Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Filmy ostatnio widziane


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Hanna

N!KO – Hanna (Saoirse Ronan) to nastolatka posiadająca siłę, wytrzymałość i zmysł żołnierza. Była wychowywana i trenowana w Finlandzkim lesie przez swojego ojca (Eric Bana), byłego agenta CIA. Wszystko miało na celu stworzenie zabójcy idealnego. Jej dzieciństwo opiera się na nauce w skutecznym mordowaniu. Hanna musi przemierzyć Europę, kiedy na ogonie siedzi bezwzględna organizacja.

Patrząc na bohaterkę, to nic dziwnego, że zrobili z niej maszynę do zabijania, bo w innym wypadku by nie dała rady się zbliżyć do żadnego normalnego faceta. Mała, blada, zaniedbana, bez brwi, w prostych słowach jest paskudna. W tym przypadku wypada docenić, że posiada wszystkie zęby. Charlize Theron z „Monster” by się takiej stylizacji nie powstydziła. Każdy młodociany terminator musi przejść odpowiedni trening, a my jesteśmy jego świadkami na początku produkcji. Od razu widać cierpienie młodej Hanny, w której budzą się dziecięce pragnienia, mimo że nigdy ich nie zaznała, ani nie miała gdzie ich podpatrzeć. Jest to historia „freaka”, który stara się odnaleźć własne ja, w świecie, o którym na dobrą sprawę nie ma pojęcia. Czajnik, telewizor, czy prysznic, są tak przerażającym widokiem, że trzeba uciekać z hotelowego pokoju. Przypadkiem napotkana, szczęśliwa familia, sprawia, że na twarzy pojawia się uśmiech. Połączenie tych prostych motywów, z przekolorowaną opowiastką, w której mała dziewczynka potrafi uciec z kompleksu wojskowego niezauważona, sprawia, że główna bohaterka jest mało skomplikowaną postacią, a ja się chyba minąłem z emocjami, jakie twórcy chcieli wywołać u widza. Znacznie ciekawiej się śledzi poczynania tajemniczej agentki Marissy Wiegler (Cate Blanchett), która jest od początku na ustach wszystkich, ale kryje jakąś tajemnicę. Wszystko rozkręca się powoli, ale gdy przychodzi co do czego, to nakręcone akcje stoją na dobrym poziomie. Istniało spore prawdopodobieństwo, że ten film będzie czymś w rodzaju „Amerykanina” z Clooneyem, ale okazał się lepszy – 5/10

 

----------

 

 

 

 

X-Men: First Class (X-Men: Pierwsza Klasa)

N!KO – W roku 1962, zanim Charles Xavier (James McAvoy) i Erik Lehnsherr (Michael Fassbender) przyjęli imiona Profesor X i Magneto, byli dwoma młodzieńcami, którzy dopiero odkrywali swoje niebywałe zdolności. Z początku byli to najlepsi przyjaciele pracujący ze sobą i z innymi mutantami, by zapobiec zagrożeniu całego świata. „Pierwsza klasa” opowiada historie, która poróżniła dwójkę mutantów, i doprowadziła do wojny Bractwa Magneto, z X-Menami Profesora.

Informacja o nowych X-Menach mnie wcale nie poruszyła. Każda kolejna część była coraz to słabsza, i dochodził do tego fakt, że to film oparty na komiksie, a to najczęściej oznacza, że można chwile popatrzeć na specjalne efekty, przypomnieć sobie narysowanych bohaterów z dzieciństwa i finalnie zapomnieć o całej produkcji. „Mroczny Rycerz” z 2009 roku udowodnił, że ktoś kompletnie nieznający tych herosów, może przyjemnie spędzić czas przy ekranizacji na ich podstawie. Bardzo miło zakomunikować, że z nowymi „X-Menami” jest podobnie. Nie chce powiedzieć, że jest to dzieło tak wybitne jak poprzedni Batman, bo tutaj nie uświadczymy Heatha Ledgera w roli Jokera, ale jest sporo fajnych motywów, dobrych dialogów, i przede wszystkim ciekawych postaci. Chodzi mi o dwójkę głównych bohaterów, którzy błysnęli na ekranie, zapewne otwierając sobie drogę do większej ilość ofert. Magneto jest od samego początku rządny zemsty na Sebastianie Shaw (Kevin Bacon – również w udanej roli), który jest odpowiedzialny za śmierć jego matki i jest głównym antagonistą w filmie. Do porządku potrafi go przywołać świeżo upieczony Profesor, który pokazuje w tym filmie swoje dawne oblicze. Rzucający dowcipami imprezowicz, który swoje moce czytania w myślach wykorzystuje do podrywu nieświadomych kobiet przy barze. Obaj zajmują się treningiem swojej nowej ekipy. W jej skład wchodzi wielu mniej znanych mutantów, ale znaleźć można tam Mystique, czy Beast’a. Ten ostatni to jedna z bolączek tego filmu. Skoro postawili w filmie na postacie, to musiały ucierpieć aspekty, które wyróżniały pozostałe części serii. Efekty specjalne nie należą do wybitnych (poza jednym wyjątkiem), ale nie czepiałbym się tego, gdyby nie tragiczny wygląd wyżej wspomnianej Bestii. Nie wiem, czym się sugerowali, by zrobić go na takie „odwal się”, ale biorąc pod uwagę fakt, że w swojej „puszysto niebieskiej” formie występuje w późnym etapie produkcji, to mogli się bardziej postarać. Poza tym jest troszkę dziur w historii, ale to na tyle z rażących błędów. Najważniejszą informacją jest ta, że najnowsi „X-Meni” są całkowicie inni, od swoich poprzedników. Jeśli spodziewacie się standardowej dla komiksów akcji, to pewnie się zawiedziecie. Obranie innej drogi wyszło na dobre w moich oczach. Nawet najbardziej zagorzali fanatycy ilustrowanych opowiadań odłożą swe pochodnie i widły – 7/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  5 046
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

How to Rob a Bank - jest to produkcja z 2007 roku, która zaczęła się dość ciekawie. Jinx przyszedł do banku odebrać swoje 20 dolarów i pech chciał, że trafił w środek napadu i przez zbieg okoliczności skończyła zamknięty w sejfie do którego chcieli wejść napastnicy, ale nie mogli, bo był zamknięty od środka. Jinx znalazł się tam z wspólniczką zamachowców co sprawiło, że kilka scen wypadło całkiem zabawnie, a niektóre postacie z którymi główny bohater porozumiewał się za pomocą telefonu komórkowego były w miarę pozytywne. Niestety z biegiem minut film stawał się coraz bardziej przesadzony i mało realistyczny co koniec końców sprawiło, że ocena jest taka jaka jest. Więcej Davida Carradine'a, jakaś ciekawsza rola dla Terry'ego Crewsa(bo czasami mam wrażenie, że on zawsze gra w taki sam sposób) i mogłoby być lepiej. 4/10

 

The Green Hornet - miałem pewne obawy przed obejrzeniem kolejnej już ekranizacji komiksu, ale muszę przyznać, że czas podczas oglądania tej pozycji po prostu mi śmignął. Główna zaleta tego filmu to na pewno ciągła akcja i wiele bardzo przyzwoitych scen. Seth Rogen jako główny bohater wypadł nieźle, ale akurat w tym filmie nie miał szans wybić się na szczyt, bo Christoph Waltz jako czarny charakter jest ciężki do pobicia, a nawet Jay Chou, który wcielił się w role Kato bardziej zapadł mi w pamięć przede wszystkim swoimi tekstami. Trochę żałuje, że większej roli nie miał Edward Furlong, ale od momentu American History X jego kariera to równia pochyła. Oczywiście co w tego typu filmach jest normą tak było też teraz, czyli za bardzo naciągana końcówka w której jak nie trudno się domyślić akcji było aż za dużo, a przewidywalność była na zbyt wysokim procencie. 6/10

 

Gnomeo and Juliet - no i kolejna animacja na moim rozkładzie do której podchodziłem z pewnym dystansem, ale jak się okazuje niepotrzebnie. William Shakespeare i jego klasyczny dramat przedstawiony z perspektywy niebieskich i czerwonych...krasnali ogrodowych okazał się strzałem w dziesiątkę. Animacja do tego stopnia potrafiła mnie wciągnąć, że lubiany przeze mnie polski dubbing zszedł na drugi plan chociaż trzeba przyznać, że Czarek Pazura, który był głosem Faflamingo skradł show w ten sam sposób w jaki robił to podczas "Epoki Lodowcowej". Oprócz tego wiele ciekawych, charakterystycznych postaci i cały spór przedstawiony z przymrużeniem oka, który po prosu idealnie dopasował się w całość tej animacji. PS: N!KO - mnie też już zaczynają te wszystkie tańce i śpiewy irytować, ale jeszcze gorzej było w innym filmie o którym parę słów napisze za chwile. 7/10

 

They Live - klasyka kina sci-fi reżyserii Johna Carpentera z 1988 roku. Główną role gra Roddy Piper i mimo, że nie jest to aktorstwo z wysokiej półki to film naprawdę ogląda się fajnie, ale też trzeba podejść do niego z odpowiednim dystansem, bo nie jest to typowa produkcja science fiction. Nada grany przez Rowdy'ego wpada w posiadanie nietypowych okularów dzięki którym widzi kto jest człowiekiem, a kto...przybyszem z obcej planety wyglądającym jak trup. Cały film trzeba traktować bardziej jako pastisz sci-fi z motywem przewodnim obcych, oczywiście głównym przesłaniem Carpentera było to w jaki sposób media i inne środki przekazu potrafią zmanipulować człowieka, a przynajmniej ja tak to odebrałem. Może ktoś dostrzeże w tym mniej, może ktoś inny więcej lub zupełnie coś innego, ale chyba to jest najlepsze, że interpretacja zawsze jest sprawą indywidualną. 6/10

 

Black Death - XIV wiek, panuje epidemia dżumy, która zasiała totalne zniszczenie. Ulric grany przez Seana Beana bohater dostał zadanie dostania się do pewnego miasta, które zawarło pakt z siłami zła i w którym dokonuje się wskrzeszania umarłych. Ze sobą zebrał swoją wierna ekipę plus przewodnika Osmund, czyli mnicha, który zgodził się na podróż głównie ze względów osobistych(nie wiem jak nazywa się aktor, który go grał, nie chce mi się sprawdzać, ale muszę przyznać, że dawno nikt mnie tak nie irytował). W pewnym momencie filmu myślałem, że będzie to bardzo podobna produkcja do oglądanego ostatnio przeze mnie "Polowania na czarownice", ale jednak wszystko było pokazane o wiele lepiej, a na wszystkie pytania nie było odpowiedzi co akurat w tym przypadku uznaje za pozytyw. Nawet końcówka była dość zaskakująca i z tak mizernie zapowiadającego się filmu wyszło bardzo solidne kino co pewnie bardzo osoby odpowiedzialne za produkcje ucieszyło. 6/10

 

Gulliver's Travels - nie przepadam za humorem Jacka Blacka, ale z mojego maniakalnego obowiązku zobaczyłem też ten film. Gulliver po początkowych zbiegach okoliczności trafia do krainy liliputów. Początkowo uznawany za potwora, później staje się ich przyjacielem i głównym obrońcą przed atakami wroga. Musze przyznać, że niektóre sceny potrafiły mnie rozbawić, szczególnie te w których Gulliver urządził się już w krainie liliputów i czuł się jak u siebie w domu. Niestety później przyszła miałka akcja, która coraz mniej mnie ciekawiła no i oczywiście finał, który był zupełnie niedopracowany i bez emocji. I znów scena taneczna na koniec najważniejszej sceny, która była absolutnie debilna. Kilka pozytywnych scen o których napisałem trochę uratowało ten film, niezła obsada czasami pozwalała zapomnieć mi o słabej historii i np. rzucić okiem na śliczną Emily Blunt, dlatego aż tak słabej oceny nie będzie, ale nie wykluczam, że zmienię to jeszcze na oczko niżej. 4/10

15974308365193fac7b7921.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Win Win

N!KO – Mający problemy z sercem Mike Flaherty (Paul Giamatti), jest prawnikiem i licealnym trenerem zapasów. Jeden z jego klientów, Leo Poplar (Burt Young), potrzebuje opiekuna, a posiadając informacje o jego stanie konta, Mike zgłasza się na ochotnika. Problemy zaczynają się pojawiać, gdy nieoczekiwanie zjawia się wnuk Leo, i chce z nim zamieszkać. Próbujący utrzymać rodzinę prawnik, ma teraz na głowie więcej niż się spodziewał.

Życiowa to produkcja. Historia jest prowadzona wolno, a cały sęk w tym, że drużyna zapaśnicza głównego bohatera, to banda nieudaczników, a niespodziewany gość, jest na macie zaskakująco dobry. Między dwójką zaczyna budować się więź, a film ma dać do zrozumienia, że możemy znaleźć rozwiązanie trudnych sytuacji w najbardziej niespodziewanym momencie. Mamy tu do czynienia z mieszanką gatunków. Głównie jest to komedio-dramat, który przypomina zeszłorocznego „Greenberga” z Benem Stillerem. Przyznam szczerze, że momentami dali radę mnie rozbawić. Szczególnie reakcja na nowego członka ekipy i dojście do wniosku, że nie są w stanie go niczego nauczyć. Takich momentów było jednak stanowczo za mało. Dobre (prawdziwe) kreacje aktorskie, to argument przemawiający za sięgnięciem po „Win Win”. Nazwa może nie jest w pełni adekwatna do mojej reakcji po seansie, ale na szczęście na „Lose Lose” było za dobrze – 5/10

 

----------------

 

 

 

 

Lincz

N!KO – We Włodawie doszło do tragedii, która wstrząsnęła mediami. Doszło do krwawego morderstwa, którego sprawcą mógł być każdy z mieszkańców miejscowości. Ofiarą była w końcu osoba znęcająca się nad wszystkimi (Zaranek - Wiesław Komasa). Śledztwo wyjawi wiele skrywanych tajemnic.

Film był inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, a ja byłem chyba oczarowany zapowiedziami zasłyszanymi w mediach, które przypomniały mi bardzo dobry „Dług”. Gdy tylko słyszałem tytuł „Lincz”, momentalnie przypominał mi się hit z Robertem Gonerą, bo i za takie coś się podawali. Nie sądzę jednak, że moje odczucia po seansie są spowodowane zbyt wysokimi wymaganiami. To po prostu było słabe. Większość ludzi w tym filmie to jakieś ostatnie patałachy Polskiej szkoły aktorskiej. Każda postać jest jednowymiarowa, a teksty prokuratora zdałyby się w „wielkich” kryminalnych serialach naszej telewizji. Do tego zostało to nakręcona strasznie chaotyczne, gdzie sceny są w komiczny sposób urywane, a dźwięki uderzeń brzmią jak kopanie piłki w starych grach komputerowych. Nie wiem, czemu cała wieś nie mogła sobie poradzić z poczciwym dziadkiem, ale trzymam się tego, że to faktycznie oparte zostało na prawdziwej historii – 2/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  3 040
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.12.2010
  • Status:  Offline

poradzić z poczciwym dziadkiem,

 

Widzę że wcielasz się w prokuratora.Ale ja rozumiem to że sobie nie poradzili bo to nie był dziadek ale dziadek z nożem mający nierówno pod kopułą i na prawdę ciężką było sobie z nim poradzić nie robiąc mu krzywdy oczywiście nie oznacza to że powinni go zakatować bo nawet tak na mniej poważnie mówiąc mogli mu palce u nogi połamać i by nie chodził bo z tym mieli problem a nie z tym że żyje jednak "poczciwym" bym go nie nazwał.

 

To po prostu było słabe. Większość ludzi w tym filmie to jakieś ostatnie patałachy Polskiej szkoły aktorskiej

 

No tak brak Karolaka,Adamczyka,Sochy,Więckiewicza... jak można bez nich nie ma polskiego filmu

 

Każda postać jest jednowymiarowa

Dla mnie taka Kuna zagrała rewelacyjnie.

 

 

PS:Z jednym się zgodzę odgłosy uderzeń były tragiczne nawet jak na film C klasy.

Zrobiłem dużo dla biznesu:

Udział: Youshoot Teddy Long, Youshoot Rikishi, Lapsed Fan Podcast, Wrestling Soup, konwersacje z Dejwem na twitterze... Więc się wypowiadam + jestem w stanie słuchać Russo.


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

No tak brak Karolaka,Adamczyka,Sochy,Więckiewicza... jak można bez nich nie ma polskiego filmu

 

Zrozumialbym to, gdybym za kazdym razem docenial wyzej wymienionych, ale piszac to do czlowieka, ktory bardzo czesto czuje zazenowanie przy ich kreacjach, to jakis ponury zart, ktorego nie bylem w stanie zrozumiec.

Pozwole sobie nie odpowiadac na pierwszy punkt, bo przy takiej argumentacji z Polskimi aktorami, zaczynam nabierac spory dystans do dalszego prowadzenia tej dyskusji... (Powiedzmy tylko to, ze jesli dziadek ma noz, to nie zabrania Ci zlapania za cos dluzszego, co rowniez moze zrobic krzywde. Moze ja mieszkam w jakims ghettcie Polskim, o czym nie mialem pojecia, ale dla mnie takie akcje sa tak samo wiarygodne jak dialogi w "Linczu")

Obsada rodem z W11, czy innego cholerstwa, gdzie biora totalnych amatorow mnie malo interesuje. Nie mowie, ze tam sami tacy byli, bo Tamara Arciuch sie przewinela, ale przy tak sztucznych dialogach, to ciezko ich gloryfikowac. Ja rozumiem, ze nasza kinematografia to raczkujace dziecko z wodoglowiem, ale to nie oznacza, ze teraz musimy wychwalac wszystko, co nie jest komedia. Porownywanie tego do "Dlugu" to cios w krocze. Sami sobie szkodza.

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  5 046
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Prosta historia o miłości - debiut reżyserski Arkadiusza Jakubika zapowiadał się nieźle, ale jednak potencjał nie został wykorzystany. Sam pomysł zrobienia filmu w taki, a nie inny sposób, czyli jakby opowiadanie dwóch historii jednocześnie mógł wypalić i sam motyw pokazywania kręcenia filmu uznaje za plus, ale w połączeniu z nieciekawą historią miłosną wyszedł typowy średniak. Obsada też średnio przypadła mi do gustu, a para głównych bohaterów wielokrotnie wypadała niesamowicie sztywno jakby rzeczywiście byli zestresowani tym, że biorą udział w filmie w filmie, że się tak wyrażę. Na plus ciekawy jak zawsze Bartłomiej Topa, ale to za mało. O wiele bardziej od pary głównych aktorów podobał mi się głos samego Jakubika, który pełnił momentami funkcje reżysera-narratora. Sam pomysł niezły, ale tak jak mówię potencjał zmarnowany. 4/10

 

The Chosen One - z bardzo dużym dystansem podchodziłem do tego filmu, bo nie dość, że jest to mało znana produkcja to w dodatku nie zbierał zbyt pochlebnych recenzji, ale powiem szczerze, że nie było tak źle. Główny bohater Paul grany przez Roba Schneidera to osoba na skraju załamania nerwowego po tym jak zostawiła go żona. Myśli nawet o popełnieniu samobójstwa, ale zbieg okoliczności sprawia, że nawet to mu nie wychodzi. Warto ten film obejrzeć głównie ze względu na dramatyczną role Schneidera, który zasłynął swoimi rolami komediowymi, a w tym wypadku spisał się naprawdę przyzwoicie. Fabuła z czasem była coraz bardziej naciągana i sam koniec przelał czarę goryczy, ale gdyby finał nastąpił 10 minut wcześniej bez tego zbędnego finiszu to film otrzymałby jeszcze wyższą ocenę. Na plus też fajna rola Steve'a Buscemiego, który grał brata Paula(mnicha i geja w jednym). 5/10

 

Zodiac - widziałem już jeden film pod tym samym tytułem i opowiadający tą samą historie, który zupełnie nie wykorzystał potencjału i był bardzo niedopracowany(4/10), dlatego podchodziłem do tego co by nie mówić hitu z dość sporym dystansem. Okazało się, że niepotrzebnie, bo David Fincher znów zrobił swoje i stworzył naprawdę świetny film. Przede wszystkim w oczy rzucała się świetna obsada, która gwarantowała z miejsca bardzo solidny film, bo takie gwiazdy jak: Jake Gyllenhaal, Mark Ruffalo, Robert Downey Jr. czy Chloe Sevigny to gwarancja sukcesu. To tego doszła niesamowicie wciągająca historia mordercy nazywanego Zodiac, który na przełomie lat 60 i 70 przyznał się do 37 morderstw, ale tylko kilka z nich było na pewno z jego ręki. Śledztwo prowadzone na różnych płaszczyznach naprawdę wypadło fajnie i z biegiem minut coraz bardziej czekałem na zakończenie mimo, że wiedziałem, że nie dostane jednoznacznej odpowiedzi. To co zależy również uznać za pozytyw pracy Finchera to fakt, że film trwał blisko 2 i pół godziny i właśnie taki czas był chyba idealny na dokładne rozłożenie tak rozbudowanej historii. Były wątpliwości, ale jednak David znów pokazał swój kunszt. 8/10

15974308365193fac7b7921.jpg


  • Posty:  1 025
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  09.10.2009
  • Status:  Offline

Vals im Bashir (Walc z Baszirem) - wstyd się przyznać, ale po tę animację sięgnąłem dopiero niedawno, choć na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że chciałem to już uczynić dużo wcześniej, ale jakoś nie mogłem się zmobilizować. Teraz zrobiłem to i absolutnie nie żałuję. Film traktuje o wojnie w Libanie. Historia toczy się wokół reżysera o imieniu Ari, który to po rozmowie ze znajomym w barze uświadamia sobie, że nie pamięta żadnych wydarzeń z wojny. Stara się odnaleźć przyjaciół, przysłuchuje się różnym opowieścią, wszystko po to, by nie tylko wypełnić lukę w pamięci, ale i dowiedzieć się, jaka historia tyczyła się właśnie tejże wojny. Przy ocenie obrazu trzeba zwrócić uwagę na jedno - film wojenny. Jeśli dodamy do tego to, że jest to animacja, mamy pewnego rodzaju oksymoron. Ponieważ nie zostało to wszystko przedstawione w tradycyjnych, czarno-białych kolorach, tylko właśnie w taki, ciekawy i nowoczesny sposób. Osobiście bardzo polecam "Walca z Baszirem" (uważam, że jest to absolutnie pozycja obowiązkowa). Świetna muzyka, interesujące dialogi i sposób przedstawienia wydarzeń - 9/10.

 

Jak się pozbyć cellulitu - cóż, opinie na temat tego filmu nie powalały, ale mimo wszystko sam chciałem to zobaczyć, by przekonać się na własne oczy, z czym mamy do czynienia. Może zacznę od tego, że jest to komedia... co było tam śmiesznego? Nie znalazłem niczego, co mogłoby spowodować uśmiech na mojej twarzy. Ten film generalnie można porównać do "Ciacha": oba mało nieśmieszne, w obu dwóch aktorów zagrało fajne role (Małaszyński - Mecwaldowski) i w obu zagrały dwie bardzo urodziwe aktorki (Żmuda-Trzebiatowska - Boczarska). Jak już zaznaczyłem, humoru zero, natomiast na plus można zapisać kilka rzeczy. Oprócz wspomnianych przez -Ravena- (uroda Boczarskiej + Mecwaldowski) spodobała mi się ta piosenka, która była tak absurdalnie głupia, że momentami aż chwytliwa. Natomiast dużym minusem są przekleństwa - nie mam do nich nic, ale w tym filmie użycie ich totalnie mija się z celem, ponieważ zastosowano je w scenach, gdzie spokojnie można byłoby się bez nich obyć. Tak czy inaczej słabiutko - 2/10.

 

Ciało - czarna komedia. Sam pomysł na realizację i fabułę spodobał mi się. Zawsze fajnie momentami cofnąć się w czasie do okresu, kiedy to twarz Karolaka czy Adamczyka jeszcze nie męczyła. Film tak na dobrą sprawę rozpoczyna się w pociągu, gdzie mężczyzna odnajduje zwłoki. Po tym dochodzi do serii różnych zdarzeń, a zwłoki trafiają z ręki do ręki. Całość zostaje przedstawiona w ciekawy sposób, chociaż osobiście chciałbym zobaczyć to chronologicznie (bez cofania się i ponownego przenoszenia do przyszłości). Jednak nie jest to wcale jakiś minus, tylko własne przemyślenia. Tak czy inaczej widać wyraźną różnicę między "Ciałem" a tymi nowszymi komediami i wydaje mi się, że ocena 6/10 będzie adekwatna.

 

Milion dolarów - Janusz Kondratiuk został okrzyknięty przez wielu "polskim Woodym Allenem". W tym porównaniu chodzi przede wszystkim o prezentowany humor, który nie trafia do każdego, w związku z czym jego filmy można łatwo zgnoić, jak i się nad nimi rozpływać. Tym razem dostaliśmy film, w którym to starsza pani dostaje kupę pieniędzy, ale ich nie chce. Od tego momentu rozpoczyna się "wojna" między stronami chętnymi na zgarnięcie gotówki. Prym wiedzie Bożenka (Kinga Preis) i Stasiunek (Tomasz Karolak), którzy wpadają na pomysł, by pieniądze przelać na konto chorego Pawełka (Jakub Gierszał). Od tej chwili okazuje się, że nie są jedynymi osobami zainteresowanymi kasą. Mimo wszystko, to pieniądze nie są jedynym aspektem na który warto zwrócić uwagę. Mamy również do czynienia z pazernością, chciwością, krętactwem, jak i również rodzącym się uczuciem. Zatem nie można powiedzieć, że jest to typowa komedia, gdyż zawiera również ten wątek obyczajowy i nie jest nastawiona na to, by śmiać się z marnej jakości tekstów. Mimo tego jestem też daleki do hurraoptymizmu, ponieważ po obejrzeniu pozostał mi pewien niedosyt, przez co ocena to zaledwie 4/10.

Edytowane przez Menez

  • Posty:  10 282
  • Reputacja:   297
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Lincz

N!KO – We Włodawie doszło do tragedii, która wstrząsnęła mediami. Doszło do krwawego morderstwa, którego sprawcą mógł być każdy z mieszkańców miejscowości. Ofiarą była w końcu osoba znęcająca się nad wszystkimi (Zaranek - Wiesław Komasa). Śledztwo wyjawi wiele skrywanych tajemnic.

Film był inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, a ja byłem chyba oczarowany zapowiedziami zasłyszanymi w mediach, które przypomniały mi bardzo dobry „Dług”. Gdy tylko słyszałem tytuł „Lincz”, momentalnie przypominał mi się hit z Robertem Gonerą, bo i za takie coś się podawali. Nie sądzę jednak, że moje odczucia po seansie są spowodowane zbyt wysokimi wymaganiami. To po prostu było słabe. Większość ludzi w tym filmie to jakieś ostatnie patałachy Polskiej szkoły aktorskiej. Każda postać jest jednowymiarowa, a teksty prokuratora zdałyby się w „wielkich” kryminalnych serialach naszej telewizji. Do tego zostało to nakręcona strasznie chaotyczne, gdzie sceny są w komiczny sposób urywane, a dźwięki uderzeń brzmią jak kopanie piłki w starych grach komputerowych. Nie wiem, czemu cała wieś nie mogła sobie poradzić z poczciwym dziadkiem, ale trzymam się tego, że to faktycznie oparte zostało na prawdziwej historii – 2/10

 

(Powiedzmy tylko to, ze jesli dziadek ma noz, to nie zabrania Ci zlapania za cos dluzszego, co rowniez moze zrobic krzywde. Moze ja mieszkam w jakims ghettcie Polskim, o czym nie mialem pojecia, ale dla mnie takie akcje sa tak samo wiarygodne jak dialogi w "Linczu")

Obsada rodem z W11, czy innego cholerstwa, gdzie biora totalnych amatorow mnie malo interesuje. Nie mowie, ze tam sami tacy byli, bo Tamara Arciuch sie przewinela, ale przy tak sztucznych dialogach, to ciezko ich gloryfikowac. Ja rozumiem, ze nasza kinematografia to raczkujace dziecko z wodoglowiem, ale to nie oznacza, ze teraz musimy wychwalac wszystko, co nie jest komedia. Porownywanie tego do "Dlugu" to cios w krocze. Sami sobie szkodza.

 

Cóż, z miejsca mi się N!KO przypomina dawna sytuacja kiedy oceniłeś "Antychrysta" na 1/10... Rozumiem, że można oceniać surowo dane filmy (nie każde są w naszym guście i spełniają oczekiwania, co bezpośrednio później przekłada się na obniżenie oceny), ale jest różnica pomiędzy ostrą oceną a wystawianiem not po prostu krzywdzących dany obraz.

Przyznam, że w tym przypadku oczekiwałem czegoś bardziej w stylu bardzo dobrego "Domu Złego" niż genialnego "Długu" i się nie rozczarowałem. Dla mnie "Lincz" to solidne 7,5/10.

Zarzuciłeś "Linczowi" słabe aktorstwo a dla mnie stało ono na co najmniej dobrym poziomie. Świetna rola głównego agresora (Komasa) i genialna jego gra twarzą. Faceta można naprawdę się było przestraszyć i uwierzyć, że to zdecydowany na wszystko socjopata. Bardzo dobre role cynicznego prokuratora (wcale nie uważam żeby jego dialogi były sztuczne. Dobrze podkreślały "parcie na szkło" faceta i to, że dla niego nie liczył się człowiek, ale liczba wygranych spraw w sądzie, bez względu na okoliczności), solidna rola najstarszego z braci (ten z brodą) wiarygodnie oddająca jego desperację, niezła rola zdesperowanej matki (Kuna) próbującej się postawić agresorowi, solidna (choć krótka) rola Tamary Arciuch wcielającej się w Panią Adwokat itd. Całkiem solidnych ról było tu więcej, ale nie można się było nastawiać na fajerwerki. Bohaterami byli przecież (tak jak w realu) prości ludzie ze wsi i tak też aktorzy mieli te role odegrać (z prostotą), co udało się im jak dla mnie z powodzeniem.

Co do sposobu kręcenia i chaotycznie urywanych scen, to zauważ, że film miał być pewną rekonstrukcją wydarzeń i fabuła nie była prowadzona liniowo, stąd też takie właśnie zabiegi, które dobrze komponowały się z zamysłem reżysera.

Piszesz, że nie wiesz czemu cała wieś nie mogła sobie poradzić z dziadkiem... Oj, słaby z ciebie psycholog N!KO. Tutaj bardziej powinien się wypowiedzieć King w tej kwestii (chociaż on jak zwykle ma w dupie, choć filmem się zachwycał), ale zobacz np. proste sytuacje w szkołach, kiedy całą klasą trzęsie jakiś "spadochroniarz", który siedział rok w tej samej klasie i każdy boi się mu podskoczyć, chociaż wspólnie Ci wszyscy "grzeczni uczniowie" sklepali by mu ryj w 5 sekund (wg zasady "i Herkules dupa kiedy ludzi kupa"). A teraz przenieś sobie sytuację na zapadłą wieś, gdzie większość zastraszanych to kobiety, faceci pracują całe dnie poza wsią przy wyrębie lasu, a agresor to wielokrotny recydywista, nie mający żadnych skrupułów socjopata, który jeśli grozi śmiercią, to nie są to czcze pogróżki. Poza tym - przecież właśnie "wieś" poradziła sobie z dziadkiem, kiedy przebrała się miarka - i o tym właśnie jest ten film. O tym do czego jest zdolny zwykły, przyzwoity człowiek, przyparty do muru i doprowadzony do ostateczności.

 

Powiedzmy tylko to, ze jesli dziadek ma noz, to nie zabrania Ci zlapania za cos dluzszego, co rowniez moze zrobic krzywde.

 

Przecież właśnie była taka sytuacja, kiedy starszy z Braci wyskoczył do nożownika z drągiem i został chlaśnięty w rękę. Te sytuacje miały miejsce w rzeczywistości i nie jest to film akcji, gdzie "dobry koleś" z "dłuższą maczetą" zawsze wygrywa.

 

Ja rozumiem, ze nasza kinematografia to raczkujace dziecko z wodoglowiem, ale to nie oznacza, ze teraz musimy wychwalac wszystko, co nie jest komedia.

 

Nasza kinematografia nie jest zła, tylko nie można jej karcić za byle bzdety, tak jak Ty to zrobiłeś w ocenie "Linczu", który dla mnie pokazał kawał ponurej, życiowej (na faktach) historii, która potrafiła mnie wręcz zahipnotyzować (czasami film albo Cię wkręci, albo go po prostu oglądasz jak... film. W tym przypadku było to pierwsze). Aktorstwo było na bardzo dobrym (przede wszystkim zajebisty Komasa) i dobrym poziomie, dobrze oddające prostotę ludzi z popegeerowskiej wsi, których dotknął ten dramat. Urywane ujęcia dobrze komponowały się z nieliniową fabułą na którą w tym filmie postawił reżyser. Dialogi były w większości proste jak i ludzie, którzy byli bohaterami "Linczu", co dodawało to tylko filmowi realizmu. Ponadto wszystko było okraszone świetną, doskonale komponującą się z ponurymi wydarzeniami muzyką.

 

Często nie zgadzamy się co do ocen filmów N!KO, ale uważam, ze tym razem - podobnie jak w przypadku Antychrysta - strasznie zgnoiłeś obraz, który pod wieloma względami jest wręcz bardzo dobry.

 

P.S. Zgadzam się tylko co do jednego Twojego zarzutu. Faktycznie, odgłosy uderzeń były fatalnie podkładane i ciężko je było nazwać wiarygodnymi.

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Rozumiem, że można oceniać surowo dane filmy (nie każde są w naszym guście i spełniają oczekiwania, co bezpośrednio później przekłada się na obniżenie oceny), ale jest różnica pomiędzy ostrą oceną a wystawianiem not po prostu krzywdzących dany obraz.

 

Ja dalej podtrzymuje swe zdanie. Kręcąc film oparty na glosnych wydarzeniach (szczerze, to Jin mi powiedzial, ze byly one glosne, bo nic o tym nie slyszalem :wink: ) mogli to zaprezentowac w ciekawszy sposob. Mialem juz nie jedna wymiane zdan na temat tej produkcji, bo ludzi ogarnelo zdziwienie, i w sumie jest jeden prosty wniosek z tej sytuacji. Ja po prostu tego filmu nie zrozumialem. Nie w sensie, ze fabula byla zbyt zawila, co by skutkowalo powtorzeniem seansu, ale w sensie, ze dla mnie zycie na wsi to czarna magia. To bylo dla mnie tak samo realistyczne, jak Odyseja Kosmiczna Kubricka.

Dalej jednak trzymam, ze ogladalo mi sie to, jak W11, czy inne "wielkie" seriale Polskiej telewizji.

 

Nasza kinematografia nie jest zła, tylko nie można jej karcić za byle bzdety, tak jak Ty to zrobiłeś w ocenie "Linczu", który dla mnie pokazał kawał ponurej, życiowej (na faktach) historii, która potrafiła mnie wręcz zahipnotyzować (czasami film albo Cię wkręci, albo go po prostu oglądasz jak... film. W tym przypadku było to pierwsze).

 

W tym przypadku to drugie. A jesli mowa o tym drugim, to wtedy przychodza do glowy takie zarzuty.

 

Często nie zgadzamy się co do ocen filmów N!KO, ale uważam, ze tym razem - podobnie jak w przypadku Antychrysta - strasznie zgnoiłeś obraz, który pod wieloma względami jest wręcz bardzo dobry.

 

Opinie co do Linczu sa mocno podzielone, ale na imdb nawet tego filmu nie uswiadczylem jeszcze, wiec sredniej mu nie zanize :wink: Widzialem wlasnie, ze nawet nasz filmweb sie nie rozplywal na temat tej produkcji, co mnie lekko zaskoczylo.

Patrzeć na to wypada optymistycznie. Teraz przy kolejnej, sporej roznicy w ocenie, bedzie mozna mi wypominac "Antychrysta" i "Lincz" :wink:

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  10 282
  • Reputacja:   297
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Ja dalej podtrzymuje swe zdanie. Kręcąc film oparty na glosnych wydarzeniach (szczerze, to Jin mi powiedzial, ze byly one glosne, bo nic o tym nie slyszalem :wink: ) mogli to zaprezentowac w ciekawszy sposob. Mialem juz nie jedna wymiane zdan na temat tej produkcji, bo ludzi ogarnelo zdziwienie, i w sumie jest jeden prosty wniosek z tej sytuacji. Ja po prostu tego filmu nie zrozumialem. Nie w sensie, ze fabula byla zbyt zawila, co by skutkowalo powtorzeniem seansu, ale w sensie, ze dla mnie zycie na wsi to czarna magia. To bylo dla mnie tak samo realistyczne, jak Odyseja Kosmiczna Kubricka.

 

Chyba faktycznie nie masz i tu może być pies pogrzebany, bo ludzie ze wsi (takich wsi popegeerowskich) są prości na maksa (mieszczuch powiedziałby: "tacy oderwani granatem od pługa") tak w słowach jak i w czynach. To osoby, dla których coś albo jest czarne, albo białe. Nie ma nic pomiędzy. Żyją prosto, mówią prosto i tak też najczęściej się zachowują, co bardzo dobrze było oddane w "Linczu" zarówno w fabule jak i w grze aktorskiej.

Z resztą o wiarygodności zachowań postaci czy samych wydarzeń nie ma co dyskutować, skoro film był na faktach.

Czy reżyser mógł to zaprezentować ciekawiej? Pewnie mógł, tylko pytanie, czy chciał, bo z samego założenia miała to być krótka (w końcu film trwa niewiele ponad godzinę), przygnębiająca i prosta - jak jej bohaterowie - historia dramatu ludzkiego, zastraszonych, olanych przez policję ludzi, którzy w desperacji posunęli się do ostateczności. Brak ozdobników i wszystkich "filmowych upiększeń" (sprawiających, że film mógłby być wizualnie ciekawszy) powoduje że jego realizm wali jeszcze mocniej po oczach i mi osobiście zupełnie nie przeszkadzał, bo wzmacniał jego wydźwięk.

 

-Raven- napisał/a:

Nasza kinematografia nie jest zła, tylko nie można jej karcić za byle bzdety, tak jak Ty to zrobiłeś w ocenie "Linczu", który dla mnie pokazał kawał ponurej, życiowej (na faktach) historii, która potrafiła mnie wręcz zahipnotyzować (czasami film albo Cię wkręci, albo go po prostu oglądasz jak... film. W tym przypadku było to pierwsze).

 

 

W tym przypadku to drugie. A jesli mowa o tym drugim, to wtedy przychodza do glowy takie zarzuty.

 

Wiesz, tylko ocena nie obejmuje wyłącznie, czy dany film Cię totalnie wkręcił i czasami trzeba jednak docenić inne aspekty danego obrazu. Przez analogię odniosę się do wspomnianej przez Ciebie "2001: Odysei Kosmicznej" Kubricka, która mocno mnie rozczarowała (pomimo, że jestem fanem filmów SF) i nie wkręciła zupełnie, ale przez to jak genialnie została nakręcona (wizualne cudeńko jak na lata w których powstała), przez efekty zastosowane przez Kubricka, dobrą grę aktorską (zwłaszcza "kosmonauci na stacji vs. komputer pokładowy") czy świetną muzykę w tym filmie - pomimo, że mnie nie porwał (jak na film tak kultowy), nie śmiałbym wystawić mu jakiejś totalnie niskiej noty (oceniłem na 5,5-6/10), bo byłoby to zupełnie nieobiektywne.

 

Opinie co do Linczu sa mocno podzielone, ale na imdb nawet tego filmu nie uswiadczylem jeszcze, wiec sredniej mu nie zanize :wink: Widzialem wlasnie, ze nawet nasz filmweb sie nie rozplywal na temat tej produkcji, co mnie lekko zaskoczylo.

 

W sumie w dupie ze średnią na portalach, bo jeśli film jest dobry (a wg mnie "Lincz" jest) to obroni się sam. Chodzi o to, aby nie zrażać ludzi tutaj na Forum do czegoś co jak na ostatnie polskie dokonania jest naprawdę bardzo dobre i nawet jeśli nie jest bez niedociągnięć (te beznadziejne odgłosy uderzeń :roll: ), to zdecydowanie warto sięgnąć po "Lincz" żeby wyrobić sobie własne zdanie na jego temat, a Ty - mając na Forum opinię filmowego maniaka (czyli userzy mogą się liczyć z Twoją opinią) - stawiając 2/10 możesz skutecznie odstraszyć potencjalnych widzów. Kurde, do teraz nie mogę uwierzyć, że oceniłeś "Lincz" niżej niż "Jak się pozbyć cellulitu"... :shock:

 

Patrzeć na to wypada optymistycznie. Teraz przy kolejnej, sporej roznicy w ocenie, bedzie mozna mi wypominac "Antychrysta" i "Lincz" :wink:

 

Z pewnością nie zostanie Ci to zapomniane :wink:

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  5 046
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

London Boulevard - film opowiada o losach Mitchela(solidny Colin Farrell), który właśnie wyszedł z więzienia i nie chce za bardzo wracać do przestępczego światka. Niestety o przeszłości nie da się zapomnieć i mimo starań niestety dla niego znów systematycznie zaczyna się wkręcać w ciemną stronę mocy. Drugi wątek filmu to romans z będącą w depresji gwiazdą filmową(wyjątkowo słabiutka Keira Knightley, która wyglądała jakby nie chciało jej się grać) u której Mitchel się zatrudnił jako fachowiec od wszystkiego(głównie miał ją bronić przed paparazzi). Wszystko zaczyna się psuć kiedy do jego życia wraca szef, który trzęsie całą pobliską okolicą. Ray Winstone w tej roli skradł film, ale dostał tak świetną postać, że trudno się dziwić. Nie będę psuł nikomu zabawy, ale akurat takiego lidera po ciemnej strony mocy można rzadko spotykać i za taką charakterystykę postaci należy się duży plus. Jeżeli chodzi o końcówkę to mam mieszane uczucia, bo z jednej strony podobał mi się pewien motyw, ale jakoś nie przypadło mi do gustu akurat takie wykonanie. Ogólnie dobre kino, które mimo kilku schematów potrafi też zaskoczyć i wybija się jeżeli chodzi o liczne ciekawe postacie. 7/10

15974308365193fac7b7921.jpg


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

 

 

Super 8

N!KO – W lato 1979 roku, grupa przyjaciół z małego miasteczka w Ohio kręci kamerą amatorski film. Podczas próby są świadkami tragicznej kraksy pociągu. Z czasem zaczynają podejrzewać, że to co ujrzeli, nie było dziełem przypadku. Zaczynają ginąć ludzie i dzieją się rzeczy nieprawdopodobne. Lokalne władze próbują odkryć prawdę, która przejdzie ich wszelkie wyobrażenia.

Nie tylko czas akcji sięgnął do przeszłości, ale i styl tam zawędrował. „Super 8” to produkcja, w której główne role przypadają dzieciakom, a wszystko wokół jest przeznaczone dla trochę starszego widza. Mamy grupkę małolatów, którzy są zapaleńcami i planują nakręcić film. Pech chciał, że w ich mieście mają miejsce dziwne wydarzenia, a oni lądują w samym środku, więc tą tajemnice będziemy odkrywać oczami najmłodszych. Jeśli ktoś z uśmiechem na twarzy wspomina „Goonies”, a na dodatek jest fanem sci-fi, to seans może być strzałem w 10. Osobiście daleki jestem od zachwytu nad takimi produkcjami, bo i nie dostanę tutaj ani wciągającej historii, ani wybitnych kreacji. Wszystko jest tylko poprawne, a opowiastka zaprezentowana przez JJ Abramsa po mnie bardzo szybko spłynęła. Dochodzi do paru motywów wyssanych z palca, gdy garstka dzieciaków zbliża się z kamerą do zabezpieczonego przez wojsko miejsca i nie zostają przegonieni (dla mnie średnio zrozumiałe). Czuć w tym wszystkim rękę Spielberga, który był producentem, ale pewnie sporo podpowiadał niedoświadczonemu reżyserowi. Znowu muszę hamować przed przesadzoną euforią, której się doczytuje w każdym miejscu – 5/10

50608915156a3743c1fa34.jpg


  • Posty:  5 046
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Elephant White - mało znana produkcja, ale zagrali w niej Kevin Bacon i Djimon Hounsou, więc postanowiłem jednak to obejrzeć. Curtie Church(Hounsou) dostał zadanie wyrwania córki swojego zleceniodawcy od gangu, który porywa młode dziewczyny i zmusza je do prostytucji, a także futruje narkotykami co prowadzi do uzależnienia i doprowadza do tego, że dziewczyny po prostu nie chcę stamtąd odejść. W 90% jest skazany na siebie, ale doradza mu też pewna dziewczyna, która kiedyś była ofiarą gangu, a także specjalista, który potrafi załatwić prawie każdą broń, czyli Jimmy(Bacon). Ogólnie jakiś tam potencjał był, ale z czasem całość zamienia się w typową rzeźnie gdy główny bohater eliminuje członków gangu. Cała intryga, która z minuty na minuty nabiera rumieńców okazuje się zupełnie nieprzygotowana, a sam finał bardzo słaby. Zawiodłem się też na Baconie, który wypadł niesamowicie sztucznie i wyglądał jakby dostosował się poziomem do pozostałych aktorów którzy pochodzili głównie z Tajlandii. 3/10

15974308365193fac7b7921.jpg


  • Posty:  1 025
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  09.10.2009
  • Status:  Offline

33 sceny z życia (2008) - po obejrzeniu tego filmu nie jestem nawet do końca pewien, czy naprawdę go dobrze zrozumiałem. Świadczy to tylko i wyłącznie o tym, że jest to na pewno obraz wymagający refleksji, zastanowienia, nie jest zatem tępym i nie łyka się go na jeden raz. Oznacza to, że można do niego wracać i nawet trzeba, jeśli ktoś chce mieć pewność, że na pewno zrozumiał sens tej produkcji. Motywem dominującym w filmie jest śmierć. Mimo wszystko, choć jest to dramat, sam sposób przedstawienia tych wydarzeń nie ma na celu wzbudzić współczucia i łez wśród odbiorców. Poniekąd mamy do czynienia z "czarną komedią", gdyż w kilku scenach śmierci towarzyszy humor. Oprócz niej, główna bohaterka mierzy się również z całkowitą zmianą swojego życia. Naprawdę bardzo dobry film, jak już wspomniałem, niełatwy w odbiorze i jest to na pewno duży plus tej produkcji. Dostrzegłem drobny minus - niektóre dialogi były tak ciche, że ciężko było dosłyszeć, o czym bohaterowie rozmawiają. Ponadto warto wspomnieć, że główną bohaterkę Julię (Julia Jentsch) dubbinguje Dominika Ostałowska. Niestety, ale nie przypadło mi to do gustu, po prostu jej głos nie pasował mi do roli, jaką grała ta utalentowana niemiecka aktorka - 7/10.

 

Ponadto wczoraj skorzystałem z okazji, że kolejny raz w telewizji pojawiła się "V jak Vendetta" i nadrobiłem zaległości. Nie ma sensu opisywać tego filmu, bo na pewno większość oglądała/słyszała o nim. Niestety nie czytałem komiksu, dlatego swoje zdanie mogłem oprzeć tylko na ekranizacji, ale i tak moja opinia jest bardzo pozytywna. Mimo, że nie jestem jakimś dużym fanem filmów m.in. fantastycznych, to jednak do tego nie mam żadnych zastrzeżeń. Bardzo dobra robota braci Wachowskich - 8/10.


  • Posty:  1 623
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.05.2009
  • Status:  Offline

Weekend

Świat dużych pieniędzy, przebiegłych mafiozów, cwanych policjantów i przystojnych gangsterów, a w tym świecie: błyskotliwy Max (Małaszyński), jego narwany brat Gula (Lewandowski), zabójcza Majka (Socha), dwie tajemnicze walizki i hektolitry sztucznej krwi, których nie powstydziłby się mistrz Tarantino.

 

Nie miałem zbytnio czasu ostatnio na oglądanie filmów przez co tak późno obejrzałem Weekend, ale musze stwierdzić, że debiut Pazury w roli reżysera był udany. Jak na polskie filmy to był według mnie jeden z lepszych filmów jakie widziałem. Uwielbiam takie klimaty gangsterskie połączone z komedią. Najbardziej podobało mi się jak jechali tym "autem" ok 10 km/h :D Nie wiem czemu ludzie tak nisko go ocenili ( pewnie dlatego, że ja się nie znam tylko poprostu oceniam czy mi się film podobał czy nie ).

Także odemnie 9/10 jak na polskie realia film bardzo mi się podobał

1 miejsce w typerze TNA w 2011 r

 

http://total-nonstop-action.blogspot.com/ --> najlepszy blog o TNA

 

Fan wrestlingu od 25.02.2005r

 

Reprezentant TNA Originals

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Attitude
      Nazwa gali: WWE Friday Night SmackDown #1347 Data: 13.06.2025 Federacja: World Wrestling Entertainment Typ: TV-Show Lokalizacja: Lexington, Kentucky, USA Arena: Rupp Arena Format: Live Platforma: USA Network Komentarz: Joe Tessitore & Wade Barrett Karta: Wyniki: Powiązane tematy: World Wrestling Entertainment - dyskusje ogólne WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
    • Giero
      Za nami kolejny epizod WWE Friday Night SmackDown w drodze do Night of Champions 2025. Przedstawiamy podsumowanie najważniejszych wydarzeń z tego show. Jeszcze przed SmackDown ringowy debiut dla WWE zaliczył… Hikuleo. Co warto podkreślić, właśnie pod tym ringname’em. Pokonał Kita Wilsona, a walka została nagrana w ramach Main Event. John Cena nie miał dziś łatwego życia. Dwukrotnie doszło do bójki mistrza WWE z Ronem Killingsem. Najpierw Ron zaatakował Johna, gdy skonfrontował się z Codym Rhodesem, Randym Ortonem i LA Knightem, a potem, gdy Cena miał potyczkę słowną z CM Punkiem. W efekcie za tydzień dojdzie do rewanżu Killingsa z Ceną na SmackDown. Tego wieczora miały miejsce po dwie walki w ramach pierwszej rundy King Of The Ring 2025 i Queen Of The Ring 2025. U mężczyzn Randy Orton pokonał Aleistera Blacka, Carmelo Hayesa i LA Knighta. Z kolei Cody Rhodes wyszedł zwycięsko ze starcia z Andrade, Damianem Priestem i Shinsuke Nakamurą. Natomiast u kobiet awansowała Jade Cargill po wygranej nad Michin, Nią Jax i Piper Niven. Później Alexa Bliss triumfowała w pojedynku z Albą Fyre, Candice LeRae oraz Charlotte Flair. Skrót gali:
    • Bastian
      Cena za tydzień walczy na tygodniówce z R-Truthem Ronem Killingsem, niedawno wygrał brawl... Cuda, cuda ogłaszają!  Tyle było narzekania, że Jasiu obija się na tej swojej pożegnalnej trasie, a na tym SD był w obrazku chyba z godzinę  Ostatni run już na półmetku, a generalnie jest dość biednie. 5 starów od 48-letniego Ceny się nie spodziewałem, ale liczyłem chociaż, że jako heel będzie smacznie gotować na majku, a od kilku tygodni Jaś tylko stoi, robi głupie miny i słucha, tak jak Punka na tej gali. Napisałbym wręcz, że John Cena wykręcił najbardziej rozczarowujący powrót roku w WWE, ale są z nami jeszcze Charlotte Flair i Alexa Bliss  Szczególnie córka Rica mocno zawodzi. Zaczęło się od niezbyt dobrze odebranego przez fanów zwycięstwa w Royal Rumble, potem na szczęście jobbnęła Tiffany na WM41. Teraz nie ma na nią pomysłu, na Bliss zresztą też, więc prawdopodobnie obie panie zmierzą się ze sobą na Evolution. Czy Tiffy Time z pasem mistrzowskim może dobiec końca? To raz. Czy możemy odsunąć Stratton od Jax? To dwa. Za długo to trwa, tu powinien wjechać prokurator z zakazem zbliżania się.   Żeby nie było, że tylko narzekam, poziom walk eliminacyjnych KOTR nie schodzi poniżej solidności. Z koroną mam ten problem, że potencjalny zwycięzca musi do niej pasować. Taki Zayn czy Orton u mężczyzn nie pasują za cholerę, ale taka Jade Cargill u kobiet jak najbardziej.  Uroczy był w ME moment, kiedy Cody Rhodes wyciągnął stół z logiem SlimJim. Poczciwi Amerykanie na trybunach liczyli, że "American Nightmare" robi to dla nich, bo przecież przy każdej walce krzyczą "we want tables". Tymczasem Cody - jak przystało na wzorową twarz korporacji - zrobił lokowanie produktu, samemu lądując na SlimJim Table  
    • Kaczy316
      Pierwsze SD po Money In The Bank! Naomi z walizeczką, Cena dalej z mistrzostwem, Cody dalej bez mistrzostwa, jak to wypadnie?! Zobaczmy!   Zaczynamy od naszego The Last Real Championa Johna Ceny! Ciekawe co nam powie, pewnie to samo co cały czas od czasu heel turnu, zwróci się do fanów powie jakie to jest łatwe dzięki nim i tyle, chyba, że przerwie mu Punk albo Cody, ale zobaczymy. No mówi na początek, że nie było nikogo, nie ma obecnie i nigdy nie będzie drugiego Johna Ceny, mówi o tym jak wykorzystywał swoją pozycję do wszystkiego co ma teraz w sumie tak w skrócie można powiedzieć, mówi o wyborze swoich opponentów w trakcie runu pożegnalnego, mówi, że sprowokował Punka do bycia hipokrytą, bo ten chcę zdobyć ten tytuł, przynajmniej tak to zrozumiałem i jeszcze o Sethie, który nie scash inuje na nim walizki, ale nie ogarnąłem z jakiego powodu, ale wyłapałem "Because he will be only champion" jakoś tak czyli, że będzie tylko mistrzem? Nie ogarnąłem zbytnio, później trochę jeszcze mówi, że nie ma nikogo, kto by mógł trzymać ten tytuł...ponownie, interesujące, a wszystko przerywa Kodeusz! Cody nazywa go geniuszem że zrobił wszystko co powinien, żeby być tutaj gdzie jest teraz, a potem zastanawia się jaki to plan z tym, że Cody przypiął go na środku tego ringu w ostatnią sobotę? Ulala Kodeusz w sumie sam odpowiedział na to pytanie mówiąc, że nie jest częścią jego planu....to On jest częścią planu KODEUSZA! Jednak wszystko przerywa Randy Orton! Który wspomniał historię z Backlash, a następnie słyszymy, że nieważne kto jest lub będzie mistrzem, to on zdobędzie tytuł i zrobi wszystko, żeby to uczynić, nawet rozwali Rhodesa, którego traktuję jak swojego brata. LA KNIGHT IS HERE! No no robi się co raz lepiej. Gadanko kolejne gadanko, Knight twierdzi, że plan Johna Ceny na pewno nie zakładał jego, a potem, że pokona wszystkich obecnych tutaj w ringu i odbierze to co jest jego, ale problem w tym, że nigdy do niego nie należał ten tytuł niestety xD. Cena miał to gdzieś i sobie po prostu wyszedł śmiejąc się, ale od tyłu zaatakował go Ron Killings! Generalnie ciężko coś powiedzieć o tym segmencie, nie był to za bardzo budujący feudy segment, chociaż feud Rona i Ceny lekko podbudował tym atakiem, ale jeśli chodzi o część mówioną to bardzo podbudowało turniej King Of The Ring, także taki miał cel ten segment i wyszło naprawdę spoko.   Lecimy z pierwszym Fatal 4 Wayem od strony SD w ramach turnieju King Of The Ring! W przeciwieństwie do Raw to dzisiaj zobaczymy wszystkie 4 Fatal 4 Waye, 2 od męskiego rosteru i 2 od kobiecego, oj będzie ciekawie! Black vs Carmelo vs Orton vs Knight, czy to może się nie udać? Powiem tak nieważne też kto tu wygra to będę zadowolony, sami świetni zawodnicy, chociaż Orton chyba by najbardziej pasował, w sumie widziałbym finał właśnie Rhodes vs Orton, a taki może być, bo obaj są po przeciwnej stronie drabinki, ale wracając do F4W to liczę na świetny pojedynek! Prawie 16,5 minuty niesamowitego pojedynku oj tak dwie reklamy były, ale odbiór walki dalej był bardzo dobry, mega podobały mi się to, że wszyscy próbowali dość często wykonywać swoje finishery ostatecznie nieudanie, ale bardzo dobrze to wyglądało, było kilka miłych spotów dla oka jak Jumping Neckbreaker od Knighta na Ortonie, który już prawie wykonał podwójne Spike DDT, w sumie nie wiem jak to się do końca nazywa, ale głównie dlatego, że to ma chyba wiele nazw albo po prostu każdy mówi na to inaczej, kiedyś było Second Rope DDT, teraz Spike DDT, kiedyś jeszcze chyba było Hangman DDT czy jakoś tak, przynajmniej w grach WWE xD, albo spot końcowy z Frog Splashem dla Knighta i w tym samym czasie cyk RKO dla Melo, oj fajna walka naprawdę fajna i Ponton wygrywa! Jego potencjalne starcie z Rhodesem co raz bliżej, a no i Knightowi przeszkodziła stajnia Setha oczywiście, przydałaby się jej jakaś nazwa, Bronson zrzucił Knighta z narożnika, a młody Steiner jak zasadził mu Speara no no, czyli to oznacza Zayn vs Orton w półfinale, no Zayn ma dość marne szansę moim zdaniem xD, ogólnie poznaliśmy tajemniczego uczestnika i tak czułem, że po utracie pasa to może być Jey Uso i faktycznie tak jest tylko nie wiem czy to zbotchowali, że teraz pokazali, bo wydaję mi się, że raczej byłoby ciekawe zaskoczenie jakby wszedł tajemniczy uczestnik i byłby to Jey Uso, ale zaraz.....czyżbyśmy mieli dostać Cody vs Jey w jednym z półfinałów? Oj ale bym chciał taka waleczka historycznie by siedziała.   Jacob Fatu wbija na ring! Oj tak chętnie zobaczę co tam nam powie po swoim odwróceniu się od Solo! No mówił o tym, że Solo uważa, że Jacob byłby nikim gdyby nie On i to jest też główny powód dla którego odwrócił się od Solo na Money In The Bank, trochę pomówił jeszcze i na Titantronie Solo bije mu brawo, a potem powiedział, że na Money In The Bank Jacob popełnił wielki błąd, lecz jest w stanie mu go wybaczyć i potem jeszcze mówi, że to on stworzył Jacoba odkąd go sprowadził do federacji. Mówi, że za tydzień będzie czekał na środku ringu z otwartymi ramionami dla Jacoba, ale ten oczywiście będzie musiał powiedzieć 4 słowa "I Love You Solo" No i oczywiście, żeby Jacob pamiętał, że Solo go wciągnął w ten świat i może go z niego wyrzucić oj czuję mocny pop dla Jacoba za tydzień kiedy będzie udawał, że chcę wybaczenia, ale jak dojdzie do mówienia tych słów to usłyszymy I....HATE YOU SOLO! Oj tak ale zamarkuje wtedy nawet ja sam! Krótki, ale treściwy segment, za tydzień może być dłuższy, przyjemnie prowadzony jest na razie ten feud, nie zaczynamy od nienawiści tylko tak spokojnie z wyczuciem, fajnie to wygląda.   Na backu The Secret Hervice podaję telefon Nickowi, gdzie Green dzwoni do niego na wideo rozmowie i prosi o przełożenie jej walki na przyszły tydzień, bo akurat nie ma jej w Lexington xD, a Aldis standardowo nie przystał na to i zamiast Green to w tej walce zobaczymy Albe Fyre, czyli Flair to wygrywa pewnie xD szkoda, chociaż jeszcze Alexa ma jakieś szansę w tej walce, jednak nie zdziwi mnie finał Jade vs Charlotte w tym turnieju. Zelina chcę Giulii tylko nie ma jej dzisiaj, szkoda, więc może w przyszłym tygodniu spotkają się face to face tylko pytanie czy w walce czy w segmencie, no zobaczymy.   Kolejny Fatal 4 Way tym razem w ramach turnieju Queen of The Ring Jade vs Nia vs Michin vs Piper, ogólnie poza Jade to nie widzę tutaj innej zwyciężczyni, niby Nia mogłaby....ale po co? xD Jade lepszy wybór, a walka no wydaję mi się, że dupy nie urwie, dość specyficznie dobrany skład, akurat pod wygraną Jade. Kurde powiem tak, walka była i tak lepsza niż się spodziewałem i nawet nieźle się ją oglądało, prawie 13 minut fajnego pojedynku, bardzo przyjemny sojusz Jax z Piper i to na prawie cały pojedynek, Jade fajnie tu wyglądała, a Michin była kukiełką do bicia i generalnie ten booking naprawdę był dobry i wpasował się do tego pojedynku, także brawa dla Pań i dla bookerów, bo mi się to dobrze oglądało, Jade ostatecznie wygrywa i dobrze, lepszej opcji tutaj nie było. Cargill vs Perez, jeśli Naomi tu się nie wtrąci, a raczej tego nie zrobi, bo wydaję mi się, że jak Jade zdobędzie tytuł to od razu poleci cash in, to Roxanne pewnie odpada z turnieju w półfinale i tak jest to wysokie miejsce top 4.   Oj tak i o wilku mowa NAOMI! Zobaczmy co nam powie Ms. Money In The Bank! Widać, że Naomi nie zapomina, bo z tego co mówi to Stratton z walizką przeszkadzała jej w zdobyciu tytułu od Jax w tamtym okresie, mówiąc wprost to nie pamiętam, może i tak było, a jeśli tak to fajnie, że o tym wspominają, a Naomi jest tu teraz po zemstę! Jednak wszystko przerywa Tiffany! Która trochę prowokuję do cash inu Naomi, ale też mówi, że jest "same old Naomi" czyli że cały czas gada, ale nic nie robi. Naomi w sumie ma rację, bo powiedziała, że nie będzie cash inowała teraz tylko wtedy, kiedy Stratton nie będzie się spodziewała no i tak powinno być, tak powinni robić posiadacze walizek, bo na tym to powinno polegać, a następnie mówi, że chcę zmienić życie Tiffany w piekło! Podoba mi się ta Naomi, tak dobrze się ją ogląda, kurde i niech ktoś mi powie, że to był zły wybór, wygląda jak typowa wariatka i wiedźma, niesamowicie się to ogląda, a w ringu.....znowu Nia Jax atakuję Tiffany, co jest, ja ten feud oglądam od pół roku....kiedy to się skończy? Ile razy Tiffany musi pokonać Jax? Ale to jest bez sensu xD Jeszcze na Evolution dajmy im pojedynek, bo czemu nie xD. Naomi myślała o cash inie, ale Nia szybko odwiodła ją od tego pomysłu xD.   Na backu ustalone zostało, że MCMG dzisiaj zajmą się Wyattami i ta walka jest teraz! MCMG vs Wyatt Sicks! Może być ciekawie. 9,5 minuty przyjemnego pojedynku kolejnego, tag teamy na SD nie schodzą poniżej pewnego poziomu i cały czas bardzo dobrze się je ogląda no niestety Motor City Machine Guns nie podołali zadaniu jakie im wyznaczono i nie rozprawili się z W6, bo przegrali cały pojedynek i lecimy dalej z tym ciekawym story, Wyatt Sicks świetnie się ogląda.   Cena na backu pyta się Jimmy'ego w dosadny sposób czy widział R-Trutha, a potem czy widział Rona Killingsa xD, a następnie wspomniał, żeby powiedział im obu, że spotkają go w ringu, kurde zobaczymy dzisiaj Cenę dwukrotnie w ringu? Wooooow, czy to się zalicza jako dwie daty? Nie no raczej nie, ale śmiesznie by to wyszło wtedy xD. Cena w ringu! Johnik mówi, że R-Truth przekracza linie i ciekawie się zapowiada, bo mówi, że to czas na rozmowę i na walkę, więc walczmy teraz! Jednak wszystko przerywa CM Punk! Który mówi o nie szanowaniu innych i że John jest zmęczony brakiem szacunku, a tak naprawdę to fani są zmęczeni brakiem szacunku, a potem daję Cenie szansę, żeby dał ludziom to czego chcą i dał im szczęśliwe zakończenie! Fajna jest ta próba zwrócenia Johna na właściwe tory, interesująco się to ogląda, a Cena się jedynie pyta czemu po czym dodaję, że mistrzostwo to jest jedyne co się liczy, Punk coś tam pogadał i faktycznie ma rację, brzmi jak PG John Cena xd, z kolei Cena brzmi jak...CM Punk, gość, który chciał zrujnować wrestling w sumie to ma sens, Punk faktycznie chciał upadku tego biznesu przecież po odejściu i znienawidził na pewnym etapie swojego życia wrestling, to ma sens i Cena chcę zrobić to samo co Punk kiedyś czyli opuścić ten biznes z tytułem. CM Punk totalnie zmiażdżył Lidera Cenation na mikrofonie przynajmniej moim zdaniem, ale no Punk to jest kozak to nic dziwnego, bardzo fajny segmencik i kurde no tak chciałbym tego Punka z tytułem, chciałbym, żeby rozwalił Cenę oj chciałbym tak samo jak chciałem, żeby Ponton to zrobił xD i skończy się pewnie tak samo jak z Pontonem, ostatecznie po wyjściu Punka mamy Rona Killingsa, który atakuję znowu Johna! Aż zapomniałem o nim praktycznie xD.   Ulala Cena vs Ron Killing w przyszłym tygodniu? Kurde co jest, Cena zawalczy na tygodniówce? xDDD Co tu się dzieję.   Pora na drugi Fatal 4 Way od strony Pań w ramach Queen Of The Ring! Alexa vs Charlotte vs Alba vs Candice, no tutaj wydaję mi się, że Charlotte to wygra, ale Bliss też ma szansę, nikogo innego nie widzę, jednak po składzie uważam, że ta walka powinna być lepsza niż poprzedni F4W kobiet, który mimo wszystko ostatecznie też wyszedł solidnie. Po około 11 minutowej walce wygrywa Alexa Bliss, kurde to jednak moja teoria poszła się walić można powiedzieć, ale to dobrze, nikt już nie chcę Charlotte, szczególnie po tym co pokazała w drodze do WM i na samej WM, chociaż trzeba przyznać, że teraz jest już lepiej, trochę wróciła do formy mam wrażenie albo powoli wraca, ciekawa końcówka, walka spoko taka standardowa, dobrze się oglądało, ale to był bardziej chaotyczny booking mam wrażenie, a na poprzedni F4W babek był jakiś pomysł co było widać i mimo wszystko to pierwsze starcie bardziej mi siadło pomimo, że obydwa były bardzo dobre, cieszę się wygraną Alexy, fajnie to wyszło, chociaż nie wiem czy nie planowali czegoś w stylu, że odliczenie do 3 i klepnięcie od Alby miało być w tym samym momencie, ale to byłoby ciężkie do zrobienia, więc chyba nie było to w planach, ale nie wiem, brawa dla Alexy!   Podoba mi się to teasowanie, że kiedyś w końcu Punk i Cody spotkają się w ringu jeden na jednego i nawet Cody wspomniał o tym, że nie mogą siebie nawzajem zawsze omijać, ja mam hype na to starcie jak kiedyś do niego dojdzie, bo jest naprawdę fajnie teasowane w przyszłości, lubię takie rzeczy tak samo jak kiedyś Jey vs Sami lub Jey vs Cody czy Sami vs Cody, to są starcia, które nie są obecnie planowane, ale kiedyś może do nich dojść i będą to naprawdę fajne momenty.   Next Week: Randy Orton vs Sami Zayn półfinał turnieju King Of The Ring zapowiada się bardzo dobrze oj tak. Alexa Bliss vs zwyciężczyni ostatniego Fatal 4 Wayu kobiet, który odbędzie się na Raw i to też będzie półfinał turnieju tylko Queen Of The Ring, oj czuję, że dostaniemy Alexa vs Stephanie, ale by siedziało! R-Truth vs John Cena no no tylko czemu to R-Truth jest jak to Ron Killings? xD Ale w tym wydaniu ten pojedynek może być dużo ciekawszy. Tyle, uważam, że zapowiada się kolejny dobry odcinek niebieskiej tygodnióweczki.   Czas na main event! Cody vs Priest vs Nakamura vs Andrade, no wydaję mi się, że poza Rhodesem i Priestem to nie ma tutaj innych faworytów, a że Priest leci ponoć na tytuł US, chociaż dziwne to trochę jest, bo zapowiadał się feud Damiana z Jacobem o ten tytuł, a ostatecznie pociągnęli za sznurek z feudem z Solo, więc nie wiem jak to będzie planowane, ale zobaczymy, na razie może nas czekać świetna ringowo waleczka, kolejna w ramach tego pięknego turnieju King Of The Ring! Wooooow co to był za pojedynek, mówiąc wprost to gdybym nie znał pozycji Nakamury i Andrade to bym pomyślał, że dosłownie każdy może wygrać to starcie, każdy zawodnik został tutaj świetnie zabookowany, ringowo było niesamowicie, naprawdę bardzo dobry pojedynek i najlepszy chyba z dzisiejszego show, Cody Rhodes wygrywa i leci dalej! Kurde w jednym turnieju możemy dostać Cody vs Jey, a w finale Cody vs Sami lub Cody vs Orton, albo.....JEY VS SAMI! Kurde Jey vs Sami teraz jak tak o tym pomyślałem, ale by siadło oj tak, kurde tyle potencjalnie świetnych opcji! Ale wracając do walki to naprawdę świetna lekko ponad 17 minutowa walka, bardzo dobrze się oglądało brawa dla Kodeusza i dla Panów oraz dla bookerów!   Plusy: Segment otwierający Bardzo dobry pojedynek pomiędzy Blackiem, Carmelo, Ortonem i Knightem Segment Jacoba i Solo i spokojne prowadzenie feudu O dziwo bardzo przyjemna walka Jade vs Nia vs Piper vs Michin Przyjemny segmencik Naomi, Tiffany i potem niestety Nii Jax MCMG vs Wyatt Sicks i całe story z tag teamami na SD Bardzo dobry segment Ceny z Punkiem Alexa vs Charlotte vs Alba vs Candice i wygrana Bliss! Main event   Minusy: Ile można ciągnąć Nia vs Stratton?   Podsumowanie: Powiem tak, skupili się prawie w 100% na turniejach KOTR i QOTR i wyszło to bardzo dobrze cztery co najmniej bardzo dobre Fatal 4 Waye, z odpowiednimi wynikami, a im dalej w turnieju tym będzie tylko lepiej, a przynajmniej na razie tak to wygląda, Sami vs Orton i potencjalne Cody vs Jey to będą mega mocne półfinały, a potem świetny finał oj tak, ale wracając do tego odcinka to wszystko tutaj mi siadło poza tym, że kontynuujemy feud Nia vs Tiffany bez sensu, ale no niech będzie, reszta była bardzo dobra bądź świetna, wszystko grało i buczało no tak samo jak Raw tak ten odcinek SD był jednym z najlepszych w tym roku zdecydowanie, wszystko miało sens, znaczenie i feudziki mocno podbudowane, a wykonanie co najmniej bardzo dobre w każdym aspekcie.
    • KyRenLo
      Prawidłowo. Twoja kolej.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...