Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

    Dostęp do pełnej zawartości forum wymaga zalogowania się. Możesz przyśpieszyć proces logowania lub rejestracji używając konta na wspieranych przez nas serwisach.

    W przypadku problemów z dostępem do konta prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum(@)wrestling.pl

     

J-Ro @ Roskilde Festival '2005 (Final)


J-Ro

Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  453
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  05.11.2003
  • Status:  Offline

Dizklejmer: skasowałem swoje poprzednie posty i wpakowałem je do tego... Fotki wkrótce... Przy nazwach zespołów, w nawiasie podany jest kraj jego pochodzenia i scena na której grali.

 

 

Podróż do Roskilde / Dzień 1 (Pierwszy dzień preshow party):

 

Wyruszamy w 4 osoby z Kołobrzegu około 17.45. W Świnoujściu jesteśmy o 20.00. Prom odpływa o 23.30. Na terminalu trochę się kręcimy, ogólnie nuda i pijani Norwegowie. Wreszcie wpuszczają na prom - po krótkiej walce z przechowalnią bagażu, jesteśmy gotowi do rozpoczęcia imprezy. Rejs urozmaicony Wyborowa i browarami w "najtklubie", który ssie tak bardzo, że aż strach - przynajmniej z barmanem pogadaliśmy. Do snu zbieramy się około 4 nad ranem, fotele lotnicze zajęte, więc śpimy gdzie się da - sen do dupy i na dodatek krótki, około 8.00 pobudka - naruszam swoje festiwalowe fundusze i kupuję sobie śniadanie (swoją drogą, jeżeli wybuliłem na bilet 444 zeta, to śniadanie mogłoby być wliczone w cene. Pieprzone PŻB).

Po godzinnej podróży pociągiem (och, jakże zajebista jest kolej duńska), lądujemy na terenie festiwalu około 11.00 (kolejka po festiwalowe obrączki porusza się w miarę zgrabnie), szybko znajdujemy sobie miejsce na nasze namioty (i to całkiem nie najgosze, blisko do zimnych prysznicy, toalet i wyznaczonych miejsc do gotowania, do samego terenu festiwalowego niestety trochę dalej, no ale cóż, te najbardziej zajebiste miejsca były już zajęte od 8 rano (ci najbardziej wytrwali czekają całą poprzedzająca noc). Blisko płot, zabezpieczony pokrzywami (czyt. WC) - co oznacza zarówno bezproblemowe lanie, widoki lejących niuń, jak i niezbyt ciekawy zapach, jeżeli wiatr zawieje od tamtej strony (co na szczęscie zdarza się wyjątkowo rzadko). Atmosfera gorąca, żar płynie z nieba (i będzie płynął, aż do samego końca, pogoda się popisałą w tym roku). Po rozbiciu namiotów i rozpiciu kolejnej flaszki, ruszamy na zakupy (baterie do sprzętu grającego + browar). Kupujemy wszystko co chcemy - baterie dociągną do ostatniego dnia preshow, skrzynkę Tuborga (30x0.3) pykniemy w godzinkę. W między czasie trafiamy do darmowej kafejki internetowej (nie jedynej z resztą, ale najlepszej), w której (jeszcze) nie ma kolejek. Na festiwalowej scenie oglądamy występ death/trash metalowego Submission (DK / Pavilion Junior) - massive! Dzień kończymy w festiwalowym kinie oglądając "Metallica: Cunning Stunts" (publika reaguje tak samo, jakby była na koncercie. OMFG!).

 

 

Dzień 2 (Drugi dzień preshow party):

 

Nadal upał. Ogólne rozpreżenie. Pęka kolejna skrzynka browca, kolejna flaszka. Poznajemy Szwedów mieszkających parę namiotów dalej (co okazuje się jedną z dwóch zajebistych znajomości). Poznajemy tajniki gry w Kubb (kliknijcie w link, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tej grze) - nie "Coop", jak pisałem w starym poście. Resztę dnia spędzamy na nauce gry, przerywając ją tylko na wizytę w Pavilion Junior - tym razem słuchamy Erwina Thomasa (DK / Pavilion Junior) (miła dla ucha muzyka - fortepian + akustyczna gitara), facet ma zajebisty głos. Wieczorem kolejna wizyta w kinie, tym razem "Depeche Mode: Live In Paris" - publika w kinie znowu śpiewa, wicked man!

 

 

Dzień 3 (Trzeci dzień preshow party):

 

Dlaczego ciągle jest tak cholernie gorąco? Kolejna skrzynka, kolejna flaszka. Co godzinkę wycieczki pod zimny prysznic, raz że chłodzi, dwa - nagie niunie for free, what else could you want (czyżbym zapomniał dodać, że prysznic jest koedukacyjny)? :twisted:

W Kubb'a gramy coraz lepiej, co zaczyna irytować Szwedów, nie na tyle oczywiście, żeby z nami nie imprezowali. W międzyczasie (bodajże) Duńczycy proszą nas o przesunięcie jednego namiotu, żeby mogli się rozbić - w podzięce zostajemy ze skrzynką Calsberga, wicked man! Wieczorem próbujemy dostać się na koncert RATM w kinie - no fuckin' way - więcej osób chce wprowadzić się w dobry nastrój przed nadchodzącym koncertem Audioslave. Wracamy do namiotów, podrywając przy okazji każdą fajniej wyglądającą panienkę... :D

Wieczorem zaczyna nam brakować pomysłow na darmowe zapitki, więc pijemy kawę na zimno z procentowym bonusem - best. idea. ever. W międzyczasie poznajemy gościa z Polski, mieszkającego od paru lat w Norwegii (to ta druga zajebista znajomość). W nocy parę osób ląduje z plecakami obok naszych namiotów. Rozstawianie namiotów po pijaku ssie, bo - raz jest ciężko, dwa - panienki wyglądają ładniej niż w rzeczywistości.

 

 

Dzien 4 (Czwarty - ostatni dzień preshow party):

 

Słońce nie przestaje napieprzać, z tego powodu pobudka jest już około 8.00. Skrzynka, flaszka (you know the deal). Dzień znów urozmaicony Kubb'em. Jak już pisałem, na przechadzkach oczy latają dookoła glowy - taka masa zajebistych dupek, Harty - byłbyś w 7 niebie - słodkie tyłeczki do wyboru, do koloru (nie mowiąc już nawet o tym, że rasowo wybór jest też niczego sobie - note to self - małe japoneczki są zajebiste - tappy, you bastard!). Wieczorem rozpijamy nowoprzybyłe towarzystwo. Kończy się na tym, że do namiotu trafiam już około 22 i zasypiam jak zabity (to moja jedyna zupełnie przespana noc).

 

 

Dzień 5 (Pierwszy dzień festiwalu):

 

Nadal cholernie grzeje. Do południa obijamy się, sącząc leniwie browca i grając. Około 17.00 wyruszamy na nasz pierwszy koncert tego festiwalu, drum'n'bass'owy OHOI! Soundsystem (DK / Metropol) - doskonale nas nastawiają do następnych koncertów, tyle, że ledwo chodze po półtoragodzinnym tańcu. O 19.00 stajemy z kumplem w kolejce do sektora na Velvet Revolver (US / Orange). O 20.00 zaczynają, a ja odpadam - tak jak nie mogłem się jakoś strasznie przekonać do VR, to po tym koncercie nie mam żadnych wątpliwości - this is rock & fuckin' roll... Grają masę rzeczy z Contraband + "Mr Brownstone" i "It's Easy" G'N'R, a do tego... "Wish You Were Here" Pink Floyd. OMFG!

Po koncercie VR relaksujemy się przy elektropunkowym Le Tigre (US / Odeon), ale nie mamy aż tak wiele czasu, bo o 22.00 gra Armand Van Helden (US / Metropol). Van Helden przez pierwsza godzinę podkręca publikę porządnym housem, żeby w drugiej godzinie pokazać naprawdę na co go stać, puszczając white label'owe mixy The White Stripes, Nirvany i AC/DC - kończy oczywiście swoim hitem "My, My, My", wprawiając publikę w ekstatyczny stan. Pierwszy dzień powoli się kończy...

 

 

Dzień 6 (Drugi dzień festiwalu):

 

Ciągle słońce, to już nawet nie jest śmieszne. O 14.00 wyruszamy wesprzeć jedyną polską kapelę na Roskilde Festival, czyli Kapelę Ze Wsi Warszawa (Warsaw Village Band) (PL / Ballroom) - co prawda etnofolk to akurat nie moja bajka, ale Ballroom jest pełen i żywiołowo reaguje na każdy kawałek - miły widok. O 17.00 jesteśmy już na Snoop Doggu (US / Orange) - nie wpychamy się tym razem na sektor, ale stajemy za nim - tam też jest dobra zabawa. Snoop przetacza się poprostu po publiczności, nie dając jej ani chwili wytchienia, kolekcja jego najlepszych kawałków wprowadza wszystkich w dobry humor. Widać też lata grania - doskonale bawi się z publiką, zmuszając ją do śpiewania. Świetny koncert, ale to nie koniec atrakcji na dziś, przed nami Audioslave (US / Orange). Stoimy dokładnie w tym samym miejscu gdzie wcześniej. Chris Cornell i ex-członkowie Rage Against The Machine dają świetny show, koronując go "Killing In The Name" i "Black Hole Sun" śpiewanym przez Cornella (przy akompaniamencie gitary akustycznej, na której sam gra) i całe 50 tysięcy ludzi... Czad... Po Audioslave błyskawicznie lecimy do sektorowej kolejki, bo przed nami zdecydowany faworyt tego festiwalu - BLACK SABBATH... W tym momencie muszę się zatrzymać, bo nic, co napiszę, nie odda tak naprawdę atmosfery tego koncertu... Chociaż spróbujcie sobie wyobraźić 70 tysięcy ludzi, którzy są na każde skinienie Ozzy'ego (który swoją drogą czerpie chyba energię z tłumu, bo zachowuje się jak szaleniec, biegając i skacząc po scenie)... Wyobraźcie sobie 70 tysięcy ludzi śpiewających wszystkie kawałki... Wyobraźcie sobie 70 tysięcy zapalniczek, na początku kawałka "Black Sabbath" (na którym zresztą płakałem ze szczęscia)... BEST. CONCERT. EVER. Po Sabbath'ach nie mam już siły, ani ochoty na nic innego - tak kończy się dzień drugi...

 

 

Dzień 7 (Trzeci dzień festiwalu):

 

Do jakiejś 17.00 chmury spowierają niebo, ale to tylko taka chwila odpoczynku... My zaczynamy festiwal o 16.00, lądując na Fantomasie (US / Arena)... Nasze zmysły bombarduje diabelska mieszanka stworzona przez Pattona i spółkę... Coś niesamowitego - a zestaw perkusyjny Dave'a Lombardo poprostu powala na kolana... Na Fantomasie jesteśmy do końca i następnie, zaglądając przy okazji na Jimmy Eat World (US / Orange), lądujemy na Mylo (UK / Metropol) - tu z kolei bawimy się przy energetycznej elektronice zmieszanej z klimatem lat 80'tych... Pomimo tak wczesnej godziny (17.00), chłopaki z Mylo podrywają publiczność do tańca, kończąc swoim hitem "Drop The Pressure"... Bawiąc się na Mylo ominął mnie występ Foo Fighters, ale po wczorajszej dawce rocka, jakoś nie chciało mi się na nich iśc (ciekawe ile osób się załamało w tym momencie)... Po Mylo wpadamy na pół godzinki Green Day (US / Orange), ale GD nigdy do mnie nie przemawiał, więc bez żalu zostawiam ich i ruszam na kolejny projekt byłego wokalisty Faith No More - tym razem to Patton & Rahzel (US / Odeon)... I tu niespodzianka... A raczej bomba - jeden z najbardziej niesamowitych koncertów - to co razem tworzą Patton i Rahzel to naprawde muzyczna mieszanka wybuchowa... Beatbox Rahzela, a także śpiew i wrzaski Pattona tworzą świetny klimat... Na koniec wracamy pod główną scenę, bo czas na Duran Duran (US / Orange)... Ten koncert to ciąg przebojów, poczynając od "Wild Boys", "Ordinary World", a kończąc na świetnym "A View To A Kill"... Po DD z uczuciem dobrze spędzonego wieczoru / nocy, wracamy do namiotów...

 

 

Dzień 8 (Czwarty - ostatni dzień festiwalu) / Powrót do Polski:

 

Nadal smaży słońce. Nieubłaganie zbliżający się koniec festiwalu zaczyna być widoczny, niektórzy już zwijają swój dobytek i opuszczają teren Roskilde Festival... My zostajemy obudzeni przyjemnie zimnym Calsbergiem - na ostatni dzień festiwalu przyjechali rodzice jednego z kumpli (przy okazji zabiorą spowrotem nasze rzeczy - więc będzie troche mniej dzwigania) i postanowili nam sprezentować taki podarek. :D

Ostatni dzień festiwalu zaczynamy już o 12.00 lądując na metalowym Mercenary (N / Odeon)... Dobrze wymiatają, dać im piwa!... Poźniej odłączam się od ekipy i trafiam na reggae soundsystem 5th Element (JAM / Arena) - porządnie sie tam wybujałem - jamajskie reggae na żywo robi duże wrażenie... Po ich koncercie nie ruszam się z miejsca, bo następny jest The Game (US / Arena)... Po ponad godzinnym oczekiwaniu (pół godziny pośliżgu) wreszcie się zaczyna i... Jest poprostu zajebiście - Game, który jest w trakcie beefu z całym G-Unit, daje upust swoim emocjom (G-g-g-G-UNot), publika nie jest w tyle, śpiewając: "50 Cent - suck my dick"... W trakcie koncertu Game zaprasza na scene breakdancer'a z publiczności, w międzyczasie upijając i upalając jego i siebie (cyt. "If ya wanna dance, ya gotta drink & smoke like me")... Przy okazji publiczność tez zostaja oblana paroma litrami szampana... Świetny koncert, pełen hitów z "The Documentary" i zakończony freestylem The Game'a... Po tym koncercie wracam na troche do obozu, żeby coś zjeść i odsapnąć - nie na długo, bo w planach jeszcze Rahzel & Dj JS-1 (US / Pavilion), który znowu popisuje się swoim niesamowitym beatboxem... Na koniec koncertu na scenę wpada Mike Patton (który gra zaraz po nim - Patton dał podczas festiwalu w sumie 4 koncerty, ze swoimi różnymi koncertami - jedyny jaki przegapiłem to Maldoror, ale tylko dlatego, że spałem już po Sabbatach), Rahzel i Patton znowu dają czadu, coverując "Papa Was A Rollin' Stone"... Po Rahzelu zaglądamy na chwilę na główną scenę, bo gra Brian Wilson (ex-Beach Boys) (US / Orange) - melodyjny rock'n'roll, przeplatany starymi hitami - coś w sam raz na ostatni dzień... Nie zagościliśmy na mi zbyt długo, bo czas już na Pattona & Kadde (US / Pavilion)... Kolejny projekt Pattona, który jest zbyt skomplikowany by określić go jednym słowem... Mieszanka muzyki instrumentalnej, z operą i psychodelicznym rockiem lat 70-tych... Zgodnie z kumplem stwierdziłem, że to idealny soundtrack do jakiegoś psychodelicznego filmu... Mocna rzecz...

Co prawda koncerty się jeszcze nie kończą, ale ja wracam na teren obozów, bo tam też się dzieją ciekawe rzeczy - zgodnie z coroczną tradycją, niechciane namioty są niszczone, bądź spalane (co niezbyt podoba się pracownikom festiwalu)... Cała noc mija pod znakiem ostatniej popijawy i rozpierduchy... Do namiotu wracam około 3.00, a o 8.00 pobudka - rodzice kumpla, wraz z nim i jeszcze jednym kumplem wracają do Polski, przy okazji zabierając wiekszość naszych tobołów (ta dwójka nie wraca z nami, bo dzisiaj - 05.07.2005 wybierali się na U2, powrót promem by ich nie urządzał). Z czterech osób, zostają dwie - dołącza do nas jeszcze ten chłopak z Norwegii, bo okazuje się, że wybiera się na pare dni do Polski... Około 13.00 wsiadamy do pociągu do Kopenhagi, o 14.30 jesteśmy pod terminalem i tu niespodzianka, trzeba czekać do 19.00, bo wcześniej terminal jest zamknięty... To + kiepska pogoda w Kopenhadze = przeziębienie, w sam raz na powrót... Kiedy tylko wchodzę na pokład, ląduje w fotelu lotniczym i zasypiam, umiejętnie przesypiając cały rejs... W Świnoujściu jesteśmy około 8.00, autobus do Kołobrzegu jest o 9.40 - znowu czekanie (na szczęscie jest ciepło)... W domu jestem o 12.30 - śniadanie / obiad, kąpiel, spisanie wszystkiego... Było niesamowicie - przypuszczam, że jeszcze sporo rzeczy mi się przypomni przez następne dni, więc jeszcze coś dopiszę... Fotki powinny pojawić się w weekend... A narazie jestem zmęczony... See you next year, Roskilde!...

Edytowane przez J-Ro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 4
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • Hartfan

    2

  • J-Ro

    1

  • Romo

    1

  • Ganzes

    1

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  2 485
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  05.11.2003
  • Status:  Offline

Fucker... What can I say :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 861
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  25.09.2004
  • Status:  Offline

Juz jutro Velvet Revolver

 

A mi niepozostaje nic innego jak wybrać się dziś na Acid'ów, bo mi takich smaków narobiłeś :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  2 485
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  05.11.2003
  • Status:  Offline

Fajnie to wszystko opisales. Sporo emocji i przezyc :D Congratz bro...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  853
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.03.2004
  • Status:  Offline

o kurwa :D , ja tez kiedys Sabbathow na zywo musze zobaczyc :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Polecana zawartość

    • WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z Friday Night SmackDown!
      • 9 433 odpowiedzi
    • WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z Monday Night Raw!
      • 17 790 odpowiedzi
    • WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z WWE NXT!
      • 4 809 odpowiedzi
    • AEW All In 2024
      Data: 25 sierpień 2024
      Lokalizacja: Londyn, UK

      AEW World Championship: Swerve Strickland (c) -vs- Bryan Danielson
      AEW Womens Championship: Toni Storm (c) -vs- Mariah May
      AEW International Championship: MJF (c) -vs- Will Ospreay
      • 81 odpowiedzi
    • WWE SummerSlam 2024
      Lokalizacja: Cleveland, Ohio
      Data: 03.08.2024

      Undisputed WWE Championship: Cody Rhodes © -vs- Solo Sikoa
      World Heavyweight Championship: Damian Priest © -vs- Gunther
      CM Punk -vs- Drew McIntyre

      ...

      CM Punk czytający na backu skrypt MiTB '24


      ...
        • Dzięki
        • Lubię to
      • 45 odpowiedzi

  • Najnowsze posty

    • Gość 35mst
      Czy gdzieś w Polsce (najlepiej wschodniej) można obejrzeć PLE WWE z innymi fanami wrestlingu? Chodzi mi o wydarzenia organizowane np. w jakimś barze, coś w stylu tego co organizuje Wrestletalk przy większych wydarzeniach typu Royal Rumle czy Wrestlemania.
    • Jeffrey Nero
      Wyskoczyli przez okno z tym nie pamiętam nazwy stworem ptakiem i odlecieli.
    • KyRenLo
      Dungeons & Dragons: Złodziejski honor W jaki sposób Edgin i jego kumpela Holga uciekli z więzienia?
    • Attitude
      W nocy z soboty na niedzielę w Atlancie, Georgii doszło do gali WWE Bad Blood 2024. Przedstawiamy podsumowanie najważniejszych informacji z tego show. Na otwarcie od razu dostaliśmy Hell in a Cell Match CM Punka z Drew McIntyre'em. Pojedynek potrwał nieco ponad pół godziny. Nie zabrakło nawiązań do całej ich historii, jak chociażby moment, gdy McIntyre chciał użyć pinezek w kolorach z bransoletki Punka. Ostatecznie Punk wygrał po GTS'ie w kolano owinięte łańcuchem. Link do filmu Nia Jax pokonała Bayley i zatrzymała mistrzostwo kobiet. Nie zabrakło zamieszania z ingerencją Tiffany Stratton. Link do filmu Damian Priest pokonał Finna Balora, mimo interwencji Carlito i JD McDonagha. Link do filmu Następnie przeszliśmy do zapowiadanego ogłoszenia CCO - Triple H'a. Okazało się, że zaprezentował... WWE Crown Jewel Championship. Mistrzowie i mistrzynie zawalczą ze sobą o te tytuły w Arabii Saudyjskiej. Link do filmu Na ogłoszenie Triple H'a zareagował World Heavyweight Champion - Gunther, który zawalczy o męski Crown Jewel Championship, jeżeli w poniedziałek pokona Samiego Zayna na Raw. Gunther przy okazji skorzystał z obecności... Goldberga wśród publiczności. Mistrz nawiązał do jego niedawnych słów, gdy skonfrontował się z Bretem Hartem, że wolał właśnie Billa, jako jego faworyta. Austriak stwierdził, iż wtedy kłamał. Jednocześnie obraził Goldberga, że ma nadzieję, iż "jest lepszym ojcem niż był zawodnikiem". Sprowokowany Goldberg chciał wtargnąć do ringu, ale nie pozwoliła na to ochrona. Zamiast tego Gunthera dopadł Sami Zayn. Link do filmu Liv Morgan zachowała WWE Women's World Championship po walce z Rheą Ripley. Pomogła w tym... powracająca Raquel Rodriguez. Link do filmu Link do filmu W main evencie Cody Rhodes i Roman Reigns pokonali Solo Sikoę i Jacoba Fatu. Zaingerować chcieli pozostali członkowie Bloodline... wtedy kluczowy okazał się powrót Jimmy'ego Uso! Link do filmu Po pojedynku Bloodline kontynuowali atak na Rhodesie. Reigns i Uso pomogli mistrzowi odeprzeć ofensywę. Jednakże show kończyliśmy... powracającym The Rockiem. Póki co nie wiadomo jednak, po której stronie opowie się Final Boss. Link do filmu Skrót: Link do filmu Top 10: Link do filmu Przeczytaj wpis na portalu Wrestling.pl
    • KyRenLo
      Prawda. Royal Rumble też było średniawe, ale tam dostałem wygraną Bayley, więc ocena troszkę wyższa. Chociaż oczywiście obie gale były po prostu przeciętne. A ja tam jednak początkowo dałem się zrobić w balona, bo już morda mi się cieszyła, że będzie nowy pas dla Pań. KO/Cody: To wpadli na pomysł. Jakby nie można było tego zrobić jakoś na samej gali, ewentualnie na Smackdown.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...