Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

    Dostęp do pełnej zawartości forum wymaga zalogowania się. Możesz przyśpieszyć proces logowania lub rejestracji używając konta na wspieranych przez nas serwisach.

    W przypadku problemów z dostępem do konta prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum(@)wrestling.pl

     

Filmy ostatnio widziane


Sothiz

Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Ostatnia rodzina

Akcja filmu zaczyna się w 1977 roku, gdy Tomek Beksiński (Dawid Ogrodnik) wprowadza się do swojego mieszkania. Jego rodzice mieszkają tuż obok, na tym samym osiedlu, przez co ich kontakty pozostają bardzo intensywne. Nadwrażliwa i niepokojąca osobowość Tomka powoduje, że matka – Zofia (Aleksandra Konieczna), wciąż martwi się o syna. W tym samym czasie Zdzisław Beksiński (Andrzej Seweryn) próbuje całkowicie poświęcić się sztuce. Po pierwszej nieudanej próbie samobójczej Tomka, Zdzisław i Zofia muszą podjąć walkę nie tylko o syna, ale także o przywrócenie kontroli nad swoim życiem. Gdy Zdzisław podpisuje umowę z mieszkającym we Francji marszandem Piotrem Dmochowskim (Andrze Chyra), a Tomek rozpoczyna pracę w Polskim Radiu, wydaje się, że rodzina najgorsze kłopoty ma już za sobą. Jednak seria dziwnych, naznaczonych fatum wydarzeń, dopiero nadejdzie

 

Szczęśliwie nieszczęśliwi. Wydawałoby się, że Beksińscy prowadzą godne życie. Są w końcu uznanymi artystami w swoim fachu, ludzie ich podziwiają. Jednak w rodzinnym domostwie próżno mówić o jakimkolwiek szczęściu. Głowa rodziny stara się żartować, żeby chyba nie dać się wciągnąc w tę spiralę nieszczęść, jego królowa jest już tak przytłoczona wszystkim, że bardziej zamknąć w sobie się nie mogła, a syn dopiero zaczyna raczkować ze swoim wariactwem.

 

Aktorstwo wypada pochwalić. Przejrzałem materiały archiwalne Beksińskich, i chwilę później już mogłem chylić czoła przed wykonawcami ról. Ciężko mi sobie wyobrazić, żeby można było ich odegrać dokładniej, lepiej. Są momenty, gdzie postaci wydają się być jak z kreskówki, ale to nie tyle wina aktorów, co stan faktyczny. Beksińscy normalni nie byli.

 

Czy fenomen jakim byli został tu oddany? Nie. Nie czułem tego, jak i nie czułem dramatycznej polewy i tego fatum, ktore miałoby nad nimi ciążyć. Słowa fatum bym raczej przy nich nie użył. Znalazłbym lepsze. Montaż filmu mi się nie podobał, ponosił się często na sceny zbędne, które trąciły mi tanim artyzmem.

 

Przesadnemu entuzjazmowi nie uległem. „Ostatnia rodzina” jest solidna/dobra, ale taki „Jestem Mordercą” miał dla mnie o wiele więcej treści, a emocjonalna inwestycja była tam o wiele większa. Tu obejrzałem fajne przedstawienie, o którym zapomnę – 6/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Gold

Kenny Wells (Matthew McConaughey) ostatnio nie ma szczęścia w interesach. Rozpaczliwie potrzebuje więc spektakularnego przełomu. Postanawia zdobyć fortunę dzięki swemu zamiłowaniu do przygód i ryzyka. Wraz z szanowanym podróżnikiem Michaelem Acostą (Edgar Ramirez) wyrusza do Indonezji, by w sercu tamtejszej dżungli szukać złota. Ryzyko jest ogromne, mało kto wierzy w powodzenie misji, a jednak przeczucie Wellsa okazuje się prawdziwe. W jednej chwili z podupadającego biznesmena staje się milionerem i gwiazdą Wall Street. Ale tam gdzie są wielkie pieniądze, zaczynają się wielkie kłopoty. Chętnych do podziału złotego tortu znajduje się coraz więcej: począwszy od indonezyjskich władz, poprzez różnej maści cwaniaków, a na CIA kończąc. Kenny Wells zamiast cieszyć się luksusem, będzie musiał zmierzyć się z ludźmi, dla których oszustwo to chleb powszedni.

 

Nie wszystko złoto, co się świeci. Bohaterowie trafili na żyłę złota, twórcy filmu niekoniecznie. Przygotowali solidny sprzęt (McConaughey), ale choćby nie wiem, jak sprawnie on działał, to zwyczajnie obrali złe miejsce. W „Gold” nie ma zbyt dużo jakości. Jak historia nabiera rozpędu, to licznik pokazuje kwadrans do końca. Poprzedzające to wydarzenia nie wnoszą zbyt wiele, a jak wydają się poważnymi problemami, to zaraz znikają, rozwiązywane, jakby nie ważyły nic.

 

Produkcja nie robi tez wielkiego wrażenia, jako laurka dla marzycieli. Jako droga od zera do milionera, gdzie ten zdesperowany poszukiwacz złota, trafia wreszcie na swoje wymarzone miejsce. Może dzieję się tak dlatego, że nie drążą zbyt długo tematu jego ubóstwa. Nie pokazali go dostatecznie dobrze, jako tego wariata, który wyśnił sobie złote miejsce.

 

Aktorsko wyglądało to fajnie. Tak McConaughey, jak i Edgar Ramirez, dają radę. Towarzyszy im zjawiskowa Bryce Dallas Howard, a w tle krąży jeszcze parę solidnych postaci. Tylko na niewiele się to zdało. Jakoś szczególnie nie zapamiętam żadnej sceny. Nic nie wryło się do głowy. Spłynął. Tak jak aspiracje twórców do Oscara – 5/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Fifty Shades Darker / Ciemniejsza strona Greya

Druga część ekranizacji światowego bestselleru - trylogii autorstwa E.L. James. Przy takich emocjach rozstanie musiało nastąpić, przy takiej namiętności mogło być tylko chwilowe. Skomplikowany miłosny związek Christiana (Jamie Dornan) i Any (Dakota Johnson) przechodzi w kolejną fazę. On proponuje, że zrezygnują z układu dominujący-poddana, ona uczy się życia w luksusie i miłości. On próbuje zrezygnować z manii kontrolowania, ona stara się mu w tym pomóc. Niespodziewanie na drodze ich szczęścia staje poprzednia miłość Christiana

 

2/10. Zacznę od oceny, bo ona ładnie nakreśla moje nastawienie do tego filmu. Jest lepiej od pierwszej odsłony (1/10), choć to wciąż katastrofa. Jeśli zagłada ma swoje skale, to ta ma nieco mniejsze ryzyko utraty zdrowia. Wciąż cholernie duże, ale łaskawsze od filmu sprzed dwóch lat.

 

Jakbym zobaczył dokładnie tę dwójkę w restauracji, to uznałbym, że to rodzeństwo. Może kazirodcze, ale jeśli tak, to sobą już znudzone. Tu nie ma żadnej chemii. Dwa kawałki drewna pocierające się o siebie, w nadziei, że może jakaś iskierka z tego zapłonie. Nie zapłonęła.

 

W tym zalewie tandetnych postaci, jest sporo niezamierzonej komedii. Na komediach potrafie się mniej śmiać niż na tym. To jak rozegrali tutejszą katastrofę, to jakiś filmowy przykład apatii. A jeśli ktoś zobaczy na ulicy dziewczynę o charakterze Any, to polecam skontaktować się z najbliższym oddziałem szpitala psychiatrycznego. Ta dziewczyna nie przejawia żadnych normalnych reakcji.

 

Jakbym dawał połówki, to bym rzucił 1,5. Byłoby trafniej. A, że wbrew pozorom nie jestem potworem, to idę na korzyść filmu. Nie będę się znęcał i kopał leżącego. „Zmierzch” też dostał kiedyś więcej niż 1/10, choć tamto gówienko było inspiracją do tego, bardziej śmierdzącego. Jest seksowniej niż w poprzedniczce. Coś się udało.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Wołyń

Ojciec Zosi (Jacek Braciak) postanawia wydać ją za najbogatszego we wsi wdowca z dwójką dzieci (Arkadiusz Jakubik), nie bacząc na to, że córka (Michalina Labacz) kocha ukraińskiego chłopca. Wkrótce życie lokalnej społeczności diametralnie zmienia II wojna światowa.

 

Dosłowny i przerażający. Dosłownie przerażający. Smarzowski poniósł się na ciężki temat, ale przeszedł po cienkim lodzie bez szwanku. Nie sądził, obrazował. Nie czułem, żeby wpajano mi do głowy jakąś wizję wydarzeń, a momentami wyglądało to nawet, jak film historyczny. To pewnie spory komplement dla kunsztu samego reżysera, choć nie każdy lubi filmy historyczne. W takich, bohater raczej nie wyjdzie przed szereg. I dla mnie tu nikt nie wyszedł. Są aktorzy przyzwoici, dobzi – jak Jakubik, czy debiutująca na dużym ekranie (!!) Labacz – ale nigdy żaden nie mógłby się nazwać bohaterem widowiska. Ja tak tego nie odbieram. Bo nawet kiedy na ekranie królowała Lubacz, to ja nie czułem, jakbym z nią przez tę drogę przeszedł.

 

Zaczyna się spokojnie, od wesela, jak w „Ojcu Chrzestnym”. Czuć tam nasilające się napięcie, ale tam jeszcze widnieje radość. Smarzowski tą długą sceną wylał sobie fundamenty pod późniejszą masakrę. Dawno nie widziałem tak mrożących krew mordertw – a przecież filmów oglądam sporo. Bo nawet jak w jakiejś lejącej krew na wszystkie strony „Pile”, znajdziesz sceny gore, to nie odbierasz ich tak jak tutaj. Te są o wiele poważniejsze. Dotykające widza. I to podejrzewam, że każdego, nie tylko Polaka. Obrazy zostają w głowie.

 

Ostatni akt, ostatnie pół godziny, może dłużej, to dla mnie arcydzieło (f'n 10/10). Początek po mnie nieco spłynął. Emocjonalnej inwestycji praktycznie brak, wydarzenia były obok mnie. Wojna się już zaczęła, ale to jeszcze nie było to. Później dostajesz obuchem w łeb. Vintage Smarzowski. Nikt inny by tego tak nie nakręcił – 7/10

 

To powinien być Nasz kandydat do Oscara. Ja może wolę „Jestem Mordercą” – na co wskazuje lista Top - ale to dlatego, że tam żyłem historią praktycznie od początku, tu dopiero na ostatniej prostej. „Powidoki” nawet nie odbijają piłki na tym samym boisku.

 

Top 20 2016

20. Cloverfield Lane 10

19. Denial

18. Don't Breathe

17. Moonlight

16. Christine

15. Wołyń

14. Jestem Mordercą

13. Hacksaw Ridge

12. Perfetti Sconosciutti

11. A Monster Calls

10. Manchester by the Sea

9. Captain America: Civil War

8. The Jungle Book

7. War Dogs

6. Kubo and the Two Strings

5. Hell or High Water

4. Fences

3. Nocturnal Animals

2. Deadpool

1. La La Land

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 227
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.02.2015
  • Status:  Offline

20170108193609!Jackie_(2016_film).png

Jackie

 

Historię JFK i wydarzeń z Dallas 1963 roku zna niemal każdy, kto choć trochę interesuje się historią nowożytną. Wiele o tych zdarzeniach zostało powiedziane, zresztą świetny JFK z 1991, bardzo wysoko postawił poprzeczkę dla produkcji o tej tematyce. Tym razem mamy możliwość zobaczyć historię z nieco innej perspektywy, perspektywy żony Kennedy'ego, tytułowej Jackie Kennedy.

 

Pomysł na sam film jest dobry, sama Jackie stała się ikoną, jedną z najpopularniejszych kobiet na świecie swoich czasów, jednak sam film to przerost formy nad treścią. Wydarzenia są przedstawione w bardzo wybiórczy, poszatkowany sposób. Oglądamy opowieść mniej więcej 7 dni po zamachu, które są jej wersją zdarzeń a sama historia to streszczenie tego co Jackie powiedziała jakiemuś dziennikarzowi.

 

Jackie to show jednej aktorki, Portman była dobra w swojej roli, dobrze odtworzyła Jacquiline Kennedy ale poza nią nikt specjalnie się nie wyróżnił, w zasadzie taki był plan, Robert Kennedy miał jedną scenę, gdzie "rozkazywał" prezydentowi i tylko wtedy pokazał trochę charakteru. W zasadzie to dla roli Portman, obejrzałem ten film, mając na uwadze inklinacje Akademii, do nagradzania ról historycznych, szanse Portman na statuetkę rosną.

 

Głównym problemem filmu jest to, że często serwuje niezbyt interesujące fragmenty, sama historia jest dość przejmująca ale całość życiorysu Jackie została spłycona do 7 dni, wywiadu i relacji zdarzeń. Po macoszemu potraktowali całe jej życie przed jak i po, zresztą samego JFK, który jakby nie patrzeć jest prowodyrem całego tego zamieszania pokazali na ekranie może przez minutę, dwie.

 

Brakuje głębszego kontekstu, nie poruszono wątków politycznych, nie poruszono relacji jakie panowały pomiędzy Jackie a John'em, nie poruszono przeszłości Jackie a jedynym, moim zdaniem mocno zbędnym motywem, były zdjęcia z tego całego dokumentu o tym jak się żyje w Białym Domu, które wiele o Jackie nie wniósł.

 

Tak naprawdę, to nie do końca wiem co chciał nam przekazać reżyser. Generalnie odbiór mam taki, że wielka uroczystość, odejście z pompą sprawi, że zmarły prezydent zostanie zapamiętany i że to dzięki Jackie, JFK jest kojarzony tak pozytywnie do dziś.

 

Portman zagrała dobrze, więc Oscara może zgarnąć. Nominacje za kostiumy i muzykę zrozumiałem, chociaż w tej drugiej kategorii La La Land jest znacznie lepszy.

 

Jackie to typowy film na raz, którego nie chciałbym oglądać ponownie. Niby się nie nudziłem, ale historia nie była zbyt wciągająca, fajnie pokazano to, że to ona chciała wielkiej uroczystości, ale wcale nie miała pod górkę w tym elemencie, a ta końcowa zmiana zdania moim zdaniem trochę odebrała jej mocy. Te dialogi z księdzem na temat sensu życia, wydały mi się strasznie oderwane od całości filmu.

 

Dobra rola, w ciekawej rzeczywistości bo wydarzenia z Dallas '63 są same w sobie intrygujące ale historia opowiedziana została przeciętnie.

Ocena: 5,5/10

Edytowane przez Susek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Rules Don't Apply

Romans młodej aktorki (Lily Collins) i jej kierowcy (Alden Ehrenreich), którzy pracują dla ekscentrycznego bilionera, Howarda Hughes (Warren Beatty). Jedna z zasad dla jego pracowników brzmi – nie umawiać się z aktorkami.

 

Prosta historia miłosnego trójkąta. Osadzona w latach 50, w Hollywood, gdzie młode aktorki marzą o wielkiej karierze, i są gotowe zrobić wszystko, by postawić pierwsze kroki w biznesie. Dobry start oferuje bilioner Howard Hughes, którego nawet większość z nich nie zna osobiście, ale dopóki pieniądze się zgadzają, mało która ma z tym problem. Do Los Angeles przyjeżdzą młodziutka Marla, która szybko wpada w oko swojemu kierowcy, a później szefowi. Mało komfortowa sytuacja dla całej trójki.

 

Warren Beatty. Kiedyś gwiazda wielkich produkcji, teraz gość, którego czasy wyraźnie zostawiły w tyle. Tak przed kamerą, jak i za nią - Warren jest mocno przeterminowany. „Rules don’t apply” ogląda się jak kino sprzed lat, tylko pozbawione uroku czy tamtejszej magii. Jako Howard Hughes, wypada bardzo blado. Próbował przemycić odrobinę szaleńczego humoru, ale nie wyszło. Postać bilionera nie jest nawet odrobinę intrygująca.

 

Ehrenreich nigdy nie byl moim ulubieńcem. Potrzebuje jakieś konkretnej roli, żeby mnie do siebie przekonać. Tutaj to też nie było to. Dalej kamienna twarz i nudna persona. Boje się o nowego Hana Solo – i to mimo tego, że nie jestem fanem „Gwiezdnych Wojen”.

 

Zasady jakieś powinny twórcom przyświecać. Przynajmniej takie, żeby historia do czegoś dążyła. Albo chociaż żeby śledziło się ją z zainteresowaniem, mogąc czerpać przyjemność z oglądania poczynań... kogokolwiek! Nuda – 2/10

 

Ciekawostka jest taka, że w małej, mikroskopijnej wręcz roli, gra tu Dario Cueto (Luis Fernandez-Gil) :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 227
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.02.2015
  • Status:  Offline

http://static.rogerebert.com/uploads/movie/movie_poster/arrival-2016/large_Arrival-Poster-2016.jpg

 

Arrival

 

Klasyczne przybycie obcych bardziej nam się kojarzy z inwazją pokroju tych prezentowanych w "Marsjanie Atakują" czy "Wojnnie Światów". "Nowy początek" serwuje nam zdecydowanie inne podejście, ale jakże rozsądne. W końcu jeśli obcy przybyliby na Ziemię, to szanse, że znają angielski lub jakikolwiek inny znanym nam dialekt są niemal zerowe. Zatem trzeba będzie się z nimi porozumieć jakość porozumieć ...

 

Arrival opowiada nam właśnie taką historię, na Ziemię przybywa 12 statków z obcymi, którzy porozumiewają się piktogramami i nie bardzo jest sposób, żeby się porozumieć, zatem potrzebny jest ktoś, kto będzie w stanie to zrobić ...

 

Główną siłą filmu jest interesujący temat, sposób jego zaprezentowania, bo gra aktorska jest co najwyżej przyzwoita, no ale to nie bohaterowie są głównym motorem napędowym filmu. Postać grana przez Amy Adams - Louise, posiada jakąś głębię, straciła dziecko, więc z miejsca zyskuje sympatię, choćby przez współczucie, ale Ian grany przez Rennera jest strasznie nijaki.

 

Pierwsza część filmu to proces próby komunikacji, poznawanie tych liter(znaków), próby komunikacji, to wszystko jest bardzo wciągające i zrealizowane bardzo dobrze. Nie znamy motywacji obcych, nie wiemy jak wyglądają, nie wiemy nic i to jest świetne.

 

Jednak im dalej w las film zaczyna gubić się w zeznaniach. Zdaje się się morałem produkcji jest to, że współpracując osiągniemy więcej, nie tylko w życiu ale i na świecie co przedstawiono bardzo pokrętnie. Skoro Louise patrząc w przyszłość nauczyła się języka obcych to czemu oni od razu nie mogli z nami się porozumieć? Celowo zmusili ludzkość do takiej sytuacji, w końcu wiedzieli jak to się skończy, żeby na świecie ludzkość się pogodziła i zaczęła współpracować? Trochę to pokręcone :) Sam moment rozwikłania zagadki, czyli celu obcych na Ziemi, rozszyfrowania tej całej tajemnicy jaką to "broń" przywieźli nam obcy, przebiegła bardzo szybko i łatwo się w tym pogubić.

 

Zresztą cała ta broń/prezent czyli ich mowa i umiejętność widzenia przyszłości, to bardzo zakręcony pomysł i pewnie większość, podobnie jak ja, trochę się pogubiła.

 

Arrival to przede wszystkim ciekawie opowiedziana historia, która wciąga od pierwszej minuty i nieco rozczarowuje na końcu. Jakby zabrakło 15-20 minut, które przedłużyłby nieco proces detektywistyczny i zgłębiło możliwości tej całej umiejętności widzenia przyszłości, bo na koniec filmu nie wiem, czy ta śmierć dziecka na początku to było to nienarodzone dziecko czy inne, czy to Ian ją zostawił czy jakiś inny i ogólnie jak to było, bo coby nie mówić trochę się zgubiłem.

 

Ciekawa historia, dobrze opowiedziana jednak za bardzo się rozjechała na końcu. Niejasne zakończenia są dobre, ale film, który staje się niejasny na końcu sprawia, że odbieram go gorzej. Arrival dostał aż 8 nominacji do Oscarów, w zasadzie nic dziwnego, bo to dobry film ale patrząc na konkurencję prawdopodobnie żadnej nagrody nie dostanie, bo we wszystkim się wyróżnia, ale w niczym nie jest wybitny.

Ocena 7,5/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Marauders / Maruderzy

Wszystkie istniejące dowody wskazują, że odpowiedzialnym za napad na bank jest jego właściciel i rzesze bogatych klientów. Jednak grupa agentów FBI odkrywa, że spisek sięga znacznie dalej.

 

Trochę jak odcinek oklepanego, sensycyjnego serialu. Jeden z wielu, nie znaczący nic. Jeśli kogoś „Maruderzy” zainteresują, to szybko odkują i puszczą wolno. Przyznaję, że końcówka i rozwiązanie nadała temu odrobinę jakości, ale to tak jak krótki odcinek z górki na trasie. Potem wleczemy się znów.

 

Rzucają w nas wątkami pobocznymi, które zazwyczaj tylko wybijają z rytmu, nigdy nie kreśląc wartościowego obrazu danej postaci. A aktorsko nie wyglądało to tragicznie – poza Bautistą, ten wyglądał źle. Bruce Willis dawał radę, Christopher Meloni tez. Wiadomo, że to żadne wielkie kreacje, ale jak na dany materiał, to potrafili z tego coś wycisnąć. Wracająć do wrestlera, okazał się tu królem sucharów. Taki dowcipkujący mięśniak z FBI. Sens istnienia postaci? Żaden.

 

Może nie jakoś czynnie, ale polecam unikać. Kino klasy B, bez większych aspiracji. Motywy postaci głupie, przez co cała fabuła błaha – 3/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

A Dog's Purpose / Był sobie pies

Niezwykle wzruszająca i zabawna opowieść o tym, że każdy pies ma na tym świecie do wypełnienia swoją misję, a czasem nawet kilka...

 

„Sekretne życie zwierzaków domowych”, wersja aktorska. Interpretacja psich myśli, podczas ich rutynowych czynności, a przede wszystkim opowieść o przywiązaniu pupila do swojego właściciela. Mocno naciągana, ale potrafiąca uderzyć w odpowiednie, emocjonalne nuty.

 

Dostajemy jakieś 4 cykle pieskiego życia. Chwilę po tym, jak jeden już doczeka swych dni, przenosi się do ciała innego, by mieć jedynie mgliste wspomnienie swojego poprzedniego wcielenia. W każdym zastanawia się nad sensem swojego bytu.

 

Negatywne oceny spadły na ten film, kiedy wyciekła informacja o bestialskim zachowaniu wobec psich aktorów. Podobno bujda nagłośniona przez telewizje. Były sceny ciężkie, ale w kazdym z przypadków piesek miał się dobrze

 

Jestem psiarzem. Zawsze to powtarzam, więc mój obraz tego filmu może być delikatnie zakrzywiony – minus 2 w ocenie, dla wszystkich bez tej cechy. Widzę, że tutejsze aktorstwo, to jakaś telewizyjna lipa. Wiem, że historyjka o reinkarnacji i wędrującej duszy psa, to bujda. Ale i tak oglądało mi się to dobrze. Czworonogi przeprowadzą widza przez tą opowieść z uśmiechem i okazjonalnymi łzami – 5/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Sleepless

Gliniarz (Jamie Foxx) powiązany z kryminalnym podziemiem przeczesuje klub nocny w poszukiwaniu porwanego syna.

 

Zawiesili sobie nisko poprzeczkę, a potem i tak się o nią wywrócili. To jak danie sprzed tygodnia, które odgrzewasz w mikrofali w chwili kryzysu. Jakby fani „Uprowadzonej”, chcieli napisać coś na wzór swojego kochanego filmu. Zapominając, że od dziecka cierpią na dysleksje. „Sleepless” nigdy nie dożył do swojego tytułu, bo ja dla przykładu, myslałem głównie o spaniu – mimo wczesnej pory!

 

Jamie Foxx chodzi napinty, jakby nie bardzo chciał być na planie. Jego postać jest nijaka. Nakreślona jako brudny glina i gbur, którego nienawidzą bliscy. Kibicuj mu! Nic tak nie zbliża rodziny, jak porwanie syna.

 

Klasyczny przykład styczniowego „hitu”. Trochę strzelania, nędzne postaci i ogólnie jakaś mało interesująca intryga, które leniwie pcha do przodu fabułę. Kino klasy B? Czy to Ty?. Parę scen było akceptowalnych, przez co chyba nie mam serca dać temu najniższej noty, choć przyznać trzeba – byli blisko – 2/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 227
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.02.2015
  • Status:  Offline

MV5BMTYxMjk0NDg4Ml5BMl5BanBnXkFtZTgwODcyNjA5OTE@._V1_UX182_CR0,0,182,268_AL_.jpg

 

Manchester by the Sea

 

Długo myślałem nad tym jak ugryźć ten film. Z jednej strony mnie zaintrygował ale z drugiej nie przeżyłem wewnętrznego wstrząsu czy nadmiaru emocji płynących z tej opowieści ...

 

Manchester opowiada historię Lee Chandlera, dozorcy kilku domów w Bostonie, który wiedzie monotonne życie, często szuka guza, nie potrafi tworzyć relacji międzyludzkich, żyje z dnia na dzień. Gdy go poznajemy widzimy dupka, który nie dba o nic. Sytuacja zmienia się gdy Lee dowiaduje się, że jego brat Joe, który mieszka w tytułowym Manchesterze, trafił po raz kolejny do szpitala.

 

Joe cierpiał na przewlekłą chorobę serca, która go w końcu zabiła a na Lee spadła odpowiedzialność opieki nad synem brata, Patrickiem. W międzyczasie, oglądamy też flashbacki z przeszłości, dowiadujemy się, że te 10 lat temu życie Lee wyglądało zupełnie inaczej, miał żonę, dzieci, pracował z bratem na łodzi. Z czasem poznajemy smutną prawdę o życiu Lee, dowiadujemy się czemu jest jaki jest. Pewnej nocy podkładając drewno do pieca, nie zamknął pokrywy i ogień zajął cały dom. On w tym czasie poszedł na zakupy, bo go suszyło po zakrapianej imprezie w kolegami. Gdy wrócił, dom był cały w płomieniach, żonę udało się uratować ale dzieci zginęły.

 

To stawia Lee w zupełnie innym świetle, zaczynamy go rozumieć, współczuć. Teraz widać, że jego zgorzkniałość jest efektem ciągłego obwiniania się za śmierć dzieci. Przez to stroni od ludzi, szuka zwady, nie potrafi tworzyć relacji, ba nawet nie potrafi rozmawiać ...

 

Długo się zastanawiałem czy rola młodszego Afflecka jest tak dobra i wychodzi na to, że jest. Ta naturalność sprawiła, że nie było czuć, że to film a raczej smutna relacja życia pewnego człowieka. Na ten moment stawiam go wyżej jak Goslinga w wyścigu po Oscara.

 

Jeśli miałbym gdzieś szukać statuetki to być może w scenariuszu oryginalnym, bo pozostałe role aktorskie były dobre ale nie Oscarowe. Williams (Randi) ma chyba jedną mocną scenę, którą uwiecznia plakat, natomiast Hedges (Patrick) to takie przeciwieństwo Lee, popularny, lubiany ale jego relacja z matką jest równie skomplikowana co sytuacja jego wujka.

 

Manchester to obraz, który uderza w nas stopniowo. Początkowo Lee wydaje nam się dupkiem, potem zaczynamy mu współczuć a finalnie jest go po prostu żal, bo jak my byśmy się zachowali w takiej sytuacji? Lee finalnie poległ, uciekł, zostawił swojego bratanka i ja nadal nie wiem czy należy go za to potępić, że nie potrafił się poświęcić i próbować stworzyć rodzinę dla Patricka czy mu współczuć, bo jest tak złamany, że nie potrafi się przełamać, pokonać swoich lęków, demonów z przeszłości ...

 

Ocena: 8/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

The LEGO Batman Movie / LEGO® BATMAN: FILM

W duchu zabawy, dzięki której film "LEGO® PRZYGODA" stał się fenomenem na skalę światową, samozwańczy przywódca grupy - Batman z LEGO - staje się gwiazdą własnej wielkoekranowej przygody. W Gotham szykują się jednak wielkie zmiany. Jeśli Batman chce uratować miasto przed zakusami Jokera, musi porzucić swoją samotnię i spróbować współpracy z innymi, a przy okazji być może przyjąć bardziej pozytywną postawę.

 

Podczas gdy „Lego Przygoda” czerpie z całego dorobku Duńskich twórców, przez co ciągle może nas zaskoczyć jakąs komediową wstawką, „Batman” skupia się na jednej historii. Historii samotnego bohatera, który gardzi takimi słowy jak „przyjaciel”, czy „rodzina”. Sam jest swoim największym przeciwnikiem, a brak nienawisci do Jokera, jest obrazą dla uśmiechniętego złoczyńcy.

 

O ile opowieść mnie delikatnie nudziła, tak do humoru ciężko się przyczepić. Mocno szydzi i naśmiewa z dorobku człowieka nietoperza na swój głupkowaty sposob. Trochę szkoda, że wzorem „Deadpoola”, częściej nie przebijali czwartej ściany. Początekowy komentarz Batmana, to jedna z moich ulubionych scen. Twórcy woleli jednak zasypać Beatboxem, który szybko staje się wtórny. Przekleństwo filmu.

 

Calkiem nieźle wychodzi ten pełen podtekstów związek Batmana z Jokerem. Ich dialogi są jednymi z mocniejszych aspektów całości. Całe szukanie akceptacji do innych, już niekoniecznie. Nie ukrywam, że liczyłem na więcej. Szczególnie po „Lego Przygoda” (8/10) i świetnych zwiastunach - 6/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 227
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.02.2015
  • Status:  Offline

Silence_(2016_film).png

 

Silence

 

Martin Scorsese to świetny reżyser, ale mam wrażenie, że "Milczenie" nie należy do jego najbardziej udanych produkcji.

 

"Silence" opowiada historię chrystianizacji Japonii. Temat w sam sobie intrygujący, bo nigdy nie spotkałem się z taką opowieścią, w końcu Chrześcijaństwo dotarło do wszelkich rejonów świata, ale w kontekście religijności Japończyków, zawsze uważałem ich za ateistów, którzy wierzą w to, że największą wartością jest pracowitość, rodzina itd, ale do filmu.

 

Dwóch Jezuitów (Garfield i Driver), pochodzących z Portugalii, postanawia wyruszyć do Japonii, by odszukać swojego mentora, ojca Ferreirę (Neeson), którzy rzekomo stał się apostatą. Główny wątek, idea, oraz to, że jest to film oparty na faktach z miejsca sprawiają, że to interesujący obraz, jednak mam ogromne problemy z jego realizacją.

 

Po pierwsze film trwa 161 minut! To o jakieś 50 za dużo, pierwsza część filmu (90 minut?), jest źle zmontowana, masa zbędnych scen, które na siłę wydłużają ekranizację. Postacie nie są na tyle ciekawe, wydarzenia są okropnie przeciągnięte, bo to nie nadaje większej dramaturgii. Zdjęcia są fajnie itd. ale nie tędy droga, Jezuici przybyli do Japonii odszukać mentora a przez pierwszą godzinę, chowają się w jednej wiosce, podróżują do drugiej po czym poznają jaka jest cena ich wiary w kraju Kwitnącej Wiśni. Moim zdaniem powinni ten fragment filmu skrócić, natomiast Scorsese pokazał wszystko czym zwyczajnie przegiął, bo zmęczy widza przed drugą, znacznie lepszą część filmu.

 

To może do tej drugiej części filmu, gdzie ojciec Rodrigues został złapany przez naczelnika, którego zadaniem jest wyplenienie wiary Chrystusa z Japonii. W międzyczasie rozdzielił się z drugim Jezuitą (Driverem) a do jego złapania przyczynił się Kichijiro, który podejście do wiary i spowiedzi traktuje dość "luźno".

 

Rodrigues w trakcie swojej niewoli przeżywa kryzys wiary, modli się do Boga ale ten nie wysłuchuje jego modlitw. Obserwuje śmierć ojca Garupe, który nie wyrzekł się wiary i zginął próbując ratować mordowanych Japończyków. Naczelnik próbuje złamać wiarę Rodrigues, twierdząc, że tylko to uratuje zwykłych Japończyków i to on jest winny ich cierpieniom. Trzeba przyznać, że logika Inoue jest trafna, w końcu dla tych ludzi ksiądz jest uosobieniem Boga, jeśli on by się wyrzekł wiary, to przekaz dla obywatela jest jasny. Ponadto zabijając wiernych, faktycznie może ich to umocnić w wierze, (gdyby Rzymianie postąpili w ówczesnymi Chrześcijanami inaczej, prawdopodobnie nasza kultura, w tym wiara byłaby inna).

 

Kulminacją filmu jest spotkanie Rodriguesa z Fereirą, cały film w końcu miał do tego dążyć. Plotki okazały się prawdą, Ferreira stał się upadłym księdzem, odrzucił swą wiarę. Rodrigues z jednej strony nie wierzy, z drugiej ma mu to za złe, z trzeciej nim gardzi. Jednak gdy przychodzi do sceny gdzie sam staje przed podobnymi torturami, słyszy głos Boga (Morgan Freeman :)), który stwierdza, że zawsze przy nim był, zawsze słuchał i ma wyrzec się wiary w imię wyższych racji.

 

Finalnie Rodrigues wyrzekł się wiary i do końca swoich dni, był poddawany próbom, gdzie musiał to udowadniać. Chociaż jak ostatnia scena pokazuje, w jego dłoniach spoczął mały krzyż, czyli w sercu zawsze był zjednany z Bogiem.

 

"Milczenie" to za długi film, z średnio interesującymi postaciami. Ciekawa historia, nieciekawie przedstawiona, dobre zdjęcia ale to nie one mają robić film, realia tych czasów została wiernie odwzorowane, ale w moim odczuci montaż zakopał pierwszą część filmu a w drugiej brakło większego katharsis. Przede wszystkim brakuje tempa i jasnego przesłania, bo Japończycy są kreowani na tych złych a przecież, to wiara Chrześcijańska i ten "najazd" sprowokował ich działania, bo ich reakcja wynika z działań Jezuitów, którzy zaczęli tak nastawiać społeczeństwo, że to może naruszyć jedność królestwa.

 

W zasadzie to co wyciągnąłem, to to że wiara wymaga od nas wielkich poświęceń także takich jak jej wyrzeczenie się. Obaj Jezuici publicznie zrzekli się wiary, ale wewnątrz nadal wierzyli. Druga to podmiotowość traktowania sakramentu pokuty przez Kichijiro, w końcu nie na tym to polega by zgrzeszyć, prosić o wybaczenie i powtarzać te same błędy ...

 

Ocena: 6,5/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 099
  • Reputacja:   146
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

Susek, świetnie że zacząłeś pisać recenzje obejrzanych filmów. Taka działalność jest u mnie zawsze na propsie, tym bardziej, że lubisz się rozpisać. Jedna prośba - ogranicz trochę opisywanie fabuły, bo Twoje recki zawierają sporo spoilerów i zbyt daleko zdradzają rozwój akcji filmów (po prostu zepsujesz frajdę z oglądania danej produkcji komuś, kto przeczyta Twojego posta). Każdy chętnie poczyta opinie o danym filmie, ale lepiej żebyś skupił się bardziej na własnych przemyśleniach (których notabene jest tu sporo), niż na odkrywaniu wszystkich kart jakie oferuje dany film. Dobra recenzja powinna oceniać dany film, ale bez spoilerowania jego treści (minimalny nacisk na opis fabuły, a większy na własne przemyślenia i ocenę).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 158
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2011
  • Status:  Offline

"Milczenie" to za długi film, z średnio interesującymi postaciami. Ciekawa historia, nieciekawie przedstawiona, dobre zdjęcia ale to nie one mają robić film, realia tych czasów została wiernie odwzorowane, ale w moim odczuci montaż zakopał pierwszą część filmu a w drugiej brakło większego katharsis. Przede wszystkim brakuje tempa i jasnego przesłania, bo Japończycy są kreowani na tych złych a przecież, to wiara Chrześcijańska i ten "najazd" sprowokował ich działania, bo ich reakcja wynika z działań Jezuitów, którzy zaczęli tak nastawiać społeczeństwo, że to może naruszyć jedność królestwa.

 

 

Moim zdaniem zbyt dosłownie odbierasz ten film. To przede wszystkim ostateczna próba zmierzenia się Scorsese z "własnym ja", metaforyczne podejście do kwestii wiary i tego na jak wiele przeszkód i wyrzeczeń można natrafić wybierając tę a nie inną drogę (sam film jest moim zdaniem w pewnym sensie kinem drogi i nieco przypomina pod tym względem "Czas Apokalipsy", chociaż oczywiście jest minimalistyczny do bólu). To w jakich czasach został umiejscowiony nie znaczy jednak (a przynajmniej ja tak to odbieram) żeby Martin próbował oceniać/osądzać kogokolwiek.

 

Edytowane przez Sebu
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Kaczy316
      Lecimy z Raw i kolejnymi walkami turniejowymi, oj ale dzisiaj też siądą te walki Gunther vs Kofi i Ilja vs Jey oj tak.   Ooooo zaczynamy od Drew to będzie ciekawie, nasłuchamy się jaka CM Punk to gnida. No mówił o Punku o fanach Punka, o Jeyu i jak przeszedł do Priesta to przerwał mu tak dokładnie Priest xd, bardzo dobry segment i teraz zauważyłem jaka historia kryła się za Damianem i Cash Inem na Drew, przecież faktycznie McIntyre przeszkadzał mu kilka razy, a jak Drew stał się Champem to Damian się zemścił, dobry long term booking, Priest pokazał się jak prawdziwy Champion i powiedział że da Shota dla Drew i koniec sega, ale naprawdę bardzo dobry i coś wnoszący.   Pierwsza walka Iyo vs Shayna o finał drabinki Raw, może być ciekawy pojedynek, Baszler jeszcze przed gongiem atakuję Sky. Bardzo dobry pojedynek, aż panie mnie zaskoczyły, ale przyjemnie się to oglądało ponad 7 minut czasu TV i razem chyba z 10-11 minut walki, nie wiem kiedy się zaczęła, bo było to podczas reklam xd, ale bardzo dobry pojedynek, Sky przechodzi dalej i na razie Raw fajnie się ogląda.    Dom dalej spoufala się z Carlito, a sam Carlito chcę chyba mieć za przyjaciół JD. Gigachad dalej jebie i ciśnie swoich sojuszników, a my zobaczymy dzisiaj Sami vs Otis i Akira vs Bronson w sumie żadna z tych walk mnie nie jara.   Oooo ładna zapowiedź starej Ring Announcerki Welcome Lillian Garcia i zapowie ona kolejną walkę, którą jest Gunther vs Kofi, ciekawi mnie to starcie. No tak, atak jeszcze przed walką ale na Gunthera ciekawie. 10,5 minuty czasu TV plus reklama i to tylko jedna w tak długiej walce to z 13-14 minut panowie dostali, a doliczmy jeszcze 1,5 minuty brawlu przed walką, kurde ładny czas około 15 minut razem wyszło, panowie wyglądali jakby chcieli się pozabijać, emocję były, kurde super walka, mega mi się podobała i Gunther przechodzi do finału drabinki Raw.   Kofi feudzik z Karrionem pewnie będzie miał xD ta zaczepka na backu nie była bez powodu.   Bronson vs Akira, ale nudy, ta walka nie powinna trwać dłużej niż 3 minuty jeśli Bronson ma być wiarygodnym pretendentem do tytułu Interkontynentalnego. No i dobrze trwała lekko powyżej minuty, więc dobry czas.   Dostaniemy dzisiaj jeszcze Fatal 4 Way o pretendentów do pasów World Tag Team, AoP vs NCR vs JD i Balor vs Creed Brothers, zapowiada się zacny pojedynek.   Zoey vs Lyra, chyba wiadomo za kim jestem oczywiście że Lyra powinna to przejebać....ale tak się nie stanie cóż......może chociaż walka odda. No prawie 6 minut walki w TV i jedna reklama to tak 8-9 minut panie dostały, dobry czas, walka raczej taka zwyczajna, nic wyjątkowego dla mnie, można skipnąć, wynik.....oczywiście że nie taki jak chciałem, kto by przypuszczał.   Sami vs Otis no kolejny zapychacz, ale jakoś trzeba wypchać czas w oczekiwaniu na obronę tytułu w Arabii przez Samiego. Gable broni się bawić Otisowi i się wkurwia o to, dobrze się to ogląda, ale szkoda Otiska. Sami też rozprawił się z Otisem w jakieś mniej więcej 2 minuty, czy to jakiś Beat The Clock Challenge? W sumie mógłby być, nic ciekawego, ale po walce Gigachad jak zwykle Otisa zbeształ, a Sami zaatakował Gable'a, ale uciekł, Otis chciał mu pomóc, a Chad jeszcze spoliczkował swojego podopiecznego, ale smutno aż mi się zrobiło, Otis dostał też bardzo fajną reakcję od publiki, kurde ale smutne fest.   Hahahahaha o kurwa, ale to śmiesznie wyglądało jak McDonagh ostrzegał Strowmana, że to JD rządzi na Monday Night Raw xDDDDD. Typowy nieudacznik co dołączył do topowej grupy w szkole i myśli że jest kimś.   Becky vs Dakota, no może będzie dobrze, obydwie zawodniczki świetne w ringu mimo że od Lynch to rzygać się chcę już. Chyba z 10 minut walki dostaliśmy, bo około 7 minut czasu w TV i jedna reklama to z 9-10 minut wyszło, dobry czas, Becky wygrywa przez DQ no tego się nie spodziewałem, walka mimo wszystko dobra, Damage Control atakuje ją, a Lyra jej pomaga ehh, no tak, za mało jej mamy na Raw, nie dość że walka to jeszcze brawl, ale jakaś tam podbudowa jest pod finał drabinki Raw, dobrze że Liv na posterunku i jeszcze zaatakowała Becky, ten feud no taki sobie jest, ale i tak lepiej niż Rhea vs Becky.   Ten face to face Gunthera i Dragunova, nawet jeśli nie zawalczą w finale drabinki Raw w tym turnieju, to ich starcie na Bash In The Berlin byłoby mokrym snem oby spełnionym.   Lecimy z Fatal 4 Wayem o pretendentów do pasów World Tag Team, skład jest masny, więc walka też powinna być świetna. 7,5 minuty dość chaotycznej walki mam wrażenie, ale całkiem nieźle się to oglądało, panowie dali z siebie sporo oczywiście 7,5 minuty to czas TV, bo jeszcze reklama była to ponad 10 minut pewnie dobili, Balor i JD wygrali to dzięki Carlito, który coś tam pomógł i no mam nadzieję że u Kebabów dostaniemy to starcie, bo może być całkiem ciekawe.   Next Week: Sami Zayn vs Chad Gable, no Ci panowie to raczej nie zawiodą. Finał Drabinki Raw od strony kobiet oraz od strony mężczyzn, zapowiadają się dwie naprawdę bardzo dobre walki niezależnie czy przejdzie teraz Uso czy Dragunov, ale wiemy że każdy by wolał Dragunova i w sumie to tyle na przyszły tydzień, nie jest źle.   Carlito jako Heel wygląda już o wiele lepiej i ciekawiej niż jako Face.   MAIN EVENT JEY USO IS NOW IN YOUR CITYYYYYY!!! Ilja vs Uso, kurwa Ilja dopiero drugi tydzień jest na Raw, a już dostaje Main Event Raw, oby to oznaczało że widzą w nim topową gwiazdę, bo gość jest obecnie w topce najlepszych wrestlerów na świecie dla mnie i ma ewidentnie swój prime. 9,5 minuty walki w TV plus chyba tylko jedna reklama to z 12-13 minut panowie dostali, nie wiem czy walka przebiła Gunthera z Kofim czy Ilje z Ricochetem, ale też była bardzo dobra, tak czułem że Jey to będzie musiał wygrać, ale no cóż jest jak jest walka zdecydowanie do obejrzenia, zresztą kolejny świetny pojedynek na tym turnieju także turniej oddaje i to bardzo, za tydzień Jey vs Gunther, kolejny świetny pojedynek, może finał to jednak będzie Tonga vs Jey? Byłoby ciekawie.   Plusy: Segment otwierający Iyo vs Shayna Gunther vs Kofi Reed jakoś jest budowany Becky vs Dakota Fatal 4 Way o pretendentów do pasów World Tag Team Jey Uso vs Ilja Dragunov i Main Event dla Ilji <3   Neutral: Otis vs Sami   Minusy: Lyra przechodzi dalej w QOTR   Podsumowanie: Nie wiem co innego mam napisać jak to, że to był naprawdę bardzo dobry odcinek Raw, genialne walki w King Of The Ring i nawet jedna bardzo dobra walka w QOTR czyli Sky vs Shayna, no to Raw to głównie walkami było świetne, chociaż segment otwierający też bardzo dobry z Damianem i Drew, Fatal 4 Way bardzo dobry, kurde no nie mam nic do dodania, ja bawiłem się przednio.
    • KPWrestling
      AFTERPARTY Tuż po zakończeniu gali KPW Arena 25 odbędzie się tradycyjne spotkanie fanów z zawodnikami, które potrwa około 15 minut. Potem nastąpi przerwa na sprzątanie hali. Na terenie obiektu mogą pozostać jedynie członkowie ekipy KPW oraz personel klubu. O godzinie 22 zapraszamy na afterparty połączone z imprezą Disco Harem / Impreza przebierana w klimacie lat 80&90. Osoby posiadające opaski KPW Arena 25 będą zwolnione z opłaty za wstęp. KPW Arena 25: Odkupienie już za 3 dni! 17 maja 2024 Klub Nowy Harem Gdynia Ostatnia pula biletów: https://kpw.kupbilecik.pl/ Przeczytaj na oficjalnym fanpage KPW.
    • Attitude
      Przedstawiamy podsumowanie najważniejszych informacji z najnowszego odcinka Monday Night Raw. W tym tygodniu ponownie w dużej mierze skupiło się na turniejach King&Queen of the Ring, wyłaniając półfinalistów. Same show w tym tygodniu rozpoczął Drew McIntyre. Szkot oczywiście nie mógł nie wspomnieć o CM Punku i zaznaczył, że ma dwa priorytety - dopadnięcie Punka i odzyskanie World Heavyweight Championship. Przy okazji ponownie nazwał Damiana Priesta "mistrzem na papierze". Oczywiście lider Judgment Day zareagował na to. Stwierdził, że McIntyre może mówić co chce, ale faktem jest, iż to on pełnoprawnie posiada teraz pas mistrzowski. Priest zarzucił również McIntyre'owi, że jest sam sobie winny tego, co go spotkało m.in. na WrestleManii. Przypominając chociażby, jak wielokrotnie przeszkadzał mu w realizacji kontraktu Money in the Bank na Sethcie Rollinsie, gdy ten był mistrzem. Damian podsumował jednak, że nie będzie miał problemu ze zmierzeniem się z McIntyre'em jeden na jednego, gdy ten będzie zdrowy. Link do filmu Na otwarcie ringowej akcji IYO SKY pokonała Shaynę Baszler, a nieco później Lyra Valkyria rozprawiła się z Zoey Stark. Tym samym półfinałem z drabinki Raw będzie starcie SKY - Valkyria. Link do filmu Link do filmu Carlito zasugerował pomoc Judgment Day. Choć Damian Priest nie miał z tym problemu, to podkreślił jaki jest status grupy wobec Carlito. Ten odpowiedział, że liczy na zmianę zdania w przyszłości. Link do filmu Ten wieczór był pracowity najpierw dla Alpha Academy. Chad Gable ponownie ochrzanił i ostrzegł resztę grupy, po czym poinformował o wyznaczeniu im walk. W trakcie wieczoru Akira Tozawa szybko przegrał z Bronsonem Reedem, a Otis w końcu nie posłuchał Gable'a odnośnie jego zachowania i również przegrał z Samim Zaynem. Wściekły Chad spoliczkował Otisa. Link do filmu Link do filmu Link do filmu The Judgment Day (Finn Balor & JD McDonagh) pokonali AOP (Akam & Rezar), New Catch Republic (Pete Dunne & Tyler Bate) i The Creed Brothers (Brutus Creed & Julius Creed). Tym samym zostali pretendentami do pasów tag team. Link do filmu Walka Becky Lynch z Dakotą Kai zakończyła się DQ po zamieszaniu z udziałem Damage CTRL, Lyri Valkyrii i Liv Morgan. Link do filmu Półfinałem turnieju King of the Ring z ramienia Raw okazało się starcie Gunthera z Jeyem Uso. Gunther rozprawił się z Kofim Kingstonem w ćwierćfinałach, a Jey z Ilją Dragunovem. Na koniec doszło do konfrontacji Austriaka z Uso. Link do filmu Link do filmu Warto jeszcze odnotować, iż walkę Gunthera z Kingstonem częściowo zapowiadała Lillian Garcia, która publicznie pochwaliła Samanthę Irvin za jej pracę. Skrót Raw: Link do filmu Za tydzień: - Sami Zayn vs. Chad Gable - półfinał King of the Ring: Jey Uso vs. Gunther - półfinał Queen of the Ring: IYO SKY vs. Lyra Valkyria.Przeczytaj wpis na portalu Wrestling.pl
    • Jeffrey Nero
      Pudło. Podpowiem, że zaczęło się to od opowieści Joeya dla Rossa, która miała mu pomóc zaliczyć bo miał przerwę bodajże 6 miesięcy. I właśnie tą historią Rachel uwiodła Rossa.
    • KPWrestling
      Jak co roku w wakacje zapraszamy Was na Wrestlingowy obóz letni KPW 2024 - 2 tygodnie wypełnione treningami i świetną zabawą. Najlepszy moment na rozpoczęcie swojej przygody z wrestlingiem! Pełna oferta: https://kpwrestling.pl/obozletni/ Przeczytaj na oficjalnym fanpage KPW.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...