Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

A Long Way Down / Nauka spadania

Sylwester na szczycie londyńskiego wieżowca. Martin (Pierce Brosnan) stoi na krawędzi. Kiedyś był sławnym prezenterem TV, dzisiaj chce skoczyć z dachu – nie on jeden. Samotna matka Maureen (Toni Collette), pyskata nastolatka Jess (Imogen Poots) i były muzyk, a teraz dostawca pizzy JJ (Aaron Paul), mają na ten wieczór taki sam plan. Choć są sobie zupełnie obcy, zawierają pakt. Postanawiają dotrwać do walentynek.

Kolejny film, który nie do końca wie, czym chce być. Dramat i komedia przeciągają linę, a wszystko kończy się bezbarwnym remisem. Skłonności samobójcze są tematem na tyle ciekawym, że przy tej obsadzie mógłby wyjść niezły dramat. Zamiast tego dostajemy niewinne żarciki, bo na te odwazniejsze są za mało „komediowi”. Do tego konstrukcja jest prosta – kolejno dostajemy prezentacje każdego z czwórki, jakby to były cztery krótsze filmy zlepione w jeden.

Toni Collette wypada w tym towarzystwie najlepiej, choć zdaje się być skutecznie spychana na drugi plan. Jej back-story jest jedynym, które posadziło mnie przed ekranem. Nic wymyślnego, ale ruszyło mnie.

Imogen Poots to słodko-pierdzący płaczek. Dziewczyny nie da się kupić w dramatycznej roli. Ma za słodki uśmiech i zbyt dziecinny akcent. Gwarantuje, że jeśli mielibyście po tym filmie zepchnąć kogoś z dachu, to byłaby ona...

Kartonowi bohaterowie chcą się zabić. Nikt się nie przejmie. Zważywszy, że często ich powody do popełnienia tego czynu są kiepskie, a tłumaczenie, czemu zrezygnowali, jeszcze gorsze. Takie podejście do ważnego tematu może być inspirujące dla prawdziwych „suicide’ów”... żeby wykonać zamierzony cel – 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/151/#findComment-358570
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  3 258
  • Reputacja:   257
  • Dołączył:  21.03.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

 

Syrup

 

Film jest adaptacją bestsellerowej książki Maxa Barry`ego i ukazuje "od kuchni" świat reklamy. Scat (Shiloh Fernandez) jest świeżo upieczonym absolwentem marketingu. Od życia oczekuje przede wszystkim sławy, pieniędzy i pięknych kobiet. Aby spełnić swoje cele rozpoczyna pracę w korporacji. Jego pierwszy zadaniem jest wypromowanie nowego produktu, który pozwoli mu zdobyć uznanie szefa oraz względy pięknej Six (Amber Heard). Wszystko układa się pomyślnie do czasu, gdy zostaje zdradzony przez swojego najlepszego przyjaciela, podstępnego Pete`a (Kellan Lutz). Rozgoryczony Scat również zaczyna grać nieczysto, aż w końcu staje przed moralnym dylematem. Czy poświeci miłość dla blichtru i pieniędzy?

 

Nie miałem wielkich oczekiwać co do tego filmu i mile się zaskoczyłem. Bardzo dobrze nakręcony i zrealizowany obraz. Historia nie nudzi, biegnie w właściwym dla siebie tempie, nie pozwalając odbiorcy na znużenie tematem. Bardzo fajnie przedstawiona praca w korporacji oraz wspinanie się po szczeblach kariery. No i oczywiście jak dla mnie świetna i jak zawsze bosko wyglądająca Amber Heard jako filmowa 6. Spokojnie polecam na letni wieczór do obejrzenia. Dzięki Amber daje temu filmowi - 7/10

 

N!KO również obejrzałem Inną kobietę oraz Pod skórą oba filmy słabe, ale żeby dać tylko 1/10 temu pierwszemu filmowi a kreacji z Scarlett( wyglądała słabo jak na swoje możliwości), który dla mnie był bardzo słaby 2/10. Inna kobieta mimo sztampy powinna dostać chyba więcej surowo oceniłeś ten film, ale to tylko moja opinia.

Szykujesz listę premier na sierpień?

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/151/#findComment-358663
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

N!KO również obejrzałem Inną kobietę oraz Pod skórą oba filmy słabe, ale żeby dać tylko 1/10 temu pierwszemu filmowi a kreacji z Scarlett( wyglądała słabo jak na swoje możliwości), który dla mnie był bardzo słaby 2/10. Inna kobieta mimo sztampy powinna dostać chyba więcej surowo oceniłeś ten film, ale to tylko moja opinia.

Szykujesz listę premier na sierpień?

 

Może i surowo, ale trzeba było ich pokarać za brak odwagi i przekopiowane żarty. Środki na przeczyszczenie - oryginalne! :wink: Wciąż to jest Top 10 najgorszych filmów 2014. Co do sierpniowych premier, to nie wiem jeszcze. Raczej już na to za późno. Wszyscy wiedzą, że są Guardiansi, są Turtlesy, są - a raczej byli :wink: - Niezniszczalni. Ja czekam na nowy film Woody'ego Allena, który pojawi się pod koniec miesiąca.

 

 

Borgman

Camiel Borgman (Jan Bijvoet) - mężczyzna, którego tożsamości nie znamy - ucieka ze swojej dotychczasowej kryjówki (labiryntu podziemnych korytarzy w lesie) przed pogonią uzbrojonych mężczyzn. Schronienie znajduje w mieszczańskim domu na przedmieściach. Pojawienie się Borgmana spowoduje serię niepokojących i zagadkowych wydarzeń i odkryje prawdziwe oblicze zamożnej, przykładnej rodziny: Mariny i Richarda, trójki ich dzieci oraz niani...

Borgman jest jak dwugodzinny zwiastun. Ciągle coś Ci podpowiada petardę, ale nigdy jej nie uświadczysz. Momentami obrzydliwy, bardzo graficzny, niezbyt treściwy.

Sam główny bohater swoim brakiem emocji budzi niepokój. Do końca nigdy nie wiadomo, co mu siedzi w głowie. Pewne jest, że nie da rodzinie spokoju, a w domu zostanie na dłużej. Sprytnie się zakorzenił, a z matką wiąże go coś więcej, niż by się to mogło wydawać. Robi im psychologiczny terror – choć brzmi to ładniej na papierze, niż wygląda na ekranie. Manipuluje wszytkimi wokół, buntując ich przeciwko sobie. Pociąga za odpowiednie sznurki, aż do końcowego przedstawienia.

Całość ma „mało Hollywoodzki storytelling”, przez co sprawia wrażenie filmu trudnego w przekazie. Brakowało lepszego nakreślenia motywów, czy jakiegoś morału. Jednak ten ciąg przyczynowo-skutkowy mógłby poprawić moją ocenę. A może już przesiąkłem Hollywood? Niewykluczone – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/151/#findComment-358665
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Co do sierpniowych premier, to nie wiem jeszcze. Raczej już na to za późno. Wszyscy wiedzą, że są Guardiansi, są Turtlesy, są - a raczej byli :wink: - Niezniszczalni. Ja czekam na nowy film Woody'ego Allena, który pojawi się pod koniec miesiąca.

 

Guardians są świetni, dałem dzisiaj 9/10, ale pewnie po powtórce spadnie do 8/10, ale i tak super.Nie wiem kto normalny czek na Żólwie.Sam zwiastun już mówi, że coś jest nie tak, a notka o produkcji Michaela Baya na pewno nie pomoże.Na Woody'ego też czekam, choć ma w USA tkie mieszane opinie.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/151/#findComment-358670
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  126
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.02.2012
  • Status:  Offline

Dokładnie Strażnicy Galaktyki to obok Iron Mana najlepszy film Marvela i był Howard :D
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/151/#findComment-358685
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Nie wiem kto normalny czek na Żólwie.Sam zwiastun już mówi, że coś jest nie tak, a notka o produkcji Michaela Baya na pewno nie pomoże.

 

Wiadomo, że to będzie gniotek, ale sentyment do Turtlesów ma wiele osób - kawał mojego dzieciństwa. I mimo, że wiedzą, to i tak przekonać się muszą na własną rękę.

 

Strażników zobaczę dzisiaj najpewniej.

 

 

Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął / Hundraåringen som klev ut genom fönstret och försvann

Zdawać by się mogło, że pełne ekscytujących przygód życie Allan Karlssona dobiegnie końca w domu spokojnej starości. Nic bardziej mylnego, bo bohater, pomimo setki na karku, wciąż cieszy się doskonałym zdrowiem. Podczas, gdy personel przygotuje dla niego wielkie przyjęcie urodzinowe, Allan wyskakuje przez okno i ucieka z ośrodka, inicjując tym samym serię przezabawnych i zaskakujących zdarzeń. Walizka pełna pieniędzy, banda motocyklistów, słoń-cyrkowiec, angielski gangster-choleryk, najbardziej flegmatyczny policjant świata – dla przeciętniaka każdy z elementów osobliwej układanki stałby się przygodą życia. Ale nie dla Allana, który nie tylko był naocznym świadkiem, ale również odegrał kluczową rolę w najważniejszych wydarzeniach XX wieku. Podróżując po całym świecie i wykonując tajne misje, zawarł, między innymi, znajomość z generałem Franco, Stalinem, prezydentami USA Trumanem i Reaganem, Michaiłem Gorbaczowem oraz niezbyt lotnym bratem-bliźniakiem Alberta Einsteina.

Mawiają, że to Szwedzki Forrest Gump. Do hitu z Hanksem daleko, ale Karlsson i tak ma sporo do zaoferowania. Allan to uroczy gość. Głupota i proste życiowe dewizy wpędzają go w kłopoty, z których nie zdaje sobie sprawy, jak i zapewniaja życiowe szanse... z których też nie zdaje sobie sprawy. Wiecznie ten sam wyraz twarzy – choć brak wyrazu byłby lepszym określeniem – co w tym przypadku jest sporym pozytywem.

Jeden z niewielu filmów, gdzie wstawki z przeszłości stanowią o jego sile w moich oczach. Oś obrazująca teraźniejszość, nie jest nawet w połowie tak zabawna, jak lata młodości głównego bohatera. To tam poznaje wiele historycznych postaci, to tam może wydarzyć się dosłownie wszystko – pewniakiem jest chyba tylko alkohol. Skradziona walizka z pieniędzmi, to motyw oferujący głównie kilku wybitnie nieudolnych gangsterów, próbujących ją odzyskać od 100-latka.

„Stulatek” to niezwykła opowieść, przepełniona czarnym humorem. Allan ma wielkie zamiłowanie do wybuchów, co towarzyszy mu całe życie. Sam film zaczyna się od wysadzenia w powietrze lisa, co już nadaje odpowiedni ton produkcji. Brakuje tu tylko mocniejszej końcówki... albo takiej, której nie widziałem w zwiastunie (!) – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/151/#findComment-358692
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Domówka: Noc nie z tej ziemi

(2013)

Chris nie może się już doczekać, kiedy opuści liceum. Świetny samochód i pieniądze czekają. Jest tylko jeden problem - musi zostawić swojego najlepszego przyjaciela. Co więcej, cały czas jest zakochany w dziewczynie - Autumn. Rozwiązanie na bolączki ma być impreza wszech czasów.

Ogólnie filmy traktujące o imprezach studenckich są ciekawe, a przynajmniej można sobie tam pooglądać fajne dupy i libacje, które w Polsce są rzadziej spotykane, bo u nas lepiej się uchlać i wszczynać bójki, a w tych filmach każdy się bawi i wszystko kończy się dobrze mimo wypicia ogromnych ilości alkoholu.

Ten film okazał się totalną klapą, którą jedynie ze względu na luźny temat, czyli imprezę, dało się obejrzeć w całości. Ale wszystko w tym filmie jest za bardzo cukierkowe, wszystko się udaje i w ogóle główny bohater jest takim farciarzem że szok. Dobrze się uczy, dobrze rapuje, ma bardzo tolerancyjnych rodziców i w końcu zdobywa fajną dziewczynę. No po prostu życie idealne. Nawet zdemolowany dom po imprezie cudownie przed powrotem rodziców zostaje uporządkowany. Za łatwo, zdecydowanie za łatwo to wszystko przebiega.

Tak więc ja nie zdecydowałbym się komukolwiek polecić tego filmu. Lepiej obejrzeć dziesiąty raz którąś z części American Pie czy innego filmu o imprezach. Ale jedyny pomysł na ten film był chyba taki że robimy film o „niby” najlepszej imprezie w historii i... tu pomysły się skończyły, więc wrzucili tu wszystkie pierdoły które przeszyły im na myśl. Nie oglądajcie tego. Ocena: 1/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/151/#findComment-358771
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Guardians of the Galaxy / Strażnicy Galaktyki

Zuchwały awanturnik Peter Quill (Chris Pratt) kradnie tajemniczy artefakt stanowiący obiekt pożądania złego i potężnego Ronana (Lee Pace), którego ambicje zagrażają całemu wszechświatowi. Chcąc uniknąć gniewu Ronana, Quill zmuszony jest zawrzeć niewygodny sojusz z czterema niemającymi nic do stracenia outsiderami: Rocketem (głos Bradley Cooper) – uzbrojonym szopem, Grootem (głos Vin Diesel) – drzewokształtnym humanoidem, śmiertelnie niebezpieczną i tajemniczą Gamorą (Zoe Saldana) i żądnym zemsty Draxem Niszczycielem (Batista). Kiedy główny bohater odkrywa prawdziwą moc artefaktu i zagrożenie, jakie stanowi on dla kosmosu, musi zmobilizować swoich niesubordynowanych towarzyszy do ostatniej bitwy, od której zależą losy galaktyki.

Sci-Fi na wesoło, z Marvelową polewą. Mało znany odłam uniwersum, może okazać się jednym z większych skarbów tej wytwórni. „Strażnicy”, choć komedią nie są, to często pokuszą sie o uśmiech widza. W tym są zabójczo skuteczni. Wesoła gromadka wyrzutków. Każdy ze swoim motywem, na kontynuowanie szalonej przygody. Wreszcie doczekaliśmy filmu o superbohaterach, gdzie to nie od złoczyńcy zależy jego sukces. Ba, tutejszy jest jednym z bardziej przezroczystych ze swojej kategorii.

Peter Quill jest trochę tutejszym Gambitem z X-Menów. Uwodzi kobiety, jest nieco chamski, ciągle sprawia wrażenie niezdary o wielkim sercu. Porwany przez kosmitów po śmierci matki, zwie sam siebie Star-Lordem, starając się zostać legendą „podziemia”. Ciężko Prattowi odmówić uroku w tej roli. Często trafnie komentuje wydarzenia na ekranie. Byłby pewnie jeszcze bardziej doceniony, gdyby u boku nie miał małego szopa. Rocket Racoon, to jedna z lepszych postaci Marvela! Aż żałuje, że poznałem go dopiero teraz. Głosem Bradleya Coopera – świetnym, nie do poznania – rozbrajał mnie do łez. Jest lepszy od Kapitanów Ameryka, Hulków, czy Thorów. Nawet pokusiłbym się o postawienie go obok Roberta Downey Jr. w zbroi, i przyznam, że nie mogę się doczekac ich dyskusji podczas Avengersów – bo i do takiej dojść musi, patrząc na te charaktery. Słyszałem, że szop rozbraja, ale nie sądziłęm, że aż tak. Kumplem szopa jest wielkie drzewo – Groot - też dodające swoje ... dwa słowa, do całej zabawnej gromadki. Fajnie wykorzystali ten motyw. Ostatnia dwójka stoi już na swoich historiach z przeszłości. Oboje trochę napędzają tą fabułę. Jedna faktycznie, drugi tylko w teorii. Gamora ma ciekawą przeszłość, co też szybko dają nam do zrozumienia kryminalisci z więzienia, do którego nasi bohaterowie trafiają. Z Batistą jest odrobinę gorzej, bo niby wątek zemsty wisi w powietrzu, ale aktor za cienki, żebyśmy się tym przejmowali. Dave może nie poradził sobie tak źle, jak podczas ostatniego powrotu do ringu, ale odstawał od reszty dość wyraźnie. Ciężko było kupić jego teksty – często miałem wrażenie, że tekst był ok, tylko on to spartolił.

Sceny batalistyczne traktowałem jako zło konieczne. To chyba w tych momentach dawała się we znaki nieznajomość komiksowego oryginału. Walka z Ronanem bez polotu. Ciężko się przejomować jakimś zakapturzonym arcyłotrem, kiedy gołym okiem widać, że jest większe zagrożenie nad nim – Thanos (ale to już dla Avengersów).

Jeśli chodzi o scenę po napisach końcowych, to raczej nie zapowiada ona kolejnego filmu w żaden sposób. Ciężko w ogóle określić, o co chodziło twórcą. Czy tylko chcieli zrobić sobie jaja? Docenić lubianą przez siebie postać? A może faktycznie do remake’u dojdzie, ale niekoniecznie będzie on związany z Marvelowskim Uniwersum. Trzyma się to kupy, że jest on w tym miejscu, w którym jest – co wyjaśnili w filmie.

Dla wszystkich, którym „Strażnicy” już sie spodobali, albo dopiero spodobają, możecie śmiało wracać do 2005 roku i mało znanego, lecz bardzo dobrze ocenianego filmu „Serenity”. Efekty już nie te – pieniądze – obsada nie ta – pieniądze – ale klimat, jak najbardziej zbliżony. Tam zostawiłem 7/10, tu też – 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/151/#findComment-358772
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Ray Breslin (Sylvester Stallone) jest wybitnym specjalistą w dziedzinie zabezpieczeń. Poświęcił życie projektowaniu zakładów karnych, by stworzyć taki, z którego nie da się zbiec. Nie spodziewał się, że pewnego dnia los wystawi go na niezwykłą próbę. Ray zostaje niesprawiedliwie oskarżony i osadzony w więzieniu, które sam zaprojektował. Zrobi wszystko, by uciec i znaleźć tego, który wpakował go za kratki. By zrealizować swój plan, będzie jednak potrzebował wspólnika. Wybór pada na współtowarzysza niedoli, Emila (Arnold Schwarzenegger).

Sylvester Stallone i Arnold Schwarzenegger w jednym filmie, w dodatku mający cały czas ze sobą do czynienia- to musi być gwarancja dużej liczby trupów i mocnych scen akcji w ich wykonaniu. Oczywiście obaj mają już swoje lata, ale według mnie nadal dobrze spisują się w swojej roli, choć czasem aż za bardzo stają się niezniszczalni.

Film mimo tego że można było się spodziewać jakie będzie zakończenie oglądało się całkiem przyjemnie, bo był dość emocjonujący i Sly z Arnoldem mimo wieku zagrali całkiem dobrze.

Lubię oglądać programy typu „najcięższe więzienia w stanach”, a ten film takie realia pokazywał z perspektywy więźnia, który miał wykonywać swoją pracę, czyli sprawdzić czy da się obejść zabezpieczenia tam stosowane, a okazało się że musiał walczyć o przetrwanie w miejscu przeznaczonym dla ludzi, dla których nie ma miejsca w społeczeństwie. Sama lokalizacja więzienia jest ciekawym pomysłem i mogła zdziwić nie tylko mnie jako widza, ale przede wszystkim więźnia, który myślał że wydostał się na zewnątrz i jest już o krok od wolności.

W ogóle to co się działo w więzieniu i jak było ono zorganizowane zostało ciekawie wymyślone. Szczególnie izolatki zostały skonstruowane tak, że więźnia można porządnie wymęczyć. No ale dziwne było trochę to, że Ray i Emil co jakiś czas wszczynali bójki w celu trafienia do izolatki, a ochrona nie bardzo interesowała się tym, że wciąż te osoby najpierw ze sobą rozmawiają, a później nagle się tłuką.

Mi się ten film podobał. Pomimo że trwał prawie dwie godziny to czas minął mi przy nim dość szybko i przyjemnie. Wiadomo że Sly i Arnie leszczy grać nie będą, więc standardowo wcieli się w rolę Spełnili moje oczekiwania jeśli chodzi o akcję i ilość trupów. Spodziewałem się że wyjdą z tego wszystkiego z tarczą, bo w końcu co to za film z tymi dwoma panami, jeśli na koniec nie byłoby ich dwóch na jednym ekranie zaraz po pokonaniu wszystkich przeciwności. Ocena: 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/151/#findComment-358779
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Love Punch / Riwiera dla dwojga

Kate (Emma Thompson) i Richard (Pierce Brosnan), choć rozwiedzeni, pozostają ze sobą w przyjaznych stosunkach. Na powrót jednoczy ich bankructwo funduszu emerytalnego, któremu przed laty powierzyli swoje oszczędności. Gdy okazuje się, że jego właściciel zafundował swojej narzeczonej warty 10 milionów dolarów diament, dawni małżonkowie postanawiają dostać się do jego luksusowej rezydencji na Lazurowym Wybrzeżu i ukraść drogocenny klejnot. Każde z nich myśli jednak o tym, jak przechytrzyć dawnego partnera. Do zakochania jeden... skok.

Diamenty są wieczne, miłość niekoniecznie. Pomysłom na filmy bliżej do diamentów. Niestety, nie pod względem wartości. „Love Punch” zostało uszyte z materiałów odpadowych. Stworzone na podstawie najbardziej powszechnego przepisu. Każdy składnik jest w tym samym miejscu, co zawsze. Ciężko o jakikolwiek element zaskoczenia, pomimo, że mamy do czynienia z czymś zahaczającym o „heist movie”.

Thompson dobra, Brosnan przyzwoity, tylko jest to tak przesiąknięte miłością i kiepskim żartami, że trzeba się naprawdę postarać, by to dostrzec – zasłużyli na lepszy film dla swojego duetu. Brutalnie nieśmieszne, jak skarpeta w paszczy. Fabularnie jest to tak zachęcające jak przeciętny telewizyjny sitcom – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/151/#findComment-358792
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  876
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  05.02.2012
  • Status:  Offline

Ostatnimi czasy zamarzyło mi się obejrzenie filmu, gdzie motywem przewodnim będzie porwanie jakiegoś pojazdu - z racji tego, że katastrofy lotnicze w obecnych czasach są dość popularnym zjawiskiem i nie trzeba się wcale uciekać do kina, by śledzić zaskakujące zjawiska związane właśnie z tym środkiem lokomocji, więc skupiłem się głównie na bardziej przyziemnym - dosłownie - temacie i wybrałem The Taking of Pelham 1 2 3, czy też w polskim tłumaczeniu - Metro strachu. Obraz w reżyserii Tony'ego Scotta skupił znanych aktorów w osobach Danzela Washingtona czy Johna Travolty. Obaj odegrali główne role, obaj pełnili klasyczną rolę "czarnego" charakteru i tego pozytywnego gościa, jednak rolę tę pełnili odwrotnie do swojej karnacji, jakby można było się tego spodziewać.

Ale do przodu, już sama "dynamika" pierwszych scen zaniepokoiła i dala wiele do myślenia nad tym, czy aby mój wybór był naprawdę słuszny - otóż postawny mężczyzna wchodzi na teren metra, czeka grzecznie na swój środek lokomocji, a kiedy ten nadjeżdża, wówczas zaczyna się jego misterny plan, jakim było zapanowanie nad metrem. Sam przebieg przechwycenia kontroli przez porywaczy (którzy dziwnym sposobem znaleźli się w środku wraz z naszym bohaterem) został naturalnie przedstawiony przeze mnie w bardzo dużym skrócie i pewnie nierzetelnie, ale ubranie tego w jakiekolwiek "dynamiczne" epitety byłyby totalnym zaprzeczeniem tego, co widziałem na ekranie, niemniej przesłanie było jedno - i ty możesz z powodzeniem porwać amerykańskie metro.

W końcu okazuje się, że nasz zły bohater to Ryder (nie mylić z Winoną Ryder, Zackiem Ryderem, a nawet Raidenem z Metal Gear; w tej roli John Travolta) lekko szalony człowiek, który w przypadku problemu w negocjacjach może nacisnąć spluwę i zabić któregoś zakładnika, jeśli nie dostanie tego, co chce. Człowiekiem, który rozmawia z Ryderem jest kontroler ruchu podziemnego, Zachary Garber (Denzel Washington), starszy, siwy pan, który dodatkowo został zdegradowany z wyższego stanowiska pod zarzutem podejrzenia przyjęcia korzyści majątkowej i mający na pieńku ze swoim przełożonym. Ot, pech chciał, że tego dnia, o tej godzinie znajdował się w pracy i odebrał ten nieszczęsny telefon, przez co znalazł się w samym środku akcji, w której w grę wchodziły miliony dolarów i życie kilkudziesięciu pasażerów (co cenniejsze, pozostawiam do osobistej interpretacji).

I tutaj dochodzimy do akapitu, w którym powinienem opisać wartkość akcji, ale ta nadal nie nadchodzi. Fabuła prezentuje się w ten sposób, że Ryder zaczyna odczuwać nić porozumienia z Garberem, przez co uważa go za jedynego człowieka, który jest godzien prowadzić z nim pertraktacje. W całość włączyli się naturalnie przedstawiciele miasta, ze służbami porządkowymi i burmistrzem na czele, ale nie ma wątpliwości, że to od sprawności Zachary'ego, jego umiejętności wydobywania informacji zależy sukces całej akcji, bo gdy tylko ktoś inny próbuje wziąć sprawy w swoje ręce, wówczas jest tylko gorzej.

Nie chcę tego oceniać jako film sensacyjny, bo ocena byłaby bardzo negatywna, a głównym argumentem byłby... brak jakiejkolwiek akcji. Osobiście odebrałem to jako film psychologiczny, bo Ryder wydaje się być naprawdę interesującą postacią - nie jest byle jakimś porywaczem, który nie wie nic (jak John Snow), ale ma naprawdę ciekawą osobowość, która jest zdecydowanie głównym tematem tego filmu - nie to nieszczęsne metro, nie ryzyko, że za chwilę zginie wiele osób, tylko sylwetka złego charakteru, który przez chwilę można naprawdę lubić, by następnie wykonał impulsywny ruch pod wpływem chwili, który niszczy naszą sympatię do niego. Oceniając ten film tylko w ten sposób można naprawdę fajnie spędzić czas, o ile ktoś interesuje się obserwowaniem i analizą zachowań człowieka - wówczas powinien znaleźć sporo materiału, który da mu frajdę. Tymczasem - niestety - w opisie tego filmu znalazłem "thriller/sensacyjny". Czy taki gatunek nie powinien nieść ze sobą jakichś emocji? Jak np. budzenie strachu, pewnego rodzaju napięcia? Tutaj niestety zabrakło mi czegokolwiek, co można by było nawet na siłę podpiąć pod ten właśnie gatunek filmowy, a to w tym wszystkim jest nie do wybaczenia.

 

Moja ocena - 3+/6

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/151/#findComment-358821
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  21.06.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

,,Inna kobieta” (2014)

Amerykańska komedia romantyczna w reżyserii Nicka Cassavatesa. Carly Whitten (Cameron Diaz) poznajemy, gdy w jej życiu pojawia się Mark (Nikolaj Coster – Waldau). Wszystko między tą dwójką pięknie się układa dopóki na jaw nie wychodzi fakt, że Mark ma żonę Kate (Leslie Mann). O dziwo żona i kochanka stopniowo zaprzyjaźniają się. Gdy okazuje się, że Mark ma jeszcze jedną kochankę (Kate Upton), kobiety, w tym także najnowsze ,,odkrycie” przyjaciółek, postanawiają zemścić się na mężczyźnie…

Dużo w ,,Innej kobiecie” sztampy i banału, stąd nie mogę przyznać, że jest to film dobry. Zwycięża przyjaźń, dobro triumfuje nad złem, wszyscy żyją długo i szczęśliwie; wiadomo w którym momencie przyjaciółki będą przeżywać trudne chwile, tak jak wiadomo, w której scenie się pogodzą i ostatecznie napsują krwi czarnemu charakterowi. Do tego dochodzi coraz modniejszy w komediach wątek drapieżnych, dominujących kobiet. Carly dobrze się powodzi, a Kate zacznie się dobrze powodzić, choć początkowo celem rozbawienia widza jest unikającą depilacji, zahukaną, marudną idiotką. Tutaj jednak należy pochwalić Leslie Mann, bowiem jej ciapowatość potrafi wywołać uśmiech na twarzy. Twórcy zadbali również o efekty wizualne zestawiając obok niej typową dla komedii romantycznych o porzuconych kobietach liderkę grupy (Diaz) oraz Kate Upton. Szkoda, że dla niej nie znalazło się nic poza pokazywaniem ciała, ale im więcej ciała Upton na ekranie, tym więcej radości we mnie i skutecznie potrafi ona wyprzeć poczucie, że aktorka posłużyła tylko i wyłącznie za obiekt pożądania…

Film można również pochwalić za zabawną relację żony i dwóch kochanek. Najlepiej jest, gdy więź rodzi się między Kate, a Carly. Amber jak wspominałem jest chyba tylko po to aby ,,podnieść jakość grupy”, co nawet padło w filmie…

Wszystko inne w ,,Innej kobiecie” niestety nie jest inne, a takie same jak zazwyczaj, tj. nijakie lub słabe. Motyw z Carly wiążącą się z bratem Kate Philem (Taylor Kinney) oraz Amber będącej nową dziewczyną ojca Carly Franka (Don Johnson) przypomina trochę życie uczuciowe uczestników ,,Mody na sukces”. ,,Inna kobieta” ma tę przewagę nad operą mydlaną, że nie trwa tak długo. Uff…

 

Ocena: 3/6

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/151/#findComment-358842
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Chef / Szef

Carl Casper (Favreau) jest szefem kuchni renomowanej restauracji w Los Angeles. Podchodzi do pracy z wielką pasją, a każda potrawa, którą wymyśla, to prawdziwe dzieło sztuki. Jednak kłótnia ze znienawidzonym krytykiem kulinarnym (Platt), w której znaczący udział ma niefortunny i niezwykle popularny wpis Carla na Twitterze oraz wynikły z tego konflikt z właścicielem restauracji (Hoffman), powodują, że Carl rzuca pracę. Postanawia zacząć wszystko od nowa, korzystając ze wsparcia przyjaciół – pięknej kelnerki Molly (Johansson), z którą romansuje, swojej byłej żony (Vergara) i jej obecnego partnera (Downey Jr.). Wkrótce jego nowy projekt staje się głośny w całej Ameryce, zaś Carl zyskuje sławę twitterowego celebryty.

Zebrali bardzo dobrą obsadę, z tym, że tylko na papierze. Downey Jr, to zaledwie jedna scena, Hoffman ze trzy, Johansson wydaje się być ważną częścią całości, by zaraz zniknąć bez śladu. Favreau i jego najbliżsi grają pierwsze – jedyne? – skrzypce. Mocno nakreślone są jego relacje z synem, jak i byłą żoną. Balansujemy między dość płytkimi gadkami o Twitterze z młodszym pokoleniem, i rozwijającym się w znanym wszystkim kierunku romansidłem z żoną Vergarą. Komedia z tego na dobrą sprawę żadna. Wszystko, co wypada jako tako śmiesznie, zobaczycie w zwiastunie.

Favreau zagrał, Favreau napisał, Favreau stanął za kamerą. Zwykle jest to przepis na gniota, ale to jedzenie na ziemie nie upadło. Składniki są na miejscu, wizualnie prezentuje się to dobrze, tylko już to jedliśmy w lepszym wydaniu, u lepszych kucharzy. Wiele nie wyniesiecie, ale pewnie zrobicie szybką wycieczkę do lodówki po napisach końcowych – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/151/#findComment-358883
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  21.06.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

,,Nauka spadania” (2014)

Brytyjska komedia w reżyserii Pascala Chaumeila. Sylwester. Na dach wieżowca z zamiarem popełnienia samobójstwa trafiają: nastoletnia córka polityka Jess (Imogen Poots), matka ciężko chorego Matty’ ego, Maureen (Toni Collette), muzyk JJ (Aaron Paul) i upadła gwiazda telewizji Martin Sharp (Pierce Brosnan). Kwartet samobójców postanawia wstrzymać się z desperackim krokiem do Walentynek. Przez sześć tygodni bohaterowie z przypadkowo poznanych ludzi zamieniają się w grupę przyjaciół…

Cztery postaci, cztery historie…Szkoda tylko, że tak niedopracowane. Ciężko było w 90 minut szczegółowo opowiedzieć historię czterech osób, które życiowe niepowodzenia zaprowadziły na jeden z londyńskich wieżowców w sylwestrową noc. Szkoda, że twórcy nawet nie starają się zaserwować treściwego, interesującego skrótu. Jess powiedziała, że chciała się zabić, bo straciła chłopaka (jej relacja z Chasem to raczej materiał na kiepski film dla młodzieży o nieszczęśliwie zakochanej nastolatce), choć o wiele ciekawiej od jej miłosnej historyjki prezentuje się rola córki polityka (Sam Neill) z traumą w postaci zaginięcia siostry. Martin sprawia wrażenie człowieka, który ze swojej samobójczej próby chce zrobić wydarzenie medialne umożliwiające mu powrót przed kamery. JJ najpierw twierdzi, że ma raka mózgu, a koniec końców czułem, jakby chciał się zabić, bo stereotypowy muzyk to wrażliwa dusza targana przeróżnymi niepokojami. Jedynie historia Maureen nie wyglądała na naiwną. Grająca ją Toni Collette także pokazała klasę grając samotną matkę odmawiającą sobie wszystkiego w imię opieki nad schorowanym synem. Imogen Poots nieźle sprawdza się jako złośliwa nastolatka bogatego ojca, dla której próby samobójcze to taka sama rozrywka jak balowanie. Szkoda, że nie potrafiła mnie rozbawić. Wybaczam z powodu ujmującego akcentu i urody. Odtwórcy ról męskich trochę się ze sobą miotali: Pierce Brosnan między zniewieściałą gwiazdą telewizji odczuwającą pustkę po skończeniu – nomen omen – pustego okresu w swoim życiu, tj. gwiazdy telewizji śniadaniowej. Aaron Paul natomiast nie jest ani chorym na raka, ani wrażliwym, dużym chłopcem, ani gwiazdą rocka, której marzy się przygodny seks na wakacjach…

Początkowo wydawało się, że film skupi się na ukazaniu dramatu bohaterów. Szkoda, że nie skoncentrowano się na tym czy też na zagłębieniu się chociażby w upadek Martina,. W zamian dano zbędny wątek czwórki samobójców jako gwiazd z pierwszych stron gazet. Niby miał on ukazać brutalność dzisiejszych mediów, choć taki JJ sławą raczej się cieszył, szczególnie, gdy w jego łóżku wylądowała dziennikarka Kathy (Tuppence Middleton). Te odbicie od ludzkiego dramatu mogło nawet ucieszyć, bo początkowo wszystko zmierzało ku temu, że zamiast czterech trupów zostaną dwie pary. Została jedna. Poots i Paul tak jak w ,,Need for Speed” żyli długo i szczęśliwie. Szkoda tylko, że budowanie relacji między nimi przebiegło tak jak wiele innych wątków w filmie – po macoszemu…

Była historia, była obsada…Nie było zdecydowania i dlatego nie było dobrego kina…

 

Ocena: 2.5/6

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/151/#findComment-358896
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 211
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

W tym roku obejrzałem dwa dobre filmy, po których coś pozostaje w głowie. Chce się o nich rozmawiać ze znajomymi. Jeden jest włoski, a drugi niemiecki. Chyba to już ten wiek, że zaczynam przedkładać filmy z dobrymi dialogami, nad te z szybką, dynamiczną akcją:

 

 

Odnośnik do Youtube

 

 

La Grande Bellezza/Wielkie Piękno

 

(2013)

 

 

Jep Gambardella obchodzi swoje 65'te urodziny. A imprezę zrobić potrafi. Rzym, dach apartamentu z widokiem na Koloseum. Jep - pisarz, który jedną książką zapewnił sobie dostatnie życie przemierza nocami Rzym spacerując pomiędzy zabytkami tego antycznego miasta. I wciąż czegoś szuka, ale przede wszystkim obnaża życie "wyższych sfer", a także poddaje pod wątpliwość jakość współczesnej sztuki. Pomimo życia, którego na pewno wielu widzów mu pozazdrości - świetnie ubrany, wyrywający kobiety w każdym wieku, jeśli tylko ma ochotę i mieszkający w luksusowym apartamencie singiel otoczony adoratorami, którzy spijają słowa mądrości z jego ust. A on sam tą mądrość poddaje pod wątpliwość. Sam, bez kokieterii stwierdza, że jego życie jest puste, że całe jego towarzystwo, które pozuje na panów tego świata, to w rzeczywistości uszkodzeni przez życie ludzie. Nie robi tego jednak użalając się nad sobą. Po prostu z rozbrajającą szczerością stwierdza fakt.

Ten film to przede wszystkim popis aktorski Toni'ego Servillo. Polecam wszystkim, którzy mają ochotę obejrzeć coś więcej, niż tylko amerykańską papkę rozrywkową.

 

 

 

Odnośnik do Youtube

 

 

Feuchtgebiete/Wilgotne Miejsca

 

(2013)

 

 

Film do lekkich nie należy i nie każdy będzie go w stanie obejrzeć, bo film jest po prostu skrajnie naturalistyczny, a dla niektórych będzie zwyczajnie obleśny. Jeśli ktoś ma problem z ludzkimi wydalinami we wszystkich możliwych postaciach, to lepiej niech sobie odpuści. Dla tych, którzy się mimo wszystko zdecydują obejrzeć ten film, odradzam oglądania go "do obiadu".

Sięgnąłem po ten film, bo wywołał sporo kontrowersji (tak film jak i książka, na podstawie której film nakręcono), a już tak mam, że lubię sam sprawdzić o co tyle szumu. O czym to?

Głowna bohaterka - Helen to taka anty-Amelia. Z resztą film utrzymany jest w podobnej konwencji. Jest pierwszoosobowa narracja, są sceny wyjęte wprost z wyobraźni głównej bohaterki. O ile Amelia była słodka i skryta, Helen jest prowokująca i ciekawa świata. Wciąż testuje ludzi wokół i sprawdza, ile są w stanie wytrzymać. Eksperymentuje też ze swoim życiem i seksualnością. Na początku wszystko wskazuje na to, że dostaniemy obraz wyzwolonego, współczesnego feminizmu. Helen testuje warzywa pod kątem przydatności w sprawianiu sobie przyjemności, uprawia przygodny seks, smakuje własny śluz, eksperymentuje z narkotykami i nie ma oporów przed pójściem do burdelu i skorzystaniem z prostytutki. Wszystko się jednak zmienia gdy trafia do szpitala po tym, jak .... zacięła się jednorazową maszynką w hemoroid podczas golenia okolic odbytu....

Tu zmienia się trochę klimat filmu. Reżyser powoli odkrywa przed widzem fakty z życia Helen, które spowodowały, że jest taka, jaka jest. A pod spodem jest znacznie więcej. Zadziorny uśmiech przykrywa traumy dzieciństwa.

Ten film bardzo dobrze pokazuje, jak działa ludzki umysł i jak radzi sobie z traumami, albo raczej, co robi, gdy sobie z nimi nie radzi i myślę, że to tu jest ukryty główny przekaz filmu.

Film polecam tylko widzom +18 i to tylko tym, którzy mają silne nerwy i niewiele jest ich w stanie zniesmaczyć. Ja obejrzałem go z żoną, ale jeśli nie jesteś pewien swojej drugiej połówki, to raczej odradzam "Wilgotne miejsca" jako wybór na romantyczny wieczór filmowy.

 

Podpisuje się obiema rekami.

"Wielkie Piękno" - Piękny od strony technicznej(zdjęcia,muzyka)ale dla widza bez pewnej wrażliwości-będzie filmem o niczym.Hipnotyzujący,refleksyjny obraz o samotności wśród ludzi i ironiczne spojrzenie na elity oszukujące samych siebie, że są kimś więcej. 7/10 ode mnie.

 

"Wilgotne Miejsca" recenzowałem w naszym dziale z dramatami. 7-/10. Taka trochę Amelia,tylko bardziej rozwiązła i perwersyjna. Ciekawy film,wymagający dystansu i empatii,by dostrzec sedno spod warstwy fekaliów. Nie dla każdego,bo większość pewnie obrzydzi i zniesmaczy. Mnie zdecydowanie podszedł :wink:

 

Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął

(2013)

 

Zdawać by się mogło, że pełne ekscytujących przygód życie Allan Karlssona dobiegnie końca w domu spokojnej starości. Nic bardziej mylnego, bo bohater, pomimo setki na karku, wciąż cieszy się doskonałym zdrowiem. Podczas, gdy personel przygotuje dla niego wielkie przyjęcie urodzinowe, Allan wyskakuje przez okno i ucieka z ośrodka, inicjując tym samym serię przezabawnych i zaskakujących zdarzeń. Walizka pełna pieniędzy, banda motocyklistów, słoń-cyrkowiec, angielski gangster-choleryk, najbardziej flegmatyczny policjant świata – dla przeciętniaka każdy z elementów osobliwej układanki stałby się przygodą życia. Ale nie dla Allana, który nie tylko był naocznym świadkiem, ale również odegrał kluczową rolę w najważniejszych wydarzeniach XX wieku. Podróżując po całym świecie i wykonując tajne misje, zawarł, między innymi, znajomość z generałem Franco, Stalinem, prezydentami USA Trumanem i Reaganem, Michaiłem Gorbaczowem oraz niezbyt lotnym bratem-bliźniakiem Alfreda Einsteina.

Nie pomyślałbym że Szwedzki film, w dodatku trwający około dwóch godzin, będzie potrafił mnie tak wciągnąć. Tymczasem historia Allana przedstawiona w tej produkcji jest ciekawa i śmiało mogę polecić ten film do obejrzenia.

Historia jest przedstawiona na dwóch płaszczyznach równocześnie. Na jednej pokazywane są wydarzenia teraźniejsze rozpoczynające się w dniu setnych urodzin Allana. No i to jest mieszanka całkiem ciekawych przygód, które go spotykają. A wbrew pozorom jest on dużo bardziej żwawy niż można by było powiedzieć w przypadku kogoś z setką na karku.

Drugi front wydarzeń to historia całego jego życia, która przywołuje najciekawsze przygody jakie mu się przytrafiły. Oczywiście przeżył tyle że na kilku ludzi by można to podzielić, ale z całego filmu można wywnioskować że główny bohater to niebywały szczęściarz. Ze wszystkich opresji bez większego wysiłku udaje mu się wyjść, a przy tym zamiast najczęściej zginąć to po raz kolejny się w coś wplątuje.

Przekrój osób, które spotkał w tym filmie Allan jest naprawdę bardo duży, lecz każda z nich dodała tej produkcji czegoś pozytywnego. Gang motocyklistów nadawał filmowi tempa ścigając Allana, a wiele jego perypetii z dawnych lat również potrafiło wywołać uśmiech na twarzy.

Ogólnie film zaskoczył mnie pozytywnie, bo z przygód stulatka zrobił się naprawdę ciekawy film, lekko śmieszny, ale stale się w nim coś dzieje i nie można się nudzić. Mi się film podobał i mam nadzieję na więcej takich pozycji. Ocena: 7/10

 

Fabuła jest mało porywająca, tak jak i aktorstwo. Najciekawsze, historie życiowe dziadka-mają się nijak do fabuły.Upchnęli je na siłę,by było w stylu Forresta Gumpa. Niestety - nie pykło. Ogólnie nuda, przaśny humor i momentami irytujący główny bohater. Bardzo przeciętny, zwłaszcza jak na kino skandynawskie. Naciągane 5/10 to dla mnie max.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/151/#findComment-358956
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • IIL
      Chodzi o dochód z sprzedaży biletów. 
    • Nialler
      A właśnie o co chodzi z tym "largest arena gate"? Nie chodzi chyba o frekwencję? 
    • StuPH
      To je to! Matko kochana, tej soboty cofam się o 16 lat. Czas pisać promo na e-fed, a później odpalać serwer na sampie! A dobra jeszcze korki z matmy xD
    • HeymanGuy
    • StuPH
      Uwaga – mój post może być jak promo The Rocka podczas tej gali.* WWE na Netflixie póki co wpływa mega pozytywnie na mnie jako widza wrestlingu. Choć po latach przerwy, do bycia w miarę bieżąco wróciłem jakoś w 2019 r. (NXT się na to nie załapało), mniej więcej okresie gdy Eric Bischoff miał być dyrektorem wykonawczym SmackDown, ale prędko zastąpił go Bruce Prichard, a Bret Hart prezentował pas AEW podczas pierwszej edycji Double or Nothing (tak strzelam, może to zupełnie dwie różne części tamtego roku), to poza największymi galami raczej oglądałem skróty. W ostatnim czasie obejrzałem w całości noworoczne SmackDown, Raw i przed chwilą skończyłem NXT. Dobra koniec zachwytów, bo zaraz się okaże, że ostatniego SD już nie obejrzę… Nie wspominając dzisiejszym Collision xD. Żeby było jasne – z osób występujących w tym odcinku przed seansem znałem tylko młodego Pillmana, Tricka Williamsa, The Rocka i kojarzyłem jego córkę, choć gdy ta zaczęła się rządzić na zapleczu miałem małe WTF. A całkiem duże kiedy ogarnąłem, że jest GM NXT. Powiem wam, że jeszcze jakiś czas temu, gdybym już zdecydował się odpalić taką galę, to pewnie obejrzałbym jej dwie ostatnie walki. Dopiero niejako za pośrednictwem Tośki Storm stopniowo przekonywałem się do kobiecego wrestlingu w poważniejszym wydaniu (w moim łbie niepojętym było, że era Divas jest już dawno za nami, co dzięki wyżej wymienionej stopniowo się zmieniało. Ale spokojnie - gal od pana Rossy Ogawy jeszcze nie oglądałem xD). Dobrze się na to patrzyło. Wiadomo, trochę problem w odbiorze, bo w tych trzech pierwszych walkach żadnej z pań nie ogarniałem i nie miałem pojęcia, kto jest kim. Nie to co w dwóch kolejnych, gdzie w każdej z nich znałem po jednym typie! Promo The Rocka – kurwa, jestem fanem tego gościa od moich początków z wrestlingiem (no dobra, takich trochę późniejszych początków, kiedy poza Raw na ESC już czytałem o wrestlingu i oglądałem walki z poprzednich lat) i za każdym razem szukałbym pozytywów w jego pojawieniu się na gali (a pamiętam czasy kiedy jarałem się, że w 2009 r. dał jakieś promo via satellite z okazji X-lecia SmackDown), ale to niestety było lipne totalnie. Na początku gali kminił z córką, co przekazać publiczności… i mam wrażenie, że nic nie wykminił. Standardowe teksty The Rocka i to w słodkim, face-owym wydaniu (boli mnie fhuj, że po kapitalnym Final Bossie przeszliśmy do takiej wersji Rocka – oby to była jakaś zasłona dymna, której dotychczas nie kumam). Jego wizyta w NXT to fajna sprawa dla publiczności na miejscu, mogli go zobaczyć, strzelić stories na insta, ale w TV (necie) wypadło to słabo. Szkoda.   *w sumie po chuj w takim wydaniu, ale jest.  
×
×
  • Dodaj nową pozycję...