz bezowocnych wstawek z przeszłości naszego przyszłego morsa. Ani nie poczujemy bliskości z postacią, ani nie wyciągniemy nic ciekawego z tych scen. Problemy w domu podczas jego nieobecności, to zbędna polewa.

Chyba najciekawszy aspekt to owa przemiana, a dokładnie jej finalna forma. To nakręcało do dalszego oglądania. Poza tym, bawiłem się podobnie, jak przy słabiutkim „Horns” (3/10). Nawet przekolorowana postać, i aktor z najwyższej półki, który się w nią wciela – mega zaskoczenie – nie ratują poświęconego czasu – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/166/#findComment-369322
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

10.000 km

(2014)

Alex i Sergi, kochająca się para, musi poradzić sobie z utrzymaniem związku na odległość.

Ciężki to był film do obejrzenia, mimo że historia na której miał się opierać pozwalała przypuszczać że będzie inaczej. Bo utrzymywanie przez długi czas związku na odległość to jest spore wyzwanie, a w tym filmie zostało to przedstawione w tak nudny sposób, że moim zdaniem ocena nie może być zbyt wysoka. Choć jak na film opierający się na grze tylko dwójki aktorów to i tak nie było źle. Alex i Sergi wygladają na kochającą się parę i można się spodziewać że przymusowy wyjazd dziewczyny i rozstanie na dłuższy czas będzie dla nich trudne do przetrwania. No i takie też było, ale film został za bardzo przegadany, a co gorsza dialogi nie były zbyt ciekawe i jakby złożyć w całość tresci wnoszące coś do filmu to zostałoby pół godziny z całości. Oczywiście musiało się to dla nich dobrze skończyć, ale nie wywołało to u mnie większych emocji, zresztą tak jak i cały ten film. Bo zostało to wszystko zepchnięte do rozmów przez internet i cała akcja nie wychodziła poza mieszkania obojga. Przez to akcja jest dość powolna i film ocenia się w większości przez dialogi. Mi się to nie do końca podobało. Po obejrzeniu trailera liczyłem na trochę lepszy film. Ocena: 3/10

Edytowane przez Kowal
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/166/#findComment-369573
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Annie

Annie (Quvenzhane Wallis) to młoda dziewczynka z sierocińca, której życie nie rozpieściło. Rodzice porzucili ją z obietnicą powrotu, ale próżno ich szukać. Wszystko nabiera dla niej kolorów, kiedy zostaje przygarnięta przez kandydata na majora Nowego Jorku Willa Stacksa (Jamie Foxx).

Familijne kino z doborową obsadą. Mimo niezaprzeczalnego uroku u Foxxa, jak i małej Wallis, fabularna sztampa nie jest w stanie przeskoczyć pewnej poprzeczki. To wszystko już po prostu widzieliśmy. Dla Stacksa te wybory są wszystkim, a Annie to tylko narzędzie do polepszenia wyników. Naturalnie – jak to zwykle bywa – ten krok marketingowy zmieni samego zainteresowanego, i zedrze z niego tę warstwę polityka, odkrywając prawdziwego Willa, który gdzieś się z wiekiem zagubił. Oboje się potrzebują – bla bla?

Mimo dużej awersji do śpiewanych motywów w filmach, tutaj słucha się tego przyjemnie. Nie jest to poziom takiego „Rock of Ages”, ale śpiewane są utwory wszystkim dobrze znane – to mimo wszystko plus.

Materiały odpadowe, ale ze słodką polewą, która tuszuje przeterminowany produkt. W swojej kategorii bedzie pewnie zasługiwał na uwagę. Ja niekoniecznie jestem targetem takich produkcji, ale wiem, że dwie godziny to na nie zdecydowanie za długo – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/166/#findComment-369576
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Dying of the Light / Zanim nadejdzie noc

Evan Lake (Nicolas Cage), agent CIA, przechodzi na emeryturę z powodu postępującej demencji. Mężczyzna odkrywa, że jego dawny przeciwnik, Muhhamed Banir (Alexander Karim), uznany za zmarłego od ponad dwóch dekad, żyje w ukryciu.

Cierpiący na zaniki pamięci agent, ścigający swojego wroga z przeszłości, to mocna tematyka na thriller. „Dying of the Light” nie sprawia takiego wrażenia ani przez moment. Choć Cage dwoi się i troi by sprzedać swoją ekranową chorobę, to scenariuszowa bieda, jak i brak wsparcia u pozostałej części obsady, nie pozwolą nikomu uwierzyć, że oglądamy coś wyjątkowego. Mimo flashbacków, kiepsko została nakreślona nienawiść głównego duo. Jakoś nie czułem tej żądzy zemsty. Przez to, choć plan był spoko, nie czulem emocji przy ich późniejszej konfrontacji. Niby te puzzle zostały poprawnie poukładane, ale nie udało się nadrobić wcześniejszych niedoskonałości. Emocji nie było. Alexander Karim jest cholernie słabym czarnym charakterem. Wolałbym kogoś z kategorii Nicolasa – kiedyś wielki aktor, teraz odcinający kupony – zamiast mało znanego gościa, który tonie w każdej ze scen.

Mogli wycisnąć z tego więcej. Jak pomyśle o niektórych zagraniach, to aż mi przykro, że tak źle je rozegrali – 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/166/#findComment-369681
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Jingle All the Way 2

(2014)

Dwóch zdecydowanych na wszystko ojców prowadzi otwartą wojnę o tytuł najlepszego taty, który zorganizuje najwspanialszą Gwiazdkę. Rozrywkowy, wyluzowany tata Larry (Larry The Cable Guy) podejmuje trud znalezienia idealnego prezentu dla swojej ośmioletniej córeczki, Noel. Najpopularniejsza zabawka sezonu, miś Harrison, jest wyprzedana i nieosiągalna, lecz gdy Larry dowiaduje się, że właśnie o niej marzy Noel, nie cofnie się przed niczym, by ją zdobyć i uszczęśliwić swoją małą dziewczynkę. Na drodze stoją mu nie tylko braki w zaopatrzeniu, ale przede wszystkim nowy ojczym Noel, który postanowił, że to on właśnie będzie tym idealnym tatą, który spełni jej świąteczne marzenie.

W pierwszej części tego filmu kilkanaście lat temu zagrał Schwarzenegger, więc WWE postanowiło w drugiej części dać zagrać jego przeciwieństwu, czyli grubemu i brzydkiemu Larremu the Cable Guy'owi, którego zaprosli nawet na jedną z gal ostatnio w celu promocji tego filmu, zresztą jak się okazało obecność wtedy Santino u jego boku nie była przypadkowa, bo on też w tej produkcji zagrał, choć zapomniał trochę o swoim włoskim akcencie i aż dziwnie się go słuchało kiedy mówił inaczej niż do tej pory. No ale druga część świątecznej gorączki nie jest kandydatem na świąteczny hit, a nawet na jakiś większy zarobek dla WWE Studios, bo oni chyba co roku starają się kręcić jakieś filmu nawiązujące do gwiazdki i co roku to są tak płytkie filmy że po jednym seansie nie chce się oglądać już więcej. Nie mówię że nie da się tego filmu obejrzeć, jest zjadliwy, ale ten cały Larry to nie jest aktor komediowy, którego gra mi się podoba, więc i film z jego udziałem wrażenia zrobić nie mógł. Nawet dziewczynka grająca jego córkę była zabawniejsza niż on, choć zrobiono z niej za bardzo wygadaną i rozgarniętą jak na ośmio czy dziewięciolatkę. Ktoś musiał jednak nadrobić to, czego brakowało dorosłej obsadzie. Ani Santino nie zagrał dobrze, ani Larry, historyjka na której opiera się film jest prosta, czyli w niby śmieszny sposób trzeba przezwyciężyć trudności i sprawić córce radość. Szczerze powiedziawszy to mnie ten humor nie porwał, lepiej już obejrzeć jakiś kabaret i się trochę pośmiać niż szukać humoru w tym filmie. Ocena: 1/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/166/#findComment-369830
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Stonehearst Asylum / Eliza Graves

Świeży absolwent szkoły medycznej (Jim Sturgess), podejmuje praktyki w instytucji dla ludzi obłąkanych. Tam poznaje urodziwą Elizę Graves (Kate Beckinsale), jednak nie spodziewa się tajemnicy, jaką skrywa ta placówka.

Plejada gwiazd – Kate Beckinsale, Jim Sturgess, Brendan Gleeson, Ben Kingsley i Michael Caine - w dość prostym thrillerze, jakich na pęczki. Intryga jest tu banalnie prosta, a podkręconych piłek rzucanych w naszą stronę praktycznie nie ma wcale – aż do samej końcówki. Kiedy po pół godziny dowiadujemy się, co w trawie piszczy – zakładając, że sami na to nie wpadliśmy wcześniej, lub nie wyczytaliśmy tego z opisu – jesteśmy już tylko skazani na opowieść idącą po sznurku. Jedyną blokadą przed ucieczką naszego bohatera, jest zauroczenie. Uczucie wymuszone, jednak przedstawione tu jako tak silne, że nic nie jest w stanie go zatrzymać.

Ben Kingsley i Michael Caine, jako dwóch lekarzy po przeciwnej stronie barykady, jak najbardziej dają radę. To reszta obsady budzi obawy. Sturgess jest godny zapomnienia (zastąpienia) jak zwykle, a Beckinsale średnio się odnajduje, gdy nie bazuje na swojej urodzie, tylko na samych umiejętnościach aktorskich.

Można czerpać satysfakcje, ale zaskoczenia nie było żadnego. Nawet ten końcowy zwrot był dość przewidywalny. Bliżej temu do „straight 2 dvd”, niżeli do filmów z górnej półki. – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/166/#findComment-369966
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Jersey Boys

(2014)

Historia czwórki młodych chłopców z robotniczej dzielnicy New Jersey, którzy podbili muzyczny świat jako zespół The Four Seasons.

Przed obejrzeniem tego filmu nie kojarzyłem zespołu Four Seasons ani ich wokalisty, czyli Franka Valli. Dzięki temu "Jersey Boys" miało szansę pokazać mi od początku kim byli członkowie tego zespołu i dlaczego ich utwory stały się hitami. No i pokazało życie Franka, który przypadkiem dołączył do zespołu i dzięki temu stał stał się gwiazdą. Przypadkiem dołączył do zespołu, ale jego członkowie mieli szczęście że mogli z nim grać, bo to on ich wyróżniał wśród innych swoim głosem. Mnie jakoś takie brzmienie nie porywa, ale posłuchałem kilku piosenek Franka i reszty grupy i stwierdzam że oryginalny wykonawca te nieosiągalne dla zwykłego śpiewaka dźwięki wykonuje w sposób bardziej przystępny dla ucha. Szkoda tylko że jak się szuka jego piosenek na youtube to stał się on takim artystą jednego przeboju, bo gdzie by się nie pojawił to do tej pory opiera się na jednej piosence, a reszta to tylko dodatki.

Wracając do filmu to wybrano fajną obsadę, która pozwalała mi uwierzyć że tak to na prawdę było z artystami na których wzorowano się w tym filmie. Dużo mówi tu zresztą fakt, że nazwa zespołu jest taka sama w filmie jak i w rzeczywistości, a wiadomo że czasem autorzy filmów lubią coś zmienić w historii. Ja wierzę że wszystko prócz występków Tommy'ego zostało w miarę prawdziwie przedstawione, a jedynie historia wcześniej przeze mnie wymienionego bohatera dostała trochę mocy, żeby uczynić go jeszcze bardziej czarną owcą i przyczyną kłopotów.

Zespół Four Seasons sprzedał ogromną ilość płyt, ale to było spowodowane w dużej mierze czasami, w których grali. Bo wtedy nie było internetu i płyty się kupowało. Wiadomo, dla artystów było to dobre, choć było im się trudniej wypromować. Ale Frankowi i reszcie się udało i zaczęli koncerty na dużą skalę, choć jak wiadomo trasa to również problemy. A w filmie sporo uwagi zostało poświęcone ich życiu już podczas robienia kariery, a także pokazane zostało jak to potrafi nie tyle dać zarobić, ale także przynieść wiele problemów.

Moim zdaniem jak ktoś lubi filmy opisujące historię zespołów z dawnych lat ze sporą dawką muzyki to "Jersey Boys" mu się spodoba. Mi te ponad dwie godziny seansu minęły przyjemnie. Ocena: 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/166/#findComment-370025
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Horrible Bosses 2 / Szefowie Wrogowie 2

Mając po uszy pracy pod dyktando szefów, Nick (Jason Bateman), Dale (Charlie Day) i Kurt (Jason Sudeikis) postanawiają tym razem przejąć ster i założyć własny biznes. Wkrótce jednak ich plany krzyżuje przebiegły inwestor. Oszukani, zdesperowani i bez możliwości dochodzenia swoich praw, trzej niedoszli przedsiębiorcy opracowują plan porwania dorosłego syna inwestora w celu odzyskania kontroli nad firmą.

Bezpośrednie tłumaczenie działałoby lepiej przy drugiej części, kiedy to za fatalnych szefów robi nasze oryginalne trio. Beznadziejny pomysł, szybka wpadka przy dużych rekinach biznesu i kolejna próba zejścia na ciemną stronę prawa – znów mocno nieudolna i szykująca kilka niespodzianek. Fajnie, że wmontowali w to też innych bohaterów z pierwszej części - Kevin Spacey jest odwiedzany w więzieniu, jako potencjalny doradca, a Jennifer Aniston prowadzi w swoim domu grupę ludzi uzależnionych od seksu. Ma to ciąg przyczyno-skutkowy i wyciska z niego kilka gagów.

Jeśli obsada zna się na rzeczy, to i utarte schematy zadziałają raz jeszcze. Sudeikis, Bateman i Day, znów reprezetują odmienne charaktery oraz całkowicie inne poczucie humoru. Mieszanka z tego wciąż satysfakcjonująca. Piszę to mimo takich fabularnych oczywistości, jakie tu zostały zastosowane – momentami jest to klon oryginału. Te żarty same w sobie słyszeliśmy setki razy. Opowiedziane przez takich fachowców wciąż potrafią bawić – za to brawa.

Christoph Waltz i Chris Pine to wyrachowani skurwiele. Świetnie się spisują w tej roli, ubarwiając swoimi kreacjami całość. „Horrible Bosses 2” nie zapadnie w pamięci jako komedia genialna, na pewno nie przebije jakością wcześniejszej odsłony (7/10) – tam pomysł był lepszy – ale samo w sobie ma swoje momenty i idzie z tym dobrze spędzić czas – 5/10 - Więcej w tym zwrotów akcji, niż w tym ostatnim thrillerze „Stonehearst Asylum”, ale to „ctrl+c, ctrl+v” nie pozwala na wyższą notę.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/166/#findComment-370028
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Frank

(2014)

Film jest dramatem opowiadającą o losach młodego, ambitnego muzyka Jona (Domhnall Gleeson). Chłopak dołącza do ekscentrycznej grupy popowej, której liderem jest enigmatyczny Frank (Michael Fassbender). Sytuacja ta zdaje się jednak przerastać głównego bohatera.

Film o dziwnej postaci, który bardzo dobrze pokazuje jak można pod prawdziwą maską ukryć swoje słabości, albo raczej problemy psychiczne i w ten sposób zjednać sobie grupę ludzi. Wprawdzie dość szybko można się zorientować co z Frankiem jest nie tak, ale to ukrycie związane z dziwaczną maską potrafi zaciekawić widza, bo jednak rzadko zdarza się, żeby ktoś po ulicy chodził w tak wielkiej sztucznej głowie. A postać Franka jest przedstawiona przez sporą część filmu tak, jakby był on normalnym gościem. Dopiero później zaczna się zachowywać bardzo dziwnie, to znaczy bardzej niż wcześniej, bo ta maska to jest właściwie jego normalne zachowanie. Frank jest jakby to powiedzieć specyficzny, niby niegroźny, ale jeśli facet mimo dążenia do nikąd potrafił omotać grupę ludzi mitem zespołu muzycznego, który ma dziwny styl i nigdy nie jest dla Franka idealny, to staje się niebezpieczny, bo sam jest zagubiony w życiu, ale przy tym niszczy życie innym dając im nadzieję, ale tak naprawdę nigdy z nim do niczego nie dojdą. Głównie jest to spowodowane oczywiście problemami z głową Franka, ale naiwności Jonowi i reszcie kompanów odmówić nie można, bo kariery z gościem, który nie potrafi zaakceptować nawet jednego swojego utworu, nie da się zrobić kariery i można tylko stracić pieniądze.

Franka poznajemy z perspektywy Jona, który trafił do jego kapeli i razem z nim od początku możemy poznawać jaką osobą jest tytułowy bohater. Można powiedzieć że Frank stworzył wokół siebie sektę, która bez względu na to co się działo, stali za nim murem i grali z nim dalej, choć droga do wymarzonego przez nich celu wydłużała się w nieskończoność. No ale to był ich wybór, chcieli z nim być, a raczej poddali się mu, bo widać to na przykładzie Jona, że łatwo zjednywał sobie ludzi, chociażby tym że byli oni ciekawi jaki jest naprawdę i przebywanie z nim było jedynym sposobem na poznanie go. Wprawdzie mimo swoich wad Frank ma dobry głos, ale nie potrafi go odpowiednio wykorzystać.

Moim zdaniem film wyszedł dobrze, bo postać Franka została przedstawiona tak, że widzowi chce się śledzić dalej co sie będzie z nim działo, co jest efektem tajemniczości jego postaci. Łatwo było zepsuć jego postać, ale im się udało tego nie zrobić. Mimo ze Frank jest tytułowym bohaterem, to częściej jako widzowie mamy kontakt z Jonem, który swój muzyczny talent marnuje u boku Franka. Jest zawzięty w poznawaniu Franka, ale nie wychodzi przed szereg swoimi dokonaniami. Mi się ten film podobał, bo mimo tego że poszli w niestandardowym kierunku i w normalny świat wepchnęli gościa w dziwnej masce, to ta historia im się udała. Ocena: 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/166/#findComment-370126
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Alexander and the Terrible, Horrible, No Good, Very Bad Day / Aleksander – okropny, straszny, niezbyt dobry, bardzo zły dzień

Urodzinowe życzenie głownego bohatera (Ed Oxenbould) sprawia, że cała jego rodzina zmaga się z problemami. Samochód się psuje, siostra choruje, a musi wystąpić przed publicznością, starszy brat ma problemy z dziewczyną przed ważnym egzaminem na prawo jazdy, matka (Jennifer Garner) ma kryzys w pracy, którą może stracić, a ojciec (Steve Carell) musi wziąć najmłodsze dziecko na rozmowe o nową posadę, itd. Generalnie ogląda sie to trochę jak szereg skeczy, powiązanych za sobą kiepskim wątkiem urodzinowej imprezy 12-latka. Są miłosne podboje młodych, są problemy w szkole - elementarz takich produkcji.

„Aleksander” zwyczajnie nie jest śmieszny. Nie to, że oczekuje wielkich gagów od familijnej komedyjki, ale na tym polu jest wielu lepszych reprezentantów. Tutaj szybko dowiadujemy się, na czym to polega - wszystko się wali. A jak już wszystko się ma walić, to o żadnym elemencie zaskoczenia nie może być mowy. A jak nie może być mowy o elemencie zaskoczenia, to nie ma mowy o śmiechu. A jak już nie ma mowy o śmiechu, to mamy jeden okropny, straszny, niezbyt dobry, bardzo zły film... którego nawet Carell nie uratuje – 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/166/#findComment-370335
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Rock & Roll: The Movie

(2014)

David świeżo po studiach wyrusza , podbój Los Angeles. Pragnąc zrobić karierę w przemyśle muzycznym, wplątuje się w zakład ze swoim idolem, agentem nastoletnich gwiazd - Williamem Smythe'em. David ma przywrócić do czasów świetności legendarnego rockmana, i obecnie staczającego się pijaka, Steve'a Taylora. Jeśli mu się uda, straci swoje ukochane auto.

Według mnie film nie najwyższych lotów, w którym pijaństwem głównego bohatera i dużą ilością ładnych dziewczyn chciano ukryć fakt, że tak naprawdę to co się dzieje jest mało ciekawe i tak samo słabo rozbudowane. Bo film opowiada o Davidzie, który z własnej naiwności wszedł w zakład, którego praktycznie nie mógł wygrać i o Stevie, człowieku o żelaznej wątrobie, który w jego wygraniu miał mu pomóc. Niby dołożona została do tego spora dawka humoru, ale to jaki on był szybko sprawił, że przestał mnie bawić.

Niby jest w tym wszystkim jakaś smutna historia, bo Steve był kiedyś utalentowanym muzykiem, ale przez złego agenta przegrał to wszystko, a właściwie utopił w morzu alkoholu. Przywrócenie go do stanu sprzed dwudziestu lat to nie lada trudne zadanie, ale jak się okazuje David ma talent niczym Magda Gessler i zrobił mu takie rewolucje, że Steve momentalnie wyzbył się większości swoich złych nawyków, choć oczywiście ryzyko że do nich wróci było ogromne.

Ten film to miało być połączenie komedii i sporej dawki muzyki, jednak muzyki było mało, a jak już się znalazła to jej wykonanie było podkręcone solidną dawką alkoholu. Dobrze chociaż że w jednym momencie dali kilka występów jakichś zespołów, bo bez tego wogóle byłoby kiepsko.

Podsumowując- może film się komuś spodoba, bo przedstawione jest w nim imprezowe życie Steve'a, ale przez większość filmu wygląda to tak samo, czyli picie, picie i... aktorki porno. No cóż, trzeba mieć coś z życia. Natomiast akcja ze zrobieniem przez niego gwiazdy, która miała być głównym motywem filmu, nie wyszła tak jak powinna, bo nie robiła takiego wrażenia jak powinna. Prosty film, da się obejrzeć, ale raczej dzięki walorom wizualnym w niektórych scenach, a nie przez to że jest to dobra komedia. Ocena: 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/166/#findComment-370352
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  17.12.2014
  • Status:  Offline

Byłem z dziewczyna na "Za jakie grzechy dobry Boże" Bardzo symaptyczna komedia :) taka na nudną środę :) a teraz czekam na Hobbita :)
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/166/#findComment-370443
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 760
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.01.2005
  • Status:  Offline

Tusk

 

 

Horror, komedia moim zdaniem wiecej komedii, a horroru jedynie lekko ze wzgledu na modyfikacje ciala.

Film w rezyserii Kevina Smitha, koles od takich hitow jak "Sprzedawcy", "Szczury z supermarketu", reszte jego filmow mozna pominac, no ok jeszcze "Jay i Cichy Bob kontratakuja", ale reszta naprawde kiepsko.

Cale zycie jednak krecil komedie, ostatnio stara sie wyjsc poza swoj schemat, ale nie potrafi, chce zby bylo strasznie wychodzi groteska i jest smiesznie, na filmie mozna sie posmiac szczegolnie ze sceny koncowej, a mialo to przerazac :shock:

Co do fabuly, to prosta bardzo mocno, pewien reporter stacji radiowej, jedzie do Kanady, tam popsuty samochod, lesna chatka, starszy koles, go ugaszcza, po czym truje... schemat, ale film jest zaskakujacy, bo dalej mozemy zobaczyc co z nim, a raczek kogo z niego robi i nie chodzi tu o Donalda Tuska ( to by byl prawdziwy horror) :wink:

Ogolnie mimo ze zaden to horror, to szybko mi minol, humor slabych lotow, ale akurat w tym filmie to pasowalo, recenzje sa straszne, film jest jechany, ja jednak daje mu lekko powyzej sredniej, za zaskoczenie i humor.

 

 

6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/166/#findComment-370449
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • HeymanGuy
      A te bany od Boryssa były za wyśmiewanie się z sympatii jego syna do Reya Mysterio?
    • StuPH
      Ale tylko jako cmentarzysko  Będąc przy temacie forum WF, przypomniał mi się fakt, że na wiosnę 2009 r. sporo użytkowników wyłapała bany (chyba nawet od samego Boryssa) i w tamtym okresie wygnani założyli własne forum, którego nazwy w stu procentach nie jestem w stanie sobie przypomnieć, ale coś mi świta, że mogło to być Polish Wrestling Zone. Przez jakiś pierwszy miesiąc (lub dwa tygodnie?) było na darmowym serwerze, później już bardziej profeska. Oczywiście forum nie przetrwało zbyt długo, bo w gruncie rzeczy jedynymi użytkownikami byli ex-WFowcy (SinMaker był adminem na nowym forum i WF - ten to się umiał ustawić ). Ciekawostka - na wspominanym przeze mnie forum pojawił się Wee Man Pawłowski, który nawet dostał moderatora i promował jako swoje jakieś przedsięwzięcie wrestlingowe. Później okazało się, że nie miał z tym nic wspólnego, lecz brnął, że "został wyrzucony z własnego projektu". Ot historia krótko żyjącego forum. 
    • HeymanGuy
      Liczby, choć na pierwszy rzut oka mogą wyglądać spoko, to nie są takie super mega spektakularne, zwłaszcza jeśli chodzi o Stany. 2,6 miliona widzów w US to w sumie niemało, ale trzeba wziać pod uwagę, że USA to gigantyczny rynek, a WWE to marka z ogromnym zasięgiem. Kiedy patrzy się na takie globalne wydarzenia jak Super Bowl, tam leci po 100 milionów widzów. Dla porównania – 2,6 miliona to jakby tylko czubek góry lodowej. No, to tak, jakby się miało Ferrari, ale jeździło się tylko po osiedlu – niby fajnie, ale jest gdzieś z tyłu głowy świadomość, że można więcej. I teraz, serio, rozumiem tych, którzy mówią, że te liczby nie robią wrażenia. To jest Netflix, który ma miliony subskrybentów, a WWE to marka, która ma swoje stałe, mocne grono fanów na całym świecie. Więc na pewno można było liczyć na więcej. Jasne, debiut, trzeba się przyzwyczaić do tej całej zmiany, ale patrząc na potencjał tej współpracy, to spodziewałem się czegoś, co by naprawdę wstrząsnęło rynkiem. Netflix to nie tylko platforma streamingowa, to globalna potęga, więc te wyniki powinny być mocniejsze, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że WWE to nie jest sport, a rozrywka – coś, co nie zawsze przyciąga aż takie masy ludzi. Ale żeby nie było – ja bym na ich miejscu nie tracił nadziei. To dopiero początek i na pewno te liczby jeszcze będą rosnąć, bo jak na razie to Netflix trochę jakby testuje wodę. Może będą wprowadzać zmiany w sposobie promocji, godzinach emisji, może jakiś dodatek w postaci nowych treści z WWE? Więc w sumie nie ma co skreślać, ale z drugiej strony – jakieś większe emocje i oczekiwania to chyba nie do końca zostały spełnione.
    • StuPH
      Trochę późno ale udało mi się obejrzeć całą galę, choć rozbiłem sobie to na wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek. Przed samym Raw pompa była, co zrozumiałe olbrzymia. Na początek może o kwestiach wizualnych, na które zawsze zwracam uwagę. Sam stage okej, choć do tych sprzed ery HD i tak daleko. Niemniej dużo bardziej podobają mi się takie małe, w klimacie dawnych gal w Madison Square Garden, do których Hunter powoli chyba wraca, niż wielkie telebimy jak np. przedcovidowe Raw. LED-ów niestety nawalone jak dotychczas, ale trzeba przyjąć, że od tego już nie ma powrotu w WWE. Ring – czarna mata okej (choć ta niebieska na SmackDown mi bardzo siedzi), reklamy niech będą. Szkoda tylko, że ciągle stosują białe liny – nigdy mi się one nie podobały. Zdecydowanie wolę gdy są barwy tygodniówki. Akcja. Jest The Rock – theme Final Bossa, look Final Bossa i… pierdololo bez sensu. Czyli co? Cały kozacki okres od heel turnu, super akcje na tym evencie promocyjnym przed WM, sama WrestleMania i oczywiście powrót na Bad Blood, który wzbudził we mnie duże nadzieje… jak krew w piach? Okej, jest Final Bossem, może robić co tylko chce, ale ja tego nie kupuję. Kilka miesięcy temu chciał zamordować Cody’ego na parkingu w deszczu a teraz przyszedł czas na lizanie się po jajkach. Roman vs Solo – szału ni ma, dupy nie urywa. Mnie zaskoczył KO, choć po nim Cody był już oczywistością. Wydarzenia bezpośrednio po walce na chwilkę przywróciły mi złudną nadzieję, że z The Rock przyheeluje ale nic z tego (a mówię to jako osoba, która chyba od zawsze, tak ogólnikowo, wolała face-ów!) John Cena z promami nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Fajnie rozpoczął pożegnalny tour. Trochę pokornej gadki, ale koniec końców będzie się starał. To mi się podoba, o to chodzi, jak mówił Bolec. Liv Morgan – Rhea Ripley – dobra walka. Rhea pas musiała w końcu zdobyć i zdobyła. Jestem fanem Liv więc z tego powodu, na moje, szkoda wyniku. Trochę poszmacenia Dominika i American Badass na motorku. Zdecydowanie lepszy powrót był na Raw XXX. Uso vs Drew – solidna walka, Uso sprytnie zakończył i to by było na tyle. Do zapomnienia. CM Punk vs Seth Rollins – sama w sobie bardzo dobra walka, ale i tak największym jej plusem jest fakt, że nie zakończyła się kontuzją któregoś z uczestników. Jedno, ale za to wielkie zastrzeżenie z mojej strony – nienawidzę szmacenia finisherów, a to miało miejsce w tej walce.
    • Mr_Hardy
      Z tej listy to pamiętam, że oprócz Attitude miałem konto na BGZ i RingSkill. No i WF, ale to jeszcze stoi. Nigdy nie byłem aktywny na forach jak teraz. Kiedyś był nacisk na dłuższe posty. A u mnie z pisaniem czegoś to średnio. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...