Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołączenie zajmie Ci mniej niż minutę – a zyskasz znacznie więcej!

    Dostep do bota wrestlingowego AI
    Rozbudowane zabawy quizowe
    Typowanie wyników nadchodzących wydarzeń
    Pełny dostęp do ukrytych działów i treści
    Możliwość pisania i odpowiadania w tematach oraz chacie
    System prywatnych wiadomości
    Zbieranie reputacji i rozwijanie swojego profilu
    Członkostwo w najstarszej polskiej społeczności wrestlingowej (est. 2001)


    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

     

Disciple of Sorrow


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  2 817
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  20.12.2004
  • Status:  Offline
  • Styl:  Klasyczny

Urodziłem się bez krzyku… Pierwszy krzyk, oznaka zdrowia, dobry omen na całe życie – tego mi zabrakło… Od zawsze musiałem uciekać… uciekać przed przeszłością i od przyszłości… Uciekać z kraju i uciekać do ojczyzny… A jednocześnie musiałem ciągle gonić… Gonić przeciekający przez palce czas… Wiele razy patrzyłem w lustro i myślałem ‘gdzie teraz jesteś, człowieku… dokąd zmierzasz???’… I czułem pustkę, bo za każdym razem docierało do mnie, że nic w życiu nie zrobiłem… Byłem poetą bez tomiku poezji, zabójcą bez honoru, człowiekiem bez przyjaciół… Chociaż nie… był kiedyś ktoś, kogo mogłem nazwać moim przyjacielem… Ale on już nie żyje… Zabili go Ci, którzy wmawiali mi swą przyjaźń… I chcieli także zabić mnie… I znowu ucieczka… I pogoń za straconym życiem… Dom…Syn…Drzewo… żadne z powyższych… Nie zbudowałem w swoim życiu niczego, z czego mógłbym być dumny… Bójki w portowych spelunkach… Nielegalne walki wśród odurzonych prochami gangsterów… Byłem dla nich mistrzem i byłem… nikim… Niewiele wartym śmieciem, najemnikiem, cynglem, chłopcem na posyłki… Nie myśl… nie czuj… spróbowałem – i znowu musiałem uciekać… Nigdzie na stałe, zawsze w podróży… ‘Gdzie mieszkasz? – Tutaj, właśnie tutaj, dziś tu jest mój dom, jutro gdzie indziej’… A kolejne ziarno piasku w klepsydrze opadało na pokaźną górę kwarcu… Kolejne… I kolejne… Czasem czułem się jak Odyseusz… Ale nie miałem swojej Penelopy, swojego Telemacha, swojej Itaki… u mnie owe mityczne 10 lat urastały do całego życia… 15… 25… 35… I kolejny rok wędrówki za nami… Kolejny stracony kawałek życia… Kolejne ziarna piasku… I cisza… przeraźliwa cisza i pustka, jakbym stał na pustyni…

 

 

Góral siedział na ławeczce przed chałupą. Ulicę Ustup, oddaloną od gwarnego, hałaśliwego centrum Zakopanego spowijała rzadka, poranna mgła. Góral leniwie palił fajkę… nie śpieszył się… Owce już wydojone, mleko zlane do puciery razem z klogiem… Zresztą, jego syn powoli zaczyna się wszystkim zajmować, jest już coraz starszy, niedługo osiemnasty rok mu będzie… Najwyższa pora pogadać z nim jak chłop z chłopem, bo wąsy już ma, a o dziewuchach chyba jeszcze nie wie… A że co dzień wypasa sam owieczki na hali, to kto wie, jakie głupoty mu do łba przyjdą… A może… może Janicek już wie, co baba ma pod spódnicą? Przecie wczoraj od Malwiny dobrze po północy wracał, deski na przyzbie skrzypiały, oj, skrzypiały, jak zzuł kierpce i w skarpetach przemknąć się próbował… Góral uśmiechnął się pod wąsem… Ech, gdzie te czasy, jak sam przez okna do dziewuch z sąsiedztwa się przemykał… I od psa czasem się uciekało, co go krewki tatuś z łańcucha spuścił, i od chłopaków z drugiej wsi, którzy najpierw łapali sztachety i tłumaczyli, że ‘swojej nie damy’, a dopiero potem pytali, czy ‘swoja’ miała coś przeciwko… Eeeech… gdyby tak jeszcze raz mieć dwadzieścia lat…

Raptem rozmyślania gazdy przerwał miarowy stukot butów po chodniku… ‘Nie nasz’ – pomyślał turysta – ‘Kierpce jazgotu takiego nie robią… Musi jaki turysta, co to się naczyta, żeby po górach w walonkach grubych chodzić… katerpilarach czy tam inszych tymberlandach… a widział kto kiedy kozicę, żeby w walonkach między smrekami skakała? Widział kto? No nie widział, bo i jakim cudem… Ponbócek po to małe racice jej dał, żeby się lżej na turnie wspinać, jakby jej dał wielkie kopyta, to by ją koniem stworzył i po polu ino biegać kazał’.

Stukot powoli się przybliżał… Góral wytężył wzrok i zobaczył wysokiego mężczyznę… Wbrew obawom gazdy, nieznajomy szedł w lekkim, sportowym obuwiu (‘musi Adidasy, ale cy ja tam wim… Janicek do tyk hamerykańskich kierpców bardziej skory, trza by go spytać, jak z wypasu wróci’), a źródłem hałasu była ciupaga, którą się podpierał… Nieznajomy zbliżył się do siedzącego górala i grzecznie zagadnął:

- Pochwalony

- Ano pochwalony, panocku… Z daleka to?

- Z daleka, z daleka… Macie, gazdo, ognia?

Nieznajomy wyjął z kieszeni paczkę Viceroy’ów, poczęstował górala, jednak ten, wskazując na fajkę, odmówił. Turysta wziął paczkę zapałek, zaciągnął się łapczywie, po czym rozejrzał się ciekawie dookoła. Gazda podsunął się na swojej ławce i powiedział zachęcająco:

- Siednijcie se, panocku… Miejsca dla dwóch starcy, a i pogadać łacniej, bo samemu to chłop o głupotach myśli i ckni się okrutnie…

- A za czym tak się wam… ckni, gazdo?

- Ano myślałem o pierworodnym, wąs mu się sypie, o babach z nim pogadać trza. A potem to człek i o swojej młodości pomyślał…

- A jest co wspominać?

- Oj, panocku… Dziewuch to ja miał bez liku… dobrze, że żadnej nie zbrzuchacił, dopóki mojej Hanusi nie napotkał… Śwarna była dziewucha, oj, musiałem się za nią nałazić, zanim wianek dostałem… A potem to już weselisko, gorzałka się lała… i nie tylko gorzałka, chłopy też się lali… W mordę mi doł śwagier, ażem się na drugi dzień obudził dopiero… Ale na poprawinach to jego na drzwiach od obory do chałupy zanieśli, bom ja honorny, rodzina rodziną, ale po gębie mnie bić nikt nie będzie… I pierworodny, Janicek, się urodził… A potem Eluśka… I Jędruś… Dom postawiłem, o ten tutaj (gazda wskazał ręką na widniejący za płotem budynek)… Duży, podpiwniczony… i dzieci z rodzinami pomieszkać tu będą mogli, i mnie z Hanuśką do śmierci wystarczy…

- Dom, mówicie gazdo… Żona, dzieci… A nie żałujecie tego wszystkiego?

- A czegóż mnie żałować, panocku… Żonka i dziś jeszcze pikna, dzieciska rosną, młodszy do nauk zdolny, córka jak malowanie, syćkie chłopy na ulicy za nią patrzą… to po matce musi… starszy po mnie gospodarstwo przejmie, jak Ponbócek śmierć po mnie ześle… Ale nie żałuję ni trochę… Chociaż czasem bym chciał, tak jeszcze raz, przez jeden roczek, mieć dwadzieścia lat… Ale ale, ja tak tylko o sobie, a skąd też wyśta się tu wzięli, panocku?

- Ano, ze świata?

- Ta, tutaj każden ze świata… Ruskich najwięcej, najwięcej dutków zostawiają, po karczmach piją, z nasymi się próbują na kielichy, ale widział kto kiedy cepra, co by z góralem na gorzołkę wygrał? Coraz wincej tyż tych żółtych, jeden z drugim z aparatami biegają, a takie to małe ustrojstwo, jak pudełko, cożem w nim pierścionek dla Hanusi kiedyś kupił… Ech, nie ma już tych aparatów, co na trzech nogach stojały, z zasłonką, ptaszek wyskakiwał… Święto dla domu było, jak taki fotograf przyszedł, i obejście opstrykał, i familję… No, ale wyście skąd, panocku? Gęby żółtej nie macie, na ruska twarz za ślachetna… Skądżeście to?

- Ano mówię wam, gazdo, że ze świata idę… Trochę lat u żółtych mieszkałem, nosiło mnie po tej naszej matce ziemi, potem do Polski wróciłem…

- Dla chleba?

- Dla chleba, gazdo… Biję czasem ludzi, dla chleba… Ale wróciłem także w poszukiwaniu straconego czasu… domu, którego nie miałem… miłości, której nie zaznałem… młodości, która przeminęła…

Góral zafrasował się nieco, na jego twarzy zagościł mars. Po chwili jednak rozpogodził się:

- Panocku, chleba ci u mnie dostatek, z kiełbasą wędzoną zjemy, ze smalcem albo z łoscypkiem… Młodość zaraz wam wróci, jak dobrej gorzałki, com ją łońskiego roku pędził, popijemy… A jak popijemy, to i do karcmy pójść się zda, może i bitka jakaś będzie… W domu mam izbę pustą, na strychu, ale ciepła, świece wam dam, miskę z wodą, na śniadanie Hanusia rybki nam uwędzi – a wy mnie jutro w obejściu pomożecie i zgoda, dutków nijakich od was nie wezmę… Ino…

- Co takiego, gazdo?

- Ino tej miłości u mnie nie szukojcie, bo dla mojej córki toście panocku za starzy, a za Hanuśkę, to bym wom musiał czerep ciupaską prześwięcić…

Nieznajomy uśmiechnął się, po czym zdjął z głowy czarną bandanę.

- Oj, gazdo, mój czerep już prześwięcony

- Oj, krucafuks, ktoś was musioł bardzo nie lubić – gwizdnął ze zdumieniem gazda, patrząc na ogoloną głowę nieznajomego, przez którą biegła długa, ciemna, poszarpana blizna…

- Ano, było paru takich, gazdo… A tutaj, do was, też przyjechałem, żeby kilku takich spotkać… kilka dni tu posiedzę, pobiegam po górach, powalczę, a potem… znowu w drogę…

- Brzydko to wygląda panocku, oj brzydko… Jeszcze na słońcu pod tą zapaską blizny chowacie, toć ropa się wdać może… Chodźmy do chałupy, Hanusia zioła jakieś zebrała, do łba się wam przyłoży, okowity łykniemy i pomoże…

- Nie wiem, gazdo, jak wam dziękować… A właściwie, to jak na was wołają?

- Waluś, panocku, Waluś Groń.

- A na mnie mówią…

- Waluś, Waluś – korpulentna kobieta o wciąż ładnej twarzy wychyliła się z okna – kwaśnicy nawarzyłam… Bier gościa do izby, ino niech kierpce zezuje, bo podłogę myłam…

Obydwaj mężczyźni podnieśli się i w dalszym ciągu rozmawiając, wolnym krokiem idąc w kieruku domu… Duży, biały owczarek podhalański podbiegł do nich, początkowo nieufnie obwąchując nieznajomego, ale już po chwili zaczął się do niego łasić…

- Cuda jakoweś, panocku, toć mój Baron to bestyja dzika, listonosz to od niego umyka ile sił w pedałach… Co wyście, cudotwórca jakiś, czy może jak ten doktór, co ze zwierzętami gadał?

- Kanapki, gazdo?

- Co powiadacie?

- Kanapki mam w torbie…

Mężczyźni roześmieli się, Baron wesoło biegał między nimi… Przez otwarte okno dobiegał ostry zapach kwaśnicy i oscypków… Nieznajomy zaczerpnął w płuca świeżego, górskiego powietrza i poczuł…

 

 

 

Kobieta w czerwonej sukience nerwowo poprawiała przeciwsłoneczne okulary… Pamiętaj, Klaudio, już raz spieprzyłaś z nim wywiad, tym razem musi być inaczej, nie patrz mu w oczy, bo znowu zrobi ci się mokro, nie kokietuj go, nie łaś się, pamiętaj, bądź profesjonalna w każdym calu… Nie myśl tyle o nim, myśl o kamerze, tak, kamera, lepszy lewy profil, ładny uśmiech… lusterko, tak, szminka pasuje do sukienki, buty… buty nie za bardzo, ale kamerzysta będzie łapał tylko stolik, dlaczego tu tak ciemno, co to za miejsce, na zewnątrz słońce, trzydzieści stopni, a ty siedzisz tutaj, Klaudio, w jakichś podziemiach, góralska muzyka, standard, byleby nie była za głośna, zepsuje wywiad… Ok, on już wraca, Klaudio bez nerwów, kamerzysta – nie spóźnij się…

- Przepraszam, że musiałaś czekać… Musiałem kupić fajki, a w tej knajpie nie mają…

- Co to w ogóle za miejsce?

- „Regionalna”… nie podoba Ci się?

- Wiesz, jest lato, słońce, moglibyśmy siąść gdzieś wygodnie w ogródku i…

- I mogłabyś się polansować, prawda? Zajebista sukienka, okulary, cacy dekolcik… Całe Krupówki się śliną, prawda?

- Nie, tylko…

- Tylko tutaj nie ma nikogo, kto zwróciłby na Ciebie uwagę, tak? Za to jest cisza, spokój, jesteśmy daleko od karykatur po 20 złotych, góral-burgerów dla głupich turystów i handlarzy baloników dla rozwrzeszczanych dzieciaków… Daleko od budek z lodami, automatów z grami i pierdolonej waty cukrowej… Daleko od tej oazy sztucznego szczęścia…

- Kiedy rozmawialiśmy poprzednio, byłeś milszy…

- A Ty miałaś mniejsze parcie na szkło i więcej kisielu w majtkach, słońce… Ale wyrabiasz się… Kawał z Ciebie zimnej suki-reporterki… Coraz lepiej dajesz sobie radę z ukrywaniem tego parcia na szkło, pogoni za karierą…

- Każdy goni za karierą… Nawet Ty…

- Ja? A co Ty wiesz o mnie, dziewczyno? Gonię, owszem, ale… za karierą???

- A za czym tak gonisz? Za seksem? Władzą? Pieniędzmi??

- Seks mogę dziś kupić wszędzie i o każdej porze. Wyłącz kamerę (zwraca się do operatora, po czym znowu mówi do Klaudii)… Gdybym chciał, byłabyś moja, tu i teraz, w męskiej toalecie… albo weszłabyś pod stół, uklękła i…

- Jak śmiesz!??!

- Odpowiedz sama sobie – czy nie mam racji? Albo nie, lepiej nie odpowiadaj, nie myśl o tym… Kiepsko wyglądasz z rumieńcem na twarzy… Ok, człowieku, możesz znowu włączać sprzęt... Pytasz o władzę… Władzy nie potrzebuję, z wyjątkiem tej, jaką zdobywam na ringu, władza, którą mam nad przeciwnikiem, jestem jego panem, przed którym jak pies skamle o litość, gdy wykręcam mu ręce… jestem władcą brutalności, panem hardkoru, każda moja walka to jak walka o przegrane życie, każdy rywal staje się apoteozą moich życiowych porażek, uosobieniem tego, co spierdoliłem w moim życiu… I wtedy następuje ten jeden jedyny moment, kiedy pragnę zniszczyć moje demony, nie uciekać przed nimi, nie gonić je… muszę je po prostu zniszczyć… unicestwić… i dla moich demonów na ringu zapanuje Ragnarok… totalny ich zmierzch… upadek… armagedon i anihilacja… To jest moja słabość, ale także to jest moja władza nad przeciwnikami… Ich siła płynie wyłącznie z mięśni, moja – z głowy, z serca, z ciemnych otchłani duszy, z żalu, że przeminęło, z rozpaczy, że już nie wróci, z bólu, że nigdy nie było i nie będzie…

- Nie będzie… czego?

- Tego, za czym gonię i tego, przed czym uciekam… Nie będzie ciszy, spokoju, zadowolenia, ukojenia… Będzie tylko ból, łzy i smutek… Moim rywale poczują prosty ból fizyczny, który im zadam, bez względu na rangę rywala, bez względu na jego postawę wobec mnie, nadejdzie Ragnarok, ja to wiem, a oni to poczują… I poczują siłę, która każe ukorzyć im się przed panem hardkoru, i nieważne, czy będzie to stary ringowy wyjadacz, czy młody szczurek, któremu wydaje się, że oto federacja, podpisując z nim kontrakt, złapała młodego Boga z nogi… Ale wszyscy oni nie rozumieją, że dla takich jak ja ring jest czymś więcej, niż miejscem pracy… Dla mnie jest to moja ucieczka i mój cel, moja oaza bólu, łez i smutku… I każdy z nich, stając ze mną w ringu, dostanie zaproszenie ode mnie, szejka tej cholernej oazy… I przywitam ich, tak jak się wita gości – przywitam tym, co mam najlepszego, bólem, cierpieniem i smutkiem… I złamię nie tylko ich ciało, ale i duszę… I wleję w ich serca smutek, którego będę apostołem…

- Ale skoro tak Cię to wszystko boli, skoro powoduje Twoją rozpacz, to dlaczego za tym gonisz? I dlaczego jednocześnie próbujesz uciec…

- Sensem Twojego życia jest oddychanie, jedzenie, spanie z facetami, którzy mogą posunąć Twoją karierę (i nie tylko karierę) przynajmniej o milimetr dalej… A sensem mojego istnienia jest właśnie ta pogoń i ucieczka… Bez domu, bez celu, przed siebie… Samemu cierpieć i zadawać ból innym… NIE UMIEM INACZEJ…

Mężczyzna wstaje od stolika, w blasku świec odbija się gładka skóra jego głowy… Chwileczkę, Klaudio, coś tu jest nie tak, przecież on nigdy nie był łysy… Mężczyzna powoli wychodzi z karczmy, kamerzysta wybiega za nim na korytarz, przez dłuższą chwilę filmuje odchodzącego, aż ten znika gdzieś za drzwiami… Cięcie…

  • Odpowiedzi 3
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • theGrimRipper

    2

  • Vaclav

    1

  • estevez

    1


  • Posty:  1 927
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  25.09.2004
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows
  • Styl:  Klasyczny

Rp przyznam napisany bardzo nowatorsko. Ciekawie zaaranzowałeś dialog pomiędzy gacą, czlowiekiem ktory znalazł swoje miejsce w świecie, z kimś kto dopiero tego miejsca szuka. Fajowo się czytało tą całą gwarę góralską i wspomnmienia starego górala. Młodość największym skarbem. No a w wywiadzie Stabber pokażał się większym SOB, niż jest zwkle. Ogółem, to daleś porządny kawałek lektury.

  • Posty:  1 692
  • Reputacja:   24
  • Dołączył:  13.04.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android
  • Styl:  Ciemny

Stabber gadający lekko po gorolsku... musiał się mocno w głowę uderzyć :)

 

Ciesze się, że BackStabber wraca do świetnej dyspozycji po chwilowym słabszym okresie.

 

Swoją drogą dialog z tego rpa może służyć przykładem dla młodych e-fedowców, których dialogi są z reguły bardzo płytkie;]


  • Posty:  2 817
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  20.12.2004
  • Status:  Offline
  • Styl:  Klasyczny

Jako ciekawostkę dodam fakt, że od najbliższej gali indywidualnym theme'm Stabbera nie jest już FFAF - Recovery, tylko... (zapraszam do działu 'Roster')

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Bastian
      Tak jest
    • KyRenLo
      John Cena ma rywala. Tak jak spodziewała się zdecydowana większość z nas już przed samym turniejem jest to oczywiście Gunther: Wiemy również coś więcej o kolejnych dwóch pojedynkach. Bayley zmierzy się z Sol Rucą: Natomiast Cody Rhodes podejmie mistrza NXT (Kogoś z dwójki Ricky/Oba):      
    • KyRenLo
      Widzę coś o Flo, więc muszę odpowiadać. Zapewne chodzi o zawodniczkę obecnie TNA zwaną Tessa Blanchard.
    • Grins
      Tak jak myślałem Gunta idzie na Cena, ale to co się działo po walce ewidentnie wskazuje że nie tego fani oczekiwali, coś czuje że zbierze przepotężne buczenie za tydzień, po co wgl był ten turniej? Nie można było zorganizować to tak że Gunther atakuje Cena na Survivor Series dusi go, brutalnie go niszczy i rzuca mu wyzwanie że to on będzie jego ostatnim przeciwnikiem? Przecież to byłoby o wiele lepsze rozwiązanie niż bezsensowny turniej z którego i tak nic nie wyszło, moim zdaniem taka decyzja z
    • MattDevitto
      Od jutra turniej wkracza praktycznie w decydującą fazę, więc dla zainteresowanych dodaję bloki:
×
×
  • Dodaj nową pozycję...