Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

La Vénus à la fourrure / Venus in Fur / Wenus w futrze

Głównym bohaterem "Wenus w futrze" jest Thomas (Mathieu Amalric), reżyser poszukujący do swojej nowej sztuki odtwórczyni głównej roli. Wyczerpujący casting do nowego spektaklu nie przynosi rezultatu. Żadna z kandydatek nie nadaje się do roli kobiety, która zawiera umowę z mężczyzną, by uczynić z niego niewolnika. Zrezygnowany reżyser już zbiera się do wyjścia, gdy do teatru wpada Wanda (Emmanuelle Seigner). Wydaje się bezczelna, niewychowana, zdesperowana i nieprzygotowana. Gdy Thomas niechętnie zgadza się dać jej szansę, aktorka przechodzi oszałamiającą metamorfozę.

W „Rzezi” aktorów było czterech. Teraz Polański skrócił liczbę osób o połowę, kręcąc „Wenus w Futrze”. Teatr dwóch aktorów, gdzie słowo „teatr” stoi na pierwszym planie, bo i tam toczy się akcja. Jedno miejsce, dwoje ludzi, masa transformacji. Wanda przeskakuje z kwiatka na kwiatek, wodząc za nos reżysera. Raz jest nieporadną, głupiutką Wandą, by chwile później wyskoczyć z pewną siebie boginią Wenus. Emmanuelle Seigner to największa atrakcja filmu. Jej zaskakująca przemiana, i zagadka, jaką jest przez większośc filmu. Wiemy, że tam czai się jakiś podstęp. Pytanie, czy to konkretny plan autentycznej aktorki, czy może już reżyser zaczyna mieć halucynacje, wyobrażając sobie idealną osobę do tej roli? Taka zagadka towarzyszy przez większośc czasu. Wanda przychodzi nieprzygotowa, niezaznajomiona z tematem, by później zaprezentować perfekcyjną znajomośc każdego wersu sztuki. Podejrzana od pierwszych minut. Intrygująca do ostatnich.

Ok, przyznam, że końcówka nie wgniotła mnie w fotel. Może ładnie to wszystko zostało poskładane, ale bliżej mi było do zgrzytu zębami niż pełnej satysfakcji.

To kolejna dobra adaptacja sztuki przez naszego reżysera. Polański dalej jest w formie. Różnica między tym, a „Rzezią”, jest jednak spora. Tamtejsze wydarzenia były nam wszystkim bliższe, a dialogi bardziej nasze – często rozbrajajace. Tutaj robią swoje „pitu-pitu” i choć widzisz, że jest w tym wiele dobrego, to ciężko Ci zainwestować emocjonalnie. Mieli moją ciekawość, na uwagę nie zasłużyli (tia...cholernie lubie ten tekst) – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/137/#findComment-347015
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Star Wars: Threads of Destiny

94 lata po klęsce cesarza Palpatine, galaktyka jest ponownie w głębokim konflikcie. Nowa Republika i Imperium Skenvi konkurują ze sobą na małej planecie Coreign która zapewnia specjalne rudy dla galaktyki.

 

Bardzo się napaliłem na film mający w tytule Star Wars, czyli nawiązujący do jednej moich ulubionych filmowych serii. A tymczasem niestety okazało się że trafiłem na tak nudna produkcję, że stało się coś bardzo rzadko spotykanego, czyli obejrzałem film bardzo mocno go przewijając. A zazwyczaj filmy oglądam w całości, jakie by nie były.

Wyczytałem gdzieś że to jest film robiony przez pasjonatów czy młodych, szkolących się dopiero aktorów. Fakt, z całej obsady jedynie w dwóch przypadkach możliwe jest znalezienie jakichkolwiek informacji o aktorze grającym w tym filmie. Dobra, ja rozumiem że Szwedzi założyli sobie że zrobią, kalecznym angielskim, film mający być nawiązaniem do legendarnej serii i właściwie jego kontynuacją, bo jest wspomniane że akcja dzieje się kilkadziesiąt lat po wydarzeniach z części szóstej. Kto by tego filmu nie robił, to jeśli zrobione jest to kiepsko, to nie powinno się w tytule nawiązywać do czegoś legendarnego. Wiadomo, podpiąć się pod serię Gwiezdnych Wojen jest łatwo, ale według mnie to jest jedynie marnowanie czasu fanów serii, którzy mieli nadzieję na dobry film.

Film trwa ponad półtorej godziny, a tempo jest cały czas bardzo mizerne. Źle mi się to oglądało, bo akcja powinna w pewnym momencie nieco przyspieszyć. A tak się nie stało i mimo walki na koniec nie było ciekawie, a film skończył się bez pozytywnego rozwiązania.

Widać było że to nie jest wysokobudżetowy film, bo kwestia efektów specjalnych w dużej części filmu została rozwiązana w taki sposób, że planeta była podobna do ziemi, a więc oprócz dziwnych budynków nie trzeba było się silić na jakieś wybitne efekty specjalne.

Aktorzy w tym filmie byli bardzo słabi, ten grający Padawana nie przemawiał do mnie zupełnie jako szkolący się przyszły Jedi. Lord Siege, czyli ten zły był za młody jak na swoją rolę i zupełnie do niej nie pasował. Natomiast księżniczka Arianna nadawałaby się bardziej do filmów dla dorosłych niż do panowania na całej planecie. Dziwnie obsadzali role, nie da się ukryć.

Za użycie w tytule nazwy jednej z moich ulubionych serii filmów i zrobienie takiego gniota należy im się tylko jedna ocena. Nie oglądajcie tego. Ocena: 1/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/137/#findComment-347145
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Kamienie na szaniec

"Być zwyciężonym i nie ulec – to zwycięstwo". Oto dewiza, jaką w życiu kieruje się trzech młodych przyjaciół: Alek (Kamil Szeptycki), Zośka (Marcel Sabat) i Rudy (Tomasz Ziętek). Harcerze, maturzyści warszawskiego liceum snujący ambitne plany na przyszłość przerwane przez wrzesień 1939 roku. Wkraczają w dorosłość w niezwykle dramatycznych czasach, które stawiają ich przed wyborem – przetrwać za wszelką cenę czy przyłączyć się do walczących o wolną Ojczyznę, ryzykując wszystko. Chłopcy, wychowani w patriotycznych domach, kształtowani przez harcerskie ideały, postanawiają walczyć. Stają się żołnierzami i choć codziennie ocierają się o śmierć, potrafią żyć pełnią życia. Walczą ofiarnie i z honorem. Odchodzą "jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec", zostawiając po sobie wielką lekcję przyjaźni, honoru i miłości do Ojczyzny.

Młodziaki dają radę aktorsko. Zośka i Rudy to postacie charakterystyczne, szybko pokazujące swoje oblicze. Cieszy, że są jacyś. Nie mogę tego powiedzieć o Alku, bo szczerze, nawet nie wiem który to. Utonął przy kolegach. Był harcerzem drugoplanowym. Czemu tak bardzo go ograniczyli? Nie wiem. Może był tak słabym aktorem. Wiem jednak to, że nie możemy tu mówić o głównym trio. Conajwyżej o duecie.

I o ile to (kreacje) zdaje się funkcjonować jak należy, wszystko inne albo nie chodzi wcale, albo poważnie się zacina. Historyjka została pocięta na małe scenki. Raz jesteśmy tu, za chwilę tam, później ruszamy jeszcze gdzie indziej. Nie wiem, czy była jakaś scena trwają 5-minut. Tak się nie zbuduje napięcia. Ciężko emocjonalnie podejść do poczynań tych młodych Polaków, nawet jak jest się wielkim patriotą.

Jak dochodzi do jakiegoś strzelania, to myślę, że większe emocje odczuwałem w „Młodych Wilkach”. Tutaj zaraz zwolnił czas, i zaczęła się Hollywoodzka papka – oczywiście posiadająca wszystkie najgorsze cechy Hollywood, żeby ktoś z efekciarstwem nie skojarzył. Pocieszam się tym, że nie razi to patosem, z którym zawsze przesadzamy w takich filmach. Jest on dawkowany z umiarem – 4/10 (naciągane)

 

 

Papusza

Rok 1910. Do romskiego taboru Dionizego Wajsa (Zbigniew Waleryś) dołącza poeta i wydawca Jerzy Ficowski (Antoni Pawlicki). Pośród Romów poznaje Bronisławę "Papuszę" (Jowita Budnik), odkrywając jej poetycki talent. Udaje mu się namówić kobietę do spisania swoich wierszy, które sam tłumaczy na język polski, doprowadzając do ich wydania.

Jeśli jesteś z tych kinomanów, którzy docenią zdjęcia, czy muzykę, to „Papusza” objawi się jako bardzo pozytywny akcent w polskim kinie. Jeśli jednak nie jesteś takim koneserem, z filmu chcesz czerpać radość, chcesz się wkręcić, chcesz coś z danej historii wynieść, to „Papusze” możesz przespać. Ja stoję pośrodku. O ile widzę urok tego wszystkiego, to daleki jestem od rozpływania się w zachwytach, TYLKO dlatego, że ktoś zrobił ładne zdjęcia i przedstawił wszystko w czerni i bieli. Chciałbym, żeby ta historia o wyklętej poetce oferowała coś więcej niż podróżujących romów. Wiele scen jest zbędnych, przesadnie długich, zwyczajnie nudnych. Taki wątpliwy urok filmów „artystycznych”.

Nie wiem skąd wytrzasnęli Jowitę Budnik, ale dziewczyna kompletnie minęła się z rolą pierwszoplanową. Bezbarwna, płytka, tak samo ciekawa, jak Cygańskie podróże po polach. Na tle Pawlickiego ( :shock: ) i Walerysia totalnie niewidoczna. Dobrze, że nie eksponowali tej postaci przesadnie, bo choć jest ona tytułową bohaterką, to czas ekranowy rozłożony jest pomiędzy całą trójkę.

Za mało w tym wszystkim poezji. Film o poetce, gdzie jej twórczość jest tłem. Widocznie ciekawsze były ujęcia obozowiska, pokazanie jacy oni są zacofani, picie wódki, czy palenie papierosa – widocznie tak zobrazowli, że jest zdenerwowana. Powolne tempo zabija. Flaki z olejem. Ładnie wyglądają na talerzu, ale to wciąż flaki z olejem. Parę scen urzekło (więzienie, narada o Papuszy), resztę mogłem śmiało przespać – 4/10 (mocno naciągane za bdb Walerysia)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/137/#findComment-347146
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Smerfy 2

(2013)

Gargamel tworzy kilka złych istot, podobnych do Smerfów, z pomocą których chce zdobyć magiczny napój Smerfów. Ale okazuje się, że tylko prawdziwy Smerf może dać mu to czego chce.

 

Nie oglądałem pierwszej części filmu, ale postanowiłem sięgnąć po ten i zobaczyć, w jaki sposób teraz ukazują Smerfy. No i okazało się że ten film to produkcja w połowie animowana, a w połowie normalna. Podobał mi się ten film, choć niektórzy piszą że był kiepski. Przecież do takiej produkcji trzeba podejść z pewnym dystansem i zastanowić się czy jakbym to oglądał będąc dzieckiem to by mnie to jarało. Bo przecież nie jest to film robiony stricte dla dorosłych.

Za dzieciaka fanem smerfów nie byłem, choć oczywiście zdarzało mi się je oglądać. Nie zapamiętałem że smerfetka pierwotnie była, bo stworzył ją Gargamel. Dowiedziałem się tego dopiero z tego filmu. I tak najlepsze co było związane kiedykolwiek ze smerfami to piosenki dla dzieci, których kiedyś miałem dużą kolekcję na kasetach.

Wiadomo ze w filmach animowanych dubbing dobry dubbing robi sporą różnicę, Tutaj fajnie dobrali osoby podkładające głosy, nawet te dla postaci drugoplanowych. Nawet tego gościa co w Gallileo nawija zatrudnili żeby trochę pogadał swoim wyćwiczonym głosem.

Film nie ma zbyt ambitnej fabuły, jak to produkcje dla dzieci, ale wszystko trzyma się kupy. Trzeba ratować Smerfetkę, którą Gargamel porwał żeby opanować cały świat. Oczywiście wszystko musi się dobrze skończyć. Żeby dzieci wyszły z kina zadowolone. No i przecież dobro musi zawsze zwyciężyć. Dla mnie najlepsze postaci to kot Gargamela, który prowadzi niezrozumiałe, ale w fajny sposób zrobione dialogi. No i dziadek Victor też był jedną z jaśniejszych postaci.

Ogólnie film mi się podobał, ale jak ktoś nie umie zdziecinnieć trochę na te półtorej godziny oglądania to niech się za to nie zabiera. Ocena: 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/137/#findComment-347187
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Knights of Badassdom

W oddalonych od cywilizacji lasach New Jersey zbiera się grupa graczy LARP, by wspólnie przeżyć przygodę w mitycznym (i w większości wyobrażonym) średniowiecznym świecie. Niestety ta szybko przekształca się w zbyt realny koszmar, kiedy jeden z czarodziejów rzuca zaklęcie z kupionej na eBayu księgi czarów.

LARP – Live Action Role-Playing – aktywność na pograniczu gry i sztuki, podczas której uczestnicy wspólnie tworzą i przeżywają opowieść, odgrywając role podobnie do improwizowanego teatru. Akcja larpa może być osadzona zarówno w świecie rzeczywistym, jak i fikcyjnym.

Tania komedyjka, marnująca przyzwoity pomysł. To już nie pierwszy raz, kiedy nikt poważny nie bierze się za projekt, z nerdami przejmującymi się takimi rzeczami – South Park The Stick of Truth robi to najlepiej :wink: Coś co powinno być kopalnią gagów, zwykle kończy na kilku niewinnych uśmiechach. Zbierają przeciętną obsadę, rozpisują wszystko na kolanie, i oczekują aż ludzie złapią za to po przeczytaniu opisu.

„Knights of Badassdom” ma kilka rozpoznawalnych twarzy, ale materiał nie pozwala im rozwinąc skrzydeł .O ile Steve Zahn swoje 5-min ma za sobą, tak Peter Dinklage z „Gry o Tron” powinien tutaj błyszczeć, parodiując kochany przez rzeszę serial. Tu albo mamy komediową tandete, albo jej totalny brak. Wraz ze wspomnianym zaklęciem, zamienia się to w kiczowaty horrorek dla nastolatków, gdzie będzie sporo krwi i żałosnych efektów.

Potwory były naprawdę, a do obrony mieli tylko kijki. Mi nawet patyka nie dali. Rycerze rozczarowujacej krainy i zmarnowanego potencjału. Rzucony został na mnie czar nudy, spowalniający ruchy do końca dnia – 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/137/#findComment-347196
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Mój biegun

(2013)

Prawdziwa historia Jaśka Meli, najmłodszego w historii zdobywcy dwóch biegunów, a zarazem pierwszej niepełnosprawnej osoby, która dokonała takiego wyczynu.

 

Historia Jaśka Meli była bardzo mocno promowana w czasie, gdy zdobywał on bieguny, a szczególnie ten pierwszy. Minęło dziesięć lat i myślę, że pobudzenie tej, tragicznej przecież, historii do życia jest próbą zbicia kasy na tym, co kiedyś było na fali.

Niestety ci, którzy nie oglądając zwiastunów sięgnęli po ten film mogą czuć się zawiedzeni. Sam tak mam, bo miałem nadzieje że jedynie część filmu będzie traktowała o jego wypadku i rehabilitacji, a równie dużo czasu będzie poświęcone zdobywaniem nie tyle biegunów w życiu, ale tych dosłownych. Tymczasem tej drugiej sprawie została poświęcona dosłownie minuta na archiwalne sceny.

Większość filmu została poświęcona na relacje ojciec-syn, a reszta w dużej mierze to wątki poboczne. Ojciec traktuje go na dystans i chce zrobić z niego mężczyznę. Tragedia nie omija ich rodziny, bo najpierw ginie jeden syn, a później drugi też prawie umiera. Tyle tragedii w jednej rodzinie rzadko się zdarza. Właściwie to z całej tej historii można wywnioskować że to co robił ojciec wyszło mu to na dobre, co wynikało z jego tekstu do matki w czasie rehabilitacji.

Obsada do filmu została wybrana raczej średnio, bo jakby Maciek Musiał nie zagrał roli Jaśka Meli, to i tak będzie wyśmiewany, bo jest aktorem kojarzącym się z seriali typu Rodzinka.pl, czy prowadzenia programów z głupimi scenkami na kanale dla dzieci. Dla mnie to taki polski Bieber, który mimo że wydorośleje, to i tak będą go kojarzyć z ról młodzieżowych i będą na niego patrzeć jakby wciąż miał osiemnaście lat. Tyle że jednak Musiał jest bardziej dorosły niż ten drugi przeze mnie przytoczony.

Fajnie postąpili dając się pokazać w krótkiej scence prawdziwemu Jaśkowi Meli. To wyglądało jak porównanie aktora i pierwowzoru na tej sali rehabilitacyjnej. Wiem że jasiek opowiadał Maćkowi o swoich przeżyciach, żeby ten mógł go jak najlepiej zagrać. Niestety nie do końca mu się to udało, bo w scenach z podawaniem morfiny nie przekonał mnie do końca ze aż tak bardzo cierpi. Ale wiadomo ze niewiele osób sprzeda ból, którego nigdy wcześniej nie czuło.

Film jest poruszający, ale bardziej ze względu na historię, na której jest oparty, a nie na to jak została ona przedstawiona. Film da się obejrzeć z ciekawością, więc ocena nie jest aż tak niska jak pierwotnie chciałem dać. Ocena: 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/137/#findComment-347212
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Chce się żyć

Kiedy Mateusz (Dawid Ogrodnik) przyszedł na świat, lekarze wydali na niego wyrok, uznając go za "roślinę". Jednak rodzice chłopca (Arkadiusz Jakubik i Dorota Kolak) nigdy nie pogodzili się z diagnozą, wierząc, że mimo problemów z komunikacją, ich syn jest w pełni sprawny intelektualnie. Mateusz dorasta otoczony troską i miłością, zyskując wiernego przyjaciela - mieszkającą w sąsiedztwie Ankę (Anna Karczmarczyk). Los sprawia, że musi rozłączyć się z rodziną i trafić do specjalistycznego ośrodka.

Fabularnie, „Chce się żyć” nie ma do zaoferowania zbyt wiele. Wręcz zaskakująco (upokarzająco?) mało się w nim dzieje. Mateusz ma swoje przemyślenia, o których dowiadujemy się przez narracje, a większość z nich dotyczy kobiecych piersi. Jasne, śledzimy jego młodość, przechodzimy płynnie w lata dorosłe, ale poza jego chęcią życia - pomimo wszelkich przeciwności - nie wyciągniemy z tego nic – a tyle to wyciągąłęm patrząc na zwiastun i czytając tytuł.

Ludzie rozpływają się w zachwytach – i myślę, że dość słusznie – przez kreacje aktorskie. Tutaj nie tylko Ogrodnik dał pokaz swoich umiejętności wcielając się w Mateusza. Zrobił to również Kamil Tkacz, obrazujący postać w latach młodości. Śmiem nawet twierdzić, że zrobił to bardziej wiarygodnie. Aż ciężko mi uwierzyć, że ten dzieciak jest w pełni normalny i sprawny – a jeszcze ciężej, że jest Polakiem, bo nasza dzieciarnia zwykle talentem nie grzeszy. Obok tej dwójki, stoją prawie tak samo skuteczni rodzice. Czuć ich troskę i opiekę nad synem.

Wielu pewnie przymknie oko na wymienione braki. Nie będzie się czepiać urodziwych przyjaciółek - które gdyby nie znikały z ekranu, to chyba by się zakochały w głównym bohaterze - nie będzie się czepiać, że nie ma tu pamiętnych tekstów, czy scen wgniatających w fotel. Będą się uśmiechać na widok tego słodko-gorzkiego klimatu. Bo tu idzie się przejąć i uśmiechnąć. „Dobrze jest” – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/137/#findComment-347222
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

http://www.youtube.com/watch?v=zo5Y5TOXqRE

Wieczór kawalerski Kena

(2013)

 

Ken Andrews jest duszą towarzystwa i autorem największych szaleństw na wieczorach kawalerskich kolegów. Tym razem to on jest głównym bohaterem imprezy. Koledzy, którzy kiedyś byli ofiarami jego żartów, szykują zemstę. Plan zakłada udział szalonej striptizerki, wykorzystanie viagry i sympatycznego atramentu. Okaże się, czy bez przywódcy, którym zawsze był Ken, uda im się zaskoczyć autora najlepszych kawałów.

 

Filmów o wieczorach kawalerskich było już kilka, a ten w ich czołówce z pewnością się nie znajdzie. Nie dość że obsada aktorska jest marna, to jeszcze w akcji nie ma bomby, która powinna w pewnym momencie podkręcić tempo tego filmu. W końcu to film o dniu, który główny bohater Ken popsuł wielu swoim znajomym.

Z najlepszych motywów wystrzelali się już na początku filmu, kiedy przedstawiona jest krótka historia Kena żartownisia. Co zrozumiałe, teraz przyszła kolej i na niego, przez co piekielnie boi się zemsty. Niestety ta finalnie nie okazała się zbyt dotkliwa dla samego poszkodowanego i film zakończył się dość słabo.

Z racji tego, że film traktuje o wieczorze kawalerskim to nie można uniknąć porównania z Kac Vegas. W tym słynniejszym filmie na wieczorze było ćpanie, dużo alkoholu, dziwki i czego tam jeszcze dusza zapragnie. A tutaj? Kilka piw i jakieś mało krzywdzące substancje. Widok cycków przez jedną sekundę również wizerunku tego filmu w moich oczach nie poprawia.

W kilku momentach faktycznie rozbawiła dana scena, ale stanowczo za mało było takich sytuacji. I większość tych momentów była na początku filmu, a tak nie powinno być. To taki wieczór kawalerski dla grzecznych chłopców. Da się obejrzeć, ale nie radzę się nastawiać na coś fajnego. Ocena: 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/137/#findComment-347270
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Divergent / Niezgodna

Futurystyczne Chicago, dzielone jest na 5 części, reprezentowanych przez odpowiednie grupy – każda z odmienną cechą szczególną, od mądrości po odwagę. Nastolatkowie muszą wybierać, czy zostają w swojej rodzinnej grupie, czy dokonują zmiany na podstawie testu podświadomości – wybór obowiązuje jednak do końca życia. Tris Prior (Shailene Woodley) decyduje się na drugą opcje, jednak podczas testu dowiaduje sie o tym, że jest „niezgodna”. Tak tutaj nazywani są ludzie stojący ponad podziały, których ciężko kategoryzować. To ludzie, z którymi lokalna władza ma odwieczny problem – nie chcą się podporządkować. Bohaterka musi ukryc swoje prawdziwe zdolności, i wmieszać się w tłum. „Niezgodni” są bezwzględnie eliminowani.

„Divergent” to kolejna ekranizacja książki dla nastoletnich odbiorców. Choć posiada wątek miłosny – to chyba warunek konieczny – bliżej jej do „Igrzysk Śmierci”, niż jakiegoś „Zmierzchu” – wolałem Was upewnić, żebyście czytali dalej :wink:

Sprawia to wrażenie pierwszej części większej całości. Przez 2-godziny filmu, śledzimy wdrażanie Tris w nową grupę. Skład jaki wybrała, to Ci „odważni”, choć ja w nich widzę krzyczących idiotów. Biegają, drą się, najczęściej narażaja swoje zdrowie bez większego celu. Powołani by strzec porządku w mieście, są bliscy zrobienia sobie krzywdy sami. Jej ekipa świeżaków, to mało barwna wataha. Jeśli aktor jest nieznany, to i o postaci zapomnicie. Szybko stają się tłem dla lokalnych tyranów/kapitanów/trenerów. Tych jest dwóch. Eric (Jai Courtney), czyli dupek-dupek, i Four (Theo James), czyli przystojny-dupek, bo zakochać się w kimś trzeba. Samo szkolenie zajmuje większość filmu, ale nie wygląda to źle. Tempo jest przyzwoite, cały czas coś się dzieje, i choć domyślamy się, jak to się zakończy – stąd też brutalnie brzmią poprzednie zdania – nie mamy z tym większych problemów.

O dziwo mało w tym polityki. Na starcie daje to wyraźne przesłanki, że będą jakieś intrygi, ale z czasem zostają tylko dwie grupy – nawet tej rządzącej (dla głównej bohaterki rodzinnej) nie ma zbyt wiele. Drugiej przewodzi Jeanine (Kate Winslet), która wypadła bardzo przyzwoicie jako „zimna suka”. Bezwzględna, dążąca do władzy za wszelką cenę, uśmiechając się w twarz, potrafi wbic nóż w plecy.

Prosi się to o konflikt rodzeństwa, więc można wyczekiwać kontynuacji. Przyzwoicie spędziłem z tym czas, choć zdaje sobie sprawę z niedoskonałości. Kilka postaci było kompletnie chybionych – Maggie Q, która cholera wie, czemu pomaga – inne zdawały się być niewykorzystane – Miles Teller, Mekhi Phifer. Nie ma to tak mocnej obsady, żeby konkurować z „Igrzyskami Śmierci”, ale szanse na kasowy sukces są. Wszystkie składniki zostały zawarte. Są dość przeterminowane, ale nieźle wymieszane – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/137/#findComment-347276
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 211
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

Chce się żyć

 

nie będzie się czepiać, że nie ma tu pamiętnych tekstów,

 

Główny bohater (chłopak z porażeniem mózgowym wszystkich kończyn) siedzi na wózku, podchodzi do niego klecha, robi mu znak krzyża na czole, mówi: synu, Bóg cię kocha" i idzie sobie dalej. Z offu "słychać" myśl głównego bohatera: "strach pomyśleć co by było gdyby mnie nienawidził" :D

 

Jeżeli nie jest to pamiętny tekst, to nie wiem co nim może być.

Dla mnie baardzo dobry film. Poruszający obraz świata, oczami osoby niepełnosprawnej, gdzie zdrowy umysł zamieszkuje chore ciało. Kapitalna rola główna (młodszy i starszy)+ciekawa narracja (sporo niezłych, ironicznych komentarzy, w formie "myśli" bohatera). Szacun za to, że - jak to zwykle w tego typu produkcjach - nie okryli wstydliwym milczeniem potrzeb seksualnych osób niepełnosprawnych. Jeden z tych filmów, które potrafią chwycić za serce. Ode mnie 7,5/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/137/#findComment-347285
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Jeżeli nie jest to pamiętny tekst, to nie wiem co nim może być.

 

Nie takie garowanie Boga się już słyszało :wink: Tekst spoko, ale żebym go jakoś wspominał, i poprawił ogólną ocenę filmu, to nie

 

 

Real Gangsters

Film przedstawia historię rodziny Lo Giacamo, dowodzącej jednym z największych gangów w Nowym Jorku. Jack (Frank D’Angelo) i Vincent (Nick Mancuso) próbują kontrolować całe miasto, lecz z biegiem czasu każdy z nich zaczyna prowadzić własne interesy...

Frank D'Angelo wszystko sam napisał, sam wyreżyserował, sam zagral. To jego trzeba winic za tę profanacje. Wiadomo, że złapałem za Real Gangsters bo to moja tematyka, ale poza garniturami i akcentem, ostało się tu niewiele. Mafia z tego bardzo uboga.

Wszystko wygląda serialowo. Mamy zlepek scen, luźno ze sobą powiązanych - powiązanie polega na tym, ze główny bohater się nie zmienia. Film nie buduje żadnego napięcia, nawet nie wiem, czy stara się to robić. Sekwencja po sekwencji poznajemy nowych bohaterow, którzy zaraz znikną, nie przydając się absolutnie na nic. Ciężko się czymkolwiek tu przejąć.

Ocena zawyżona ze względu na tematykę. Wyłapałem trochę pociesznego słownictwa, ale przemawia przeze mnie miłość do takiego kina. Absolutnie nie polecam nikomu. Dość powiedzieć, że końcówka została zaserwowana w postaci montażu (?!) - 2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/137/#findComment-347337
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  174
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  17.01.2013
  • Status:  Offline

My Name Is Nobody -1973

 

To film, który można streścić w kilku krótkich zdaniach, a i tak może wydać się to kłopotliwe. Obraz wyreżyserowany przez Tonino Valerii, przy pomocnej dłoni Sergio Leone jest dziełem gdzie fabuła odgrywa drugoplanową rolę. Artyści stworzyli opowieść o przemijaniu, o zastępowaniu starego nowym, pokazując na przykładzie Dzikiego Zachodu transformację społeczną.

Tytułowy bohater jako początkujący rewolwerowiec ma do spełnienia misję. Od dzieciństwa pasjonuje się dokonaniami Jacka Beauregarda (Henry Fonda), samozwańczego obrońcy dobra i porządku. „Nikt” (Terence Hill), świadomy przemian jakie się wokół niego dokonują, pragnie pomóc Jackowi przejść na zasłużoną emeryturę w taki sposób na jaki zasłużył. Plan nie będzie prosty w wykonaniu, chwilami okaże się nielogiczny i bezcelowy, ale trzeba pamiętać, że nadzieja umiera ostatnia, a sprytem można sporo osiągnąć.

Nazywam się Nobody jest jak bomba z opóźnionym zapłonem. Otwierająca scena do złudzenia przypominając tą z Pewnego razu na dzikim zachodzie. Wprowadza widza w opowieść za którą początkowo ciężko nadążyć. Większość seansu doszukujemy się celu jaki obrali twórcy, czekamy na zwrot akcji, na przygodę z świstem kul w tle. I choć możemy się tego doszukać (kopiąc głęboko), czegoś mi cały czas brakowało, takiego elementu spajającego całą historię. Jak się okazało dostałem go pod sam koniec seansu. Reżyser na deser zostawił interesującą puentę, zamknął historię za pomocą ogromnej klamry i na napisach końcowych wszelkie wątpliwości zostają rozwiane. Do tego wszystkiego należy dodać wyborną, cieszącą ucho ścieżkę dźwiękową Ennio Moriconne i mamy spaghetti western jak cholera. Polecam. 8/10

 

[ Dodano: 2014-03-27, 14:36 ]

Pewnego razu na Dzikim Zachodzie-1968

 

Scena otwierająca film trwa kilkanaście minut. Padają w niej trzy zdania, nic się nie dzieje. Bohaterowie czekają na pociąg, natrętna mucha denerwuje jednego z nich, czekają. Wreszcie lokomotywa wtacza się na stacje, zatrzymuje się, nikt nie wysiada. Słychać tylko pracujący w rytm ludzkiego serca kocioł. Atmosfera robi się duszna, gęstnieje niczym melasa kiedy nagle naprzeciw siebie staje kilku mężczyzn. Gdy jeden z nich wypowiada swoją kwestię, zawartą w kilku słowach, a mówiącą wszystko film zaczyna się na dobre.

Ten cudownie przydługawy początek definiuje w zasadzie cały film. Reżyser daje widzowi do zrozumienia, że oddaje w jego ręce dzieło kompletne, ponadczasowe, wychodzące po za ramy westernu, będące czymś więcej aniżeli opowiastką o ludziach na dzikim zachodzie. Sergio Leone zawarł w swoim filmie treści uniwersalne, tak pokierował fabułą by trzymała za gardło do napisów końcowych. Zrobił to za pomocą standardowych środków przekazu, tyle, że jego wizja bez bezsprzecznie błyskotliwa, porywająca jest objawieniem geniusza reżysera, a sam film słusznie należy do jednego z największych dzieł kinematografii.

W „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie” każdy składnik sztuki filmowej pasuje do siebie, ale potrafi także zaistnieć osobno. Plenerowe zdjęcia są tak skadrowane, że co chwila można by z nich wyciąć piękny obraz, zawiesić na ścianie i zastanawiać się cóż to za artysta go stworzył. Albo sceny bez dialogów z akompaniamentem muzyki także tworzą coś na kształt pięknego, ambitnego teledysku. Wystarczy zobaczyć kilka minut, fragment wyrwany z kontekstu, a i tak domyślimy się co twórca chciał przez to powiedzieć. No i oczywiście muzyka autorstwa Ennio Morricone, będąca niczym klej, spajający wszystko w jedną olśniewającą, rewelacyjną całość. Niezapomniane wrażenia, zapraszam do oglądania! 10/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/137/#findComment-347377
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Blood Ties

Bracia Frank (Billy Crudup) i Chris (Clive Owen) dorastali w tej samej okolicy Brooklynu, mimo to każdy z nich wybrał inną ścieżkę. Frank jest kapitanem policji w miejscowym komisariacie, który próbuje odzyskać byłą kochankę, Vanessę (Zoe Saldana). Tymczasem Chris zostaje zwolniony z więzienia, gdzie odsiadywał 12-letni wyrok za morderstwo. Jego była żona, Monica (Marion Cotillard), to narkomanka i prostytutka, a dzieci nawet nie rozpoznają ojca. Wkrótce Chris podejmuje pracę i zakochuje się w Natalii (Mila Kunis), starając trzymać się z daleka od świata przestępczego.

Dość prosta sensacja z przyjemną dla oka obsadą. Niestety, braterskie więzy krwi, choć są fundamentem całości, często zjeżdżają na tło całej historyjki. Związki z kobietami (byłe i obecne) biorą górę. Robi się z tego mało ciekawa opowieść o tym, dlaczego tamta mnie nie chce, a inna przymyka oko na tak wiele w przypadku mojego brata. O ile Frank nad tym zbyt dogłębnie nie rozmyśla, tak każda scena jest małą damsko-męską wojenką. Ani nie dramatyczną, ani nie efektowną, a już na pewno nie jest czymś, czego byśmy nie widzielil.

Braciaki się najczęściej tłuką. Niebywale trudno im znaleźć wspólny język. Stoją po dwóch stronach barykady, i gdyby nie nazwisko, to nikt nie powiedziałby, że są spokrewnieni. Jasne, wspominają zamierzchłe czasy, kiedy byli młodzi, lecz to na nic, one już nie wrócą. Dziś to glina i przestępca. Jak jeden drugiemu pomoże, to u swoich ludzi się przekreśli. Co będzie dla nich ważniejsze? Taka teza prowadzi nas do przyjemnego finału, ale droga do niego jest wyczerpująca.

Marion Cotillard wydaje się być bezkonkurencyjna. Jej postać jako jedyna nie jest do bólu jednowymiarowa. Cała reszta jest wyczuwalna na kilometr, a Zoe Saldana i Mila Kunis, w zasadzie tylko błyszczą wyglądem.

Na dobrą sprawę się wynudziłem. Końcówka też nie jest niczym wyjątkowym, żebym usiadł i przemyślał wszystko raz jeszcze. Ot, był sobie film – 4/10 (i to po dodaniu +1 za wizualne walory Mili Kunis :wink: )

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/137/#findComment-347389
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Snowpiercer / Snowpiercer: Arka przyszłości

Rok 2031. Świat przegrał walkę z globalnym ociepleniem. Na Ziemi zapanowała wieczna zima, a życie uległo zagładzie. Jedynymi, którzy przetrwali, są pasażerowie Snowpiercera – pędzącego przez śnieżną zamieć pociągu-miasta poruszającego się dookoła globu dzięki rewolucyjnemu silnikowi potrafiącemu generować napędzającą go energię.

Jak to w przypadku Azjatyckich twórców – Joon-ho Bong – klimat Snowpiercera zasługuje na uwagę. W tutejszej wizji, całym światem jest pociąg. Zwracają się do niego święta lokomotywa, a ktokolwiek stoi za sterami traktowany jest jak Bóg. W wagonach jest podział – są uprzywilejowani, biedota, itp. Naszymi protagonistami są naturalnie Ci biedni, którym przewodzi Gilliam (John Hurt). Gość jest już stary, ale jako wódz, może swobodnie rozmawiać z tymi z ważniejszych wagonów. Główny bohater, to jego prawa ręka Curtis (Chris Evans), szykujący się do rewolucji. Biedni mają dość jedzenia proteinowych batonów, i chcą przejąć pociąg, stawiając Gilliama na szczycie. Do tego potrzebują uwięzionego speca od elektroniki (Kang-ho Song), który umożliwi im przejście dalej.

Jeśli tematyka Was nie interesuje, to przynajmniej sprawdzcie Tilde Swinton w roli Mason – wiernej wyznawczyni tajemniczego Wilforda, prowadzącego pociąg. Wykręcona postać, tak z wyglądu, jak i z charakteru. Przy niej ciężko się wyróżnić – jest jak wyciągnięta z innej bajki – ale mamy tu jeszcze kilka barwnych person. Spec od elektroniki (Namgoong Minsu) jest uzależniony od Kronolu – przemysłowe odpady, którymi można się oćpać – a sam Wilford jest owiany mgłą tajemnicy, jakże idealną dla całej historii – masz niebywałą potrzebę odkrycia prawdy, zobaczenia jego twarzy. Evans jest Evansem, ale Evansem być musiał. Prosty protagonista, ale też nie pozbawiony kolorytu. Ten nadają mu rozmowy o przeszłości, o życiu na Ziemi – spędził 17 lat tam, i 17 lat w pociągu.

Jak to w przypadku Azjatów – wiem, znowu zaczynam tak samo – akcja w filmie jest „cool”. Nawet jak zrobią coś oklepanego, to zrobią to w taki sposób, że uśmiech pojawi się na twarzy. Nic z tych rzeczy nie sprawia wrażenia smutnej konieczności. Walka jest fajna i nie traci na klimacie, a kara dla nieposłusznych pasażerów jest brutalna – i jak dla mnie genialna.

Jakieś śmieszne „Elizjum”, to przy tym Ulica Sezamkowa. Kiedy nasza grupa rewolucjonistów wypuszcza sie dalej, będziecie przecierać oczy ze zdumienia, co tam się dzieje. Ile różnych, kolorowych miejsc, mieści się w jednej maszynie. Jakie różnice są między jednym wagonem, a drugim. I jakie zmiany przejdą ludzie, którzy awansowali do lepszej klasy. Przypomina to klimatem – tak, będę nawet tak odważny – serię gier komputerowych „Bioshock” – kto grał, ten uzna to jako ogromny komplement.

Nierealistyczny? Tak. Ale walić „Grawitacje”, to jest sci-fi, które chcę oglądać. Momentami jest to głupie, ale przy nadmiarze pozytywów, te odchyły nauczyłem się akceptować. Zresztą, skoro na całym świecie zapanowała zima, ludzie żyją tylko w tym jednym pociągu, to kto im odśnieża tory? :wink: Film nie jest nadzwyczaj popularny. Łatwo go pominąć, a warto sprawdzić samemu – 7/10

Edytowane przez N!KO
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/137/#findComment-347471
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 258
  • Reputacja:   257
  • Dołączył:  21.03.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

http://www.youtube.com/watch?v=JAW1v7Mxz3Q

 

Flowers in the Attic/Kwiaty na poddaszu

 

Wciągająca historia o rodzinnych tajemnicach i zakazanej miłości. Szczęśliwą z pozoru rodzinę Dollangangerów spotyka tragedia – w wypadku samochodowym ginie ojciec. Matka z czwórką dzieci zostaje bez środków do życia i wraca do swego rodzinnego domu. Niezwykle bogaci rodzice, mieszkający w ogromnej posiadłości, wyrzekli się córki z powodu jej małżeństwa z bliskim krewnym, a narodzone z tego związku dzieci uważają za przeklęte. W tajemnicy przed dziadkiem rodzeństwo zostaje umieszczone na poddaszu, którego nigdy nie opuszcza. Dzieci żyją w ciągłym strachu, nie dojadają. W dodatku brat z siostrą niebezpiecznie zbliżają się do siebie...

 

Niektórzy mogli widzieć wersję z 1987 ta z 2014 jest w większym stopniu odwzorowaniem książki bardziej ją przypomina. Film nie jest wysokich lotów stworzony chyba dla jakiejś telewizji, ale jest jakąś odskocznią od dzisiejszych filmów, w których ciągle widzimy te same utarte schematy historii. Całkiem przyzwoita gra aktorska. Z bardziej znanych aktorów Ellen Burstyn i Heather Graham. Film oparty jest na książce o tym samym tytule. Dla osób, które chcą się dowiedzieć dalszych losów rodziny Dollangangerów to już informuje, że są 4 kolejne części książki oprócz pierwszej Kwiaty na poddaszu. Sam obecnie jestem na 3 części. Dla nie lubiących czytać mogę podać gdzie można dostać audiobooki. - 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/137/#findComment-347480
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...