Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  2 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  21.06.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

,,Kiedy umieram” (2013)

Dramat amerykański w reżyserii Jamesa Franco powstały na podstawie powieści Williama Faulknera pod tym samym tytułem. Lata 30. XX wieku. Addie Bundren (Beth Grant) umiera na wsi. Jej ostatnią wolą był pogrzeb w mieście Jefferson. Jej mąż Anse (Tim Blake Nelson) postanawia spełnić prośbę żony i wyrusza ze swoimi dziećmi do miasta, aby pochować matkę…

Nie czytałem ,,Kiedy umieram”, jednak wiem co nieco o prozie Williama Faulknera. Mogę napisać, że nie jest to proza do tworzenia dynamicznych filmów. Projekt Jamesa Franco (zagrał on w filmie jednego z synów Addie i Anse, Darla) z pewnością dynamiczny nie jest. Gdy dodamy do tego pozostawienie na pastwę losu brak dynamiki w fabule, mamy odpowiedź na pytanie, dlaczego film ten tak bardzo nudzi. Franco nie zadbał również o rozbudowanie postaci, choć prosiło się o to widząc, że tak naprawdę każdy z członków familii Bundren ma powód, aby zawitać do Jefferson. Anse chce wstawić sobie zęby, córka Dewey Bell (Ahna o’Reilly) chce usunąć ciążę, a Cash (Jim Parrack) chce wyleczyć złamaną podczas podróży nogę, choć tak naprawdę na pomoc jest już za późno. Za dużo w tym filmie tajemnicy i skakania po historiach bohaterów. Nie potrafiłem zrozumieć dramatu Dewey Bell i jej nieślubnego dziecka. Nie potrafiłem współczuć cierpiącemu z bólu Cashowi i nie potrafiłem złapać komedii w celu podróży ojca rodu. ,,Kiedy umieram” mnie wynudziło. Może dlatego, że żaden z aktorów nie wybił się ponad przeciętność? Za dużo było tam celebrowania chwili typowej dla literatury Faulknera, a za mało ducha kinematografii. Rodzina jechała z trumną, niechcianym dzieckiem, staruszkiem z niekompletnym uzębieniem i dociekliwym dzieckiem, potem do tego wszystkiego doszedł człowiek z gnijącą nogą. Jechali, jechali i…dojechali. Za dużo prób smakowania kina i artyzmu, za mało ,,mięsa”…

Nie ma co szarżować z wyszukaną literaturą. James Franco poległ z kretesem…

 

Ocena: 1/6

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/154/#findComment-360736
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Into the Storm / Epicentrum

W ciągu jednego dnia Silverton zostaje spustoszone przez niespotykaną do tej pory serię tornad. Całe miasteczko pozostaje na łasce i niełasce nieobliczalnych i śmiercionośnych cyklonów, a łowcy tornad przewidują, że najgorsze dopiero przed nimi. Większość mieszkańców szuka schronienia, lecz niektórzy ruszają w kierunku oka cyklonu.

Wiele tutejszych postaci, było dla mnie niezrozumiałych. Nawet nie wiem, czy jakkolwiek się nad nimi skupiali. Pionki nie miały tu znaczenia. Sam fakt zrobienia z tego katastroficznego filmu kręconego amatorską kamerą - festiwal trzęsących kamer, jedni kręcą drugich - to nic innego, jak powiedzieć – mamy gównianych aktorów, ale wmówimy Wam, że ich aktorska nieudolność była zamierzona, bo grali zwyczajnych ludzi. Weź się tu człowieku przejmij, że ten anonimowy gosć został wciągnięty przez gigantyczne tornado. „To je amelinum. Tego nie pomalujesz”.

Tornado robi hałas, burzy domy, wciąga ludzi - jedyny aktor w przedstawieniu, który wie, po co tam się znalazł. Efekty wszelkich zniszczeń są przyjemne – często przesadzone - a i jest ich wystarczająco dużo, by usatysfakcjonować fanów kina katastroficznego... Choć to wciąz nie zwieje tej wszechobecnej przeciętności. Wiadomo, że nikt nie oczekuje tu Oscarowych kreacji i głębokiej fabuły, ale jakieś minimum przyzwoitości wypadałoby spełnić – i mowa tu o wkręceniu nas w ekranowe wydarzenia. Spóźnili się z tym filmem o jakieś... 20-lat – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/154/#findComment-361027
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  21.06.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

,,Perwersyjna siostra” (2013)

Film amerykański w reżyserii Douga Aarniokoskiego. Abigail Russell (Paz de la Huerta) jest pielęgniarką w nowojorskim szpitalu All Saints. Gdy w szpitalu pojawia się nowa pielęgniarka Danni (Katrina Bowden), Abby chce przygarnąć ją pod swoje skrzydła. Danni nie spodziewa się, że ma do czynienia z psychopatką…

Chciałem obejrzeć ten film, ponieważ byłem święcie przekonany, że to thriller. Widząc zarys fabuły, jeszcze bardziej zachęciłem się do seansu. W praktyce twór Douga Aarniokoskiego okazał się być słabym horrorem. Główna bohaterka czuje wstręt do żonatych, zdradzających swe partnerki mężczyzn z powodu zadry z dzieciństwa, kiedy to składając wraz z matką niezapowiedzianą wizytę w biurze swojego ojca lekarza przyłapała go na seksie z pielęgniarką. Sztampa. Niestety nie jedyna w tym filmie. Inne to m.in. rozpisanie w słodki sposób jedynej żeńskiej ,,ofiary” Abby, czyli Danni. Katrina Bowden nie robi nic, by jej postać miała choćby krztę charyzmy. Dobrze należy za to ocenić Paz de la Huertę, która normalnie – subtelnie rzecz ujmując – nie jest najpiękniejszą kobietą na tej planecie, choć w stroju pielęgniarki i ze szpikulcem wbijanym w szyje swoich ofiar wygląda naprawdę seksownie…

Thriller ,,Perwersyjna siostra” sprawdziłby się lepiej niż horror ,,Perwersyjna siostra”. Gdyby główna bohaterka nie skupiła swojej uwagi na uchronieniu przed mężczyznami Danni, a skoncentrowała się na tym, na czym naprawdę jej zależało, czyli zdradzających mężczyzn, mogła wyjść z tego naprawdę intrygująca opowieść. Twórcy chcieli stworzyć rozrywkowy horror, w którym było bezpłciowe wykańczanie i jeszcze bardziej bezpłciowy humor. Film ratują dwa podmioty: klimat (akcja ma miejsce głównie w nocy) i odtwórczyni głównej roli…

 

Ocena: 2/6

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/154/#findComment-361044
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Prince

Paul (Jason Patric) jest samotnym ojcem i niegdysiejszym bossem gangsterskiego półświatka Las Vegas. Gdy uprowadzona zostaje jego córka wyrusza na jej ratunek. Poszukiwania ponownie zaprowadzają go do Miasta Grzechu. Chcąc odzyskać córkę Paul igra z własnym losem, niebezpiecznie zbliżając się do porzuconego przed laty przestępczego świata oraz reguł nim rządzących.

Zachęcony obsadą (Bruce Willis i John Cusack), złapałem za to nie oczekując wiele. Choć dużo czasu ekranowego wyżej wymieniona dwójka nie ma, to dałem radę się w historię wkręcić. Wiadomo, że polega ona na „idź i zabij”, ale przebiega dość sprawnie. Jak już jest, to Willis kradnie każdą scenę, główny bohater uraczy nas kilkoma niezłymi tekstam – choć trudno go kupić, jako tego wielkiego gangstera z przeszłości – a i dostaniemy kilka potencjalnych gwiazdek Hollywood dla oka – na czele z towarzyszącą głownemu bohaterowi Jessicą Lowndes, która aktorsko nie wypada aż tak blado.

Pocięte to wszytko na luźno powiązane ze sobą sekwencje, postacie pojawiają się by zaraz zniknąć – można powiedzieć, że standard dla filmów klasy B. Widocznie to był dzień na takiego prostego odmóżdżacza, z super-herosem żądnym zemsty na czele. Moja wredna natura wyraża wielką aprobatę temu, jak potraktowano w tym filmie 50 Centa :wink: Nie ma więcej o czym pisać. Nota jak dla przeciętniaka, ale jak za kilka miesięcy będę o istnieniu tego filmu pamiętał, to będę w szoku - 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/154/#findComment-361047
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Are You Here

Dwaj najlepsi przyjaciele z dzieciństwa postanawiają wrócić do miasta, w którym razem się wychowywali. Żyjący w separacji z rodziną ojciec, jednego z głównych bohaterów, umiera. Mężczyźni dowiadują się o sporej sumie pieniędzy odziedziczonej w spadku. Co wyniknie z ich podróży w rodzinne strony?

Komedia bez uśmiechu, dramat bez odzwierciedlenia żadnej znanej mi rzeczywistości, elementy komroma dostępne wszędzie. Galifianakis i Owen Wilson, to dobre duo tylko na papierze. Ich interakcja jest mocno wymuszona, a i ciężko mi uwierzyć w ich przyjaźń od tylu lat.

Choć to debiut w filmach pełnometrażowych, to odpowiadał za to Matthew Weiner, który na swoim koncie ma przygody w telewizji – twórca serialu „Mad Men”, maczał palce w kilkunastu odcinakach „Rodziny Soprano”. Brutalnie przekonał się, że jednemu do drugiego daleko. Brakuje tu kleju, odpowiedniego tonu, intrygującej historii ... wielu rzeczy brakuje :wink: Aktorzy silili się na to, żeby wywindować dany im materiał, i pojedyncze sceny dają radę. „Pojedyncze sceny”, to jednak wszystko, co można wycisnąć z nieśmiesznych żartów, nędznego scenariusza, i kiepskich bohaterów – nawet podrywacz Wilson do mnie nie trafił. Strata czasu – 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/154/#findComment-361207
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 541
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  28.06.2009
  • Status:  Offline

Wilk z Wall Street (2013)

W ostatnich dniach naszło mnie na filmy, które zostały nominowane do Oskarów. Zacząłem od "Wilka z Wall Street", w którym główną rolę zagrał Leonardo DiCaprio. Trzy godziny, które poświęciłem temu filmowi nie poszły na marne. Tytułowy Wilk, w którego wcielił się wspomniany DiCaprio to młody Jordan Belfort, który zapragnął być bogatym. Film opowiada historię 22-letniego chłopaka, który zdobył licencję maklera. Wtedy też rozpoczął przygodę na Wall Street, ale ta nie trwała zbyt długo, bo firma, w której pracował po prostu upadła. Belfort ani przez chwilę nie porzucił swojego marzenia o byciu bogatym. Dorobił się milionów na tzw. "akcjach śmieciowych". Narkotyki, panienki i pieniądze - tak w skrócie można opisać historię, którą Martin Scorsese przeniósł z prawdziwego życia na ekrany kin. Też dziwię się dlaczego Leoś niczego nie zdobył na tegorocznych Oskarach. Totalnie rozwaliła mnie scena, w której Belfort miał fazę po Lemmonach. To było tak głupie, że aż śmieszne. Film naprawdę dobry i jak na 180 minut długości, niemal ani przez chwilę nie wiało w nim nudą. 5/6

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/154/#findComment-361247
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Magic in the Moonlight / Magia w Blasku Księżyca

Chińczyk Wei Ling Soo jest najznamienitszym iluzjonistą swoich czasów, ale mało kto wie, że za jego sceniczną maską kryje się arogancki Anglik - Stanley Crawford (Firth), żywiący wyjątkową awersję do wszelkiej maści spirytystów. Za namową przyjaciela Stanley wyrusza z misją do położonej na Lazurowym Wybrzeżu posiadłości rodziny Catledge. Na miejscu, udając zamożnego biznesmena, ma zdemaskować oszustwa pięknej kobiety-medium - Sophie Baker (Emma Stone), rzekomo potrafiącej czytać w myślach i rozmawiać z duchami.

Jeśli nie ma Woody’ego w jego filmie osobiście, to do „swojej” postaci zawsze dobierze odpowiednie zastępstwo. W Stanleya z pewnych względów wcielić by się nie mógł – a i magika przerabiał w „Scoop” – ale Colin Firth robi to z podobnym poczuciem humoru. Może z jego ust niektóre teksty nie zmienią się w klasyki, ale poziom szydery i sceptycyzmu jest jak zawsze wysoki. To cieszy, że po ostatnich, nieco mniej zabawnych filmach, wracają cięte riposty.

Fabuła intryguje, choć nie jest uszyta ze zjawiskowych materiałów. Allen ma swoją specyficzną magię, w sprzedaniu której zawsze pomaga mu klimatyczna muzyka. Poza tym, wszystko przebiega jak w komromie. Są osobowości stojące po dwóch stronach barykady, które z czasem poczują do siebie więź. Pierwszą połowę śledczą uważam za bardzo dobrą, bo i dostałem to, czego od Woody’ego oczekuje – komedie. O dziwo druga, ta bardziej romantyczna, choc obniża loty – wiadomo - to nie jest na tyle przesłodzona, żebym poszedł spać i wyczekiwał napisów końcowych. Ma swoje – przewidywane – twisty, ale z pozoru banalne teksty, trafiają w sedno.

Dla tych, którzy nie sympatyzują z reżyserem, może się to wydawać nadzwyczaj podobne do jego wcześniejszych dzieł. Ja widzę w tym zaletę, bo zwyczajnie lubię jego filmy. „Magic in the Moonlight” do klasyki gatunku nie trafi, ale przez te półtorej godziny zagwarantowało mi rozrywkę na bardzo dobrym poziomie – 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/154/#findComment-361248
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 541
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  28.06.2009
  • Status:  Offline

Django (2012)

Filmy Quentina Tarantino mają do siebie to, że są specyficzne. Oglądając je łatwo rozpoznać, kto je wyreżyserował. Nie inaczej było z Django. Western w wydaniu QT nie każdemu może się spodobać. Zresztą to tyczy się także innych filmów autorstwa tego reżysera. Skupmy się jednak na filmie. W tytułowego Django wcielił się Jamie Foxx. Obok tego czarnoskórego aktora w tym filmie zobaczycie także Christopha Waltza, Leonardo DiCaprio oraz Samuela L. Jacksona. W skrócie można ująć to tak, że w tym filmie zobaczycie, jak niewolnik zamienia się w kowboja dzięki Doktorowi Schultzowi (Waltz) - łowcy nagród pochodzenia niemieckiego, który zabija bandytów na Dzikim Zachodzie i w dodatku dostaje za to pieniądze. Oczywiście obaj nie podróżują na swoich koniach bez celu. Ciągle ścigają przeróżnych bandytów, ale obaj mają także główne cele. Doktorek chce dopaść kilku gagatków i właśnie do tego jest mu potrzebny Django. Natomiast ten drugi chce znaleźć ukochaną i tutaj wszystko sprowadza się do tego trzeciego, a więc postaci Candiego, w którą wcielił się DiCaprio. Te trzy postaci sprawiły, że film jest naprawdę ciekawy. Szczególnie jeśli ktoś ma słabość do westernów. No właśnie, apropo westernów - to nie jest typowy western. To po prostu western autorstwa Tarantino. Tak więc nie spodziewajcie się pojedynków, pogoni na koniach, czy też bijatyk w słynnych w tamtych czasach saloonach. :) Mi film się podobał, cenię go wysoko, bo obsada, fabuła i specyfika filmów Quentina mi pasują. 5/6

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/154/#findComment-361251
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Magic in the Moonlight / Magia w Blasku Księżyca

 

Chińczyk Wei Ling Soo jest najznamienitszym iluzjonistą swoich czasów, ale mało kto wie, że za jego sceniczną maską kryje się arogancki Anglik - Stanley Crawford (Firth), żywiący wyjątkową awersję do wszelkiej maści spirytystów. Za namową przyjaciela Stanley wyrusza z misją do położonej na Lazurowym Wybrzeżu posiadłości rodziny Catledge. Na miejscu, udając zamożnego biznesmena, ma zdemaskować oszustwa pięknej kobiety-medium - Sophie Baker (Emma Stone), rzekomo potrafiącej czytać w myślach i rozmawiać z duchami.

Jeśli nie ma Woody’ego w jego filmie osobiście, to do „swojej” postaci zawsze dobierze odpowiednie zastępstwo. W Stanleya z pewnych względów wcielić by się nie mógł – a i magika przerabiał w „Scoop” – ale Colin Firth robi to z podobnym poczuciem humoru. Może z jego ust niektóre teksty nie zmienią się w klasyki, ale poziom szydery i sceptycyzmu jest jak zawsze wysoki. To cieszy, że po ostatnich, nieco mniej zabawnych filmach, wracają cięte riposty.

Fabuła intryguje, choć nie jest uszyta ze zjawiskowych materiałów. Allen ma swoją specyficzną magię, w sprzedaniu której zawsze pomaga mu klimatyczna muzyka. Poza tym, wszystko przebiega jak w komromie. Są osobowości stojące po dwóch stronach barykady, które z czasem poczują do siebie więź. Pierwszą połowę śledczą uważam za bardzo dobrą, bo i dostałem to, czego od Woody’ego oczekuje – komedie. O dziwo druga, ta bardziej romantyczna, choc obniża loty – wiadomo - to nie jest na tyle przesłodzona, żebym poszedł spać i wyczekiwał napisów końcowych. Ma swoje – przewidywane – twisty, ale z pozoru banalne teksty, trafiają w sedno.

Dla tych, którzy nie sympatyzują z reżyserem, może się to wydawać nadzwyczaj podobne do jego wcześniejszych dzieł. Ja widzę w tym zaletę, bo zwyczajnie lubię jego filmy. „Magic in the Moonlight” do klasyki gatunku nie trafi, ale przez te półtorej godziny zagwarantowało mi rozrywkę na bardzo dobrym poziomie – 7/10

 

Ja się bardzo napalałem na ten film...no i coś mi tak nie bardzo podpasował.Głównie mam pretensję o to, że Woody'emu za bardzo się nie chciało chyba wysilić i poszedł w straszny schemat, co czyni bardzo rzadko, a tutaj raziło to w oczy(co prawda przez godzinę nawet fajne to było).Firth zagrał dobrze, wiele razy jawił mi się uśmiech na twarzy po jego tekstach, ale też z drugiej strony miałem wrażenie, że za bardzo się stara i w pewnych momentach chyba przeaktorzył, takie miałem przynajmniej wrażenie(może się chciał popisać przed Emmą :P ).I największą bolączką jest rozwleczone zakończenie, które było przewidywalne i lepiej było do tego dojść prostą drogą a nie rozwlekać to w nieskończoność, co sprawiało że zacząłem patrzeć w zegarek.Nie było źle, ale mistrza stać na o wiele więcej, zwłaszcza, że zeszłoroczne Blue Jasmine znalazło się w mojej TOP 10 zeszłego roku. 5/10

 

Taki mały offtop, jako że jestem fanem Allena i widziałem wszystkiego filmy to dla porównania(i może też dla zachęty dla co poniektórych) moje osobiste TOP 10:

 

10.Strzały na Broadwayu 8/10

09.Annie Hall 8/10(nisko, ale poniższe cenię jakoś bardziej)

08.Blue Jasmine 8/10

07.Miłość i Śmierć 8/10(najwięcej tekstów, zwłaszcza jak się zna literaturę rosyjską)

06.Inna Kobieta 8/10(bardzo niedoceniany, w stylu Bergmana)

05.Zbrodnie i Wykroczenia 8/10

04.Hanna i jej Siostry 8/10

03.Wszystko Gra 9/10(najlepszy z XXI wieku)

02.Mężowie i Żony 9/10(potrafi dać w mordę)

01.Manhattan 10/10(klasyk ponadczasowy)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/154/#findComment-361267
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Get on Up

Droga na szczyt sławy Jamesa Browna (Chadwick Boseman), który pomimo ubóstwa i przeciwności losu staje się jednym z najbardziej wpływowych muzyków w historii.

Hollywoodzki „biopic”, wycinający co niewygodne – śmierć syna i narkotyki. W tym celu został wykorzystany motyw skakania po osi czasu. Raz jesteśmy tu, potem tam, a zaraz jeszcze gdzieś indziej, często zahaczając o patologiczne dzieciństwo, jakby było jedynym ciemnym momentem w jego życiu. Pozbawione to wszystko formy, momentami trudno się ogląda. Trochę smutne, zważywszy, że za kamerą stał Tate Taylor, odpowiedzialny za „Służące”.

Chadwick Boseman robi niesamowitą robotę w roli głównej. Jest przekonujący i bliski oryginału – z wyłączeniem śpiewu, który został nałożony na ekran (trochę razi sztucznością). To chyba najlepszy komplement, jaki mógł usłyszeć wcielając się w tak znaną postać. Można go nie kojarzyć, choć niedawno wcielił się w inną ikonę USA, baseballiste Jackiego Robinsona w „42”. Skuteczność 2/2 – zapowiada się niezły aktor.

„Walk the Line” o Johnny Cashu (Joaquin Phoenix), czy “Ray” o Charlesie (Jamie Foxx), są od tego lepsze. Nie umniejszając „Get on Up” i samemu Brownowi, nie wczułem się w tę historię i tę postać. Wiem, że nie jest to wina Bosemana, a tego jak zostało to wszystko przedstawione. Pojedyncze sceny mnie nie usatysfakcjonują. Gdzieś tutaj tkwi o wiele lepsza historia. Ta jest trochę wydarta z emocji – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/154/#findComment-361282
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

http://www.youtube.com/watch?v=8cqpglADrAM

Niebo istnieje... naprawdę

(2014)

Film "Niebo istnieje... naprawdę" zrealizowany został na podstawie światowego bestselleru. To prawdziwa historia Coltona Burpo (Connor Corum) - chłopca, który podczas operacji znalazł się na granicy życia i śmierci. Rodzice (Kelly Reilly i Greg Kinnear) nie spodziewali się, że w ciągu następnych kilku miesięcy usłyszą piękną i wyjątkową opowieść o podróży chłopca do nieba i z powrotem. Czteroletni Colton oznajmił rodzicom, że opuścił swoje ciało podczas zabiegu, opisując, co jego rodzice robili, gdy on leżał na stole operacyjnym. Mówił o wizycie w niebie i przekazywał historie ludzi, z którymi spotkał się w zaświatach, a których nigdy wcześniej nie widział. Wspominał nawet o zdarzeniach mających miejsce jeszcze przed jego narodzinami. Zaskoczył opisami i mało znanymi szczegółami o niebie, dokładnie pasującymi do tego, co podaje Biblia, a o których, jako dziecko nie mógł wiedzieć. Colton opowiadał z rozbrajającą dziecięcą niewinnością o spotkaniach z członkami rodziny, którzy już odeszli z tego świata.

Nie czytałem książki na której podstawie nakręcony został ten film, więc będę się odnosił tylko do tego co zobaczyłem na ekranie. A zobaczyłem z jednej strony ciekawy film, który jednak dość często wydawał mi się bardzo naciągany, byle tylko dopasować tytuł filmu do toczącej się w nim akcji.

Tym który znalazł się w tytułowym niebie jest Colton, mały chłopiec który jest synem Todda Burpo. A Todd to nie byle kto, to człowiek orkiestra. Nie dość że jest złotą rączką naprawiającą ludziom różne rzeczy, jest pastorem głoszącym świetne kazania, strażakiem ratującym ludziom życie. Jak on na to wszystko znajduje czas? No ale nieważne, bo głównym bohaterem filmu jest jego syn, który jak na czterolatka jest bardzo inteligentny. A na dodatek prawie umarł i znalazł się na chwilę w niebie. No i zobaczył tam w krótkim czasie wiele rzeczy, które w tym filmie ujawnia. A gdy wydaje się że już nic mocniejszego nie powie, to on strzela faktem, który coraz trudniej jest racjonalnie wyjaśnić. I właśnie dlatego film nie do końca mi się podobał, bo akcja nie toczy się, jakby by to powiedzieć, gładko, tylko ciągle wtrącane są momenty z nieba, czy jakby na siłę coraz mocniejsze fakty które Colton tam widział. A niebo w tym filmie jest takie bajkowe, a najdziwniejsze jest to co się w nim dzieje z siostrą Coltona. Ale tego wolę nie zdradzać, bo jak widać tam do góry nie wszyscy wyglądają młodziej.

Wiadomo że jak Ty rozmawiasz z Bogiem to jesteś wierzący, a jeśli On w jakiś sposób kontaktuje się z Tobą to znaczy że jesteś chory psychicznie, a przynajmniej tak się mówi. I dlatego nikt nie chciał uwierzyć Coltonowi w jego opowieści, mimo że dawał im mocne dowody. No i właściwie do końca filmu nikt mu tak właściwie nie uwierzył. Ale to był pewny motyw, bo ktoś w taki sposób doświadczony nie mógł być w normalny sposób postrzegany przez innych.

Film wypadł całkiem nieźle, ale mimo wszystko najbardziej podobała mi się nie treść filmu, ale sposób w jaki zagrany został główny bohater. Bo Colton naprawdę zachowywał się tak, jakby nie był świadomy że przydarzyło mu się coś dziwnego. Wiadomo że chodzi o dziecko, ale takie sceny też trzeba dobrze zagrać, żeby wyglądały wiarygodnie. To właściwie jedyna postać w tym filmie, dla której warto go obejrzeć. Ocena: 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/154/#findComment-361379
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 541
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  28.06.2009
  • Status:  Offline

Kapitan Phillips (2013)

Media co chwilę huczą o tym, że u wybrzeży Somalii piraci atakują kolejne statki. Od tzw. oceaników aż po... okręty wojenne - tak, takie wpadki zaliczają i czarnoskórzy piraci. Skupmy się jednak na filmie, który jest na faktach. Kapitan Phillips to film w reżyserii Paula Greengrassa, twórcy "Lotu 93", czy też dwóch z trzech części słynnego Bourne'a. Phillips jest kapitanem, co łatwo wywnioskować po tytule filmu. Pływa statkami po całym świecie, aż pewnego razu ma poprowadzić statek Maersk Alabama, którego trasa została wyznaczona u skraju wybrzeży Somalii. Już na samym początku, gdy tylko nasz kapitan dowiedział się o tym, że popłynie przez wody, które roją się od piratów, zostają zachowane wszelkie środki ostrożności. Jak wiadomo, piraci łatwo nie odpuszczają, więc prędzej czy później dojdzie do udanego ataku. Najczęściej chodzi o okup, czyli o pieniądze, ale zdarza się też, że to co piraci przechwycą, po prostu zabierają ze sobą. Porwanie to jedna z wielu sekwencji, które przeważnie mają miejsce, gdy coś idzie nie po myśli Somalijczyków. W jednym zdaniu jest to film biograficzny, ale i pełen dramaturgii. Nie zobaczycie w nim efektów specjalnych, jak np. w "Grawitacji", ale te tutaj są zbędne, gdyż sama fabuła rekompensuje wszystko. 4/6

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/154/#findComment-361390
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Inbetweeners 2

Bohaterami filmu są Jay, Neil, Simon i Will (Angliki, nazwiska i tak Wam nic nie powiedzą :wink: ), którzy organizują pełen przygód wypad do Australii. Trzy lata temu, poprzednia część – w naszym kraju znana jako „Seksualni, niebezpieczni” (5/10) - okazała się wystarczającym sukcesem, by wysłać czwórkę nieudaczników w inny zakątek świata.

Historia wskazuje na to, że mamy tych gości znać/pamiętać. Luźno kontynuuje ich wątki, niczym „American Pie”. Dla nieświadomych przygotowali krótkie przedstawienie postaci, choć nie trudno ich rozgryźć, bo i o rozbudowanych charakterach nie może być mowy. Jeden kręt-imprezowicz, drugi przesadnie ułożony, trzeci to idiota przytakujący pierwszemu, a czwartym można sterować w każdym możliwym kierunku – nawet prowadząc do ślubu. Wiele gagów opiera się na różnicach między pierwszą dwójką. Ulepione jest to wszystko z materialów odpadowych. Już gdzieś to widzieliśmy.

Razi fakt, że grają małolatów, choć mają praktycznie 30stke na karku. Jak zaczynali z seriałem kilka lat temu, to miało to sens. Dziś te żarty brzmią kiepsko, obracając się przeciwko nim. Odcinają kupony od swoich „życiowych kreacji”, tak jak twórcy wyciskają ostatnie soki ze swojego „życiowego projektu”. To już było. Pośmiać się kilkukrotnie można, ale to raczej z głupoty – byli skuteczniejsi w irytowaniu mnie. Wszystko inne jest jak scena z gównem ścigającym bohatera na zjeżdżalni (...tia) – 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/154/#findComment-361422
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 760
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.01.2005
  • Status:  Offline

Straznicy Galaktyki

 

Kilka przemyslen

-Marvelowi ostatnio wychodza filmy o gupach lepiej niz o single bohaterach. Spider Man i Capitan tegoroczny moim zdaniem slabo, a ostatni X-Man i wlasnie Straznicy to dobre filmy.

-Dobra muzyka, uklon w strone sci-fi z lat 80-tych

-sporo smiesznych tekstow

-niby nic orginalnego, ale ogladalo sie przyjemnie, czas szybko minol i szybko szla akcja, w takich filmach nie ma co sie wysilac na glebsze dialogii

-Batista wrescie zrobil swoja role, czyli najlepiej mu wychodzi granie poczciwego debila

 

7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/154/#findComment-361427
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Words and Pictures / Wypisz, wymaluj... miłość

Choć Jack (Clive Owen) i Dina (Juliette Binoche) pracują w jednej szkole, z pozoru dzieli ich wszystko. On jest nauczycielem angielskiego, który nie stroni od alkoholu, ona malarką abstrakcyjną włoskiego pochodzenia. On zachwyca się możliwościami, jakie daje słowo pisane, ona uznaje tylko obrazy, które pobudzają wyobraźnię. Oboje są niespełnieni i nieszczęśliwi. On od lat nie może wydać książki, ona z powodu choroby przestała malować. Pewnego dnia Jack wpada na genialny pomysł. Chcąc oderwać swoich uczniów od telefonów komórkowych i mediów społecznościowych, planuje zainspirować ich prawdziwymi wartościami. Rzuca Dinie wyzwanie. Muszą udowodnić podopiecznym, co w życiu jest ważniejsze i co może ich więcej nauczyć: słowa, czy obrazy? Dina podejmuje się zadania i przystępuje do rywalizacji. Wkrótce Jack i Dina przekonają się, że więcej ich łączy niż dzieli, a prawdziwe problemy tkwią w nich samych.

Oboje są przemądrzali, wredni, stojący całym sobą na straży wyznawanych wartości. Dzięki temu udało się uratować element „komedii” w „komromie”. Ich kłótnie to najjaśniejszy punkt całości, który niestety trwa trochę zbyt krótko. Fabularnie może i ciągnie się do samego końca, ale intensywność w kolejnych scenach mocno spada. Jak dla mnie za szybko zaczynają mieć się ku sobie, a tam bywa różnie. Jak niedawna „Magia w blasku księżyca” potrafiła mnie wkręcic gadkami o miłości, tutaj temu wyzwaniu nie sprostali. Raczej sztampa, bliska temu, co zwykł robić duet Sandler-Barrymore.

Clive Owen od startu mnie do siebie przekonał. Dobra rola, fajna postać. Niby nic w niej nadzwyczajnego na papierze, ale na ekranie się nią potrafiłem przejąć – widocznie jestem #teamwords. Juliette stara się nie odstawać w słownych sprzeczkach, ale bez nich gdzieś tam odpływa myślami, a sceny z jej udziałem to pokaz malowania obrazów.

Zbędny wątek miłosny między uczniami. Napocili się, żeby nakreślić niektórych z nich, jednak spłynęło to na niczym. Nikt się nimi nie przejmie. To tylko pionki, dodające pół godziny do odrobinę przydługiej całości. Gdyby wykorzystali ten czas na więcej sprzeczek, czy żartów między główną dwójką, pewnie doceniłbym to bardziej. Wypisz, wymaluj, 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/154/#findComment-361463
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...