Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Whiplash

Andrew (Miles Teller) jest utalentowanym młodym perkusistą, uczniem konserwatorium muzycznego na Manhattanie. Chłopak marzy o wielkiej karierze. Aby zrealizować plany, postanawia dołączyć do szkolnej orkiestry jazzowej prowadzonej przez okrutnego nauczyciela Terence'a Fletchera (J.K. Simmons), który często wyładowuje swoje frustracje na uczniach. Pod kierunkiem bezwzględnego Fletchera, Andrew zaczyna dążyć do doskonałości za wszelką cenę - nawet własnego człowieczeństwa.

Zawsze staram się podchodzić na chłodno, nie ulegać hucznym zapowiedzią, nie dać się zaślepić genialnymi recenzjami, ale cholera, jak bardzo mieli racje pisząc dobrze o Whiplash. Film może o prostej, jednak jakże życiowej kontrukcji, o dążeniu do celu. Ile Andrew jest w stanie poświęcić by osiągnąc sukces, i jak daleko jest w stanie zajść jego nauczyciel w swoich czasami terrorystycznych metodach. Nieważne, czy jesteście fanami jazzu czy nie, ten film można przenieść na każde inne tło fabularne z tak samo mocnym przesłaniem, choć niekoniecznie z tak samo mocnym skutkiem. Mimo, że to dla mnie często anonimowe nuty, to potrafiło mnie wgnieść w fotel napięcie podkręcane przez reżysera.

Zmienicie zdanie o Milesie Tellerze. Ten młody aktor, którego mogliście kojarzyć z filmów od Nickelodeon, czy jakichś komedii romantycznych, wlaśnie ustawił się w wyścigu po Oscara. Należy docenić fenomenalną pracę, jaką włożył w przygotowania. Na perkusji gra naprawdę świetnie i łatwo uwierzyć w jego postać.

Ten który nie tyle ustawił się w wyścigu po Oscara, co po prostu już szykuje smoking, żeby go odebrać, to JK Simmons – dla mnie taki pewniak, jak Waltz czy Ledger. Co za genialna i zarazem przerażająca rola. Gośc budzi respekt swoją postawą. Momentami mnie bawił swoim zachowaniem, innym razem szokował. Jeśli intryga jest podkręcana, to on jest dyrygentem. Myślę, że właściwym i zasłużonym podsumowaniem, jest porównanie go do sierżanta Hartmana z „Full Metal Jacket” – tak, jest tak dobry, a dla mnie nawet lepszy.

Whiplash ocierał się o ideał. Wypadło tylko kilka zgrzytów, które nie dały mi wystawić najwyższej noty, choć emocje mi towarzyszące i frajda z oglądania chyba na to zasługiwały. Rzadko się trafia film, który chcę obejrzeć zaraz po skończonym seansie, a tak zrobiłem w tym przypadku. Był tylko wątek miłosny, którym nie mamy prawa – czasu ekranowego – żeby się przejąć, czy nieco naciągane motywy, które chcąc podkręcić dramaturgie, jawiły mi się jako sztampa. I tak – 9/10!

 

***

 

Oglądałem też film "Hello Ladies: The Movie". Jak na produkcje HBO, to całkiem przyjemna komedyjka romantyczna, o nieudaczniku, który chce zaimponować swojej ex, która go odwiedza. Wiadomo, że nic tam rewolucyjnego, jest to znany schemat, ale kilka uśmiechów można spokojnie znaleźć - 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Night at the Museum: Secret of the Tomb / Noc w Muzeum: Tajemnica grobowca

Film fantastyczno-przygodowy, kontynuacja przebojowej serii, której dwie poprzednie części obejrzało w polskich kinach prawie milion widzów. Ben Stiller ponownie w roli Larry’ego Daleya, strażnika w muzeum, w którym nocą ożywają zgromadzone w nim niezwykłe eksponaty. Tym razem Larry wyrusza wraz z synem do Londynu, by w Muzeum Brytyjskim przeżyć największą przygodę swego życia.

Towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że to już widziałem. Nijak nie wykorzystano zmiany Muzeum, wszystko wygląda tak samo. Zmiany w obsadzie były kosmetyczne, więc tego, że nic nowego nie zdołali wnieść, nawet nie będę wspominał. Uświadczymy za to parę zaskakujących skeczy od znanych postaci, które dają radę. Średnio są związani z głównym wątkiem, ale pokłady komedii w nich największe.

Slapstickowa komedia może rozbawić jedynie najmłodszych. Wszyscy starsi widzowie będą z utęsknieniem wspominać, jak dobry był kiedyś Williams czy nawet Stiller. Szczytem filmu, niezamierzonym, ale jednak, okazało się pożegnanie postaci, w którą wcielił się zmarły w zeszłym roku Robin. Można to odebrać jako pożegnanie z widzami wielkiego aktora. Przesmutny moment, w komediowej bajeczce.

Obie poprzednie części dostały taką samą notę – 3/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  3 040
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.12.2010
  • Status:  Offline

  Cytat
I tak – 9/10!

Ehh... Musiałeś mi zabrać dziś czas? :roll: Zostawiłem ten film na "czarną godzine" bo po prostu tematyka jest mi obca a i odtwórca głównej roli - Teller jest dla mnie niesamowicie irytujący i nigdy go nie lubiłem :twisted:

Zrobiłem dużo dla biznesu:

Udział: Youshoot Teddy Long, Youshoot Rikishi, Lapsed Fan Podcast, Wrestling Soup, konwersacje z Dejwem na twitterze... Więc się wypowiadam + jestem w stanie słuchać Russo.


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

  PH93 napisał(a):
Ehh... Musiałeś mi zabrać dziś czas? Zostawiłem ten film na "czarną godzine" bo po prostu tematyka jest mi obca a i odtwórca głównej roli - Teller jest dla mnie niesamowicie irytujący i nigdy go nie lubiłem

 

Mi też tematyka była obca, a teraz chodzę i nucę motyw przewodni. Próbuj śmiało.

 

 

Love Is Strange

Po ceremonii zaślubin na Manhattanie para gejów zostaje zmuszona do zamieszkania oddzielnie.

Uwaga. Homoseksualiści zaczynają kręcić filmy, których chyba nie można krytykować. Mimo swoich wyraźnych słabości, noty wydają się zadowalające, a i nominacje na festiwalach są bardzo prawdopodobne. „Love is Strange” to kolejny reprezentant tego homolobbystycznego gatunku, który zaczyna się rozwijać. Tutaj obrazują nam, jak dwóm mężczyznom po ślubie jest ciężko. Wszyscy stają się przeciwnikami, mimo pięknego uczucia jakim się dażą. Przyznam, że sceny tej nietypowej parki – John Lithgow i Alfred Molina – wypadały przyzwoicie. To dwaj dobzi aktorzy, którzy odnaleźli się i w takich rolach. Problem w tym, że całą historię napędza ich oddzielne życie, a w pojedynkę już nie są tak mocni. Mamy tam sporo kiepsko rozwiniętych bohaterów drugoplanowych, którzy najczęściej po prostu znikają z ekranu. I ta bezproduktywna papka trwa z 90-minut, nie dążąc w zasadzie do niczego konkretnego – serio. Zakończenie nawet nie jest związane z głównymi bohaterami, a z ujawnieniem, że ktoś nie jest gejem. Y, hura? Dla mnie bezowocny dramat, jakich jest na pęczki. Nic tu mnie życiowo nie zastanowiło, nic nie zaszokowało, nic nie zaimponowało, nic - 3/10 (z sympatii do Lithgowa i Moliny)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  502
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  08.05.2011
  • Status:  Offline

Mroczna Dolina

 

Austria koniec XIX wieku

Do małej górskiej wioski przybywa obcy prosząc o zakwaterowanie na zimę, przekonuje szefa wioski tym, że potrafi fotografować czyli jak stwierdził tenże szef tworzy lusterko z pamięcią i dostaje kwaterę u matki z córką, która wkrótce ma wyjść za mąż.

 

  Pokaż ukrytą zawartość

 

 

Ogólnie film mroczny nie ma zbyt wielu rozmów i pokazujący zapewne prawdziwe oblicze niektórych wiosek, gdzie jest jeden szef. Z piękną pasującą do obrazu muzyką, pięknymi górskimi pejzażami, bardzo wyraźnie pokazanymi bohaterami widać kto jest dobry, a kto zły.

Bardzo sprawnie rozwija się wątek główny, który zostaje przyspieszony z powodu podobieństwa do wydarzeń z przed lat.

Mi osobiście najbardziej się spodobała scena w kościele, gdzie przychodzi facet z karabinem i mówi "Przyszedłem się wyspowiadać"

 

Dla mnie bardzo dobry ciekawy film 8/10.

I was angry with my friend;

I told my wrath, my wrath did end.

I was angry with my foe:

I told it not, my wrath did grow.


  • Posty:  174
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  17.01.2013
  • Status:  Offline

Dawno temu w Ameryce-1984

 

 

Król westernu, człowiek odpowiedzialny za reżyserię jednego z najbardziej cenionych filmów o dzikim zachodzie: The Good, the Bad and the Ugly, wziął na warsztat nowojorską mafię. Zabiera widza w podróż niesamowitą, świetnie zrealizowaną, która oczarowuje go od pierwszych minut. Jednak film leżał na półce od dawna. Przerażał mnie czas jaki trzeba będzie spędzić przed tv. Raz, że jest to ciężkie wyzwanie natury fizyczno-fizjologicznej, dwa logistycznej. Lubie nie przerywane niczym seanse, filmy zobaczone na „jednym” wdechu, a przy prawie czterech godzinach emisji może być z tym problem.

Sergio Leone wyreżyserował i był jednym z scenarzystów filmu, który śmiało może obdzielić fabułą kilka innych.Śledzimy losy Davida (Robert De Niro, miło oglądać tego pana u szczytu sławy) zwanego przez przyjaciół Noodles. Poznajemy go w dość ciekawych, a dla niego niebezpiecznych okolicznościach. Dowiadujemy się, ze jest zdrajcą i można wnosić, że mamy do czynienia z człowiekiem mafii. Noodles skazany jest na ucieczkę z miasta. W obrazie przyglądamy się działalności Davida i jego przyjaciół w trzech okresach jego życia. Jako nastolatka w czasach prohibicji, jako dorosłego mężczyznę jednego z czwórki nowojorskich gangsterów zarabiających na sprzedaży alkoholu, oraz jako sześćdziesięciolatka, który powraca na stare śmieci by rozliczyć się z przeszłością. Reżyser bez ostrzeżeń skacze w czasie, bez jakichkolwiek podpowiedzi dla widza. Ale nie musi tego jednak robić. Charakteryzacja aktorów, otoczenie zmienia się w mgnieniu oka i od razu wiadomo w jakim odcinku życia głównego bohatera jesteśmy.Film mimo, że trwa prawie cztery godziny, intryguje i zaskakuje przez cały czas. Ostatnie kilkanaście minut siedziałem z nosem przy tv (zmęczenie nie miało tu nic do rzeczy), ostatnie kilkanaście minut to mistrzowski twist, to odwrócenie wszystkiego do góry nogami, to jedno z najgenialniejszych posunięć zastosowanych w kinematografii. Arcydzieło. Ocena 10/10

5763280895bf14346ca4d0.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

What We Do in the Shadows / Co robimy w ukryciu

Współlokatorzy: Viago (Taika Waititi), Deacon (Jonathan Brugh) oraz Vladislav (Jemeine Clement) usiłują normalnie egzystować i przezwyciężać trudy życia codziennego, mimo iż są nieśmiertelnymi parusetletnimi wampirami, które żywią się ludzką krwią.

Prosta horroro-komedyjka, robiona na quasi-dokument. Film łatwo pominąć, choć zebrał sobie już małą rzeszę fanów. Humor i klimat na pewno nie dla każdego. Na jedną dobrą scenę, przypadają dwie słabsze. To i tak niezły wynik. Tę paczkę da się polubić, a ich perypetie, mimo przedstawienia bliższemu formie skeczy, mają nawet fajną fabułę . Ciąg przyczynowo-skutkowy został zachowany, co daję kilka ciekawych postaci pobocznych, na czele ze Stu – człowiekiem, którego wampiry polubiły, nie chcąc go zabić. Milczący typ, który dzięki swojej mimice wypada często najzabawniej.

„Cool” wampir, podrywacz wampir, szlachetny (i głupkowaty zarazem) wampir, oraz wampir-wampir, taki z prawdziwego zdarzenia. O ile nie jestem fanem takich komedii, tak „What We Do In The Shadows” akceptuje – na pewno bardziej, niz oni wilkołaków (fajna scena, kiedy się z nimi kłócą jak dwie ekipy dorosłych dzieci po imprezie). Polecam jednak sprawdzić trailer. Już na nim będziecie widzieli, czy to w ogóle dla Was – 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  3 040
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.12.2010
  • Status:  Offline

"Uważaj o co prosisz" - Selma, Imitation Game, Birdman, American Sniper już w dobrych "wypożyczalniach" :grin:

Zrobiłem dużo dla biznesu:

Udział: Youshoot Teddy Long, Youshoot Rikishi, Lapsed Fan Podcast, Wrestling Soup, konwersacje z Dejwem na twitterze... Więc się wypowiadam + jestem w stanie słuchać Russo.


  • Posty:  685
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  09.03.2013
  • Status:  Offline

Rzadko tutaj piszę ale nowy rok, nowe postanowienia. Czas to zmienić:

Whiplash

 

Jak na tak młodego reżysera Chazelle już dorobił się świetnego dzieła, i to nie tylko dlatego, że wszystko w tym filmie zagrało idealnie, ale również dlatego, że podjął się trudnego tematu. Sama idea użycia muzyki jako motywu przewodniego nie za bardzo do mnie przemawia (jak pewnie do większości widzów) a co dopiero mówić, jeżeli mówimy o takim gatunku jak jazz.

Jaki był motyw przewodni filmu? Ukazanie tego czym tak naprawdę jest jazz i spokojnie mogę powiedzieć, że to mu się udało. Po tym filmie będe musiał zmienić swoje postrzeganie odnośnie tej muzyki. Zawsze postrzegałem to jak muzykę dla starych murzynów, teraz widzę, że jest to ciężki orzech chleba, który wymaga poświęcenia. W filmie pojawiły sie sceny, które jasno pokazały, że to nie jest sielanka. Przyszłość jest niepewna, nikt nie daje gwarancji sukcesu a jednocześnie trzeba się stykać z szufladkowaniem (wszak sport to inna bajka). Wątek miłosny?Całkowicie zmarginalizowany ale jednocześnie pokazujący bolączkę młodego chłopaka - wybrać karierę czy miłość. Do końca nie wiadomo co okaże się cenniejsze.

Słowo o aktorach. Teller gra w tym filmie świetnie ale to Simmons dzielił i rządził na ekranie, nie raz i nie dwa ratując daną scenę. Skojarzenia ze złym generałem są jak najbardziej na miejscu jednak ta kreacja bardziej przypadła mi do gustu. Prawdziwa postać pierwszoplanowa, która nie jest jednowymiarowa. Gdy trzeba to opierdoli, gdy trzeba do pochwali,gdy trzeba to weźmie pod włos wciągając w swoje gierki. Gdy wydaje się, że jego motywy są znane, nagle okazuje się, że jego zamiarem było coś całkowicie innego.


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Laggies

Kiedy dorosła kobieta (Keira Knightley) panikuje po zaręczynach i ucieka od chłopaka, poznaje mieszkającą z samotnym ojcem (Sam Rockwell) nastolatkę (Chloe Grace Moretz), z którą się zaprzyjaźnia.

Keira Knightly wygląda tu jak facet! Charakteryzatorzy zrobili jej wielką krzywdę ubierając w niektóre ciuchy. Dziewczyna o przyjemnej aparycji, wyglądała odpychająco, choć film takiego zabiegu nie zakładał. Jej niezdarna Megan, to projekt skopiowany z kom-romowego elementarza. Nie chce dorosnąć, nie zamierza akceptować oświadczyn, nie za bardzo wie, co chce w życiu robić. Duże dziecko, nic w tym wymyślnego. Czeka na swojego przewodnika, w którym się zakocha, który pokaże jej drogę, przyjedzie na białym rumaku i uwolni. Nawet nie będę pisał o kogo chodzi, bo to idzie łatwo wywnioskować po opisie/zwiastunie. Uczucie jest budowane powoli, chemia do wielkich nie należy, rozmowy do przesadnie ciekawych też nie. Zrobić z lubianego przeze mnie Rockwella, postać tak szarą w moich oczach, to prawdziwa sztuka. Zapomnę, że on w tym grał. Najlepiej wypada chyba mała Moretz, choć nie do końca jestem w stanie wskazać cechę, która tak mi się podobała. Miałkość pozostalych, to średni atut?

„Laggies” nie jawi się przede mną niczym szczególnym. Kolejna mała rybka w morzu. Myślała, że urośnie, dostała dobre noty na zachętę, ale finalnie gdzieś tam się wmiesza w tłum i kazdy o niej zapomni – 4/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Into the Woods / Tajemnice lasu

"Tajemnice lasu" to humorystyczny i chwytający za serce musical, z udziałem plejady hollywoodzkich gwiazd z Meryl Streep i Johnnym Deppem na czele. Film w zabawny i brawurowy sposób łączy klasyczne motywy znane z baśni braci Grimm, by w jednej opowieści spleść losy Kopciuszka, Czerwonego Kapturka i Wilka czy Roszpunki. W filmowej historii piekarz i jego żona, chcąc odmienić swój los, zgadzają się spełnić 4 życzenia wiedźmy. Aby tego dokonać muszą wejść do tajemniczego lasu… Wkrótce przekonają się, czy to o czym marzą, jest tym, czego naprawdę chcą.

Przyjemny wizualnie, z bardzo dobrą obsadą, ze znanymi bohaterami i ... niczym szczególnym poza tym. Samo założenie takiego mixu bajek mi przypadło do gustu, jednak jego wykonanie pozostawiło sporo do życzenia. Wszystko – o ile się nie mylę – oparte jest na sztuce teatralnej, co zresztą dość boleśnie widać po charakteryzacjach dostosowanych pod deski sceny, a nie srebrny ekran. „Fabuła” zapewne też sprawdza się tam o niebo lepiej. W zasadzie to do teraz nie wiem, po co była ta mieszanka. Co ona dała poza byciem fajnym pomysłem. Z początku to każdy i tak działa w pojedynkę, a gdy się łączą, to... to nam się odechcę tego słuchać i oglądać. Dwie godziny, to stanowczo za dużo, jak na tak bezproduktywny musical, w którym śpiew kojarzy mi się z konkursem recytatorskim. Niby żaden Crowe z „Nędzników” tu się nie czai, ale też nie wypada kogoś doceniać. Załamał mnie Depp, który swoją sceną i występem przypominał bardziej pedofila, niżeli złego wilka.

Śmiało możecie odpuścić. Gwiazdy odcinają kupony. Niby gdzieś tam możliwe są nominacje do mniejszych Oscarowych kategorii, ale szkoda zachodu. Zdanie na temat charakteryzacji czy muzyki, można sobie wyrobić w dostępnych skrótach. Nie zyskacie nic, oglądając cały film - 3/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Big Eyes / Wielkie oczy

"Wielkie oczy" to film oparty na prawdziwej historii malarki Margaret Keane w reżyserii jednego z największych wizjonerów współczesnego kina – Tima Burtona ("Alicja w krainie czarów", "Mroczne cienie"). W rolach głównych występują nominowana do Oscara Amy Adams ("American Hustle") oraz zdobywca Oscara Christoph Waltz ("Django"). "Wielkie oczy" to jeden z najpoważniejszych kandydatów do Nagród Akademii w 2015 r. W latach sześćdziesiątych XX wieku świat zachwyca się intrygującymi portretami kobiet i dzieci o tajemniczych, wielkich oczach. Autorstwo obrazów przypisuje sobie niezwykle ambitny Walter Keane. Jednak za genialnymi pracami stoi żyjąca w jego cieniu żona Margaret. Kobieta walczy o prawdę, uznanie i wyzwolenie się spod wpływu bezwzględnego despoty oraz z roli, którą narzuca jej społeczeństwo.

„Big Eyes” jest takim kolorowym dramacikiem. Nie rzuci na kolana, nie przytłoczy emocjonalnie, nie zmusi do refleksji. Opowiada prawdziwą historię, która oferuje przewidywalne zwroty. Jest spójna i prosta. Niekoniecznie będziecie zszokowani, że to wydarzyło się naprawdę, gdyż żona dość szybko i łatwo nowemu mężowi ulega. Jej nieświadomość trwa tu niezwykle krótko, jej niewola nikogo nie ruszy.

Christoph Waltz daleki od formy. Przykro twierdzić, że gdzieś ta sympatia do Hansa Landy się ulatnia przez takie role. Walter nie zaskoczył mnie niczym szczególnym. Miał być uroczym gawędziarzem, mogącym utorować sobie drogę słowem, a szybko zmienia się w podrzędnego oszusta, szantażującego żonę. Amy wiele pracuje twarzą, wielokrotnie bardzo udanie oddając emocje swojej bohaterki. Nie jest to rola jakkolwiek widowiskowa, wyjątkowa, ale po prostu dobra – taka, której nie trzeba będzie się wstydzić w CV. Osobiście najlepiej podobał mi się tu Terence Stamp, wcielający się w rolę krytyka, gardzącego sztuką Keanów. Mała rola, ale gościa zawsze lubiłem.

Trudno uwierzyć, że to wyszło od Tima Burtona. Przyzwyczaił do innych klimatów, podczas gdy tutaj zostały mu tylko duże oczy. Przynajmniej nie zatrudnił Johnnyego Deppa, choć jak się przyjrzeć Walterowi, to ulubiony aktor Burtona zdałby i ten egzamin. „Big Eyes” ani przez moment mnie nie zachwyciło, ani razu nie załamało, po prostu było ... Idealne – 4/10

Edytowane przez N!KO

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Selma

Martin Luther King (David Oyelowo) prowadzi kampanię o prawie do powszechnego głosowania. Rozpoczyna się wielki marsz z Selmy do Montgomery.

Martin Luther King to postać często spotykana w różnorakich filmach, jednak Oyelowo dał radę się wyróżnić. Ten King jest „jego”. Postać o ogromnej wrażliwości i niesamowitej woli walki. U niejednego widza wywoła odpowiednie emocje. Aktorsko to naprawdę dobre kino...

... jeśli jednak o scenariusz chodzi, to Houston – a może raczej Martin – mamy problem. Napisał to debiutant, co dość wyraźnie widać po miałkich dialogach, czy po przydługich scenach, które koniec końców nic nie wnoszą do całości. Łatwo o uczucie dłużyzny. Dodatkowo, historia została mocno nagięta na potrzeby Hollywood. Szczególnie relacje między Kingiem, a ówczesnym prezydentem Johnsonem (Tom Wilkinson). Kiedy jeden z drugim pracował by osiągnąc ten cel w prawdziwym życiu, tutaj ze sobą rywalizują by filmowy Martin miał jeszcze trudniej.

Ważny okres w historii USA, co szybko wrzuca „Selme” do trudnej rywalizacji o Oscara za Najlepszy Film w 2014. Takie motywy chwytają w Akademii bez zastanowienia. Szkoda, bo jeśli odrobinę pomyślą, to im ta Selma zbrzydnie. Nie wszystko sięgające do historii ich kraju, musi być dobre. Dla mnie bliżej temu do „Butlera”, niżeli do „Lincolna”. Zabrakło prawdziwie wzniosłych momentów, które naładują emocjami. Dobre aktorstwo to za mało – 5/10

Edytowane przez N!KO

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  4 760
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.01.2005
  • Status:  Offline

I am Nightmare

 

 

To już 3film D. Strange, grafika komputerowego, który robi kreskówki.

3 kreskówka i najbardziej poukładana, jest to też 3 kreskówka w której autor trzyma się konwensji horroru, koszmaru sennego, dziwnych postaci.

Tym razem may miasteczko, gdzie grupa dzieci musi walczyć o przeżycie ze złem czającym się wokól, pomaga im łowca ciemności.

Scenariusz nie jest orginalny, ale znów jest klimat, ciekawa akcja ale i tak moim zdaniem dużo brakuje do jego wcześniejszego, dzieła Heart String Marionette. Tez jak we wcześniejszych jego filmach te postacie nieco śmieszne i zakończenie takie nijakie, jednak warto obejrzeć, chodźby dla klimatu, dobrej grafiki, ciekawego zwrotu akcji.

Na youtubie sa jego wszystkie filmy w całości, dwa poprzednie nawet z polskimi napisami.

 

6/10

Absence of War Does Not Mean Peace

3669750324873c0356f997.gif


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Imitation Game / Gra tajemnic

Historia niezwykle utalentowanego Alana Turinga (Benedict Cumberbatch), brytyjskiego matematyka, który w kluczowym momencie II wojny światowej złamał niemiecki kod Enigma. Zespół najbardziej utalentowanych ludzi na świecie pracuje pod okiem genialnego Alana Turinga nad złamaniem skomplikowanego kodu, którym posługują się naziści. Ich niesamowite dokonania, oparte częściowo na pracy polskich naukowców, pozwalają położyć kres najbardziej okrutnej wojnie w historii dużo wcześniej, niż wydawało się to możliwe. Po tych wydarzeniach Turing w blasku chwały przystępuje do badań, których efektem będzie największa rewolucja naszych czasów – powstanie komputera. Mimo niesamowitych zasług, ekscentryczny geniusz wpadnie w poważne kłopoty, które doprowadzą do nieoczekiwanego zwrotu w tej fascynującej historii.

Niekoniecznie akceptuje tutejsze podejście, spychające dokonania Polaków na drugi (trzeci?) plan. Praktycznie niewiele o naszych rodakach słyszymy, więc dzięki takim filmom „historycznym”, świat zapamięta Turinga jako tego jedynego, który rozkodował Enigmę. Ciężkie do zaakceptowania, i tak jak czepiałem się „Selmy”, czuję się upoważniony czepiać i tego, mimo, że „Immitation Game” jest bardzo dobrym filmem.

Zaczyna się powoli, od aroganckiego samotnika, którego umysł podejmuje wyzwanie Enigmy. Nienawidzony przez wszystkich, ma to w poważaniu. Nie ugnie się przed nikim. Benedict Cumberbatch bardzo dobrze prezentuje się w tej roli, bo pod tą wyszczekaną skorupą, kryje się skomplikowany facet. To nie tylko film o człowieku, który uratował świat, ale i o człowieku, którego ten sam świat zniszczył. Niezrozumiany przez nikogo, prócz jej – Joan (Keira Knightley). Te sercowe sprawy zajmują spory kawał czasu, jednak ciężko pozytywnie na nie patrzeć. Próżno szukać w nich uczucia, a tamtejsze zwroty, choć po części ten brak głębszych emocji tłumaczą, niewiele zmieniają jeśli mowa o poziomie tego wszystkiego. Keira dla mnie była nijaka, bez wyrazu. Tak jak umysł Turinga mamy na tacy i nikt jego wielkości nie podważy, tak w jej IQ będziemy wątpić do samego końca.

Z każdą minutą, fabuła przypadała mi to do gustu coraz bardziej. Mimo wiadomego finału, nie zabrakło fajnych podkręconych piłek rzucanych przez reżysera. Mimo rozkodowania Enigmy, gra wydaje się dopiero zaczynać. Szpiegowskie klimaty na satysfakcjonującym poziomie. Podobał mi się ten brak zaufania wiszący w powietrzu. To duża zasługa dobrego drugiego planu – Mark Strong, Charles Dance i Matthew Goode. Tam też czają się te najtrudniejsze decyzje naszego bohatera. Chyba najmocniejszy akcent to rozkodowanie, jak i pierwsza decyzja po triumfie nad maszyną.

Jakoś z automatu zestawiłem ten film z zeszłoroczną „Teorią Wszystkiego”. W obu mamy wielkie umysły na pierwszym planie, i ich wielkie odkrycia wymieszane z miłosnymi perypetiami. Proporcje tylko zostały inaczej rozłożone. Hawkins tę walkę z Turingiem nieznacznie wygrywa, bo i nad tym drugim ciąży Polska kryptologiczna bomba – 7/10

50608915156a3743c1fa34.jpg

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • -Raven-
      1. Alexa Bliss vs. Roxanne Perez vs. Rhea Ripley vs. Giulia vs. Naomi vs. Stephanie Vaquer - walki spod znaku MITB trudno zjebać, bo to samograj. Bywały lepsze i gorsze, ale nigdy nie schodzą one poniżej pewnego poziomu i ta tutaj także mogła się podobać. Cały czas coś się działo, było kilka fajnych bumpów i mocno postawili na "młodą krew", bo bardzo często było widać Stefkę, gJulkę czy Roxi w akcji. Walizka dla Naomi to nienajgorszy wybór (choć wolałbym ją dla którejś z młodych). Zdecydowanie lepszy niż np. wygrana Ripleyki czy Alki, bo one nie potrzebują neseserka żeby je wrzucić do walk o Złoto. Fajnie mi się to oglądało. Jestem na "tak". 2. Dominic Mysterio vs. Octagon - tygodniówkowe gówno, wrzucone tu chyba tylko po to, żeby liczba walk na tym PPV nie zakrawała na kpinę. Szkoda strzępić ryja. 3. Lyra Valkyria (c) vs. Becky Lynch - bardzo dobra walka, dynamiczna, z mnóstwem zmian przewag i świetnym rozpisaniem jednej i drugiej zawodniczki. Vala tanio skóry nie sprzedała na tle tak mocno wypromowanej rywalki, plus na koniec postawiła jeszcze swoją kropkę nad "i". P.S. Dziwne miny robi Lira, kiedy gra wkurwioną. -100 do urody kiedy tak dziamga tą dolną półą. P.S.2 Nie wiem, czy to było celowe zagranie, ale totalnie dekoncentrowały mnie gacie Vali. Nie wiem, kto wpadł na pomysł żeby ciemne galoty obszyć jasną, cielistą oblamówką, co wyglądało jakby nieopalone dupsko wychodziło jej spod majtasów 4. Solo Sikoa vs. LA Knight vs. Penta vs. Seth Rollins vs. Andrade vs. El Grande Americano - tak jak pisałem w przypadku kobiecego MITB, tego gimmick matchu niemal nie da się spieprzyć i tutaj Panowie także dowieźli. Sporo się działo, a zwłaszcza w końcówce. Dostaliśmy w końcu odwrócenie się Jakuba Wędrowycza od Sikacza, tylko wyszło to w dość mocno heelowym stylu, tak że publika najpierw propsująca Tłuszczaka, finalnie dała całej tej sytuacji dość mieszaną reakcję.  Totalnie spierdolony finisz i zwycięzca. Tam aż się prosiło, żeby Punk lub Piękny uniemożliwili Setnemu zdobycie walizki. Po co Rollkowi neseserek przy jego pozycji i obecnym pushu? Zjebali możliwość wypromowania jakiegoś nowego nazwiska. Samą jednak walkę dość przyjemnie mi się oglądało, chociaż momentami WWE przeginało z tym, że w ringu walczyły tylko dwie osoby (u kobiet rzadziej odwalali takie myki i nie waliło to tak po oczach). 5. Cody Rhodes and Jey Uso vs. John Cena and Logan Paul - gówniany main event, gdzie heele przez 80% walki pastwili się nad Yeeti, nie dając mu zrobić taga z Kodeuszem. Końcówka trochę nabrała rozpędu i koloru, ale byłem już tak zniechęcony tym starciem, że tylko odliczałem do końca. Poza tym, wkurwił mnie ten zgrzyt pomiędzy Jachem a Paulinkiem, który był tak mocno z dupy, że najlepszy proktolog by się nie dogrzebał przyczyny Serio topowi face'owie musieli dostać pomoc ze strony Killingsa, żeby to wygrać? Kto to kurwa bookował??? Reasumując - dwie dobre walki MITB i mocne starcie babek vs. słaby zapychacz i zjebany main event. Moja ocena: 3/6  
    • Psychol
      Jak Noami wchodziła na ring przez myśl przeszło mi to, że ona przecież tyle lat jest w WWE i nic konkretnego nie osiągneła. Walizka dla niej to chyba jakieś jej last dance, bo ponoć chcę zaciążyć i zająć się dzieckiem.  Seth był pewniakiem jeśli chodzi o Walizkę, spoiler był już na poprzednich tygodniówkach. Nie wiem, kto musiałby mu przeszkodzić by to było wiarygodne. Stowrzyli Bloodline 3.0 i jakoś muszą to poprowadzić by miało to odpowiedni Power. Głosy, że Seth i tak by prędzej czy później zdobył pas bez walizki są słuszne, ale show must go on...  Patrząc na skłąd samego MITB nie było tam nikogo, komu walizka by coś dała.  LA - robi tyle błędów, że mam wrażenie, że z niego zrezygnowano. Sam w tej chwili przewijam jego proma bo są nudne w tej chwili. A wcześniej się w jakimś stopniu jarałem. Trzeba zaznaczyć, że typ jest koło 40stki, więc coś jest na rzeczy. Penta - za króto jest w WWE by aż tak go wyróźnić.  Chad /Americano - Typowa komediowa postać.. Solo - program z Jacobem Ex Flairówny - kurdę sam nie wiem...    Nie mogę patrzeć na Becky po powrocie, ale trzeba przyznać, że jeszcze bardziej nie mogłem patrzeć na Val jako IC Champion bo była nijaka. Ale teraz Becky spełnia swoje zadanie i ładnie podpromowała swoją koleżankę. Run "Sethówny" nie potrwa długo co też jest spoko.  Fajny powrót Ron'a, jeżeli teraz na prawdę będzie grał kogoś poważnego to jestem za. Bo info o jego zwolnieniu było też dla mnie jakimś szokiem. Jeżeli to nie było zaplanowane wcześniej to wybrneli. Jeżeli zaplanowane, to dobrze się bawią z Markami.    Sama gala średnia. Szczerze, myślałem, że jest jakoś później... Przez ostatni czas jest jakiś natłok PPV wliczając te z NXT.   
    • Grins
      Oglądałem na żywo i tak nie mogłem spać więc odpaliłem i ogólnie gala średniak ale końcówka gali mi to wynagrodziła   R-Truth powraca Nie! Ron Cena Nie! Powraca Ron Killings!  Ale to miało pierdolnięcie chłop ma już 53 lata na karku a nadal wygląda jak młody bóg, w ringu tak samo młody bóg, no kurwa jak oni teraz w niego nie zainwestują i nie pozwolą mu na " Last Dance " to się chyba wkurwię, taki potencjał się marnował tyle lat już 2011 roku Vince mi ciśnienie podniósł jak z niego zrezygnował później była tylko jobberka a gość tylko się marnował i nawet jako jobber wpierdalał pół rosteru na śniadanie jeśli chodzi o rozrywkę... Nie no teraz niech kują żelazo póki gorące i wierze że sami fani to wymuszą bo chłop ma wsparcie fanów i to duże a zasłużył na push... Serio czy ktoś by pomyślał rok temu że R-Truth będzie jeszcze na takiej pozycji? Największą przeszkodą jest Cody bo tak można byłoby z organizować potężny program na SummerSlam z dojebanym Main Eventem, ale tak czy siak Ron Killings będzie tym co będzie dźwigał SmackDown teraz na plecach.    Rollins z walizką... Na co mu to? Na co mu ta walizka? Przecież on bez walizki może przejąć pas, mija kolejny rok a walizka trafia tam gdzie nie powinna trafić, Triple H to chyba nie lubi zbytnio tej stypulacji i walizek bo później nie wie co z danym zawodnikiem ma zrobić, a było tutaj tyle potencjalnych zawodników których można było wypromować Solo, Knight, Penta, Andrade ale nie trzeba dać walizkę gościowi który już posiadał walizkę i dzięki niej się wypromował w 2015 roku... Za to u kobiet już to wygląda całkowicie inaczej, Naomi zasłużyła na walizkę i w jakiś sposób pomoże jej się to odbudować... Ogólnie jeśli chodzi o obie walki to uważam że walka kobiet w zeszłym roku była lepsza, walka mężczyzn w tym roku też była lepsza bo więcej ciekawszych spotów było   Co do Rollinsa jeszcze to się nie zdziwię jak w dupi walizkę przez Punka albo Romana i zaś walizka pójdzie się jebać chociaż mam nadzieje że tego nie zrobią, co do Romana to już pewne że wróci na SummerSlam w nowym gmmicku i za pewnie nie jako Trible Cheef zupełnie jako nowa postać, w nowym gmmicku w którym pozostanie już Baby Face'm do samego końca, rozdział The Bloodline przeszedł do historii na WM 41 czas na coś nowego.  Jacob Fatu robi rozpierduchę na Solo  W końcu! To chyba już oficjalny face turn Jacoba który zbiera mocny pop i ogólnie jest tak mocarnie pompowany że nawet nie pozwolili mu na konfrontacje z Bronem! Ogólnie taki mały news Limp Bizkit zrobił niby nowy theme song dla Brona! Jedynym zawodnikiem dla którego zrobili theme song był Undertaker! Serio muszą widzieć w nim ogromną przyszłość że już nawet tak przepotężny zespół zrobił mu theme song, niby ma zadebiutować już w tym tygodniu na RAW  Ale wracając Solo w nowej wersji jest przekozacki, w końcu idzie go oglądać, chłop czuje luz w obecnej postaci i nie pasuje mu postać takiego poważniaka i gbura bo teraz gdy zaczął być luzakiem czuć w końcu jakąś aurę od niego i oby tego nie zmienili, co do Jacoba poskłada Solo na SummerSlam lub przegra po jakieś interwencji i tutaj w miejsce Jacoba mógłby wlecieć w końcu Zilla Fatu z przepotężnym debiutem na SummerSlam.  Becky wygrywa pas IC, w sumie wolę takie coś niż miałaby się kręcić przy głównym tytule tutaj chociaż tytuł podpromuje i ogólnie Larya została porządnie podpromowana... Ale na SummerSlam niech dadzą wygrać Laryi żeby jeszcze bardziej ją przyboostować jako mocną mid-carderkę. 
    • Attitude
      Nazwa gali: RevPro Live In Southampton 36 Data: 08.06.2025 Federacja: Revolution Pro Wrestling Typ: Online Stream Lokalizacja: Southampton, Hampshire, England, UK Arena: The 1865 Format: Live Platforma: revproondemand.com Komentarz: Dave Bradshaw & Gideon Grey Karta: Wyniki: Powiązane tematy: Independent Zone
    • Attitude
      Nazwa gali: AULL / CMLL Data: 07.06.2025 Federacja: Alianza Universal De Lucha Libre, Consejo Mundial De Lucha Libre Typ: Event Lokalizacja: Tlalnepantla, Estado de Mexico, Meksyk Arena: Arena Lopez Mateos Karta: Wyniki: Powiązane tematy: Lucha Libre - dyskusje ogólne
×
×
  • Dodaj nową pozycję...