Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  148
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  10.08.2012
  • Status:  Offline

Tekken

Film na bazie popularnych gier, nie mógł zawieść fanów bijatyk a także przeciętnego widza, któremu zależy na dobrej akcji, która zaczyna się ucieczką Jina Kazamy, młodego osobnika który mieszka w Anvil. Anvil to getto dla biednych. Nad gettem władzę sprawuje Tekken. Firma której zarządcą jest Heihachi Mishima – Założyciel tej mafii, ojciec Kazuy Mishimy, który zaczyna szukać dysku, skradzionego przez Jina. Znajduje dysk, a także osoby które go zamówiły. Od nich dowiaduje się kto jest złodziejem i nakazuje zniszczyć dom głównego bohatera. Tam ginie matka chłopaka a on podejmuje decyzję o zemście. Idzie do Hali Anvil i staje do walki z półfinalistą poprzedniego turnieju Marshalla Lawa, który musiał walczyć w eliminacjach. Jinowi udało się wygrać tą walkę, po kilku cięższych chwilach i dostaje się do turnieju głównego. Tam ludzie są gorsi niż hieny... Z jednym wyjątkiem – Christie Monteiro. Chłopak jest wśród zawodników wyrzutkiem a także jednym z najgroźniejszych zawodników, przecież pokonał półfinalistę poprzedniego turnieju Iron Fist. Bacznie zaczyna mu zaczyna się przyglądać Kazuya, który po sprawdzeniu wszystkich danych zrozumiał, że Jin jest jego synem. Postanawia go wykończyć za wszelką cenę. Ustawia walkę z najszybszym i najbardziej niebezpiecznym zawodnikiem – Yoshimitsu który jest mistrzem walki na miecze. W pojedynku na śmierć i życie, muszą się zmierzyć Ci dwaj wojownicy. Oczywiście wygranym zostaje nasz protagonista który po tej walce musi uciekać, wraz z Christie i z zatrzymanym Heihachim uciekają do Anvil, gdzie znajduje ich główny antagonista i zmusza do powrotu. W finale Jin spotyka się z Bryanem Fury'm, człowiekiem który wszczepia sobie metalowe części zamiast kości. Najpierw bohater przegrywa, by później pokazać, że nawet teoretycznie przegrana walka, może zostać wygrana.

 

Całkiem przyjemnie się ogląda, ale nie ma to głębszej fabuły, jednak skupienie jej wokół małej ilości wątków jest na plus, ponieważ film nie może sprawić, że nie zrozumiemy tego co się dzieje.

Z czystym sumieniem mogę wystawić temu „dziełu” całe 5/10

196226315251bf7dfc3a762.png


  • Posty:  459
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.08.2010
  • Status:  Offline

 

Oglądaliście już Don Jona'a? Szczególnie Ty N!ko? Jak wrażenia? Pytam bo film budzi dość mocno skrajne opinie. Jednym się podobał (do którym się zaliczam) innym już nie. W kinie podczas seansu, na którym byłem kilka osób wyszło z sali w trakcie. Czytając komentarze do filmu podział jest niesamowicie duży. Dawno tego nie obserwowałem.

 

Po kolei.

 

Prosta fabuła, gdzie główny bohater Jon (Joseph Gordon-Levitt) uzależniony jest od wyrywania panienek, siłowni a przede wszystkim od filmów porno. Jak twierdzi porno jest lepsze od prawdziwych dziewczyn. Będzie tak myślał do momentu aż spotka na swojej drodze wyjątkową dziewczynę Barbarę (Scarlett Johansson). Potem standardowo będą zakochani, ale on jednak będąc z nią będzie wracał do porno. Któregoś jednak razu przyłapie go i zerwie. "Ukojenia" dozna od starszej koleżanki ze studiów Esther (w tej roli wyjątkowa Julianne Moore). To ona uświadomi co w seksie jest najważniejsze. Tyle w skrócie nie zdradzając za bardzo szczegółów. W każdym razie bardzo fajnie film się kończy, a w zasadzie urywa. Inaczej, bo niesztampowo do większości filmów.

 

Ten film to debiut w roli scenarzysty i reżysera Gordona-Levitta. Widać w nim powiew świeżości pod każdym względem. Są tu momenty komediowe poruszające problem nasiąknięcia obecnych mediów tematyką seksu. Jest po prostu inny. GL nie bał się kontrowersyjnej tematyki, co w połączeniu z ciekawą obsadą Scarlett Johansson, Julianne Moore i Tony Danza, usadawia ten film wysoko. Aktorsko super. Scarlett i Joseph grają rewelacyjnie swoje role (typowych amerykańskich pustaków rodem z Jersey Shore), Danza jest niesamowity, a Moore kobietę po przejściach odgrywa jakby miała ich na koncie całą masę - z taką naturalną pewnością. Niby to komedia romantyczna (a przynajmniej tak jest reklamowana), ale do tego gatunku temu filmowi daleko.


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Oglądaliście już Don Jona'a? Szczególnie Ty N!ko?

 

Jest w planach na jutro. Jestem pozytywnie nastawiony, zobaczymy co z tego wyjdzie.

 

 

Free Birds / Skubani

Jake i Reggie pochodzą z zupełnie odmiennych indyczych środowisk - jeden jest indykiem z wyższych sfer, a drugi ze zwykłego kurnika. Będą musieli jednak połączyć siły, bo historia stawia przed nimi wielkie wyzwanie. Muszą cofnąć się w czasie i tak namieszać w dziejach drobiu, aby indyk odtąd nie jawił się jako największy przysmak Święta Dziękczynienia.

Wątek miłosny, kilka ironii, sporo głupoty i święto dla nas kompletnie bezwartościowe. „Free Birds” potwierdza ostatnią regułę, gdzie bajki muszą mieć tylko kolory i gadające zwierzaki - dzieciaki już wypłaczą bilety u rodziców.

Owen Wilson i Woody Harrelson nie są w stanie tego uratować przed klęską, choć dubbingują dobrze znane charaktery. Woody to macho, toczący zacięty bój z wodzem stada z przeszłości, a Owen to ten miękki, chuderlawy indyk, zakochany w siostrze szefa. Razem tworzą bardzo mało wartościowe duo. Ich argumenty wyczerpują się po pierwszych, całkiem udanych gagach. Później jest równia pochyła, po której „kom-romowiec” stacza się naturalnie szybciej, a i decyzje jakie przyjdzie mu podjąć wyczują nawet 6-latki.

Animacja sama w sobie stoi na przyzwoitym poziomie. Często te bardziej skuteczne żarty należą do wizualnych. Mogli jedynie dać się ponieść fantazji z wyglądem indyków, bo choć chodzi ich tam cała masa, to nie różnią się od siebie za specjalnie. Zapraszamy do ramówki telewizyjnych stacji – w Stanach! - w przyszłym roku – 3/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Don Jon

ON: (Joseph Gordon-Levitt) przystojniak-seksoholik, spotyka JĄ: (Scarlett Johansson) niepoprawną romantyczkę, seksowną blondynkę. Oryginalna love story, w której flirtują ze sobą dwa gatunki - porno i melodramat. W życiu Jona liczy się kilka rzeczy - siłka, bryka, kościół, rodzina, koledzy i porno. Kumple nazywają go Don Jon, bo żadna mu się nie oprze. Barbara jest młoda i seksowna. Zakochana w hollywoodzkich romansach marzy o księciu z bajki. Obydwoje uwielbiają filmy, szczególnie te z happy endem. Choć każde z nich preferuje inny gatunek...

Gordon-Levitt dość odważnie krytykuje dzisiejsze damsko-męskie relacje, przy czym ma sporo racji. To momentami naprawdę tak bezmózgo wygląda, i tylko żałuję, że szybko przeszli do tej blond pięknośći, nie poświęcając więcej czasu na zobrazowanie nam Jona. Nie to, że było to niezbędne – od pierwszej minuty wiadomo, z kim mamy do czynienia – ale na barkach niosło sporą wartość komediową. Sam związek z Barbarą, jak i spojrzenie na porno, w kontekście realnego sexu, dość zrozumiałe. W tym nieco komediowym podejściu, jest sporo trafnych wniosków – życiowe doświadczenie zapewne - za co tym bardziej należą się debiutantowi oklaski. Podjął odważny temat, i nie bał się odważnych tez. Jest odrobinę śmiechu przez łzy, bo tak naprawdę oglądamy uzależnioną postać, która do szczęścia sama blokuje sobie drzwi.

Poza głównym, bohaterowie są dość oklepani. Nawet Barbara, to tylko ładny pustak, o charakterystyce księżniczki – Ty idź, Ty zrób, Ty się staraj, bo jam jest piękność. Ojciec choleryk, matka dość flegmatyczna, siostra pochłonięta współczesną technologią. Niby wszystko odegrane poprawnie, ale niesie ze sobą niewiele treści.

Z dramatem wypisanym na czole, pojawia się Julianne Moore. Postać niby wyciągająca bohatera z opresji, ale spuszczająca do klopa film. Klopa z podpisem, każdy inny średniak kom-romowy. Wyszło niedoświadczenie reżysera. Miały być emocje, a była chęć ujrzenia napisów końcowych. Kiedy jego olśniewa, mi zamykają się oczy.

Sporo miodu, który szybko się kończy. Kupiłem całe opakowanie, a słoik był pełny tylko do połowy. Podobała mi się za to reakcja kobiet na sali, które nie reagowały na większość gagów, a całość traktowały obraźliwie - jakby same wciąż były tymi niepoprawnymi romantyczkami. Nie mogły pojąć tego, co w nie uderzyło, a informacje o pornografii – często przesadne – traktować będą jako przestroge, najpewniej szperając w historii odwiedzanych stron przez swoich chłopaków – 7/10 (...bo i tematyka mi bliska. Sporo prawdy, żałuję że zboczyli z kursu.)

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 275
  • Reputacja:   289
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Podobała mi się za to reakcja kobiet na sali, które nie reagowały na większość gagów, a całość traktowały obraźliwie - jakby same wciąż były tymi niepoprawnymi romantyczkami. Nie mogły pojąć tego, co w nie uderzyło, a informacje o pornografii – często przesadne – traktować będą jako przestroge, najpewniej szperając w historii odwiedzanych stron przez swoich chłopaków

 

Nie ma co się śmiać. U nas w Kinie Helios odwołali pokazy Don Jona (a najlepsze, że ludziom, którzy już kupili bilety na ten film nic nie powiedziano i... puszczono jakiś inny :roll: ), bo podobno były protesty kobiet, że film gloryfikuje pornosy ponad normalny seks i ogólnie obraża i godzi w płeć piękną :roll: Nawet byłoby to śmieszne, gdyby nie było takie żałosne. Większej reklamy kretynki temu filmowi zrobić nie mogły. A tego typu "cenzura" w cywilizowanym kraju, w środku Europy, to normalnie śmiech na sali (niestety - tej kinowej).

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Hunger Games: Catching Fire / Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia

Katniss (Jennifer Lawrence) i Peeta (Josh Hutcherson) odbywają obowiązkowe Tournee Zwycięzców. Prezydent Snow (Donald Sutherland), chcę wykorzystać fałszywie zakochanych do politycznych celów, gdzie brak subordynacji oznacza śmierć. Egzekucja ma się odbyć na kolejnych Igrzyskach, gdzie do gry wkroczą wszyscy poprzedni zwycięzcy.

Bieg akcji przypomina poprzednią odsłonę, gdzie plusy pozostały po pozytywnej stronie, a to co kulało, kuleje dalej. Znów po momentami zabawnym, romantycznym i kolorowym wstępie, czekają nas Igrzyska, będące najnudniejszym aktem filmu.

Effie Trinket (Elizabeth Banks) i Casear Flickerman (Stanley Tucci), wciąz nadają całości kolorytu, i nie mówię tu tylko o ich kreacjach. Ekscentryczne postacie, wywołujące uśmiech przy każdej scenie. O ile Tucci nie jest zaskoczeniem, tak dla Banks to chyba „życiówka”. Harrelson nie ustępuje im kroku w kwestii humorystycznej, choć lekko oddalił się od zapijaczonej kreacji z pierwszej odsłony. Sutherland z Hoffmanem za sprawą swojego warsztatu nadają swoim konwersacją sporej wartości – zdecydowanie najprzyjemniejszy dla ucha punkt filmu – a z dwójki głównych bohaterów, wciąż tylko Lawrence może się chwalić jakąś postacią. Ten cały Peeta, to jakieś ponure tło, przy którym ciężko mówić o jakimkolwiek przedstawieniu charakteru. Niby z głównego duetu, a nie wiem o nim praktycznie nic. Czekamy, aż w końcu dziewoja będzie wybierała między nim, a swoim prawdziwym boyfriendem – nie wiem, nie czytałem książek, ale wszystko na to wskazuje.

Pierwsza część to była nowość, która zaskoczyła i potrafiła urzec. W drugiej tego elementu zaskoczenia zabrakło, przez co spływało to po mnie wraz z rozwojem fabuły. Stoi w rozkroku nastawiając na trzecią część - film się dosłownie urywa - samemu nie przykuwając aż takiej uwagi. Przyzwoite aktorstwo, w filmie, który widzieliśmy. Nie okrutna strata czasu, ale wciąż strata. Been there done that... – 4/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline

The Mud (2013)

Dwóch nastolatków znajduje na wyspie na rzece Missisipi łódź, w której mieszka tytułowy Mud. Mężczyzna ucieka przed wymiarem sprawiedliwości, bo zabił człowieka. Na wyspie czeka na swoją ukochaną, z którą chce uciec gdzieś daleko. Chłopcy - chociaż nie wierzą we wszystkie opowieści nieznajomego - postanawiają mu pomóc. Wkrótce tajemnicza piękność pojawia się w pobliskim miasteczku, a niedługo później - łowcy nagród wynajęci przez bogacza, któremu Mud zabił syna.

 

Obraz Jeffa Nicholsa obejrzałem już jakiś czas temu, ale do teraz chodzi mi po głowie i jako, że zdecydowanie wyróżnia się na tle miernot, które obejrzałem w ostatnim czasie, to postanowiłem coś skrobnąć. The Mud (polski tytuł to "Uciekinier") to opowieść w stylu Hemingwaya: mamy męską przyjaźń, bohatera, który dostaje po dupie od życia, ale mimo kolejnych ciosów podnosi się i stara się iść dalej i w końcu bardzo ważny dla całego filmu wątek relacji damsko-męskich z przesłaniem, które łatwo odczytać w wypowiedziach niektórych bohaterów: "Kobiety będą cię ranić, ale zawsze je szanuj, bo tak trzeba, bo jesteś facetem." Wbrew polskiemu tytułowi nie należy się nastawiać na nagłe zwroty akcji i wartką akcję. Tutaj wszystko toczy się powoli, a sam film do łatwych nie należy (ale też nie jest to jakiś przesadnie głęboki i skomplikowany obraz - żeby nie było). Bardzo dobrze w głównej roli sprawdza się Matthew McConaughey (za którego wizerunkiem amancika niespecjalnie przepadam i generalnie zapisuję aktorowi na plus, że takimi filmami jak "The Mud" próbuje się z tego image'u wykaraskać). W filmie Nicholsa stworzył złożoną i intrygującą postać - faceta żyjącego marzeniami, niepoprawnego optymisty, którego miłość doprowadziła na dno, ale jednocześnie twardego, potrafiącego dźwignąć się z gleby bez względu na przeciwności. Kapitalni są też dwaj pomagający "uciekinierowi" chłopcy (Tye Sheridan i Jacob Lofland). Drugi plan też solidny: Reese Witherspoon w roli femme fatale, Sam Shepard w roli samotnika mieszkającego nad rzeką, czy Michael Shannon, którego jednak na ekranie widzimy bardzo rzadko. Minusy filmu to fakt, że jednak - momentami - się dłuży, a końcówka na kolana nie powala. Na filmwebie dałem naciągane 7/10, które z czasem stało się solidnym 7/10. To jeden z tych filmów, które żyją długo po obejrzeniu. ;)

14453752125651e0a536c69.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The Necessary Death of Charlie Countryman

Charlie (Shia LaBeouf) to przeciętny chłopak, który przeprowadza się do Bukaresztu po śmierci matki. Tam spotyka tajemniczą wiolonczelistkę (Evan Rachel Woods), w której zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Niestety, piękna dziewczyna jest związana z brutalnym gangsterem.

Tak jak przeciętny i bezbarwny jest Charlie – bo jest, opis nie kłamie – tak też mieni nam się cały film o jego miłosnym podboju. Gość przeprowadza się do obcego kraju, jest totalnie nieżyciowym nieudacznikiem, który sam nie ma pojęcia, co tam robi, bo kazała mu lecieć zmarła matka – już po śmierci, bo gada ze zmarłymi. Zakochuje się w również przeżywającej stratę rodzica dziewczynie, i biega za nią, jak bosonogie sieroty z Boliwii za cielęcym jelitem. Całą jego wizję przyszłości psuje nieco mąż Gabi, Nigel (Mads Mikkelsen), który – na całe szczęście – nie jest tak oklepanym antagonistą, jakby się mogło wydawać. Gość może i jest gangsterem, ale romantycznej strony mu odmówic nie można. Przez to, że był nieco domalowany, jak z innej bajki, sprawia najlepsze wrażenie. Owszem, nie trudno się wyróżnić wśród zgrai sztampowych, wyciętych z kartonu postaci, ale warto podkreślić jego dominacje.

Zakochany kundel, piękna nieznajoma, brutalny gangster i idiotyczni kumple – wow, tego jeszcze nie grali! – wszystko w dość tajemniczej i nieco surrealistycznej polewie. Z jednej strony, gadanie ze zmarłymi nadało tor fabule, z drugiej, wypadało sobie na ten tor wskoczyć inną ścieżką. Gadanie z matką, czy ze zmarłym towarzyszem podróży, tak naprawdę nie niesie ze sobą wartości dodatniej. Gdyby to była tylko matka, to ok, znaczy, że rozpacza po jej śmierci i miewa jakieś wizje. Ale co tam robi gość poznany kilkanaście minut wcześniej? Widocznie Charlie ma jakieś zdolności, o których nie wiemy. Wiemy za to, że nie ma tu czego szukać. Ani to romantyczne, ani to dobra sensacja, a i komedii za grosz. Wygląda jak prosta, liniowa, widokówka Bukaresztu. Pytanie, czy chcecie oglądać widokówkę miejsca, które do najpiękniejszych nie należy. Charlie może i koniecznie musi umrzeć, ale nikt nie musi tego oglądać – 3/10

 

 

Christmas Bounty

Była łowczyni nagród Tara (Francia Raisa), jest w trakcie swojej przemiany w nauczycielkę. Kiedy chcę zostawić swoje poprzednie życie, dostaje telefon od gościa, którego lata temu pozbawiła wolności. Jednoczy się ze swoją rodziną i byłym chłopakiem (The Miz) – wszyscy z tego samego „biznesu” - by w okresie przedświątecznym wsadzić ten problem z powrotem do pudła. Sprawy się nieco komplikują, gdy obecny chłopak jedzie za nią by się oświadczyć. Tara chcę zataić swoje prawdziwe oblicze, jak i oblicze swojej rodziny.

Świąteczny film, jednak inny niż zwykle. Rodzina się nie zjeżdża z okazji gwiazdki, mikołaj nie walczy z czasem, a żaden bałwan nie gada – tzn. jest Miz, ale... :wink: Wszystko na potrzeby telewizji, czyli wizualnie ubogo, aktorsko niezobowiązująco, a fabularnie liniowo. Trzeba to zaakceptować, a można z tego czerpać odrobinę satysfakcji.

W swojej głupocie jest to całkiem zabawne. Przejaskrawienie postaci im służy. Rodzice głównej bohaterki to cycata, skąpo odziana blondynka, i typowy osiłek, z zawsze odsłoniętymi rękawami. Tak dalecy od normalności, że aż zabawni. Narzeczony zaś to nieudacznik z założenia, który musi się czuć zazdrosny, kiedy jego kobieta jest w pobliżu byłego, napakowanego chłopaka. Przewidywalne, wiadomo.

Ex-WWE Champion wypada naturalnie. Na pewno nie mniej od reszty aktorów z planu. Jeśli ktoś podejdzie do tego bez znajomości wrestlingu, to najpewniej jego wskaże, jako najbardziej doświadczonego z całej gromady. Wszystko dlatego, że jego postać jest... normalna. Nie został wyłowiony z tego „slapsticku”, co reszta.

TV Movie, więc standardy oceny niższe. Gdyby to było w kinach, to ludzie krzyczeliby o zwrot pieniędzy. Tutaj jest przeciętniak. Krótki, spełniający niewysokie, "familijne" wymagania. Nie miałem ochoty walnąć głową w ściane, jak przy niektórych filmach ze stajni WWE – 4/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Ain't Them Bodies Saints

Wyjęci spod prawa Bob Muldoon (Casey Affleck) i Ruth Guthrie (Rooney Mara) zostają aresztowani w Teksasie. Cztery lata później Bob ucieka z więzienia i rusza na poszukiwanie Ruth oraz córki, której nigdy nie poznał. Nie wie jednak, że kobieta zostawiła za sobą przeszłość.

Romantyczne kino z przyzwoitą obsadą. Casey wcale się nie wrodził do brata. Podobieństwo jest, jednak w doborze scenariuszy ma zdecydowanie lepszego nosa, i umiejętności budzące większą sympatie. Rooney Mara na kolana nikogo nie rzuci, ale Ben Foster, jako podkochujący się szeryf robi sporą różnicę w całej historii. To on tak naprawdę rozdaje karty. On jest zmienną, odpowiadającą za jakiekolwiek zmiany nastroju u bohaterów. W końcu to on jest w środku całego zamieszania, ścigając obie połówki. W obu przypadkach cel jest inny, ale sukcesywnie dąży do przodu.

Pełno tu luk w scenariuszu, a przedstawienie postaci praktycznie nie istnieje. Oni są razem, zostają schwytani, on ucieka z więzienia, ona jakoś szczególnie nie rozpacza. Ani nie dowiemy się jak uciekł, ani też skąd potrafi dobrać nowe ciuchy, bo stroje zmieniają się ze sceny na scenę. Niby fundament fabuły, a dostajemy tylko zarys. Gdyby to dopieścili, mielibyśmy lepszy film, w którym los bohaterów by nas interesował bardziej. A tak, jeśli dodamy do tego bardzo ciemną, pokrytą cieniem scenerie, Teksański, wymuszony, nieprzyjemny dla ucha akcent, jak i dość powolne tempo akcji – z wyłączeniem pierwszego i ostatniego kwadransu – dostajemy coś, w co ciężko się w pełni zaangażować. Niewykorzystany potencjał – 5/10

 

 

Open Grave

Człowiek (Sharlto Copley) budzi się w otwartym grobie pełnym trupów. Po wydostaniu się, spotyka pięcioro nieznajomych, którzy przeszli przez to samo. Tak samo nie wiedzą, gdzie są, kim są, ani kto jest odpowiedzialny za masakrę.

Gra z czasem, na nieznanym polu walki. Nikt nikomu nie może ufać, co szybko rodzi wewnętrzne konflikty. „Open Grave” to bardziej thriller, niżeli horror jakim został ochrzczony. Twórcy bardziej wzięli sobie do serca wkręcenie nas w całą intrygę, niżeli próbę przestraszenia kogokolwiek. Warstwa startowa historii, wystarczyłaby na budowanie przyjemnej atmosfery. Z każdą kolejną, miałem wrażenie, że przedobrzyli. W okolicach swojego schroniska, co chwilę napotykają ludzi skażonych jakimś wirusem. Zachowują się jak żądne krwi zombie, stając się centrum opowieści – nieco zbędnym, w moim odczuciu.

Aktorsko, pomimo braku wielkich nazwisk, wygląda to przyzwoicie. Postać Copleya budzi mieszane uczucia, za co mu chwała – tak to miało wyglądać – a inni też są dość wyraziści, mimo totalnej anonimowości. Jest Azjacka niemowa, koleś władający kilkoma językami, specjalista od broni, samozwańczy lider, jak i kobieta, przy której większośc jest pewna, że ją znali. Jednak tak szybko, jak poznajemy cechy poszczególnych osób, stają się one nic nie wartym tłem. Dodatkiem, który sprawiał wrażenie bycia czymś więcej. Podobnie jak w przypadku tej początkowej warstwy fabuły.

Fajnie zaczęli, by później się pogubić. To co było dobre i miało być ważne, poszło w niepamięć, a karty zostały odkryte zbyt szybko. Ostatnie pół godziny, to już ostatnia prosta ze znaną odpowiedzią, przy której nie ustrzegli się miałkich, wymuszonych zwrotów. „W momencie gdy się budzisz, koszmar się rozpoczyna.” Hasełko fajne, ale koszmar dość płytki. – 4/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  4 959
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Wściekłe pięści węża 3 czyli wściekły wąż kontra cyborg zombie - widać przeskok jakościowy między tym, a poprzednimi częściami[bodaj z 2005 i 06r]. Z poprzedników niewiele zostało poza głównym bohaterem[który zginął w dwójce, ale co z tego], był jakby większy nacisk na fabułę[która wybitna nie była, wiadomo]. Ale to wszystko nie ma znaczenia, bo humor był taki sam jak w poprzednikach. I jak ktoś oglądał te przesycone absurdem filmy, to i za trójkę się powinien zabrać.

...bo jeden Straight Edge na forum to zdecydowanie za mało.

Typer WWE 2018 - 3 miejsce

Typer NXT 2018 - 1 miejsce

105504318959183a35d96e9.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Frozen / Kraina lodu

Anna wyrusza na wielką wyprawę, by odnaleźć swoją siostrę Elsę, której magiczna moc uwięziła królestwo Arendelle w okowach wiecznej zimy.

Twórcy „Tangled” („Zaplątani” – 5/10) wracają z... praktycznie tym samym, plus śnieg. Znowu jest urodziwa dziewczyna, nieco niezdarny nieznajomy, problem napędzający przygodę, i postacie drugoplanowe kradnące show. Względem poprzedniczki, na pewno kraina spodoba się bardziej. Arendelle wpasowuje się w zimowy klimat, a śnieg prawdopodobnie nigdy nie wyglądał tak dobrze, w żadnej innej animacji. To co zyskali na tym polu, stracili na postaciach. Bałwan Olaf wystrzelał się na zwiastunie, i na dłuższą metę roztopił, a renifer to nic więcej, jak ubogi krewny konia z „Zaplątanych” – choć mimo to, jest tu zdecydowanie najjaśniejszym punktem. Jasne, jest tu odrobina śmiechu wymieszanego z romansem, ale to konieczność czarująca najmłodszych.

A teraz do tego, co sprawia, że nie jestem w stanie strawić całości. Jest to to samo, co psuje mi większość animacji. Niekiedy potrafią to wyważyć, czasem nawet mi się poszczególne motywy spodobają... Piosenki. „Kraina lodu”, to równie dobrze mogłaby być kraina pieśni i tańca, gdzie bohaterowie śpiewają, a historia praktycznie stoi w miejscu. Jeśli by wyciąć popisy wokalne, to zostanie nam tu film krótkometrażowy – tego jest tak dużo! Nie pisałem się na musical, a na prostą, niezobowiązującą zabawę – 3/10 – Ludzie podono zachwyceni... Dla mnie ładne i niewiele poza tym.

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  1 131
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2010
  • Status:  Offline

Wściekłe pięści węża 3 czyli wściekły wąż kontra cyborg zombie - widać przeskok jakościowy między tym, a poprzednimi częściami[bodaj z 2005 i 06r]. Z poprzedników niewiele zostało poza głównym bohaterem[który zginął w dwójce, ale co z tego], był jakby większy nacisk na fabułę[która wybitna nie była, wiadomo]. Ale to wszystko nie ma znaczenia, bo humor był taki sam jak w poprzednikach. I jak ktoś oglądał te przesycone absurdem filmy, to i za trójkę się powinien zabrać.

 

Mam absolutnie odmienne zdanie na ten temat. Wiadomo, graficznie prezentuje się to lepiej, ale gdzie jest ten absurdalny humor z części pierwszej (nie porównuję tego już nawet do Sarniego Żniwa)? Trójka jest strasznie drętwa, fabuła do dupy, ale humor powinien tutaj przyćmić wszystko. Skończyło się na tym, że oglądając zwiastun uśmiałem się bardziej niż przy całym filmie. Nie pomógł tutaj ani Wściekły Wąż ani Eternitowy Bogdan. Praktycznie raz się zaśmiałem - na wieść o Szutrowym Marcinie :) Reszta filmu słaba bardzo - jedynka dużo dużo lepsza.

1047920915357ecfbacc6b.jpg


  • Posty:  4 959
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

jedynka dużo dużo lepsza.

No z tym się zgodzę :P

Mogło na mnie zadziałać to, że nie miałem żadnych oczekiwań co do filmu. Nie śmiałem się tak jak na poprzednich częściach, ale też bym skłamał, jakbym powiedział, że tylko raz[choćby na nawiązaniach do poprzednich części, np. kiedy Andrzeje wstawali z grobów]. No i też lepiej się ogląda filmy ze znajomymi[...i z alkoholem - nie mówię o sobie, ale dobra połowa sali miała ze sobą flaszki].

W każdym razie - to jest gorsze od jedynki i dwójki, ale nikomu bym nie powiedział, żeby tego nie oglądał. Niech spróbuje i wyrobi se opinię, nawet jeśli ma się zawieść.

...bo jeden Straight Edge na forum to zdecydowanie za mało.

Typer WWE 2018 - 3 miejsce

Typer NXT 2018 - 1 miejsce

105504318959183a35d96e9.jpg


  • Posty:  1 867
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  26.03.2008
  • Status:  Offline

W tej dyskusji stanę po stronie jakuba. W tym nowym Wężu jest naprawdę mało Węża i ciężko porównywać tę produkcję do dwóch ją poprzedzających. Chyba wygodniej by było, gdyby Walaszek nie odwoływał się do WPW, a wykręcił coś całkiem nowego, bo trójka nie wygrzebie się spod ciężaru porównań. Chociaż... nawet bez porównań się nie wygrzebie. Fabuła była absurdalna, ale nie w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu. Masa niedopowiedzianych gagów, w których ewentualna puenta chyba znajdowała się właśnie w tej niedopowiedzianej części. Totalnie inny klimat od poprzedniczek - w tym przypadku nie bijący widza po mordzie absurdem. Sceny, które po prostu miały miejsce, ale humoru nie poprawiały. W sumie niby sala kinowa raczej się śmiała, więc do końca tragicznie nie jest. Nieźle się zapowiadał z początku Zbigniew

no ale szybko umar, a potem znów nieźle się zapowiadał po zmartwychstaniu, ale też długo nie pociągnał

. Poza tym trzeba przyznać, że ten nowy klimat dał okazję do spróbowania czegoś co przy sposobie kręcenia WPW, albo Sarniego Żniwa nie mogłoby mieć racji bytu.

 

Scena w której cyborg zombie masakruje panią w NightClubie/Bistro, a potem tankuje LPG w sposób w jaki tankuje była naprawdę ciekawa. Nie że śmieszna, nie nie, była ciekawa, chyba najciekawsza w całym filmie.

 

 

Ogólnie spotkał mnie zawód. Miło było przypomnieć sobie Romana, albo Sebka, w dodatku na dużym ekranie, ale gwóźdź programu nie przybił mnie do fotela.


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Homefront

Emerytowany agent wydziału narkotykowego (Jason Statham), po przeprowadzeniu się na wieś, staje do walki z dilerem (James Franco), który terroryzuje okolice – czyt. Statham w tym samym filmie, który widzieliśmy już kilkukrotnie. Znów będzie zwalczał zło. Znów znokautuje kilku statystów. Znów zapomnę i nie odróżnie od innych jego filmów.

Tym razem, za pierwszy nokaut odpowiada córka Jasona, która rozprawia się ze szkolnym osiłkiem. To początek, który krzyżuje drogi dobra i zła. Rednecki nie mogą przełknąć goryczy porażki, więc nasyłają najgroźniejszego z groźnych, by rozprawił się z przyjezdnym. Zaczyna się nudne prześladowanie, trwające dobre 2/3 filmu, które nie zaskakuje niczym zjawiskowym. Od czasu do czasu kogoś uwali, innym razem postraszy.

Statham gra... Stathama. W zasadzie są dwie wersje Anglika. Albo dostaniemy tego aroganckiego, wyszczekanego Jasona, który zwykle zaskarbi sobie naszą sympatie, albo tego, który swoje killerskie umiejętności chcę za wszelką cenę ukryć przed światem. Tutaj mamy tą werbalnie ubogą (gorszą) odmianę. Wiadomo, on się tu czuje jak ryba w wodzie, ale ileż można na to akwarium patrzeć. Franco prezentuje się lepiej. Nic zjawiskowego, ot kozak/narkoman zachowujący zawsze zimną krew, ale kilka fajniejszych scen się znajdzie.

Jak na scenariusz pisany przez Rambo (Sylvester Stallone), jest tu zakakująco mało akcji. Jesli kogoś ciągnie do ekranowej adrenaliny, pościgów, strzelanin, czy bijatyk, to tutaj musi się nastawić na tatę odbierającego córkę ze szkoły, czy tatę remontującego domek. Treści w tym wszystkim bardzo mało – 3/10

50608915156a3743c1fa34.jpg

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Polecana zawartość

    • WWE Backlash 2025
      Dyskusje na temat wydarzenia WWE Backlash 2025!
      • 32 odpowiedzi
    • WWE WrestleMania 41
      Spekulacje i dyskusje na temat największego wydarzenia wrestlingowego roku - WrestleManii 41!
        • Dzięki
        • Lubię to
      • 147 odpowiedzi
    • WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Zapraszamy do dzielenia się wrażeniami z Monday Night Raw na Netflix!

      W tym wątku użytkownicy forum dyskutują na temat czerwonego brandu od 2010 roku. Pozostaw swoją cegiełkę w temacie, zawierającym 17,9 tyś. odpowiedzi i 2,9 mln wyświetleń. :)
      • 18 051 odpowiedzi
    • New Japan Pro Wrestling - Dyskusja Ogólna
      Miejsce na ogólne dyskusje związane z New Japan Pro Wrestling.
      • 713 odpowiedzi
    • Kobiecy Pro Wrestling
      Ogólne dyskusje na temat pro wrestlingu w wykonaniu płci pięknej.
      • 107 odpowiedzi
    • TNA Wrestling - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce w dedykowane ogólnym dyskusjom na temat TNA/Impact Wrestling!

       

      Wczorajszy IMPACT właśnie się ściąga, więc opinia w późniejszym terminie
      • 9 352 odpowiedzi
    • AEW Saturday Collision - ogólne dyskusje i komentarze
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 147 odpowiedzi
    • AEW Dynamite - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 1 187 odpowiedzi
    • WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z Friday Night SmackDown!
      • 9 606 odpowiedzi
    • WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z WWE NXT!
      • 4 898 odpowiedzi

  • Najnowsze posty

×
×
  • Dodaj nową pozycję...