Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

#36: O włos od tragedii przed WM XIX


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  3 820
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.09.2009
  • Status:  Offline

#36: O włos od tragedii przed WM XIX

Autor : Vercyn


Kiedy siedzę tam z tyłu na zapleczu, szykuję się na wyjście zza kurtyny, czekam na dźwięk tłuczonego szkła, a kiedy uderzy, kiedy tłum eksploduje – czuję się prawie, jak ćpun, który zażył swój narkotyk.” - Stone Cold Steve Austin

 

Cholera, czuję, że umieram. Na pewno umieram. Próbuję wysiąść z windy na dwudziestym siódmym piętrze Grand Hyatt Hotel w Seattle w noc przed WrestleManią XIX, a moje serce uderza tak mocno, że czuję, jakby miało zaraz wyskoczyć z mojej klatki. Mówię do siebie, że mam dopiero trzydzieści osiem lat i mam umrzeć, tutaj, teraz. Mam pieprzony atak serca! Próbuję sobie wyobrazić, jak to mogło mi się do cholery przytrafić.

 

Jestem Stone Cold Steve Austin najtwardszy skurwysyn w World Wrestling Entertainment. Dzisiaj jest sobotni wieczór, a jutro jest WrestleMania XIX, największe PPV w roku. Mam przed sobą jeden z najw...


... przeczytaj wiecej na stronie Attitude : http://www.attitude.pl/36-o-wlos-od-tragedii-przed-wm-xix.html
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/31176-36-o-w%C5%82os-od-tragedii-przed-wm-xix/
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 12
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • -Raven-

    4

  • Vercyn

    4

  • SixKiller

    2

  • Ghostwriter

    1

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 209
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Ciekawy art i kolejne świetne tłumaczenie, Vercyn. Zawsze twierdziłem, że te wszystkie napoje energetyczne, to straszne gówno i nigdy tego nie pijam (zwłaszcza killerskie są w połączeniu z wóda, np. Red Bull z wódką. Ponoć robią straszne spustoszenie w pikawie). Najlepsze jest to, że oglądając wówczas to starcie (Rock vs. Austin) przeciętny widz nie miał bladego pojęcia, jak zeszłego dnia blisko był Stone Cold odwalenia kity :?

Lubię takie właśnie rozdziały, pokazujące ciemną stronę tego biznesu, bo dla młodszych fanów, wrestling często kojarzy się wyłącznie z podróżowaniem do różnych ciekawych zakątków świata, uwielbieniem tłumów i robieniem show w ringu, które dla zawodników jest niczym zabawa (ogólnie sam fun). Nic jednak bardziej mylnego...

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/31176-36-o-w%C5%82os-od-tragedii-przed-wm-xix/#findComment-301436
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 820
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.09.2009
  • Status:  Offline

Dopóki kiedyś nie trafiłem na jakieś wspomnienie o tym fakcie to byłem święcie przekonany, że SCSA był w świetnej formie, a nie, że wylądował kilkanaście godzin wcześniej w szpitalu. Dopiero po przeczytaniu tego rozdziału zrozumiałem w rzeczywistości jak mój idol z młodości był blisko odejścia na godziny przed wielką walką.

 

To kolejny wrestler, po Eddiem Guerrero, który ukazuje to "czarne oblicze" pro wrestlingu, a którego autobiografię mogę sobie przeczytać. Szczerze - nie dziwi mnie obecnie fakt, że Jasiek chce wziąć odpoczynek będąc 400 dni w roku w siodle i na rozjazdach.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/31176-36-o-w%C5%82os-od-tragedii-przed-wm-xix/#findComment-301437
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 209
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Jasna sprawa, tym bardziej że obecnie Cena ma ogromne problemy w małżeństwie (nie jestem pewny, czy nadal się rozwodzą, bo coś chyba jednak gdzieś czytałem, że się jakoś dogadali), a to w połączeniu z kontuzjami, permanentnym podróżowaniem, ciągłą odpowiedzialnością za ratingi i zajebiście napiętym grafikiem, powoduje, że Jaśkowi także zaczynają puszczać nerwy i chłopak nie wytrzymuje presji (vide: to jak bardzo agresywnie - jak na siebie - zareagował na twitterze, kiedy ktoś z WWE na stronie fedki pobłażliwie napisał o jego operacji i wywalił, że Cena wróci w przeciągu bardzo krótkiego czasu. Janusz na twitterze wyjechał mu wtedy od debili czy idiotów, co jak na Jaśka jest wręcz nie do pomyślenia i dość dosadnie obrazuje jego obecny stan emocjonalny).

Bycie wrestlerem, to kurewsko ciężki kawałek chleba i dobrze, że wychodzą książki, które mówią o tym wprost, obalając krążące mity. Człowiek wtedy 100 razy bardziej zaczyna doceniać to, co ci ludzie robią dla naszej rozrywki w ringu, oraz poza nim.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/31176-36-o-w%C5%82os-od-tragedii-przed-wm-xix/#findComment-301441
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  6 707
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  09.11.2003
  • Status:  Offline

Dzięki za tłumaczenie, Vercyn. Spośród wszystkich książek, które przetłumaczyłeś, ta chyba zainteresowała mnie najbardziej, ale to ze względu na czasy, w których walczył Stone Cold.

 

Nie miałem pojęcia o tej historii. Niczego nawet nie przypuszczałem, bo przecież na WrestleManii Austin wyglądał świetnie. Czytanie tego rozdziału się momentami dłuży, bo ile można pisać o waleniu serca, ale z drugiej strony jest to rozdział potrzebny, bo pokazuje, jakie dramaty rozgrywają się w szatni. Czekam na kolejny rozdział - o walce i o tym, co wydarzyło się po niej. Ciekawi mnie także, jak Austin zareagował, gdy dowiedział się, że znów zmierzy się z Rockiem (który przecież pierwotnie miał walczyć z Goldbergiem).

 

-Raven-, czasy opisane w tym rozdziale były chyba dla Ciebie szczególne, bo pierwszy i ostatni raz napisałeś wtedy artykuł, pamiętasz? :twisted: Ten z porównaniem szans Rocka i Austina.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/31176-36-o-w%C5%82os-od-tragedii-przed-wm-xix/#findComment-301442
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 820
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.09.2009
  • Status:  Offline

Rozdział o starciu Rock vs Austin powinien pojawić się do końca tygodnia. One są krótkie, a do tego fajnie napisane i przyjemnie się je czyta. Potem oczywiście wezmę się za całość, bo historie z dzieciństwa, która Steve opisuje czasami po prostu powalają.

Kiedy się narodziłem nie było odgłosu tłumaczonego szkła z muzyką wejściową Stone Colda uderzającą z głośników szpitalnych ani lekarzy podrzucających piwo. Byłoby to całkiem fajne, ale niestety się nie wydarzyło.
Fakt, że wszyscy chłopacy z Williamsów są jeszcze na ziemi jest zadziwiający. W sumie to jest to cholerny cud! Pewnego razu myślałem, że słyszę włamywaczy w naszym domu. Wziąłem Scotta i chwyciliśmy shotguny i poszliśmy w stronę holu. Mój brat był jakieś piętnaście stóp ode mnie i usłyszeliśmy hałas, więc załadowaliśmy strzelby i przygotowaliśmy się do powalenia "włamywacza". Zawsze obchodziłem się bezpiecznie z bronią, ale tamtego wieczoru byłem idiotą i chciałem sprawdzić czy jest rzeczywiście zabezpieczona. Pociągnąłem za ten pieprzony spust. BLAM!! Wystrzeliłem z tej pieprzonej strzelby o kalibrze 15.6 mm w moim domu! Szczęśliwie miałem podniesioną broń, bo w przeciwnym razie postrzeliłbym mojego brata prosto w plecy. To nie jest śmieszne i zawsze mnie przeraża, jak wspominam. Byłem totalnym kretynem, ale w ostatniej chwili podniosłem broń, aby sprawdzić czy jest zabezpieczona. Wywaliłem dziurę w suficie i w dachu i oczywiście podskoczyłem, jak szalony. Kevin się obudził, a Scott zaczął krzyczeć - "Co Ty kurwa robisz?" Prawie nasrałem w gacie, a potem dostałem oczywiście tęgie lanie od ojca. I nigdy nie było żadnego złodzieja. Wciąż nie wiem co to był za dźwięk.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/31176-36-o-w%C5%82os-od-tragedii-przed-wm-xix/#findComment-301443
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 209
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Czytanie tego rozdziału się momentami dłuży, bo ile można pisać o waleniu serca,

 

Wg mnie, akurat tego typu opisy bardzo dobrze podkręcały klimat i dramaturgię tego, o czym pisał Austin. Przy tego typu "zabiegach" literackich, faktycznie czytelnik może poczuć, jak Steve się czuł w tamtych chwilach.

 

-Raven-, czasy opisane w tym rozdziale były chyba dla Ciebie szczególne, bo pierwszy i ostatni raz napisałeś wtedy artykuł, pamiętasz? :twisted: Ten z porównaniem szans Rocka i Austina.

 

Niestety Six, z Bonkolem w kwestii pamięci nie miałbyś co stawać w szranki :twisted: Później skrobnąłem jeszcze felka "After The WrestleMania XX - Czyli Krajobraz Po Bitwie..." i nie mówi mi, że go nie czytałeś, bo złamiesz mi tym serce... :lol:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/31176-36-o-w%C5%82os-od-tragedii-przed-wm-xix/#findComment-301444
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  6 707
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  09.11.2003
  • Status:  Offline

Czytałem, ale nie mogę napisać, gdzie! :lol:
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/31176-36-o-w%C5%82os-od-tragedii-przed-wm-xix/#findComment-301445
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 820
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.09.2009
  • Status:  Offline

Gdyby ktoś chciał kiedyś przeczytać i zacząć dopingować Ravena do pisania częściej takich felietonów to niech mu spamuje PW :) Wspomniany felieton poniżej (źródło: NN :twisted: )

 

After The WrestleMania XX - Czyli Krajobraz Po Bitwie...

 

Z samego założenia tekst, który obecnie piszę miał być kolejnym moim wpisem w którymś z GuestBook'ów, ale w miarę powstawania, zwiększył on trochę swoją objętość i pomyślałem sobie, że nie ma sensu zaśmiecać czyjejś księgi gości, tylko dopisać krótki wstęp, podsumowanie i sklecić z tego jakiś mini-felieton. Czy mi się udało - to już musicie ocenić sami:))) Proszę jednak o odrobinę wyrozumiałości, bo to wydanie Raven's Quote piszę „z partyzanta" - w pracy, korzystając z każdej wolnej chwili i momentów nieuwagi mojego szefa oraz wścibskich współpracowników, którzy co chwila próbują czytać mi przez ramię (tak jak ten koleś teraz - tak, tak o Tobie mowa:PPPPP), a więc jego jakość może pozastawiać jednak trochę do życzenia:)))

 

Największe wydarzenie roku w świecie wrestlingu, czyli WrestleMania XX już za nami. Karta jaką zaproponowało nam w tym roku WWE, na swoje jubileuszowe (XX) wydanie tego PPV, wyglądała dosyć obiecująco i osobiście ciekaw byłem, czy wszystko to tak ładnie wyglądać będzie tylko na papierku, czy może w końcu WWE stanie na wysokości zadania i zafunduje nam PPV z prawdziwego zdarzenia, jakich obecnie niewiele w tej Federacji się ogląda. Już na samym starcie chciałbym zaznaczyć, że nie oglądałem jeszcze WrestleManii XX i wszystkie swoje opinie opierał będę na informacjach zdobytych z różnych (raczej obiektywnych) źródeł oraz stron Internetowych. Chciałbym zrobić niewielki przegląd najważniejszych wydarzeń z tej gali (chociaż nie tylko tych bezpośrednio z nią związanych) i krótko skomentować niektóre z nich (najczęściej będą to komentarze poszczególnych walki i implikacje z nich wynikające). Ogólnie będą to moje luźne przemyślenia na temat tego najważniejszego chyba wieczoru dla każdego fana wrestlingu i krótkie podsumowanie, czy WM ma szanse spełnić (gdy tylko ją obejrzę:PPPP) moje oczekiwania co do jubileuszowego (a więc i z samego założenia - na maksa wypasionego) wydania imprezy spod znaku WrestleManii. Zatem do dzieła!

 

1. Big Show vs. Cena

O samym poziomie tej walki wypowiadał się nie będę, bo po pierwsze jej nie widziałem:))), a po drugie - jaki może być poziom walki z udziałem Big Showa?:))) Najważniejsze w tej walce są jednak 2 rzeczy: po pierwsze - Cena zdobywa swój pierwszy tytuł U.S. Champa w WWE (notabene - zasłużony, bo choiaż nie przepadam za Johnem, to oddać mu trzeba, że świetny jest z niego wrestler i gość potrafi zmontować na prawdę dobrą walkę), a po drugie - Big Show w końcu ten tytuł traci:PPPP (gość nie zasługuje na żaden title i przez te wszystkie miesiące pas U.S. Champa w rękach White'a niesamowicie kuł mnie po oczach:PPP). Mimo jednak całej mojej antypatii do Showa - uważam, że dobrze się stało, że Cena nie wygrał tej walki czysto. John nie ma jeszcze super mocnej pozycji w Federacji (chociaż bardzo szybko do tego wszystko zmierza), a Big Show (niestety) przewidywany jest (za gabaryty, of course - bo chyba nie za umiejętności?:PPP) po odejściu Lesnara, jako gwiazda #2 (oczywiście po Takerze) grupy SmackDown, a więc czysta porażka z takim "nowicjuszem" jak Cena, mogła by tą jego pozycję mocno nadwątlić. W sumie, tak jak ktoś już powiedział - Cena to nie Guerrero i jako face (w walce z heelami) nie powinien wygrywać "kantem", bo nie ma on takiego gimmicku jak Eddie, ale ja (w drodze wyjątku) uważam, że taki właśnie finish tej walki był odpowiedni, skoro Ci dyletanci z WWE mają tak dalekosiężne plany wobec takiego beztalęcia jak Show.

 

2. Rock & Foley vs. Evolution

Szczerze mówiąc, bardzo jestem ciekaw jak wypadł powrót Rocka po prawie rocznej nieobecności w WWE i jak wygląda jego obecna forma (ostatnio, zwłaszcza kiedy stawał na przeciwko Goldiego, wyglądał jakby chorował na anoreksję:PPP). Podobno walka była jedną z lepszych tego wieczoru, ale i obsada była też dość niezła (Rock, Foley, Orton, który robi coraz większe postępy - nie wiem tylko po kiego grzyba wciskano tam Flaira, zamiast dać się wykazać "młodym"?), a więc nie ma się co dziwić. Wiele osób było bardzo zdziwionych zakończeniem tego pojedynku (zwycięstwo Evolution i Orton czysto pinujący Foley'a), ja w sumie także spodziewałem się raczej wygranej teamu Rock'a (w końcu gościa widujemy w WWE raz do roku), ale z perspektywy czasu widzę, że jedynym wygranym w tej walce mógł być tylko i wyłącznie... Randy Orton. Pomysł całego feudu i jego realizacja były od początku zamysłem Micka Foleya, który chciał przez to na maksa wypromować młodego Ortona. Foley z czasem zaczął mieć prawdziwą obsesję na punkcie tego angle'a (m.in. kazał Ortonowi dać sobie na prawdę po pysku, żeby mieć bardziej realistyczne siniaki...) i to, że suma summarum - czysto podłożył się Randy'emu, nie powinno nikogo dziwić. Tak z logicznego punktu widzenia, zwycięstwo to mogło się przydać.. tylko i wyłącznie młodym (Orton, Batista). No bo komu innemu? Rock'owi? Rock czy wygrywa, czy przegrywa - i tak zawsze cieszy się niesłabnącą popularnością wsród publiki oraz zawsze ma zapewnione miejsce w main eventach i taka porażka w jakimś tam tag matchu z pewnością nie zachwieje jego pozycją. Foley'owi? Przecież on nawet nie jest już pełnoetatowym wrestlerem, a więc (z punktu widzenia WWE) wygrane nie są mu w chwili obecnej potrzebne, a taka porażka, dzięki której pomoże on wypromować młode, wschodzące talenty jest tylko godna pochwały. Przynajmniej Mick ma do tego zdrowe podejście a nie unosi się jakąś chorą ambicją, że On - jako była gwiazda nie będzie się podkładał jakimś gówniarzom.

 

3. Lesnar vs.Goldberg

Walka, która miała być rewelacją WrestleManii, a okazała się jej największym knotem, bo mimo, że Goldie zaprezentował swój cały repertuar (wszystkie 4 akcje!!!), to Lesnar okazał się "za krótki", by odpowiednio poprowadzić ten pojedynek i zrobić z niego prawdziwy hit. Z resztą nie było to zbyt wielkim zaskoczeniem, bo już wcześniej wiele osób powątpiewało, czy Brock ze swoim niewielkim doświadczeniem, będzie w stanie poprowadzić ten pojedynek od samego początku do końca (bo Bill przecież tego nie potrafi...). Była to chyba pierwsza walka, podczas której (pomimo całej mojej antypatii dla The Billa) ucieszyła mnie wygrana Goldiego... Oczywiście Lesnar o wiele bardziej na nią zasługiwał, ale po ostatnim jego numerze - gość jest dla mnie zwykłym zerem. Po tym wszystkim, co Federacja dla niego zrobiła, On wysrał się na nią postępując jak zwykły gówniarz (nie gryzie się ręki, która Pana karmi, Panie Brock...). Koleś w niespełna rok osiągnął w WWE to, co niektórym (którzy przerastają Brocka o kilka klas) nie udaje się przez całe życie, wypromowano go tak niesamowicie jak tylko kogoś wypromować można, dano maksymalny push, tytuł Mistrza Świata (w niespełna pół roku) a ten patałach odchodzi z Federacji teraz, kiedy ta najbardziej go potrzebuje (he, he - świetna była reakcja fanów na Lesnara podczas WM - chanty: "You Soled Out!" i przyśpiewki "Na Na Na Na, Yeah Yeah Yeah - GOODBYE!!!":PPPPP), bo... ma zbyt napięty terminarz (Geeez, niech się weźmie za brydża sportowego albo szachy, to będzie poświęcał na to góra 2 dni w tygodniu - przychodząc do WWE wiedział na co się pisze, a więc niech teraz nie pieprzy...), musi walczyć z osobami pokroju Hardcore Holly'ego (sorry Brock - nie lubię Holly'ego, ale kiedy Hardcore walczył w ringu, to ty jeszcze napierdalałeś w pampersy, a więc mimo wszystko - trochę szacunku!) i czeka go feud z DeadManem oraz podkładanie się Takerowi (jobbowanie to rzecz normalna we wrestlingu - witamy w realnym świecie Brock, a co do feudu z Takerem - to pomysł jest może i odgrzewany oraz niezbyt ciekawy, bo ile razy Lesnar może feudować z DeadManem?, ale na tym się też świat by nie skończył...). Szkoda, że Lesnar zachował się tak a nie inaczej, bo tkwi w nim ogromny potęcjał a ostatnio gość poczynił na prawdę bardzo duże postępy (baaardzo poprawił mic skillsy i zaczął robić na prawdę świetne walki), ale niestety "syndrom Goldberga" dał o sobie znać u niego dość wcześnie i kolo jest już stracony dla świata wrestlingu. Szkoda tylko, że Vince się tak rozszalał z tym pushem dla Brocka na początku jego kariery, bo uważam, że właśnie to go zmanierowało i kiedy kurek z pushem został przykręcony - Lesnarowi zaczęło odpierdalać (bulwersy, pretensje, samoloty, kariera football'owa itp.). Osobiście - zawsze uważałem, że push dla Brocka był zbyt wielki i przyszedł zbyt szybko, praktyka pokazuje, że ludzie nie potrafią tego docenić i uszanować, czego właśnie Brock stał się najlepszym przykładem (i chybioną dla WWE inwestycją:PPPP).

 

4. Undertaker vs. Kane

Chujowy pomysł, kiepska walka i jeszcze gorszy feud, bo co można powiedzieć o angle'u, który opiera się tylko na jakichś dziadowskich promach zmartwychwstałego Takera puszczanych na Titantronie, oraz w którym Vince cały czas twierdzi, że Taker nie żyje, bo On zakopał go żywcema - a za moment ogłasza na WM walkę Taker vs. Kane? Gdzie tu logika??? Sam pomysł ssał już od samego początku, bo już gdy pierwszy raz o nim usłyszałem, to wiadomym dla mnie było, że Kane (notabene po raz chyba już milionowy) będzie po prostu mięsem armatnim dla powracającego w "starym" gimmicku, po miesiącach nieobecności w WWE i chcącego podtrzymać swój zerowy bilans porażek na imprezach spod znaku WrestleManii - Takera... Jak dla mnie to ta walka nie pomogła nikomu, bo ani specjalnie nie wypromowała Takera (którego przecież promować nie trzeba, ponieważ publika zawsze go "kupowała", a już tym bardziej w "starym" gimmicku) ani tym bardziej dla Kane'a, który chyba już na zawsze pozostanie w w cieniu swojego "starszego brata" i będzie mu jobbował do usranej śmierci. Ja sam, pomimo mojego ogromnego sentymentu do DeadMana, jakoś nie specjalnie podniecałem się jego powrotem (nawet w "starym" gimmicku). Dla czego? Bo gimmick (pomimo, że świetny) to nie wszystko - to już nie ten sam Taker co kiedyś (nie to tempo walk, nie ta sprawność Callaway'a i nie te lata - a wiek jest przecież największym wrogiem dla wrestlera...) i jak dla mnie to gość zaczyna powoli odcinać kupony od swojej kariery - oby nie robił tego tak długo jak Hogan... Szkoda tylko, że WWE nie pomyślało jak taka squash'owa walka wpłynie na gimmick Kane'a, ale po co - skoro teraz gimmickiem #1 w federacji będzie "Nowy DeadMan"? Na koniec jeszcze sprawa włosów Takera, bo wszyscy tak strasznie przeżywali, czy Callaway zdąży je zapuścić (jak było widać - chyba nie zabardzo zdążył:PPPP)... Jak dla mnie nie był to żaden problem, bo gdyby Federacji na tym naprawdę zależało, to... po prostu przedłużyli by mu (u fryca) te obecne, coś a'la Rock, który w WWE miał krótkie pióra a w filmie (Król Skorpion) - kudły do pasa:))) WWE z pewnością na to stać (z tego wniosek, że długość włosów DeadMana po prostu olali - w przeciwieństwie do fanów, ale to chyba żadna nowość...).

 

5. Guerrero vs. Angle

Podobno świetna walka, ze ekstra (oryginalnym) finishem i właściwą osobą pozostającą z tytułem mistrzowskim. Cieszę się, że WWE postanowiło postawić na Eddiego (szczerze mówiąc obawiałem się, że bookerzy zajobbują Eddiego Kurtowi na WM), który jako WWE Champ sprawuje się świetnie, publika go uwielbia a wygrana na WM tylko umocniła jego pozycję jako mistrza i main eventera. Rewelacyjny był finish tej walki, bo Eddie skantował zgodnie z dewizą swojego gimmicku (Lie, Cheat & Steal) i nie wygrał czysto, co pozwoliło zachować twarz Kurtowi (chcociaż czysta wygrana z wrestlerem pokroju Angle'a na WrestleManii jeszcze bardziej uwiarygodniłaby Eddiego, który miał mimo wszystko bardzo krótką drogę od rozpoczęcia występów w roli main eventera do zdobycia tytułu mistrzowskiego). Przemyślany feud, bardzo dobry pojedynek, oryginalny finish i Eddie zachowujący tytuł - dla mnie bomba!

 

6. Rikishi & Scotty vs. APA vs. Bashams vs. Haas & Benjamin

Zwycięzcy tej walki to jakiś żart. Kpiną było w ogóle dawanie tytułu Rikishiemu & Scotty'emu 2 Hotty'emu, którzy po prostu żenują. Samej walki nie widziałem (podobno była lichutka na maksa) i nie specjalnie mnie do tego ciągnie:))), ale wygrana takiego teamu i utrzymanie przez nich tytułu na imprezie pokroju WM, to totalna porażka. Dla mnie jedynymi godnymi tytułu Tag Team z tej czwórki byli tylko i wyłącznie Haas & Benjamin (nooo, ewentualnie APA), tak więc wynik tego match'u to dla mnie porażka...

 

7. Benoit vs. HHH vs. HBK

O tej walce mogę powiedzieć tylko jedno: BENOIT!!!! BENOIT!!! BENOIT!!!:))) Podobno niesamowita walka i (NARESZCIE!!!) World Title dla Chrisa. Cieszy mnie zwłaszcza to, że było to czyste zwycięstwo (chociaż wszędzie jest to normą - oprócz Hunterolandii - że face spokojnie czysto pokonuje heela, tylko na RAW jest to ewenementem:PPPP) i że Benoit zmusił do poddania właśnie HHH'a (he, he - pewnie zabolało to twoje ego, co Hunter?:PPPP). Skoro HHH zapowiedział, że nie chce dłużej feudować z Benoit, to może na Backlash zobaczymy walkę Benoit vs. HBK (jakiś mały rewanżyk za WM i Michaels w końcu moczący dupę w Kanadzie:PPPP) - jak dla mnie to byłby potencjalny hicior. Benoit cholernie długo musiał czekać (jobbować i zaciskać zęby), by dostać swój pierwszy tytuł Mistrza Świata w WWE, ale mimo wszystko - jako zapalony wielbiciel talentu Cripplera - stwierdzam, że było warto!!! Chris zdobył złoto zwyciężając w main evencie najważniejszego PPV w roku - jubileuszowej (XX) WrestleManii!!! Niewiele osób może się czymś takim pochwalić...

 

8. Bret Hart

A raczej jego brak (chodzi mi tu o występ, a nie obecność), na WM XX... Hitman zyskał w moich oczach jeszcze większy (o ile to tylko możliwe, bo gość dla mnie będzie zawsze #1) szacunek niż do tej pory. Wypiął się na McMachona i jego mały show, postanawiając nie nabijać kabzy Vinniemu (pamiętasz jeszcze Vince - Survivor Series 97???, bo my fani - nigdy tego nie zapomnimy!). Cieszę się, że Bret nie dał się kupić. Na pożegnania z fanami będzie jeszcze miał wystarczająco wiele okazji (nie musi tego z resztą robić koniecznie w WWE) i zrobi to wtedy, kiedy On będzie tego chciał, a nie jakiś szmatławy McMachon. Tak trzymać Bret, jesteś wielki!

 

9. Zwiechu

Czyli człowiek, który specjalnie zarwał nockę, by na żywo w Newsboardzie WrestleFans 24h komentować walki z WrestleManii. Świetny pomysł i kolejna bombowa inicjatywa Deliquenta. Fajnie, że istnieją jeszcze ludzie którzy potrafią wprowadzić jakiś powiew świerzości do naszego małego wrestlingowego światka. Dzięki Zwiechu!

 

 

Czas chyba na krótkie podsumowanie całej imprezy okiem osoby, która jej jeszcze nie oglądała:))) Z informacji, które udało mi się zdobyć w necie, tego jak zostały zabookowane poszczególne walki oraz z tego jak wyglądał całokształt tego PPV, muszę jednak stwierdzić, że niestety (jak zwykle:PPP) impreza ta lepiej prezentowała się na papierze niż w realu... Bardzo zawiodły walki na które ludzie tak bardzo oczekiwali z racji „wielkiego wydarzenia" (Lesnar vs. Goldie, Taker vs. Kane), wszyscy wiedzieli, że może nie będą one należały do majstersztyków, ale pojedynki te zostały naprawdę sknocone a ich przebieg był na maksa schematyczny i dość prosty do przewidzenia (zwłaszcza po tym jak Lesnar zdecydował się odejść - co było równoznaczne z jego jobbowaniem, bo wynik walki Takera, to ja już znałem jeszcze przed jej oficjalnym zabookowaniem na karcie WM:PPPP). Bardzo mocnym punktem tego PPV były (podobno) świetne walki o World Title i WWE Champioship. Z resztą osoby, które w nich uczestniczyły (no może poza HHH'em, którego walki są od jakichś 2 lat tak ciekawe jak kolejne edycje Polsatowego "Baru":PPPP) zawsze gwarantowały wysoki poziom pojedynków i tym razem także nas nie zawiodły. Najjaśniejszy punkt WrestleManii jak dla mnie to zdobycie przez Chrisa Benoit World Title'a - osobiście czekałem na ten moment całe lata i sam fakt, że stało się to podczas main eventu najważniejszej (i w dodatku jubileuszowej) gali w roku - powala mnie na kolana. Spieprzona sprawa to walka Cruiserów oraz pojedynek Y2J vs. Christian, które mogłyby być naprawdę powalające (potencjał był bez dwóch zdań) gdyby WWE pozwoliło im trochę potrwać, a nie przeznaczyło na nie po kilka minut (tak - były po prostu tylko dobrym "zapychaczem" - a mogły być na prawdę zajebiste...). Tak więc suma summarum, na dzień dzisiejszy (przed obejrzeniem PPV) WrestleManiię XX oceniam jako imprezę po prostu „dobrą" i nie jest to chyba największy komplement w stosunku do PPV, które miało rzucić fanów na kolana. Szkoda, że WWE nie postarało się trochę bardziej, bo WrestleMania XX z pewnością miała potęcjał by być imprezą jeżeli nie wybitną, to conajmniej bardzo dobrą, a tak? Otrzymaliśmy tylko kolejnego mocnego średniaka (takie 4,5 w 6-o punktowej skali). PPV to z pewnością wyróżniało się na tle pozostałych tego typu imprez w tym roku (a jak znam życie to będzie pewnie najlepszym PPV w 2004), ale tamte były tak lichutkie, że zdecydowanie nie jest to powód do zbytniej dumy dla Federacji pokroju WWE...

 

Raven

 

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/31176-36-o-w%C5%82os-od-tragedii-przed-wm-xix/#findComment-301446
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 209
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Czytałem, ale nie mogę napisać, gdzie! :lol:

 

A ja nie mogę napisać kto go skrytykował! :lol:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/31176-36-o-w%C5%82os-od-tragedii-przed-wm-xix/#findComment-301447
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline

Świetna historia. Zazdroszczę ci Vercyn tej książki o SCSA. Lenistwo sprawia jednak, że nie będę jej kupował i ze słownikiem w ręku przedzierał się przez kolejne strony, a po prostu poczekam na twoje tłumaczenia. ;)

 

Co do tych ciemnych stron bycia gwiazdą wrestlingu to oczywiście tak jest. Jest wiele tragicznych historii. Wielka kasa, wielka sława wymaga wielkich wyrzeczeń. Ale myślę, że ci, którzy mają głowę na karku wychodzą w tym wszystkim na swoje. Nie zmienia to oczywiście faktu, że to trudny biznes.

 

No i podobał mi się ten artykuł Ravena. Takie przemyślenia sprzed lat, które ciekawie się czyta, gdy już się wie, co było potem.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/31176-36-o-w%C5%82os-od-tragedii-przed-wm-xix/#findComment-301460
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 300
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  21.11.2010
  • Status:  Offline

Świetna robota i dobra odskocznia od "nieco lżejszych" wspomnień JEricho.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/31176-36-o-w%C5%82os-od-tragedii-przed-wm-xix/#findComment-301520
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 955
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  15.11.2010
  • Status:  Offline

To właśnie lubię w biografiach - człowiek dowiaduje się ciekawych i gdzieniegdzie szokujących historii, o których istnieniu nie miał pojęcia. Oglądając tą walkę z Rocky'm nawet nie zdawałem sobie sprawy o tym wydarzeniu, a sam Austin nie wyglądał na kogoś, kto kilka godzin wcześniej był bliski śmierci. Ba, wyglądał wręcz świetnie.

 

Wielkie dzięki Vercyn za tłumaczenia zarówno tej jak i poprzednich książek. Wykonujesz nieocenioną robotę. Czekam na następne smaczki.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/31176-36-o-w%C5%82os-od-tragedii-przed-wm-xix/#findComment-301523
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Nialler
      Imo w tych wdziankach co wychodzą są nieraz seksowniejsze i bardziej hoterskie niż "na codzień" xD
    • MattDevitto
      Royal Rumble kobiet w 2026 xDDDDDDD
    • KyRenLo
      WWE oficjalnie potwierdza lokalizację Royal Rumble 2026:
    • MattDevitto
      Ja wiem, że New Japan obecnie ma o wiele słabszy roster niż x lat temu, ale łączenie Corbina z fedką z Japonii to liść prosto w twarz dla Azjatów Chociaż tag team Corbin&Omos to byłoby coś
    • HeymanGuy
      NJPW Wrestle Dynasty 2025 8-Man Lucha Gauntlet Match: 16 minut czystego chaosu, efektownych akcji i technicznego wrestlingu, ale zacznijmy od początku. Hecheciro i Kosei Fujita zaczęli to na spokojnie, wymieniając kilka klasycznych chwytów. Fajna techniczna robota z obu stron, choć Hecheciro wydawał się mieć lekką przewagę w doświadczeniu i precyzji. No i zanim zdążyło się rozkręcić, wpadł Soberano Jr. – typowy luchador z CMLL, który wszedł jak tornado. Rzut na Fujitę, headscissors na Hecheciro i zaczęło się latanie. Typowe, ale cholernie przyjemne dla oka, ja zawsze to lubiłem. Chwilę później pojawił się Master Wato. Powiem szczerze, że Wato ostatnio idzie w górę, to i tu udowodnił, że potrafi. Wymiana chopów z Soberano? Była Hurricanrana? No też była. A potem wszyscy zaczęli się tłuc poza ringiem, bo czemu nie. No i proszę, mamy Mascara Doradę. Kolejny zawodnik z CMLL, który miał dobry 2024 rok, a tutaj wyglądał, jakby chciał udowodnić, że nadal jest w formie. Szybkie biegi po linach, headscissors na Soberano, a potem genialne suicide dive’y – praktycznie dla każdego, kto był w pobliżu. Zdecydowanie wyróżniał się swoją akrobatyką. A potem… Taiji Ishimori. Facet wszedł z buta. Handspring Cutter? Elegancko. La Mistica w Bonelock? Klasa. Ale Dorada dzielnie się wybronił. Ishimori nie zwalniał tempa i widać było, że ma ochotę na coś większego. Lubiłem Ishimoriego w TNA, z tego co pamiętam trzymał nawet pas X-Div. No i teraz czas na Titana – typ wpadł jak błyskawica. Crossbody, rope walk dropkick, Tornado DDT – wszystko to wyglądało świetnie. Trochę przyspieszył tempo i fajnie to wszystko zróżnicował.I wreszcie, gwóźdź programu… El Desperado, gość z IWGP Jr. Heavyweight na biodrach. Wszyscy momentalnie rzucili się na niego, bo jak tu nie skupić się na facecie z pasem? Desperado zebrał niezły łomot na rampie, potem w ringu, ale jego spryt pozwolił mu na kilka błyskotliwych kontr. Końcówka? Totalny chaos. Hecheciro z backbreakerem na Desperado, Fujita lata na Hecheciro, Ishimori dorzuca moonsault. Soberano z corkscrew dive’em, Titan i Wato się nie poddają i sami dorzucają swoje loty. No i Dorada… Ten Shooting Star Press na całą grupę to było coś pięknego. Wszystko zakończyło się jednak w ringu. Desperado próbował coś ugrać z Fujitą, ale Ishimori z Gedo Clutchem przechytrzył wszystkich i zgarnął wygraną. To była klasyczna spot-festowa walka. Dużo fajnych akcji, tempo, które nie pozwalało się nudzić, i świetna okazja, by młodsi zawodnicy pokazali swoje zalety. Czy była jakaś większa historia? Raczej nie, ale czysty fun wrestlingowy zdecydowanie był obecny. Po walce wszyscy rzucili się na Ishimoriego, ale on uciekł przez tłum – klasyczny heel move. CMLL-owcy jeszcze trochę poświętowali z fanami. 2,5/5 Grappling Match: Hiroshi Tanahashi vs. Katsuyori Shibata: Zaczyna się od przyjacielskiego pojedynku, bo jakby nie było, Shibata uratował Tanahashiego przed EVIL-em i House of Torture na Wrestle Kingdom, więc tu mamy coś w stylu "dziękuję za pomoc, stary". Czas na zabawę, ale wiadomo, jak to bywa z tymi dwoma – nie potrafią po prostu delikatnie. 😂Pierwsze 30 sekund? Wymiana klasycznego tie-upu, obaj starają się zyskać przewagę, ale wiecie, jak to jest – żadnego z nich nie da się zdominować tak łatwo. Kończą w linach, czysty break, i ruszają dalej. Następnie zaczynają wymieniać chopy.I tu Shibata zaczyna robić robotę, czujesz ten ból, jak jego ciosy trafiają w Tanahashiego. Ale Tanahashi? Facet nie odpuszcza, walczy o każdy chop. To był taki klasyczny "chop fest", jak to bywa u tych dwóch, że aż można poczuć ból przez ekran. Tanahashi przyjmuje ciosy, ale potrafi odpowiedzieć. Nawet próbuje full nelson w końcu, ale kończy się to po prostu na kolejnym chopie. Ostatnie sekundy? Obaj są już na tyle wyczerpani tymi ciosami, że to po prostu nastąpiła wymiana chopów do samego końca. Mimo że nie padło żadne wielkie zakończenie, to był czysty fun. Ciężko to ocenić jakkolwiek, bo w sumie to nie była żadna epicka walka, ale dla tych dwóch to była totalna zabawa. Widziałem, jak się dobrze bawią, więc i ja się bawiłem. Można było się spodziewać, że z tej rywalizacji nie będzie nic większego, ale te chopy – wow. Szkoda, że nie wyłonili zwycięzcy, ale i tak było to całkiem zabawne. 2/5 takie wymuszone. Winner Takes All: Strong Women’s Champion Mercedes Mone vs. RevPro Women’s Champion Mina Shirakawa: Zaczynamy od klasyki – panie zaczynają od klinczu i Mina daje Mercedesównej kopa w brzuch, bo czemu nie? Potem trochę rope runningu, dropkick na kolana i momenty, gdzie obie zaczynają robić uniki, trochę typowego wrestlingu. Mone rzuca snapmare i próbuje Statement Maker. Mina nie daje się złapać, bo zaraz wskakuje na liny i przerywa. Czyste, ale nic, co by powaliło widza. Mone robi kilka klasycznych ruchów, jak baseball slide i suicide dive na Minę i jej ekipę, a potem do akcji wkracza Mina – trochę Dragon Screw, wrzucenie nogi Mone w słupek i Figure Four wokół słupka, bo czemu nie? Widać, że Mina stara się trzymać fason, ale Mone jak zawsze wyprzedza ją o krok – nie daje się zdominować tymi technicznymi ruchami. Dość szybko Mone próbuje backstabber, ale nie jest w stanie kontynuować, bo no… kolano, dobry selling przy okazji. Potem klasyczne corner work i jeszcze jedna Meteora. W końcu Mina odpłaca jej tym samym, Figure Four znów się pojawia, a Mone w końcu ucieka do lin. Przełomowy moment? Mina trafia z Sling Blade, potem Implant DDT, Glamorous Driver i… Mone dalej wstaje, jakby nic się nie stało. Po czym po prostu odbija kolejną Mone Maker na 2, bo ta kobitama niekończące się siły, jakby była jakimś niezniszczalnym cyborgiem z lat 80-tych. 🤦‍♂️ Szczerze mówiąc, Mone już mnie trochę nudzi czy to w NJPW czy w AEW. Tak, wiem, ma swój styl, jest gwiazdą i mega utalentowaną wrestlerką, ale jej walki są po prostu mechaniczne. Brakuje w nich tej iskry, dramatu, który sprawiłby, że widzowie naprawdę by jej kibicowali, mimo charakteru postaci. Zwycięstwa Mone wydają się takie "wiedziałem, że wygra". Na pewno wielu będzie to oceniało jako solidny pojedynek, ale dla mnie brak tej energii i autentycznego zagrożenia w jej walkach sprawia, że nie czuję w tym większego entuzjazmu. Trochę mam wrażenie, że jej booking przypomina Hogana z lat 90, czy Cenę z lat 10 – zawsze wygrywa, tylko nie wiadomo do końca jak i dlaczego, a inne zawodniczki zaczynają przy niej wyglądać na marne tło. Takie trochę "Mone Show", a reszta to tylko postacie drugoplanowe. 3/5 Brody King vs. David Finlay /w. Gedo:  To był typowa hoss fight – dwa wielkie byki, jeden z nich to Brody King, który absolutnie dominuje w sile, drugi to Finlay, który stara się wyjść z opresji, bijąc się o każdą okazję. Zaczynamy od budowania Kinga jako powerhouse'a, który pokazuje swoją przewagę, zrzucając Finlaya jak kawałek śmiecia. Ale Finlay nie odpuszcza – jak to on – i z każdą chwilą udowadnia, że potrafi się wybić z takich sytuacji. Chop block z jego strony to jeden z pierwszych momentów, kiedy rzeczywiście potrafi zrównać Kinga z ziemią, chociaż ten później spokojnie odpłaca ciosami. Bardzo fajne cross face od Finlaya, potem Cactus Clothesline i obaj lądują na ziemi. Plancha też ładnie wyszła, ale King złapał go w powietrzu i odpłacił mu się zaciętym uderzeniem w barykady. Brody King świetnie wygląda w roli wielkiego, brutalnego faceta. Senton, chopy, elbowy, a potem Death Valley Driver – gość po prostu rozbija Finlaya na każdym kroku. Finlay w odpowiedzi walczy, jakby to była jego ostatnia szansa – coraz więcej uppercutów, walka o przetrwanie, a cannonball senton Kinga w narożniku... no siadło xd Chociaż King wyglądał jak absolutna bestia przez większość tej walki, Finlay w końcu zaczyna odwracać losy pojedynku. Speer po świetnym wyrwaniu się z chwytów Kinga, clothesline z tyłu głowy, a na końcu – Overkill. Finlay nie dał się zgnieść przez Kinga i wygrał w momencie, który podsumował całą jego walkę o przetrwanie. To była świetna walka, typowy hoss fight, jakiego można się spodziewać po tych dwóch. King był tytanem, nie dawał Finlay’owi ani chwili wytchnienia, ale właśnie to Finlay sprawił, że walka miała więcej dramaturgii, pokazując klasę zawodnika walczącego z takim potworem. Choć Brody King dał za dużo, co sprawia, że ciężko mu utrzymać status topowego zawodnika (bo powinien chyba mieć więcej do powiedzenia w ringu), to naprawdę świetnie się to oglądało. Finlay świetnie sprzedał techniki z mniejszych pozycji i Overkill był odpowiednią kropką nad i. Zdecydowanie dobra walka, z mocnym końcem i solidnym storytellingiem – ale King chyba mógłby być trochę mniej "zbyt hojnym" w takim stylu pracy. 3,5/5 Shota Umino vs. Claudio Castagnoli: Zaczynamy od Claudio, który od razu atakuje Shotę na wejściu, pokazując, kto tu rządzi. Claudio od samego początku wykorzystywał swoją siłę, by trzymać młodszego rywala w pasie i nie pozwalał mu na żadną chwilę oddechu. Nie oszczędzał go – uppercuty (zresztą akcje firmowe ex-Cesaro), stompy, potem Giant Swing, gdzie Shota się wyrwał na ostatnią chwilę. Potem widzimy trochę tego "brutalnego Claudio" w akcji, jak Crippler Crossface. Jasne, można powiedzieć, że Shota trochę wziął na siebie za dużo ciosów, ale od tego momentu zaczyna wstawać. Gdy udało mu się Tornado DDT i Jumping DDT na apronie, zyskał trochę momentum. Od tego momentu cała walka nabrała tempa, a Shota zaczynał wyglądać na kogoś, kto może dać radę Claudio. Zmienia się dynamika: nie jest już tylko ofiarą, ale zaczyna odnajdywać w sobie siłę, której mu wcześniej brakowało. Claudio oczywiście odpłacał z nawiązką, ale Shota miał ten magiczny moment – kilka naprawdę dobrych kontr – jak Beyblade czy Avalanche Tornado DDT. Ostatecznie jednak zwyciężył po Snap Death Rider, co było świetnym zakończeniem tej historii w ringu. To nie tylko walka, to także opowieść o tym, jak młodszy zawodnik może przejść przez piekło, a potem znaleźć sposób, by wygrać. Shota pokazał, że nie chodzi tylko o siłę, ale i serce do walki. Fajna walka – Claudio naprawdę pokazał swoją moc, ale cała historia o Shocie była naprawdę solidna. Chłopak przeszedł przez niemały młyn, ale dzięki swojemu wewnętrznemu duchowi walki udało mu się znaleźć sposób na pokonanie takiego dominatora jak Claudio. Ostatecznie Shota wyglądał na gościa, który się rozwija. Claudio udaje gest pojednania, a potem wyśmiewa go klasycznym ruchem z geste Kozakiewicza. Solidne, emocjonujące, i patrząc na Shotę, mamy tu naprawdę początek czegoś większego. 3,5/5 NEVER Openweight and AEW International Title match: Konosuke Takeshita (c) w/ Don Callis vs. Tomohiro Ishii: Walka zaczęła się klasycznie dla takich zawodników – siłowe próby zdominowania przeciwnika. Takeshita próbował szybko zdominować, zasypując Ishiiego ciosami i kopnięciami, ale Ishii, jak to ma w zwyczaju, po prostu wstał i zaczął odpowiadać swoimi charakterystycznymi chopami i lariatami.  Momentem przełomowym była próba Avalanche Falcon Arrow Takeshity – widowiskowe podniesienie Ishiiego z lin i zrzucenie go z wysokości mogło zakończyć walkę, ale Ishii, jak to wojownik, znalazł w sobie siłę, by przetrwać i kontynuować ofensywę. Nie tylko to, ale sam Ishii zaskoczył wszystkich swoim Avalanche Hurricanraną, co było totalnym szokiem, biorąc pod uwagę jego styl walki.. Takeshita i Ishii zaczęli wchodzić w strefę totalnej desperacji – headbutty, wymiana lariatów, i nagłe, potężne kontry sprawiały, że publiczność siedziała na krawędzi krzeseł. Kiedy Takeshita trafił Poisoned Rana i zakończył wszystko Power Drive Knee oraz Raging Fire, było jasne, że młody gwiazdor utrzyma swoje tytuły, ale nie przyszło mu to łatwo. Ishii wyglądał, jakby miał jeszcze trochę magii w sobie, a jego walka była jak przypomnienie o tym, dlaczego jest uważany za jednego z najtwardszych w biznesie. Brutalna, szybka i intensywna walka – klasyka w wykonaniu Ishiiego, który po raz kolejny pokazał, że wciąż ma w sobie ogień, a Takeshita zademonstrował, dlaczego jest uważany za gwiazdę wschodzącą. Połączenie old-schoolowej brutalności z odrobiną nowoczesnej atletyki. 4/5 Triple Threat Tornado Tag Team Match for the vacant IWGP Tag Team Titles: United Empire (Jeff Cobb and Great-O-Khan) vs. Young Bucks (Matt and Nick Jackson) vs. Los Ingobernables de Japon (Himoru Takahashi and Tetsuya Naito): Tornado Tag oznacza totalny chaos, i tak właśnie było w tym starciu. Walka rozpoczęła się od szybkiego wywalenia Young Bucks z ringu przez Cobba i Hiromu. Cobb imponował swoją siłą, a Bucksi szybko wrócili do gry, używając swoich charakterystycznych superkicków i widowiskowych dive'ów, by zyskać przewagę. Jeff Cobb był prawdziwą gwiazdą w tej walce – jego brutalne German Suplexy, zwłaszcza podwójny German na Bucksach, były absolutnym popisem jego siły. Wielokrotnie przypominał, dlaczego jest jednym z najbardziej fizycznie dominujących zawodników na świecie. Great-O-Khan również miał swoje momenty, pokazując kreatywność. Hiromu i Naito wnieśli do walki swoją charakterystyczną dynamikę – kombinacje ciosów i synchronizowane ruchy, takie jak Time Bomb i Destino, były imponujące. Szczególnie Naito z jego opanowanym stylem był kontrapunktem dla energicznych Bucksów. Young Bucks, jak przystało na nich, skupili się na szybkich, widowiskowych akcjach – Elevated Swanton Bomb, X-Factor, i oczywiście EVP Trigger. Nawet w momentach, kiedy wydawało się, że ich przewaga zostanie przerwana, zawsze znajdowali sposób, by wrócić do gry. Ostatecznie ich doświadczenie w chaosie tego typu walk przyniosło im zwycięstwo, kiedy wykorzystali TK Driver, aby zdobyć tytuły. Widowiskowy spot fest, który świetnie sprawdził się jako szybka, dynamiczna walka, choć brakowało w niej głębszej narracji. Występ Cobb’a był absolutnie na najwyższym poziomie, ale w końcu to Bucksi byli najlepsi w chaosie. Jeśli lubicie szybkie akcje i niekończące się przejścia między ruchami, to była walka dla Ciebie. Jednak brak znaczącej dramaturgii w sekwencjach nieco obniża ogólną ocenę. 3/5 IWGP Global Heavyweight Title Match: Yota Tsuji (c) vs. Jack Perry: Walka rozpoczęła się od klasycznych zapasów, z wymianą przejść i kontr. Perry, jako heel, sprytnie atakował oczy i plecy rywala. Yota Tsuji jednak udowodnił, dlaczego jest mistrzem. Walka nabrała tempa, gdy Tsuji zaczął przełamywać dominację Perry’ego, pokazując swój wachlarz umiejętności – od siły po widowiskowe ruchy, takie jak Modified Spanish Fly. Jack Perry miał swoje momenty, zwłaszcza w budowaniu narracji z celowaniem w dolne plecy Yoty. Jego Wrist Clutch Angle Slam oraz manipulacja sędzią poprzez ukryty cios poniżej pasa były klasycznymi zagraniami czarnego charakteru. Perry robił wszystko, by oszukać rywala i wywalczyć przewagę. Kulminacja przyszła w końcówce, gdzie po wymianie ciosów Perry wydawał się być bliski zwycięstwa. Jednak Yota Tsuji, dzięki Gene Blaster (po prostu Spear), przełamał ofensywę rywala i przypieczętował swoją pierwszą obronę tytułu. To był solidny pojedynek, który skutecznie podkreślił siłę i wszechstronność Yoty jako nowego mistrza. Perry odegrał swoją rolę dość dobrze, budując napięcie jako sprytny, lecz podstępny pretendent. Walka była dynamiczna, z dobrą strukturą, ale brakowało większej nieprzewidywalności – wynik był dość oczywisty. Mimo wszystko, jak na pierwszą obronę tytułu Yoty, było to odpowiednio intensywne starcie, które pozwoliło mu zaprezentować się jako godnego czempiona. 3/5 Kenny Omega vs. Gabe Kidd: Starcie rozpoczęło się w tempie klasycznym dla Omegi – techniczne uniki, szybkie kontry i solidne chopy. Kidd szybko pokazał, że nie zamierza być tylko kolejnym przeciwnikiem do odhaczenia, przewracając Omegę solidnym Shoulder Blockiem i wygrywając wymianę ciosów. Już na początku było widać, że Kidd chce wykorzystać swoje brutalne, fizyczne podejście. Suplex na krawędzi ringu i wyrzucenie Omegi na barykadę szybko pokazały, że walka będzie bardziej ostra, niż tylko techniczna. Kidd przygotował stoły, ale Omega jak zawsze odpowiedział widowiskowymi akcjami, jak Plancha czy Snap Dragon Suplex na podłodze. Te spoty były bolesne do oglądania, a zwłaszcza ten kiedy Kidd, który wylądował na linach i odbił się na podłogę w sposób wyglądający na groźny. Omega atakujący krwawiącego rywala, a potem użycie krzeseł i stołów przez Kidd’a, podniosły imho powagę i prestiż tej walki. Kidd, pokazując brutalność, rozbił fragment stołu na głowie Omegi, co wizualnie wyglądało niesamowicie i podkreślało desperację obu zawodników. Końcówka walki to pokaz charakterystycznego dla Omegi stylu – szybkie przejścia między technikami, potężne V-Triggery oraz emocjonalne próby zakończenia walki przez One Winged Angel. Kidd, mimo zmęczenia, walczył jak równy z równym, serwując Piledrivery i Kawada Driver, które wyglądały jakby miały zakończyć walkę. Fakt, że Omega zdołał przetrwać te ciosy, wzmacniał jego status jako niezniszczalnego wojownika. Ostateczna wymiana to podsumowanie tego, czym była ta walka – brutalnością, wytrzymałością i nieustępliwością. Kidd po V-Triggerze i Powerbombie podnosi się przy liczeniu do jednego, co było symbolicznym pokazem ducha walki. Ostatecznie jednak Omega zamknął pojedynek swoim One Winged Angel, co zakończyło walkę. To była emocjonalna, brutalna i techniczna uczta wrestlingowa. Obaj zawodnicy zrobili wszystko, by wynieść ten pojedynek na najwyższy poziom. Kidd, mimo przegranej, wyszedł z tej walki jako gwiazda, jeszcze większa niż był do tej pory, udowadniając swoją wartość jako fizycznego, agresywnego rywala. Gabe był idealnym rywalem dla Kennego na powrót po kontuzji. Omega, po problemach zdrowotnych, pokazał, dlaczego jest jednym z najlepszych na świecie. Jedyny minus? Trochę przesadna długość walki, co momentami wydłużało akcję, ale finalny efekt zrekompensował te momenty. Tanahashi płaczący po walce mówi wszystko – ta walka przejdzie do historii jako niezapomniane starcie, na pewno dla fanów Gabe'a. 5/5 IWGP Heavyweight Title Match: (c) Zack Sabre Jr. vs. Ricochet: Ricochet szybko zaatakował, próbując wypracować przewagę dzięki swojej szybkości i akrobatycznym manewrom, takich jak Sasuke Special i Springboard 450 Splash. Wydawało się, że Ricochet ma szansę na szybkie zakończenie walki, ale Zack Sabre Jr., jak to ma w zwyczaju, przejął kontrolę, skrupulatnie eliminując atuty rywala. Sabre zaczął od technicznych rozwiązań, takich jak Cravat i złożone dźwignie, które skutecznie neutralizowały zapędy Ricocheta. Sabre, będący mistrzem techniki, skupił się na żebrach i ramionach Ricocheta, używając Inverted Indian Death Lock i Kimura Lock, aby powoli rozkładać przeciwnika na czynniki pierwsze. Ricochet próbował odpowiadać serią dynamicznych ataków, takich jak Running Shooting Star Press czy Lionsault, co podkreśliło różnicę w ich stylach walki. Jednak Sabre, jak zawsze, znalazł sposób na spowolnienie tempa, przejmując kontrolę przez precyzyjne kopnięcia i dźwignie. Walka nabrała intensywności, gdy obaj zawodnicy zaczęli wprowadzać bardziej ryzykowne akcje. Ricochet zaserwował widowiskową sekwencję: Northern Lights Suplex, Brainbuster, a następnie absurdalne Suplexy na krawędzi ringu i na podłodze. W tym momencie widzowie byli na krawędzi swoich miejsc. Sabre, pomimo widocznego bólu w żebrach, kontynuował walkę, wykorzystując Dragon Suplexy i Michinoku Driver, które ledwo nie zakończyły pojedynku. Ricochet próbował zakończyć walkę widowiskowym 630 Splash, ale Sabre unika tego i kontruje potężnym Punt Kickiem, po którym następuje Zack Driver.  Finalna sekwencja należała do Sabre'a, który zamknął Ricocheta w The Inexorable March of Progress, idealnie wykorzystując swoją techniczną przewagę. Ricochet nie miał wyjścia i poddał walkę. Było to świetne zestawienie dwóch unikalnych stylów walki – atletycznego i dynamicznego Ricocheta kontra technicznego i precyzyjnego Sabre'a. Choć wynik nie był zaskoczeniem, obaj zawodnicy dostarczyli ekscytującej walki, która pokazała, dlaczego są w czołówce. Sabre zachował mistrzowskie opanowanie i ciągłość narracyjną, sprytnie pracując nad żebrami i ramionami Ricocheta, podczas gdy Ricochet wniósł nowy wymiar do swojego stylu dzięki subtelnym heelowym elementom. Sabre, w swoim charakterystycznym stylu, podziękował Ricochetowi i podkreślił swoje oddanie New Japan. Mocne słowa o przyszłości NJPW i dominacji TMDK były idealnym zakończeniem tego show, budując dalsze emocje wokół jego stajni. Warto dodać, że pirotechnika i moment celebracji były świetnym akcentem na zakończenie gali. To była gala, która nabierała tempa w miarę jej trwania. Choć początek pozostawiał trochę do życzenia, ostatnie dwie walki zrekompensowały wcześniejsze niedociągnięcia. Show cierpiało na pewne problemy z pacingiem, jak również z długością (10 walk po ponad 12 minut każda to wyzwanie zarówno dla zawodników, jak i widzów), ale te najlepsze momenty były naprawdę znakomite i warte czekania. Mimo że nie była to gala bezbłędna, jej mocne momenty wyniosły ją do poziomu bardzo dobrej. Szczególnie ostatnie dwie walki uczyniły ją wartą obejrzenia, a Gabe Kidd i Takeshita wyraźnie zaprezentowali się jako przyszłe gwiazdy dla New Japan (i nie tylko). Gala mogłaby być lepsza przy bardziej zrównoważonej karcie, ale jako całość była satysfakcjonująca.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...