Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  174
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  17.01.2013
  • Status:  Offline

Łowca jeleni (1978)

To jeden z tych filmów wojennych który nie pokazuje przemocy, scen batalistycznych, a opiera się na emocjach. Obraz przepełniony jest uczuciami, prawdziwą przyjaźnią. Początkowo bojaźliwą, beztroską by na koniec zamienić się w szczere oddanie i pamięć. Twórcy przedstawiają bohaterów z małego miasteczka, prostych pracowników huty, jakimi są przed i po trudach wojny w Wietnamie.

Trójka przyjaciół dostaje przydział do wojska. Impreza pożegnalna jest połączona z ślubem jednego z nich. Zabawa na weselu rozwija się w najlepsze, a na twarzach przyszłych wojskowych zaczyna rysować się strach. Uzmysławiają sobie, że to już, że za chwilę znajdą się na froncie, a ciężka praca zawodowa okaże się niczym w porównaniu z tym co ich czeka. W przed dzień wyjazdu wyruszają w góry na polowanie. Tam poznajemy (na weselu także) jakie są relacje między nimi, jakim darzą się szacunkiem i czym dla nich jest lojalność. Początek filmu to impreza weselna, polowanie i nagły przeskok do dusznego i gorącego Wietnamu, gdzie trójka głównych bohaterów dostaje się do niewoli. Reżyser zabiera widza tam tylko na kilkanaście minut, ale to wystarczy by wytłumaczyć i uzmysłowić nam jakie piętno może odcisnąć na człowieku nienawiść.

Łowca Jeleni został wybrany przez członków akademii najlepszym filmem 1978 roku. Drugoplanowa rola Christophera Walken także została doceniona statuetką. Doliczyć do tego można jeszcze oskara za reżyserię, muzykę i najlepszy montaż. Robert de Niro (w wyśmienitej formie) jak i Meryl Streep (zawsze doskonała i olśniewająca) byli nominowani. To wszystko składa się na wyjątkowy film, na solidne i niezapomniane doznania. Wyciskać łzy potrafią filmy familijne w ckliwych scenach z pieskami bądź dziećmi. The Deer Hunter potrafił trzymać za serce prawie trzy godziny, a w ostatniej scenie rozłożyć na łopatki. Gorąco polecam. 9/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/144/#findComment-352478
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  2 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  21.06.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

,,Umowa ślubna" (2014)

Amerykańska komedia romantyczna w reżyserii Matta Bermana. Elizabeth Carter (Haylie Duff) i Mitcha Bakera (Chris Soldevilla) poznajemy, gdy kończą studia w Bostonie. Oboje obiecują sobie, że jeśli przez dziesięć lat nie zwiążą się z nikim, spotkają się i wezmą ślub. Przez dziesięć lat Mitch nie znalazł drugiej połówki, więc postanowił wyruszyć w poszukiwaniu ukochanej...

W pierwszym zdaniu napisałem, że ,,Umowa ślubna" jest komedią romantyczną. Niestety, to film bardziej romantyczny niż komediowy. Z historii o tym, jak to ukochany przemierza kilka stanów, aby odnaleźć swoją największą miłość można było stworzyć naprawdę kilka śmiesznych scen. Było spotkanie z policją, ale skończyło się jedynie na wręczeniu mandatów. Była napalona kobieta z motelu (Angie Everhart), ale lada chwila z wariatki przeistoczyła się w poczciwą babeczkę. Było pokręcone bractwo, ale szkoda, że ich lider Rudy (Eric Scott Woods) zupełnie nie bawił. Najśmieszniej było chyba, gdy Mitch spotkał popijającego przed lotem pilota samolotu na Hawaje (Eddie Jemison), a i tak daleko mi było do zrywania boków ze śmiechu...

Główny bohater mógł odbyć długą, pełną przygód podróż. Kino drogi dawałoby tego typu możliwości. Niestety Baker pokonywał USA z prędkością bolidu Formuły 1 na prostej startowej. Zrezygnowano z uśmiechu, postawiono na ewentualne łzy wzruszenia wrażliwych kobiet, kiedy to Elizabeth w końcu przejrzała, że jej przyszły narzeczony to kawał dupka (Scott Michael Campbell). W tej materii też było źle. Źle, bo banalnie. Łzy rzeczywiście mogły popłynąć, ale z bolącej przewidywalności i ckliwości, a nie z zachwytu...

Pod względem gry aktorskiej również nie było szału. Chris Soldevilla miał być ciapowaty i był, tak jak słodziutka i zagubiona miała być Haylie Duff. Przewżyszał ich Campbell w roli synka bogatego tatusia, choć mam wrażenie, że gdyby dostał cukierkową rolę, mógłby wypaść gorzej. Na niego patrzyło się ciekawiej, wzbudzał jakieś (negatywne) emocje, bo przy swojej narzeczonej i rywalu, negatywne emocje wzbudzałby nawet święty Franciszek z Asyżu...

,,Umowa ślubna" miała potencjał na film przeciętny lub niezły, a okazała się filmem bardzo słabym. Wiele filmów tak skończyło, dlatego akurat o tym nie ma sensu pamiętać i do niego wracać...

 

Ocena: 1/6

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/144/#findComment-352479
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Quiet Ones / Uśpieni

Charyzmatyczny profesor uniwersytecki Coupland (Jared Harris), którego metody pracy wzbudzają wiele kontrowersji, zachęca swoich studentów do udziału w niebezpiecznym eksperymencie. Ich wspólne działanie ma doprowadzić do wywołania poltergeista, co według teorii Couplanda jest możliwe, gdy skumuluje się odpowiednią ilość negatywnej ludzkiej energii.

Jeśli zastanawiam się, co jest lepsze, „The Quiet Ones” czy „Devil’s Due”, to chyba nie muszę mówić w jakim tonie będzie pisany ten tekst. Niewiedziałem, że polski tytuł odnosi się do widzów, którzy kupili bilety... Próżno tu szukać pozytywnych aspektów. Od obsady, przez przewidywalną historię, aż po to, co w horrorze najważniejsze, jak klimat czy „straszaki”. Nienawidzę, kiedy te ostatnie wywodzą się tylko z gatunku tych wyskokowych. Jeszcze gorzej, kiedy te wyskokowe, są oparte tylko na dźwięku. Bo tu nie ma nic strasznego, jest za to ogrom głośnych nut próbujacych zaskoczyć widza. Przesadnie wrażliwi – nastolatki do 12 roku życia – powinni podskoczyć z miejsca. Wszyscy inni muszą przyglądać się akcji... której na dobrą sprawę nie ma. Cały film przebiega w jednym tempie. Nie ma tu żadnych emocjonalnych scen, ale to też za sprawą miałkiej obsady. Nikt tu nie przekazuje żadnych emocji, poza sztucznym zaciekawieniem, lub obawą przed nieuniknionym – nieuniknionym, bo twórcy nie pozostawiaja wątpliwości, jak to się zakończy, a My wręcz życzymy sobie, żeby doszło do tego jak najszybciej.

„Uśpieni” to ten horror, który trafił do kin, choć nie powinien. To to „dzieło”, które z worka filmów klasy B, wskoczyło niezasłużenie na srebrne ekrany. Unikać jak... jak... „Paranormal Activity” (są zjawiska paranormalne, jest denna obsada, są marne straszaki, i niezastąpiona trzęsząca kamera :wink: ) – 1/10

Edytowane przez N!KO
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/144/#findComment-352488
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  21.06.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

,,Jack Ryan: Teoria Chaosu” (2014)

Amerykański film akcji w reżyserii Kennetha Branagha. Rosja planuje przepuścić atak na USA. Nie dojdzie do niego drogą militarną, lecz gospodarczą. Misji wykrycia planu Rosjan podejmuje się Jack Ryan (Chris Pine) – doceniony za bohaterską postawę podczas wojny w Afganistanie…

Amerykańska opinia publiczna pewnie będzie z tego filmu bardzo zadowolona. Amerykanie po raz kolejny ratują świąt i to detronizując największego wroga – Rosję. Sam film to kolejny przykład kina akcji, gdzie coraz więcej uwagi zwraca się na akcje przy komputerze, a nie bijatyki, pościgi i eksplozje. Jedyne, co eksploduje w czasie filmu to policyjny samochód. Mało, nieprawdaż? Mało wiarygodny jest również Chris Pine w roli tytułowego bohatera. Gość wygląda jak bohater komedii romantycznej, podobnie jak jego ekranowa partnerka Cathy (Keira Knightley – to skandal nie dbać o zęby przy tak interesującej reszcie). Jego mentor Harper (Kevin Costner) idealnie podsumował Ryana pod koniec filmu, określając jego wyraz twarzy jako ,,mina zadowolonego skauta”. Patrząc na głównego bohatera ma się wrażenie, że jest on w stanie co najwyżej ocalić psa, a nie cały świat. Wracając do Costnera – czułem jak przez cały czas trwania filmu próbuje być jego bratnią duszą nie tylko w dziedzinie agentury, ale także aktorstwa. Lepiej od Pine’ a spisał się również reżyser filmu w roli czarnego charakteru Viktora Cherevina. Jego rodzinna próba zdetronizowana Stanów Zjednoczonych ciekawiła o wiele bardziej niż droga Ryana do odzyskania sprawności. Niestety, zabrakło dopieszczenia, rozbudowania, ale ta przywara jest niestety powtarzalna w ,,Teorii chaosu”. Zabrakło rozwinięcia historii z wypadkiem w Afganistanie, który zastąpiono pościgiem za głównym konkurentem i ukochaną – a jakże – niedociągniętym…

Dałbym tej produkcji ocenę dobrą, gdyby nie wyżej wymienione niedociągnięcia. Tak musi się zadowolić ,,czwórką”…niedociągniętą…

 

Ocena: 3.5/6

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/144/#findComment-352491
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 211
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

PH93 napisał/a:

Ktoś oglądał (N!KO?) Enemy z Gyllenhall'em? Ja osobiście jestem pod mega wrażeniem tego filmu i praktycznie nie mogę przestać rozmyślać o jego interpretacji? - ktoś ma swoją i ktoś może się podzielić jak widział tą historię a głównie zakończenie?

 

 

Kliknij tutaj aby zobaczyć wiadomość (Uwaga! może zawierać spoilery)

 

Odnośnie interpretacji N!KO, to w większości się z nią zgadzam (bo ogólna interpretacja jest tylko jedna). Od siebie mogę dodać tylko tyle (w kwestii szczegółów):

 

 

- początkowa scena gdzie laska w klubie go-go ma możliwość (i ewidentnie zamierza to zrobić) zdeptania pająka, to oznaka tego, że główny bohater dość poważnie zastanawia się nad porzuceniem swojej ciężarnej kobiety oraz obecnego, nudnego życia i powrotu do życia jakim kiedyś lubił żyć (próby zaistnienia w aktorskim światku, imprezy, dupeczki, przygodny seks itp.). Niewielki rozmiar pająka i łatwość z jaką „tancerka” może go za chwilę zdeptać świadczy o tym, że bohater coraz bardziej przychyla się do myśli o porzuceniu życia jakie obecnie toczy (symbolizowanego przez postać „profesorka”) i powrotu do wcześniejszego stylu życia (symbolizowanego przez postać „aktora”).

 

- ogromny pająk nad miastem to faktycznie symbol matki i problemów bohatera jakie z nią ma. Kobieta nie akceptuje życia jakie bohater chciałby wieść, otwarcie neguje jego zapędy aktorskie i zapewnie ciśnie go w stronę małżeństwa i bycia odpowiedzialnym ojcem, czego ten cholernie się boi. Dlaczego pająk jest tak ogromny?(o wiele bardziej niż pająki symbolizujące jego ciężarną kobietę) Bo to matka – i nie ma bata by w jakikolwiek sposób pozbył się jej ze swojego życia (czyt. zawsze będzie mu smrodzić oraz negować to jak chciałby żyć i gość nic z tym nie może zrobić), w przeciwieństwie do „narzeczonej”, którą może w każdej chwili pogonić.

 

- Główny bohater nie jest żonaty. Pewnie dlatego też jedno alter-ego gania z obrączką (aktor) a drugie (profesorek) nie. Obstawiam, że facet strugnął dzieciara swojej dziewczynie i ta teraz ciśnie go na małżeństwo, co sprawia że koleś robi pod siebie ze strachu (jego życie zmieni się o 180 stopni). Ładnie pokazuje to scena kiedy „aktor” z „profesorkiem” zamieniają się rolami, czyli główny bohater godzi się w swojej świadomości z myślą o porzuceniu życia jakie mu się zawsze podobało (śmierć postaci „aktora” w wypadku) i wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny (zapewne ślub, rodzicielstwo, wspólny dom itp.). Później oczywiście nieźle jest pokazane, że jednak jego prawdziwa natura szybciutko dochodzi do głosu i facet jednak postanawia nie rezygnować z wszystkiego co kiedyś (zapewne zanim zapylił swoją kobietę) sprawiało mu przyjemność. Symbolizuje to odnalezienie nowego klucza do tajnego klubu go-go (symbol tego wszystkiego, co by utracił pakując się w pieluchy i małżeństwo) i tekst do „ciężarówki”, że wieczorem musi wyjść (a więc jednak definitywnie postanowił wrócić do dawnego życia).

 

- Ogromny pająk (wg mnie – w pozycji gotowej do ataku) na końcu filmu, to symbol tego, że bohater doskonale zdaje sobie sprawę, że jego decyzja powrotu do dawnego, hulaszczego życia i ucieczka od odpowiedzialności, spowoduje kurewsko wielkie problemy z jego panią, która za cholerę tego nie zaakceptuje i mu nie odpuści (facet wie, że będzie musiał stawić czoła rozwścieczonej babce, która pewnie da mu prosty wybór „albo ja, albo imprezki, dupeczki i alimenty, kolego”). Jednak jego mina świadczy o tym, że podjął już decyzję i z pewnością się ona nie spodoba „ciężarówce”.

 

- Wydaje mi się, że nie chodzi o to, że główny bohater miał w przeszłości romans, który mu wybaczyła obecna partnerka i obawia się, że facet wróci do tamtej (a przynajmniej nie jest to głównym motywem w filmie). Wydaje mi się, że chodzi ogólnie o jego tryb życia, kiedy jeszcze nie był z nią (lub dopiero zaczynali być razem), czyli imprezy, laski, przygodne bzykanko, aktorska bohema i luzacki styl życia, bez żadnej odpowiedzialności. Facet zmienił wszystko o 180 stopni, zapewne po tym jak baba zaciążyła (i wymusiła na nim aby „wydoroślał” – co symbolizuje postać „profesorka”), ale nie sprawiło to, że stał się szczęśliwszy i jego podświadomość (prawdziwa natura) dopomina się o własne prawa, dlatego gość rozkminia w głowie różne scenariusze, a pająki to symbole kobiet, które chcą go (jego marzenia o aktorstwie, czy jego styl życia, który zawsze mu odpowiadał i sprawiał, że był szczęśliwy) ujebać i uwięzić w „pajęczynie”, czyli życiu jakiego nigdy nie chciał prowadzić, którego się boi i z którego już później nie będzie – w jego mniemaniu – odwrotu.

 

- Reasumując: wg mnie ten film nie jest o romansie, o którym przez całym film gość chce zapomnieć. To film o facecie, który do tej pory wiódł szczęśliwy żywot kawalera, pełny imprez, lasek, i realizacji marzeń o aktorstwie. W pewnym momencie związał się z kobietą, z którą wtopił i która wymogła na nim zmianę życia o 180 stopni (musiał porzucić wszystko co sprawiało mu przyjemność i wziąć na siebie odpowiedzialność). Zapewne też laska (skoro już będą mieli dzieciara) ciśnie go na małżeństwo, czego (ślub + rodzicielstwo) obawia się 99% mężczyzn. Facet głęboko zastanawia się czego tak naprawdę chce i dojrzewa do podjęcia ważnej decyzji, która odbije się na całym jego życiu. To film o odpowiedzialności i stawianiu czoła wydarzeniom, które zmieniają nasze życie na zawsze. Są tacy, którzy zaciskają zęby i biorą to na klatę, a są tacy, którzy – bez względu na to jak bardzo skrzywdzą partnerkę i nienarodzone dziecko – rzucają wszystko i idą dalej swoją drogę. „Enemy” to film właśnie o takim facecie, który miota się pomiędzy opcją „a” i „b”, a jego wrodzona przyzwoitość i jakaś tam jednak odpowiedzialność (symbolizowane przez postać „profesorka”) walczy z prawdziwą naturą i ciągotami do życia jakie zawsze prowadził i chciał prowadzić (symbolizuje to postać „aktora”). Strach przed takimi poważnymi zmianami w życiu sprawia, że w głowie faceta dzieje się prawdziwy mętlik, który my właśnie oglądamy na ekranie.

 

 

Co do samego „Enemy”, to dla mnie jest to film w ”lynch’owych klimatach”, ale bez klimatu Lyncha. Niby ciekawy pomysł, życiowa problematyka, konieczność „poskładania sobie” fabuły i niezłe aktorstwo, ale surrealistycznego klimatu jest tu jak na lekarstwo (sama dwoistość głównego bohatera oraz symboliczne pająki – nie wystarczą), a sam film momentami się ciągnie i potrafi przynudzić. Jak dla mnie – film ogólnie całkiem niezły (6/10), ale potencjał był tu zdecydowanie większy i porównywanie tego z chociażby „Zagubioną Autostradą” czy „Mulholland Drive” to kiepski żart. Zabrakło tej prawdziwie gęstej, surrealistycznej atmosfery za którą ludzie kochają filmy Lyncha. Obejrzeć? – Zdecydowanie warto! Czy jednak będę kiedyś do niego wracał? – Mało prawdopodobne (z quasi-Lynchowych klimatów zdecydowanie ciekawsze są chociażby „Stay”, czy „Drabina Jakubowa”)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/144/#findComment-352580
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Tapped Out

Desperate Times call for Desperate Measures. Sięgnąłem po film, który w zarysie fabuły miał praktycznie klarowny finał. Jest chłopak, który traci rodziców w młodym wieku, a po buntowniczym okresie, kiedy jest już wychowywany przez dziadka, znajduje mordercę w podziemnych walkach w klatce. Wraca do treningów karate, które odbywał za młodu, i w magiczny sposób zaczyna uwalać większych od siebie. Cięzko to nazwać filmem o MMA, choć jest klatka i cała obsada w tym wyspecjalizowana. Antagoniste gra Krzysztof Soszyński - bo kto inny? :wink: - i chyba jest najprzyjemniejszym akcentem całości. Nie chcę powiedzieć, że Polish Experiment ma przyszłość w Hollywood, ale przy takich rólkach nie musi się starać. Przychodzi mu to naturalnie, a wizerunkiem nadrabia. Na okładce - czym nie ukrywam trochę się sugerowałem - widnieją również na pierwszym planie dwaj Brazylijczycy, Anderson Silva i Lyoto Machida, ale ku mojemu późniejszemu zdziwieniu, odbębniają oni tu tylko rolę trenerów przez... ... niecałe 10min. W zasadzie, gdyby ich wyciąc z filmu - bo odpowiedzialni za sukces chłopaka nie są - to nikt by nie zauważył różnicy. To jest nudne. Nawet jak na inne produkcje tego typu, które mój wewnętrzny nastolatek jest w stanie zaakceptować. Tonie w banałach, walki nie są ciekawe, ani dobrze nakręcone - 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/144/#findComment-352720
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

X-Men: Days of Future Past / X-Men: Przeszłość, która nadejdzie

Spektakularny film science fiction ukazujący dalsze losy legendarnych superbohaterów, kulisy konfliktu między nimi i walki o akceptację. X-Meni łączą swe siły, by zawalczyć o przetrwanie gatunków w dwóch epokach. Znani z poprzednich części bohaterowie łączą siły z młodszymi wersjami samych siebie, znanymi z filmu "X-Men: Pierwsza klasa" i przenoszą się w przeszłość, by ocalić swoją i naszą przyszłość. Wysyłają Wolverine’a (Hugh Jackman), który jako jedyny jest w stanie przetrwać tak daleką podróż, i teraz to on będzie musiał wykazać się cierpliwością do Profesora Xaviera (James McAvoy), który jest w największym życiowym dołku.

Fabularnie mocny nacisk kładą na Mystique (Jennifer Lawrence), której DNA ma pomóc Bolivarowi Trask (Peter Dinklage) w stworzeniu Sentinelów, które zdemolują świat przyszłości. Wszystko przez wpadkę zmieniającej kształty mutantki, która zabijając wcześniej wspomnianego, uruchomiła rządową machinę zezwalająca na start projektu tych robotów. Świat jest w opłakanym stanie, a mutanci bezsilni. Teraz Wolverine musi skrzyknąć skłóconego Profesora i Magneto (Michael Fassbender) w przeszłości, żeby powstrzymać ich wspólną niebieską miłość. O ile zmiana przyszłości w ogóle wchodzi w grę. Bardzo często wydaje się to niewykonalne. Ale dość o przeszkodach, jakie się pojawią. Wiele wątków – jak chociażby nogi Profesorka – akceptuje. Zostały przedstawione i wytłumaczone w należyty sposób, a ich powiązanie we wmiarę akceptowalną całość, nie przyprawi nikogo o ból głowy. Mówie o związkach z poprzednimi odsłonami X-Menów, które... mimo wszystko najlepiej olać – za dużo niescisłości, za dużo palców w tym bylo maczanych. „Pierwsza klasa” i „Przeszłość, która nadejdzie”. Nic więcej się nie liczy, na czele z ostatnim „Wolverinem”. Miejcie tego świadomość.

Nowa przygoda, nowe postacie, nowa obsada. Pamiętacie Rebecce Romijn? Nie jest to aktorka z najwyższej półki, ale jej Mystique wspominał będę lepiej od Lawrence’owej. Jennifer od dłuższego czasu mnie irytuje, gdziekolwiek się nie pojawi. Ja widzę ten sam zestaw min. Czy to „Igrzyska”, czy „X-Meni”, czy jakiś horrorek. Dziewczyna po mnie zwyczajnie spływa, i nie inaczej było tutaj. Mimo, że Mystique była tu zagubiona, i nie wiedziała kogo słuchać, tak ja tej głębi na jej twarzy nie widziałem. Niby ważna postać dla historii, ale ciężko mi będzie ją zapamiętać – Lawrence znowu na mojej czarnej liście.

Na pewno wielu nowych fanów zyska Evan Peters, jako Quicksilver. To jego scena rządzi w tym filmie, i pozostaje żal, że: a) gość szybko oddalił się w cień ; b) mam wrażenie, że wycisnęli tu z niego najlepsze co może być, i tej sceny już nigdy nie doścignie – :wink: Obym się mylił, bo choć góruje tam prostota, to nie sposób się nie uśmiechnąć. Czekamy na Avengersów, bo to tam jego wątek ma być rozwijany – o ile mnie pamięć nie myli.

Najbardziej cieszą drobnostki. Takie małe akcenty, zgrabnie wcisniętę w główny tor fabuły. Często komediowe, czasami wymagające sporej znajomości komiksów – jak chociażby scena w windzie i rozmowa „szybkiego” z Magneto. Tutaj zasługi trzeba przypisać powracającemu za kamerę Bryanowi Singerowi, który jako jedyny był gotów wziąc na swoje barki sprzątanie po swoich następcach/poprzednikach – on odpowiadał za część pierwszą i drugą.

Akcja pewnie wielu usatysfakcjonuje, choć scen walki nie ma zbyt wiele, a poczatek prezentuje dość wolne tempo. Mnie to wszystko nie ruszyło. Poziom typowy dla blockbusterów, choć bitwa z Sentinelami w przyszłości daję radę. Tak jak cały film - daję radę. Nie nazwałbym tego tworem genialnym, ani też najlepszym X-Menem, ale ciężko mu odmówić wielu pozytywnych aspektów. McAvoy i Fassbender, wciaż nie dają oderwać od siebie uwagi, więc poziom „Pierwszej klasy” został zachowany – szczególnie u McAvoya. Jackman to klasa sama w sobie, i jakimkolwiek gniotem by nie był film o „Rosomaku”, to i tak będzie znośny mając w sobie Hugh – stworzony do tej roli – 6/10

A... i po napisach końcowych warto zostać. Niby prosta scena bez dialogu, ale bardzo wymowna i nakręcająca na przyszłą odsłonę.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/144/#findComment-352830
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Angriest Man in Brooklyn

Zgorzkniały mieszkaniec Nowego Jorku, Henry Altmann (Robin Williams), dowiaduje się, że zostało mu 90 minut życia. Postanawia naprawić krzywdy, jakie wyrządził najbliższym. Nie wie jednak, że diagnoza nie do końca jest prawdziwa.

Dramedia przewidywalnie sentymentalna u podstaw, z chybionymi gagami. Robin Williams jest energetyczny, jest wszędzie, ale najwyraźniej gdzieś zezwolono mu zgubić swój komediowy timing. Widzę tam starego dobrego komika, który najwyraźniej stał się ofiarą kiepskiego scenariusza. Towarzyszą mu fajne nazwiska – Mila Kunis i Peter Dinklage – ale cierpią na tą samą dolegliwość. Choćby dali tu Oscarowe przedstawienie, to nie zmieniliby tego w wartościowy film. A już na pewno nie w innowacyjny. Kiepska narracja aktorów jeszcze to dobija. Chyba nie do końca byli pewni, czym ten „Angriest Man in Brooklyn” ma być. Brakuje w tym celu, brakuje emocjonalnej inwestycji widza – a flashbacki są tanim sposobem na jej wywołanie. Trochę popatrzyłem na Kunis, trochę posłuchałem cisnącego ze wszystkimi Williamsa – tyle! Postawienie za kamerą gościa, który ostatni film nagrał 12-lat temu (Phil Alden Robinson), daje się we znaki. Telewizyjny zlepek scen – 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/144/#findComment-352943
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  21.06.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

,,Ten przeklęty moment" (2014)

Amerykańska komedia romantyczna w reżyserii Toma Gormicana. Trójka przyjaciół: Jason (Zac Efron), Daniel (Miles Teller) i Mikey (Michael B. Jordan) postanawiają raz na zawsze singlami. Niestety w zrealizowaniu planów przeszkadzają im kobiety stojące na ich drodze. Jason spotyka się z Ellie (Imogen Poots), Daniel z Chelsea (Mackenzie Davis), zaś Mikey chce odbudować relacje z żoną (Jessica Lucas)...

,,Ten przeklęty moment" to dość zabawny i pouczający film o...wrażliwych mężczyznach. Trójka bohaterów oczywiście zalicza panienki, pije dużo alkoholu i rozmawia o błahostkach , jednak tak naprawdę jest to maska. Każdy z nich pragnie bliskości ukochanej osoby, jednak ma w sobie na tyle niedojrzałości, by zrozumieć powagę sytuacji dopiero, gdy są bliski utraty swoich kobiet. Wobec miłości pozowanie i przyjacielskie przysięgi są bezsilne.

Film przyciąga przede wszystkim dlatego, że jego bohaterowie są wyraziści. Zac Efron kojarzony był do niedawna z rolami słodkich romantyków, którym w filmie i tak się okazuje, jednak przedtem pokazuje się z innej, komediowej, a przede wszystkim dobrej strony. Świetnie partneruje mu Imogen Poots, która tak jak Mackenzie Davis nie dała się wrzucić do szuflady, gdzie przebywa setki filmowych, zakochanych kobiet. Mistrzem w materii rozrywki pozostaje jednak Miles Teller, który robi to, czego wielu aktorów niestety nie potrafi - błaznuje z klasą...

Wielu facetom ten film może się nie spodobać, bowiem ,,Ten przeklęty moment" to prztyczek w nos dla wielu przedstawicieli naszej płci. Chyba jednak nawet urażony samiec doceni dobry poziom tej produkcji...

 

Ocena: 4/6

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/144/#findComment-352948
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Blended / Rodzinne rewolucje

Po katastrofalnej randce w ciemno, samotni rodzice, Lauren (Drew Barrymore) i Jim (Adam Sandler) zgadzają się tylko co do jednego – nie chcą się już nigdy więcej widzieć. Kiedy jednak każde z nich postanawia wyjechać na niezapomniane wakacje z dziećmi, okazuje się, że przez tydzień będą skazani na swoje towarzystwo w luksusowym afrykańskim kurorcie.

Wiemy do czego to prowadzi. Wiemy, jak to wszystko się zwinie, jakie zabiegi komediowe i emocjonalne będą stosować. Wiemy nawet, który dzieciak z którym się skumpluje – bo Jim ma trzy córki, a Lauren dwóch synów – a którzy będą bodźcem do pojednania samotnych rodziców. I mimo tej oklepanej, familijno-komromowej otoczki, nie uważam tego czasu za stracony. Jeśli oddzielić „zło konieczne”, to można czerpać radość z warstwy tekstowej/humorystycznej. Sandler gra ironicznego gościa, który szybko zaskarbił sobie moją sympatię. Takiego Adama mogę oglądać - dopóki nie pajacuje w typowy dla siebie sposób. Barrymore stara się nie pozostawać dłużna, ale brakuje jej takiego komediowego zmyslu. O wiele lepiej na tym polu wypada jej wredna przyjaciółka Jen (Wendi McLendon-Covey), choć to kolejna postać wyciągnięta z komromowego elementarza.

Nie jest bynajmniej tak, że Sandler ma zabawiać, a Drew być typowym, kochającym rodzicem. Tutaj oboje dodają coś od siebie, a i nie wiem, czy kolejny raz Adam nie stoi wyżej. To naturalnie może się wiązać z tym, że samotny ojciec jest rzadszym widokiem, i od razu interesuje nas bardziej. Nie radzi sobie z córkami, ale nie stara się wychodzić z każdej sytuacji żartem. Próbuje przekazać odpowiednie emocje, i robi to na tyle, na ile pozwala scenariusz. Jego córki potrzebują matki, a synowie Lauren ojca.

Trochę guilty pleasure. Świadomy niedoskonałości, spędziłem przyjemnie czas. Film jakich wiele. Największą wadą jest czas trwania, bo 2h, to stanowczo za dużo jak na tę treść - 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/144/#findComment-352970
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 623
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.05.2009
  • Status:  Offline

Wczoraj obejrzałem sobie 3 filmy, więc tak krótko o nich coś napiszę.

 

Królowie nocy - Historia pewnego managera klubu, który próbuje ocalić swojego brata i ojca przed mafią z Rosji. Spodziewałem się znacznie lepszego filmu, w którym będzie dużo akcji itp, a tego nie dostałem. Troche oklepany motyw z tym, że ten zły chce uratować swoich bliskich przez co przyłącza się do tych dobrych i razem przeciwstawiają się złu. Brakowało mi tutaj czegoś co można by zapamiętać na dłużej, dlatego dałem 6/10.

 

R-Point - Fajny horror wojenny, w którym dużo się działo. Akcja dzieje się w 1972 roku podczas wojny w Wietnamie. Specjalny oddział musi wrócić po zaginionych żołnierzy ( zostali uznani za zmarłych, gdyż ich dowódca tak twierdził, a ponoć tylko on przetrwał ), którzy po 6 miesiącach odzywają się przez radiostację. Spodobało mi się połączenie filmu wojennego z horrorem, bo w tym filmie zostało to tak pokazane jakby żołnierze, którzy tam byli doświadczyli okropnych rzeczy na tej wojnie i po prostu ich psychika nie wytrzymała. Kilka zwrotów akcji, które trzymają w niepewności do końca filmu plus dobrze rozegrane zakończenie sprawiło, że dałem temu filmowi 7/10.

 

Wrogowie publiczni - Ten film czekał na mnie od kilku tygodni, bo chciałem wpierw przeczytać książkę, a dopiero później go zobaczyć. Dobrze, że w filmie skupiono się tylko na wrogu publicznym numer 1, a nie na wszystkich, którzy byli w książce ( Bonnie i Clyde, Machine Gun Kelly, Barker i Karpis choć ten ostatni był obecny w filmie, ale bardzo krótko ). Dzięki temu można było lepiej przyjrzeć się życiu Johna Dillingera oraz jego kompanom. Lubie takie filmy gangsterskie, które dzieją się w latach 30 ze względu na ich ubiór i samochody. Dillinger został tu pokazany jako prawdziwy mężczyzna z zasadami, który nawet, gdy obrabował bank nie zabijał zwykłych ludzi, ani nawet nie brał ich pieniędzy. Dostaliśmy również wątek miłosny głównego bohatera z Billie Frechette. Strasznie podobały mi się sceny strzelanin, które wyglądały świetnie, a i dźwięk wystrzałów był bardzo realistyczny. Bardzo fajnie został również pokazany motyw, gdzie Dillinger uciekł z więzienia mając pistolet wyrzeźbiony z mydła co tylko pokazuje, że był mądrym i sprytnym facetem. Jak dla mnie film po prostu rewelacyjny ze względu na aktorstwo jak i fabułę. 9/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/144/#findComment-352977
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  21.06.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

,,Mindscape” (2013)

Hiszpańsko – amerykański thriller psychologiczny w reżyserii Jorge Dorado. John Washington (Mark Strong) potrafi pojawiać się w ludzkich wspomnieniach jako obserwator. Po uporaniu się z problemami spowodowanymi samobójstwem żony, otrzymuje zlecenie terapii z szesnastoletnią Anną Greene (Taissa Farmiga). Dziewczyna jest podejrzana m. in. o otrucie swoich koleżanek ze szkoły. Ponadto ojczym Robert (Richard Dillane) chce posłać nastolatkę do szpitala psychiatrycznego w celu przejęcia jej ogromnego majątku. John chce pomóc dziewczynie, choć nie zdaje sobie sprawy, że z czasem stanie się jej kolejną ofiarą…

,,Mindscape” miał spory potencjał na stworzenie historii. Dobrze się stało, że twórcy filmu nie poszli po najmniejszej linii oporu i nie przygotowali romantycznej opowieści o zagubionej nastolatce łamiącej serce statecznemu terapeucie po przejściach. Problem w tym, że film tak naprawdę nie wzbudza większego napięcia. Wędrówka po wspomnieniach Anny miała szokować, tymczasem jest zbiorem niedopowiedzianych historii. Kilka wątków natomiast jest przeprowadzonych w sposób bardzo chaotyczny, jak np. relacja Washingtona z pokojówką Greene’ ów, domniemana pedofilia przełożonego Johna (Brian Cox) czy też matka, która ze spokojem patrzy jak jej partner próbuje umieścić córkę w szpitalu psychiatrycznym. Oglądając projekt Jorge Dorado, widz czeka na psychologiczne fajerwerki, których nie dostaje. Otrzymuje zaś niedopracowaną historię o tym, jak szesnastolatka przechytrzyła terapeutę, po czym czmychnęła nie wiadomo gdzie. Mało było psychologii w psychologii…

Ratować sytuację próbowali aktorzy. Dwudziestoletnia Taissa Farmiga zagrała bardzo dojrzale. Jej gra idealnie komponowała się ze spokojem Marka Stronga. Gość rzeczywiście pokazał siłę...

Szkoda niewykorzystanego potencjału, szkoda zmarnowanego wysiłku dwóch sztandarowych postaci. Za dużo było w ,,Mindscape” chaosu i naiwnej wiary, że widz zachwyci się tak niedopracowaną całością…

 

Ocena: 2/6

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/144/#findComment-353031
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Maleficent / Czarownica

Zrealizowany z wielkim rozmachem film "Czarownica", z udziałem Angeliny Jolie w roli tytułowej, został zainspirowany postacią znaną z disneyowskiej "Śpiącej królewny" – Diaboliną. Tytułowa Czarownica była niegdyś piękną i dobrą dziewczyną. Jej radosną młodość przerwała wojna, podczas której bohaterka z oddaniem broniła swojej ojczyzny. Jednak zdrada, której doświadczyła, zmieniła jej czyste serce w kamień... Żądna zemsty rzuca klątwę na Aurorę (Elle Fanning) – nowonarodzoną córkę następcy tronu wrogiego królestwa.

Jolie jest stworzona do tej roli. W każdym tekście, w każdym spojrzeniu, była niebywale naturalna. Aż sam się sobie dziwiłem, że dzięki niej, byłem w stanie polubić tak bardzo jakąś postać z baśni. Momentami zabawna, momentami śmiertelnie poważna. Mieszanka jak w charakterystyce postaci, która nie wskazuje na dobro czy zło. Nie jest to bynajmniej zaskakująca niejednoznaczność – film raczej leci po znanych punktach – ale dobrze, że główny bohater nie pierdzi na słodko.

Trudno coś dobrego powiedzieć o reszcie bohaterów. Aurora ma być tą bezgranicznie czystą/dobrą, opiekujące się nią wróżki zwykle mijają się z moim humorem, a wrogi król (Sharlto Copley) z każdą minutą zjeżdża na dalszy plan, a w tych momentach kiedy wariuje, chcielibyśmy go oglądąć najbardziej. Poprawne role, niewiele poza tym.

Dzieci będą zadowolone, dorośli nieco mniej. Jest to ładna historyjka, ale z góry wiemy, co nam przekaże. Akcja – choć jej mało – stoi na przyzwoitym poziomie, wizualnie ta kraina wygląda bardzo dobrze, ale fabularne kroki na ostatniej prostej nieco ostudziły mój entuzjazm. Zrobili to, czego unikałbym jak ognia... „Czarownica” wyszła jak wszystkie inne filmy ze swojej kategorii. Zachowała dobre tempo podawania przystawek, każda dbała o kubki smakowe wszystkich gości... i na przystawkach się skończyło, dania głównego nie podali – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/144/#findComment-353328
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  21.06.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

,,In secret” (2013)

Amerykański thriller erotyczny w reżyserii Charlie Strattona inspirowany powieścią francuskiego naturalisty Emila Zoli z 1867 roku pt. ,,Therese Raquin”. Therese (Elizabeth Olsen) jako mała dziewczynka zostaje zesłana do swojej ciotki, pani Raquin (Jessica Lange). Po śmierci swojego ojca żołnierza, Therese jest zmuszona już na zawsze żyć pod opieką jego ciotki. Gdy dziewczyna dorasta, przeprowadza się z Vernon do Paryża wraz z Raquin i jej synem Camillem (Tom Felton), z którym bierze ślub. Nudne życie w obskurnym mieście odmienia malarz Laurent (Oscar Isaac). Kochankowie postanawiają upozorować wypadek Camille’ a i pobrać się. Nowe życie nie okazuje się jednak być takie, jakie przypuszczali…

Twórcy filmu nie odbiegali zbyt mocno od książki Zoli. Naturalizm wylewa się z każdego kadru, z każdej sceny. Paryski dom i sklep Raquinów jest ponury. Bohaterowie wydają się być brudni nie tylko pod względem moralnym, ale i fizycznym. Kierują nimi najprostsze instynkty, takie jak pożądanie czy strach. Nastrój filmu jest wyjątkowo ciężki, jednak film ogląda się z zaciekawieniem. Dobrze oddano klimat i sens XIX wiecznych powieści…

Rolę kochanków – zabójców mieli otrzymać Kate Wintslet lub Jessica Biel oraz Gerard Butle. Nieco mniej znani Elizabeth Olsen i Oscar Isaac udowodnili, że nazwiska nie grają. Olsen była dobra zarówno w roli nieszczęśliwej i niewiernej żony jak i przestraszonej morderczyni. Isaac z kolei odpowiednio skaził swoją postać złem. Pokaz gry aktorskiej na wysokim poziomie prezentuje również Jessica Lange, której także w filmie miało nie być, jednak ostatecznie zastąpiła Glenn Close…

,,In secret” tak jak ,,Therese Raquin” pokazało, że ludzie są z natury źli, że nie kieruje nimi nic górnolotnego, w przeciwieństwie do najbardziej ordynarnych potrzeb. Dobrze, że tylko obraz człowieka w filmie jest zły…

 

Ocena: 4/6

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/144/#findComment-353329
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Grand Budapest Hotel

Ciężko nie docenić warstwy wizualnej. Sam Hotel to barwne dzieło sztuki, a wszystko inne mu dorównuje. Włącznie z postaciami. Głównym bohaterem opowieści – bo wydarzenia przedstawiane są w takiej formie – jest Gustave H (Ralph Fiennes). Wyrafinowany dozorca ekskluzywnego hotelu, który lubuje się w podrywaniu bogatych starszych Pań. Po śmierci jednej z nich (Tilda Swinton) i otrzymaniu w spadku drogocennego obrazu, Gustave wraz ze swoim nowym boyem hotelowym (Tony Revolori), zostaje wkręcony w wir wydarzeń kręcących się wokół niezbyt płaczącej po stracie rodziny, na czele z synem Dmitrim (Adrien Brody). Intryga może nie jest zaskakująca, ale w swej prostocie urzeka. Tu wiadomo, kto jest zły, kto dobry, ale ma to swój urok i trzyma w napięciu, mimo, że jest to wyłącznie wymówka dla widoków i czarnego humoru w błyskotliwych dialogach.

Charaktery nie byłyby tak żywe, gdyby nie genialna obsada. Ralph Fiennes, F. Murray Abraham, Mathieu Amalric, Adrien Brody, Willem Dafoe, Jeff Goldblum, Harvey Keitel, Jude Law, Bill Murray, Edward Norton, Saoirse Ronan, Owen Wilson…i wielu innych. Co ciekawsze, nikt nie zawodzi. Jedni mogą odstawać, ale ciężko jest im mieć to za złe, kiedy dostają tak mało czasu. Pierwsze skrzypce gra Ralph Fiennes, a jego Gustave to jedna z fajniejszych postaci tego roku. Zabawny, trochę przemądrzały, ale niebywale elokwentny. Emocje przez niego przekazywane są adekwatne do kolorów tego świata. Młody Revolori dotrzymuje mu kroku, a jego siła tkwi w wymownej mimice. Na to warto zwracać uwagę oglądając „Grand Budapest Hotel”. Często postacie w tle potrafią rozbawić do łez. Drobnostki, a cieszą. Zadbali tu o najmniejszy szczegół.

Tempo jest niesamowite. Scena po scenie, ciężko się oderwać. Zapomnijcie o jakichkolwiek przestojach, tu lecą na złamanie karku. Pozostaje ochota na ponowny seans, i wypatrzenie jakiegoś niuansu, który za pierwszym razem pominąłem. A nawet jeśli nic mi nie umknęło, to i tak będę czerpał sporo radości z takiej powtórki. Oglądasz kreskówkowy świat, ale postacie są tak dobrze zagrane, że z czasem o tym zapominasz, i jesteś skłonny pomyśleć, że to, gdzieś tam daleko, dzieję się naprawdę. O ile nie jestem fanem Wesa Andersona - mimo jego rosnącej popularności – tak „Grand Budapest Hotel” jest absurdalny, zabawny, uroczy, ekscytujący, brutalny i kolorowy. W prostszych słowach – to cholernie dobry film! – 8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/144/#findComment-353416
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...