Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Birdman

Tragikomiczne perypetie aktora (Michael Keaton), który niegdyś zyskał sławę jako bohater serii hollywoodzkich filmów o komiksowym superbohaterze, a teraz próbuje wystawić na Broadwayu sztukę we własnej adaptacji i reżyserii, z sobą samym w roli głównej. Jeśli chce doprowadzić do premiery, musi stawić czoło licznym przeciwnościom losu i własnemu ego, odzyskać zaufanie bliskich, odbudować zrujnowaną karierę i odnaleźć siebie.

Reżyser Alejandro Gonzales Inarritu zaprezentował nam umysł głównego bohatera. Pokręcony, za wszelką cenę dążący do odzyskania sławy. Tam osadził w głównej mierze swój film. Na tym go oparł. Keaton i prześladujące go alter ego świetnie sobie z tym radzą. Jego szaleństwo wydaje się wiarygodne, a mimika sprzedaje wszystkie emocje. Osobiście jednak czekałem na ten prawdziwy przełom. Ten, który mnie wgniecie w fotel i pozwoli wracać wspomnieniami. Przykro stwierdzić, że nie nadszedł. Tak jak był pokręcony na początku, tak pokręconym był pod koniec. Miał mocny akcent, postawił kropkę nad „i”, jednak nie zmieniła ona diametralnie mojej opinii. Tempo było chyba troszkę zbyt wolne.

W całym „Birdmanie” próżno szukać normalnych osób. Każdy ma jakiś poważny bądź mniej poważny problem ze sobą. Kazdy aktor z obsady, każdy członek rodziny. Miło jednak obserwować tak doborową obsadę. Wyróżnia się Edward Norton, często będący bardziej intrygujący od Keatona. Pępek świata, potrafiący wyjaśnić na swój chory i indywidualnyc sposób każdą podjętą decyzję. Świetnie zaczął od pierwszej sceny i aż szkoda, że z czasem schodził coraz bardziej na drugi plan. Fajnie, że Galifianakis nie pajacował, jak do tego przyzwyczaił, a momentami wydawał się najnormalniejszy ze wszystkich. Emma Stone za to dostała nominacje troszkę na wyrost. Błysnęła w jednej scenie, kiedy wrzeszczała na swojego ojca, a kamera nie spuszczała jej z obiektywu. To chyba trochę za mało.

Poza przedstawianą sztuką, bardzo często poruszany jest temat mediów społecznościowych, i tego, jak teraz odbywa się promocja. Bardzo dobrze wyszedł też komentarz o krytykach filmowych, który chyba zabronił wszystkim negatywnie pisać o „Birdmanie”. To jedna ze scen, która dotknęła mnie najbardziej, choć jest tylko dodatkiem.

Naprawdę chciałem się zakochać, ale film nie dostarczył mi aż tylu emocji. Przesiedziałem go, momentami mnie intrygował, cały czas zachwycał kreacjami, jednak oczekiwania były o wiele większe. I tak wysokie „siedem”, ale hej, to miał być mój film, a ja czerpałem większą frajdę z ponownego seansu „Whiplash” dzisiejszego dnia – 7/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  3 709
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  11.10.2010
  • Status:  Offline

Ida

(2013)

Bohaterką jest Anna, sierota od dawna wychowywana w klasztorze. Zanim dziewczyna przyjmie śluby i zostanie zakonnicą spotyka Wandę, która mówi Annie, że jest Żydówką. Obie kobiety rozpoczynają podróż nie tylko by odkryć tragiczną historię rodziny..

Polski film nominowany do Oscara, więc wypadało obejrzeć. Według mnie bardzo wysokie średnie ocen są trochę przesadzone, bo mimo dobrze zrealizowanych zdjęć i bliskiej wielu Polakom tematyce prześladowań w czasie wojny, to film toczy się w takim tempie, że w pewnym momencie myslałem że to już pewnie zaraz będzie koniec, a tak naprawdę byłem dopiero w połowie seansu. Nie mówię że film jest nudny, warto go obejrzeć dla samego poznania postaci Idy i jej ciotki Wandy. Dwa bardzo różne charaktery, Ida oczywiście spokojna, a Wanda ma wiele na sumieniu, ale jednak potrafi pokazać siostrzenicy swoje lepsze oblicze, choć rzadko i pomaga jej w poznaniu historii rodziny. A wszystko przedstawione w taki sposób, że można uwierzyć że naprawdę kręcili to jakieś dwadzieścia lat po wojnie, bo tak umiejcowienie tego filmu w czasie można wnioskować po tym, ile lat może mieć Ida i że urodziła się w czasach wojny.

Ida nie okazuje zbyt często emocji, można się tylko domyślać co czuje szukając śladów po rodzicach. Ale ten spokój jest oczywiście efektem wychowania w zakonie. Gdyby mieszkała z ciotką, to pewnie skończyłaby zupełnie inaczej.

Moim zdaniem film jest udaną próbą pokazania problemów, jakie napotykały rodziny w czasach powojennych, kiedy dzieci chciały znaleźć groby swoich rodziców i dowiedzieć co się z nimi stało. Pokazano też dylematy dziewczyny, która nie tyle z własnego wyboru, ale ze względu na otocznie, w którym się wychowała, chce zostać zakonnicą, mimo że nie zna innego życia. I w obu kwestiach pomaga jej Wanda, najciekawsza postać w tym filmie. W ogóle moim zdaniem obie tytułowe role zostały bardzo dobrze zagrane. Mimo że film mi się podobał, to nie jestem w stanie wystawić wyższej oceny niż "dobry", nie jestem aż tak bardzo zadowolony z tego co widziałem. Ocena: 7/10

28054889252fa02dfba372.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Seventh Son / Siódmy syn

Tom Ward (Ben Barnes), siódmy syn siódmego syna, zostaje oddany do stracharza - tajemniczego mężczyzny broniącego granic Hrabstwa przed mrokiem (Jeff Bridges). Wkrótce po tym chłopak będzie musiał stoczyć najważniejszy pojedynek w swoim życiu. Czy wyjdzie z niego cało? Czy wygra z mrokiem? Czy podejmie odpowiednią decyzję mającą zadecydować o jego życiu?

W prostszych słowach – młody trenuje u Jeffa Bridgesa, a kiedy starca nie ma, ucieka mu potężna Julianne Moore, której będą musieli stawić czoła. Nie wiem, czy zadowoli Was, jak dwójka genialnych aktorów pojedynkuje się przy niezliczonej ilości green screenów, w kiczowatym świecie fantasy :wink: Mi osobiście ich szkoda. Moore z jakimś pióropuszem, zamieniająca się w nędznej jakości smoka i Jeff dający kreacje zbliżoną do takich swoich hitów jak... „R.I.P.D”. Chyba zaczynam się martwić, czy „True Grit” nie będzie przypadkiem ostatnim dobrym filmem Bridgesa. Faza odcinania kuponów rozpoczęta?

Ben Barnes ma tyle charyzmy, co podobne mu młodziaki dostające takie role – ok, on sam młodziakiem nie jest, ale wygląda jak reszta. Widocznie teraz jest moda na takich aktorów z dłuższymi ciemnymi włosami. Żaden blondyn i rudy herosem nie będzie! Gość ma już jednak na koncie trochę hiciorów, więc nie fair byłoby go traktować, jak pierwszego młokosa z castingu pasującego do rysopisu. Był Dorianem Grayem, był Księciem Caspianem. Momentami wydawało mi się, że coś próbuje żartować i być szarmancki, ale tak, chyba mi się wydawało. Wątek miłosny rozpoczął się od spojrzenia i był taki sam jak wszystkie inne.

Tyle sztampy, ile byli w stanie zmieścić w jednym scenariuszu. Szkoda, że pomimo postępu w technologii, najnowsze baśnie fantasy są tak marne. Niedawno oglądałem film „Legenda” (6/10) z Tomem Cruisem, który był od większości dzisiejszych o niebo lepszy, mimo, że wiadomo jak to wszystko tam plastelinowo wygląda. Nawet nie cofam się do takich hitów jak „Labirynt” z Davidem Bowie (7/10), który kochałem za dzieciaka. Szkoda, że dzisiejsze szkraby są skazane na takie papki pozbawione klimatu i przepełnione akcją – zwykle taką samą, jak zawsze. O „Siódmym synie” zapomnicie po seansie, zleje się z poprzednikami. Niektóre z tych filmów potrafią mnie momentami rozbawić i miło zaskoczyć dobrym tempem, „Siódmy” nie został wyjęty z tego pozytywnego wora. I tak było więcej fabuły niż w najnowszym Hobbicie :wink:2/10

 

Jak co roku, moja lista Top. W 2014 bylo sporo dobrych filmów, a dla właśnej satysfakcji ustawiania ich - i jakiegoś wyróżnienia - zwiększyłem listę do 20 najlepszych. Mimo to, wiele "siódemek" się tu nie znalazło. Pierwsza czwórka kupiona lub będzie kupiona na DVD. Reszta została w sumie ustawiona w kolejności niepojętej przez zaden rozum. Jakaś mieszanka "satysfakcji po seansie" i tego "jak bardzo chciałbym to zobaczyć jeszcze raz". Na szybko, bez opisów, bo i recenzje są do odszukania w tym temacie.

 

  Cytat
Top 20 in 2014

1. Whiplash

2. Gone Girl

3. Grand Budapest Hotel

4. St Vincent

5. Big Bad Wolves

6. Snowpiercer

7. Nightcrawler

8. How To Train Your Dragon 2

9. Locke

10. Birdman

11. Guardians of the Galaxy

12. Magic in the Moonlight

13. The Theory of Everything

14. Foxcatcher

15. Imitation Game

16. Lego The Movie

17. The Judge

18. Dawn of the Planet of the Apes

19. Kill the Messenger

20. Jack Strong

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Jak dajemy już listy, to czas się i własnymi pochwalić.Od syfów zacznijmy:

 

10.Akademia Wampirów

9.Ja, Frankenstein

8.Grace, Księzna Monako

7.Annabelle

6.The Identical

5.Dla Ciebie Wszystko

4.Lucy

3.Legenda Herkulesa

2.Transformers:Wiek Zagłady

1.Left Behind

 

I najlepsze(wyjątkowo dobry rok 2014)

 

10.Foxcatcher

9.Gra Tajemnic

8.Strażnicy Galaktyki

7.Boyhood

6.Mama

5.Wolny Strzelec

4.Whiplash

3.Grand Budapest Hotel

2.Zaginiona Dziewczyna

1.Birdman


  • Posty:  10 280
  • Reputacja:   295
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

  N!KO napisał(a):
Birdman

 

Tragikomiczne perypetie aktora (Michael Keaton), który niegdyś zyskał sławę jako bohater serii hollywoodzkich filmów o komiksowym superbohaterze, a teraz próbuje wystawić na Broadwayu sztukę we własnej adaptacji i reżyserii, z sobą samym w roli głównej. Jeśli chce doprowadzić do premiery, musi stawić czoło licznym przeciwnościom losu i własnemu ego, odzyskać zaufanie bliskich, odbudować zrujnowaną karierę i odnaleźć siebie.

Reżyser Alejandro Gonzales Inarritu zaprezentował nam umysł głównego bohatera. Pokręcony, za wszelką cenę dążący do odzyskania sławy. Tam osadził w głównej mierze swój film. Na tym go oparł. Keaton i prześladujące go alter ego świetnie sobie z tym radzą. Jego szaleństwo wydaje się wiarygodne, a mimika sprzedaje wszystkie emocje. Osobiście jednak czekałem na ten prawdziwy przełom. Ten, który mnie wgniecie w fotel i pozwoli wracać wspomnieniami. Przykro stwierdzić, że nie nadszedł. Tak jak był pokręcony na początku, tak pokręconym był pod koniec. Miał mocny akcent, postawił kropkę nad „i”, jednak nie zmieniła ona diametralnie mojej opinii. Tempo było chyba troszkę zbyt wolne.

W całym „Birdmanie” próżno szukać normalnych osób. Każdy ma jakiś poważny bądź mniej poważny problem ze sobą. Kazdy aktor z obsady, każdy członek rodziny. Miło jednak obserwować tak doborową obsadę. Wyróżnia się Edward Norton, często będący bardziej intrygujący od Keatona. Pępek świata, potrafiący wyjaśnić na swój chory i indywidualnyc sposób każdą podjętą decyzję. Świetnie zaczął od pierwszej sceny i aż szkoda, że z czasem schodził coraz bardziej na drugi plan. Fajnie, że Galifianakis nie pajacował, jak do tego przyzwyczaił, a momentami wydawał się najnormalniejszy ze wszystkich. Emma Stone za to dostała nominacje troszkę na wyrost. Błysnęła w jednej scenie, kiedy wrzeszczała na swojego ojca, a kamera nie spuszczała jej z obiektywu. To chyba trochę za mało.

Poza przedstawianą sztuką, bardzo często poruszany jest temat mediów społecznościowych, i tego, jak teraz odbywa się promocja. Bardzo dobrze wyszedł też komentarz o krytykach filmowych, który chyba zabronił wszystkim negatywnie pisać o „Birdmanie”. To jedna ze scen, która dotknęła mnie najbardziej, choć jest tylko dodatkiem.

Naprawdę chciałem się zakochać, ale film nie dostarczył mi aż tylu emocji. Przesiedziałem go, momentami mnie intrygował, cały czas zachwycał kreacjami, jednak oczekiwania były o wiele większe. I tak wysokie „siedem”, ale hej, to miał być mój film, a ja czerpałem większą frajdę z ponownego seansu „Whiplash” dzisiejszego dnia – 7/10

 

Jak interpretujecie Panowie to otwarte zakończenie filmu?

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

 

  Pokaż ukrytą zawartość

 


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

  Pokaż ukrytą zawartość

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

  Pokaż ukrytą zawartość


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

  Pokaż ukrytą zawartość

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Inherent Vice / Wada ukryta

W życiu prywatnego detektywa Doca Sportello (Joaquin Phoenix) niespodziewanie pojawia się jego była żona. Raczy go przy okazji opowieścią o swoim aktualnym chłopaku, deweloperze-miliarderze, w którym akurat jest zakochana, oraz snutej przez jego żonę i jej kochanka intrydze mającej na celu porwanie miliardera i wysłanie go do wariatkowa... Nic dziwnego, że detektyw jest do tego wszystkiego sceptycznie nastawiony. Akcja rozgrywa się pod koniec psychodelicznych lat 60. Panuje powszechna paranoja. Doc dobrze wie, że "miłość" to jedno z modnych i chronicznie nadużywanych słów, lecz w odróżnieniu od innych zwykle wiąże się z poważnymi kłopotami.

Dym marijuany przesłonił fabułę. Faktycznie jest w tym wszystkim wada. Ukrytą ciężko ją nazwać, bo było z góry mówione w jakich kolorowych czasach umiejscowiona jest akcja, jednak nikt nie wspomniał, że wszyscy będą naćpani... praktycznie cały czas. Od pokręconej postaci, przez kolejną pokręconą postać, aż do najbardziej pokręconej. Prędzej tak bym streścił historię, nie siląc się na udawanie, że to jest o czymkolwiek. Ogląda się to jak szereg scen z ćpunami.

Jak dobrze, że był tu Brolin. Jedyny trzeźwy, najzabawniejszy, najlepszy. Cała reszta bardzo się starała być dziwna. Z lepszym bądź gorszym skutkiem, wiadomo, ale czasami zastanawiałem się, czy ten film nie byłby lepszy, gdyby postać grana przez Wilsona była tą główną. Jakoś mi Phoenix nie podszedł. Jego Doc jest dość płytki.

Nie działa jako kryminał z intrygą, nie dziala jako komedia, bo nie jest śmieszna. Treść taka jak ta, powinna trwać maksymalnie 90-minut, podczas gdy tutaj męczymy się o godzinę dłużej. Zdecydowanie za długo. Uwielbiam produkcje przepełnione dialogami - sceny z rozmowami dwóch bohaterów to 90% Inherent Vice - ale w tekstach tutaj nie ma nic ciekawego! Nikt nie powinien być zaskoczony, że nominacji do Oscarów dostali tak mało. Ja jestem zaskoczony, że dostali jakąkolwiek – 3/10

Edytowane przez N!KO

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Escobar: Paradise Lost

Młody surfer (Josh Hutcherson) wyjeżdża do Kolumbii odwiedzić brata i zakochuje się w pięknej Marii (Claudia Traisac). Wkrótce poznaje jej wuja, handlarza kokainy Pablo Escobara (Benicio Del Toro).

Trochę historii miłosnej, trochę akcji, sporo zastraszania przez lokalnych zbirów. Życie Nicka w Kolumbii nie było najłatwiejsze. Zaczęło się od urodziwej nieznajomej wyświadczającej przysługę, by przerodzić się w nerwowy byt wśród średnio legalnych obywateli i narkotyków. Pablo Escobar jednak nie okazał się wielką przeszkodą do szczęścia u boku Marii, jak podejrzewał główny bohater. W zasadzie był oparciem, świetnym gospodarzem i wspaniałym człowiekiem. Jasne, prowadził ciemne interesy, ale Nicka przyjął z otwartymi rękoma. Przyjął go do swojej rodziny, która na każdym kroku jest dla niego najważniejsza. Co w sytuacji, kiedy jednak nie wytrzymasz presji i będziesz chciał się odsunąć od ciemnego towarzystwa ze swą wybranką u boku?

Benicio Del Toro to wciaż czołówka aktorów dzisiejszych czasów. Jego El Patron to postać o wielkiej charyzmie, która budzi wielki szacunek mimo chodzenia w szortach i paskudnych t-shirtach. Cały film może po Was spływać, ale gdy pojawia się Escobar, zatrzymacie sie i posłuchacie z uwagą.

Spływal po Was będzie, bo Hutcherson ma kamienną twarz, a jego miłość do Marii jest obrazowana najczęściej w krótkich zajawkach z okolicznościowych imprez świętujących ich związek. „Paradise Lost” jest prostym dramatem, pokazanym bez przytłaczającej atmosfery. Nawet jak są jakieś lęki i obawy, to tego nie czuć. Jak ktoś się na Nicka obrazi, to nic wielkiego, gość po prostu tego nie sprzedaje. Gdyby był lepszy, to całośc by zyskała, bo fabularnie nabiera tempa – nie licząc kiepskiego finału. Oglądacie tylko dla Del Toro – 4/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 280
  • Reputacja:   295
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

Odnośnie mojej interpretacji zakończenia Birdmana (swoją drogą kapitalny film. 8/10 ode mnie i moja recka w naszym dziale z „Dramatami”):

 

 

  Pokaż ukrytą zawartość

 

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline

Raven: moja interpretacja filmu pokrywa się bardziej z Twoją interpretacją # 1. A przynajmniej było tak dopóki nie przeczytałem punktu drugiego. Oto jak widziałem tę scenę po obejrzeniu filmu:

 

 

  Pokaż ukrytą zawartość

 

 

Swoją drogą - film niespecjalnie mnie zachwycił. Dałem 6/10. Lubię Keatona, dobrze zagrał, ale sama historia o eksbirdmanie, który zmaga się z prawdziwą sztuką po prostu niespecjalnie mnie ujęła. Wychwalany Norton momentami mnie irytował. Ale i tak najbardziej zabijały mnie te bębny (w tym jednym zatem się zgadzamy Kruku) i dłużyzny. Oczywiście, film miał swoje momenty. Moja ulubiona scena to ta z dziennikarzami. Podobał mi się te zestawienie różnych typów dziennikarzy podczas wywiadu z Thomsonem.

 

 

  Pokaż ukrytą zawartość

 

14453752125651e0a536c69.jpg


  • Posty:  10 280
  • Reputacja:   295
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

Bart, właśnie to jest fajne, że zakończenie można zinterpretować sobie na 2 skrajne wręcz sposoby i każdy będzie naprawdę adekwatny do tego co widzimy na ekranie.

Mi się bardziej podoba interpretacja #1, ale znowu końcowy motyw z córką bardziej pasuje mi do interpretacji #2 :wink:

Ocena filmu to oczywiście kwestia gustu (no chyba że ktoś by mu wywalił jakieś dziadowskie 3-4/10, co byłoby już przegięciem), ale Birdman trafił akurat świetnie w moje gusta. Ot, po prostu moje klimaty.

Co do poszczególnych scen, to niektóre są tak zajebiste, że można by było z nich zrobić spokojnie shorta.

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

  Pokaż ukrytą zawartość

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Psychol
      A ja osobiście uważam, że najwyższy czas by Dirty Dom przestał być cipoheelem i zaczął coś wygrywać na poważnie, zwłaszcza majac tytuł IC. Jeżeli ta walka miała nadać taki kierunek to spoko... Mimo, że sama w sobie nie była porywająca. 
    • Attitude
      Nazwa gali: NJPW Vs. DDT Toru Yano vs. Super Sasadango Machine Data: 09.06.2025 Federacja: New Japan Pro Wrestling, DDT Pro Wrestling Typ: Pay Per View Lokalizacja: Tokyo, Japan Arena: Korakuen Hall Format: Live Platforma: NJPWWorld.com Official video: Link Karta: Wyniki: Powiązane tematy: New Japan Pro Wrestling - dyskusja ogólna
    • Nialler
      Chyba jakoś przy okazji WM i Krossowi skoczyła popularność po jakimś podcaście i pytałem was o co tu chodzi, że nagle jego merch poszedł na szczyt w sprzedaży etc. a mimo to nawet Hunter nie dał mu walki kwalifikacyjnej (pewnie wiedział, że jakby Killer wdupił, to by rozjuszył cale Universe jak oni to mówią), więc może i my coś tam mamy do gadania, ale to chyba tylko placebo, bo od kiedy Knight zaczął zbierać kozackie reakcje po feudzie z Wyattem (*) i ludzie się dowiedzieli, że to kocur w promach i potrafi pociągnąć feud (jak dla mnie to Knight tu robił 80% roboty a Bray był de facto przez star power) i tak nie wykorzystali jego kolosalnych reakcji i chyba nawet merchu gdzie na galach non stop ktoś był w jego koszulkach.
    • Grins
      Jakaś akcja ruszyła odnośnie Knighta w sieci  Więc po raz któryś wkurwili fanów ale wątpie że jakieś protesty coś tu zmienią to nie ta sama sytuacja co z R-truth podobno Ron podpisał kontrakt inny niż ten poprzedni wynegocjował jakieś warunki na swoich zasadach i to rzeczywiście może być jego ostatni taniec w WWE chociaż ciężko mi uwierzyć że oni dadzą mu tytuł na sam koniec kariery ale w WWE można się wszystkiego spodziewać Mahal z pasem był, Kofi też doczłapał się do pasa to i Ron może pokonać Cena XD 
    • Kaczy316
      Becky prędzej podłoży się na Evolution, a przynajmniej tak mi się wydaję, że to na to PLE jest szykowany finał tej trylogii i to najlepiej w jakimś Iron Woman Matchu.   Dużo osób narzeka na Rollinsa i wcale się temu nie dziwię, też nie jestem fanem tego wyboru, ale po bookingu Tryplaka innego sensownego nie było, bo każdy z pozostałej 5 albo by stracił walizkę przy najbliższej okazji albo trzymał walizkę do okresu nawet i po WM, patrząc na to, że prawdopodobnie do końca roku albo nawet i do WM są już zaklepane plany na oba tytuły, a Jey i Cena są obecnie bardzo mocno zbudowani, znaczy mówię to po obecnym bookingu, bo takiego Knighta to wystarczy dać mu wygrać jakiś porządny feud z jakimś Priestem czy Drew i gość jest zbudowany na cash in walizki, ale to tak jak mówię trzeba byłoby chcieć to zabookować, a Hunter jak widać od początku bookował to z myślą o wygranej Rollinsa niestety, Hunterek chyba nie lubi budować nowych twarzy za pomocą walizki, bo drugi raz z rzędu wygrywa osoba, która kompletnie tego nie potrzebuję i walizka jest zmarnowana tak naprawdę znowu na potrzeby storyline'u, bo Rollinsowi pasowało to wygrać, tylko no kurde fajnie raz to zrobić jak rok temu z Drew, mocno podsyciło feud jak dla mnie, ale teraz to już jest niesmaczne, zdecydowanie wolałbym walizkę dla Samiego, Brona, Knighta, Balora czy Karriona, bo jest w gazie obecnie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...