Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

My Name is Lenny

Biografia Lenny'ego McLeana (Josh Helman) - słynnego brytyjskiego boksera, przestępcy i aktora.

 

Jestem frajerem na sportowe opowieści. Niby gdzieś tam mam świadomość, że „My Name is Lenny” nie jest filmem wyjątkowym, ale oglądałem go z zaciekawieniem. Lenny McLean był pokopany. Mocno pokopany. Prawdziwy psychopata, który terroryzowany za dzieciaka, nie miał szans wyjśc z tego bez szwanku na psychice. Josh Helman może i dał nieco przejaskrawiony obraz tego człowieka, ale jest to obraz bez wątpienia rozrywkowy. Sceny kiedy widzisz, jak powoli zaczyna pękać, wypadają bardzo dobrze.

 

Po drugiej stronie, profesjonalista, który staje się głównym wrogiem naszego mrocznego bohatera – Roy Shaw. Równie niestabilna jednostka. Może nawet bardziej. Film nie skupia się jednak na nim, więc nie wiemy, czy były tam pierwiastki dobroci, jak u McLeana. Trochę żałuję, że tak płytko został przedstawiony. Gra go Michael Bisping, ale po obejrzeniu „My Name is Lenny”, nie jestem w stanie się wypowiedzieć na temat jego kreacji. Był w filmie, był jego ważną częścią na papierze, a w praktyce stoi w dalekim tle.

 

Pewnie nie wszystkim podejdzie, ale mi się ten psychopata podobał. Jeszcze jak pomyślisz, że ten człowiek faktycznie grasował po ulicach, to film tylko zyskuje – 6/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Once Upon a Time in Venice / Jak dogryźć mafii

Życie Steve’a Forda (Bruce Willis), prywatnego detektywa z Los Angeles, staje na głowie, gdy jego ukochany pies Buddy zostaje porwany przez gangsterów. Chcąc odzyskać pupila, Ford przystaje na warunki mafii i podejmuje się misji odzyskania skradzionej walizki pełnej narkotyków. W niespełna 24 godziny od przyjęcia zadania, Steve znajdzie się na celowniku napompowanych testosteronem zakapiorów z Samoa, bandziorów mściwego lichwiarza i połowy półświatka z Miasta Aniołów.

 

Jak na niszową produkcję, zebrała się tu całkiem przyjemna obsada. Willisowi towarzyszy Goodman, Momoa i parę innych rozpoznawalnych twarzy. Bruce dalej odcina kupony i coraz bliżej mu statusu „Nicolasa Cage’a”, Goodman niemrawy, a Momoa zaskakująco przyjemny, jako meksykański gangster. Mało kto tak by rozkładał siły przy tych nazwiskach.

 

Szkoda, że nie poszli odważniej w komedię. Gdzieś tu leżała parodia „Johna Wicka”, ale nikt się na to nie zdecydował. Woleli nieco poważniejszy ton. Wciąz komedia, ale... ... mało zabawna. Okrutnie irytujący jest partner Willisa, który pełni też funkcję nędznego narratora.

 

Fabuła ma za wiele wątków. Wszystko szybko staję się papką. Akcja skacze z miejsca na miejsce, stając się serią skeczy. Oczekiwałem więcej. Naiwnie – 3/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Song to Song

"Song to Song" to współczesne love story rozgrywające się w świecie muzycznej bohemy. BV (Gosling) i Faye (Mara) są szaleńczo zakochanymi w sobie marzycielami. Oprócz miłości, łączy ich pragnienie, by zaistnieć w muzycznym świecie. Choć drzwi do kariery może otworzyć im muzyczny magnat Cook (Fassbender), intencje cynicznego biznesmena nie są do końca jasne. Sprawy skomplikują się, gdy do miłosnego trójkąta dołączy jego nowa muza (Portman).

 

Ok, to by było na tyle. Koniec z Malickiem. Nie ma znaczenia, jak dobrą obsadę skompletuje. Jak on coś reżyseruje, to ja odpuszczam. Starałem się, robiłem co mogłem, żeby się przekonać, ale więcej dowodów nie potrzebuje (a wcale dużo jego filmów nie widziałem). Gość kręci kategorycznie nie dla mnie. Pretensjonalne, długie, nudne, nijakie, improwizowane. Gdzieś tam widać ładne ujęcia, w „Song to Song” słychać przyjemną muzykę, ale to by było na tyle. U mnie żadnych emocji. Jedyne co mi towarzyszy, to myśl – po co ja to w ogóle oglądam? Niko, czy jak już zacząłeś film, to na pewno musisz go skończyć? Zawsze jak patrzę na jego filmy, to jestem jakiś odłączony. Nawet nie do końca wiem, czy jest tu czego się doszukiwać, a jak jest, czy ja w ogóle chce szukać?

 

Nie ma nic o fabule, bo ja bym tego fabułą nie nazwał. Idź popatrzeć na ładnych aktorów gdzie indziej – 2/10 (naciągane)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

W „Ostrej nocy”, hardkorowej komedii dla dorosłych, pięć przyjaciółek z college’u, (w tych rolach: Scarlett Johansson, Kate McKinnon, Jillian Bell, Ilana Glazer i Zoë Kravitz) spotyka się po 10 latach na panieńskim weekendzie w Miami. Na ich odjechane, szaleńcze imprezowanie kładzie się jednak cień, kiedy podczas jednej z imprez przypadkowo zabijają striptizera.

 

Eee... spodziewałem się więcej? Kobiety też potrafią być szalone. Ich imprezy też potrafią bawić, a teksty rozkładać na łopatki. Tylko nie tutaj. Tutaj są raczej głupiutkie, ich teksty są równie banalne co ich charaktery, a żarty są o skręceniu sobie karku (ha?). Impreza jest narkotykowa, ale mało zabawna. Tak jakby temat wciągania był poruszany, kiedy to było wygodne, a nie kiedy faktycznie towar działał. Takie komedyjkowe nieścisłości, które raziły mnie po oczach. Może gdyby było zabawniej, to by mnie nie raziło?

 

To nie jest zły film. Kilka razy się porządnie uśmiechnąłem. Pamiętnych akcji raczej brak, ale taka Kate McKinnon, to już mocarne nazwisko w damskich komediach. Tutaj też daje radę. Istnieje jednak obawa, że zaraz będą ją brać wszędzie, a w 2019 będziemy mieli jej serdecznie dość (Melissa McCarthy?). Nie jest jeszcze Jillian Bell, której Alice jest strasznie oklepana. Nawet te jej głupkowate teksty były już rozpisane trzysta razy, w dwustu innych filmach, a stukrotnie to ona sama je wypowiadała. Bieda. Jak się nie pośmiejesz, to popatrzysz – Scarlett Johansson i Zoe Kravitz, mega duet.

 

Daję naciąganego „przeciętniaka”. Nie zrobili nic zjawiskowego, ale i nie nużyli. Trochę tam mnie raziło to usilne wepchnięcie wątku homoseksualnego, ale nie leci on głównym torem fabuły. Gdzieś tam po prostu musiała zakwitnąć miłość (ble). Przykra informacja dla kobiet jest taka, że w typowo ICH filmie, to faceci bawili najbardziej (przyszły Pan młody i jego niebywale wariacka ekipa) – 4/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

http://www.youtube.com/watch?v=3s6rGq0F940

 

The Zookeeper’s Wife / Azyl

To jedna z takich historii, o które kino musiało się upomnieć. Poruszająca filmowa opowieść, która wydarzyła się naprawdę. Antonina Żabińska (Jessica Chastain), żona dyrektora warszawskiego zoo, wspólnie z mężem, Janem (Johan Heldenbergh), ukrywali podczas II wojny światowej dziesiątki Żydów. Osobiście wydostawali ich z getta i pomagali przetrwać w opustoszałych murach ogrodu zoologicznego. Niektórzy ukrywani byli w miejscach przeznaczonych dla zwierząt, inni w willi Żabińskich. W 1965 roku Jan i Antonina Żabińscy zostali odznaczeni przez instytut Jad Waszem tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

 

Fenomen tego filmu polega na tym, że choć ratowali Żydów, to zwierząt będzie żal bardziej. I nie sądzę, że to przez moją sympatię. To one dostały sceny dzięki którym coś poczujemy, podczas gdy ludzie byli zazwyczaj smutni i brakowało im momentów. Tu naprawdę brakowało seryjnego mordu, który podkreśliłby powagę tamtej sytuacji. Zamiast tego przechodzimy do misji ratunkowej, opartej na przesadnym zaufaniu/miłości Niemieckiego oficera. Niewiele więcej. Same sceny biedy i ubóstwa nie wygenerują emocji.

 

Spory miałem problem z językiem. Wiadomo, że akcja dzieję się w Polsce, jednak nikt po naszemu nie mówił (poza nielicznymi wyjątkami na drugim planie). I o ile jestem w stanie to zaakceptować, bo film ma się sprzedać też poza granicami, to sztucznością razi to szarpanie się amerykańskich aktorów z polskimi imionami. Jak już darowali sobie nasz język, to i powinni zmodyfikować mniej znaczące imiona. Słonik Kasia (KASZA!) raczej by się nie poczuł urażony. A tak uszy krwawią na całej szerokości filmu. Bo gadają po polsku w języku angielskim (?!)

 

Wartościowa historia, nieudolnie opowiedziana. Aktorzy dość sztywni (nawet tak wartościowi jak Chastain i Bruhl), emocji brak. Nic w serduchu nie zagrało, choć stawka była wysoka. Niekiedy tak bywa, że użyte mechanizmy zwyczajnie nie zatrybią – 4/10 (Naciągane, bo pod koniec miało momenty. Nieco głupie, ale momenty.)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Cars 3 / Auta 3

Legenda sportu motorowego, Zygzak McQueen, zostaje zepchnięty na boczny tor przez ultraszybkie auta nowej generacji. Wrócić do gry pomoże mu młoda, pełna zapału mechaniczka, Cruz Ramirez, która obmyśla autorski plan zwycięstwa. I choć na swojej drodze Zygzak napotka kilka niespodziewanych zakrętów, udowodni, że zdobywca Złotego Tłoka nie poddaje się tak łatwo!

 

Kto by pomyślał, że „Auta” są materiałem na trylogię. Mnie nigdy te gadające samochodziki nie jarały. Jedynka była przeciętna (4/10), a dwójka wołała o pomstę do nieba (2/10). Trójka podaje jednak całkiem zjadliwy (dla mnie) wątek, o starzejącym się sportowcu, który musi się zastanowić nad dalszą karierą, w natłoku nowych, zdolnych zawodników. Taki Rocky. Była gwiazda, której wszyscy mówią, że jest już za wolny.

 

Sporo trenowania, symulacyjnej jazdy, próby ulepszenia siebie. Zdecydowanie najlepsza odsłona serii, a już na pewno najbardziej dojrzała. Odcięli się od przesadnie komediowego kumpla, co wyszło na dobre. Wciąż jest tu trochę głupkowatego humorku, ale nic nachalnego – 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Dinner

Dwaj bracia, wraz ze swoimi żonami, spotykają się w restauracji, by przedyskutować zbrodnię, jakiej dokonali razem ich synowie.

 

Gdyby w “Rzezi” Polańskiego, rodzice się znali, reżyser porzuciłby trzymanie się jednej scenerii, a dzieciaki miały o wiele większe kłopoty, to tak właśnie by to wyglądało. Zdecydowanie poważniej i nudniej. Rozmowa nie angażuje aż tak bardzo, nie ma aż tak fajnych charakterów w nią zaangażowanych. Skomplikowani dorośli, którzy mają pokopane dzieciaki.

 

W ogóle mi nie podzeszły sekwencje z przeszlości. Te, które miały nas nauczyć o naszych bohaterach. Wybijały z rytmu, nie wnosily wiele, i było ich stanowczo za dużo. Nawet nie wiem, czy byly do czegokolwiek potrzebne. Niby pozwalają nam poznać ludzi, których słuchamy, ale kwestionuje, czy poznanie ich bylo nam niezbędne. Bo głowne założenie, jak i główny atut filmu, to różne wersje rozwiązania tego samego problemu i – mały spoiler – pozbawienie widza finału. Dla mnie spory plus.

 

Cały czas nie opuszczało mnie wrażenie, że gdzieś tam jest lepszy film. Gdzieś tam nie mam tego natłoku powrotów do przeszłości. Ciekawostka jest taka, że autor książki, na której to było oparte, nie chciał brać udziału w jakiejś imprezie z okazji premiery, bo był oburzony ekranowym odpowiednikiem – 4/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  1 131
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2010
  • Status:  Offline

Na Auta 3 poszedłem w dniu premiery - tak bardzo byłem nahajpowany na ten film :) Wśród animacji od Pixara Jedynkę ceniłem sobie chyba najbardziej. Trochę z sentymentu, trochę z klimatów - ogólnie rzecz biorąc uwielbiałem. Druga część zepsuła mi nieco posmak po tej pierwszej części, ale Trójeczka naprowadziła wszystko na dobre tory. Dostałem dosyć poważny temat okraszony standardowo dobrym humorem. I muszę przyznać, że zagrali mi idealnie na sentymencie. Gęba mi się autentycznie cieszyła bardziej, niż tym wszystkim dzieciakom, kiedy pojawił się Marek Marucha :twisted:, Guido, Luigi. Brakowało tylko Kinga z Dajnoco, aż się prosiło o niego :)

 

Muszę przyznać się bez bicia, że ostatnimi czasy kapitalnie się bawię na tych animacjach. Auta 3, W głowie się nie mieści, a do nadrobienia mam m.in. Wielką Szóstkę czy Zwierzogród, o których słyszałem mnóstwo dobrego i widziałem kilka urywków. Niby się starzeję, a do kina szlajam się na każdy Marvelowski blockbuster, Transformersy i te "lepsze" animacje...

1047920915357ecfbacc6b.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Captain Underpants: The First Epic Movie / Kapitan Majtas

Dwóch obdarzonych wyjątkowo niezwykłą wyobraźnią przyjaciół szkolnych, którzy słyną z niesamowitych wyczynów, hipnotyzuje znienawidzonego dyrektora, każąc mu wierzyć, że jest niepokonanym i pełnym entuzjazmu, choć niezbyt rozgarniętym superbohaterem, znanym jako „Kapitan Majtas”.

 

Dziecinne, glupiutkie, zabawne, przyjemne. Tego gościa w gaciach naprawde dobrze się ogląda. Mimo, ze to postać „nie z mojej bajki”, to potrafiła wywołać uśmiech na twarzy. Motorami napędowymi są jednak dwaj przyjaciele. Lokalni spece od dowcipu. Jedyni, którzy stoją w obronie poczucia humoru. Przyznaje – są skuteczni. Komediowo mi to odpowiadało.

 

Wiadomo, że gdzieś tam jest bariera takiej dziecinady, która momentami będzie mnie razić. Szczególnie odcisnęła się na mnie przy antagonistach. Niewiele w nich wyjątkowego, choć przyznaje, że pasowali do koncepcji.

 

Nie, tutaj film nie jest tak dobry, jak jego czarny charakter. Mimo, że o „superbohaterze” :wink: Pocieszna animacja o zabawnej przyjaźni. Zaczyna się od mocnych akcentów, by topnieć w moich oczach od połowy seansu. Wliczone w koszta. Większość bajek tak kończy. Ta królująca niedojrzałość potrafi jednak zarazić pozytywną energią, a to najważniejsze – 6/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Transformers: The Last Knight / Transformers: Ostatni Rycerz

"Transformers: Ostatni Rycerz" rozbija rdzeń mitu o tej popularnej serii, redefiniując zarazem pojęcie bohatera. Ludzie i Transformery toczą ze sobą wojnę, Optiums Prime odszedł. Klucz do ocalenia naszej przyszłości jest zakopany w sekretach przeszłości, w zapomnianej historii obecności Transformerów na Ziemi. Uratowanie ludzkości leży w rękach nieoczywistych sprzymierzeńców: Cade'a Yeagera (Mark Wahlberg), Bumblebee oraz brytyjskiego lorda (sir Anthony Hopkins) i oksfordzkiej profesorki (Laura Haddock).

 

Michael Bay, reżyser, miał kręcić nowego „Króla Artura”. Nawet nie wiem, czy przypadkiem nie zaczął, po czym został pognany. To co zrobił/wymyślił, przeniósł do świata swoich ulubionych botów. Brzmi idiotycznie, wiem, ale to prawda. Chyba miał ból dupy, że nie dali mu nakręcić historii o Excaliburze, to wziął sobie miecz światła tutaj... ... Tylko on mógł to zrobić.

 

Czwórka była zła. Bardzo zła (1/10). Ale tutaj czuję, że poprzeczka głupoty została przeskoczona. A to spory wyczyn. Sens wszystkiego jest niewielki. Sęk w tym, że trzeba zrobić rozpierdol. Bay przyjął wszystkie przedtreningówki świata, przepił Energy drinkiem, schrupał kawę i powiedział „akcja!”. A najśmieszniejsze jest to, że jak chcę nakreślić historyjkę, to Ty zdajesz sobie sprawę, że tęsknisz za strzelaniem i latającymi botami. Bynajmniej nie dlatego, że są fajni.

 

Jaki to ma związek z poprzednią częścia? Ktoś tam wyłapuje te wątki? Bo mam wrażenie, że nie ma żadnego powiązania. Smieszy mnie to, ze "czworka" miala byc restartem serii. Bay nawet się strasznie oburzał, jak ktokolwiek nazywał to "czwórką" - chcial uciec od trylogii, którą wszyscy mocno zjechali. Miał być Wiek czegoś tam i tyle. A teraz to... nie ma żadnego związku z poprzednim filmem. A jak ma, to tak znikomy, że go nie wyłapałem. Zachowują się, jakby tamtego w ogole nie było i opowiadają coś nowego. A do tego bazują na czymś, co Bay miał nakręcić, ale go pognano. Mind fuck.

 

Nowości? Nowa, pusta laska, która ładnie wygląda i ktoś stara się nam wmówić, że oferuje sobą coś więcej. Nie opuszcza też myśl, jakiego haka mają na Anthonyego Hopkinsa, że dołączył do obsady. Pasuje tak samo, jak magia i wielki czarodziej Merlin (a on też tu jest!!)

 

A teraz do pozytywów. Nie, nie robie sobie jaj, starałem się ich doszukać. Jakkolwiek bym się nie czuł spoliczkowany fabułą (a bili mnie przez cały film), tak kilka razy uśmiechnąłem się z dialogów. Nawet z drewnianego Wahlberga, którego postać była od początku skazana na porażkę. To jakoś pozwalało myślec, że czas nie był aż tak stracony – Bay wygrał życie 2/10

 

Ale rozbraja mnie, że zawsze na koniec Optimus musi jebnąć jakąś inspirującą gadkę. Potężna łycha patosu wywołuje zawsze uśmiech.

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Everything, Everything / Ponad wszystko

Maddy (Amandla Stenberg) to błyskotliwa osiemnastolatka z wielką wyobraźnią. Jest bardzo ciekawa świata, ale cierpi na rzadką chorobę. Krótko mówiąc, jest uczulona na cały świat. Dlatego od lat nie opuszcza sterylnego domu zaprojektowanego przez jej matkę. Jednak Olly (Nick Robinson), chłopak, który właśnie wprowadził się obok, nie zamierza pozwolić, by to stanęło im na przeszkodzie. Choć patrzą na siebie przez szyby, bez szansy na dotyk, łączy ich wyjątkowo silna więź. Pragną wspólnie poznawać świat i doświadczyć pierwszej miłości. Wiedzą, że konsekwencje mogą być ogromne, ale są gotowi zaryzykować wszystkim, aby być razem.

 

Wyobraźcie sobie, że żyjecie zamknięci w swoim mieszkaniu. Spotkaliście tylko trzy osoby. Reszta znajomości jest online. Jak wyglądacie? Jak się zachowujecie? Na pewno nie tak, jak Maddy. Postać przeraźliwie naciągana. Uroda nieskazitelna, w rozmowach przebojowość i błysk. Wszystko to, co prawdopodobnie by się NIE stało.

 

Teraz wyobraźcie sobie, że jesteście przystojnym nastoletnim chłopakiem (miejmy nadzieje, że nie wszyscy będą musieli się aż tak wysilać). Trochę na uboczu, ciągle w przeprowadzce. W kim na pewno się NIE zakochujecie? Nie w Maddy. Ciekawość świata jest zbyt duża, i nawet to osaczenie nowym miastem nie sprawi, że upatrzycie sobie sąsiadkę przez szybę i będziecie miziać okno, w nadziei, że ona pomizia je po drugiej stronie. No nie, po prostu.

 

„Ponad wszystko” stara się nam... ponad wszystko udowodnić, że taka sytuacja może mieć miejsce. Wszystko w imię romansidła dla nastolatek. To nie jest tak, że z góry nie akceptuje takich filmów. Śmiem jednak oczekiwać od nich wiarygodnych postaci, chemii między bohaterami, a jak już dialogi są ciekawie rozpisane, to praktycznie mogę to polecić każdemu. Trafi się zawsze jakiś „Pamiętnik”, czy „Gwiazd Naszych Wina”. Filmy, które może i naciągną wątek tu i ówdzie, ale nie zgubią widza po drodze. Tu tego nie ma. Nie ma praktycznie nic. Gość zdaje się być bardziej osaczony od uwięzionej dziewczyny, co nie wiem, czy zgonić na jego aktorstwo, czy zalożenia postaci. O tych drugich zresztą niewiele można powiedzieć. Wiemy, że się zakochał. Nie do końca wiemy dlaczego. Ciężka rodzina gdzieś tam w tle, ale to tak daleki plan, że nikt nie będzie drążył.

 

I ja rozumiem, że to bajeczka. Potrafie wybaczyć sporo. Jak się jednak okazało, to horror, który ktoś pokracznie przekształcił w romans. Próbuje nachalnie sprzedać ten produkt niemożliwej miłości. Pod koniec takiego filmu powinienem się rozczulić, a ja byłem przerażony. Zaserwowany zwrot akcji był obleśny, a pogodna muzyka nic tu nie zmieni. Bez spoilerów – 1/10

 

Chyba wybralem swój znienawidzony film 2017 roku. Dziękuje.

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  1 131
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2010
  • Status:  Offline

To musiał być ciężki weekend N!KO - trzy oceny, z czego dwie tak nędzne :twisted: Autobuty też oglądałem i muszę przyznać, że z odpowiednim nastawieniem ten film przynajmniej nie nudzi. Wciąż leci po schematach - już pomijając podniosłą przemowę Prime'a na koniec każdej części, czy ktokolwiek zwrócił uwagę na to, że w końcowej batalii główna dupa ma na sobie białą koszulę (tak samo, jak przez poprzednie 2-3 części)? :lol: Swoją drogą wzorowo zagrany brytyjski pustak. No chyba, że to nie było grane, tylko naturalne. I daruję sobie wyjątkowo spoiler taga; moment, gdy Wahlberg SAM zablokował uderzenie transformersa powalił mnie na łopatki. W kolejnym epizodzie już nie Optimus będzie bił Megatrona, tylko nasz kochany Mark :lol: Edytowane przez jakub97sc

1047920915357ecfbacc6b.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

To musiał być ciężki weekend N!KO - trzy oceny, z czego dwie tak nędzne

 

Chyba tak nie mam, ze humor wpływa na ocenę. Niby może, ale to zazwyczaj tylko pomóc. Jak mam dobry humor, to film, jakkolwiek słaby, mi go nie zepsuje. Mogę przychylniej na niego spojrzeć. Jak mam zły humor, to dobry film może mi go poprawić. A zły? Zły pozostanie zły, bo jest zły :wink: I te dwa były złe. Pech chciał, że padły jeden po drugim. Ale to na tym niżej się zawiodłem najmocniej (mimo wyższej oceny)

 

 

 

All Eyez On Me

Film opowiada historię rapera, aktora, poety - Tupac Shakur (Demetrius Shipp Jr.). Jego lata młodości w Nowym Jorku, do ewolucji w jednego z najbardziej rozpoznawalnych artystów ubiegłego wieku. Na przekór wszelkim przeciwnością losu, jego talent i niesamowite teksty zrobiły z niego prawdziwą ikonę, której śmierć w młodym wieku wstrząsnęła wszystkimi.

 

Zaraz po premierze była burza wokół tego filmu. Podobnież sporo w nim nieprawdy. Mówi się nawet o pozwach sądowych. O ile wszystkich niuansów już nie pamiętam, choć wiele dokumentów o 2Pacu widziałem, tak to nawet nie jest największym problemem. „All Eyez On Me”, porusza historię ikony ubiegłego wieku, a nie wzbudza absolutnie żadnych emocji. Przypominają nam życie genialnego artysty, a My mamy to gdzieś. Po sukcesach takich filmów jak „Straight Outta Compton” (8/10) czy „Notorious” (7/10), przyszło ciśnienie na kręcenie o 2Pacu. Ta nagonka musiala sprawić, że projekt jest mocno niedopieszczony. Za kamerą postawili totalnie nieadekwatną osobę. Benny Boom. Kim do cholery jest Benny Boom?! Gość, który w swojej karierze był odpowiedzialny za telewizyjne produkcje, często seriale. I nie, nie były to całe sezony, bo na to był pewnie za słaby - mówimy tu o pojedynczych epizodach (!). Dopiszmy do tego kilka krótkometrażówek i dostajemy jego cały dorobek. Czy ktoś o zdrowych zmysłach naprawdę wierzył, że film będzie hitem? Przemieszczamy się z miejsca na miejsce, odhaczając plan wydarzeń bez większego sensu. Nie wylewamy żadnych fundamentów. Wydmuszka, którą umilają jedynie hity rapera. Często wykorzystywane, żeby przyspieszyć akcję. Żeby zrobić jakiś montaż (zazwyczaj nic nie wart, taki urok montaży).

 

Z jednej strony sympatia do artysty każe to oglądać i słuchać jego hitów, z drugiej nadstawiasz policzek, żeby patrzeć jak zmarnowali potencjał na solidny film. Miewa to swoje momenty dzięki dobrej roli Shippa Jr. Naprawdę nieźle mu wyszło bycie 2Paciem. Charakteryzacyjnie można się pomylić, a i po zachowaniu widać, że odrobił lekcje. Szkoda, że scenariusz nie pozwolił mu na więcej. Często musiał skakać po scenie – ok – odtwarzać teledyski – trochę uboga próba wywołania nostalgii - i odtwarzać karierę filmową Shakura – która jest pokazywana i wspominana, jak dla mnie, niepotrzebnie.

 

Chyba chcieli pokazać za dużo. Wrzucili wszystko do wora i wyszła papka. Ważne postaci są tu często tłem. Wojna z Biggiem (Zachodu ze Wschodem) odciska się w trzecim akcie, ale nie ma się poczucia, że odwzorowano ją nalezycie. Troche na łatwiznę puszczają diss jednego, by zaraz pokazać zdenerwowaną twarz drugiego. Emocji zero – 4/10 - Naciągane, bo mam ogromną sympatie do 2Paca, i nawet to (film słabiutki) w pewnym stopniu ogladało mi się dobrze. Fajnie, że sciągnęli Woolarda, który grał Biggiego w 2009 roku. Szkoda, ze nie wyszło z Suge Knightem z „Straight Outta Compton”, bo tam był jednym z mocniejszych ogniw. Sęk w tym, że ciężko tu oceniać aktorsko kogoś poza wspomnianym Shippem (Paciem), matką Paca (bez szaleństw) i Suge Knightem (słabiej niż w Compton). Ich tu jest tyle, że ma się wrażenie, jakby wszyscy byli statystami.

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 274
  • Reputacja:   288
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

To musiał być ciężki weekend N!KO - trzy oceny, z czego dwie tak nędzne :twisted:

 

Jakub, nie lituj się tak bardzo nad tym „biednym N!KO” :wink: , bo Nikodem przez swój masochistyczny dobór filmów (często wybiera takie tytuły, gdzie prawdopodobieństwo „shit alertu” jest na poziomie 99% :D ) sam, na własne życzenie, skazuje się na męczarnie podczas seansów. Weźmy takich Transformersów… Film nie podszedł mu już od części pierwszej, ale z uporem maniaka katuje każdą kolejną odsłonę i jedzie po niej od góry do dołu. Pytanie – po co? Nie szkoda czasu i zdrowia? Przecież wiadomo, że kolejne części będą szły w tym samym kierunku i nie dostanie się tu nagle inteligentnej fantastyki na miarę „The Watchmen”, tylko akcję mknącą jak rakieta i zajebistą orgię efektów specjalnych, bo po to ten film jest zrobiony. To tak jakby sobie odpalić pornosa i narzekać, że za grosz tam fabuły i zero romantyzmu :twisted: Ja tam nie trawię samych postaci Transformerów (tak w filmach jak i – zwłaszcza – w kreskówkach, które oglądałem za szczyla), ale każdą odsłonę (widziałem na razie 4 pierwsze) filmów fabularnych spod tego znaku oceniłem na 6/10. Dlaczego? Bo dokładnie spełniają to czego po nich oczekiwałem, kiedy odpalałem film (na który notabene trzeba mieć odpowiedni nastrój) – gwarancję, że będę mógł na 2h całkowicie wyłączyć mózg i sycić oczy wyjebanymi w kosmos efektami, a takie pełne odmóżdżenie po ciężkim dniu pracy jest często bezcenne. Osoby, które idą na ten film i oczekują dobrego aktorstwa, jakiejś ambitnej fabuły, logiki, realizmu czy czegokolwiek innowacyjnego (poza warstwą audio-wizualną), błędnie wybierają film, tym bardziej, że poprzednie 4 części jasno pokazały w którą stronę idzie Michael Bay. Dla mnie Transformers to właśnie takie „porno” w fantastyce. Film gdzie trzeba sycić oczy i uszy, a całą resztę olewać (bo to tylko tło do tego pierwszego). Jeżeli ktoś pójdzie z takim nastawieniem na ten film, to wątpię żeby się poczuł rozczarowany. W innym przypadku, należy po prostu sobie odpuścić seans, bo późniejsze narzekanie będzie tak samo logiczne jak zdziwienie typa, że dostaw wpierdol, kiedy z szalikiem Lecha i przyśpiewką „Pogoń śledzie…” na ustach, wbił do piekiełka, podczas meczu Portowców w Szczecinie :wink:

 

Żeby nie było tylko off-topu, to obejrzałem sobie tego nowego Konga: Wyspa Czaszki. Powiem tak – jeszcze przed seansem nastawiłem się na to, że nie będzie to konkurowanie z klasykiem, tylko typowy blockbuster z szybką akcją, świetnymi zdjęciami i zajebistymi efektami, oraz „wypożyczoną” postacią Konga – przez co oglądało mi się go naprawdę spoko. Wystawiłem mu finalnie 6/10 i aż sam się sobie dziwię, bo jako ultras klasycznego King Konga, myślałem, że zrównam film z glebą, ale zobaczyłem, że reżyser wcale nie chciał konkurować z klasyczną historią o wielkiej małpie, tylko zrobił zupełnie inny film (zapożyczając sobie tylko tytułowego bohatera). Lekki, rozrywkowy, efektowny i z mocarną postacią Konga (małpa robiła wrażenie. Czuło się tą potęgę) oraz niegłupim – choć mało odkrywczym – przesłaniem (że człowiek nigdy nie potrafił uszanować praw przyrody i kiedyś za to przyroda upierdoli mu łapy przy samej dupie). Mówiąc szczerze byłem całkiem miło zaskoczony. Wiadomo, że dupy mi to nie urwało, ale przed seansem obstawiałem, że powyżej 4-5/10 to raczej bankowo mu nie wystawię.

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  1 131
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2010
  • Status:  Offline

Chyba tak nie mam, ze humor wpływa na ocenę. Niby może, ale to zazwyczaj tylko pomóc. Jak mam dobry humor, to film, jakkolwiek słaby, mi go nie zepsuje. Mogę przychylniej na niego spojrzeć. Jak mam zły humor, to dobry film może mi go poprawić. A zły? Zły pozostanie zły, bo jest zły I te dwa były złe. Pech chciał, że padły jeden po drugim. Ale to na tym niżej się zawiodłem najmocniej (mimo wyższej oceny)

Bardziej chodziło mi o fakt obejrzenia dwóch tak słabych filmów w ciągu jednego weekendu. To musiało być ciężkie do przeżycia! :)

 

A żeby nie nabijać postów, to napomknę szybko o Miss Sloane, którą obejrzałem wczoraj. Kawałek naprawdę dobrego kina. I jestem mocno zdziwiony, że nie zebrało to ANI JEDNEJ NOMINACJI do Oscara. Już nie mówię o statuetkach, ale naprawdę czuję, że ten film jest niedoceniony. Przede wszystkim wciąga. Temat lobbingu był (i zresztą dalej jest) dla mnie kompletnie obcy, toteż jeszcze bardziej się zdziwiłem jak łatwo wprowadzany jest widz do ich świata. Chastainową też lubię, więc gdzieś tam punkcik wyżej na pewno dałem :)

 

Bo dokładnie spełniają to czego po nich oczekiwałem, kiedy odpalałem film (na który notabene trzeba mieć odpowiedni nastrój) – gwarancję, że będę mógł na 2h całkowicie wyłączyć mózg i sycić oczy wyjebanymi w kosmos efektami, a takie pełne odmóżdżenie po ciężkim dniu pracy jest często bezcenne.

 

Jasne, że tak :) Powiem nawet, że niektóre momenty, gdzie moja i tak już wyjątkowo wyzerowana logika jest niszczona, wywołują u mnie uśmiech politowania. Pośmieję się na głos, pocisnę szyderę do znajomych i oglądam dalej :) W ogóle cała otoczka tej serii wywołuje u mnie uśmiech (niekoniecznie politowania). Bay wciąż stara się zrobić podniosłe filmy, traktuje je jak najbardziej poważnie, jednocześnie wplata w to humor tak idiotyczny, że aż momentami żenujący. Teraz był podchmielony Merlin, czekam na szóstkę i zataczających się Trzech Króli :twisted:

Edytowane przez jakub97sc

1047920915357ecfbacc6b.jpg

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Polecana zawartość

    • WWE Backlash 2025
      Dyskusje na temat wydarzenia WWE Backlash 2025!
      • 32 odpowiedzi
    • WWE WrestleMania 41
      Spekulacje i dyskusje na temat największego wydarzenia wrestlingowego roku - WrestleManii 41!
      • 147 odpowiedzi
    • WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Zapraszamy do dzielenia się wrażeniami z Monday Night Raw na Netflix!

      W tym wątku użytkownicy forum dyskutują na temat czerwonego brandu od 2010 roku. Pozostaw swoją cegiełkę w temacie, zawierającym 17,9 tyś. odpowiedzi i 2,9 mln wyświetleń. :)
      • 18 048 odpowiedzi
    • New Japan Pro Wrestling - Dyskusja Ogólna
      Miejsce na ogólne dyskusje związane z New Japan Pro Wrestling.
      • 713 odpowiedzi
    • Kobiecy Pro Wrestling
      Ogólne dyskusje na temat pro wrestlingu w wykonaniu płci pięknej.
        • Lubię to
      • 107 odpowiedzi
    • TNA Wrestling - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce w dedykowane ogólnym dyskusjom na temat TNA/Impact Wrestling!

       

      Wczorajszy IMPACT właśnie się ściąga, więc opinia w późniejszym terminie
      • 9 352 odpowiedzi
    • AEW Saturday Collision - ogólne dyskusje i komentarze
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 147 odpowiedzi
    • AEW Dynamite - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 1 187 odpowiedzi
    • WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z Friday Night SmackDown!
      • 9 599 odpowiedzi
    • WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z WWE NXT!
      • 4 893 odpowiedzi

  • Najnowsze posty

    • Nialler
      I świetnie. Na początku dość jej nie znosiłem, ale im dłużej się ją oglądało tym bardziej można się zsympatyzować. Mogłaby ponosić chociaż ze 100 dni główne mistrzostwo kobiet.
    • Kaczy316
      I ta zasada powinna się tyczyć ogólnie zawodników w NXT, ja od początku istnienia tej rozwojówki nie widziałem sensu w dawaniu głównych tytułów kilkukrotnie jednej osobie i zgadzam się, że wszystko przerobione w NXT, nagle wbijamy do MR i brak pomysłów, ale to jest połączone z tym, że wielu zawodników jak przechodzi z NXT do MR jest traktowane totalnie od 0, jakby w NXT nic nie osiągnęli totalnie i nie mieli żadnego star poweru dlatego jedynie obijają jobberów, a wystarczy pójść za przykładem Brona, który fakt na początku obijał jobberów, ale potem pociągnęli za sznurek, poleciał na IC Title, teraz Heyman Guy i dobrze jest, albo teraz Roxanne i Giulia, które w NXT to top topów i w MR też grubo idą z nimi, może nie wygrywają, ale kręcą się mega wysoko jak na dopiero co wejście do MR, Ilja tak samo był traktowany do czasu kontuzji w miarę dobrze, w sensie nie miał większych feudów, ale jak dostawał walki to sztos totalny, do tej pory pamiętam jego walki z Breakkerem w okolicach lata zeszłego roku, świetne starcia i z Ricochetem też chyba miał, a Melo? Dostał chyba na początku starcie z Codym potem z Ortonem, niby coś chcieli, ale nie do końca i tak sami nie wiedzą co robić, a moim zdaniem zasługuję co najmniej na solidny mid card-upper mid card, ale po co, lepiej robić z niego kolejnego cipo heela, bo przecież mało takich mamy w rosterze, ale no jest jak jest.
    • Attitude
      Nazwa gali: NJPW Best Of The Super Junior 32 - Dzień 4 Data: 15.05.2025 Federacja: New Japan Pro Wrestling Typ: TV-Show Lokalizacja: Tokyo, Japan Arena: Korakuen Hall Publiczność: 1.365 Format: Live Platforma: Samurai! TV Karta: Wyniki: Powiązane tematy: New Japan Pro Wrestling - dyskusja ogólna
    • KyRenLo
    • KyRenLo
      Walki były na odpowiednim poziomie. Main Event z Paniami był świetny. Otwarcie RAW dobre. Pogadanka od Becky więcej niż dobra. Spokojnie za całość takie 7,5 na 10 można wystawić. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...