Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Ostatnia rodzina

Akcja filmu zaczyna się w 1977 roku, gdy Tomek Beksiński (Dawid Ogrodnik) wprowadza się do swojego mieszkania. Jego rodzice mieszkają tuż obok, na tym samym osiedlu, przez co ich kontakty pozostają bardzo intensywne. Nadwrażliwa i niepokojąca osobowość Tomka powoduje, że matka – Zofia (Aleksandra Konieczna), wciąż martwi się o syna. W tym samym czasie Zdzisław Beksiński (Andrzej Seweryn) próbuje całkowicie poświęcić się sztuce. Po pierwszej nieudanej próbie samobójczej Tomka, Zdzisław i Zofia muszą podjąć walkę nie tylko o syna, ale także o przywrócenie kontroli nad swoim życiem. Gdy Zdzisław podpisuje umowę z mieszkającym we Francji marszandem Piotrem Dmochowskim (Andrze Chyra), a Tomek rozpoczyna pracę w Polskim Radiu, wydaje się, że rodzina najgorsze kłopoty ma już za sobą. Jednak seria dziwnych, naznaczonych fatum wydarzeń, dopiero nadejdzie

 

Szczęśliwie nieszczęśliwi. Wydawałoby się, że Beksińscy prowadzą godne życie. Są w końcu uznanymi artystami w swoim fachu, ludzie ich podziwiają. Jednak w rodzinnym domostwie próżno mówić o jakimkolwiek szczęściu. Głowa rodziny stara się żartować, żeby chyba nie dać się wciągnąc w tę spiralę nieszczęść, jego królowa jest już tak przytłoczona wszystkim, że bardziej zamknąć w sobie się nie mogła, a syn dopiero zaczyna raczkować ze swoim wariactwem.

 

Aktorstwo wypada pochwalić. Przejrzałem materiały archiwalne Beksińskich, i chwilę później już mogłem chylić czoła przed wykonawcami ról. Ciężko mi sobie wyobrazić, żeby można było ich odegrać dokładniej, lepiej. Są momenty, gdzie postaci wydają się być jak z kreskówki, ale to nie tyle wina aktorów, co stan faktyczny. Beksińscy normalni nie byli.

 

Czy fenomen jakim byli został tu oddany? Nie. Nie czułem tego, jak i nie czułem dramatycznej polewy i tego fatum, ktore miałoby nad nimi ciążyć. Słowa fatum bym raczej przy nich nie użył. Znalazłbym lepsze. Montaż filmu mi się nie podobał, ponosił się często na sceny zbędne, które trąciły mi tanim artyzmem.

 

Przesadnemu entuzjazmowi nie uległem. „Ostatnia rodzina” jest solidna/dobra, ale taki „Jestem Mordercą” miał dla mnie o wiele więcej treści, a emocjonalna inwestycja była tam o wiele większa. Tu obejrzałem fajne przedstawienie, o którym zapomnę – 6/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Gold

Kenny Wells (Matthew McConaughey) ostatnio nie ma szczęścia w interesach. Rozpaczliwie potrzebuje więc spektakularnego przełomu. Postanawia zdobyć fortunę dzięki swemu zamiłowaniu do przygód i ryzyka. Wraz z szanowanym podróżnikiem Michaelem Acostą (Edgar Ramirez) wyrusza do Indonezji, by w sercu tamtejszej dżungli szukać złota. Ryzyko jest ogromne, mało kto wierzy w powodzenie misji, a jednak przeczucie Wellsa okazuje się prawdziwe. W jednej chwili z podupadającego biznesmena staje się milionerem i gwiazdą Wall Street. Ale tam gdzie są wielkie pieniądze, zaczynają się wielkie kłopoty. Chętnych do podziału złotego tortu znajduje się coraz więcej: począwszy od indonezyjskich władz, poprzez różnej maści cwaniaków, a na CIA kończąc. Kenny Wells zamiast cieszyć się luksusem, będzie musiał zmierzyć się z ludźmi, dla których oszustwo to chleb powszedni.

 

Nie wszystko złoto, co się świeci. Bohaterowie trafili na żyłę złota, twórcy filmu niekoniecznie. Przygotowali solidny sprzęt (McConaughey), ale choćby nie wiem, jak sprawnie on działał, to zwyczajnie obrali złe miejsce. W „Gold” nie ma zbyt dużo jakości. Jak historia nabiera rozpędu, to licznik pokazuje kwadrans do końca. Poprzedzające to wydarzenia nie wnoszą zbyt wiele, a jak wydają się poważnymi problemami, to zaraz znikają, rozwiązywane, jakby nie ważyły nic.

 

Produkcja nie robi tez wielkiego wrażenia, jako laurka dla marzycieli. Jako droga od zera do milionera, gdzie ten zdesperowany poszukiwacz złota, trafia wreszcie na swoje wymarzone miejsce. Może dzieję się tak dlatego, że nie drążą zbyt długo tematu jego ubóstwa. Nie pokazali go dostatecznie dobrze, jako tego wariata, który wyśnił sobie złote miejsce.

 

Aktorsko wyglądało to fajnie. Tak McConaughey, jak i Edgar Ramirez, dają radę. Towarzyszy im zjawiskowa Bryce Dallas Howard, a w tle krąży jeszcze parę solidnych postaci. Tylko na niewiele się to zdało. Jakoś szczególnie nie zapamiętam żadnej sceny. Nic nie wryło się do głowy. Spłynął. Tak jak aspiracje twórców do Oscara – 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Fifty Shades Darker / Ciemniejsza strona Greya

Druga część ekranizacji światowego bestselleru - trylogii autorstwa E.L. James. Przy takich emocjach rozstanie musiało nastąpić, przy takiej namiętności mogło być tylko chwilowe. Skomplikowany miłosny związek Christiana (Jamie Dornan) i Any (Dakota Johnson) przechodzi w kolejną fazę. On proponuje, że zrezygnują z układu dominujący-poddana, ona uczy się życia w luksusie i miłości. On próbuje zrezygnować z manii kontrolowania, ona stara się mu w tym pomóc. Niespodziewanie na drodze ich szczęścia staje poprzednia miłość Christiana

 

2/10. Zacznę od oceny, bo ona ładnie nakreśla moje nastawienie do tego filmu. Jest lepiej od pierwszej odsłony (1/10), choć to wciąż katastrofa. Jeśli zagłada ma swoje skale, to ta ma nieco mniejsze ryzyko utraty zdrowia. Wciąż cholernie duże, ale łaskawsze od filmu sprzed dwóch lat.

 

Jakbym zobaczył dokładnie tę dwójkę w restauracji, to uznałbym, że to rodzeństwo. Może kazirodcze, ale jeśli tak, to sobą już znudzone. Tu nie ma żadnej chemii. Dwa kawałki drewna pocierające się o siebie, w nadziei, że może jakaś iskierka z tego zapłonie. Nie zapłonęła.

 

W tym zalewie tandetnych postaci, jest sporo niezamierzonej komedii. Na komediach potrafie się mniej śmiać niż na tym. To jak rozegrali tutejszą katastrofę, to jakiś filmowy przykład apatii. A jeśli ktoś zobaczy na ulicy dziewczynę o charakterze Any, to polecam skontaktować się z najbliższym oddziałem szpitala psychiatrycznego. Ta dziewczyna nie przejawia żadnych normalnych reakcji.

 

Jakbym dawał połówki, to bym rzucił 1,5. Byłoby trafniej. A, że wbrew pozorom nie jestem potworem, to idę na korzyść filmu. Nie będę się znęcał i kopał leżącego. „Zmierzch” też dostał kiedyś więcej niż 1/10, choć tamto gówienko było inspiracją do tego, bardziej śmierdzącego. Jest seksowniej niż w poprzedniczce. Coś się udało.

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Wołyń

Ojciec Zosi (Jacek Braciak) postanawia wydać ją za najbogatszego we wsi wdowca z dwójką dzieci (Arkadiusz Jakubik), nie bacząc na to, że córka (Michalina Labacz) kocha ukraińskiego chłopca. Wkrótce życie lokalnej społeczności diametralnie zmienia II wojna światowa.

 

Dosłowny i przerażający. Dosłownie przerażający. Smarzowski poniósł się na ciężki temat, ale przeszedł po cienkim lodzie bez szwanku. Nie sądził, obrazował. Nie czułem, żeby wpajano mi do głowy jakąś wizję wydarzeń, a momentami wyglądało to nawet, jak film historyczny. To pewnie spory komplement dla kunsztu samego reżysera, choć nie każdy lubi filmy historyczne. W takich, bohater raczej nie wyjdzie przed szereg. I dla mnie tu nikt nie wyszedł. Są aktorzy przyzwoici, dobzi – jak Jakubik, czy debiutująca na dużym ekranie (!!) Labacz – ale nigdy żaden nie mógłby się nazwać bohaterem widowiska. Ja tak tego nie odbieram. Bo nawet kiedy na ekranie królowała Lubacz, to ja nie czułem, jakbym z nią przez tę drogę przeszedł.

 

Zaczyna się spokojnie, od wesela, jak w „Ojcu Chrzestnym”. Czuć tam nasilające się napięcie, ale tam jeszcze widnieje radość. Smarzowski tą długą sceną wylał sobie fundamenty pod późniejszą masakrę. Dawno nie widziałem tak mrożących krew mordertw – a przecież filmów oglądam sporo. Bo nawet jak w jakiejś lejącej krew na wszystkie strony „Pile”, znajdziesz sceny gore, to nie odbierasz ich tak jak tutaj. Te są o wiele poważniejsze. Dotykające widza. I to podejrzewam, że każdego, nie tylko Polaka. Obrazy zostają w głowie.

 

Ostatni akt, ostatnie pół godziny, może dłużej, to dla mnie arcydzieło (f'n 10/10). Początek po mnie nieco spłynął. Emocjonalnej inwestycji praktycznie brak, wydarzenia były obok mnie. Wojna się już zaczęła, ale to jeszcze nie było to. Później dostajesz obuchem w łeb. Vintage Smarzowski. Nikt inny by tego tak nie nakręcił – 7/10

 

To powinien być Nasz kandydat do Oscara. Ja może wolę „Jestem Mordercą” – na co wskazuje lista Top - ale to dlatego, że tam żyłem historią praktycznie od początku, tu dopiero na ostatniej prostej. „Powidoki” nawet nie odbijają piłki na tym samym boisku.

 

Top 20 2016

20. Cloverfield Lane 10

19. Denial

18. Don't Breathe

17. Moonlight

16. Christine

15. Wołyń

14. Jestem Mordercą

13. Hacksaw Ridge

12. Perfetti Sconosciutti

11. A Monster Calls

10. Manchester by the Sea

9. Captain America: Civil War

8. The Jungle Book

7. War Dogs

6. Kubo and the Two Strings

5. Hell or High Water

4. Fences

3. Nocturnal Animals

2. Deadpool

1. La La Land

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  1 226
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.02.2015
  • Status:  Offline

20170108193609!Jackie_(2016_film).png

Jackie

 

Historię JFK i wydarzeń z Dallas 1963 roku zna niemal każdy, kto choć trochę interesuje się historią nowożytną. Wiele o tych zdarzeniach zostało powiedziane, zresztą świetny JFK z 1991, bardzo wysoko postawił poprzeczkę dla produkcji o tej tematyce. Tym razem mamy możliwość zobaczyć historię z nieco innej perspektywy, perspektywy żony Kennedy'ego, tytułowej Jackie Kennedy.

 

Pomysł na sam film jest dobry, sama Jackie stała się ikoną, jedną z najpopularniejszych kobiet na świecie swoich czasów, jednak sam film to przerost formy nad treścią. Wydarzenia są przedstawione w bardzo wybiórczy, poszatkowany sposób. Oglądamy opowieść mniej więcej 7 dni po zamachu, które są jej wersją zdarzeń a sama historia to streszczenie tego co Jackie powiedziała jakiemuś dziennikarzowi.

 

Jackie to show jednej aktorki, Portman była dobra w swojej roli, dobrze odtworzyła Jacquiline Kennedy ale poza nią nikt specjalnie się nie wyróżnił, w zasadzie taki był plan, Robert Kennedy miał jedną scenę, gdzie "rozkazywał" prezydentowi i tylko wtedy pokazał trochę charakteru. W zasadzie to dla roli Portman, obejrzałem ten film, mając na uwadze inklinacje Akademii, do nagradzania ról historycznych, szanse Portman na statuetkę rosną.

 

Głównym problemem filmu jest to, że często serwuje niezbyt interesujące fragmenty, sama historia jest dość przejmująca ale całość życiorysu Jackie została spłycona do 7 dni, wywiadu i relacji zdarzeń. Po macoszemu potraktowali całe jej życie przed jak i po, zresztą samego JFK, który jakby nie patrzeć jest prowodyrem całego tego zamieszania pokazali na ekranie może przez minutę, dwie.

 

Brakuje głębszego kontekstu, nie poruszono wątków politycznych, nie poruszono relacji jakie panowały pomiędzy Jackie a John'em, nie poruszono przeszłości Jackie a jedynym, moim zdaniem mocno zbędnym motywem, były zdjęcia z tego całego dokumentu o tym jak się żyje w Białym Domu, które wiele o Jackie nie wniósł.

 

Tak naprawdę, to nie do końca wiem co chciał nam przekazać reżyser. Generalnie odbiór mam taki, że wielka uroczystość, odejście z pompą sprawi, że zmarły prezydent zostanie zapamiętany i że to dzięki Jackie, JFK jest kojarzony tak pozytywnie do dziś.

 

Portman zagrała dobrze, więc Oscara może zgarnąć. Nominacje za kostiumy i muzykę zrozumiałem, chociaż w tej drugiej kategorii La La Land jest znacznie lepszy.

 

Jackie to typowy film na raz, którego nie chciałbym oglądać ponownie. Niby się nie nudziłem, ale historia nie była zbyt wciągająca, fajnie pokazano to, że to ona chciała wielkiej uroczystości, ale wcale nie miała pod górkę w tym elemencie, a ta końcowa zmiana zdania moim zdaniem trochę odebrała jej mocy. Te dialogi z księdzem na temat sensu życia, wydały mi się strasznie oderwane od całości filmu.

 

Dobra rola, w ciekawej rzeczywistości bo wydarzenia z Dallas '63 są same w sobie intrygujące ale historia opowiedziana została przeciętnie.

Ocena: 5,5/10

Edytowane przez Susek

  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Rules Don't Apply

Romans młodej aktorki (Lily Collins) i jej kierowcy (Alden Ehrenreich), którzy pracują dla ekscentrycznego bilionera, Howarda Hughes (Warren Beatty). Jedna z zasad dla jego pracowników brzmi – nie umawiać się z aktorkami.

 

Prosta historia miłosnego trójkąta. Osadzona w latach 50, w Hollywood, gdzie młode aktorki marzą o wielkiej karierze, i są gotowe zrobić wszystko, by postawić pierwsze kroki w biznesie. Dobry start oferuje bilioner Howard Hughes, którego nawet większość z nich nie zna osobiście, ale dopóki pieniądze się zgadzają, mało która ma z tym problem. Do Los Angeles przyjeżdzą młodziutka Marla, która szybko wpada w oko swojemu kierowcy, a później szefowi. Mało komfortowa sytuacja dla całej trójki.

 

Warren Beatty. Kiedyś gwiazda wielkich produkcji, teraz gość, którego czasy wyraźnie zostawiły w tyle. Tak przed kamerą, jak i za nią - Warren jest mocno przeterminowany. „Rules don’t apply” ogląda się jak kino sprzed lat, tylko pozbawione uroku czy tamtejszej magii. Jako Howard Hughes, wypada bardzo blado. Próbował przemycić odrobinę szaleńczego humoru, ale nie wyszło. Postać bilionera nie jest nawet odrobinę intrygująca.

 

Ehrenreich nigdy nie byl moim ulubieńcem. Potrzebuje jakieś konkretnej roli, żeby mnie do siebie przekonać. Tutaj to też nie było to. Dalej kamienna twarz i nudna persona. Boje się o nowego Hana Solo – i to mimo tego, że nie jestem fanem „Gwiezdnych Wojen”.

 

Zasady jakieś powinny twórcom przyświecać. Przynajmniej takie, żeby historia do czegoś dążyła. Albo chociaż żeby śledziło się ją z zainteresowaniem, mogąc czerpać przyjemność z oglądania poczynań... kogokolwiek! Nuda – 2/10

 

Ciekawostka jest taka, że w małej, mikroskopijnej wręcz roli, gra tu Dario Cueto (Luis Fernandez-Gil) :wink:

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  1 226
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.02.2015
  • Status:  Offline

http://static.rogerebert.com/uploads/movie/movie_poster/arrival-2016/large_Arrival-Poster-2016.jpg

 

Arrival

 

Klasyczne przybycie obcych bardziej nam się kojarzy z inwazją pokroju tych prezentowanych w "Marsjanie Atakują" czy "Wojnnie Światów". "Nowy początek" serwuje nam zdecydowanie inne podejście, ale jakże rozsądne. W końcu jeśli obcy przybyliby na Ziemię, to szanse, że znają angielski lub jakikolwiek inny znanym nam dialekt są niemal zerowe. Zatem trzeba będzie się z nimi porozumieć jakość porozumieć ...

 

Arrival opowiada nam właśnie taką historię, na Ziemię przybywa 12 statków z obcymi, którzy porozumiewają się piktogramami i nie bardzo jest sposób, żeby się porozumieć, zatem potrzebny jest ktoś, kto będzie w stanie to zrobić ...

 

Główną siłą filmu jest interesujący temat, sposób jego zaprezentowania, bo gra aktorska jest co najwyżej przyzwoita, no ale to nie bohaterowie są głównym motorem napędowym filmu. Postać grana przez Amy Adams - Louise, posiada jakąś głębię, straciła dziecko, więc z miejsca zyskuje sympatię, choćby przez współczucie, ale Ian grany przez Rennera jest strasznie nijaki.

 

Pierwsza część filmu to proces próby komunikacji, poznawanie tych liter(znaków), próby komunikacji, to wszystko jest bardzo wciągające i zrealizowane bardzo dobrze. Nie znamy motywacji obcych, nie wiemy jak wyglądają, nie wiemy nic i to jest świetne.

 

Jednak im dalej w las film zaczyna gubić się w zeznaniach. Zdaje się się morałem produkcji jest to, że współpracując osiągniemy więcej, nie tylko w życiu ale i na świecie co przedstawiono bardzo pokrętnie. Skoro Louise patrząc w przyszłość nauczyła się języka obcych to czemu oni od razu nie mogli z nami się porozumieć? Celowo zmusili ludzkość do takiej sytuacji, w końcu wiedzieli jak to się skończy, żeby na świecie ludzkość się pogodziła i zaczęła współpracować? Trochę to pokręcone :) Sam moment rozwikłania zagadki, czyli celu obcych na Ziemi, rozszyfrowania tej całej tajemnicy jaką to "broń" przywieźli nam obcy, przebiegła bardzo szybko i łatwo się w tym pogubić.

 

Zresztą cała ta broń/prezent czyli ich mowa i umiejętność widzenia przyszłości, to bardzo zakręcony pomysł i pewnie większość, podobnie jak ja, trochę się pogubiła.

 

Arrival to przede wszystkim ciekawie opowiedziana historia, która wciąga od pierwszej minuty i nieco rozczarowuje na końcu. Jakby zabrakło 15-20 minut, które przedłużyłby nieco proces detektywistyczny i zgłębiło możliwości tej całej umiejętności widzenia przyszłości, bo na koniec filmu nie wiem, czy ta śmierć dziecka na początku to było to nienarodzone dziecko czy inne, czy to Ian ją zostawił czy jakiś inny i ogólnie jak to było, bo coby nie mówić trochę się zgubiłem.

 

Ciekawa historia, dobrze opowiedziana jednak za bardzo się rozjechała na końcu. Niejasne zakończenia są dobre, ale film, który staje się niejasny na końcu sprawia, że odbieram go gorzej. Arrival dostał aż 8 nominacji do Oscarów, w zasadzie nic dziwnego, bo to dobry film ale patrząc na konkurencję prawdopodobnie żadnej nagrody nie dostanie, bo we wszystkim się wyróżnia, ale w niczym nie jest wybitny.

Ocena 7,5/10


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Marauders / Maruderzy

Wszystkie istniejące dowody wskazują, że odpowiedzialnym za napad na bank jest jego właściciel i rzesze bogatych klientów. Jednak grupa agentów FBI odkrywa, że spisek sięga znacznie dalej.

 

Trochę jak odcinek oklepanego, sensycyjnego serialu. Jeden z wielu, nie znaczący nic. Jeśli kogoś „Maruderzy” zainteresują, to szybko odkują i puszczą wolno. Przyznaję, że końcówka i rozwiązanie nadała temu odrobinę jakości, ale to tak jak krótki odcinek z górki na trasie. Potem wleczemy się znów.

 

Rzucają w nas wątkami pobocznymi, które zazwyczaj tylko wybijają z rytmu, nigdy nie kreśląc wartościowego obrazu danej postaci. A aktorsko nie wyglądało to tragicznie – poza Bautistą, ten wyglądał źle. Bruce Willis dawał radę, Christopher Meloni tez. Wiadomo, że to żadne wielkie kreacje, ale jak na dany materiał, to potrafili z tego coś wycisnąć. Wracająć do wrestlera, okazał się tu królem sucharów. Taki dowcipkujący mięśniak z FBI. Sens istnienia postaci? Żaden.

 

Może nie jakoś czynnie, ale polecam unikać. Kino klasy B, bez większych aspiracji. Motywy postaci głupie, przez co cała fabuła błaha – 3/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

A Dog's Purpose / Był sobie pies

Niezwykle wzruszająca i zabawna opowieść o tym, że każdy pies ma na tym świecie do wypełnienia swoją misję, a czasem nawet kilka...

 

„Sekretne życie zwierzaków domowych”, wersja aktorska. Interpretacja psich myśli, podczas ich rutynowych czynności, a przede wszystkim opowieść o przywiązaniu pupila do swojego właściciela. Mocno naciągana, ale potrafiąca uderzyć w odpowiednie, emocjonalne nuty.

 

Dostajemy jakieś 4 cykle pieskiego życia. Chwilę po tym, jak jeden już doczeka swych dni, przenosi się do ciała innego, by mieć jedynie mgliste wspomnienie swojego poprzedniego wcielenia. W każdym zastanawia się nad sensem swojego bytu.

 

Negatywne oceny spadły na ten film, kiedy wyciekła informacja o bestialskim zachowaniu wobec psich aktorów. Podobno bujda nagłośniona przez telewizje. Były sceny ciężkie, ale w kazdym z przypadków piesek miał się dobrze

 

Jestem psiarzem. Zawsze to powtarzam, więc mój obraz tego filmu może być delikatnie zakrzywiony – minus 2 w ocenie, dla wszystkich bez tej cechy. Widzę, że tutejsze aktorstwo, to jakaś telewizyjna lipa. Wiem, że historyjka o reinkarnacji i wędrującej duszy psa, to bujda. Ale i tak oglądało mi się to dobrze. Czworonogi przeprowadzą widza przez tą opowieść z uśmiechem i okazjonalnymi łzami – 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Sleepless

Gliniarz (Jamie Foxx) powiązany z kryminalnym podziemiem przeczesuje klub nocny w poszukiwaniu porwanego syna.

 

Zawiesili sobie nisko poprzeczkę, a potem i tak się o nią wywrócili. To jak danie sprzed tygodnia, które odgrzewasz w mikrofali w chwili kryzysu. Jakby fani „Uprowadzonej”, chcieli napisać coś na wzór swojego kochanego filmu. Zapominając, że od dziecka cierpią na dysleksje. „Sleepless” nigdy nie dożył do swojego tytułu, bo ja dla przykładu, myslałem głównie o spaniu – mimo wczesnej pory!

 

Jamie Foxx chodzi napinty, jakby nie bardzo chciał być na planie. Jego postać jest nijaka. Nakreślona jako brudny glina i gbur, którego nienawidzą bliscy. Kibicuj mu! Nic tak nie zbliża rodziny, jak porwanie syna.

 

Klasyczny przykład styczniowego „hitu”. Trochę strzelania, nędzne postaci i ogólnie jakaś mało interesująca intryga, które leniwie pcha do przodu fabułę. Kino klasy B? Czy to Ty?. Parę scen było akceptowalnych, przez co chyba nie mam serca dać temu najniższej noty, choć przyznać trzeba – byli blisko – 2/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  1 226
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.02.2015
  • Status:  Offline

MV5BMTYxMjk0NDg4Ml5BMl5BanBnXkFtZTgwODcyNjA5OTE@._V1_UX182_CR0,0,182,268_AL_.jpg

 

Manchester by the Sea

 

Długo myślałem nad tym jak ugryźć ten film. Z jednej strony mnie zaintrygował ale z drugiej nie przeżyłem wewnętrznego wstrząsu czy nadmiaru emocji płynących z tej opowieści ...

 

Manchester opowiada historię Lee Chandlera, dozorcy kilku domów w Bostonie, który wiedzie monotonne życie, często szuka guza, nie potrafi tworzyć relacji międzyludzkich, żyje z dnia na dzień. Gdy go poznajemy widzimy dupka, który nie dba o nic. Sytuacja zmienia się gdy Lee dowiaduje się, że jego brat Joe, który mieszka w tytułowym Manchesterze, trafił po raz kolejny do szpitala.

 

Joe cierpiał na przewlekłą chorobę serca, która go w końcu zabiła a na Lee spadła odpowiedzialność opieki nad synem brata, Patrickiem. W międzyczasie, oglądamy też flashbacki z przeszłości, dowiadujemy się, że te 10 lat temu życie Lee wyglądało zupełnie inaczej, miał żonę, dzieci, pracował z bratem na łodzi. Z czasem poznajemy smutną prawdę o życiu Lee, dowiadujemy się czemu jest jaki jest. Pewnej nocy podkładając drewno do pieca, nie zamknął pokrywy i ogień zajął cały dom. On w tym czasie poszedł na zakupy, bo go suszyło po zakrapianej imprezie w kolegami. Gdy wrócił, dom był cały w płomieniach, żonę udało się uratować ale dzieci zginęły.

 

To stawia Lee w zupełnie innym świetle, zaczynamy go rozumieć, współczuć. Teraz widać, że jego zgorzkniałość jest efektem ciągłego obwiniania się za śmierć dzieci. Przez to stroni od ludzi, szuka zwady, nie potrafi tworzyć relacji, ba nawet nie potrafi rozmawiać ...

 

Długo się zastanawiałem czy rola młodszego Afflecka jest tak dobra i wychodzi na to, że jest. Ta naturalność sprawiła, że nie było czuć, że to film a raczej smutna relacja życia pewnego człowieka. Na ten moment stawiam go wyżej jak Goslinga w wyścigu po Oscara.

 

Jeśli miałbym gdzieś szukać statuetki to być może w scenariuszu oryginalnym, bo pozostałe role aktorskie były dobre ale nie Oscarowe. Williams (Randi) ma chyba jedną mocną scenę, którą uwiecznia plakat, natomiast Hedges (Patrick) to takie przeciwieństwo Lee, popularny, lubiany ale jego relacja z matką jest równie skomplikowana co sytuacja jego wujka.

 

Manchester to obraz, który uderza w nas stopniowo. Początkowo Lee wydaje nam się dupkiem, potem zaczynamy mu współczuć a finalnie jest go po prostu żal, bo jak my byśmy się zachowali w takiej sytuacji? Lee finalnie poległ, uciekł, zostawił swojego bratanka i ja nadal nie wiem czy należy go za to potępić, że nie potrafił się poświęcić i próbować stworzyć rodzinę dla Patricka czy mu współczuć, bo jest tak złamany, że nie potrafi się przełamać, pokonać swoich lęków, demonów z przeszłości ...

 

Ocena: 8/10


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The LEGO Batman Movie / LEGO® BATMAN: FILM

W duchu zabawy, dzięki której film "LEGO® PRZYGODA" stał się fenomenem na skalę światową, samozwańczy przywódca grupy - Batman z LEGO - staje się gwiazdą własnej wielkoekranowej przygody. W Gotham szykują się jednak wielkie zmiany. Jeśli Batman chce uratować miasto przed zakusami Jokera, musi porzucić swoją samotnię i spróbować współpracy z innymi, a przy okazji być może przyjąć bardziej pozytywną postawę.

 

Podczas gdy „Lego Przygoda” czerpie z całego dorobku Duńskich twórców, przez co ciągle może nas zaskoczyć jakąs komediową wstawką, „Batman” skupia się na jednej historii. Historii samotnego bohatera, który gardzi takimi słowy jak „przyjaciel”, czy „rodzina”. Sam jest swoim największym przeciwnikiem, a brak nienawisci do Jokera, jest obrazą dla uśmiechniętego złoczyńcy.

 

O ile opowieść mnie delikatnie nudziła, tak do humoru ciężko się przyczepić. Mocno szydzi i naśmiewa z dorobku człowieka nietoperza na swój głupkowaty sposob. Trochę szkoda, że wzorem „Deadpoola”, częściej nie przebijali czwartej ściany. Początekowy komentarz Batmana, to jedna z moich ulubionych scen. Twórcy woleli jednak zasypać Beatboxem, który szybko staje się wtórny. Przekleństwo filmu.

 

Calkiem nieźle wychodzi ten pełen podtekstów związek Batmana z Jokerem. Ich dialogi są jednymi z mocniejszych aspektów całości. Całe szukanie akceptacji do innych, już niekoniecznie. Nie ukrywam, że liczyłem na więcej. Szczególnie po „Lego Przygoda” (8/10) i świetnych zwiastunach - 6/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  1 226
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.02.2015
  • Status:  Offline

Silence_(2016_film).png

 

Silence

 

Martin Scorsese to świetny reżyser, ale mam wrażenie, że "Milczenie" nie należy do jego najbardziej udanych produkcji.

 

"Silence" opowiada historię chrystianizacji Japonii. Temat w sam sobie intrygujący, bo nigdy nie spotkałem się z taką opowieścią, w końcu Chrześcijaństwo dotarło do wszelkich rejonów świata, ale w kontekście religijności Japończyków, zawsze uważałem ich za ateistów, którzy wierzą w to, że największą wartością jest pracowitość, rodzina itd, ale do filmu.

 

Dwóch Jezuitów (Garfield i Driver), pochodzących z Portugalii, postanawia wyruszyć do Japonii, by odszukać swojego mentora, ojca Ferreirę (Neeson), którzy rzekomo stał się apostatą. Główny wątek, idea, oraz to, że jest to film oparty na faktach z miejsca sprawiają, że to interesujący obraz, jednak mam ogromne problemy z jego realizacją.

 

Po pierwsze film trwa 161 minut! To o jakieś 50 za dużo, pierwsza część filmu (90 minut?), jest źle zmontowana, masa zbędnych scen, które na siłę wydłużają ekranizację. Postacie nie są na tyle ciekawe, wydarzenia są okropnie przeciągnięte, bo to nie nadaje większej dramaturgii. Zdjęcia są fajnie itd. ale nie tędy droga, Jezuici przybyli do Japonii odszukać mentora a przez pierwszą godzinę, chowają się w jednej wiosce, podróżują do drugiej po czym poznają jaka jest cena ich wiary w kraju Kwitnącej Wiśni. Moim zdaniem powinni ten fragment filmu skrócić, natomiast Scorsese pokazał wszystko czym zwyczajnie przegiął, bo zmęczy widza przed drugą, znacznie lepszą część filmu.

 

To może do tej drugiej części filmu, gdzie ojciec Rodrigues został złapany przez naczelnika, którego zadaniem jest wyplenienie wiary Chrystusa z Japonii. W międzyczasie rozdzielił się z drugim Jezuitą (Driverem) a do jego złapania przyczynił się Kichijiro, który podejście do wiary i spowiedzi traktuje dość "luźno".

 

Rodrigues w trakcie swojej niewoli przeżywa kryzys wiary, modli się do Boga ale ten nie wysłuchuje jego modlitw. Obserwuje śmierć ojca Garupe, który nie wyrzekł się wiary i zginął próbując ratować mordowanych Japończyków. Naczelnik próbuje złamać wiarę Rodrigues, twierdząc, że tylko to uratuje zwykłych Japończyków i to on jest winny ich cierpieniom. Trzeba przyznać, że logika Inoue jest trafna, w końcu dla tych ludzi ksiądz jest uosobieniem Boga, jeśli on by się wyrzekł wiary, to przekaz dla obywatela jest jasny. Ponadto zabijając wiernych, faktycznie może ich to umocnić w wierze, (gdyby Rzymianie postąpili w ówczesnymi Chrześcijanami inaczej, prawdopodobnie nasza kultura, w tym wiara byłaby inna).

 

Kulminacją filmu jest spotkanie Rodriguesa z Fereirą, cały film w końcu miał do tego dążyć. Plotki okazały się prawdą, Ferreira stał się upadłym księdzem, odrzucił swą wiarę. Rodrigues z jednej strony nie wierzy, z drugiej ma mu to za złe, z trzeciej nim gardzi. Jednak gdy przychodzi do sceny gdzie sam staje przed podobnymi torturami, słyszy głos Boga (Morgan Freeman :)), który stwierdza, że zawsze przy nim był, zawsze słuchał i ma wyrzec się wiary w imię wyższych racji.

 

Finalnie Rodrigues wyrzekł się wiary i do końca swoich dni, był poddawany próbom, gdzie musiał to udowadniać. Chociaż jak ostatnia scena pokazuje, w jego dłoniach spoczął mały krzyż, czyli w sercu zawsze był zjednany z Bogiem.

 

"Milczenie" to za długi film, z średnio interesującymi postaciami. Ciekawa historia, nieciekawie przedstawiona, dobre zdjęcia ale to nie one mają robić film, realia tych czasów została wiernie odwzorowane, ale w moim odczuci montaż zakopał pierwszą część filmu a w drugiej brakło większego katharsis. Przede wszystkim brakuje tempa i jasnego przesłania, bo Japończycy są kreowani na tych złych a przecież, to wiara Chrześcijańska i ten "najazd" sprowokował ich działania, bo ich reakcja wynika z działań Jezuitów, którzy zaczęli tak nastawiać społeczeństwo, że to może naruszyć jedność królestwa.

 

W zasadzie to co wyciągnąłem, to to że wiara wymaga od nas wielkich poświęceń także takich jak jej wyrzeczenie się. Obaj Jezuici publicznie zrzekli się wiary, ale wewnątrz nadal wierzyli. Druga to podmiotowość traktowania sakramentu pokuty przez Kichijiro, w końcu nie na tym to polega by zgrzeszyć, prosić o wybaczenie i powtarzać te same błędy ...

 

Ocena: 6,5/10


  • Posty:  10 282
  • Reputacja:   297
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Susek, świetnie że zacząłeś pisać recenzje obejrzanych filmów. Taka działalność jest u mnie zawsze na propsie, tym bardziej, że lubisz się rozpisać. Jedna prośba - ogranicz trochę opisywanie fabuły, bo Twoje recki zawierają sporo spoilerów i zbyt daleko zdradzają rozwój akcji filmów (po prostu zepsujesz frajdę z oglądania danej produkcji komuś, kto przeczyta Twojego posta). Każdy chętnie poczyta opinie o danym filmie, ale lepiej żebyś skupił się bardziej na własnych przemyśleniach (których notabene jest tu sporo), niż na odkrywaniu wszystkich kart jakie oferuje dany film. Dobra recenzja powinna oceniać dany film, ale bez spoilerowania jego treści (minimalny nacisk na opis fabuły, a większy na własne przemyślenia i ocenę).

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  1 158
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2011
  • Status:  Offline

"Milczenie" to za długi film, z średnio interesującymi postaciami. Ciekawa historia, nieciekawie przedstawiona, dobre zdjęcia ale to nie one mają robić film, realia tych czasów została wiernie odwzorowane, ale w moim odczuci montaż zakopał pierwszą część filmu a w drugiej brakło większego katharsis. Przede wszystkim brakuje tempa i jasnego przesłania, bo Japończycy są kreowani na tych złych a przecież, to wiara Chrześcijańska i ten "najazd" sprowokował ich działania, bo ich reakcja wynika z działań Jezuitów, którzy zaczęli tak nastawiać społeczeństwo, że to może naruszyć jedność królestwa.

 

 

Moim zdaniem zbyt dosłownie odbierasz ten film. To przede wszystkim ostateczna próba zmierzenia się Scorsese z "własnym ja", metaforyczne podejście do kwestii wiary i tego na jak wiele przeszkód i wyrzeczeń można natrafić wybierając tę a nie inną drogę (sam film jest moim zdaniem w pewnym sensie kinem drogi i nieco przypomina pod tym względem "Czas Apokalipsy", chociaż oczywiście jest minimalistyczny do bólu). To w jakich czasach został umiejscowiony nie znaczy jednak (a przynajmniej ja tak to odbieram) żeby Martin próbował oceniać/osądzać kogokolwiek.

 

Edytowane przez Sebu

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Kaczy316
      Pierwsze SD po Money In The Bank! Naomi z walizeczką, Cena dalej z mistrzostwem, Cody dalej bez mistrzostwa, jak to wypadnie?! Zobaczmy!   Zaczynamy od naszego The Last Real Championa Johna Ceny! Ciekawe co nam powie, pewnie to samo co cały czas od czasu heel turnu, zwróci się do fanów powie jakie to jest łatwe dzięki nim i tyle, chyba, że przerwie mu Punk albo Cody, ale zobaczymy. No mówi na początek, że nie było nikogo, nie ma obecnie i nigdy nie będzie drugiego Johna Ceny, mówi o tym jak wykorzystywał swoją pozycję do wszystkiego co ma teraz w sumie tak w skrócie można powiedzieć, mówi o wyborze swoich opponentów w trakcie runu pożegnalnego, mówi, że sprowokował Punka do bycia hipokrytą, bo ten chcę zdobyć ten tytuł, przynajmniej tak to zrozumiałem i jeszcze o Sethie, który nie scash inuje na nim walizki, ale nie ogarnąłem z jakiego powodu, ale wyłapałem "Because he will be only champion" jakoś tak czyli, że będzie tylko mistrzem? Nie ogarnąłem zbytnio, później trochę jeszcze mówi, że nie ma nikogo, kto by mógł trzymać ten tytuł...ponownie, interesujące, a wszystko przerywa Kodeusz! Cody nazywa go geniuszem że zrobił wszystko co powinien, żeby być tutaj gdzie jest teraz, a potem zastanawia się jaki to plan z tym, że Cody przypiął go na środku tego ringu w ostatnią sobotę? Ulala Kodeusz w sumie sam odpowiedział na to pytanie mówiąc, że nie jest częścią jego planu....to On jest częścią planu KODEUSZA! Jednak wszystko przerywa Randy Orton! Który wspomniał historię z Backlash, a następnie słyszymy, że nieważne kto jest lub będzie mistrzem, to on zdobędzie tytuł i zrobi wszystko, żeby to uczynić, nawet rozwali Rhodesa, którego traktuję jak swojego brata. LA KNIGHT IS HERE! No no robi się co raz lepiej. Gadanko kolejne gadanko, Knight twierdzi, że plan Johna Ceny na pewno nie zakładał jego, a potem, że pokona wszystkich obecnych tutaj w ringu i odbierze to co jest jego, ale problem w tym, że nigdy do niego nie należał ten tytuł niestety xD. Cena miał to gdzieś i sobie po prostu wyszedł śmiejąc się, ale od tyłu zaatakował go Ron Killings! Generalnie ciężko coś powiedzieć o tym segmencie, nie był to za bardzo budujący feudy segment, chociaż feud Rona i Ceny lekko podbudował tym atakiem, ale jeśli chodzi o część mówioną to bardzo podbudowało turniej King Of The Ring, także taki miał cel ten segment i wyszło naprawdę spoko.   Lecimy z pierwszym Fatal 4 Wayem od strony SD w ramach turnieju King Of The Ring! W przeciwieństwie do Raw to dzisiaj zobaczymy wszystkie 4 Fatal 4 Waye, 2 od męskiego rosteru i 2 od kobiecego, oj będzie ciekawie! Black vs Carmelo vs Orton vs Knight, czy to może się nie udać? Powiem tak nieważne też kto tu wygra to będę zadowolony, sami świetni zawodnicy, chociaż Orton chyba by najbardziej pasował, w sumie widziałbym finał właśnie Rhodes vs Orton, a taki może być, bo obaj są po przeciwnej stronie drabinki, ale wracając do F4W to liczę na świetny pojedynek! Prawie 16,5 minuty niesamowitego pojedynku oj tak dwie reklamy były, ale odbiór walki dalej był bardzo dobry, mega podobały mi się to, że wszyscy próbowali dość często wykonywać swoje finishery ostatecznie nieudanie, ale bardzo dobrze to wyglądało, było kilka miłych spotów dla oka jak Jumping Neckbreaker od Knighta na Ortonie, który już prawie wykonał podwójne Spike DDT, w sumie nie wiem jak to się do końca nazywa, ale głównie dlatego, że to ma chyba wiele nazw albo po prostu każdy mówi na to inaczej, kiedyś było Second Rope DDT, teraz Spike DDT, kiedyś jeszcze chyba było Hangman DDT czy jakoś tak, przynajmniej w grach WWE xD, albo spot końcowy z Frog Splashem dla Knighta i w tym samym czasie cyk RKO dla Melo, oj fajna walka naprawdę fajna i Ponton wygrywa! Jego potencjalne starcie z Rhodesem co raz bliżej, a no i Knightowi przeszkodziła stajnia Setha oczywiście, przydałaby się jej jakaś nazwa, Bronson zrzucił Knighta z narożnika, a młody Steiner jak zasadził mu Speara no no, czyli to oznacza Zayn vs Orton w półfinale, no Zayn ma dość marne szansę moim zdaniem xD, ogólnie poznaliśmy tajemniczego uczestnika i tak czułem, że po utracie pasa to może być Jey Uso i faktycznie tak jest tylko nie wiem czy to zbotchowali, że teraz pokazali, bo wydaję mi się, że raczej byłoby ciekawe zaskoczenie jakby wszedł tajemniczy uczestnik i byłby to Jey Uso, ale zaraz.....czyżbyśmy mieli dostać Cody vs Jey w jednym z półfinałów? Oj ale bym chciał taka waleczka historycznie by siedziała.   Jacob Fatu wbija na ring! Oj tak chętnie zobaczę co tam nam powie po swoim odwróceniu się od Solo! No mówił o tym, że Solo uważa, że Jacob byłby nikim gdyby nie On i to jest też główny powód dla którego odwrócił się od Solo na Money In The Bank, trochę pomówił jeszcze i na Titantronie Solo bije mu brawo, a potem powiedział, że na Money In The Bank Jacob popełnił wielki błąd, lecz jest w stanie mu go wybaczyć i potem jeszcze mówi, że to on stworzył Jacoba odkąd go sprowadził do federacji. Mówi, że za tydzień będzie czekał na środku ringu z otwartymi ramionami dla Jacoba, ale ten oczywiście będzie musiał powiedzieć 4 słowa "I Love You Solo" No i oczywiście, żeby Jacob pamiętał, że Solo go wciągnął w ten świat i może go z niego wyrzucić oj czuję mocny pop dla Jacoba za tydzień kiedy będzie udawał, że chcę wybaczenia, ale jak dojdzie do mówienia tych słów to usłyszymy I....HATE YOU SOLO! Oj tak ale zamarkuje wtedy nawet ja sam! Krótki, ale treściwy segment, za tydzień może być dłuższy, przyjemnie prowadzony jest na razie ten feud, nie zaczynamy od nienawiści tylko tak spokojnie z wyczuciem, fajnie to wygląda.   Na backu The Secret Hervice podaję telefon Nickowi, gdzie Green dzwoni do niego na wideo rozmowie i prosi o przełożenie jej walki na przyszły tydzień, bo akurat nie ma jej w Lexington xD, a Aldis standardowo nie przystał na to i zamiast Green to w tej walce zobaczymy Albe Fyre, czyli Flair to wygrywa pewnie xD szkoda, chociaż jeszcze Alexa ma jakieś szansę w tej walce, jednak nie zdziwi mnie finał Jade vs Charlotte w tym turnieju. Zelina chcę Giulii tylko nie ma jej dzisiaj, szkoda, więc może w przyszłym tygodniu spotkają się face to face tylko pytanie czy w walce czy w segmencie, no zobaczymy.   Kolejny Fatal 4 Way tym razem w ramach turnieju Queen of The Ring Jade vs Nia vs Michin vs Piper, ogólnie poza Jade to nie widzę tutaj innej zwyciężczyni, niby Nia mogłaby....ale po co? xD Jade lepszy wybór, a walka no wydaję mi się, że dupy nie urwie, dość specyficznie dobrany skład, akurat pod wygraną Jade. Kurde powiem tak, walka była i tak lepsza niż się spodziewałem i nawet nieźle się ją oglądało, prawie 13 minut fajnego pojedynku, bardzo przyjemny sojusz Jax z Piper i to na prawie cały pojedynek, Jade fajnie tu wyglądała, a Michin była kukiełką do bicia i generalnie ten booking naprawdę był dobry i wpasował się do tego pojedynku, także brawa dla Pań i dla bookerów, bo mi się to dobrze oglądało, Jade ostatecznie wygrywa i dobrze, lepszej opcji tutaj nie było. Cargill vs Perez, jeśli Naomi tu się nie wtrąci, a raczej tego nie zrobi, bo wydaję mi się, że jak Jade zdobędzie tytuł to od razu poleci cash in, to Roxanne pewnie odpada z turnieju w półfinale i tak jest to wysokie miejsce top 4.   Oj tak i o wilku mowa NAOMI! Zobaczmy co nam powie Ms. Money In The Bank! Widać, że Naomi nie zapomina, bo z tego co mówi to Stratton z walizką przeszkadzała jej w zdobyciu tytułu od Jax w tamtym okresie, mówiąc wprost to nie pamiętam, może i tak było, a jeśli tak to fajnie, że o tym wspominają, a Naomi jest tu teraz po zemstę! Jednak wszystko przerywa Tiffany! Która trochę prowokuję do cash inu Naomi, ale też mówi, że jest "same old Naomi" czyli że cały czas gada, ale nic nie robi. Naomi w sumie ma rację, bo powiedziała, że nie będzie cash inowała teraz tylko wtedy, kiedy Stratton nie będzie się spodziewała no i tak powinno być, tak powinni robić posiadacze walizek, bo na tym to powinno polegać, a następnie mówi, że chcę zmienić życie Tiffany w piekło! Podoba mi się ta Naomi, tak dobrze się ją ogląda, kurde i niech ktoś mi powie, że to był zły wybór, wygląda jak typowa wariatka i wiedźma, niesamowicie się to ogląda, a w ringu.....znowu Nia Jax atakuję Tiffany, co jest, ja ten feud oglądam od pół roku....kiedy to się skończy? Ile razy Tiffany musi pokonać Jax? Ale to jest bez sensu xD Jeszcze na Evolution dajmy im pojedynek, bo czemu nie xD. Naomi myślała o cash inie, ale Nia szybko odwiodła ją od tego pomysłu xD.   Na backu ustalone zostało, że MCMG dzisiaj zajmą się Wyattami i ta walka jest teraz! MCMG vs Wyatt Sicks! Może być ciekawie. 9,5 minuty przyjemnego pojedynku kolejnego, tag teamy na SD nie schodzą poniżej pewnego poziomu i cały czas bardzo dobrze się je ogląda no niestety Motor City Machine Guns nie podołali zadaniu jakie im wyznaczono i nie rozprawili się z W6, bo przegrali cały pojedynek i lecimy dalej z tym ciekawym story, Wyatt Sicks świetnie się ogląda.   Cena na backu pyta się Jimmy'ego w dosadny sposób czy widział R-Trutha, a potem czy widział Rona Killingsa xD, a następnie wspomniał, żeby powiedział im obu, że spotkają go w ringu, kurde zobaczymy dzisiaj Cenę dwukrotnie w ringu? Wooooow, czy to się zalicza jako dwie daty? Nie no raczej nie, ale śmiesznie by to wyszło wtedy xD. Cena w ringu! Johnik mówi, że R-Truth przekracza linie i ciekawie się zapowiada, bo mówi, że to czas na rozmowę i na walkę, więc walczmy teraz! Jednak wszystko przerywa CM Punk! Który mówi o nie szanowaniu innych i że John jest zmęczony brakiem szacunku, a tak naprawdę to fani są zmęczeni brakiem szacunku, a potem daję Cenie szansę, żeby dał ludziom to czego chcą i dał im szczęśliwe zakończenie! Fajna jest ta próba zwrócenia Johna na właściwe tory, interesująco się to ogląda, a Cena się jedynie pyta czemu po czym dodaję, że mistrzostwo to jest jedyne co się liczy, Punk coś tam pogadał i faktycznie ma rację, brzmi jak PG John Cena xd, z kolei Cena brzmi jak...CM Punk, gość, który chciał zrujnować wrestling w sumie to ma sens, Punk faktycznie chciał upadku tego biznesu przecież po odejściu i znienawidził na pewnym etapie swojego życia wrestling, to ma sens i Cena chcę zrobić to samo co Punk kiedyś czyli opuścić ten biznes z tytułem. CM Punk totalnie zmiażdżył Lidera Cenation na mikrofonie przynajmniej moim zdaniem, ale no Punk to jest kozak to nic dziwnego, bardzo fajny segmencik i kurde no tak chciałbym tego Punka z tytułem, chciałbym, żeby rozwalił Cenę oj chciałbym tak samo jak chciałem, żeby Ponton to zrobił xD i skończy się pewnie tak samo jak z Pontonem, ostatecznie po wyjściu Punka mamy Rona Killingsa, który atakuję znowu Johna! Aż zapomniałem o nim praktycznie xD.   Ulala Cena vs Ron Killing w przyszłym tygodniu? Kurde co jest, Cena zawalczy na tygodniówce? xDDD Co tu się dzieję.   Pora na drugi Fatal 4 Way od strony Pań w ramach Queen Of The Ring! Alexa vs Charlotte vs Alba vs Candice, no tutaj wydaję mi się, że Charlotte to wygra, ale Bliss też ma szansę, nikogo innego nie widzę, jednak po składzie uważam, że ta walka powinna być lepsza niż poprzedni F4W kobiet, który mimo wszystko ostatecznie też wyszedł solidnie. Po około 11 minutowej walce wygrywa Alexa Bliss, kurde to jednak moja teoria poszła się walić można powiedzieć, ale to dobrze, nikt już nie chcę Charlotte, szczególnie po tym co pokazała w drodze do WM i na samej WM, chociaż trzeba przyznać, że teraz jest już lepiej, trochę wróciła do formy mam wrażenie albo powoli wraca, ciekawa końcówka, walka spoko taka standardowa, dobrze się oglądało, ale to był bardziej chaotyczny booking mam wrażenie, a na poprzedni F4W babek był jakiś pomysł co było widać i mimo wszystko to pierwsze starcie bardziej mi siadło pomimo, że obydwa były bardzo dobre, cieszę się wygraną Alexy, fajnie to wyszło, chociaż nie wiem czy nie planowali czegoś w stylu, że odliczenie do 3 i klepnięcie od Alby miało być w tym samym momencie, ale to byłoby ciężkie do zrobienia, więc chyba nie było to w planach, ale nie wiem, brawa dla Alexy!   Podoba mi się to teasowanie, że kiedyś w końcu Punk i Cody spotkają się w ringu jeden na jednego i nawet Cody wspomniał o tym, że nie mogą siebie nawzajem zawsze omijać, ja mam hype na to starcie jak kiedyś do niego dojdzie, bo jest naprawdę fajnie teasowane w przyszłości, lubię takie rzeczy tak samo jak kiedyś Jey vs Sami lub Jey vs Cody czy Sami vs Cody, to są starcia, które nie są obecnie planowane, ale kiedyś może do nich dojść i będą to naprawdę fajne momenty.   Next Week: Randy Orton vs Sami Zayn półfinał turnieju King Of The Ring zapowiada się bardzo dobrze oj tak. Alexa Bliss vs zwyciężczyni ostatniego Fatal 4 Wayu kobiet, który odbędzie się na Raw i to też będzie półfinał turnieju tylko Queen Of The Ring, oj czuję, że dostaniemy Alexa vs Stephanie, ale by siedziało! R-Truth vs John Cena no no tylko czemu to R-Truth jest jak to Ron Killings? xD Ale w tym wydaniu ten pojedynek może być dużo ciekawszy. Tyle, uważam, że zapowiada się kolejny dobry odcinek niebieskiej tygodnióweczki.   Czas na main event! Cody vs Priest vs Nakamura vs Andrade, no wydaję mi się, że poza Rhodesem i Priestem to nie ma tutaj innych faworytów, a że Priest leci ponoć na tytuł US, chociaż dziwne to trochę jest, bo zapowiadał się feud Damiana z Jacobem o ten tytuł, a ostatecznie pociągnęli za sznurek z feudem z Solo, więc nie wiem jak to będzie planowane, ale zobaczymy, na razie może nas czekać świetna ringowo waleczka, kolejna w ramach tego pięknego turnieju King Of The Ring! Wooooow co to był za pojedynek, mówiąc wprost to gdybym nie znał pozycji Nakamury i Andrade to bym pomyślał, że dosłownie każdy może wygrać to starcie, każdy zawodnik został tutaj świetnie zabookowany, ringowo było niesamowicie, naprawdę bardzo dobry pojedynek i najlepszy chyba z dzisiejszego show, Cody Rhodes wygrywa i leci dalej! Kurde w jednym turnieju możemy dostać Cody vs Jey, a w finale Cody vs Sami lub Cody vs Orton, albo.....JEY VS SAMI! Kurde Jey vs Sami teraz jak tak o tym pomyślałem, ale by siadło oj tak, kurde tyle potencjalnie świetnych opcji! Ale wracając do walki to naprawdę świetna lekko ponad 17 minutowa walka, bardzo dobrze się oglądało brawa dla Kodeusza i dla Panów oraz dla bookerów!   Plusy: Segment otwierający Bardzo dobry pojedynek pomiędzy Blackiem, Carmelo, Ortonem i Knightem Segment Jacoba i Solo i spokojne prowadzenie feudu O dziwo bardzo przyjemna walka Jade vs Nia vs Piper vs Michin Przyjemny segmencik Naomi, Tiffany i potem niestety Nii Jax MCMG vs Wyatt Sicks i całe story z tag teamami na SD Bardzo dobry segment Ceny z Punkiem Alexa vs Charlotte vs Alba vs Candice i wygrana Bliss! Main event   Minusy: Ile można ciągnąć Nia vs Stratton?   Podsumowanie: Powiem tak, skupili się prawie w 100% na turniejach KOTR i QOTR i wyszło to bardzo dobrze cztery co najmniej bardzo dobre Fatal 4 Waye, z odpowiednimi wynikami, a im dalej w turnieju tym będzie tylko lepiej, a przynajmniej na razie tak to wygląda, Sami vs Orton i potencjalne Cody vs Jey to będą mega mocne półfinały, a potem świetny finał oj tak, ale wracając do tego odcinka to wszystko tutaj mi siadło poza tym, że kontynuujemy feud Nia vs Tiffany bez sensu, ale no niech będzie, reszta była bardzo dobra bądź świetna, wszystko grało i buczało no tak samo jak Raw tak ten odcinek SD był jednym z najlepszych w tym roku zdecydowanie, wszystko miało sens, znaczenie i feudziki mocno podbudowane, a wykonanie co najmniej bardzo dobre w każdym aspekcie.
    • KyRenLo
      Prawidłowo. Twoja kolej.
    • PTW
      OFICJALNY PLAKAT IN DA HOUSE! Każda kolejna gala podnosi poprzeczkę i przynosi jeszcze więcej emocji. Tym razem nie będzie inaczej, bo szykujemy dla Was bardzo specjalny wieloosobowy mecz - niech złoto będzie dla Was podpowiedzią :) Od poniedziałku ruszamy z konkretami, ale zanim to nastąpi zapraszamy jutro i w niedzielę do Kozłowa od10:00 w celu przetestowania ringu wzmocnionego po ostatniej gali ^_^ LET'S GO! Przeczytaj wpis na oficjalnym fanpage PTW.
    • KPWrestling
      Już jutro widzimy się w Poznaniu na czwartej gali KPW na wielkim festiwalu Pyrkon! Przeczytaj na oficjalnym fanpage KPW.
    • ManiacZone
      UWAGA MANIACY ❗️ Ogłaszamy starcie Tag Teamowe! Disco Pablo postanowił odezwać się do swojego starego znajomego z "Paki", by wspólnie wyzwać na pojedynek niepokonaną jak dotąd w MZW Legię Łysych. Do tanga trzeba dwojga, więc powracający do naszego ringu - Boro pomoże roztańczonemu Pablo jeszcze bardziej rozkręcić imprezę. Jedno jest pewne, szykuje się potężne starcie, z którego zwycięsko wyjdzie tylko jedna drużyna. Jak myślicie, która ? Serdecznie zapraszamy do linku poniżej, gdzie znajdziecie wejściówki na show ( ilość ograniczona! ) : https://stage24.pl/events/mzw-4692 Przeczytaj wpis na oficjalnym fanpage Maniac Zone
×
×
  • Dodaj nową pozycję...