Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  4 959
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Łotr 1 - niby mógłbym się czepiać paru drobnostek, ale nie wpływają one na ogólny odbiór filmu. Bardzo dobrze mi się to oglądało mimo późnej godziny(Fantastycznie Zwierzęta niemal mnie uśpiły). Początek może trochę niemrawy, ale jak już akcja nabiera tempa, to nie zwalnia aż do samego końca. Niby wiadomo było, jak się to skończy, ale i tak dali radę czymś zaskoczyć - zrobili coś, co w innych blockbusterach raczej by nie przeszło, za co brawa. I dodatkowy plusik za Vadera - było go mało, ale jakość>ilość, wypadł świetnie. Ogółem: pozycja obowiązkowa dla fanów SW, dobra rzecz.

...bo jeden Straight Edge na forum to zdecydowanie za mało.

Typer WWE 2018 - 3 miejsce

Typer NXT 2018 - 1 miejsce

105504318959183a35d96e9.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

American Honey

18-letnia Star (Sasha Lane) marzy o wyrwaniu się z małego miasteczka, gdzie mieszka z ojczymem i młodszym rodzeństwem. Po kolejnej domowej kłótni porzuca dotychczasowe życie i dołącza do przypadkowo spotkanej grupy rówieśników, którzy wspólnie jeżdżą po Ameryce.

 

Poznajcie Star. Jej życie jest do kitu. Dziewczyna nie ma perspektyw na przyszlość, opiekuje się cudzymi dziećmi, nawet nie do końca wie, czy może marzyć. Pewnego dnia w supermarkecie poznaje Jake’a (Shia LaBeouf) i jego ekipę. Typowi wariaci, łapiący chwilę. Po szybkim zapoznaniu, Star otrzymuje propozycje dołączenia do nich, w drodze do Kansas. Zgadza się, a jej życie nabiera rozpędu.

 

„American Honey”, to film drogi. Typowy reprezentant gatunku, gdzie sporo scen ma miejsce w samochodzie, a bohaterowie zmieniają lokalizacje i poznają siebie pracując. Jeżdżą po różnych miastach i sprzedają magazyny. Prenumeraty czegokolwiek. Sprzedaż od drzwi do drzwi. Wszystko dla Pani generał, alfonsa, Krystal (Riley Keough). Jake zaczyna szkolić Star, a między młodymi zaczyna iskrzyć.

 

Rzadko to piszę, ale ta warstwa miłosna, to ratunek całości. O filmie słyszałem dużo dobrego, ale jakoś w moje serce nie trafił. Zacznę od tego, że historyjka jest mało ciekawa, a ekipa wręcz irytująca. Nie poznamy ich w tym filmie, bo widizmy tylko, jak imprezuja lub ćpają. Zero innych wartości dodatkich. Mają tylko pokazać, jak beztroska i samodestrukcyjna to grupa. Mają dawać Star do myślenia, czy ona się tu w ogóle nadaje. Jeśli brałbym pod uwagę to, jak dana postać jest ciekawa, to dziewczyna pasuje idealnie. Nudna, biedna, wrzeszcząca, głupiutka, łatwowierna. Tylko jak już czekałem, kiedy zostanie oszukana lub wystawiona, to już wiedziałem, że jej ewentualnym losem się nie przejmę. Dość przewidywalny był też koniec jej podejścia do technik sprzedaży.

 

Podobał mi się Shia LaB.... (wstaw odpowiedni ciąg znaków, bo nigdy nie zapamiętam) i Riley Keough, ale samo „Honey”, to przerost formy nad treścią. Ani przez moment nie byłem zaszokowany, ani tym bardziej zaskoczony ciągiem przedstawionych wydarzeń. Było nieco życiowo, momentami trochę ponuro, a resztę czasu śpiewali i skakali przy ognisku. Co gorsza, trwa to wszystko jakieś 3 godziny – 4/10

 

Pozostaje mieć nadzieję, że cichy faworyt do Oscara "Moonlight" (na Metacritic średnia ocen 99/100), który też jest filmem "o życiu", nie okaże się w moich oczach taką wydmuszką.

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Rogue One: A Star Wars Story / Łotr 1. Gwiezdne Wojny – Historie

Historia grupy rebeliantów zjednoczonych w śmiałej misji polegającej na kradzieży planów imperialnej Gwiazdy Śmierci.

 

Każdy film, którego fabułę jesteś w stanie opisać jednym zdaniem, nie powinien trwać tyle czasu (2:14). Gareth Edwards, to nie JJ Abrams, cudów nie ma. Przed „Rogue 1”, gość miał na koncie dwa większe filmy, a ciężaru „Star Wars”, zwyczajnie nie udźwignął. Strasznie boli, gdy oglądasz coś tak poszatkowanego. Statek leci, lądują, wymiana dwóch zdań - koniec sceny. Statek leci, ląduje, dwa zdania – koniec sceny. I tak następna bezwartościowa planeta, następne anonimowe twarze. A za anonimowych szaraczków mam tu... praktycznie wszystkich. Patrzysz, ale nie znasz nikogo. Historyjka tak pędzi przed siebie, że zapomina nam przedstawić bohaterów. W ostatecznym rozrachunku, oglądasz mało angażującą opowieść o postaciach, które Cię w ogóle nie mają prawa interesować. A do tego wiesz jak się skończy. Brzmi jak zabawa! Jedynie dwaj Azjaci mieli jakiś background, choć też było to zbyt płytkie, by im kibicować.

 

Nie wiem, czy mogę nękać aktorów, że nie pokazali niczego konkretnego, skoro warunki ku temu były tak utrudnione – pierwsza scena z prawdziwego zdarzenia przychodzi po godzinie czasu. Trzeba jednak podkreślić, że Felicity Jones jest dość tandetną protagonistką, a jej partner Diego Luna, ma irytujący akcent. Twórcy chcą ratować rozrywkę „śmiesznym robotem”, tradycyjnym dla serii, ale niewiele będzie on w stanie swoją szyderą wskórać – choć niektóre teksty były fajne.

 

Wszyscy mają nadzieję, że człowiek zachłyśnie się wspominkami, i zalany sentymentem do bohaterów z oryginalnej trylogii, zacznie piać z zachwytu nad całym „Łotrem”. Vader pojawia się na dwie sceny, i choć widać, jak bardzo twórcy na nie liczyli, to mają one jeden problem – jakby ich nie było, to nie zmieniłoby się absolutnie nic! I to uważam za bardzo tani trick. Jeszcze tańszy niż wygląd Tarkina, który musiał zostać odtworzony w CGI, i finalnie, na tle prawdziwych aktorów, wygląda jak Zgredek z „Harry Pottera”.

 

Z emocjonalną inwestycją trzeba tu przyjść. Sam „Łotr” jej nie wygeneruje. Fani i tak znajdą sobie powód do chwalenia, a mi dalej będzie cięzko znaleźć choćby jeden plus. Niby spoko zobaczyć stare twarze, ale były po nic.

Nudne, korzysta z oklepanych schematów, nie ma angażujących scen, nie ma emocji, a i obdarte zostało z rozrywki, którą „Przebudzenie Mocy” ze sobą niosło – 3/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  4 760
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.01.2005
  • Status:  Offline

Ogółem: pozycja obowiązkowa dla fanów SW, dobra rzecz.

 

Właśnie fani powinni to gówno omijać z daleka.

 

Myślałem ze po beznadziejnym Przebudzeniu Mocy, gorzej sie nie da spierdolić i Disney przynajmniej nastepny film wyda dobry, niestety sie mylilem.....

 

Ocena Niko naciagania, ja bym dał lotrowi 1/10 ( przebudzenie u mnie 3/10). Juz kreskowki Star Wars sa lepsze.

Absence of War Does Not Mean Peace

3669750324873c0356f997.gif


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

A Kind of Murder

Nowojorczyk Walter Stackhouse (Patrick Wilson) jest odnoszącym sukcesy architektem, mężem pięknej Clary (Jessica Biel), prowadzącym pozornie idealne życie. Zainteresowanie nierozwiązaną zagadką morderstwa prowadzi go w spiralę chaosu. Zostaje zmuszony do gry w kotka i myszkę ze sprytnym mordercą i zbyt ambitnym detektywem, pojawia się też inna kobieta, która fascynuje Waltera.

 

Przez moment czułem się zaangażowany. Jednak scena po scenie, ta inwestycja przestawała się opłacać. Gdzieś wątki, które napędzały wszystko, zaczęły zjeżdżać na boczny tor. Gdzieś ta młodziutka uwodziciela (Haley Bennett) szła do lamusa, ustępując miejsca podejrzanemu księgowemu i nadzwyczaj irytującemu detektywowi.

 

Aktorstwo stoi na marnym poziomie. Detektyw, który rzekomo promowany jest na najmądrzejszego, to jakaś ponura kreskówka. Kim do cholery jest grający go Vincent Kartheiser? Kariery nie wróżę. Patrick Wilson daję radę z materiałem, choć przesadnie wymagający on nie był.

 

Księgowemu zabito żone, a kiedy główny bohater coraz bardziej się tym tematem interesuje, ktoś morduje jego ukochaną. Materiał na dobry thriller, ale mgły tajemnicy nie ma żadnej. Ledwie jakiś nieśmiały klimat noir, który nie jest w stanie przeskoczyć biedy budżetowej i otoczki kina klasy B – 3/10 (naciągane)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Denial / Kłamstwo

Deborah Lipstadt (Rachel Weisz) jest uznaną pisarką i znawczynią historii. Jako żydówka, obiecała sobie nie debatować z ludźmi, którzy podważają prawdziwość Holokaustu. Jednym z wątpiących jest David Irving (Timothy Spall), który oczerniony przez nią w książce, pozywa ją do sądu.

 

Zawsze miałem słabość do kinowych rozpraw sądowych. Nawet wtedy, gdy podział na "dobrych" i "złych", jest tak klarowny, jak w przypadku "Denial". Mimo braku odcieni szarości, wyścig na argumenty jest emocjonujący. Łatwo się zajawić tematem komor gazowych i Holokaustu, kiedy tak dobre aktorstwo panuje na ekranie. Spall wypada charyzmatycznie - świetna, wymowna mimika. Momentami nie do zagięcia w kwestii zabijania Żydów i obrony Hitlera. Po drugiej stronie, cała ekipa prawników, na czele z Tomem Wilkinsonem i Andrew Scottem. To ich tu będziemy słuchać. Weisz to jedynie twarz broniących, która wypada bardzo słabiutko. W zasadzie tylko okazuje współczucie ofiarom i nie wnosi nic ponad to.

 

Szybkie wprowadzenie, potem przygotowywanie strategii - fajny element, gdzie pokazują, że oczywiste rozwiązania niekoniecznie są najlepsze - a cały trzeci akt, to już sala rozpraw i sędzia przychylający się do Irvinga, który odnosi się z wielkim szacunkiem. Może miało to pokazać sądownictwo w Wielkiej Brytanii w tamtych latach. A działo się to w roku 2000, bo całe "Denial" oparte jest o prawdziwą historię. To zawsze plus.

 

Ma to pewnie połechtać ego Akademii. Aż dziwię się, że nie ma mocniejszej reklamy i znajduje się na większości list "najlepszych filmów, które łatwo pominąć". Teraz może nie pominiecie. Nie jest to kino rozrywkowe, raczej skłaniające do przemyśleń, ale bawiłem się bardzo dobrze - 7/10

 

Top 20

20. Suicide Squad

19. Don’t Think Twice

18. Sully

17. Doctor Strange

16. Nice Guys

15. Neon Demon

14. Café Society

13. Cloverfield Lane 10

12. Planeta Singli

11. Denial

10. Hacksaw Ridge

9. Bone Tomahawk

8. Don’t Breathe

7. Captain America: Civil War

6. The Jungle Book

5. War Dogs

4. Kubo and the Two Strings

3. Hell or High Water

2. Nocturnal Animals

1. Deadpool

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Bad Santa 2 / Zły Mikołaj 2

Minęło już 10 lat odkąd Willie (Billy Bob Thornton) ostatni raz przywdział czerwony strój, by rabować centra handlowe podczas świątecznej gorączki. Nie znaczy to, że stał się lepszym człowiekiem. Wciąż jest tym samym stale zalanym, napalonym na cudze żony, gotowym na każde świństwo typem spod ciemnej gwiazdy. Spłukany jak nigdy, bez perspektyw na sensowny zarobek, niechętnie zgadza się połączyć siły z dawnym wspólnikiem - uroczo wrednym karłem Marcusem (Tony Cox). Tym razem plan jest ambitniejszy niż zwykłe sklepowe kradzieże. Marcus zamierza przeprowadzić skok na centralę fundacji charytatywnej. Stawka i ryzyko są wyższe niż dotąd. Tym bardziej, że do zespołu dołącza dziarska mamuśka Williego (Kathy Bates).

 

Mimo upływu kilkunastu lat, pierwszy „Zły Mikołaj” dalej siedział mi w głowie. Kojarzyłem go z bardzo dobrym Thorntonem i ciętym językiem (6/10). Williemu życie ułożyło się do dupy. To alkoholik, żul, z zabójczą szczerością dołujący wszystkich wokół. Przy drugiej części, na szczęście nic się w tej materii nie zmieniło. Thornton to dalej gwiazda widowiska, któremu status kina dla dorosłych, służy jak mało komu. Gość ze swoim depresyjnym nastrojem zawsze mnie bawił.

 

Historia jest oklepana i ... dość ponura. Nawet przez moment nie sprzedająca świątecznej otoczki – jedynka zdołała to przemycić, za co też jej chwała. Mocnym aspektem jest to, że wracają praktycznie wszyscy starzy bohaterowie, na czele z wtedy młodym Thurmanem. Wtedy dziecko, teraz 21-letni facet. Wtedy idiota, teraz jeszcze większy. Nieco przekolorowane, ale fajny i niezbędny kontrast dla głównego bohatera. Z nowych postaci pojawia się matka Williego, grana przez Kathy Bates. Dla mnie, z całą sympatią dla aktorki, zabija ten film. Silną stroną zawsze był kontakt tego degenerata z normalnymi ludźmi. Patrzeć, jak podcina im skrzydła i zabija świąteczny nastrój. Kathy zaś, to praktycznie żeński klon tytułowego Mikolaja. Też alkoholiczka z burzliwą przeszłością. Też klnie, też jest człowiekiem bliskim upadku totalnego. Niby sobie dokuczają, ale wtedy już nie bawi to tak mocno. Wręcz spada na prymitywne niziny humoru.

 

Dopóki Thornton dostaje role w komedii „Rated R”, jestem spokojny choćby o kilka mocnych tekstów. Tu jest tego sporo, dzięki czemu ta cała fabularna przewidywalność – i wtórność – mnie nie razi. Film żadnej furory nie zrobi, dla wielu będzie zwyczajnie słaby, ale mnie bawił. Co zrobić – 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Passengers / Pasażerowie

Podczas międzyplanetarnej podróży kosmicznej do nowego domu, na nową planetę, dwoje pasażerów – wskutek niezrozumiałych, tajemniczych okoliczności – budzi się z hibernacji dziewięćdziesiąt lat za wcześnie. Jim (Chris Pratt) i Aurora (Jennifer Lawrence) powoli dowiadują się także, dlaczego ich wybudzenie nie było przypadkowe.

 

Jak myślę o samotnośći w kosmosie, do głowy przychodzi klimatyczny „Moon” z Samem Rockwellem. Kiedy teraz ktoś pomyśli o samotności w kosmosie, na pewno do głowy NIE przyjdą mu „Pasażerowie”! O zgrozo, jaki festiwal ziewania. Film, który największy nacisk kładzie na nazwiskach widniejących na plakacie. Ich urok musi utrzymać ten film. I nie wiem, jak wielkim, psychopatycznym wielbicielem, Pratta lub Lawrence, trzeba być, żeby dobrze się bawić podczas tej wycieczki. Aurora Lane i Jim Preston, to nie są jednostki, które zabrałbym ze sobą na bezludną wyspę. Nawet nie wiem, czy chciałbym ich spotkać wśród natłoku ludzi podczas światecznych zakupów w centrum handlowym.

 

Z powodu awarii, jedna komora hibernacyjna zostaje otwarta. Tak poznajemy Jima, prostego mechanika, który musi ułożyć sobie życie na bezludnym statku. Barman-android, to jedyny kompan do rozmowy. Zaczyna być z nim coraz gorzej, zaczyna godzić się ze swym losem. Przypadkiem wpada na komorę Aurory i postanawia ją otworzyć. Ta decyzja i jej konsekwencje, to emocjonalny filar opowieści. Chwiejący się od samego startu, oferujący najprostsze rozwiązania – bo jakie inne miałby oferować, przy tak nudnych charakterach? Zakochał się, ale skazał ją na śmierć. Dolecą do celu za 90-lat, już bez nich wśród żywych.

 

Wszyscy na ekranie są ciekawsi od głównej dwójki. A że to film o samotności w kosmosie, to łatwo się domysleć, że tych lepszych nie ma przesadnie dużo. Zdradzać nie mam zamiaru, ale film podnosi się z ziemi na 15-minut, by później uderzyć w nią ze zdwojoną siłą – 2/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Autopsy of Jane Doe / Autopsja Jane Doe

Kiedy policja na odludziu znajduje ciało pięknej dziewczyny dwaj patolodzy sądowi – ojciec i syn – muszą w ciągu jednej nocy ustalić przyczynę jej zgonu. To najlepsi specjaliści w mieście, pokładający bezgraniczną wiarę w siłę ludzkiego rozumu. Wkrótce jednak zmuszeni będą zweryfikować wszystkie swoje przekonania.

 

Film ma dwa oblicza. Dobre i złe. Bardzo podobała mi się sama autopsja. Dość realistycznie przedstawione badanie zwłok. Nacięcia na ciele są pokazywane dokładnie, wnętrzności oglądamy z bliska. Wrażliwe żołądki mogą nie sprostać wyzwaniu. Widać, że chcieli to dobrze odwzorować i udało się. Później jednak zaczyna się właściwy horror, bo i z takim gatunkiem mamy do czynienia. Tam próżno szukać emocji, czy udanych straszaków. Nawet sceny wyskokowe pozostawiają wiele do życzenia. Podobała mi się końcówka, choc też ciężko ją nazwać świeżą – 5/10 (naciągane)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Assassin's Creed

Dzięki przełomowej technologii Callum Lynch (Michael Fassbender) doświadcza przygód swojego przodka, asasyna Aguilara, żyjącego w XV-wiecznej Hiszpanii. Wkrótce podejmuje walkę z potężnymi templariuszami.

 

Przez takie filmy, o publice w USA mówi się „hamburgerożercy”. To takie łopatologiczne podejście sprawia, że traci się wiarę w kino na podstawie gier. Jak komuś źle z oczu patrzy, to będzie zły. Jak ktoś ładny, to dobry – nawet wtedy, gdy jest skazany na śmierć za swoje zbrodnie :wink: W zasadzie nie ma żadnych odcieni szarości. Już pierwsza scena pokazuje nam, że Jeremy Irons, jest od tych złych, choć jego byt w tej scenie jest totalnie zbędny. Pokazać musimy, zeby czarne było na białym. I tak tkwimy w tej papce od startu. Wiemy, którzy to źli, którzy dobzi... ale nie wiemy, czemu są źli, a czemu tamci są w porządku. I po co oni walczą tyle tysiącleci? Wypadałoby lepiej to przedstawić. Zero budowania konfliktu, czy postaci.

 

Dość rzadko przenosimy się do przodków Caluma. W grze byłoby to niedopuszczalne, a w filmie chyba nauczyłem się to akceptować. Ma to swoje oczywiste plusy – w czasie teraźniejszym, mamy gadającego Fassbendera. Zbliżenia na jego twarz, emocje. A, że Michael to świety aktor, i koniec końców jedyny pozytyw filmu, to chcemy go sluchać jak najczęściej. Kiedy ruszamy do Aguilara, jego przodka, to dostajemy sceny walki. Jedne z bardziej badziewnych scen walki, jakie przyszło mi oglądać w tym roku. Reżyser wpadł na pomysł, że kiedy Aguilar się będzie bił, to Calum będzie synchronizował jego ruchy w Animusie. Na papierze – spoko. Wystarczyło to pokazać raz, wszyscy by zrozumieli, o co chodzi i ruszyliby dalej cieszyć się akcją. Niestety, co walka, co wspinaczka, co skok, co obalenie – skaczemy z kwiatka na kwiatek. Nie sposób się wkręcić w walkę, kiedy jesteśmy z niej wyciągani.

 

Ani nie jestem podjarany akcją, ani zaciekawiony fabułą. Końcówka zwiastuje kontynuacje, ale odbiór pierwowzoru podpowiada, żeby uśpić. Częściej kiwałem głową z niedowierzania nad głupotą twórców, niż przytakiwałem im udanej egranizacji - 4/10 – Za Fassbendera i za to, że jak lądujemy u Aguilara, to wszyscy mówią w ojczystym języku (aż jestem w szoku, że takiej pieczołowitości dopuścili się w filmie, który był budowany na proste, nieskomplikowane dzieło dla... hamburgerożerców)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  1 226
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.02.2015
  • Status:  Offline

http://img.lum.dolimg.com/v1/images/rogueone_onesheeta_1000_309ed8f6.jpeg?region=0%2C0%2C1000%2C1481&width=480

Łotr 1. Gwiezdne wojny - historie

 

W końcu i ja dotarłem na Łotra 1. I nie wiem czy to kwestia nastawienia przed filmem, braku większych oczekiwań, nastroju czy zwyczajnej sympatii do całej serii, pewnie wszystkiego po trochę, ale film mi się podobał. Nie da się uniknąć porównań do "Przebudzenia Mocy", w końcu oba są z nowego kanonu zatem powiem wprost. Siódemka może i jest lepszym filmem dla ogółu ale dla mnie 40 letni kotlet podany w nowym sosie nie może być lepszy od Łotra mimo tego, że wiemy jak to się wszystko skończy, sęk w tym że nie wiemy w jaki sposób do tego doszło i to jest ciekawe.

 

Koniec przydługiego wstępu, czas napisać o filmie. Pierwsza godzina jest fatalna, zbiór nic nieznaczących, poszatkowanych scen o postaciach, o których nic nie wiemy w dodatku okraszona sztampowymi dialogami. W pewnym momencie odwiedziliśmy 4 różne planety w 5 minut filmów, do tej pory nie wiem po co. Tak naprawdę pierwszą godziną "ratują" droid z niewybrednymi tekstami (postać zerżnięta z KoTORa, kto zna HK-47, wie o czym mówię) i dwóch Żółtków, którzy są jacyś a to już coś. Bywa śmiesznie, cobyśmy pousypiali i dotrwali jakoś do wielkiego finału. Akcja dopiero się rozkręca przy ataku na bazę naukową, gdzie mamy jakieś rozterki, jakąś bardziej składną, sensowną akcję, pewnego rodzaju przemianę bohaterów, która jest tak miałka, że wręcz niezauważalna.

 

Prawda jest taka, że film był budowany dla ostatnich 40-50 minut, czyli finalnego wykradnięcia planów Gwiazdy Śmierci i ta część była bardzo dobra. W tym momencie nie miało już większego znaczenia czy lubię tych bohaterów czy nie, liczyła się akcja i to (choć nie padło to paść wprost, a powinno!), że ich misja jest samobójcza i prawdopodobnie nikt nie wróci z niej żywy. Walka w przestrzeni oraz na plaży też trzymały poziom i dobrze uzupełniały dość mało emocjonujący wątek wykradania i transmisji planów.

 

To co dodało smaczku jeszcze bardziej to to, że końcówka filmu czyli Gwiazda Śmierci, wyłaniająca się zza horyzontu, wielkości księżyca - niszczyciel planet oraz pojawiający się krążownik z Darth'em Vader'em, który prawie dławi akcję rebeliantów oraz całą Rebelię zostały bardzo zgrabnie wkomponowane w pierwsze sceny 4 części. Mała rzecz a cieszy. Trochę nie wkomponowuje się to w jaką historię opowiada "Nowa Nadzieja" - Tam Vader wiedział, że statek otrzymał transmisję, tzn. plany na statek przesłano skądś, tutaj przekazano ja na jakiejś pamięci, poza tym tutaj Vader widział jaki statek i skąd mu uciekła a tam załoga broniła się, że przecież to statek dyplomatyczny itd. No ale mniejsza.

 

To co istotne to, że wyszedłem z kina zadowolony, bo podobało mi się.

 

Na koniec wleję trochę dziegciu do tej beczki z miodem. Saw Gerrera to prawdopodobnie najgorsza postać 3cio planowa w całej sadze, nic nie wnosi, zagrana jest słabo nie dostajemy żadnego back story. Jar Jara może nie pobija dla i takiej roli nie ma w sadze jak on. Dyrektor Krennic nie jest aż taki zły, chociaż brakuje mu grozy, którą generuje większość głównych antagonistów serii. Moff Tarkin w CGI? Fatalnie komponuje się to z "żywym" aktorem. Przeciętny widz mógł nie zauważyć, że gość był wygenerowany komputerowo, ale mnie mierzi gdy od razu widzę efekty komputerowe. W końcu po Lei tego nie było widać, myślę że lepiej by było jakby Tarkina zagrał podobnie wyglądający aktor. Dwójki protagonistów nie da się lubić, dialogi słabe, backstory znikome, motywacje wątpliwe a ich przemiana mocno wymuszona. Jednak nie da się ich nie szanować, że zdecydowali się zginąć za większą sprawę.

 

Ocena: 7,5/10


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Great Wall / Wielki Mur

Elitarna jednostka do spraw specjalnych próbuje uczynić z jednej z najbardziej ikonicznych budowli świata - Wielkiego Muru Chińskiego - ostatni bastion dla ludzkości.

 

Czytam te opisy fabuły i zastanawiam się, który film opisują. Na pewno nie „Wielki Mur” z Wahlbergiem. „Great Wall”, to opowieść o grupie żołnierzy, która poszukuje tajemniczej broni. W zasadzie nie wiem, co ona robi, ale szukają. Uciekają przed wrogami, trafiają na „Wielki Mur” i tamtejszą armię, która prowadzi swoją wojnę z uroczymi zielonymi stworkami. Wewnątrz, pojmiani wojacy udowadniają swoją przydatność na polu bitwy i stają w obronie przed armiami zła. Do tego miłość, kilka niskich lotów żartów i słabe efekty.

 

Co styczeń mamy takiego małego gniota, który broni się rozpoznawalnym nazwiskiem na plakacie. Jakoś kojarzyło mi się to z „47 Roninami” z Reevesem. W zasadzie film pisany na tę samą modłę. Banalny, głupi, nudny. Wykłada się nawet na rzeczach, które powinien mieć dopieszczone. Potworki wyglądają po prostu źle, a żarty są oczywiste. Akcja prowadzi się jak w grze komputerowej, z finalnym bossem na koniec.

 

Wahlberg ma kamienną twarz, Willem Defoe – on też dał się namówić – jest wiecznie przestraszony, a z całej armii da się zauważyc ze dwie postaci – jedna, bo miłość, drugi, bo szacunek – 2/10

50608915156a3743c1fa34.jpg

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Polecana zawartość

    • WWE Backlash 2025
      Dyskusje na temat wydarzenia WWE Backlash 2025!
      • 32 odpowiedzi
    • WWE WrestleMania 41
      Spekulacje i dyskusje na temat największego wydarzenia wrestlingowego roku - WrestleManii 41!
        • Dzięki
      • 147 odpowiedzi
    • WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Zapraszamy do dzielenia się wrażeniami z Monday Night Raw na Netflix!

      W tym wątku użytkownicy forum dyskutują na temat czerwonego brandu od 2010 roku. Pozostaw swoją cegiełkę w temacie, zawierającym 17,9 tyś. odpowiedzi i 2,9 mln wyświetleń. :)
      • 18 048 odpowiedzi
    • New Japan Pro Wrestling - Dyskusja Ogólna
      Miejsce na ogólne dyskusje związane z New Japan Pro Wrestling.
      • 713 odpowiedzi
    • Kobiecy Pro Wrestling
      Ogólne dyskusje na temat pro wrestlingu w wykonaniu płci pięknej.
      • 107 odpowiedzi
    • TNA Wrestling - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce w dedykowane ogólnym dyskusjom na temat TNA/Impact Wrestling!

       

      Wczorajszy IMPACT właśnie się ściąga, więc opinia w późniejszym terminie
      • 9 352 odpowiedzi
    • AEW Saturday Collision - ogólne dyskusje i komentarze
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 147 odpowiedzi
    • AEW Dynamite - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 1 187 odpowiedzi
    • WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z Friday Night SmackDown!
      • 9 600 odpowiedzi
    • WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z WWE NXT!
      • 4 896 odpowiedzi

×
×
  • Dodaj nową pozycję...