Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

Chora dziewczyna (2007)

 

 

Pani entomolog pracująca w muzeum historii naturalnej po raz kolejny zostaje sama. Po rozmowie z kolegą z pracy, postanawia zainteresować się rysowniczką którą mija codziennie. W tym samym czasie do Pani Naukowiec dociera paczka z Brazylii z tajemniczym insektem. Kiedy stworzenie ucieka z pojemnika, w całej kamienicy zaczynają się dziać dziwne rzeczy...

Mi film się podobał, ale więcej niż 3/10 nie mogę dać.

"Jeśli mówisz do Boga, jesteś osobą religijną. Jeśli Bóg ci odpowiada, jesteś chory psychicznie"

House M.D. S02E19

211015597452e3a27e841d5.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Voices / Głosy

Cierpiący na schizofrenię pracownik fabryki (Ryan Reynolds) przypadkowo zabija współpracownicę w której się podkochiwał (Gemma Arterton). Usiłując wybrnąć z sytuacji, zwraca się o pomoc do swoich rozgadanych zwierząt - kota i psa.

Ciężko znoszę tego typu filmowe „dziwolągi”, jak gadające zwierzęta. Tutaj naturalnie ma to związek z chorobą bohatera, który te i inne głosy słyszy. Zabieg czysto komediowy, mroczny, ale w ogólnym rozrachunku mało zabawny i nudny. Kot jako jedyny dawał radę, bo ubliżał bez żadnych zahamowań. Cały czas zastanawiałem się skąd znam te wszystke dubbingowane głosy. Szybki research wyjaśnił, że Reynolds odwalił całą robotę. Dał trochę różnorodności, ale do wielkich tej dziedziny mu ewidentnie brakuje.

Historia Jerry’ego sprawdziłaby się w poważniejszym tonie. Gość ma solidny background, który poznajemy z czasem, ma mocno namieszane pod kopułą, co widać na każdym kroku, a jak tylko „Voices” zaczynało być poważne, podobało mi się bardziej. Ta skuteczna – mimo, że dość typowa – scena, kiedy głosy już przestają być słyszalne, a My widzimy, jak to wygląda naprawdę - nie przez różowe okulary. Więcej takich rzeczy.

Nie zrobi to furory. Raczej znajdzie niszowe grono fanów, jak to było w przypadku „Horns” z Radcliffem. Pokazali nam w zasadzie tylko różnice między radosnym, a mrocznym światem Jerry’ego. Van Wilder nie zrobił ze swoją rolą wiele więcej od płakania. Był tak zagubiony, jak twórcy przy decydowaniu o czym to „Voices” wlaściwie będzie i jakie emocje ma w nas wywoływać – 3/10

Edytowane przez N!KO

50608915156a3743c1fa34.jpg

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Blackhat / Haker.

Amerykańskie i chińskie służby specjalne sprzymierzają się w walce z niebezpieczną cyber-mafią. Na ich czele staje zwolniony z więzienia za przestępstwa komputerowe legendarny haker - Nicholas Hathaway (Chris Hemsworth). Międzynarodowe śledztwo zaprowadzi superhakera aż do Hongkongu i Dżakarty.

Bardzo duża wtopa, od bardzo utalentowanych ludzi. Michael Mann gdzieś zagubił smykałkę do sensacji. A już na pewno nie radzi sobie ze światem Hakerów. Nie skupił się na tym byśmy uwierzyli w ten komputerowy margines, to znaczy, byśmy łyknęli wszystkich jako wielkich hakerów, a na tym żeby zasypać widza nędznymi kadrami z linijkami tekstu, które dla przeciętnego zjadacza chleba nie będą znaczyć nic. Wszędzie się sypią kody, nigdzie nie ma napięcia. Takie to płytkie, że główny bohater potafi napisać wiadomość do złego „Idę po Ciebie”. Słodkie, nie?

Hemsworth niech zostanie w Asgardzie, bo klawiatury i myszki to nie jego młot. Nie jest postacią ani interesującą, ani do polubienia. Nie ma dobrych dialogów, a to że jest dobrym hakerem nam wmawiają. Po seansie dalej w to wątpię, bo koniec końców i tak zakończyło się przemocą...

Strzelaniny, włamania, wątek miłosny (a jakże!). „Blackhat” chciał być reprezentantem kina akcji, który upadł niżej od niektórych filmów klasy B z wora „Straight 2 DVD”. Poważnie miewam z niektórych więcej frajdy, niż z czegoś, co stara się być super, a na każdym kroku naraża się na śmieszność. Sztampa! – 2/10

 

 

Project Almanac / Witajcie we wczoraj

Nastolatkowie odkrywają maszynę do przemieszczania się w czasie. Rozpoczynają wyprawy w przeszłość aby zmienić niemiłe zdarzenia, które ich spotkały.

„Found Footage”. Styl, który swego czasu zawładnął horrorami – na szczęście na krótko – tylko czasami wypuszcza się na inne gatunki. Te wyprawy potrafią miło zaskoczyć – patrz „Kronika” – ale próżno takiego przyjemnego zaskoczenia szukać przy „Almanac”. Casting wypadł przyzwoicie – dzieciaki robią co mogą – ale logika w tym filmie powinna odgrywać kluczową rolę. Tutaj jej brakuje, przez co robi się niezrozumiała „papka”. Naginają rzeczywistość dla dobra kinematograficznych zabiegów, co uważam za zagranie niskich lotów. Jeśli coś zniszczyliśmy w przeszłości, to w przyszłości nie powinno to istnieć, racja? Według twórców „Almanac” niekoniecznie. Czy jeśli według podstaw tej fabuły, przenosząc sie w czasie WIDZIMY swoje wcześniejsze „ja”, to chyba powinniśmy je widzieć, kiedy chcemy się odważyć pocałować wymarzoną dziewczynę, choć tego nie zrobiliśmy wcześniej? Kolejny raz, niekoniecznie.

Podoba mi się, że mamy łykać, jak to ten film jest kręcony przez jednego z bohaterów, po czym główny przenosi się sam i wcale kamery nie trzyma :wink: A i to jak się trzęsie, jest niebywale trudne do zniesienia – jak zawsze.

Podróże w czasie potrafią być spoko. Tu próbowali się bawić, jak przy klasycznym już „Efekcie Motyla”. Miało swoje momenty, ale było bardzo przewidywalne i skupiło się w głównej mierze na wątku miłosnym – 4/10

 

 

The Rewrite / Scenariusz na miłość

15 lat temu scenarzysta Keith Michaels (Grant) miał świat u swych stóp. Dowcipny, seksowny i rozchwytywany laureat najbardziej pożądanej filmowej nagrody świata – Oscara. Teraz jest spłukany, rozwiedziony i cierpi na chroniczny kryzys twórczy. Jedyne, co mu zostało, to zawyżone poczucie własnej wartości – Ray mimo upływu lat i serii niepowodzeń, pozostał nadętym i pewnym siebie bufonem. Z nadzieją na zarobienie łatwych pieniędzy przyjmuje ofertę wykładów na niewielkiej uczelni. Tam, za sprawą ponętnej samotnej matki (Tomei), sam dostanie twardą lekcję życia.

Hugh Grant nie należy do moich ulubieńców. Wiadomo – zawsze trafiał do komromów, grając praktycznie tę samą postać. W „Rewrite” jego angielski język się odrobinę wyostrzył. Keith Michaels ma sporo dobrych tekstów, ale Grant ma jedną minę zbitego psa – w zasadzie tę samą co zawsze, bo druga to ta, kiedy się uśmiecha. To budzi nieco sprzeczne emocje, co do tej postaci. Niekoniecznie wiem, czy ją lubię. Zrobił wszystko poprawnie, ale to wciąż Grant. Tak, chyba dalej mam z nim problem...

Zdesperowany, niegdyś sławny teraz niechciany, łapie fuchę w miejscu, w które nie wierzy – nie sądzi, że można pisania scenariuszy nauczyć. Chcę zgarnąć szmal, przy czym się nie narobić. Tam pojawiają się kobiety – wybiera tylko ładne do swojej klasy – a on zacznie delikatnie odchodzić od swojego ówczesnego „ja”, otworzy się. Jak to komrom, znany schemat. Na szczęście jest w tym odrobinę komedii – tak w głównym bohaterze, jak i w innych szkolnych personach, na czele z JK Simmonsem.

„Scenariusz na miłość” nie okazał się czasem straconym. Przerabiał utarte schematy – serio, każdy krok tej historii już był nakręcony na potrzeby innych filmów - ale robił to z gracją. Z początku czerpałem satysfakcje z tego, że był dupkiem, potem z tego, jak o niego walczyły dwie studentki – w tym urocza Bella Heathcote – a finalnie... no tam się nie dało dobrze bawić, bo niechęć do gatunku i przewidywalność to uniemożliwiła – 5/10

 

 

50 Shades of Grey / 50 Twarzy Greya

Anastasia Steele (Dakota Johnson) jest młodą studentką literatury, która przeprowadza wywiad z intrygującym Christianem Greyem (Jamie Dornan) - milionerem i przedsiębiorcą. Dziewczyna jest zafascynowana inteligentnym i przystojnym mężczyzną, który robi na niej niesamowite wrażenie, jednak gdy ich spotkanie dobiega końca, stara się o nim zapomnieć. Grey zjawia się jednak w sklepie, w którym dorywczo pracuje Anastasia i prosi o kolejne spotkanie. Studentka zgadza się - tym samym wkracza w niebezpieczny świat pożądania, erotyki i głęboko skrywanych pragnień.

Matematyka uczy nas, że minus i minus, dają razem plus. Świat kina tak nie działa. Jak gówno inspirowane jest gównem, to kolejne gówno się narodzi. Społecznie akceptowane porno dostało swoją kinową premierę. Produkcje XXX rządzą się swoimi prawami, a kryteria oceny przyjmowane w kinematografii nie powinny ich obowiązywać. 50 odcieni szarości się jednak o to prosi.

Jedynym celem ekranizacji „Greya”, jest udowodnienie cywilizacji, że „Zmierzch” nie był AŻ tak zły. Odnoszę się do opowieści o apatii, wampirach i troskliwych misiach nie przypadkowo, gdyż autorka tego czegoś – Greya - inspirowała się tamtym czymś – Zmierzchem – co już było zalążkiem nadchodzącej katastrofy. Tak jak tam, mamy swoją nudną Bellę, swojego amanta – tym razem bilionera, a nie bladego wampira – i swojego przyjaciela, który bardzo by chciał z nią, ale... nie jest bilionerem.

Kompletny brak fabuły – Bo jaka on tam jest? Jestem dziewicą, ale puszczę się z odpowiednim bilionerem? – rekompensować powinny sceny łózkowe. Miało być seksownie. Nie wyszło. Jest masa „seksownych” filmów napędzanych erotyką, które zawsze mają do zaoferowania coś więcej, już nie wspominając, że są bardziej „seksowne” – chociażby „Sekretarka” z 2002, czy „Nagi Instynkt” (1992).

W romans głównych bohaterów nikt nie będzie w stanie uwierzyć. Nie dość, że wzięli niedoświadczonych nieudaczników, których będą chcieli wylansować niczym „Zmierzch” Pattisona, to jeszcze narzucili im prymitywne dialogi, wywołujące najczęściej uśmiech politowania. „Gdzie byłaś całe moje życie” – powiedział przystojny bilioner do dziewczyny z pierwszej ławki szkółki niedzielnej... Do teraz się zastanawiam, czy przez większe tortury przeszła główna bohaterka, czy ja na sali kinowej – 1/10

 

 

 

The SpongeBob Movie: Sponge Out of Water / Spongebob: na suchym lądzie

Pirat Burgerobrody (Antonio Banderas) wykrada ze skarbca SpongeBoba i jego przyjaciół ostatnią stronę magicznej księgi, na której widnieje tajemniczy przepis. Dzięki niemu Burgerobrody będzie mógł wcielić w życie swój okrutny plan. Bikini Dolne jest zagrożone, ale SpongeBob tak tego nie zostawi, będąc gotów połączyć siły ze swoim wieloletnim wrogiem, Planktonem.

Bez słynnych burgerów, mieszkańcy tracą rozum. Bikini Dolne czeka ponury koniec, okraszony wojną. Wszyscy szukają domniemanego zdrajcy, Spongeboba, który w obliczu zagłady może liczyć tylko na Plantkona – równie zdeterminowanego by dorwać przepis co zawsze. Bohaterowie będą musieli działać z ukrycia, a ich ostatnią deską ratunku może okazać się wehikuł czasu.

Nigdy nie byłem fanem serialu, ale pełnometrażówka nie pozwoliła mi się czuć zagubionym. Wiedziałem, kto jest kim, i co go motywuje do działania. Należą się im brawa, bo zrobili to w mało inwazyjny sposób, nie marnując zbyt wiele czasu. Wystarczyła krótka charakterystyka głównego bohatera, a pozostałe punkty łączą się same.

Spongebob oferuje typowy dla siebie, zakręcony humor. Te postaci da się lubić, choć szczególnie przypadaja mi do gustu momenty, gdy przełamują mur, tę tzw. „czwartą ścianę”, czy inaczej – mówiąc w terminologii wrestlingowej - łamią „kayfabe”. Nie robią tego z gracją czy częstotliwością Marvelowego Deadpoola, ale wystarczy kilka takich zabiegów, żeby bardziej przyjaznym okiem patrzeć na przygody gąbki – dla mnie zbiórka drugoplanowych to żart filmu. Pozostałe gagi, łącznie z całym motorem napędowym fabuły, są bardzo przewidywalne – jak na animacje przystało.

Jednym z zabiegów, jest mieszanka animacji z prawdziwymi aktorami, po której całość mocno mi zbrzydla. Jestem trwale niezdolny do śledzenia takich motywów, bo zwykle nie mają wiele dobrego do zaoferowania, a to nie czasy „Kto wrobił Królika Rogera?”, żeby robić wow na samą myśl o tym. Wyszła z tego jakaś kiepska bitwa na ulicach miasta – ta końcowa, spinająca wątki, które już połączyliśmy 40-minut temu.

Dobre tempo i kilka żartów, to chyba wszystko czego mogłem oczekiwać. Fani nie powinni być zawiedzeni takim potraktowaniem ich ulubieńców – 5/10

 

 

Kingsman: The Secret Service / Kingsman: Tajne służby

Ekranizacja kultowej serii opowieści rysunkowych Marka Millara ("Ultimate Avengers", "Wanted: Ścigani"), którą wyreżyserował Matthew Vaughn ("Gwiezdny pył", "Kick-Ass", "X-Men: Pierwsza klasa"). Nagrodzony Oscarem Colin Firth ("Jak zostać królem") w roli doświadczonego agenta służb specjalnych, który bierze pod swoje skrzydła ambitnego żółtodzioba. W pozostałych rolach: dwukrotny laureat Oscara Michael Caine ("Mroczny rycerz", "Incepcja"), Taron Egerton, nominowany do Oscara Samuel L. Jackson ("Pulp Fiction", "Avengers"), niezapominany Luke Skywalker z oryginalnej trylogii "Gwiezdne wojny" Mark Hamill i Mark Strong ("Wróg numer jeden", "Szpieg").

Dawno temu, Firth zwerbował do tajnej grupy młodego faceta, zostawiając jego żonę z dzieckiem samych. Wiele lat później, kiedy zwerbowany Lancelot umiera na akcji, a jego syn jest już dorosły, Firth próbuje wkręcić go w ślady ojca. Chłopak (Taron Egerton) nie ma wiele do stracenia, jego rodzina wyraźnie straciła swój status po odejściu głowy rodziny - zaczyna się jego trening. Przypomina to trochę „Facetów w Czerni”. Akcja pomieszana z komedią. Kosmitów nie ma, ale jest Sam L Jackson, równie niebezpieczne zagrożenie dla kulturalnych morderców. Kulturalnych, bo takimi arystokratami są Kingsmani, na tym polega założenie tej grupy. Zwykle werbują ludzi z wyższych sfer. Eggsy (Egerton) i jego ojciec, to odstępstwa od tej reguły, w które wątpi szefostwo – Michael Caine.

Komiksowość nie opuszcza filmu nawet na moment. Plejada dziwacznych person, granych przez wielkich aktorów. Wszystko jest tu mocno przejaskrawione. Kolorowy arcyłotr, nietypowy heros, kobieta z ostrzami zamiast nóg. Historia przebiega dość typowo. Od początku wiadomo, co w trawie piszczy, jak to się skończy, jaka będzie następna scena – może poza dwoma wyjątkami. Kliszami można jednak operować umiejętnie. Nie zawsze oznaczają katastrofę, co ta Angielska sensacja zdaje się potwierdzać. Ciężko nie kibicować Egertonowi, cięzko nie wsłuchiwać się z uwagą tak w jego mentora, jak i w ich największe zagrożenie. Interesujące dialogi nakręcają całość, dzięki nim ciężko odczuć znużenie dwugodzinnym seansem. Akcja jest pełna adrenaliny. Wciąz przekolorowana do granic absurdu, ale zabawna, spełniająca swoje założenia. W niektórych filmach aż nie chce się oglądać, kiedy jeden gość uwala kilkudziesięciu – w Kingsman w ogóle nie będzie Wam to przeszkadzało.

To gdzie produkcja mnie gubiła, to zagrożenie z jakim musieli się mierzyć. Nie tyle chodzi o samego Samuela – ten jest świetny jak zawsze – ale o założenia jego postaci, których absurd mnie nijak nie rajcował. To oczywiście sprawiło, że im większą porcję tego dostawałem – a ta zwiększała się z czasem - tym ciężej mi było ją przełknąć.

„Kingsman” szybko wyrobił sobie markę otrzymując bardzo pochlebne recenzje. Donoszę, że nie są one na wyrost. Jest to bardzo satysfakcjonujące, dynamiczne i zabawne dzieło, przy którym narodziła się nowa gwiazda – Egerton wypadł świetnie, mając u boku geniuszy w swoim fachu. Szpiegowskie kino z przymrużeniem oka – 6/10

 

 

Loft

Film "Loft" (2014, reż. Erik Van Looy) opowiada o pięciu mężczyznach, którzy wspólnie wynajmują mieszkanie by spotykać się tam z kochankami. Kiedy znajdują tam ciało zamordowanej niezidentyfikowanej kobiety, zaczynają podejrzewać siebie nawzajem. To remake belgijskiego thrillera z 2008 roku o tym samym tytule. Za kamerą reżyser oryginału, a w głównych rolach m.in. James Marsden, Wentworth Miller, Eric Stonestreet oraz Karl Urban.

Kiedy od thrillerów tego typu oczekujemy być wkręcani w zagadkę z każdą minutą coraz bardziej, reżyser nie zamierza rzucać w naszym kierunku żadnych podkręconych piłek. Zamiast próby manipulacji i wodzenia nas za nos, pokazuje wydarzenia z przeszłości, często tylko luźno powiązane z samą zbrodnią. Realizacyjnie „Loft” w napięciu nie trzyma. Dopiero gdy zbliżamy się to mety, a zagadka MUSI być rozwiązana, ktoś zaczyna manipulować. Wtedy jednak, jest już za późno.

Wentworth Miller – Oh My God, ale ten gość jest cienki. Pamiętany, wszystkowiedzący Scofield z „Prison Break”, udowodnił czemu jego kariera nie ruszyła z miejsca po emisji popularnego serialu. Kiedy tylko wybiega poza minę Scofielda, jest przerażająco sztuczny. Gorszy nawet od swoich marnych kolegów z planu. Marsden i Urban może nie są źli, ale tutaj zwyczajnie się nie starali.

Może to przez piękne kobiety, ale „Loft” ogląda się dość bezboleśnie – no, poza Millerem. Ma to kilka znośnych założeń i życzyłbym sobie, by więcej scen było kręconych w tytułowym aparatamencie, który to był miejscem zbrodni. Ba, reżyser z dobrym scenariuszem, nakręciłby tam cały film wgniatając w fotel. Van Looy głaszcze swoje dziecko tam, gdzie nie swędzi. Wraca się do wątków niepotrzebnych, bądź bezmyślnie pokazuje sceny z przesłuchania, które niczym nowym nie uraczają – 3/10

 

 

Jupiter Ascending / Jupiter Intronizacja

Jupiter Jones (Mila Kunis) urodziła się pod osłoną nocnego nieba, a jej narodzinom towarzyszyły znaki świadczące o tym, że jest stworzona do wielkich rzeczy. Dorosła już Jupiter nadal chce sięgać gwiazd, ale na ziemię sprowadzają ją obowiązki pani sprzątającej cudze mieszkania i niekończąca się passa nieudanych związków. Dopiero gdy na Ziemię przybywa Caine (Channing Tatum), genetycznie zaprogramowany były zwiadowca wojskowy, którego celem jest odnalezienie Jupiter, zaczyna ona dostrzegać przeznaczenie, które czekało na nią cały czas: w jej kodzie genetycznym jest bowiem zapisane, że jest spadkobierczynią niezwykłego dziedzictwa, które może zmienić układ sił we wszechświecie.

Międzygwiezdny crap od Wachowskich. Kiedy myślałem, że „Atlas Chmur” był marny, „Jupiter” upada jeszcze niżej. Cieżko mi uwierzyć, że tworzyli to goście od Matrixa. Zacznijmy od tego, że poza efektami, ta Intronizacja nie ma absolutnie nic do zaoferowania, a już na pewno nikogo nie sadza na tronie. Wojna światów, zły tyran, nieświadoma dziewczyna jest lekiem na całe zło. Chciałoby się powiedzieć - same old shit. Nie zapominajmy, że ona musi się zakochać i musi mieć w swoim poprzednim życiu źle – bo inaczej by się nie zgodziła na ratowanie świata najwyraźniej.

Niespodzianki przychodzą wraz z obsadą, kiedy dojdzie do nas, jak nisko te utalentowane nazwiska mogą upaść. Eddie Redmayne właśnie otrzymał Oscara, teraz ustawia się po Malinę. Kłamałem z tym, że nikt na tronie nie zasiądzie. Eddie siedzi... na kiblu cały czas. Rozwolnienie towarzyszy mu przy każdej scenie. Nie mam pojęcia, kto wpadł na taki „cool” głos dla niego, ale brzmi komicznie. Ten intergalektyczny arcyłotr, naraził się na śmieszność, gdy tylko otworzył usta – nie budził żadnego zagrożenia. Tatuma i Kunis skrzywdzili mniej, choć Channinga wyzbyli jego największego atrybutu – urody – a Kunis charakteru – urody bym nie wybaczył. Taka jak jest na starcie, taka będzie na końcu. Nie wierzę, że tak zachowuje się osoba, która przeżywa to co ona.

Wydali 175 milionów na efekty i 3 dolary na historyjkę. Brak jakiejkolwiek oryginalności nie pozwala czerpać jakiejkolwiek satysfakcji. Absolutnie nie miałem ochoty zainteresować się światem przedstawionym, a sceną która najbardziej zapadła mi w pamięć jest to, że jeden trzecioplanowy szkrab grał w „Dark Souls” na konsoli – poważnie! Zamiast zrobić z tego rozrywkową papką, oni zrobili melodramatyczną papkę – 2/10 (i to tylko dlatego, że wyznaje zasadę +1 dla filmu, w którym jedną z głównych ról gra Mila)

 

 

The Flintstones & WWE: Stone Age Smackdown / Flintstonowie: Wielkie Łubu-dubu

Gdy Fred traci pieniądze odkładane na rodzinne wakacje, wpada na jeden z tych swoich szalonych pomysłów. Postanawia zorganizować pojedynek zapaśniczy, w którym Barney będzie się mierzył z największymi gwiazdami wrestlingu.

Jeśli chodzi o połączenie WWE z bajkami, Flinstonowie squashują Scooby-Doo, niczym Ryback lokalnych jobberów. Wołają Feed Me More, ale psa i Kudłatego już nigdzie w pobliżu nie ma. Narzekania względem poprzedniczki są tu bezpodstawne. Tam miałem wrażenie, że wrestlerzy to tylko zbędny dodatek. Są, ale tak naprawdę mogliby być zastąpieni kimś innym. Tylko luźno nawiązywali do swoich ekranowych tożsamości. W „Stone Age SmackDown” jest inaczej. Tutaj ta wrestlingowa otoczka jest fundamentem, a wrestlerzy głównymi aktorami. Widać, że mieli sporo frajdy przy nagrywaniu dubbingu, parodiując samych siebie. CM Punkrock absolutnie kradnie show. Trudno nie docenić nawiązań do federacji Vince’a, gdzie CM nie tylko wygłasza proma, ale i dostaje w swoje ręcę megafon. Epizod z Bryanem tez jak najbardziej na plus. Aż chciałoby się powiedzieć więcej. Niekoniecznie chciałbym, żeby bajka była dłuższa – godzina jest w sam raz – ale żeby zaangażowali w to więcej gwiazd. Im też dajcie się nacieszyć swoimi rysunkowymi wersjami - 6/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

Jasnowłose dziecko (2005)

 

 

Tara wracając ze szkoły do domu zostaje porwana przez tajemniczego mężczyznę. Po przebudzeniu początkowo okazuje się że jest w szpitalu, jednak po wymianie kilku zdań z kobietą udającą pielęgniarkę okazuje się że jest gdzieś w domu na odludziu. Przy próbie ucieczki zostaje wrzucona do pomieszczenia przypominającego lochy. Tam spotyka Johnny'ego. Okazuje się, iż dziewczyna ma być ofiarą za syna właścicieli domu, który utopił się w trakcie obchodzenia 15 urodzin. Tym chłopcem jest właśnie Johnny.

Nie ma tragedii ale na kolana też nie powala, dlatego tylko 1,5/10.

"Jeśli mówisz do Boga, jesteś osobą religijną. Jeśli Bóg ci odpowiada, jesteś chory psychicznie"

House M.D. S02E19

211015597452e3a27e841d5.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Disco Polo

Szalone lata dziewięćdziesiąte, gdy nad Wisłą zagościła wolność, a cała Polska śniła amerykański sen. Wielka transformacja, gorączka złota, spełniają się marzenia ""od zera do Rockefellera"". Tomek (Dawid Ogrodnik) i Rudy (Piotr Głowacki) - chłopaki z prowincji napędzani pasją i marzeniami żegnają szarą rzeczywistość i ruszają na podbój discopolowych list przebojów. Karierę zaczynają od koncertów w remizach i wiejskich dyskotekach, by w końcu jako grupa LASER brawurowo wedrzeć się na muzyczne salony, czyli do wytwórni Alfa, w której króluje jedyny prawdziwy Polak - Daniel Polak (Tomasz Kot). Lecz sukces ma swoją cenę – dolary pozornie dają wolność i swobodę, a z amerykańskiego snu można się szybko i brutalnie przebudzić. Jak wyglądała walka o sukces w złotych czasach disco polo? I czy wszyscy Polacy to jedna rodzina?

Koszmar „Kac Wawy” powrócił. Disco Polo to realizacyjny kryminał, gdzię większość założeń jest kiczowatych – i to nawet jak zamiar był inny – a te na które wypadało postawić, zostały potraktowane po macoszemu. Niby przedstawiają Polskę, a ja widzę tę samą szosę i westernowe klimaty (!) – że niby „gorączka złota”? Już wolałbym oglądać „Disco Polo” w szatach „Yumy”, bo tutejsze założenia były chybione. Dawno mnie tak nie załamywały aspekty wizualne – okrutnie słaby green screen nas atakuje z zaskoczenia. Mimo oczojebnych kolorów i wszędobylskich cekinów, nie wykonałem skoku w przeszłość. Wrzucili mnie do dziwnego świata, gdzie tylko elementy nakazywały pokiwać głową z uznaniem – chociażby deal z niemcami na początku kariery.

Nie słucham Disco Polo, nie lubię Disco Polo, aczkolwiek doceniam, że aktorzy sami wykonywali utwory. Lubię takie zabiegi, a takie „Rock of Ages” to film, do którego z przyjemnością wracam. Niekoniecznie jestem za to w stanie zaakceptować niektóre postaci, na czele z Anką graną przez Joanne Kulig. Niby „szalona”, ale razi sztucznością od samego początku. Kot reklamuje ten film, ale jego postać nie jest jakkolwiek wiodąca. Stał trochę z boku tego wszystkiego, a w opowieści był tylko konieczny jako biznesmen, który wyczuł interes. Swoją drogą, ta biznesowa strona filmu wydawała się ciekawa, ale trzymanie jej za kurtyną na nic się nie zdało.

Przejaskrawione do granic możlwości kino, gdzie radość można czerpać z pojedynczych tekstów czy scen – radzę robić to szybko, bo te się potrafią urywać w połowie, co razi po oczach jeszcze bardziej niż w „Służbach Specjalnych”. Ja tej radości trochę wyciągnąłem, nie ukrywam, aczkolwiek im dalej w las, tym mocniej życzyłem wszystkim końca – pod koniec będzie taka strzelanina, że mózg mój przestał walczyć ze zrozumieniem całości. Tam nie ma żadnego ciągu przyczynowo-skutkowego, a jedyna zmiana charakteru postaci, to jakieś 10minut całości – choć i tak spada jak grom z jasnego nieba. Słabiutko. I nie, nie zrozumiem argumentów pokroju, to film o „Disco Polo” powinien być kiczowaty. Tam gdzie ten kicz być powinien – przesadzili. Tam gdzie go nie powinno być – i tak go dali... i przesadzili – 3/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Black Sea

Film opowiada o kapitanie podwodnego okrętu (Jude Law), który przekonany zostaje do wyruszenia na wyprawę w poszukiwaniu zatopionego na Morzu Czarnym statku wypełnionego cennymi towarami. Kompletuje on załogę złożoną z angielskich i rosyjskich marynarzy. Im bliżej są skarbu, tym bardziej bohater zdaje sobie sprawę, że nie może nikomu ufać.

„Black Sea” bierze na tapetę fajne założenia, ale nie ma do egzekucji niezbędnych narzędzi. Wykonawcy nie sprostali postawionemu wyzwaniu. Aktorsko wypada to słabo. Nawet Jude Law nie porwał swoją kreacją. Efektem tego jest zgraja nieciekawych marynarzy w łodzi podwodnej. Ciężko mi się przejąć ich żądzą złota. Nie czułem też ich zaszczucia.

Scenariusz nie przemierzał nieznanych głebin, pozostając cały czas na znanym lądzie. Reżyser starał się ratować wszystko klaustrofobicznymi klimatami i może być ze swojej pracy zadowolony. To jeden z tych aspektów, które wyraźnie w „Black Sea” wyszły – 4/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

Kobieta Jeleń

 

 

Przy jednym z zajazdów dochodzi do morderstwa kierowcy ciężarówki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt że podczas sekcji na ciele denata zostają odnalezione ślady kopyt.

Z czasem takich morderstw jest coraz więcej. Detektywi starający się rozwiązać zagadkę trafiają w końcu do kasyna, gdzie poznają indiańską legendę o kobiecie jeleniu.

Film mi się podobał, szczególnie motyw z tym gdzie jeden z prowadzących śledztwo rozważa możliwe scenariusze tego, co stało się w ciężarówce. Ze względu na słabe zakończenie muszę odjąć 0,5, dlatego zostaje tylko 3,5/10

"Jeśli mówisz do Boga, jesteś osobą religijną. Jeśli Bóg ci odpowiada, jesteś chory psychicznie"

House M.D. S02E19

211015597452e3a27e841d5.jpg


  • Posty:  441
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.01.2014
  • Status:  Offline

Nie zamieszczałem chyba wcześniej

Snajper

Opis: Historia kariery wojskowej i życia osobistego Chrisa Kyle'a, który zyskał sławę najlepszego snajpera w historii elitarnej jednostki Navy SEALs.

Opinia:Niby film o amerykańskim żołnierzu, ale nie przesadzili z heroizmem głównego bohatera, tak jak w innych produkcjach tego typu. Oczywiście nadal jest utrzymywany typowy klimat filmów wojennych zza oceanu, ale mimo wszystko przyjemnie się to oglądało, tym bardziej że film jest oparty na faktach.

Żałuję, że nie pokazali trochę więcej na koniec filmu, ale mimo wszystko ludzie którzy nie znali historii Chris'a Kyle'a przed oglądnięciem filmu musieli być nieźle zaskoczeni na koniec.

 

Ocena:5/10 Jeden z lepszych filmów w tym gatunku

 

Trochę pozostając jeszcze w temacie oscarów, to dzisiaj natrafiłem chyba na najtrafniejsze pokazanie tego czym jest ta nagroda.

Edytowane przez Captain Jerry
Beniaminek 2014

990529556565f7712de17e.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Ocena:5/10 Jeden z lepszych filmów w tym gatunku

 

5/10 to jeden z lepszych? Mało ich oglądałeś, czy jak? :o

 

 

'71

Konflikt północnoirlandzki. Młody angielski rekrut (Jack O’Connell) zostaje zesłany na wrogie tereny, gdzie zostawiony przez swój oddział przeżywa samotną noc pełną strachu, niepewności i rozpaczy.

Mocno odkładałem na później ten film, ale pozytywne recenzje mnie przekonały do sprawdzenia. Jest wojna domowa w Irlandii, zsyłają grupę żółtodziobów na prostą misję, która naturalnie się psuje. Nasz Jack zostaje uwalony i pominięty przez uciekającą jednostkę – bardzo fajnie podkreślali na początku motyw, jak to wszyscy mają działać jak zespół, bo zrobili sobie fundamenty pod taki myk. Teraz musi przetrwać, kiedy to jest na radarze wszystkich. Zabawne, żę O’Connell znów trafia na taki materiał. Tak jakby chciał zrobić na tym karierę. W poprzednim roku był twór Jolie „Unbroken”, był więzienny „Starred Up” i opisywany „71”. Wszędzie był poniżany, ale walczył o swoje. O dziwo najgorzej wypadł tam, gdzie na dobrym występie najwięcej by zyskał, ale to zgońmy na Panią reżyser, bo aktor z niego całkiem niezły. Czekam jednak na inne kreacje... Wracając, Gary Hook, bo tak protagoniście na imię, ma mocno przesrane, więc pozostaje nam mu kibicować. Nie miałem z tym większego problemu, ACZKOLWIEK – bo zawsze musi być jakieś „ale” – kompletnie gubiło mnie przerażająco wolne tempo produkcji – snucie się po ulicach, to niekoniecznie „moje kino” – jak i szósty zmysł naszego bohatera. Wiecie, te sceny, kiedy to Ci źli już są blisko, ale on tu stanie, tam podsłucha, bądź też akurat opuści budynek na kilka sekund przed wybuchem. Rozumiem w czepku urodzony, ale bez przesady z tym czepkiem.

„71” z racji swojej niszowości/niezależności, mogło mocniej uderzyć w nietykane przez main stream nuty. Mogło być bardziej brutalnie, mogło bardziej wgniatać w fotel emocjonalnie. Fabularnie ma to kilka zwrotów, ale są one głównie na nieco politycznym polu postaci drugoplanowych. Misja naszego herosa pozostaje bez zmian i tak kroczy biedak do celu. Baaaardzo powoli - 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  2 258
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.10.2011
  • Status:  Offline

Powrót do domu/Homecoming (2005)

 

Film przedstawia kończącą się w USA kampanię prezydencką. Do pewnego momentu wszystko wskazuje na to, że reelekcja się powiedzie.Wszystko jednaj zmienia się, kiedy wracający z frontu martwi żołnierze przekształcając się w zombie. Poziom poparcia się wyrównuje. Wtedy pracownicy Prezydenta starają się dojść do wygranej wszelkimi możliwymi sposobami. Cel zostaje osiągnięty, jednak zombie teraz "polują" na działaczy.

Teoretycznie jest to horror, ale w praktyce ciężko tak określić ten film. Zombie nie są straszni, fabuła też nie daje powodów się bać. Może jest to film atrakcyjny dla członków Partii Demokratycznej innych, którzy nie lubią George'a W. Busha. Dal mnie nie jest. Nie polecam i jedyna możliwa ocena to 1/10.

"Jeśli mówisz do Boga, jesteś osobą religijną. Jeśli Bóg ci odpowiada, jesteś chory psychicznie"

House M.D. S02E19

211015597452e3a27e841d5.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Pyramid / Piramida

Horror w reżyserii Grégory’ego Levasseura, współautora scenariuszy filmów "Lustra" i "Wzgórza mają oczy". Grupa egiptologów odkrywa piramidę zakopaną w piaskach pustyni. Badając jej wnętrze gubią się w labiryncie podziemnych korytarzy i odkrywają, że w piramidzie kryją się niesamowite istoty, które zaczynają na nich polować. W rolach głównych: Ashley Hinshaw ("Kronika"), Denis O’Hare ("Witaj w klubie") i James Buckley ("Seksualni, niebezpieczni").

Mamy dziennikarzy, którzy kręcą egiptologów – found footage! – mamy ciemne labirynty, mamy potworki, wszyscy bohaterowie są z gatunku ciekawskich – ciemny korytarz, stańmy przy nim! Reakcja wywołująca kinematograficzną katastrofę. Głupiutką i wcale nie straszną. Każdy już miał do czynienia z tym filmem, a ja za każdym razem się dziwię, że są jeszcze ludzie skłonni to nakręcić. Wy możecie się dziwić, że są jeszcze ludzie skłonni to oglądać, a ja nie będę miał jak się z postawionych zarzutów wybronić... Jak o czymś słyszałem kiedyś, to później za to łapie z braku laku. No i złapałem, no i się załamałem. Po 20-minutach już kwestionowałem sens dalszego seansu. Blondynka była ładna, ale cóż nam po tym, jak i tak mamy nadzieję, że wielki potwór – bo skoro kicz, to musi być jeden predator nad predatory – ją dopadnie, a mój koszmar się skończy szybciej. A jeśli już o tym „bossie” mowa, to wygląda przekomicznie – 1/10

 

Worst 10

10. Facet (nie)potrzebny od zaraz

9. The Quiet Ones – Z gatunku

8. Leprechaun: Origins

7. Grace of Monaco

6. As Above, So Below

5. Pyramid

4. The Best of Me

3. Devil’s Due

2. Left Behind

1. Dżej Dżej

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  293
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  07.08.2014
  • Status:  Offline

Oglądałem dziś The Flintstones & WWE: Stone Age SmackDown!, a że chciałem obejrzeć z polskim dubbingiem, popełnić samobójstwo oraz się pośmiać to obejrzałem Wielkie Łubu-Dubu. Chciałem zobaczyć jak to wyszło i usłyszeć spolszczone chanty "Tak", oberjzałem dla porównania niektóre sceny z oryginału.

 

To tak, były sobie Nikki i Brie Kamień, Rey Mysterzagadka oraz Kosa lub Grabarz. Dostałem od filmu fajną scenę z Danielem Bryrockiem więc to już coś, jak obejrzałem to po polsku z uśmiechem na twarzy. Nie potrafiłem rozgryźć na początku czy w filmie jest Sin Cara czy Rey, podali mi rozwiązanie na tacy. Rozbawiło mnie przetłumaczenie "Rest in Peace", "Sio mi stąd". Naprawdę? Naprawdę dzieci używają słowa "sio"? Dawno nie widziałem filmu animowanego zdubbingowanego po polsku więc nie wiem czy często w filmach tak mówią.

Undertaker był dla mnie dubbingowym bohaterem. Wypowiedział dwa świetne teksty. "Lody wam się zaraz roztopią", a z mocarnego w amerykańskiej wersji "The Undertaker" z niesamowitym głosem Calawaya wyszło "Mówią mi Kosa lub Grabarz". Kocham polski język. Co do dubbingu to... kurde... no... może przejdę dalej. Film był głownie przesiąknięty słowem widowisko. Chyba prawidłowo, nie wiem jakie słowa nim zastępowali.

 

W 45 minucie, gdy usłyszałem ten theme song poczułem jedne z emocji które czuję oglądając co tydzień Raw. Fajnie by było gdyby przed napisami wrzucili szybko wydarzenia mające miejsce rok później, gdzie obydwie rodziny siedziałyby na widowni podczas jakiejś StoneManii i oglądali walkę Stone Colda z The Rockiem. Takie puszczenie oczka do fanów, a tematycznie by pasowali. Nie wiem jak to jest z prawami do ich wizerunku, czy Warner Bros. musiałoby dopłacić im. Historia była dobra, ciekawa. Nachodzi mnie myśl czy znajdą się po obejrzeniu tego filmu jacyś młodzi, nowi fani wrestlingu czy mylnie do tego podejdą i zaczną oglądać MMA lub Boks.

 

Film dostanie ode mnie 5 na 10 ziemniaczków, niedosyt pozostaje po małej ilości gwiazd.


  • Posty:  441
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.01.2014
  • Status:  Offline

Ocena:5/10 Jeden z lepszych filmów w tym gatunku

 

5/10 to jeden z lepszych? Mało ich oglądałeś, czy jak? :o

 

Niewiele filmów z tego gatunku ma dla mnie wyższą ocenę niż 5, bo zupełnie nie przepadam za filmami wojskowymi i historycznymi(oceniam na podstawie tego, co daje mi obejrzenie jakiegoś filmu, a w przypadku tego typu filmów mój zasób wiedzy bardziej się pomniejsza niż powiększa, ponieważ często pokazują zafałszowany obraz historii, dlatego poza najbardziej znanymi produkcjami sięgam po inne gatunki filmowe, które dają mi więcej satysfakcji, czy jakkolwiek inaczej by to nazwać, toteż w ich przypadku łatwiej jestem w stanie wystawić ocenę w granicy 8 lub 9). Nie mówię tutaj o jakichś politycznych odniesieniach, tylko o małych detalach, które robią dużą różnice, jak np dwa skrzydła wśród większości jednostek husarii podczas ataku. Takie filmy od razu oceniam bardzo nisko i fabuła jest w tym przypadku drugorzędną sprawą. Być może jestem zbyt krytyczny, ale historia jest dla mnie ważnym elementem i nie chcę posiadać błędnego pojęcia na jakiś temat, bo później się zastanawiam, co było prawdziwe(w innych gatunkach sami wyrabiamy sobie opinię, a tutaj część faktów jest już podana "na tacy" i pozostaje tylko ocenianie fabuły). W tym filmie nie miałem takich problemów, oglądało mi się przyjemnie, wielkich zachwytów nie było, ale potrafię znaleźć więcej plusów niż minusów, co i tak jest wynikiem wyjątkowym w porównaniu do tego, co widziałem do tej pory, niestety wyższej oceny nie mogę wystawić, bo w niektórych gatunkach jest zdecydowanie więcej lepszych filmów. Słowa "jeden z lepszych" oznaczają dla mnie około 15 filmów i gdzieś tam bym umieścił ten film(na podstawie tego co widziałem do tej pory, a zostało mi do obejrzenia jeszcze kilka znanych, ale starszych produkcji).

Edytowane przez Captain Jerry
Beniaminek 2014

990529556565f7712de17e.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Obywatel

Obywatel Jan Bratek (Stuhr & Stuhr) gdziekolwiek się nie pojawi, ściąga na siebie lawinę niespodziewanych zdarzeń. Niczym Forrest Gump, Bratek bierze udział w najważniejszych wydarzeniach swojej epoki. Ma wielkie szczęście, a może raczej… pecha, że zawsze znajduje się w miejscach, gdzie historia akurat zmienia swój bieg. Los miota nim zarówno w czasach komuny, jak i w nowoczesnej, demokratycznej Polsce doprowadzając do zabawnych wpadek.

Poważane w środowisku nazwisko, które dla mnie zwykle bywa gwarancją sukcesu. Najnowszy twór skutecznie mi to wybił z głowy. "Obywatel" dobrej wartości niesie ze sobą niezwykle mało. Śmiałem się może dwukrotnie, a ani razu nie było to zasługą Jana Bratka, czyli Stuhrów dwóch. O ciekawość widza też ciężko, ze względu na dość przykre podejście realizacyjne, kiedy to nasz główny bohater po ciężkim wypadku zaczyna wspominać swoje życie. To pozwala nam zaserwować szereg skeczy/scen, a nie spójną całość. Jakiekolwiek porównania do Forresta Gumpa są obraźliwe dla hitu z Hanksem. Tam czujemy tę przygodę, tu czujemy, że śmierdzi i wyczekujemy końca. Może naciągane ze względu na sympatie do aktorów. Nikt niech jednak nie oczekuje salwy śmiechu. - 3/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

God's Not Dead / Bóg nie umarł

Profesor Radisson (Kevin Sorbo) rozpoczyna zajęcia z filozofii od postawienia świeżo upieczonym studentom ultimatum: muszą na piśmie zanegować istnienie Boga albo pożegnają się z dobrą oceną. Kiedy wszyscy zaczynają posłusznie pisać, Josh Wheaton (Shane Harper) czuje, że właśnie znalazł się na rozdrożu i będzie musiał wybrać pomiędzy swoją wiarą a przyszłością. Sprzeciwia się, przez co profesor wyznacza mu nowe zadanie: musi udowodnić istnienie Boga, używając racjonalnychch argumentów i dowodów, a także przekonać do tego resztę studentów przed zakończeniem semestru. Jeśli tego nie zrobi - obleje kurs. Kiedy Josh orientuje się, że nie może liczyć na niczyje wsparcie, zaczyna wątpić, czy faktycznie potrafi walczyć o to, w co wierzy.

Obraźliwy film. Niebywale mocno wpychają nam do głowy wyższość chrześcijaństwa, nie pozostawiając pola do jakiejkolwiek interpretacji. Wszyscy, którzy nie wierzą w dyktatora niebios są tu przedstawieni jako ludzie źli do szpiku koszci. Pozbawieni jakiejkolwiek moralności – bo i bez przyjęcia Chrystusa nie możesz jej mieć... Albo muzułmanin bijący córkę, albo profesor dupek, albo chłopak dupek.

Kevin Sorbo dawał radę jako ateista. Jego wypowiedzi potrafiły przywołać na myśl takie postaci jak Dr. House, jednak w końcowym rozrachunku to nie mogło się udać. Zwycięzca sporu był z góry znany, a i przegrany przyznał się do prawdziwych motywów, które obrażają wszystkich tych, którzy obrali inną drogę niż kościół. Fatalnie...

Jakościowo jest to kino telewizyjne – tam też pewnie szybko trafi. Stworzyli to jacyś ignoranci, chcący zaprezentować chrześcijaństwa jako jedyną drogę. Nie zdziwiłbym się, gdyby zdrowo podchodzący do religii ludzie, też wyczuli płytkość prezentowanej całości. Takim ograniczonym ludziom zabraniamy łapania za kamery i wpychania czegoś takiego. Oni tylko szkodzą swojej religii. Z niesmakiem na ustach... – 1/10

 

Worst 10

10. Leprechaun Origins

9. The Quiet Ones

8. Grace of Monaco

7. As Above, So Below

6. Pyramid

5. The Best of Me

4. Devil’s Due

3. Left Behind

2. Dżej Dżej

1. God's NOT Dead

50608915156a3743c1fa34.jpg

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Polecana zawartość

    • WWE Backlash 2025
      Dyskusje na temat wydarzenia WWE Backlash 2025!
        • Dzięki
      • 32 odpowiedzi
    • WWE WrestleMania 41
      Spekulacje i dyskusje na temat największego wydarzenia wrestlingowego roku - WrestleManii 41!
        • Dzięki
      • 147 odpowiedzi
    • WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Zapraszamy do dzielenia się wrażeniami z Monday Night Raw na Netflix!

      W tym wątku użytkownicy forum dyskutują na temat czerwonego brandu od 2010 roku. Pozostaw swoją cegiełkę w temacie, zawierającym 17,9 tyś. odpowiedzi i 2,9 mln wyświetleń. :)
      • 18 048 odpowiedzi
    • New Japan Pro Wrestling - Dyskusja Ogólna
      Miejsce na ogólne dyskusje związane z New Japan Pro Wrestling.
      • 713 odpowiedzi
    • Kobiecy Pro Wrestling
      Ogólne dyskusje na temat pro wrestlingu w wykonaniu płci pięknej.
        • Lubię to
      • 107 odpowiedzi
    • TNA Wrestling - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce w dedykowane ogólnym dyskusjom na temat TNA/Impact Wrestling!

       

      Wczorajszy IMPACT właśnie się ściąga, więc opinia w późniejszym terminie
        • Lubię to
      • 9 352 odpowiedzi
    • AEW Saturday Collision - ogólne dyskusje i komentarze
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
        • Lubię to
      • 147 odpowiedzi
    • AEW Dynamite - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 1 187 odpowiedzi
    • WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z Friday Night SmackDown!
      • 9 606 odpowiedzi
    • WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z WWE NXT!
      • 4 896 odpowiedzi

×
×
  • Dodaj nową pozycję...