Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

The Great Gatsby / Wielki Gatsby

Nowy Jork, lata 20. XX w. Historia milionera Gatsby’ego (Leonardio Di Caprio), widziana oczami jego sąsiada (Tobey Maguire), w którego kuzynce tytułowy bohater jest zakochany. Proste założenie, zrobione z niebywałym rozmachem. Miłość nie umiera nigdy. Gatsby robi wszystko by odzyskać swoją kobietę. Kobietę, którą stracił za młodu, a która jest obecnie żoną innego. W środku całego zamieszania znajduje się Nick Carraway. Często stawiany w trudnej sytuacji narrator, dla którego każdy ma jakiś plan.

Jeśli wielu ludzi podsumuje ten film, jako przerost formy nad treścia – ciężko będzie się sprzeciwić. Obdarty ze zjawiskowej otoczki, „Wielki Gatsby” to prosty melodramat. Ten kocha tamtą, tamta jest zdradzana przez męża, itd. Te sercowe zawirowania napędzają film. Nie ma żadnych zaskakujących zwrotów, ciekawią jedynie reakcje bohaterów na następujące wydarzenia.

Siła tkwi w Gatsbym. Jego niekwestionowana miłość zachwyci płeć piękną, a jego styl życia wprawi w osłupienie tą brzydszą. Wszystko za sprawą idealnie obsadzonego Di Caprio. Mimo braku scen, które rzuciłyby na kolana, Leonardo zmiażdżył mnie kreacją. Momentami miewałem wrażenie, że nie musi wypowiadać słów, bym czuł jego emocje. Sam milioner, to postać złożona. Wymagająca takiej perfekcyjnej kreacji. Koleś jest znany ze swoich imprez, ale tak naprawdę nie afiszuje się tym wszystkim. Stoi w tłumie, nie zdradzając tożsamości. Dla wielu pozostaje tajemnicą, intrygując także widza.

Joel Edgerton – mąż ukochanej - robi za dobre uzupełnienie, jako czarny charakter, ale Tobey Maguire zostaje mocno w tyle. Szkodzi mu silna obsada. Słyszę narracje, jego uczucia co do wydarzeń, ale nie widzę ich na twarzy. Tobey przez większość czasu ma taki sam przymarszczony wyraz, niczym w momencie, gdy został ugryziony przez pająka w Spider-Manie. Jest on w centrum uwagi, ale scenariusz zakłada jego stanie w cieniu. To ten facet, który wie wszystko, ale zdaję sobie sprawę, że nie może powiedzieć nic. Ma w ręku wszystkie asy, ale nie wykłada ich na stół.

Baz Luhrman (reżyser) w tym swoim artystycznym podejściu do sprawy, wychylił się za bardzo z muzyką. Za co wypadało ustrzelić mu łeb. W te romantyczne klimaty ubiegłego wieku, wkręcił współczesne nuty. O wiele przyjemniej „żyło” się tym filmem, przy dźwiekach fortepianu, a nie przy przebojach Jaya-Z...

Historia gubi się pod koniec. Okazuje się, że brakuje celu – to też ciężko się sprzeciwić „przerostowi formy nad treścią”. Zgubili gdzieś linię mety, choć cały czas pędzili w dobrym kierunku. A to nie był żaden sprint, tylko maraton! Ponad 2-godziny, które z jednej strony wydają się za długie, z drugiej nie w pełni wykorzystane. Na początku się ociągali, a na koniec – kiedy wszystko nabierało kolorków i dawało wiele możliwości – przyspieszyli. „Wielki Gatsby” to i tak świetna impreza. Nie wyniesiesz z niej wiele. Możliwe, że następnego dnia nie będziesz pamiętał nic... ale warto na niej być – 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/108/#findComment-320955
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Dead Man Down / Czas zemsty

Victor (Colin Farrell) i Beatrice (Noomi Repace) łączą siły by zrewanżować się na ludziach, którzy zrujnowali ich życia. Nie mają wspólnego celu, ale ona ma na niego haka i zmusza go do współpracy. Facet infiltruje przestępczą szajkę, której boss (Terrence Howard) był odpowiedzialny za śmierć jego żony i córki, a obserwująca go sąsiadka, pragnie tylko odpłacić się prowadzącemu pod wpływem kierowcy, który w wypadku oszpecił jej twarz. Zemsta w podwójnym zestawie.

Jedynym przyjemnym dla oka motywem – który i tak nie jest satysfakcjonująco wykorzystany – jest sytuacja w jakiej znajduje się Victor. Przeszkody jakich musi unikać. Mały wyścig z czasem – skojarzenia z filmem o tym tytule, z Denzelem w roli głównej, wskazane. Pomagasz przestępcom w szukaniu osoby, którą sam jesteś. Punkt po punkcie, było to już w wielu innych filmach, z lepszymi efektami, ale „Dead Man Down” nie kuleje na tym polu.

Chemia pomiędzy Victorem a Beatrice, to też – niestety – „punkt po punkcie” utarta ścieżka. Kobiecina – marna i mało uwodzicielska Noomi – zaskakuje tylko na raz, na samym starcie. O ile mogło się to przerodzić w jakąś psychologiczną rozgrywkę, skończyło się po najmniejszej linii oporu. Poznanie prawdziwych motywów drugiej osoby. Rodzące się uczucie, współczucie.

Colin Farrell nie oferuje wiele. Nie targają nim emocje. Albo jest tak dobrym oszustem, potrafiąc zwodzić gangsterów, albo odbębnił tylko kolejne aktorskie zlecenie. Liczne sceny, gdzie prowadzi wewnętrzny dialog, a oczami błąka się w przestworzach, wskazują raczej na to drugie. Podobał mi się za to Terrence Howard. Stonowany gangster, którego w produkcji jest zdecydowanie za mało.

O dziwo, nie ma tu przesadnie wiele strzelania, uciekania i wybuchów. Wydawało się, że dostaniemy mało zobowiązującą papkę pełną akcji, a wyszedł sensacyjny dramacik. Wychodzi im to na dobre, bo jak już dochodzi do koniecznej walki na pistolety, to trąci trochę niskim budżetem, nie podnosząc ciśnienia nawet będącym w scenie aktorom.

Na kolana rzucony nie zostałem, a po paru dniach zwyczajnie o wszystkim zapomnę. Przyjemny akcent na koniec, dociągnął całość do przeciętnej czwórki – 4/10 – O Wadzie Barrettcie – bo to właśnie ten film, o którym gadał w programach WWE – nawet nie warto wspominać. Mają tupet, że w ogóle to puścili do programów Imperium Vince’a. To kolejny argument, że nie ma na niego tam pomysłu, i muszą się chwytać dosłownie wszystkiego. W „Dead Man Down”, jego praktycznie mogłoby nie być. Jeden z tych dużych ochroniarzy, ze znikomą ilością tekstów do wypowiedzenia.

 

 

 

 

Scary MoVie / Straszny film 5

Kolejna seria skeczy, bardzo luźno powiązanych fabułą. Twórcy za główny obiekt drwin, obrali tym razem film „Mama”. Trochę mniej popularny od poprzednich. Niesamowicie łatwy do obśmiania – zresztą, jak wiele horrorów. Jaki efekt? Polegli.

Jeśli w komedii, moim głównym zarzutem jest brak poczucia humoru, to ciężko o jakąkolwiek pozytywną ocenę. Tu poczucia humoru nie mają twórcy. Tu poczucia humoru nie mają aktorzy. Jeden z niewielu, który ma, jest zabijany na samym początku w imię serwowanego idiotyzmu. Zamysł tego filmu wydaje się taki, by NIE rozśmieszać widza – to schodzi na dalszy plan – a pozwolić znanym twarzą popajacować. Nie przykuwają uwagi swoim żartom, liczą że wszyscy będą zrywać boki, jak pojawi się Snoop Dogg, czy Lindsay Lohan.

O ile pierwszym problemem jest to, że Ci celebryci i okazjonalni aktorzy, nie są zabawni, tak chyba tym większym jest, że nie miał kto im tych gagów rozpisać. Te sceny przeganiają się w absurdzie. Nikt mi nie wmówi, że takie jest załozenie, i nie można było tego zrobić z odrobiną klasy. Gdyby za tym siedział ktoś, kto zna się na rzeczy, to by wiedział kiedy żart przerwać by był śmieszniejszy. Jest dla przykładu scena – jedna z lepszych – gdzie mamy tą pełną napięcia sytuacje, w której główna bohaterka – pożal się boże Ashley Tisdale – zaraz otworzy szafę. Nieśmiało sięga ręką, i tam gdzie w horrach jest potwór, tu siedzi ich meksykańska, otyła pokojówka na kiblu – notabene jedna z niewielu, która ma papiery na rozśmieszanie. Teraz powinni ten żart przerwać. Już cel osiągneli. Jednak ich upartość w prześciganiu się absurdami, zmusza do sytuacji w której Meksykanka pierdzi i niczym rakieta wylatuje z kibla... Po co? Bo ma być głupio, nie śmiesznie!

Niekiedy udawało im się wywołać mój uśmiech, po czym szybko sciągali mnie na ziemie. Rozumiem, że każdy ma inne poczucie humoru, ale takiego ludziom współczuje. Oceny mówią same za siebie – 3.8 średnia – to nie powinno istnieć. – 1/10 - Plusy są takie, że trwa to niewiele ponad godzinę (68min), i jest chyba lepsze od Movie 43, choć boje się nad tym zastanawiać.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/108/#findComment-321143
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  145
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.02.2013
  • Status:  Offline

Kac Vegas III/ Hangover III

Na obu poprzednich częściach Kac Vegas byłem w kinie i nie inaczej było z filmem opatrzonym numerkiem 3. Tym razem jednak, żałuje pieniędzy wydanych na bilet. Tak jak "jedynka" potrafiła mnie rozbawić do łez, a "dwójka" jeszcze pozytywnie zaskoczyć, tak "trójka" zawiodła wszelkie moje oczekiwania, które i tak były zatrważająco niskie.Przewidywania były słuszne i ostatni film był najgorszym z trylogii.Na początek może napiszę co mi się podobało, bo jest tego zdecydowanie mniej niż tego czego nie przypadło mi do gustu.

 

-Jak zwykle dobra rola Bradleya Coopera, i kilka śmiesznych scen z Galifianakisem (przyznaje, że spotkanie z Carlosem mnie zniszczyło :lol: ).

-Rola Johna Goodmana zdecydowanie była najlepszą w całym filmie. Widać, że dobrze gra czarnych charakterów.

 

Smutne, że wszystkie pozytywy, które potrafiłem sobie przypomnieć dotyczą aktorów. Teraz te złe :roll:

 

-Całkowite odbiegnięcie od przewodniego tematu poprzednich części. Rozumiem, że może po dwóch podobnych filmach w 3 byłoby ciężko cokolwiek wymyślić, ale z drugiej strony czemu film nazywa się Kac Vegas/ Hangover, skoro nie ma tam nic o kacu, oprócz sceny po napisach końcowych ? Mamy za to pseudo-kryminalną komedie o nietypowym okupie za kumpla.

-Brak humoru.Jeśli komedia nie umie mnie rozśmieszyć, jest po prostu słabym filmem. Oprócz wcześniej wspomnianej sceny z Carlosem, zaśmiałem się może z 3-4 razy.Żart z oderwaną głową żyrafy raczej nie jest wyśmienitym dowcipem :roll:

-Obrzydliwy Ken Jeong. Momentami jego żarty były gorsze niż we wszystkich "Strasznych Filmach" i innych tego typu produkcjach razem wziętych. Od żartów z penisem, jajami i innymi narządami płciowymi szło się bardziej porzygać niż zaśmiać.

-Mało Eda Helmsa.Bardzo podobał mi się jego występ w poprzednich częściach, ale w tym mi go zabrakło, a sam "dentysta" został całkowicie odsunięty na dalszy plan.

 

Byłoby jeszcze tego znacznie więcej, ale myślę, że i tak już wystarczająco obrzuciłem łajnem ten film. :D Na pewno na jego korzyść przemawia to, że w kinie siedziałem obok kolesia, który co chwila zarzucał nie do końca śmiesznymi żartami. Do tego strasznie bolała mnie głowa i tylko czekałem aż stamtąd wyjdę, a nie na wydarzenia na ekranie. Dlatego za to dostaje 3/10. Szkoda, bardzo się zawiodłem. :roll:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/108/#findComment-321165
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Incredible Burt Wonderstone / Niewiarygodny Burt Wonderstone

Bój o najlepszego magika w mieście. W niebieskim narożniku Burt Wonderstone (Steve Carell). Od lat na topie, od lat prezentuje to samo. Ma fikuśny strój, a do wejścia towarzyszy mu klasyk Abracadabra. Nie szedł z biegiem czasu, a od sławy i pieniędzy odbiła mu palma. W narożniku czerwonym Steve Gray (Jim Carrey). Uliczna sensacja. Przekracza bariery, a widzowie mdleją na jego pokazach. Każdy jego występ to gwarancja niezapomnianych wrażeń.

Oczywiście, jest to ten film, w którym protagonista staje się okrutnym dupkiem, traci swą pasję, a wraz z nią cały dobrobyt. Musi udowodnić innym i przede wszystkim sobie, że jest w stanie rywalizować z nową gwiazdą magii. Musi się zmienić. Wiadomo jak historia się zakończy, ale jest najskuteczniejsza w tym, w czym być powinna, w rozśmieszaniu. Nie nazwałbym tego poziomem „magicznym”, czy „niewiarygodnym”, ale jest bardzo solidnie. Cieżko oczekiwać mniej od duetu Carell & Carrey, który wspierany jest przez Alana Arkina i Steve’a Buscemi... no i Olivie Wilde, ale ona ma tu inne cele :wink:

Mimo nakreślonego przeze mnie podziału protagonista-antagonista (jak kto woli face-heel), nie jest on tak wyraźny od samego początku – za to plus. Nie prezentują Burta, jako tego przygaszonego słabnącą sławą magika, który najlepsze lata ma za sobą i teraz musi wznieść się na wyżyny. Wręcz przeciwnie. Facet jest okrutnym dupkiem. Typem zepsutym przez pieniądze. A Carrey? Carrey też jest okrutnym dupkiem. Tylko pieniędzy w portfelu trochę mniej. Obaj zdają swój egzamin z komedii, choć to Jim może się chwalić lepszym wynikiem. Gość ma niepowtarzalną mimikę. Szkoda, że cienko u niego ostatnio z doborem scenariuszy - Pan Popper i jego pingwiny... Carell nawet nie zagwarantował sobie miejsca nr. 2, choć raczej podytkowane jest to opowieścią, w której musi stać się lepszym – mniej śmiesznym – człowiekiem. Srebrny medal idzie do Arkina. Nawet można się pokusić o pozłacanie mu krążka – a... i on też nie należy do przesadnie miłych staruszków.

Genialne jest to, że mimo obwieszczenia Graya, nową perełką magii, nie robi on przez cały film żadnej sztuczki. To jest po prostu odporny na ból koleś, a absurdalne pomysły są coraz zabawniejsze – od wstrzymywania moczu przez 12-dni, do nawpychania się słodyczami i robienie za ludzką piniatę (chyba nie musze opisywać jak wygląda patent?).

Cholera, śmiałem się. „Niewiarygodny Burt Wonderstone” poprawił mi humor, choć mam świadomość, że nie jest niczym wielkim. Jest przewidywalny. Przechodzi przez wszystkie konieczne punkty, w planie wydarzeń większości filmów, a i nawet wątek miłosny w to wepchnęli. Może to był po prostu dobry dzień na komedie - 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/108/#findComment-321176
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Straszny film 5

 

Kolejna część z serii strasznych parodii. Dwie pierwsze część strasznego filmu bardzo lubiłem oglądać, a następne dwie już tak bardzo mi się nie podobały. Postanowiłem jednak sięgnąć po najnowszą część i dobrze, że się nie nastawiałem na jakiś mega fajny film, bo bym się mocno zawiódł. Już sam czas trwania filmu sprawia, że do kina na ten film bym nie poszedł, bo pewnie pomimo tego, że film trwa godzinę, to i tak zdarliby ponad dwie dychy jak za normalny dwugodzinny film. Ogólnie film był trochę mdły jak na mój gust.

 

- obsada aktorska pozostawiała wiele do życzenia, szczególnie panna Tisdale, która dobra był tylko w serialach dla dzieci typu ‘’nie ma to jak hotel”,

- film podobny do oryginału tylko straszne sceny zastąpiono śmiesznymi. A humor w tym filmie nie był jakiś wybitny,

- tak właściwie to nie mam nic więcej do napisania o tym filmie, więc wiadomo jaki był.

 

Ocena: 1,5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/108/#findComment-321217
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  689
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.09.2012
  • Status:  Offline

Nieruchomy poruszyciel (2008)

 

Nie pamiętam, kiedy ostatnio oglądałem jakąkolwiek polską produkcję - stąd np. nie rozumiem podniety "Drogówką", jakkolwiek dobra by nie była. Co więc skłoniło mnie do obejrzenia tego filmu? Sam nie wiem.

 

Film miał być nawiązaniem do słynnej już seksafery w Samoobronie. I tu pojawia się pierwszy mój problem z tym filmem - wiadomo, że reżyser (który się inspirował wcześniej wymienioną aferą) nie mógł skopiować tego, co działo się naprawdę. Ale wybór małego miasteczka i szefa miejscowej huty jako sprawcę? Wcale nie czuję, że "Generał" jest kimś ważnym - chyba tylko nazwa oraz fakt sprawowania władzy w hucie tylko o tym mi mówi. Brak tu patosu związanego z najwyższymi szczeblami i bezkarnością ludzi z takiego poziomu.

 

Druga sprawa, to bohaterka - ona w ogóle nie pokazuje, że ma jakikolwiek problem z tymi całymi zdarzeniam. Prócz jednej sceny, gdzie ucieka z mieszkania pewnego gościa , z którym i tak później... Niemal tak po prostu, jak gdyby nigdy nic.

 

Kpiną była również dildo-klamka, która - prócz symbolu władzy "Generała", który mógł nią otworzyć niejedne drzwi - służyła do "innych celów" (jak można się zorientować).

 

Po obejrzeniu tego, nie czułem żadnych emocji - wzruszenia, obrzydzenia czy refleksji. Happy-endu nie było, chociaż grzechy zostały odkupione.

 

Trudno mi ocenę wystawić, więc napiszę krótko - nie polecam oglądania, ani pracy w hucie. Bo tam źle się dzieje.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/108/#findComment-321245
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Kac Vegas 3

Po kolejnej części z serii Kac Vegas spodziewałem się o wiele więcej niż zostało przedstawione w filmie. W poprzednich częściach były motywy ze ślubem, wieczorem kawalerskim i kłopotami. A teraz co? Dostajemy historię o jakimś żółtku, który kradnie złoto a reszta bohaterów musi go znaleźć żeby uwolnić kumpla. Pierwsza refleksja która mi nasuwa się po obejrzeniu filmu jest to, że ani razu w trakcie oglądania na mojej twarzy nie pojawił się uśmiech, choć z założenia miała to być komedia. Było kilka fajnych scen, ale przede wszystkim rzucił mi się w oczy Cena z Punkiem oglądani przez lekko spasłą babkę ze sklepu. Fajnie że w filmach wyświetlanych na całym świecie promuje się wrestling. Kolejna fajną akcją był zjazd na prześcieradłach ze szczytu Cesars Palace. Naprawdę super akcja, podobnie jak późniejszy lot ze spadochronem nad Las Vegas. I to by było na tyle z rzeczy, które warto polecić w tym filmie. Tematyka filmu całkowicie rozmijająca się z tytułem nie może zapewnić filmowi dobrej oceny. Mam również nadzieję, że kolejne części nie powstaną, bo może być już tylko gorzej.

Ocena:2/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/108/#findComment-321259
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Na szybko o dwóch mniejszych produkcjach...

 

 

 

 

Phantom

Opowieść o dowódcy sowieckiej jednostki specjalnej na pokładzie łodzi, którego misja okryta jest tajemnicą. Film za który łapiesz ze względu na obsadę. Ed Harris, David Duchovny, William Fichtner, plus kilka rozpoznawalnych twarzy. Po seansie, obsada pozostaje jedynym atrybutem. Nawet nie dlatego, że dali niezapomniane kreacje, ale wypadli na tyle przyzwoicie by nie pozwolić Ci usnąć.

Wewnętrzne demony kapitana (Harris) uniemożliwiaja mu percepcję rzeczywistości. Jego dolegliwości są skrywane przez zaufanych podwładnych, nad którymi wisi KGB. Coś co dawało szeroki wachlarz możliwości, zostało wykorzystane tylko w celu wystrzelenia fabularnej rakiety. Celem pocisku są niestety oklepane pustkowia. Jak pierdyknie, to i tak zostaniemy niewzruszeni. Wizje Harrisa nie miały znaczenia w kluczowych momentach.

Mgła tajemnicy, którą owiana jest misja, wcale nie ogranicza widoczności. Nie czułem, żeby świat był na skraju nuklearnej wojny. Czułem za to niesmak, gdy banda Amerykańskich aktorów, paradowała w sowieckich uniformach. Zapewne już widzieliście ten film. Tu nic Was nie zaskoczy. A suspens thriller bez tego elementu, nie jest wart uwagi... – 3/10

 

 

 

 

No One Lives

Gang siejący postrach w swojej mieścinie, porywa przypadkiem napotkaną parę. Role szybko zaczynają się odwracać, kiedy dochodzi do nich, że zadarli z niewłaściwym turystą...

Horror zalany hektolitrami krwi. Momentami obrzydliwy, czasami intrygujący. WWE Studios! Gdzie się podziało Wasze PG! :wink: „No One Lives” sprytnie pokazuje drugą stronę medalu. Odwracają rolami obie strony. Ci którzy zwykle są terroryzującymi psychopatami, walczą o życie. Ci którzy zwykli walczyć o życie, bezwzględnie mordują.

Ciężko tu o logiczny tok fabuły. Taki popsułby zabawę, niszcząc założenie. Gdyby zadarli z kolesiem, który z płaczem w oczach będzie ich zabijał w ramach personalnej vendetty, nikt by się nie przejął. Brakowałoby fajerwerków. Tutaj zabijanie ma być efektowne. Pułapki niczym Jigsaw z „Piły’, planowanie działań niczym Scofield z „Prison Break’a”.

Jak na to nędzne studio, jest przyzwoicie. Możliwe, że powodem jest praktycznie nie warte uwagi wystąpienie wrestlera. Tym razem nie miał na barkach głównej roli, z którą koledzy sobie najczęściej nie radzą. Brodus Clay ma wyglądać, ma robić wrażenie, burknąć pod nosem kilka kwestii i usunąc się w cień. Reszta o Oscara się bić nie będzie. Można ich podzielić na dwie grupy – irytujących i irytujących trochę mniej.

Nie rozumiem tego zapędu na nędzne sceny walki. Wiem, że takie marne bitki są wpisane w „Marine’a”, czy „12 Rounds”, ale to jest prosty horror. Brzydki i nie straszny. A jak nie straszny, to nie straszmy ludzi nieudolnymi ciosami i blokami, bo Van Damme już się zestarzał, a jego filmy razem z nim. Zgubili się pod koniec, ale początek mnie satysfakcjonował na tyle, że z lekkim przymrużeniem oka daje 5/10 Podkreślić trzeba, że WWE Studios nie dało dupy. Radzą sobie z czymś takim lepiej. Ileż mogę oglądać wojennych herosów ratujących dziewczynę?

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/108/#findComment-321390
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Highland Park (2012)

 

 

Highland Park nie radzi sobie z kryzysem ekonomicznym. Duże kłopoty ma także szkoła, której grozi zamknięcie. Jej dyrektor szuka wszelkich sposobów, by do tego nie dopuścić. Pewnego dnia nauczyciele wygrywają na loterii dużą sumę pieniędzy.

 

Szukając na torrentach jakiegoś filmu do obejrzenia trafiłem na Highland Park i cieszę się że go obejrzałem, bo jest bardzo dobrze zrobiony. Opowiada on o grupie mieszkańców tytułowego miasteczka, które kiedyś było stolicą ludzi pracujących, a teraz popada w ruinę. Główny bohater będący dyrektorem szkoły musi zwolnić wielu swoich podwładnych, którzy są jednocześnie jego przyjaciółmi. Razem spotykają się po pracy, a także od wielu lat kupują los na loterii zawsze na te same numery. I gdy wydaje się że sytuacji w mieście nie uda się już uratować uśmiecha się do nich szczęście, bo trafiają szóstkę. Jeszcze przed realizacją kuponu zaczynają wydawać pieniądze na swoje zachcianki, a także na szczytne cele. Niestety po jakimś czasie okazuje się, że ten, który wysyłał kupon nie wpisał zwyczajowych liczb, tylko inne, które podało mu chińskie ciasteczko z wróżbą (LOL!). Gdy jego znajomi się o tym dowiadują SA na niego wściekli, ale potem się godzą i mamy film z happy endem.

 

Ogólnie film można obejrzeć z przyjemnością, bo jest ciekawy, a widz w trakcie oglądania zastanawia się, co dalej stanie się z bohaterami i nie ma jakiś nudnych momentów. Osobiście polecam ten film do obejrzenia.

 

Ocena: 8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/108/#findComment-321448
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 885
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  24.05.2008
  • Status:  Offline

Pustka (2010)

 

 

Samuel Pierret jest szczęśliwym człowiekiem. Pracuje jako pielęgniarz w szpitalu oraz wraz ze śliczną żoną Nadią spodziewają się swojego pierwszego dziecka. Jego szczęście rozsypuje się niczym domek z kart gdy na ostry dyżur trafia ranny przestępca Sartet. Samuel przypadkiem będąc na dyżurze nakrywa obcego mężczyznę w lekarskim kitlu który próbował odciąć rurkę od respiratora (skutecznie). Główny bohater cudem ratuje życie Sarteta (nie wiedząc kim on jest) oraz zawiadamia policję. Gdy wydaje się że jest już po wszystkim, zostaje niespodziewanie zaatakowany we własnym domu a jego ciężarna żona uprowadzona. Gdy odzyskuje świadomość odbiera telefon w którym nieznany głos stawia mu ultimatum: musi wydostać Sarteta ze szpitala w ciągu 3 godzin, inaczej nie zobaczy już własnej żony i dziecka. Sprawa komplikuje się gdy Samuel odkrywa że zamieszani są w to inspektorzy policji...

 

Rzadko kiedy oglądam francuskie thrillery ale muszę przyznać że oglądając "Pustkę" nie nudziłem się. Sprawnie poprowadzona historia,niezłe sceny (bardzo podobała mi się scena ucieczki głównego bohatera przed skorumpowanymi policjantami) oraz dwa odrębne od siebie charaktery (protagonista i Sartet) zmuszone do współpracy by wspólnie przeżyć oraz załatwić swoje cele (Samuela: odnalezienie żony, Sarteta: zemsta się na skorumpowanym gliniarzu).

 

Ocena w skali szkolnej: 4/6

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/108/#findComment-321536
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  635
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.05.2008
  • Status:  Offline

Incredible Burt Wonderstone / Niewiarygodny Burt Wonderstone

 

Czy tylko mi w tym filmie kreacja Jima Careya strasznie przypominała postać Setha Rollinsa? Z wyglądu oczywiście :)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/108/#findComment-321602
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Admission / Czas na miłość

Portia Nathan (Tina Fey), pruderyjna kierowniczka działu rekrutacji na Uniwersytecie Princeton, składa wizytę w szkole średniej. Okazuje się, że jest ona nadzorowana przez jej byłego kolegę ze studiów, beztroskiego Johna Pressmana (Paul Rudd). Kobieta dowiaduje się od niego, że jego utalentowany, acz niekonwencjonalny uczeń, Jeremiah, może być jej synem, którego niegdyś oddała do adopcji. Oparte na książce Jean Hanffa Korelitza. Pewnie o nim nie słyszeliście, a po seansie stwierdzam, że nigdy nie usłyszycie.

„Przereklamowana” Fey i „Mr. Mam słabość do nędznych scenariuszy” Rudd. Duet razem nie poszaleje, a przez takie filmy i ja zaczynam się powtarzać. Na swoją obronę mam to, że motywy w tych filmach też się powtarzają. Wiadomo, że się do siebie zbliżą. Wiadomo, że ktoś przejdzie przemiane. Wiadomo, że nikt z wymuszonych żartów się nie zaśmieje. Wszystko prowadzone w smutnym tonie, który chcę ubarwić przekolorowana postać mamy głównej bohaterki. Stara wariatka, strzelająca bez ostrzeżenia – werbalnie i ze strzelby. Ilość celnych strzałów = 0. Ilość udanych żartów... identyczna.

Gimmickiem, który rzekomo ma pchać fabułę do przodu, jest wspomniany wyżej syn. To jak w nienawidzącej dzieci Portii, obudzi się troskliwa matka. Mimo tych wszystkich emocji jakie odczuwa, dalej wydaje się być wycięta z kartonu. Nijak nie idzie jej kibicować. A o wartościowe wsparcie ciężko. Jest Michael Sheen, udowadniający że potrafi się odnaleźć nawet w błahej kreacji ex-chłopaka, ale to nie robi wielkiej różnicy.

Jedzie to znaną wszystkim ścieżką, ale nie z gracją baletnicy. W tym sęk. Motywy można powielać, ale w sposób godny. Jeśli komroma oblejemy grubą warstwą dramatu, to trzeba się skupić na wartościowych charakterach, których działania dadzą do myślenia, bo próby rozśmieszania spłyną na niczym. Właściwe kroki stawiają dopiero na koniec, ratując przed katastrofą. – 3/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/108/#findComment-321687
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  689
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.09.2012
  • Status:  Offline

The Great Gatsby / Wielki Gatsby

 

Kolejność poznawania tej produkcji była dosyć dziwna - najpierw opinie usłyszane w podcastach filmowych, potem przeczytanie książki, a na koniec wybranie się do kina. Powinno zabić wrażenia, a oglądanie filmu pod kątem książki jest zapewne inne niż u tych, którzy o książce nigdy wcześniej nie słyszeli.

 

Kiedy usłyszałem pierwszą kwestię i podstarzały głos, myślałem, że taka konwencja zostanie zachowana do końca filmu. Tutaj minus za brak niekonsekwencji, chociaż pomysł z Nickiem jako autorem książki, którą napisał w wyniku zwierzeń całkiem przypadł mi do gustu.

 

Kontynuując wątek Nick Carraway'a (gra go Toby Maguire, czyli nasz wspaniały Spiderman :D ) - świetnie gra gościa, którego odnalazłem w książce. Pomimo bycia "nikim", wie wszystko o otaczających go ludziach. On nigdy nie zabiega o ich zaufanie, mimo to jest nim obdarzany przez kolejne osoby - od mężą swojej kuzynki Daisy po tytułowego bohatera.

 

Budowanie osoby Gatsby'ego przebiega w aurze tajemniczości - ile osób, tyle opinii i historii związanych z Jay'em (Gatsby, grany przez Leonardo di Caprio). Moment, w którym główny bohater poznaje go, jest nieco niespodziewany, ale miejsce do tego jest jak najbardziej odpowiednie. Leo zagrał tutaj świetnie - w końcu, mogłem zobaczyć go jako człowieka nie popadającego w żadne dziwne depresje lub psychiczne dolegliwości. Uśmiech, jakim obdarzył Nicka nazwanym "jednym z tych, które widzi się 5 lub 6 razy w życiu", warto po prostu samemu zobaczyć.

 

Ponieważ jest to film, mamy potężne narzędzie obrazu, które może wyrazić więcej niż tysiąc słów. Niestety, tutaj odnoszę się do tego w negatywnym kontekście - o ile w książce nie dało się poczuć, że zwiążek Gatsby'ego z Daisy jest tak gorący, o tyle tutaj wokół tego wątku skupia się cała dalsza część filmu. Pomimo w opisie filmu "Dramat, romantyczny", to nie spodziewałem się aż takiego podkreślenia zażyłości dwójki bohaterów - a powinieniem, w końcu to miłość do ukochanej była przyczyną wielu niefortunnych zdarzeń.

 

Trudno nie poruszyć sprawy muzyki, która wydawać się może kontrowersyjna. Jay-Z i inne tłusty bity w produkcji, która toczy się w latach 20. poprzedniego stulecia? Eee.... Niestety, byłem w stanie bronić takiego oryginalnego podejścia, ale w kilku scenach raził nietrafny dobór takiej koncepcji.

 

Innym szczegółem, na który zwróciłem uwagę, jest kreacja noszona przez Carey Mulligan (Daisy) - mieszka z bogatym mężem i nie stać jej na założenie innej sukienki, niż kremowa? No dobra, w rezydancji Gatsby'ego miała jakąś czarną, ale mam wątpliwości, czy nie otrzymała jej od Jaya. (kojarzy mi się, że miała jeszcze jakąś inną i na balu na pewno pojawiła się w bardziej zdobionej suknii, ale i tak razi to w oczy - Jordan wypada w tej kwestii po prostu lepiej).

 

Mimo kilku zgrzytów i brak wyróżniającej się treści, film oglądało się dosyć przyjemnie. Zwykle 2h przy filmie jest dla mnie zbyt długie, tutaj - czas wykorzystano dosyć dobrze. Nie oczekiwałem niczego więcej - w końcu to tylko adaptacja, zrobiona w nieco bardziej nowoczesnym stylu. W Ameryce, taki pomysł na pewno przejdzie, w Polsce - skarconoby reżysera, gdybyśmy w "Ogniem i Mieczem" usłyszeli np. polski rap. Jeśli już obejrzałeś pozostałe hiciory, a lubisz obejrzeć kino z dobrymi kreacjami - polecam.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/108/#findComment-321691
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 885
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  24.05.2008
  • Status:  Offline

Teren Prywatny (2001)

 

 

Frank Morrison (John Travolta) właśnie rozwiódł się z żoną Susan. Była żona wkrótce poznaje Ricka Barnesa który zamieszkuje razem z synem Franka 11 letnim Danny'm. Frank ze zdumieniem odkrywa że od ślubu byłej żony z nowym partnerem, Danny zaczął uciekać z domu i wyraźnie boi się ojczyma. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej gdy syn zwierza się Frankowi że był świadkiem morderstwa dokonanego przez partnera matki. Morrison musi stanąć do walki z Barnesem który okazuje się być niebezpiecznym przestępcą, zagrażającym jego najbliższym... Całkiem ciekawy film (choć fabuła bardzo podobna do "Klienta") z dobrą główną rolą Travolty jako zrozpaczonego ojca pragnącego za wszelką cenę chronić swoje dziecko przed szaleńcem, który mieszka z synem pod jednym dachem (choć nie powiem: lepiej gra on czarne charaktery). Vince Vaughn czyli aktor grający ojczyma-mordercę także poradził sobie z rolą (na uwagę zasługuje jego budzące grozę zimne spojrzenie :) ). Nie jest może to film wybitny ale warto obejrzeć.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/108/#findComment-321824
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Only God Forgives / Tylko Bóg Wybacza

Wracają po dwóch latach, gdy sprezentowali ludziom “Drive”. Duet Nicolas Winding Refn (reżyser) i Ryan Gosling. Wiadomo, że nowy film będzie stylistycznie nawiązywał do poprzedniego hitu, a teraz się nie dziwie, że został wygwizdany w Cannes…

Julian (Gosling) to właścieil klubu walki w Bangkoku. Na boku, wraz z bratem, prowadzi średnio legalne, narkotykowe interesy. Kiedy Billy zostaje zamordowany, matka (Kristin Scott Thomas) oczekuje od Juliana zemsty na oprawcach.

Pseudo intelektualny bełkot, którego nienawidzę. Film tak spinający się na bycie czymś więcej, że wywolywał salwy śmiechu na sali kinowej. Jeśli ktoś mi powie, że to jest dobre, ma głębszy sens, a ja go po prostu nie zrozumiałem, zasługuje na ciężkie pobicie. Nawet cięższe od tego, kto powie, że Gosling dobrze zagrał. Facet ma około dziesięciu linijek tekstu i jedną minę przez 90minut. Wydawać by się mogło, że powinniśmy mu kibicować, ale jego zajęcie, to wpatrywanie się w masturbujące się prostytutki – bo to taki głęboki film.

Kiedy on zaczyna przejawiać oznaki słabości – brat to pojeb, sam sobie takie los wymalował – mamuśka wkracza do akcji. Widać, że od początku ma problem z młodszą pociechą, faworyzując zmarłego pierworodnego. Mimo zepsucia do szpiku kości, budzi ona większą sympatie widza. Wydawała się bardziej naturalna. Wklejona z innej, lepszej bajki.

Ten zły, to nic innego jak mściciel z kataną. Ma swoje zasady, a główna brzmi, jak ktoś będzie chciał mnie zabić, to wydłubie mu oczy, odetne uszy i przebije kończyny. Bezwzględny killer, budzący postrach w całym mieście, choć stojący po stronie prawa – wiem, pokopane. Jak nie odcina ludziom rąk, to podśpiewuje sobie na lokalnym karaoke – serio! Niestety, przeboje są mi bliżej nieznane. Liczba mnoga, bo wcale nie dostałem jednego, okazjonalnego wykonu. Przewijają się zbyt często. Odrywają Cię od brutalności, jaką nas obdarzyli. Tutaj śmierć, to jak fatality z Mortal Kombat. Krew będzie tryskać. Tylko co z tego, że gina ludzie, którzy Cię kompletnie nie interesują?

Całą tę fabułę, wraz z ich rzekomymi emocjami, przemyśleniami i działaniami, byłbym w stanie zamknąć w 30minut. Co robisz przez pozostałe 60? Wpatrujesz się w twarz Goslinga – wiecznie tą samą, warto przypomnieć – słuchając Tajlandzkich nut. Większość scen wygląda jak projekcja snu. Tak dziwne, że nie może byc prawdziwe. Nawet bohaterowie mają tendencje pojawiać się w miejscach, w których nie mieli prawa być – z logicznego punktu widzenia.

„Drive” urzekał klimatem. Nie był dla każdego, a to jest dla nikogo. Ciężko mi sobie wyobrazić target. Ja wychodziłem z kina autentycznie zły. Nie tak to powinno wyglądać. Myśle, że z artystycznego punktu widzenia, oddawanie moczu jest na tym samym poziomie. Orientalna sztampa, to nie sztuka. Sprzedawanie tego ludziom, to występek. Bóg może sobie wybaczać, Niko nie – 1/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/108/#findComment-321914
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...