Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Serce, Serduszko

Maszeńka (Marysia Blandzi) marzy o karierze primabaleriny. Pewnego dnia ucieka z domu dziecka, a w ślad za nią rusza Kordula (Julia Kijowska), jej ekscentryczna opiekunka i miłośniczka tatuaży. Razem przemierzają całą Polskę od Bieszczad aż do Gdańska, by zdążyć na egzamin do szkoły baletowej. Ścigane listem gończym przez policję napotykają na swojej drodze mnóstwo dziwnych postaci, które pomagają dziewczynce spełnić marzenia. Maszeńki szuka też jej ojciec (Marcin Dorocinski), który musi na nowo odnaleźć drogę do serca córki i odmienić swoje życie.

Choć mamy do czynienia z familijnym dramatem w konwencji filmu drogi, to twórcę poniosło, jeśli chodzi o jaskrawość. Rozumiem, że Szyc w roli beatboxującego księdza zapada ludziom w pamięć, niosąc przede wszystkim wartości komediowe, nie religijne, to mimo wszystko jest postacią przekolorowaną do granic możliwości – dobrze sprawdzającą się w komedii, niekoniecznie w dramacie. Powagę całości skutecznie zabijała mi również Pani Ból Dupy, Kordula. Wiele pokręconych jednostek w życiu widziałem, ale przy niej brakowało umiaru. A do tego Julia Kijowska wypadła bardzo słabo. Od pierwszych scen widziałem, że jakkolwiek nie okaże się pomocna dla małej Maszeńki, ja tej postaci nie polubie. Wymuszony akcent raził sztucznością.

W tym bagnie przekolorowanych charakterów, światełkiem w tunelu jest Marysia Blandzi, jako Maszeńka. Dziewczyna, jak to bywa często w przypadku dzieci, wypadła niezwykle naturalnie. W zasadzie niezauważalna jest jakakolwiek gra. Ona po prostu tą pełną marzeń dziewczynką jest.

Żałowałem, że motyw rodzinny nie grał tu większej roli – Dorociński na standardowo dobrym/bardzo dobrym poziomie. Za często gubili ten wątek, na rzecz pokonywania kolejnych kilometrów i prezentowania coraz dziwniejszych bohaterów drugoplanowych. Może jestem dziwny, ale dla mnie większość była żałosna, a pojedynek taneczny małolatów, baletnicy i breakdancera, to w ogóle jakiś ponury żart – 4/10 (nawet lekko naciągane)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The DUFF / [#ta brzydka i gruba]

Bianka (Mae Whitman) jest pewną siebie licealną luzarą, dopóki nie dowiaduje się, że jest też… the DUFF (Designated Ugly Fat Friend), czyli #tąbrzydkąigrubą. Jej "przyjaciółki" potrzebują kogoś takiego, żeby na jego tle wypadać lepiej, a ci, którzy chcą do nich dotrzeć – żeby mieć punkt zaczepienia. Rzecz w tym, że ona wcale nie ma na to ochoty. Brutalnie uświadomiona przez Wesleya (Robbie Amell) postanawia rozprawić się ze szkolną rzeczywistością. Zanim jednak uda jej się przekonać świat, że jest pełnowartościową i do tego atrakcyjną Bianką, będzie musiała zejść na samo dno youtubowego upokorzenia i facebookowego niebytu, oraz przełknąć gorzkie rozczarowanie po ulokowaniu uczuć w niewłaściwym adresacie. Cała nadzieja w tym, że niezależnie od tego, jak wyglądasz, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie Twoim DUFF.

Typowa licealna komedyjka, wałkująca schematy do znudzenia. Ona się będzie uczyć podrywać pod okiem sąsiada, który jest lokalnym casanovą. Znają się od lat, ale będą musieli zawrzeć układ, który ułatwi im dalszy byt w szkole – ciekawe jak to się skończy. Nic w tym zjawiskowego, jednak wciąż da się dać ludziom trochę rozrywki takim filmem. The DUFF tego nie zrobi. Brakuje tutaj charyzmatycznych aktorów. Kiedy zebrał się skład do takiego „American Pie”, wróżyło się im kariery. Tutaj tego nie doświadczymy. Mae Whitman zwyczajnie nie jest zabawna. Obawiam się, że nawet jeśli rozpisane jej teksty dawałyby radę, to ona nie dała by rady ich dostarczyć. Potrzebowali brzydkiej humorzastej, a znaleźli tylko brzydką.

Wsparcie wcale śmieszniejsze nie jest. Zyskuje tylko, jeśli chodzi o wizerunek. Skoro mamy tą brzydką, to i musi mieć ładne koleżanki, jak i tą wredną znajomą, która uważa się za najpiękniejszą w szkole, a żeby już całkowicie pojechać po kliszy, okazuję się dziewczyną nowego pomocnika.

Może ta warstwa komediowa nie wydaje się tak śmieszna, bo twórcy chcieli zrobić film z przesłaniem. Nie taki, który utonie w komedii. Problem w tym, że promują to jak coś śmiesznego –tak było łatwiej wcisnąć go ludziom? Jeśli się nad tym zastanowić, to DUFFy istniały już wtedy, gdy My chodziliśmy do szkoły. Niewykluczone, że to im spodoba się ten film... – 4/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Riot Club / Klub dla Wybrańców

Adaptacja błyskotliwej i popularnej sztuki Laury Wade o tym samym tytule. Miles (Irons) i Alistair (Claflin), studenci pierwszego roku Uniwersytetu Oksfordzkiego, dołączają do prestiżowego "The Riot Club", chcąc za wszelką cenę zyskać akceptację jego pozostałych członków. Akcja filmu toczy się w ciągu jednego wieczoru, podczas którego bohaterowie mogą zyskać upragniony szacunek lub całkowicie stracić reputację. Zabłyśnięcie w towarzystwie warte jest każdej ceny i każdego postępku.

Banda dupków. I o ile zazwyczaj takim kibicuje, tutaj jest to niemożliwością. Po pierwsze, trudność sprawiało mi odróżnienie ich. Budowa postaci praktycznie nie istnieje. Nie wiem, czy nawet ich imiona mają znaczenie. Jest główna dwójka, a cała reszta to zblizeni do siebie gamonie, z jednym lowelasem potrafiącym wyjść przed szereg (tylko wyglądem). Spory zawód po mocnym początku przedstawiającym zmarłego lidera ekipy.

Rozrywka na miałkim poziomie. Liczyłem na szaleństwa z prawdziwego zdarzenia, zamiast tego dostałem jakieś marne gierki wewnątrz klubu, jak i kiepskie sprawdziany testujące potencjalnych członków. A jak już poznamy tę kiepskiej jakości polewę, to ciężko będzie się doszukać nadzienia. Brakuje temu serca.

Są tak zepsuci przez wartości swojej drużyny, że ich jedynym życiowym celem zdaje się być udowodnienie kolegom, że jest się bardziej szalonym. Starają się być wariatami, choć jak człowiek na nich popatrzy, to w starciu z równie liczną, ogarniętą ekipą, polegliby tak bardzo, że szpital mógłby wystawić nieosiągalny dla ich grubych portfeli rachunek.

Dramat w tym wszystkim przewidywalny, moment w którym do niego dochodzi dość oczywisty. Może to chcieli nam przedstawić, jednak to trochę za mało na tą męczącą przejażdżkę z angielskim akcentem. Spłynęło po mnie, spłynie i po Was. Może ten film jest taki jak klub? Tylko dla wybrańców – 3/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Gunman / Gunman: Odkupienie

James Terrier (Sean Penn) pracował kiedyś jako likwidator dla amerykańskich służb. Teraz – kilka lat po udanej akcji w Kongo - sam stał się celem grupy wykwalifikowanych morderców, którzy ścigają go od afrykańskiej dżungli, poprzez ulice Londynu, aż po tętniącą życiem Barcelonę. Terrier, by przetrwać, musi pokonać jedną z najpotężniejszych organizacji współczesnego świata. Wie doskonale, że w tym świecie nie liczy się prawo, ani moralność. Wygrywają silniejsi i bardziej bezwzględni.

Sean Penn to kolejny „dziadek”, który postanowił wybić wszystko, co zagraża jemu i bliskim. Wygląda dobrze, jest w swej roli wiarygodny – super! .... A teraz przejdźmy do minusów.

Matko, co za szmira. Nie dość, że toniemy w oklepanych motywach – takie filmy to powód narzekań na Hollywood, serwujące w kółko to samo danie – to jeszcze mamy wrażenie, że zabierają nas na tę przejażdżkę najdłuższą możliwą trasą. Niemiłosierne dłużyzny, spowodowane słabą reżyserią. O tyle dziwne, że tworzył to gość odpowiedzialny za pierwszą „Uprowadzoną” (Pierre Morel), więc powinien pływać w takiej tematyce. Kiedy nie czujemy historii, to wszelkie tamtejsze budowanie klimatu (a raczej „klimatu”) zwyczajnie irytuje i nie pomaga wrócić na ścieżkę zainteresowania.

Ta nieciekawa historia, oprócz strzelania, wybuchów i innych niezbędników kina akcji, dostaje motyw porzuconej dziewczyny, Annie (Jasmine Trinca). James po udanej akcji musiał się ukryć, zostawiając ją za sobą. Na Annie od dawna miał ochotę Felix (Javier Bardem), co naturalnie postanowił wykorzystać przy absencji ex-chłopaka. Jeśli ktoś – tak jak 99% oglądających zwiastun – spodziewa się rywalizacji tych dwóch zabójców w terenie, srogo się przeliczy. O ile mógłbym się zastanawiać nad sensem bytu Javiera w „Gunmanie”, tak nie mogę zaprzeczyć temu, że jego byt na ekranie podciąga poziom zaangażowania u widza. Rewelacyjny aktor. Dźwignął ile był w stanie – tzn. ile mu dali czasu ekranowego, a jest go stanowczo za mało.

Na domiar złego – taka mała bonusowa „wisienka”/kupa od twórców – goście, którzy polują na naszego herosa, to jedni z większych nieudaczników kiedykolwiek. Ich celność sprawiała wrazenie, że Ci zakontraktowani killerzy pierwszy raz trzymają w swoich rękach broń. Może twórcy mieli tego świadomość i wycięli trochę scen akcji, czego efektem – jeśli się nad tym zastanowić - jest mało „gunów” w „Gunmanie” – 2/10 (Szokujący jest okrutny drugi plan, dla tak utalentowanego gościa, jak Idris Elba)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Paul Blart: Mall Cop 2

Niezdarny sklepowy ochroniarz Paul Blart (Kevin James), który w pierwszej części tego wielkiego przeboju komediowego wykazał się sprytem i odwagą równą bohaterom filmów sensacyjnych, zostaje wysłany do Las Vegas na kongres strażników. Towarzyszy mu znana z pierwszej części córka Maya (Raini Rodriguez). Podczas kongresu Blart staje się świadkiem napadu z bronią w ręku. Tylko on może powstrzymać przestępców. Niezdarność jest jego sprzymierzeńcem.

Nadopiekuńczy ojciec, po tym jak większość rodziny go opuściła, nie do końca jest w stanie dostrzec, co jest faktycznie dobre dla córki. Ojcostwo jest dla niego większym wyzwaniem niż zagrażające konferencji niebezpieczeństwo. Generalnie, oklepane. Wzięli do roli nawet najbardziej oklepany czarny charakter w Hollywood, będący jednocześnie najtańszym – Neal McDonough (na pewno kojarzycie).

Kevin James zasługuje na więcej. I nie, nie piszę tego dlatego, że go lubię, czy doceniam jego gagi. Piszę to dlatego, że nikt nie zasługuje na występ w czymś tak złym, jak „Paul Blart: Mall Cop 2”. Pierwsza część była kiepska, jednak ten niezdarny Paul był potulnym grubaskiem, a jego nieudolne poczynania mogły rozśmieszyć. Tutejsza nieudolność nie reprezentuje sobą nic. Sam Blart urósł lekko w piórka po swojej udanej akcji i teraz jest po prostu irytującym grubym gamoniem.

Pro-rodzinny twór, wypluty przez ludzi Adama Sandlera. Czy to nie jest w ogóle śmieszne? Nie, nie w ogóle, jest jednak wystarczająco często nieśmieszne... To co się działo w Las Vegas, tym razem naprawdę powinno tam zostać! – 1/10

50608915156a3743c1fa34.jpg

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Avengers: Age of Ultron / Avengers: Czas Ultrona

Kiedy Tony Stark (Robert Downey Jr.) próbuje wskrzesić dawno zapomniany program utrzymania światowego pokoju, sytuacja niespodziewanie się komplikuje. Na scenę wkracza mroczny Ultron (James Spader) ze zbrodniczym planem zniszczenia całej planety. Los milionów niewinnych istnień spocznie w rękach najpotężniejszych bohaterów Ziemi z drużyny Mścicieli. Iron Man, Kapitan Ameryka (Chris Evans), Thor (Chris Hemsworth), Hulk (Mark Ruffalo), Czarna Wdowa (Scarlett Johansson) i Hawkeye (Jeremy Renner) zostaną wystawieni na największą próbę pełną niełatwych sojuszy i niespodziewanych zwrotów akcji.

Jeśli film o superbohaterach może być tak dobry, jak złoczyńca, z którym przyjdzie walczyć, to „Avengersi” dokonali niemożliwego i po Lokim potrafili sprezentować kogoś satysfakcjonującego. Ultron, stworzona przez Starka sztuczna inteligencja, to destroyer, jaki jest konieczny by stanowić zagrożenie przy tak mocarnej ekipie. Maszyna do zabijania, która chcę uratować świat, niszcząc go. Trzeba przyznać, że w tym szaleństwie miał on sporo racji, przez co potrafił wzbudzić moją sympatie. Pomogło też poczucie humoru i charakter, jaki ta sterta metalu pokazuje przy każdej scenie. Teksty godne zapamiętania, świetny głos Spadera.

Wiedzieliśmy czego się spodziewać po tej grupie. Znamy chemie jaką dzielą, a ta na szczęście nie traci na uroku wraz z drugą częścią. Wchodzimy jak do siebie. Znamy twarze, znamy ich historie, cieszymy się z dialogów. Może nie są tak dobre, jak w oryginale, ale wciąż można wyhaczyć parę perełek. A Ci, którym taki humor nieodpowiada, mogą napawać się świetnymi efektami. Niektóre sceny walki robią wrażenie, i chyba tylko ta finalna nie spełniła moich oczekiwań. Nic złego, po prostu jakbym ten rozpierdol miasta już widział.

I choć Avengersi oferują sobą wiele dobrego, nie ustrzegli się minusów. To jest seria, która ma kończyć kolejne „fazy” w MCU (Marvel Cinematic Universe). „Czas Ultrona” sporo czasu poświęca na otwieranie nowych wątków, a nie zamykanie powstałych. Jasne, to sprawia, że jeszcze bardziej wyczekuje trzeciego Kapitana Ameryki, czy Ragnaroku u Thora, jednak produkt tu sprezentowany na tym delikatnie traci.

Nie podobało mi się też eskponowanie „drugoplanowców”. Black Widow, a w szczególności Hawkeye, są tu zbyt ważni. Dla mnie to zawsze będą dodatki do trzonu ekipy, a tutaj byli mi wciskani na siłę. Nieśmiały wątek miłosny, czy zaplecze rodzinne łucznika, to niekoniecznie rozrywka, jakiej bym od tego filmu oczekiwał. Pokazali, że tamci nie zasługują na poświęcony sobie, oddzielny produkt.

Nowe postaci dają radę. Scarlett Witch rozwija się na naszych oczach, Quicksilver niekoniecznie ustępuje swojej wersji z X-Menów, a Vision zdaje się być tym, którego poczynaniami będę najbardziej zainteresowany w przyszłości. Jak nigdy – Paul Bettany mówi, ja jestem autentycznie ciekawy co powie. Miło, że znaleźli też miejsce dla Falcona czy War Machine – ten drugi dostał nawet swoje komediowe „5-min”.

Czy „Czas Ultrona” jest lepszy od pierwszej odsłony? Nie. Dostaliśmy w zasadzie to samo, a to samo wciaż robi duże wrażenie. Wiele ciążyło na barkach Ultrona, a ten spisał się na medal, stając się jednym z fajniejszych antagonistów w filmach Marvela. Przyznam szczerze, że nie wierzyłem w taki obrót sprawy po pierwszym zwiastunie – 8/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  4 870
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.01.2007
  • Status:  Offline

Avengers: Age of Ultron

Gdy wychodzili pierwsi Avengersi nie napalałem się jakoś strasznie i nawet nie byłem na tym filmie w kinie. Zresztą do każdego filmu Marvelowskiego podchodziłem ze sporym dystansem. No może poza X-Menami - te filmy oglądałem zawsze.

Z czasem moje podejście zaczęło się to stopniowo zmieniać. Wiele pozytywnych opinii, dobre oceny, efektowne trailery, no i moja trochę nerdowska dusza :D - to wszystko zadziałało i zacząłem oglądać i nadrabiać filmy z Iron Manem, Kapitanem Ameryką i resztą świty.

Także w momencie pojawienia się na rynku nowych Avengersów byłem już mocno wciągnięty w ten świat.

 

Co mi się bardzo podoba w tych filmach, to ciągłość zdarzeń i to nie tylko z Avengersami, ale również z Iron Manem, albo Kapitanem Ameryką. Dzięki temu wchodzimy w film "jak do siebie". Znamy bohaterów, znamy ich relacje między sobą, wiemy czego mniej więcej się spodziewać.

Zresztą podchodząc do tego filmu też wiedziałem dokładnie czego się od niego spodziewam. Chciałem akcji oraz sporej dawki humoru. W kwestii akcji było całkiem spoko, chociaż niekiedy miałem odczucie, że trochę przeginają (tylko tutaj nasuwa się pytanie, czy film z superbohaterami nie powinien być pod tym względem trochę przegięty ;)? ). Za to humor był świetny. Zaskoczony byłem, że było go aż tak dużo, ale to jeden z większych plusów tego filmu.

 

Zgadzam się z N!KO w kwestii Ultrona. Bardzo fajny antagonista, który najbardziej zaskoczył mnie właśnie humorem. Nie spodziewałem się tego po nim chociaż niesłusznie, bo to w końcu dzieło Starka ;)

 

Są jednak rzeczy z którymi nie zgadzam się z N!KO.

 

„Czas Ultrona” sporo czasu poświęca na otwieranie nowych wątków, a nie zamykanie powstałych. Jasne, to sprawia, że jeszcze bardziej wyczekuje trzeciego Kapitana Ameryki, czy Ragnaroku u Thora, jednak produkt tu sprezentowany na tym delikatnie traci.

 

To prawda, że film otwiera nowe wątki pod nowe filmy. Ja jednak odebrałem to pozytywnie, bo to jeszcze bardziej wciąga w ten świat i wywołuje u nas głód i oczekiwanie na nowości. Nie odczułem żeby produkt końcowy coś na tym tracił i odbierałem to jako pewną całość.

Tak btw. to Marvel ładnie to wszystko rozwiązuje, bo z tych wszystkich filmów zaczyna się robić taki "gruby" serial. Mi to nie przeszkadza i doceniam stworzenie takiego świata, no ale zdaję sobie sprawę że mogą być osoby którym nie będzie to odpowiadać.

 

Nie podobało mi się też eskponowanie „drugoplanowców”. Black Widow, a w szczególności Hawkeye, są tu zbyt ważni. Dla mnie to zawsze będą dodatki do trzonu ekipy, a tutaj byli mi wciskani na siłę. Nieśmiały wątek miłosny, czy zaplecze rodzinne łucznika, to niekoniecznie rozrywka, jakiej bym od tego filmu oczekiwał.

 

Tutaj też po części się nie zgodzę, bo ja akurat byłem bardzo zadowolony, że w końcu te dwie postacie są traktowane na równi z resztą ekipy. To w pierwszych Avengersach (zwłaszcza jeśli chodzi o Hawkeye) miałem wrażenie, że są tam piątym kołem u wozu i bez nich niewiele by się zmieniło. Tutaj w końcu stali się ważni i to mi się podobało.

Co do wątku miłosnego, to tu akurat się zgadzam i też wstawiam go jako malutki minus filmu.

 

A tak przy okazji postaci, to niesamowite jak przez dwa filmy (ten oraz Zimowego Żołnierza) zmieniło się moje podejście do Kapitana Ameryki. Wcześniej był to dla mnie przerysowany, mega praworządny żołnierz. Po tych dwóch filmach facet nabrał trochę charakteru i stał się w końcu jakiś. Oczywiście nadal nie będę z nim sympatyzował, ale teraz go chociaż akceptuję ;)

 

 

Bardzo dobrze bawiłem się przy tym filmie. Z kina wyszedłem w pełni zadowolony, a do tego przychodząc do domu sprawdziłem kalendarz kolejnych premier Marvela ;) Film oceniam na 8/10.


  • Posty:  1 131
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2010
  • Status:  Offline

A tak przy okazji postaci, to niesamowite jak przez dwa filmy (ten oraz Zimowego Żołnierza) zmieniło się moje podejście do Kapitana Ameryki. Wcześniej był to dla mnie przerysowany, mega praworządny żołnierz. Po tych dwóch filmach facet nabrał trochę charakteru i stał się w końcu jakiś. Oczywiście nadal nie będę z nim sympatyzował, ale teraz go chociaż akceptuję

Można to uznać za przyzwyczajenie się Rogersa do czasów teraźniejszych. A to sypnie żarcikiem, a to stylowo strzeli w pysk. Wyrobił się w końcu :)

 

W kwestii akcji było całkiem spoko, chociaż niekiedy miałem odczucie, że trochę przeginają (tylko tutaj nasuwa się pytanie, czy film z superbohaterami nie powinien być pod tym względem trochę przegięty ?

Marvel musiał przebić akcję z Szybkich i Wściekłych 7, aby ludzie dalej czuli, że są na filmie o superbohaterach, a nie zwykłym filmie akcji (chociaż podejrzewam, że Dominic Torretto wcale nie byłby bez szans w starciu z Hulkiem - po ostatnich Szybkich nic mnie już nie zaskoczy) :P

1047920915357ecfbacc6b.jpg


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

Flinstonowie: Wielkie łubu-dubu (2015)

 

Fred Flinstone planuje zabrać swoją rodzinę na wakacje, jednak przez kłopoty w pracy realizacja tego zamierzenia oddala się. Tymczasem obecność na festynie charytatywnym podsuwa mu pomysł, który może odmienić nie tylko jego życie...

Całkiem niezła produkcja. Na pewno plusem jest długość. Nieco ponad 50 minut sprawia że nawet pomimo kilku słabych momentów całość dobrze się ogląda. Zdecydowanie można sobie włączyć i nawet trochę się pośmiać. Ogólna ocena 7,5/10

 

[ Dodano: 2015-05-13, 17:40 ]

Odruch Serca (2014)

 

 

Pierwsza połowa lat 80, Nowy Jork. Środowisko Gejowskie dziesiątkuje nieznana choroba. Ze względu na jej przebieg, nikt nie chce się zająć analizą. Na placu boju pozostaje Emma Brookner, poruszająca się na wózku lekarz. Podejrzewa się raka. Dotknięte środowisko też próbuje coś robić. Na czoło wysuwa się Ned Weeks. Jednak ze względu na przyjęcie kontrowersyjnych metod działania, wkrótce zostaje usunięty ze stowarzyszenia, które próbuje rozwiązać problem.

Poza tym, że można dowiedzieć jak wyglądała bądź mogła wyglądać reakcja społeczeństwa amerykańskiego na HIV, film nie powala na kolana. Dlatego tylko 3/10.

Edytowane przez filomatrix

"Jeśli mówisz do Boga, jesteś osobą religijną. Jeśli Bóg ci odpowiada, jesteś chory psychicznie"

House M.D. S02E19

211015597452e3a27e841d5.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Pani z przedszkola

"Pani z przedszkola" to obraz rodziny, której życie z dnia na dzień staje na głowie, gdy wkracza w nie przedszkolanka syna, piękna i tajemnicza Karolina (Karolina Gruszka). To za jej sprawą rodzice chłopca – zapalony konstruktor latawców (Adam Woronowicz) i jego melancholijna małżonka (Agata Kulesza) odkryją, czym jest prawdziwa miłość i zrozumieją, że przez wszystkie lata małżeństwa tak naprawdę niewiele o sobie wiedzieli.

Rodzina w okresie PRL-u, serwująca trochę śmiech przez łzy, bo historia tutaj wcale nie jest kolorowa. Jest tragiczny wypadek, jest ciężki przypadek syna, jest i ona, Pani z przedszkola. Kocha się w matce, synek w niej - skomplikowana osobowość. Musicie wiedzieć, że to nie jest typowa komedia, a promowanie tej produkcji tylko tym gatunkiem, może się okazać dla wielu zgubne. Nie spodziewajcie się dynamicznej opowiastki z masą gagów. Te często są mocno slapstickowe, wciśnięte mam wrażenie na siłę, by odciągnąć trochę od powagi całej reszty.

Mieszanka aktorska też wypada dziwacznie. Z jednej strony Kulesza i Gruszka pokazują swój warsztaty, by zaraz wyskoczył przekolorowany Woronowicz w scenie stylizowanej na komiks. Do końca chyba sami nie wiedzieli, co chcieli stworzyć. Brakowało mi w tym wszystkim spójności. Ta opowieść jest jakaś poszarpana, pocięta, a w ogólnym rozrachunku nieco męcząca – 3/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Maggie

W całym kraju rozprzestrzenia się choroba, która zamienia ludzi w zombie. Wirus dociera także do prowincji nastoletniej Maggie (Abigail Breslin), co skutkuje jej zarażeniem. Jednak ojciec (Arnold Schwarzenegger) nastolatki nie chce pogodzić się z jej losem.

Dramat w świecie horroru. Ładna opowieść ojcowskiej miłości, w brutalnej rzeczywistości. Przyznam, że nie opuszczało mnie skojarzenie z „Walking Dead”. Z grą, bo z niczym innym z tego uniwersum nie miałem styczności. Klimat mocno uderzał w te same nuty, a nawet niektóre sceny były żywcem stamtąd skopiowane. Nie mam im tego za złe, to świetny wzór, jeśli o zombie chodzi. Muzyka budowała napięcie i chwała dźwiękowcom, bo historia sama w sobie nie ma najlepszego tempa. Wszystko jest tak ponure, że nie idzie nie dostrzec jak wolno się to wszystko rozwija.

Schwarzenegger daleki od swojej sfery komfortu. Nie ma tu wybuchów, nie ma walki, strzelanin, ani pościgów. Jest za to przyjemny obraz kochającego ojca, a tym ojcem pogromca Predatora okazał się bardzo dobrym. Wiarygodna postać, która bije się z własnymi myślami, co zrobić z zarażoną córką. Wysłać do kwarantanny, gdzie opieka nad chorymi nie jest najlepsza, a mała spędzi ostatnie momenty człowieczeństwa wsród obcych? Czy może zostawić ją przy swoim boku, wbrew wszelkim zaleceniom ostrożności, ryzykując własne życie?

Abigail daje świeży obraz osoby zarażonej. Osoby, która wie, co ją czeka. Od początku dziewczyna ma tego świadomość, a My możemy bacznie się przyglądać, jak sobie z tym poradzi i jak postanowi spędzić ostatnie dni życia.

Teatr dwóch aktorów. Spokojny, momentami nawet za spokojny, ale również ciekawy i intrygujący. Film o zombie obrazujący tragedię człowieka, a nie ganiających bezmózgich umarlaków. Scen z nimi jest tu jak na lekarstwo, ale nie są ani trochę potrzebni by zrozumieć powagę tamtejszej sytuacji. Fajne – 6/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

McFarland, USA

Trener lekkoatletyki (Kevin Costner) prowadzi sportowców z małej kalifornijskiej miejscowości do występów w krajowych mistrzostwach.

Wyrzucony z pracy przez nieumyślną krzywdę wyrządzoną niepokornemu podopiecznemu, Jim White trafia do małej miejscowości, niewielkiej szkoły, do trudnych dzieciaków. Wielokrotnie widzieliśmy te opowieści, gdzie trener inspiruje młodych do wyższych celów. „McFarland” zachowuje wszelkie przyjęte tam standardy. Jim jest na nieznanym terenie, a próbując sie zaadaptować ze swoją rodziną w nowym miejscu zamieszkania, dostrzega potencjał kilku chłopaków, dla których wydawałoby się nie być już nadziei.

Jest ten wkurwiony-wyszczekany, ten nieco pocieszny, i ten najwkurwieńszy ze wszystkich – tak wkurwiony, że nawet średnio coś gada. Razem stanowią... mało atrakcyjną zgraje biegaczy, którym nie do końca chce się kibicować. Próżno tu szukać ekipy, jak to było w przypadku „Coacha Cartera”. Tamci się wyróżniali, byli jacyś. Tutaj jedego wyróżnicie tylko dlatego, że będzie miał wąsy. Za tym pewnie stoi przeciętne aktorstwo. Costner nadrabia ile może, ale oparcie tego na prawdziwej historii i dość duże ograniczenia, które za tym idą, nie pozwoliły na jakąś własną interpretacje. Powiedziałbym, że zagrał dobrze, ale książkowo. Podobała mi się jego nieporadność, trenując nowy dla siebie sport. Mały komediowy akcent przemycony przez reżysera.

Nieodparte wrażenie, że to już było. Czy inspiruje? Możliwe, choć ja nie wskoczę zaraz w krótkie spodenki i nie pójdę biegać. Największe emocje odczuwałem podczas wyścigów – 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Age of Adaline / Wiek Adaline

Urodzona na początku XX wieku piękna Adaline (Blake Lively) jako dwudziestolatka ulega wypadkowi, na skutek którego przestaje się starzeć. To co wydaje się spełnieniem marzeń o nieśmiertelności, z czasem przynosi dramatyczne konsekwencje. Adaline musi się ukrywać przed władzami, które chcą poddać ją eksperymentom. Wciąż podróżując, zmieniając tożsamość traci kontakt z najbliższymi, którzy starzeją się na jej oczach. Ta pełna przygód i dramatycznych wydarzeń podróż przez życie Adaline trwa przez cały niemal XX wiek. To życie jest fantastycznie wręcz interesujące, kolorowe, niezwykłe ale także bardzo samotne. W końcu Adaline znajduje miłość, dla której warto wyrzec się nawet nieśmiertelności. Ale czy to możliwe?

Złoty pomysł, zamieniony w przeciętne filmidło. Nie uderza w żadne zaskakujące tony, nie porusza. Wszystkiego dowiedziałem się w zwiastunie, a ten narrator nawija też w trakcie trwania filmu. W ogóle mi nie pasował ten zabieg. Taka mocna droga na skrót – a i głosiwo narratora w ogóle nie pasowało do widowiska. Stało się to, to, i to, a teraz pozwólmy się jej zakochać, czyli zróbmy z tego romansidło, jak każde inne.

Niewiele razy poczułem dramat postaci. Szybki skok na osi czasu to uniemożliwia. Jak mam się przejmować tym, że ona jest skazana na patrzenie jak umierają bliscy, skoro tych bliskich na dobrą sprawę nie było mi dane poznać – poza psem. Gdyby dobrze zbudowali postać, która zestarzałaby się na naszych/jej oczach, a potem umarła ze starości przy wciąż młodej Adaline, to ten motyw uznałbym za należycie wykorzystany. A tak, jest on tylko chwytliwym opisem tego niezłego pomysłu. Stara córka nie wpisuje się w to wszystko, bo gdy ją na dobrą sprawę poznajemy, to ... już jest stara. Młodsza wersja to tylko bezowocne flashbacki.

Jak na 100-letnią personę, jakoś łatwo się dziewczyna zakochuje. Słabo, że jej mądrość została tylko fajnie nakreślona na starcie, kiedy poucza młodego fałszerza. Jej spostrzegawczość była ciekawym motywem, który oczywiście z czasem został wyparty sprawami sercowymi.

Aktorsko wypada to bez szaleństw. Postać Harrisona Forda rozkręca widowisko. Wtedy nabiera to sensu. Wtedy wreszcie można się rozwodzić nad jakimś wykorzystaniem pomysłu, kiedy dziewczyna zakochuje się w synu swojej starej miłości – a i interakcja między całą familią mi się podobałą. To już jakiś motyw, choć nie opuszczało mnie wrażenie, że z tej wielkiej historii życia Adaline, dostaliśmy tylko ostatni rozdział. Nie będzie to podróż, jakiej wypadało oczekiwać – 4/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Wkręceni 2

Kontynuacja filmu "Wkręceni". Przyjaciele Tomka "Szyi" Zarównego (Paweł Domagała) rozjechali się po świecie, a on jako jedyny został w rodzinnym mieście. Podczas pracy mężczyzna poznaje przypadkowo Klementynę (Małgorzata Socha). Kobieta postanawia zabrać go na kilka dni do Warszawy, na co Szyja godzi się bez wahania. Niestety Tomek ma żonę, Jadźkę (Barbara Kurdej-Szatan), która za wszelką cenę chce sprowadzić męża do domu.

Im więcej fabuły, tym gorzej. Trochę dziwne, bo choć od „Wkręconych 2” nie oczekiwałem wiele – nic? – tak początek mnie miło zaskoczył. Mocno pajacujący Domagała dawał radę wywoływać salwy śmiechu swoimi tekstami, a ja zacząłem „luzować” i liczyć na dobra zabawę. 20-minut minęło i już dobra zabawa nie wróciła. Poszukiwanie „Szyi” przez żonę, to kiepski sitcom, albo jakaś gorsza reklama Playa z tragicznie słabą Kurdej-Szatan. Po drugiej stronie barykady, u jej męża, tez przestało być kolorowo. Zaczęli jechać schematami – tak w kwestii historii, jak i dowcipu. Jedynka (4/10) – choć też na sztampie zbudowana – dłużej utrzymywała widza przy życiu. Obie toną w romansach, choć podobnież chodzi o nieoczkiwaną zamianę miejsc - 3/10

 

 

 

Pitch Perfect 2

Kontynuacja komedii sprzed kilku lat, z debiutującą Elizabeth Banks za kamerą. Po upokarzającym wystąpieniu, grupa acapella Bellas, dołącza do międzynarodowego turnieju wokalnego, którego nigdy w historii nie wygrała grupa ze Stanów Zjednoczonych. Muszą udowdnić na co je stać i odzyskać dobre imię.

Trzy rzeczy – John Michael Higgins i Banks jako komentatorzy, Chrissie Fit jako członkini zaspołu i nieco mniej Keegan-Michael Key, jako szef Anny Kendrick. Kiedy oni byli na ekranie i rzucali żartami - ja się śmiałem. Higgins zabijał mnie praktycznie ze 100% skutecznością, i gdybym mógł to ściągnąłbym jego podcast, który tam nagrywał. Banks była tłem przy tym gościu. Dla mnie mistrzostwo świata komedii. Fit to dziewczyna z Gwatemali (?), która świetnie komentuje dramaty przeżywane przez zespół, zestawiając je ze swoim życiem w biedzie. Komentarze wskazane, bo wiadomo, że te dziewczynki będą piszczeć o jakieś pierdoły wokalne, a ona miała cięższy arsenał. Keegan to zaś reprezentant bocznego toru fabuły, który był zwyczajnie lepszy od tego głównego.

Bo i ten główny wątek, to „straight 2 dvd” shit, nie godny pokazywania na dużym ekranie. Żal było patrzeć na te kolejne schematy rzucane w twarz, jako wymówka do kiepskich żartów grubej Rebel Wilson. Druga Melissa McCarthy się z niej robi, gdzie wszystkie dowcipy opiera na falujących fałdach tłuszczu.

Popisy wokalne też nie porwały. Pierdziały efektami, zamiast dać popis talentu. Nie wiem na ile mogę się czepiać, bo to świadomy zabieg, w który idealnie wstrzeliła się rywalizująca grupa DSM. Niestety, ta rywalizacja robi się stara zanim się zaczyna – 4/10 (...bo Higgins)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Ex Machina

Scenarzysta „28 dni później” i „W stronę słońca” zaprasza do świata przyszłości, która dzieje się już teraz, w laboratoriach, o których nie mamy pojęcia. Młody informatyk Caleb (Dohmnall Gleeson) wygrywa firmowy konkurs i na tydzień trafia do laboratorium, w którym pracuje szef firmy - Nathan (Oscar Isaac). Caleb poznaje w nim piękną Avę (Alicia Vikander) - pierwszą na świecie sztuczną inteligencję pod postacią kobiety. Ava jest wynikiem eksperymentu Nathana. Czuje, myśli, wzrusza się i boi o własną przyszłość.

Powolnie budowana atmosfera. Klimat zamkniętych pomieszczeń, wszystko oparte na emocjach. Nie ma tu wybuchów, nie ma typowego sci-fi. I choć niektórym mogą się zamknąć oczy przy długich, przegadanych scenach, które tak naprawdę niewiele pchają historię do przodu – znam to z autopsji - apeluje zaczekać. Jak się rozkręci, to łapie za gardło i nie chce puścić. Jest kluczowy moment, który staje się zapalnikiem do dynamicznej, psychologicznej rozgrywki w ostatnim akcie. Czyje motywy są prawdziwe? Kto z kim trzyma i dlaczego? Kto kogo finalnie przechytrzy? Śledziłem z wypiekami na twarzy.

Świetny pokaz aktorstwa od Gleesona i Isaaca. Oscar od początku budzi obawy. Tak u nas, jak i u głównego bohatera. Wariat czy geniusz? To częste pytanie, które jakże idealnie się wpisuje w jego postać. Caleb nieco wycofany, zszokowany swoim zwycięstwem, zachwycony miejscem, w którym ma spędzić tydzień. Celem jest sprawdzenie sztucznej inteligencji. Czy wciąz można Avę nazwać robotem? Alicia Vikander nie rzuciła mnie na kolana, ale nie odstając i nie wadząc głównym bohaterom, nie zasługuje na złe słowa.

Dla mnie kino nierówne. Tak jak po pierwszej godzinie zastanawiałem się, w czym tkwi wielkośc tego filmu, tak druga mnie wgniotła w fotel. Jest kilka dziwnych, mocno naciąganych akcji, ale przez tę końcówkę będę to bardzo miło wspominał. Sci-fi, które mi podchodzi, a to już coś – 7/10

50608915156a3743c1fa34.jpg

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Polecana zawartość

    • WWE Backlash 2025
      Dyskusje na temat wydarzenia WWE Backlash 2025!
        • Dzięki
      • 32 odpowiedzi
    • WWE WrestleMania 41
      Spekulacje i dyskusje na temat największego wydarzenia wrestlingowego roku - WrestleManii 41!
        • Dzięki
      • 147 odpowiedzi
    • WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Zapraszamy do dzielenia się wrażeniami z Monday Night Raw na Netflix!

      W tym wątku użytkownicy forum dyskutują na temat czerwonego brandu od 2010 roku. Pozostaw swoją cegiełkę w temacie, zawierającym 17,9 tyś. odpowiedzi i 2,9 mln wyświetleń. :)
      • 18 048 odpowiedzi
    • New Japan Pro Wrestling - Dyskusja Ogólna
      Miejsce na ogólne dyskusje związane z New Japan Pro Wrestling.
      • 713 odpowiedzi
    • Kobiecy Pro Wrestling
      Ogólne dyskusje na temat pro wrestlingu w wykonaniu płci pięknej.
        • Lubię to
      • 107 odpowiedzi
    • TNA Wrestling - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce w dedykowane ogólnym dyskusjom na temat TNA/Impact Wrestling!

       

      Wczorajszy IMPACT właśnie się ściąga, więc opinia w późniejszym terminie
        • Lubię to
      • 9 352 odpowiedzi
    • AEW Saturday Collision - ogólne dyskusje i komentarze
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
        • Lubię to
      • 147 odpowiedzi
    • AEW Dynamite - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 1 187 odpowiedzi
    • WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z Friday Night SmackDown!
      • 9 606 odpowiedzi
    • WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z WWE NXT!
      • 4 896 odpowiedzi

  • Najnowsze posty

    • CzaQ
    • Attitude
      Nazwa gali: DDT Dramatic Dreams! Vol. 12 ~ Give It To The Clouds The Mountain Cuckoo ~ Data: 17.05.2025 Federacja: DDT Pro Wrestling Typ: Online Stream Lokalizacja: Osaka, Japan Arena: Sumiyoshi Civic Center Format: Taped Data emisji: 20.05.2025 Platforma: Wrestle Universe Karta: Wyniki: Powiązane tematy: Independent Zone
    • Attitude
      Nazwa gali: NJPW TAMASHII: Mayhem Data: 16.05.2025 Federacja: New Japan Pro Wrestling Typ: Event Lokalizacja: Auckland, New Zealand Arena: Māngere Arts Centre Karta: Wyniki: Powiązane tematy: New Japan Pro Wrestling - dyskusja ogólna
    • GGGGG9707
      Myślę że zrozumieli swoje błędy i drugi run będzie lepszy. Cody na pewno na to zasługuje bo mimo że jego run mi się nie podobał to dalej uważam, że to nie jego wina i jeszcze dostanie porządny run.
    • Giero
      Po ostatnim odcinku AEW Dynamite jasne stało się, że na Double or Nothing 2025 zobaczymy walkę Anarchy In The Arena pomiędzy teamem Swerve’a Stricklanda a The Elite i Death Riders. Nie było jednak pewne, kto wystąpi w tym pojedynku przez szerokie pole możliwości. „Fightful” poinformował w piątek o prawdopodobnym składzie tego starcia. W drużynie Stricklanda powinniśmy zobaczyć Samoa Joe, Powerhouse Hobbsa, Kenny’ego Omegę… i Willow Nightingale. Tym samym po drugiej stronie będą: Young Bucks, AEW World Champion Jon Moxley, Gabe Kidd oraz Marina Shafir – ze wzięciem pod uwagę opcji powiększenia drużyn do sześciu osób w każdej. AEW Double or Nothing już 25 maja. Dzisiaj na AEW Collision: – Megan Bayne vs. Anna Jay – Upamiętnienie Steve’a “Mongo” McMichaela – Rocky Romero, Lance Archer i Trent Beretta vs. Bandido, Tomihiro Ishii i Brody King – Mike Bailey vs. Blake Christian – Chicago Street Fight: Big Bill i Bryan Keith vs. Gates of Agony – #1 Contender’s Match for AEW Tag Team Championship: Dustin Rhodes i Sammy Guevara vs. Cru – Powerhouse Hobbs vs. Wheeler Yuta
×
×
  • Dodaj nową pozycję...