Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Giver / Dawca pamięci

Film oparty jest na bestsellerowej powieści Lois Lowry z 1993 roku o tym samym tytule. Opowiada historię chłopca o imieniu Jonas (Brenton Thwaites), który żyje w fikcyjnym świecie bez wad. Społeczeństwo jest szczęśliwe, a pojęcia wojny, bólu, wyboru, smutku i innych uczuć nie są mu znane. Każdy ma przypisaną rolę i żyje według ściśle określonych zadań. W wieku 12 lat Jonas otrzymuje swoją rolę - ma zostać "Odbiorcą wspomnień". Rozpoczyna szkolenie pod okiem byłego "Odbiorcy" (Jeff Bridges), starszegoo człowieka, który będzie przekazywał chłopcu swoją wiedzę (tytułowy "Giver"). Tym sposobem Jonas doznaje nowych uczuć i wkracza w prawdziwy świat, gdzie nie wszystko jest tak wspaniałe. Zdaje sobie sprawę, że społeczność, w której żyje to jedno wielkie oszustwo i w obliczu tej prawdy musi podjąć decyzje, które zmienią jego los na zawsze.

Podobał mi się zabieg z kolorami, wykorzystywany by zaprezentować świat. Czerń i biel wymownie się wpisuje do tego, jak żyje tamtejsze społeczeństwo. Kolory zaczynają się pojawiać w momencie, gdy Jonas przyjmuje wiedzę - zaczyna „widzieć”. Nic w tym przełomowego, ale realizacja cieszy.

Jako książka, „The Giver” wyprzedził swoje czasy. Jako film, jest troche za późno. Nie mam im za złe tego, że nie „czułem” tego filmu, że nie poznałem lepiej życiowych wartości, bo to mają czuć i poznawać młodsi. Mój zawód zaczyna się w momencie, gdy fabuła nie prezentuje żadnego poważnego zwrotu. Zwiastun mógłby śmiało robić za streszczenie.

Bridges i Streep wyraźnie wyprzedzają resztę obsady. Szczególnie Jeff zasługuje na pochwałę, bo to on dźwiga na barkach całość. Meryl jest trochę spychana na dalszy plan. Kiepsko na ich tle wypadają młodsi, na czele z Brentonem Thwaitesem, którego jedyny trick polega na szerokim otworzeniu oczu.

Nie posiada to takiego pokładu emocjonalnego, jaki by chcieli nieść. Historyjka dosć prosta, mało skomplikowana. Ma serce, ale mojego nie ruszyło – 5/10 (naciągane)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/157/#findComment-363295
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Ślubna umowa

(2014)

Elizabeth Carter (Haylie Duff) i Mitch Becker (Chris Soldevilla) poznają się na studiach i od razu zostają przyjaciółmi. Są sobie bliscy do końca trwania nauki. Ostatniego dnia Elizabeth składa Mitchowi propozycję nie do odrzucenia. Sugeruje, że jeśli żadne z nich nie znajdzie partnera w ciągu najbliższych 10 lat, to powinni się pobrać. Po latach chłopak wciąż jest singlem. Kiedy dowiaduje się od swojego przyjaciela, Dave'a (Kelly Perine), że Elizabeth nigdy nie wyszła za mąż, postanawia spróbować swojej szansy. By odnaleźć dziewczynę, wyrusza w pełną przygód podróż. Po drodze poznaje żywiołową Laurę (Angie Everhart), jednak jego cel jest jasno określony.

Czasem nachodzi mnie ochota na jakiś luźny film i tym razem trafiło na film o perypetiach miłosnych Mitcha i Elizabeth. Wiadomo że nie jest to film z wymyślną fabułą, ale nie o to tu chodzi. Ten film ma pokazać nam historię, która raczej widzowi się nie przydarzy, a przynajmniej w świecie filmu można zobaczyć szczęśliwych mimo wszystkich przeciwności ludzi.

Tutaj film opiera się na tym, że Mitch nie potrafi zapomnieć o swojej dawnej uczelnianej miłości, która to sama zaproponowała mu ożenek zabezpieczając się na wypadek niepowodzeń uczuciowych w ciągu kolejnych dziesięciu lat, czyli Mitch miałby ją na własność w czasie, który kobiety uważają już właściwie za starość. Ale nie powiem, jakby taka laska jak Elizabeth zaproponowała mi taki układ to bym nie odmówił, ale z pewnością negocjowałbym długość oczekiwania na jak najkrótszy. Oczywiście na korzyść Elki działa też to że w ogóle się nie starzeje. Bo na początku studiów, na końcu i po dziesięciu latach wygląda dalej tak samo i nawet za bardzo nie silili się żeby ją jakoś inaczej umalować. Mitchowi przynajmniej jakąś perukę, dziwaczną bo dziwaczna, ale jednak dali.

Oczywiście w życiu nie wszystko idzie łatwo i Elizabeth nie czeka grzecznie na Mitcha, choć jej wybór wcale nie był dobry i wzięła sobie za miłość życia kawał gnoja. Wiadomo bogaty, ale kasa to nie zawsze klasa i gościu został przedstawiony jako najgorsza szuja, bo sam wymaga wierności i jest zazdrosny, a w zamian zdradza i mąci ile wlezie. No ale w sumie jakby to był dobry człowiek to Elizabeth miałaby utrudniony wybór, a tak miała ułatwione zadanie, bo Jake był przedstawiony jako osoba, która oprócz kasy nie ma nic przemawiającego na jego korzyść.

Jeśli chodzi o grę aktorów w tym filmie to żaden jakoś wybitnie mnie nie urzekł, ale nie było źle. Haylie Duff dobrze sprawowała się w roli wiecznie słodkiej i miłej, ale trochę zagubionej Elizabeth. Natomiast Chris Soldevila zagrał nie najgorzej lekko niezdarnego, ale dobrego człowieka, Mitcha, który musiał mieć anielską cierpliwość skoro wytrzymał tyle lat bez Elizabeth. Dobrze trafiono z dobraniem do roli nieuczciwego syna bogacza Scotta Campbella, który do niej świetnie pasował i byłem w stanie kupić że on jest naprawdę taki zły jakiego gra. Jeśli chodzi o postać Laury która próbowała zarywać do Mitcha to mam jedno spostrzeżenie. Angie Everhart jak na zbliżające się pół wieku wygląda naprawdę świetnie i widząc ją w filmie byłem w stanie powiedzieć że nie ma jeszcze nawet trzydziestki. Trzyma się ruda aż miło popatrzeć.

Podsumowując film jest niezły pomimo swojej prostoty i jeśli ktoś szuka czegoś żeby obejrzeć, zaśmiać się kilka razy i za dużo nie myśleć to dobrze trafił. Elizabeth i Mitch potrafią szybko zyskać sobie sympatię widza i zainteresować na tyle, żeby potem chciało mi się czekać czy Mitch w końcu odzyska ukochaną i w jaki sposób to się stanie. Ja się nie nudziłem, a to przecież komedia romantyczna, więc nagroda w postaci oceny 5/10 musi być.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/157/#findComment-363299
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline

Hardware (1990)

 

Po wojnie nuklearnej świat stał się radioaktywną pustynią. Moses (Dylan McDermott) jest zbieraczem złomu, który przemierza ostępy w poszukiwaniu łupów. Podczas wizyty u znajomego handlarza odkupuje od innego nomada szczątki androida. Na interesie wychodzi jak Zabłocki na mydle, ale niespecjalnie się tym przejmuje. Robota postanawia podarować z okazji świąt swojej dziewczynie. Android okazuje się śmiercionośną maszyną zdolną do samonaprawy i zaczyna zabijać wszystkich, których napotka na swojej drodze…

 

Reżyserowi i scenarzyście „Hardware” Richardowi Stanleyowi trudno było odnaleźć się w Hollywood, bo jego pomysły były odbierane przez producentów jako zbyt odmienne od przyjętych standardów i ryzykowne. Próbował przebić się do pierwszej ligi fabryki snów jako scenarzysta „Wyspy doktora Moreau”, ale skończyło się klapą i nominacją do Złotej Maliny. Zanim jednak doszło do wspomnianego fiaska zdążył zrobić dwa przyzwoite filmy klasy B: horror „Diabelski pył” oraz właśnie thriller sci-fi „Hardware”. Opowieść o postnuklearnym świecie, w którym strach i zniszczenie sieje prototyp androida-zabójcy nie miała imponującego budżetu: zaledwie 1,5 miliona dolarów, a ekipa filmowa tworząca obraz niewielkie doświadczenie w robieniu filmów pełnometrażowych. Stanley miał jednak ambicję stworzenia niebanalnego kina science fiction z pokaźną dawką krwi, erotyki i psychodelicznego klimatu, a inspiracją było opowiadanie zamieszczone w magazynie 2000 A.D. - „Shok!”. Nie powinno specjalnie dziwić, że do zagrania w tym dziwnym jak na standardy Hollywoodu filmie udało się zaangażować trzech ekscentrycznych muzyków: Iggy’ego Popa, Carla McCoy'a oraz Lemmy’ego z Motörhead. Niezła, oddająca ponury i gęstniejący z minuty na minutę nastrój filmu muzyka stanowi zresztą mocną stronę „Hardware” i to nie tylko ze względu na pojawiające się krótko utwory tych wykonawców, ale przede wszystkim dzięki klimatycznemu podkładowi autorstwa Simona Bosswela i genialnemu kawałkowi „The order of death” Public Image Ltd., który wieńczy film.

 

Stylistycznie film przypomina wielkie hity kina sci-fi: Mad Maxa, Terminatora oraz Łowcę androidów. Wszyscy ci, którzy lubują się w odnajdywaniu kolejnych podobieństw w filmach-plagiatach wspomnianych hitów (a takich pojawiło się sporo) będą jednak zawiedzeni. Na początku filmu grana przez McDermotta postać prosi swojego przyjaciela „nie nazywaj mnie Max”, co jest swoistym sygnałem dla widza, że film nie jest kolejnym klonem serii o wojowniku szos. Takie bowiem wrażenie może widz odnieść po pierwszych minutach filmu, w których samotny wędrowiec przemierza pustynie, a następnie akcja przenosi się do skąpanego w czerwieni miasta przypominającego nieco moloch z ostatnich scen trzeciej części Mad Maxa. Z minuty na minutę atmosfera gęstnieje. Zamiast kiczowatego kina akcji dostajemy kameralną opowieść o walce człowieka z niezniszczalną maszyną. Nie ma tutaj wspaniałych efektów specjalnych. Film nadrabia klimatem i niepokojącymi, niejednoznaczni postaciami przypominającymi te z „Łowcy androidów”, aczkolwiek aktorsko ekipa „Hardware” wypada blado na tle tej z dzieła Ridleya Scotta. Poczucie beznadziejności potęguje fakt, że akcja toczy się przez większość filmu w jednym miejscu, mieszkaniu Jill (Stacey Travis), ukochanej Mosesa. Pozostaje wrażenie, że bohaterowie utknęli w labiryncie, z którego nie ma ucieczki. Moses najwyraźniej ma dosyć wędrowania po pustyni i pragnie ciepła domowego ogniska, a przede wszystkim ciepła ciała swojej ukochanej. Nawet jednak te poszukiwanie wolności w intymności i miłości skazane jest na fiasko w tym upadającym i zmechanizowanym świecie. Bardzo do gustu przypadła mi scena erotyczna, w której Moses pod prysznicem wodzi po ciele swojej partnerki mechaniczną ręką, a później, gdy akcja przynosi się do łóżka - ich seksualne wyczyny są uwieczniane na fotografiach przez wyposażonego w świetny sprzęt do podglądania zboczeńca mieszkającego w budynku naprzeciwko. W „Hardware” jak na film klasy B przystało jest sporo kiczu: sceny gore, niektóre sceny akcji (walka z prawie niezniszczalnym robotem przy użyciu kija bejsbolowego), w końcu sam android, któremu co prawda sporo brakuje do pozbawionego skóry T-800, ale który nawet po latach może budzić niepokój. Film, chociażby z uwagi na dłużyzny budzi skrajne opinie. Jedni ziewają, a inni zachwycają się pomysłowością twórców, którzy przy skromnym budżecie potrafili opowiedzieć kawał dobrej historii w cyberpunkowej konwencji. Ja zaliczam się do tych drugich.

 

Ocena na filmwebie: 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/157/#findComment-363379
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 867
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  26.03.2008
  • Status:  Offline

Opowiada historię chłopca o imieniu Jonas (Brenton Thwaites), który żyje w fikcyjnym świecie bez wad. Społeczeństwo jest szczęśliwe
Podobał mi się zabieg z kolorami, wykorzystywany by zaprezentować świat. Czerń i biel wymownie się wpisuje do tego, jak żyje tamtejsze społeczeństwo. Kolory zaczynają się pojawiać w momencie, gdy Jonas przyjmuje wiedzę - zaczyna „widzieć”.

Ne oglądałem tego filmu, ale z Twojego opisu wygląda to tak jakby scenarzystom bardzo spodobało się "Pleasantville" i niektóre patenty żywcem wyjęli stamtąd.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/157/#findComment-363380
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Godzilla

(2014)

Zapierająca dech w piersiach reaktywacja historii kultowej Godzilli — postaci zrodzonej w wytwórni Toho. Tworzony z rozmachem film przygodowy, który pokazuje walkę najsławniejszego na świecie potwora przeciwko złym stworzeniom, które czerpią siłę z arogancji ludzkości wobec nauki i zagrażają światu.

Starej wersji Godzilli już za bardzo nie pamiętam, ale nigdy jakoś nie byłem fanem historii o tym wielkim stworze. No ale to po seansie tego filmu z pewnością się zmieniło, bo nowa wersja wypadłą bardzo dobrze i po seansie byłem naprawdę zadowolony.

Przede wszystkim podobały mi się efekty użyte w tym filmie, bo choć potwory z którymi walczyła Godzilla wyglądały trochę jak wielkie roboty, to sam tytułowy stwór wyglądał potężnie i prezentował się idealnie jako samiec alfa z epoki dinozaurów, który dotrwał aż do naszych czasów. Godzilla nie pojawiała się na ekranie zbyt często, ale jak już była to robiła na mnie ogromne wrażenie. Oczywiście te stwory z którymi walczył też wyglądały paskudnie i przerażająco, ale jednak to ich rywal był lepiej przedstawiony. Ogólnie potwory karmiące się promieniowaniem to musiał był pomysł japońców, którzy elektrowni atomowych mają bodajże najwięcej.

Gra aktorska była w tym filmie oczywiście ważna, ale jednak bardziej liczyło się to w jaki sposób przedstawione zostały potwory. A oprócz nich byli główni bohaterowie, ale oni dla mnie aż tak bardzo się nie liczyli, a bardziej zwracałem uwagę na to w jaki sposób zrobią im krzywdę potwory. Spośród aktorów w pamięć zapada jedynie rola Aarona Taylora- Johnsona jako Forda, żołnierza którego matka zginęła piętnaście lat wcześniej, a teraz reszta jego rodziny jest zagrożona. No i musiał się wykazać sporą odwagą żeby ocalić rodzinę jak i całe miasto. Oczywiście największą rolę miała w tym sukcesie Godzilla, ale on wyróżnił się najbardziej z spośród ludzi.

Podobało mi się że akcja filmu dotyczyła w dużej mierze ludzi, Ford, Elle, ich syna i ich problemach z przetrwaniem w sytuacji zagrożenia. A fakt że nie byli cały czas razem dodawał temu jeszcze więcej dramaturgii i dzięki temu widz może zobaczyć wszystko co robią potwory z perspektywy ludzi będących częścią wydarzeń i muszących szukać sposobu na przetrwanie. W sumie ciekawe kogo by nie sparaliżował strach jakby szedł ulicą czy np. jechał metrem, spojrzał przed siebie i zobaczył takie monstrum jak Godzilla. W takich momentach nie ma mocnych i tylko tacy luzie jak Ford mogli się próbować przeciwstawić potworom.

Jak ktoś lubi filmy z dużą ilością akcji i demolki przedstawione w efektowny sposób to z pewnością będzie zadowolony z seansu. Tutaj walące się budynki, niszczone pojazdy czy inne urządzenia pozbawiane mocy przez potwory robią wrażenie, a wszystkiego dopełnia postać gigantycznej Godzilli. Właściwie już od początku filmu widz może się czuć zadowolony, bo już pierwsza destrukcja przedstawiona w filmie wyglądała świetnie. Jeśli chodzi o efekty to z filmu jestem w pełni zadowolony. Z grą aktorów było ciut gorzej, ale jako całość mogę ocenić że to jest naprawdę dobry film. Ocena: 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/157/#findComment-363405
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Młoda, pociągająca dziewczyna przyjeżdża do domku w malowniczej okolicy, by napisać książkę. Początkowo sceneria wywołuje w niej uczucie spełnienia - jezioro, cisza i spokój, czego więc chcieć więcej? Sytuacja zmienia sie diametralnie, kiedy poznaje lekko ułomnego Matthew'a (Chad Lindberg), który przychodzi naprawić jej klozet. Ta daje mu buziaka, w ramach podziękowania za wykonaną robotę. Chłopak podniecony chwali się okolicznym lumpom, którzy knują zbrodniczą intrygę... Zamierzają zgwałcić bezbronną dziewczynę. W roli głównej Sarah Butler.

Wprawdzie najpierw widziałem drugą część z tej serii, ale akcja jedynki nie ma nic wspólnego z wydarzeniami z dwójki, więc spokojnie można to oglądać w odwrotnej kolejności. Oczywiście główny pomysł jest taki sam, czyli okrutny gwałt i równie okrutna zemsta, jednak poza tym wszystko jest inne. Inna jest główna bohaterka, otoczenie i rzecz jasna oprawcy, którzy zgodnie z szablonem muszą w końcu zginąć i bardzo przy tej okazji cierpieć.

Moim zdaniem lepsza jest jednak druga część, ale nieznacznie. Głównie ze względu na to że tam wydarzenia mają większy rozmach i toczą się w większej liczbie miejsc, a także brutalność wchodzi na wyższy poziom. Tutaj wydarzenia mają miejsce na wsi, od cywilizacji początkowe wydarzenia dzieli gęsty las, a główna bohaterka- Jennifer na własne życzenie naraziła się na niebezpieczeństwo. Bo zapuszcza się sama w tak niebezpieczne miejsca, a w dodatku dobra z niej laska, więc można się domyśleć że ktoś bez świadków będzie chciał nie tylko ją okraść, ale i zażyć przyjemności. Na jej nieszczęście chętnych znalazło się kilku. Standardowo w tej serii filmów ofiara znika na jakiś czas a oprawcy myślą że nie żyje, a Jennifer w tym czasie przygotowuje zemstę. Jak ktoś nie chce oglądać jak faceci znęcają się nad nią to warto zobaczyć jak ona znęca się nad facetami. Nie jest to aż tak wymyślne jak w części drugiej, ale również brutalność jest ogromna. Jak ktoś chce się dowiedzieć jaka była najbrutalniejsza scena to umieszczam jej opis w spojlerze:

Jennifer ucięła jednemu z oprawców wacka sekatorem. Niestety tutaj nie było to tak dobrze pokazane jak w drugiej części męczenie innej jego ważnej części, ale i tak jego cierpienie zostało świetnie odegrane i było kulminacją zemsty dokonanej przez Jennifer.

 

Ocena gry aktorskiej w tym filmie powinna skupiać się głównie na tym jak zagrała Sarah Butler postać Jennifer, bo to od niej zależy jak ten film będzie sprzedawał zamierzone emocje. No i moim zdaniem aktorka została dobrana bardzo dobrze. Byłem w stanie uwierzyć najpierw w jej wyluzowanie i chęć tworzenia, a później w desperację i pragnienie zemsty. Podobała mi się tez gra Chada Lindberga jako Matthew, który dobrze oddał problemy psychiczne postaci, która była jedną z ważniejszych w filmie. Reszta też spisała się dobrze, ale nie na tyle żeby móc ich w jakiś sposób wyróżnić.

Film porusza trudną kwestię gwałtu na pisarce i jej zemsty na oprawcach. Dobry dobór aktorów i poważny temat poruszony w filmie dał naprawdę dobry efekt i godną do polecenia produkcję dla ludzi o mocnych nerwach. Ocena: 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/157/#findComment-363572
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Jersey Boys

"Jersey Boys" to historia legendarnej grupy The Four Seasons, jej frontmana Frankie Valli (John Lloyd Young) oraz Boba Gaudio (Erich Bergen), Tommy'ego DeVito (Vincent Piazza) i Nicka Massi (Michael Lomenda), którzy w błyskawicznym tempie stają się mega gwiadami amerykańskiej sceny muzycznej. Grupa chłopców pochodzących z rodzin robotniczych, wspina się na sam szczyt list przebojów tworząc własne teksty piosenek, własną muzykę i sprzedając 175 milionów płyt na całym świecie jeszcze przed trzydziestką.

W połowie „Chłopcy z Ferajny”, w połowie „Dreamgirls”. Próba biopicu podjęta przez Clinta Eastwooda wyłożyła się na pierwszej – tej ważniejszej dla wartości – połowie. Niby cała grupa wychowuje się w gangsterskim półświatku, ale ilekroć widzę ich kiepskie aktorstwo, słysze ich mało przekonujące akcenty i mało atrakcyjne teksty, chciałem, żeby po prostu śpiewali. Clint dograł im Christophera Walkena, któremu wystarczyła ekranowa dojrzałość, żeby przyćmić całe Four Seasons. To co miało pomóc, stało się przekleństwem. Na jego tle wyglądali jeszcze gorzej. Kim w ogóle są Ci goście odpowiedzialni za główne role? Casting zakładał chyba walory wokalne. Nabiera to kolorków, kiedy prezentowane są ich popisy na scenie – choć nie ma tego przesadnie dużo. Miło posłuchać niektóre klasyki, tylko gdyby chciał ich posłuchać, to zrobiłbym dokładnie to... posłuchał. Życzyłbym sobie do tego jakiejs interesującej historii, a ta do przekonujących nie należy. Aż ciężko mi uwierzyć w jej prawdziwość, bo wygląda jak każda inna z zespołem śpiewaków – nawet ostatni „Get on Up” o Jamesie Brownie miał podobne motywy.

Kompletnie nie rozumiem narracji, w której każdy zaczyna mówić bezpośrednio do kamery/widza, tłumacząc akcje i emocje postaci. Wygląda to bardzo słabo, jakby sam Clint nie wierzył, że udało mu się przedstawić to wszystko z pomocą tej obsady. Muszą nam to łopatologicznie wypunktować, streścić, whatever. Rozumiem w takim „Co nas kręci, co nas podnieca”, gardze w „Jersey Boys”.

Mało interesujące to życie Franki Valliego. Może Clint faktycznie dobrał sobie zły temat, i więcej się nie dało wycisnąć? Albo źle dobrał ludzi, lub po prostu źle ugryzł to wszystko. Cokolwiek by to nie było, wyszło kiepsko. Pierwsza połowa jeszcze trzymała względnie akceptowalny poziom, później wszystko parło do przodu. Wiszą pieniądze, jakis naciągany wątek miłosny, gdzie rola kobiety tak szybko się pojawia jak znika, a wraca tylko po kolejne utarte schematy bycia wredną suką. Później jeszcze wchodzi w to wszystko córcia, którą rzekomo mamy się przejmować, bo ktoś tam powiedział, że to „aniołek”. Give me a break, just sing – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/157/#findComment-363601
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Dzień draftu

(2014)

Sony Weaver ma za zadanie wyselekcjonować grupę najbardziej uzdolnionych zawodników futbolu i tym samym zadowolić fanów Cleveland.

Fanem futbolu amerykańskiego nie jestem i w życiu widziałem tylko kilka meczów, choć oczywiście wiem ze w USA to jest narodowy sport z wielkim budżetem, ratingami i mega stadionami. W tym filmie poruszony został temat draftu, czyli wyboru zawodników przez poszczególne kluby no i największa uwaga została zwrócona na klub Cleveland Browns. Z tego co wyczytałem to jako pierwsze wybierają najsłabsze drużyny z poprzedniego sezonu, więc team mający pierwsze miejsce w drafcie nie mógł zająć zbyt wysokiego w poprzednim. No i widać po atmosferze w drużynie że presja jest wysoka, a zaufanie do właściciela klubu jest małe. No ale ten ma swój pomysł jak naprawić sytuację, a to wszystko zostało bardzo ciekawie przedstawione w filmie.

Mimo że temat filmu nie dotyczy bliskiej mojemu serca dyscypliny, to zainteresował mnie bardzo i żadnego słabszego punktu nie mogę w nim wskazać. Pokazane zostało wielkie wydarzenie w świecie futbolu amerykańskiego i zapewne w Stanach film ten cieszył się dużym zainteresowaniem. Dlatego musieli się postarać z wyborem odpowiednich aktorów no i moim zdaniem wybór Kevina Costnera do głównej roli był dobrą decyzją, bo świetnie sprzedał postać Sonny'ego, który przez większość filmu jest sam przeciw wszystkim, bo podejmuje inne decyzje niż jego podwładni by od niego oczekiwali. No ale wiedział co robi i dzięki temu wyszedł na swoje, a film można było oglądać z przyjemnością. Głównie dlatego że emocje były budowane stopniowo i dzięki temu ten film ogląda się z przyjemnością i cały seans mija jakby trwał pół godziny. Pewnie po części dlatego że fragmenty związane z draftem są przedstawione w taki sposób, że człowiek jest ciekawy co stanie się za chwilę, ponieważ cała akcja zaczyna się bodajże dwanaście godzin przed rozpoczęciem wyboru zawodników i mamy szansę poznać w jaki sposób się to odbywa. Zapewne jest to lekko zmodyfikowane, bo nie chce mi się wierzyć że drużyny z pierwszymi wyborami do końca nie wiedzą kogo wezmą. Może i tak jest, nie znam się, ale raczej takie teamy mają zapewne swoich pewniaków, których są zdecydowani wybrać.

Moim zdaniem film zasługuje na wysoką ocenę, ponieważ wydarzenia związane z draftem i emocje z nim związane zostały odpowiednio pokazane, a główne role dobrze zagrane i moim zdaniem w tej produkcji nie ma się do czego przyczepić i to jest bardzo dobry film. Ocena: 8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/157/#findComment-363700
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Maps to the Stars / Mapy Gwiazd

Rodzina Weissów to wzorcowy przykład hollywoodzkiej dynastii. Senior rodu, doktor Stafford (John Cusack), to uznany autorytet, który zbił fortunę na poradnikach. Jego żona Cristina (Olivia Williams) skupiona jest na karierze 13-letniego syna Benjiego (Evan Bird), który właśnie zakończył odwyk. Jego siostra Agata (Mia Wasikowska) niedawno wróciła z sanatorium, w którym leczyła się z piromanii. „Mapy Gwiazd” zaglądają do ich życia, w pogoni za sławą, z wyścigiem między sobą, i z ucieczką przed przeszłością.

Obawiam się, że nie ma tu normalnych ludzi. Rozumiem, że Hollywood jest jakie jest, ale ten zestaw postaci, to chodzące dramaty. Wszyscy są zdrowo kopnięci, i jak pokazuje synek, dzieje się tak od najmłodszych lat. Cronenberg namalował tu czarną dziurę, której nadał imię Hollywood.

Ta mapa nie zaprowadzi nas do wartościowego dramatu. Prędzej do kolejnego „dziwadła” Cronenberga, w którym te psychologiczne rozkminy, to coś, co zwyczajnie cięzko mi oglądać. Satysfakcje zapewniała mi Julianne Moore, która chcę zagrać w remake’u filmu, na którym wybiła się na szczyt jej nieżyjąca matka w latach 60-tych. Ona zdawała się trafiać w odpowiednie nuty za każdym razem, ale jej historia została skażona duchami. Prześladujące ją wizję matki, wcale do mnie nie trafiały.

Czy Mia Wasikowski może wreszcie przestać grać nastolatki? Ciągle to samo, ciągle tak samo sztywno. Jedna z bardziej nielubianych przeze mnie perełek Hollywood. O wiele chętniej bym zobaczyl kogoś nowego, jak w przypadku Evana Birda. Małolat nie ma trudnego zadania, bo ciśnie ze wszystkimi jako rozpieszczony bachor, ale dla wielu bedzie najbarwniejszą postacią.

Mieszanka gatunów, z patologiczną rodziną na tapecie. Nic nie rzuci na kolana, bo i nie dąży do jakiegoś celu. To po prostu jest. Aktorsko wypada w większości spoko, ale nie zdaje się to na nic. Za bardzo przejaskrawione to wszystko. Niby takie założenie – da się wyczuć – ale jakoś to do mnie nie trafia – 4/10 (naciągane – za Moore i Birda)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/157/#findComment-363733
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

No Good Deed

Terri (Taraji Henson) oraz jej dwójka dzieci wiodą spokojne i sielankowe życie. Zostaje ono jednak zakłócone, gdy poznają Colina (Idris Elba). Zaproszenie tajemniczego mężczyzny do mieszkania przeradza się w walkę o przetrwanie.

Zebrała się grupką gości, po czym jeden powiedział: „Mam pomysł na film! Będzie kobieta z dziećmi, terroryzowana w swoim domu przez skazańca... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ...” Po tym zapadła niezręczna cisza, ale duma wyraźnie musiała rysować się na jego twarzy. Nic więcej nie dopisano. Uznali, że to wystarczy.

Za kamerą stoi gość kręcący głównie na potrzeby telewizji. Widać. Nawet czas filmu jest adekwatny do odcinka jakiejś większej całości (80min). Bardziej epizod jakichś „Kryminalnych”, niżeli pełnometrażowa produkcja.

Nie ma tu żadnych zwrotów, nie ma żadnego zaskoczenia. Pierwsze minuty już mówią, że Colin jest ostrym psycholem, więc nawet on nie zaskoczy jakimś nowym obliczem szaleństwa. Idris Elba jest w swojej roli w porządku – Henson zresztą również - ale i ona nie wymaga od niego wiele. Starają się wycisnać odrobinę napięcia w paru scenach, ale to nie poprawia kiepskiego wizerunku całości – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/157/#findComment-363929
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Coldwater

(2013)

Wstrząsający film o drobnym dealerze, który trafia do prywatnej placówki resocjalizacyjnej, okazującej się być dehumanizacyjnym piekłem.

Ostatnio oglądałem film o nastolatku, który trafił do więzienia dla dorosłych i byłem z tego filmu bardzo zadowolony. Teraz przyszedł czas na historię nastolatków, którzy często za niezbyt ciężkie przewinienia trafiają do ośrodka, który jest prawdziwym piekłem, bo wychowawcy tam pracujący za bardzo wczuwają się w swoją rolę, pewnie ze względu dlatego że nie powiodło im się w życiu i teraz znajdują przyjemność w męczeniu podopiecznych. Zresztą do takiego wniosku przekonuje mnie to co powiedział Frank Reichert o tym co stało się z jego rodziną, a to on był tam najbardziej brutalny. Wiadomo że musi panować nad tym co się dzieje, ale nie upoważnia go do tego żeby z podopiecznych czynić niewolników.

Najsmutniejsze w tym filmie jest nie to jak są traktowani w ośrodku, ale to w jaki sposób tam trafili. Z tego co zostało powiedziane większość trafiła tam z woli swoich rodziców, którzy myśleli że pobyt w takim miejscu pozwoli im poprawić zachowanie. No ale to nie program „Surowi Rodzice” i nikt nie ma kontroli nad tym co się w Coldwater dzieje. Bo kary są niewspółmiernie wysokie w stosunku do wykroczeń za które tam trafili. Fakt że jest to młodzież trudna, ale tam z pewnością nauczyli się tylko jak przetrwać ból, a nie jak być dobrym człowiekiem, a to przecież miało być głównym priorytetem tej placówki.

Film potrafi poruszyć, bo pokazuje co się może stać z człowiekiem, jeśli trafi w miejsce, gdzie nic już od niego nie zależy i nikt nie wie co się z nim dzieje. I właśnie to zostało świetnie przedstawione, bo w tym filmie losy bohaterów, ich cierpienie i próby walki o przetrwanie zostały odpowiednio przedstawione, a role poszczególnych bohaterów bardzo dobrze zagrane, a duże brawa należą się P.J. Boudousgue za główną rolę Brada Lundersa, który trafił do Coldwater za średnio ciężkie występki, a był traktowany jak wielokrotny zabójca, ale potrafił przetrwać i wyjść cało z tego piekła. Właściwie nie jestem w stanie znaleźć jakiejś słabej strony tej postaci, bo Boudusqe zagrał go bardzo dobrze. Postać rządzącego twardą ręką Pułkownika Franka Reicherta także została stworzona odpowiednio, bo można dostrzec u niego zagubienie i to, że pod pozorną twardością kryją się u niego jakieś problemy, które nie pozwalają mu zaznać spokoju mimo że przecież wszyscy podwładni i podopieczni się go boją.

Coldwater bardzo dobrze pokazuje pomyłkę, jaką wychowawcy z tamtego obozu popełnili w interpretacji słowa resocjalizacja i zamiast poprawiać ich zachowanie robią z nich niewolników, którzy nie wiedzą kiedy wyjdą na wolność i czy w ogóle wyjdą żywi. Jednak znalazła się osoba, która była gotowa im się przeciwstawić i dzięki świetnie zagranej roli Brada ten film wywiera na widzu takie wrażenie jak powinien, czyli jest się zniesmaczony tym co się dzieje w Coldwater i czeka się na moment, w którym osoby przebywające tam zdecydują się przeciwstawić swoim „opiekunom”. Ocena: 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/157/#findComment-363976
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Obvious Child

Bohaterką filmu jest Donna Stern (Jenny Slate). Niedawno została porzucona, straciła też pracę. A teraz orientuje się, że jednorazowy numerek z sympatycznym Maksem (Jake Lacy) zakończył się ciążą...

Głupia komedia w poważnym tonie? To chyba najlepsze określenie tej mieszanki. Niechciana ciąża, to temat dla wielu drażliwy, a tu został wykorzystany jako element komedii, w której niedojrzała, musi dojrzeć. W której osobę tryskającą humorem, dopada życie.

Ciąży to na barkach Jenny Slate – znanej Amerykańskiej publiczności z Saturday Night Live – a ta dźwiga to na tak długim dystansie, na jakim pozwala jej scenariusz. Ze swoimi żartami trafia z dużą skutecznością, pokazuje aktorski talent, ale historyjka się sypie, tonąc w objęciach sztampy. Trochę szkoda, bo zapowiadała się na coś, co swoim tekstami zacznie przekraczać bariery smaku – wszystko w imię dobrej komedii. Wyszła taka komedia romantyczna z pazurem, którego z czasem widać coraz mniej.

Mało się tu dzieje. To niskobudżetówka – prosta, ciepła, sympatyczna. Czuć, że zostało to spłodzone na bazie krótkiego filmu „Obvious Child”, jaki ten skład – reżyser + aktorka – nakręcił 5-lat temu. – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/157/#findComment-363988
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The One I Love / Czworo do pary

Ethan (Mark Duplass) i Sophie (Elisabeth Moss) przeżywają kryzys małżeński. Za radą terapeuty (Ted Danson), wynajmują dom za miastem, w którym mają spędzić weekend. Jak zapewnia psycholog, pary wracają stamtąd zupełnie odmienione. Początkowo zabawny i romantyczny pobyt zmienia się w obliczu pewnego odkrycia. Okazuje się, że Ethan i Sophie nie są jedynymi lokatorami posiadłości. Wobec niezwykłego spotkania, będą musieli spojrzeć na swój związek z zupełnie innej perspektywy i wyjaśnić, czy wciąż są tymi samymi osobami.

Mieszanka kom-roma i sci-fi. Na papierze coś, czym powinienem gardzić. W praktyce nie było to takie złe. Wręcz intrygowało mnie podejście z „sobowtórami”, czy też wizjami byłej/upragnionej wersji swojej drugiej połówki. On woli kopie swojej żony, ona kopie męża. Na ile pragną swoich prawdziwych wcieleń? Na ile te kopie są dla nich idealne?

To co jest największym plusem, potrafi poważnie namieszać w głowie. Sceny są dynamiczne, skupiające się na dialogach, a My skaczemy z jednej na drugą nie mając świadomości, kogo właśnie oglądamy. Oryginały? Kopie? Mix? WTF!

Aktorstwo nie powala. Duplass i Moss są poprawni, ale to siła całego założenia przedstawionego w filmie, a nie ich umiejętności. Wielu aktorów byłoby w stanie to odbębnić. O Ethanie i Sophie zapomnę.

Totalnie się wyłożyli na koniec. Rozwiązanie całej historii mocno zaprzecza wcześniejszym wartościom. Miało to podstawy być tym filmem, o którym będzie się rozmawiać po seansie. Który może nawet pobudzi do myślenia na temat związków tak, jak zrobiło to „Ruby Sparks”. Niestety, twórcy zaczęli mocno fałszować. Zakończcie oglądanie przed ostatnim zwrotem – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/157/#findComment-364158
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Homesman

Historia nietypowej pary, która ma za zadanie przewieźć trzy niepoczytalne kobiety ze stanu Nebraska do Iowa.

Nowa produkcja Tommy Lee Jonesa, gdzieś mnie zgubiła. O ile zanotowała intrygujący poczatek, a i do końca byla filmem „ładnym”, tak fabularnie zaczęła błądzić bez większego celu. Zamiast skupić się na Hilary Swank, która była organizatorem tej podróży, zaczęli sie przechylać ku grającemu obok niej reżyserowi – postaci fajniejszej, ale nie mającej do zaoferowania aż tylu emocji. To pokazało jasno, że kobietom na dzikim zachodzie było ciężko, a 90% z nich dosłownie wariowało... Really?

Co do pasażerów w niedoli, ich aktorstwo do mnie absolutnie nie przemawiało. Biło mi to sztucznością, bardziej niż autentycznym szaleństwem. Chyba chcieli za dużo pokazać, a niektóre bariery są nie do przeskoczenia.

Jak udało mi się ustalić, twórcy mieli problem z zebraniem pieniędzy na zdjęcia. Po seansie w ogóle się nie dziwię. Wiele działań podjętych przez bohaterkę, jest dla mnie mocno niezrozumiałych. Ma to dziury, jak o 12 w południe u gorszego z rewolwerowców. Starali się zrobić inny western, zebrali fajną obsadę – choć na Meryl Streep się nie napalajcie, bo jest tam tylko wymuszonym dodatkiem, który później można umieścić na plakacie – a ta udźwignęła powierzone zadanie – nie licząc wspomnianych pasażerek. Tyle! – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/157/#findComment-364282
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  21.06.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

,,Dżej dżej” (2014)

Komedia polska w reżyserii Macieja Pisarka. Jerzy Jurecki (Borys Szyc) jest samotnik człowiekiem, którego jedynym zajęciem są nocne seanse w ramach wirtualnego seksu. Pewnego dnia Jerzy kupuje sobie nawigację, która o dziwo ma mu do zaoferowania znacznie więcej niż tylko wskazywanie drogi…

Ewidentnie widać, że twórcy filmu zachłysnęli się filmem ,,Her”. Film był niezły, więc można pochwalić gust i materiał do tworzenia inspiracji. Chciano stworzyć ,,Her” w wersji komediowej. Świetna idea! Problem w tym, że kompletnie to nie wyszło. Ordynarne, niezbyt zabawne żarty, przerysowane postaci, na czele z głównym bohaterem. Cały humor relacji na linii Jerzy – GPS oparty został na tym, że nawigacja ciągle frustrowała Jureckiego, a ona sama zachowywała się jak stereotypowa, marudna żona, która najchętniej każdą noc spędzałaby w innym zakątku świata. Odbioru relacji tego duetu niestety nie ułatwiają kompletnie nijacy, drugoplanowy bohaterzy. Starał się Paweł Burczyk w roli Mariana Anielskiego, lecz niespecjalnie mu to wyszło. Stereotypowy szef nie był ani irytujący, ani zabawny, tak jak i konkurent Jerzego w pracy. Jedyne, co mi się w tym filmie podobało to chyba tylko zmysłowy głos Justyny Sieniawskiej…

Dobrze, że nie zrobiono z ,,Dżej dżej” kalki ,,Her” i spróbowano pójść w innym kierunku. Niestety, przy realizacji tego filmu, twórcom przydałaby się nawigacja, która zaprowadziłaby ich do stacji pt. ,,zabawna komedia”. ,,Dżej dżej” zabawny nie był…

 

Ocena: 1.5/6

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/157/#findComment-364400
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...