Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Hardcorowe Seriale


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  493
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  28.03.2010
  • Status:  Offline

Okej, myślałem, że to taka lista wszystkiego co wychodzi a ty polecasz ;) Za Supernatural polecam się zabrać, mimo tylu sezonów starają się trzymać równy poziom i w przeciwieństwie np. do ukochanego Dextera - potrafią po słabym sezonie wrócić na właściwe tory ;)

 

Edit.

Jeśli czekacie na jakieś seriale, których nie wymieniłem a są warte obejrzenia to podzielcie się waszymi typami.

 

Zawodna pamięć u mnie :D w takim razie uzupełniam o podane wcześniej 3 tytuły.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/19132-hardcorowe-seriale/page/11/#findComment-333206
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 400
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • Ghostwriter

    35

  • Streetovs

    33

  • Fox Mulder

    21

  • Captain Jerry

    21


  • Posty:  3 253
  • Reputacja:   254
  • Dołączył:  21.03.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Jak bym miał wszystkie nowości i powroty podać to by było tego za dużo. Tak jak pisałem wcześniej wzoruje się na liście, którą robi N!KO czyli jego zdaniem 10 najlepszych premier filmów a u mnie premiery i powroty seriali nie zawsze jest ich dziesięć bo seriali, które śledzę czy zaczynam oglądać nie ma tyle co nowych filmów. Dextera też oglądałem w całości, ale ostatni sezon był średni czegoś w nim zabrakło. Za jakiś czas zrobię listę seriali, które oglądałem, ale już się skończyły trochę tego będzie :)
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/19132-hardcorowe-seriale/page/11/#findComment-333210
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  174
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  17.01.2013
  • Status:  Offline

Świat według Bundych" (Married... with Children) to amerykański serial komediowy, opowiadający o losach chicagowskiej rodziny nieudaczników o nazwisku Bundy. Premiera w USA miała miejsce 5 kwietnia 1987 roku na kanale Fox, a emisję zakończono po 10 latach - w roku 1997. W Polsce mogliśmy oglądać ten serial na stacji Polsat.

 

Wzorcowy serial w krzywym zwierciadle prezentujący życie typowej amerykańskiej rodziny, której jedynym żywicielem jest wiecznie niezadowolony sprzedawca butów, Al Bundy (Ed O'Neill). Jedynym źródłem jego fascynacji jest jego stary dodge, a czas wolny marnotrawi oglądając telewizję i pijąc piwo na kanapie. Małżonka Ala, Peggy (Katey Sagal) całymi dniami przesiaduje przed telewizorem, oglądając "The Oprah Winfrey Show", i "The Phil Donahue Show" spożywając jednocześnie z przejęciem popcorn i czekoladki, paląc przy tym papierosa za papierosem.

 

 

Al i Peggy mają dwójkę nastoletnich dzieci - Buda (David Faustino) oraz Kelly (Christina Applegate). Jak na stereotypowe rodzeństwo przystało, nie przepuszczą żadnej okazji, aby wzajemnie sobie dokuczać czy donosić na siebie. Oboje dojrzewają w czasie trwania serialu.

 

Przez wszystkie sezony, rodzinie Bundych towarzyszy dwójka sąsiadów: Marcy (Amanda Bearse), ze swoim pierwszym mężem, Steve'em Rhoadesem (David Garrison), a potem z Jeffersonem d'Arcym (Ted McGinley). Marcy jest przyjaciółką Peggy, natomiast bardzo nie lubi Ala. Z kolei ten utrzymuje dobre stosunki z mężami Marcy, szczególnie z Jeffersonem, gdyż pierwszy mąż Marcy, Steve raczej nie wykazywał wobec Bundych sympatii.

 

Przez wiele lat w samej Ameryce serial wzbudzał niezwykłe kontrowersje. Znalazł jednak szeroką rzeszę fanów nie tylko w USA, ale także w innych krajach na całym świecie, w tym w Polsce.

 

"Świat według Bundych" jest obecnie jednym z najdłuższych seriali telewizyjnych, gdyż liczy 11 sezonów, łącznie 260 odcinków plus dwa specjalne. Jest najdłużej emitowanym serialem, któremu nie udało się zdobyć nagrody Emmy.

 

 

 

 

Allo ,Allo

 

 

 

tytuł oryg.: Allo Allo

 

rok produkcji: 1982

 

gatunek: Komedia, Serial, Wojenny

 

kraj produkcji: Wielka Brytania

 

czas trwania odcinka: 30 min

 

„Allo, Allo!” to farsa z czasów II wojny światowej, w której bez skrupułów ośmieszani są Niemcy, Francuzi, Włosi i Anglicy. Serial powstawał w latach 1982-1992, składa się z 9 sezonów. W sumie nakręcono 85 odcinków.

 

Akcja serialu „Allo, Allo!” rozgrywa się w okupowanej przez faszystów Francji, w małym prowincjonalnym miasteczku. W uroczej knajpce bywają dosłownie wszyscy: fajtłapowaci niemieccy oficerowie, namiętne partyzantki z miejscowego Ruchu Oporu, zbiegli angielscy jeńcy, włoscy brygadierzy i sepleniący żandarm. Właściciel tego przybytku René dzielnie odpiera ataki ze wszystkich stron i znajduje czas, by romansować pod bokiem swojej naiwnej żony oraz jej specyficznej matki.

 

René Artois (Gorden Kaye) to właściciel kawiarni Cafe René w Nouvion we Francji. Podczas II wojny światowej został wciągnięty do ruchu oporu, gdzie znany jest pod kryptonimem "Nocny Jastrząb".

 

 

René został zmuszony przez Niemców do ukrycia wartościowych dzieł sztuki m.in. słynnego obrazu "Upadłej Madonny z wielkim cycem". Edith Artois (Carmen Silvera) to żona René, pomagająca mu w prowadzeniu kawiarni. René zwraca się do niej wołając: "Ty głupia kobieto!" Edith jest aktorką i piosenkarką o wątpliwych zdolnościach. Starają jej się zaimponować Monsieur Alfonse i kapitan Bertorelli.

 

René znany jest z tego, że romansuje z kelnerkami. Francuz to przecież najlepszy kochanek, to nic, że w tę rolę wciela się otyły i łysiejący René. Bohater romansuje z Yvette i Marią, a później z Mimi, przy czym musi to ukrywać przed zazdrosną żoną Edith. Z drugiej strony sam musi odrzucać zaloty niemieckiego oficera geja, Grubera.

 

Yvette Carte-Blanche (Vicki Michelle) - jedna z kelnerek w Café René. Ma najbardziej zażyły romans z René. Chce wziąć ślub ze swym ukochanym, a następnie z nim uciec. Okrzyk "oooOOooo René!" jest charakterystyczny właśnie dla Yvette. Herr Otto Flick (Richard Gibson) - kuśtykający oficer gestapo, który ma manię wyśledzenia i zniszczenia ruchu oporu. Planuje wziąć po wojnie ślub z Helgą (Kim Hartman), z którą potajemnie romansuje.

 

W 1994 roku nakręcono odcinek specjalny "The Best of Allo, Allo!", który podsumował serialu i prezentował jego najlepsze fragmenty. 28 kwietnia 2007 BBC wyemitowała kolejny odcinek specjalny "Powrót Allo, Allo!". Zawierał zarówno fragmenty archiwalne, jak i zupełnie nowe sceny, które kręcono w marcu 2007 w Manchesterze z udziałem żyjących aktorów serialu. Widzowie dowiedzieli się, jak potoczyły się losy ich ulubionych postaci po chwili, w której kończyła się dziewiąta seria „Allo, Allo!”.

 

 

 

 

Tytuł oryg.: Friends

 

rok produkcji: 1994

 

gatunek: Komedia, Obyczajowy, Serial

 

kraj produkcji: USA

 

czas trwania odcinka: 30 min

 

„Przyjaciele” (Friends) to amerykański serial komediowy o grupie przyjaciół mieszkających na Manhattanie, w Nowym Jorku. Produkcja była wyświetlana w latach 1994-2004. W Polsce serial emitowany był na antenie Canal+, a później także w stacjach Polsat, TVN i TVN 7.

 

Zanim wyemitowano pierwszy odcinek pięciokrotnie zmieniano tytuł serii. Od "Drzwi naprzeciwko", przez "Central perk", po "Sześcioro jak jeden", "Przyjaciele jak my" sitcom zatytułowano po prostu "Friends: Przyjaciele".

 

"Przyjaciele" to kultowy serial komediowy, który zdobył ogromną rzeszę fanów na całym świecie. Tytułowi przyjaciele to szóstka skrajnych osobowości, które połączyły więzy prawdziwej przyjaźni. Bez względu na okoliczności, sytuacje i wydarzenia mogą na siebie liczyć i zawsze znajdą powód do śmiechu.

 

 

Przez dziesięć kolejnych sezonów towarzyszyliśmy im w chwilach szczęścia.

 

Trzymaliśmy kciuki za nowe związki, zdmuchiwaliśmy świeczki na urodzinowych tortach, składaliśmy przysięgi małżeńskie, witaliśmy na świecie kolejne dzieci. Razem z nimi podróżowaliśmy i urządzaliśmy mieszkania. Byliśmy przy nich, kiedy najbardziej nas potrzebowali – przeżywali rozstania, szukali członków rodziny, szli na pogrzeb babci lub ślub byłego partnera.

 

Serial został stworzony w 1993 roku przez Martę Kauffman i Davida Crane'a. Określany najlepszym serialem wszech czasów "Przyjaciele", bili rekordy popularności przez 10 lat emisji. Serię uważa się za najbardziej lukratywną produkcję telewizyjną w historii. Podczas dziesięciu lat produkcji "Przyjaciele" otrzymali 7 nagród Emmy, w tym dla najlepszego serialu komediowego, a także Złoty Glob, dwie nagrody Stowarzyszenia Aktorów Filmowych.

 

W rolach głównych wystąpili: Jennifer Aniston, Courtney Cox Arquette, Lisa Kudrow, Matt LeBlanc, Matthew Perry i David Schwimmer.

 

Po zakończeniu emisji serialu powstał spin-off "Joey", ale nie cieszył się już taką popularnością jak poprzednia produkcja. Widzowie uznali go za "odgrzewane kotlety". Wciąż tęsknili i tęsknią do swoich bohaterów. Wystarczy wspomnieć, że ostatni odcinek serialu "Przyjaciele" obejrzało 51,1 mln widzów. Fani wciąż czekają na wersję kinową.

 

[ Dodano: 2013-10-24, 13:39 ]

Tytuł oryg.: Sopranos, The

 

rok produkcji: 1999

 

gatunek: Dramat, Kryminał, Serial

 

kraj produkcji: USA

 

czas trwania odcinka: 60 min

 

Zobacz polską stronę serialu Rodzina Soprano Warner Bros.

 

Niezwykły serial telewizji HBO.

 

Twórcy postanowili przedstawić i pokazać jeden z ulubionych tematów filmowców - mafię - w zupełnie nowym świetle. Gangsterzy są tu odarci z jakiejkolwiek legendy czy mitu, jednak pozbawieni są także charakterystycznej bezwględności. Rodzina Soprano to po prostu zwykli-niezwykli ludzie - mądrzejsi lub głupsi, lepsi lub gorsi, zmagający się z dorastającymi córkami i synami, zadrosnymi żonami, głupiutkimi kochankami, toksycznymi matkami i ... FBI oczywiście.

 

W centrum całej historii jest Tony Soprano, brawurowo grany przez Jamesa Gandolfiniego. Tony to twardy mężczyzna, głowa rodziny, sprawny biznesmen i świetny przywódca, ale także pacjent psychoterapeutki, czuły ojciec, nie umiejący okazywać uczuć, niewierny mąż, kochający swoją żonę.

 

 

 

 

Siłą tego serialu jest połączenie trafnych spostrzeżeń społeczno-obyczajowych ze świetnym aktorstwem (cała obsada doczekała się deszczu nagród na wielu ceremoniach Emmy) i inteligentnym humorem. Wszystko jest tu jednocześnie z przymrużeniem oka i bardzo serio. To idealna i niegłupia propozycja telewizyjna przede wszystkim dla zaciekłych przeciwników seriali, którym podobał się na przykład 'Przystanek Alaska'

 

[ Dodano: 2013-10-24, 13:41 ]

Tytuł oryg.: Sopranos, The

 

rok produkcji: 1999

 

gatunek: Dramat, Kryminał, Serial

 

kraj produkcji: USA

 

czas trwania odcinka: 60 min

 

 

 

Niezwykły serial telewizji HBO.

 

Twórcy postanowili przedstawić i pokazać jeden z ulubionych tematów filmowców - mafię - w zupełnie nowym świetle. Gangsterzy są tu odarci z jakiejkolwiek legendy czy mitu, jednak pozbawieni są także charakterystycznej bezwględności. Rodzina Soprano to po prostu zwykli-niezwykli ludzie - mądrzejsi lub głupsi, lepsi lub gorsi, zmagający się z dorastającymi córkami i synami, zadrosnymi żonami, głupiutkimi kochankami, toksycznymi matkami i ... FBI oczywiście.

 

W centrum całej historii jest Tony Soprano, brawurowo grany przez Jamesa Gandolfiniego. Tony to twardy mężczyzna, głowa rodziny, sprawny biznesmen i świetny przywódca, ale także pacjent psychoterapeutki, czuły ojciec, nie umiejący okazywać uczuć, niewierny mąż, kochający swoją żonę.

 

 

 

 

Siłą tego serialu jest połączenie trafnych spostrzeżeń społeczno-obyczajowych ze świetnym aktorstwem (cała obsada doczekała się deszczu nagród na wielu ceremoniach Emmy) i inteligentnym humorem. Wszystko jest tu jednocześnie z przymrużeniem oka i bardzo serio. To idealna i niegłupia propozycja telewizyjna przede wszystkim dla zaciekłych przeciwników seriali, którym podobał się na przykład 'Przystanek Alaska'

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/19132-hardcorowe-seriale/page/11/#findComment-333937
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline

The Walking Dead

 

Świat opanowały zombie. Grupa ocalałych ludzi na czele z policjantem Rickiem Grimesem (sprawdzający się w roli głównego hero Andrew Lincoln) próbuje jakoś przeżyć na gruzach cywilizacji. Walka z umarlakami to jedno. Gorzej, że w świecie, w którym wszelkie zasady przestały obowiązywać, ocalali muszą uważać nie tylko na zombie, ale i na innych ludzi...

 

Ależ ten serial wciąga! Uwielbiam filmy postapokaliptyczne, również te z zombie w tle i do "The Walking Dead" przymierzałem się od dłuższego czasu. Na szczęście zwlekałem na tyle długo, że zdążyli nakręcić trzy sezony, a obecnie leci czwarty, zatem nie musiałem czekać na kolejne odcinki z tygodnia na tydzień. I stwierdzam, że jest to błogosławieństwo, bo to, co martwi mnie obecnie najbardziej, to fakt, że nieubłaganie zbliżam się do finiszu trzeciego sezonu. No ale wróćmy do serialu. Na pierwszy rzut oka ta historia nie różni się niczym od dziesiątek filmów o zombie. Tym razem jednak zamiast przyspieszonej eksterminacji bohaterów filmu możemy lepiej - jako, że jest to serial - wczuć się w ich losy, dzielić z nimi kolejne godziny, oceniać ich kolejne wybory i zachowania. Z czasem oczywiście pojawiają się postaci, które darzymy bezgranicznym uwielbieniem i te, którym życzymy rychłej śmierci w paszczach zombie. Jeżeli chodzi o tych pierwszych, to nie jestem oryginalny i podobnie jak większość fanów serialu największą estymą darzę Daryla Dixona, wieśniaka-killera (Norman Reedus chyba w roli życia) oraz wspomnianego wcześniej głównego hero. Wśród tych złych na pierwszy plan wysuwa się nieobliczalny Shane, partner z policji Ricka, którego przyzwoicie gra Jon Berenthal. I chociaż gość jest skończonym palantem, to wzbudza - rzadko bo rzadko - moją sympatię. Napięcie między nim, a Rickiem sprawia, że jest ciekawie. Ważne, że bohaterowie nie są statyczni, zmieniają swoje zachowanie z czasem, niekoniecznie na lepsze. Tę ewolucję śledzimy z zaciekawieniem. Akcja wciąga. Nawet jeżeli bohaterowie osiadają w jakimś miejscu, jakiejś oazie pozornego spokoju i zaczyna się typowe, serialowe pitu, pitu, to napięcie cały czas wisi w powietrzu. I co jakiś czas następuje wstrząs, który rzuca naszych bohaterów na zupełnie inne wody. Trup ściele się gęsto, a my trzymamy kciuki za naszych ulubieńców; żeby przeżyli, żeby byli jak najdłużej z nami. Absurdy? Jak to w filmach tego typu trochę ich jest, ale nie przysłaniają one nawet trochę zalet tego serialu. Na filmwebie dałem 9/10, a rozważałem nawet 10. Oczywiście wiele się może jeszcze zmienić w kolejnych odcinkach. Na razie jest po prostu... rewelacyjnie.

 

PS Gdy w minioną niedzielę niektórzy fani wrestlingu katowali się Hell in a Cell, ja zarywałem nockę oglądając drugi sezon wspomnianego serialu. I stwierdzam, że był to dobry wybór. ;)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/19132-hardcorowe-seriale/page/11/#findComment-334519
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  1 623
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.05.2009
  • Status:  Offline

Ostatnio skończyłem oglądać Bikie Wars: Brother in Arms. Muszę przyznać, że serial pomimo tylko 6 odcinków oglądało się bardzo dobrze. Jeżeli ktoś lubi Sons of Anarchy to ten serial przypadnie mu do gustu. Nie wiem jak to jest w SoA, bo tego jeszcze nie oglądałem, ale tutaj mamy świetnie ukazany szacunek do barw, a w niektórych momentach fanatyzm, gdyż ludzie gotowi są zginąć za te barwy. Strasznie podobała mi się gra Matthewsa Nable, który grał rolę Jocka Rossa. W każdej jego przemowie było widać, że wkłada w to dużo emocji i jeszcze więcej śliny ( strasznie pluł jak mówił ) :D Spotkałem się z opinią, że jest to najlepszy serial o bikerach. Warto go sobie obejrzeć, bo dużo czasu przy nim nie stracicie.

Ocena: 9/10

 

Na początku września wyszły 2 świetne seriale: "Sleepy Hollow" i "The Blacklist". Warto o nie zachaczyć.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/19132-hardcorowe-seriale/page/11/#findComment-335168
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 040
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.12.2010
  • Status:  Offline

W The Walking Dead genialne jest to, że przez tą pustkę, cisze i całkowitę wyludnienie - można się wczuć w cała sytuacje niesamowice - nawet nie tyle zaczyna się kibicować bohaterom co przez 45 ja staje się jednym z nich. Na początku myślałem, kurde, 3 sezony o zombie - przecież w każdym odcinku będzie to samo, ale tak nie jest właśnie przez pokazanie tego życia obozowego i ucieczki przed nimi, bo to wszystko staję się realne i na prawdę sami nie wiemy kiedy się spodziewać 1 zombie, 2 zombie, 100 zombie albo może 1000! :) - po 2 sezonach stwierdzam, że to kapitalny serial.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/19132-hardcorowe-seriale/page/11/#findComment-335214
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  5 045
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline

A ja oglądam go już bardziej z przyzwyczajenia niż z sympatii. Przecież tam akcja zmierza donikąd i jeżeli tak dalej pójdzie to dostaniemy masakrycznego tasiemca, który z sezonu na sezon będzie coraz bardziej na jedno kopyto. Jeszcze tli się iskierka nadziei, ale już początek sezonu sprawił, że znów wszystko wygląda zbyt podobnie do tego co działo się wcześniej...
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/19132-hardcorowe-seriale/page/11/#findComment-335293
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 760
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.01.2005
  • Status:  Offline

Nie rozumiem zachwytow nad tym serialem, jak jeszcze 1sezon byl niezly, tak 2mozna bylo opowiedziec w 2odcinkach. 3to kolejna slabizna. Ogladam na przewijaniu, postacie irytujace, trupy raz sie pojawiaja, pozniej znikaja, nagle atakuja, bez ladu. Ci chodza, znajduja miejsce, gdzie sa inni ludzie, ktos tam ginie, poprawnosc ze nie dziecko, rzadko kobieta i znow to samo, ida do innego miejsca, po jakims czasie uciekaja. Bardziej walcza miedzy soba, a jaz zombie to jakby dodatek.

Myslalem ze chociaz zmienia scenerie, bohaterowie dojda do alaski i bedzie walka o przetrwanie w snieznej scenerii, a tu sceneria ta sama, opuszczony kompleks i las i tak w kolko, wymienic minusow moge jeszcze duzo.

Ogladam obecnie ten serial na przewijaniu, ciekawy jestem zakonczenia i tylko dlatego jeszcze to ogladam.

Z innych seriali to obecnie American Horror Story sezon 3trwa i jak narazie jest bardzo ciekawie.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/19132-hardcorowe-seriale/page/11/#findComment-335302
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 432
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  02.04.2012
  • Status:  Offline

Wszystko zależy od widza i jego punktu widzenia. Mnie osobiście również się podoba, bo mamy zwroty akcji i trudno jest przewidzieć jakieś wydarzenie. Akurat bohaterowie dla mnie nie są zbyt irytujący (ci, co byli już dawno nie zyją :twisted: ). Pamiętajmy, że to apokalipsa, więc w sumie jakiś bardziej wyszukanych wątków nie dostaniemy tylko głównie walkę o przetrwanie. Być może robi się z tego tasiemiec, ale serial ma coś co przyciąga i ten tasiemiec nie jest taki wyczuwalny.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/19132-hardcorowe-seriale/page/11/#findComment-335304
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  493
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  28.03.2010
  • Status:  Offline

Mimo, iż uważam się za sporego konesera sztuki serialowej i mam dość okazałą listę obejrzanych, bądź wciąż oglądanych seriali, był tylko jeden serial, który zrobił na mnie podobnie fenomenalne wrażenie od pierwszego odcinka; był to Dexter, który pomimo obniżenia lotów i wielu wpadek do dziś pozostaje na samym szczycie listy, bo tego jakie emocje towarzyszyły mi przy początkowych sezonach nigdy nic mi nie zastąpiło. Dzisiaj poczułem coś podobnego, z tego powodu, że większość seriali które oglądam dopiero powróciły, na każdy odcinek muszę czekać tydzień, postanowiłem więc, że w międzyczasie potrzebuję czegoś do oglądania i padło na Hannibala, na którego natknąłem się podczas czytania artykułu na filmwebie, był to artykuł o serialowych psychopatach (znajdował się tam Dexter, o którym już wspomniałem, Luther, który nie przypadł mi nigdy do gustu i właśnie Hannibal). Jestem świeżo po obejrzeniu pierwszego odcinka i muszę przyznać, zrobił na mnie ogromne wrażenie, automatycznie mam ochotę poświęcić mu cały dzień, poczułem to co czułem zaczynając Dextera i mam tylko nadzieję, że ten niesamowity klimat nie ulotni się gdzieś w międzyczasie.

 

Wcześniej do listy powrotów w październiku zapomniałem dodać Misfits, który powrócił na koniec miesiąca. To już 5 sezon przygód obdarzonych mocami dzieciaków i wciąż czasem naprawdę miło obejrzeć i pouśmiechać patrząc na idiotycznie śmieszną fabułę tego serialu.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/19132-hardcorowe-seriale/page/11/#findComment-335372
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  114
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  28.10.2013
  • Status:  Offline

Ogladam obecnie ten serial na przewijaniu, ciekawy jestem zakonczenia i tylko dlatego jeszcze to ogladam.

 

Polecam poczytać komiks i najprawdopodobniej (bo być może dojdzie do poważnych zmian fabularnych w serialu względem pierwowzoru, tego wykluczyć nie można) zaoszczędzisz sobie męki.

 

Ja muszę przyznać, że trzeci sezon był po prostu słaby, nie podobał mi się zbytnio - wówczas, podobnie jak bonkol, oglądałem z przyzwyczajenia. Jednak czwarty sezon znowu lepiej mi się przeżywa.

 

 

Choć pewien powrót na końcu ostatniego odcinka napawa mnie obawą, że wszystko wróci do przeciętnej normy.

 

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/19132-hardcorowe-seriale/page/11/#findComment-335384
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 760
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.01.2005
  • Status:  Offline

Ktos oglada serial Dracula?
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/19132-hardcorowe-seriale/page/11/#findComment-335753
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 253
  • Reputacja:   254
  • Dołączył:  21.03.2011
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Ktos oglada serial Dracula?

 

Mam zamiar zacząć, ale dopiero mamy 4 odcinki i chce poczekać na całość tym bardziej, że sezon ma liczyć 10 odcinków i obejrzę wszystko za jednym lub dwoma podejściami.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/19132-hardcorowe-seriale/page/11/#findComment-335755
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 760
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.01.2005
  • Status:  Offline

Obejrzalem 1odcinek Draculi i jak serial dalej bedzie mial taki poziom to bede ogladal. Mroczny klimat, Dracula to mlody przystojniak zostal powolany do zycia i walczy z zakonem smoka. Pojawiaja sie tez inne vampiry, no zobaczymy narazie zapowiada sie interesujaco.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/19132-hardcorowe-seriale/page/11/#findComment-335963
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

  • Posty:  1 623
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.05.2009
  • Status:  Offline

Mob City - Ten serial miałem od kilku tygodni na dysku i wkońcu postanowiłem go obejrzeć. Od samego początku mi się spodobał i z ciekawością oglądałem kolejne odcinki. Niestety wyszło ich tylko 6 i serial oficjalnie został wycofany. Wielka szkoda, bo mógł to być jeden z lepszych mafijnych seriali. Podobał mi się ten klimat, stare auta, widać że to wszystko było odpowiednio przygotowane. Dodatkowo fabuła została przerwana w najgorszym z możliwych momentów. Wtedy kiedy wszystko nabierało tempa i dodatkowego smaczku ( miał powstać wydział wewnętrzny i prawdopodobnie byłby ciekawy konflikt o przejęcie władzy jak i samego Las Vegas ). Wielka szkoda tego serialu, bo potencjał był duży.

Ocena: 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/19132-hardcorowe-seriale/page/11/#findComment-345665
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Nialler
      Imo w tych wdziankach co wychodzą są nieraz seksowniejsze i bardziej hoterskie niż "na codzień" xD
    • MattDevitto
      Royal Rumble kobiet w 2026 xDDDDDDD
    • KyRenLo
      WWE oficjalnie potwierdza lokalizację Royal Rumble 2026:
    • MattDevitto
      Ja wiem, że New Japan obecnie ma o wiele słabszy roster niż x lat temu, ale łączenie Corbina z fedką z Japonii to liść prosto w twarz dla Azjatów Chociaż tag team Corbin&Omos to byłoby coś
    • HeymanGuy
      NJPW Wrestle Dynasty 2025 8-Man Lucha Gauntlet Match: 16 minut czystego chaosu, efektownych akcji i technicznego wrestlingu, ale zacznijmy od początku. Hecheciro i Kosei Fujita zaczęli to na spokojnie, wymieniając kilka klasycznych chwytów. Fajna techniczna robota z obu stron, choć Hecheciro wydawał się mieć lekką przewagę w doświadczeniu i precyzji. No i zanim zdążyło się rozkręcić, wpadł Soberano Jr. – typowy luchador z CMLL, który wszedł jak tornado. Rzut na Fujitę, headscissors na Hecheciro i zaczęło się latanie. Typowe, ale cholernie przyjemne dla oka, ja zawsze to lubiłem. Chwilę później pojawił się Master Wato. Powiem szczerze, że Wato ostatnio idzie w górę, to i tu udowodnił, że potrafi. Wymiana chopów z Soberano? Była Hurricanrana? No też była. A potem wszyscy zaczęli się tłuc poza ringiem, bo czemu nie. No i proszę, mamy Mascara Doradę. Kolejny zawodnik z CMLL, który miał dobry 2024 rok, a tutaj wyglądał, jakby chciał udowodnić, że nadal jest w formie. Szybkie biegi po linach, headscissors na Soberano, a potem genialne suicide dive’y – praktycznie dla każdego, kto był w pobliżu. Zdecydowanie wyróżniał się swoją akrobatyką. A potem… Taiji Ishimori. Facet wszedł z buta. Handspring Cutter? Elegancko. La Mistica w Bonelock? Klasa. Ale Dorada dzielnie się wybronił. Ishimori nie zwalniał tempa i widać było, że ma ochotę na coś większego. Lubiłem Ishimoriego w TNA, z tego co pamiętam trzymał nawet pas X-Div. No i teraz czas na Titana – typ wpadł jak błyskawica. Crossbody, rope walk dropkick, Tornado DDT – wszystko to wyglądało świetnie. Trochę przyspieszył tempo i fajnie to wszystko zróżnicował.I wreszcie, gwóźdź programu… El Desperado, gość z IWGP Jr. Heavyweight na biodrach. Wszyscy momentalnie rzucili się na niego, bo jak tu nie skupić się na facecie z pasem? Desperado zebrał niezły łomot na rampie, potem w ringu, ale jego spryt pozwolił mu na kilka błyskotliwych kontr. Końcówka? Totalny chaos. Hecheciro z backbreakerem na Desperado, Fujita lata na Hecheciro, Ishimori dorzuca moonsault. Soberano z corkscrew dive’em, Titan i Wato się nie poddają i sami dorzucają swoje loty. No i Dorada… Ten Shooting Star Press na całą grupę to było coś pięknego. Wszystko zakończyło się jednak w ringu. Desperado próbował coś ugrać z Fujitą, ale Ishimori z Gedo Clutchem przechytrzył wszystkich i zgarnął wygraną. To była klasyczna spot-festowa walka. Dużo fajnych akcji, tempo, które nie pozwalało się nudzić, i świetna okazja, by młodsi zawodnicy pokazali swoje zalety. Czy była jakaś większa historia? Raczej nie, ale czysty fun wrestlingowy zdecydowanie był obecny. Po walce wszyscy rzucili się na Ishimoriego, ale on uciekł przez tłum – klasyczny heel move. CMLL-owcy jeszcze trochę poświętowali z fanami. 2,5/5 Grappling Match: Hiroshi Tanahashi vs. Katsuyori Shibata: Zaczyna się od przyjacielskiego pojedynku, bo jakby nie było, Shibata uratował Tanahashiego przed EVIL-em i House of Torture na Wrestle Kingdom, więc tu mamy coś w stylu "dziękuję za pomoc, stary". Czas na zabawę, ale wiadomo, jak to bywa z tymi dwoma – nie potrafią po prostu delikatnie. 😂Pierwsze 30 sekund? Wymiana klasycznego tie-upu, obaj starają się zyskać przewagę, ale wiecie, jak to jest – żadnego z nich nie da się zdominować tak łatwo. Kończą w linach, czysty break, i ruszają dalej. Następnie zaczynają wymieniać chopy.I tu Shibata zaczyna robić robotę, czujesz ten ból, jak jego ciosy trafiają w Tanahashiego. Ale Tanahashi? Facet nie odpuszcza, walczy o każdy chop. To był taki klasyczny "chop fest", jak to bywa u tych dwóch, że aż można poczuć ból przez ekran. Tanahashi przyjmuje ciosy, ale potrafi odpowiedzieć. Nawet próbuje full nelson w końcu, ale kończy się to po prostu na kolejnym chopie. Ostatnie sekundy? Obaj są już na tyle wyczerpani tymi ciosami, że to po prostu nastąpiła wymiana chopów do samego końca. Mimo że nie padło żadne wielkie zakończenie, to był czysty fun. Ciężko to ocenić jakkolwiek, bo w sumie to nie była żadna epicka walka, ale dla tych dwóch to była totalna zabawa. Widziałem, jak się dobrze bawią, więc i ja się bawiłem. Można było się spodziewać, że z tej rywalizacji nie będzie nic większego, ale te chopy – wow. Szkoda, że nie wyłonili zwycięzcy, ale i tak było to całkiem zabawne. 2/5 takie wymuszone. Winner Takes All: Strong Women’s Champion Mercedes Mone vs. RevPro Women’s Champion Mina Shirakawa: Zaczynamy od klasyki – panie zaczynają od klinczu i Mina daje Mercedesównej kopa w brzuch, bo czemu nie? Potem trochę rope runningu, dropkick na kolana i momenty, gdzie obie zaczynają robić uniki, trochę typowego wrestlingu. Mone rzuca snapmare i próbuje Statement Maker. Mina nie daje się złapać, bo zaraz wskakuje na liny i przerywa. Czyste, ale nic, co by powaliło widza. Mone robi kilka klasycznych ruchów, jak baseball slide i suicide dive na Minę i jej ekipę, a potem do akcji wkracza Mina – trochę Dragon Screw, wrzucenie nogi Mone w słupek i Figure Four wokół słupka, bo czemu nie? Widać, że Mina stara się trzymać fason, ale Mone jak zawsze wyprzedza ją o krok – nie daje się zdominować tymi technicznymi ruchami. Dość szybko Mone próbuje backstabber, ale nie jest w stanie kontynuować, bo no… kolano, dobry selling przy okazji. Potem klasyczne corner work i jeszcze jedna Meteora. W końcu Mina odpłaca jej tym samym, Figure Four znów się pojawia, a Mone w końcu ucieka do lin. Przełomowy moment? Mina trafia z Sling Blade, potem Implant DDT, Glamorous Driver i… Mone dalej wstaje, jakby nic się nie stało. Po czym po prostu odbija kolejną Mone Maker na 2, bo ta kobitama niekończące się siły, jakby była jakimś niezniszczalnym cyborgiem z lat 80-tych. 🤦‍♂️ Szczerze mówiąc, Mone już mnie trochę nudzi czy to w NJPW czy w AEW. Tak, wiem, ma swój styl, jest gwiazdą i mega utalentowaną wrestlerką, ale jej walki są po prostu mechaniczne. Brakuje w nich tej iskry, dramatu, który sprawiłby, że widzowie naprawdę by jej kibicowali, mimo charakteru postaci. Zwycięstwa Mone wydają się takie "wiedziałem, że wygra". Na pewno wielu będzie to oceniało jako solidny pojedynek, ale dla mnie brak tej energii i autentycznego zagrożenia w jej walkach sprawia, że nie czuję w tym większego entuzjazmu. Trochę mam wrażenie, że jej booking przypomina Hogana z lat 90, czy Cenę z lat 10 – zawsze wygrywa, tylko nie wiadomo do końca jak i dlaczego, a inne zawodniczki zaczynają przy niej wyglądać na marne tło. Takie trochę "Mone Show", a reszta to tylko postacie drugoplanowe. 3/5 Brody King vs. David Finlay /w. Gedo:  To był typowa hoss fight – dwa wielkie byki, jeden z nich to Brody King, który absolutnie dominuje w sile, drugi to Finlay, który stara się wyjść z opresji, bijąc się o każdą okazję. Zaczynamy od budowania Kinga jako powerhouse'a, który pokazuje swoją przewagę, zrzucając Finlaya jak kawałek śmiecia. Ale Finlay nie odpuszcza – jak to on – i z każdą chwilą udowadnia, że potrafi się wybić z takich sytuacji. Chop block z jego strony to jeden z pierwszych momentów, kiedy rzeczywiście potrafi zrównać Kinga z ziemią, chociaż ten później spokojnie odpłaca ciosami. Bardzo fajne cross face od Finlaya, potem Cactus Clothesline i obaj lądują na ziemi. Plancha też ładnie wyszła, ale King złapał go w powietrzu i odpłacił mu się zaciętym uderzeniem w barykady. Brody King świetnie wygląda w roli wielkiego, brutalnego faceta. Senton, chopy, elbowy, a potem Death Valley Driver – gość po prostu rozbija Finlaya na każdym kroku. Finlay w odpowiedzi walczy, jakby to była jego ostatnia szansa – coraz więcej uppercutów, walka o przetrwanie, a cannonball senton Kinga w narożniku... no siadło xd Chociaż King wyglądał jak absolutna bestia przez większość tej walki, Finlay w końcu zaczyna odwracać losy pojedynku. Speer po świetnym wyrwaniu się z chwytów Kinga, clothesline z tyłu głowy, a na końcu – Overkill. Finlay nie dał się zgnieść przez Kinga i wygrał w momencie, który podsumował całą jego walkę o przetrwanie. To była świetna walka, typowy hoss fight, jakiego można się spodziewać po tych dwóch. King był tytanem, nie dawał Finlay’owi ani chwili wytchnienia, ale właśnie to Finlay sprawił, że walka miała więcej dramaturgii, pokazując klasę zawodnika walczącego z takim potworem. Choć Brody King dał za dużo, co sprawia, że ciężko mu utrzymać status topowego zawodnika (bo powinien chyba mieć więcej do powiedzenia w ringu), to naprawdę świetnie się to oglądało. Finlay świetnie sprzedał techniki z mniejszych pozycji i Overkill był odpowiednią kropką nad i. Zdecydowanie dobra walka, z mocnym końcem i solidnym storytellingiem – ale King chyba mógłby być trochę mniej "zbyt hojnym" w takim stylu pracy. 3,5/5 Shota Umino vs. Claudio Castagnoli: Zaczynamy od Claudio, który od razu atakuje Shotę na wejściu, pokazując, kto tu rządzi. Claudio od samego początku wykorzystywał swoją siłę, by trzymać młodszego rywala w pasie i nie pozwalał mu na żadną chwilę oddechu. Nie oszczędzał go – uppercuty (zresztą akcje firmowe ex-Cesaro), stompy, potem Giant Swing, gdzie Shota się wyrwał na ostatnią chwilę. Potem widzimy trochę tego "brutalnego Claudio" w akcji, jak Crippler Crossface. Jasne, można powiedzieć, że Shota trochę wziął na siebie za dużo ciosów, ale od tego momentu zaczyna wstawać. Gdy udało mu się Tornado DDT i Jumping DDT na apronie, zyskał trochę momentum. Od tego momentu cała walka nabrała tempa, a Shota zaczynał wyglądać na kogoś, kto może dać radę Claudio. Zmienia się dynamika: nie jest już tylko ofiarą, ale zaczyna odnajdywać w sobie siłę, której mu wcześniej brakowało. Claudio oczywiście odpłacał z nawiązką, ale Shota miał ten magiczny moment – kilka naprawdę dobrych kontr – jak Beyblade czy Avalanche Tornado DDT. Ostatecznie jednak zwyciężył po Snap Death Rider, co było świetnym zakończeniem tej historii w ringu. To nie tylko walka, to także opowieść o tym, jak młodszy zawodnik może przejść przez piekło, a potem znaleźć sposób, by wygrać. Shota pokazał, że nie chodzi tylko o siłę, ale i serce do walki. Fajna walka – Claudio naprawdę pokazał swoją moc, ale cała historia o Shocie była naprawdę solidna. Chłopak przeszedł przez niemały młyn, ale dzięki swojemu wewnętrznemu duchowi walki udało mu się znaleźć sposób na pokonanie takiego dominatora jak Claudio. Ostatecznie Shota wyglądał na gościa, który się rozwija. Claudio udaje gest pojednania, a potem wyśmiewa go klasycznym ruchem z geste Kozakiewicza. Solidne, emocjonujące, i patrząc na Shotę, mamy tu naprawdę początek czegoś większego. 3,5/5 NEVER Openweight and AEW International Title match: Konosuke Takeshita (c) w/ Don Callis vs. Tomohiro Ishii: Walka zaczęła się klasycznie dla takich zawodników – siłowe próby zdominowania przeciwnika. Takeshita próbował szybko zdominować, zasypując Ishiiego ciosami i kopnięciami, ale Ishii, jak to ma w zwyczaju, po prostu wstał i zaczął odpowiadać swoimi charakterystycznymi chopami i lariatami.  Momentem przełomowym była próba Avalanche Falcon Arrow Takeshity – widowiskowe podniesienie Ishiiego z lin i zrzucenie go z wysokości mogło zakończyć walkę, ale Ishii, jak to wojownik, znalazł w sobie siłę, by przetrwać i kontynuować ofensywę. Nie tylko to, ale sam Ishii zaskoczył wszystkich swoim Avalanche Hurricanraną, co było totalnym szokiem, biorąc pod uwagę jego styl walki.. Takeshita i Ishii zaczęli wchodzić w strefę totalnej desperacji – headbutty, wymiana lariatów, i nagłe, potężne kontry sprawiały, że publiczność siedziała na krawędzi krzeseł. Kiedy Takeshita trafił Poisoned Rana i zakończył wszystko Power Drive Knee oraz Raging Fire, było jasne, że młody gwiazdor utrzyma swoje tytuły, ale nie przyszło mu to łatwo. Ishii wyglądał, jakby miał jeszcze trochę magii w sobie, a jego walka była jak przypomnienie o tym, dlaczego jest uważany za jednego z najtwardszych w biznesie. Brutalna, szybka i intensywna walka – klasyka w wykonaniu Ishiiego, który po raz kolejny pokazał, że wciąż ma w sobie ogień, a Takeshita zademonstrował, dlaczego jest uważany za gwiazdę wschodzącą. Połączenie old-schoolowej brutalności z odrobiną nowoczesnej atletyki. 4/5 Triple Threat Tornado Tag Team Match for the vacant IWGP Tag Team Titles: United Empire (Jeff Cobb and Great-O-Khan) vs. Young Bucks (Matt and Nick Jackson) vs. Los Ingobernables de Japon (Himoru Takahashi and Tetsuya Naito): Tornado Tag oznacza totalny chaos, i tak właśnie było w tym starciu. Walka rozpoczęła się od szybkiego wywalenia Young Bucks z ringu przez Cobba i Hiromu. Cobb imponował swoją siłą, a Bucksi szybko wrócili do gry, używając swoich charakterystycznych superkicków i widowiskowych dive'ów, by zyskać przewagę. Jeff Cobb był prawdziwą gwiazdą w tej walce – jego brutalne German Suplexy, zwłaszcza podwójny German na Bucksach, były absolutnym popisem jego siły. Wielokrotnie przypominał, dlaczego jest jednym z najbardziej fizycznie dominujących zawodników na świecie. Great-O-Khan również miał swoje momenty, pokazując kreatywność. Hiromu i Naito wnieśli do walki swoją charakterystyczną dynamikę – kombinacje ciosów i synchronizowane ruchy, takie jak Time Bomb i Destino, były imponujące. Szczególnie Naito z jego opanowanym stylem był kontrapunktem dla energicznych Bucksów. Young Bucks, jak przystało na nich, skupili się na szybkich, widowiskowych akcjach – Elevated Swanton Bomb, X-Factor, i oczywiście EVP Trigger. Nawet w momentach, kiedy wydawało się, że ich przewaga zostanie przerwana, zawsze znajdowali sposób, by wrócić do gry. Ostatecznie ich doświadczenie w chaosie tego typu walk przyniosło im zwycięstwo, kiedy wykorzystali TK Driver, aby zdobyć tytuły. Widowiskowy spot fest, który świetnie sprawdził się jako szybka, dynamiczna walka, choć brakowało w niej głębszej narracji. Występ Cobb’a był absolutnie na najwyższym poziomie, ale w końcu to Bucksi byli najlepsi w chaosie. Jeśli lubicie szybkie akcje i niekończące się przejścia między ruchami, to była walka dla Ciebie. Jednak brak znaczącej dramaturgii w sekwencjach nieco obniża ogólną ocenę. 3/5 IWGP Global Heavyweight Title Match: Yota Tsuji (c) vs. Jack Perry: Walka rozpoczęła się od klasycznych zapasów, z wymianą przejść i kontr. Perry, jako heel, sprytnie atakował oczy i plecy rywala. Yota Tsuji jednak udowodnił, dlaczego jest mistrzem. Walka nabrała tempa, gdy Tsuji zaczął przełamywać dominację Perry’ego, pokazując swój wachlarz umiejętności – od siły po widowiskowe ruchy, takie jak Modified Spanish Fly. Jack Perry miał swoje momenty, zwłaszcza w budowaniu narracji z celowaniem w dolne plecy Yoty. Jego Wrist Clutch Angle Slam oraz manipulacja sędzią poprzez ukryty cios poniżej pasa były klasycznymi zagraniami czarnego charakteru. Perry robił wszystko, by oszukać rywala i wywalczyć przewagę. Kulminacja przyszła w końcówce, gdzie po wymianie ciosów Perry wydawał się być bliski zwycięstwa. Jednak Yota Tsuji, dzięki Gene Blaster (po prostu Spear), przełamał ofensywę rywala i przypieczętował swoją pierwszą obronę tytułu. To był solidny pojedynek, który skutecznie podkreślił siłę i wszechstronność Yoty jako nowego mistrza. Perry odegrał swoją rolę dość dobrze, budując napięcie jako sprytny, lecz podstępny pretendent. Walka była dynamiczna, z dobrą strukturą, ale brakowało większej nieprzewidywalności – wynik był dość oczywisty. Mimo wszystko, jak na pierwszą obronę tytułu Yoty, było to odpowiednio intensywne starcie, które pozwoliło mu zaprezentować się jako godnego czempiona. 3/5 Kenny Omega vs. Gabe Kidd: Starcie rozpoczęło się w tempie klasycznym dla Omegi – techniczne uniki, szybkie kontry i solidne chopy. Kidd szybko pokazał, że nie zamierza być tylko kolejnym przeciwnikiem do odhaczenia, przewracając Omegę solidnym Shoulder Blockiem i wygrywając wymianę ciosów. Już na początku było widać, że Kidd chce wykorzystać swoje brutalne, fizyczne podejście. Suplex na krawędzi ringu i wyrzucenie Omegi na barykadę szybko pokazały, że walka będzie bardziej ostra, niż tylko techniczna. Kidd przygotował stoły, ale Omega jak zawsze odpowiedział widowiskowymi akcjami, jak Plancha czy Snap Dragon Suplex na podłodze. Te spoty były bolesne do oglądania, a zwłaszcza ten kiedy Kidd, który wylądował na linach i odbił się na podłogę w sposób wyglądający na groźny. Omega atakujący krwawiącego rywala, a potem użycie krzeseł i stołów przez Kidd’a, podniosły imho powagę i prestiż tej walki. Kidd, pokazując brutalność, rozbił fragment stołu na głowie Omegi, co wizualnie wyglądało niesamowicie i podkreślało desperację obu zawodników. Końcówka walki to pokaz charakterystycznego dla Omegi stylu – szybkie przejścia między technikami, potężne V-Triggery oraz emocjonalne próby zakończenia walki przez One Winged Angel. Kidd, mimo zmęczenia, walczył jak równy z równym, serwując Piledrivery i Kawada Driver, które wyglądały jakby miały zakończyć walkę. Fakt, że Omega zdołał przetrwać te ciosy, wzmacniał jego status jako niezniszczalnego wojownika. Ostateczna wymiana to podsumowanie tego, czym była ta walka – brutalnością, wytrzymałością i nieustępliwością. Kidd po V-Triggerze i Powerbombie podnosi się przy liczeniu do jednego, co było symbolicznym pokazem ducha walki. Ostatecznie jednak Omega zamknął pojedynek swoim One Winged Angel, co zakończyło walkę. To była emocjonalna, brutalna i techniczna uczta wrestlingowa. Obaj zawodnicy zrobili wszystko, by wynieść ten pojedynek na najwyższy poziom. Kidd, mimo przegranej, wyszedł z tej walki jako gwiazda, jeszcze większa niż był do tej pory, udowadniając swoją wartość jako fizycznego, agresywnego rywala. Gabe był idealnym rywalem dla Kennego na powrót po kontuzji. Omega, po problemach zdrowotnych, pokazał, dlaczego jest jednym z najlepszych na świecie. Jedyny minus? Trochę przesadna długość walki, co momentami wydłużało akcję, ale finalny efekt zrekompensował te momenty. Tanahashi płaczący po walce mówi wszystko – ta walka przejdzie do historii jako niezapomniane starcie, na pewno dla fanów Gabe'a. 5/5 IWGP Heavyweight Title Match: (c) Zack Sabre Jr. vs. Ricochet: Ricochet szybko zaatakował, próbując wypracować przewagę dzięki swojej szybkości i akrobatycznym manewrom, takich jak Sasuke Special i Springboard 450 Splash. Wydawało się, że Ricochet ma szansę na szybkie zakończenie walki, ale Zack Sabre Jr., jak to ma w zwyczaju, przejął kontrolę, skrupulatnie eliminując atuty rywala. Sabre zaczął od technicznych rozwiązań, takich jak Cravat i złożone dźwignie, które skutecznie neutralizowały zapędy Ricocheta. Sabre, będący mistrzem techniki, skupił się na żebrach i ramionach Ricocheta, używając Inverted Indian Death Lock i Kimura Lock, aby powoli rozkładać przeciwnika na czynniki pierwsze. Ricochet próbował odpowiadać serią dynamicznych ataków, takich jak Running Shooting Star Press czy Lionsault, co podkreśliło różnicę w ich stylach walki. Jednak Sabre, jak zawsze, znalazł sposób na spowolnienie tempa, przejmując kontrolę przez precyzyjne kopnięcia i dźwignie. Walka nabrała intensywności, gdy obaj zawodnicy zaczęli wprowadzać bardziej ryzykowne akcje. Ricochet zaserwował widowiskową sekwencję: Northern Lights Suplex, Brainbuster, a następnie absurdalne Suplexy na krawędzi ringu i na podłodze. W tym momencie widzowie byli na krawędzi swoich miejsc. Sabre, pomimo widocznego bólu w żebrach, kontynuował walkę, wykorzystując Dragon Suplexy i Michinoku Driver, które ledwo nie zakończyły pojedynku. Ricochet próbował zakończyć walkę widowiskowym 630 Splash, ale Sabre unika tego i kontruje potężnym Punt Kickiem, po którym następuje Zack Driver.  Finalna sekwencja należała do Sabre'a, który zamknął Ricocheta w The Inexorable March of Progress, idealnie wykorzystując swoją techniczną przewagę. Ricochet nie miał wyjścia i poddał walkę. Było to świetne zestawienie dwóch unikalnych stylów walki – atletycznego i dynamicznego Ricocheta kontra technicznego i precyzyjnego Sabre'a. Choć wynik nie był zaskoczeniem, obaj zawodnicy dostarczyli ekscytującej walki, która pokazała, dlaczego są w czołówce. Sabre zachował mistrzowskie opanowanie i ciągłość narracyjną, sprytnie pracując nad żebrami i ramionami Ricocheta, podczas gdy Ricochet wniósł nowy wymiar do swojego stylu dzięki subtelnym heelowym elementom. Sabre, w swoim charakterystycznym stylu, podziękował Ricochetowi i podkreślił swoje oddanie New Japan. Mocne słowa o przyszłości NJPW i dominacji TMDK były idealnym zakończeniem tego show, budując dalsze emocje wokół jego stajni. Warto dodać, że pirotechnika i moment celebracji były świetnym akcentem na zakończenie gali. To była gala, która nabierała tempa w miarę jej trwania. Choć początek pozostawiał trochę do życzenia, ostatnie dwie walki zrekompensowały wcześniejsze niedociągnięcia. Show cierpiało na pewne problemy z pacingiem, jak również z długością (10 walk po ponad 12 minut każda to wyzwanie zarówno dla zawodników, jak i widzów), ale te najlepsze momenty były naprawdę znakomite i warte czekania. Mimo że nie była to gala bezbłędna, jej mocne momenty wyniosły ją do poziomu bardzo dobrej. Szczególnie ostatnie dwie walki uczyniły ją wartą obejrzenia, a Gabe Kidd i Takeshita wyraźnie zaprezentowali się jako przyszłe gwiazdy dla New Japan (i nie tylko). Gala mogłaby być lepsza przy bardziej zrównoważonej karcie, ale jako całość była satysfakcjonująca.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...