Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Komisarz Blond i Oko Sprawiedliwosci

Lokalny nieudacznik, obdarzony wyjątkowym węchem, komisarz Jan Blond (Mariusz Pujszo), zostaje oddelegowany do rozpracowania siatki szpiegowskiej. W misji ratowania świata, pomoże mu Minister Spraw Wewnętrznych (Marian Dziędziel) i tajemniczy Marek (Paweł Deląg).

Cokolwiek bym jednak nie powiedział o fabule, to wystarczy nadmienić, że to Polska komedia kryminalna, która nie jest śmiesza i jest pozbawiona interesującej intrygi. Z początku myślałem, że to nasza odpowiedź na Bonda, ale szybko zaczęło to wyglądać jak „Różowa Pantera”. Problem chyba jednak w tym, że jest nasza. A „nasza” oznacza, że będzie wiała tandetą. Coś co pewnie dzielnie by stanęło do walki o Złote Maliny, u nas dostaje premiere kinową...

Wszystko jest przepełnione najgorszym, sytuacyjnym humorem, jaki widziałem. Kreskówki oferują dojrzalsze dowcipy. Pujszo jest pozbawiony jakiegokolwiek komediowego zmysłu. Stara się stroić kretyńskie miny, stara się paplać denne teksty, ale wszystko idzie na nic. Nie tyle byłem daleki od śmiechu, ale wręcz zły, na to co oglądam. Moje filmowe „oko sprawiedliwości”, było gotowe na utrate wizji. Jakby to pociągnęło za sobą utratę słuchu, to łatwiej by było to znieść.

Postaram się teraz zrozumieć, że kogoś może to bawic. Poczucie humoru, każdy ma swoje, więc ciężko to obiektywnie ugryźć. Ale nikt nie wmówi mi, że to dobry film. Ogląda się go, jak serie skeczów – i to niskich lotów. Montowany był chyba w Windows Movie Makerze. Sceny sie urywają, prowadząc do nikąd. Obiło mi się o uszy, że scenariusz powstał 11lat temu. Mogli go zostawić, w tej szafce, w której spokojnie gnił.

- Blond! Zwalniam Cię

- Ale jak to...

- Tak to...

Tu sobie nie robie jaj. Takie są dialogi! – 1/10 - Blond świata nie uratował, ale "Red Dawn", już tak, bo wskoczył na liste najgorszej 10-tki.

 

10. Brake

9. Stolen

8. Sztos 2

7. The Cold Light of Day

6. Hit and Run

5. Silent Hill: Apokalipsa

4. Resident Evil: Retrybucja

3. Komisarz Blond i Oko Sprawiedliwosci

2. Paranormal Activity 4

1. Czarnobyl. Reaktor strachu

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/101/#findComment-310231
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Podaję już ostateczną TOP 10 listę na rok 2012:

 

Najgorsze:

 

10.12 Godzin(Stolen)

09.Zaginiona(Gone)

08.Hit & Run

07.Silent Hill:Apokalipsa(Silent Hill:Revelation)

06.Oogieloves

05.Czerwony Świt(Red Dawn)

04.Bankomat(ATM)

03.Upiorny Jeździec 2(Ghost Rider 2:Spirit of Vengeance)

02.Bitwa pod Wiedniem(September 11 1683)

01.Czarnobyl:Reaktor Strachu(Chernobyl Diaries)

 

Najlepsze:

 

10.Sesje(The Sessions)

09.Bestie z Południowych Krain(Beasts of the Southern Wild)

08.Niesamowity Spider-Man(The Amazing Spider-Man)

07.Mroczny Rycerz Powstaje(The Dark Knight Rising)

06.Mistrz(The Master)

05.Lincoln

04.Amour(Miłość)

03.Życie Pi(Life of Pi)

02.Django(Django Unchained)

01.Atlas Chmur(Cloud Atlas)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/101/#findComment-310627
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Gangster Squad (Gangster Squad. Pogromcy Mafii)

Los Angeles, rok 1949. W jednym narożniku, bezwzględny gangster. Król mafii. Terroryzujący całe miasto, Mickey Cohen (Sean Penn). Po przeciwnej stronie ringu, weteran wojenny. Honorowy policjant. Mąż i przyszły ojciec, John O'Mara (Josh Brolin).

Prosta mafijna historia - mamy byłego boksera Mickey’a, któremu szczyt LA nie wystarcza. Jego celem jest przejęcie większego obszaru, i wyzbycie się starej gwardii. Kogoś, kto w jego mniemaniu, nie nadąża. Jest gotów wymordować ich wszystkich. Ułatwiają mu to wysoko postawieni policjanci, sędziowie i politycy - czyt. skorumpowany standard. Na każdego mrocznego rycerza, przypaść musi ten „biały”. O’Mare nie obchodzą powiązania Cohena, nie patrzy na to, co mogą z nim zrobić mafiozi, po prostu walczy o swoje miasto, będąc wrzodem na dupie przełożonych. Po jego stronie nie stoi nawet ciężarna żona, która zamiast bohatera, chcę męża. Po mniej lub bardziej udanych akcjach na gangsterów, dostaję on szansę zwerbowania ekipy, która porzuci odznaki i ruszy za złem.

Gwiazdozbiór, wykonujący przyzwoitą robotę, ale w mało atrakcyjnej historii. Brolin i Penn, to wierzchołek góry lodowej. Jest tu ulubieniec nastolatek Ryan Gosling, Emma Stone, Nick Nolte, T-1000, Michael Peña, generalnie, jest ogrom znanych twarzy. Szybko jednak ich wątki pozostają niedopowiedziane, i nijak nie będzie dane poznać ich historii. Ten który dostaję czasu najwięcej – Gosling, bo i kto inny... – wydaje się najmniej ciekawy i sztuczny. Ktoś rozporządził, żeby odwzorowali klimat tamych lat i gadali z odpowiednim akcentem. W niektórych przypadkach, nie razi to w ogóle – Penn – a w niektórych, wychodzi mały kabaret – Gosling. Jednak w żadnym momencie, nie idzie uznać tego zabiegu za udany – bez niego, byłoby to samo, jak nie lepiej.

Fabuła zaś jest prosta, nie skażona zwrotami akcji. Tak jak się rozpoczęło, tak się skończy. Chyba tylko przez 30sekund, były zobrazowane, jakieś moralne dylematy, co z „Gangster Squad”, robi mało skomplikowany film akcji, adekwatnie do tytułu. Pozbawiony jest mocnych dialogów – ze 2 się znajdą – godnych zapamiętania kreacji, ale nie płytkiej komedii (?!) Kilkukrotnie wciskali zbędne sceny, które mają rozbawić, a pamiętając, że reklamują to jako dzieło „oparte na prawdziwej historii”, średnio mi się chcę wierzyć w takie idiotyzmy. Panowie, albo wpadają na kretyńskie pomysły, rodem z „Głupiego i głupszego”, albo wszystko przychodzi im z zaskakującą łatwością – najwyraźniej założenie podsłuchu, w obstawionym przez mafie domu, to bułka z masłem. Może ta – nieudolna – próba wymuszenia uśmiechu, nie powinna być tak oczerniana, bo wszystko sprowadza się do tego, że to banalna historyjka. Równie dobrze, mogłaby się dziać w innych czasach, i nikt by nie zauważył różnicy. Tommy Guny i popcorn... – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/101/#findComment-310715
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Gangster Squad

 

Plusy:

 

-rola Seana Penna.Facet jest genialny, obojętnie za co się weźmie, jego kreacje się przez długi czas pamięta.Brawa za dobre oddanie akcentu tamtych lat.

-klimat i odwzorowanie lat 50tych

 

 

Minusy:

 

-brak rozbudowań postaci(wyjątki to postacie grane przez Penna i Brolina),przez co nie możemy się do nich przywiązać.

-ktoś mi powiedział, że Ryan Gosling jest dobrym aktorem.Nigdy nie widziałem żadnego filmu z nim, a to, co tutaj zobaczyłem, w żaden sposób nie potwierdza tej teorii.Sztuczność od niego biła co nie mara.

-wątek "romansowy" napisany na odwal się i zakończony w tandetny sposób

-brak zwrotów akcji w fabule.

-gdzieś to już widziałem("Nietykalni" z 1987?)

-niewykorzystany potencjał Emmy Stone

-dziury w fabule, sprowadzające się do tego, że każdy wszystko wie i przewiduje tak z niczego(Deus ex Machina?Chyba nie...)

-wiele niepotrzebnych scen

 

4/10 (jak na taki potencjał, film zawiódł i to bardzo.Pierwszy film w 2013 roku i od razu rozczarowanie.Ktoś, kto naprawdę kocha kino gangsterskie, może to ruszyć, ale jeżeli nie, to nie marnujcie na to czasu, bo jest wiele lepszych filmów.)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/101/#findComment-310808
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

The Master (Mistrz)

Wojenny weteran, Freddie Quell (Joaquin Phoenix), nie może dojść do siebie po traumatycznych przeżyciach. Popada w liczne uzależnienia i wciąż nieskutecznie szuka miejsca na ziemi. Wszystko się zmienia, po poznaniu wizjonera, Lancastera Dodda (Philip Seymour Hoffman).

Aktorsko bardzo dobry, fabularnie nie dla wszystkich. „Mistrz” porusza temat scjentologii, potraktowany tu trochę zbyt delikatnie. Dla tych, którzy o tej religii nie słyszeli, bądź też kojarzą tylko nazwę, może to być poruszające. W końcu to stosunkowo nowe wyznanie, a każde kolejne, musi przeskoczyć poprzeczke ustawioną przez poprzednie – łatwo wydedukować, że niepokalane poczęcia i gadające węże, wcale nie były łatwe do pobicia. Pozostali, wiedzący czego się w tej warstwie spodziewać, nie będą w stanie wynotować żadnych nowości. Nie będą w stanie uznać tej historii za zjawiskową. Okazało się to dobrym chwytem marketingowym, mimo dość przeciętnej egzekucji.

Film jest jednak w stanie się skutecznie wybronić kreacjami. Dla mnie to teatr dwóch aktorów, ale i funkcjonująca w tle, Amy Adams, znalazła swoją drogę do Oscarowej nominacji – potwierdzając mizerność tej kategorii w moich oczach. Phoenix jest może trochę karykaturalny, i wcale nie odnosiłem wrażenia, że nikt inny nie byłby w stanie tego zagrać tak jak on, co nie zmienia faktu, że zadanie może udać za wykonane. Pasek na dyplomie też mu damy, choć po najmniejszej linii oporu. Tam ciekawa jest przede wszystkim postać. Mocno dramatyczna, zbłąkana, emocjonalnie niestabilna – wystarczy tego nie popsuć, a nominacje się pojawią.

Seymour-Hoffman to klasa sama w sobie. To jeden z tych ludzi, który poniżej pewnego poziomu nie spadnie. Wcielając się w lidera, przede wszystkim był przekonujący i charyzmatyczny – cechy niezbędne – a i „pazura” nie zabrakło, gdy pojawił się ktoś z wątpliwościami, co do głoszonych przez niego teorii. Facet świetnie dostarczał rozpisane mu dialogi, przez co słucha się go z przyjemnością – mimo kontrowersyjnych poglądów. Słabe umysły, podążałyby za nim jak zombie.

Lancaster Dodd powiedział - „Jestem pisarzem, doktorem, fizykiem nuklearnym, filozofem, ale przede wszystkim, jestem człowiekiem, tak jak Ty.” Ten film jest o miłości, pożądaniu, szaleństwie, religii, zagadkowej relacji dwóch facetów, ale przede wszystkim... gubi się w tym wszystkim, nie budując napięcia. Ciężkie kino, które na kolana nie rzuciło – 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/101/#findComment-311644
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Mama

Głupotę w horrorach, nie trudno wypunktować. „Mama” prezentuje historie, w której ojciec zabija matke, porywa dwójke dzieci i sam ginie w lesie. 5 lat później, dwie dziewczynki zostają odnalezione, a o opieke nad nimi walczy dalsza rodzina. Finalnie, trafiają do wujka, który mieszka ze swoją dziewczyną (Jessica Chastain). Sam fakt, że wujaszek, jest średnio zainteresowany, jak dwoje dzieci, przetrwało przez tyle lat po środku lasu, jest zastanawiający. Jednak to, że podejmuje decyzje o opiece, podczas, gdy one nie przypominają słodkich małych szkrabów, jest po prostu głupie...

Z początku napięcie jest budowane powoli, we właściwy sposób. Człowiek może się wkręcić w przedstawianą historie. Pomagają w tym na pewno małe dziewczynki, które ładnie balansowały, między byciem słodkim, a przypadkiem psychicznym. Na dobrą sprawę, ich przemiana jest najciekawsza. Starsza, która ogarniała świat przed wypadkiem, zaczyna schodzić na prostą. Młodsza, całą wiedzę wyciągnęła w lesie, pod skrzydłami tytułowego stwora – bo i przecież same nie przetrwały – więc dalej budzi niepokój. W zasadzie, to małe, „gollumowe” duo – jak obejrzycie, będziecie wiedzieli dlaczego tak je nazwałem – jest straszniejsze od Mamy, która za coś takiego miała odpowiadać.

Z czasem wszystko się sypie, serwując kiepskie wizje snów. Im dalej w las, tym bardziej nasz mózg będzie cierpiał – typowe dla tego gatuku. Wszystko zaczyna spadać po równi pochyłej, a częstotliwość oklepanych scen wyskokowych i zabawy światłem, zaczyna rosnąć. Pytania, z kategorii „czemu?” i „po co?”, też padają co minutę, aż do samego końca, który można określić, jako kretyńską próbę wyciśnięcia łez. Gdyby nie to, że maczał w tym palce Guillermo del Toro, pewnie byłoby nie do zniesienia – tak przynajmniej jest przeciętnie – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/101/#findComment-311855
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Mama

 

Plusy:

 

-Horror, który nie budzi u mnie obrzydzenia,wywołanego przelaniem hektolitrów sztucznej krwi i rażącej przemocy zawsze będzie u mnie znajdował miejsce w plusach.

 

-przyjemnie się patrzyło na obie dziewczynki(chodzi mi o ich występ, a nie o nic innego, zboczeńce...) i Jessicę Chastain(zwłaszcza to, jak jej postać zmieniała się w przeciągu filmu, co w zasadzie jest jego esencją - z kogoś, kto nie chciał mieć dzieci, stała się kochającą matką- propsy za poprawne zrealizowanie tego wątku), choć nie popieram, żeby aktorzy z jakąś tam renomą chwytali się za horrory, bo mogą zepsuć niejedną karierę.Ale tutaj chyba nazwisko Del Toro przeważyło, więc ryzyko było dużo mniejsze niż zazwyczaj.

 

-dobrze skomponowana muzyka dla tych "czulszych" scen(czuć tutaj wpływ Del Toro, ewidentnie jego klimaty)

 

-fabuła spójna przez o wiele więcej czasu niż wasz typowy horror

 

Minusy:

 

-brak odzwierciedlenia realizmu w pierwszych minutach filmu(poważnie, wylatuję samochodem zza bandy,prawdopodobnie parę razy samochód się przewraca, a nie dość, że przeżywam, to jeszcze kończę z małym zadrapaniem?WTF?!)

 

-zbyt mało scen, które mną "ruszyły"(na 93 minuty filmu może przy 4 się wzdrygnąłem.Za mało zdecydowanie.Jasne, było więcej prób, ale nie udało się ze mną.)

 

-O ile chwaliłem główny wątek, tak przy pobocznych, autorowi scenariusza chyba nie chciało się ich rozwijać i tak z dupy tam były(jeżeli tak, to po co w ogóle je tam umieszczać?)

 

-Do około godziny film jest spójny, a potem mamy typowy burdel horrorowy, gdzie cała historia powolutku się sypie(nie całkiem, ale jednak niesmak jest duży.)

 

-Popieram zarzut N!KO dot. braku logiki w sprawie podjęcia się opieki nad dziećmi.Ja na ich miejscu bym ich nie brał.

 

5/10(Widziałem zdecydowanie słabsze horrory, więc tragedii nie ma.Jeżeli lubicie takie horrory wywołujące dreszcze, to może się wam spodobać bardziej, ale nie radziłbym marnować na to czasu, chyba, że jest się fanem Chastain.)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/101/#findComment-311907
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Parker

Nic tylko wprowadzić nowy gatunek filmowy – akcja z Jasonem Stathamem. Nie dość, że jego filmy ciężko rozróżnić – każdy cechują efektowne walki i płytka fabuła - to jeszcze okładki/plakaty, różnią się tylko tytułem.

Parker (Jason Statham, bo jakżeby inaczej), to złodziej ze swoim honorowym kodeksem – nie okradać biednych, nie krzywdzić niewinnych. Po ostatnim napadzie, zostaje zdradzony przez narzuconych mu partnerów i zaczyna ich tropić – definicja „płytkiej fabuły”.

Stathama lubie, bo zwykł być znośny w tych nędznych projektach. Albo dostałem niezłe sceny walki, albo garść dobrych tekstów, dostarczonych przez Anglika. Byłem w stanie zaakceptować tą tanią sensacje. „Parker” nie dał mi nic z tych rzeczy, w zamian oferując niespójną historię, która z mrocznych klimatów zemsty, przeskakuje na poboczny/niepotrzebny wątek, ze słabą jak zwykle, Jennifer Lopez. Ona jest niestabilna emocjonalnie, on jest złym kolesiem z dobrym sercem, który ściga wyciętych z kartonu antagonistów.

Przewidywalny, budujący te postaci, które nie mają znaczenia. To nie spłynęło po mnie, na chwilę po napisach końcowych. Doszło do tego już w trakcie. Honorowy kodeks, o którym tyle mówili, został potraktowany po macoszemu. Nie został wypuklony, robiąc z Parkera, po prostu kolejną kreacje Stathama, której imię byśmy zapomnieli, gdyby nie było jednocześnie tytułem. Zaskakujaco mało frajdy – 2/10

Edytowane przez N!KO
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/101/#findComment-312030
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 551
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.12.2006
  • Status:  Offline

 

bardzo dobry dokument, w którym sterydy chyba po raz pierwszy w historii kinematografii nie są przedstawione w złym świetle. Podstawą do nakręcania tego dokumentu była bardzo wrestlingowa rodzina, 3 synów zakochanych w Hulksterze gdy ten pokonywał Iron Sheika i rozpoczynał swoją Hulk-A-Manie, tryouty tych braci w WWE, turnieje w wyciskaniu itd. Na dodatek mamy bardzo fajnie pokazane jak to z tym dopingiem we wszechobecnym sporcie było i jest, najlepiej na podstawie baseballu, jak sterydy potrafią pomagać nie tylko zwykłym śmiertelnikom ale także i ludziom chorym, chociażby na HIV. Jest także coś o rodzinie Benoit, produkcji sumplementów, Arnoldzie i w zasadzie jedyny minus tego dzieła - Greg Valentino. Coś pięknego, nie ma lepszego motywatora.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/101/#findComment-312031
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Drogówka

 

Plusy:

 

-Nareszcie jakaś fabuła w polskim filmie, która nie jest schematyczna i liniowa.

 

-Bardzo dobre, solidne aktorstwo i dobra rozbudowa postaci.

 

-Odpowiednie zakończenie dla takiego filmu, noszące jakąś wartość.

 

-Mistrzowskie ujęcia, którymi można się pochwalić światu.

 

Minusy:

 

-za mało Dorocińskiego, a za dużo Braciaka, który w ogóle nie był zabawny, a jego postać miała tylko taki cel...nie wyszło za dobrze.

 

-do momentu "prawdziwej intrygi" dosyć dobre tempo, potem strasznie zwalnia, przez co film zaczyna się dłużyć.

 

-Chwaliłem, że nareszcie jakaś fabuła, ale Smarzowski chyba przedobrzył ze scenariuszem.Chciał, żeby wyszło ambitnie i chwała mu za to, ale troszeczkę niedociągnięć było(za dużo scen, które nie mają znaczenia, niepotrzebne silenie się na humor, twisty tylko dla potrzeby zrobienia twistu).

 

-Brak muzyki, a w paru momentach by się przydała.

 

6/10(miła odmiana po tylu polskich gniotach, które się ostatnimi czasy oglądało.Jednakże odczuwam niedosyt, bo widać, że Smarzowski miał jakieś aspiracje, a wyszło co najwyżej nieźle.Można na to spokojnie pójść do kin, ale nie oczekujcie jakichś wielkich sensacji.)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/101/#findComment-312056
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Warm Bodies (Wiecznie żywy)

R (Nicholas Hoult), to typowe, bezmózgie zombie, które już nawet nie pamięta swojego imienia. Nie można go nazwać wyrzutkiem, bo całe otoczenie, zostało dotknięte tą samą plagą. Błakąją się po świecie, bez większego celu, okazjonalnie ruszając na łowy ocalałych ludzi. „Warm Bodies”, taki cel jednak posiada – sprzedanie nam kolejnego romansidła, w którym miłość przezwycięży wszystko, a zaiskrzyć może między dwoma gatunkami. Gdzieś to już przerabiałem...

Wiele jest sposobów na poznanie dziewczyny, ale zjedzenie mózgu jej chłopaka, należy chyba do tych bardziej kreatywnych. W przeciwieństwie do „Zmierzchu”, twórcy mają świadomość głupoty takich scenariuszy, słusznie idąc w komedie. Brakuje im tylko konsekwencji. Z początku, R, nie potrafi wypowiedzieć najgłupszego słowa – podkreślając te problemy, w scenie początkowej - by chwile później, po poznaniu dziewczyny (Teresa Palmer), dość swobodnie się z nią komunikować. Nie tryska elokwencją, ale jego jęki, można było lepiej wykorzystać, w tej nietypowej relacji.

Druga połówka, też za szybko przekonuję się do swojego „wybawcy”, który 15minut temu, zabił miłość jej życia. Spędziła z chłopakiem kilka pięknych lat – na to wskazują retrospekcje – by chwilę później, robić maślane oczka do jego mordercy, który na dodatek jest zombie ?! Tia...

Rozumiem, że nie powinienem się doszukiwać logiki, w takiej historii – ktoś może powiedzieć, że się czepiam - ale o dziwo, ta logika, mogłaby ubarwić całość. Niech sobie kończą, jako dwa gołąbki, ale pobawmy się trochę konwencją. Bo jak się szybko okazuje, zabawna polewa, opiera się tylko na jednym składniku – mimice głownego bohatera. Jasne, Nicholas Hoult, odwalił kawał dobrej roboty. Mimo postaci z horroru, większość kobiet będzie reagować na niego – „o, jaki słodki”. Ja natomiast się zastawiam, ileż można się z tego śmiać?

Fajnie, że zaprezentowali „zombie apokalipse”, z perspektywy tych drugich, mimo, że pozostawia to wiele do życzenia. Serwują o wiele więcej niż „Zmierzch”, więc jak teraz jakaś dziewczyna powie, że TA romantyczna papka jej się podobała, nie będę wyglądał jak zombie przez reszte dnia... – 5/10

 

 

 

 

Zambezia

Animacji pojawia się na pęczki. O ile wiele z nich, to przyzwoita zabawa dla wszystkich – bez kategorii wiekowej – tak na każdy hit, przypada dwa razy więcej, tych zainfekowanych, chorych, kompletnie zbędnych chwastów. To te, które poza barwną paletą kolorów, oferują niewiele, bądź też nic. „Zambezii”, bliżej do tej drugiej grupy.

Mały sokół Kai, to rozbrykany urwis, żądny poznania świata. Uniemożliwia mu to nadopiekuńczy ojciec. Nie trudno się domyślić, że po poznaniu opowieści o ptasiej metropolii – tytułowej Zambezii – ciekawość małego bierze górę, a on sam wyrusza w swoją podróż. Od małego dziobaka, do dzielnego bohatera.

Jest mała intryga, jest morał, jest chęć zostania herosem. Wszystkie cechy bajkowej fabuły. Nie mam nawet wielkich zastrzeżeń do dubbingu, ale mocno brakowało mi humoru. Nie uśmiechnąłem się prawie wcale, mimo usilnych starań twórców. Gdyby takich produkcji pojawiało się mniej, to i te ptaki by na tym skorzystały. Jeśli jednak oferujemy historie jakich wiele i nie serwujemy pamiętnych postaci, jesteśmy skazani na porównania do oryginałów - a wszystko co oryginalne, jest po prostu lepsze. Poprzeczka jest zawieszona wysoko. Paradoksalnie, zbyt wysoko dla latających – 4/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/101/#findComment-312352
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Parker

 

Plusy:

 

-Spróbowali adaptować ciekawy temat, więc plusy za chęci

 

Minusy:

 

-Wiedziałem jaki będzie przebieg filmu przed rozpoczęciem.Efekt filmów "Stathamowskich".Niech on zagra w czymś innym choć raz.

 

-Jennifer Lopez tak zje... swoją postać, że chciałem wyłączyć film.Wczesna kandydatka do "Malin".

 

-Brak efektownych scen walki, humoru i wszystkich cech "Stathamowskiego" filmu.

 

-O 20 minut za długi.

 

-Nudny od 20 minuty.

 

-Niespójna historia.

 

2/10 ("Stathamowski" film 3 klasy.Ruszać na własną odpowiedzialność).

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/101/#findComment-312377
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Niech on zagra w czymś innym choć raz.

 

Po te, musisz się cofnąć do początków jego kariery. Do czasów, gdy nie był nową gwiazdą kina akcji, która jest większym terminatorem od The Rocka - Dwayne miał wskoczyć w to, wakujące po Stallonie i Arnoldzie, miejsce, a na razie Jason odwala tą niechlubną fuchę. Tam dał dobry drugi plan w "London", już nie wspominając o genialnym "Przekręcie".

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/101/#findComment-312378
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 760
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.01.2005
  • Status:  Offline

Heart string marionette

 

http://www.filmweb.pl/film/Heart+String+Marionette-2012-560185

 

Dziwna kreskowka dla doroslych. Bardzo klimatyczna, miejscami schiz lekki, jakby ogladalo sie podroz przez koszmar i tak wlasciwie jest.

Ciekawie niekonwencjonalnie zrobione postacie, swiat dookola oraz toczaca sie akcja.

Film lekko za dlugi, fabula banalna ida 3osoby zabijaja przeciwnikow az do diabla ( ktory uwaga mowi po polsku), lecz na koncu naszczescie dobra koncowka, lekko zaskakujaca.

 

 

 

8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/101/#findComment-312379
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Hansel and Gretel: Witch Hunters (Hansel i Gretel: Łowcy czarownic)

Jakby ktoś się kiedyś zastanawiał, jaki efekt, przyniosło traumatyczne przeżycie z dzieciństwa Jasia i Małgosi – którzy pozostawieni w lesie, trafili na czarownicę, mieszkającą w piernikowej chatce – w podtytule znajdzie swoją odpowiedź! Każdy wie, co jest grane. Jest dwójka urodziwych aktorów (Jeremy Renner i Gemma Arterton) i masa czarownic do wybicia. Oczywiście, ma to swoją znikomą historię, służącą do zwolnienia akcji, ale głównie chodzi o eksterminacje złych bab.

Widowisko z cyklu „głupia goni głupią”, czyli jak NIE kręcić scen akcji. Każda walka ma ten sam schemat, wykazujący idiotyzm twórców, i stworzonych przez nich bohaterów. Najpierw mają czarownice na muszce, już szykują się do strzału, a ona ucieka, spuszcza im niesamowity łomot, aż do ich heroicznego triumfu na ostatniej prostej. W zasadzie zmienną była tylko aktorka, kryjąca się za dość marnym makijażem.

Krew fruwa w powietrzu, głowy wybuchają, Jaś i Małgosia, zbędne przekleństwa wykrzykują. Proces myślowy Hollywood, nie przestaje zadziwiać. Tworzą coś, co kojarzą najmłodsi, a robią z tego papkę, tylko dla dorosłych. Gdy wypuszczają – dla przykładu – Szklaną Pułapkę, silą się niemiłosiernie, żeby nic nie ginęło na środku kadru, a najmłodsi mogli to zobaczyć za pozwoleniem rodziców (PG-13). Ktoś to ogarnia?

Zaskakująco przyzwoita jest obsada, choć serducha w to nie włożyli. Wszyscy się snują po ekranie, i pewnie nikt od nich emocji nie wymaga – wystarczy twarz na plakacie. Chemii między rodzeństwem żadnej, pociesznych scen zaledwie kilka, fabuła nijaka, a czarownice to idiotki - poza główną, Famke Janssen. Widać, że twórcy się starali, sprzedać tę dwójkę jako twardzieli, ale przez większość czasu, wdają się oni w romanse, a w walkach dostają po dupie. Frajda, porównywalna do „Abrahama Lincolna: Łowcy Wampirów”. Jest niewiele lepiej – 3/10

 

 

 

 

Mój rower

Dziadek, ojciec i syn, mieszkający w innych częściach Europy, spotykają się po latach, by odnaleźć zaginioną babcię. O ile poszukiwania są motorem napędowym fabuły, tak film skupia się na relacji całej trójki. Syn ma za złe ojcu, że zostawił jego i matke. Ojciec ma pretensje do dziadka, za wszystkie jego występki z przeszłości. Tym dokładnie jest „Mój rower” - życiowy dramat, który nie sili się na żadne innowacje i potrafi zachwycić naturalnością.

Współczesna opowieść rodzinna, przyzwoite kreacje, i... niewiele poza tym. Daleko temu do jakiegoś wybitnego dzieła. Ot, po prostu sobie leci historyjka, która na kolana nie rzuci, ale da do myślenia, a czasem nawet rozbawi. Porusza podstawy tematu ojcostwa, które większości będą znane, dla całej reszty, przewidywalne.

Wcześniej wspomniana „naturalność”, ma dwie strony medalu. Z jednej, kreacje na tym tylko zyskują, z drugiej, opowieść mocno traci. Mimo dobrze spędzonego czasu, to nie jest produkcja, którą się będzie wspominać latami. Nie uniknęła błędów, a z każdą minutą, spływa coraz bardziej, choć te emocje powinna potęgować – 5/10

 

 

 

 

Chasing Mavericks (Wysoka fala)

Dramat sportowy, oparty na prawdziwej historii, w której śledzimy poczynania młodego surfera, Jaya Moriarity’ego (Jonny Weston). W wieku 15-lat, nadaża się okazja pojedynku, z mityczną falą „Mavericks”, do którego przygotowywać go będzie, legenda sportu, Frosty Hesson (Gerard Butler).

„Wysoka fala”, nie oferuje nic nowego, ani nie zachwyca w utartych schematach. Z początku, Frosty nie ma zamiaru go trenować, choć wie, że dla Jaya, surfing jest wszystkim. Miłością od najmłodszych lat, jak i ucieczką od kiepskiej sytuacji rodzinnej. Poznali się, gdy Hesson uratował małemu życie, wyciągając go z wody. Teraz mogą cieszyć się wspólną pasją. Taki sentymentalny ton, panuje tu na każdym kroku. W tle jest też dziewczyna, przesładujący go całe życie osiłek – przykra kreacja, warto nadmienić - i tajemniczy list od ojca, który ich opuścił.

Butler ciągnie ten aktorski wózek. Od początku, mimo twardego stąpania po ziemi, potrafi wzbudzić sympatie. To jego będziemy słuchać, zapominając o całej otoczce podwładnego. Trochę boli, szybkie zamknięcie wątku, dziecięcych lat Moriarity’ego. Jego małoletnia wersja, była lepsza od tej starszej. Kolejny raz, „domowe przedszkole” triumfuje na ekranie.

Przeciętniak jakich wiele. Ni tu fajnej historii, czy wielkich kreacji. Lekki zawód pozostaje, bo te sportowe dramaty, zwykle niosą ze sobą spory urok. Tutaj go zabrakło. Może przez mało popularny sport, choć na pewno wywiązali się z ujęć fal. Nakręcenie tego zjawiska, to chyba główny cel, który im przyświecał. Inspirującego bohatera sobie dobrali później – 4/10

 

 

 

 

Astérix et Obélix: Au service de Sa Majesté (Asterix i Obelix: W służbie Jej Królewskiej Mości)

Nowy Asterix, trzyma poziom poprzedniczek... czyli do wybitnego dzieła, lub chociażby dobrej komedii, daleko. Większość komediowej polewy, to ten sam patent – mix dwóch języków (przynajmniej tak to rozegrali w naszym dubbingu). You know, co mam na myśli. Dodajcie do tego specific angielski akcent, and You will get the picture. Dopiero po oddzieleniu tego Brytyjskiego wirusa, można się kilkukrotnie uśmiechnąć. Są nawiązania do filmowych klasyków, jak i parodia Angielskich zwyczajów.

The story, to nic innego, jak kontynuacja podbojów Juliusza Cezara, plus sporo wątków pobocznych. Od przyjaźni, przez odwage, do miłości. Mamy wszystko, zakończone przyzwoitym morałem. Miałem niestety wrażenie, że już to gdzieś widziałem. Wierciło mi to dziure w głowie, przez całe 2 hours, trwania filmu. Zdecydowanie za długo, choć czas nie był kompletnie stracony – 4/10

 

 

 

 

Rise of the Guardians (Strażnicy marzeń)

Najwyraźniej, Święty Mikołaj, Królik Wielkanocny, Piaskowy Ludek i Zębowa Wróżka – o dziwo, w tej roli, nie wystąpił, Dwayne The Rock Johnson - mają swoją ekipę Avengersów. Oni też zmagają się ze złem, które zagraża światu. Tym razem padło na dziecięce sny. Według Księżyca – mniej gadatliwy, odpowiednik „Power Rangersowego” Zordona – do zwycięstwa, niezbędny będzie nowy członek zespołu, świeżo mianowany „Strażnik”, Jack Mróz.

Moc danego Strażnika, zależy od wiary w jego osobe. Nie trudno się domyśleć, że o Jacku Mrozie, niewiele dzieci słyszało, więc musi on przejść drogę, niczym w grze komputerowej (RPG) – od zera, do bohatera. O ile idea była pomysłowa, tak wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Kompletnie pozbawiona logiki, mieszanka różniacych się pojęć, „wiary” i „wiedzy”. Wybaczamy, bo to pozycja dla najmłodszych? Niekoniecznie. Nie jestem fanem takich zagrań.

Sam Jack, jest postacią bardzo przeciętną. Wyciętą z bajkowego kartonu. Na podobne „schorzenie”, cierpią na dobrą sprawę wszyscy, choć oni, jako postaci już znane, mogą czuć się usprawiedliwione. Z Mrozem powinni pokombinować, a wyszło jak zawsze. Faworytem większości, szybko stanie się Królik, który będąc lokalnym zarozumialcem, wpada w konflikty z kolegami. To on odpowiada za humor, choć na tym polu, praktycznie nie miał konkurencji. Braki na tej płaszczyźnie, to dla mnie minus każdej animacji.

Wiele produkcji tego typu, ma przypietą łatkę, „zjadliwe dla wszystkich”. Wiek nie gra roli. Nie wiem, czy „Strażników Marzeń”, polecałbym każdemu z czystym sumieniem. Raczej sprawia wrażenie dzieła, skierowanego dla tych najnajnajnajmłodszych. Mało skomplikowana walka ze złem, postaci, w które oni JESZCZE wierzą. Nawet „mały Niko”, powiedziałby, że to po nim spływa – 4/10

 

 

 

 

Parental Guidance (Wspólna chata / Opieka z ograniczoną odpowiedzialnością)

Artie (Billy Crystal) i Diane (Bette Midler), mają za zadanie, zaopiekować się swoimi wnuczkami, podczas wyjazdu ich rodziców w celach służbowych. Wszystko wymyka się spod kontroli, gdy ich old-schoolowe metody wychowania, nie skutkują w XXI wieku.

Jak starsi ludzie, odnajdują się w dzisiejszym świecie. Świeżo zwolniony Artie, nie wie nic o Facebooku, tamtejszych zaczepkach, czy Angry Birdsach. Na domiar złego, dom jego córki, jest w pełni zmechanizowany. Teraz idzie na pokoleniową wojne, którą najpewniej skończy poważnie obrażony.

Raz na jakiś czas, pojawia się produkcja z gatunku, dziadkowie vs wnuczki. Pole bitwy pozostaje to samo, zmienną są tylko żołnierze. Jeśli zależałoby to ode mnie, Billy Crystal brałby udział w każdej batalii. Facet ma komediowy dar, który nie zmalał wraz z wiekiem, czy postępem ludzkości. Dalej bawi przy kazdej okazji, a tutaj jest jedynym jasnym punktem. Cała reszta, to schemat rozpisany wieki temu. Wiadomo jak się skończy, wiadomo jakie przeszkody napotkają ekscentryczni seniorzy. Przydałoby się jakieś wsparcie. Teoretycznie, jest - zawsze dobra - Marisa Tomei, ale jej rola skupia się wyłącznie na byciu nadopiekuńczą matką, taką samą jak każda inna. Bette Midler, to huragan ze szminką, temperujący swojego męża na każdym kroku, ale ograniczający się, tylko do kilku pozytywnych momentów w filmie.

„Parental Guidance”, mimo kiepskiej średniej ocen, jest przyzwoicie spędzonym czasem. Trochę śmiechu, trochę łez, wszystkie składniki w odpowiednich proporcjach. Lekko przeterminowane, ale wciąż zjadliwe - 5/10

 

 

 

 

Broken City (Władza)

Policjant Billy Taggart (Mark Wahlberg), dopuścił się morderstwa, przez co walczy w sądzie o uniewinnienie. W osiągnięciu celu, pomaga mu sam burmistrz, Nicholas Hostetler (Russell Crowe). Z czasem, gdy Billy otwiera swoją agencję detektywistyczną, zostaje wynajęty przez swojego byłego wybawcę, by śledzić jego żonę.

Kiedy oglądam zwiastun jakiegoś filmu, często okazuje się, że użyte tam zostały wszystkie najlepsze sceny. Taki zabieg jest zrozumiały. Pokazali to co dobre, a z próbkami wiadomo jak jest - dostajesz próbke mięsa, która jest ok, a reszta świniaka ma tasiemca. „Broken City”, dołączyło do produkcji, które przeskoczyły tę poprzeczkę. Zwiastun jest streszczeniem (!) Jeśli ktoś jest zainteresowany rozszerzoną wersją tych 2minut, to może przestać w tej chwili, bo treści tu niewiele.

Teoretycznie, ciężko przyczepić się do kreacji poszczególnych aktorów. Po „Gladiatorze”, już od lat, zostało tylko nazwisko – i nadmiar solarium - od Wahlberga nigdy za wiele oczekiwać nie można, a Zeta-Jones odcina kupony w niskobudżetówkach – to już ten wiek – więc tylko dla niej, „Broken City”, jest jakimś wydarzeniem.

Problemem jest przewidywalna, a po zwiastunie wręcz znana, historia. Ważniejsze sceny już widziałem. Na wszystkie fabularne twisty czekałem. Nic tu widowiskowego, i chyba żadne nazwiska, nie byłyby w stanie tego uratować. Nuda, dłużyzna i ubogi polityczny spisek. Wygląda jak produkcja, nakręcona z myślą o telewizji – 2/10

 

 

 

 

Playing For Keeps (Trener bardzo osobisty)

Były piłkarz, George Dryer (Gerard Butler), najlepsze lata ma za sobą. Niemożność opłacenia mieszkania, brak pracy, perspektyw, rozstanie z dziewczyną (Jessica Biel) i utrata kontaku z synem. Nieskutecznie próbuje dostać angaż, jako dziennikarz sportowy, kiedy pojawia się alternatywa, trenowania piłkarskiej drużyny potomka. Od tego momentu, sprawy zaczynają się układać. Ojciec jednego z podopiecznych, to wpływowy facet, a większość matek, podkochuje się w nowym trenerze.

Cała historia oblana „kom-romową” polewą, czyli ni to śmiesznie, ni to ciekawie. Coś się dzieje na polu sercowym, ale tempo nie powala. Połowa skupia się na relacji z synem, połowa na przygodach z kobietami – od byłej, do matek. Nienawidze takich mieszanek, bo wtedy pojawia się pytanie, dla kogo tak naprawdę jest ten film? Sceny ze wszystkimi wielbicielkami (tu głównie Zeta-Jones, Uma Thurman i Judy Greer), nie przekroczą pewnej bariery. Najwyżej stać je będzie na wskoczenie mu do łóżka i zaburzenie jego próby wyjścia na prostą. To sprawia, że obie płaszczyzny nie są w stanie roziwnąć skrzydeł.

Małolat był strasznie irytujący. Jak każde filmowe dziecko z rozwiedzionymi rodzicami, robi wszystko, żeby byli znowu razem. W między czasie, nie przeszkadza mu nadchodzący ślub matki, ale całowanie się ojca z inną już tak...

Podstawowe wybory moralne, standardowe problemy bohatera. Średnio rozbudowany jest też temat piłki nożnej, którą można jedynie nazwać dalekim tłem historii. Gdyby uprawiali każdy inny sport, to nic by się nie zmieniło – 4/10

 

 

 

 

Obława

II wojna światowa. Kapral Wydra (Marcin Dorocinski), to egzekutor wojennych zdrajców. Wyprowadza delikwenta w las i ciągnie za spust. Bez zbędnych pytań, wykonując swoje rozkazy. Kolejną ofiarą, ma być znajomy sprzed lat (Maciej Stuhr).

Dawno nie byłem tak zmieszany polskim filmem. Bynajmniej nie chodzi o jego ciężar, mroczny klimat, czy temat wojny, a po prostu nierówność. Każdy aspekt ma dwie strony medalu, a ja mam podejście „Gwiezdno Wojenne” – widzę jasną, jak i ciemną stronę.

Może i historia faktycznie jest bliska/bliższa (ja nie historyk) prawdy. Nie przedstawia naszego żołnierza, jak jakiegoś dzielnego Hansa Klossa, ale przypomina bardziej serial telewizyjny, niżeli produkcje kinową. Dłużyzny i niewiele wartościowych dialogów, mogą najwytrwalszych położyć do snu, choć całość trwa niecałe 90min.

Kwestionuje też montaż. Bynajmniej nie chodzi o niechronologiczne podejście – to jasna strona – a pocięcie tego na jakieś krótkie sceny, często nie wnoszące zbyt wiele do treści – Dorociński chrapie, faktycznie bezcenny widok. Jeśli mam się przejąć losami postaci, to wypadałoby, żebym ich jakoś poznał, a takie działanie mi to mocno utrudnia.

Aktorsko rządzi Stuhr – to się też w polskim kinie nie zmienia od lat – choć ciężko przyczepić się do całej czwórki – wymienionych facetów, wspierają nie mniej ważne kobiety (Rosati, Bohosiewicz). Każdy ma swoją historie, swoje problemy, swoje motywy działania. Te wysuwają się na główny plan. Tu nikt nie będzie strzalał, czołgi z kartonu jeździć nie będą, a zapach napalmu o poranku, zastąpiły grzyby.

Cieszy, że nie jest to film bezmyślny – jakich u nas niemało. Reżyser miał wizje, ale można było ją bardziej dopieścić. Może ciązy nad tym klątwa kina polskiego, które przeważnie zostawia jakiś niesmak, przynajmniej na mojej twarzy. Pewne aspekty doceniam, inne mnie podłamują. Chwała im, że z czasem nabieralo to wszystko kolorów, bo początek zwiastował katastrofę – 5/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4401-filmy-ostatnio-widziane/page/101/#findComment-312463
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • StuPH
      Uwaga – mój post może być jak promo The Rocka podczas tej gali.* WWE na Netflixie póki co wpływa mega pozytywnie na mnie jako widza wrestlingu. Choć po latach przerwy, do bycia w miarę bieżąco wróciłem jakoś w 2019 r. (NXT się na to nie załapało), mniej więcej okresie gdy Eric Bischoff miał być dyrektorem wykonawczym SmackDown, ale prędko zastąpił go Bruce Prichard, a Bret Hart prezentował pas AEW podczas pierwszej edycji Double or Nothing (tak strzelam, może to zupełnie dwie różne części tamtego roku), to poza największymi galami raczej oglądałem skróty. W ostatnim czasie obejrzałem w całości noworoczne SmackDown, Raw i przed chwilą skończyłem NXT. Dobra koniec zachwytów, bo zaraz się okaże, że ostatniego SD już nie obejrzę… Nie wspominając dzisiejszym Collision xD. Żeby było jasne – z osób występujących w tym odcinku przed seansem znałem tylko młodego Pillmana, Tricka Williamsa, The Rocka i kojarzyłem jego córkę, choć gdy ta zaczęła się rządzić na zapleczu miałem małe WTF. A całkiem duże kiedy ogarnąłem, że jest GM NXT. Powiem wam, że jeszcze jakiś czas temu, gdybym już zdecydował się odpalić taką galę, to pewnie obejrzałbym jej dwie ostatnie walki. Dopiero niejako za pośrednictwem Tośki Storm stopniowo przekonywałem się do kobiecego wrestlingu w poważniejszym wydaniu (w moim łbie niepojętym było, że era Divas jest już dawno za nami, co dzięki wyżej wymienionej stopniowo się zmieniało. Ale spokojnie - gal od pana Rossy Ogawy jeszcze nie oglądałem xD). Dobrze się na to patrzyło. Wiadomo, trochę problem w odbiorze, bo w tych trzech pierwszych walkach żadnej z pań nie ogarniałem i nie miałem pojęcia, kto jest kim. Nie to co w dwóch kolejnych, gdzie w każdej z nich znałem po jednym typie! Promo The Rocka – kurwa, jestem fanem tego gościa od moich początków z wrestlingiem (no dobra, takich trochę późniejszych początków, kiedy poza Raw na ESC już czytałem o wrestlingu i oglądałem walki z poprzednich lat) i za każdym razem szukałbym pozytywów w jego pojawieniu się na gali (a pamiętam czasy kiedy jarałem się, że w 2009 r. dał jakieś promo via satellite z okazji X-lecia SmackDown), ale to niestety było lipne totalnie. Na początku gali kminił z córką, co przekazać publiczności… i mam wrażenie, że nic nie wykminił. Standardowe teksty The Rocka i to w słodkim, face-owym wydaniu (boli mnie fhuj, że po kapitalnym Final Bossie przeszliśmy do takiej wersji Rocka – oby to była jakaś zasłona dymna, której dotychczas nie kumam). Jego wizyta w NXT to fajna sprawa dla publiczności na miejscu, mogli go zobaczyć, strzelić stories na insta, ale w TV (necie) wypadło to słabo. Szkoda.   *w sumie po chuj w takim wydaniu, ale jest.  
    • IIL
      @SinMaker pamiętasz może jaki był link do forum PWZ?
    • SinMaker
    • PpW
      Kochasz hardkorowy wrestling? To pokochasz hardkorowe strzelanie! 🔫🔥 Fanatycy, razem z PM Shooter przygotowaliśmy dla was mega mocny DEAL - bilet na galę PpW: Gruba Przesada = 7% ZNIŻKI NA STRZELANIE 🤩🤯 Żeby skorzystać z promocji, wystarczy że pokażecie swój bilet na PpW, dokonując rezerwacji na recepcji w PM Shooter 👊 Przygotujcie swoje bilety i widzimy się na Krakowiaków 80A! 🫡🔥 Przeczytaj na fanpage.
    • IIL
      @GGGGG9707 , belgijskie BZW zrobi galę w Brukseli dzień przed Raw: Potwierdzono udział Trent Seven i MAO oraz dmuchanej lali z DDT
×
×
  • Dodaj nową pozycję...