Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

In a World... / Własnym głosem

Film opowiada o instruktorce emisji głosu Carol (Lake Bell – również reżyseruje i napisała scenariusz), która zmaga się z twardym współzawodnictwem w bezwzględnym świecie lektorów filmowych. Kiedy zaczyna wypływać na głęboką wodę, przyjdzie jej się mierzyć z najlepszymi w tej branży – w tym ze swoim ojcem.

Lektorzy to faktycznie odświeżający pomysł na film, ale niekoniecznie w postaci takiej obyczajowej komedyjki. Tutaj wypadało iść na całość, rzucając nawet Willa Ferrella na pierwszy plan. Niech to będzie pastisz pełną gębą, niech podłubią trochę w samym, często dość zabawnym, treningu. Tkwi w tym większy potencjał. Historia trenerki – która praktycznie nikogo nie trenuje – jej miłosne rozterki, relacje z ojcem, oraz związek siostry, to niekoniecznie zestaw idealny.

Może i wątków pobocznych, przecinających się w życiu Carol, nie ma zbyt wiele, ale te co są i tak nie wywołują żadnych emocji, kończąc się po kilkunastu minutach. Wszystko sprawia wrażenie „zapchaj dziury”, a nie integralnej części. Niby coś się wydarzy, ale szybko wątek jest zamykany – w często odrealniony od rzeczywistości sposób – a na przód wysuwa się nowy. Efekt jest taki, że czymkolwiek nas nie uderzą, spłynie to po nas bardzo szybko – innej opcji nie ma.

O ile Lake Bell absolutnie niczym nie zachwyca jako Carol, tak zebrała tu całkiem przyjemną obsadę do towarzystwa. Nie wielkie nazwiska, ale zapewniające kilka uśmiechów. Jeśli zacznę ich przytaczać, każdy będzie drapał się po głowie. Jeśli byście zobaczyli ich twarze, od razu byscie przypisali film, w którym grali. Fred Melamed, Rob Corddry, Nick Offerman – googlujcie :wink:

Bardzo zwyczajny, na dobrą sprawę nijaki, ale zjadliwy. Widać, że to raczej festiwalowa produkcja, która na szersze wody nigdy nie wypłynie. Do telewizji będzie jak znalazł – 4/10

 

 

Delivery Man / Wykapany ojciec

Przyjazny nieudacznik David Wozniak (Vince Vaughn) był mocno zaangażowany w anonimowy bank spermy, który był jego źródłem dochodu. Po 20-latach okazuje się, że ma 533 potomków, a część z nich wniosła skargę o ujawnienie jego tożsamości.

Z jednej strony ucieczka od odpowiedzialności, z drugiej czysta ciekawość i ojcowskie zapędy. Mimo zastrzeżeń, David zerka do profili swoich potomków, i zaczyna podglądać ich poczyniania. Nie chcę zdradzać swojej tożsamości, chcę tylko zobaczyć kto jest produktem jego nasienia. Chcę być ich aniołem stróżem, nie ojcem – nikt nie jest w stanie być ojcem dla takiej ilości dzieci. To prezentuje całą galerię różnorakich postaci, a twórcom daje wymówkę do serii skeczy i montaży.

Vince Vaughn dostaje tu trochę wiecej do roboty niż zwykle. Jego role zazwyczaj kończą się na głupkowatym uśmiechu, i wypluwaniu dwustu słów na pół minuty. David to jedna z jego lepszych kreacji. Ten gość to protagonista pełną gębą. Od początku do końca jesteśmy skazani na to, żeby go lubić. A jeśli to kogoś interesuje, twórcy nie kryją polskiego pochodzenia głównego bohatera.

Interesująca historia. Niestety, odrobinę za szybko poprowadzona. Tak jakby pogodzili się z gatunkiem komedii – choć to komediodramat - nie starając się nawet wycisnąć więcej z opowieści. Szybko pokazali o co im tu chodzi, gnając do finału, który jest zbyt banalny na tak złożoną postać. Przy okazji zaliczają wertepy z pobocznymi wątkami – totalnie zbędne.

Przyjemne kino z przesłaniem, o miłości rodzica do dziecka. Nie jest to komedia podczas której będziesz płakał ze śmiechu, ale kilka razy się uśmiechniesz – co może być szokiem dla fanów Vaughna (za mało pajacowania). Oczekiwałem o wiele mniej, a mimo, że niesie to ze sobą taki świąteczno-familijny feeling, przemyca w prostocie sporo serducha – 6/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Pod Mocnym Aniołem

Jerzy (Robert Więckiewicz) jest pisarzem i nałogowym alkoholikiem. Poznajemy go w momencie, w którym uwierzył, że może wygrać z nałogiem. Zakochuje się w młodej dziewczynie (Julia Kijowska) i wreszcie czuje, że ma po co i dla kogo żyć. Jednak nie wytrzymuje długo. Pewnego dnia Jerzy idzie prosto do baru Pod Mocnym Aniołem, gdzie zaczyna picie. Potem kupuje alkohol w nocnym, wraca do swojego mieszkania i pije dalej. Bez końca.

Wszyscy piją, a picie prowadzi do nikąd. „Pod Mocnym Aniołem” szybko wykłada swoje intencje na stół, by potem nużyć, nie oferując wiele treści. Tak jak jestem fanem długich, przegadanych scen, ciężko mi patrzeć na co parę sekund zmieniany kadr. To się tak ogląda. Skaczemy z kwiatka na kwiatek, ze sceny na scenę, z kadru na kadr. Nie mu tu jakiegoś głównego wątku, a jeśli jest, to kręci się w kółko, jak nasz główny bohater. Jakby chcieli pokazać monotonność takiego życia, gdzie cokolwiek by się nie działo, skończysz w monopolowym.

Zrezygnowanie z chronologii, czy spójnej całości, pozwala reżyserowi przedstawić nam całą galerię pijanych postaci, które rozbawią, choć śmiać się z ich tragedii nie powinniśmy. Dziędziel, Kiersznowski, Jakubik, Dorociński, czy Grabowski, to tylko wierzchołek góry lodowej. Obsada mocna, każdy na wysokim poziomie, każdy ze swoją sprezentowaną na ekranie historyjką – czemu piję, jak zacząłem. Ciężko mi uznać serię skeczy za wielkie kino, choć wiadomo, bawiłem się jak i wszyscy zgromadzeni.

O ile pierwsza część to właśnie spory nacisk na otoczenie głównego bohatera, czyli na pozostałych pijaków, tak później skupiamy się wyłącznie na Jerzym, z kreacją jak zawsze dobrego Więckiewicza. Problem w tym, że podejście Smarzowskiego jest często psychologiczne... tylko zastanawiać się nie ma nad czym – pije i już. Albo się nam facet kręci po mieście, albo właśnie wali kolejną setę, wszystko wciąż w krótkich skeczach, czy nawet montażach – bleh. Co gorsza, zaczyna się mu odzywać pijackie sumienie, sprezentowane nam w postaci tandetnego Adama Woronowicza, który najpewniej pomylił plany. Zabieg odrealniony, zbędny. Smarzowski zawsze przedstawiał brutalną polską rzeczywistość, a takim surrealizmem mocno to porysował.

W fotel nie wbija, fabuły nie ma żadnej, a ta z opisu jest mocno na wyrost. Wątku miłosnego tu nie ma za wiele, bo ma on tylko spotęgować dramat bohatera. W centrum płynie alkohol. „No i ch*j, no i cześć” - 4/10

 

 

Ride Along

Ochroniarz w markecie Ben (Kevin Hart) zostaje zabrany przez przyszłego szwagra (Ice Cube) na całodobowy patrol. Musi udowodnić, że jest wart jego siostry. Panowie mają wspólną przeszłość i dość powiedzieć, że nie po drodze im przyjaźń.

Jeden gadatliwy nieudacznik, drugi nieustępliwy glina. Jeden chcę się popisać za wszelką cenę, drugi zamierza to wykorzystać dla swojej satysfakcji – wątpiąc w końcowy sukces od początku. Film dobrze znany, fabuła przewidywalna – Ice Cube ma ważną sprawę do rozwikłania (czy muszę mówić więcej?)

Duet może jest wyrwany z podręcznika komedii sensacyjnych, ale obaj dorzucają swój specyficzny humor, dając satysfakcjonującą mieszankę. Ice Cube nigdy nie był tak dobry jak tutaj, co dziwi mnie do teraz – a i też nie mówi jakoś bardzo wiele :wink: Facet nie jest żadnym aktorem, choc bawi się w to nie od dziś. Wiadomo, że grał w udanym „Piątku”, i kilku mniej lub bardziej słabych komedyjkach, ale zatwardziały Jake pasuje do niego bardziej, niż zakręcony tatuś/opiekun. Taki Denzel Washington z „Training Day” (do którego zamiłowania nie ukrywają), z przymrużeniem oka. Choć akurat do Denzela, tekstami nawiązuje na każdym kroku druga połówka, Hart (cholernie udanie, warto dodać). To na jego barkach spoczywa „pajacowanie”, ale gość się w zasadzie tylko do tego nadaje. Z jego żartów śmiałem się tu bardziej, niż podczas jego stand-upów, z których jest znany.

Oglądaliście już ten film. Możliwe, że słyszeliście już ten żart. Ale opowiadają go tak udanie, że powinien wciąż bawić. Choroby lokomocyjnej nikt się nie nabawi. Nie oczekiwalem wiele, a pośmiałem się przyzwoicie. Nie są to „Bad Boysi”, ale od takiego „Cop Out” z Willisem jest lepiej – 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  174
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  17.01.2013
  • Status:  Offline

Światła Wielkiego Miasta-1931

 

Wielki mistrz kina, Orson Welles uważał "Światła wielkiego miasta" za najwspanialszy film jaki kiedykolwiek nakręcono, zaś historycy kina zgodnie nazywają ten obraz arcydziełem, być może najważniejszą pozycją w dorobku Charlesa Chaplina.

Obiektywnie rzecz biorąc "Światła wielkiego miasta" to nic innego, jak tylko klasyczny melodramat, przyprawiony równymi dawkami tragicznego patosu i slapstickowej komedii. W wykonaniu Charliego Chaplina ta konwencjonalna fabuła zmienia się jednak w niezapomniany spektakl, jedno z najbardziej wzruszających doświadczeń, jakie można przeżyć przed ekranem.

 

W "Światłach wielkiego miasta" CHARLES CHAPLIN - reżyser, scenarzysta, producent, kompozytor i aktor w jednej osobie - jeszcze raz wciela się w Małego Włóczęgę Charlie'ego, postać-ikonę, z którą artysta utożsamiany był od lat przez międzynarodową widownię. Błąkając się po wielkim mieście, Włóczęga przypadkiem ratuje życie pijanego milionera. Bogacz z wdzięczności zaprasza bohatera do swego domu i obdarza go serdeczną przyjaźnią. Następnego dnia, na trzeźwo, milioner nie pamięta wprawdzie nowej znajomości, jednak wieczorem, po kilku mocnych drinkach pamięć mu wraca i przyjaźń z Włóczęgą znów trwa w najlepsze - taki scenariusz powtarza się codziennie. Tymczasem Charlie zakochuje się w pięknej, niewidomej kwiaciarce. Korzystając ze środków bogatego przyjaciela Włóczęga stara się pomóc dziewczynie - kupuje od niej wszystkie kwiaty, daje jej pieniądze na czynsz, a potem na kosztowną operację oczu w zagranicznej klinice. Niewidoma kwiaciarka jest przekonana, że Charlie to hojny i zamożny gentleman. Kiedy wróci z udanej operacji oczu będzie mogła wreszcie zobaczyć swojego dobrodzieja i odkryje, że jest nim biedny, bezdomny wędrowiec.

 

Kiedy Chaplin w 1931 roku kończył zdjęcia do "Świateł wielkiego miasta", już od 4 lata trwała epoka kina dźwiękowego. Mimo, to autor "Gorączki złota" uparł się by nakręcić film niemy. Decyzja ta przerażała producentów przekonanych, że "Światła wielkiego miasta" nie wytrzymają konkurencji filmów z dialogami. Rację jednak miał Chaplin, który jeszcze raz podbił bez reszty serca publiczności. "Światła wielkiego miasta" to kwintesencja kina niemego, którego możliwości i środki wyrazu Charles Chaplin opanował do perfekcji.Ocena 10/10

 

[ Dodano: 2014-01-23, 20:03 ]

Mumia-1932

 

Film rozpoczyna się 1922 r. Brytyjska wyprawa archeologiczna odnajduje w głębokich pokładach pustynnego piasku grobowiec a w nim mumię Im-ho-tepa, starożytnego kapłana Kapłan najwyraźniej rozstał się w mało przyjemny sposób z doczesnym żywotem, został bowiem żywcem zabalsamowany. Trójka archeologów, która dokonała odkrycia, znajduje też razem z mumią mała szkatułkę, na której wyryto napis ostrzegający przed jej otworzeniem. Ktokolwiek odważy się postąpić wbrew ostrzeżeniu, narazi się na straszliwą klątwę. Gdy dwoje starszych archeologów udaje się na stronę, młodszy kierowany niepohamowaną ciekawością, otwiera skrzynie. Prawie natychmiast stojąca za nim nieruchomo od kilku tysięcy lat mumia ożywa. Młodzieniec widząc żywą mumią zamiera z przerażenia a potem wybucha histerycznym śmiechem. Mija dziesięć lat. Znów towarzyszymy ekspedycji archeologów. Wśród nich jest Frank, syn jednego ze starszych archeologów, którzy dekadę wcześniej odkopali nieszczęsny grobowiec z mumią. W czasie rozmowy Franka z innym uczonym, dowiadujemy się, że ów młodzieniec, który nieświadomie ożywił mumię, wkrótce potem zmarł - znak, że klątwa jednak działa. Rozmowę archeologów przerywa niespodziewana wizyta tajemniczego Egipcjanina, przedstawiającego się jako Ardath Bey. On też w dalszej części filmu stanie się głównym antagonistą Franka. Widzowie bez trudu domyślają się, że milczący nieznajomy, to przyobleczona w ciało mumia kapłana Im-ho-tepa. Dość szybko poznajmy też cel, jaki przyświeca Ardath`owi Bey`owi. W ukochanej Franka, Helen dostrzega reinkarnacje księżniczki Ankc-Es-En-Amon, wielkiej miłości kapłana, za którą spotkała go tak okrutna śmierć. Odtąd korzystając z magicznych zaklęć i hipnotycznej mocy będzie usuwał każdego, kto stanie mu na drodze ponownego zjednoczenia się z ukochaną. Niebezpieczeństwo grozi także Helen, bo żeby doszło do połączenia księżniczki i Im-ho-tepa, zginąć musi współczesne wcielenie Ankc-Es -En-amon, czyli Helen...

 

Mumia” Karla Freunda powstała na fali zainteresowania starożytnym Egiptem. Zainteresowanie to wywołało dokonane w 1922 r. odkrycie grobowca Tutenchamona przez Brytyjczyka, Howarda Cartera. Odnaleziono nie tylko mumię faraona, lecz także skarbiec z niezliczoną ilością drogocennych przedmiotów. Dodatkowego rozgłosu temu, niewątpliwie epokowemu odkryciu, dodała tajemnicza śmierć finansującego wyprawę Cartera, lorda Carnarvona. Lord zmarł na skutek infekcji wywołanej ukąszeniem komara, ale publiczną opinię obiegła wiadomość, świadomie rozdmuchana przez okultystów, jakoby Carnarvon zmarł na skutek klątwy faraona. Podobno jej ofiarami miało paść jeszcze czternaście innych osób - uczestników wyprawy.

 

Sama bowiem historia z perspektywy czasu wygląda dość banalnie i płasko. Na dodatek debiutujący w roli filmowego scenarzysty John L. Balderston świadomie lub nieświadomie ułożył fabułę w sposób bardzo podobny do wcześniejszego „Draculi” Toda Browninga. Nota bene postać Ardatha też miała wiele wspólnego z tytułowym bohaterem wspomnianego filmu. Na szczęście Freund opowiedział historię Balderstona, wykorzystując swoje ekspresjonistyczne doświadczenia, w sposób interesujący i świadomie niekomercyjny. To dlatego w jego filmie praktycznie nie oglądamy chodzącej mumii, a wiele rozwiązań inscenizacyjnych unika prostych i łatwych schematów. To także dzięki operatorskiej sztuce Freunda, mistrzowsko operującego światłocieniami, fabuła zyskuje niepokojącej tajemniczości i mroku. Niestety „artyzm” filmu nie spodobał się ówczesnym widzom

 

Dziś jednak choć, „Mumia” nie oparła się upływowi czasu, pozostaje pierwszym i najlepszym filmem o mumii. Późniejsze obrazy z tym monstrum w roli głównej postawiły na akcję, dosłowność i makabrę. Pod względem artystycznym nie dorównały jednak filmowi Freunda i wybitnej kreacji Borisa Karloffa. Ocena9/10

5763280895bf14346ca4d0.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Nut Job

Wiewiórka Surly kolejny raz szkodzi reszcie wiewiórczej społeczności. Najpierw uniemożlwia zdobycie niezbędnych w okresie zimy orzechów, a finalnie niszczy niewielkie zapasy. Wygnany wraz ze swoim szczurzym kompanem Buddym, zamierza zorganizować skok na sklep z orzechami, który znajduje się nieopodal okradanego banku.

Surly jest nieco inny od większości protagonistów z „tej bajki” – bo takich animacji jest wiele. On nie jest zagubiony, pokrzywdzony, w ogóle nie wiem, czy są podstawy, żebyśmy mu kibicowali. To egoistyczny, gburowaty wiewiór, któremu głupio przyznać, że niekiedy potrzebuje pomocy. Przyjaciela traktuje jak popychla, a cała reszta mogłaby dla niego nie istnieć. Nawet w sytuacji, gdy sprzymierza się z innymi, zdrada z jego strony wisi w powietrzu. Obok niego szczur niemowa, pies jełop, samica i lokalny macho. Nie jest to najoryginalniejszy zestaw pod słońcem.

Humorystycznie „The Nut Job” stoi bardzo nisko. Nie ma tu wyrazistych akcentów. Da się wyłapać pojedyncze teksty, ale to zdecydowanie za mało, a i one są zdecydowanie za słabe. Niewykorzystany jest też patent na dziecięcy „heist movie”. Można było pobawić się koncepcją, a nie robić bajkę jakich wiele.

Każda szanująca się animacja dba o dobre głosy, a Liam Neeson chyba chcę zrobić frajdę swoim dzieciom, bo dogrywa się do sporej ilości, i to niekoniecznie tych z najwyższej półki. Tutaj też można go posłuchać, ale daleko na drugim planie. Ten pierwszy nalezy do przyzwoitego Willa Arnetta (Surly), marnej Katherine Heigl (Andie – ta wiewiórza samica) i zaskakującego dobrego Brendana Frasera (Grayson – macho) – nie pokazując twarzy będzie miał lepszą karierę :wink:

„The Nut Job” jest... nijakie. Nie zapamiętam nic. Historyjka jakich wiele, wyróżniającej się postaci żadnej, morał taki jak wszędzie. Poboczne wątki się przewijają, często przyćmiewając główny - to trudne nie było – 2/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

I, Frankenstein / Ja, Frankenstein

Walczące ze sobą klany nieśmiertelnych chcą poznać tajemnicę zmartwychwstania Adama (Aaron Eckhart), potwora Dr. Frankensteina, by przejąć kontrolę nad hordami żywych trupów. Gargulce latają, efekty wyciekają, fabuły próżno szukać – styczniowa papka akcji!

Wiele Frankensteinów w swoim życiu widziałem, ale ten był tak samo trafny, jak to, gdy Abraham Lincoln był łowcą wampirów. W zasadzie to podobna szmira, tylko tutaj zatrudnili Eckharta, który nie jest aż tak dobry, by to uratować. Wróć! Nikt nie jest tak dobry, żeby to uratować. Historyjka jest płytka, a na dodatek malo klarowna. Przedstawione to wszystko w powolny, nieinteresujący sposób, gdzie jedyną rzeczą, która razi bardziej (i częściej) od kiepskich efektów, są kiepskie postacie. Niby wojna gangów (dobra vs zło), niby jakoś on ląduje pośrodku, niby jakieś zagrożenie jest. Generalnie ta cala fabuła jest na NIBY. To jeden z tych filmów: - Witaj synu! – Nie jestem Twoim synem! (uuu... shit just got real!). Wszystkich mocno ponosi z aktorstwem. Każdy się uparł na niski, tajemniczy głos, co śmieszy w kontekscie całej reszty. Potwora zwią Adam, bo go ochrzcili jak psa. Później zwracają się do niego Frankenstein, choć nim nigdy nie był i nie będzie. Wszystko zostało zrobione na odpierdol, a jakiekolwiek plusy ciężko dostrzec. Wiem, że po tych filmach nie można się wiele spodziewać, ale jak nie dostaje ani jednej dobrej postaci, ani jednej fajnej akcji, żadnych dobrych walk, totalny brak humoru, kiepskie efekty, tandetne dialogi, a na dodatek główna postać ni cholery nie przypomina Frankensteina, tylko lekko naciętego żyletką, wciąż przystojnego, mającego scenę bez koszulki w sypialni z kobietą (sick) Eckharta, to sorry... – 1/10

 

Początek roku - zapełniamy listę najgorszych. Końcówka - najlepszych.

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  212
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.09.2008
  • Status:  Offline

Nie oszukujcie się że druga część Nimfomanki będzie lepsza od pierwszej. Nie będzie. Leci w tym samym, pseudointelektutalnym bełkocie, z przewidywalnym zakończeniem (myślę, że odkryjecie je w tym samym momencie, co ja). Pojawia się kilka ostrzejszych scen, jak lanie batem po dupie, czy wkładanie palca w odbyt (tego drugiego nie widać), a tak poza tym to nic interesującego. Film kierowany jest zdecydowanie do wąskiej grupy odbiorców, którą raczę wymienić :

 

1) ludzie zakochani w sztuce, którzy uważają takie wystawy jak np. toaleta w miejscu publicznym czy nagie kobiety w miejscu publicznym, za najwyższe osiągnięcie człowieka - widzimy tutaj poziom ich debilizmu.

 

2) hipsterzy

 

3) grupa znawców kina, która stara się doszukać w każdym filmie, uważanym przez krytyków za coś wybitnego etc., podobnych wartości, których nikt normalny znaleźć nie potrafi

 

4) światowców, którzy będą mogli pochwalić się po seansie tym, że są na czasie z trendami kina

 

5) filozofów, którzy szukają drugiego dna i cudownych wartości w największym chłamie i rynsztoku

 

6) innego rodzaju znawców kina, którzy wbrew normalnym ludziom będą starali się udowodnić, że ci normalni tego nie rozumieją i to sztuka dla wybranych (nie wiem, czy u was w kinach w trailerach leciała zapowiedź bodajże jakiegoś polskiego filmu z disko w tytule. No generalnie jakieś gówno, w którym się ruchają i szukają sensu życia, więc szkoda czasu. Tacy ludzie, podczas moich seansów, głośno sugerowali, że muszą na to iść, bo to na pewno wyższa sztuka, którą warto przyswoić, bo jej wartości moralno-intelektualne na pewno są ogromne!!)

 

 

Widzicie, nakreśliłem krótką charakterystykę ludzi, którym się to spodoba. Sami oceńcie, czy warto. Sam poszedłem ze względu na tę rzekomo szokującą fabułę, klimat etc. Eh. Wracam do kina klasy B, tam mam tego pod dostatkiem i przynajmniej mam świadomości, że nikt mi nie wciska moralizatorsko-intelektualnego kitu.

Dwa razy się zastanów, zanim poczęstujesz się miodem podanym na ostrym nożu.

2349695364ab77fee2b70b.jpg


  • Posty:  1 158
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2011
  • Status:  Offline

Jestem negatywnie nastawiony do tego filmu od samego początku. Nie, żebym nie lubił Von Triera (widziałem tylko trzy jego obrazy z czego podobał mi się tylko jeden - "Przełamując fale", głównie za nieziemsko przedstawiony motyw alienacji i kapitalną Emily Watson), ale sprawia wrażenie reżysera, którego ulubioną zabawą jest silenie się na szokowanie widza i wciskanie mu, że w tym szokowaniu ukrywa się coś głębszego. Nienawidzę pretensjonalnego, bełkotliwego i nieoglądalnego "Antychrysta" i za nic w świecie nie dam sobie wmówić, że on o czymś opowiada. Nie lubię "Melancholii", która kojarzy mi się przede wszystkim z wszechobecną nudą i odstraszającą formą. Łączy te obrazy jedna, naprawdę spora zaleta - rewelacyjne aktorstwo i towarzyszy mi przekonanie, że w tym przypadku jest tak samo. Sama kampania promocyjna doprowadzała mnie do szału i z każdym następnym zwiastunem, a nawet plakatem nie mogłem się nadziwić, że ludzie widzą coś w produkcji, która wygląda jak pornos z gwiazdorską obsadą. Obiło mi się nawet o uszy, że Lars celowo, rzekomo niezłą jedynką stara się wzbudzić zainteresowanie by drugą częścią wymierzyć cios między oczy i zaśmiać nam się w ryj :roll:

  • Posty:  212
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.09.2008
  • Status:  Offline

Ta, można odnieść takie wrażenie, przez końcówkę, że on sobie robi jaja. Ale to odczują ci, którzy szukają w tym głębokiego sensu (poszukajcie ich wypowiedzi w internecie - poezja :D. Że ten film to coś więcej, niż jakaś głupia kobieta, która chce się tylko ruchać aż wreszcie sobie uświadamia, że bez tego można żyć i zwierza się jakiemuś staremu facetowi - no istne arcydzieło rozdarcia wewnętrznego). Szokowanie też jest na siłę, bo bez scen erotycznych by się obeszło, tak samo z taką ekspozycją brutalności, nawet całkiem mocnej, w drugiej części.
Dwa razy się zastanów, zanim poczęstujesz się miodem podanym na ostrym nożu.

2349695364ab77fee2b70b.jpg


  • Posty:  10 279
  • Reputacja:   293
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

  Sebu napisał(a):
Nie, żebym nie lubił Von Triera (widziałem tylko trzy jego obrazy z czego podobał mi się tylko jeden - "Przełamując fale", głównie za nieziemsko przedstawiony motyw alienacji i kapitalną Emily Watson),

 

Obejrzyj Dogville, a zmienisz zdanie, bo to wg mnie - najlepszy film Duńczyka (8,5/10).

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  2 169
  • Reputacja:   62
  • Dołączył:  21.06.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

,,Heleno” (2011)

Brazylijski dramat przedstawiający sylwetkę brazylijskiego piłkarza Heleno de Freitasa. Heleno (Rodrigo Santoro) ma w życiu wszystko: talent, prezencję, pieniądze i powodzenie u kobiet. Król życia z czasem przestaje jednak święcić triumfy. Ponosi porażki zarówno na tle zawodowym jak i prywatnym. Kolejne klęski połączone z wyniszczającym trybem życia doprowadzają go do upadku.

Heleno de Freitas był niezwykle barwną postacią. Pił na umór, palił do utraty tchu i prowadził rozwiązłe życie, które doprowadziło go do zachorowania na kiłę. Otwarcie krytykował kolegów z drużyny, palił dwa papierosy naraz i…wdychał eter. Mimo tak wielu specyficznych zachowań, Rodrigo Santoro grający brazylijskiego geniusza dodał od siebie sznyt do tytułowego autora. Heleno był boiskowym liderem i tak samo jest w filmie – pozostałe role są niezłymi, ale tylko epizodami. Santoro tak jak jego bohater w życiu – zgarnia niemal całą pulę. Grany przez niego de Freitas nie jest lekkoduchem nie potrafiącym z umiarem korzystać z uciech życia. Heleno ma klasę i to ona, a nie bogactwo przyciąga do niego kobiety. Główny bohater to nie tylko zmanierowany jeździec bez głowy, który pewnego dnia rozbije się z hukiem tak jak wielu mu podobnych. W Heleno widać pasję do gry, głód zwyciężania i marzenia. Choć często w filmie jest przedstawiany jako megaloman, widzimy także drugą stroną wybitnego sportowca: człowieka poszukującego szczęścia, dla którego rodzina (ukochana, matka i brat) jest równie ważna jak futbol. Mieszanka pragnień, ambicji i bezkompromisowości zaprowadzi Heleno na samo dno.

Siła ,,Heleno” to nie tylko siła jednostki, ale także czarno – białego obrazu mającego oddać realia tamtych czasów (lata 40. ubiegłego stulecia) i życia piłkarza, który nie wyznawał półśrodków. Momentami oglądając film ma się wrażenie, że nie jest to opowieść o futboliście będącego bożyszczem w biednym kraju jakim była i jest Brazylia, ale historia amerykańskiej ikony popkultury mieszkającego w ekskluzywnej willi, jeżdżącej cadillacami regularnie odwiedzającej kluby rewiowe. Muzyka tylko pogłębia to wrażenie.

,,W Botafogo nigdy nie było takiego piłkarza jak ja” – powiedział główny bohater do prezesa klubu, gdy ten nie chciał przyjąć go z powrotem do drużyny. Heleno nie przypuszczał chyba, że już kilka lat później w klubie pojawi się równie barwna postać – Garrincha. Może i o nim powstanie tak dobry film?

 

Moja ocena: 4/6

70800448856fb97a41e5eb.jpg


  • Posty:  492
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.06.2010
  • Status:  Offline

Smutna wiadomość nadeszła jakąś godzinę temu

 

Philip Seymour Hoffman został znaleziony w swoim domu martwy.Miał 46 lat.

 

Wielka strata dla kina.Tyle ról wybornych zagrał, a ile przed nim było.Niestety przegrał z prochami.Niech spoczywa w pokoju.R.I.P. :(


  • Posty:  10 279
  • Reputacja:   293
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

  N!KO napisał(a):
Filth

 

Chory policjant-narkoman (James McAvoy), manipulując wszystkimi dookoła, toruje sobie drogę do awansu. Przygoda przepełniona przekleństwami, seksem, narkotykami, alkoholem i halucynacjami. Jeśli ktoś nie do końca wie, czego może się spodziewać, to rozjaśnie więcej pisząc, że „Filth” to adaptacja noweli Szkockiego pisarza Irvina Welsha, odpowiedzialnego za „Train spotting”

Bruce Robertson to nie jest książkowy przykład bohatera. Facet jest policjantem, ale awans chcę wywalczyć w nieczysty sposób. Prowadzi swoją gierkę, sterując konkurentami. To ten gość, który uśmiecha Ci się w twarz, a wbija nóż w plecy. Nie musicie go lubić, ale go polubicie :wink: Już tłumaczę – Bruce to dupek, a wszystkie jego wybory są złe, jednak wśród dupków jest tym, którego poczynania chcecie oglądać w filmie. Bardzo dobra kreacja McAvoya.

„Filth” ma zadowalające, szybkie tempo. Ciągle coś się dzieje. Facet śpi z żoną kumpla, by potem mu powiedzieć, jak wierną ma kobietę, itp. Łatwo się wkręcić w intrygę, którą kręci, choć wiemy, że stacza się na naszych oczach coraz bardziej. Nie przestaje ćpać i pić, a pomysły ma coraz gorsze – wciąż zabawne, ale wyniszczające.

Prawdomówność Bruce’a jest rozbrajająca. Humor typowy dla angielskich filmów, ale nietypowo zabawny dla mnie. Mimo tego, nie mamy tu do czynienia z komedią. „Filth” bliżej do dramatu, gdzie spiralą płynie chłop coraz niżej, a jego halucynacje zaskakują coraz częściej. I tak jak nie lubie tego typu flashbacków, czy innych pierdów (wizji, snów, whatevs), bo nic ze sobą nie niosą, tutaj są przepełnione informacjami. Niezbyt skomplikowane, łatwo przyswajalne.

Postaram się być „spoiler free” – nie byłem fanem końcówki. Wiedziałem, że coś się musi wyjaśnić na tym polu, ale wyjaśnienie leży daleko od satysfakcjonujących. Dość proste, choć dla wielu pewnie szokujące i niesmaczne. Więcej nie musicie wiedzieć. Wiedzcie tylko, że to dobre - szalone! - kino dla dorosłych. Takie z jajem i ciekawą historią – 7/10

 

Zdecydowanie dobry i wart polecenia film. Świetnie przedstawiona historia upadku człowieka, interesująco pokazana od strony wizualnej (nieźle ukazane schizy głównego bohatera) oraz bardzo wiarygodnie zagrana przez McAvoy'a (trudno go nie kupić w tej roli). Główny bohater to tak arogancki, cyniczny, amoralny i złośliwy skurwiel, że wręcz budzi...niezdrową fascynację :wink: Dużo niezłych tekstów, oraz scen, które potrafią rozwalić. Nieźle zachowany balans pomiędzy czarna komedią (od której wszystko się zaczyna) i dramatem (którym wszystko się kończy), bo jest przy czym i się pośmiać i poemocjonować. Moja ocena: 7/10 i bardzo miłe zaskoczenie, bo dostałem więcej niż się spodziewałem.

N!KO - co do końcówki, to dla mnie była bardzo pasująca do całości filmu. Było lekkie zaskoczenie (twistu tu odmówic nie można) oraz schizolski klimat, jak i podczas całego filmu. Dla mnie - dobrze pomyślana i nieprzekombinowana kropka nad "i" (jasne, że widywałem lepsze, ale ta mnie na spokojnie usatysfakcjonowała).

 

  Thrawn4 napisał(a):
Smutna wiadomość nadeszła jakąś godzinę temu

 

Philip Seymour Hoffman został znaleziony w swoim domu martwy.Miał 46 lat.

 

Cholera, fatalna wiadomość :( Świetny aktor, mający od cholery dobrych ról na koncie (jak sobie przypomnę "klechę" w jego wykonaniu w "Wątpliwości", to mam ciary na plerach). Szkoda, wiele jeszcze było przed nim, niestety skopał najważniejsza rolę w filmie zwanym "życie" :(

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  4 760
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.01.2005
  • Status:  Offline

  -Raven- napisał(a):
  Sebu napisał(a):
Nie, żebym nie lubił Von Triera (widziałem tylko trzy jego obrazy z czego podobał mi się tylko jeden - "Przełamując fale", głównie za nieziemsko przedstawiony motyw alienacji i kapitalną Emily Watson),

 

Obejrzyj Dogville, a zmienisz zdanie, bo to wg mnie - najlepszy film Duńczyka (8,5/10).

 

Dokładnie Tak! a ocenie 8/10 dla mnie dostaje idioci i Eurpa. To sa obok Dogville trzy najlepsze jego filmy.

 

Nimfomanka 2

 

Lepsza czesc. Pokazanie kolejnego etapu uzaleznienia. Uzalezniony mocno od sexu, potrzebuje kolejnych bodzcow. To jak narkus, ktory majac dosc koki, pali here, ma dosc palenia, wciagania, za slaby kop, to wali w zyle, corz wieksze bodzce, tak samo z sexem. Czlowiek potrzebuje juz extrem, szkoda ze jednak Von Tierowi zabraklo odwagi, jak juz chcial szokowac, bylo dodac scat, gang bang heh, pojechal po SM.

SM pokazany w swej chorej formie, uzalezniony majac nawet rodzine i tak wszystko spiepszy, nawet gdy ma dziecko, wyrozumialego partnera, prace w miare ok itp;

Tak jak w 1czesci byly tez smieszne momenty, np; ten jak czarni sie kloca o to ktory ma ja piepszyc w anal, albo scena koncowa filmu, to wogole groteska.

Film lepszy moim zdaniem, niz jedynka, ale i tak czegos w tym wszystkim brakowalo, a wiele rozwiazan sytuacji bylo blachych, nieprzemyslanych, albo zrobionych na odwal sie.

 

5/10

Absence of War Does Not Mean Peace

3669750324873c0356f997.gif


  • Posty:  10 279
  • Reputacja:   293
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

  Streetovs napisał(a):
-Raven- napisał/a:

Sebu napisał/a:

Nie, żebym nie lubił Von Triera (widziałem tylko trzy jego obrazy z czego podobał mi się tylko jeden - "Przełamując fale", głównie za nieziemsko przedstawiony motyw alienacji i kapitalną Emily Watson),

 

 

Obejrzyj Dogville, a zmienisz zdanie, bo to wg mnie - najlepszy film Duńczyka (8,5/10).

 

 

Dokładnie Tak! a ocenie 8/10 dla mnie dostaje idioci i Eurpa. To sa obok Dogville trzy najlepsze jego filmy.

 

Tak, "Europa" potrafi zmiażdżyć (Złota Palma nie była tu za friko). Świetny film z ekstra klimatem. Na uwagę wg mnie też dla mnie zasługuje kontynuacja Dogville, czyli Manderley. Oczywiście jest trochę gorszy od pierwszej części, ale i tak 7/10 mu dałem.

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  2 169
  • Reputacja:   62
  • Dołączył:  21.06.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

,,Wilk z Wall Street" (2013)

Nie będę się zbytnio rozpisywał, ponieważ o tym filmie sporo pisano zarówno w tym dziale, jak i w innych. Wciągająca historia ze świetną kreacją Leonardo DiCaprio, doskonałym epizodem Matthew mcConaugheya i bardzo dobrymi postaciami drugoplanowymi, czytaj najbliższymi współpracownikami Jordana Belforta. Na plus również Margot Robbie w roli drugiej żony głównego bohatera, która wybroniła się przed ocenieniem jej jako stereotypowej pięknej żony bogacza.

Oprócz bardzo dobrej gry aktorskiej film zaoferował wiele bezkompromisowych scen, sporo zabawnych dialogów i ukazanie interesującej historii człowieka, który nawet będąc skazanym spada na cztery łapy...

Moja ocena: 4.5/6

70800448856fb97a41e5eb.jpg

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Kaczy316
      Money In The Bank czas zacząć! Jedynie 4 walki w karcie, ale wypowiadałem się już o całym show w predykcjach, więc zaczynamy!   1.Alexa Bliss vs Rhea Ripley vs Roxanne Perez vs Giulia vs Naomi vs Stephanie Vaquer, Women's Money In The Bank Ladder Match W sumie liczyłem na męski Ladder Match jako opener, ale ten jest jeszcze lepszy, niemniej jednak szansę na cash in w ME trochę spadają przez to, ale to walka, która moim zdaniem skradnie show to albo Becky vs Lyra, kobiety dzisiaj górą! Liczę na Perez! Świetna walka i wyszło lepiej niż chciałem nawet jeśli chodzi o zwyciężczynie oj tak Naomi to genialny i najlepszy dla mnie wybór był, myślałem, że pójdą bardziej w Perez albo Stephanie, a ostatecznie Naomi i genialnie, zasłużyła za ostatnie miesiące i jest genialnym heelem, bardzo dużo spotów, fajny Springboard Moonsault na drabinę od Perez, Devil's Kiss na drabinie od Stephanie wyglądało maśniutko, podwójne Code Red na drabinach genialne potem Sister Abigail DDT i Riptide od Ripley i Alexy, a drabina to botcher, ja bym zwolnił, nie chciała się złożyć przy akcji kiedy Ripley leżała w środku, a Giulia i Perez próbowały ją złożyć, żeby zaatakować Ripley, ogólnie fajna współpraca Giulii i Roxanne i fajnie wyglądała Ripley przykryta drabinami i to chyba był Pat z tekstem "UNDERTAKER GIVES UP FROM THE LADDERS!" Dobre dobre, mega dobra walka, świetna zwyciężczyni, a to może oznaczać jedno, Knight albo ma dzisiaj mega duże szansę albo Rollins wygrywa....czyli w sumie nic się nie zmieniło w kwestii męskiego ladder matchu xD, ale dobrze, że Naomi wygrała, mega mnie to ucieszyło, około 25-26 minut genialnego pojedynku.   2.Dominik Mysterio vs Octagon Jr., Intercontinental Championship Singles Match No ciekawi mnie jak wyjdzie ten pojedynek, Dom raczej tytułu nie straci, ale walka może być przyjemna.....serio? 5-6 minut? Mniej niż na tygodniówce? Ja wiem, że fajnie pokazać zawodników innej federacji i promowanie Meksyku i tak dalej, ale kurde dalibyście więcej czasu niż 5-6 minut i to na PLE, taki pojedynek to na tygodniówkę, a nie na Money In The Bank no i mamy minusa, ale dobrze, że Dom obronił, chociaż to było pewne, ale walka nie dość, że dodana na ostatnią chwilę to krótka, totalnie nic nie wniosła no ja bym już wolał dać te kilka minut innej walce.   3.Lyra Valkyria vs Becky Lynch, Women's Intercontinental Championship Singles Match If Lynch loses, she can no longer challenge for the title for as long as Valkyria is champion. If Valkyria loses, she will be forced to raise Lynch's hand and acknowledge Lynch as the better woman. Długa stypulacja, ale pasuję do tego pojedynku, nie wiem czy skradną show, bo kobiecy ladder match był świetny, ale nie wątpię w Becky i Lyrę, na pewno dadzą niesamowity pojedynek i liczę na Ciebie Lyra! Panie od początku się na siebie rzuciły oj czuć nienawiść! No i mamy to Becky jednak wygrała, pewnie żeby przedłużyć feud, szczególnie, że wygrała w podobny sposób co Lyra na Backlash, także na Evolution dostaniemy ostateczne starcie tej dwójki i bardzo dobrze, bo nie mam dość, ta walka była genialna i trylogia tutaj siedzi mocno, czy ja się cofnąłem do NXT 2k15? Tak się  czułem przy tej walce, świetny pojedynek tak samo dobry jak ten z Backlash, a może i lepszy, niesamowite około 16 minutowe starcie, mega dużo emocji, Panie odnalazły idealne tempo dla siebie nie za szybkie nie za wolne, oj niesamowity pojedynek czekam na ich ostateczne starcie, może jakiś Iron Woman Match? Pasowałaby ta stypka do tej rywalizacji, a po walce Lyra musiała zrobić dokładnie to czego oczekiwała od niej stypulacja ustalona wcześniej, a nawet więcej, bo jeszcze atak po walce i nie było to heelowe, a zrozumiałe, rywalizacja trwa a najlepsze! Nie wiem czy nie była to lepsza walka od openeru mimo wszystko, ciężko ocenić.   4.Seth Rollins vs LA Knight vs Solo Sikoa vs Penta vs El Grande Americano vs Andrade, Men's Money In The Bank Ladder Match Kolejny pojedynek, walka może wyjść bardzo dobrze i pytanie jak ostatecznie zostanie to rozwiązane, kto wygra i czy zobaczymy dzisiaj cash in? We Will See LET'S GO KNIGHT! Piękny początek z osobami, które zaatakowały Rollinsa, bo na SD zostały zaatakowane przez niego samego i jego stajnie, ładne chanty "We Want Gable!" Też bym go chciał xD. Świetna około 33,5 minutowa walka ile tutaj było story tellingu ile przyjemnych akcji spotów i wrestlingu ogólnie, kurde kolejny Money In The Bank Ladder Match, który był naprawdę świetny do oglądania, Mexican Destroyer na drabinę to jest coś co zapamiętam na długo, odwrócenie się Jacoba od Solo w końcu, pojawili się Bron i Bronson, jedyne co to brakowało mi tutaj Romualda lub Punka, ale w zeszłym roku Punk też przeszkodził Drew dopiero podczas cash inu, więc zobaczymy jak to będzie w tym roku, walka oddała niesamowicie, na razie wszystkie walki poza tą o tytuł IC dodaną z niczego to są świetne i bardzo wyrównane poziomem, naprawdę ciężko ocenić najlepszą, a wygrana Rollinsa no cóż, jedyny sensowny zwycięzca tak naprawdę, ale to oznacza, że możemy zobaczyć cash in już dzisiaj bądź na Raw po walce Jeya z Guntherem, ale zobaczymy, ja się na razie dobrze bawię.   Turnieje KOTR i QOTR rozpoczną się na Raw, powróci Nikki Bella, Jey vs Gunther o WHC, może być dobrze.   5.Cody Rhodes & Jey Uso vs John Cena & Logan Paul, Tag Team Match No i w sumie dostajemy ME, jeśli nic kluczowego tu się nie wydarzy to uważam, że gale powinien zamykać męski ladder match, ale nie zdziwi mnie jeśli dostajemy to w ME tylko dlatego, bo Cena i Cody. Dobra Panowie się rozkręcili w okolicach 14 minuty, można oglądać xD. CO JEST XDDDDD 24 Minuty walki, której pierwsze 14 minut dla mnie do kosza, ale ostatnie 10 minut przyjemne, fajny chaos i na koniec powrót Trutha WTF xDDD Fajnie to wyszło naprawdę fajnie, spodziewałem się jakiegoś main eventera, a dostajemy R-Trutha xDDD Ale no nie powiem zaskoczyli mega i dobrze to wyszło oj dobrze i ostatecznie Rhodes i Jey to wygrywają no chociaż jeden typ mi dobrze wleciał xD, połowa walki do skipa trochę mniejsza połowa oglądalna, fajny spot z Truthem no ogólnie wyszło w porządku, myślałem, że będzie gorzej, ale brak cash inu niestety, szkoda, ale spodziewałem się, że mogą tego nie zrobić.   Match Of The Night: 4.Seth Rollins vs LA Knight vs Solo Sikoa vs Penta vs El Grande Americano vs Andrade, Men's Money In The Bank Ladder Match Plusy: Women's Money In The Bank Ladder Match i najlepsza możliwa zwyciężczyni na ten okres Lyra vs Becky II i kontynuacja rywalizacji! Men's Money In The Bank Ladder Match Main event i odwet Trutha na Cenie   Minusy: Walka o tytuł Interkontynentalny   Podsumowanie: Ogólnie gala pod względem walk naprawdę przyjemna, a chyba tego głównie oczekuję się od gal PLE prawda? Pod względem story też rozwiązania dla mnie były sensowne, powiem tak, każda walka, która była normalnie zapowiedziana to wyszła nawet powyżej moich oczekiwań, jedynie starcie o tytuł IC było po prostu totalnym zapychaczem co było czuć mocno, dodane na ostatnią chwilę, ale reszta gali no muszę przyznać ja jestem usatysfakcjonowany i czekam na to jak będzie to wszystko wyglądało z Sethem i Naomi, czy walizki zostaną szybko wykorzystane, czy Pan i Pani Money In The Bank jednak postanowią nas trzymać w niepewności? No ogólnie jest ciekawie mimo wszystko i Truth vs Cena na NoC pewnie o tytuł tym razem.
    • Attitude
      Nazwa gali: PpW Ledwo Legalne V Data: 07.06.2025 Federacja: PpW Ewenement Wrestling Typ: Event Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie, Polska Arena: Minska 65 Karta: Wyniki: Powiązane tematy: Independent Zone
    • Attitude
      Nazwa gali: AAA x WWE Worlds Collide 2025 Data: 07.06.2025 Federacja: World Wrestling Entertainment, Lucha Libre AAA World Wide Typ: Online Stream Lokalizacja: Inglewood, California, USA Arena: The Kia Forum Format: Live Platforma: YouTube.com Komentarz: Corey Graves & Konnan Official video: Karta: Wyniki: Powiązane tematy: World Wrestling Entertainment - dyskusje ogólne WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
    • Attitude
      Nazwa gali: WWE Money In The Bank 2025 Data: 07.06.2025 Federacja: World Wrestling Entertainment Typ: Premium Live Event Lokalizacja: Inglewood, California, USA Arena: Intuit Dome Format: Live Platforma: Netflix Komentarz: Michael Cole, Pat McAfee & Wade Barrett Karta: Wyniki: Powiązane tematy: World Wrestling Entertainment - dyskusje ogólne WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
    • -Raven-
      1. LA Knight 2. Naomi 3. Cody Rhodes and Jey Uso 4. Becky Lynch  
×
×
  • Dodaj nową pozycję...